Ucieczka (MałaMi)  4.34/5 (2)

10 min. czytania
xusenru, bez tytułu, CC0

xusenru, bez tytułu, CC0

„Pewna legenda opowiada o ptaku, który śpiewa jedynie raz w życiu, piękniej niż jakiekolwiek stworzenie na ziemi. Z chwilą, gdy opuści rodzinne gniazdo zaczyna szukać ciernistego krzewu i nie spocznie, póki go nie znajdzie. A wtedy wyśpiewując pośród okrutnych gałęzi, nadziewa się na najdłuższy i najostrzejszy cierń. Umierając, wznosi się ponad swój ból, żeby prześcignąć w radosnym trelu słowika i skowronka.

Jedyną… najpiękniejsza pieśń… za cenę życia.

Cały świat wtedy zamiera, aby go wysłuchać, uśmiecha się nawet Bóg w niebie..
Bo to, co najlepsze, jest zawsze okupione ogromnym cierpieniem…
Przynajmniej tak głosi legenda.”

[„Ptaki Ciernistych Krzewów”]

[Coleen McCullough.]

* * *

Po raz kolejny to zrobiłam. Podkuliłam swój ogon i uciekłam. Jestem tchórzem. I nie wstydzę się tego. Zawsze uciekałam. To umiem robić najlepiej. Uciekać od problemów. Uciekać od ludzi. A wreszcie uciekać od niego. Kiedyś mówiono, że jesteśmy jak dwie połówki tego samego jabłka, że łączy nas coś nadzwyczajnego. Magnetyczne przyciąganie. Elektryzująca namiętność. Że jest to jakieś nieziemskie uczucie. A przecież coś tak rzadkiego powinno trwać wiecznie? Nie trwało. Rozwaliło się po czterech latach. Z czyjej winy? Pewnie mojej.

* * *

Poznałam go w drugiej klasie liceum. Na meczu siatkówki, który komentował. Kibicowałam mojemu chłopakowi. Podobał mi się jego głos. Ciepły, męski baryton. Gdy na boisku niewiele się działo mówił jakby od niechcenia. Niedbale, ale zmysłowo. Jak… jak Boguś w nieśmiertelnym „Nie chce mi się z tobą gadać…”. Gdy wygrywaliśmy set zarażał swoim entuzjazmem nawet najbardziej wybrednych kibiców. Z tego głosu przebijała prawdziwa radość.

Po meczu była impreza. Ktoś mi go przedstawił. Chłopak okazał się być mężczyzną. Którego chwilę później już tam nie było. W pamięci jednak na długo pozostał mi ton jego głosu, uroczy dołek w policzku i to niezwykłe imię. Kostek…

Kostek był facetem, który niesamowicie mi się podobał. Miał bowiem ten „niegrzeczny” – jak zwykłam go nazywać – typ urody. Nawet jeśli golił się rano, to już wieczorem jego twarz pokrywał zarost. Ciemny, szorstki zarost, który najbardziej zmysłowo wyglądał po dwóch – trzech daniach. Wtedy połączenie czarnych jak węgiel oczu Kostka i tego zarostu powalało mnie na kolana. I jeszcze ta blizna nad prawym okiem, od brwi w górę czoła – dwucentymetrowy, wąski ślad pozostały z bójki w młodości. Trochę przyduży sweter i bojówki. Wszystko to z pozoru wyglądało niechlujnie, a przecież miało w sobie jakiś niezwykły magnetyzm. Sprawiało, że nie mogłam przestać o nim myśleć.

Spotkałam go ponownie jakieś dwa miesiące później. O dziwo, pamiętał mnie. Przegadaliśmy pół wieczoru. Im więcej Kostek mówił, tym bardziej pragnęłam go słuchać. Zauroczył mnie swoim głosem. Zaczarował. Omotał. Zakochałam się. Przepadłam bez pamięci. Zaczęliśmy się spotykać. Nie, nie jako para. Jako znajomi. Ta znajomość z czasem przerodziła się w koleżeństwo. Koleżeństwo przeistoczyło się w przyjaźń. A przyjaźń w coś więcej. Kostek był wspaniałym kompanem, wiernym przyjacielem, cierpliwym kochankiem. Nigdy nie nalegał, nie żądał, nie wymagał. Powoli, bez żadnego pośpiechu odkrywał przede mną tajemnice fizycznej miłości.

