Opowieść helleńska: Kassander XI (Megas Alexandros)  4.46/5 (101)

40 min. czytania

Jean-Leon Gerome,
„Na targu niewolników w Rzymie”

Hiperejdes był ostatnim z ważnych polityków, których Kassander odwiedzał, by zdobyć poparcie dla uchwały Dionizjusza. Najbardziej wytrwały nieprzyjaciel Macedonii jeszcze po klęsce pod Cheroneą usiłował poderwać obywateli do walki. Proponował nawet uzbroić niewolników i darować im wolność w zamian za udział w obronie ateńskiej niepodległości. Tego było za wiele nawet dla stronnictwa wojennego. Na Zgromadzeniu Ludowym Demostenes ostro wypowiedział się przeciw projektowi Hiperejdesa. Przez chwilę ostatniemu obrońcy wolności groziło nawet wygnanie. Oskarżono go bowiem o zamach na odwieczne, święte prawa ustanowione przez Solona.

Obecnie Hiperejdes przedstawiał sobą dość żałosny widok. Klęska jego koncepcji odcisnęła na nim wyraźne piętno. Ten energiczny niegdyś mąż stanu dusił się w mieście zniewolonym i uległym. Zamiast zajmować się nową, skarłowaciałą polityką, pogrążył się w pijaństwie i rozwiązłości. Na swe kosztowne rozrywki zarabiał jako prawnik – nawet teraz nikt nie potrafił mu dorównać w sztuce wygrywania sądowych sporów.

Kiedy przyjął Kassandra w swoim andronitisie, najwyraźniej wracał do siebie po zeszłonocnej pijatyce. Obrzucił Macedończyka spojrzeniem swych przekrwionych oczu, przetarł dłonią spocone (choć wcale nie było upału) czoło, pełnym boleści ruchem sięgnął po kubek z rozcieńczonym mocno winem.

– Czym mogę ci służyć, Macedończyku? – spytał niezbyt przyjaznym tonem.

– Przychodzę w dwóch sprawach. Politycznej i prawnej natury.

– Dajmy sobie spokój z polityką. Dawno już nie zajmuję się tym, co teraz za nią uchodzi.

– Wiesz jednak z pewnością o projekcie Dionizjusza – Kassander nie miał zamiaru ustąpić. – Czy zamierzasz przemówić przeciw niemu na Zgromadzeniu?

– Powiadam ci, że już mnie to nie obchodzi. Od lat nie pojawiłem się na żadnym Zgromadzeniu. Wolę ten czas spędzić ze śliczną dziewczyną lub przystojnym chłopcem. Albo choćby urżnąć się w trupa. Przyjemność większa, choć kac taki sam.

– A więc zamykam spokojnie tę kwestię.

– Przejdźmy zatem do tej prawnej.

– Chciałbym, byś podjął się obrony Fryne.

Hiperejdes milczał długo. Przyglądał się Kassandrowi nieprzyjaźnie. Zapomniał nawet o swym kubku z winem.

– Ani myślę – odparł zdecydowanym tonem.

– Czemuż to? – zapytał Kassander. – Słyszałem plotki, że niegdyś pozostawaliście w wyśmienitych stosunkach. Czyż nie byłeś dla niej kimś znacznie ważniejszym od zwykłego klienta?

– Zamierzchła przeszłość – warknął Hiperejdes. – Ta dziwka mnie zostawiła. Nie mogła pojąć, że jako prawdziwy mężczyzna nie mogę się nią dzielić z innymi. Chciałem uczynić z niej mą stałą konkubinę. Miałaby status niemal dorównujący mojej żonie, Praksinoe… Ale zamiast tego woli nadal kurwić się z wszelkiej maści głupcami. Jeśli chcesz wiedzieć, Macedończyku, myślę, że zasłużyła na swój los. Zapewne zwodziła jakiegoś klienta, aż ten, dysząc żądzą zemsty, wynajął sykofanta Eutiasa. I teraz za kilka nieostrożnych słów Fryne przyjdzie wypić cykutę.

– Chyba, że wielki Hiperejdes wystąpi w jej obronie – Kassander uznał, że w zaistniałej sytuacji należy zniżyć się do pochlebstwa. – Słyszałem, że nikt nie jest w stanie ci dorównać podczas procesów. Mógłbyś obnażyć całą intrygę i doprowadzić do uniewinnienia Fryne. Ona zaś z pewnością wiedziałaby, jak się odwdzięczyć.

– Nie kadź mi, Macedończyku. Jestem świadom swych zdolności – Kassander zauważył, że mimo wszystko pochlebstwo dosięgło celu. Hiperejdes oparł się wygodniej i z satysfakcją wysączył ostatnie łyki wina. – Ciekawi mnie natomiast, czemu ty działasz w jej sprawie.

– Z dwóch powodów. Po pierwsze, prosił mnie o to przyjaciel. Po drugie, przybyłem do Aten zbyt późno, by zakosztować wdzięków Fryne. Nie chciałbym, by jej proces i wyrok mi to uniemożliwiły.

– Cóż… przynajmniej jesteś szczery. Powiedz mi jednak, czemu miałbym spełnić twą prośbę?

– Fryne z pewnością podziękuje ci za obronę. Sądzę, że bardzo wylewnie.

– Mam serdecznie dosyć jej wylewności. Zwłaszcza, gdy dzieli ją między mnie i każdego, kto zaświeci jej w oczy złotem. Ja zaś sprowadziłem sobie do domu heterę Filę z Eleusis. Jest równie urodziwa jak Fryne, za to bardziej uległa i znacznie mniej wyszczekana.

– Zapłacę ci. Znacznie lepiej niż zarabiasz za zwyczajną sprawę.

– Zachowaj swe macedońskie srebro dla innych. Zresztą, podejrzewam, że i tak pochodzi z łupów. Skradłeś je na Peloponezie? Słyszałem co nieco o wyczynach waszej armii…

Kassander zacisnął wargi. Próbował już pochlebstw, kuszenia niewieścimi wdziękami i bogactwem. Pozostały mu jeszcze groźby. Lecz w jaki sposób sterroryzować człowieka takiego jak Hiperejdes?

– Może zamiast starać się odgadnąć, czego pragnę, po prostu o to zapytasz?

– Czego więc pragniesz?

Ateńczyk przywołał służącego. Kazał znów napełnić sobie kubek. Uniósł go do ust i pił powoli, najwyraźniej rozkoszując się chwilą.

– Jest w Atenach pewien piękny młodzieniec. Znasz go, odwiedził bowiem twą willę w Pireusie. Później rozmawiałeś z nim jeszcze w Likejonie. Wydaje się, że ceni ciebie i twe towarzystwo, choć bogowie raczą wiedzieć dlaczego.

– Chodzi ci o Demetriusza z Faleronu.

Hiperejdes skinął głową. Mimo ewidentnego kaca, na jego wargach wykwitł ironiczny uśmieszek.

– Skąd wiesz, że u mnie gościł? – zapytał Kassander.

– Wiem o nim bardzo wiele. Już przed miesiącem kazałem go śledzić.

Macedończyk uniósł brwi.

– Mogę spytać w jakim celu?

– Naturalnie. Inaczej, po cóż bym ci o tym mówił?

Nastała chwila przedłużającego się milczenia.

– Więc? Czemu rozkazałeś go śledzić?

– Kilka miesięcy temu ujrzałem go w gimnazjonie, ćwiczącego wraz z innymi chłopcami. Oczywiście całkiem nago. Poczułem, że pożądam go mocniej niż jakiegokolwiek chłopca czy jakiejkolwiek kobiety wcześniej. Nie spodziewałem się, że w moim wieku mogę być jeszcze zniewolony przez podobne uczucie.

Kassander powstrzymał cisnący mu się na usta pogardliwy uśmiech. Sam zawsze przedkładał niewiasty nad ciemnookich efebów. Nigdy też nie potrafił zrozumieć tych, którzy mieli odmienne upodobania. Tolerował skłonność do pederastii u swego zdolnego oficera, Traka Jazona, lecz w podległych sobie oddziałach surowo zakazywał podobnych praktyk. Teraz jednak musiał być ostrożny. Nie chciał zrazić człowieka, który mógł ocalić Fryne.

– Próbowałeś uczynić chłopca swym kochankiem? – spytał.

– Nawiązałem z nim znajomość podczas spaceru na agorze. Okoliczności nie sprzyjały jednak moim planom… Potem zacząłem się do niego zalecać, obsypywać prezentami. Jednak zarówno on, jak i jego ojciec, pozostali niewzruszeni. Z pewnością wiesz, że gdy parałem się polityką, ja i Dionizjusz należeliśmy do przeciwnych obozów.

Kassander wiedział o tym. Jego przyjaciel, Dionizjusz z Faleronu, przewodził stronnictwu promacedońskiemu w Atenach.

– Mimo to – ciągnął tymczasem Hiperejdes – moje pożądanie nie osłabło ani trochę. Próbowałem ugasić je winem, rzucić się w wir nic nieznaczących miłostek, skupić się na pracy. Wszystko na nic. Muszę zdobyć przychylność tego chłopca! A ty, jeśli chcesz, bym podjął się obrony Fryne, musisz mi w tym dopomóc.

* * *

Podjęta przez Kassandra akcja werbunkowa zaczęła przynosić rezultaty. Port w Pireusie wypełnił się lekkozbrojnymi z wysp. Od strony Przesmyku Istmijskiego nadeszły w równej kolumnie marszowej pierwsze oddziały falangi. Zwolnieni przez Antypatra ze służby oficerowie zajęli najlepsze pokoje w ateńskich gospodach. Kassander rozmawiał z każdym z nich, ale zatrudniał tylko najlepszych. W Azji nie będzie miejsca ani czasu na słabość i niekompetencję.

Do portu w Faleronie wpłynęła macedońska eskadra z Eubei, złożona z dziesięciu okrętów. Na jej czele płynął największy okręt epoki – wykonany na specjalne zamówienie w ogromnej stoczni w Syrakuzach czterorzędowiec „Cheronea”. W porównaniu z nim towarzyszące mu jednostki wydawały się małe i niepozorne. A przecież były to wyśmienite trójrzędowce, w niczym (być może poza wyszkoleniem załóg) nie ustępujące ateńskim.

Obecność macedońskiej floty uradowała Kassandra, lecz sama w sobie nie rozwiązywała zasadniczej kwestii – transportu jego armii do Azji. Potrzebował znacznie więcej statków. Jeśli pragnął zdążyć przed zimowymi sztormami, pomoc Ateńczyków była nieodzowna.

* * *

Mnesarete była rozgniewana.

