Opowieść helleńska: Kassander XIII (Megas Alexandros)  4.6/5 (103)

58 min. czytania

Paul Avril, „Les Sonetts Luxurieux de Pietro Arentini, 4”

W ciągu nocy, która nastała po procesie i uniewinnieniu Fryne, Kassander kochał się z nią nie mniej niż pięć razy. Hetera, przyzwyczajona do sypiania z ateńskimi dekadentami, wydawała się szczerze (ale też miło) zaskoczona jego wytrzymałością i nienasyceniem. Raz oddawała mu się, leżąc na plecach i obejmując jego biodra udami, to znów klęczała mocno pochylona, on zaś brał ją od tyłu. Kiedy indziej dosiadała go, klęcząc w szerokim rozkroku na jego biodrach, a penis wypełniał jej zaciśniętą z całych sił pochwę, wsuwając się w nią od dołu. Opierała dłonie na szerokim torsie Macedończyka, unosiła się i opadała, za każdym razem czując, jak nabija się na jego twardy pal. Ich złączone ciała odbijały się w lustrze umieszczonym na baldachimie łoża. Czuła parzące spojrzenie Macedończyka na swoich kołyszących się piersiach, nie próbowała ich jednak zasłonić. Ten mężczyzna ocalił jej życie. Fryne niczego nie mogła mu odmówić.

Nie znaczyło to wcale, że igraszki z Kassandrem były dla niej wielkim poświęceniem. Wręcz przeciwnie, czerpała z nich dużo przyjemności – znacznie więcej, niż przystało na heterę oddającą się klientowi. Jego członek rozpychał się w jej pochwie, dłonie obdarzały jej piersi i pośladki natarczywymi pieszczotami, usta zasypywały szyję i dekolt pocałunkami. Jego dotyk nie był miękki – Macedończyk nie silił się na delikatność – a mimo to ciało hetery zdawało się śpiewać. Gdy pierwszy raz szczytowała w jego ramionach, zwątpiła w swój profesjonalizm. Mężczyzna nie powinien tak na nią działać.

Fryne bowiem nie wierzyła w miłość. A już na pewno nie między mężem i niewiastą. Kiedyś sama przecież była zakochana. Hiperejdes, przystojny mężczyzna w sile wieku, czuły opiekun i prawdziwy koneser łóżkowych igraszek, zawrócił jej w głowie, nim skończyła siedemnaście lat. Dla niego gotowa była porzucić swą profesję, zrezygnować ze swobody, jaką dawała kobiecie pozycja hetery i oddać mu się w zupełności. Wiele czasu minęło, nim pojęła, że ukochany nie odwzajemniał w równym stopniu jej uczucia.

Nie tylko nie chciał oddalić swojej żony. To jeszcze potrafiłaby znieść, gdyż jako Tespijka nie mogła przecież zająć jej miejsca. Zgodnie z prawem ustanowionym jeszcze przez Peryklesa, obywatele Aten mogli się żenić tylko z córkami innych obywateli miasta. Hiperejdes jednak okazał się niezdolny do rezygnacji z żadnej ze swych licznych rozrywek – ani z konkubin, których miał wówczas cztery, ani z chłopców, których – ku radości lub rozpaczy ich ojców – uwodził na Agorze. Fryne pojęła, że miała być jedynie zwieńczeniem jego kolekcji, jeszcze jednym trofeum, którym można chełpić się przed przyjaciółmi.

Gdy oznajmiła mu, że zrywa ich romans, Hiperejdes wpadł w furię. Spadła z jego twarzy maska czułego kochanka i poważnego męża stanu. Obrzucił ją wyzwiskami, których nie powstydziliby się marynarze z Pireusu. Gdyby nie to, że jako miejsce ich rozstania wybrała własną willę i otaczali go jej niewolnicy, mógłby się posunąć znacznie dalej. Nie byłby zresztą pierwszym Ateńczykiem, który zatłukł na śmierć swą cudzoziemską kochankę. Sądy zwykle uwalniały obywateli od tak błahych zarzutów. Zwłaszcza obywateli jego pozycji i stanu. Odchodząc, powiedział Fryne, że zrobi wszystko, by ją zniszczyć.

– Poczekaj, ty zdradliwa suko… – wychrypiał, nie potrafiąc znieść porażki. – Skończysz jako najgorsza porne, obsługująca klientów w rynsztoku. Zadbam o to, byś straciła ten dom, klientów i renomę. A gdy skończę, nawet najgorszy burdel nie zechce przyjąć cię pod swój dach!

– Spróbuj – odparła hardo. – Ja zaś rozpowiem po całym mieście, że jesteś impotentem, a największą przyjemność sprawiało ci picie mojego moczu.

– Nikt ci nie uwierzy – roześmiał się pogardliwie. – Moje podboje są powszechnie znane.

– Cóż z tego – posłała mu przymilny uśmiech – że tuzin kobiet i chłopców zaprzeczy moim słowom? Ludzie wierzą w to, w co chcą wierzyć. I bardzo lubią śmiać się z możnych.

Żadne z nich nie spełniło w końcu swoich gróźb. Przez kilka lat nie zamienili ani słowa, ostentacyjnie ignorując się w tych rzadkich chwilach, gdy los zetknął ich ze sobą – na przyjęciach i na agorze. Działo się tak aż do chwili, gdy Kassander jakimś cudem skłonił Hiperejdesa, by wystąpił w jej obronie.

Gdy Macedończyk dał jej drugi orgazm (stało się to, gdy brał ją od tyłu, dziko i gwałtownie), Fryne zaniepokoiła się nie na żarty. Od chwili rozstania z Hiperejdesem z nikim nie było jej tak dobrze. Brak satysfakcji z seksu miał swoje plusy: pozwalał Tespijce skupić się na swej profesji i umacnianiu pozycji najświetniejszej hetery w Atenach. Powrót przyjemności mógł to wszystko zmienić. Wiedziała dobrze, że wdzięczność, która przychodziła po przeżytej rozkoszy, nazbyt często przekształcała się w coś znacznie głębszego.

Po trzecim orgazmie przestała się tym jednak przejmować. Wszystkie zmartwienia poszły w zapomnienie, przesłonięte czerwoną chmurą ekstazy. Chwila opamiętania była krótka i przelotna. Fryne czuła, że traci zdrowy rozsądek. Że dla tego – nieznajomego przecież – mężczyzny jest gotowa zrobić wszystko, czego tylko on zapragnie. Znów stawała się niewolnicą pożądania, miękką jak rozgrzany wosk, uległą jak dziewica w dniu ślubu. Nienawidziła tego doznania, ale i łaknęła go.

Na szczęście, po piątym zbliżeniu (które nie przyniosło jej jeszcze jednego orgazmu) Kassander znalazł się wreszcie u kresu sił. Zsunął się z Fryne, pozostawiając w jej pochwie ostatnią, niezbyt już obfitą porcję nasienia, opadł na skotłowaną pościel i zamknął oczy. Po chwili jego oddech się uspokoił. Macedończyk zasnął. Hetera ułożyła się przy jego boku i wtuliła w muskularne ramię. Lewą ręką sięgnęła między swe uda. Gdy jej palce wsuwały się we wciąż wilgotne wnętrze, przymknęła oczy. Poczuła na opuszkach śliską lepkość spermy.

W czasie, gdy była uwięziona, nie mogła oczywiście pić wywarów ziołowych obniżających płodność. Przygotowania do sympozjonu, który wydała zaraz po uwolnieniu, też sprawiły, że zupełnie tego zaniedbała. Podczas długiej nocy Kassander dwukrotnie wytrysnął w jej ustach, a raz na piersi, którymi doprowadziła go na sam szczyt. Trzykrotnie jednak spuścił się w nią, ona zaś nie protestowała, zbyt oszołomiona rozkoszą i wdzięcznością, jaką dla niego czuła. Teraz jednak przyszło nagłe opamiętanie. Fryne przypomniała sobie prędko, kiedy ostatnio krwawiła. Dokonała stosownych obliczeń i oniemiała. Potem zaś zaklęła w myślach. Równie plugawo jak marynarze z Pireusu.

* * *

O poranku, nim jeszcze niewolnice przyniosły wodę do mycia i podały śniadanie, Kassander i Fryne kochali się znowu. Tym razem jednak hetera dołożyła starań, by Macedończyk złożył owoc swej rozkoszy na jej brzuchu. Roztarła sobie jego spermę na piersiach, patrząc mu zalotnie w oczy. Zdawała sobie doskonale sprawę, że może już być za późno, a bogowie być może z rozbawieniem patrzą na jej spóźnione zabiegi.

Co ma być, to będzie, pomyślała w końcu. Miała dwadzieścia pięć lat. Ostatni moment, by bezpiecznie urodzić pierwsze dziecko. Zdołała zaoszczędzić dość środków, by przez kilka lat nie przyjmować ani jednego klienta, bez względu na zasobność jego sakiewki. Z drugiej strony, będąc mistrzynią w swym fachu, znała wiele niezawodnych sposobów na spędzenie płodu. Jeśli okaże się, że nosi w brzuchu dziecko Macedończyka, będzie mieć dość czasu na decyzję, czego tak naprawdę pragnie.

Po wspólnej kąpieli położyli się na łożu, by zjeść lekkie śniadanie. Oboje byli wciąż nadzy, a ich ciała lśniły od wilgoci. Fryne kątem oka dostrzegła podnoszącą się męskość Kassandra.

– Jesteś nienasycony, mój miły – jęknęła z udawanym lękiem. W istocie była jednak dość obolała po nocy i poranku spędzonym na uprawianiu miłości. Bogowie hojnie obdarzyli Macedończyka, a jego pchnięcia rzadko były delikatne. – Czyżbyś znów miał na mnie ochotę?

– Wiesz, że tak, Fryne – odparł Kassander. – Niestety, dalsze igraszki musimy odłożyć do wieczora. Słońce już wysoko na niebie. Czas na mnie.

Fryne stłumiła westchnienie ulgi. Zaczynała już się zastanawiać, czy tym razem nie powinna oddać mu się analnie. Tę szczególną rozkosz chciała wszakże zostawić na później – by jeszcze bardziej zaostrzyć apetyt Macedończyka. Wiedziała, że nie powinno się dawać mężczyźnie wszystkiego naraz. Zawsze warto zachować coś na później, by miał czego oczekiwać…

Kassander podniósł się z łoża i zaczął ubierać. Fryne leżała wygodnie, przyglądając mu się z przyjemnością. Jego ciało nie było podobne do posągów Apolla czy Adonisa, które widywała w świątyniach – pięknych chłopców o gładkich licach, idealnych proporcjach i delikatnie zarysowanych mięśniach. Macedończyk bardziej przypominał Heraklesa lub Hefajstosa – miał szerokie ramiona, duże dłonie, mocne uda. Jego kanciastą szczękę porastała krótka broda, równie czarna jak włosy na jego głowie i wokół genitaliów. Podczas igrzysk w Olimpii nie miałby najmniejszych szans w długim biegu ani w skokach w dal. Mógłby jednak odnieść triumf w konkurencjach siłowych: boksie, zapasach czy pankrationie.

– Chciałbym dziś wieczorem znów cię odwiedzić – rzekł Kassander, spoglądając jej w oczy. – Czy mogę liczyć, że nie zastanę tu innego mężczyzny?

Fryne uśmiechnęła się promiennie.

– Myślę, że na jakiś czas odpocznę od zawodu hetery. Dopóki pozostaniesz w Atenach, nie będę przyjmowała nikogo, prócz ciebie.

– Zapewniam cię, Fryne – odparł Macedończyk – że nie pożałujesz swej hojności. Pod żadnym względem.

– Nie śmiałabym w to wątpić, Kassandrze.

Gdy wyszedł, opadła na poduszki i zamknęła oczy. Nasze dziecko mogłoby mieć jego siłę i spryt, a moją urodę i inteligencję, pomyślała bez fałszywej skromności. Bogowie z pewnością by je pokochali. Zresztą, teraz i tak wszystko było w ich rękach.

Może jednak nie była to aż tak niepożądana możliwość?

* * *

Kassander dyktował list do dowódcy macedońskiego garnizonu w Efezie, gdy przyszedł do niego Jazon.

– Tak, jak sądziłeś. Ajgistos zbiera się do drogi – oznajmił.

– Dokończymy później – rzekł Macedończyk, odsyłając swego sekretarza, po czym zwrócił się do Jazona: – Czyżby ateńskie powietrze nagle przestało mu odpowiadać?

– Tak się wydaje. Jego niewolnicy ładują wóz i sposobią muły. Wygląda na to, że planuje na dłużej opuścić miasto.

– O tak. Sam jeszcze nie wie, na jak długo. Zbierz ludzi i każ im siodłać konie.

– Zgodnie z rozkazem.

Poprzedniego wieczoru Jazon przemierzył całą drogę z Aten do Acharny, odległego o pięćdziesiąt stadiów demu, gdzie miał swe posiadłości ziemskie Ajgistos. Trak znalazł miejsce idealne do przygotowania zasadzki: droga schodziła tam w dolinę niewielkiego strumienia, a okoliczny zagajnik pozwalał ukryć większą ilość ludzi. Kassander wybrał tych najbardziej zaufanych – dziesięciu Macedończyków i Tesalów – będących zarazem wyśmienitymi jeźdźcami. Teraz spotkał się z nimi nieopodal Bramy Dipylońskiej. Był wśród nich Gelon, oficer, który towarzyszył mu podczas wyprawy do Sparty i Herakliusz, młody kochanek Jazona. Sam Jazon dowodził nimi z grzbietu swego tesalijskiego rumaka.

Dwunastu konnych wyruszyło na północ, mając po lewej starożytne cmentarzysko Kerameikos, a po prawej widoczną w oddali świątynię Posejdona. Przemknęli chyżo przez święty gaj Akademii. Nie pragnęli zwracać na siebie uwagi bogów ani ludzi. Zadanie, które ich czekało, nie mogło wzbudzić niczyjej aprobaty.

Dotarli do doliny. Kassander wraz z większością swych ludzi wjechał w cień zagajnika. Dwóch żołnierzy wysłał na południe, by obserwowali drogę z Aten, a dwóch na północ, by ostrzegli go, gdyby ktoś nadciągał od strony Acharny. Jego ludzie przywiązali konie do pobliskich drzew i wysypali im obroku. Było chłodno, lecz ukształtowanie terenu chroniło ich przed podmuchami wiatru.

Kassander zabronił rozpalania ogniska, więc mężczyźni okryci wełnianymi chlamidami spacerowali po zagajniku, by się rozgrzać.

Macedończyk słyszał ich ciche głosy. Sam skupił się na obserwacji drogi. Dłoń zacisnął na rękojeści swego xiphosa – miecza typu spartańskiego, z obusieczną klingą, zdatną też do sztychów.

Po dwóch godzinach jeden z wysłanych na południe zwiadowców przybiegł do zagajnika.

– Nadjeżdżają. Na wozie Ateńczyk odziany w szkarłat i woźnica, a do tego sześciu ludzi o wyglądzie niewolników. Ci idą pieszo. W dłoniach dzierżą drewniane pałki.

Dowódca wydał rozkazy. Jego ludzie odwiązali konie i dosiedli ich. Wóz zjeżdżał już w dolinę. Kassander dostrzegł Ajgistosa, siedzącego obok woźnicy. Herakliusz, najlepszy strzelec wśród jego Macedończyków, skrył się za krzewami na skraju lasku.

W dłoniach trzymał podwójnie wygięty scytyjski łuk oraz pęk strzał.

– Do ataku! – zawołał Kassander i wbił pięty w boki Charona. Czarny jak noc tesalijski ogier zarżał i rzucił się naprzód. Herakliusz wypuścił pierwszą strzałę, która wbiła się w pierś woźnicy i niemal strąciła go na drogę. Następny pocisk zabił najbliższego niewolnika zbrojnego w pałkę, odzianego w zgrzebną, brunatną tunikę.

Konni wypadli z zagajnika i uderzyli na ludzi Ajgistosa. To była masakra. Trzech jeźdźców miało oszczepy do rzucania, pozostali włócznie i miecze. Dwaj niewolnicy zginęli stratowani. Pozostali rzucili się do ucieczki i legli w pyle drogi, z oszczepami w plecach. Ajgistos podniósł się i stanął na wozie. Był blady, lecz poza tym nie okazał strachu. Ludzie Kassandra otoczyli go ze wszystkich stron. On sam zaś podjechał bliżej.

– Witaj, Ajgistosie. Chciałem z tobą pomówić.

– Domyśliłem się – rzekł po krótkiej chwili Ateńczyk – że nie mam do czynienia ze zwykłymi rabusiami. Jesteście na to zbyt dobrze odziani i uzbrojeni. Skoro znasz moje imię, to znaczy, że miałem rację.

– Chylę czoła przed twą domyślnością. Poznajesz mnie może?

Mężczyzna zastanawiał się przez moment.

– Tak… przypominam sobie ciebie, ze wzgórza Areopagu. To ty okryłeś swoim płaszczem tamtą ladacznicę, Fryne.

– Kassander z Ajgaj, do usług.

Ajgistos zmrużył oczy.

– Macedończyk? Tylko obywatele Aten mają prawo przysłuchiwać się rozprawom przed Areopagiem. Swą obecnością splugawiłeś święte zgromadzenie!

– Ty splugawiłeś je fałszywym oskarżeniem.

– To sykofant Eutias oskarżył Fryne. Ja tylko przemówiłem na jej procesie jak każdy uczciwy obywatel.

– Opłaciłeś sykofanta. Wyśpiewał wszystko, nim pozbawiłem go języka – Kassander z satysfakcją dostrzegł wreszcie u Ajgistosa oznaki lęku. Mężczyzna zadrżał i zbladł jeszcze bardziej.

– A więc i ciebie omotała ta dziwka – wykrztusił w końcu. – Co masz zamiar ze mną uczynić?

– Bez względu na to, co zamierzam, nie poprawiasz swojej sytuacji, nazywając ją dziwką.

Ajgistos nic na to nie odpowiedział. Stał w bezruchu, z rękami bezsilnie zaciśniętymi w pięści.

– Cóż, przed Areopagiem Fryne miała szansę obrony – rzekł wreszcie Kassander – więc i tobie ją dam. Jesteś arystokratą, a takim jak ty zawsze drogi jest honor. Rozwiążmy zatem sprawę zgodnie z jego wymogami. Umiesz walczyć?

– Przez lata służyłem w armii jako hoplita.

– Doskonale. A zatem tylko ty i ja. Każdy niech walczy orężem, którym posługuje się najlepiej. Jeśli mnie pokonasz, moi ludzie puszczą cię wolno. Jazonie, przysięgnij, że tak się stanie.

