Opowieść helleńska: Demetriusz XXIV (Megas Alexandros)  4.65/5 (77)

40 min. czytania

Edouard-Henri Avril, „De figuris veneris 8″

O poranku niebo nad Atenami było zasnute dymem. Ze szczytu Akropolu można było dostrzec, że większość pożarów już ugaszono, lecz w Faleronie – mniejszym z dwóch ateńskich portów – wciąż jeszcze szalały płomienie. Miasto wydawało się poranione. Przez całą noc toczyły się w nim walki – między demokratami i niedobitkami oligarchów, a także między zbirami na usługach dwóch przestępczych hersztów: Jednookiego Akristosa i Ophiona Dziobatego. Scytyjska straż miejska praktycznie zniknęła z ulic. Oddziały lojalne wobec władz były zamknięte na akropolskim wzgórzu albo uciekły za bramy razem z tchórzliwym Archontem. Te zaś, które przeszły na stronę buntowników, przyłączyły się do powszechnej grabieży, a nad ranem odmaszerowały do koszar.

Demetriusz zbudził się wkrótce po nastaniu świtu, między Eufraksją i Charą. Choć przez sen tulili się do siebie, był zesztywniały od nocnego chłodu. Delikatnie, tak by nie zbudzić żadnej z dziewcząt, odsunął je i wstał. Ognisko już umarło, między zwęglonym drewnem dogorywały ostatnie źródła żaru. Skrzyżował ręce na piersiach i zaczął szybkim krokiem przemierzać okolicę, by pobudzić krążenie i nieco się rozgrzać. Sanktuarium Artemidy Brauronejskiej nie było gmachem podobnym do Partenonu czy świątyni Hefajstosa nieopodal agory. Tutaj zbudowano jedynie stoę – kolumnadę zwieńczoną dachem, ale pozbawioną murów, za którymi można by się skryć przed porywistym wiatrem, wiejącym na wysokości Akropolu.

Uświadomiwszy sobie, że energiczne pocieranie ramion nie wystarczy, Falerończyk udał się na poszukiwanie opału. Otrzymał go od najemników swego ojca, po czym wrócił do dziewcząt. Zaczął na powrót rozpalać ognisko. W trakcie tej czynności zbudziła się Chara.

Uśmiechnęła się nieśmiało do Demetriusza, on odpowiedział jej tym samym. Rudowłosa przysunęła się do przyjaciółki i potrząsnęła nią lekko, również budząc ze snu. Ukradkiem im się przyglądając, młodzieniec nie pojmował, jak ojciec mógł się pozbyć tak urodziwych niewolnic. Musiało mu bardzo zależeć na przychylności człowieka, któremu wręczył taki dar. Miał wielką ochotę zapytać o to którąś z dziewcząt, lecz czuł, że ów temat może być dla nich bolesny. Zresztą, wszyscy mieli teraz większe zmartwienia.

Kiedy płomienie strzelały już wesoło w górę, zjedli śniadanie składające się z tego, co zostało z wieczerzy i popili resztką rozwodnionego wina. Podczas posiłku rozmawiali niewiele. Kiedy skończyli, Falerończyk podniósł się i rzekł:

– Wybaczcie, lecz na mnie już pora. Muszę udać się do ojca.

– My również powinnyśmy się zbierać – odparła Eufraksja. – Nasz pan będzie zaniepokojony, jeśli prędko się przed nim nie stawimy.

Tym razem Demetriusz nie powstrzymał ciekawości:

– Kim jest wasz nowy pan?

– Dostojny Meleager. Macedoński ambasador.

Przypomniał sobie olbrzymiego męża o twarzy zeszpeconej długą blizną. I pojął, czemu niewolnice żałowały, że jego przystojny ojciec oddał je innemu.

– Mam nadzieję, że będzie dla was dobry – rzucił po krótkim wahaniu. Eufraksja skinęła głową.

– Nie możemy narzekać… a jednak tęskno nam za czcigodnym Dionizjuszem. Podobnie było z twoją Raisą. Choć Meleager traktował ją dobrze, na pewno skrycie wzdychała za tobą…

Demetriusz zmarszczył brwi. Przez moment miał wrażenie, że się przesłyszał.

– O czym ty mówisz? Raisa należy do mnie. Nigdy nie była własnością Meleagra…

Zaskoczona Chara przyłożyła dłoń do ust.

– A więc o niczym nie wiedziałeś?

– O czym niby miałem wiedzieć?

– Czcigodny Dionizjusz to ją najpierw podarował ambasadorowi – Eufraksja mówiła drżącym głosem, bo właśnie zrozumiała, że zdradziła coś, co powinno zostać tajemnicą. – Potem zmienił zdanie. By przekonać Meleagra do oddania Iliryjki, zaoferował w zamian nas obie…

Falerończyk poczuł, że blednie z gniewu.

– Ile… ile czasu Raisa była u ambasadora?

Dziewczęta niepewnie popatrzyły po sobie. W końcu odpowiedziała mu Chara:

– Około tygodnia.

Rozwścieczony Demetriusz opuścił sanktuarium Artemidy Brauronejskiej i prędkim krokiem wyszedł na centralny plac Akropolu. Obozowisko uchodźców dopiero budziło się do życia. Niewolnicy rozniecali ogniska, kapłanki roznosiły wśród ludzi jedzenie. Falerończyk przedzierał się przez tłum w stronę świątyni Zeusa Wojennego. Domyślał się, że tam właśnie znajdzie swego ojca.

* * *

Na tyłach willi Hiperejdesa urządzona została nieduża, ale bardzo wygodna łaźnia. Korzystając z tego faktu, Kritias rozpoczął dzień od odświeżającej kąpieli. Czuł, że ten drobny luksus należy mu się po wszystkim, co osiągnął w ostatnich dniach – a także po trudach nocy. Następnie z pomocą niewolników swego gospodarza ubrał się w świeże szaty i długo spoglądał w lustro z wypolerowanego brązu, by upewnić się, że dobrze na nim leżą. Dopiero wtedy powrócił do swojej sypialni, by sprawdzić, jak się miewa jego nowa kochanka.

Filona leżała na plecach, tak jak ją zostawił. Jej skrzyżowane nadgarstki były przywiązane do wezgłowia łóżka. Nagie, bezwstydnie odsłonięte ciało młódki pokrywały ślady po okrutnym biciu, a także plamy zaschniętej spermy oraz krwi. Chłostę – przy pomocy szerokiego, rzemiennego pasa – wymierzył jej Alkajos. Nasienie należało zarówno do Macedończyka, jak i do delfickiego kapłana. Zeszłej nocy gwałcili ją na przemian, a raz nawet jednocześnie, wdzierając się w pochwę i odbyt dziewczyny. Prawa pierś krwawiła po tym, jak Rzeźnik Elidy szarpnięciem wyrwał jej kolczyk z sutka. Kapłan uśmiechnął się na to wspomnienie. Filona najpierw zachłysnęła się krzykiem, a potem straciła kontrolę nad własnym pęcherzem. Nad posłaniem wciąż unosiła się intensywna woń uryny.

Zeszłej nocy udało im się ją złamać. Delfijczyk nie miał co do tego wątpliwości. Dokonali tego przy pomocy bólu, upokorzenia i jeszcze większej ilości bólu. Alkajos znał się na rzeczy, czynił to nie pierwszy raz. Berenike, Dafne… a teraz Filona. Mała, wyszczekana arystokratka, dwórka samej Olimpias… Przed świtem skomlała o litość jak najnędzniejsza z niewolnic. Zwłaszcza, gdy Rzeźnik zagroził, że wyrwie też kolczyk przekłuwający jej łechtaczkę. Pełzała u jego nóg, zostawiając na pościeli krwawy ślad. Lizała mu podeszwy, pokornie całowała każdy z palców u stopy, byle tylko zmienił zdanie. W końcu Kritias postanowił okazać łaskę. Musiał wszak zostawić coś na jedną z przyszłych nocy, które mieli razem spędzić.

Kapłan usiadł na łóżku, blisko Filony. Wyciągnął rękę i pogładził jej brzuch. Otworzyła oczy. Była w nich czysta panika, zwierzęcy niemal strach przed kolejnymi torturami. Uśmiechnął się do niej łagodnie. O cóż ona go podejrzewa? Przecież jej nie skrzywdzi. Od tego ma Alkajosa, on zaś jest w tej chwili daleko – pod Akropolem, przygotowuje szturm na wzgórze. Młódka jest bezpieczna. Przynajmniej na razie.

