Szukam w myśli warg męskich, by ramion go skuć oplotem,
gdy w dusznej bezsenności sekundy wybija szloch –
– a teraz zaciśnij usta i chłodno, twardo mnie potęp:
oto masz moje noce, gołe, wyłuskane jak groch.
We dnie chcę głód rozbudzać ręki cielistym dotykiem
znam już tę mękę: odczuć tętnic najkrwistszy rdzeń
– a teraz odwróć oczy i babą mnie okrzyknij:
oto masz prawd obnażonych mój desperacki dzień.
Spotkany przechodni wzrok serce rozsadza jak drożdże
(blady, dzienny półksiężyc przekleństwa mego strzegł)
– zrozum, że to jest zew dzieci czerwone rodzić:
oto jest moja świętość i oto mój grzech.
Zuzanna Ginczanka
(1917-1944)
Napisz komentarz