Opowieść helleńska: Demetriusz XIX (Megas Alexandros)  4.6/5 (80)

42 min. czytania

Edwin Longsden Long, „Wybrana piątka”

Umyci i natarci wonnymi olejkami (uczyniła to Damaris, jej przyjaciółka bowiem nie była zdolna do dalszej służby) ubrali się i przeszli do Komnaty Wyboru. Tu, pośród wygodnych kanap oraz gobelinów o tematyce podobnej do mozaik zdobiących Łaźnię Nimf, czekał na nich niepierwszej już młodości eunuch, odziany w fantazyjny, perski strój. Ukłonił się z gracją, roztaczając wokół siebie zapach orientalnych perfum i pozdrowił obydwu mężczyzn.

– Czym, dobrzy panowie, może wam dziś służyć Sekret Penelopy? – rzekł tonem tak uroczystym, jakby właśnie miał przystąpić do składania ofiar Zeusowi Olimpijskiemu. – Nie wahajcie się przedstawić najbardziej wymyślnych żądań! Nasz dom istnieje po to, by spełniać wasze kaprysy. Posiadamy dziewczęta i chłopców z całego świata, od cieśnin między Libią i Iberią aż po starożytny Babilon! Szkolimy ich we wszystkich znanych ludziom arkanach rozkoszy. Żadna zachcianka nie jest dla nas zbyt dziwna. Jedno nie ulega wątpliwości, czcigodni panowie. Pod naszym dachem nie usłyszycie słowa „nie”.

Gniew kapłana nieco już zelżał. Wymierzenie kary Irene pomogło mu się odprężyć. Zdecydował, że będzie się dzisiaj dobrze bawił. Czemu miałby sobie tego odmawiać? Pomimo nieudanej próby zamachu na Dionizjusza z Faleronu, ogólnie sprawy szły po jego myśli. Królewska mocodawczyni w Passaronie powinna być z niego zadowolona. To zaś oznaczało, że gwiazda Kritiasa rozbłyśnie jeszcze mocniej niż dotychczas.

– Pragnę ujrzeć dziewczęta, z których słynie wasz dom! Przyślij tylko te najdroższe. Reszta mnie nie interesuje.

– Przyślij także Narzesa – dorzucił Hiperejdes, sadowiąc się na jednej z kanap. – Pragnę znów ujrzeć tego pięknego chłopca.

– On również za tobą tęsknił, dostojny panie – odparł eunuch, gnąc się w pokłonach. – Bądźcie łaskawi zaczekać kilka chwil.

Oczekiwanie umiliło im wino przyniesione na srebrnej tacy przez Damaris. Niewolnica wciąż miała wilgotne włosy, a półprzezroczysta suknia kleiła się do jej ciała. Kiedy Kritias skupił się na swym pucharze, dziewczyna posłała mu pełne niechęci spojrzenie. On jednak nawet nie rzucił na nią okiem. Wkrótce miał ujrzeć niewiasty, z którymi wolno mu będzie zrobić, co tylko zechce. Po cóż miał tracić czas na dziwkę, która pyszni się swymi wdziękami, lecz nie pozwala z nich skorzystać?

Gdy tylko zaczęli pić wyśmienity kreteński trunek, eunuch powrócił, a wraz z nim wszystko najlepsze, co miał do zaoferowania Sekret Penelopy. Pornai ustawiły się w równych odstępach w półokręgu, tak by dostojni klienci mogli przyjrzeć się każdej z nich. Zarządca po kolei przedstawiał dziewczęta. Dianthe pochodziła z Samotraki, zwanej Wyspą Tajemnic. Jej nieskazitelna, bardzo jasna cera kontrastowała z burzą czarnych włosów, które swobodnie opadały na ramiona i plecy. Szczupła i niewysoka, obdarzona została przez bogów dość obfitym biustem, uwydatnionym przez głęboki dekolt peplosu o barwie ciemnego wina. Rozcięcie z boku sukni sięgało aż do biodra dziewczyny i ukazywało zgrabną, choć nie nazbyt długą nogę. Szyję kobiety zdobił naszyjnik z dużym, lśniącym rubinem.

– Jeśli ją wybierzesz, panie, przysięgam ci solennie, że nie pożałujesz! – eunuch zwracał się tylko do Kritiasa; najwyraźniej domyślił się, że Hiperejdes nie będzie dziś zainteresowany wyborem kobiet. – Niegdyś uczyła się na kapłankę w Sanktuarium Wielkich Bogów, lecz jej żądza była większa niźli pobożność. Dlatego dziś oddaje cześć śmiertelnikom, zamykając ich w objęciach swoich ud! Może być twoja za dwadzieścia pięć drachm.

Prastare ateńskie prawo, ustanowione jeszcze przez Solona, mówiło, że prostytutce wolno pobierać co najwyżej dwie drachmy od klienta. Najwyraźniej jednak w Sekrecie Penelopy prawa nie miały swej przemożnej siły.

Kapłan dał rzezańcowi znak, by kontynuował prezentację. Choć pociągała go ladacznica z Wyspy Tajemnic, wiedział, że musi się jej wystrzegać. Została odrzucona przez bogów, wypluta, odesłana z przedsionka Olimpu. Powinien trzymać się z daleka od takich jak ona. Nie chciał wszak utracić łaski niezrównanego Apollina.

Następna była kobieta o czarnym jak heban ciele, którego nie okrywała żadna szata. Miała kręcące się naturalnie włosy, wydatne kości policzkowe i duże oczy błyskające białkami w ciemnej twarzy. W przeciwieństwie do innych Murzynek, które Kritias widywał z rzadka w Helladzie, posiadała wąski nos, zaś jej kształty nie były nazbyt bujne. Szczupła i wysoka, o wąskich, niemal chłopięcych biodrach, przypominała wykuty w obsydianie posąg biegacza. Niewielkie piersi zdobiły srebrne kolczyki, które przechodziły przez sutki. Łączył je łańcuszek z tego samego kruszcu. Srebrne też były bransolety na przedramionach i kostkach. Wyglądała niezwykle egzotycznie. Kapłan poczuł, że jego męskość znów twardnieje.

– Alyssę sprowadzono z dalekiego południa, z królestwa Kusz leżącego ponoć za Egiptem – wyjaśniał ich przewodnik po cudach Sekretu Penelopy. – Kosztowało to pół talenta srebra, lecz inwestycja okazała się bardzo udana! Tam, gdzie się urodziła, nie ma zwyczaju noszenia ubrań, więc i my jej do tego nie zmuszamy. Wiadomo wszak, że Murzynki są najbardziej chutliwymi z niewiast! Jeśli chcesz się o tym przekonać, dostojny panie, wystarczy, że wybierzesz tę tutaj. Koszt owej przyjemności wynosi trzydzieści cztery drachmy.

Ponieważ Kritias i tym razem nie dał się skusić, eunuch przedstawił mu trzecią spośród pornai. Ta z kolei była niewysoką, pulchną szatynką. Suknia w kolorze wiosennych liści oraz kolczyki ze szmaragdami dobrze współgrały z barwą jej oczu. Okrągłą twarz oraz dekolt pokrywały jasne piegi, które jednak nie szpeciły, a dodawały uroku. Pełne usta zdawały się stworzone do całowania, zaś peplos ciasno opinał ciało obdarzone bujnymi, kobiecymi krągłościami. Duże piersi niemal wylewały się z niego, jakby chciały ukazać się oczom przyglądających się mężczyzn.

– Jeżeli nie gustujesz w chłopięcych kształtach – powiedział rzezaniec – z pewnością pokochasz Nessę! Pochodzi z Tarentu, miasta w Italii, gdzie krew Hellenów miesza się z krwią Samnitów, Latynów oraz Etrusków. Była tam pierwszą heterą, lecz sława Sekretu Penelopy sprawiła, że przybyła do nas! Trudno się dziwić, wszak to Ateńczycy, a nie zniewieścialcy z Tarentu są najprawdziwszymi mężczyznami na świecie! Nikt tak jak mieszkańcy tego wspaniałego Miasta nie potrafi docenić walorów kobiety! Zresztą, nie mówię tylko o urodzie. W przerwie pomiędzy miłosnymi igraszkami Nessa zabawi cię recytowaniem wierszy oraz śpiewem. Ani się obejrzysz, dostojny panie, jak przyjdzie świt!

– Eunuch mówi prawdę – stwierdził z uśmiechem Hiperejdes. – Kilka razy spędziłem z nią noc i zawsze byłem mile zaskoczony. Dziewka ma śliczny głos i jest inteligentna ponad ograniczenia swojej płci. Powinieneś skosztować jej uroków, Kritiasie.

– Ile kosztuje noc z byłą heterą?

– Czterdzieści drachm. Zapewniam jednak, że jest warta owej ceny!

I tym razem kapłan nie dał się skusić. Nessa za bardzo przypominała mu Fojbiane. Miał po dziurki w nosie przemądrzałych i wyszczekanych niewiast, które sądziły, że potrafią zdobyć nad nim kontrolę i uczynić go niewolnikiem swoich wdzięków. Dlatego też zignorował słowa zachęty i przeniósł uwagę na ostatnią, najmłodszą ze wszystkich pornai. Sądząc po klasycznie pięknej, harmonijnej twarzy, mogła mieć najwyżej piętnaście lat, może nawet mniej. Złociste włosy spięte były w pojedynczy, gruby warkocz, przewieszony przez lewe ramię. Modre oczy spoglądały na kapłana z niemal dziecięcym zaciekawieniem. Mimo młodego wieku jej ciało było już w pełnym rozkwicie. Przywdziała śnieżnobiałą, krótką tunikę, jaką zwykły nosić Spartanki. Szatka trzymała się na prawym ramieniu i odsłaniała lewą pierś, krągłą i sprężystą, zwieńczoną różową brodawką. Materiał sięgał ledwo do połowy ud, dzięki czemu jej długie, zgrabne nogi były doskonale wyeksponowane. Nie nosiła żadnej biżuterii. W porównaniu z poprzedniczkami wyglądała prosto i niemal ubogo, lecz jednocześnie – bardzo podniecająco.

Choć miał świadomość, że patrzy na ladacznicę, której strój został uszyty z myślą o podkreślaniu wdzięków i kuszeniu mężczyzn, nie mógł pozbyć się wrażenia, że z dziewczyny emanuje jakaś tajemnicza niewinność, podkreślana przez nieskazitelną biel szaty oraz złocistość loków.

Jeszcze nim eunuch zaczął zachwalać modrooką, Kritias poczuł przemożną chęć zdeptania owej niewinności.

– Po twym spojrzeniu, czcigodny panie, wnoszę, żeś już dokonał wyboru. I zaprawdę powiadam ci, że jest to wybór słuszny! Oto najnowsza dziewczyna w Sekrecie Penelopy. Trafiła w nasze szczęśliwe progi ledwie pół roku temu. Wkroczyła w nie niemal całkiem niewinna, poznawszy wcześniej jednego tylko mężczyznę. Od tego czasu gorliwie kształci się w sztuce dawania rozkoszy. Jest w niej już tak biegła, że mężowie zabijają się o możliwość spędzenia z nią choćby kilku chwil. Dlatego też przyjemność ta kosztuje najwięcej. Właśnie tak, panie! Lecz jeśli ją wybierzesz, przysięgam ci, że poczujesz się jak sam Parys, gdy posiadł żonę króla Sparty, Menelaosa! Nasza Helena w pełni bowiem dorównuje swej trojańskiej imienniczce. Możesz się o tym przekonać za osiemdziesiąt drachm.

Nawet Hiperejdes był pod wrażeniem ceny podanej przez eunucha. Kritias rozparł się wygodniej na kanapie i zmierzył złotowłosą długim, lepkim spojrzeniem. Zapragnął jak najprędzej ujrzeć ją bez ubrania.

– Zawsze marzyłem o tym – rzekł, unosząc kielich do ust – by przespać się z Heleną Trojańską.

* * *

Ucieczka z Aten okazała się trudniejsza, niż mogli przypuszczać.

Ulice oraz agorę wypełniali cudzoziemcy, którzy zjechali się ze wszystkich stron świata na Wielkie Dionizja. Po dniu spędzonym na oglądaniu przedstawień nieprzeliczone tłumy prowincjuszy ochoczo rzuciły się w wir nocnego, wielkomiejskiego życia. Mieszkańcy Aten nie mogli pozostać na to obojętni i również wylegli z domów (przedtem jednak zamknęli swe żony i córki w gynajkejonach i postawili na ich straży najbardziej zaufanych niewolników). Ludzie wysypywali się z przepełnionych tawern i burdeli, upijali się pod gołym niebem, śpiewali pochwalne hymny na cześć bogów albo też sprośne piosenki marynarzy. Przygrywały im flecistki w półprzezroczystych szatkach. Akrobaci wykonywali skomplikowane figury, nagradzani przez widzów gromkimi brawami i obsypywani deszczem drobnych monet. Smażone mięsiwo wypełniało powietrze wonią dymu oraz spalenizny.

Narkissos planował, że zgładzi Eurynome w którymś z pustych zaułków, lecz wyglądało na to, że owej nocy żaden pusty nie był. Wzięły je we władanie najtańsze uliczne pornai, które za parę oboli oddawały się klientom na gołej ziemi lub też oparte o mury domów. Zza każdego rogu do uszu uciekinierów dobiegały odgłosy spółkowania. Wyglądało na to, że całe Ateny odeszły od zmysłów, zatracając się w pijanym i miłosnym szale.

Eurynome odruchowo poprawiła himation oraz woalkę. Nie tylko dlatego, że chciała uniknąć rozpoznania. Mało kto oglądał przecież jej twarz poza willą Dionizjusza. Była jednak wysoko urodzoną, dobrze wychowaną damą. Głęboko wpojono jej przekonanie, że kobieta o jej pozycji może wyjść na ulicę tylko wtedy, gdy nikt nie zdoła dostrzec jej twarzy. Zwłaszcza w taką noc jak ta, kiedy szanujące się niewiasty pozostawały raczej w domach.

Przedzierali się przez tłum, rozglądając się uważnie na boki. Ocaliło ich to, gdy z bocznej uliczki wychynął oddział najemników Dionizjusza. Eurynome rozpoznała dowódcę, Miltiadesa. Maszerował z pięcioma zbrojnymi, a ludzie rozstępowali się przed nimi, nie chcąc dawać okazji do zwady. Żona stratega chwyciła Narkissosa za ramię i pociągnęła go w przeciwnym kierunku. Spodziewała się, że jej mąż zarządzi poszukiwania. Od dawna jej nienawidził. W końcu dała mu ku temu dobry powód. Nie przewidziała tylko, z jakim rozmachem będzie ją ścigał. To była trzecia grupa, jaką napotkała tej nocy na ulicach Aten. Wolała nie myśleć, ilu ludzi posłano jej tropem.

W końcu opuścili zatłoczoną agorę i dotarli do północno-zachodnich murów Miasta, w okolice Bramy Dipylońskiej. Na szczęście mimo późnej pory brama była otwarta, a pełniący przy niej wartę Scytowie – pijani. Duży ruch sprawiał, że nie przyglądali się każdemu, kto wchodził do Miasta lub je opuszczał. Narkissos i Eurynome zdołali się prześlizgnąć bez zwracania na siebie niczyjej uwagi.

Poza murami budynki były bardziej rozproszone, a ludzie – mniej liczni. Wkroczyli do dzielnicy Kerameikos, znanej z licznych zakładów garncarskich. Dalej znajdowała się rozległa nekropolia i tam właśnie skierował swoje kroki Narkissos. Jeśli miało mu się udać to, co sobie zamierzył, musiał się znaleźć sam na sam z żoną Dionizjusza. Ta wciąż posłusznie podążała za nim, nieświadoma, że idzie ku własnej zgubie.

Zostawili za sobą domostwa, warsztaty oraz gwarne ulice pełne ludzi i zapuścili się między kamienne grobowce. Dopiero teraz Eurynome zapytała z niepokojem:

– Czy to na pewno dobra droga?