Choć wiedziała, że Kassander spędził poprzednią noc w willi (doniósł jej o tym jeden z eunuchów, którego zdołała niedawno przekabacić), nie odwiedził bynajmniej jej łożnicy. Rozczarowana i samotna, przyzwała do siebie swą ulubioną niewolnicę, jasnowłosą Helenę, by ta umiliła jej noc. I tym razem jednak doznała zawodu. Pozostałe służki doniosły, że Heleny z nimi nie ma. Oznajmiły swej pani, że Kassander przysłał po nią jednego z pozbawionych męskości służących. Domyśliła się natychmiast, w jakim celu to uczynił.

Nie zdziwił jej nawet jego wybór. Podobnie jak jej imienniczka, o którą wybuchła Wojna Trojańska, Helena była istną pięknością. Kręcone blond włosy spadały na jej szczupłe ramiona, a w modrych jak morska toń oczach można było się zatracić. Karminowe wargi stworzone były do pocałunków, a języczek – zawsze zręczny i chyży – wychodził śmiało na spotkanie języka jej pani. Choć miała dopiero czternaście lat, jej piersi już zakwitły i były niewiele tylko mniejsze od biustu Mnesarete. Łono miała gładkie i smakowite – Mnesarete kosztowała czasem jej płatków, by odwdzięczyć się za szczególnie rozkoszne pieszczoty. Tyłeczek miała w miły sposób zaokrąglony. Mimo doświadczenia w zbliżeniach saficznych wciąż była dziewicą – nigdy przedtem nie posiadł jej mężczyzna. Jej właścicielka dołożyła starań, by dziewczyna nie miała okazji wpaść w oko Kassandrowi ani nikomu z jego eskorty.

Najwyraźniej poniosła klęskę.

Przewracając się z boku na bok w pustym łożu, nie mogąc zasnąć z wściekłości i rozczarowania, Mnesarete wyobrażała sobie noc Kassandra i Heleny. Miała nadzieję, że defloracja była dla niewolnicy bardzo bolesna. Jej macedoński kochanek nie należał do najdelikatniejszych mężczyzn, a jego żądza była tak niepowstrzymana, że często po prostu rzucał się na niewiastę i wbijał się w jej pochwę, nie bacząc na to, czy jest ona na to właściwie przygotowana.

Czuła jednak, że w istocie jest zupełnie inaczej. Mnesarete nieraz widziała, jak Helena wodzi spojrzeniem za każdym pełnowartościowym mężczyzną, jaki tylko pojawił się w okolicy. Z pewnością niecierpliwie wyczekiwała chwili, gdy któryś z tych silnych i władczych mężów weźmie ją do swego łoża. Wezwanie ze strony ich wodza musiało mieć dla niej szczególnie słodki smak. Zapewne z radością powitała utratę błony dziewiczej, przerwanej przez pokaźny członek Kassandra.

Mnesarete zacisnęła ręce w pięści. Helena zachowuje się jak suka w rui, pomyślała. Teraz zapewne – leżąc pod muskularnym ciałem Macedończyka, obejmując mu szyję ramionami, a biodra udami – czuje, że odnosi nad swą panią triumf. Jeszcze się przekona, jak wielką pomyłkę popełniła! W samotnej bezsenności nałożnica z Argos zaczęła układać plan zemsty.

Nazajutrz Helena wróciła do komnaty służebnic dopiero koło południa – zaraz po tym, jak Kassander udał się do miasta. Mnesarete z przykrością zauważyła, że jej niewolnica wprost tryska dobrym samopoczuciem. Najwyraźniej przeżycia zeszłej nocy, a pewnie i dzisiejszego poranka, dostarczyły jej wiele satysfakcji. Usługiwała swej pani z taką samą uczynnością jak zawsze, ale widać było, że myślami przebywa gdzie indziej.

Mnesarete czuła, że oto pod bokiem wyrasta jej rywalka. Musiała zatem działać szybko. Jeśli rozpustna młódka przypadła Kassandrowi do gustu, dziś w nocy może znowu po nią posłać. Nałożnica nie miała zamiaru cierpieć konkurencji w obrębie willi. Akceptowała naturalnie fakt, że jej macedoński kochanek sypiał z niezliczonymi pornai i heterami. Jeśli już musiał ją zdradzać, powinien czynić to daleko od domu – tak, by nie mogła tego widzieć ani słyszeć. Nie powinien też dotykać żadnej z jej dziewcząt. Należały do niej, sam jej je podarował.

Wczesnym popołudniem przyzwała do siebie trzech eunuchów. Wśród nich był jej człowiek. Odesłała niewolnice do ich pomieszczenia, pozwalając zostać jedynie Helenie. Ta właśnie czesała i układała włosy swej pani. Gdy skończyła, Mnesarete zwróciła się do pokornie czekających kastratów:

– Uznałam, że nie potrzeba mi aż trzech niewolnic. Dwie w zupełności wystarczą, by zadbać o moje potrzeby. Dlatego jeszcze dziś rozkazuję wam zabrać tę oto na targ niewolników i sprzedać.

Helena pobladła. Uniosła ręce do otwartych ze zdumienia ust.

– Pani – rzekł ostrożnie jeden z eunuchów – to własność dostojnego Kassandra…

– Kassander mi ją przekazał– przerwała mu Mnesarete – a teraz ja się jej pozbywam. Czy mam donieść twojemu panu, że kwestionujesz moje polecenia?

Teraz z kolei zbladł tamten. Helena wciąż nie była w stanie wykrztusić ani słowa.

– Stanie się tak, jak każesz. Wstań, Heleno, udasz się z nami.

Niewolnica spojrzała na swą panią.

– Czym na to zasłużyłam? – jęknęła tylko.

– Już ty dobrze wiesz czym – odparła Mnesarete, mierząc ją wrogim spojrzeniem. Po czym pochyliła się ku niej i szepnęła: – Skoro Kassander postanowił zrobić z ciebie kurwę, upewnię się, byś nią pozostała.

Gdy eunuchowie wyprowadzali Helenę z gynajkejonu – nie stawiała oporu, zbyt oszołomiona sytuacją – Mnesarete przywołała swojego zaufanego.

– Spraw, by dziewczynę kupił któryś z domów publicznych – rozkazała. – Z jej urodą nie powinno to nastręczać trudności. Życzę sobie, by już dzisiejszej nocy musiała obsłużyć tuzin lub dwa tuziny klientów.

– Zgodnie z rozkazem, pani – wykastrowany mężczyzna pokłonił się jej i również opuścił komnatę.

Mnesarete przeciągnęła się na poduszkach. Zwycięstwo przyszło tak łatwo… Usunęła rywalkę z drogi. Jeśli Kassander zrozumie nauczkę i przestanie dobierać się do jej służebnic, nie będzie musiała udzielać mu kolejnej lekcji. Zastanawiało ją tylko jedno: skoro wszystko się udało, czemu nie czuła satysfakcji?

* * *

Kassander i Demetriusz siedzieli w basenie z ciepłą wodą w jednej z ateńskich łaźni publicznych. Był to renomowany przybytek, więc woda była niewiele chłodniejsza od ukropu, a im nikt nie przeszkadzał. Dyskretni słudzy czuwali nad tym, by spokoju obydwu mężczyzn nie zakłócili inni bywalcy, ani nawet nagie pornai polujące w takich miejscach na klientów. Zgodnie z rozkazem Kassandra wolno im było wpuścić tylko jednego człowieka.

Ostatnimi czasy Demetriusz często gościł u Kassandra lub też niby przypadkiem wpadał na niego w mieście. Macedończyk domyślał się, że to sprawka jego ojca. Dionizjusz robił wszystko, by wkupić się w łaski nowych panów Hellady. Zapewne uznał, że romans najważniejszego Macedończyka w promieniu kilku tysięcy stadionów z jego synem przyniesie mu pożytek. Kassander wyznał kiedyś Dionizjuszowi, że nie gustuje w chłopcach, ale najwyraźniej Ateńczykowi nie mieściło się to w głowie. Albo też uznał po prostu, że nigdy nie zaszkodzi spróbować.

Kassander postanowił to wykorzystać do realizacji własnych celów. Okazywał zatem młodzieńcowi przychylność, pozwalał mu towarzyszyć sobie podczas rozmów z ateńskimi kupcami i politykami, kilkakrotnie zabrał go też (za pozwoleniem Dionizjusza) na sympozjony. Miał świadomość, że o ich wzajemnych stosunkach krążyły już plotki. Nie obchodziło go wszakże, co myślą Ateńczycy, więc puszczał je mimo uszu. W celu uczynienia chłopca bardziej męskim ćwiczył z nim w wolnych chwilach walkę na miecze, a wieczorami zabierał do najlepszych domów rozpusty lub też do wykwintnych heter.

Wiedział dobrze, że gdyby tylko zechciał skorzystać z wdzięków przystojnego młodzieńca, nie spotkałby się z odmową. Demetriusz traktował go jak starszego przyjaciela i mentora, a w Atenach podobne związki miały zwykle seksualny aspekt. Kassander jednak nie czuł do niego żadnego pociągu, a poza tym miał do zrealizowania własne plany. Gdy zdobył już w pełni zaufanie młodego Ateńczyka, zaprosił go do najlepszej łaźni w mieście. Demetriusz skwapliwie przyjął zaproszenie, licząc najwyraźniej, że tam właśnie nastąpi konsumpcja ich relacji.

Siedzieli zatem wygodnie w basenie, nadzy i rozgrzani, prowadząc niespieszną rozmowę. Co jakiś czas służący pojawiali się na chwilę, by dolać do basenu gorącej wody, po czym znikali bezszelestnie. Poza tym jednak byli całkiem sami. Pocili się obficie, a między nimi unosiły się kłęby pary.

– Za kilka lat będziesz już pełnoprawnym obywatelem ateńskiej polis – mówił Kassander – a co za tym idzie wkroczysz w podstępny świat miejskiej polityki.

– Mój ojciec przygotowuje mnie do tego najlepiej jak potrafi – odparł Demetriusz, spoglądając mu z ufnością w oczy. – Oczywiście zamierzam tak jak on przystąpić do stronnictwa współpracy z Macedonią. Ojciec mówi, że czasy samodzielności każdej helleńskiej polis skończyły się bezpowrotnie. Najdobitniej przekonali się o tym Spartanie pod Megalopolis.

– W twych słowach zawarta jest mądrość – odparł Kassander. – Czy sądzisz jednak, że twój ojciec powinien być dla ciebie jedynym przewodnikiem po tym świecie? Nie powinieneś mieć jeszcze kogoś? Bliskiego przyjaciela, który wprowadziłby cię we wszystkie niuanse?