– Jak ci się spało? – zapytał uprzejmym tonem. Był ciekaw, czy nie osłabła w niej świeżo – i z dużym trudem – wpojona uległość.

– Bardzo dobrze, mój panie – wyszeptała, drżąc na całym ciele. Nie patrzyła mu w oczy. – Dziękuję, że o to pytasz.

Takiej odpowiedzi oczekiwał. Nieszczerej, lecz podyktowanej lękiem. Przymilnej, obliczonej na to, by choć na chwilę odsunąć nadejście cierpienia. Ta dziwka prędko się uczyła.

– Czy masz do mnie żal za wczoraj? – przesunął dłoń niżej, po podbrzuszu dziewczyny. Ujął w dwa palce kolczyk w jej łechtaczce. Zaczął się nim od niechcenia bawić. Filona drżała coraz mocniej.

– Jakże mogłabym… Cokolwiek czynisz, masz swoje powody, panie.

– Jaki tym razem przyświecał mi cel, moja droga?

Wstrzymała oddech. Kritias zrozumiał, że młódka nie zna odpowiedzi. Ogarniała ją panika, zrodzona z przekonania, że za chwilę spotka ją za to kara. On jednak westchnął tylko i potrząsnął głową.

– Musisz się bardziej starać, Filono. Tym razem ci podpowiem. Ale jeśli znowu zawiedziesz, oddam cię Alkajosowi.

Zesztywniała na dźwięk tego imienia. Podejrzewał, że gdyby miała jeszcze coś w pęcherzu, to właśnie oddawałaby kolejną porcję moczu.

– Widzisz – zaczął, nie przestając ani na chwilę bawić się kolczykiem – jestem mężczyzną wymagającym, o ściśle sprecyzowanych potrzebach. Fascynuje mnie całkowita i niczym nieskrępowana władza nad innymi. Zwłaszcza nad kobietami. Dlatego też moja kochanka musi być odpowiednio… przygotowana do swej roli. Należy skruszyć jej wolną wolę, wyrwać z korzeniami skłonność do buntu, zdeptać najmniejszy nawet potencjał oporu. Alkajos, którego miałaś okazję bliżej poznać, jest mistrzem tego rodzaju „wychowania”. Niestety, poprzednia dziewczyna, która przeszła przez jego ręce, nie towarzyszyła mi zbyt długo… Dafne nie mogła się pogodzić z tym, co jej zrobił i kim się przez to stała. Powiesiła się po kilku tygodniach służby w mej alkowie. Idiotka. Mogła być nałożnicą boga…

W tym miejscu urwał, jakby uświadomił sobie, że powiedział zbyt wiele. Przesunął dłonią po gładkim łonie Filony, a potem skierował ją między jej uda. Zanurzył dwa palce w pochwie dziewczyny. Weszły z trudem. Poczuł, że jest sucha. Zmarszczył brwi. Nie tak miało być.

– Ona nie wytrzymała – podjął – bo była słaba. Ty jesteś znacznie silniejsza, Filono. Trudniej będzie cię „wychować”, ale gdy już się to uda, starczysz mi na dłużej.

Wysunął z niej palce, wstał z łóżka i spojrzał na nią z góry.

– Ponieważ widzę, że wciąż nie jesteś dla mnie gotowa, dziś w nocy znowu odwiedzi cię Alkajos. Tym razem nie będę go powściągał. Niech zrobi to, co potrafi najlepiej.

Filona zbladła. Próbowała szarpnąć rękoma, lecz więzy trzymały mocno. Opadła z powrotem na posłanie.

– Kiedyś mi za to podziękujesz – stwierdził, odwracając się w stronę drzwi. – Kiedy już w pełni pojmiesz piękno moich planów wobec twej osoby. Będziesz wyrażać swoją wdzięczność każdym gestem, słowem, uśmiechem… ale to zajmie nieco czasu. Tak więc do wieczora, moja miła. Muszę dokończyć podbój tego miasta… Ty zaś możesz podumać o rozrywkach, jakie jeszcze cię czekają.

Opuścił willę i w wyśmienitym humorze udał się pod Akropol.

* * *

Dionizjusz obudził się na niezbyt wygodnym posłaniu, zrobionym z wojskowego płaszcza ciśniętego na kamienną posadzkę świątyni. Przykryty był drugim płaszczem, zaś jego głowa spoczywała na ugiętym w łokciu ramieniu, które całkiem już zdrętwiało.

Powoli wracały doń wspomnienia. Poprzedniej nocy, po skończonej naradzie, Fokion i Demades opuścili sanktuarium Zeusa Wojennego. Dionizjusz został tam z ambasadorem Antypatra, Meleagrem. Rosły mąż czym prędzej przyzwał do siebie adiutanta i kazał mu przynieść wino oraz sprowadzić niewolnice. Możliwe, że jutro czeka nas bitwa, oznajmił, powinniśmy zatem raz jeszcze sobie użyć. Nie wiadomo bowiem, kiedy znów nadarzy się okazja. Adiutant, urodziwy efeb o jasnych włosach i jasnoniebieskich oczach, wrócił po niedługim czasie. Niestety, nie potrafił nigdzie znaleźć dziewcząt. Meleager chciał mu zmyć głowę, ale udobruchał go widok dwóch pękatych bukłaków.

Ambasador zamierzał odesłać chłopca precz, lecz Dionizjusz poprosił, by ten został z nimi. Pili we trzech, niewiele rozmawiając. Cierpkie, nierozwodnione wino z Rodos smakowało jak rzadko kiedy. O dziwo, Meleager odpadł jako pierwszy. Przez cały dzień raczył się mocnymi trunkami, teraz więc spłynęła nań pijacka senność. Pożegnał się ze współtowarzyszami biesiady i poszedł szukać w miarę wygodnego posłania przy którymś z ognisk, które rozpalono na Akropolu.

Dionizjusz został sam na sam z młodym adiutantem. W końcu nie musiał się już kryć ze swymi zamiarami. Chłopak spodobał mu się od pierwszego spojrzenia: niezbyt wysoki, szczupły, o pełnych wdzięku ruchach, które nie straciły nic ze swego powabu wraz z kolejnymi łykami wina. Przystojny, ale bez zniewieściałości. Nosił imię Eneasz, które oznaczało „godny pochwały”. Ateńczyk był nim zachwycony, zaś wypity trunek jeszcze mocniej pobudzał jego żądzę.

Kiedy przyciągnął do siebie efeba, ten nie próbował się opierać. Otworzył chętnie usta, strateg zaś pochylił głowę, by je ucałować. To, co nastąpiło potem, było szałem namiętności, z którego zapamiętał tylko pojedyncze obrazy. Eneasz ściągający tunikę i kładący się nago na wojskowym płaszczu. Odchylający się do tyłu, kiedy Dionizjusz zasypywał jego szyję deszczem pocałunków. Oplatający gorącymi wargami penisa Ateńczyka. Wsparty na kolanach i łokciach, mocno pochylony, z wypiętymi lubieżnie, kształtnymi pośladkami. Ach, jakże rozkosznie ciasny był między nimi! Z jaką chęcią nabijał się na męskość swego kochanka!

Strateg z Faleronu otworzył oczy. Młodzieniec wciąż leżał blisko, odwrócony do niego plecami. Sądząc po spokojnym oddechu, nadal spał. Choć poprzedniej nocy Eneasz dwukrotnie zaspokajał jego żądzę, Dionizjusz poczuł kolejny jej przypływ. Członek Ateńczyka momentalnie stwardniał. Pomyślał o tym, jak cudownie byłoby znów posiąść tego chłopca, zakosztować słodyczy jego ciała… Fakt, że uprawiali miłość na podłodze świątyni Zeusa, wcale mu nie przeszkadzał. Czyż król Olimpu nie pałał namiętnością do pięknego Ganimedesa, którego uczynił w końcu pomniejszym bogiem i swoim podczaszym? Z pewnością nie miałby nic przeciwko ich igraszkom.

I chociaż bardzo pragnął młodego Eneasza, czuł, że to nie pora na uleganie cielesnym pokusom. Przez uchylone wrota sanktuarium do środka wlewało się światło poranka. Nadciągał nowy dzień.

