Jingle bell jingle bell…
Dochodzący z kuchni głos bardziej przypominał pomrukiwania pijanych reniferów niż melodyjny świąteczny utwór, zazwyczaj śpiewany przez dziecięcy chórek.
– Na miłość boską! Zmień repertuar! – poirytowany Adam naciągnął kołdrę na uszy. Nic to jednak nie pomogło. Wokal pogłębiony niskim A potrafił przeniknąć nawet do krecich nor w ogrodzie, zamarzniętych o tej porze na kość. Niskie wibracje nie pozwalały przedłużyć słodkiego snu. Na nic się zdały próby zasłonięcia uszu obydwoma puchowymi poduchami.
Jednak to nie dwutonowość śpiewu, co sam utwór tak irytował zagrzebanego w pościeli Adama. Skądinąd wesoła muzyczka pojawiała się na długo przed świętami, radośnie nastrajając słuchaczy niezależnie od wieku i zaopatrywania na świat. Jej obecność w każdym miejscu przypominała, iż wkrótce nadejdzie upragniony czas odpoczynku, spotkań z rodziną, a świat, mimo wszechogarniającej bieli, stanie się kolorowy jak juwenaliowy bełt pod krakowską Rotundą.
Adam kochał święta i z niecierpliwością ich wyczekiwał. Pozwalały odetchnąć przede wszystkim od pracy, ale nade wszystko dzięki nim mógł do woli nacieszyć się wspólnym domowym ciepłem. Dzięki pracy w uczelnianym laboratorium miał długie wolne, zaczynające się w Wigilię a kończące po Nowym Roku. Okres ten przeznaczał nie tylko na wypoczynek i świąteczne przygotowania, ale przede wszystkim na czułości z najbliższymi. Niemniej wszędobylska, wciskająca się z każdej strony muzyczka – często powtarzał, że w święta boi się podnosić klapy toalety, żeby jej tam nie usłyszeć – doprowadzała go do szewskiej pasji. Jej nadmiar niczym gorąca, cuchnąca breja topił każdą świąteczną sekundę. Przesłodzona do bólu, wywoływała mentalne torsje, niwecząc radość świąt.
Ostatnią deską ratunku dla spragnionych ciszy uszu miała być kołdra, którą narzucił sobie na głowę. Przykrótka pościel odsłaniała szczupłą gładką łydkę. Lekko zarysowujący się mięsień sugerował, iż jej właściciel starał się dbać nie tylko o estetykę, ale też o kondycję fizyczną. Godzina dziennie spędzana na rowerku treningowym plus tyle samo na uczelnianej siłowni pozwalały zachować Adamowi zdrową sylwetkę. Wysportowany, ale bez przesadnej muskulatury, prowadził zdrowy tryb życia, pozwalając sobie od czasu do czasu na małe pofolgowanie. Święta były ku temu idealne. Wolał jednak, by ich pierwszy i drugi dzień wypełniała cisza i harmonia. Na próżno.
Wrzucona do zlewu patelnia huknęła z mocą gromu. Adam wrzasnął, zrzucając z siebie pościel. Wściekły właśnie zamierzał dał upust swej złości, gdy do sypialni wkroczył Ewo. Unosząc jedną ręką tacę z pysznie parującymi smakowitościami, podparł się lekko drugą niczym Apollo. Stanąwszy w nogach łóżka przybrał niedbałą pozę z wyrazem ostentacyjnego wysublimowania. Ubrany tylko w mikołajową czapeczkę, bez skrępowania eksponował swoje nagie ciało. Mimo sporych rozmiarów – jak lubił mawiać: Nie gruby! Soczyście zbudowany! – odznaczał się sporą gibkością, lekko pokonując wszelkie przeszkody. W codziennej akrobatyce pomagał mu ich kot, co chwila łaszący się do nóg, po pracy natomiast – gry zespołowe ze znajomymi. A w zaciszu domowym, gdy Bonifacy nudził się wylegiwaniem na kolanach swojego człowieka, trening uzupełniał miłosnymi zapasami z ukochanym. Hojnie obdarzony przez naturę, z lubością eksponował swe wdzięki, przyprawiając o zawroty głowy wszystkich tych, którzy pierwszy raz widzieli go na spotkaniach MP.