– Skrócimy sobie podróż, idąc na przełaj – odparł, prowadząc ją w głąb cmentarzyska. Mijali kunsztowne, wzniesione z marmuru budowle przypominające świątynie oraz małe kamienie nagrobne z wypisanymi epitafiami. Wiele krypt ozdobionych było malowidłami oraz posągami, lecz o tej porze nie sposób było im się przyjrzeć.

Narkissos odczekał, aż wielkomiejski gwar całkiem ucichnie. Skręcił między dwa wysokie grobowce, po czym się zatrzymał. Żona Dionizjusza spojrzała na niego ze zdumieniem.

– Czemu stajemy?

– Dotarliśmy do celu – odparł, zwracając się ku niej. Żałował, że w mroku nie mogła dostrzec jego pełnego złośliwości uśmiechu.

– Miałeś mnie zaprowadzić do rezydencji Hiperejdesa… a jesteśmy na cmentarzu.

– Otóż to. Tu właśnie kończy się twoja droga.

Milczała przez chwilę, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią. W końcu rzekła:

– Więc jednak Kritias postanowił mnie uciszyć. Byłam naiwna, wierząc, że jest inaczej. Domyślam się, że Anteja też już nie żyje.

– To wzruszające, że w takiej chwili myślisz o swej niewolnicy.

Ruszył w jej stronę. Zrobiła krok do tyłu, a potem następny. W końcu plecami oparła się o ścianę jednej z krypt.

– Czy mogę cię jakoś przekonać…? Sprawić, byś zmienił zamiar? – w głosie Eurynome zabrzmiała rodząca się panika. Po krótkim namyśle Narkissos uznał, że może to wykorzystać. W świątyni Hery przyjrzał się dobrze żonie Dionizjusza. Nie była może tak piękna jak Fojbiane, ale i tak nie brakło jej urody. On zaś nigdy jeszcze nie spółkował z rodowitą Atenką…

Nie zamierzał wszakże dawać jej zbyt wiele nadziei. Lęk, który odczuwała, był dla niego dodatkową podnietą.

– Jeśli będziesz dla mnie miła, zrobię to szybko i tak, że nic nie poczujesz. W innym wypadku sprawię, że będziesz cierpiała. Bardziej niż twa niewolnica.

– Miła? – najwyraźniej nie pojmowała, czego od niej oczekuje.

– Jak dobrze opłacona flecistka.

W ciemnościach nie widział dobrze jej twarzy, lecz gdy odpowiedziała, w jej głosie była tylko rezygnacja.

– Dobrze… zrobię to, co zechcesz… w zamian za lekką śmierć.

Poszło mu łatwiej, niż się spodziewał.

* * *

Hiperejdes dokonał swego wyboru znacznie prędzej niż Kritias. Podniósł się z kanapy i podszedł do jedynego chłopca spośród pornai – młodego Persa o długich, czarnych włosach i oliwkowej cerze. Był w podobnym wieku jak Helena, lecz przewyższał ją o głowę – wysoki, smukły, niezwykle przystojny. Piękny syn rozpalonej słońcem, irańskiej wyżyny, skąd wojownicy Cyrusa Wielkiego wyruszyli niegdyś na podbój świata. Podobnie jak czarnoskóra Alyssa, był całkiem nagi. Jego skóra lśniła, natarta oliwą. Ciemne oczy miał podmalowane węglem, przez co zdawały się jeszcze większe.

Eunuch uśmiechnął się szeroko. Dyskretnym ruchem dłoni odprawił pozostałe niewiasty i przemówił:

– Narzesa znasz już dobrze, zacny Hiperejdesie, nie muszę ci go zatem przedstawiać. Tobie jednak, dostojny panie – zwrócił się do Kritiasa – zdradzę, że ów młodzieniec jest synem perskiego arystokraty. Jego ojciec walczył dzielnie pod Gaugamelą i poległ tam wraz z tysiącami najwierniejszych żołnierzy króla Dariusza. Po bitwie Narzes stał się wojennym łupem jednego z macedońskich wodzów. Ten jednak nie skorzystał z wdzięków chłopca, co dobitnie świadczy o tym, że nawet w otoczeniu króla Aleksandra nie brakuje głupców!

Kiedy rzezaniec wspomniał o jego szlachetnym pochodzeniu, przez twarz młodzieńca przemknął bolesny grymas. Zniknął niemal równie szybko, jak się pojawił, ale nie uszedł uwadze Kritiasa. Ach, jakże on musi cierpieć, pomyślał z satysfakcją. Dumny potomek narodu zdobywców, który sam został podbity. Sprowadzono go siłą do Aten, tu zaś uczyniono z niego męską prostytutkę, zaspokajającą kaprysy majętnych Greków. Jakże musi nienawidzić siebie i wszystkich, którzy doń przychodzą… Kapłan zaczął żałować, że tak prędko zdecydował się na Helenę. Noc spędzona z młodym Persem mogła okazać się jeszcze ciekawsza.

Ten jednak należał już do Hiperejdesa. Ateńczyk wziął chłopca za ręce i spoglądał na niego pożądliwie. Pers całkiem zręcznie udawał, że cieszy się na spotkanie z klientem, lecz Kritias wyczuwał, że pod maską wyuzdania skrywa się lęk przed karą za nieposłuszeństwo, nienawiść oraz obrzydzenie.

Kapłan pragnął ujrzeć więcej.

– Dostojni panowie – rzekł uroczystym głosem eunuch – skoro dokonaliście wyboru, zaprowadzę was do naszych wspaniałych sypialni. Pozostaje mi życzyć niezapomnianych wrażeń. Zresztą, w towarzystwie Narzesa i Heleny inne być nie mogą!

Modrooka zbliżyła się do Kritiasa i stanęła tuż przy nim, czekając uprzejmie, aż on również podniesie się z kanapy. Delfijczyk miał jednak inne plany.

– Zanim każdy z nas uda się do swej alkowy – rzekł z uśmiechem, unosząc rękę i kładąc ją na nagim udzie Heleny – pragnąłbym najpierw ujrzeć prezentację.

– Prezentację? – Hiperejdes odwrócił się ku niemu i uniósł brwi.

– Tak. Chcę zobaczyć, co potrafią ta ślicznotka…

– O tym przekonasz się w ustronnym…

– …i ten twój Pers – dokończył kapłan. Następnie spojrzał w stronę rzezańca. – Życzę sobie, by ta para zabawiła się ze sobą dla naszej przyjemności.

Eunuch nie wyglądał na zmieszanego. Z pewnością słyszał już dziwniejsze żądania.

– Jeśli dostojny Hiperejdes nie ma nic przeciwko – odparł, skłaniając pokornie głowę.

Adwokat zacisnął wargi. Kritias nie musiał na niego patrzeć, by wyczuwać wewnętrzną walkę, która się w nim toczyła. Z jednej strony paliło go pożądanie, nakazujące jak najprędzej zabrać chłopca ze sobą… Z drugiej jednak nie chciał odmawiać kapłanowi, który był przecież jego gościem, jak również cennym sojusznikiem.

– Nie daj się prosić, Hiperejdesie – obdarzył Ateńczyka najbardziej promiennym ze swych uśmiechów, zupełnie jakby sam był męską ladacznicą pragnącą uwieść klienta. – Taki pokaz jeszcze bardziej rozgrzeje naszą krew. A gdy już znajdziesz się sam na sam z tym urodziwym Persem, wasze zespolenie będzie jeszcze doskonalsze. Cóż zatem powiesz, przyjacielu?

– Niech więc tak będzie – odparł w końcu adwokat. Wypuścił z rąk dłonie Persa, cofnął się kilka kroków i ponownie zasiadł na kanapie. – Zaczynajcie.

* * *

Nagradzany komediopisarz, Eubulos z Soli, pomimo swej imponującej tuszy przemierzał Ateny dziarskim krokiem. Demetriusz i Menander podążali za nim w bezpiecznej odległości, ani na chwilę nie tracąc z oczu jego olbrzymiej sylwetki. Cisi jak polujące koty, wierni jak cienie.

W okolicach wzgórza Pnyks na ulicach i placach nie było takich tłumów jak na agorze, ale i tak kręciło się tu sporo ludzi. Stanowczo zbyt wielu, by zdecydować się na konfrontację. W głębi ducha Demetriusz miał nadzieję, że sytuacja ta utrzyma się do momentu, gdy Eubulos znajdzie się poza ich zasięgiem – najlepiej w progach własnego domu. Może wtedy krwawa determinacja Menandra nieco osłabnie. Choć obiecał przyjacielowi pomoc, zdecydowanie wolał, by cała sprawa poszła w zapomnienie. Był przekonany, że zemsta nie uleczy ran na duszy Fojbiane, nie przywróci też heterze utraconej pozycji. Krzywda została już wyrządzona i nic, co uczynią tej upalnej nocy, nie zdoła jej naprawić.

Mimo to wraz ze swym druhem kontynuował pościg za komediopisarzem. Ten zaś jakby gardził własnym bezpieczeństwem. Zapuszczał się w coraz biedniejsze okolice, między liche domy i niewysokie, podupadłe chramy jakichś trzeciorzędnych, sprowadzonych zza morza bóstw. Zatrzymał się w wyjątkowo podłej karczmie i wypił haustem dwa kubki wina (Demetriusz i Menander zostali na zewnątrz, lokal był bowiem niewielki i mogliby się tam znaleźć twarzą w twarz z Eubulosem). Wyszedł na ulicę z napełnionym po brzegi bukłakiem, z którego pociągał potem w trakcie marszu. Na niewielkim skwerze podeszło do niego kilka skąpo odzianych dziewcząt. Chwilę obmacywał piersi jednej z nich, wychudzonej ulicznicy o błagalnym spojrzeniu, w końcu jednak nie skorzystał z jej usług. Może był już w pełni zaspokojony po wizycie w Pocałunku Alkmene, a może podłe wino, które pił w przerażających ilościach, odebrało mu miłosny wigor. Tak czy inaczej ruszył dalej, kierując się na zachód, w stronę dzielnicy szulerni.

– Jeśli wejdzie w tym stanie do któregoś z domów gry, nie zobaczymy go do rana – warknął sfrustrowany Menander. – Musimy uderzyć teraz!

– Cierpliwości – odparł Demetriusz. – Widzisz przecież, ilu tu ludzi. Musimy poczekać na właściwy moment.

Najwyraźniej jednak nie wszyscy byli tak ostrożni jak Falerończyk. Kiedy Eubulos przechodził koło jednego z wąskich, mrocznych zaułków, nagle wychynęły stamtąd dwie postacie. W dłoniach trzymały pałki. Jedna wbiła się w brzuch komediopisarza, druga uderzyła w zgięcie jego kolan, sprawiając, że nogi ugięły się pod tłustym mężczyzną. Krzyknął tylko raz, krótko, nim jeden z napastników narzucił mu na głowę worek. Potem zaś obaj wciągnęli swą ofiarę w uliczkę, z której przybyli.

Wszystko to trwało ledwie kilka uderzeń serca. Nikt nie zareagował na to, co się właśnie stało – ani stojące pod murami domów ladacznice, skupione na łowieniu klientów, ani też liczni mimo późnej pory przechodnie. Najwyraźniej podobne przypadki często miały tu miejsce. Demetriusz dał znak Menandrowi, by ten był cicho, a następnie zakradł się do wylotu uliczki. Wyjrzał ostrożnie zza rogu budynku. W gęstym mroku dostrzegł tylko zamazane kształty. Dwa z nich wlokły po ziemi coś dużego i pojękującego głucho. Odciągały go dalej od ruchliwej arterii, w labirynt nędznych zaułków.

Falerończyk kazał poecie zostać na miejscu i ruszył w ślad za tajemniczymi napastnikami. Kilkadziesiąt kroków dalej usłyszał ich głosy:

– Patrz, jaka ciężka sakiewka! Ale nam się trafiło!

– To chyba jakiś bogacz. Co tu porabia w środku nocy?

– Może zachciało mu się tutejszych ślicznotek!

Obaj mężczyźni zarechotali gromko. Ich śmiech został zagłuszony przez donośny mimo worka krzyk.

– Pomocy! Napadli mnie zbóje! Ratunkuuu!

– Na cycki Afrodyty, ucisz go!

– Przytrzymaj skurwysyna. Zaraz go uspokoję.

Do uszu Falerończyka dobiegły głuche odgłosy ciosów i kopniaków. Krzyk Eubulosa zamienił się w chrapliwe błagania o litość. Młodzieniec wycofał się po cichu i wrócił do swego przyjaciela.

– Wygląda na to, że miejscowi rabusie pomszczą twoją Fojbiane – szepnął. – Właśnie dają Eubulosowi tęgi wycisk. Nie widzę powodu, by im przeszkadzać.

Poeta nie dał się wszakże przekonać.

– Złożyłem jej obietnicę. Nie pozwolę, by ktoś mnie wyręczał!

Po tych słowach z młodzieńczą odwagą (czy też, jak kto woli, głupotą) wkroczył w mroczny zaułek. Demetriusz westchnął ciężko. Wydobył spod tuniki kuchenny nóż, który odebrał wcześniej poecie. Obawiał się, że wkrótce przyjdzie mu go użyć. Jeśli wyjdziemy z tego cało, pomyślał ruszając w ślad za Menandrem, spuszczę mu solidne lanie, by na długo zniechęcić go do takich eskapad.

Chwilę później przyszło mu do głowy, że powinien też spuścić lanie samemu sobie – za to, że dał się wciągnąć w całą tę wariacką historię.

* * *

Oczy Narzesa jakby rozbłysły. Jeszcze przed chwilą spodziewał się, że znów będzie musiał zaspokajać wstrętne mu męskie pożądanie. Nagle sytuacja całkowicie się odwróciła. Zamiast oddawać się Ateńczykowi, mógł sam zakosztować słodyczy pięknej, młodej dziewczyny. Pewnie nie może wprost uwierzyć w swoje szczęście, pomyślał Kritias. Głupiec nie zdaje sobie sprawy, w czyim teatrze gra dzisiaj rolę.

Eunuch ukłonił się i opuścił komnatę, życząc obydwu klientom przedniego widowiska. Przyszła za to Damaris z nowym dzbanem wina. Znów napełniła puchary, po czym zajęła miejsce pod jedną ze ścian, za plecami Kritiasa i Hiperejdesa, w każdej chwili gotowa do służby.

Helena i Narzes stanęli na środku pokoju, na miękkim perskim dywanie. Zwróceni byli do siebie twarzami, bokiem zaś do obserwujących ich mężczyzn. Kritias oparł się wygodnie i oblizał wargi. Hiperejdes, który z początku nie był entuzjastą pokazu, również przyglądał się z zaciekawieniem.

– Rozbierz się – rozkazał Pers, drżącym, nienawykłym do wydawania poleceń głosem. To musiała być dla niego zupełnie nowa rola. Kapłan zastanawiał się, czy młodzieniec kiedykolwiek był z kobietą. Niewiasty rzadko wszak chadzały do domów rozkoszy. Może któraś z pornai była dla niego tak dobra, że którejś nocy, po skończonej pracy przemieniła chłopca w mężczyznę? Jeśli nie, Helena będzie jego pierwszą. A pierwszej się nie zapomina.

A nawet jeśli… Kritias upewni się, że Narzes nigdy nie zapomni tej nocy.

