I will make you hurt II (Rita)  4.53/5 (5)

16 min. czytania

Jaskrawe światło poranka prześwitywało spod zaciągniętych rolet rażąc Ritę w oczy. Przeciągała się leniwie, rozkopując jednocześnie uroczą pościel w kwiatki, zanim dotarło do niej, że to poniedziałek. Zerwała się na nogi, zerkając jednocześnie na leżący koło poduszki telefon – 9.30.

– Osz, kurwa!!! – krzyknęła żałośnie miotając się po pokoju, przerzucając sterty ubrań, które wedle wszelkich prawideł winny znajdować się w szafie, a nie na każdym wolnym centymetrze podłogi. Jak burza wpadła do łazienki zastanawiając się od czego zacząć, albo raczej, na czym poprzestać. Jak długo mogła, tak starała się unikać spojrzenia na swe odbicie w lustrze. Dłużej nie dało się tego uniknąć, więc podniosła wzrok i zamarła.

Co prawda płowe włosy były potargane, niesforne kosmyki wiły się wokół jej twarzy nadając jej zadziorny wyraz, ale sama twarz… twarz zdawała się promienieć jakimś nadnaturalnym blaskiem. Obserwowała siebie z niedowierzaniem, jakby widziała to oblicze po raz pierwszy. Wszystko niby było jak dawniej, jednak skóra nabrała aksamitnej gładkości, wyraźnie wykrojone usta były pełniejsze, czerwieńsze, a oczy zyskały zadziwiającą głębię. Wzrok przesunął się niżej, a jej oczom ukazały się dwie nieduże ranki na szyi. Nagle wszystko, co się wydarzyło poprzedniej nocy wlało się gwałtownie do jej leniwej porannej świadomości.

Wampir Wiking. Wampir Eryk. Jak to w ogóle możliwe?? Przecież takie bzdury nie istnieją nigdzie jak tylko w książkach czy popularnych ostatnio serialach.

Jednak te dwie nieznaczne dziurki świadczyły o czymś wprost przeciwnym. Kobieta szybko wypuszczała powietrze starając się opanować drżenie ciała. Miała wrażenie, że ściany łazienki zbliżają się nieubłaganie i zaraz zgniotą ją na czerwoną miazgę. W głowie huczał strumień gwałtownych odczuć i pulsujący ból umiejscowiony tuż pod czaszką, rozsadzający kości. Czy tak wygląda modelowy atak paniki? Rita oparła się o zlew i powoli usiadła na brzegu wanny. Złapała się za skronie i powoli otworzyła oczy. „To niemożliwe” – pomyślała. „To mi się tylko przyśniło, nic z tego, co przesuwa mi się przed oczami nie miało miejsca, te ślady to komary – przecież jest środek lata a one żrą jak opętane”. Powtarzała to w myślach jak mantrę, a gdy nie poskutkowało, wypowiedziała te słowa na głos. Cichy głos odbijający się od kafelków podziałał kojąco na jej zszargane nerwy. Niewiele myśląc odkręciła kurek z gorącą wodą i zaczęła napełniać wannę. Trochę soli, dużo płynu do kąpieli i szklanka czegoś mocniejszego powinno pomóc rozwiać wątpliwości i uwierzyć, że był to tylko koszmar. Erotyczny koszmar, co prawda, ale jednak sen.

Sięgnęła po wyciszony telefon, na wyświetlaczu zobaczyła cztery nowe wiadomości i pięć nieodebranych połączeń. Przekleństwo samo cisnęło się na usta. Nabrała powietrza, przybrała najbardziej cierpiącą minę, na jaką było ja stać – okazało się, że wcale nie musiała się wysilać, i wybrała numer.

– Cześć… – powiedziała drżącym i słabym głosem.