Zaczął od pocałunków. Delikatnie pieścił moje usta wargami, językiem, zębami. Ta cała kretyńska definicja francuskiego pocałunku, której kiedyś nauczyła mnie koleżanka i która brzmiała mniej więcej tak: „zamknij oczy, otwórz buzię i ruszaj językiem” przy Kostku w ogóle się nie sprawdziła. Z nim nie dało się tak całować. On doskonale wiedział, co chce przekazać za pomocą ust. Gdy całował mnie na powitanie, jego wargi były zaborcze, język nachalny, a ręce niecierpliwe. A gdy się ze mną żegnał, celebrował te ostatnie pieszczoty, delektował się nimi, przedłużał niemal w nieskończoność…

Podobnie było z jego dłońmi. Niespiesznie eksplorowały moje ciało. Plecy, pośladki, piersi. Wszędobylskie palce badały każdy centymetr mojego ciała, dostarczając nieopisanych przeżyć. Doskonale pamiętam dotyk Kostka na moim brzuchu. Niby to łaskotanie, niby delikatne muskanie, a jednak najcudowniejsza pieszczota, jakiej wówczas doznałam. Potem jego palce poznawały moją kobiecość. Zataczały na niej kręgi, delikatnie pocierały, ściskały – a wszystko po to, by było mi cudownie.

Następnie Kostek poznawał mnie językiem. Ślady śliny zostawione na skórze, ciepłe oddechy, krótkie, jak gdyby urwane muśnięcia – wywoływały we mnie drżenie. Po tych pieszczotach prawie zawsze zostawała mi zaczerwieniona skóra, bo Kostek do gry wstępnej angażował nie tylko język, ale też zęby i brodę. Ale to właśnie w nim kochałam. Angażował się całym sobą, poświęcał temu, co robił, ostatnie pokłady energii. Zatracał się w tym całkowicie…

Pragnęłam go. Pragnęłam jak nigdy nikogo. Całe moje ciało rwało się ku niemu. A gdy już je posiadł, zawładnął równocześnie moimi myślami. Godziłam się na wszystko. I wszędzie. Jedno jego spojrzenie, niedbałe skinienie głowy, drobny gest wystarczył, bym zapomniała o ważnych sprawach oraz innych ludziach. Kostek posiadał nade mną jakąś dziwną i niebezpieczną władzę. Tylko wtedy jeszcze tego nie wiedziałam…

Pamiętam jak poszliśmy na spacer. Trzymając się za rękę przemierzaliśmy zieloną polanę ukrytą daleko w lesie. Ani ja, ani Kostek nie myśleliśmy, że spotkamy tam wspólnych znajomych. Czysty przypadek, że akurat w tamtym miejscu robili sobie ognisko. Oczywiście nie sposób było się do nich nie przyłączyć. Mieli nadmiar trunków, wolny koc i gitarę. Świat powoli zaczął zasnuwać zmierzch. Siedziałam między rozsuniętymi nogami Kostka, oparta o niego plecami. Okryci kocem. wpółleżeliśmy zasłuchani w rosyjską balladę, którą wyśpiewywał znajomy mojego chłopaka. Kostek objął mnie w tali i oparł mi brodę na ramieniu. Z rozkosznym westchnieniem oparłam się o jego tors. Pocałował mnie leciutko w ucho, a potem obsypywał szyję pocałunkami. Splótł swoje niecierpliwe palce z moimi i szepcząc mi coś do ucha, pociągnął mi ręce do tyłu. Następnie przycisnął je do siebie całkiem je unieruchamiając. Chwilkę potem uwięził je za swoim pasem i zaczął pieścić moją talię. Poły koca nieznacznie się rozsunęły. Lewą dłonią Kostek ponownie chwycił i złączył je ze sobą. Prawa przesuwała się po moim płaskim brzuchu w górę, ku piersiom. Ciało przeszył dreszcz.

– Spokojnie maleńka, zachowaj spokój, a nikt nic nie zauważy – wyszeptał mi do ucha.