Odsunął połę płaszcza i podniósł się z podłogi. Odnalazł swoją tunikę, a także pancerz, który wczoraj rozpinał drżącymi z pożądania dłońmi. Wciągnął odzienie przez głowę i zawiązał sandały. Miał właśnie budzić chłopca, by ten pomógł mu ze zbroją, gdy do świątyni wpadł Demetriusz.

– Tu jesteś, ojcze! – zawołał gniewnie. – A więc twoi żołdacy nie kłamali. Zrobiłeś sobie sypialnię z domu Zeusa. I jak widzę, nie spędziłeś nocy w samotności.

Eneasz podniósł się z posłania, pocierając oczy. Płaszcz zsunął się z jego szczupłego ciała, ukazując je w pełnej okazałości. Syn Dionizjusza przyglądał mu się przez moment z dezaprobatą, a potem przeniósł spojrzenie na ojca.

– Przyszedłeś robić mi wyrzuty? – zapytał chłodnym tonem strateg. – Ty, który byłeś pieszczochem mojego wroga, Hiperejdesa? Pozwoliłeś mu korzystać z siebie jak z niewiasty, a teraz ośmielasz się mieć jakieś pretensje?

Adiutant Meleagra poczerwieniał ze wstydu. W lot pojął, że zarzuty Ateńczyka wobec syna odnoszą się również do niego. On także pozwalał korzystać z siebie jak z niewiasty… Chłopak zaczął się prędko rozglądać za swym odzieniem.

– Masz słuszność. Popełniłem grzech słabości, niegodny obywatela – przyznał Demetriusz. – Ale ty dopuściłeś się wobec mnie równie podłej zbrodni. Ukradłeś moją własność.

– Doprawdy? – Dionizjusz teatralnie uniósł brwi. Siłował się z zapięciami swego pancerza, świadom, że nie może liczyć na niczyją pomoc. – Cóż takiego posiadasz, co nie jest moją własnością? Jakimi to skarbami dysponujesz?

– Posiadam Raisę – odparł młodzieniec. – Otrzymałem ją w darze od Kassandra. Ona nigdy nie należała do ciebie. Nie miałeś do niej żadnych praw. A jednak podarowałeś ją macedońskiemu ambasadorowi. Liczyłeś, że się o tym nie dowiem?!

Strateg wypuścił z rąk wiązania zbroi. Zwrócił się ku synowi i stanął nim twarzą w twarz.

– Szczerze powiedziawszy, miałem nadzieję, że się dowiesz. To nie miał być dar dla Meleagra, tylko kara dla ciebie.

Demetriusz patrzył na niego wciąż pełen wściekłości, ale także zaskoczony. Ojciec mówił więc dalej:

– Od dawna już przynosisz mi wyłącznie rozczarowania. Jesteś chorowity i słaby, co tyczy się także twej woli. Romans z Hiperejdesem był tego właśnie owocem: nie potrafiłeś oprzeć się jego stanowczości. Na bieżni dałeś się pokonać nisko urodzonemu plebejuszowi; więcej, przyznałeś mu pierwszeństwo przed sobą, synem najświetniejszego z ateńskich rodów! Ośmielasz się sprzeciwiać moim politycznym planom i to w obecności innych! I po tym wszystkim chcesz, bym cię szanował? Bym nie naruszał twej śmiechu wartej własności, ograniczającej się do jednej iliryjskiej dziwki?

– Raisa nie była dziwką. Dopóki nie oddałeś jej Meleagrowi.

Starszy Ateńczyk zaśmiał się ochryple.

– Myślisz, że rżnął ją tylko on? Ja też miałem tę przyjemność. Nie rozdziawiaj ust, Demetriuszu, wyglądasz wtedy jak uliczny głupek. Zrozum wreszcie, że twa Iliryjka nie jest żadną damą, tylko zwykłą niewolnicą. A niewolnice do tego właśnie służą: do bycia rżniętymi. Zachowaj swoją zazdrość dla przyszłej żony, jeśli kiedyś będziesz taką miał. Choć szczerze powiedziawszy, wątpię, by ktokolwiek zechciał oddać własną córkę takiemu słabeuszowi i mazgajowi jak ty…

Nie dokończył, bo właśnie wtedy pięść młodzieńca trafiła go z impetem w szczękę. Dionizjusz zatoczył się i wpadł na ołtarz. Próbował się odwrócić, lecz zaraz otrzymał solidne kopnięcie w kolano. Paroksyzm bólu przeszedł przez całą jego nogę. Nim zdołał ochłonąć, kolejny cios spadł na jego skroń. Osunął się na kamienną posadzkę. Wypuścił z ręki hełm i podniósł obie ręce, by osłonić się przed kolejnymi razami. Te jednak nie nadeszły. Kiedy uniósł głowę, ujrzał, jak Eneasz siłuje się z Demetriuszem, odciągając go do tyłu. Strateg podniósł się z trudem, ignorując protest obolałego ciała. Stanął chwiejnie na obydwu nogach.

– Zostaw go – rozkazał. Adiutant Meleagra wypuścił młodego Falerończyka z uścisku. – A ty… wynoś się stąd. Zejdź mi z oczu. Nie jesteś moim synem, słyszysz? Nie jesteś moim synem!

Demetriusz odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wrót sanktuarium. Kiedy opuszczał gmach, towarzyszył mu gniewny okrzyk Dionizjusza:

– Nie jesteś moim synem!

* * *

Nieświadom wydarzeń, które rozegrały się w jego domu, Hiperejdes spędził całą noc w Atenach. Wraz z garstką najwierniejszych zwolenników przemierzał Miasto wzdłuż i wszerz, starając się powstrzymać orgię rabunku oraz destrukcji. Jego ludzie pomagali gasić pożary, bronili świętych przybytków przed zbezczeszczeniem, uratowali kilku arystokratów od pewnej śmierci. Adwokat czuł jednak, że to wciąż za mało. Nie docenił tego, co udało się rozpętać dzięki agitacji demokratów oraz machinacjom oligarchów. On, którego nazywano Przyjacielem Ludu, nie podejrzewał nawet, jak silną nienawiść odczuwają masy ludowe wobec „Najlepszych”. Teraz rozglądał się z grozą po spustoszonym doszczętnie Mieście. Otworzyliśmy Puszkę Pandory, myślał, widząc ognistą łunę na ciemnym nieboskłonie.

Poranek zastał go pod Akropolem. Tu właśnie zbierali się zamożniejsi spośród demokratów – ci, których stać było na rynsztunek hoplity. Przygotowując się do zdobywania twierdzy, gromkimi okrzykami wzajemnie dodawali sobie odwagi. W pewnym oddaleniu od nich Spartanie ćwiczyli swe manewry pod okiem dowódcy, Sylanosa. Jakże różnili się od anarchicznej, obywatelskiej ciżby! Byli jak jedna zaciśnięta pięść. Poruszali się w tym samym rytmie, a ich formacja ani na chwilę nie traciła swego kształtu. Mieli iść do ataku w pierwszym rzucie. Hiperejdes modlił się, by to właśnie oni przełamali linię oligarchicznych najemników. Wówczas Ateńczycy nie zakosztują może chwały… ale przeżyją. Poprzedni wieczór oraz noc pochłonęły już zbyt wielu spośród jego rodaków.

Odwrócił się od Spartan i ujrzał kolejną grupę demokratów, która nadciągała od wschodniej strony Miasta. Na ich czele szedł Demostenes, zaś u jego boku podążał ogromny Celt z niebieskim tatuażem na obliczu. Miał na sobie tunikę, która wyglądała, jakby uszyto ją z żagla solidnego trójrzędowca. Hiperejdes ruszył w ich stronę.

– Witaj, przyjacielu – rzekł, wyciągając dłoń ku Demostenesowi. Uścisnęli sobie prawice. – Widzę, że znów masz przy sobie tego olbrzyma.

– Nie tylko jego – odparł tamten z uśmiechem. – Korinna wróciła z Eginy! To Brennus ją uratował!

– Miło mi to słyszeć, stary druhu. Moje serce krwawiło na myśl, że twa córka przebywa w niewoli. Wygląda na to, że Kritias w końcu spełnił swoją obietnicę.