– Co się z tobą do cholery dzieje??!! Dzwonię od rana, jak idiota wysyłam esemesy, a ty nie raczysz odebrać!!! – głos szefa w słuchawce nie pozostawiał złudzeń, że rozmowa będzie ciężka – Kiedy raczysz się pojawić w biurze?? Wiesz ile rzeczy mam dla ciebie na dzisiaj do zrobienia?? Co się z tobą dzieje, powtarzam??

– Już spokojnie, pozwól mi coś powiedzieć – Rita spróbowała się przedrzeć przez ten zmasowany atak oskarżeń pod jej adresem. Całkiem zresztą zasłużonych. – Jestem chora, rano obudziłam się z gorączką, a teraz wiszę na sedesie, bo nie mam siły wstać. Nie dam rady dzisiaj przyjść do pracy.

– Jak to nie dasz rady?! Przecież ci mówię, że jest roboty tyle, że sam wszystkiego nie ogarnę, Jolka poszła na urlop i zostaliśmy sami z tym całym sajgonem.

– Grzesiek, nie wyobrażasz sobie chyba, że będę latać co pięć minut do kibla przyjmując klientów? – starała się brzmieć jak najbardziej przekonująco i chyba się udało osiągnąć zamierzony efekt. – Nie ściemniam ci przecież, wiesz, że zawsze jestem do dyspozycji, nigdy nie choruję, nie biorę wolnego na dzieci, bo ich nie mam, pracuję nawet w soboty, więc do jasnej cholery, mam chyba prawo do grypy żołądkowej raz na rok! Uwierz, że nie chciałbyś mnie dzisiaj oglądać.

– Aż tak z tobą źle? – głos w słuchawce zdawał się wahać.

– Aż tak.

– No kurde, Rituś, co ja poradzę. Skoro jesteś chora, to chyba nie da się tego przeskoczyć. Dasz sobie sama radę? Może uda mi się wyrwać z tego bajzlu na chwilę i ci coś przywieźć. Masz węgiel?

– Jaki węgiel?? – Rita zaskoczona nagłą troską szefa nie kojarzyła zbyt szybko.

– No węgiel – carbo medicinalis – takie czarne tabletki a nie opał. – śmiech w słuchawce był miłą odmianą, od surowego tonu.

– Aaaa, no tak, chyba mam w apteczce. Znaczy się, mam na pewno. Ostatnio kupowałam – Rita chciała za wszelką cenę uniknąć konfrontacji oko w oko z Grześkiem, którego nagła troska mogła skierować prosto do jej mieszkania. – Dzięki Grzesiu, jesteś kochany, ale zostań dziś w robocie, a ja będę tu dochodzić do siebie pomału. Myślę, że jutro już będę na chodzie. Gdyby coś się miało przeciągnąć dam ci znać. I jak chcesz, to zadzwoń do Gośki. Wiem, że ostatnio miała więcej wolnego czasu i może przyjść do kancelarii i ci pomóc.

– Gośka! No rzeczywiście, ona może cię dziś zastąpić. Dzięki za sugestię. Pamiętaj mała, jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń.

– Dzięki. Dzięki wielkie. Pamiętaj, że to tylko chwilowe, głupi wirus.

– Spoko mała, zdrowiej szybko. Pa

– Pa.

Po zakończeniu rozmowy Rita poczuła jak gruda w jej żołądku pomału ustępuje. Ulga zalała jej ciało. „Dobrze, że nie muszę iść dzisiaj do roboty. To by mnie naprawdę wykończyło.” Para już wypełniła maleńka przestrzeń łazienki, więc Rita szybko się rozebrała i wskoczyła do wanny. Błogie ciepło zaczęło rozchodzić się po jej ciele. Poranny stres powoli rozpływał się w gorącej wodzie z bąbelkami, a jej atak paniki wydawał się nieuzasadnionym objawem przepracowania ostatnich tygodni. „Co w tym dziwnego, że dobrze wyglądam rano?” – zaczęła dyskusję z samą sobą – „Wyspałam się za wszystkie czasy, to wreszcie wyglądam jak człowiek. Czerwone ranki to ukąszenia komarów, które w nocy przez sen rozdrapałam. A sen… hmm, w zasadzie był bardziej przyjemny niż przerażający. Naoglądałam się ostatnio tych bajek o wampirach, w ramach wieczornych przyjemności, to takie są skutki.” Sięgnęła po szklankę, na której osiadła rosa. Trunek był należycie schłodzony, a przyjemny smak zimnego piwa o poranku i tlący się papieros dopełniły rytuału. Czarne myśli zostały odegnane. Została sama przyjemność.