Demetriusz wahał się przez chwilę. W końcu zdobył się na odwagę.

– Chciałbym, byś ty był dla mnie takim przewodnikiem, Kassandrze.

Macedończyk posłał mu uśmiech.

– Demetriuszu, wiesz doskonale, że mogę cię nauczyć walki na miecze. Posiadam pewną wiedzę na temat strategii wojennej, która może być dla ciebie przydatna w przyszłości. Z przyjemnością zapoznaję cię też z rozkoszami, jakie potrafi dać kobieta, czemu służą nasze wyprawy do Cynobrowego Domu i tym podobnych miejsc. Nie znam się jednak na ateńskiej polityce. Są wszakże ludzie, którzy mogą cię o niej wiele nauczyć. Niekoniecznie ci ze stronnictwa promacedońskiego. Sądzę, że powinieneś zapoznać się także z ideami innych, aby uzyskać pełną wiedzę na temat ateńskiej racji stanu.

– Poleciłbyś mnie któremuś z nich? – spytał po dłuższej chwili Demetriusz.

– Nie muszę tego czynić. Jeden z nich jest przecież twoim wielbicielem.

– Hiperejdes – odgadł natychmiast młodzieniec. – Przyznaję, że to świetny mówca, nieraz słuchałem jego wystąpień przed sądami. Kiedyś był też wybitnym politykiem… Ale mój ojciec nie pozwala mi na spotkanie z nim. Twierdzi, że mógłbym się zarazić groźnymi ideami, które sprowadzą na Ateny jedynie nieszczęście.

– Zapewniam cię, że nie jest aż tak niebezpieczny. Zresztą, będziesz się mógł o tym wkrótce przekonać. Zaprosiłem go tutaj.

Demetriusz był zaskoczony.

– Sądziłem, że mamy tu być całkiem sami…

– …z dala od oczu i uszu twego ojca – odparł z uśmiechem Kassander. – Ponieważ Dionizjusz nie zgadza się na znajomość, której pragnie Hiperejdes, a tobie byłaby ona z pewnością przydatna, jestem gotów udzielić pomocy wam obu.

Młodzieniec milczał zdezorientowany.

– Będziecie mogli swobodnie spotykać się w mojej willi. Tam nikt nie przeszkodzi ci w pobieraniu wartościowych nauk. A także w innych rzeczach.

Demetriusz zarumienił się, lecz po chwili jego uwagę odwróciło przybycie zapowiedzianego przez Kassandra gościa. Wpuszczony przez łaziebnych Hiperejdes stanął na brzegu basenu. Miał na sobie pyszny, czerwony chiton, który zazwyczaj przywdziewał wówczas, gdy miał przemawiać przed trybunałem. Był świeży, wypoczęty i nawet przystojny. Najwyraźniej poprzednia noc nie upłynęła mu na pijatyce.

Kassander uznał, że najlepiej będzie pozostawić sprawy ich biegowi. Podniósł się z basenu i – ociekając wodą – zaczął z niego wychodzić.

– Odchodzisz, Kassandrze? – w głosie Demetriusza brzmiał niepokój i słabo skrywany zawód. Czyżby liczył, że zostanie kochankiem obydwu starszych mężczyzn? Macedończyk uśmiechnął się do niego, by dodać mu otuchy.

– Mam dziś jeszcze jedno ważne spotkanie. Wieczorem zapraszam was obydwu na wieczerzę. Pomówimy o sprawach ważnych i błahych przy smacznym jadle i dobrym winie.

Gdy Kassander go mijał, Hiperejdes zrzucał z siebie czerwony chiton. Kiedy Macedończyk opuszczał salę kąpielową, ateński adwokat zajmował właśnie jego miejsce w basenie.

* * *

Sykofant Eutias był wściekły. Zmarnotrawił tak dobrze zapowiadający się wieczór! Tego dnia otrzymał kolejną ratę zapłaty za oskarżenie Fryne. Wypchany srebrem mieszek miło ciążył mu w dłoni, teraz zaś czuł jego ciężar przy pasie. Postanowił uczcić nagły przypływ gotówki wizytą w domu rozpusty. Nie w jakimś zapchlonym, nędznym burdelu, gdzie dziwki obojga płci z oczami podbitymi przez poprzednich klientów obsługiwały mężczyzn w brudzie, pośpiechu i smrodzie. O nie, teraz mógł sobie pozwolić na znacznie więcej! Tak mu się przynajmniej wtedy zdawało. Wziął zatem ze sobą całą sumę i udał się do „Sekretu Penelopy”, domu znanego z jakości świadczonych tam usług, szerokiego wyboru dziewcząt oraz chłopców, a także smacznego jadła i przedniego wina.

Już na początku poczuł irytację, gdy strażnicy przy wejściu przez dłuższy czas zastanawiali się, czy go wpuścić. Być może powinien wydać część zapłaty na nowy chiton, a wizytę w burdelu poprzedzić wizytą w łaźni. Eutias nie zaprzątał sobie jednak głowy takimi rzeczami. Był zbyt skąpy na kupno nowego stroju, póki stary – tu i ówdzie przetarty – wciąż nadawał się do noszenia. A co do kąpieli… To nierządnica ma pięknie pachnieć – on nie musi. Te zaniechania zemściły się jednak na nim. Zbrojni u wrót „Sekretu Penelopy” – smagli Grecy z Azji Mniejszej – przyglądali mu się podejrzliwie. Nie mógł pozwolić sobie na publiczne upokorzenie, jakim z pewnością byłaby rejterada spod drzwi domu publicznego. Skończyło się zatem na łapówce, dzięki której dostał się do środka. Jeszcze teraz wyrzucał sobie, że zapłacił strażnikom więcej niż kosztowałaby nowa szata. A i tak wszystko na nic.

Tego wieczoru na parterze „Sekretu Penelopy” odbywały się dwie aukcje, na których wystawiono nowe nabytki domu. Atrakcją dla mężów gustujących we wdziękach niewiast była Helena. Wprawdzie prowadzący licytację eunuch przyznał, że młodziutka blondynka nie jest już dziewicą (szybko jednak dodał, że miał ją tylko jeden mężczyzna), ale i tak wielu zapragnęło skosztować jej słodyczy. Eutias się do nich nie przyłączył. Gardził kobietami, a myśl, że mógłby wsuwać swojego penisa w ich mokre, śliskie pochwy, przyprawiała go o mdłości. Znacznie bardziej zainteresowała go druga aukcja, na której wystawiono perskiego niewolnika Narzesa. Był to piętnastoletni młodzieniec o ciemnej cerze, kruczoczarnych włosach i niezwykłych, błękitnych oczach. Oczywiście potencjalnym klientom zaprezentowano go nagiego i natartego oliwą. Pod lśniącą skórą ładnie rysowały się mięśnie. Członek i jądra chłopca były całkiem wydepilowane, podobnie jak jego klatka piersiowa i brzuch. Spoglądając na jego ponętne ciało, Eutias poczuł, że jego męskość napręża się niemal boleśnie. Pragnął tego młodzieńca, wręcz płonął pożądaniem.

Eunuch ogłosił, że tego wieczoru pięciu mężów oferujących najwyższą cenę będzie mogło zabawić się z Persem. Z wdzięków Heleny skorzystać mogło natomiast aż dziesięciu. Cóż, to zrozumiałe, pomyślał Eutias, oblizując wargi. W końcu ta jasnowłosa kurewka ma więcej otworów, które można spenetrować.

Najpierw licytowano dziewczynę. Sykofant przysłuchiwał się temu z pogardliwym uśmiechem. Około połowy mężczyzn przebywających na sali tłoczyło się wokół stojącej na podwyższeniu Heleny i eunucha, przekrzykując się wzajemnie i oferując coraz wyższe ceny. Amatorzy cip, myślał z politowaniem Eutias. Głupcy, którzy nie wiedzą, że największą rozkosz mężczyźnie może dać jedynie słodki, uległy efeb, jego wilgotne usta i ciasne, gorące miejsce między pośladkami. Wkrótce jednak uśmiech zniknął z jego twarzy. Ceny rzucane przez uczestników aukcji stały się naprawdę wysokie. Donosiciel pomacał spotniałą nagle dłonią mieszek srebra, który miał przywiązany u pasa. Poczuł, że jego zawartość może nie wystarczyć.

Gdy licytacja dobiegła końca, Helena została wyprowadzona z sali. Miała się przygotować i czekać w komnacie na pierwszego klienta. Mężczyźni, którzy złożyli najwyższe oferty, zasiedli razem do uczty przy stole uginającym się od półmisków potraw i dzbanów z winem. Mieli być po kolei wywoływani, a na razie tylko gratulowali sobie nawzajem i spełniali pierwszy toast tej nocy – z pojedynczego, przekazywanego sobie z rąk do rąk pucharu.

Wkrótce na podwyższenie wszedł Narzes. Sykofant z niezadowoleniem zauważył, że on również wzbudził spore zainteresowanie – nie tylko mężczyzn, którzy nie brali udziału w poprzedniej aukcji, ale i części spośród tych, którzy ponieśli w niej porażkę. To zaś oznaczało, że cena za perskiego młodzieńca mogła osiągnąć niebotyczne poziomy. By dodać sobie odwagi, Eutias zażądał od przechodzącej obok niewolnicy nierozwodnionego wina. Swe życzenie podkreślił siarczystym klapsem wymierzonym w jej niemal całkiem odsłoniętą pupę. Zrobił to nie dlatego, że dziewczyna go podniecała, ale po to, by lepiej zapamiętała jego zamówienie.

Eunuch dał znak do rozpoczęcia drugiej licytacji. Sykofant popijał przyniesione mu w ceramicznym kubku wino, krzywiąc się na jego cierpki, intensywny smak. Zdecydowanie wolał mniej wykwintne trunki – z tanich winiarni w Pireusie. Jednak miejsce takie jak „Sekret Penelopy” zobowiązywało. Pił zatem, krzywił się i zgłaszał pierwsze oferty, starając się wysondować konkurentów. Ci rzucali mu od czasu do czasu spojrzenia, które bynajmniej nie świadczyły o zbyt wielkim szacunku. Wydawało mu się, że niektórzy z nich mogli go rozpoznać. Choć jako państwowy donosiciel pełnił ważną i odpowiedzialną funkcję, wielu pogardzało nim za to, co robił. Drwinę w oczach innych mógł wywoływać jego znoszony chiton, włosy w nieładzie czy też unosząca się wokół niego ostra woń potu. Może faktycznie trzeba było iść do tej łaźni, pomyślał. Tam też można spotkać chłopców sprzedających swe wdzięki – zresztą za znacznie niższą cenę.