Przez twarz Demostenesa przemknął jakby cień. Pochylił się ku Hiperejdesowi i wyszeptał:

– Brennus ocalił Korinnę wbrew Kritiasowi, a nie na jego polecenie. Moja córka wszystko mi opowiedziała. Celt nie chciał wprawdzie mówić, ale milczeniem potwierdził jej słowa. Kapłan chciał jej śmierci…

Adwokat poczuł głęboki niepokój. Jego najgorsze przypuszczenia odnośnie Delfijczyka właśnie się potwierdzały. Dwulicowość, której przedtem mógł się tylko domyślać, została obnażona. Nagle przypomniał sobie feralny wieczór w Sekrecie Penelopy. Przyjemność, jaką Kritias czerpał z krzywdy, wyrządzanej Narzesowi i Helenie… A potem Hiperejdes podjął decyzję.

– Gdy tylko rozwiążemy problem oligarchów – odpowiedział równie cicho – zakończymy nasze sprawy z Kritiasem. Jeśli Olimpias będzie chciała podtrzymać sojusz, przyśle innego emisariusza.

Demostenes popatrzył na niego z wdzięcznością. A potem spojrzał za jego plecy i zbladł.

– O wilku mowa – rzekł chłodno.

Kritias nadciągał dumnym, niespiesznym krokiem. Miał na sobie pyszną, śnieżnobiałą szatę kapłana obszywaną złotem. I był niemal boleśnie piękny. Hiperejdes zastanawiał się nad tym, jak ktoś tak zły, okrutny i przewrotny może prezentować się równie wspaniale. Powitał kapłana skinieniem głowy i nieszczerym uśmiechem. Mimo wszystko, demokraci wciąż jeszcze go potrzebowali.

– Czy wszystko już przygotowane do szturmu? – zapytał dźwięcznym głosem Delfijczyk. – Oligarchowie zbyt długo już brukali swoją obecnością to święte wzgórze.

– Czekamy jeszcze na ostatnich hoplitów – odparł Hiperejdes. – Sylanos poprowadzi Spartan. Leander będzie dowodził Ateńczykami.

– Ja również chcę wziąć udział w bitwie o Akropol – odezwał się milczący dotąd Brennus. – Pora to wreszcie skończyć.

Delficki kapłan przyglądał mu się przez dłuższą chwilę. A potem wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– Wykluczone – odparł. – To będzie walka hoplitów, uporządkowana i poddana dyscyplinie. Nie ma tam miejsca dla takich barbarzyńców jak ty. Poza tym nie zmieściłbyś się w ciasnym szyku falangi!

Kilku stojących najbliżej Ateńczyków parsknęło śmiechem. Brennus uparcie wpatrywał się w Kritiasa. Choć na jego szerokim obliczu nie pojawił się żaden grymas, Hiperejdes był pewien, że Celt stara się opanować furię.

– Mogę przełamać falangę oligarchów – odparł bezbarwnym tonem. – Przechylić szalę zwycięstwa na waszą stronę. Mój, jak to ująłeś, barbarzyński styl walki jest atutem, a nie problemem.

– Wolę nie sprawdzać tego w ogniu starcia. Zostaniesz tutaj, Brennusie. Do szturmu pójdzie Alkajos.

Jednooki Macedończyk miał na sobie pancerz z wygotowanej skóry oraz hełm, do ramienia zaś przytroczoną okrągłą tarczę. Uśmiechał się drwiąco, spoglądając na Celta.

– Bardzo nam pomogłeś na Eginie – rzucił – ale to jest zadanie dla prawdziwych żołnierzy, a nie półnagich, wytatuowanych dzikusów. Nie masz na sobie nawet zbroi. Wątpię zresztą, by jakakolwiek na ciebie pasowała! A gdzie twoja tarcza, barbarzyńco? Nawet największy hoplon wyglądałby na twym ramieniu jak drobna pelta!

Znów rozległy się śmiechy, raptownie urwane, gdy tylko Brennus rozejrzał się dookoła. Teraz skupił się na Alkajosie. Wzruszył ramionami i rzekł:

– Życzę ci zatem szczęścia, Rzeźniku Elidy. Najemnicy Dionizjusza to nie bezbronni cywile, których tak lubisz mordować. Potrafisz jeszcze walczyć z mężczyznami? Ostatnio – uniósł rękę i wskazał na poparzoną twarz Macedończyka – pokonała cię nawet kapłanka z egineckiej świątyni.

Rozwścieczony Alkajos sięgnął po miecz, lecz nie wysunął go z pochwy. Celt nawet nie drgnął. Po chwili, gdy stało się jasne, że tamten nie zaatakuje, wydął wargi w pogardliwym grymasie.

– Już drugi raz cofasz się przed pojedynkiem ze mną. Czyżbyś obawiał się półnagiego, wytatuowanego dzikusa?

– Przestańcie – warknął zniecierpliwiony Delfijczyk. – Nasi wrogowie są tam, na górze. Kiedy z nimi skończymy, możecie zająć się sprawdzaniem, który z was dalej sika. Do tego momentu trzymajcie się od siebie z daleka.

– Kritias ma rację – wsparł go Hiperejdes. – Widzę, że Leander ustawia już hoplitów w szyku. Spartanie również zajmują swe pozycje. Alkajosie, dołącz do nich. Musicie zdobyć tę skałę.

– Zostanie zdobyta – Macedończyk odwrócił się plecami do Brennusa i ruszył w stronę wojowników Lacedemonu.

Rozpoczynała się decydująca bitwa w wojnie o Ateny.

* * *

Kiedy Demetriusz opuścił świątynię Zeusa, jego ojciec oparł się o kamienny ołtarz. Pochylił głowę i zamknął oczy, próbując zebrać myśli. Gniew powoli go opuszczał. Szczęka, skroń i kolano pulsowały tępym bólem. Szczeniak mnie zaskoczył, pomyślał strateg. Ale trzeba mu przyznać, że potrafi co nieco. Doprowadzony do ostateczności, zareagował błyskawicznie. Gdyby nie Eneasz, dostałbym tęgie lanie…

Dionizjusz nie był wylewnym człowiekiem, ale potrafił docenić waleczność. Nawet jeśli była skierowana przeciw niemu. Nie powinienem był nazywać go słabeuszem, skonstatował. Demetriusz ma w sobie siłę i umie jej użyć. Zabił przecież Haimona Łysego, a potem Eubulosa z Soli. To prawda, że ograniczają go skrupuły… ale wyrośnie z tego. Tak jak ja.

Po niewczasie pożałował słów, które zostały wypowiedziane przed obliczem Zeusa Wojennego. Postanowił, że gdy tylko demokraci zostaną pokonani, spróbuje raz jeszcze odbudować relacje z synem. Czuł jednak, że będzie to jeszcze trudniejsze niż przedtem. Wtedy chodziło tylko o kwestie polityczne – konflikt dotyczył celów i środków ich osiągania. Teraz dochodziła jeszcze zazdrość o kobietę.

– Cholerne dziewki – warknął przez zaciśnięte zęby. – Zawsze to samo. Zaczęło się od Heleny Trojańskiej… i nigdy się nie skończyło.

– Mówiłeś coś, dostojny strategu? – usłyszał za plecami czyjś niepewny głos.

Otworzył oczy, wyprostował się i obrócił. Stał przed nim adiutant Meleagra – wciąż jeszcze nagi, jak w chwili, kiedy zbudziło go gwałtowne wtargnięcie Demetriusza. Spoglądał na Ateńczyka z głębokim niepokojem.

– Jak się czujesz, panie? – zapytał z troską.

– Bardziej ucierpiała moja duma niż ciało – Dionizjusz nie próbował nawet maskować goryczy w swoim głosie.

– Przepraszam… nie powinienem być świadkiem tego, co tutaj zaszło.

– Trzymaj język za zębami, a wszystko będzie dobrze.

Eneasz skinął głową. Strateg z Faleronu wciąż na niego patrzył, więc chłopak oblał się rumieńcem. Chciał iść po swe odzienie, lecz Dionizjusz chwycił go za ramię.

– Dokąd to? Musisz mi pomóc z tym przeklętym pancerzem.

– Oczywiście. Wybacz moją nieuwagę, panie.

Pospiesznie jął zaciągać rzemienie, utrzymujące na miejscu przednią i tylną płytę napierśnika. Z pewnością wiele razy czynił to samo dla Meleagra. Teraz jednak drżały mu ręce, przez co praca szła powoli. Ateńczyk zastygł w bezruchu. Ani słowem nie komentował opieszałości efeba. Przyglądał mu się tylko spod na wpół opuszczonych powiek. Czuł, że widok Eneasza dobrze na niego działa. Wszystkie problemy odchodziły w niepamięć, zastąpione… No właśnie, czym?