– Chirurg się napracował – mawiali.
– To raczej kwestia codziennych dbałości – Adam zawsze był w pobliżu partnera. Bez specjalnej zazdrości pozwalał Ewo na igraszki z przyjaciółmi, pokazując jednak dobitnie, kto sprawuje pieczę nad partnerem. Nie przepadał tylko za chudym Stokrotką, który mizdrząc się do Ewo jak kotka w rui powtarzał, że jest to jedyny maszt, na widok którego może salutować w dzień i w nocy.
Nozdrza Adama wyłapały ponętną woń. O ile jeszcze przed minutą był wręcz wściekły za pobudkę, o tyle pod wpływem narkotycznego zapachu, jego humor zmienił się diametralnie. Gramoląc się spod resztek pierzyny, usiadł, opierając plecy o pikowane wezgłowie. Diamentowy wzór obicia był identyczny jak tapicerka w ich niedawno zakupionym DS7.
Adam przetarł oczy i spojrzał przed siebie przytomniejszym wzrokiem, po czym parsknął śmiechem.
Ewo stał prezentując swoje włochate cielsko. Tylko okolice krocza były gładkie jak jałowa pustynia z członkiem sterczącym niczym zapomniany przez czas i boga kaktus saguaro.
Już wcześniej zaplanował sobie ten poranek. Ostatnimi czasy natłok obowiązków wynikający z przetasowań w pracy jak i sprawy związane z organizacją wszelakich imprez, sprawiały, że nie poświęcał wystarczającej uwagi Adamowi. Rytualne mogłoby się zdawać powitania nowego dnia, z posiłkiem spożywanym w biegu zgubiły radość partnerstwa. Już nawet nie pamiętał, kiedy ostatnim razem mogli sobie pozwolić na odrobine lenistwa. Święta były jednak idealnym momentem, by pozwolić sobie na nieskrępowaną bezczynność.
Pierwszego dnia po Wigilii wstał, jak co dzień, jednak zamiast pojechać do pracy, zabrał się raźno do roboty. Posprzątał salon, przygotował pokój zabaw i wskoczył pod szybki prysznic. Wypachniony zabrał się za przygotowanie śniadania. Mimo ogromu świątecznych pyszności postanowił zrobić cos jeszcze. Z namaszczeniem wykroił w grubej pajdzie chleba ulubiony kształt, po czym wrzucił ją na patelnię, by przyrumieniła się nieco. Pół godziny później, nucąc pod nosem świąteczną piosenkę, kończył przygotowania. Usłyszał skrzypnięcie łózka, po czym zintensyfikował popisy wokalne. Myląc z lekka tekst, zakończył niskim A i nadstawił uszu. Poirytowane mruknięcie rozweseliło go. Wrzucił patelnię do zlewu, wiedząc, że hałas zbudziłby nawet zmarłego, po czym wyszedł z kuchni unosząc na tacy smaczną niespodziankę. Po drodze założył mikołajową czapeczkę i, będąc wyłącznie w nią przybranym, wkroczył do sypialni.
– Dzień dobry księżniczko! Wyspałaś się? Mam nadzieję, bo oto niosę Ci przepyszne śniadanko…
Adam jeszcze przez chwilę przyglądał się partnerowi, po czym zmarszczył brwi. Podejrzewał, iż za słodkim głosem Ewo kryją się niecne zamiary.
– Nie mydl mi oczu, czarownico! – odrzekł, skrzyżowawszy ręce na piersiach – zapewne niesiesz mi zatrute jabłko, po którym usnę i wyrucha mnie jakiś książę z bajki.
Ewo zmarszczył brwi, jakby zastanawiał się nad tą opcją. Była kusząca. Postanowił jednak kontynuować swoją wersję.
– Ależ skąd! – zaperzył się, szybko wchodząc w swoją rolę – To tylko twoje ulubione smakowitości.
– Wąż kusiciel – mruknął Adam.
– Mówisz, masz – zaripostował Ewo, potrząsając pośladkami.