A ceny za rozdziewiczenie Narzesa (eunuch zapewniał, że ten nigdy jeszcze nie oddawał się mężczyźnie) gwałtownie poszły w górę. Eutias poczuł rosnący gniew. Nierozcieńczone wino, które pił, również robiło swoje. Nie był przyzwyczajony do tak mocnych trunków, więc w głowie zakręciło mu się już po pierwszym kubku. Prędko zażądał następnego. Był już pewien, że nie uda mu się tej nocy zakosztować perskich rozkoszy. Nie było go na to stać, choć mieszek był pękaty. Gdy pięciu zwycięzców gratulowało sobie nawzajem, a urodziwy młodzieniec został odprowadzony do komnaty, sykofant cisnął kubkiem o podłogę, aż ten rozpadł się na tysiąc drobnych okruchów. Obrócił się na pięcie i ruszył ku drzwiom.

– Nie zapomniałeś o czymś, panie? – usłyszał czyjś przymilny głos. Obrócił się, rozgniewany nie na żarty.

– O czym? – warknął.

– O winie – odparł spokojnie eunuch, który mimo prowadzenia dwóch licytacji najwyraźniej śledził czujnie wszystko, co dzieje się na sali. – To wyborny kreteński trunek, do tego świetny rocznik. Serwujemy go naszym klientom w cenie innych usług. Jeśli jednak z nich nie korzystasz, musisz zapłacić za to, co wypiłeś.

Eutias poczerwieniał z wściekłości.

– Nie zamierzam! – krzyknął.

– Tego się obawiałem – westchnął eunuch. – Memnon, Diogenes – wiecie, co robić.

Dwaj strażnicy, którzy przedtem wpuścili go do „Sekretu Penelopy” w zamian za hojną łapówkę, teraz wyrośli po obu jego stronach. Chwycili go za ramiona, obezwładnili prędko i sprawnie, a potem wywlekli przez drzwi wyjściowe. Na ulicy panował już mrok. Nie chcąc budzić sąsiadów z okolicznych domów, nie bili go zbyt mocno – od tak, by zapamiętał sobie, że rachunki trzeba regulować. Następnie Memnon (a może to był Diogenes?) odliczył z jego sakiewki odpowiednią kwotę za dwa kubki wybornego wina, a także po monecie dla siebie i kompana – zapewne za łaskawość.

Zostawili Eutiasa na ulicy, z rozkwaszonym nosem i obolałymi żebrami. Podniósł się z trudem, przypiął do pasa znacznie teraz chudszy mieszek, po czym powlókł się w stronę Pireusu. Tam zarówno trunki, jak i dziwki kosztowały mniej. Poczucie upokorzenia ustępowało szybko miejsca czarnej wściekłości. Musiał się na kimś wyżyć za to, co mu się przytrafiło. Znajdzie sobie w Pireusie jakiegoś przystojnego chłopca, kupi go sobie na całą noc i będzie na przemian bił i rżnął. Nie będzie miał litości, nie powstrzymają go prośby ani błagania. Sykofant czuł, że tej nocy mógłby zabić.

Nie spostrzegł, że jest śledzony.

* * *

Spoliczkował ją. Tak mocno, że ugięły się pod nią nogi i upadła na wyłożoną miękkimi dywanami podłogę. Kręciło jej się w głowie, bolał ją łokieć, który stłukła sobie podczas upadku, a policzek płonął żywym ogniem. Dowiedział się o Helenie, przemknęło jej przez myśl. Kassander pochylił się, mocno chwycił Mnesarete za włosy i brutalnym szarpnięciem poderwał ją z podłogi. Krzyknęła z bólu.

Gdy dowiedziała się, że odwiedzi ją tej nocy, przywdziała szatę, którą miała przyszykowaną specjalnie na tę okazję. Zakupiła ją jeszcze w Koryncie – od krawca, który znany był z tego, że szyje suknie dla najlepszych heter w mieście. Chiton wykonany był z jedwabiu cienkiego jak pajęczyna i niemal całkiem przezroczystego. Materiał ufarbowano na rudą barwę, która dobrze współgrała z naturalnym kolorem jej włosów. Jej niewolnice (Melisa i Raisa – ostatnie, które sobie zostawiła) uczesały starannie jej włosy i zrobiły mocny, wyuzdany makijaż. Skoro jej kochanek tak bardzo lubił odwiedzać prostytutki, wystąpi dziś przed nim jako jedna z nich – dostępna wszakże tylko dla niego.

Trzymając ją jedną ręką za włosy, drugą wymierzył jej następny, siarczysty policzek. Ból ogarnął teraz obie strony jej twarzy. Oszołomiona, uniosła ręce zbyt wolno, by się osłonić. Gniew emanował z całej postaci Kassandra, widziała nad sobą jego wykrzywioną wściekłym grymasem twarz.

– Jak śmiałaś się jej pozbyć? – warknął, unosząc rękę do kolejnego uderzenia.

– Nie – jęknęła błagalnym tonem – proszę…

– Odpowiedz mi!

– Wziąłeś ją do łóżka zamiast mnie!

Niemal wykrzyczała mu to w twarz. Nie spodobało mu się to. Puścił jej włosy i spojrzał w dół – na jej ciało w przezroczystej, skąpej szacie. Chwycił rękoma za cienki materiał i szarpnął mocno. Mnesarete usłyszała dźwięk dartego jedwabiu. Po chwili strzępy pysznego chitonu spłynęły po jej ciele na dywan. Stała przed nim naga.

Myślała, że pożądanie weźmie w nim górę nad gniewem. On jednak – nie bacząc na jej nagość – uderzył ją ponownie. Upadła na łóżko, trzymając się za policzek. Kassander podszedł do niej, obrócił ją na brzuch i wykręcił jej ręce do tyłu. Poczuła, jak krępuje jej nadgarstki sznurem. Podczas ich miłosnych igraszek nieraz ją wiązał. Sama go do tego zachęcała, podniecona dojmującym poczuciem zniewolenia i oddania oraz faktem, że mógł wtedy zrobić z nią to, na co tylko miał ochotę. Teraz jednak bała się Macedończyka i jego zamiarów. On zaś krępował ją znacznie mocniej niż zwykle, a sznur wpijał się boleśnie w skórę na nadgarstkach.

– Chciałaś dać mi nauczkę, Mnesarete? – szepnął jej do ucha, zaciskając więzy. – Czas, byś i ty przyjęła swoją. Wezwij niewolnice.

– Co chcesz zrobić? – spytała przestraszona. W odpowiedzi chwycił ją za włosy i przyciągnął za nie ku sobie. Znów krzyknęła.

Do komnaty zajrzały zaniepokojone służki – Melisa i Raisa. Mnesarete miała świadomość, co teraz widzą: swoją panią nagą, zniewoloną i bezbronną. A także Kassandra – traktującego ją jak szmacianą lalkę.

– Dobrze, że jesteście – wychrypiał Macedończyk. – Podejdźcie do łóżka. Natychmiast.

Choć na twarzach obydwu rysował się lęk, nie odważyły się sprzeciwić rozkazowi. Stanęły nieopodal łoża, niepewne i zdezorientowane.

– Rozbierzcie się.

I tym razem usłuchały. Obie zaczęły rozsupływać wiązania swych chitonów. Mnesarete przyglądała się temu, wciąż czując ból po szarpnięciu za włosy. Podejrzewała, że na jej policzkach były już widoczne ślady po razach, jakie jej wymierzył. Niewolnice z pewnością nie chciały zasłużyć na podobne.

– Ręce za siebie. Macie nic nie zasłaniać.

Kassander pchnął Mnesarete z powrotem na łóżko. Podszedł do nagich dziewcząt. Spoglądał to na jedną, to na drugą, zastanawiając się, której przypadnie pierwszeństwo. Obie były ładne, choć żadna nie mogła się równać z pięknością Heleny. Raisa miała włosy w kolorze słomy i błękitne oczy, wydatne kości policzkowe i pełne, różowe wargi. Mówiła po grecku ze śpiewnym akcentem zdradzającym jej iliryjskie pochodzenie. Melisa była Hellenką z małoazjatyckiej Jonii, choć w jej krwi mogły być domieszki lidyjskie i frygijskie. Jej lśniące, kruczoczarne loki rozsypywały się po ramionach, oczy były ciemne i lekko skośne, wargi nieco węższe niż u towarzyszki. Przyjrzał się teraz ich ciałom, a na licach obydwu dziewczyn pojawiły się wstydliwe rumieńce.

Ciało Raisy zdobiły miłe dla oka krągłości. Z pewnością nie sposób jej było uznać za chudą, a zaledwie krok dzielił dziewczynę od bycia pulchną. Ciężkie, zwieńczone różowymi brodawkami półkule jej piersi unosiły się w rytm przyspieszonego oddechu, górując dumnie nad lekko wypukłym brzuchem. Kassander spojrzał prosto między uda niewolnicy. Łono miała gładkie, z wąskim, starannie przystrzyżonym paskiem włosków nad szparką. Same uda były jędrne, choć może nieco zbyt obfite. Szerokie biodra stanowiły zapowiedź pełnej, wypukłej pupy. Melisa była wyższa i szczuplejsza od swej towarzyszki, miała też nieco mniejsze piersi, ozdobione ciemnymi brodawkami. Jej brzuch był płaski i twardy, a łono całkiem pozbawione włosów. Śniada cera nadawała dziewczynie podniecająco egzotyczny wygląd.

Mnesarete przeczuwała, co się zaraz wydarzy. Wiedziała też, że nie może uczynić zupełnie nic, by powstrzymać Macedończyka. Mimo to spróbowała szarpnięciem uwolnić dłonie. Ciasno zawiązany sznur mocniej wpił się w jej nadgarstki.

Kassander podjął decyzję. Zamknął smukłe ramię Melisy w swojej silnej dłoni.

– Na łóżko – rozkazał.

Jońska niewolnica drżała z lęku i wstydu, stojąc przed Kassandrem całkiem naga i odsłonięta. I tym razem nie ośmieliła się mu jednak sprzeciwić. Położyła się na plecach nieopodal Mnesarete. Wbiła spojrzenie w sufit. Wargi dziewczyny poruszały się lekko, jakby wypowiadały słowa cichej modlitwy. Jej pani leżała na boku, zniewolona i bezsilna. Nie chciała na to patrzeć, ale nie potrafiła też odwrócić spojrzenia. To moja wina, myślała. Muszę ponieść konsekwencje. Do samego końca.