***

Tego dnia już nic złego się nie wydarzyło. W zasadzie kolejne tygodnie również nie przynosiły nic nowego, zaskakującego czy groźnego, jednak Rita czuła się coraz gorzej. Zdawać by się mogło, że kurczyła się w sobie, nikła, stawała się coraz bardziej przezroczysta. Praca, którą do tej pory wykonywała, jeśli nie z radością – bez przesady – to jednak z zapałem i zaangażowaniem, przestała się dla niej liczyć. Biurowe czynności wykonywała machinalnie, rozmowy z klientami toczyły się automatycznie, utartym rytmem, beznamiętnie. Zaczęła pić coraz więcej. Z pół butelki wina zrobiła się cała, a czasami nawet otwierała kolejną, byle tylko się ogłupić, odegnać ciągłe irytujące brzęczenie myśli, migotanie dziwnych obrazów, wizje przepełnione lękiem, cierpieniem i krwią. Nie rozumiała, dlaczego to się dzieje, nie znała przyczyny conocnych koszmarów, wiedziała coraz mniej, lecz zdawała sobie sprawę z tego, że jej stan się pogarsza. Wśród tych lęków, narastającego smutku, w rytm bębniącego o parapety deszczu nadeszła niepostrzeżenie jesień.

***

Jednostajny szum deszczu… Gęsta, wilgotna ciemność za oknem wdzierała się każdą szczeliną do mieszkania, wnikając lepkimi mackami w najdrobniejszą pozytywną myśl. Rozmyte światła latarń tworzyły długie refleksy na mokrej ulicy. Przechadzała się nerwowo po domu, zajrzała do lodówki – „O, jest jeszcze resztka wódki. Dobrze…, chociaż tyle.” Jak zwykle skrzywiła się po odkręceniu korka, ale wychyliła do dna. Czuła jak ostry trunek pali jej przełyk, zapiła poranną kawą i usiadła na kanapie. Wstała, podeszła do okna. Lekki grymas niezadowolenia przeciął jej twarz – „Znowu leje, cholera, jak ja nienawidzę jesieni…”. Znów usiadła, odpaliła papierosa i wbiła tępy wzrok w gruby, bordowy dywan. Przypominała bohaterkę obrazu Degasa, tylko zamiast magicznej Zielonej Wróżki, w jej żyłach krążyła zwykła ordynarna wódka. Ta sama apatia i niezwykła, obezwładniająca melancholia malowała się na jej twarzy. Bo jak to Słowacki zauważył: „Dwie są bowiem melancholie: jedna jest z mocy, druga ze słabości; pierwsza jest skrzydłami ludzi wysokich, druga kamieniem ludzi topiących się”. Nie zauważyła, że papieros dawno się już wypalił, a popiół utworzył sporą piramidkę na podłodze.