– Przysięgam – skłamał gładko Jazon. Zanim tu przybyli, Kassander nakazał mu zabić Ateńczyka, nawet gdyby ten wygrał pojedynek.

– A co będzie, jeśli się nie zgodzę? – spytał arystokrata.

– Każę moim ludziom roznieść cię na mieczach. A potem rzucę twe zwłoki padlinożercom – tak by twa dusza nigdy nie zaznała spokoju.

Ajgistos długo milczał.

– Włócznia i hoplon – rzekł wreszcie.

Zeskoczył z wozu. Jeden z żołnierzy Kassandra podjechał do niego i podał mu swój oręż. Ateńczyk włożył lewe ramię w rzemienne zapięcia tarczy. W prawicy ścisnął drzewce włóczni. Macedończyk zsunął się z końskiego grzbietu i podał wodze Jazonowi. Sam zaś ujął własny hoplon i dobył xiphosa.

Starli się na drodze. Kassander odbił tarczą ostrze włóczni i zaatakował. Ajgistos zasłonił się hoplonem i odskoczył, zwiększając dystans. Przez dłuższą chwilę krążyli wokół siebie, mierząc się spojrzeniami. Było jasne, jak przebiegnie ta walka. Ateńczyk będzie usiłował atakować z większej odległości, wykorzystując zasięg swego oręża. Macedończyk stawiał na wszechstronność miecza, którym mógł zarówno wyprowadzać cięcia, jak i sztychy. By jednak wykorzystać swoją broń, musiał podejść bardzo blisko i ominąć brązową tarczę.

Ajgistos był o dobre piętnaście lat starszy, a co za tym idzie – powolniejszy. Kassander górował też nad nim siłą. Mimo to ścierali się bez rezultatu jeszcze cztery razy.

– Dobrze sobie radzisz, jak na swój wiek – pochwalił przeciwnika Macedończyk. Po niewczasie zorientował się, że noc spędzona na igraszkach z Fryne nieco go osłabiła.

– Szkoda, że nie mogę odwzajemnić twoich słów – Ajgistos dyszał z wysiłku. Wierzchem dłoni trzymającej włócznię otarł sobie pot z czoła. Mimo to wciąż mówił hardo: – Jesteś pewien, że to wy pokonaliście nas pod Cheroneą?

– O tak, jestem pewien. Byłem tam!

Tym razem Kassander uderzył z całą siłą, jaką dysponował. Wbrew nadziejom Ajgistosa, który chciał go sprowokować, nie atakował lekkomyślnie ani nie uległ furii. Z pogardliwą łatwością odbił ostrze włóczni i wyprowadził pchnięcie z góry, tuż nad brzegiem tarczy Ateńczyka.

Ajgistos westchnął tylko, gdy ostrze wbiło mu się pod obojczyk i weszło głęboko w ciało. Kassander nacisnął na rękojeść całym swym ciężarem. Arystokrata otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz buchnęła z nich tylko krew. Osunął się na kolana i wypuścił z ręki drzewce. Ramię, na którym miał przypiętą tarczę, opuściło się bezwładnie. Macedończyk postawił stopę na jego piersi i wyszarpnął oręż.

Ciało Ateńczyka osunęło się na drogę. Kałuża krwi wokół zwłok rosła powoli, wypełniając szczeliny między kamieniami. Żołnierz, który dał Ajgistosowi swój oręż, teraz zbliżył się i zabrał go z powrotem. Kassander wytarł miecz o szkarłatny płaszcz zabitego. Przypomniał sobie, że Spartanie noszą płaszcze o tej barwie, bo nie widać na nich plam posoki.

– Czy kazać ludziom przygotować dla niego stos? – zapytał Jazon z grzbietu swego konia.

– Nie – odparł Kassander. – Być może Ajgistos miał rodzinę, która będzie chciała mu sprawić godny pogrzeb. A teraz w drogę!

Gdy odjeżdżali, żaden z nich nie pomyślał nawet o pochowaniu zabitych sług Ateńczyka. Któż bowiem przejmowałby się niewolnikami?

* * *

Kilka dni później do Pireusu zawinęła ateńska flota, powracająca z wyspy Samos. Stacjonowała tam od kilku miesięcy, strzegąc bezpieczeństwa żeglugi między Helladą i Azją Mniejszą przed piratami – nędznymi pozostałościami ogromnej niegdyś perskiej armady. Kassander wyszedł na nabrzeże, by ujrzeć smukłe trójrzędowce wpływające do przystani. Było ich ponad pięćdziesiąt. Towarzyszyło im trzydzieści pękatych transportowców dla piechoty, niedawno zwodowanych w macedońskich stoczniach na wyspie Lesbos.

W stoczniach Pireusu również od kilku tygodni trwała praca. Ateńczycy zbudowali na zamówienie Kassandra (z niechęcią opłacone przez królewskiego skarbnika, Harpalosa) dziesięć specjalnych barek, przeznaczonych do przewozu koni. Wierzchowce można było wprawdzie zakupić w Azji Mniejszej, lecz żadna tamtejsza rasa nie dorównywała wybornym, tesalijskim rumakom. Ponadto Kassander wynajął i kazał przystosować do transportu żołnierzy ponad dwadzieścia statków handlowych.

A zatem flota, jaką dysponował, urosła już do rozmiarów właściwych dla skali przedsięwzięcia, jakim było przerzucenie naraz do Azji ponad pięciu tysięcy zbrojnych, wraz z ich sprzętem i wierzchowcami. Kapitanowie intensywnie ćwiczyli swe załogi, codziennie wypełniając Zatokę Salaminy statkami.

Kassandrowi pozostawało już tylko czekać na ostatnie oddziały, które miały nadciągnąć pod wodzą Polidamesa. Wcale jednak nie spieszyło mu się do opuszczenia Aten. Wreszcie, po wielu spędzonych tu tygodniach, zaczął lubić i cenić miasto nazywane Słońcem Hellady. Choć było ciasne, duszne i przeludnione, choć oglądał je w szarówce późnej jesieni, a nie w glorii pełni lata, ujrzał także jego piękno. Symbolizował je wyniosły, górujący nad miastem Akropol, na którym pysznił się Partenon – wspaniała świątynia Ateny, Erechtejon z jego kariatydami, mniejsza świątynia Nike Apteros. Symbolizował je harmonijny układ przestrzenny Agory, gdzie kupcy negocjowali z klientami w cieniu cyprysów, a filozofowie przechadzali się wraz z uczniami wśród popiersi dawnych bohaterów. Symbolizował je niedokończony wciąż kształt świątyni Zeusa Olimpijskiego, która miała w przyszłości stać się największą w całej Helladzie.

Piękno Aten uosabiało także piękno jego mieszkanek – a wśród nich najwspanialszej ze wszystkich, podobnej samej Afrodycie, hetery Fryne.

* * *

Pewnego dnia Hiperejdes przybył w odwiedziny do Kassandra. Po lekkim posiłku w andronitisie, obaj mężczyźni udali się do prywatnej łaźni położonej na tyłach willi. Wypocili się solidnie w buchającej z rozgrzanych kamieni parze, a następnie przeszli do basenu z chłodną wodą. Tam pogrążyli się w rozmowie. Melisa, niewolnica należąca do Mnesarete, przyniosła im puchary rozcieńczonego mocno wina.

– Przyznaję to z niechęcią – mówił Hiperejdes – choć wiesz, że nie jestem chętny Macedończykom, że twa obecność, Kassandrze, ma zbawienny wpływ na Ateny! Naszym problemem zawsze była plaga donosicielstwa. A teraz, gdy znaleziono na ulicy nieprzytomnego sykofanta Eutiasa, bez języka i wszystkich palców u rąk, miasto nagle zostało uleczone. Zawodowi donosiciele przypadli do ziemi, niepewni co do swego losu. Po raz pierwszy w historii naszej polis to sykofanci boją się ludu, a nie odwrotnie!

– Cieszę się, że udało mi się uczynić coś dla Aten – odparł z uśmiechem Kassander. – Bardziej mnie jednak ciekawi, co lud mówi o zabójstwie Ajgistosa.

– Głównie to, że rozbójnicy stają się coraz bardziej zuchwali, zaś archont powinien coś z tym zrobić. Twe zaangażowanie w sprawę Fryne nie było powszechnie znane, nikt zatem nie łączy śmierci Ajgistosa z twoją osobą. Pojawiła się wprawdzie plotka, że mógł to zrobić jakiś dawny kochanek hetery, może nawet przez nią podjudzony…

– Myślę, że byłoby dobrze, gdyby Fryne opuściła na jakiś czas Attykę. Może pod jej nieobecność uspokoją się nastroje.

– To słuszna rada, Kassandrze. Wątpię jednak, by ona jej posłuchała. Wiesz, jak kocha to miasto. Tutaj jej gwiazda świeci najjaśniej.

– I tu o mały włos nie zgasła.

Gdy wychodzili z basenu z chłodną wodą, przed drzwiami łaźni wybuchło jakieś zamieszanie.

– Nie wolno tam wchodzić… – Kassander usłyszał głos jednego z eunuchów ze swojej służby. – Pan kategorycznie zakazał…

– Milcz, niewolniku! – zawołał ktoś, a po chwili rozległ się odgłos uderzenia i cichy krzyk eunucha.

Drzwi do łaźni otwarły się na oścież, mocno popchnięte. Z dziedzińca wpadł do środka chłodny, jesienny podmuch. A także Dionizjusz z Faleronu, wlekący za rękę swojego syna. Demetriusz wyglądał kiepsko: miał podbite oko i kilka świeżych sińców na twarzy, a jego chiton został w kilku miejscach rozdarty.

Nagi, ociekający wodą Kassander spojrzał na Falerończyka z gniewem.

– Cóż ma znaczyć to wtargnięcie, Dionizjuszu? – warknął. Jednocześnie gestem ręki kazał Melisie podać sobie ręcznik.

– Powierzyłem ci mojego syna – widać było, że ateński polityk ledwo powstrzymuje furię, która go rozpierała – licząc na to, że zrobisz z niego prawdziwego mężczyznę. Tymczasem ty pchnąłeś go w ramiona tego kochasia chłopców! – w tym miejscu Dionizjusz oskarżycielsko wskazał palcem na odziewającego się niespiesznie Hiperejdesa.

Adwokat popatrzył w oczy Demetriuszowi.

– Skąd on wie? – zapytał z pozornym spokojem.

– Moi ludzie – Dionizjusz odpowiedział za syna – widzieli was razem podczas konnej przejażdżki na południe od miasta! A także w Teatrze Dionizosa i jeszcze raz, w winiarni w Kerameikos. Ale mój syn przyznał się dopiero wtedy, gdy wybiłem mu z głowy wszystkie kłamstwa!

Kassander posłał adwokatowi pełne wyrzutu spojrzenie. Wielokrotnie mu powtarzał, by jego znajomość z Demetriuszem rozwijała się w gościnnym zaciszu jego willi. Nikt nie miał dowiedzieć się o tym romansie, a już na pewno nie ojciec młodzieńca, będący zarazem politycznym wrogiem Hiperejdesa.

– Zaufałem ci, Kassandrze – podjął atak Dionizjusz. – Miałem nadzieję, że nauczysz mego syna fechtunku, nieco strategii, może zabierzesz na sympozjon lub do domu rozpusty. Ty jednak wolałeś przyjąć rolę stręczyciela…

– Jedynym stręczycielem swego syna byłeś ty! – Kassander miał już dość oskarżeń. A także niewiele do stracenia. Teraz, gdy Ateny przyjęły uchwałę o wykorzystaniu floty do przewozu armii do Azji, to Dionizjusz potrzebował Macedonii bardziej niż Macedonia potrzebowała Dionizjusza.

– Uporczywie przysyłałeś go do mnie – mówił dalej Kassander, patrząc prosto w oczy Falerończykowi – licząc na to, że uczynię go swym kochankiem i jeszcze mocniej ugruntuję twą pozycję sojusznika Macedonii. Robiłeś to, mimo że oznajmiłem ci, że nie gustuję we wdziękach chłopców, nawet tak prawych i przystojnych jak Demetriusz. W końcu zdecydowałem się nim zająć, bo najwyraźniej jego ojciec nie miał na to czasu. Ćwiczyłem z nim fechtunek, rozmawiałem o strategii. Tak, były też sympozjony, hetery i pornai.

Dionizjusz wciąż dyszał gniewem. Trzymał w żelaznym uścisku palców ramię Demetriusza. Falerończyk miał przy pasie miecz, Kassander zaś był nagi i pozbawiony broni. Za plecami Dionizjusza widział jednak żołnierzy ze swej straży przybocznej, czekających tylko na rozkaz, by zgładzić intruza.

– Jedyną rzeczą, której nie byłem go w stanie nauczyć – mówił dalej Macedończyk, nie dając swym ludziom żadnego znaku – były mechanizmy ateńskiej polityki. Hiperejdes zaproponował swą pomoc, czemuż więc miałem ją odrzucać? Był kiedyś równie ważnym politykiem jak ty, choć z przeciwnego obozu. Uznałem za właściwe, by twój syn poznał racje obydwu stron i mógł wyrobić sobie własne poglądy.

– Wiedziałeś, że zostali kochankami! I że ja nigdy bym tego nie pochwalił!

– Zdaję się, że tego typu relacje między nauczycielem i uczniem są czymś powszechnym i naturalnym w Atenach. A ja nie widziałem potrzeby, by zabraniać im czegokolwiek. Miałem tylko nadzieję, że będą bardziej dyskretni – w tym miejscu Kassander spojrzał prosto w oczy Demetriusza. Zawstydzony młodzieniec opuścił głowę.

Dionizjusz zacisnął wargi i wciąż piorunował Macedończyka wzrokiem. Zdał sobie już jednak sprawę, że za plecami ma żołnierzy z dobytymi mieczami i ten fakt sprawił, że zaczął się uspokajać.

– To musi się skończyć! A on – znów oskarżycielsko wskazał na Hiperejdesa – musi zapłacić. Albo oskarżę go przed sądem o uwiedzenie mojego syna i nie spocznę, póki nie będzie zmuszony do opuszczenia Aten!

– Wątpię, byś chciał łamać Demetriuszowi karierę polityczną, jeszcze nim się zaczęła – zauważył sucho Kassander. – Uwiedzeni chłopcy rzadko wyrastają potem na mężów stanu, budzą bowiem śmiech i pogardę, a nie szacunek.

– Co zatem proponujesz?

– Zgadzam się z tobą, że to musi się skończyć. Jesteś ojcem Demetriusza i masz prawo decydować, z kim będzie się widywał. Zapłacę też odszkodowanie w imieniu Hiperejdesa – w tym miejscu Kassander gestem ręki uciszył adwokata, który już chciał zacząć mówić. – Zrobię to, bo miałeś rację mówiąc, że nie dopilnowałem twego syna. Proponuję, by na tym skończyć rozrachunki. Zresztą, gdy już opuszczę Ateny, zrobisz, jak zechcesz. Miej jednak na uwadze dobro tego młodego człowieka.

Dionizjusz już się uspokoił. Wypuścił z uścisku ramię Demetriusza, który odsunął się o krok od ojca.

– Zgoda – rzekł w końcu Falerończyk.

Kassander przesunął spojrzenie na Hiperejdesa.

– Czy i ty zgadzasz się zakończyć swą znajomość z Demetriuszem?

Adwokat zrobił posępną minę.

– Był takim pojętnym uczniem. Będzie mi go brakowało. Skoro jednak jest to potrzebne, by zapanowała zgoda, poddam się temu surowemu wyrokowi.

Melisa przyniosła wreszcie Kassandrowi świeżą tunikę. Wsunął ją na siebie przez głowę, a niewolnica uklękła u jego stóp i włożyła na nie sandały.

– Proponuję, by Demetriusz i Hiperejdes mogli porozmawiać po raz ostatni. Należy się to tym, którzy byli sobie tak bliscy. Ciebie zaś, Dionizjuszu, zapraszam do mego andronitisu. Kupiłem wczoraj wyśmienite wino z Cypru, a niedługo podany zostanie obiad.

Falerończyk znów się rozgniewał.

– Chyba nie sądzisz, że na to pozwolę.

– Wręcz przeciwnie – sądzę.

Kassander podszedł do Dionizjusza, ujął go za ramię równie mocno, jak ten przedtem trzymał swego syna, a następnie wyprowadził go z łaźni na dziedziniec. Macedończycy i Tracy z jego eskorty mogli wreszcie odłożyć miecze.

* * *

Mnesarete zbudziła się w środku nocy, samotna w ogromnym, pustym łożu. Choć ogień w niewielkim palenisku dawno już wygasł, zaś w alkowie panował chłód, czuła, że pod jedwabiami i futrem jej nagie ciało jest zlane potem. Pod powiekami wciąż miała wspomnienie snu, który rozpalił jej myśli i sprawił, że między udami była tak bardzo wilgotna. We śnie kochała się z Kassandrem. Był władczy i gwałtowny do granic brutalności, czyli dokładnie taki, jakim go uwielbiała. Jej piersi wciąż były obolałe od jego natarczywych pieszczot, na dekolcie i szyi nadal czuła mokre ślady po jego pocałunkach… A jednak miała już świadomość, że było to tylko nocne marzenie w rodzaju tych, które zsyła niewiastom złośliwy Eros. Niesforny syn Afrodyty w szczególności lubił dręczyć te kobiety, których przez dłuższy czas nie dotykał mężczyzna.

Czyli wszystko się zgadza, pomyślała ze smutkiem Mnesarete. Od procesu Fryne Kassander ani razu nie odwiedził jej alkowy. Od jednego z eunuchów ze służby wiedziała, że Macedończyk niemal nigdy nie sypia teraz w willi. Z kolei Gelon mówił jej, że jego dowódcę najłatwiej spotkać w obozowisku armii, gdzie układa plany wojenne, w porcie, gdzie dogląda floty lub w rezydencji tespijskiej hetery. Ponoć wieczorami Kassander i Fryne byli teraz nierozłączni. Macedończyk całkiem zrezygnował z wizyt w domach rozpusty i z towarzystwa innych heter podczas sympozjonów. Wydawał się być zafascynowany Tespijką. Mnesarete pojmowała, że ma do czynienia z konkurentką sto razy bardziej niebezpieczną niż niewolnica Helena, której się pozbyła. Bardziej nawet niebezpieczną niż Tais i Likajna – nałożnice, które obok niej Kassander utrzymywał w Koryncie.

Zazdrość wywołana obecnością hetery w życiu jej kochanka sprawiała, że ostatnimi czasy Mnesarete łatwo było rozgniewać. Co noc szykowała się pieczołowicie na wizytę Kassandra i co noc spotykał ją bolesny zawód. Przed kilkoma dniami uderzyła i zwymyślała Melisę za to, że ta pociągnęła ją lekko za włosy w czasie wieczornego czesania. Niewolnica rozpłakała się, a jej pani poczuła wstyd.