Przypomniała sobie Helenę, którą eunuchowie sprzedali kilka dni temu właścicielowi „Sekretu Penelopy”. Jej zaufany człowiek poinformował ją później, że jest to znany w Atenach dom rozpusty. Słynie on ze swoistego rytuału: ilekroć w jego ofercie pojawi się nowa dziewczyna lub chłopiec, zostaje ogłoszona licytacja. Zgromadzeni na parterze domu klienci najpierw oglądają sobie świeży nabytek, a potem przekrzykują się, oferując coraz wyższe ceny za możliwość jego „rozdziewiczenia”. Ostatecznie zaszczyt ten przypada pięciu lub – w razie szczególnego zainteresowania – dziesięciu mężczyznom, którzy zgodzili się zapłacić najwięcej. Taka ślicznotka jak Helena z pewnością wzbudziła bardzo duże zainteresowanie. Po niewczasie Mnesarete zaczęła żałować swej pochopnej decyzji.

Melisy i Raisy nie żałowała za to wcale. Zbliżenie z jednym tylko mężczyzną – nawet tak szorstkim i brutalnym jak jej Macedończyk – nie mogło się równać z tym, co stało się udziałem Heleny. Poza tym uległość wobec męskich żądz jest obowiązkiem każdej niewolnicy – zarówno porne w burdelu, jak i służącej w dobrym domu. Gdyby Mnesarete nie chroniła swoich dziewcząt aż do dzisiejszego dnia, musiałyby codziennie oddawać się kilku mężczyznom z eskorty Kassandra. I tak długo omijał je ten los.

Kassander ściągnął tunikę przez głowę, cisnął ją na dywan i wszedł na łóżko. Jego penis unosił się już w pełnej erekcji – widok trzech nagich niewiast, dwóch służek i ich pani, bardzo szybko go podniecił. Nigdy nie trwonił zbyt wiele czasu na grę wstępną, pieszczoty i stymulację swojej kochanki. Gdy miał do czynienia z niewolnicą, często pozwalał kierować sobą pożądaniu i brał ją od razu. To on miał czerpać przyjemność ze zbliżenia – w jej przypadku było to absolutnie zbędne. Od niewolnych dziewcząt oczekiwał posłuszeństwa i uległości – a nie tego, że będą szczytować w jego ramionach. Naturalnie pochlebiało mu, gdy doprowadzał kobietę do orgazmu – nie na tyle jednak, by dążyć do tego szczególnie wytrwale.

Tak więc i teraz nie marnował czasu. Zdecydowanym ruchem rozsunął uda Melisy na boki, pochylił się nad dziewczyną, jedną ręką wsparł się o łóżko, a w drugą wziął swój nabrzmiały członek. Nakierował go na wyeksponowaną teraz szparkę niewolnicy. Uniósł głowę i spojrzał w oczy Mnesarete. Uśmiechnął się do niej triumfalnie, po czym pchnął mocno. Melisa, nieprzygotowana w żaden sposób na tak gwałtowną penetrację, krzyknęła z bólu. Mnesarete patrzyła zafascynowana, nie mogąc odwrócić oczu. Poczuła, że jej własna brzoskwinka zaczyna puszczać soki.

Kassander wbijał się w Melisę silnymi, głębokimi pchnięciami. Domyślał się, że podobnie jak Helena w dniu, gdy przyprowadzono ją do jego łoża, nigdy jeszcze nie zaznała mężczyzny. Kiedy wszedł w nią po raz pierwszy, poczuł, że jego przypuszczenie było słuszne. Z rozkoszą pozbawił jońską niewolnicę dziewictwa, nie siląc się przy tym na delikatność. Dziewczyna jęczała pod nim boleśnie, nie odważyła się jednak na najcichszy chociaż sprzeciw. Przyjmowała jego brutalne sztychy, odwróciwszy głowę w bok. Jej piersi drżały w rytm jego ruchów. Sięgnął ku jednej z nich ręką – tą, na której się nie opierał. Ścisnął dość mocno, uszczypnął palcem wskazującym i kciukiem brodawkę. Kolejny cichy krzyk. Bardzo dobrze. Niech Mnesarete dobrze przyjrzy się temu, co sprowokowała. Niech się nasłucha.

Melisie brakowało kunsztu wytrawnej hetery, a nawet doświadczenia pospolitej porne. Nie potrafiła zwielokrotniać męskiej rozkoszy, nie wiedziała, jak sprawić, by zbliżenie trwało jak najdłużej. Kassander nie szukał dziś jednak czystej, zniewalającej ekstazy. Wymierzał karę. Nie samej niewolnicy, lecz jej pani, której spojrzenie czuł na sobie przez cały czas. Wiedział, że patrzy też na niego Raisa, wciąż stojąca nieopodal łóżka. Ciekawe, czy dziewczyna domyśla się, że wkrótce i ona stanie się bezwolnym narzędziem w jego rękach…

Raz jeszcze spojrzał w oczy Mnesarete, skrępowanej i bezsilnej, leżącej na pościeli po jego prawicy. Gdy napotkał jej wzrok, ciałem Macedończyka wstrząsnął dreszcz orgazmu. W ostatniej chwili wyrwał swojego penisa z pochwy Melisy i zalał jej łono obfitymi strumieniami nasienia. Podniósł się i patrzył na nią z góry, wciąż szczytując. Sperma rozlała się również na dolną część jej brzucha. Mlecznobiałe strużki spływały po smagłej skórze. W okolicach rozwartej nadal szparki biel była zabarwiona na czerwono. Na jego członku również zostało nieco krwi, stanowiącej ślad gwałtownej defloracji.

– Możesz odejść – rzucił niewolnicy, którą właśnie wykorzystał. Zsunął się z niej i uklęknął przy Mnesarete. Chwycił ją mocno za włosy, lecz podniosła się z łóżka o własnych siłach – co biorąc pod uwagę fakt, że miała skrępowane za plecami ręce, z pewnością nie było łatwe. Idąc za jego niewypowiedzianym rozkazem, pochyliła się do przodu i objęła ustami zaspokojoną chwilowo męskość. Ruchami warg i języka oczyściła ją ze śladów spermy, krwi i soków Melisy. Spoglądając na nią z góry, Macedończyk wiedział, że są to jej przeprosiny. Słowa były całkowicie zbyteczne.

Za plecami Macedończyka Melisa chwiejnie podniosła się z łoża. Czuła się splugawiona i zbrukana. Nasienie mężczyzny, który ją posiadł, spływało jej po brzuchu leniwymi kroplami. W podbrzuszu czuła tępy ból po jego bezlitosnych pchnięciach. Uda kleiły się od krwi. Ukucnęła na podłodze, próbując zebrać swą szatę. Tkanina dwa razy wysunęła jej się z drżących rąk. W końcu pomogła jej Raisa. Podniosła suknię i wcisnęła ją Melisie w dłonie.

– Idź już – szepnęła Iliryjka. – Przyjdę, gdy tylko będę mogła.

Melisa wyszła z sypialni, marząc tylko o tym, by umyć się i zasnąć. Kiedyś, całe wieki temu, marzyła o chwili, w której jakiś przystojny chłopiec odbierze jej dziewictwo. Wyglądała tego momentu, niecierpliwa i złakniona. Teraz zaś przekonała się, iż rzeczywistość nieczęsto przypomina dziewczęce fantazje.

* * *

Pochwycili go, gdy tylko wszedł w mroczne zaułki Pireusu.

Wpierw usłyszał za plecami czyjeś kroki. Ciężkie i szybko stawiane. Ktoś pędził w jego stronę. Eutias obejrzał się za siebie i oniemiał. Biegiem zbliżali się ku niemu dwaj olbrzymi. Każdy z mężczyzn był od niego wyższy o co najmniej dwie głowy, bary mieli szerokie, a ich obute w sandały stopy uderzały o podłoże z głuchym dudnieniem. Zawsze gdy wybierał się na nocne wędrówki po mieście, sykofant brał ze sobą sztylet. Teraz jednak nawet nie pomyślał o tym, by po niego sięgnąć. Rzucił się do ucieczki. Miał nadzieję, że ciemność i znajomość wąskich, chaotycznych uliczek portu będą mu sprzymierzeńcami.

Nim jednak zdążył dopaść do którejś ze znanych sobie kryjówek, giganci dopadli jego. Ich kroki były znacznie dłuższe, a on dopiero co zerwał się do biegu. Jeden z mężczyzn chwycił go za ramię i stanowczym ruchem obrócił ku sobie. Drugi przygrzmocił mu w bok głowy tak mocno, że Eutias ujrzał gwiazdy – bynajmniej nie te widniejące na nieboskłonie. Potem skrępowali mu ręce za plecami, a na głowę wcisnęli cuchnący worek. Donosiciel nic w nim nie widział, niewiele słyszał, a do tego mało nie udusił się od smrodu. Mocarne ręce wzięły go za ramiona i po chwili był już wleczony po miejskim bruku w nieznanym sobie kierunku.

– Piśnij choćby, a zginiesz – warknął jakiś głos. Greka – w tym przypadku gardłowa i twarda, w niczym nie przypominająca melodyjnego akcentu Attyki – z pewnością nie była rodzimym językiem nieznajomego.

Przez jakiś czas dwóch mężczyzn wlokło między sobą Eutiasa. Podróż była zbyt krótka, by zdążyli opuścić Pireus, ale sykofant całkiem stracił orientację i poczucie kierunków. W głowie kręciło mu się od ciosu, stopami szorował po bruku. Nie wiedział, czy prowadzą go w stronę nabrzeża, czy wręcz przeciwnie – ku Atenom. Został wprowadzony do budynku – usłyszał skrzypienie nienaoliwionych drzwi i poczuł na skórze ciepło zamiast chłodu nocy. Potem były schody prowadzące w dół, zapewne do piwnicy. Ktoś pchnął go bezceremonialnie na klepisko. Potłukł się, upadając, bo nie mógł wysunąć do przodu skrępowanych za plecami rąk.

Ściągnięto mu z głowy cuchnący worek. Zamrugał oczami. Choć piwnicę oświetlało jedynie kilka zawieszonych w uchwytach na ścianach pochodni, nagły blask oślepił sykofanta. Po chwili zaczął się rozglądać, oceniając sytuację i szukając szans na ratunek.

W pomieszczeniu znajdowali się dwaj giganci, którzy go pochwycili, a także niższy od nich, pysznie ubrany mężczyzna o utrefionych włosach i starannie przystrzyżonej brodzie. Kucnął nad leżącym jeńcem i spojrzał na niego bez śladu zaciekawienia.