Zaparło mi dech, gdy objął piersi. Rozejrzałam się wokół. Jedni znajomi mojego partnera byli złączeni w czułym pocałunku, inni trwali w bezruchu, wsłuchani w dźwięki gitary. Wszyscy siedzieliśmy z zamkniętymi lub przymkniętymi oczami, każdy pogrążony we własnych myślach.

Pod delikatną pieszczota piersi wyprężyły się, a brodawki rozkosznie nabrzmiały. Zagryzłam wargi, by nie jęknąć z przyjemności. Tymczasem dłonie Kostka ześlizgnęły się znów w dół. Przytulona do męskiej piersi, uniosłam twarz, szukając jego ust. Pochylił się nade mnę i rozchylił mi wargi leniwym muśnięciem języka. Rozkoszowałam się jego smakiem.

– Jesteś w moich ramionach taka krucha, bezsilna. Niepodobna do żadnej z kobiet, które wcześniej znałem. Pragnę się tobą opiekować, pragnę cię uczyć rozkoszy – wyszeptał, a słowa te na długo wbiły mi się w pamięć.

Pod osłoną koca gładził moją skórę, łagodnie ugniatał biodra i pieścił brzuch, przez cały czas czule całując szyję. Pieszczotami przełamał mój początkowy opór.

Kiedy sunął dłonią w dół mojego brzucha, unosiłam biodra w słodkim pożądaniu. Kostek bez trudu pojął, gdzie chciałabym go i z radością spełnił te pragnienie. Kiedy mnie tam musnął, poczuł wilgoć. Jego palce błądziły po mojej kobiecości, a mi coraz trudniej było zachować pozorną obojętność. Poddałam się tej pieszczocie, nieznacznie poruszałam biodrami w rytmie dotknięć bezlitosnego kochanka. Wbiłam palce w uda Kostka, zaciskałam zęby, przygryzałam wargi – wszystko po to by, nie wzdychać z rozkoszy, nie krzyczeć z przyjemności. Właśnie tego potrzebowałam. Zaspokojenia. Chwili pełnego szczęścia. Westchnęłam wyczerpana, oparłam głowę na ramieniu Kostka i ponownie wsłuchałam się w ostatnie akordy rosyjskiej ballady.

Nie wiem czy ktoś coś zauważył, nie myślałam o tym. Rozkoszowałam się chwilą. Delektowałam się nią, pragnąc by cały świat wokół przestał istnieć…

Z kolei na urodzinach jego kumpla wystarczyło by wyszeptał mi do ucha:

– Pragnę cię…

A ja już kombinowałam, jak i gdzie mogłabym mu się oddać. Nie było łóżka, sofy, puszystego dywanu. Za to była ściana, pralka i lustro nad umywalką będące niemym świadkiem naszych uniesień. Kostek zamknął mi usta pocałunkiem. Długim, gorącym i namiętnym. Przywarłam do niego całym ciałem i szeptałam jego imię. Moje ramiona oplotły mu szyję.

– Kostek, ty chyba nie zamierzasz…?

Kolejny pocałunek powiedział mi, że jednak zamierza. Niecierpliwie odpiął kilka guzików w mojej koszuli i uwolnił krągły biust. Wydawało się, że piersi mnie zdradziły, że same wtulają się w jego dłonie. Pieścił sutki, aż stały się twarde. Nasz wzajemny dotyk wzmagał narastające pożądanie. Zadrżałam, gdy Kostek wpił mi się palcami w pośladki. Oplotłam go nogami. Całkowicie otwarta na jego pieszczoty. Dotykał mojej kobiecości i pieścił ją tak długo, aż sama nie zaczęłam prosić by wreszcie we mnie wszedł.