Adam rzucił szybkim spojrzeniem, po czym odwrócił głowę, starając się ukryć pokrywający jego policzki rumieniec. Zerkając ukradkiem na ciało partnera, rozmarzył się nieco. Odpłynął na moment myślami do ostatniego spotkania, podczas którego testowali nowy elektrostymulator. Zgłosił się wtedy, jako pierwszy na ochotnika. Z elektrodami przymocowanymi do wrażliwych części ciała oraz przewodzącą obręczą wokół penisa wyglądał jak FranCockStein. Techniczna absurdalność sprawiła, że na moment stracił nadzieję na przyjemność. Chwilę potem gotów był odszczekać wszystkie wątpliwości. Wstrząsany drgawkami nawet nie wiedział, w którym momencie wyrzucił potok gorącego nasienia wprost na stojącego naprzeciw partnera.
Z zamyślenia wyrwał go delikatny dotyk dłoni Ewo, prześlizgujący się po łydkach. Wierzgnął nogą, gdy poczuł łaskotanie.
– Ej no! – ja się tu staram stworzyć intymną atmosferę – obruszył się Ewo, wystawiając głowę spod kołdry.
Zamierzał właśnie wrócić pod pościel, gdy donośne burknięcie z brzucha zatrzymało go w połowie drogi.
– Ale najpierw coś zjemy. No tak. Pewnie już wystygło! – mamrotał nieco zagniewany.
Ustawiwszy talerze, wgramolił się na łóżko i zasiadł w sąsiedztwie partnera. Sprytny mechanizm zmienił blaty nocnych szafek w stoliki. Adam otworzył usta w zachwycie. W wydrążonym chlebie tkwiło jajko sadzone. Ścięte białko otaczało półpłynne żółtko. Kawałek pieczonego bekonu wystawał z boku niczym szpatułka. Kilka zielonych dodatków i całość posypana obficie ziołami stanowiły prawdziwy kulinarny majstersztyk.
Przez chwilę delektował oczy misternym posiłkiem, by zaraz zmarszczyć brwi.
– Wiesz… Ja się ogromnie cieszę z takiego śniadania, niemniej, biorąc pod uwagę tę górę jedzenia, jaka została po Wigilii…
– Nie chcesz, to nie jedz! – włochata łapa o milimetry minęła się z talerzykiem.
Adam w porę uświadomił sobie zagrożenie i czym prędzej przesunął posiłek poza zasięg rąk Ewo
– Nie o to chodzi! – Czym prędzej spieszył wyjaśnić – Tylko… no wiesz… to nie jest zdrowe.
Ewo spojrzał na niego z irytacją.
– Chcesz mi teraz strzelić wykład na temat zdrowego jedzenia? Teraz? Po tym jak wczoraj wtrąchnąłeś całą masę tłustości i słodkości, alkoholizując się przy tym do upadłego.
– O nie, nie, kolego! – Adam zaperzył się – choć akurat wczoraj mogłem sobie pofolgować, to nie było nic, co doprowadziłoby mój cholesterol do wielokrotnego orgazmu. W przeciwieństwie do dzisiejszego śniadania.
– Powiedziałem ci już…
– Wiem, wiem. Nie chcesz… ale ja chcę! Ja się wprost nie mogę doczekać…
– To czego ty chcesz? – Ewo zaczynał się poważnie denerwować – gadasz jak baba w ciąży.
– Chciałbym tylko powiedzieć – zaczął cicho Adam – że zależy mi na tym, byś się zdrowo odżywiał, bo… No wiesz… bo cię kocham.
Złość Ewo w jednej chwili znikła jak kamfora. Uśmiechnął się z rozrzewnieniem, po czym spojrzał smętnie na swoją porcję.
– Widzisz – kontynuował Adam – jajka, bekon, biały chleb, sól. Cho…e..rowa a..mówka.
– Że co?
Ewo zerknął w bok zaskoczony. Adam właśnie przełykał ostatni kęs chleba. Nieco jajeczka pozostało mu w kąciku ust.
– Cholesterolowa Atomówka – powtórzył Adam, uśmiechając się przepraszająco.
Ewo usiłował dojrzeć cokolwiek, co mogłoby usprawiedliwić jego kulinarny przepis.
– Jest majeranek – mruknął skonfundowany.
– Oj tam… – głos z boku wyrwał go z zamyślenia. Za późno. Talerzyk z jego porcją jakimś cudem przemieścił się w okolice sprawnych rąk Adama. Zawartość wnet zniknęła w ustach mężczyzny.