– Czy mam przyjemność z Eutiasem, ateńskim sykofantem?

Mówił dialektem attyckim doskonałej próby. Tak wybornym, że musiał być owocem wieloletniej nauki. Żaden rodowity Ateńczyk nie wysławiał się równie melodyjnie.

– Tak – nie było sensu kłamać. Eutias zawsze wiedział, że ta chwila może nadejść. Jego profesja, choć wielce potrzebna i niekiedy sowicie wynagradzana, przysporzyła mu w ciągu lat wielu wrogów. Czuł, że się poci. – A kim ty, na Zeusa, jesteś?

– Nie przyzywaj Zeusa, Eutiasie. Pan Piorunów w niczym ci nie pomoże. Czy nie wiesz, że bogowie gardzą donosicielami?

Sykofant zadrżał, choć w piwnicy było ciepło i duszno.

– Odpowiem ci jednak. Dobre wychowanie nakazuje mi się przedstawić. Na imię mi Jazon. Jeśli boisz się, że chcę cię zgładzić, porzuć ten lęk.

To wcale nie uspokoiło Eutiasa. Tym bardziej, że wcale nie musiało być prawdą. Przyglądał się twarzy Jazona, starając się przypomnieć sobie, czy kiedyś go widział. W końcu musiał się jednak poddać. Bez wątpienia nie był to Ateńczyk, a sykofant znał głównie Ateńczyków.

– Tortury również cię ominą – mówił dalej mężczyzna – o ile będziesz współpracował. Jeśli jednak odmówisz odpowiedzi na moje pytania, rozkażę tym dwóm wielkoludom, by podpiekli ci pięty pochodniami. Następnie przyjdzie czas na twe boki, a potem – na genitalia. Chcesz poczuć swąd swego płonącego kutasa?

Potrząsnął energicznie głową. Słowa ugrzęzły mu w gardle.

– W takim razie czy mogę liczyć, że odpowiesz, niczego nie tając?

– T… tak…

– Raduje mnie to. Ja również nie gustuję w woni pieczonego żywcem człowieka. Z pewnością przesiąkłoby nią moje ubranie i musiałbym je wyrzucić. Poza tym wolę prowadzić konwersację niż słuchać agonalnych wrzasków. No dobrze, zaczynajmy.

Eutias nadstawił uszu, by jak najpełniej zrozumieć pytania, które zostaną mu zadane. Starał się uspokoić. Miał jeszcze szansę wyjść z tego cało…

– Kto zlecił ci oskarżenie Fryne? – zapytał Jazon.

* * *

Kassander leżał na plecach, w pełni odprężony, z rękoma pod głową. Mnesarete klęczała na łóżku, pochylona mocno do przodu. Jej piersi ocierały się o jego mocne uda, a wargi obejmowały ciasno penisa, przesuwając się po nim w górę i w dół. Uwolnione z więzów dłonie pieściły jego jądra i nasadę członka. Dziewczyna z Argos czuła, że Macedończykowi wracają siły. Jego męskość stawała się coraz twardsza, bardziej sztywna, żołądź rosła między jej wargami. Czuła pod językiem coraz mocniejsze pulsowanie bijącej w niej krwi. Krew – a raczej je metaliczny posmak – miała też w ustach. Pochodziła z rozdziewiczonej szparki jej niewolnicy. Druga z niewolnic, Raisa, wciąż stała nieopodal łoża, nie ważąc się bez wyraźnego rozkazu ubrać ani odejść. Mnesarete wiedziała, że Iliryjka spogląda na nich obydwoje – muskularnego, uśmiechniętego triumfalnie mężczyznę oraz jego pokonaną i przywołaną do porządku nałożnicę.

Tak, została pokonana, musiała to uczciwie przyznać przed samą sobą. Gdy Kassander wziął sobie do łóżka Helenę, Mnesarete postanowiła rzucić mu wyzwanie. Macedończyk nie zignorował tego, co zrobiła; nie unikał też konfrontacji. Wręcz przeciwnie – zaatakował tak, jak zwykł to czynić na polu walki. Bezlitośnie, z gwałtownością i impetem. Żaden z policzków, który jej wymierzył, żadne szarpnięcie za włosy nie było nawet w połowie tak bolesne jak to, co wydarzyło się potem. Kassander udowodnił jej, że nie zdoła przed nim uchronić żadnej ze swych niewolnic. Na jej oczach wykorzystał Melisę, a fakt, że wciąż nie odesłał Raisy, pozwalał domyślać się, że z nią ma zamiar uczynić to samo. Co zaś zrobiła Mnesarete? Najpierw, obserwując ich brutalne spółkowanie, zwilgotniała tak bardzo, że uda kleiły jej się od soków. Potem zaś klęczała przed Macedończykiem i oblizywała z ochotą jego zaspokojoną męskość.

Zdradziło ją jej ciało, zdradziła ją jej wyuzdana natura. Śluby, które złożyła niegdyś Afrodycie, zobowiązywały ją do oddawania się Kassandrowi, jak tylko on tego zapragnie. I były bezwarunkowe. Nie obligowały bynajmniej Macedończyka ani do wierności, ani do tego, by oszczędzał oddane jej na służbę niewolnice. Jeśli Mnesarete chciała ich dotrzymać, musiała być mu posłuszna. Nic nie przyjdzie jej z głupiego uporu, jeśli Kassander postanowi nie zabierać jej ze sobą do Azji. A przecież mógł to uczynić. Wystarczy jedno słowo, a jego żołnierze odeskortują ją do Koryntu – tam, gdzie się poznali. Podejrzewała, że w chwili, gdy dowiedział się o losie Heleny, był bardzo bliski wydania takiego rozkazu.

Teraz musiała ukoić jego gniew i znów przekonać o swym bezgranicznym oddaniu. Wiedziała już, jak może to uczynić. Pierwszy krok został zrobiony, gdy zlizała z jego członka dziewiczą krew Melisy. Drugi nasuwał się sam. Raisa spoglądała na nich, naga i zalękniona. Cena nie była wysoka. Mnesarete musiała tylko przełknąć swą dumę i zapomnieć o arogancji. Jeśli ma towarzyszyć Kassandrowi aż do samego serca Azji, czekają ją nieporównanie cięższe próby.

Pocałowała raz jeszcze jego członek, zamknęła na nim dłoń, przesunęła ją kilkakroć w górę i w dół. Patrzyła, jak napletek ustępuje, odsłaniając ciemną żołądź. Cały penis błyszczał od jej śliny, jakby natarto go oliwą. Poczuła żal, że tym razem nie wsunie się w nią, by zaspokoić płonącą między jej udami żądzę. Podjęła już jednak decyzję. Uniosła głowę i odnalazła wzrok Kassandra.

– Chcesz się teraz z nią zabawić, Kassandrze? – spytała, siląc się na swobodny uśmiech. Słyszała, jak Raisa głośno wypuszcza powietrze. Nie widziała teraz twarzy niewolnicy i cieszyła się z tego.

– Chętnie – odparł Macedończyk, podnosząc się na łokciach. – Masz coś przeciwko, słodka Mnesarete?

– Przeciwko? – wciąż się uśmiechała – Z przyjemnością sobie na to popatrzę! Raiso, chodź do nas.

Iliryjka wsunęła się na łóżko i na kolanach zbliżyła do Kassandra i jego nałożnicy. Mnesarete posłała jej spojrzenie, lecz Raisa unikała go, jak tylko mogła. Policzki niewolnicy płonęły wstydliwym rumieńcem. Ona też jest dziewicą, pomyślała jej pani. Cóż, długo już nią nie pozostanie. Błona dziewicza potrzebna jest pannie wychodzącej za mąż, a nie zakupionej na targu służącej. I tak Mnesarete strzegła swoich niewolnic tak długo, jak było to możliwe.

Raisa przysiadła na złączonych ciasno nogach nieopodal bioder Kassandra. Była roztrzęsiona i niepewna. Drżała. Mnesarete ułożyła się u boku swego kochanka, zaczęła gładzić dłonią jego szeroki, pokryty ciemnymi włosami tors.

– Czy pragniesz, bym pokierowała jej ruchami? – spytała głosem niewiele tylko wznoszącym się ponad szept. Macedończyk uśmiechnął się szeroko.

– Doskonała myśl. Wydaje się równie niedoświadczona jak ta, którą miałem przedtem.

Raisa zacisnęła swe pełne wargi. Zarówno jej pani, jak i potężnie zbudowany Macedończyk traktowali ją jak przedmiot. Nie zwracali się bezpośrednio do niej, a jeśli nawet – to tylko po to, by wydać rozkaz. Domyśliła się, że ma stanowić prezent, którym Mnesarete przeprosi Kassandra za swą wcześniejszą nielojalność. Mimo tej świadomości musiała w duchu przyznać, że mogło być znacznie gorzej. Jej pierwszym mężczyzną miał zostać przystojny, muskularny i bez wątpienia silny człowiek, cieszący się sławą wielkiego wodza i wojownika. O tym, że nie brakło mu odwagi, mogły zaświadczyć liczne blizny na torsie, brzuchu, ramionach i nogach – pozostałości po walce w pierwszej linii. W Ilirii, z której pochodziła Raisa, blizny obnoszono z dumą i szczycono się nimi. Budziły zazdrość innych mężów i zainteresowanie niewiast. Młodzi chłopcy, którzy jeszcze nie zmierzyli się z nikim w walce, sami kaleczyli własne ciała, by zaimponować tym dziewczętom i skuteczniej je uwodzić.

Z zamyślenia wyrwał ją rozkaz jej pani:

– Raiso, obejmij dłonią penisa mojego mężczyzny.

Jeden moment zawahania, po którym wyciągnęła rękę do przodu. Zmusiła się, by spojrzeć na członek Macedończyka, choć była pewna, że zarumieni się jeszcze mocniej. Objęła twardy trzon palcami. Jego wielkość ją przerażała. Nie mogła sobie wyobrazić, w jaki sposób ma się wcisnąć w jej ciasne wnętrze. Widziała, jak wiele cierpienia sprawił Melisie. Czy ją również będzie tak bardzo bolało?

– Masuj go, poruszając ręką wzdłuż całej długości – rzekła Mnesarete.