Kostek niecierpliwie uwolnił się ze spodni. Wtargnął do końca, jednym szybkim, płynnym ruchem. Jękiem nakłoniłam go, by zaczął się we mnie poruszać. A on wprost napawał się tym aktem. Jakby chłonął moja wilgoć, otaczał się ciepłem ciasnego wnętrza. Zaciskałam ręce wokół jego karku, piersi przyciskały się do twardego torsu. A słowa same wyrywały się z ściśniętego podnieceniem gardła:

– Kostek… proszę cię…

Dopiero wtedy kochanek spełnił me życzenie. Mocno trzymał mnie za biodra i za każdym razem wchodził głęboko. Czułam żar rozlewający się po całym ciele. Jęknęłam głośniej, co wzmogło tylko pożądanie Kostka. Wdzierał się coraz szybciej, mocniej, dalej. Krzyczałam z rozkoszy. A on wbił zęby w moje ramię i wypełnił mnie  ciepłym nasieniem. Po wszystkim jak gdyby nigdy nic wróciliśmy na imprezę. Upajaliśmy się zapachem szalonego seksu, a tajemnicze uśmieszki naszych znajomych w ogóle nas nie obchodziły…

Było nam z sobą niesamowicie dobrze. Świetnie dogadywaliśmy się zarówno w łóżku, jak i poza nim. Zgraliśmy się ze sobą. To pewnie dlatego nasi znajomi nie mogli wyobrazić sobie nas inaczej, jak tylko razem.

Zawsze jednak musi być to „ale”…

Tym razem też było. Nie chciałam się już związać na amen. Nie marzyłam o białej sukni, długim welonie i złotej obrączce na palcu. Nie dorosłam jeszcze do tego. Bałam się. Tak zwyczajnie, po prostu się bałam. Byłam młoda. Dopiero zamierzałam uciec spod opiekuńczych skrzydeł rodziców. Pragnęłam zasmakować życia. Rozkosz wolności. Chciałam spróbować studenckiej egzystencji… Kostek jakoś nie bardzo chciał to zaakceptować. Postawił mi wybór: albo on albo studia.

Wybrałam studia…

Ponownie spotkałam go sześć lat później. Na ślubie wspólnych znajomych. Wyglądał tak znajomo… Tak cudownie. Niemal się nie zmienił.

Ucieszyłam na jego widok. Przez głowę przeleciały mi najcieplejsze ze wspomnień związanych z jego osobą. Zaczęliśmy rozmawiać. Od razu zauważyłam, że nie miał obrączki. ”Więc ta atrakcyjne brunetka nie jest jego żoną” – przeleciało mi przez głowę. Nie pomyliłam się. Była jego koleżanką z pracy. Kostek nie omieszkał mi się pochwalić, że spełniło się jego marzenie. Wiedziałam, jak mu zależało na pracy w radiu. Zaraz też usłyszałam, którą audycję i w jakiej rozgłośni prowadzi…

Czas biegł jak szalony… Przecież dopiero co spotkaliśmy się ponownie, a już świtało. Trzeba było się żegnać. Wymieniliśmy się aktualnymi namiarami i z zamiarem rychłego kontaktu rozjechaliśmy  się, każde w swoją stronę.

Odezwał się do mnie jakieś dwa tygodnie później. Akurat był przejazdem we Wrocławiu. Umówiliśmy się na kawę. Pojechaliśmy do niewielkiej kawiarenki nad Odrą. Rozmawialiśmy głównie o pracy, o tym, co się u nas przez te blisko sześć lat zmieniło. Jednak jakoś żadne z nas nie wiedziało, jak sprowadzić konwersację na prywatną sferę życia. W końcu Kostek powiedział, że ma trzyletnią córkę. Na moje pytanie o jej matkę krótko wyjaśnił: „było, minęło”. Dalej więc nie drążyłam tematu. Spędziliśmy z sobą naprawdę cudowne popołudnie, spacerując, karmiąc kaczki, śmiejąc się ze swoich żartów.

Odprowadził mnie pod sam dom. Pożegnaliśmy się pocałunkiem w policzek, ale żadne z nas nie umiało odejść. Wciąż staliśmy wpatrzeni w siebie. W pewnym momencie Kostek nachylił się nade mną z wyraźnym zamiarem pocałowania mnie.

– Proszę…

– Nie, nie powinniśmy – odpowiedziałam.

– Proszę…

Przecząco pokręciłam głową.

– Tylko jeden pocałunek – usłyszałam. I zaraz poczułam miękkość jego ciepłych warg. Całował niespiesznie. Jakby delektując się słodyczą. Zachłannie wkraczał językiem w moje usta, po czym szybko go cofał i czekał, czy wyjdę mu naprzeciw, czy odwzajemnię jego pieszczotę.