Nie pojmował, co się z nim dzieje. Był ateńskim strategiem, przywódcą potężnego stronnictwa, które prowadziło desperacki bój o przetrwanie. Jego żona próbowała go zgładzić, a syn darzył szczerą nienawiścią. Zdawało się, że cały świat sprzysiągł się przeciwko Dionizjuszowi z Faleronu, on zaś marnotrawił czas na jakiegoś młokosa…

Choć trzeba szczerze przyznać, że był to nadzwyczaj urodziwy młokos.

Uznał, że świat może poczekać jeszcze parę chwil. A potem – niech się dzieje, co chce. Uniósł rękę i położył ją na ramieniu Eneasza.

– Nie tak… – powiedział wreszcie, siląc się na łagodność. – Musisz zacząć od początku.

Zawstydzony własną niezdarnością Macedończyk pomógł mu rozpiąć pancerz. Dionizjusz zdjął go i położył na ołtarzu Zeusa niczym drogocenną ofiarę. Następnie zwrócił się w stronę chłopca.

– Lecz zanim to zrobisz… masz jeszcze jedno zadanie.

Eneasz chciał coś powiedzieć, ale Ateńczyk nakrył jego usta własnymi. Przesunął dłonią po karku młodzieńca i zanurzył palce w jasnych włosach. Przepełniła go namiętność, o której sądził, że jest już tylko wspomnieniem. Że odeszła wraz z Kleopatrą i Kleantisem, dwojgiem niewolników, którzy kochali go tak mocno, że oddali za niego życie. Teraz wróciła. Czuł, jak popycha go w stronę Eneasza, jak odbiera mu rozum i przejmuje władzę nad zmysłami.

Drżąc z pożądania, przyparł efeba do jednej z marmurowych kolumn podtrzymujących strop sanktuarium. Tak jak zeszłej nocy, chłopiec nie stawiał mu żadnego oporu; przeciwnie, sięgnął ku dolnemu brzegowi tuniki Dionizjusza i zaczął podciągać ją w górę. Nabrzmiała męskość Ateńczyka przycisnęła się do brzucha kochanka. Przerwali gorączkowe pocałunki tylko po to, by strateg mógł ściągnąć tunikę przez głowę i odrzucić ją za siebie. Potem ich wargi znów się połączyły, a języki natarły na siebie niczym dwa rozpędzone okręty.

Dłonie Dionizjusza błądziły po ciele chłopca. Przesuwały się po aksamitnej skórze pleców, łapczywie zaciskały się na jędrnych pośladkach. Eneasz nie nosił jeszcze wojennych blizn, zaś wątłe owłosienie wokół genitaliów i pod pachami również nie przydawało mu zbyt wiele męskości. Twarz miał gładko ogoloną – wedle mody wprowadzonej przez króla Aleksandra. Ateńczykowi w pełni to odpowiadało. Nie lubił, gdy zarost oblubieńca kłuł go w policzki.

Eneasz był dla niego uosobieniem młodzieńczego piękna. Ideałem, któremu nie sposób było się oprzeć.

Tymczasem efeb przejął inicjatywę. Zszedł pocałunkami niżej, po szyi Ateńczyka, na jego tors. Dłonie o długich palcach gładziły najpierw boki, a potem biodra mężczyzny, w miarę jak usta przesuwały się w dół, zostawiając na skórze wilgotny ślad. Dionizjusz oparł się prawicą o kolumnę, zaś lewą rękę położył na głowie chłopca. Czuł gorące wargi na swym brzuchu, język przesuwający się w zagłębieniu pępka. Zaczerpnął łapczywie powietrza, przeczuwając, co zaraz nastąpi.

I nie zawiódł się. Eneasz ujął jego penisa w dłoń, obciągnął powolnym, lecz stanowczym ruchem, ucałował odsłoniętą spod napletka żołądź. Przywarł do niej ustami i ssał miarowo, jednocześnie pocierając językiem. Oddech stratega stał się prędki i urywany. Dojmująca przyjemność rozlała się po jego podbrzuszu. A pożądanie wciąż się wzmagało, stale rosło w siłę.

Jęki rozkoszy wypełniły wnętrze sanktuarium. Młody Macedończyk z coraz większym zapamiętaniem pieścił męskość Dionizjusza. Lizał ją, pocierał wargami, masował dłonią przy samej nasadzie. Drugą rękę zaciskał na napiętym pośladku stratega. Ten zaś pomyślał, że tak właśnie musieli się zabawiać Zeus z Ganimedem. Podniecony owym spostrzeżeniem, zaczął poruszać biodrami, wsuwając członek głębiej w usta swego oblubieńca. Eneasz rozchylił je więc szerzej i mocniej docisnął się do krocza Ateńczyka.

Choć na krótką chwilę, reszta świata przestała mieć znaczenie. Dionizjusz zapomniał o rozgrywającym się w Atenach dramacie, o konflikcie z synem, a nawet o własnym, nienasyconym pragnieniu władzy. Liczyła się tylko cielesna żądza, którą odczuwał wobec przystojnego efeba. Czuł, że zabiegi tamtego prowadzą go coraz wyżej, na sam szczyt ekstazy. A jednak nie chciał kończyć w ten sposób. Łaknął ostatecznego triumfu, finalnego aktu oddania ze strony kochanka. Poprzedniej nocy obydwaj byli upojeni winem i to, co między nimi zaszło, nie było w pełni świadome. Dziś było inaczej. Dziś potrzebował dowodu, że Eneasz jest mu we wszystkim powolny.

Cofnął biodra i wysunął się z ust młodzieńca. Wzwiedziony penis ociekał jego śliną. Adiutant Meleagra z trudem łapał powietrze, a w jego oczach lśniły łzy. Uśmiechał się jednak i znać było, że ma ochotę na więcej. Dionizjusz pochylił się i poderwał go z kolan. Obrócił prędko plecami do siebie. Eneasz natychmiast pojął, o co mu chodzi. Stanął w rozkroku i pochylił się do przodu. Oburącz wsparł się o kolumnę, wypinając pośladki w stronę Ateńczyka. Ten pochylił się i splunął między nie. Palcami roztarł wilgoć. A potem wyprostował się i chwycił efeba za biodra.

Kiedy się w niego wbijał, młodzieniec pochylił głowę i pojękiwał cicho, z przyjemności zmieszanej z bólem. Dionizjusz nie zamierzał jednak spowolnić swoich pchnięć. Pragnął posiąść kochanka w pełni, do ostatniej kropli wyzyskać to, co zostało mu ofiarowane. Jego penis wnikał w odbyt Eneasza, penetrował tę rozkoszną ciasność, z każdą chwilą docierając głębiej. W końcu podbrzusze Ateńczyka docisnęło się do pośladków chłopca. Przymknął oczy, przez krótki moment rozkoszując się zwycięstwem, by zaraz potem utwierdzić je swoją rozkoszą.

Nie trwało to długo. Był już tak rozpalony, że wystarczyło kilka stanowczych pchnięć, wzmocnionych jeszcze ruchami dłoni, którymi przyciągał ku sobie biodra Eneasza. Przy każdym sztychu z jego ust wyrywał się coraz głośniejszy jęk. Aż wreszcie przerodził się on w krótki, urwany krzyk spełnienia. Potężny dreszcz targnął ciałem Dionizjusza. Raz jeszcze wdarł się między pośladki chłopca. Pochylił się nad jego lśniącymi od potu plecami i docisnął usta do szyi.

Kiedy orgazm wypalił się już w nim do szczętu, wycofał się z wnętrza efeba. Ten osunął się na podłogę świątyni i przycisnął czoło do chłodnej powierzchni kolumny. Spomiędzy jego pośladków sączył się mlecznobiały strumyk. Strateg z Faleronu spoglądał z góry na swego kochanka, a potem odwrócił się, by poszukać tuniki. I wtedy napotkał rozbawione spojrzenie.

Meleager stał we wrotach sanktuarium, ledwie kilkanaście kroków od niego. Nie skomentował tego, co zobaczył, lecz uśmiech na jego przeoranej blizną twarzy mówił więcej niż jakiekolwiek słowa.

– Demades i Fokion wzywają cię do siebie, Dionizjuszu – oznajmił. – Demokraci gotują się do ataku.