Lecz nie tylko zazdrość czyniła ją niespokojną. Problemem było także pragnienie, którego nie było jak ugasić. Mnesarete łaknęła męskiego dotyku – szorstkiego, stanowczego, nieustępliwego. Chciała znów oddać się Kassandrowi, czuć przygniatający ją do łoża ciężar, jego nabrzmiałą włócznię w sobie, woń jego ciała… Nie mogły jej tego zastąpić pieszczoty, jakimi obdarzały ją niewolnice. Robiły to zresztą z obowiązku, beznamiętnie, z rezygnacją. Od czasu, gdy sprzedała Helenę do domu rozpusty, nie mogła z nich wydobyć ani krzty entuzjazmu.

Najbardziej irytowała ją Raisa. Kassander niedawno rozdziewiczył iliryjską niewolnicę, później zaś posyłał ją, by służyła swoim ciałem Demetriuszowi. Choć młodzieniec miał sylwetkę godną Apolla i można było domyślać się, że nie brakuje mu wigoru, głupia dziewka nie potrafiła docenić swojego szczęścia. Mnesarete kilka razy przyłapała ją, jak pochlipuje w pokoiku, który dzieliła z Melisą.

– Czemu płaczesz, idiotko? – spytała ją kiedyś rozdrażniona. – Wiele dziewcząt marzy, by być kochanką kogoś takiego jak Demetriusz z Faleronu!

– Nie jestem jego kochanką – odpowiedziała przez łzy Raisa – tylko jego kurwą… Nie przychodzę do niego z własnej woli, tylko z rozkazu pana…

– Być może kiedyś przekonasz się – odpowiedziała ostro Mnesarete – że na tym świecie kurwy mają więcej praw niż wolno urodzone kobiety. Mój mężczyzna właśnie prowadza się z heterą. Chodzą na przyjęcia i do teatru, podczas gdy mnie nie wolno przestąpić progu domu… – w tym momencie ugryzła się w język, uświadomiwszy sobie, że powiedziała stanowczo zbyt wiele.

Gelon mówił, że choć hetera nie przyjmuje od Kassandra pieniędzy, ten obsypuje ją kosztownymi prezentami. Z korynckich czasów Mnesarete pamiętała, jak bardzo potrafi być hojny. Większa część jej biżuterii (w tym cała złota) pochodziła właśnie od niego. Jeszcze w Atenach podarował jej naszyjnik z pereł i srebrne kolczyki zdobione szafirami. To była już jednak przeszłość… Teraz Fryne skupiała na sobie całą uwagę Kassandra i korzystała z jego hojności.

Gelon mówił jej…

Gelon… Mnesarete poznała go pobieżnie w czasie podróży z Koryntu do Aten. Dowodził oddziałem Macedończyków i Tesalów, przydzielonych jej do ochrony przez Kassandra. Gdy przemierzali Koryncję, Megarydę i Attykę, oficer często zrównywał się z jej lektyką i jechał obok niej na swym tesalijskim gniadoszu. Wtedy dziewczyna mogła mu się dobrze przyjrzeć przez półprzezroczystą zasłonę w oknie, sama będąc ukrytą przed jego ciekawskimi oczyma.

Był kilka lat młodszy i nieco niższy od Kassandra, ale barki miał równie szerokie, a na jego odsłoniętych ramionach mogła podziwiać potężne mięśnie. W przeciwieństwie do jej kochanka, który zachował sobie krótką, szpiczastą brodę, Gelon golił twarz tak, jak czynili to młodzi Ateńczycy. Jego włosy były jasne, co mogło sugerować, że pochodził z Górnej Macedonii, a może z Lynkestis – wiecznie niespokojnego, iliryjskiego pogranicza. W siodle trzymał się tak, jakby się w nim zrodził, rozkazy zaś wydawał głosem pewnym i nieznoszącym sprzeciwu. Mnesarete złapała się na tym, że przygląda mu się z niekłamaną przyjemnością.

Podczas podróży traktował ją z oficjalną uprzejmością, należną kobiecie jego dowódcy. Mnesarete nie była jednak ślepa. Wiedziała, że gdy tylko zdarza jej się opuścić wygodną, lecz klaustrofobiczną lektykę, Gelon spogląda na nią z zainteresowaniem znacznie przekraczającym granice grzeczności. Pochlebiało jej to – lubiła być pożądana, nawet przez tych, którym nigdy nie miała zamiaru ulec. Dlatego też nie poskarżyła się Kassandrowi na jego oficera. Dopóki ograniczał się do zachłannych spojrzeń, lecz ręce trzymał przy sobie, nie miała mu nic do zarzucenia.

Po przybyciu do Aten, Gelon otrzymał pieczę nad bezpieczeństwem nadmorskiej willi Kassandra. Podlegali mu żołnierze patrolujący otaczające dom ogrody i strzegący murów. Kiedy Mnesarete chciała udać się do miasta, musiała wezwać do siebie Gelona i prosić go o przydzielenie sobie obstawy. Wysyłał z nią któregoś ze swych ludzi, a jeśli miał czas – towarzyszył jej osobiście. Wtedy przez całą drogę czuła na sobie jego spojrzenie. W takich chwilach była wdzięczna za ateńską tradycję, nakazującą kobietom wychodzącym na ulicę zasłonięcie twarzy.

Mnesarete po raz kolejny obróciła się na łóżku. Nie mogła zasnąć. Jej myśli uparcie wracały do jasnowłosego oficera. Był przystojny, męski i śmiały. Ostatnio często go napotykała, spacerując po ogrodzie. Jakimś zrządzeniem losu zwykle pełnił straż w pobliżu miejsca, gdzie przechadzała się wraz z którąś z niewolnic. Wtedy nie miała zasłoniętej woalką twarzy, a jej ciało spowijał tylko jedwabny chiton, trzymający się na kilku srebrnych spinkach. Gelon mógł zatem do woli podziwiać jej urodę, z czego zresztą korzystał.

Zrzuciła z siebie futro i przez długą chwilę leżała na plecach całkiem naga. Jej oddech był przyspieszony, a gdy dotknęła się pomiędzy udami, poczuła, jak bardzo jest wilgotna. Zawstydzona, próbowała zwrócić swe myśli ku Kassandrowi. Zaraz jednak wyobraziła go sobie z Fryne. Ladacznica wspierała się na jego ramieniu i śmiała z czegoś, co właśnie jej powiedział. On również się uśmiechał i co jakiś czas zaglądał tamtej w głęboki i niekryjący zbyt wiele dekolt. Mnesarete miała ochotę płakać z bezsilnej złości. Wtedy jednak przed oczyma jej wyobraźni znowu stanął Gelon. Samotny, za to wpatrzony w nią. Tylko w nią.

Przesunęła palcami po swojej szparce, delikatnie muskając też łechtaczkę. Jęknęła – na tyle cicho, by nie zbudzić śpiących w pokoiku obok dziewcząt. Próbowała sobie wyobrazić, jak by to było kochać się z Gelonem. Czy był bardziej delikatny, a może gwałtowniejszy niż Kassander? Czy wymagałby od niej, by pieściła jego członek ustami? A może po prostu przygniótłby ją do łóżka i zaspokoił swą żądzę? Jak pachniał jego pot w czasie miłosnych igraszek? Jak smakowało jego nasienie? Gdy zadawała sobie te pytania, jeden z palców zagłębił się w jej wilgotne wnętrze. Zacisnęła swe pełne wargi, tłumiąc kolejny jęk.

Z pewnością w łożu jest równie władczy jak wtedy, gdy dowodzi ludźmi, pomyślała Mnesarete. Wciąż czuła zażenowanie, ale już znacznie słabsze. Jej palec penetrował ciasną, pulsującą, ociekającą sokami norkę, kciuk raz po raz muskał łechtaczkę. Drugą rękę położyła sobie na piersi. Gdy ujęła palcami sutek, poczuła, że jest twardy i nabrzmiały. To wszystko wina Kassandra, usprawiedliwiła się w duchu. Gdyby poświęcał jej więcej uwagi, zamiast prowadzać się po mieście z nierządnicą, takie myśli nie przyszłyby jej nawet do głowy. Byłaby mu wierna ciałem i duszą, nie przejmując się jego przelotnymi miłostkami na boku.

I nie marzyłaby o Gelonie.

Mnesarete sama nie wiedziała, kiedy zaczęła na poważnie rozważać zdradę. Bo przecież oddanie się jasnowłosemu oficerowi właśnie to by oznaczało – bez względu na to, że Kassander jej nie poślubił, bez względu na to, że sam nie poczuwał się wobec niej do elementarnej wierności. Miała też pewność, że gdyby dowiedział się o jej czynie, jego gniew byłby straszny. Zapewne polałaby się krew – jej lub Gelona. Jednak ta świadomość nie powstrzymywała jej przed układaniem planów.

To musi się stać, nim wyruszymy do Azji, myślała. Na statku nie będzie prywatności, wszyscy będą obserwować wszystkich. Willa była niewiele lepsza. Mnesarete mogła wprawdzie zastraszyć swoje niewolnice i zmusić je do milczenia. Miała też jednego zaufanego eunucha, któremu obiecała wyzwolenie – pozostała część służby stała jednak po stronie Kassandra. Ktoś na pewno doniósłby mu, gdyby przez swą nieostrożność dała choćby wątły powód do podejrzeń. Pozostawała zatem wyprawa na targ w towarzystwie Gelona – i wynajęty pokój w którejś z niezliczonych ateńskich tawern.

Jej podniecenie było już tak duże, że wszystkie plany i zamierzenia wyparowały jej z głowy. Liczyła się tylko przyjemność i jej pulsujące w podbrzuszu epicentrum. Do jednego palca dołączył drugi, kciuk mocniej wtulał się teraz w muszelkę. Ciało Mnesarete prężyło się, druga dłoń kurczowo zaciskała się na piersi. Oczyma wyobraźni widziała Gelona. Był nagi. Jego tors zdobiło kilka blizn, brzuch był twardy i umięśniony, a poniżej…

Mnesarete rozchyliła wargi i jęknęła przeciągle. Zanurzyła palce głęboko w siebie, szukając rozkoszy, która wciąż się jej wymykała. Tak bardzo pragnęła spełnienia… które uwolniłoby ją od myśli o Gelonie i od tego niebezpiecznego szaleństwa, w które miała się wkrótce rzucić. Była już bardzo blisko orgazmu, czuła jego obezwładniającą siłę… a potem nic się nie wydarzyło. Napięcie wzmagało się do pewnego poziomu, znajdującego się o krok od ekstazy, a potem zaczęło opadać. Leżała w wielkim, pustym łóżku, tak bardzo samotna i zagubiona. Jej ciało pokryło się gęsią skórką, przykryła się więc futrem. Palce, którymi się masturbowała, były mokre od soków.

Nie była zaskoczona. Nigdy nie potrafiła doprowadzić się sama na szczyt. Ta ostatnia próba w niczym (prócz poziomu desperacji) nie różniła się od wielu poprzednich. Mnesarete osiągała rozkosz tylko w ramionach mężczyzny – lub kobiety, jeśli mężczyzna był akurat nieosiągalny. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie zbudzić Melisy i Raisy, a potem kazać im się sobą zająć. W końcu jednak z tego zrezygnowała. Potrzebowała Kassandra lub Gelona, a nie tych zahukanych niewolnic.

Podjęła decyzję. Jeśli Kassander nie zacznie znów odwiedzać jej łożnicy, Mnesarete zrobi to, do czego popycha ją żądza. Gdy znów spotka jasnowłosego oficera w ogrodach, okaże mu przychylność. A potem niech dzieje się, co chce. Mnesarete ułożyła się na boku, zwinęła w kłębek i zasnęła.

* * *

Wraz z ostatnimi oddziałami z Peloponezu, do Aten przybył Polidames. Kassander przywitał Tesala przy Świętej Bramie, wychodzącej na zachodni trakt. Tym samym macedoński korpus posiłkowy dla króla Aleksandra został skompletowany. W ostatniej chwili otrzymał on jeszcze niespodziewane wsparcie ze strony Ateńczyków.

Niejaki Dioksippos, zapaśnik i pankrationista, zwycięzca sto jedenastej Olimpiady oraz Igrzysk Istmijskich, a także idol ateńskiej młodzieży, rzucił hasło stworzenia oddziału hoplitów, którzy wesprą króla Aleksandra w podboju Persji. Chciał, by w ten sposób Ateny również rozbłysły blaskiem zwycięstwa hellenizmu nad perską barbarią. Na jego apel odpowiedziało dwustu młodzieńców – niektórzy za zgodą swych ojców (ci byli ekwipowani za pieniądze swoich rodzin), inni zaś wbrew ich woli (tym ekwipunek zapewnił sam Dioksippos). Gdy oddział był gotowy, Dioksippos zaprezentował go Kassandrowi na północ od miasta, przy Tebańskiej Drodze.

Macedończyk wraz ze swoimi oficerami przechadzał się wzdłuż równych szeregów hoplitów. Z uznaniem oglądał ich wyposażenie, choć miał pewne wątpliwości co do ich wartości bojowej. Oddział tworzyli młodzi i niedoświadczeni ludzie, ledwie kilku z nich mogło walczyć pod Cheroneą – w ostatniej wojnie, którą stoczyły Ateny. W przeciwieństwie do weteranów Kassandra, którzy pod wodzą Antypatra wojowali w Tracji i na Peloponezie, ci chłopcy byli zieloni jak wiosenna trawa.

– Sprawdzą się, gdy przyjdzie chwila próby – zapewnił go Dioksippos. Wzrostem niemal dorównywał Kassandrowi, a w barkach był jeszcze szerszy. – Ponadto, nie będą cię nic kosztować. Każdy hoplita otrzymał od swego ojca lub ode mnie równowartość półrocznego żołdu. Mamy też własne zapasy żywności. Wynająłem koryncki transportowiec, który przewiezie nas do Azji.

– Co o nich myślisz? – spytał potem Kassander Polidamesa. Tesal uśmiechnął się szeroko. Stali w pewnym oddaleniu od pozostałych, nie musiał zatem miarkować się w słowach.

– Myślę, że jeśli ci piękni chłopcy będą maszerować razem z nami, obozowe kurewki zostaną pozbawione pracy.

Macedończyk zaśmiał się. Nie odrzucił jednak oferty Dioksipposa. Ateńczycy weszli w skład jego korpusu.

* * *

Ostatnie wieczory w Atenach Kassander spędzał z Fryne. Tespijka oznajmiła Macedończykowi, że do jego wyjazdu nie będzie przyjmować klientów, by móc w pełni skupić się na spełnianiu jego życzeń. Nie przestawała go zadziwiać swymi talentami i ochotą, z jaką oddawała mu się po kilka razy w ciągu nocy. Była pomysłowa, odważna i niestrudzona w zmierzaniu do celu, jakim było danie mu jak największej rozkoszy. Czasem nieśmiała jak dziewica, innym razem wyuzdana jak portowa dziwka, choć bez jej wulgarności – ani przez chwilę nie pozwalała swemu kochankowi się nudzić. Była prawdziwą mistrzynią w swej profesji.

Bywali na sympozjonach, gdzie Fryne momentalnie stawała się główną atrakcją wieczoru. Chodzili do Teatru Dionizosa na tragedie Eurypidesa i na komedie Antyfanesa. Czasem Kassander zauważał podczas przedstawień, że więcej głów zwraca się ku miejscu, w którym siedzi wraz z heterą, niż ku scenie. Nie przeszkadzało mu to jednak. Całe miasto zazdrościło mu, że miał tę kobietę na wyłączność. Pozycja Tespijki dawała jej sporą wolność osobistą i pozwalała opuszczać dom, gdy tylko tego zapragnęła. Macedończyk mógł zatem pysznić się nią przed całą polis, choć wcale nie zależało mu na podziwie zniewieściałych Ateńczyków.

Zazdrość wobec Kassandra miała też drugą, mroczniejszą stronę – rosnącej niechęci wobec hetery. W gospodach i karczmach Aten można było usłyszeć o „kurwie, co puszcza się z cudzoziemcem, do tego z niedawnym wrogiem”. Na sympozjonach, których Macedończyk i Tespijka nie zaszczycili swoją obecnością, padały pod adresem Fryne jeszcze gorsze wyzwiska. Sympatia, jaką żywił do niej lud po pamiętnym procesie, prędko się rozpłynęła. Nienawidzili jej zwłaszcza arystokraci. Kiedyś ci, którym starczało srebra, mogli sięgnąć po jej najsłodszy owoc. Obecnie jednak Fryne zdawała się sercem i ciałem należeć do Kassandra. Jej niedostępność, a jednocześnie rzucająca się w oczy obecność, działała dobrze urodzonym na nerwy. Coraz częściej szeptano, że to ona zleciła morderstwo Ajgistosa – którego równie dobrze mógł dokonać ten macedoński przybłęda albo któryś z jego ludzi.

Hetera była świadoma zaciskającej się wokół niej pętli insynuacji i pomówień. Zdawała sobie sprawę, że póki Kassander ze swym wojskiem jest w Atenach, nic jej nie grozi. Dalsza przyszłość nie rysowała się jednak w zbyt pogodnych barwach. Gdy jej kochanek pierwszy raz stwierdził, że powinna wyjechać z Aten, zbyła jego uwagę żartem oraz śmiechem. Teraz jednak sama zaczęła myśleć o opuszczeniu miasta. Jego atmosfera stawała się dla niej stanowczo zbyt duszna.

Nie było jej lekko zostawiać Słońce Hellady, metropolię, w której spędziła najlepsze lata młodości, gdzie rozkwitła jej uroda i kariera hetery. Fryne kochała Ateny i wszystko, co się z nimi wiązało: nauki, jakie dawał jej Arystoteles, posągi Praksytelesa (do kilku z nich sama pozowała jako modelka), wyniosłe wzgórze Akropolu, coroczne procesje do Eleuzis. Czuła jednak, że czas, jaki przyszło jej spędzić w tym wspaniałym mieście, prędko dobiega kresu. Wielkość Aten bezpowrotnie odchodziła w mroki przeszłości, pozostawała zaś małostkowość ludu, arogancja arystokracji i pogłębiająca się wrogość wobec niej, Fryne.

Przed wieloma laty opuściła Beocję, by ujrzeć najwspanialszą polis Hellady. Osiadła tu i zapuściła korzenie. Teraz nadszedł czas, by znów udać się w drogę, na poszukiwanie nowego, bezpieczniejszego portu.