Nagle wstała z zadziwiającym zdecydowaniem, jakby podjęła jakąś ważną decyzję. Wsunęła na całkiem zgrabne łydki czarne, skórzane kozaki, narzuciła w pośpiechu czarny, skórzany płaszcz a na głowę założyła swój nowy nabytek – szary męski kapelusz przypominający jej ulubionych bohaterów filmowych w stylu Humphreya Bogarta. Te wszystkie zewnętrzne atrybuty siły miały w jej mniemaniu maskować wrodzoną kruchość i delikatność. W stosunku do nowo poznanych osób świetnie spełniały swoje zadanie. Jakiś czas temu postanowiła pozbyć się jednego ze swoich największych atutów – ścięła długie złotoblond  włosy, a to co zostało pofarbowała na czarno. Jednak nawet ten sprytny zabieg nie mógł ukryć jej urody. Jakkolwiek się starała, żeby zamaskować kobiecość, tym bardziej była ona uderzająca. Krótka fryzura jedynie podkreśliła jej delikatne rysy, a męski strój uwydatniał ponętne zaokrąglenia. Próżny trud – stare porzekadło mówi, że ładnemu we wszystkim ładnie. Szybkim krokiem wyszła z mieszkania, a tupot jej obcasów echem odbił się na klatce schodowej starej kamienicy.

Autodestrukcyjne ciągoty automatycznie zaprowadziły ją do knajpy, gdzie zawsze odczuwała pełen komfort zupełnego upodlenia. Upić się, zasnąć przy barze, pozwolić sobie na małe „co nie co” z jakimś podpitym, zawsze chętnym dżentelmenem, albo równie niewybredną damą – czemu nie? Ot, żeby przez chwile człowiekowi zrobiło się lepiej. Nie zastanawiając się nad porannym kacem, tym czysto fizycznym i tym gorszym – moralnym. Tego dnia również zdecydowała się pójść tą prostszą, jednak wcale nie lepszą ścieżką.

Już na stromych schodach słychać było przytłumione zamkniętymi drzwiami donośne basy jakiegoś tanecznego utworu. Uśmiechnęła się do siebie na myśl o gorącym i suchym wnętrzu baru. Po drodze przemokła do suchej nitki, a skórzany płaszcz przylepiał się do jej ciała. Kiedy otworzyła ciężkie drzwi uderzył ją hałas i dym papierosowy tak gęsty, że można było w nim płynąć jak we mgle. Wnętrze lokalu było przytulne. Nie psuł wrażenia nawet jego kiczowaty wystrój. Czerwień, złoto i skóry w stanowczo zbyt dużych ilościach wprowadzały klientów w specyficzny, lekko dekadencki nastrój.

Znała barmankę, więc swoje kroki skierowała bezpośrednio do kontuaru, rzucając przelotne spojrzenie na dzisiejszych klientów. Większość z nich znała, tak samo jak ona potrzebowali ucieczki od szarej rzeczywistości i trafiali tutaj – w objęcia czerwonego pluszu, gęstego jak budyń dymu papierosowego i błogiego alkoholowego zapomnienia. Zdjęła przemoczoną odzież i podała blondynce za barem. Uśmiechnęła się w podziękowaniu i znacząco skinęła głową wyciągając dwie monety. Barmanka przecząco potrząsnęła głową i skinęła w kierunku odwróconego plecami, wysokiego i barczystego blondyna stojącego przy złoconej szafie grającej. Rita miała wrażenie, że postać w czerni wygląda znajomo, jednak z zakamarków wymęczonego umysłu nie udało jej się wydobyć żadnego konkretnego skojarzenia. Z wysłużonej maszyny grającej popłynęły dźwięki jakże znajomej Marianne Faithful nucącej rzewnie o zabieraniu snów. Rita marzyła, aby znalazł się ktoś, kto potrafiłby wedrzeć się do jej mózgu i zabrać stamtąd wszystkie potworności, które nawiedzały ją przez ostatnie dwa miesiące, które wyssały z niej całą radość – podskórne szczęście – jakie zapewniały jej wrażliwość i miłość do świata. Nie było już tej miłości, a wrażliwość stała się udręką.

Rita przyjęła piwo i w tej samej chwili mężczyzna pojawił się na stołku obok. Kobieta poczuła, że ciało odmawia jej posłuszeństwa. Przed oczami miała mroczki, ciało zaczęło drżeć a szklanka wysunęła się z dłoni z głośnym brzękiem rozbijając się o posadzkę.