– Ach ty!
Ewo rzucił się w kierunku Adama. Odsunięty mocno stolik uderzył w ścianę koło łóżka. Talerzyki wraz z resztkami skórek zaścieliły puszysty dywan rozłożony na podłodze. Adam pisnął jak mała dziewczynka, gdy twarda dłoń Ewo złapała go za ramię. Wielki mężczyzna przygniótł szczupłego kochanka i zasypał gorącymi pocałunkami. Pieszczota rozanieliła Adama. W udawanym przerażeniu wił się jak piskorz, usiłując wydobyć spod potężnego cielska. Ewo na chwilę uniósł się, by złapawszy Adama za przeguby, uwięzić je w niedźwiedzim uścisku. Zaraz potem przesunął językiem po szczupłym torsie kochanka. Przez zagłębienie w szyi dotarł do podbródka, zakręcił młynka wokół łapczywie pragnących pocałunku ust Adama. Zlizał przy tym resztki jajeczka. Uśmiechnął się złowieszczo, po czym ugryzł Adama w ucho.
– Au!
Głośny protest Adama tylko podsycił żądzę Ewo. Wrócił językiem do torsu partnera. Chwycił zębami za kółka wystające z brodawek, po czym pociągnął lekko ku górze. Nikły ból podniecił Adama. Jego członek rozpoczął mozolną wędrówkę wzdłuż owłosionego uda Ewo. Wkrótce spotkał się z jego penisem. Drgnął mimowolnie. Mimo potęgującej się przyjemności, która raz po raz zamykała mu powieki, zdążył dostrzec szeroki uśmiech. Chwilę potem gorące usta partnera zacisnęły się na członku Adama. Zamknął oczy i wbił głowę w poduchę. Uwolnionymi dłońmi wczepił się w kudły Ewo i docisnął jego głowę do swojego krocza.
Mimo swojej skromnej postury, również nie miał powodów do narzekania. Wykorzystywał to szczególnie na uczelni, wciągając obcisłe jeansy. Przechodzące obok studentki czerwieniały za każdym razem. Rektor zgrzytał zębami a Mossir – wykładowca z Abu Dabi – tracił kontrolę nad dłońmi, trzymającymi naręcza notatek. Papiery zaścielały całą klatkę schodową. Adam ledwo powstrzymując śmiech, zbiegał w dół, aż do piwnicznej kawiarenki, gdzie zaszywszy się w ciemnym rógu pomieszczenia, szybko zapalał papierosa. Zaciągnąwszy się dymem, obmyślał kolejny makiaweliczny plan doprowadzenia obcokrajowca do palpitacji serca.
– Księżniczko…
Z zamyślenia wyrwał go znajomy głos. Spojrzał w dół. Zobaczył Ewo przymierzającego do kolejnego połknięcia jego członka. Coś jednak złowieszczego kryło się w źrenicach partnera. Nim zdał sobie sprawę, co to może być, jego lędźwie przeszył żar. Dłoń Ewo aż po nadgarstek zniknęła miedzy pośladkami Adama.
– Yyychh – stęknął, rozkładając szeroko nogi. Uniósł przy tym biodra lekko ku górze, pozwalając Ewo na rytmiczną penetrację. Czuł każdy jego palec, dotykający wrażliwych ścianek odbytu. Oczy powoli zasnuwała mu mgła. Orgazm nadchodził szybkimi krokami. Chciał przedłużyć tę chwilę w nieskończoność, ale równocześnie pragnął spełnienia, którego już od tak dawna potrzebował. Otarł się udami o szczeciniaste ramię Ewo, co tylko przyspieszyło nieuniknione. Szarpnął się w ekstazie, zalewając usta partnera potokami gorącego nasienia. Zacisnąwszy mocniej powieki wygiął ciało w pałąk, na ile pozwalało mu cielsko tamtego.