Spełniła polecenie. Wnętrze jej dłoni pocierało naprężoną męskość. Czuła pod palcami pulsujące ciepło. Zacisnęła je nieco i zaczęła wykonywać bardziej energiczne ruchy. Bała się spojrzeć w oczy temu surowemu mężowi. Mogło to być uznane za brak pokory i ściągnąć na nią karę. Wiedziała, że zanim razem z Melisą weszły do komnaty, Macedończyk kilka razy uderzył jej panią. Musiała go bardzo rozgniewać. Raisa nie znała się zbyt dobrze na mężczyznach, ale ten nie wydawał się mieć szczególnej skłonności do okrucieństwa. Mimo to jego ręce, duże i silne, mogły sprawić wiele cierpienia – zwłaszcza aroganckiej i nie dość pokornej niewolnicy.

Mnesarete położyła swoją dłoń na dłoni Raisy, instruując ją, jak ma pieścić męskość Kassandra. Nieco wolniej, zrozumiała Iliryjka, za to mocniej zaciskając palce. Czuła, że penis napręża się jeszcze bardziej, stając się twardszy niż przedtem.

– Czy chcesz już poczuć, jak jej szparka cię otula?

– Najpierw jej usta i język.

– Słyszałaś to – pani spojrzała na Raisę. – Zajmij swe śliczne wargi tym, do czego zostały stworzone.

Iliryjka zarumieniła się jeszcze mocniej, lecz rozkaz pozostawał w mocy. Pochyliła się do przodu, ku unoszącej się w erekcji męskości Macedończyka. Otworzyła usta i wzięła w nie całą główkę. Biodra mężczyzny drgnęły, a na swoich włosach poczuła jego rękę.

– Masuj go wargami. Liż językiem. Weź do środka głęboko, aż poczujesz, że ociera ci się o gardło – Mnesarete oparła się na łokciu i obserwowała, jak radzi sobie dziewczyna. – Zaspokajanie mężczyzny ustami to jedna z podstawowych umiejętności, jaką musi posiąść niewolnica. Nie zawsze będziesz służyć kobiecie, Raiso.

Złapanie odpowiedniego rytmu zajęło Iliryjce trochę czasu. Kassander wplótł palce w jej włosy, lecz póki co nie przyciskał jej siłą do swego podbrzusza, miała zatem pole do eksperymentów. Starała się wyczuć, która z pieszczot sprawiała mu najwięcej przyjemności. Jego smak był cierpki i słony, lecz nie budził w niej odrazy. Wręcz przeciwnie – ją również zaczęło to podniecać. Dłonią przesunęła po dolnej partii brzucha Macedończyka, drugą rękę oparła na jego udzie. Czuła pod palcami twarde, silne mięśnie.

Żołądź zniknęła w jej ustach. Przesuwała teraz wargami w dół trzonu męskości. Krople jej śliny spływały w dół i znikały w czarnej gęstwinie włosów łonowych Macedończyka. Jego uchwyt na jej włosach stał się mocniejszy, bardziej pewny. Zaczął teraz kierować ruchami jej głowy – powoli, lecz władczo. Raisa poczuła, że nie ma już kontroli nad głębokością penetracji. Przeżyła chwile paniki, gdy Kassander przycisnął ją mocno w dół. Penis wdarł się jej niemal do gardła, tamując oddech. Zdołała jednak opanować lęk i nie próbowała się wyszarpnąć z duszącego uścisku. Wreszcie mężczyzna pozwolił jej nieco unieść głowę. Wciągnęła łapczywie powietrze w płuca. Poczuła bezsensowną wdzięczność – nie wiedzieć za co, nie wiedzieć wobec kogo.

– Wystarczy, dziewczyno – Kassander po raz pierwszy zwrócił się bezpośrednio do niej. – Wsuń się teraz na mnie. Najwyższa pora, by taran rozbił twą bramę…

Raisa poczuła, że znów się rumieni. Zezłościła się na samą siebie. Czas już skończyć z tym wstydem, przynależnym niewinnej młódce, ale nie jej – kobiecie, która pieściła już ustami członek mężczyzny, a za chwilę weźmie go między swe uda.

Wsunęła się na niego i ukucnęła bezpośrednio nad jego biodrami. Macedończyk wziął swoją męskość w dłoń i zaczął nią pocierać o łono Iliryjki. Niewolnica westchnęła. Penis był śliski i mokry od śliny, ale i jej szparka ociekała sokami. Mnesarete wtuliła się w bok swego kochanka i przyglądała się łapczywie. Raisa zamknęła oczy, lecz wciąż czuła na sobie natarczywe spojrzenie swej pani. Zaczęła opuszczać się powoli na nogach. „Taran” coraz silniej naciskał na jej bramę, która w końcu uchyliła się nieco, wpuszczając go do środka.

Mając zamknięte oczy, Raisa nie mogła dostrzec, jak Kassander wyciąga ku niej ręce. Poczuła je dopiero, gdy chwycił za jej biodra. Zdobyła się na odwagę i spojrzała mu w twarz. Nie był piękny jak niektórzy olimpijscy bogowie, których posągi podziwiała w świątyniach. Jego oblicze było surowe i budziło lęk. Znacznie bardziej niż Apolla czy Dionizosa przypominał jej Zeusa lub Aresa.

Zacisnął palce na jej bokach, a potem przyciągnął mocno do siebie, jednocześnie wyrzucając w górę własne biodra. Jego męskość wdarła się w pochwę Iliryjki, pokonała opór, jaki stawiło jej ciało, wniknęła w nią aż po same jądra. Raisa poczuła jednocześnie rozdzierający ból i słodką, intensywną rozkosz. Krzyknęła, a w jej głosie wybrzmiało i jedno, i drugie. Kassander wbijał się w nią ruchami bioder, przy każdym pchnięciu zmuszając ją, by wyszła mu na spotkanie. Uklękła na nim okrakiem i zaczęła się odwzajemniać. Ból i rozkosz rosły w niej i mieszały się ze sobą, sprawiając, że drżała.

Jej piersi podskakiwały swobodnie w rytm ich pospiesznego zbliżenia. Macedończyk spoglądał na nie łapczywie. Raisa zdawała sobie sprawę, że bogowie obdarzyli ją hojniej niż Mnesarete, nie miała też zamiaru ukrywać tego faktu przed mężczyzną, który właśnie pozbawił ją dziewictwa. Niech weźmie je w dłonie, myślała, niech poczuje, jakie są twarde i jędrne. Jakby czytając w jej myślach, Kassander puścił jej biodra i uniósł ręce ku biustowi. Wypięła go dumnie. Choć nie kierował już jej ruchami, nabijała się na niego mocno z własnej woli. Gdy zacisnął palce na jej obfitych półkulach, zakwiliła z przyjemności i cierpienia.

Mnesarete patrzyła na nią uważnie, lecz dla Raisy mogłaby równie dobrze nie istnieć. Liczył się tylko on – jej mocarny kochanek, tak gwałtowny i władczy. Chciała mu dać jak najwięcej rozkoszy, sprawić, by na zawsze ją zapamiętał – nawet jeśli ta noc nigdy się już nie powtórzy. Poruszała biodrami szybko, w niemal szaleńczym tempie, Macedończyk jednak był niezmordowany. Wciąż odpowiadał na jej ruchy własnymi, a ich ciała uderzały o siebie z głośnymi mlaśnięciami. Włosy łonowe Kassandra były mokre od jej soków. Jej piersi – obolałe od jego twardych palców, bardziej nawykłych do miecza niż do pieszczot. Pochwa zaciskała się na jego członku, otulając go ze wszystkich stron swym ciepłym i wilgotnym wnętrzem.

Nie wiedziała, czy pierwszy krzyknął on, czy ona. Ale potem ich głosy splotły się ze sobą, zlały się w dwuosobowy chór ekstazy. Pochyliła się nieco do przodu, oparła dłonie na jego torsie i patrzyła, jak skurcz orgazmu wstrząsa jego ciałem. Ona także drżała, a między jej udami płonął ogień. Parzył ją od środka, a ona nie chciała, by kiedykolwiek zgasł.

Opadła na niego swoim ciałem i złożyła głowę na szerokiej piersi. Zamknęła oczy, szczęśliwa. Przyjemność rozlewała się po niej całej, czuła ją aż po koniuszki palców. Była świadoma, że Kassander nie wysunął się z niej ani na chwilę. Doszedł w jej pochwie, wypełniając ją obfitą porcją spermy. To nic, pomyślała. Najwyżej urodzę mu dziecko. Moja matka miała tuzin synów i córek.

– Możesz już odejść, Raiso.

Głos Mnesarete przeszył ją na wskroś. Był ostry jak sztylet i zimny jak śniegi na iliryjskich szczytach. Niewolnica bardzo chciała zignorować jej słowa, wiedziała jednak, że przyjdzie jej za to drogo zapłacić. Podniosła się z trudem. Posłała Kassandrowi błagalne spojrzenie. On ma władzę nawet nad jej panią. Sińce, które pojawiły się na policzkach Mnesarete, dobitnie o tym świadczyły. Wystarczy, by wyszeptał słowo, a będzie wolno jej zostać…

Kassander odwrócił głowę ku swej nałożnicy. Posłał jej łaskawy uśmiech, który świadczył o tym, że niedawne grzechy zostały jej wybaczone. Niewolnicę odprawił leniwym gestem ręki. Raisa poczuła się tak, jakby to ją spoliczkował.

Zsunęła się z mężczyzny, który był jej pierwszym, a teraz traktował ją tak, jakby nie istniała. Kassander objął Mnesarete i przyciągnął ją do siebie. Idąc do komnaty, którą dzieliła z Melisą, Raisa słyszała radosny śmiech swej pani. Po wewnętrznych stronach jej ud spływało nasienie, a po policzkach – słone łzy.

* * *

– Zleceniodawcą Eutiasa był niejaki Ajgistos, ateński arystokrata – rzekł Jazon i sięgnął po oliwkę.

Spożywali obiad w willi Kassandra, wraz z Hiperejdesem, Arystotelesem i młodym Demetriuszem z Faleronu. Leżeli na wygodnych łożach w andronitisie, racząc się pieczoną jagnięciną, kozim serem, pszennym chlebem, oliwkami oraz owocami i popijając mocno rozcieńczone wino z Cypru.

– Ajgistos? – spytał Kassander. – Nigdy go nie spotkałem. A myślałem, że znam już w tym mieście wszystkich godnych poznania.

– Cóż, nie ma w tym nic dziwnego – stwierdził Hiperejdes. – Ajgistos nie pojawia się na sympozjonach, nie jest też aktywnym politykiem, więc nie miałeś okazji go spotkać. To moralista i pouczający wszystkich przemądrzalec.

– Co takiego głosi?