Nasze usta doskonale pasowały do siebie. Dłonie same znalazły drogę do szyi. Ciało wyrywało się ku niemu, domagając się dalszych pieszczot.

Oboje zatraciliśmy się w pożądaniu. Trzymając się za ręce pokonywaliśmy kolejne półpiętra, by wreszcie dotrzeć do drzwi mieszkania. Za całą grę wstępną starczyło nam zaledwie parę zaborczych pocałunków, podczas których niecierpliwe dłonie ściągały z nas ubrania. Potem kochaliśmy się. W kuchni, na stole. Dziko, niecierpliwie, trochę po wariacku. Leżąc plecami na zimnym blacie, zarzuciłam Kostkowi nogi na ramiona. Tak… pamiętam… Zawsze to lubił. Zresztą oboje doskonale wiedzieliśmy, co sprawia nam największa przyjemność. Przynajmniej ja pamiętałam bardzo dobrze. Kostek najwyraźniej też. Bo jego palce zaraz sięgnęły mojej kobiecości. Szybkie, płynne ruchy połączone wywołały u mnie falę spełnienia. Resztkami świadomości zanotowałam jeszcze słowa Kostka:

– Jak dobrze…!

Moje spocone ciało drżało pod jego ciężarem. Ciężki oddech ogrzewał mi szyję. Trwając tak w cudownym bezruchu, poczułam, jakbym po długiej podróży wróciła do domu. Było mi dobrze. Bardzo dobrze…

Spotykałam się z nim przez następne parę miesięcy. Mieliśmy dla siebie dwa, trzy dni w tygodniu. Weekendy mój kochanek spędzał ze swoja córką. Śliczna, mądra dziewczynka nie widziała świata poza tatusiem. Nie chciałam więc zabierać im tych kilku chwil, które mieli tylko dla siebie. Kostek miał  też swoją audycję. A ja pracę.
W końcu szef zaproponował mi kierownicze stanowisko w oddziale firmy w Norwegii. Było to dla mnie niezwykłe wyróżnienie. Niebywała życiowa szansa. Tylko głupi by ją odrzucił…

O wszystkim miałam mu powiedzieć w piątek. A dziś… Dziś znalazłam małe pudełeczko z logo znanej firmy jubilerskiej…

Najróżniejsze myśli zawładnęły moim umysłem. Kocham Kostka i kocham swoją pracę. Ale muszę z czegoś zrezygnować. Tego nie dało się ze sobą pogodzić. On nigdy stąd nie wyjedzie. Tu ma rodzinę, córkę, swoje radio, dom… Czy mam prawo mu to odebrać? Co mogę mu zaproponować w zamian? Samotne godziny w zimnym kraju? Parę skradzionych chwil? Namiętne noce? To chyba jednak trochę zbyt mało…

Nie chciałam awantury. Nie chciałam łez, błagań i próśb. Podjęłam decyzję. Właśnie po raz ostatni przekręcam klucz w drzwiach wynajmowanego mieszkania. Za tymi podwojami zostawiam wspomnienia wspólnie spędzonych chwil. Pełnych namiętnych uniesień nocy. Jutro zaczynam życie w innym kraju.

Z ciężkim sercem podjęłam taką, a nie inną decyzję. Spakowałam się i uciekłam. Tak, uciekłam. To najtrudniejsza z wszystkich dotychczasowych ucieczek.

Popioły przeszłości rozwieje wiatr…

* * *

Dziś mijają dokładnie trzy lata. Dziś wiem, że podjęłam wówczas głupią decyzję. Uciekłam… ale po co? Od Kostka nie da się tak łatwo uwolnić. Nachodzi mnie nocami. W zimnym, pustym łóżku nie znajduję schronienia dla obłąkanej z tęsknoty duszy. Wiem, że na swój własny sposób mnie kochał. I wiem, że ja też go kocham. Kocham zaborczą i niebezpieczna miłością. Miłością, która przysłaniała mi cały świat. Zmieniła rzeczywistość. Opętała umysł.