Przez chwilę leżał oszołomiony, podczas gdy dłoń Ewo zataczała delikatne kręgi wokół jego sutków. Powoli uspokajał oddech, by w końcu odwrócić się w stronę partnera. Jego rozanielony wyraz twarzy rozweselił Ewo. Zaśmiał się chrapliwie, po czym przysunął bliżej. Adam pocałował go. Wpierw lekko, potem coraz zachłanniej aż w końcu połykał go jak nastoletni prawiczek swoją pierwszorandkową. Ewo starał się oddawać pocałunki, jednak zmęczony nie mógł dotrzymać tempa partnerowi. Adam zaś wykorzystywał to z pełną premedytacją. Gdy Ewo usiłował objąć go w pasie, szybko odsunął się, po czym skoczył na partnera.
– Ej! Co jest!
Ewo wierzgnął nogami, lecz w tym samym momencie poczuł twardy członek Adama przeciskający się między jego pośladkami.
– Kiedy…? – Zaczął, lecz dalsza część pytania okazała się nieważna.
Adam na moment przerwał perwersyjną wędrówkę, tylko po to, by hojnie nasmarowawszy lubrykantem penisa, bez żadnego ostrzeżenia wbić się aż po jądra w tyłek kochanka.
– Ach! – Ewo zacisnął wielkie dłonie na pościeli.
Rozkosz dawana mu przez partnera sprawiała, że powoli poddawał się jego ruchom. Szybko odnaleźli ulubioną pozycję. Stojący na czworakach Ewo przyjmował kolejne sztychy, a odgłos ich miłości odbijał się echem od pustych ścian sypialni. Wiedział, że drugie podejście Adama będzie znacznie dłuższe, przeto położył głowę na stercie poduszek i zamknął oczy. Doświadczał przyjemności, jakiej mogła mu dać tylko ukochana osoba. Oddany całkowicie partnerowi, wszystkimi zmysłami chłonął te doznania.
Choć zazwyczaj, tak jak i teraz, jego głowę zaprzątały pomysły o kolejnych spotkaniach w coraz to nowszych sceneriach. Oczyma wyobraźni widział uwięzionych w klatkach mężczyzn, wyciągających błagalnie dłonie w kierunku odzianego jedynie w ciężkie buciory strażnika. Jego pejcz, co chwila spadający na odsłonięte ciała niewolników. Ich penisy ocierające się wzajemnie o siebie, dłonie znikające między pośladkami, języki zlizujące ściekające między udami pot i nasienie. Każdy oczekujący zaszczytu. Który z nich zostanie wybrany przez posępnego strażnika. Bondage swing czeka. Którego zaszczyci swą uwagą i uwięziwszy w huśtawce, rozora anal twardą dłonią. Który z nich poczuje satysfakcjonujący ból w lędźwiach i, trysnąwszy gorącym nasieniem na oprawcę, zlizywać będzie perlistą maź z jego torsu.
Opada czerwona kurtyna i tylko ręce wyciągnięte poza kraty. Machające. Drgające. Jak stado marionetek dotkniętych Parkinsonem.
I nagle cisza. Ręce opadają w dół. Znikają pod połami materiału. Potęgująca cisza, gwałcona pojedynczymi klapnięciami. Ciche westchnięcia, przechodzące w pojedyncze jęki. Aż w końcu piekielny wrzask, gdy wielki plug przenika przez wrażliwe warstwy, rozpycha we wnętrzu jak niespokojny płód, by w końcu osiąść jak kontenerowiec w doku.
Wiwat!
Jęk spełnienia. Cichy brzęk łańcuchów. Odprowadzony do celi, zamknięty pośród wygłodniałych wilków. Wrzask ponownie rozbrzmiewa w katakumbach. Każdy chce doświadczyć bólu, by w ostatecznej ekstazie uwolnić od odczłowieczonego wszechistnienia.
– O boże! – Adam wbił się w partnera w ostatnim gwałtownym pchnięciu, wyrywając go z zamyślenia. Ewo przeklął się w myślach; przecież miał się poddać tylko tej świątecznej chwili. Dobrze wiedział, że Adamowi już niewiele brakuje do spełnienia. Znał przecież te jego ostatnie, niekontrolowane ruchy. Ból rozsadzający jądra kazał mu spojrzeć w dół. Ujął własnego kutasa w rękę, po czym zaczął się szybko masturbować. Adam wyczuł zmianę. Przytulił się do Ewo i zaraz potem szczytował zalewając uda partnera kolejną porcją nasienia. Chwilę potem przewrócił go na plecy, po czym sam nadział się na sterczącego penisa. Jądra skurczyły mu się w chwilowym bólu. Wkrótce jednak rytmiczne przesuwanie uwolniło tłumioną w odbycie wilgoć. Adam podskakiwał na kutasie Ewo jak rozochocona nastolatka na silikonowym Kenie. Jego własny kutas podążał w tym samym rytmie, obijając się co chwila o podbrzusze Ewo. Rozśmieszyło go to. Spojrzał na spoconą twarz partnera. Perlący się na jego czole pot, czerwone policzki i głębokie sapnięcia przypomniały mu o słabej kondycji kochanka.