Ateńczyk odnalazł swe porzucone odzienie. Podniósł je i wsunął przez głowę. Tymczasem Eneasz zerwał się z podłogi i nie bacząc na fakt, że wciąż jest nagi, odruchowo stanął na baczność przed macedońskim ambasadorem. Wyglądało to dość komicznie. Meleager stłumił parsknięcie.

– Będę czekał wraz ze strategami przy Propylejach – oznajmił na odchodnym. – Nie spóźnij się. Szkoda by było, gdybyś przegapił bitwę.

* * *

Demetriusz drżał z bezsilnego gniewu. Błądził bez celu po obozowisku, rozpamiętując ostatnią rozmowę z ojcem. Boleśnie szczere, a potem wręcz okrutne słowa, które spowodowały, że młodzieniec stracił kontrolę nad sobą, wciąż jeszcze brzmiały w jego uszach. „Od dawna już przynosisz mi wyłącznie rozczarowania”. Kolejne zdania, niczym smagnięcia biczem. „Wątpię, by ktokolwiek zechciał oddać własną córkę takiemu słabeuszowi i mazgajowi jak ty”. Czy naprawdę jestem kimś takim, zapytał sam siebie. A może powinienem czuć dumę, że nie poszedłem w jego ślady? Przypomniał sobie błogie wrażenie, jakie go ogarnęło, gdy zadał pierwszy cios. Ojciec nie sądził chyba, że Demetriusz jest do tego zdolny. Gdyby nie jego macedoński kochaś, nie skończyłoby się na trzech razach. Może wtedy, w jakiś pokrętny i absurdalny sposób, doceniłby własnego syna?

Młody Falerończyk miał w głowie zamęt. Od dawna przecież czuł, że drogi jego i ojca się rozchodzą. A mimo to ich ostateczne, jak sądził, zerwanie rozdarło mu serce. Wspomniał słowa Korojbosa: „Stoisz najbliżej Dionizjusza. Jeśli upadnie, pogrzebie cię wraz ze sobą. Lecz jeśli będzie żył, przekształci cię na własne podobieństwo… To byłaby największa tragedia”. Ciekawe, pomyślał gorzko, co powiedziałbyś teraz, mój okaleczony druhu.

Do tego jeszcze sprawa Raisy… Jak śmiała zataić przed nim fakt, że sypiała z Dionizjuszem oraz Meleagrem? Rozsądna część jego natury pojmowała, że Iliryjka nie miała nic do powiedzenia w kwestii tego, z kim idzie do łoża. To jednak nie łagodziło wściekłości Demetriusza. Miał ochotę bić pięściami w mury pobliskiego Erechtejonu.

Tymczasem w obozowisku na szczycie Akropolu zapanowało poruszenie. Z początku to ignorował, całkiem skupiony na sobie. W końcu jednak rozejrzał się dookoła. Wszędzie gdzie spojrzał, najemnicy podnosili się od ognisk, zapinali pancerze, nasuwali na głowy hełmy, przypinali do ramion okrągłe hoplony, sprawdzali, czy miecze gładko wysuwają się z pochew. Demetriusz zbliżył się do niewielkiej ich grupy.

– Co się dzieje?

– Nie wiemy, panie – odpowiedział mu jeden z żołnierzy. – Dowódca Miltiades kazał nam się szykować.

– Wygląda na to, że będzie bitwa – odparł drugi, a potem splunął w ognisko, aż zasyczało. – Czas zarobić na żołd.

Zostawił ich w spokoju i ruszył w kierunku Propylejów. Tam formowały się już pierwsze szeregi. Zobaczył Rodyjczyka, który wykrzykiwał rozkazy. Postanowił nie pchać mu się przed oczy i skręcił ku jednemu z ognisk. Tu również trwały gorączkowe przygotowania. Brali w nich udział wszyscy z wyjątkiem ciężko rannego najemnika, który leżał na posłaniu z płaszcza. Wokół szyi miał owinięty zaplamiony czerwienią bandaż – najwyraźniej otrzymał cios w kark lub też w okolice gardła. Nieopodal jakiś usłużny towarzysz złożył jego rynsztunek: pancerz, hełm, hoplon z wymalowanym na powierzchni Pegazem, włócznię. Młody Falerończyk przez dłuższą chwilę przyglądał się zbroi. Była w całkiem przyzwoitym stanie, bez widocznych uszkodzeń. Tarcza natomiast nosiła ślady częstego używania – umieszczone na niej malowidło było w wielu miejscach nieczytelne, bo farba odpadła na skutek licznych uderzeń. Młodzieniec podszedł bliżej, uniósł włócznię i przyjrzał się grotowi: dobre, wypolerowane na błysk ostrze.

– Zostaw – warknął jeden z żołnierzy. – To rzeczy Lajosa.

– Czy wiesz, kim jestem? – odparł z irytacją Demetriusz, odkładając jednak oręż. – Zmień zatem swój ton, bo pożałujesz.

– Wybacz, panie, nie poznałem cię w pierwszej chwili.

– Wybaczam. A co do rynsztunku Lajosa… Wygląda na to, że dziś mu się nie przyda.

– Niestety. Jakiś skurwysyn trafił go z łuku w szyję. Pewnie któryś z tych pieprzonych Scytów. Strzała przeszła na wylot.

– Sądząc po czystości tego opatrunku, zajmowały się nim kapłanki z Partenonu. Jakie są rokowania?

Najemnik zrobił zdziwioną minę. Falerończyk przeformułował pytanie:

– Wyjdzie z tego?

– Różnie mówią. A teraz czas już na nas. Bywaj, synu czcigodnego Dionizjusza.

Kiedy żołnierze ruszyli na miejsce zbiórki, Demetriusz znów popatrzył na wyposażenie Lajosa. Pewna uporczywa myśl nie dawała mu spokoju. Czy naprawdę był tylko źródłem rozczarowań?

Mój ojciec ceni sobie siłę, odwagę i determinację, stwierdził, spoglądając na pozostawiony rynsztunek. Pogardza za to słabością we wszelkich jej odmianach. Dobrze więc. Niech zobaczy, kim naprawdę jest jego syn. Niech przekona się, do czego jest zdolny. Może choć raz poczuje coś na kształt dumy. Albo też żalu, że nie spostrzegł tego wcześniej.

Bez wahania sięgnął po hełm. Był to model koryncki, wykonany z jednego kawałka blachy, z nosalem i nieruchomymi ochronami policzków, ale też z wyciętymi po bokach otworami na uszy. Chronił niemal całą twarz, jednocześnie nie czyniąc głuchym na to, co dzieje się wokół. Założył go na głowę. Pole widzenia było nieco ograniczone, ale mniej, niż się obawiał. Ponadto był pewien, że nikt nie rozpozna go w tym hełmie – przynajmniej do chwili, aż sam zechce zostać rozpoznany.

Nie tracił nawet czasu na pancerz. Z pewnością by na niego nie pasował – ranny mężczyzna był bowiem znacznie potężniejszej budowy. Uniósł w obu dłoniach hoplon, wsunął lewicę pod skórzane pasy i zaciągnął je, tak że jego przedramię przywarło do środka tarczy. Poruszył ręką. Cholerstwo było ciężkie! Przypomniał sobie, że nigdy nie lubił hoplonów. W dawnych czasach, gdy ćwiczył fechtunek z Kassandrem albo Aratosem, cenił sobie znacznie lżejsze i bardziej poręczne pelty. Nie chroniły one całego ciała, lecz można było nimi szybko manipulować, osłaniać się przed podstępnymi ciosami spadającymi z różnych stron. Rozejrzał się dookoła. Niestety, Lajos nie posiadał ani jednej pelty. To byłby doprawdy nadmiar szczęścia.

Pochylił się i objął palcami drzewce włóczni. Wykonał kilka próbnych pchnięć. Prosta, lecz skuteczna broń. Ciężka, lecz dobrze wyważona. Widać było, że jej właściciel dobrze o nią dbał.

Tak wyposażony, pomaszerował w stronę Propylejów i wmieszał się w tłum najemników. Pozdrawiali go jak jednego ze swoich. Nikogo nie zdziwił brak napierśnika – poprzedniego dnia wiele pancerzy zostało uszkodzonych w walkach. Niestety, wśród uchodźców na Akropolu nie było ani jednego kowala lub płatnerza, który mógłby je naprawić. Z tej przyczyny niektórzy ludzie Dionizjusza szli do bitwy w niepełnym rynsztunku. Kilku brakowało nawet tarcz, a to było znacznie bardziej niebezpieczne.