Modrooka posłuchała niemal natychmiast. W Sekrecie Penelopy nauczono ją, by nie zwlekała z wykonywaniem rozkazów, bez względu na to, z czyich ust pochodzą. Delfijczyk spodziewał się, że dziewczyna ściągnie tunikę przez głowę, ona jednak potrafiła rozdziewać się z większym wdziękiem. Uniosła ręce do wiązań na prawym ramieniu. Po chwili szata zaczęła spływać w dół po jej zgrabnym ciele. Wpierw odsłoniła drugą pierś, równie dorodną jak pierwsza, następnie płaski brzuch i ładnie zaokrąglone biodra. Kiedy opadła na podłogę, Narzes i Helena, oboje już nadzy, zwrócili się ku obserwującym ich mężczyznom i oddali im pełen szacunku pokłon. Kritias mógł teraz docenić wszystkie atuty złotowłosej. Jej kształtny biust kołysał się w rytm ruchów, bez wątpienia jędrny i bardzo sprężysty. Łono było gładko wydepilowane, zaś srom przyozdabiał niewielki srebrny kolczyk w kształcie kółka przechodzący przez łechtaczkę. Kapłan poczuł na ten widok kolejną falę podniecenia. Wiedział, jak bolesna bywała operacja zakładania takiej biżuterii.

Narzes i Helena na powrót zwrócili się ku sobie. Pers zawahał się, jakby niepewny, co ma dalej czynić. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego zachęcająco i postąpiła krok w jego stronę. Odrzuciła na plecy warkocz, który sięgnął jej aż do pośladków. Uniosła rękę i położyła dłoń na szczupłym torsie młodzieńca. Wyszeptała coś, co tylko on mógł usłyszeć. Sięgnął ku jej piersi. Westchnęła cicho, gdy zacisnął palce na obfitej półkuli.

Dotykali się niespiesznie, jakby dopiero poznawali nawzajem swe ciała. A może tak było w istocie. Dłoń Heleny przesuwała się powoli w dół, po twardym brzuchu Narzesa, na którym widać już było zarys silnych mięśni. On bawił się jej biustem, ważąc go w dłoniach, ugniatając, ściskając między opuszkami palców brodawki. Wystarczyło jedno spojrzenie na jego podbrzusze, by ocenić, że te pieszczoty prędko go podnieciły. Członek Persa wzniósł się i naprężył, jakby celując w pępek złotowłosej.

Ta zaś nie próżnowała. Przesunęła dłoń jeszcze niżej i ujęła w nią męskość Narzesa. Obciągnęła kilkoma wprawnymi ruchami. Młodzieniec jęknął z podniecenia. Przez krótką chwilę zdawało się, że dojdzie już teraz, rujnując dopiero co rozpoczęty pokaz. Helena mu jednak na to nie pozwoliła. Zacisnęła palce wokół nasady penisa i przytrzymywała tak długo, aż upewniła się, że zbyt prędki szczyt nie nastąpi. Znowu szepnęła coś przeznaczonego tylko dla uszu Persa. Ten spojrzał na nią z wdzięcznością.

Kiedy wypuścił z rąk jej piersi, osunęła się przed nim na kolana. Powolnym ruchem zsunęła napletek z żołędzi, a potem pochyliła się i złożyła na niej wilgotny pocałunek. Ujęte w warkocz włosy niczego nie przesłaniały, więc Hiperejdes i Kritias mogli się dobrze przyjrzeć każdej pieszczocie. Bezwiednie pochylili się obaj do przodu, nie chcąc stracić najmniejszego szczegółu.

Helena zaś na przemian całowała żołądź i przesuwała wargami oraz językiem po trzonie penisa. Cały czas jednak trzymała w dłoni jego nasadę – na wypadek, gdyby Narzes znów stracił nad sobą kontrolę. Pers mierzył ją zamglonym spojrzeniem. Znać było po nim, jak silny efekt wywierają zabiegi modrookiej. Jego dłonie zamykały się w pięści, to znów rozwierały, a klatka piersiowa unosiła się w prędkim oddechu. Kiedy dziewczyna odsunęła członek w górę, po czym przywarła ustami do kołyszących się poniżej jąder, młodzieniec wydał z siebie głośny jęk. Pochylił się do przodu, jakby otrzymał silny cios w brzuch. Jedną rękę położył na włosach złotowłosej i mocniej przyciągnął ją do swego krocza. Nie protestowała. Wręcz przeciwnie, zwielokrotniła jeszcze starania.

– Jest dobra – skomentował Hiperejdes. – Szczerze bym ci zazdrościł, przyjacielu, gdybym nie posmakował już pieszczot Narzesa. Przysięgam ci, Kritiasie, ten chłopak potrafi sprawić, że będziesz szlochał z rozkoszy! Z żadną kobietą, z wyjątkiem może Fryne, nie było mi tak dobrze. Myślę jednak, że i ty z Heleną nie będziesz narzekał.

Kapłan nie odpowiedział, skoncentrowany na widowisku. Złotowłosa brała po kolei do ust jądra młodzieńca i ssała je, jednocześnie masując penisa niespiesznymi ruchami dłoni. Stale kontrolowała reakcje kochanka, czujna, w pełni skupiona na jego przyjemności. Dbająca o to, by dać mu dokładnie tyle, ile mógł przyjąć. Za bardzo się stara, uznał Kritias. Zwykły niewolnik, w dodatku azjatycki barbarzyńca, nie wymagał aż tyle zachodu. Czyżby Helena tajemnie się w nim kochała? W domach rozkoszy nie pochwalano związków między pornai obojga płci. Rozumiano bowiem, że płyną z tego same kłopoty: niepotrzebne sceny zazdrości, akty buntu, czasem nawet ucieczki. Jeśli zatem tych dwoje darzyło się miłością, z pewnością to ukrywali. Aż do dziś, gdy rozkazano im uprawiać miłość dla przyjemności widzów. Przypatrując im się uważnie, Delfijczyk wychwytywał coraz więcej szczegółów świadczących o tym, że ma rację. Delikatność, z jaką Pers gładził włosy modrookiej. Spojrzenia, które czasem mu posyłała… To było więcej, niż tylko wypełnianie rozkazów. Znacznie więcej.

– Wystarczy! – rzucił stanowczym tonem.

Helena wypuściła z dłoni męskość kochanka i odsunęła usta od jego jąder. Narzes posłał Kritiasowi zbolałe spojrzenie. Ten odpowiedział uśmiechem.

– Ponoć Persowie to naród wyśmienitych kawalerzystów. Udowodnij to nam, Narzesie. Pora już, byś dosiadł swojej klaczy!

Gdy młodzieniec zrozumiał, czego się od niego żąda, skwapliwie pokłonił się kapłanowi. Helena, wciąż na kolanach, zwróciła się plecami do swego kochanka i pochyliła się mocno do przodu. Wypięła swoją kształtną pupę i zakołysała nią uwodzicielsko. Wsparta na łokciach, opuściła głowę, tak że jej warkocz opadł na dywan.

Narzes uklęknął za nią. Rękoma chwycił za biodra złotowłosej i unieruchomił je w najwygodniejszej dla siebie pozycji. Nabrzmiały penis kilkakroć otarł się o gładkie łono Heleny. Gdy przesunął się między wargami sromowymi, Kritias dostrzegł na nim kilka lśniących kropel. Dziwka prędko zwilgotniała, pomyślał niezadowolony. Nie musiała nawet pomagać sobie palcami. Szkoda. Miał nadzieję, że penetracja sprawi jej choć odrobinę bólu. Kiedy jednak Pers wbił się w nią – prędko i niezbyt delikatnie, jak przystało na przepełnionego żądzą młodzieńca – nie wydała z siebie bolesnego krzyku, lecz westchnienie ulgi. Dwoje kochanków stało się jednością.

* * *

Zarządca ateńskiego domu Hiperejdesa machał rękoma, powtarzając wciąż te same słowa:

– Pan nie pozwala! Pan nie pozwala!

Jeden najemnik pilnował niewysokiego, siwego już, acz bardzo ruchliwego męża. Pozostali rozbiegli się po rezydencji, szukając pana domu lub jego cudzoziemskiego gościa. Dionizjusz z Faleronu stał na środku dziedzińca, obserwując, jak zbrojni wykonują jego rozkazy.

– Pan nie pozwala! – znów wydarł się zarządca.

– Na Hadesa, człowieku, ucisz go – warknął strateg.

Najemnik uniósł pięść i uderzył nią w otwarte usta starca. Ten zalał się krwią, a jego krzyk przeszedł w cichy, przepełniony bólem jęk.

Oficer podbiegł do Dionizjusza, stanął na baczność i zasalutował.

– Ani śladu Hiperejdesa albo Kritiasa, panie. Mamy zacząć przesłuchiwać niewolników?

– To też. Poza tym przeszukajcie komnaty Kritiasa. Może znajdziecie tam jakieś interesujące nas dokumenty.

Wątpił, by kapłan przechowywał pisemne instrukcje od swej mocodawczyni, lecz nie zamierzał czegokolwiek zaniedbać. Skoro już pogwałcił świętość domów dwóch powszechnie szanowanych obywateli, musiał wyciągnąć z tego jakieś profity. Po chwili namysłu ruszył na piętro willi, gdzie znajdowały się pokoje gościnne. Zdecydował, że sam przyjrzy się temu, jak mieszkał jego nieprzyjaciel.

Podobnie jak reszta domu, komnaty zajmowane przez Kritiasa były urządzone gustownie i ze smakiem, ale bez ostentacyjnego przepychu. Gobeliny z motywami mitologicznymi były nieliczne, za to pierwszej klasy, podobnie jak freski naścienne w sypialni. Wokół stratega krzątali się najemnicy. Oficer, który w przeciwieństwie do większości zbrojnych potrafił biegle czytać, stał przy biurku i przeglądał papirusy oraz gliniane tabliczki. Pozostali przetrząsali szafy oraz skrzynie.

– Strategu! Znalazłem coś! – dobiegł głos z jednego z pomieszczeń.

Dionizjusz udał się tam prędkim krokiem. Pierwszą rzeczą, jaką dostrzegł po wejściu do komnaty, było duże, okrągłe lustro z wypolerowanego brązu. Stojąc o kilka kroków od niego, można się było przejrzeć w całości. Zupełnie jak w domu hetery, pomyślał. Neira, Fojbiane czy Bakchis, u których niegdyś bywał, miały podobne. Ten Kritias to zniewieściały typ.

– Tutaj, dostojny panie.

Odwrócił spojrzenie od lustra. Dwóch zbrojnych stało nad okutą brązem skrzynią na ubrania. Wieko było uchylone. Ze środka wynurzała się blada dłoń… Eurynome – pomyślał w pierwszej chwili strateg. To było logiczne. Skoro straciła użyteczność dla spiskowców, postanowili ją zgładzić. Kiedy jednak podszedł bliżej, zrozumiał, że to nie jego żona. Ta dziewczyna miała jasne włosy i znacznie pełniejsze kształty. Patrzyła na niego martwymi, szklistymi oczyma.

– Poznajesz ją, panie? – zapytał jeden z najemników.

– To Anteja – odparł, przypominając sobie niewolnicę małżonki, którą parę razy wziął do łoża. Kleopatra twierdziła, że to ona przyniosła wino. Wino, które potem zabiło Fenicjankę…

Zacisnął powieki. Kiedy znów je otworzył, wiedział już, co uczynić.

Nie było sensu się rozdrabniać. Jeśli schwyta Hiperejdesa i Kritiasa, dowie się również, co stało się z Eurynome.

– Sprowadźcie tu zarządcę – rozkazał.

Po chwili najemnicy rzucili siwego mężczyznę na podłogę przed strategiem. Uklęknął nad starcem i trzymając mocno za włosy, podniósł mu głowę.

– Gdzie jest twój pan? – wyszeptał. – Gdzie jest jego gość?

Tamten unikał jego spojrzenia i milczał uparcie. Dionizjusz poczuł, że znów rośnie w nim gniew. Wyciągnął z pochwy krótki miecz i przyłożył sztych do dłoni starego.

– Zapytam jeszcze raz. Jeśli mi nie odpowiesz, stracisz palec. Potem następny. Będę to powtarzał tak długo, aż zaczniesz gadać. Albo zabraknie ci palców.

Sędziwy sługa był wierny wobec swego pana. Dionizjusz musiał go pytać aż trzy razy, nim w końcu uzyskał odpowiedź.

* * *

Pers mocno pracował biodrami, które raz po raz dociskały się do pośladków złotowłosej. Jego pchnięcia były głębokie – najpierw członek niemal w całości opuszczał pochwę Heleny, by po chwili wniknąć w nią aż po jądra. Męskość Narzesa lśniła od soków modrookiej porne. Przy każdym sztychu przygarniał ją do siebie, wzmagając jeszcze ich wspólną rozkosz.

Kritias i Hiperejdes przyglądali się pokazowi. Ateński adwokat wybornie się bawił. Kazał Damaris ponownie napełnić swój puchar winem. Gdy tylko to uczyniła, zapomniał o jej istnieniu i pochylił się do przodu, tak aby nic nie stracić z podniecającego widowiska. Kapłan przywołał do siebie niewolnicę, lecz gdy chciała nalać wina do jego kielicha, zasłonił go dłonią. Dał jej znak, by pochyliła się ku niemu, po czym wyszeptał jej do ucha kilka słów. Dziewczyna zarumieniła się mocno. Została wszakże nauczona, że w Sekrecie Penelopy wszelkie zachcianki, jakie tylko mogą mieć mężczyźni, są spełniane. Dlatego po krótkim wahaniu skinęła głową i udała się po akcesorium, którego zażądał Delfijczyk.

– Zobacz, Kritiasie, cóż za wigor! – zawołał Hiperejdes. – Jak wspaniale pracują mięśnie tego chłopca! Mógłbym godzinami się temu przyglądać!

– Wątpię, by wytrzymał aż tyle – zauważył kapłan. Rzeczywiście, Pers wyglądał, jakby miał za chwilę szczytować. Powstrzymywał się przed tym ostatkiem sił, świadomy, że jeśli przerwie pokaz bez pozwolenia ze strony klientów, może zostać surowo ukarany. Helena również czyniła wszystko, by Narzes nie doszedł przed czasem. Kiedy zbliżał się do wybuchu rozkoszy, zgrywała ruchy swoich bioder z jego własnymi, tak że penetracja, zamiast się pogłębić, stawała się płytka i mniej intensywna. Pozwalało to jej kochankowi złapać drugi oddech i nieco oddalić się od granicy ekstazy.

Delfijczyk czuł się coraz bardziej znudzony. Uprawiająca miłość para zdawała się darzyć głębokim uczuciem, on zaś wbrew swym intencjom umożliwił ich połączenie. Łaknął widoku brutalnego, zwierzęcego spółkowania, czegoś do złudzenia przypominającego gwałt, otrzymał zaś romantyczną scenę, mogącą być (siłą rzeczy niezaprezentowanym w teatrze) finałem jakiejś sentymentalnej komedii. Czegoś noszącego pretensjonalny tytuł w rodzaju: „Pers i Hellenka” albo „Słodycz kapitulacji”. Jego zniecierpliwienie rosło z każdą chwilą nieobecności Damaris. W końcu brunetka powróciła do komnaty, niosąc podłużny przedmiot owinięty płótnem. Podała go Kritiasowi. Odsunął materiał i spojrzał na pokaźnych rozmiarów zabawkę.

– To największy, jakim dysponujecie? – upewnił się.

– Tak, dostojny panie.

– Doskonale.

Odesłał Damaris pod ścianę i znów skupił się na Persie oraz złotowłosej. Po twarzy Narzesa poznał, że przed momentem ten o mały włos nie doszedł. Jakoś udało mu się uspokoić, wciąż jednak balansował na granicy. Kritias uznał, że najwyższy czas na interwencję.

– Dosyć – powiedział, unosząc władczo dłoń.

Pers nie od razu go zrozumiał. Kiedy jednak dotarł do niego sens wypowiedzianego słowa, zareagował błyskawicznie. Choć bardzo pragnął już spełnienia, posłusznie wysunął się ze swej kochanki. Jego stojący członek ociekał jej sokami. Dyszał z wysiłku, podobnie zresztą jak ona. Klęczeli obydwoje, czekając na kolejne instrukcje kapłana.

– Historia, którą nam tu opowiadacie, ma jedną zasadniczą słabość – podjął, czując przyjemne podniecenie. Dopiero teraz zaczynał się dlań prawdziwy pokaz. – Cóż bowiem widzimy? Jak Persja rżnie Helladę. Bierze ją niczym klient dziwkę. Korzysta z niej, jak tylko zapragnie.