* * *

Mnesarete dyszała ciężko, czując, jak penis Macedończyka wdziera się w jej pochwę. Jej piersi podskakiwały w rytm jego mocarnych pchnięć. Lśniły też od kropli potu. Dziewczyna leżała na plecach, z szeroko rozchylonymi na bok, ugiętymi w kolanach nogami. Mężczyzna unosił się nad nią, wsparty na wyprostowanych ramionach. Ich biodra raz po raz łączyły się z wilgotnym mlaśnięciem.

Gelon lubił kochać się gwałtownie, bez chwili wytchnienia. Pod tym względem znalazł w Mnesarete idealną partnerkę. Nigdy nie gustowała w delikatności i czułych muśnięciach koniuszkami palców. Potrzebowała szorstkiego, męskiego dotyku, który uświadamiał jej siłę i stanowczość kochanka. Dlatego też jej pierwszy mężczyzna, zniewieściały Koryntyjczyk, którego wpuściła między swe uda tylko dlatego, że był bardzo przystojny, nigdy nie potrafił jej zadowolić. Dlatego też Kassander okazał się tak cudownym odkryciem, choć przy swoim poprzedniku wyglądał jak Hefajstos przy Apollinie. Teraz zaś wydawało się, że Gelon ma szansę pójść tą samą drogą – nie brakowało mu bowiem śmiałości ani wyuzdania, a doskonała kondycja pozwalała zabawiać się z nią po raz trzeci w czasie niespełna dwóch godzin.

Najpierw, gdy tylko przekroczyli próg wynajętej przez niego komnaty, zaspokoiła go ustami. Nie zdążyli jeszcze zrzucić z siebie odzienia, a ona już, zerwawszy przedtem woalkę, klęczała przed nim, liżąc i pieszcząc jego członek. Instynktownie czuła, że taki dowód uległości przypadnie mu do gustu. Jej przeczucie potwierdziło się, gdy Gelon złapał ją mocno za włosy i przyciągnął do swej męskości. Jego penis smakował inaczej niż Kassandra – bardziej cierpko i słono. Ciało Macedończyka pachniało słońcem, wiatrem znad morza i zdrowym potem, wylewanym podczas ćwiczeń. Nim opuścił z nią willę – oficjalnie po to, by towarzyszyć jej w drodze na targowisko w Faleronie – trenował zapasy z kilkoma przyjaciółmi. Nawet jeśli chciał przed wyjściem wziąć kąpiel w łaźni, by zmyć z siebie pot i kurz, i tak nie miał szansy tego uczynić. Żołnierze zaczęliby się zastanawiać, czemu tak bardzo dba o higienę przed zwykłą wyprawą na targ z nałożnicą swego dowódcy.

Mnesarete jednak to nie przeszkadzało. Lubiła naturalną woń męskiego ciała. Jej pierwszy kochanek oblewał się perfumami, od których kręciło jej się w głowie. Roztaczał wokół siebie zapach bardziej intensywny niż niektóre hetery, które można było spotkać podczas spaceru po ulicach miasta. Kassander nigdy tego nie czynił. Kolejna rzecz, która upodobniała Gelona do jego wodza – i kolejna zaleta w oczach ich wspólnej już kochanki.

Pierwszy wytrysk Gelona był niezwykle obfity – jakby już od wielu dni nie miał żadnej kobiety. Jeśli było tak w istocie, stanowił chlubny wyjątek wśród ludzi Kassandra. Macedończycy każdą chwilę wolną od służby i ćwiczeń spędzali w winiarniach, domach gry i burdelach. W porcie Pireusu nie brakowało żadnego z tych przybytków. A jednak… Mnesarete połykała kolejne porcje nektaru, nie mogąc wyjść z podziwu nad jego obfitością – i starając się nim nie zakrztusić. Gdy w końcu Gelon przestał napełniać jej usta nasieniem, zlizała ostatnie krople z żołędzi i po raz pierwszy spojrzała w górę, by zobaczyć, jaki efekt udało jej się osiągnąć. Oficer wpatrywał się w nią zafascynowany. Gdy wysunęła jego członek z ust, podniosła się i odpięła srebrną broszę, przytrzymującą zapięcie chitonu. Zielona niczym świeże liście suknia zsunęła się z jej ciała, ukazując mu je w pełnej krasie.

Mężczyzna długo podziwiał jej kształtne piersi, jędrne i sprężyste mimo obfitych rozmiarów. Potem przesunął spojrzenie w dół, dłużej wbijając je w jej gładko wydepilowany wzgórek łonowy. Kiedy ocenił również jej krągłe biodra i długie, smukłe nogi, rozpiął swój pas z mieczem, zrzucił z ramion płaszcz, a potem ściągnął przez głowę tunikę. Okazało się, że nago wygląda niemal dokładnie tak, jak to sobie wyobrażała podczas długich, samotnych nocy. Jego pierś przekreślały dwie krzyżujące się blizny, kolejna (jedyna, której się nie domyśliła), szła przez umięśniony brzuch – od biodra aż po żebro. Podobnie jak Hellenowie z południa, usunął owłosienie ze swego torsu i brzucha, zostawiając jednak nieco wokół genitaliów. Jego penis niemal dorównywał wielkością męskości Kassandra. Mnesarete zaczynała się zastanawiać, czy wszyscy Macedończycy są tak hojnie obdarzeni przez bogów.

Gelon wziął ją w ramiona, z łatwością poderwał z podłogi i zaniósł na łoże. A raczej na lichy siennik, który uchodził tu za posłanie. Macedończyk nie mógł wynająć komnaty w żadnej z dobrych gospód w Atenach – wszystkie roiły się od oficerów z armii Kassandra. Ktoś z pewnością by go rozpoznał, a wtedy konsekwencje mogłyby być katastrofalne. Dlatego też sprowadził ją tutaj – na piętro ubogiego domu, którego właściciel zarabiał, najmując pokoje tym, których nie było stać na nic lepszego. Ponieważ Gelon zapłacił srebrem, a nie miedziakami, wdzięczny Ateńczyk położył na posłaniu świeży koc i zostawił im dzban kwaśnego wina oraz dwa ceramiczne kubki bez ozdób.

W gruncie rzeczy nie miało to jednak znaczenia. Mnesarete przewidywała, że w Azji zatęskni nawet za tak spartańskimi warunkami. Towarzysząc Kassandrowi i jego wojsku, decydowała się na surowe realia obozowego życia. Im wcześniej zacznie się do nich przyzwyczajać, tym lepiej dla niej.

Zresztą, gdy tylko Gelon dołączył do niej na sienniku, prędko zapomniała o tym, że nie leżeli w jej łożu, na miękkich jedwabiach. Macedończyk najpierw długo masował i ugniatał jej piersi, rozkoszując się ich jędrnością. Kątem oka widziała, jak jego penis prędko odzyskuje twardość i znów unosi się w erekcji. Jej podniecenie również wzrosło, a sutki stały się niemal boleśnie nabrzmiałe. Kiedy mężczyzna sięgnął ręką w dół i wsunął dwa palce w jej szparkę, mógł przekonać się, jak bardzo jest wilgotna. Jego brwi uniosły się w zdumieniu, lecz zaraz potem uśmiechnął się z triumfem w oczach. Uważa mnie za dziwkę, pomyślała nagle Mnesarete. Cóż, dodała zaraz w myślach, nie myli się przecież tak bardzo. Nie bacząc już na jakiekolwiek pozory, naparła biodrami na jego dłoń, sprawiając, że palce wniknęły w nią głębiej. Aż zakwiliła z rozkoszy.

Potem obrócił ją na brzuch i wszedł w nią od tyłu. Była tak mokra, że jego natarczywe pchnięcia nie sprawiły jej bólu, a jedynie przyjemność. Gelon uchwycił oburącz jej biodra i zaczął ją gorączkowo ujeżdżać. Mnesarete pochyliła głowę i przyjmowała go w sobie z coraz głośniejszymi jękami. Te wkrótce zmieniły się w ciche krzyki, a potem nic już się nie liczyło, nic nie było ważne. Krzyczała z przyjemności, nie bacząc na to, czy usłyszy ją ich gospodarz, czy też mieszkańcy okolicznych domów. Rozkosz wciąż płonęła w ciele dziewczyny, gdy Macedończyk wysunął z niej swojego penisa i z głośnym jękiem spełnienia wytrysnął na jej pośladki i plecy.

Odpoczywała, leżąc w bezruchu, wciąż czując w sobie gwałtowne pchnięcia, w których lubował się jej kochanek. Zdawało jej się, że minęło ledwie kilka chwil, gdy poczuła na sobie dłonie Gelona. Znów ją obrócił, tym razem na plecy, a potem wsunął się na nią. Uniosła się na łokciach i zobaczyła, jak dłonią nakierowuje na nią swojego penisa. Nie próbowała go powstrzymać. Jej wyprawa na targ nie mogła przecież trwać wiecznie. Mieli stanowczo zbyt mało czasu, by marnotrawić go na cokolwiek innego.

Tym razem, penetrując ją, sprawił Mnesarete trochę bólu. Jej pochwa była już obtarta po poprzednim stosunku, zaś Gelon i tym razem nie zamierzał postąpić z nią delikatniej. Mnesarete jednak lubiła ból. Zamknęła oczy i przyjmowała go w sobie, czując, jak jej piersi drżą przy każdym głębokim pchnięciu. Jeśli przez moment poczuła żal z powodu tego, że nie jest Kassandrem, prędko puściła to w niepamięć. Mocno przycisnęła uda do bioder Macedończyka i oddała mu się w pełni.

Zaspokoiwszy już dwukrotnie żądzę, Gelon mógł teraz długo rozkoszować się swoją kochanką. Jego członek wypełniał ciasną szparkę po brzegi, a gdy wysuwał się nieco przed kolejnym pchnięciem, lśnił od wilgoci. Mnesarete zaciskała palce na kocu. Jej wargi drżały, więc co chwila zwilżała je językiem. Przyglądała się twarzy tego niezmordowanego mężczyzny. Silnie zarysowana szczęka. Głęboko osadzone, przeszywające ją spojrzeniem oczy. Orli nos i zmysłowe wargi.

Gelon uniósł jedną rękę i położył ją na piersi Mnesarete. Poczuła zaciskające się na niej palce. Przymknęła powieki, a spomiędzy jej warg dobył się przeciągły jęk. W tej chwili nie czuła wyrzutów sumienia, strachu ani nawet niepokoju. Wszystko, co znajdowało się poza obrębem owej lichej izby było nieistotne, mogłoby nie istnieć. Liczyła się tylko rosnąca w jej podbrzuszu przyjemność i przyciskający ją do łóżka śmiały i stanowczy mężczyzna… Dziewczyna z Argos wyprężyła się. Dreszcz oszałamiającej rozkoszy na wskroś przeszył jej ciało. Tym razem nie krzyczała. Była na to zbyt wyczerpana. Drżała tylko, zaś Gelon wciąż wbijał się w nią mocarnymi pchnięciami. W końcu i on odnalazł swe spełnienie. Pospiesznie wysunął się z pochwy Mnesarete i spuścił się na jej brzuch. Nasienia nie było już zbyt wiele. Wypełniło jednak jej pępek i leniwą strużką spłynęło między uda.

W rogu pokoju gospodarz zostawił misę z wodą. Gdy Gelon zsunął się z dziewczyny, ta wstała i chwiejnym krokiem podeszła do naczynia. Kucnęła przy nim, zwrócona plecami do Macedończyka i zaczęła się powoli myć. Woda była przyjemnie chłodna. I łaskawa. Zmywała z jasnej skóry Mnesarete ślady zbrodni, której dopuszczała się przez ostatnie godziny.

Gelon również podniósł się z siennika i zaczął ubierać. Mnesarete nie odwróciła głowy, lecz słyszała, jak oficer zapina pas z mieczem. Od chwili, gdy weszli do izby, nie zamienili ani słowa, jakby nie istniało nic prócz żądzy, domagającej się zaspokojenia. A teraz, gdy ogień się wypalił, pozostała tylko pustka. Uświadomiła sobie, że nie ma swemu kochankowi nic do powiedzenia.

On jednak przerwał milczenie:

– Liczę na to, że wkrótce znów udasz się na targowisko.

Jego ton był pełen bezczelności, lecz Mnesarete wychwyciła w nim przede wszystkim nutę triumfu. Gelon był zadowolony ze swej zdobyczy. I nie miał zamiaru poprzestać na jednym zwycięstwie.

Dziewczyna wstała i podeszła do swej porzuconej na podłodze sukni. Krople wody lśniły na jej brzuchu, gładkim łonie i pośladkach.

– Jeśli on się dowie, zabije nas. Obydwoje – miała nadzieję, że to ostudzi zapał Gelona.

– Więc się nie dowie – oficer chwycił ją za ramię i nie pozwolił schylić się po odzienie. – Nie ubieraj się jeszcze, Mnesarete. Chcę nasycić oczy twą nagością.

Nie próbowała nawet wyswobodzić ręki. Jego żelazny uścisk nie dawał na to żadnych szans. Stała w bezruchu, czując, jak jego zachłanne spojrzenie przesuwa się po jej ciele. Teraz nie sprawiało jej to najmniejszej przyjemności.

– Wkrótce znów będę cię miał – Macedończyk uśmiechnął się z niezachwianą pewnością siebie. Mnesarete czuła narastający niepokój. – A jeśli on stanie mi na drodze, przekonamy się, którego z nas bardziej kochają bogowie…

– Nie mów tak, nie wolno ci… – nie dokończyła, bo palce jego drugiej dłoni zacisnęły się na jej szyi. Dalsze słowa ugrzęzły jej w gardle.

– A ty nie waż się mi rozkazywać – rzucił chłodno, obserwując, jak Mnesarete walczy o oddech. Zacisnął palce mocniej. Rozpaczliwie sięgnęła wolną ręką ku jego nadgarstkowi. Była jednak zbyt słaba, by zmusić go do rozluźnienia uchwytu. Uczynił to dopiero wtedy, gdy dziewczynie zaczęło już ciemnieć przed oczami. Puścił również jej ramię. Osunęła się na kolana i zaniosła kaszlem.

Stał nad nią, czekając, aż odzyska oddech.

– Odziej się, Mnesarete – rzekł, jakby nic się przed chwilą nie wydarzyło. – Musimy wrócić do willi przed zmierzchem.

* * *

Choć Dionizjusz wciąż miał żal do Kassandra o zaaranżowanie romansu jego syna z Hiperejdesem, był zbyt przebiegłym politykiem, by okazywać Macedończykowi swą urazę. Co więcej, uznał, że ich stosunki wymagają naprawy po niedawnej kłótni. Był świadom faktu, że jako polityk stronnictwa proaleksandryjskiego w Atenach, musi dbać o dobre relacje z ludźmi takimi jak macedoński wódz. Dlatego też sam zaproponował, że zorganizuje dla Kassandra pożegnalny sympozjon przed jego wyprawą do Azji. Zajęty ostatnimi przygotowaniami do drogi oraz igraszkami z Fryne, Kassander zgodził się na to skwapliwie.

Dionizjusz nie szczędził na ten cel wysiłków ani złota (które pochodziło z macedońskich łapówek, wręczanych mu jeszcze za czasów króla Filipa). Wystawna uczta miała nie tylko zyskać mu ponownie przychylność Kassandra, ale i pokazać Atenom, kto najlepiej dba o interesy polis. Niektórzy obywatele wciąż słuchali jątrzycieli takich jak Demostenes, którzy dla hasła wolności gotowi byli utopić miasto we krwi. Ludzie ci nazywali Dionizjusza defetystą, kolaborantem, a czasem nawet zdrajcą. Nie pojmowali, że stare swobody należały już do przeszłości. Przyszłość najwspanialszej metropolii Hellady zależała od tego, jak ułoży sobie ona stosunki z macedońskim tytanem.

Tej nocy Dionizjusz pokaże im, jak obłaskawia się tytana.

Lista zaproszonych była, jak na sympozjon, dość długa. Prócz Kassandra przybyć mieli jego oficerowie: kawalerzysta Polidames, Trak Jazon, falangita Menelaos. Ze strony ateńskiej: promacedoński strateg Fokion, archont Arystofanes, pankrationista Dioksippos, a także filozof z Likejonu, Arystoteles. Ten ostatni na prośbę Demetriusza, który również miał wziąć udział w uczcie. Dionizjusz wystosował także zaproszenia do najwspanialszych ateńskich heter, by swą obecnością upiększyły wieczór – do Lamii, Neiry, Isthnias, a także – co oczywiste – do Fryne. Zatrudnił też w charakterze służących i flecistek kilka pornai z Cynobrowego Domu, wiedział bowiem, że Kassander chętnie bywał w tym wykwintnym burdelu.

Gdy nadszedł dawno wyczekiwany wieczór, dom Dionizjusza mienił się feerią barw – udekorowany girlandami jesiennych kwiatów. Otaczający willę ogród rozświetlony został licznymi pochodniami, trzymanymi w rękach przez krzepkich niewolników. Dionizjusz odesłał swą żonę do gynajkejonu, komnaty niewiast – nie godziło się bowiem, by miała być wystawiona na widok obcych mężczyzn. Sam zaś przywdział pyszny, purpurowy chiton ze złotą lamówką, skropił się perfumami i stanął na progu domu, gdzie wraz ze swym synem i heterą Neirą, która miała mu towarzyszyć podczas tego sympozjonu, czekał na pierwszych gości.

* * *

Tej nocy wszystko było doskonałe. Wino słodkie i mocne. Jadło smaczne i różnorodne. Muzyka płynąca z fletów – czysta, melodyjna i rozkoszna dla uszu. Niewiasty – w pełnym rozkwicie swej urody.

Kassander jadł ze smakiem, popijając kolejne dania niemal nierozcieńczonym winem. Leżąca na jego łożu, wtulona plecami w tors Macedończyka Fryne kosztowała drobnych kęsów każdej z potraw, piła zaś chłodną, źródlaną wodę. Porzuciła za to słynną niegdyś skromność w ubiorze. Na sympozjon przywdziała pyszny peplos ze szkarłatnego jedwabiu, którego hojny dekolt ukazywał sporą połać jej piersi, a rozcięcie z boku odsłaniało długą i bardzo zgrabną nogę. W utrefione włosy wplotła czerwone i złote wstążki, a w uszach miała złote kolczyki z rubinami – najnowszy dar od jej kochanka. Gdy Kassander nie sięgał akurat po puchar z winem, jego dłoń spoczywała na jędrnym, ciepłym udzie Tespijki.

Inne hetery próbowały konkurować z Fryne urodą i strojem. Niektóre posunęły się wręcz do tego, że przybyły w półprzezroczystych sukniach, jak zwykły czynić wulgarne pornai. Nic im to jednak nie pomogło – przy Tespijce były jak płomyki świec przy słońcu. Nawet towarzyszka gospodarza, czarnowłosa i ciemnooka piękność rodem z Azji Mniejszej, musiała uznać wyższość swej rywalki. Tej nocy nikt nie mógł równać się z Fryne.