– Witaj Kochana. – „szum burzy albo huk wodospadu”, chyba właśnie te skojarzenia były pierwsze, by opisać ten miękki niski głos.

– Nie znam cię. Nie wiem, kim jesteś. Nie chcę twojego piwa. – bezładna odpowiedź sama potoczyła się z jej ust.

Wampir uśmiechnął się nieco, wykrzywiając twarz w grymasie, który wyrażał zarazem ironię i współczucie. Sztuczne, jaskrawe światło rzucało głębokie cienie na jego doskonałej twarzy podkreślając jej harmonię, wyrazistość rysów, klasyczną linię nosa. Był tak piękny, jak tylko mężczyźnie wypada, a zarazem tak onieśmielająco silny i potężny, że wszystkie kobiety w lokalu ukradkiem podziwiały jego sylwetkę. Rita tym razem pozostała nieczuła na jego urok. Zamiast podniecenia na myśl o tym, co między nimi zaszło na drewnianej ławeczce nad rzeką, czuła przerażenie, że to jednak nie był sen, że ten doskonały mężczyzna siedzący naprzeciwko, patrzący z rozbawieniem na jej strach, jest mordercą, potwornym krwiożerczym stworzeniem, które człowiekiem było tysiąc lat temu. Słowo „kochana”, które wypowiadał z takim namaszczeniem brzmiało w jej uszach jak groźba, której spełnienie jest pewne i nie ma przed nim ucieczki. Cała jej misternie kreowana ideologia autodestrukcji, którą wcielała w życie przez ostatnie dwa miesiące, rozbiła się w proch, ustępując pola jedynie instynktowi, który krzyczał „Uciekaj!!!”.

– Czyżbyś miała ochotę na coś mocniejszego? – zapytał ukazując swój gładki nadgarstek.

Rita skamieniała. Przypomniała sobie to niezwykłe uczucie, jakiego doznała pijąc jego krew. Tę rozkosz wypełniającą jej ciało, te fale myśli przepływające przez jej umysł, poczucie zjednoczenia, spełnienia, nieznane śmiertelnym. Zarazem zdała sobie sprawę, że jej smutek, rozgoryczenie, nieustający niepokój, straszliwe sny i wizje, które zaprowadziły ja na skraj szaleństwa pochodzą właśnie z tego krwawego źródła. Że to wszystko zaczęło się właśnie dwa miesiące temu.

– Już dobrze. – Wampir położył rękę na jej ramieniu a przepływająca moc rozlała się po jej skołatanych nerwach, wypełniając wszystko narastającym spokojem. – Nie chcę cię straszyć. Nie to jest moim celem. Chodź stąd.

            Z głośników sączył się niski, zachrypnięty głos „Who will take your dreams away… Takes your soul another day…What can never be lost is gone,
It’s stolen in a way”.
 Marianne wiedziała o czym śpiewa.

***

Stał w mroku, a jego gładkie, jasne ciało fosforyzowało w słabym świetle ulicznych latarni. Jego potężna, blada postać wypełniała wibrującą siłą pokój, który zdawał się być jeszcze mniejszym, niż do tej pory. Rita skuliła się w kącie na nieposłanym łóżku, podciągając kolana pod brodę, jakby chciała uchronić każdą cząstkę siebie przed tym, co czuła, że nastąpi. Nie wiedziała jak się tu znalazła, we własnym mieszkaniu, na własnym łóżku. A przede wszystkim nie mogła sobie przypomnieć, w jaki sposób dostał się tu ten nagi mężczyzna stojący przy oknie, którego sylwetka jaśniała nienaturalnym blaskiem. Niebezpieczeństwo wyczuwała wręcz zwierzęco – zupełnie nie panowała nad instynktami, które kazały jej nie patrzeć mu w oczy i znieruchomieć.

– Rito – jego głos brzmiał spokojnie, wręcz opiekuńczo.