Hiperejdes spoglądał na Kritiasa, zastanawiając się, co to ma znaczyć. Niezrażony Delfijczyk ciągnął:

– Nie przeczę, że tak było. W dawnych latach, przed zjednoczeniem Greków, niejeden nadstawiał tyłka perskiemu satrapie. Wiemy wszakże, że to już pieśń przeszłości. Król Aleksander zjednoczył nas przeciw wspólnemu wrogowi. Zniszczył potęgę Dariusza. Dziś to Hellada rżnie Persję. Czyni to nadzwyczaj brutalnie. Chcę, byście mi o tym opowiedzieli.

Milczenie, które nastało po jego słowach, przerwała Helena.

– Jak mamy to uczynić, panie? – spytała głosem pełnym niepokoju.

– Przy pomocy tego – odparł, odwijając przedmiot z płótna i ciskając go w stronę złotowłosej. Hiperejdes otworzył szeroko oczy, zaś Narzes zbladł. Na perskim dywanie, nieopodal kolan Heleny leżał sztuczny fallus, pieczołowicie wyrzeźbiony z kości słoniowej. Rzemieślnik dokładnie oddał wszelkie anatomiczne szczegóły. Wzdłuż trzonu biegły grube żyły, a żołądź zdawała się pulsować pożądaniem. Przy nasadzie akcesorium zaopatrzono w rzemienne pasy, umożliwiające umocowanie go na ciele. Uwagę wszystkich zwróciły rozmiary owego przedmiotu. Podobnie musiał wyglądać członek Priapa, bożka płodności obdarzonego wielkim przyrodzeniem. Fallus był długi na niemal łokieć, w obwodzie zaś tak szeroki, że dorosły mężczyzna miałby problem z objęciem całego trzonu dłonią.

– Pomóż jej to założyć – Kritias rozkazał Damaris. Dziewczyna chcąc nie chcąc zbliżyła się do modrookiej porne. Podniosła przedmiot z podłogi i rozwinęła rzemienne pasy. Jeden obiegał talię Heleny, drugi przechodził między jej udami, a następnie łączył się z tamtym nieco powyżej pośladków. Po chwili wyprężony w wiecznej erekcji penis kołysał się już na podbrzuszu złotowłosej.

Hiperejdes zdobył się na niezbyt stanowczy protest:

– Chyba nie sądzisz, że to dobry pomysł…

– Wręcz przeciwnie. Uważam, że dawno już nie miałem lepszego! – kapłan przeniósł swą uwagę na Narzesa. – Zajmij właściwą pozycję, Persie. I przygotuj się na bycie ujeżdżanym przez całą Helladę.

Młodzieniec drżał ze strachu i poniżenia. Fakt, że mężczyźni korzystali z jego ciała, był dlań wystarczająco upokarzający. Teraz zaś miała to uczynić dziewczyna! W dodatku nie kto inny, lecz Helena, w której podkochiwał się od dawna, lecz dopiero przed kilkoma chwilami zdołał ją posiąść! Nagła odmiana losu doprowadziła go na skraj buntu. Zacisnął ręce w pięści, gotowy rzucić się na Kritiasa i wybić mu z głowy te okrutne igraszki. Widząc zmianę, jaka zaszła na jego twarzy, złotowłosa uniosła rękę i położyła ją na jego torsie.

– Proszę, nie – szepnęła. – Nie chcę cię stracić.

Do kapłana zaś rzekła:

– Panie, jeśli mam to uczynić, pozwól choć wybrać inną zabawkę. Ta jest zbyt wielka dla celu, w jakim mam jej użyć.

– A jednak posłużysz się właśnie nią.

Helena skinęła powoli głową. Spojrzała na ciemnowłosą niewolnicę:

– Damaris, przynieś amforę oliwy.

– Lepiej się pospiesz, Damaris – zadrwił Kritias.

Niewolnica wybiegła z komnaty. Po chwili wróciła z naczyniem. Towarzyszył jej ten sam eunuch, który przedtem dokonał prezentacji pornai. Na jego twarzy rysował się niepokój.

– Czy służba Sekretu Penelopy was zadowala, dostojni panowie? – spytał, od progu gnąc się w ukłonach.

– To się dopiero okaże – odparł kapłan, obserwując, jak Damaris wylewa strużkę oliwy na sztucznego fallusa, a potem rozciera ją po całej jego powierzchni posuwistymi ruchami dłoni. Wyglądało to tak, jakby masturbowała Helenę. Rzezaniec odchrząknął:

– Obowiązek nakazuje mi poinformować, że Narzes jest kosztownym nabytkiem tego domu. Jego ewentualne obrażenia…

– Zapłacę za wszystkie szkody – przerwał mu Kritias. – Możesz być pewien, że cokolwiek się wydarzy, Sekret Penelopy nie poniesie strat.

To wyraźnie uspokoiło zarządcę. Spojrzał na Narzesa i stanowczo skinął głową. Widząc, że nie może się spodziewać z jego strony pomocy, zrezygnowany Pers opadł na kolana, pochylił się do przodu i oparł ciężar ciała na dłoniach. Damaris zbliżyła się do niego i przechyliła amforę nad jego pośladkami. Strużka złocistej oliwy spłynęła między nie. Potem niewolnica roztarła ją przy pomocy palców. Kiedy dwa z nich wsunęły się w odbyt młodzieńca, pochylił głowę, by skryć rumieniec wstydu.

Tymczasem Helena zajęła miejsce bezpośrednio za nim. Zbliżała się powoli, jakby wbrew sobie. W końcu jednak uklękła, a sztuczny penis dotknął wewnętrznej strony uda Narzesa.

– Na co czekasz? – warknął kapłan. – Potrzebujesz zachęty? Damaris, przynieś pejcz.

Modrooka zadrżała.

– To nie będzie konieczne, panie – rzekła pokornie, zbliżając się na kolanach do wypiętego w jej stronę Narzesa. Pospiesznie, by nie ściągnąć na siebie chłosty, skierowała fallusa między jego pośladki. Chwyciła go za biodra i naparła swoim szczupłym ciałem. Pokaźnych rozmiarów żołądź zaczęła wciskać się w odbyt młodzieńca.

– Szybciej, bardziej zdecydowanie! – zachęcał Delfijczyk. – Jesteś personifikacją Grecji, a to obmierzły Pers, twój najgorszy wróg!

Helena zamknęła oczy i spuściła głowę. Widać było, że wciąż stara się oszczędzać swego kochanka, który już teraz zaciskał zęby, by nie jęczeć z bólu. Kritias zerknął na Damaris i skinieniem głowy potwierdził wydany wcześniej rozkaz. Niewolnica próbowała szukać poparcia u eunucha, lecz on tylko wzruszył ramionami. W pełni wystarczyła mu gwarancja pokrycia wszystkich kosztów. Hiperejdes i jego kompani zawsze regulowali swe rachunki.

Brunetka opuściła komnatę, by po chwili wrócić z biczem w dłoniach. Było to narzędzie przeznaczone do karania niewolnych pornai bez jednoczesnego ich oszpecania. Trzy ramiona bicza miały zadawać ból, nie zostawiając długotrwałych śladów. Kapłan rozkazał dziewczynie, by stanęła za plecami Heleny. Ta posłusznie penetrowała Narzesa, lecz bez zbytniego impetu. Sztuczny fallus wsuwał się w odbyt Persa w krótkich, pozbawionych stanowczości pchnięciach.

Kiedy złotowłosa zrozumiała, co ją czeka, rozpaczliwie próbowała uniknąć wyroku. Przyspieszyła i wzmocniła swoje sztychy – już nie tylko żołądź, ale i długi trzon wdzierał się między pośladki młodzieńca. Na próżno. Choć Damaris miała łzy w oczach, na znak Kritiasa uniosła bicz i wzięła solidny zamach. Pierwsze uderzenie spadło na dolną część pleców oraz pupę Heleny. Porne krzyknęła i pragnąc uciec od pejcza, pchnęła biodrami mocniej niż poprzednio. Narzes zawył z bólu, gdy sztuczny fallus wdarł się w niego aż po nasadę.

* * *

Chwycił ją za ramię i poprowadził za sobą. Weszli na porośnięty suchą, spaloną słońcem trawą obszar otoczony przez pomniejsze grobowce.

– Tu powinno ci być wygodnie – zadrwił, popychając Eurynome tak mocno, że upadła na ziemię. – Podciągaj suknię. Nie mamy wiele czasu.

Narkissos ściągnął tunikę przez głowę i cisnął ją na okoliczny kamień ozdobiony krótką, liczącą kilka słów inskrypcją. Położył dłoń na swoim członku. Objął go mocno i obciągnął parę razy. Pomyślał, że przyjaźń z Kritiasem przynosi mu coraz to nowe profity. Przed dwoma dniami miał Fojbiane o słodkim uśmiechu, pierwszą heterę Aten. Zapewne teraz ta zielonooka kurewka już się tak słodko nie uśmiecha. Wczoraj zerżnął smagłą niewolnicę, napotkaną w świątyni Hestii. Dziś pomógł kapłanowi w uduszeniu Anteji. Ten czyn sprawił mu znacznie więcej przyjemności, niż mógł się spodziewać. Teraz zaś trafiła mu się żona samego Dionizjusza z Faleronu. Nieprzyjaciela zarówno Kritiasa, jak i Hiperejdesa. Pierwsza „porządna” kobieta, którą miał posiąść. Pierwsza kobieta, którą miał samodzielnie zgładzić.

Podniecenie wywołane zbliżającym się spółkowaniem i morderstwem sprawiło, że penis Narkissosa szybko osiągnął pełną erekcję. Przesunął po nim palcami i zadrżał z pożądania. Eurynome tymczasem położyła się na plecach pośród traw. Tak jak kazał, podciągnęła peplos, odsłaniając swe długie, chude nogi. Słyszał jej nieregularny, przesycony strachem oddech. Efeb zmarszczył brwi. Dotychczas brał niewiasty od tyłu, gwałtownie i dziko, wbijając członek głęboko między ich pośladki. Żona Dionizjusza najwyraźniej proponowała mu, by zagłębił się w jej pochwie. Może bała się bólu towarzyszącego analnej penetracji, a może po prostu chciała patrzeć w niebo, podczas gdy on będzie się w niej zaspokajał. Motywacje kobiety niezbyt go wszakże obchodziły.

Właściwie, czemu miał się nie zgodzić? Zawsze to jakaś odmiana.

Ukucnął w rozkroku nad Eurynome. Sięgnął ręką pod jej suknię i zaczął dotykać ud Atenki. Po chwili odnalazł drogę do jej wnętrza. Gdy wepchnął w nią trzy palce, wydała z siebie żałosne westchnienie. W środku była niemal całkiem sucha, lecz przecież nie spodziewał się niczego innego.

– Dziś twój szczęśliwy dzień – rzekł ciężkim od żądzy głosem. – W Hadesie będziesz mogła rozgłaszać, że posiadł cię najpiękniejszy młodzieniec Aten!

Nic nie odpowiedziała. Wycofał palce i wytarł je w materiał sukni. Nie czekając ani chwili dłużej, położył się na kobiecie i przycisnął ją swym ciałem do ziemi. Ujął członek w dłoń i nakierował go na szparkę żony Dionizjusza. Pchnął, od razu mocno. Zagłębiał się coraz bardziej, nie bacząc na przepełnione bólem jęki.

Zamknęła oczy, by nie musieć spoglądać mu w twarz. Czuła jednak na szyi i dekolcie jego gorący oddech, zaś nabrzmiała męskość ocierała ją od wewnątrz. To jednak nie było dla niej niczym nowym. Jej własny mąż potrafił być równie gwałtowny jak wysłannik Kritiasa. W ciągu kilku lat małżeństwa Eurynome przywykła do brutalnego traktowania. Teraz skupiała się na czymś innym. Jej ręka przez cały czas błądziła w trawie. Szukała czegoś.

Narkissos dyszał ciężko podczas spółkowania. Jego dłonie błądziły po biuście niewiasty, obmacywały go przez materiał peplosu. Unoszące się i opadające w silnych sztychach biodra efeba raz po raz ocierały się o jej uda. Czuła, że jest bardzo podniecony i droga na szczyt nie zajmie mu dużo czasu. To zaś oznaczało, że i ona ma niewiele czasu. Kiedy młodzieniec popchnął ją na ziemię, upadając, otarła sobie kolano o na w wpół zagłębiony w glebie kamień. Stłumiła krzyk i nie zdradziła się ze swym odkryciem. Przyjmując pozycję, w której miała oddać się efebowi, baczyła, by kamień znalazł się po jej lewicy. Teraz zaś gorączkowo próbowała go odnaleźć.

W końcu jej palce natrafiły na coś podłużnego i twardego. Objęła kształt dłonią i pociągnęła. Na szczęście nie był zbyt głęboko zagrzebany w ziemi. Już po kilku ruchach zdołała go poluzować, a potem jęła wyciągać na powierzchnię. Narkissos zaczął całować ją po szyi. Czynił to jak wszystko inne – zachłannie i bez śladu delikatności. Kilkakroć zadrapał delikatną skórę zębami. Przynajmniej raz ugryzł ją w zapamiętaniu. Jego ruchy przyspieszyły. Wbijał się w wilgotniejącą bardzo powoli szparkę Eurynome, jakby chciał ją rozerwać, roznieść na strzępy.

Muszę poczekać, aż dojdzie, postanowiła. Jeśli chybię, nie da mi drugiej szansy. Muszę uderzyć, gdy będzie najbardziej bezbronny. Czuła wstręt na samą myśl o tym, że ów piękny efeb o czarnym sercu wytryśnie w niej i splugawi jej łono obmierzłym nasieniem. Najpierw Dionizjusz, teraz on. Bogowie są okrutni w swych wyrokach.

Narkissos krzyknął głośno, oznajmiając swą rozkosz całej nekropolii, mrocznym posągom i wyblakłym freskom. Kiedy odrzucił głowę do tyłu, oślepiony przyjemnością, Eurynome uniosła powieki i porwała z ziemi kamień. Włożyła w cios całą siłę lewego ramienia. Coś pękło z przyprawiającym o mdłości chrupnięciem. Krzyk momentalnie się urwał. Młodzieniec stężał i po chwili bezwładnie osunął się na kobietę. Przez jakiś czas leżała pod nim, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Coś mokrego ściekało po skroni efeba, a potem skapywało na jej policzek. Poczuła w ustach metaliczny posmak krwi.

W końcu zepchnęła z siebie niespodziewanie ciężkie ciało i spróbowała wstać. Szło jej to z trudem. Po gwałtownym stosunku czuła dotkliwy ból w dole brzucha, jej nogi co chwila odmawiały posłuszeństwa. Usiadła na pobliskim głazie nagrobnym. Zdawała sobie sprawę, że powinna czym prędzej uciekać, by jeszcze przed świtem znaleźć się daleko od Aten i wszystkich tych, którzy pragnęli jej śmierci. Nie potrafiła jednak zmusić się do działania.

Niespodziewany ruch wyrwał ją z apatycznego stanu, w którym się znalazła. Narkissos jęknął nieprzytomnie. Wsparł się na jednym ramieniu, uniósł głowę i potrząsnął nią. Znać było, że wciąż jest ogłuszony i nie za bardzo wie, gdzie się znajduje. W blasku księżyca, który wyjrzał zza chmur, Eurynome ujrzała, że prawa część twarzy efeba zalana jest krwią. Kolejne strużki czerwieni wyciekały z głębokiej rany na skroni.

Żona Dionizjusza machinalnie podniosła się z głazu. Schyliła się i wzięła do ręki kamień – ten sam, który tak dobrze posłużył jej poprzednim razem. Zbliżyła się do oszołomionego wciąż młodzieńca i stanęła nad nim w rozkroku. Wzięła dobry zamach, a potem uderzyła oburącz. Ze wszystkich sił. Nie przerwała ciosów, dopóki głowa Narkissosa nie zaczęła przypominać rozłupanego arbuza.