– Jest zwolennikiem oligarchii i porządków wzorowanych na ustroju Sparty. Twierdzi, że gdyby Ateny wychowywały swą młodzież w starożytnych cnotach, wygnały hetery, zburzyły domy rozpusty i teatry, za to zapędziły do treningów wojskowych wszystkich obywateli, nie przegralibyśmy pod Cheroneą i nie utracili niezależności.

– Jest zatem wrogiem Macedonii?

– Raczej głupcem, biadolącym wciąż o starych zwyczajach i dawno postradanych cnotach.

– Chciałbym porozmawiać z tym głupcem.

– Obawiam się, że to nic nie da – zauważył Arystoteles. – Nawet gdybyś przekonał Ajgistosa, by za pośrednictwem Eutiasa wycofał oskarżenie wobec Fryne, nie powstrzyma to już procesu. Sprawy o świętokradztwo i bluźnierstwo prowadzi się w Atenach z urzędu. Skoro postępowanie już się rozpoczęło, zakończyć je może tylko werdykt Areopagu – uniewinnienie albo śmierć.

– Areopagiem zajmie się Hiperejdes. Ja jednak rozmówię się z tym Ajgistosem.

– Bacz tylko, by nie nawrócił cię czasem na ścieżkę cnoty – parsknął śmiechem ateński adwokat.

* * *

Na zachód od Aten, pomiędzy Świętą Drogą a Długimi Murami, zaczęło rosnąć obozowisko wojskowe. Coraz więcej zdemobilizowanych przez Antypatra jednostek przybywało do Attyki na wezwanie Kassandra. Weterani walk na Peloponezie – pogromcy Spartan, Arkadyjczyków i mieszkańców Elidy – nie chcieli teraz odkładać mieczy i zajmować się uprawą roli. Byli spragnieni kolejnych zwycięstw, krwi i złota. Kusiły ich opowieści o legendarnych bogactwach Wschodu, które po trzech wielkich bitwach stoczonych przez króla Aleksandra wydawały się być na wyciągnięcie ręki.

Polidames werbował coraz liczniejsze zastępy i wysyłał je pod mury Aten. Do obozu przybywali falangici zbrojni w niezwykle długie sarisy. Trakowie z mieczami i rhompajami przypominającymi ogromne sierpy. Tesalowie na swych chyżych i wytrwałych wierzchowcach. Od strony Pireusu nadciągali w uporządkowanych kolumnach kreteńscy łucznicy i – w bardziej chaotycznych szykach – procarze z wyspy Rodos. Zatrudnieni przez Kassandra oficerowie starali się utrzymać dyscyplinę i porządek, co nie zawsze się jednak udawało. Gdy w bójkach prowokowanych przez żołnierzy zginęło kilku Ateńczyków, Kassander musiał zareagować.

Winnych ukarał śmiercią, a potem zarządził forsowne ćwiczenia, by zbrojni mogli rozładować buzującą w nich energię. Całymi dniami odbywała się teraz musztra falangi, a za rzeką Kefisus kawaleria trenowała manewry oskrzydlające. Łucznicy od świtu do zmierzchu szyli do tarcz. Nawet Traków, zwykle niepokornych i buntowniczych, udało się zapędzić do pracy. Wznosili z okolicznych głazów prowizoryczne umocnienia obozu i uczyli się kopać studnie. Te umiejętności, zbyteczne w przyjaznej Attyce, mogły ocalić im życie w obcym i wrogim kraju.

Kassander z Dionizjuszem obliczyli, że do przewiezienia tej masy ludzi, koni, oręża i zaopatrzenia potrzebne będzie co najmniej 70 statków. Ponieważ wszyscy ateńscy politycy zostali już przekupieni, nie było na co czekać. Dionizjusz zaczął oficjalnie promować pomysł użyczenia floty Macedończykom. Ludzie z jego stronnictwa agitowali na agorze i na ulicach, w karczmach i w teatrach miasta. Głosili, że w ten sposób Ateny łatwo wywiążą się z zobowiązań sojuszniczych w ramach Ligi Korynckiej. Nie będą zatem zmuszone dostarczać obywatelskich kontyngentów wojskowych (których Kassander i tak nie zamierzał ze sobą zabrać) ani współfinansować utrzymania oddziałów (skarby zdobyte przez króla Aleksandra na Wschodzie w zupełności wystarczały). Z dnia na dzień poparcie dla pomysłu rosło. Wreszcie, gdy stało się jasne, że stosowna uchwała przejdzie miażdżącą większością głosów, Dionizjusz zdecydował się ją przedłożyć Zgromadzeniu Ludowemu.

* * *

Następnej nocy Kassander nie udał się do domu rozpusty, nie odwiedził też którejś z ateńskich heter. Mnesarete odesłała swe niewolnice do drugiej komnaty, zaś Macedończyk nie zażyczył sobie tym razem żadnej z nich. Cała jego gwałtowna żądza, cała brutalna namiętność – wszystko to było wyłącznie dla niej. Nim świt rozjaśnił wschodnią część nieba, dziewczyna z Argos czterokrotnie zaspokoiła swego kochanka. Afrodyta mogła być dumna ze swej wyznawczyni.

Leżeli obok siebie, rozkosznie wyczerpani. W alkowie unosiła się woń jej perfum, jego nasienia oraz potu ich obojga. Dłoń Kassandra spoczywała na udzie nałożnicy, która nie była nawet w stanie unieść się i wesprzeć na ramieniu. Większość lamp oliwnych już zgasła, lecz przez szpary w zasłonach przesączał się blask poranka.

– O czym myślisz, Kassandrze? – spytała, widząc, że uśmiecha się do siebie.

– O czymś, co powiedział mi Hiperejdes. Wczoraj przy obiedzie wyraził obawę, że pewien moralista nawróci mnie na ścieżkę cnoty…

Mnesarete również uśmiechnęła się lekko.

– Cóż za zatrważająca myśl. Zaklinam cię, mój miły, nie daj się omamić!

– Nie lękaj się, ślicznotko. Zbyt miłe mi są twoje słodkie uda i wilgotne miejsce między nimi.

– A także krągłe pośladki i ciasne miejsce między nimi? – podchwyciła.

– O tak… a także twe rozkoszne, smakowite usta.

– Nie zapomnij też o nich – powiedziała, łapiąc się za piersi i ściskając je lekko w palcach. – One również domagają się uwagi!

Kassander długo patrzył na jej biust.

– Ten święty mąż prędzej wysuszy Egejskie Morze, niż przekona mnie do cnoty – stwierdził w końcu.

– Więc miejmy nadzieję, że to Morze nigdy nie wyschnie.

Przyciągnął ją do siebie i długo całował. Po czym wsunął się na nią i przycisnął do łóżka. Czując jego język, natarczywie buszujący w jej ustach, a także twardość naciskającą na podbrzusze, Mnesarete raz jeszcze przekonała się, że Macedończyk jest niezmordowany. Teraz była już pewna, że nie skończy się na czterech razach. 

Przejdź do kolejnej części – Opowieść helleńska: Kassander XII

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Zaczynam się już przyzwyczajać do tej historii.
Wielka praca i ciągle dobry poziom.
Kg

Uprzejmie dziękuję. Będą jeszcze dwa rozdziały cyklu o Kassandrze, a potem nowa seria (ale w tym samym uniwersum).

Pozdrawiam
M.A.

Moim zdaniem poziom rośnie i ujawnia się w jeszcze pełniejszej krasie w cyklu o Tais (Demetriusza nie czytałem). Ewoluuje od prostej stosunkowo koncepcji w pierwszych odcinkach, do epickiego dzieła tworzonego z naprawdę wielkim rozmachem i znajomością epoki. W kategorii opowiadań erotycznych bez wątpienia ewenement godzien księgarskich półek.

Dziękuję pięnie, Mefisto 🙂 Z przyjemnością mogę zawiadomić, że Opowieść Tais zacznie się tu pojawiać w październiku. Natomiast Opowieść Demetriusza – w listopadzie-grudniu.

M.A.

świetna część… bardzo, bardzo dobra, choć nie mogę nadal przeboleć losu pięknej Heleny…

Megas Alexandros mam pytanie ,czy jest już na jakimś portalu dalsza historia o Demetriuszu po tym jak ostatnia ukazała się na DE?

Witaj Anonimusie!

Jak na razie, na żadnym portalu nie ma Demetriusza (choć gdzieniegdzie można znaleźć ukradziony jeden odcinek czy drugi, oczywiście opublikowany bez mojej wiedzy i zgody). Jeśli wróci Dobra Erotyka – to są tam wszystkie. Jeśli nie – to trzeba będzie trochę poczekać, bo opublikuję tutaj Demetriusza, ale dopiero po tym, jak ukończę publikację przygód Kassandra (jeszcze dwa odcinki) oraz Tais (sześć odcinków). Szacuję, że rozdziały Kassandra pojawią się tutaj w okolicach listopada.

Pozdrawiam
M.A.

Wyśmienite.

Witam Megasie. Twoje opowiadania są wręcz wyborne 🙂 Czytam wszystkie po kolei i wręcz nie mogę się od nich oderwać.. Gościłam kiedyś na DE ale odkąd jest w "remoncie" nie potrafiłam odnaleźć żadnego serwisu z porządnymi odpowiadaniami.. I nagle trafiłam na tutaj! Żałuje, że dopiero teraz.. Dziękuję za to co do tej pory przeczytałam i zabieram się za kolejne smakowite części :))
Pozdrawiam.
Ana

Witaj Ano!

Mam nadzieję, że znajdziesz tutaj wiele interesujących Ciebie opowiadań, nie tylko mojego autorstwa! Podobnie jak Tobie, brakowało nam DE i nie mogliśmy się doczekać zakończenia remontu, który trwa zresztą do dziś. Dlatego też założyliśmy ten portal. Tekstów mamy wprawdzie mniej (tam w zasobach było chyba ponad tysiąc opowiadań) ale dokładamy starań, by każde opowiadanie, które trafia na naszą stronę było naprawdę dobre. Warto więc pozwiedzać, a także zaglądać do rubryki "Polecamy" gdzie wyszukujemy dla Czytelników prawdziwe perełki.

Życzę Ci więc arcyprzyjemnej lektury! Czytaj, oceniaj i komentuj – wszystkim nam jest bardzo miło, gdy nasza praca owocuje komentarzami Czytelników. Niekoniecznie pozytywnymi 😀

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Z wielka chęcią poczytam inne opowiadania jesli tylko uda mi się choć na chwilę oderwac od Twej opowieści Megasie…
Tymczasem zabieram sie za cykl Tais 🙂 Mam nadzieję, ze i tam sie nie zawiodę.
Pozdrawiam.
Ana

Napisz komentarz