Wampir. Eryk. Tak, teraz już wszystko stało się jasne. Zabrał ją z zadymionej knajpy, to jego spotkała na ławeczce nad rzeką, dzieliła z nim krew, dzieliła z nim myśli, jego koszmary były jej koszmarami, jego posiłki rozdzierały jej serce bólem niewinnych istot, wspomnienia sprzed setek lat wirujące w bezdennych czeluściach jego wiecznego umysłu wkradały się w jej myśli, zastępowały je. Rita traciła świadomość, gdzie kończy się ona, a zaczyna on.

***

Połączenie między nimi było silne, silniejsze od czegokolwiek, co Eryk przeżył. Nigdy nie był tak blisko jestestwa drugiej istoty. Śmiertelnej istoty. Wiedział, co czuła przez ostatnie miesiące. Nie pragnął tego, bynajmniej. Kea go wezwała do siebie. Kea… Nie wiedział ile ona ma lat. Chyba nikt tego nie wiedział. Była jedną z najstarszych, była już stara, kiedy go stworzyła. Wlała w jego umierające ludzkie ciało całą swoją potęgę, a mimo to wiedział, że nie zdołałby jej pokonać. Nikt nie znał granic jej możliwości. Królowa instynktownie wyczuwała, kiedy mu na czymś, lub kimś zależało. Starała się przeszkodzić zawsze, gdy widziała, że jej pozycja może zostać zachwiana. Czy robiła to z czystej zazdrości, czy z innych pobudek, Eryk nie wiedział. Wiedział, że nigdy nie da mu szansy na szczęście. Swoją fascynację Ritą starał się ukrywać jak tylko potrafił. Na próżno.

– Co to za ślicznotka, na którą straciłeś tak wiele swojej bezcennej krwi? – Eryk starał się nie okazać zaskoczenia tym pytaniem. Było tak bezpośrednie, że nie mógł udawać nieświadomego. Wciąż go zadziwiała swoją wiedzą.

– Pani, to dziewczyna, na którą ostatnio poluję. Bawię się dłużej swoimi ofiarami, wybieram je dokładniej. Jak sama wiesz, po tysiącu lat zwykłe zabijanie może już znudzić.

– Mnie nie nudzi.

– To nikt ważny. Na pewno, nie ważniejszy od ciebie, królowo.

– W to nie wątpię. Ale nie łżyj mi prosto w oczy. Nie jestem ani ślepa, ani głupia. Przecież na pierwszy rzut oka widać, że wygląda dokładnie jak Ella.

Na wspomnienie kobiety, którą stracił trzysta lat temu, Erykowi zrobiło się zimno. Stracił, to mało powiedziane. Kea mu ją zabrała. Zrobiła z niej swoją niewolnicę, nałożnicę i żywiła się na niej, dopóki Ella nie odebrała sobie życia. To wspomnienie było, jak wiecznie rozdrapywana rana – nie chciało się zabliźnić. A może to sam Eryk wciąż mu na to nie pozwalał.

– Nie, Pani. To nie to jest powodem mego zainteresowania. Ta kobieta ma niezwykłe zdolności. Ona potrafi czytać z wampirów. Kiedy mnie dotknęła wyczuła moje wspomnienia. Wiedziała o mnie wszystko. Pomyślałem, że może nam się przydać.

– Ach taaak. – Kea westchnęła przeciągle. – Hmm. Pobaw się nią, więc, jeśli taka jest twoja wola. Ale potem przyprowadź do mnie. To rozkaz.

– Tak, Pani.

***

Eryk otrząsnął się. Niemiłe myśli odsunął od siebie najdalej jak mógł.

– Czy jesteś już gotowa?

Na co?? Na co miałaby być gotowa? Co tu się dzieje?? – szaleńcze potoki myśli przecinały jej mózg.

– Możesz już zacząć.

– A…ale co mam zaczynać?

Mężczyzna uśmiechnął się diabolicznie i wysunął kły

– Miałaś mnie narysować. Wiem, że robisz to dobrze a ja dawno nikomu nie pozowałem.