Wyprostowała się, głęboko wstrząśnięta własnym czynem. Śliski od krwi kamień wysunął się z jej dłoni. Zrobiła kilka kroków w tył i ostatni raz popatrzyła na zwłoki efeba. Potem zaś odwróciła się i ruszyła między grobowce. Ani razu nie obejrzała się za siebie. Niedługo potem do jej uszu dobiegł szum płynącej wody. Domyśliła się, że to rzeka Kefisus, przebiegająca na zachód od Aten. Jeśli zdoła dotrzeć do jej porośniętych zagajnikami brzegów, będzie bezpieczna.

Ruszyła naprzód, zostawiając za plecami Miasto, w którym spędziła całe swe dotychczasowe życie. Teraz jednak czekała tam na nią wyłącznie śmierć. Stawiała zatem krok za krokiem, uparcie podążając na zachód. Jakąkolwiek przyszłość zaplanowali dla niej bogowie – stawi jej czoła po drugiej stronie Kefisosu.

* * *

Kolejne razy spadały na plecy Heleny, pozostawiając na nich czerwone pręgi. Damaris płakała, chłoszcząc jasnowłosą porne. Ta zaś, by choć odrobinę złagodzić ciosy, uciekała do przodu biodrami. Tym samym jeszcze mocniej penetrowała Narzesa sztucznym fallusem. Pers był na wpół omdlały z bólu. Głowa opadła mu tak nisko, że czołem dotykał dywanu. Jego wargi poruszały się, jakby w niemej modlitwie. Co jakiś czas wyrywał się spomiędzy nich krzyk. Kritias przyglądał się całej scenie z wielką satysfakcją. Dopiero taki pokaz naprawdę przypadł mu do gustu.

Dobry nastrój, z którym Hiperejdes wstępował w progi Sekretu Penelopy, całkiem się ulotnił. Adwokat patrzył na dzieło Delfijczyka z rosnącym niepokojem. Coraz lepiej pojmował, jakim człowiekiem jest Kritias. I coraz bardziej żałował, że ateńscy demokraci zdecydowali się na przymierze z kimś takim. Było zbyt późno, by się wycofać – zresztą, już teraz postawili wszystko na jeden rzut kością… A jednak czuł, że zwycięstwo odniesione dzięki takiemu aliantowi będzie mieć gorzki smak popiołu. O ile w ogóle będzie można nazwać je zwycięstwem.

Eunuch opuścił znów Komnatę Wyboru, by zająć się innymi obowiązkami. Kiedy już zadbał o interesy domu, jego obecność tutaj stała się zbędna. Helena i Narzes stracili ostatnią, jakkolwiek nikłą, nadzieję na ratunek. Kritias dostał ich w swe niepodzielne władanie i korzystał z tego do woli. Całe plecy, pośladki oraz uda modrookiej nosiły ślady chłosty. Damaris nie ważyła się przerywać, bojąc się, że jeśli to uczyni, sama posmakuje pejcza.

Hiperejdes współczuł trojgu niewolników, którzy stali się igraszką kapłana. Nie mógł im jednak pomóc bez narażania na szwank swych stosunków z Delfijczykiem. A przecież wciąż go potrzebował! Potrzebowało go stłamszone przez macedońskich sprzedawczyków Miasto. Jedynie Kritias dysponował złotem, a także realną siłą zbrojną – setką żołnierzy przysłanych do Aten przez nieugięty Lacedemon. Tylko on przemawiał głosem królowej Olimpias, matki samego Aleksandra! Bez jego pomocy konfrontacja ze stronnictwem oligarchów była z góry skazana na niepowodzenie. To było po stokroć ważniejsze od Damaris, Narzesa i Heleny razem wziętych.

Choć bardzo chciał odwrócić spojrzenie, zmusił się, by patrzeć. Okrucieństwo Kritiasa powinno mu się wryć w pamięć tak głęboko, by nie był zdolny o nim zapomnieć. Już wcześniej adwokat podejrzewał, że kapłan był prowodyrem zbiorowego gwałtu na Fojbiane. Teraz miał już co do tego absolutną pewność. Rozpoznawał w owym zdarzeniu tę samą nutę sadyzmu, która wybrzmiewała tutaj, w Komnacie Wyboru.

– Spójrz, Hiperejdesie, co za wigor! – zaśmiał się Delfijczyk, bijąc się ręką po udzie z uciechy. Uwadze Ateńczyka nie uszedł fakt, że kapłan niemal dokładnie powtórzył jego wcześniejsze słowa. Czyżby próbował mnie ukarać za te drwiny w Łaźni Nimf, zastanowił się. To ma sens. Uraziłem jego dumę, a on zemścił się za pośrednictwem chłopca, którego pragnąłem… Hiperejdes spojrzał znów na Narzesa. Było jasne, że nieszczęsny Pers nie usłuży już tej nocy żadnemu mężowi. To, co go spotkało, to także moja wina, zrozumiał nagle. Narzes, Fojbiane… Ponoszę część odpowiedzialności.

W tym momencie do pokoju wpadł eunuch. Zdyszany i przerażony, w rozdartym stroju. Z rozbitych warg spływała mu krew.

– Panowie! Musicie uciekać. Żołnierze! – krzyknął, gorączkowo wymachując rękoma. Hiperejdes zerwał się z kanapy.

– Kto? – spytał, sięgając po sztylet przy pasie.

– Wołają, że od stratega Dionizjusza! Przeszukują ogród, zaraz będą tutaj!

Adwokat zmarszczył brwi. Czego może chcieć od niego Falerończyk? Coś podpowiedziało mu, by spojrzeć na Kritiasa. Ten również podniósł się na równe nogi. Był blady, jakby z jego smagłej twarzy odpłynęła cała krew.

– Musimy uciekać! – rzekł, nagle tracąc całą pewność siebie.

– Nigdzie się nie ruszamy – odparł spokojnie Ateńczyk. – Nie uczyniliśmy nic, za co mógłby nas aresztować.

– Mów za siebie, ty wyperfumowany głupcze – wypalił kapłan, po czym zwrócił się do rzezańca. – To mnie szukają. Mów, jak wydostać się stąd niepostrzeżenie!

W całym zamieszaniu Damaris przestała chłostać Helenę. Ta czym prędzej cofnęła biodra, wysuwając sztuczny członek spomiędzy pośladków Persa. Kość słoniowa, z której wyrzeźbiono akcesorium, była pokryta krwią. Narzes jęknął raz jeszcze i osunął się na podłogę.

Eunuch pospiesznym krokiem zbliżył się do przeciwległej ściany i uniósł jeden z gobelinów, przedstawiających Afrodytę oddającą się ochoczo pięknemu Adonisowi. Zasłona skrywała tajemny korytarz wiodący stromo w dół. Hiperejdes domyślił się, że to droga przeznaczona dla szczególnych klientów, pragnących odwiedzać Sekret Penelopy bez wzbudzania zbędnej sensacji.

– Tędy, panie! Przejście prowadzi pod ulicą do przeciwległego domu. Pospiesz się! Oni zaraz tu wpadną!

Nie czekając na nic, Kritias skoczył w głąb korytarza i zniknął adwokatowi z oczu. Ten zaklął cicho. Z komnaty obok dobiegł go huk wyważanych drzwi i rozbijanej ceramiki. A także głosy:

– Brać Kritiasa! Brać Hiperejdesa! Żywcem! Strateg rozkazuje: żywceeeem!

– Do Tartaru z tym wszystkim – warknął Hiperejdes i rzucił się w ślad za kapłanem. Gobelin prędko wrócił na swoje miejsce, a w korytarzu zapadł nieprzenikniony mrok.

* * *

Zza rogu dochodziły odgłosy uderzeń. A także jęki maltretowanego człowieka.

– Patrz, skurwiel ma pierścień! Czy to srebro, grubasie? Ściągaj, ściągaj albo utniemy ci palec!

– Proszę, nie… Już ściągam…

Menander pierwszy wszedł do ślepego zaułka, w którym rabusie wciąż znęcali się nad Eubulosem. Demetriusz kroczył tuż za nim, z kuchennym nożem w dłoni. Komediopisarz miał worek naciągnięty na głowę, przez co nie mógł się zorientować, skąd nadejdzie kolejny cios i osłonić się rękoma. Teraz na ślepo siłował się z pierścieniem, który za żadne skarby nie chciał zsunąć się z tłustego palca.

– Prędzej! Nie mamy całej nocy! – warknął jeden z bandytów, niski i krępy, dzierżący krótką pałkę. Drugi sięgnął do pasa i wyrwał zza niego sztylet o szerokim ostrzu.

– Czas minął, grubasie. Dawaj tu rękę!

– Stój! – rozkazał tamten. – Zobacz, Nomionie. Mamy gości.

Mężczyzna nazwany Nomionem zwrócił się w stronę nowoprzybyłych.

– Przyszliście ratować tego tłuściocha?

– Wręcz przeciwnie – Falerończyk starał się mówić spokojnym tonem. – Chcieliśmy go dostać w swoje ręce, ale nas ubiegliście.

– No właśnie. Jeśli myślicie, że podzielimy się z wami łupem…

– W żadnym razie tak nie myślimy. Weźcie, cokolwiek wam się spodoba. Po prostu chcemy go dostać, gdy już z nim skończycie.

Przez dłuższą chwilę rabusie spoglądali na nich w konsternacji. Demetriusz zaczynał już mieć nadzieję, że dojdą do porozumienia, kiedy ten niższy splunął na ziemię i stwierdził:

– Ci dwaj mi się nie podobają. Sprawdźmy, czy nie mają przy sobie czegoś wartościowego.

– Nie radzę – odparł Falerończyk, wyciągając przed siebie kuchenne ostrze.

– To tylko dwaj chłopcy, szybko się z nimi sprawimy – zachęcał Nomiona krępy.

A potem obaj rzucili się na młodzieńców.

Wysoki bandyta zaatakował Demetriusza. Sztylet i kuchenny nóż starły się w ciemnościach. Uczeń Kassandra oraz Aratosa momentalnie przypomniał sobie wszystkie pobrane u nich nauki. Wprawdzie oręż, którego używał, w niewielkim stopniu przypominał xiphosa czy machairę, lecz w tych okolicznościach musiał wystarczyć. Podobnie jak katalog brudnych sztuczek, które wpoił mu Kreteńczyk. Pozwolił, by klinga sztyletu zsunęła się po szerokim ostrzu noża. Wyrzucił do przodu lewą rękę i chwycił przeciwnika za nadgarstek. Wykręcił go z całych sił, aż chrupnęło. Kiedy mężczyzna zaczął krzyczeć, wbił mu z całych sił piętę w goleń, a rękojeścią noża z rozmachem grzmotnął w czoło. Ciało Nomiona uderzyło o pobliski mur, a potem osunęło się na ziemię. Sztylet wypadł mu z bezwładnej dłoni.

Menander radził sobie znacznie gorzej. Krępy rabuś uderzył go pałką w żebra, a potem poprawił ciosem w skroń. Przyparty do muru poeta odruchowo zasłonił się prawicą i to uratowało mu życie. Zamiast w głowę, pałka wyrżnęła w przedramię, łamiąc obydwie kości. Ręka opadła bezwładnie i w tym momencie chłopiec spojrzał śmierci w oczy – jego przeciwnik znowu unosił straszną broń.

Nie zdążył jednak uderzyć. Demetriusz przyskoczył do niego. Otoczył mu ramieniem szyję, zaczął dławić i odciągać od swego przyjaciela. Kiedy bandyta stawił nadspodziewanie silny opór, zareagował instynktownie. Nie było czasu na myślenie. Kuchenny nóż wszedł w bok rabusia, jak w mięsiwo, do krojenia którego służył. Raz, drugi, trzeci. Mężczyzna wyprężył się i zadrżał, jakby właśnie osiągał szczyt rozkoszy. Falerończyk nie zaprzestawał pchnięć, choć na jego bok i udo tryskały już strumienie krwi. Gdy w końcu zwolnił uścisk wokół szyi przeciwnika, ten bez najcichszego jęku osunął się na ziemię.

Poeta był mocno poobijany. Coś kłuło go w boku, zwłaszcza gdy próbował wziąć głęboki wdech. Prawa ręka pulsowała bólem. Usiadł na podłożu, a Demetriusz uklęknął przy nim. Obmacał jego żebra i stwierdził:

– Złamane. Co najmniej jedno, może więcej.

Podczas badania Menander szarpnął się, jakby delikatny dotyk przysporzył mu wielkiego cierpienia. Zaraz potem zaniósł się kaszlem. Gdy w końcu odjął dłoń od ust, w jej wnętrzu widniało kilka kropli krwi. Falerończyk poczuł głęboki niepokój.

– Potrzeba ci medyka. I to prędko.

Leżący wciąż Eubulos z Soli zdobył się w końcu na odwagę, by ściągnąć z głowy worek i rozejrzeć się dookoła. Ujrzał nieruchome ciała napastników, a także dwóch młodych ludzi pod ścianą jednego z domów. Najwyraźniej to oni go ocalili, choć nie wyglądali na zbytnich osiłków. Komediopisarz z trudem dźwignął się z ziemi i otrzepał. Chociaż rabusie mocno go skatowali, nie miał chyba żadnych złamań. Najbardziej bolało go kolano, które stłukł podczas upadku. Kuśtykając, zbliżył się do swych wybawicieli.

Widząc go, Demetriusz również się podniósł. Obrócił się ku Eubulosowi i stanął między nim a Menandrem. Nie chciał, by mężczyzna rozpoznał swego niedawnego konkurenta. Mógłby nabrać podejrzeń co do okoliczności ich niezwykłego spotkania.

– Jestem wam winien podziękowania – rzekł komediopisarz, wyciągając rękę do nieznajomego. W nocnych ciemnościach nie widział dobrze jego twarzy, lecz zdawało mu się, że kiedyś już go ujrzał. – Wam zaś należy się wiedza, kogo ocaliliście. Jam jest Eubulos z Soli, pisarz komedii. Zwyciężyłem w konkursie podczas obecnych Dionizjów. Byliście wtedy w Teatrze, moi drodzy? W takim razie z pewnością mnie widzieliście.

Falerończyk poczuł, że rozpala się w nim gniew. Nawet teraz ów głupiec pyszni się swym niezasłużonym triumfem… Śmieje się w twarz Menandrowi i jemu!

– Tak, byliśmy w Teatrze Dionizosa – odparł powoli, przenosząc ciężar ciała na prawą nogę i unosząc rękę. Nie po to, by uścisnąć wysuniętą ku niemu prawicę, lecz by wziąć dobry zamach. – Szkoda, że nie dotarliśmy na sympozjon u Hiperejdesa.

Eubulos zastygł w bezruchu. W chwili, gdy pojął, że ich nocne spotkanie nie jest przypadkowe, pięść Demetriusza wbiła mu się w oczodół. Głowa komediopisarza odskoczyła do tyłu.

– To wszystko twoja wina! – Demetriusz postąpił krok w jego stronę i wyrzucił lewą pięść naprzód. Trafił komediopisarza w splot słoneczny, pozbawiając momentalnie oddechu. Niemal natychmiast poprawił, zadając mu cios w żebra.

– To za Fojbiane! – wykrzyknął, kopiąc mężczyznę w jądra. – Przesyła ci pozdrowienia! – Kiedy Eubulos zgiął się w pół, chwycił go za uszy i wbił mu kolano w twarz.

Otyły mąż ponownie upadł na ziemię. Jego oblicze zalane było krwią z rozbitego nosa. Falerończyk przyskoczył do niego i kopnął go w brzuch, udo, pachwinę.

– To za Menandra! – krzyczał, dając upust przepełniającej go furii. Przestał dbać o to, czy Eubulos domyśli się, kto go bije. Liczyło się tylko to, że mógł wyładować swój gniew na kimś, kto bez wątpienia na to zasłużył. – To było jego zwycięstwo, ty pozbawiona talentu kanalio!