Miltiades formował kolumnę, w której mieli wyruszyć na Drogę Panatenajską. Skryty za hełmem Demetriusz na wszelki wypadek pochylił głowę, kiedy Rodyjczyk przechodził nieopodal. Po chwili został wepchnięty do jednego z szeregów. A potem rozległ się rozkaz i cały oddział ruszył. Młodzieniec pojął, że nie ma już odwrotu.

Niech i tak będzie, pomyślał.

* * *

– Demokraci są skończonymi głupcami – stwierdził z niedowierzaniem Miltiades z Rodos, dowódca najemników. Wyciągnął rękę, wskazując formującą się u podnóża Akropolu hoplicką falangę. – Naprawdę zamierzają szturmować wzgórze!

Dionizjusz potarł wciąż obolałą szczękę i stłumił westchnienie. Rodyjczyk lubił wypowiadać na głos rzeczy, które dla innych były oczywiste.

– Jeśli chcą walki, będą ją mieli. Propyleje nie są dobrą pozycją obronną. Wyjdziemy przed nie i spotkamy się z wrogiem na Drodze Panatenajskiej.

– Mają przewagę liczebną – zauważył ostrożny jak zawsze Demades.

– Nie będą mogli jej wykorzystać. Droga jest wąska. Ich pierwszy szereg będzie równie szeroki jak nasz. Natomiast większą liczbę szeregów zniweluje fakt, że przyjdzie im atakować pod górę.

Fokion skinął głową. Z uwagi na podeszły wiek nie mógł wziąć udziału w walce wręcz. Otrzymał dowództwo nad niewielkim oddziałem najemników uzbrojonych w łuki i proce. Mieli oni zająć wyższą pozycję i stamtąd zasypywać wroga pociskami.

– To dobry plan – stwierdził. – Zatrzymajcie ich na podejściu pod Akropol, a my urządzimy sobie ćwiczenia strzeleckie.

Meleager aż zatarł ręce z uciechy.

– Od dawna już marzyłem o jakiejś porządnej rąbaninie. Służba dyplomatyczna nie daje mi ku temu wielu okazji… Tym bardziej cieszę się na nadchodzącą bitwę.

– Chyba nie zamierzasz brać w niej udziału? Jesteś ambasadorem obcego mocarstwa!

– Ależ owszem, zamierzam. Jeśli demokraci przełamią wasz szyk i wedrą się na Akropol, moje życie i tak będzie zagrożone. Wolę do tego nie dopuścić. Zresztą, moi przyboczni Bizaltowie rwą się do walki.

– Zgoda – rzekł Dionizjusz – ale pod jednym warunkiem. Utworzysz ze swymi ludźmi odwód, który wejdzie do boju tylko w ostateczności. Zresztą, twoja tracka gwardia i tak nie przyda się w pierwszej linii falangi.

– Jak sobie życzysz. Przyjdziemy wam na ratunek, gdy tylko wpadniecie w kłopoty.

Strateg z Faleronu zignorował zaczepkę Macedończyka.

– A więc postanowione. Miltiadesie, zbierz najemników. Pokażemy tej bandzie garncarzy, sklepikarzy oraz cieśli, jak walczą prawdziwi żołnierze!

* * *

Spartanie wspinali się po wąskiej drodze wytyczonej między ścianą Akropolu a stromym stokiem. Prowadził ich Sylanos, Alkajos zaś podążał kilka kroków za nim. W pewnym momencie droga skręciła w lewo, omijając wyniosłą skałę. Za nią, wysoko w górze, ujrzeli Propyleje. Przez bramę wylewała się właśnie rzeka ludzi, brązu i żelaza. Lacedemoński wódz wydał krótki rozkaz i jego żołnierze przeszli do truchtu. Ateńscy demokraci z trudem dotrzymywali im kroku.

Dzień zapowiadał się równie upalnie jak poprzednie i już po kilkudziesięciu krokach Alkajos poczuł, że pod pancerzem i tuniką spływa potem. Nie zamierzał jednak zwolnić. Pragnienie walki i mordu dodawało mu sił. Czuł, że już za chwilę zatopi ostrze w ciele przeciwnika, wyrwie z niego życie, pozbawi go wszystkiego. Potem, gdy już rozprawi się ze zbrojnymi, przyjdzie czas na plądrowanie Akropolu. Odczuwał podniecenie na myśl o bogactwach tamtejszych świątyń oraz o wysoko urodzonych, wyperfumowanych dziwkach, które skrywały się pod ich dachami. Zaprawdę, Filona była tylko przystawką przed głównym daniem. Postanowił, że właśnie tu, na ateńskim wzgórzu, znajdzie sobie nową Berenike. Niewolnicę, którą będzie mógł dręczyć i torturować, jak długo dusza zapragnie.

Wrogowie byli coraz bliżej. Widział oficerów, którzy pospiesznie ustawiali ich w falangę. Nie mieli wiele czasu, lecz przecież byli zawodowcami. Nim Spartanie dopadli do pierwszego szeregu nieprzyjaciół, ci tworzyli już zwarty mur tarcz, znad którego wysuwał się las włóczni. A potem równym krokiem ruszyli w dół, na spotkanie napastników.

I wtedy Alkajos usłyszał dźwięk zwalnianych cięciw. Tuż obok jego głowy przemknęła strzała. Rozpędzony kamień z łoskotem odbił mu się od tarczy. Uniósł hoplon wysoko, kryjąc się za nim. Dobrze wiedział, jakie spustoszenie mogą nieść pociski wyrzucane z proc. Doświadczył tego, tracąc lewe oko.

Pierwsza salwa nie zrobiła wrażenia na Spartanach. Impet ich szturmu nie stracił na sile. W ostatniej chwili opuścili podniesione dla ochrony głów tarcze i uderzyli nimi o hoplony przeciwnika. Rozległ się dźwięk podobny do grzmotu. Alkajos naparł całym ciężarem ciała, uniósł ramię i pchnął mieczem z góry, ponad krawędzią tarczy. Usłyszał przepełniony bólem krzyk. Pierwszy. Jego serce wypełniła dzika radość.

Martwy najemnik osunął się na skaliste podłoże, lecz jego miejsce zaraz zajął kolejny. Z nim Rzeźnik Elidy musiał walczyć dłużej. To był ciężki, wyczerpujący bój. Ze wszystkich stron napierali na nich towarzysze broni, ścisk był trudny do wyobrażenia. Z góry wciąż było słychać zwalniane cięciwy i syk przecinających powietrze strzał oraz kamieni. Uderzały one jednak już w dalsze szeregi. Słońce przypiekało coraz silniej. Pot zaczął się lać do jedynego oka Alkajosa. Ktoś z góry darł się w niebogłosy:

– Naprzód, chłopcy! Zepchnijcie ich w dół! Pokażcie tym skurwielom, jak walczą mężczyźni!

Zabiję go, postanowił Macedończyk i położył trupem kolejnego najemnika. Korzystając z luki, która powstała w szeregu, rzucił się do przodu i wdarł w nieprzyjacielski szyk. Tu walka stała się już całkiem chaotyczna. Alkajos ryczał z furii, osłaniał się tarczą i rozdawał ciosy na lewo i prawo – sztychem, jeśli zdołał wziąć zamach, rękojeścią miecza, gdy nie było na to miejsca. Żelazną gałką na końcu rękojeści wybijał zęby, łamał nosy, miażdżył odsłonięte gardła. I cały czas parł naprzód, w stronę tego, który krzyczał:

– Żadnej litości, chłopcy! Spychajcie skurwysynów w dół, tam gdzie ich miejsce! W dół!!

* * *

– Zabijcie każdego, kto stanie wam na drodze! – ryczał Miltiades z Rodos, wymachując mieczem nad głową. – Spychajcie ich w dół!! Ani kroku wstecz!!!

Jak dotąd wszystko szło dobrze. Najemnicy nie ugięli się pod naporem liczniejszego wroga i walecznie dawali mu odpór. Łucznicy i procarze Fokiona siali spustoszenie wśród dalszych jego szeregów. Rodyjczyk czuł, że wygrywają tę bitwę.