Goście Dionizjusza wypełnili jego salę biesiadną gwarem rozmów i wesołym śmiechem. Kielichy uderzały o siebie, a wino strzelało w górę. Wielki puchar krążył po sali, a biesiadnicy spełniali kolejne toasty. Pierwszy – za Kassandra i powodzenie jego azjatyckiej wyprawy – wzniósł gospodarz. Następny – za Fryne, najjaśniejszą z ateńskich gwiazd – wygłosił sam Kassander. Niewolnice krążyły po sali w krótkich tunikach, napełniając szybko opróżniane naczynia winem. Polidames obmacywał dziewczęta bez najmniejszego śladu wstydu czy zażenowania. Żadna z nich nie próbowała uciec przed jego lepkimi dłońmi – w Cynobrowym Domu oduczono je stawiania mężczyznom jakiegokolwiek oporu.

Najpierw rozmawiano długo o wojnie. Król Aleksander był już wprawdzie w Babilonii i wieści o jego postępach dochodziły do Aten z dużym opóźnieniem. Ale i na podbitych już obszarach wciąż tlił się ogień perskiego oporu. W Wielkiej Frygii trwała wojna podjazdowa tamtejszej ludności przeciw macedońskiemu zarządcy, Antygonowi Jednookiemu. Na morzu wciąż operowały ostatnie eskadry achemenidzkiej floty, napadając na greckie statki i utrzymując się z handlu niewolnikami. Zarówno frygijscy buntownicy, jak i perscy korsarze, znajdowali oparcie w nieujarzmionych wciąż satrapiach Pontu i Paflagonii. Wyglądało na to, że korpus Kassandra czeka niełatwa przeprawa przez Azję Mniejszą.

Na prośbę znudzonych już nieco kobiet rozmowa zeszła na inne tematy. Obdarzona włosami w kolorze ognia hetera Isthnias, młoda i pewna siebie, spytała archonta o jego śledztwo w sprawie Ajgistosa. Bezczelnie zerkając na Fryne, wyraziła nadzieję, że jego mordercy zostaną wkrótce ujęci i przykładnie ukarani. Kassander uśmiechnął się do rudej dziewczyny i w pełni się z nią zgodził. Od siebie poprosił też archonta, by nie miał litości dla winnych. Trak Jazon utopił swą wesołość w kielichu wina, ale jego kochanek Herakliusz, który towarzyszył mu na sympozjonie, wyszczerzył zęby jak idiota. Kassander spiorunował go wzrokiem i młodzieniec natychmiast spoważniał.

– Bogowie nienawidzą zabójców – burknął, chcąc zatrzeć swą poprzednią nieostrożność.

Fryne spytała Arystotelesa o zwierzęta występujące w Azji. Filozof długo wzbraniał się przed odpowiedzią, tłumacząc, że to jego zastępca na stanowisku kierownika Likejonu, Teofrast, zajmuje się zoologią. W końcu jednak, mile połechtany prośbami ze strony Tespijki, Herakliusza i Dioksipposa, dał się przekonać. Zastrzegł, że jego wiedza jest dalece niekompletna, a potem zaczął snuć opowieść. Zgromadzeni słuchali jak oczarowani o kaukaskich tygrysach, syryjskich lampartach, jadowitych żmijach z Persji, a także o niezwykłych, dwugarbnych wierzchowcach pochodzących z odległej Arabii. Stagiryta wspomniał też o magicznych kotach żyjących w Egipcie, centaurach ze stepów nad morzem pontyjskim, a także o wielkich, szarych bestiach z długimi trąbami i kłami dłuższymi niż te należące do dzików. Kassander nie wierzył w połowę rzeczy, o których opowiadał filozof, a z lekko ironicznego uśmieszku Stagiryty wnioskował, że i on w nie nie wierzy. Było to jednak tak pasjonujące, że przez dłuższą chwilę gwar w komnacie ucichł, a wszyscy słuchali tylko jednego głosu.

– Zazdroszczę ci, Kassandrze, że ujrzysz wszystkie te wspaniałości – odezwał się w końcu Demetriusz z Faleronu. Oczy młodzieńca płonęły podnieceniem. Najwyraźniej uwierzył we wszystko, co usłyszał. Macedończyk nie chciał burzyć jego wyobrażeń.

– My też ci zazdrościmy – w imieniu heter rzekła Neira, pełniąca dziś zaszczytną funkcję pani domu. Wtulała się pośladkami w biodra Dionizjusza, który popijał wino z kielicha. – Gdy już wrócisz ze Wschodu, musisz koniecznie wszystko nam opisać!

– Sądzę, że będę mogła do opowieści Kassandra dodać własne – oznajmiła Fryne, spoglądając w ciemne oczy Neiry – bo za kilka dni ja również opuszczam Ateny.

Wyznanie Tespijki zrobiło spore wrażenie na gościach. Rzadko zdarzało się, by mieszkanka Aten, nawet jeśli była heterą, oddalała się od miasta dalej niż do Eleusis. Najwyraźniej jednak Fryne miała na myśli znacznie dalszą podróż.

– Dokąd się udasz? – spytał równie zaskoczony jak pozostali Kassander. Myślał już, że Fryne całkiem zignorowała jego radę, by na jakiś czas wyjechała z miasta.

– Na początek do Koryntu – odparła jego kochanka. – Mam tam przyjaciółkę, Aspazję. Zdaję się, że ją poznałeś, mój drogi. Skorzystam z jej zaproszenia i zatrzymam się na jakiś czas w jej willi. A później? Sama jeszcze nie wiem. Może wyruszę do kolonii greckich na Zachodzie. Ponoć Syrakuzy są idealnym miastem dla hetery. Równie hedonistyczne jak Korynt i równie wielkie jak Ateny. Rozważam również Tarent. To wielka i bogata polis, której mieszkańcy gustują w zmysłowych rozkoszach. Aż dziw, że przed wiekami założyli ją Spartanie.

– To dobry wybór – pochwalił Kassander. – Z pewnością w żadnym z tych miejsc nie zabraknie ci adoratorów.

A poza tym obydwa miasta leżą daleko od Aten, dodał w myślach. Po raz kolejny uświadomił sobie, że inteligencja Fryne dorównuje jej urodzie.

Żałował, że nie może zabrać Fryne ze sobą do Azji. Miał jednak świadomość, że jest to niemożliwe. Wojskowy obóz to nie miejsce dla hetery nawykłej do wszelkich luksusów, licznej służby, łaźni i pachnideł… Poza tym pozostawała jeszcze Mnesarete. Jego wierna i lojalna, gotowa na wszystko nałożnica. To prawda, że ostatnimi czasy nieco ją zaniedbał. Podczas rejsu do Azji i jeszcze później przyjdzie pora, by jej to wynagrodzić. Obecność Fryne stanowiłaby dla Mnesarete policzek, którego nie pragnął wymierzać. Dlatego też nazajutrz, w porcie Pireusu, zobaczy Fryne po raz ostatni. A dziś w nocy nastąpi ich pożegnanie. Takie, na jakie zasługują. Takie, jakim być powinno.

* * *

Około północy goście Dionizjusza zaczęli się rozchodzić. Niektórzy, jak sędziwy Fokion i Arystoteles, udawali się do własnych domów, inni, jak Polidames czy Menelaos, postanowili nadal korzystać z gościnności Ateńczyka i spędzić noc w jego willi – mając przy boku wynajęte przed niego pornai. Gdy większość biesiadników żegnała się z Fokionem, Arystoteles odszedł z Kassandrem nieco na bok.

– A więc jutro wypływasz w morze – rzekł filozof. – Chciałbym cię prosić o dwie przysługi. Po pierwsze, przekaż królowi Aleksandrowi moje pozdrowienia. Jak wiesz, był kiedyś moim uczniem, kto wie, czy nie najzdolniejszym ze wszystkich. I choć boleję nad tym, że okoliczności zmusiły go do zajęcia się wojną, a nie filozofią, zawsze ciepło myślę o tym rumianym urwisie…

– Urwis dorósł – odpowiedział Macedończyk – ale oczywiście powtórzę mu twe słowa. A jaka jest druga przysługa?

– Napisz do mnie, gdy w końcu go spotkasz. Chciałbym dowiedzieć się, jaki użytek robi z moich nauk. Czy wciąż doskonali się w cnocie, czy też triumfy i królewska chwała nie wbiły go w nadmierną dumę. Pycha to grzech, którego najbardziej nienawidzą bogowie. Wyznam ci, Kassandrze, że czasem lękam się o swego ucznia.

– Postaram się rozproszyć twe obawy, Arystotelesie.

– Postaraj się wiernie oddać rzeczywistość, Kassandrze. Nie spiesz się z listem do mnie. Bądź cierpliwy i obserwuj. Dopiero, gdy wyrobisz sobie zdanie, chwyć za glinianą tabliczkę i rylec.

– Tak uczynię. Bywaj, przyjacielu.

– Bywaj… Przyjdę jutro do portu z uczniami, lecz spodziewam się, że będziesz miał zbyt wiele na głowie, byśmy znów mogli się rozmówić.

Macedoński wódz i myśliciel z chalkidyckiej Stagiry uścisnęli sobie prawice. A potem Arystoteles odwrócił się i wyszedł w asyście dwóch niewolników Dionizjusza, którzy mieli go strzec w drodze do domu.

Gdy Kassander wracał na salę biesiadną, zbliżył się do niego Demetriusz z Faleronu. W białej tunice z purpurową lamówką wyglądał bardzo godnie, zaś ślady po laniu, jakie otrzymał od ojca, całkiem już zniknęły.

– Chciałbym ci podziękować, Kassandrze – rzekł – za czas, który mi poświęciłeś, choć sam byłeś w Atenach bardzo zajęty. Za lekcje fechtunku i rady, które mi dałeś. Za wspólne wyprawy do Cynobrowego Domu, gdzie dzięki tobie stałem się mężczyzną. Za poznanie z Hiperejdesem, nawet jeśli potem przyszło mi za to zapłacić… To fascynujący człowiek, pomimo całej swej rezygnacji i całego zgorzknienia.

– Zapłaciłeś cenę za tę znajomość. Czy twój ojciec już ci wybaczył?

– Czasem jeszcze o tym wspomina – Demetriusz wzruszył obojętnie ramionami – ale nieczęsto. Teraz mam pobierać nauki od Fokiona. Ojciec mówi, że to mądry i stateczny polityk, a do tego dość stary, by nie pokusić się na wdzięki efeba…

– I zapewne ma rację. Wiem, że król Filip bardzo cenił Fokiona. – Kassander coś sobie przypomniał: – Nim odpłynę do Azji, chciałbym dać ci prezent, Demetriuszu. Czy pamiętasz tę iliryjską niewolnicę, z którą sypiałeś w moim domu?

– Oczywiście, że pamiętam Raisę.

Macedończyk uśmiechnął się, widząc, jak zmieniła się twarz młodzieńca.

– Za kilka lat nie będzie ci się chciało zapamiętywać ich imion. Ale skoro dziś nalegasz – tak, chodzi o Raisę. Pragnę ci ją podarować. Czy ją przyjmiesz?

Demetriusz przez chwilę wpatrywał mu się w oczy, niezdolny do wypowiedzenia chociaż słowa.

– Odniosłem wrażenie, że przypadła ci do gustu – ciągnął Macedończyk. – Naturalnie, jeśli jej nie chcesz, każę sprzedać ją na targu.

– Nie trzeba! – niemal krzyknął młodzieniec – Oczywiście, że ją przyjmę! Chciałem ją od ciebie kupić, ale nie wiedziałem, czy ojciec pozwoli…

– Jutro z samego rana zostanie do ciebie przyprowadzona. Na okręcie mojej Mnesarete będzie musiała wystarczyć jedna służąca. Wynagrodzę jej to, gdy dotrzemy do Efezu.

– Dziękuję ci raz jeszcze, Kassandrze…

Radość w jego oczach potwierdziła przypuszczenia Kassandra. Chłopiec zadurzył się w jego niewolnicy. Cóż, teraz będzie mógł się nią raczyć do woli. Raisa nie dorównywała umiejętnościami ladacznicom z Cynobrowego Domu, lecz z pewnością Demetriusz otrzyma od niej znacznie więcej ciepła i czułości. A tego chyba potrzebował najbardziej ten w gruncie rzeczy bardzo samotny młodzieniec.

* * *

Gdy sympozjon wreszcie dobiegł kresu, a goście udali się do osobnych komnat w towarzystwie niewolnic i heter, Kassander pożegnał się z Dionizjuszem mocnym uściśnięciem dłoni. Fryne pocałowała Neirę w uszminkowane na karminowo usta. A potem macedoński wódz i tespijska nierządnica mogli już poświęcić się tylko sobie. Nie zatrzymywali się na noc w domu Dionizjusza. Nie chcieli, by ich pożegnanie zakłócały odgłosy zabawy dobiegające z innych pokoi. To miało być tylko ich święto, intymne i z nikim nie dzielone.

Fryne wróciła do swojej willi w lektyce niesionej przez nubijskich tragarzy, Kassander pokonał tę samą drogę na grzbiecie wiernego Charona. Noc była chłodna, a porywisty wiatr szarpał połami jego wełnianego płaszcza. Spiął zatem konia i puścił się kłusem przez ulice pogrążonych we śnie Aten. Dotarł do posiadłości Tespijki na długo przed nią. Pouczeni przez nią służący wpuścili go bez słowa protestu. Wyrwane ze snu niewolnice były nieco oszołomione, ale Macedończyk szybko je zdyscyplinował nawykłym do wydawania rozkazów głosem. Gdy Fryne stanęła wreszcie w przedpokoju swego domu, gorąca kąpiel już na nią czekała.

Rozebrali się oboje i weszli do parującej balii ustawionej na środku sypialni. Fryne usiadła naprzeciwko Kassandra, ich nogi splotły się pod wodą. Niewolnice rozstawiły w komnacie kilka tuzinów świec, a potem dyskretnie wyszły. Kochankowie spoglądali na siebie, skąpani w migotliwym blasku.

– Rozkosznie gorąca – jęknęła hetera, zamykając oczy i odchylając głowę do tyłu.

– Wypędzi z naszych ciał chłód – Kassander nie miał zamiaru zamykać oczu. Za bardzo podobał mu się widok wypiętych ku niemu piersi Tespijki. Jej biust był idealnie okrągły, dumne półkule wieńczyły różowe sutki o sporych obwódkach. Kołysały się przy każdym ruchu hetery – sprężyste i jędrne, zapraszające do tego, by ująć je w dłonie.

Kassander był pewien, że Fryne czuje na sobie jego wzrok. Nadal jednak prezentowała mu swe wdzięki, sprawiając, że jego członek prężył się niczym żołnierz na porannej musztrze.

– Będziesz za mną tęsknił, Kassandrze? – Tespijka otworzyła oczy i spojrzała na niego. Oczywiście nie speszył jej fakt, że Macedończyk gapił się skwapliwie na jej biust. Wręcz przeciwnie, wypięła go jeszcze mocniej naprzód. Przełknął z trudem ślinę.

– Co noc – odparł zgodnie z prawdą.

– A dochowasz mi wierności? – spytała, unosząc ramiona i przeciągając się rozkosznie.

– W żadnym razie – uśmiechnął się ze smutkiem.

– To dobrze, bo i ja nie mogę ci tego obiecać. Nigdy zaś nie chciałabym złamać przysięgi danej tobie.

Milczeli przez dłuższy czas, wpatrzeni w siebie nawzajem. Fryne uniosła nogę, tak że jej kolano wysunęło się nad linię wody. Kassander poczuł palce jej stopy, przesuwające się w dół po jego brzuchu. Gdy skierowała stopę niżej, poczuła jego erekcję. Członek Macedończyka był już twardy jak kamień.

– Nasza ostatnia noc – jej słowa były niewiele głośniejsze od szeptu. – Nie zmarnujmy jej.

Nim zdążył zareagować, Fryne podniosła się i przysunęła do niego. Usiadła mu okrakiem na kolanach, tak że jego twardy członek ocierał się o jej gładkie łono. Krągłe piersi hetery przycisnęły się do torsu Macedończyka. Nieco wzburzonej jej nagłym ruchem wody przelało się przez krawędź wanny, prosto na pyszne dywany, którymi wyłożono podłogę. Tespijka nie przejęła się tym jednak. Zarzuciła ramiona na szyję Kassandra. On uniósł ręce i chwycił ją za biodra. Pochyliła ku niemu głowę. Ich usta złączyły się w długim i namiętnym pocałunku.

Tulili się do siebie, całując zapamiętale. Złączone ze sobą języki pląsały w gorączkowym tańcu, a ocierające się ciała jeszcze podsycały palące ich pożądanie. Kassander zsunął jedną rękę niżej, pod wodę. Ścisnął w dłoni pośladek Fryne. Ta jęknęła z przyjemności i odchyliła do tyłu głowę. Macedończyk wykorzystał to i przywarł ustami do jej dekoltu. Uwielbiał całować ją w tym miejscu, a potem schodzić coraz niżej, w zagłębienie pomiędzy piersiami. Skóra hetery była gładka jak najprzedniejszy jedwab. Przesuwające się po niej usta mężczyzny zostawiały za sobą wilgotny ślad.

Tespijka objęła jego biodra nogami. Kassander podniósł się z wody i uklęknął, unosząc wtuloną w niego Fryne, jakby ta nic nie ważyła. Jedną dłonią podtrzymywał ją za pupę, drugą wsparł o brzeg balii. Hetera przywarła do niego mocniej, zaplotła ręce wokół szyi Macedończyka. Jego penis ocierał się o jej szparkę, która ociekała teraz wodą i miłosnymi sokami.

– Chcesz tego? – spytał. Rzadko zdarzało mu się pytać o to kobietę.

– Wiesz, że tak – odparła. Rzadko zdarzało jej się, żeby ktoś na tym etapie był ciekaw jej zgody. Zaczęła się opuszczać na niego powoli, nieco rozluźniając uścisk swych ud. Czuła, jak żołądź toruje sobie drogę między jej dolnymi wargami, jak powoli wypełnia ją po brzegi, coraz głębiej i głębiej. Przymknęła oczy, rozkoszując się wrażeniem. Po raz pierwszy kochali się powoli i bez gwałtowności. Już niemal zapomniała, jakie to przyjemne.