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Dziękuje za piękny liryczny erotyk 🙂
Po to właśnie
Cyprian Kamil Norwid

Coraz to z Ciebie jako z drzazgi smolnej
Wokoło lecą szmaty zapalone
Gorejąc nie wiesz czy stawasz się wolny
Czy to co Twoje będzie zatracone
Czy popiół tylko zostanie i zamęt
Co idzie w przepaść z burzą.
Czy zostanie
Na dnie popiołu gwiaździsty dyjament
Wiekuistego zwycięstwa zaranie?

Wiary dziś życzę Tobie, że zostanie
Bo na tej ziemi jesteś po to właśnie
By z ognia zgliszcza
Mógł powstać dyjament
Wiekuistego zwycięstwa zaranie

Czy wiesz, że jesteś po to właśnie!

Połóż rękę na sercu
Otwórz oczy szeroko i skacz!
Powiedz: Teraz lub nigdy
Zamiast: Będzie co ma być
I nie czekaj aż głód spełni

Najbardziej zawsze żałujemy tego co mogło się zdarzyć
„piękne są dni których nie znamy”

lupus
P.s .
ktoś redakcji ukradł gwiazdki ? 🙂

Nastrojowe, może nawet odrobinę wzruszające, na pewno warte przeczytania i być może chwili refleksji, ale jakby nie patrzeć coś nie gra z chronologią 😉
Poznają się w drugiej klasie liceum, trochę trwa zanim stają się nierozłączni, są nierozłączni cztery lata, a później rozstają się kiedy ona chce się wyrwać spod skrzydeł rodziców idąc na studia – chyba lepiej nie wnikać…

Tym co najmocniej mnie uderza jest typowe dla naszych czasów zjawisko: mimo deklaracji miłości, cierpi nie dlatego że odrzuciła dla kariery tego konkretnego mężczyznę, ale dlatego że została sama… i z czasem zaczęło jej to przeszkadzać. Niemal od początku widać, że Kostek posiadł klucz do ciała, a nie do serca bohaterki. To oczywiście też cenne, ale inaczej 🙂
Kobietom często trudniej odróżnić miłość od pożądania, choć jestem przekonana że nie tylko miłość, ale też namiętność rozpalająca lędźwie, nie pozostawiłaby miejsca na racjonalne wybory i ucieczkę. Pytanie raczej czy „letnie” uczucia są warte poświęcenia i ile jesteśmy w stanie oddać, żeby nie odczuwać samotności…

Nie tylko kobietom trudno jest odróżnić miłość od pożądania. Wrażliwym mężczyznom również. Niestety brak tej umiejętności często prowadzi do zguby. Dla tego bardzo mnie kręcą dojrzałe kobiety. Zazwyczaj dobrze wiedzą czego chcą a jeśli się jeszcze trafi na uczciwą, przyjaźń takiej to skarb.

Dokładny opis ukochanego jest naturalnym krokiem, ale czy nie ogranicza grupy docelowej czytelniczek/ów? Tak się zastanawiam. Lepiej dokładnie opisywać? Czy sprytnie – tak aby wielu mogło się porównać albo mogłoby być utożsamianych z bohaterem? I tak można i inaczej. Moja rozterka nie ma nic wspólnego z krytykowaniem Autorki, że wybrała jak wybrała. Zrobiła to dobrze, a tekst mi się podobał, choć jest nieco afektowany tu i ówdzie. Bravo za powrót po długiej ciszy.
Uśmiechy,
Karel

Urzekająca opowieść, bo choć ma swoje wady i niedociągnięcia, odkrywa cześć duszy dziewczyny która nie postradała do końca swej niewinności. Przypomina mi to dawne, niekończące się melanże u jednej polonistki ;). Ona mi chciała ciągle czytać swoje wiersze a ja kombinowałem tylko jak się jej dobrać do majtek.

I to by było na tyle jeśli chodzi o wrażliwość mężczyzn 😀

Jeśli jeden mężczyzna może stanowić jakąś populację badawczą … wynik mógłby być artefaktem w których lubują się chyba tylko lewaccy niedo-uczeni.

Wiersze te, były erotykami. Moją reakcja na nie była odpowiedzią mojej wrażliwości a że nie chowa się ona w krzakach lecz pobudza do działania … ;).

Napisz komentarz