„Rysować???” Rita wstała z łóżka i rozejrzała się. Wszystko było na swoim miejscu, niczego nie brakowało. Spojrzała z ukosa na wampira, jakby nie dowierzając, że ta absurdalna sytuacja ma rzeczywiście miejsce. No cóż, wampir, jak stał tak stał pod oknem prężąc się dumnie. Kobieta stłumiła śmiech. Nie wiedziała, czy w obecności tysiącletniego wampira wypada się śmiać, ale jego reakcja ja rozluźniła. Wiking schował kły i uśmiechnął się. Uśmiechnął się jak człowiek, jak mężczyzna z krwi i kości uśmiecha się na widok ładnej kobiety. Ten uśmiech był tak rozbrajający, że Rita musiała odpowiedzieć tym samym. Usiadła przy stole kreślarskim zajmującym, co najmniej jedną czwartą pokoju a zagraconym do granic możliwości, i jednym ruchem zgarnęła leżące na nim rzeczy na ziemię robiąc miejsce na nową kartkę. Poszperała w szmacianym piórniku i z zadowoleniem wyjęła z niego miękki ołówek. Zerknęła na cierpliwego modela i zaczęła szkicować.

– Może cię jakoś zabawić?

– Hmm? – skoncentrowana na modelowaniu kości policzkowych Rita nie usłyszała pytania.

– Może zabawić cię rozmową?

– Proszę bardzo, opowiadaj. O czym chcesz mówić?

– Może o tym, co chciałbym z tobą robić?

– Próbuj. Ta sytuacja i tak nie może być już bardziej dziwna.

Eryk w niemym egzaltowanym geście wzniósł oczy do góry.

– Ech, artyści… zawsze tak samo… – jego twarz przybrała jednak zadziorny wyraz, jak chłopca planującego jakąś niezwykłą psotę. Przedłużył ciszę, w której słychać było szelest papieru i skrobanie ołówka po kartce. Rita doszła do wniosku, że niewiele już może ją zaskoczyć. Myliła się.- Lubisz kiedy ktoś całuje twoje piersi, prawda?

Ołówek z dramatycznym zamachem przejechał przez kartkę.

– Rysuj spokojnie. Pozwól mi mówić. – głos Wikinga obniżył się o parę tonów -Przypomnij sobie tamten letni wieczór. Podobało ci się, prawda? Byłaś taka gorąca, twoja skóra mnie parzyła. Przypomnij sobie jak przesuwałem językiem pomału wzdłuż twojej szyi, liznąłem kark, posmakowałem ramion i sunąłem niżej. Już drżałaś. Musiałem złapać cię mocniej. – Eryk zawiesił głos – Wilgotniejesz na samą myśl o tym. Widzę to.

Ołówek szybciej skakał po kartce, ręka Rity coraz mocniej go dociskała.

– A gdybym teraz wziął twój sutek w usta. Chłodne wampirze usta. I ssał. Wodził językiem wokół, wylizywał każdy centymetr tego nabrzmiałego cuda. Podobałoby ci się?

– Yhmm. – Pochylona nad kartką głowa nie pozwalała dostrzec iskry rozpalającej się w oczach.

– Aaa… a gdybym ręką sięgnął niżej? Poczułbym, że jesteś mokra, prawda? Nie musisz odpowiadać. Już czuję twój zapach. – Rita zarumieniła się. Spojrzała na Wikinga i zobaczyła, że jego słowa nie tylko na niej zrobiły takie wrażenie. Eryk stał w nonszalanckiej pozie prezentując się niczym Dawid Michała Anioła. Z tym, że proporcje tej żywej rzeźby zakłócał prężący się dumnie członek. Cała sytuacja była zabawna i zarazem nieziemsko podniecająca. Grafit coraz dynamiczniej poruszał się na kartce.