Kassander czuł, jak jego penis wsuwa się stopniowo w wilgotną pochwę Fryne. Otulała go swą kobiecością, zwielokrotniając doznania umiejętnymi skurczami mięśni. Nie doznał czegoś takiego od czasów, gdy spędzał noce z Aspazją, pierwszą heterą Koryntu. Teraz jednak wcale o niej nie myślał. Liczyła się tylko Fryne, tu i teraz, drżąca i podniecona, wsparta na jego ramionach i biodrach. Tak bardzo otwarta i wrażliwa. Tak delikatna i w jakiś tajemny sposób niewinna, choć przecież miało ją przedtem stu mężów.

Tespijka uniosła się nieco, a potem opadła, pozwalając, by wszedł w nią do końca. Jęknęła głośno, nabita na jego pulsującą męskość. Kassander zaczął poruszać biodrami. Zapanował nad swoją żądzą na tyle, by nie penetrować jej brutalnie i szybko, jak miał to w zwyczaju. Jego pchnięcia były niespieszne, choć głębokie. Raczył się swą kochanką powoli, smakując każde wrażenie, które mu dawała. Rozkoszował się jędrnością wtulonego w jego tors biustu, miękką krągłością jej pupy, słodyczą delikatnie tylko uszminkowanych ust.

Pozycja, w której uprawiali miłość, była na dłuższą metę wyczerpująca dla obojga. Choć Kassander wydawał się niezmordowany, unosząc na sobie Fryne i penetrując ją ruchami bioder, hetera wiedziała, że w ten sposób wkrótce opadną z sił. Czekała ich długa noc i forsowanie się na samym jej początku nie miało sensu. Dlatego też nachyliła się do ucha Macedończyka i szeptem zaproponowała zmianę. Skinął głową i uśmiechnął się.

Fryne uniosła się, tak że penis Kassandra całkiem opuścił jej gościnne wnętrze. Doznała wtedy wrażenia nieprzyjemnej pustki. Pragnąc jak najprędzej położyć mu kres, zsunęła się z bioder swego kochanka, obróciła w balii i oparła brzuchem o jej brzeg, tak że jej piersi kołysały się już nad podłogą. Klęcząc, wypięła swe pośladki w stronę Macedończyka. Ten nie kazał jej długo czekać. Szybko zajął miejsce tuż za jej plecami, chwycił za pośladek, a drugą dłonią naprowadził męskość na jej szparkę. Westchnęła głośno, gdy znów ją posiadł. Zacisnęła palce na obrzeżu balii i pochyliła głowę, w pełni mu się oddając. Jego pchnięcia stały się teraz mocniejsze, bardziej stanowcze, choć wciąż nie był jeszcze gwałtowny. Jądra mężczyzny uderzały teraz o jej podbrzusze, a jego ręce przesunęły się na jej piersi. Ujął je zdecydowanie i zaczął miętosić w palcach, napawając się ich jędrnością. Sutki Tespijki były twarde jak małe kamyczki i bardzo już wrażliwe. Jęczała cicho za każdym razem, gdy je podrażniał.

Kassander spoglądał na plecy i ramiona hetery, na które spływały jej rozpuszczone, złociste włosy. Jego spojrzenie uporczywie schodziło jednak niżej – na jej wspaniałe pośladki. Przyglądał się, jak drżą przy mocniejszych pchnięciach, jasne i pełne wdzięku, tak kształtne, jakby wyszły spod dłuta natchnionego rzeźbiarza. Jego członek pulsował głęboko w pochwie Tespijki, stymulowany jeszcze jej skurczami. Czując, że zbliża się moment ekstazy, przyspieszył swe ruchy. Fryne wyszła mu na spotkanie. Teraz odpowiadała na każdy jego sztych, odpychając się od brzegu balii i dociskając pośladki do jego podbrzusza – zwielokrotniając tym samym intensywność ich zbliżenia.

Ich coraz bardziej gorączkowe ruchy sprawiły, że wzburzona woda co rusz przelewała się przez brzeg balii, ochlapując perskie dywany. Kassander pochylił się do przodu i przywarł ustami do szyi Fryne. Ona przechyliła głowę w bok, udostępniając mu więcej miejsca na pocałunki, liźnięcia, miłosne ukąszenia. Jej piersi wypełniały jego dłonie, a szparka otulała męskość. Oboje czuli, że wspinają się na sam szczyt rozkoszy, że są już bardzo blisko…

Aż w końcu doszli – mocno, intensywnie, razem. Kassander wyprężył się, a jego ciałem wstrząsnął dreszcz orgazmu. W tej samej chwili podobny skurcz przeszył ciało Fryne. Jej szparka zacisnęła się na nim ciasno. Hetera drżała, krzycząc z rozkoszy, nie starając się tłumić tego, co czuła. Macedończyk również się nie hamował. Jego wytrysk był bardzo obfity, prędko wypełnił pochwę Tespijki po brzegi. Nadmiar spermy ściekał leniwymi strumyczkami po jej udach. Nawet nie przyszło jej do głowy, żeby prosić go, by skończył na zewnątrz.

Osunęli się na dno balii, tak że ich biodra znalazły się poniżej linii wody. Choć zaspokoił swą żądzę, Kassander wciąż nie opuszczał gościnnego miejsca pomiędzy udami hetery. Wsparła się plecami o jego tors, sięgnęła ręką za siebie, przeczesała palcami jego wilgotne włosy. On nadal bawił się jej biustem, delikatniej już i spokojniej. Tak oto, zespoleni w jedność, odpoczywali po dopiero co przeżytej ekstazie. Przyjemność dogasała powoli w ich lędźwiach, lecz wciąż żarzyły się jej pojedyncze węgielki. Oboje wiedzieli, że wkrótce znowu rozpalą z nich jasny płomień.

I właśnie wtedy Macedończyk doznał dziwnego i nieznanego mu przedtem uczucia. Wbrew wszelkiej rozumności i rozsądkowi zapragnął, by ta chwila rozciągnęła się na całą wieczność. Osiągnął bowiem coś więcej niż tylko seksualne spełnienie, zaspokojenie żądzy, które nigdy nie starczało na długo. Osiągnął szczęście. Z tą kobietą mógłbym spędzić życie, pomyślał, zaskakując samego siebie. On, który miał setki niewiast, od portowych dziwek po żony arystokratów, który już dawno nie potrafił spamiętać ich imion, który kochał się ze spartańską królową i z królową korynckich heter, nie chciał teraz żadnej innej kobiety prócz tej, którą właśnie trzymał w ramionach. I mógł dać głowę za to, że i ona – pierwsza spośród Atenek, najpiękniejszy kwiat wyrosły pod Słońcem Hellady – nie pragnie żadnego innego mężczyzny, choć przecież tylu ich poznała.

Razem stanowili jedność. Byli komplementarni, wzajemnie się uzupełniali. Kassander był pewien, że jeśli się rozstaną, już nigdy nie odzyska owego błogiego poczucia, że jest na swoim miejscu, z niewiastą, która odpowiadała na wszystkie jego potrzeby i dla której on był spełnieniem wszelkich pragnień. Nie mogę jej opuścić, pomyślał nagle. I nie zrobię tego. Do cholery z Antypatrem, Macedonią i królem Aleksandrem, który gdzieś w dalekiej Azji oczekuje na posiłki! Do cholery z nimi wszystkimi! Niech wielka historia toczy się dalej bez niego, dość już uczynił – w Koryncie, Sparcie i Atenach. A on, Kassander, ucieknie z Fryne, by gdzieś na obrzeżach mówiącego po grecku świata – w Syrakuzach, Massilii albo Emporionie – poszukać ich wspólnego szczęścia.

W następnej chwili przyszło opamiętanie. Zrozumiał, jak bardzo głupie były to myśli. Pochodziły jakby z innego świata. Świata, w którym mężczyźni i kobiety swobodnie dobierają się w pary, kierując się tylko miłością i za nic mając tradycję, obowiązek i ludzką zawiść. Świata, w którym nie ma wojny pożerającej mężów ani niechęci tłumu pochłaniającej niewiasty. Być może świat ten istniał gdzieś hen, ponad chmurami – zaludniali go jednak bogowie. Tutaj zaś, w krainie ludzi, panowały inne, twardsze prawa. Losem każdego rządził przymus i przypadek – dwie siły odbierające wszelkie pozory wolnej woli. Kassander i Fryne nie różnili się niczym od innych śmiertelników. Byli tylko liśćmi, ciskanymi przez zmienne wiatry. Ich szczęście polegało na tym, że przez chwilę mogli się zetknąć. Tylko tyle i aż tyle. Próba mocowania się z przemożnymi siłami rządzącymi losem człowieka musiały skończyć się tragedią.

Nigdzie nie uciekniemy, zrozumiał Kassander. Dla nas nie ma ucieczki. Wszystko potoczy się tak, jak zostało postanowione, gdzieś daleko poza nimi. On uda się do Azji, by wspomóc swego króla. Do Hellady powróci za wiele lat, o ile w obcej krainie nie dosięgnie go włócznia barbarzyńcy. Fryne pożegluje zaś na Sycylię lub do Italii. Będzie przyjmować wielbicieli, dopóki wiek oraz zniechęcenie nie odbiorą jej urody i wdzięku. I nigdy już nie znajdzie mężczyzny, który ujrzy w niej kogoś więcej niż tylko luksusową dziwkę.

Tespijka poruszyła się na jego kolanach. Uniosła się nieco, tak że jego miękki już członek opuścił jej pochwę. Obróciła się ku niemu w balii i przykucnęła blisko, przyglądając mu się uważnie.

– O czym myślisz, Kassandrze? – spytała.

– O niczym, Fryne. Naprawdę – posłał jej wymuszony uśmiech.

– Chodźmy do łóżka, kochany. Woda już całkiem letnia.

– Sam miałem to zaproponować…

* * *

Wczesnym rankiem, ledwie godzinę po wschodzie słońca, Kassander pożegnał Fryne czułym pocałunkiem i kilkoma wyszeptanymi słowami. W oczach hetery dostrzegł smutek i rezygnację. Nawet jeśli żywiła jakieś nadzieje i w duchu układała dla nich wspólne plany, teraz całkiem je odrzuciła. Podobnie jak on, Tespijka była realistką. I miała w sobie zbyt wiele dumy, by starać się go zatrzymać.

Ateński poranek przywitał go chłodem. Słońce skrywało się za chmurami w kolorze ołowiu. Miasto zdawało się szare i martwe, choć kupcy rozstawiali już kramy na agorze, zaś atleci rozpoczynali treningi w gimnazjonach. Gdy Kassander jechał w stronę Pireusu i swej nadmorskiej willi, mijali go pędem chłopcy na posyłki, marszem – scytyjscy strażnicy miejscy, zaś wdzięcznym krokiem – powracające z sympozjonów pornai.

* * *

Tego dnia zdawało się, że całe Ateny zeszły do Pireusu. Setki, tysiące, dziesiątki tysięcy gapiów zapełniały każdą wolną przestrzeń portu, tłoczyły się na nabrzeżu i molach, przepędzane stamtąd przez marynarzy i żołnierzy. Choć wiał porywisty wiatr, a słońce z rzadka tylko wychylało się zza chmur, tłum wcale nie zamierzał szukać schronienia przed chłodem. Wszyscy patrzyli tylko, złaknieni tego, co miało się wydarzyć. Ateńczycy nie widzieli nic podobnego od czasów tragicznej w skutkach Wyprawy Sycylijskiej, czyli od niemal wieku. Teraz nareszcie mogli nasycić swe oczy. Przez bramy w murze okalającym Pireus wlewała się rzeka ludzi, koni, brązu i żelaza.

Korpus ekspedycyjny generała Kassandra rozpoczął zaokrętowanie.

W porcie stało niemal sto pięćdziesiąt jednostek pływających. Smukłe okręty wojenne kołysały się na wodzie obok ogromnych transportowców. Ateńsko–macedońskiej flotylli towarzyszyć miały pękate statki kupieckie, wiozące żywność, obrok i wszelkie zaopatrzenie. A także dwa pływające burdele, na których znalazło się miejsce dla pięćdziesięciu ladacznic. Z pewnością nikt nie mógł odmówić ateńskim przedsiębiorcom pomysłowości i elastyczności.

Kassander w otoczeniu swych oficerów: Polidamesa, Jazona, Menealosa i Dioksipposa wszedł na pokład potężnego czterorzędowca „Cheronea”, pełniącego rolę okrętu flagowego jego floty. Macedończyk miał na sobie napierśnik z brązu, wypolerowany tak pieczołowicie, że można się w nim było niemal przejrzeć, hełm z czerwonym pióropuszem, czarny, wełniany płaszcz i nagolennice. Przy pasie przypięty miał swój wierny xiphos – ten sam, którym zakończył życie Ajgistosa.

Mnesarete została wprowadzona na pokład „Cheronei” o poranku, zanim tłumy gapiów zaczęły ściągać do portu. W przeciwieństwie do trójrzędowców, które nie posiadały oddzielnych kajut, na tym okręcie znajdowało się ich kilka. Oferowały one minimum wygody oraz intymności. Dziewczynie z Argos towarzyszyła jedna tylko niewolnica – Melisa, która miała zadbać o wszelkie potrzeby swej pani. Zgodnie z zapowiedzią Kassandra, Raisa została odeskortowana do willi Dionizjusza i podarowana jego synowi. Przy drzwiach kajuty Mnesarete stanął zaufany oficer, Gelon, który miał strzec nałożnicy swego dowódcy przed wścibstwem i niezdrowym zainteresowaniem ze strony marynarzy.

Generał stał na wysokiej rufie „Cheronei”, w milczeniu obserwując załadunek swojej armii. Tysiące mężczyzn wspinało się po trapach i wypełniało pokłady transportowców. Tłum na nabrzeżu żegnał ich gromkimi wiwatami i krzykiem życzył wojennego powodzenia. Choć między Atenami i Macedonią nie było miłości, to przecież obywatele miasta rozumieli, że owi żołnierze reprezentować będą siły hellenizmu w starciu z okrucieństwem i dzikością wschodniej barbarii. Entuzjazm gapiów wzrósł jeszcze, gdy w zasięgu wzroku pojawił się oddział Dioksipposa, złożony z rodowitych Ateńczyków. Przystojni młodzieńcy w pancerzach hoplitów pozdrawiali swych rodaków uniesionymi rękoma. Jakże różnili się od posępnych Traków, którzy przemaszerowali przez Pireus wkrótce za nimi! Na tych mieszkańcy polis spoglądali z mieszaniną lęku, niechęci i drwiny.

Kassander szukał w tłumie Fryne. Pozdrowił skinieniem głowy Dionizjusza, stojącego na honorowym miejscu obok archonta i strategów. Uśmiechnął się do jego syna, który podszedł niemal na koniec mola, przy którym zacumowano „Cheroneę”. Jeśli Ateńczycy naprawdę uwierzyli w romans Demetriusza z macedońskim generałem, to teraz mogli zinterpretować zachowanie młodzieńca jako ostateczny dowód na potwierdzenie wcześniejszych plotek. Na nabrzeżu stał również Arystoteles, otoczony wianuszkiem wiernych uczniów. Kassandrowi zdawało się, że ujrzał też wśród zebranych nieco dalej arystokratów twarz Hiperejdesa.

W końcu odnalazł spojrzeniem Tespijkę. Towarzyszyły jej najsłynniejsze hetery Aten. Niektóre z nich – Lamię, Myrrinę, Bakchis – miał okazję poznać bliżej podczas pierwszych tygodni spędzonych w mieście – nim Fryne pokonała wszystkie rywalki i zajęła ich miejsce u jego boku. Kurtyzany stały w grupie, otoczone przez rosłych niewolników stanowiących ich obstawę. Przywdziały na tę okazję pyszne suknie we wszystkich barwach tęczy. Bakchis wybrała zielone jedwabie, podkreślające kolor jej oczu. Myrrina przywdziała błękit, Neira – złoto. W ten jeden, świąteczny dzień nie nosiły woalek, jak przystało na ateńskie niewiasty. Dlatego też mógł wśród nich dostrzec Fryne. Gdyby jednak nawet przysłoniła twarz, rozpoznałby ją bez trudu – powróciła bowiem do swego dawnego zwyczaju ubierania się w sposób prosty i prowokująco niewinny. Jej peplos był śnieżnobiały, trzymał się na prawym ramieniu, lewe zaś pozostawiał odsłonięte. Jedyną biżuterią, jaką włożyła była bransoleta z białego złota, zapięta na lewym przedramieniu. Jeden z pierwszych darów, jakie otrzymała od Kassandra.

Choć oddzielało ich ponad ćwierć stadionu, ich spojrzenia spotkały się na długo, ponad tłumem i gwarem wypełnionego ludźmi portu. Patrzyli sobie w oczy, rozumiejąc, że najprawdopodobniej widzą się po raz ostatni. Rozdzielała ich wojna – choć to ona przecież wcześniej ich złączyła. Gdyby nie przygotowania do perskiej wyprawy, Kassander nie przybyłby zapewne do Aten, a o procesie Fryne dowiedział się jedynie z plotek, które już teraz krążyły po Helladzie, od Peloponezu po Macedonię. Łaskawi bogowie dali macedońskiemu dowódcy i tespijskiej nierządnicy kilka wspólnych, szczęśliwych chwil. Należało być wdzięcznym i za to, nawet gdy serce wypełniał ból rozstania.

Gdy ostatni żołnierz znalazł się na statku, na nabrzeże wyszli kapłani Posejdona, Ateny i Aresa. Każdy z nich pobłogosławił flotę, prosząc bogów o pomyślne wiatry dla okrętów, mądrość dla dowódców i waleczność dla żołnierzy. Kiedy rytuał dobiegł kresu, do Kassandra podeszli dwaj admirałowie: macedoński Filip i ateński Achillas.

– Jesteśmy gotowi, by podnieść kotwicę – rzekł Ateńczyk.

Kassander odwrócił spojrzenie od Fryne i zwrócił je na dowódców floty.

– Ruszajmy!

Rozkazy szybko podawano sobie z pokładu na pokład. Załogi rzuciły się do pracy. Okrętów było tak wiele, że musiały wychodzić z Pireusu w ściśle określonej kolejności. „Cheronea” jako jedna z pierwszych odbiła od mola, na wiosłach wypłynęła tyłem na środek portu i obróciła się w stronę jego wylotu. Kassander patrzył, jak kolejne trójrzędowce odrywają się od brzegu. Tłumy zlały się już w nierozpoznawalną masę, nie był w stanie rozpoznać pojedynczych postaci. Generał nie spoglądał ku miejscu, gdzie stały hetery. Czuł jednak wciąż na sobie spojrzenie Fryne.