– Kurwa – mruknął nieco poirytowany.
– Co? – Ewo otworzył zaciśnięte powieki.
– Nic – Adam przyspieszył ruchy, starając się jeszcze mocniej nabijać na kutasa.
– To dobrze… bo… Uch… O… Oooo
Ewo wypuszczał z siebie powietrze jak zmęczony dwudziestoczterogodzinną dniówką Tir, zatrzymujący się na parkingu przy A-czwórce. Drgnął w ostatnim wyrzucie. Pojedyncze kropla popłynęła wzdłuż podbrzusza, po czym wsiąkła w satynową narzutę.
Zalegli obaj na łóżku. Odpoczywali, kontemplując w milczeniu zygzakowate pęknięcie na suficie. Biegło od północno wschodniego narożnika, tam gdzie w zeszłym roku zmodernizowali przejście do bawialni, po południowe okno, łącząc się ze szczeliną przy nadprożu.
Ewo wypuścił z siebie długie głuche pierdnięcie, zakończone niepokojącym bulgnięciem.
Adam spojrzał na niego zdegustowany.
– Przepraszam – Ewo poczerwieniał ze wstydu.
– Masz za co! – szczeknął Adam, po czym powtórzył popis Ewo, znacznie jednak krótszy i nieco piskliwy.
– No masz! Przyganiał kocioł garnkowi!
– Przepraszam – tym razem to Adam zaczerwienił się jak burak.
– Masz za co…
– Ej no! Tylko bez takich!
– No co?
– To mój tekst. I moja… – kolejna seria stłumiona pościelą brzmiała już bardziej przystępnie – riposta.
– Żebym ja ci nie zaripostował – mruknął Ewo naprężając się.
– Stop! Proszę – Adam przeraził się nie na żarty.
– No dobra. W ostateczności mogę. Ale… – Ewo zamyślił się, po czym westchnął stropiony – Co będziemy dziś robić?
– Nie mam pojęcia – Adam rozejrzał się po pokoju.
Nic mu nie przychodziło do głowy. Z zaskoczeniem odkrył, że źle się z tym czuje. Zazwyczaj wstawał do pracy albo wpuszczał Bonifacego do domu, nakładając do miski kopiatą porcję kociego żarcia, po czym wychodził do ogródka.
Tymczasem była zima, za oknem biel przykryła wszystkie kolory a wszędobylski mróz wciskał się najmniejszą nawet szparą jak mysz spragniona czerstwego chleba. Nieszczelne drzwi w piwniczce irytowały go do tego stopnia, że był gotów poświęcić tę chwilę świątecznego relaksu, zejść na dół i czymkolwiek zatkać dopływ ziąbu. Poruszył nawet nogą.
– Nawet o tym nie myśl – Ewo w mig odgadł zamiary partnera.
Adam westchnął ciężko.
– To co mam robić?!
– Leżeć – Ewo rozłożył ręce na boki i zamachał nimi jak gdyby robił aniołka w śniegu. Trącił przy tym poirytowanego Adama. Mężczyzna w geście dezaprobaty odwrócił się tyłem do partnera. Nie na długo jednak. Sięgnął po tablet leżący na półce obok łóżka, po czym położył się na wznak.
– No weź, no… – Ewo usiłował wytrącić urządzenie z ręki Adama.
– Czekaj! Chciałem Ci coś pokazać.
– I musisz do tego używać tableta? – Ewo przytulił się do Adama. Lekko dmuchał mu w szyję a gdy tamten nie zareagował przygryzł płatek ucha.
– No weź, no!
– Ignorujesz mnie.
– No weź poczekaj! O! Jest. Patrz.