– Więc poczułbym twoją wilgoć. Przesunął palcami pomiędzy płatkami, rozchylił gorące wargi… Podobałoby ci się? Chciałabyś, żebym zagłębił się w tobie, żebym cię posuwał, żebym czuł jak zaciskasz się na mojej dłoni, czuł jak twoje soki ściekają mi po palcach… Powiedz, maleńka. Chciałabyś..? – Poczuła oddech na swoim uchu, a chłodne wargi już muskały jej szyję.

– Chciałabym. – wyszeptała prosto w jego rozchylone do pocałunku usta. Wpili się w siebie z gwałtownością, która zaskoczyła oboje. Tak nienawykli do miłości, zdawali się pochłaniać każdą ulotną sekundę tej nocy. Bez zbędnych gestów, bez niepotrzebnych słów zatapiali się w odczuwaniu drugiej istoty. Eryk położył Ritę delikatnie na łóżku. Szybkimi, nerwowymi ruchami pozbawił ją ubrań, które jeszcze miała na sobie. Teraz byli sobie równi, tak samo nadzy, tak samo pragnący – nieśmiertelny i śmiertelniczka. Chwycił jej dłoń i pozwolił kobiecie odczytać wszystkie swoje lęki, obawy, pozwolił jej się wsłuchać w szum swego pożądania, w pulsującą pod skórą wampirzą krew.

– Pragnę, byś się ze mnie napiła. Będziemy razem jeszcze bliżej, jeszcze bardziej, jeszcze głębiej niż to możliwe.

Rita skinęła lekko głową i nachyliła się ku jego szyi, gdzie naciął delikatnie skórę. Zbliżyła wargi do czerwonego nektaru i znów wszechogarniające pożądanie, splątane z jej pragnieniem wlało się w jej ciało. Doskonały narkotyk. Świat wydał jej się wyraźniejszy, bodźce pełniejsze a radość z oczekiwania na to, co miało nadejść nieskończona. Poczuła, że Wiking położył się na niej. Ciała przylegały do siebie idealnie. Powolnym, zdecydowanym, ale jakby nieśmiałym ruchem wsunął się w jej gotowe wnętrze. Zastygli, starając się przedłużyć ten moment. Jednak nie mogli przeciągać oczekiwania w nieskończoność czując, jak gorąco zaciskające się na nim pulsuje, wibruje z zawrotną częstotliwością, domaga się spełnienia. Oplotła udami jego biodra dociskając go mocniej. Wampir uniósł jej pośladki i zaczął wbijać się rytmicznie, głęboko i coraz szybciej. Powietrze w małym pokoju wypełniło się drżącym oddechem, rozkosznym zapachem miłości zbiegającym się w miejscu połączenia ciał. Feeria zmysłów i doznań jedynych w swoim rodzaju uniosła ich, zatracili się we wzajemnym dawaniu i braniu. Kochali się normalnie, jak tysiące par na świecie w tym samym momencie. Lecz było to dla nich wyjątkowe, pierwsze i doskonałe. Zbliżając się nieubłaganie ku spełnieniu, wampir wysunął kły, i spojrzał pytająco na kochankę. Niemo potaknęła i odchyliła na bok głowę ukazując biel szyi. Wampir z rozkoszą zatopił w niej zęby i w tym samym momencie, kiedy świeża, gorąca krew przepełniona miłosnym odurzeniem chlusnęła silnym strumieniem w jego usta poczuł jak Rita zaciska się na nim gwałtownie, jak wsysa go jeszcze głębiej, pochłania go całkowicie. Jak w tanich powieściach doszli jednocześnie, splatając się w ostatnim spazmie.

Leżąc w ciemnościach chwycili się za ręce wyrównując pomału oddech. Słowa były zbędne. Co chcieli, mogli wyczytać ze swoich myśli. „Jeszcze raz?” Eryk spojrzał figlarnie w oczy kobiety. „Hmmm…”. I zaczęli swoją grę od początku.

Przejdź do kolejnej części – I will make you hurt 3

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Napisz komentarz