Bez cięć (POJEDYNEK)  3.6/5 (79)

5 min. czytania

źródło: pixabay.com

Właśnie. Bez cięć, powtarzania, planowania wszystkiego do przodu i wymuszonych okrzyków. Jak się drzeć, to na serio… Ale zacznę od początku.

Wojtka poznałam w pizzerii. Wyszłyśmy z dziewczynami na wygłupy, a on wszedł i od razu się zakochał. Od pierwszego wejrzenia. Za chwilę wrócił z różą, a później w geście oświadczyn spytał o moje imię. Wszystkie laski najpierw zamarły, a później wybuchnęły śmiechem. Mnie zamurowało. Podobał mi się. Był bystry, szarmancki i czarujący. Od tej chwili na każdym kroku mnie rozpieszczał. Zjedliśmy kolację na jego koszt, a później obejrzeliśmy jakieś uliczne przedstawienie, na którym okazało się, że oboje lubimy jazz. Wieczór minął szybko, spacerowaliśmy po centrum do północy. Gdy przyszedł czas rozstania, zaprosił mnie do siebie. Nienachalnie, miło i uprzejmie. Mieliśmy słuchać Ray’a Charlesa, miał jego wszystkie płyty. Zamówił taksówkę i dał spory napiwek. To samo było w restauracji – zauważyłam, że na nic nie żałuje i że najwyraźniej powodzi mu się znakomicie.

Mieszkał w kawalerce. Miejsce to było oddalone kilkanaście minut od centrum. Nawet nie wiedziałam, że deweloperzy przejęli ten park i szerzą tu teraz nowoczesne budownictwo. W łazience same markowe kosmetyki, golarka za przynajmniej tysiąc złotych, prysznic z radiem i masażem. W mieszkaniu rozbrzmiewał Ray i zaczęło się dziać. Już sama muzyka sprawiała, że miałam ochotę się rozebrać – i to jeszcze zanim by o to poprosił. On jednak wciąż opowiadał o Ray’u z taką energią i pasją, że chciało się go słuchać bez końca. Nagle zamilkł, a ja obserwowałam go, czekając, aż ochłonie. Wpatrywał się wtedy gdzieś w przestrzeń, w muzykę, racząc się barwnym obrazem ślepej improwizacji Raya.

To była chwila, która zdecydowała o wszystkim. Przepadłam. Dotknął mojej twarzy, albo to ja sama poprowadziłam jego rękę, teraz nie jestem pewna. Obojczyk, łydka, żuchwa, uda, skroń, wszystko we mnie tętniło, a on lepił, kształtował mnie na nowo, jak figurę z wosku czy z gliny. Nową mnie. W końcu się wyrwałam. Spojrzał zaskoczony, jak odsuwam się od niego. Miał doskonały sprzęt Hi-fi. Dźwięk w mieszkaniu rozchodził się obłędnie, otaczający nas świat nie istniał. Zachciało mi się tańczyć. Popłynęłam z Blues Boys Tune, wolno świrując do solówki Raya. Patrzył na mnie jak zaczarowany, posłusznie czekając, aż sama zedrę z niego ubranie. Zamknął mnie w ramionach, a ja zamknęłam go w sobie. Przesuwaliśmy się powoli na skórzanej kanapie, przykryci puszystymi basami ociemniałego króla. W oplocie swych ud braliśmy od siebie to, co nam się należało. Wszystko trwało tyle, ile trwać powinno.

Następnego wieczoru zabrał mnie do cyrku. Dawno się tak nie śmiałam. Kolejnego było poważne muzeum, a właściwie arsenał broni z tajnym zejściem do podziemi, gdzie nieźle mnie nastraszył. Następnego z kolei palmiarnia nocą. Nic jednak nie mogło odbyć się zwyczajnie. W cyrku zaciągnął mnie do garderoby klauna i kochaliśmy się tam przez całe przedstawienie. Gdy klaun wrócił się przebrać, myślałam, że wezwie policję, a ten zbreźnik usiadł i gapiąc się na nas, zaczął nas rozśmieszać. Kochaliście się kiedyś w spazmach wesołości? Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam.

W muzeum zeszliśmy do piwnic i zamknęliśmy się na zasuwę, ale nie było tam światła, więc w całkowitej ciemności posunęłam się dalej niż kiedykolwiek wcześniej. Nie pozwoliłam mu się dotykać, rozebrałam go ze wszystkiego i zaspokoiłam ustami. To było dziwne. Przez cały czas głucho milczał, nawet nie jęknął, a kiedy było po wszystkim, dotknął moich ust swoimi i całował zapamiętale.