Ewo uniósł się na łokciu i spojrzał na obrazek. Rajska plaża nie odznaczała się jakoś niczym szczególnym.
– Nie widzę tu nic szczególnego. Choć przyznam, dawno nie byliśmy na żadnej wycieczce.
– Hura hura.
– Hmm… brzmi jak bara bara. Już mi się podoba.
– To inaczej: bez pośpiechu i bez stresu.
– A! No… czyli baaaraaa baaaraaa…
– Tobie to tylko jedno w głowie.
– A skąd! Jak zwykle mam to w dupie!
– Nie mogę! – Adamowi opadły ręce. Przez chwile gapił się beznamiętnie w sufit, po czym wrócił do prezentacji oferty – Patrz. Ful eksklusiv! Baseny, prywatne sauny i masaże…
– A to co? – Ewo przewinął zdjęcia – No chyba sobie żartujesz!? Mam się tłuc taki kawał drogi, by wylądować w jakimś meczecie? To już lepiej jedźmy do Białki. Pojeździmy na nartach a po południu wygrzejemy się w cieplutkich solankach albo borowinkach.
– Jasne. Po odstaniu godziny w kolejce na szczyt zjedziemy po kamieniach a po południu trafimy na wycieczkę szkolną, od której popękają mi bębenki w uszach. A w strefie dla dorosłych – dodał szybko, widząc zamiar Ewo – Stado obleśnych starców będzie gwałcić wzrokiem trzydziestoletnią nimfomankę, która jak się później okaże przyjechała z sześćdziesięcioletnim alfonsem.
– Oczywiście – zaperzył się Ewo – lepiej żebyśmy wylądowali wśród arabusów, by któregoś ranka obudzić się z kałachem przystawionym do skroni.
– Kurwa! – Adam miał już dość – Przecież to nie Syria!
– Ale blisko.
– Tak samo blisko z Białki do Białorusi!
– Nie mam nic do Białorusi.
– Rób co chcesz – Adam westchnął zrezygnowany.
– No weź. Wiesz, że się nabijam. Pokaż wreszcie, o co chodzi – Ewo próbował ratować sytuację.
– Chłopaki z TC wybrali to miejsce na kolejne spotkanie Perwert Ring
– Aaa… to zmienia postać rzeczy – Ewo klasnął w dłonie – Nie mogłeś od razu?
– Chciałem żebyśmy tam pojechali tydzień wcześniej i odpoczęli od wszystkiego.
– Zaraz, zaraz. Czyli kiedy?
Adam westchnął ciężko. Wiedział, że to się nie spodoba. Nabrał powietrza w płuca i wyrzucił z siebie.
– Jutro.
Ewo spojrzał na Adama. Widząc napięcie na twarzy partnera, zdecydował w jednej chwili.
– Po jednym warunkiem – uśmiechnął się widząc niedowierzanie Adama – Codziennie chcę drinka z palemką i palemkę w kakałku. Rano i wieczorem. Plus masaż po poobiedniej sjeście.
– To wszystko?
– Nie. Bonifacy po naszym powrocie ma być karmiony wyłącznie Sanabelle Cat.
– Zgoda – westchnął Adam. Już wcześniej przeczuwał, że ulubiony kot Ewo będzie kartą przetargową – Zresztą odpowiednie smaki są już przygotowane.
Ewo uniósł brew.
– To teraz odłóż ten tablet – rzekł do Adama cicho.
Ze złowieszczą satysfakcją wykorzystał moment, gdy partner odwrócił się tyłem, by położyć urządzenie na podłodze. Objął Adama w pasie i przylgnął udami do jego bioder. Tym samym członek większego mężczyzny znalazł się we właściwym miejscu. Adam przymknął oczy. Uniósł nieco biodra, pozwalając, by penis Ewo wniknął do jego odbytu. Potężny członek wszedł bez żadnych przeszkód. Adam poczuł na pośladkach gorące jądra Ewo. Miarowe pchnięcia kochanka wyzwoliły w nim falę przyjemności. Pojękiwał cicho, wbijając palce w poduszkę. Dłonie Ewo głaskały, szczypały, drażniły każdy zakamarek jego ciała. Szarpnięcie za kółka w brodawkach przyjął z grymasem na ustach. Natarczywość tamtego sprawiła, że nie mógł się opanować. W końcu krzyknął z bólu. Ewo westchnął rozanielony. Tego właśnie potrzebował. Serią mocnych pchnięć przesuwał partnera na skraj łóżka. Adam musiał się mocno trzymać jego ramy, by nie zostać wypchniętym.