Pochylił się nad leżącym i zadawał ciosy pięścią, z góry, za każdym razem biorąc porządny zamach.

– To przez ciebie musiałem dziś zabić człowieka, ty skurwysynu!

Tymczasem Menander zdołał jakimś cudem podnieść się na równe nogi. Z widocznym trudem zbliżył się do Eubulosa i Demetriusza.

– Zostaw go… – wykrztusił. – To ja przysięgałem Fojbiane…

Słysząc te słowa, komediopisarz uniósł głowę i spojrzał na poetę jedynym zdrowym wciąż okiem.

– Menander! – rozpoznał go mimo panujących ciemności. – To ty, mały gnojku… Ty wynająłeś tego zbira? Każ mu, żeby przestał mnie bić… Przysięgam, że puszczę to wszystko w zapomnienie… Nie będę szukał sprawiedliwości… Oddam ci ten cholerny wieniec, na którym tak ci zależy…

Falerończyk cofnął się o krok. Jego furia powoli słabła, wypierana przez chłodną świadomość. Eubulos rozpoznał jego przyjaciela. Cokolwiek teraz obieca, nie będzie miało znaczenia, gdy tylko wypuszczą go ze swych rąk. Mógł pozwać Menandra przez trybunał i oskarżyć go o próbę zabójstwa… Może nawet uzyskać wyrok skazujący! Demetriusz nie bał się o siebie – nie było bowiem w Atenach sądu, który ośmieliłby się skazać syna Dionizjusza. Lecz jego druh nie mógł liczyć na podobną protekcję.

Jeśli pozwolą mu odejść, całe zło, które wyrządził, pozostanie nieukarane. Eubulos zaś zyska niepowtarzalną okazję, by do starych grzechów dołączyć nowe. Nie można było na to pozwolić.

Menander stał w bezruchu nad powalonym komediopisarzem. Spoglądał na niego z nienawiścią i pogardą. Cierpienie wyostrzyło mu rysy, ciężki, rzężący oddech z trudem unosił jego szczupłą pierś. Demetriusz podniósł z ziemi upuszczony sztylet Nomiona. Zbliżył się do poety i bez słowa podał mu oręż, rękojeścią do przodu.

– Miałeś rację – rzekł. – A ja się myliłem. On musi zginąć.

Ich spojrzenia napotkały się w mroku. Przez moment w oczach Menandra zagościł lęk. Chłopiec uświadomił sobie, że nigdy jeszcze nikogo nie zabił. Eubulos miał być jego pierwszą ofiarą. Wcześniej nie w pełni zdawał sobie sprawę, że ta chwila może kiedyś nadejść. Bezrefleksyjna żądza zemsty popychała go do działania. Teraz, gdy w końcu mógł jej dokonać, zawahał się.

Eubulos umilkł, zdjęty trwogą.

A potem Menander zebrał się w sobie i sięgnął po sztylet. Zacisnął palce lewej dłoni wokół rękojeści. Komediopisarz spróbował wstać i rzucić się do ucieczki, lecz był na to zbyt powolny.

– Uderz pewnie – instruował poetę Demetriusz. Wypełniała go zimna pustka. Nie czuł nic, poza pewnością, że to musi być uczynione. – Celuj w szyję albo pierś.

Eubulos z trudem dźwignął się na jedno kolano. Jego tusza sprawiała, że każdy ruch wiele go kosztował. Mimo to wciąż jeszcze liczył, że przeżyje. Jeśli rzuci się na tych chłopców, obali ich swym ciężarem…

Podniósł głowę i wtedy właśnie Menander zadał pchnięcie. Jedno. Zdecydowane. Głębokie. Dobrze naostrzony sztylet wgryzł się w gardło mężczyzny.

– W imię Fojbiane – wyszeptał poeta.

Eubulos popatrzył na niego szeroko otwartymi, bezrozumnymi już oczami. Otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz popłynęła z nich krew, nie słowa. Menander wyrwał ostrze z jego ciała i wtedy posoka trysnęła obfitszym strumieniem. Komediopisarz pochylił się do przodu, a potem osunął na ziemię. Nigdy już nie miał się z niej podnieść.

Nad jego zwłokami stali dwaj młodzieńcy – nieruchomi, jakby ich krew zmroziła groza własnego uczynku. Obydwaj byli zbroczeni krwią, która kalała im tuniki, dłonie, kolana. Nad ich głowami świeciły gwiazdy, gdzieniegdzie tylko zasłonięte ciężkimi chmurami. Gdzieś w oddali, chyba nad morzem, rozszalała się burza. Huk piorunów docierał do ich uszu, stłumiony przez odległość.

– Odejdźmy stąd – szepnął Demetriusz, ujmując towarzysza za jego zdrowe ramię. – Możesz iść?

Menander skinął tylko głową. Sztylet wysunął mu się z dłoni. Bardzo powoli odwrócił się plecami od człowieka, którego zgładził.

Wspierając się na przyjacielu, ruszył przed siebie – jak najdalej od tego przeklętego przez bogów zaułka.

Przejdź do kolejnej części –  Opowieść helleńska: Demetriusz XX

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Drodzy Czytelnicy,

w ciągu tych dwóch tygodni oddałem w Wasze ręce aż 4 rozdziały przygód Demetriusza. Mam nadzieję, że lektura okaże się dla Was ciekawa, inspirująca i pasjonująca – w każdym tych słów znaczeniu 🙂

Wielkie podziękowania należą się mojej Korektorce, Areia_Athene, dobremu duchowi Najlepszej Erotyki. Mimo nawału obowiązków, poprawiła wszystkie rozdziały, mające razem ponad 100 stron w edytorze tekstu. A możecie być pewni, moi Mili, że było co poprawiać!

Po tej części należy się spodziewać kilku tygodni bez Opowieści helleńskiej (muszę napisać kolejne części, a niestety robię to wolniej, niż Wy czytacie 🙂 Ciąg dalszy nastąpi, ale raczej już nie w tym miesiącu.

Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do lektury!

M.A.

Mój Drogi,
Może i dawno nie komentowałem Twojej pracy, ale śledzę bieg wydarzeń z zapartym tchem. Ten delficki kapłan to faktycznie podła kreatura i ma jakiś bardzo niebezpieczny fetysz bólu. Szkoda mi dwójki z burdelu, bo jakoś nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że owa dwójka jest najporządniejsza ze wszystkich postaci występujących w tym rozdziale.

Wciąż podziwiam Twoją erotyczną wyobraźnie, ale tym razem nieco się zasmuciłem. Kilka tygodni temu wplotłem do jednego ze swoich tekstów podobną figurę, choć stanowczo nie tak brutalną i dumny byłem ze swej pomysłowości aż do dziś.
Demetriusz jest stanowczo zbyt szlachetny – moim zdaniem – zróbże coś z tym:)

Całość czyta się jak zawsze wybornie, choć nie popędzam procesu twórczego. Sam wiem jakie to trudne:)
Foxm

Witaj, Lisie!

Zgadzam się, że Kritias to kanalia. Z rozwijającymi się skłonnościami do sadyzmu. Od Alkajosa różni się tym, że jednooki Macedończyk lubił samemu zadawać cierpienia. Własnymi rękoma (i nie tylko rękoma). Kritias zdecydowanie woli przyglądać się torturom, gwałtom, morderstwom, ale nie brudzić sobie wypielęgnowanych rąk. Dlatego nie wziął udziału w gwałcie na Fojbiane, który przecież sprowokował. Po krótkim zastanowieniu się, można stwierdzić, że Alkajos i Kritias idealnie się uzupełniają…

Nie przejmuj się, że wpadliśmy na podobny pomysł na bohatera. Tak naprawdę, wszystko już było. Nam pozostaje postmodernistyczne mieszanie zgranych motywów 🙂

Postaram się zamieścić następny rozdział ASAP. Czas pokaże, kiedy to nastąpi!

Pozdrawiam
M.A.

W tych czterech częściach stało się bardzo wiele. Dużo akcji, trup sciele się gęsto, kilka spraw zostało już wyjaśnionych. Ale wiele jeszcze zostało do napisania :).

Podobał mi sie Demetriusz w akcji, a gdy przecztałem że w Sekrecie Penelopy główną rolę odegra Helena w mojej wyobraźni pojawił się Kassander ratujący ją analogicznie jak Kleopatrę w pierwszej części OH (Pitu pitu ;).

No i nędzny półbożek znów uciekł przed sprawiedliwością. Ale wierzę że nie będziesz zbyt łaskawy dla niego :D.

daeone

Daeone,

Najwyższa pora, by Demetriusz zaczął działać – w końcu minęło już 2/3 jego Opowieści 😀 Sporo zostało do napisania, ale jestem już pewien, że to mniejsze sporo, niż to, co już opublikowałem.

Chciałem wrócić do Heleny i Narzesa, z jednej strony z powodów sentymentalnych – miałem okazję nawiązać do początków mojej pisaniny, z drugiej – możliwe, że ich wątek znajdzie jeszcze rozwinięcie.

Kassander nie mógł ocalić Heleny, bo jest już obecnie w okolicy Syrii tudzież Mezopotamii (nie mam jeszcze w pełni rozpisanego kalendarium jego marszu na wschód, ale z pospiesznych obliczeń mniej więcej to właśnie wynika).

Co zaś się tyczy Kritiasa, powiedz szczerze, Daeone: czy gdybyś miał na podorędziu taką wredną, znienawidzoną przez Czytelników kreaturę jak Kritias, ubiłbyś ją tak szybko? Myślę, że "syn Apollina" ma przed sobą jeszcze wiele przygód 🙂 I, niestety, wiele osób, które będzie miał okazję skrzywdzić.

Pozdrawiam
M.A.

Wiem że szanse na pojawienie się Kassandra są zerowe (pożeglował wspomóc Aleksandra w Persji, no i chyba odnalazł kobietę swego życia) ale marzenia nic nie kosztują ;).

Rozumiem że potrzebujesz postaci negatywnych i głupio byłoby zabijać ją zbyt szybko skoro będzie jeszcze potrzebna i konsekwentnie budujesz ją przez kilkanaście części.

Właśnie 🙂 Kritias jest jak Balcerowicz – wszyscy chcą, by odszedł, a ten jak na złość zostaje 😀

M.A.

Mam nadzieję, że Narzes będzie miał szansę zrewanżować się Kritiaszowi za hańbę

Anonimie,

w Opowieści helleńskiej nie można wykluczyć żadnego możliwego wariantu, więc istnieje jakaś szansa, że Twa nadzieja zostanie spełniona. Biorąc jednak pod uwagę pozycję społeczną Kritiasa i Narzesa, nie jest to szansa wielka.

Pozdrawiam
M.A.

Drogi Megasie, w dwóch ostatnich częściach wspiąłeś się na kolejne szczyty. Już dawno udowodniłeś, że potrafisz w niezwykle umiejętny sposób prowadzić narrację, splatać i rozwiązywać poszczególne wątki opatrując je, nieraz zupełnie nieoczekiwanym zakończeniem, wprowadzając nowych, intrygujących bohaterów. Podziwiam, że masz to wszystko pod kontrolą. No, ale czasem postanawiasz jednak zrobić miejsce i usuwasz z opowieści postacie, których rola się zakończyła.

Tym razem padło na moją ulubienicę, Kleopatrę, czego długo nie mogłam przeboleć. Sceny z jej udziałem, szczególnie sceny erotyczne pomiędzy nią a Dionizjuszem zdecydowanie należą do moich ulubionych i czekałam na nie z niecierpliwością, choć, niestety, nie było ich zbyt wiele. Może fakt, że związek pomiędzy nimi był tak nierówny, nasycony zarówno namiętnością jak i przemocą, niedopowiedziany, niespełniony sprawiał, że odbierałam sceny z udziałem tych dwojga jako niesamowicie „iskrzące“. Będzie mi ich brakować, uważam, że Kleopatra mogła jeszcze przez chwilę cieszyć czytelników swoją obecnością w opowieści, a Ty rozpieszczać nas opisami jej postaci i poczynań (również opisy jej urody lubię bardzo!).
No dobrze, chociaż skonała w (prawie) własnym łóżku, co w OH dane jest jedynie nielicznym i nikt już jej nie będzie dręczył ani poniżał. Niech zatem spoczywa w pokoju.

Wolałabym więcej interakcji na linii Kleopatra-Dionizjusz, niż Raisa-Demetriusz, których sielanka zaczyna mnie nużyć. Czy ta dziewoja-bluszcz jeszcze nie znudziła się Demetriuszowi?

Ucieszyło mnie ponowne pojawienie się Heleny, znanej jeszcze z cyklu o Kassandrze. Znów mam o kogo się bać! Scena w „Sekrecie“ jest przerażająca (wiem, służy do kolejnej odsłony nikczemności Kritiasa), dziwi mnie jednak bierność i, jak wnioskuję z opisów, pewnego rodzaju bezradność Hiperejdesa, który, jako ponoć postać tak wybitna i inteligentna, dawno powinien już był przejrzeć kapłana i umieć zapobiec niektórym jego działaniom. Wydaje się jednak ślepy, nawet własnego kochanka nie ma pod kontrolą!

Stosunkowo nowy wątek Ismeny, Koriny i Aratosa zapowiada się niezwykle smakowicie, tak więc będę czekać z ciekawością na rozwój wydarzeń na wyspie! I liczyć na to (mimo, że to zapewne złudna nadzieja, jak podkreślasz przy każdej okazji), że niektóre z moich ulubionych postaci będą mieć więcej szczęścia niż piękna Kleopatra.
No, a nasi dwaj młodziankowie, Demetriusz i Menander, zdaje się, znów szukają guza… 🙂

Opowieść śledzi się naprawdę z zapartym tchem, jak to już wyżej zauważył Foxm. Erotyka wysokiej próby (nic nowego u Ciebie), dramaturgia wydarzeń i styl – coraz lepsze.
Gratuluję i też bym tak chciała…

Witaj, droga Miss!

Po komentarzu Aoby do poprzedniego rozdziału otrzymuję kolejny długi i rozbudowany komentarz. Serce roście na taki odbiór mojej skromnej twórczości 🙂 Dziękuję za wszystkie komplementy. Staram się "krótko trzymać" narrację, by historia, którą opowiadam się nie rozłaziła, co – biorąc pod uwagę jej skalę i rozmach – nie zawsze jest łatwe. Opowieść Demetriusza rozrosła się znacznie ponad początkowo zaplanowane ramy. Na szczęście teraz znów odzyskuję kontrolę nad całością. Zmierzam już ku końcowi tego cyklu, który jak sądzę, zamknie się w 30 rozdziałach. Wish me luck!

Mam nadzieję, że nowe wprowadzone przeze mnie postacie – takie jak Ismena czy Korinna – powetują trochę stratę, jaką była śmierć Kleopatry. Zgadzam się, że jej związek z Dionizjuszem był intrygujący. Obawiam się jednak, że nowo odnalezione szczęście uczyniłoby tych bohaterów dalece bardziej "sielankowymi" i odebrało im znaczną część tego, co było w nich ciekawe. Co do Raisy, chyba jesteś dla niej zbyt surowa, Miss. Dziewczyna możliwie dobrze odnalazła się w trudnej sytuacji, w której się znalazła – zakochując się w Demetriuszu (w sumie zareagowała podobnie jak Kleopatra w stosunku do Dionizjusza). To raczej jego wina, że ich związek jest znacznie spokojniejszy i mniej burzliwy. Choć przyznajmy – mimo, że młody Falerończyk kocha swoją Iliryjkę, nie był jej bynajmniej wierny – wspomnę choćby Fojbiane czy flecistki z Eleuthere. Ona również – choć trzeba uczciwie przyznać, że nie miała wielkiego wyboru – spała także z Dionizjuszem oraz Macedończykiem Meleagrem. Więc ich relacja nie jest ani stuprocentowo harmonijna, ani wyłączna 🙂

Od dawna planowałem powrót Heleny oraz Persa Narzesa. Musiało jednak minąć aż 17 rozdziałów, nim w końcu mogłem zrealizować owe zamierzenie. Mi również młoda niewolnica przypadła do gustu i chciałbym jeszcze trochę o niej napisać. Natomiast Narzes to zupełnie nowy typ męskiego bohatera, o którym piszę. Choćby dlatego jest interesujący – pełny gniewu, poczucia krzywdy, tęsknoty za przeszłością, krańcowo pohańbiony (zwłaszcza jako Pers – ta kultura nie była tak afirmatywnie nastawiona wobec homoseksualizmu jak Grecy), nie do końca męski, z uwagi na rolę, jaką mu przeznaczono. On również znajdzie się jeszcze nie raz na kartach Opowieści helleńskiej.