Pchany setkami par ramion przy wiosłach czterorzędowiec „Cheronea” wypłynął na otwarte morze. Dopiero tutaj rozwinięto jego olbrzymi żagiel. Na czerwonym płótnie wymalowano złote słońce Macedonii o licznych promieniach. Z Pireusu wychodziły kolejne jednostki. Na pełnym morzu ustawiały się w szyk – transportowce zgromadziły się w jego centrum, a ze wszystkich stron otoczyły je okręty wojenne. Ateny oddalały się z każdą chwilą, malejąc w oczach. Kassander nie był już w stanie odróżnić poszczególnych budowli w porcie. Sprzyjający wiatr – bez wątpienia efekt błogosławieństwa kapłanów – wypełnił żagle i pognał flotę na wschód, ku celowi jej podróży.

* * *

Późnym popołudniem flotylla dotarła do przylądku Sunion. Na szczycie tego wysuniętego w morze kawałka skały dawni Grecy zbudowali świątynię Posejdona. Jej białe kolumny, wznoszące się kilkadziesiąt stóp nad linią morza, były ostatnim widokiem, jaki zapamiętywali opuszczający Helladę żeglarze. Dalej rozpościerał się morski przestwór, upstrzony tysiącami wysp, z których tylko niektóre były zamieszkane. A jeszcze dalej była już tylko Azja – ogromna, tajemnicza i groźna.

Kassander stał na wysokiej rufie „Cheronei”, oparty o reling. Wpatrywał się w świątynię, podziwiając jej usytuowanie i architektoniczną harmonię. W pewnej chwili dotarło do niego, że po raz pierwszy w życiu naprawdę opuszcza Helladę. Owszem, zdarzało mu się wcześniej przez kilka miesięcy wojować na ziemiach Traków, gdzie ludzie nie znali języka greckiego i oddawali cześć dziwnym, barbarzyńskim bogom. To było jednak coś zupełnie innego. Wyprawa, w którą właśnie wyruszał, miała go zaprowadzić na granice znanego świata – i poza nie. Wiele tysięcy stadionów poza obręb helleńskiego świata. Pod obce niebiosa i zwierzchność obcych bóstw.

Kto wie, może nie doświadczy wszystkich cudów Wschodu? Może zginie w pierwszej potyczce, od strzały wbitej w gardło lub pocisku z procy. Może nigdy nie ujrzy już jasnych, wypłowiałych od słońca brzegów Hellady? Być może gdzieś tam, w cudzoziemskich krajach, towarzysze broni rozsypią jego prochy.

Wrócę tutaj, pomyślał nagle z absolutną pewnością. Przed oczyma wyobraźni ujrzał zielone wzgórza Macedonii, wyniosłą bryłę Akrokoryntu, spaloną słońcem biel ateńskiej agory. Azja mnie nie pokona, rzekł sobie w duchu. Za rok, pięć albo dwadzieścia lat, moja stopa znów stanie na greckim brzegu. To jest moje miejsce – jedyne, którego pragnę, jedyne, za którym będę tęsknił.

– Wrócę tu – powiedział sam do siebie, spoglądając na oddalający się attycki brzeg.

Nie wiedział, jak bardzo się mylił. Kassander, macedoński generał, nisko urodzony chłopak z rynsztoków Ajgaj, który własną odwagą, sprytem i walecznością dosłużył się najwyższych zaszczytów, po raz pierwszy i ostatni w życiu opuszczał Helladę.

Nigdy już nie ujrzał jej ponownie.

W tym miejscu kończy się zasadniczy wątek Opowieści Helleńskiej. W ślad za Kassandrem i my opuścimy Helladę, by udać się do Azji i wyruszyć ku jej sercu. Dalsze przygody Macedończyka opowiedziane zostaną w cyklu: Perska Odyseja. Zanim jednak wylądujemy na przeciwległym brzegu Morza Egejskiego, zatrzymajmy się jeszcze na czas jakiś w Grecji. Kassander pozostawił bowiem za sobą wiele osób, którym warto – jak sądzę – bliżej się przyjrzeć. Kolejne części Opowieści Helleńskiej będą zatem poświęcone losom Beotki Tais i jej niewolnicy Chloe, złotowłosej Likajny i okrutnego Alkajosa. A także wielu innych kobiet i mężczyzn, których dzieje okażą się godne opisania.

Przejdź do kolejnego cyklu Opowieści Tais

Przejdź do dalszych przygód Kassandra Perska Odyseja: Prolog

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

I tak oto dobiega końca pierwsza z helleńskich opowieści mojego autorstwa. Mam nadzieję, że Czytelnicy, którzy dotarli aż tutaj, czują się usatysfakcjonowani i że sięgną również po kolejne opowieści! Które już wkrótce niechybnie się tu pojawią 🙂

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Zadziwiające, jak grafomańskie frazy gładko przemykają w dziele o zgrabnej całości i wcale nie powodują niesmaku. Prawdziwa względność słowa, zdania, akapitu, nawet całego epizodu – raz cię gryzie w język (albo celniej mówiąc, rani oczy), kiedy indziej jest wręcz idealnym dopełnieniem. Cholera. To zupełnie jak z dosmaczaniem potraw albo z mieszaniem farb by uzyskać pożądaną barwę na blejtramie…
Przeczytam w wolnej chwili, Autorze – teraz tylko na pierwsze zdania zerknąłem. 🙂

W cyklu „Tais” Kassander nie występuje. W „Demetriuszu” chyba też nie wracasz do tej postaci. Nieprędko więc będziemy mieli okazję się dowiedzieć jak obfite poroże przyozdobiło skronie byłego namiestnika Koryntu;)

Niecierpliwie czekam zatem na Perską Odyseję. Nie wierzę, żeby historia Mnesarete i Gelona skończyła się pomyślnie.

@ Anonimowy:

Nie wiem, czy smucić się, że grafomańskie frazy, czy też cieszyć się, że nie powodują niesmaku. Doprawdy, zabiłeś mi tu ćwieka 🙂

@ Mefisto:

Na powrót Kassandra zaiste przyjdzie nam trochę poczekać. W opowieściach Tais i Demetriusza pojawia się tylko we wspomnieniach oraz retrospekcjach. Za to w Perskiej Odysei będzie odgrywał ważną (choć nie tak centralną, jak w Opowieści Helleńskiej – będzie musiał nieco się posunąć i ustąpić trochę pola innym) rolę. Słusznie się domyślasz, że poroże będzie dość imponujące…

@ Miss.Swiss:

Perska Odyseja jest już we wstępnych stadiach powstawania. Tworzę plany, szkicuję pojedyńcze sceny… ale to dopiero po Tais, Demetriuszu i jeszcze jednym cyklu, który będzie rozgrywał się w Helladzie.

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Wracam często do Twojej twórczości – czy to przed snem do poduszki, czy w czasie jazdy autobusem. A pamiętam jak perypetie Kassandra zaczęły się ukazywać na DE. Przeczytałem początek pierwszej części i odpuściłem. Jakieś pitu pitu o kolesiu, który idzie sobie przez miasto – czym tu się tak ekscytować? Gdy pojawiały się kolejne części nie potrafiłem zrozumieć ludzi, że tak się ekscytują. Wreszcie nadszedł TEN DZIEŃ, w którym postanowiłem zdobyć się i przeczytać chociaż jedną część. Doczytałem do połowy i… tak mnie wciągneło że pierwszej nocy przeczytałem chyba 3 lub 4 pierwsze części. Chyba musiałem dojrzeć do poważnej literatury erotycznej ;).

pozdrawiam
daeone

Oczywiście cieszyć się, Megasie Alexandrosie. To dowód mocy przekonywania czytelnika "piórem". Przeczytałem. Jestem usatysfakcjonowany.
Kg

@ Daeone, KG:

Cieszę się, że udało mi się Was przekonać do mojej pisaniny 🙂 A swoją drogą, "jakieś pitu pitu o kolesiu, który idzie sobie przez miasto" to najlepsze streszczenie Opowieści helleńskiej I, które kiedykolwiek słyszałem 😀

Pozdrawiam
M.A.

"pitu pitu"… heh, dobre. Widzisz, Megas i tak oto twe (ponoć) wielkie ego* zostało przycięte do odpowiedniego rozmiaru jednym skromnym zdaniem 😉

* tak twierdzili poniektórzy krytykanci na DE, z mych internetowych relacji z MA nie mam takiego wrażenia.

Pisałem to ja, seaman

To "pitu pitu" też mnie urzekło 🙂

No. Przeczytałam dzieje Kassandra. I nawet zaczęłam go lubić, mimo moich początkowych obiekcji 🙂
Doskonale opowiedziana historia Megasie.

Nie wiem czemu, ale w tej chwili pomyślałam sobie, że to taka opowieść, którą może snuć bajarz przy ognisku. Zakładając oczywiście, że słuchacze będą dorośli 😉

Zasuwam w takim razie do czytania kolejnej fascynującej, jak mniemam, powieści.

Naprawdę wyszło ci to "pitu pitu", hihi.

Czyli jednak mi się udało uczynić Kassandra postacią lubianą – po wszystkich jego, mniejszych lub większych występkach 🙂 Antybohater tuż przed końcem "Opowieści helleńskiej" przekształca się w bohatera.

Dzięki za miłe słowa, Rito!

M.A.

Jestem zawiedziona, że będzie trzeba tak długo czekać na ponowny wątek Kassandra… Niesamowicie porwały mnie jego losy… I tutaj chciałam zadać Ci pytanie, Megas Alexandros, czy kiedykolwiek Nasz Macedończyk spotka/ł kobietę, która będzie dla niego "jedyną jedyną", pokocha ją i będzie wierny? 😉 (ach, ten babski idealizm, wiem… ;)) Jestem szalenie ciekawa jaką musiałaby być osobą… Zdaję sobie sprawę, że to może być spoiler, jednak interesujące, czy w ogóle rozważasz taki obrót wydarzeń? 🙂
I na koniec chciałabym dodać, że jesteś moim absolutnym mistrzem i ulubionym autorem opowiadań. Czytam Cię na innym portalu i pamiętam, jakim pozytywnym szokiem było pojawienie się I części „Opowieści helleńskiej”… Byłam kompletnie oczarowana, bo historia, starożytność to, tzw. „moje klimaty”, choć moja wiedza na pewno nie dorasta do pięt Twojej… A więc byłam wniebowzięta, bo idealnie trafiłeś w mój gust, ponieważ uwielbiam „retro” w erotyce, a do tego napisane tak lekkim, charakterystycznym piórem, z tak szalenie wciągającą fabułą i charyzmatycznymi postaciami… Aż dziw bierze, że piszę teraz o opowiadaniu erotycznym, które w powszechnej opinii jest tylko płaskim opisem seksu 😉
Niewątpliwe posiadasz wielki talent literacki i biję pokłony przed Twoim piórem!
Mam nadzieję, że będziesz jeszcze tworzył długo, a jeśli przyjdzie chwila zwątpienia, to pamiętaj, że po tej drugiej stronie ekranu, czekają zgłodniałe Twojej erudycji duszyczki, takie jak ja, które niecierpliwie wypatrywały nowych części na pewnym portalu, modląc się, aby autor nie zapomniał o urwanym dźwięku swojej opowieści…
Rozpisałam się co nie miara, jeśli czytasz ten komentarz, to uspokoję Cię, że zbliżam się do końca 😉 Jednak już dawno nosiłam się z zamiarem napisania Tobie kilku ciepłych słów, bo uważam, że w pełni na to zasługujesz, a po drugie, jako, że sama amatorsko trudniłam się wyższą grafomanią :), wiem, że serce rośnie, gdy strzała naszych pisanych słów trafi celnie i napotka pozytywny odzew 🙂
Wszystkiego dobrego, Drogi Autorze, fajny z Pana chłop i pozwolę sobie przesłać wirtualnego całusa na zachętę i w dowód uznania 😉

Pozdrawiam serdecznie,

Saima.

Saimo,

zapewniam Cię, że Kassander w końcu powróci – gdy tylko zakończę wszystkie sprawy, które pozostały mi jeszcze w Helladzie, zamknę niedokończone wątki i wyprawię jeszcze kilka postaci w jego ślady – do Azji. Do tego czasu proponuję, byś spojrzała przychylnym okiem na Tais oraz Demetriusza. Może i ich historie wciągną Cię i sprawią, że z przyjemnością zanurzysz się na powrót w antycznym świecie. Kassander czasem pojawi się i w tych opowieściach – jako wspomnienie, sen lub osoba, która uruchomiła pewien łańcuch zdarzeń. Poza tym niektóre Czytelniczki twierdzą, że bohaterowie pojawiający się w następnych cyklach są lepiej napisane, niż mój ulubiony Macedończyk. Szczerze powiedziawszy, nie wiem, co o tym myśleć, bo jego lubię najbardziej, mimo niezliczonych wad 🙂

Odpowiadając na Twoje pytanie: Kassander spotkał już taką kobietę! Nie wiem, czy byłby w stanie dochować wierności Fryne, ale z pewnością by spróbował. To więcej, niż kiedykolwiek można było rzec o jego relacjach z Tais, Likajną czy Mnesarete. Fryne była najważniejszą kobietą w jego życiu. Pech chciał, że jego związek z ateńską heterą nie mógł przetrwać. Pytanie, czy w Persji spotka kogoś, kto może konkurować z najjaśniejszą gwiazdą Aten… mówiło się, że żona pokonanego przez Aleksandra króla perskiego Dariusza była najpiękniejszą kobietą Azji. Roksana, baktryjska małżonka macedońskiego władcy, z pewnością była przepełniona ogniem. A za krańcem świata czekają hinduskie księżniczki, tajemnicze w swojej egzotyce… to tyle, jeśli chodzi o spoilery 🙂 będziemy musieli przekonać się i zobaczyć to na własne oczy.

Dziękuję Ci za wszystkie miłe słowa – jeśli mam być szczery, poczułem się trochę zakłopotany tymi wszystkimi komplementami! Ale nie martw się wcale – tego rodzaju zakłopotanie wcale mi nie przeszkadza 😀 Bardzo się cieszę, że moja skromna twórczość trafia w Twe upodobania, sprawia, że chcesz czytać dalej. Uznanie Czytelników to największa nagroda dla pisarza (zwłaszcza takiego, który pisze pro publico bono, nie zniżając się do zarabiania na tym, co mu w duszy gra:-)

Zamierzam tworzyć tak długo, jak długo dam radę, a moich skromnych zasobów wiedzy nie pożre demencja i starcza skleroza. Nie zawsze będę pisał o starożytności, nie zawsze będę zawierał tyle wątków erotycznych. Może nawet kiedyś spróbuję zarobić na tym, co wyjdzie spod mego pióra… kto wie? Ale z pewnością nie zamierzam go odkładać! A takie listy jak Twój jeszcze mnie w tej decyzji utwierdzają.

Dzięki za Twój list! Przeczytałem go z prawdziwą przyjemnością.

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

P.S. A co to za wyższa grafomania, o której piszesz? Bardzo zaciekawił mnie ten wątek!
P.P.S. Za całusa dziękuję i odsyłam jeszcze kilka 🙂

Dziękuję za tak obszerną odpowiedź, szczerze mówiąc myślałam, że mój komentarz zaginie w toni innych, zwłaszcza, że opublikowany pod dawno dodanym tekstem 😉
Już śpieszę z odpowiedziami…

„Saimo,

zapewniam Cię, że Kassander w końcu powróci – gdy tylko zakończę wszystkie sprawy, które pozostały mi jeszcze w Helladzie, zamknę niedokończone wątki i wyprawię jeszcze kilka postaci w jego ślady – do Azji. Do tego czasu proponuję, byś spojrzała przychylnym okiem na Tais oraz Demetriusza. Może i ich historie wciągną Cię i sprawią, że z przyjemnością zanurzysz się na powrót w antycznym świecie.(…)”
Ubiegłam Cię, zanurzyłam się już w opowieściach o Tais, śledzę jej losy z zapartym tchem, bo lubię postaci, chociaż trochę, podobne wizualnie do mnie 😉 Można się poczuć bohaterką spod pióra Mistrza 😀 Przeczytłam VII części pod rząd, więc zanurzenie, bez wątpienia, nastąpiło i nie wiem kiedy się wynurzę 🙂

„(…)Kassander czasem pojawi się i w tych opowieściach – jako wspomnienie, sen lub osoba, która uruchomiła pewien łańcuch zdarzeń. Poza tym niektóre Czytelniczki twierdzą, że bohaterowie pojawiający się w następnych cyklach są lepiej napisane, niż mój ulubiony Macedończyk. Szczerze powiedziawszy, nie wiem, co o tym myśleć, bo jego lubię najbardziej, mimo niezliczonych wad :-)(…)”
W dobie wszech obecnego Facebooka, mam ochotę pod ostatnim zdaniem kliknąć legendarne "lubię to!". Również uwielbiam Kassandra, mimo jego seksistowskich poglądów, brutalności, stylu życia, jest naprawdę intrygujący, moim zdaniem napisany wyśmienicie! 🙂 Myślę, że on świetnie oddaje ducha prawdziwej, męskiej natury, nie skrywanej pod żadnym płaszczykiem romantyzmu 😉

„(…)Odpowiadając na Twoje pytanie: Kassander spotkał już taką kobietę! Nie wiem, czy byłby w stanie dochować wierności Fryne, ale z pewnością by spróbował. To więcej, niż kiedykolwiek można było rzec o jego relacjach z Tais, Likajną czy Mnesarete. Fryne była najważniejszą kobietą w jego życiu. Pech chciał, że jego związek z ateńską heterą nie mógł przetrwać.(…)”
Och, tutaj akurat nie ubolewam z powodu ich rozstania, nie sympatyzowałam z Fryne, "solidarność jajników" się odezwała i trzymałam kciuki za Mnesarete ;D Fryne nie porwała mnie ani swoją osobowością, ani urodą, zresztą, to byłoby zbyt oczywiste 😉 Wychowana na romantycznych dramatach, jako kobietę życia Macedończyka, widziałabym jakąś cudem przez niego uratowaną sierotę, okoliczności pozostawiłabym Twojej nieokiełznanej fantazji 😀 Jednak może nie jest to dobry pomysł, gdyż byłaby to kolejna naiwna, lukrowa historia, ale cóż… Przy całym moim, dość „męskim”, światopoglądzie, tego dziecięgo obrazu księcia na białym rumaku, moi wychowawcy nie zdołali wyplenić 😉