Najmocniejsza jednak była palmiarnia. Załatwił dostęp do pomieszczeń ochrony, które rozciągało się za wielkimi akwariami pełnymi morskimi stworzeń. Od akwariów oddzielało je wielkie weneckie lustro, przez które można było obserwować zwierzęta i przyglądających się im ludzi. Stałam naga, przyklejona do szyby, za którą pływał jakiś rekinowaty osobnik, wolno wachlując ogonem. Wojtek całował moje plecy, nie opuszczał żadnego miejsca, był bardzo drobiazgowy i schodził niżej, coraz niżej. Po drugiej stronie pojawiła się jakaś para i korzystając ze względnego spokoju, zaczęła się pieścić. Ja szalałam. Na szczęście Wojtek zajął się mną w końcu tak, jak tego oczekiwałam. Jego puls pobudził mnie do granic wytrzymałości. Drążył we mnie korytarz rozkoszy, aż jęcząc spłynęłam po szybie na same dno, a on patrzył z uwielbieniem, jak rozpaczliwie próbuję odzyskać kontrolę.

– Wiesz, że jesteś zboczony? – powiedziałam mu, gdy przyjechał po mnie kolejnego dnia. – Codziennie się kochamy. Od tygodnia nie robię niczego innego. Nie wiem, czy to się dobrze skończy.

– Jest takie średniowieczne powiedzenie, że miecze powinno się trzymać w pochwach.

Co noc napełniał mnie więc w najrozkoszniejszy ze znanych mi sposobów, nie oszczędzając się ani przez chwilę. Było mi bardzo dobrze.

– Czy ty mnie kochasz? – Spytałam następnego wieczoru na spacerze poprzedzającym jakieś kolejne nocne szaleństwo.

– Teraz idziemy, ale za godzinę… kto wie.

– Nie wygłupiaj się, chcę, byś przez chwilę był poważny.

– Z miłości to musielibyśmy się rozstać.

– Co takiego? – Nie miałam kompletnie pojęcia, o czym on mówi.

Myślałam, że to koniec, że tego wieczoru nic już się nie wydarzy. Zrobił się poważny i obcy. Coś się między nami zerwało. Pożałowałam swojej niewyparzonej gęby. Takich rzeczy nie omawia się po kilkunastu dniach znajomości. Kompletnie mi odbiło.

– Jutro będą dwa tygodnie jak się znamy – powiedziałam, zmieniając temat.

Pokiwał głową i z ulgą zauważyłam, że uśmiech ponownie rozjaśnił mu twarz.

– Jutro też – ciągnęłam dalej, pokrzepiona dobrym znakiem – są walentynki.

– Wiem – wymruczał to swoim dawnym, pełnym obietnicy głosem. – Na jutro planuję coś specjalnego.

Podskoczyłam ucieszona.

* * *

Wszędzie były kamery. W jego mieszkaniu, w przebieralni klauna, w palmiarni, nawet w muzeum nagrał wszystko w podczerwieni. Powiedział, że z tego żyje, że miałam pecha. To nie moja wina, że akurat mnie wybrał. Ot tak, ślepy los. Nie mam się przejmować, bo to nie koniec świata, tylko żyć dalej. Zażądał trzydziestu tysięcy. Powiedziałam, że nie mam nawet pięciu, a on, że mam wziąć kredyt, albo pożyczyć od rodziców. Nie obchodzi go, skąd wytrzasnę pieniądze. Dam mu kasę, a on skasuje nagrania – albo nie dam i sprzeda je w necie. Teraz tylko takie porno się sprzedaje, niewyreżyserowane. Dowiedziałam się od kogoś innego, że mogę jeszcze wszystko zgłosić na policję. Wiem jednak, że każde odkrycie ma swoją cenę.

A teraz wciąż mi się zdarza fantazjować o mężczyźnie, który bierze mnie i wszystko nagrywa. Odkryłam, że to kręci mnie najbardziej.

 


 

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wejdź na nasz formularz i wyślij je do nas. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Komentarze

Kiedy doszedłem do zakończenia, przypomniała mi się pierwsza zwrotka piosenki pt. „W Saskim Ogrodzie”. Myślę że to właśnie zakończenie odstraszyło większość potencjalnych komentatorów.

Napisz komentarz