Co do Hiperejdesa, musisz pamiętać, jak bardzo ograniczone jest jego pole manewru wobec Kritiasa. Hiperejdes nie jest jedynym przywódcą stronnictwa demokratycznego – wręcz przeciwnie, został późno dopuszczony do sprzysiężenia. Przedtem demokraci nie ufali mu, między innymi dlatego, że romansował z synem potężnego oligarchy. Kiedy w końcu dołączył do pozostałych spiskowców, najważniejsze decyzje już zapadły. W przeciwieństwie do pozostałych ateńskich polityków widzi on jednak, z jakim diabłem podpisali cyrograf. Czy coś z tym zrobi? Zobaczymy! A to, że nie widział zła w swym nowym kochanku, Narkissosie? Miłość bywa ślepa. Adwokata skusiło fizyczne piękno efeba, przez co długo nie zauważał, jak bardzo przegniła była jego dusza.

Wątek Korinny i Ismeny również przynosi mi wiele zadowolenia i nie mam zamiaru go szybko ucinać (ups, spoiler!). A co do Demetriusza i Menandra – z młodzieńców stają się mężczyznami w dość brutalny sposób.

Raz jeszcze dziękuję za miłe słowa i mogę je odwzajemnić – przecież Ty, Miss, również tworzysz bardzo interesujące dzieła! Byłem bardzo usatysfakcjonowany cyklem lizbońskim, a teraz ze smakiem połykam kolejne rozdziały Manhattanu!

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Witaj Megasie!

Cudowne! Oj, jaka szkoda że już po i znowu trzeba czekać 🙂

Bardzo się cieszę, że Eurynome zabiła Narkissosa i – przynajmniej na razie – uratowała się. Troszkę miałem nadzieję, że jej się uda, ale raczej byłem pesymistą w tym względzie. A tu miła niespodzianka. Lubię Eurynome i jestem szczęśliwy, że jej się udało. Szkoda, że jej wiernej niewolnicy nie było to dane. No ale przynajmniej nie była torturowana.
Cała ta scena świetnie napisana i poprowadzona, Narkissos był ciekawą postacią ale jednak nie przepadałem za nim – był zbyt okrutny i przy tym głupi – Euronyme zaś polubiłem w zasadzie od razu, mocno jej kibicuję by udało jej się w jakiś sposób osiągnąć szczęście w życiu.

Kritias w Sekrecie Penelopy był jak zwykle sobą. Bardzo podobało mi się jak opisujesz jego myśli, uczucia, radość którą czerpie z cierpienia innych, a także jego wcześniejsze niezadowolenie gdy oglądali razem z ateńskim adwokatem miłość kochanków – biedny kapłan, nie tego oczekiwał 🙂 No i sam Hiperejdes, którego coraz bardziej lubię, był też tutaj bardzo ciekawy – teraz widzę wyraźnie że nie jest on pozbawiony współczucia jak większość pozostałych graczy o władzę w mieście. Musiało go to zaboleć gdy jego ulubiony pers został tak potraktowany. Podobało mi się, że zmusił się by nie odwracać wzroku od sceny okrucieństwa którą mu zafundował wybraniec Apolla. W pewien sposób chyba karał siebie też za to iż, w jakiś sposób, się do tego sam przyczynił. Tym razem niestety to Kritias dał nauczkę Hiperejdesowi za wcześniejsze zniewagi ale mam nadzieję, że ateński adwokat będzie miał jeszcze okazję do jakiejś nawet małej zemsty za to okrutne widowisko jakie mu zorganizował delficki kapłan.
Nasunęło mi się też pytanie: Jaki jest stosunek Hiperejdesa do niewolników czy pornai – czy taki jak u Dionizjusza dla którego w zdecydowanej większości to przedmioty czy też chociaż trochę widzi w nich ludzi?

To co Kritias uczynił z Heleną i Narzesem było zaskakujące, pomysł na to i opis tej sytuacji doskonałe. Ta scena zrobiła na mnie duże wrażenie, a sądziłem że już przywykłem do upodobań delfickiego kapłana i nie jest on w stanie zdziwić mnie żadnym wymyślnym okrucieństwem, ale jednak znów się to wybrańcowi Apolla udało. Zastanawia mnie czy jeszcze, w dalszych rozdziałach Opowieści Demetriusza spotkamy Narzesa? Jeśli tak to mam nadzieję że nie będzie obwiniał o swoje poniżenie i cierpienie Heleny, troszkę się tego boję.

Menander i Demetriusz zakończyli pierwszą część zemsty. Bardzo mi się podobała duża dokładność opisu jakiej tutaj używałeś. Łatwo się przez to mogłem wczuć w tych dwóch chłopców decydujących się na czyn tak straszny i z pewnością mogący mieć wielki a może katastrofalny wpływ na ich dalsze życie. Pięknie była poprowadzona ta część historii, najpierw ta wędrówka pijanego Eubulosa po gorszych dzielnicach miasta a potem nagłe i zaskakujące (dla mnie, chociaż takie być nie powinno zważywszy na to gdzie gruby komediopisarz się zapuścił) wkroczenie bandytów. Sam Eubulos to kolejna Twoja postać, która – będąc drugo lub nawet trzecioplanowa – była w moim odczucie bardzo żywa, realistyczna. W tym i poprzednim rozdziale wyłonił mi się jego obraz jako człowieka z krwi i kości, prawdziwego, nie literek na ekranie które służą jedynie popchnięciu akcji do przodu ale kogoś kogo łatwo sobie wyobraziłem i kto w moim odczuciu mógłby być w prawdziwych starożytnych Atenach dokładnie taki jak ten prze Ciebie opisany. Rozbawiła mnie też jego beztroska wędrówka po coraz gorszych częściach miasta, zastanawiam się czy tego typu eskapady były dla niego normalne czy też to tym razem trochę się zapomniał?

Witaj, Aoba!

Spieszę poinformować, że kolejna, XX część Opowieści Demetriusza jest prawie gotowa! Jeśli wszystko pójdzie dobrze (a czemu miałoby nie pójść!) pojawi się na Najlepszej Erotyce dokładnie za tydzień już 8 sierpnia!

Dla tej gnidy Narkissosa miałem kilka pomysłów na brutalny zgon. Był równie okrutny jak Alkajos i równie sadystyczny jak Kritias, ale brakowało mu grozy, jaką emanował pierwszy oraz intelektu drugiego. Słowem – nie był wart dalszego utrzymywania "w grze". Po namyśle wybrałem dla niego śmierć z ręki kobiety. W ten sposób Eurynome pomściła swoją służkę. I przy okazji zrobiła coś dobrego dla świata. Dodam, że ja również mam sporo sympatii dla Eurynome, choć to przecież trucicielka, winna śmierci Kleopatry i niedoszła mężobójczyni. Trzeba jednak przyznać, że taką właśnie uczyniły ją okoliczności. Nigdy nie miała wyboru, zawsze była pionkiem w ręku innych. Udział w spisku demokratów dał jej szansę na upodmiotowienie, mogła wreszcie przejąć kontrolę nad własnym życiem. W starożytnych Atenach dla kobiety było to już spore osiągnięcie.

Dynamika między Kritiasem i Hiperejdesem interesowała mnie od dłuższego czasu. Dlatego tak obszernie opisałem ją w rozdziałach XVIII-XIX. Chciałem pokazać adwokata od jaśniejszej strony, odróżnić go od obmierzłego kapłana, nim wybuchnie powszechny chaos i nie będzie już czasu ani miejsca na "character-building". Hiperejdes faktycznie ma większe skrupuły niż pozostali demokraci, czy też oligarchowie. To w końcu pięknoduch i hedonista, a nie bezwzględny polityczny gracz. Do gry przystąpił tylko dlatego, że we własnym odczuciu musiał to uczynić – nie dla siebie, lecz dla ojczyzny, której zawsze wiernie służył. Sojusz, na który zdecydowali się demokraci zaczyna go stopniowo coraz bardziej mierzić. Najwyraźniej czuje, że z niegodziwcami trudno dojść do godziwego celu.

Pytasz, jaki jest stosunek Hiperejdesa do niewolników oraz pornai? Jak już pisałem, to pięknoduch. Nie gustuje w okrucieństwie, nie podnieca go cierpienie. Nie jest nawet tak surowy, jak Dionizjusz, który potrafił wymierzyć karę za najdrobniejsze przewinienia. Dla Hiperejdesa życie to – za wyjątkiem polityki – rozkoszna zabawa. A przecież nie lubi bawić się w pojedynkę. Myślę więc, że jego słudzy mają dużo szczęścia. A pornai, które odwiedza również nie mają powodów do narzekań. No chyba,że przychodzi w towarzystwie Kritiasa. Czy natomiast dostrzega w niewolnikach ludzi? Trudno powiedzieć. Grunt, że traktuje ich po ludzku.

Od dawna chciałem opisać scenę Kritiasa, Narzesa i Heleny. Chodziła mi po głowie, domagała się przelania na papier/arkusz edytora tekstu. Przedtem Kritias był okrutny głownie wobec kobiet. Chciałem pokazać, że jego sadyzm ma znacznie szersze spektrum. Myślę, że to się udało. Co zaś się tyczy stosunków Narzesa i Heleny – z pewnością to, do czego zostali zmuszeni, wpłynie na ich relacje. Po czymś takim nic nie może był takie samo, jak przedtem. Zapewne wątek ten zmieści się w Opowieści Demetriusza. Jeśli nie – będę musiał pomyśleć o krótkiej mini-serii im poświęconej. Na pewno nie chcę ich zostawiać w tym momencie.

Menander i Demetriusz nie tylko dokonali zemsty – oni pchnęli lawinę, której nawet jeszcze nie przeczuwają. Oni, a także Eurynome. Morderstwa dokonane w rozdziale XIX będą brzemienne w skutki. Cieszę się, że przypadła Ci do gustu postać Eubulosa – sam również cenię u Autorów zdolność do szybkiego i sprawnego kreślenia postaci drugo- i trzecioplanowych. Nie jest to łatwe – opisać taką postać, by zapadła w pamięć Czytelników. Co zaś się tyczy eskapad po kiepskich dzielnicach miasta, podejrzewam ,że nie był to wyjątek – Eubulos to w końcu artysta, a wiadomo przecież, że tacy lubią różne podejrzane zakamarki 🙂 Biorąc pod uwagę, że był popularny, lecz niezbyt zamożny, można podejrzewać, że jego wędrówka w coraz biedniejsze okolice miała też związek z coraz szczuplejszą sakiewką. Nawet dziś często zaczyna się wieczór dobrej knajpie, by zakończyć go w podrzędnej spelunce… podejrzewam, że jeden z takich moich wieczorów był inspiracją dla tej sceny 😀

Masz rację, zauważając, że walka o władzę w Atenach wchodzi w decydującą fazę. Zresztą, napisałem już 20 rozdziałów, pora powoli zbliżać się do końca tej historii 🙂 Jeszcze wiele kolejnych czeka na opisanie! A niepodległościowcy mają jeszcze kilka asów w rękawie. Na przykład, stuosobowy oddział Spartan, który korzystając z napływu cudzoziemców podczas Wielkich Dionizjów Miejskich zdołał przedostać się grupkami do Aten…

Mam nadzieję opublikować calość Opowieści Demetriusza do końca 2013 r. Tak więc już za kilka miesięcy dowiesz się, jak to się wszystko skończy. Nie będę zbytnio spoilować, napiszę więc tylko, że czeka Cię jeszcze kilka niespodziewanych zwrotów akcji 🙂

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Witaj Megasie!

Informacja o tym, że XX część jest już blisko bardzo mnie cieszy, jestem wyjątkowo podekscytowany tym co się teraz wydarzy, W większości wątków zrobiło się już tak bardzo gorąco, że spodziewam się dramatycznych sytuacji, śmierci ważnych postaci, i w zasadzie otwartej wojny o miasto.

Kiedy pierwszy raz przeczytałem o Narkissosie jako o wyjątkowo pięknym efebie to wyobraziłem sobie tą postać zupełnie inaczej i stąd, później, miałem pewne rozczarowanie. Narkissos był ciekawą postacią – pięknisia ze zgniłą, psychopatyczną duszą, ale miał niestety zbyt mocną i podobną konkurencję. Alkajos i Kritias są duże lepsi, ciekawsi, bardziej fascynujący. Natomiast sam w sobie "mały psychopata" był dobrą postacią – kolejną z armii dobrych, świetnie napisanych, prawdziwych, fascynujących postaci jakie Stworzyłeś.

Mam też pytanie: Czy jest szansa że gdzieś, później w opowieści Helleńskiej pojawi się jakaś nowa postać pięknego efeba który nie bedzie zły, okrutny czy głupi jak Narkissos. Może jest ta szansa w planowanej opowieści o podróży Kassandra na wschód? Oczywiście zrozumiem jeśli nie chcesz zdradzać takich szczegółów.

Hmmm…Czyli możliwe że Hiperejdes jednak by chciał odciąć się od Olimpias, zakończyć ten sojusz?

Dziękuję za dokładne wyjaśnienie mojego pytania o stosunek Hiperejdesa do niewolnych. Hiperejdes jest wspaniałą postacią 🙂

Ja już wcześniej podejrzewałem że jego okrucieństwo nie ogranicza się do kobiet a sceną z Narzesem i Heleną zostało to przez Ciebie dokładnie pokazane. Zastanawia mnie teraz czy jego sadyzm tyczy się również tych którzy go nie pociągają seksualnie – czy mógłby on specjalnie postarać się o sadystyczną śmierć dla np. Meleagera, który kiedyś go zdenerwował swoją brzydotą i smrodem?

O! To bardzo ciekawe – śmierć Eubulosa i Narkissosa przyniesie aż tak groźne skutki? Zaskakujące, czegoś takiego nie przewidywałem. Ja myślałem że ewentualne morderstwo Kritiasa (nie wiem jak mogliby oni tego dokonać) mogło by być tym co "pchnie lawinę". Ale że Eubulos…No, zapowiada się wyjątkowo interesująco. Jestem bardzo ciekawy następnej części 🙂

Dziękuję za wyjaśnienie "drogi" Eubulosa 🙂
I tak, w sumie i ja to znam z autopsji 🙂 Tyle że dzisiaj taka wędrówka jest jednak troszkę bezpieczniejsza niż w tamtych Atenach 🙂

Pozdrawiam
Aoba

Aoba,

z pewnością ucieszysz się, że przyspieszyłem premierę Opowieści XX i pojawi się ona już za 20 minut! Natomiast co do pozostałych Twoich przypuszczeń… wszystko to, o czym piszesz będzie, ale nieco później. Nie chcę spoilować, więc powiem tylko tyle 🙂

Co do pięknych efebów, którzy nie są źli i okrutni – było ich już kilku. Sam Demetriusz w Opowieści Kassandra jest gdzieniegdzie nazywany efebem. Konkurent Demetriusza z bieżni – Korojbos – jest zarówno przystojny (w jednej scenie Demetriusz nawet myśli o nim, jak o potencjalnym kochanku), jak i honorowy. Myślę też, że jeszcze kilka razy wrócę do figury efeba i będę miał możliwość rozwinąć ją w innym kierunku, niż Narkissos. Przy okazji dzięki za ciepłe słowa o jego artystycznej kreacji!