– Ewo – jęknął, czując, że zaraz przywita się z podłogą.
Jednak kochanek był głuchy na prośby. Dochodził powoli, czując jak wzbiera w nim ogromna fala. Zaraz potem perłowe tsunami przelało się przez zwieracze Adama, plamiąc pogniecione prześcieradło.
– Och. Och… – charczał Ewo, usiłując resztkami sił utrzymać się w dupie Adama.
Jednak ostatnie jego pchnięcie sprawiło, że kochanek nie miał już czego się złapać. Równie mocno zaspokojony, osunął się wraz z kołdrą na puszysty dywan. Zaległ tam oddychając ciężko. Jego penis podrygiwał boleśnie w potrzebie kolejnej ejakulacji. Szybko sprawił sobie przyjemność. Ból jąder zelżał na tyle, by mógł oddać się błogiemu wypoczynkowi.
Chwilę leżał wyzbyty wszelkich myśli, gdy nagle sobie przypomniał. Otworzył oczy, spojrzał w kierunku saloniku. Pomieszczenie wyglądało jakby przeszła tam trąba powietrzna. Po kolacji wigilijnej puścili film porno i do późnych godzin nocnych wprowadzali własne poprawki do scenariusza. Około północy ledwie dotarli do sypialni.
Poczuł łaskotanie. Z łóżka zwisała włochata ręka. Dłoń Ewo przesuwała się po szyi Adama. Znad posłania wystawała połowa twarzy tamtego. Połowa uśmiechu i jedno oko, błyszczące radością.
– Wiesz… – zaczął, lecz nie dane mu było skończyć.
Dzwonek do drzwi wyrwał obu z zadumy. Adam owinął się dużym ręcznikiem kąpielowym i ruszył przez salon w kierunku drzwi wejściowych. Za oknem widział rozmazane postacie, zmierzające w stronę wejścia do domu. Będąc już w przedpokoju usłyszał następujące po sobie trzy łupnięcia a po nich w podobnych odstępach trzy przekleństwa. Adam parsknął śmiechem.
– Kogo przywiało! – zakrzyknął z sypialni Ewo.
– Trzej kurwowie – odrzekł Adam ze śmiechem, otwierając równocześnie drzwi – Cześć chłopaki.
– Znaczy?
– Karol, Maurycy i Bartek.
– O szlag!
Ewo zerwał się na równe nogi. Przyjrzał się uważnie rozgardiaszowi, jakby mierząc siły na zamiary, po czym raźno zabrał się do pracy. Zdążył jeszcze pozamykać drzwi do sypialni i kuchni. Usłyszał stłumione rozmowy znajomych oraz w chwilę potem trzeszczenie drewnianych schodów. Adam najwyraźniej postanowił sprowadzić gości wprost w erotyczne trzewia domu. Ewo westchnął ciężko.
– A w kuchni czeka sterta naczyń – marudził poirytowany.
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wejdź na nasz formularz i wyślij je do nas. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Karel
2018-12-26 at 11:38
FranCockStein – bravissimo za określenie 🙂
Nie cierpię kolęd tak jak i jeden z bohaterów.
Niezłe, nietypowe, itp.
Megas Alexandros
2018-12-29 at 00:54
Nietypowe, nietuzinkowe, oryginalne – to słowa najbardziej pasujące do wigilijnej opowieści Grega.
Jeśli ktoś jest bardziej pruderyjny, poważny, czy po prostu homofobiczny, przydadzą mu się także przymiotniki: obrazoburcze, skandaliczne, obraźliwe.
Mnie akurat lektura tego tekstu sprawiła sporo frajdy, parę razy nawet parsknąłem śmiechem. Choć w sumie też nie wiem, gdzie tu jakiś głębszy zamysł i czy w ogóle warto go szukać.
Ot, scena z życia dwóch kochających się i nieco frywolnych ludzi.
Pozdrawiam
M.A.
Ania
2019-01-11 at 13:29
Świetne!