„(…)Pytanie, czy w Persji spotka kogoś, kto może konkurować z najjaśniejszą gwiazdą Aten… mówiło się, że żona pokonanego przez Aleksandra króla perskiego Dariusza była najpiękniejszą kobietą Azji. Roksana, baktryjska małżonka macedońskiego władcy, z pewnością była przepełniona ogniem. A za krańcem świata czekają hinduskie księżniczki, tajemnicze w swojej egzotyce… to tyle, jeśli chodzi o spoilery 🙂 będziemy musieli przekonać się i zobaczyć to na własne oczy.(…)”
Tak, tak, egzotyczne księżniczki też są bliskie memu sercu, wiem na co takie kobiety stać… 😉 Cóż, mam tylko nadzieję, że moja Mnesarete znów nie będzie spędzała długich, ciemnych nocy w pustym łożu… Swoją drogą, scena w której Kassander przed wyjazdem uległ jej i zabrał ze sobą, nieml utwierdziła mnie w przekonaniu, że Wspaniały Żołdak żywi wyższe uczucia do swojej kochanki, których jest jednak nieświadomy… 🙂 Widać, póki ostatnia karta książki nie odkryta, wszystko zdarzyć się może… 😉

c.d.n…

Saima

c.d…

„(…)Dziękuję Ci za wszystkie miłe słowa – jeśli mam być szczery, poczułem się trochę zakłopotany tymi wszystkimi komplementami! Ale nie martw się wcale – tego rodzaju zakłopotanie wcale mi nie przeszkadza 😀 Bardzo się cieszę, że moja skromna twórczość trafia w Twe upodobania, sprawia, że chcesz czytać dalej. Uznanie Czytelników to największa nagroda dla pisarza (zwłaszcza takiego, który pisze pro publico bono, nie zniżając się do zarabiania na tym, co mu w duszy gra:-)(…)”
Ależ ja sama napisałam, że wiem, jak od dobrego słowa rośnie serce 🙂 Wywołanie zakłopotania było moim celem, bo uznałam, że to zdrowe i prawidłowe 😀 Uważam, że powinieneś spróbować pokazać szerszemu mirowi swoją twórczość… Nie wiem jak nasze, dość konserwatywne, społeczństwo zareagowałoby, ale ja z wielką checią umieściłabym jakiś pięknie wydany egzemplarz "Opowieści helleńskiej" (swoją drogą, bardzo dobry tytuł ;)), w swojej biblioteczce i podczytywała na bujanym fotelu, przy blasku ognia, w kwiecie wieku emerytalnego; czyż nie wspaniale mieć taką fankę? 😀

„(…)Zamierzam tworzyć tak długo, jak długo dam radę, a moich skromnych zasobów wiedzy nie pożre demencja i starcza skleroza. Nie zawsze będę pisał o starożytności, nie zawsze będę zawierał tyle wątków erotycznych. Może nawet kiedyś spróbuję zarobić na tym, co wyjdzie spod mego pióra… kto wie? Ale z pewnością nie zamierzam go odkładać! A takie listy jak Twój jeszcze mnie w tej decyzji utwierdzają.(…)”
Jakie epoki jeszcze bierzesz pod uwagę?
Uważam, że potrzeba nam takiej "erotycznej" literatury, chcąc, czy nie chcąc, świat kręci się wokół seksu, a ileż można czytać o wyidealizowanym życiu, jałowo czystym? 😉

„(…)Dzięki za Twój list! Przeczytałem go z prawdziwą przyjemnością.

Pozdrawiam serdecznie
M.A.(…)”
Gdy będziesz miał chwilę zwątpienia, daj znać, mogę napisać jeszcze kilka takich ;D Oczywiście nie automatycznie, na pewno będzie to szczere, od serca, przedstawienie subiektywnych opinii i pochwalnych tyrad 🙂
Również ślicznie podrawiam 🙂

„P.S. A co to za wyższa grafomania, o której piszesz? Bardzo zaciekawił mnie ten wątek!”

Widać moje pióro jeszcze nie skapcaniało… 😉 Skoro potrafię zainteresować, do tego jeszcze tak niedoskonałymi płodami wyobraźni, które nazywam per "wyższa grafomania" 🙂 Mowa oczywiście o mojej szufladowej karierze pisarki, a nawet poetki, ho, ho 😉 Kiedy to było… Nawet otarłam się o antyk, ale było to raczej odtówrcze zadanie…
Po prostu, wierząc namowom moich polonistek, próbowałam rozwijać swój rzekomy talent pisarski. Wylądowałam w widełkach gatunku określanego fantastyką, fantasy, trochę sf, ocierającą się o motywy popularnonaukowe, odznaczającą się dużą ilością surrealizmu, który uwielbiam, wszędzie wyzierające się specyficzne poczucie humoru – tak mogę określić swoją twórczość 😀 Pisałam też baśnie, przenosiłam starożytne dzieła w teraźniejszość… Nic specjalnego 😉 Myślę, że klimat mojej pseudo twórczości byłby bliski filmom Burtona – pokręcona, niszcząca wyobraźnia rodząca absurdalny surrealizm 😀
Koleżanka po fachu, hihi 😉

„P.P.S. Za całusa dziękuję i odsyłam jeszcze kilka :-)”
😀 Hojnyś, jak Kassander ze świecidełkami dla swoich kobiet ;D Odsyłam podwójnie 🙂
Zabawne, pewnie czytający, nawykli do Twoich opowiadań, są zawiedzeni, że na buziakach się kończy ;D To aż nienaturalne 😀

Saima.

P.S: Przepraszam, ale tak się rozpisałam, że musiałam podzielić się na II części 😉

Droga Saimo,
może wypróbuj swoje surrealistyczno – literackie zdolności i stwórz coś, co pasowałoby do charakteru naszego bloga. Osobiście, jestem ciekawa, jak wyglądałyby by namiętne zbliżenia w stylu Burtona, do tego okraszone czarnym humorem 🙂 bo chyba jeszcze nie ma w naszych zasobach czegoś takiego.
Maila, za pomocą którego mogłabyś zgłosić swoją twórczość znajdziesz w zakładce 'kontakt'.
Pozdrawiam
Rita

Droga Saimo!

Staram się być na bieżąco z komentarzami pod moimi opowiadaniami, tak, by żadnego nie zostawić bez odpowiedzi. To jedna z zalet bycia pisarzem niszowym – masz czas, by porozmawiać ze wszystkimi Czytelniczkami 🙂

Widzę, że jesteś już bardzo zaawansowana z Tais! W tym tempie jutro mnie dogonisz 🙂 Oczywiście, w tym wyścigu nie mam szansy wygrać – każda część Opowieści helleńskiej powstawała przez co najmniej miesiąc, Ty zaś czytasz siedem dziennie… ale jestem pełen podziwu dla Twego tempa i pełen sympatii dla uporu!

Co do Kassandra w pełni się zgadzamy. Cokolwiek by o nim nie mówić – nie brakuje mu szorstkiego autentyzmu, za który znienawidzą go zdeklarowane feministki, lecz wiele kobiet ujrzy w nim mężczyznę z tego gatunku, którego dziś już nie ma 😉

Podobnie jak Ty mam wiele sympatii dla Mnesarete, pomimo świństw, które wyrządziła, powodowana zazdrością o Kassandra. Właściwie, nieco zirytowany na Macedończyka wplątałem ją w romans z Gelonem. Nim ta historia się skończy, dziewczyna z Argos będzie mogła posmakować tego, co lubi najbardziej – mieszaniny rozkoszy zmieszanej z bólem i lękiem. Oczywiście, w pewnym momencie przyjdzie czas zapłaty… w świecie Opowieści helleńskiej za wszystko w końcu trzeba zapłacić. Prawda ta dotyczy nawet Kassandra.

Co zaś się tyczy wyższych uczuć żywionych przez Macedończyka wobec Mnesarete – jak się domyślasz, zostaną one wystawione na poważną próbę.

Co do konserwatywności naszego społeczeństwa – biorąc pod uwagę, że ostatnio największym hitem księgarń jest "50 twarzy Greya", myślę, że w podejściu Polaków do erotyki zachodzą znaczące zmiany. Tak, wiem, że wspomniana książka w warstwie aksjologii jest skrajnie konserwatywna (to właściwie bajka o czarującym królewiczu i niewinnej królewnie, cóż, że z elementami BDSM), w warstwie estetycznej po prostu w prymitywny sposób kiczowata, ale cóż… od czegoś trzeba zacząć edukację seksualną tego narodu 🙂 Kto wie, może pewnego dnia okaże się, że Grey przetarł ścieżki Kassandrowi? Zgadzam się bowiem z Tobą, że Polska potrzebuje rodzimej literatury erotycznej. Choćby po to, by rodacy nie rzucali się na chłam.

Jeśli chodzi o miejsca i epoki, które biorę pod uwagę w innych projektach, to myślę o bardzo wielu: Helladzie po śmierci Aleksandra, Rzymie na przełomie Republiki i Cesarstwa, XVII-wiecznej Europie, Polsce w 20-leciu międzywojennym, III Rzeszy podczas Drugiej Wojny. Pomysłów mam wiele, tylko czasu na porządny research (przynajmniej tak porządny, jak w przypadku OH) no i pisanie brak!

Na końcu chciałem Cię prosić o jak najwięcej subiektywnych opinii, nawet jeśli nie okażą się zawsze pochwalnymi tyradami 🙂

Pozdrawiam (cóż więcej tutaj mogę? Trzeba dbać o dobre obyczaje, nawet na NE:-)
M.A.

P.S. Jestem jeszcze bardziej zainteresowany próbkami Twej twórczości. Jeżeli nie chcesz jej przesłać na ogólny adres Naszej Erotyki, zostawiam swój adres: megas_alexandros@gazeta.pl. Postaram się przedstawić szczerą i rzetelną recenzję tego, co otrzymam. A gdyby niektóre z tych tekstów pasowały do charakteru naszego portalu… sama mówiłaś – Polsce potrzebna jest rodzima erotyka!
P.P.S. Tak, wspaniale jest mieć taką fankę 😉

Mój refleks i bystrość poraża – odkryłam, że mam konto na bloggerze, już nie muszę się zasłaniać Anonimem 😉

Jesteś dla fanów, Alexandros (tak w ogóle, uwielbiam imię Aleksander… :)), musimy korzystać, póki można, bo gdy zrobisz oszałamiającą karierę, nie dostąpimy zaszczytów takiego obcowania 😉

7, to magiczna liczba, a TYLKO 7, ponieważ obowiązki nie pozwalają mi spokojnie usiąść i zatopić się w lekturze 🙂

Oj, chyba jeszcze istnieją tacy, jak Kassander 😉 Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że bardzo wielu, tylko trzeba ich obudzić 😉

Porównując występki Mnesarete, a Kassandra – waga grzechów Macedończyka jest cięższa, przynajmniej według mnie, odsuwając kontekst, jednak dopuszczał się zbrodni i gwałtów…

Kochani jesteście, ale moja twórczość kompletnie nie nadaje się na ten portal 😉 Te zeszytowe zapiski, przynajmniej wtedy, były wycelowane w dzieci, młodzież… Dość familijnie, więc erotyki nie ma tam za grosz… 😀 W jednym demo występowało nawet rodzeństwo zwariowanych, gadających chomików ;D Do tego w surrealistycznym sosie, rodem z obrazów J.H Fuseli 😉

Rito, naturalnie, na pewno udałby mi się coś wyskrobać, tylko nie sądzę, że taka forma erotyki znalazłaby sympatyków… Do tego trzeba mieć talent, szlif, myślę, że mnie tego brakuje… Na pewno nie dorastam Alexandrosowi do pięt, w kwestii kreowania intymnych sytuacji, mój styl pewnie byłby bardzo płaski…
Chociaż, przyznam się, moje odwieczne problemy z bezsennością, zaowocowały wieloma ciekawymi historyjkami, jednak nie jest to nic oryginalnego, czego nie było… 😉
Lepsza jestem w opowiastkach, typu porzucona dziewczyna z morza i wilki-demony (chociaż wątek miłosny się pojawił… :D), wciąż żywa, młodzieńcza miłość oficera SS – Cyganka, w tle przejęcia władzy przez Hitlera, wydarzeń Nocy Kryształowej i wybuchu II w.ś (tutaj Megasie, podsuwam Ci ciekawy pomysł ;)), czarownica cmentarna i człowiek, manekin zakochany w kobiecie… Stop, zaczyna się robić niebezpiecznie 😀 Hm… Był jeszcze XVIII/XIX wieczny genialny malarz i służąca… Porzucona dziewczynka i upadli kieszonkowcy, ekstremalnie surrealistyczna wizja objazdowego cyrku… Moja wyobraźnia kiedyś była bardziej płodna, dłoń lżejsza, teraz nie umiem sklecić kilku słów, chyba, że byłoby to znów odtwórcze, jak odświeżanie tragedii antycznych. Bożesz Ty mój, gdzie są moje wszystkie zeszyty… ;D
Kilka lat temu znalazłam nawet swoje opowiadanie, które stworzyłam w wieku 7 lat…

Nie przeczę, czytając różne opowieści na podobnych stronach, miałam myśl próby sklecenia czegoś własnego, jednak wiem, że się nie nadaję… Pozostają mi fantastyczne, absurdalne opowiastki, inspirowane muzyką i dziełami malarskimi 🙂

Całusy Rito, dziękuję za zachętę 🙂

Pozdrawiam, Saima.

Skoro odnalazłaś swą bloggerową osobowość, witaj ponownie, Saimo 🙂

Jeśli chodzi o grzechy Kassandra i Mnesarete – oczywiście nie ma między nimi porównania. Mnesarete złamała jedno życie i dopuściła się jednej zdrady. Kassander doprowadził do tragedii bardzo wielu ludzi, zaś jakkolwiek pojęta koncepcja wierności jest mu raczej obca (choć przy Fryne mógłby się z nią zapoznać – to w jakimś sensie była jego szansa na odkupienie).

Ubolewam nad faktem, że nie podzielisz się z nami swoją prozą. Może kiedyś zmienisz zdanie i spróbujesz ponownie zaostrzyć swoje pióro? Masz tyle interesujących pomysłów, że gdybyś zechciała przelać je na papier/arkusz edytora tekstu, skutki mogłyby być bardzo obiecujące! Jeśli zaś chodzi o katalog pomysłów, który przedstawiłaś, zdecydowanie kupuję młodzieńczą miłość oficera SS i Cyganki, a także wątek genialnego malarza i służącej (zarówno w XVIII i XIX wieku, jak i np. w renesansowych Włoszech). Gdybyś więc kiedyś postanowiła odkurzyć stare hobby i skierować się w rewiry zastrzeżone dla dorosłych, daj nam znać:-)

Co do talentu i szlifu – co do pierwszego może się i zgodzę, ale szlify zdobywa się w trakcie pisania. Kiedy spoglądam wstecz, widzę, że moje dawne teksty są znacznie słabsze od nowszych. Grunt to praktyka, Saimo, grunt to praktyka.

Tak więc nie mów, że się nie nadajesz. Odważ się spróbować, a potem zaryzykuj i daj ocenić wyniki Twej pracy komuś innemu. Myślę, że nawet tu znalazłabyś kilkoro chętnych Czytelników!

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Jestem ciekawa, jak różniłoby się nasze spojrzenie na miłość Niemca i Romki 😉 Mój „scenariusz” jest już praktycznie skończony, nawet 2 wersje, choć przypomina telenowelę, to lubię go, przyznam się, kiedyś tak się wciągnęłam w kreowanie historii, że popłynęły łzy wzruszenia, zresztą – nie pierwszy raz 😀
Z kolei mój artysta malarz był takim ekscentrykiem, wychodzącym poza ramy swojej epoki, że czasem bywało niebezpiecznie… 😀
Myślę, że najstosowniej i zapobiegliwie jest poprosić Cię o korepetycje, aby w przyszłości te moje pisane słowa, okraszone moją krwią, łzami, potem, nie zostały bezlitośnie zdeptane 😀 Proponuję, gdzieś pomiędzy losami Kassandra, a innych, poświęcić czas na stworzenie broszurki, ze wskazówkami dla początkujących ;D Gdybym kiedyś zechciała wyrwać się z szuflady, zajrzę 😉 Najlepiej z autografem, bo kiedy Kassander i Przyjaciele będą sławni, a mnie nie wyjdzie, będę miała zabezpieczenie finansowe, ha ha ;D

Mój scenariusz z pewnością nie przypominałby telenoweli 🙂 Starałbym się w nim zawrzeć tragizm losów indywidualnych na tle wielkich, przełomowych wydarzeń historycznych. Oczywiście, kończyłoby się źle albo nawet bardzo źle. Ponieważ tego tekstu nie napiszę, mogę zdradzić, że SS-man otrzymałby polecenie własnoręcznego "rozwiązania" swojego problemu. Nie wiem tylko, czy byłby w stanie je wykonać…

Co do broszury ze wskazówkami dla początkujących – nie roszczę sobie praw do tytułu jakiegoś mistrza czy nauczyciela, więc tworzenie takiej książeczki nie byłoby w moim stylu 🙂 Oczywiście mogę udzielić pewnych wskazówek początkującej koleżance po piórze, ale wolę to robić osobiście, a najlepiej pracować na jakimś tekście. Tak więc jeśli chciałabyś coś napisać – zapraszam do korespondencji 🙂 megas_alexandros@gazeta.pl

M.A.

Więc nie uznajesz happy endów w swoich historiach? Nie strasz mnie 😀

Saimo, happy end był w Opowieści Tais. Chwilowo więc limit szczęśliwych zakończeń jest u mnie na wyczerpaniu 🙂

M.A.

A ja jeszcze ze swej strony dodam, że możesz klikać "Lubię to" na naszej facebookowej stronie, do której odnośnik masz u góry po prawej.

Pozdrówko
MRT

Patrz, Alexandrosie, jak różne emocje wzbudzają wykreowane przez Ciebie postacie – ja na przykład wręcz nie znoszę Mnesarete, o czym Autor już słyszał ode mnie kilkakrotnie. No, ale to, że one emocje i uczucia wywołują, to chyba najlepszy dowód na to, jak świetne są Twoje teksty.

A, Salmo, właśnie klikaj u nas na fejsie i, jak najbardziej, prześlij nam coś, jeśli masz ochotę.

Witaj Miss!

Osobiście jestem rozdarty między Fryne i Mnesarete. Kassander z pewnością bardziej kocha ateńską heterę, ale która z dziewcząt miłuje bardziej jego? Trudno to orzec, oczywistym jest jednak, że to Mnesarete poświęciła dlań więcej, podjęła osobiste ryzyko, by móc z nim być. Rzuciła na szalę wszystko, a gdy rzeczywistość okazała się odmienna od snutych przez nią marzeń, zareagowała niezwykle brutalnie (casus Heleny), a potem rzuciła się w skrajnie nieodpowiedzialną przygodę (Gelon). Fryne to inteligencja i dobroć. Mnesarete to namiętność posunięta do granic szaleństwa, żywioł śmiertelnie niebezpieczny. Fakt jest taki, że lubię obydwie bohaterki i chyba nie potrafiłbym między nimi wybrać.

Pozdrawiam
M.A.

Napisz komentarz