Jeśli chodzi o Kritiasa, najbardziej lubię w tej postaci to, że jest nieprzewidywalna, nawet dla siebie samej. On trochę przypomina rozkapryszonych, olimpijskich bogów – w tym, że jest nieobliczalny, zmienny, podległy chwilowym nastrojom. Stanowi niebezpieczeństwo zarówno dla osób, których pożąda, jak i dla tych, którzy budzą w nim wstręt. Nie sposób domyślić się, co zrobi następnym razem.

Eubulos i Narkissos byli obaj ludźmi znanymi w Atenach. Jeden jako obsypany nagrodami dramaturg, drugi jako piękny chłopiec w mieście kochającym pięknych chłopców. Obaj byli też jednoznacznie kojarzeni ze stronnictwem demokratycznym. Ich zabójstwo tej samej nocy może być odczytane przez opinię publiczną tylko w jeden sposób. Lud obwini o nie oligarchów.

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Dobry wieczór Megasie,

Bardzo mnie to cieszy, już zacząłem czytać, na szczęście udało mi się powstrzymać i jeszcze nie skończyłem 🙂

Rzeczywiście, Demetriusz był w końcu kochankiem Hiperejdesa, więc chyba musi być piękny. Ja jednak – myśląc o Narkissosie – miałem na myśli swego rodzaju nadludzkie piękno, bardziej w stylu Kritiasa niż po prostu atrakcyjnego młodego mężczyznę – tak przynajmniej ja zrozumiałem widowiskowość jego urody podczas czytania opisów czy z chociażby reakcji innych na nią (np. Fojbiane czy nawet Euronyme). Bo chyba dobrze zapamiętałem z lektury, że najpiękniejszymi (i to dość zdecydowanie) mężczyznami którzy dotąd pojawili się w Opowieści Helleńskiej są Kritias i Narkissos? Stąd też trochę było moje pytanie – obydwoje bowiem szczególnie pozytywnymi postaciami nie byli 🙂

O tak, Kritias jest cudownie nieprzewidywalny, i ja też widzę jego podobieństwo do olimpijskich bogów, chyba by mu takie porównanie pasowało 🙂 Ja też dodam coś co spodobało mi się wcześniej, ale zapomniałem przy pisaniu poprzednich komentarzy – podoba mi się bardzo, że Kritias – pomimo całej jego potworności – traktuję bogów, Apolla na poważnie – bardzo dobra była scena w której odrzucił jedną z pornai podczas prezentacji w Sekrecie Penelopy ze względu na to iż nie udało jej się pozostać kapłanką. Uwielbiam takie "smaczki". Jest to naprawdę fascynująca postać i jestem pewny, że jeszcze będzie miał okazję mnie zadziwić 🙂

No tak, Eubulos w końcu pokonał faworyta oligarchów a potem był gościem na pamiętnej uczcie w domu Hiperejdesa. Teraz rozumiem czemu ich śmierć będzie miała takie następstwa. Demokraci i ich zwolennicy obwinią oligarchów – a tej samej nocy Dionizjusz "szalał" po mieście ścigając swoich niedoszłych zamachowców.

Pozdrawiam
Aoba

Witaj Aoba,

nie napisałem, że Narkissos był nieludzko piękny. Twierdziłem tylko, że nazywano go najpiękniejszym efebem w Atenach. Ale jego uroda wciąż mieściła się w ludzkich standardach. Podobnie jest z Demetriuszem – jest przystojny, podobnie jak jego ojciec, który w młodości też był obiektem zainteresowania starszych mężów. Ale żaden z nich nie może się równać z Kritiasem, który jest helleńskim ideałem męskiej urody. Zgodzę się jednak, że Narkissos był najbliżej tegoż ideału. Najwyraźniej męska uroda jest w Opowieści helleńskiej trująca dla duszy – muszę się jeszcze zastanowić, co ten motyw mówi o mnie jako o autorze 😀

Kritiasowi bardzo podobałoby się porównanie do olimpijskich bogów 🙂 Dlatego nie można go czynić w jego towarzystwie – jeszcze głębiej wbiłoby go w pychę (jeśli to w ogóle możliwe). Co do stosunku do wiary – pierwszy kapłan sanktuarium Apollina z pewnością wierzy w bogów, zwłaszcza w swego patrona. Ale też karierę w świątyni traktował bardzo instrumentalnie – jako sposób dojścia do najwyższych zaszczytów. Nie ma też problemu z tym, by na długie tygodnie opuścić miejsce swej posługi i zanurzyć się w ateńskich intrygach. Jeśli miałbym przyrównać go do jakiejś postaci historycznej, wskazałbym chyba papieża Aleksandra VI, czyli Rodrigo Borgię. Z pewnością wierzył on w Boga – ale i tak wykorzystywał tę wiarę, by dbać przede wszystkim o własne interesy. Per fas et nefas.

A w ostatnim akapicie rozszyfrowałeś ważny element fabuły kolejnych odcinków 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Witaj Megasie,

Co do Narkissosa to pojąłem już, przepraszam, więc musiałem źle zrozumieć podczas czytania 🙂
A jak chodzi o "trującą dla duszy męską urodę" to nie, nie zgadzam się że jest tu jakiś schemat, to tylko dwie postacie (a chyba wręcz jedna bo Narkissosowi jest jak rozumiem bliżej do Demetriusza niż Kritiasa) z całej plejady bohaterów Opowieści Helleńskiej więc myślę że to jeszcze nic nie świadczy (świadczy tyle, że Autor potrafi tworzyć fascynujące postacie).
Kończąc już ten wątek efebów mam jeszcze pytanie do Ciebie jako do eksperta w tych czasach – zastanawia mnie kogo właściwie można efebem nazwać? Wiem, że atrakcyjnych wolnych młodzieńców i chyba niewolnych też (przynajmniej kochanek Dionizjusza, który zginął zasłaniając go był – o ile mnie pamięć nie myli – nazwany efebem) a jak by się sytuacja miała z pięknymi, młodymi eunuchami? Np. kochanek króla Aleksandra Bagoas – czy Hiperejdes lub Dionizjusz określili by go mianem efeba?

Kolejne dobre porównanie – na to ja sam nie wpadłem, ale rzeczywiście, Kritias może się kojarzyć z Aleksandrem VI. Nie wiem jak by na takie porównanie (gdyby je zrozumiał) zareagował…
Albo do Leszka Balcerowicza, do którego żartem porównałeś delfickiego kapłana w jednym z komentarzy 🙂 Mam dziwne wrażenie, że gdyby Kritias pojął to porównanie to by mu się ono nie spodobało 🙂

Pozdrawiam
Aoba

Nie ma za co przepraszać, Aoba 🙂

Odpowiadając na Twe pytanie: słowo "efeb" ma dwa znaczenia. Generalne: urodziwy młodzieniec, będący na granicy wieku chłopięcego i męskiego. W tym znaczeniu używam tego terminu zazwyczaj. Ale też: młodzieniec w wieku 18-20 lat poddany efebii, czyli przygotowaniu do życia obywatelskiego, którego głównym elementem było szkolenie wojskowe. Demetriusza wkrótce ono czeka, ale z uwagi na fakt, że jest synem arystokraty, już otrzymał solidną naukę posługiwania się bronią.

Myślę, że eunuchowie raczej nie byliby nazywani efebami. Często nie uważano ich nawet za mężczyzn. Jak dotąd w Opowieści helleńskiej występował w roli głównej jeden tylko młody eunuch: Meszalim, syryjski niewolnik Tais. Wydaje mi się, że nigdy nie użyłem w stosunku do niego słowa "efeb". Również Bagoas, choć był ponoć bardzo piękny, nie otrzymałby ode mnie tego miana.

Co do porównań Kritiasa do różnych postaci historycznych, z renesansu, czy też z czasów współczesnych – obawiam się,że na wszelkie porównania zareagowałby buńczucznym cytatem z Jaime'ego Lannistera: "Nie ma ludzi takich jak ja. Jestem tylko ja" 😀

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Witaj Megasie,

Dziękuje bardzo za tak dokładne wyjaśnienia.
Jestem też pełen podziwu wobec Twojej wiedzy. Cała Opowieść Helleńska to dla mnie cudowne zanurzenie się w tym, moim ukochanym, okresie historii. A Tobie udało się stworzyć tak realny, prawdziwy świat epoki Aleksandra – np. to dzięki Tobie, pierwszy raz naprawdę zrozumiałem i poczułem czym był macedoński podbój Hellady, dlaczego oni byli dla Greków barbarzyńcami. Dotąd nigdy tego nie czułem w pełni, niby wiedziałem ale "w sercu" to Macedończycy i Helleni nie byli dla mnie mocno różni, nie rozumiałem skali inności i antagonizmu. Traktowałem ich jednak jako Greków i trochę mniej, ale też prawie Greków. Teraz, dzięki Tobie, się to zmieniło. Widzę dokładnie ich różnice i powód dla którego Helleni czują wyższość i niechęć (lub nienawiść) wobec dzikusów z północy.

Aby zadowolić Kritiasa można go więc porównywać jedynie do bogów 🙂 A czy półbogowie też by "uszli"?

Pozdrawiam
Aoba

Dzięki, Aoba!

Staram się, by moja Hellada była wiarygodna. Co jakiś czas dowiaduję się z lektur nowych szczegółów dotyczących tamtej epoki i delikatnie implementuję je w swych opowieściach. Cieszę się, że przynosi to zamierzony skutek!

Co do różnic między Macedończykami i Grekami (mówimy o tych Grekach żyjących w poleis, bo przecież byli też Grecy żyjący w strukturach plemiennych, np. Etolowie, którzy 'ucywilizowali się' dopiero jakiś wiek później), to faktycznie były istotne. Grecy nie znosili rządów jednostki, Macedończycy w pełni je akceptowali. Grecy żyli w miastach, Macedończycy – głównie na wsiach. Grecy mieli liczną klasę średnią, a dzięki temu mocną piechotę hoplicką, Macedończycy natomiast byli spolaryzowani społecznie – dzięki czemu mieli świetną, arystokratyczną konnicę i właściwie niewiele więcej. Dopiero król Filip stworzył falangę macedońską na wzór pewnych rozwiązań ateńskich i tebańskich, a żeby ją zasilić powołał do życia macedońską klasę średnią – posiadaczy rolnych.

Ale nawet po dwóch wiekach "hellenizowania" Macedonii, to wciąż był zupełnie inny kraj niż południe Grecji. Brakowało w nim dużych miast, nawet stołeczna Pella nigdy nie mogła się równać z Koryntem, a co dopiero z Atenami. Nieco inny był język, kultura nie rozwijała się tak prężnie, mimo mecenatu królewskiego. Natomiast Macedończycy zdołali zachować waleczność, której zabrakło już Grekom. Dopiero Rzymianie zdołali ich poskromić, a i to dzięki uporowi i miażdżącej różnicy potencjałów.

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

P.S. No myślę, że półbogowie to mogłyby być dolne rejestry Kritiasa 🙂

Witaj Megasie,

Bardzo dziękuję za te wszystkie, interesujące i niektóre też częściowo nowe dla mnie, informacje!
Zwłaszcza ciekawie brzmi dla mnie macedoński opór przy rzymskiej inwazji.

Pozdrawiam
Aoba

Witaj, Aoba!

Macedończycy starli się z Rzymianami w czterech wojnach. W pierwszej byli nawet stroną atakującą rzymski protektorat w Ilirii (korzystali z II Wojny Punickiej, która związała rzymskie siły gdzie indziej). Potem było już jednak coraz gorzej. Kolejne dwie wojny, już obronne, zaczynały się macedońskimi zwycięstwami, a kończyły druzgoczącą klęską (Kynoskefalaj oraz Pydna). Przestarzała doktryna militarna nie była w stanie sprostać manipularnemu szykowi, w jakim walczyły legiony. Poza tym Rzym miał miażdżącą przewagę liczebną: Macedonia mogła zmobilizować ok. 40 tys. żołnierzy, Rzym zaś miał możliwości rekrutacyjne przekraczające pół miliona ludzi. Z biegiem czasu Macedonia była coraz mocniej okrajana, aż w końcu całkowicie zlikwidowana i podzielona na 4 republiki. Ostatnia wojna była de facto powstaniem, mającym na celu zjednoczenie kraju i wyzwolenie go spod jarzma Rzymu. Zakończyła się jak poprzednie – rozgromieniem przez legiony. A potem Macedonia stała się już oficjalnie prowincją imperium…

Pozdrawiam
M.A.

Witaj Megasie!

Ponownie bardzo dziękuję za te interesujące informację. Podbój Macedonii przez Rzym nie jest mi dobrze znany a to ciekawy kawałek historii. Zastanawiam się kto, kogo, uważał w tym konflikcie za barbarzyńców (jak chyba niegdyś Grecy Macedończyków)?

Pozdrawiam
Aoba

Witaj, Aoba.

Generalnie Grecy uważali Rzymian za barbarzyńców, choć nie do końca, bo np. dopuścili ich przedstawicieli do igrzysk olimpijskich. Natomiast Rzymianie szanowali grecką kulturę (przez długi czas tworzyli poezję tylko po grecku), zapożyczali wiele jej elementów, na co narzekali konserwatyści znad Tybru w rodzaju Katona. Jednocześnie współczesnych ich Greków uważali za przebrzmiałą potęgę i ludzi zniewieściałych. Jeden z rzymskich pisarzy historycznych pozostawił nawet notkę: "Grecy, ludzie odważni raczej w słowach niż w czynach".

Jak Rzymianie odnosili się do Macedończyków? Na pewno inaczej niż do Gregów z polis. Po pierwsze, Macedończycy byli poddanymi monarchii, a republikański Rzym gardził tym ustrojem. Po drugie, ich kultura nie dorównywała tej tworzonej przez południowych Gregów. Po trzecie, tworzyli społeczność odmienną od greckiej, ale także rzymskiej – z małymi miastami, licznymi wsiami, strukturami niejako plemiennymi. Bardziej przypominali Rzymianom dzikusów, z którymi spotykali się w innych regionach antycznego świata. Dlatego też, gdy pokonali Macedończyków, rozprawili się z nimi znacznie bardziej bezwzględnie, niż z Grekami.

Pozdrawiam
M.A.

Witaj Megasie,

Dziękuję za dalsze, bardzo interesujące informacje. A czy wiadomo coś jaki stosunek mieli do Rzymian Macedończycy? Czy uważali ich za barbarzyńców?

Pozdrawiam
Aoba

Witaj, Aoba!

Niestety, obawiam się, że zachowało się bardzo mało pism sporządzonych przez Macedończyków (tych żyjących w Macedonii, bo Macedończycy rządzący Egiptem zostawili po sobie sporo papirusów, odnajdywanych regularnie w piaskach pustyni). Zatem odtworzenie ich stosunku do Rzymian byłoby bardzo trudne. A raczej, zakrawałoby na czystą spekulację 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Hmmm…Z jakiegoś powodu mój komentarz cały się nie zmieścił…W każdym razie oto druga jego część:

No i pościg Dionizjusza i ucieczka Kritiasa i Hiperejdesa – bardzo emocjonujące, zastanawiam się jak to się dalej potoczy, wygląda na to że walka o władzę w mieście weszła już właściwie w fazę wojny, ciekawe co teraz uczyni stronnictwo demokratyczne/niepodległościowe?

Wspaniała lektura, dzięki natłokowi zajęć w tym miesiacu udało mi się "oszczędzić" sobie XIX Opowieść Demetriusza aż do teraz. Uwielbiam Twoje opowiadania, jak będę miał więcej wolnego czasu, przymierzam się do przeczytania po raz trzeci całej Opowieści Helleńskiej. Teraz mam nadzieję, że nie będę już musiał długo czekać na następną część bo ciekawość dalszych losów bohaterów mnie przepełnia.

Pozdrawiam
Aoba

Napisz komentarz