I wtedy ujrzał zmierzającego ku niemu jednookiego wojownika. Spryskany krwią, z oszpeconym ogniem licem, przedzierał się przez szeregi najemnych żołnierzy. Wydawało się, że miecze oraz włócznie nie są w stanie nawet go drasnąć. Odpychał je pogardliwymi pchnięciami strzaskanego hoplonu. Miltiades nie był lękliwym mężem, lecz na ten widok umilkł, zdjęty grozą. Czy to właśnie ten dzień, pomyślał. Czy to właśnie ten człowiek?

Żołnierz, który stał w szyku bezpośrednio przed Rodyjczykiem, podjął rozpaczliwą walkę. Trwało to ledwie kilka sekund. Potem skulił się z bolesnym westchnieniem i upadł. Miltiades stanął twarzą w twarz z jednookim.

– Ty tu dowodzisz? – zapytał zbroczony krwią wojownik. Najemnicy cofali się trwożnie, czyniąc im więcej miejsca. – Pora umierać.

– Przekonamy się, komu to pisane – odparł Miltiades i rzucił się do ataku. Uderzył z całej siły włócznią. Przeciwnik odbił ją resztkami tarczy. Szybki, lecz jakby rozpaczliwy ruch. On jest wyczerpany, pomyślał Rodyjczyk. Dotarł aż tutaj, ale jest u kresu sił. Prędko z nim skończę.

A potem sam zasłonił się hoplonem. Ostrze miecza zazgrzytało na powierzchni tarczy i ześlizgnęło się po niej. Kolejne pchnięcie włócznią, odbite z jeszcze większym trudem. Miltiades pozwolił sobie na luksus nadziei.

Jednooki nie czekał na cios, przed którym nie będzie w stanie się zasłonić. Zamaszystym ruchem wyswobodził lewicę z pasów podtrzymujących tarczę i odrzucił ją od siebie. A potem zaatakował. Rodyjczyk wyprowadził pchnięcie, lecz chybił: ostrze drasnęło tylko bark przeciwnika. Ten uchwycił drzewce włóczni lewą ręką i szarpnął ku sobie. Uniósł miecz i uderzył z góry, niczym tasakiem. Drewno zaprotestowało i pękło. Odrąbany grot spadł na ziemię.

Miltiades cofał się, wciąż dzierżąc w dłoni kikut włóczni. Powinien ją odrzucić i sięgnąć po machairę, która kołysała się w pochwie u jego boku. Nie był jednak do tego zdolny. Drżał ze strachu, zimny pot spływał mu po karku. Żaden z jego ludzi nie przyszedł mu z pomocą. Nikt nie chciał zająć miejsca przed nim w kolejce do Hadesu. Jednooki był coraz bliżej. Nadchodził pochylony do przodu, z uniesionym mieczem w prawicy. Rodyjczyk uderzył drzewcem, w ostatniej, rozpaczliwej próbie obrony. Przeciwnik uchylił się, lewą ręką chwycił za brzeg jego hoplonu, odsunął go na bok. I zadał własny cios. Miecz przebił pancerz i wgryzł się w ciało. Dowódca najemników sapnął. Popatrzył w dół, na kawał żelaza wbity w jego brzuch. A potem podniósł głowę.

– Kim… kim ty jesteś? – drżące wargi z trudem uformowały słowa.

Jego zabójca wyrwał ostrze z rany i uniósł do góry ręce. A potem krzyknął tak, by wszyscy usłyszeli:

– Jam jest Alkajos, Rzeźnik Elidy!!!

* * *

Musiał im przyznać: jego najemnicy bili się jak lwy. Nawet po przełamaniu szyku stawali dzielnie, nie cofając się pod naporem. Każdy z nich okazał się wart wydanego na jego żołd srebra.

Kiedy jednak zginął Miltiades z Rodos, duch walki upadł w żołnierzach. Nagle spostrzegli, że spoistość ich falangi praktycznie już nie istnieje, a w środek linii wdarł się szeroki klin nieprzyjaciół. Pojęli, że lada chwila zostaną rozbici na mniejsze oddziały i wyrżnięci w pień. Zaczęli zatem pierzchać w górę Drogi Panatenajskiej – wpierw pojedynczy żołnierze, potem zaś coraz liczniejsze grupy. Zajmujący wyższą pozycję Dionizjusz przyglądał się temu w milczeniu. Stał na czele pięćdziesięciu najemników. Mieli wejść do bitwy, jeśli pęknie pierwsza linia obrony. A to właśnie działo się na oczach stratega.

Na razie jednak musiał czekać. Jeśli teraz rzuciłby swych ludzi do ataku, odcięliby drogę odwrotu spanikowanym żołnierzom Rodyjczyka. Należało ich wpierw przepuścić, by za linią walki mogli odzyskać nadszarpniętą odwagę. To było zadanie Demadesa, który już czekał przy bramie Propylejów i zbierał tam uchodzących. Łucznicy i procarze Fokiona wciąż zasypywali demokratów deszczem strzał i kamieni. Ci jednak unieśli w górę hoplony i chronili się pod nimi, przez co ich straty wyraźnie zmalały. Dotychczas pewny triumfu Dionizjusz poczuł ukłucie zwątpienia. Jest ich zbyt wielu, pomyślał. Czoło ich szyku stanowią bez wątpienia Spartanie, bracia tych, z którymi starliśmy się wczoraj. Dlatego tak łatwo rozerwali naszą linię.

Strateg z Faleronu nie lękał się śmierci. Obawiał się jedynie hańby. Jeśli demokraci wygrają, nie odda się w ich ręce. Tu, na Akropolu, zwycięży albo zginie.

* * *

Demetriusz stał pośród najemników swego ojca. Pocił się pod rozgrzanym hełmem. Hoplon ciążył mu, sprawiając, że lewe ramię niemal całkiem zdrętwiało. Wciągał w nozdrza pot stojących wokół mężczyzn. Obok ich równego czworoboku przebiegało coraz więcej spanikowanych żołnierzy. Bitwa na dole musiała pójść źle. Nagle rozległ się rozkaz stratega:

– Dość odpoczynku, chłopcy! Przyszła nasza kolej. Pamiętajcie: równy krok, tarcza w tarczę. Trzymać szyk!

Oddział ruszył, w marszu rozszerzając swoje czoło na całą szerokość Drogi Panatenajskiej. Demetriusz znalazł się w trzecim szeregu, blisko lewej flanki. Z przodu, po swojej prawej widział pióropusz na hełmie ojca. Maszerowali miarowo i młodzieniec, który nigdy dotąd nie brał udziału w musztrze, musiał bardzo uważać, by nie zmylić kroku. Przed sobą usłyszał dziwną pieśń: hymn ku czci Apolla, którego dotąd nie znał. Dionizjusz nakazał przejście do biegu. Rzucili się w dół, na spotkanie przeciwnika.

Arystoteles, Kassander i Aratos – wszyscy oni uczyli go o helleńskiej sztuce wojennej. Z ich słów wyłaniał się obraz doskonale zgranej machiny: ścierały się uporządkowane szyki, w których każdy miał swoje miejsce i przydzielone zadania. Bitwy rządziły się precyzyjnymi planami, zaś dowódcy byli niczym wszechwiedzący bogowie.

Rzeczywistość przedstawiała się zgoła inaczej. Kiedy zderzyły się dwie falangi, zapanował koszmarny ścisk, od którego pękały żebra. Bojowe okrzyki najemników zlały się z hymnem na cześć Apollina, tworząc razem oszałamiającą kakofonię. Demetriusz widział między głowami stojących przed nim żołnierzy, jak pierwszy szereg napiera tarczami na hoplony wroga i próbuje razić go ciosami włóczni. Nie miało to w sobie nic z artyzmu oraz wdzięku fechtunku, którego uczył go Aratos. To było szaleństwo, w którym prędko znikły wszelkie pozory ładu.

Idąc za przykładem towarzyszy broni, Demetriusz napierał na stojących przed nim, starając się nadać falandze odpowiedni impet. Krzyczał wraz z najemnikami, śląc przeciwnikom plugawe obelgi, spotwarzając ich żony oraz matki. Wkrótce jednak poczuł, że szyk zamiast iść do przodu, cofa się. Oddawali pole! Ponad bitewny zgiełk wzniosło się wołanie stratega:

– Odwrót! Wycofujemy się za Propyleje!

Ktoś chwycił go za ramię i pociągnął za sobą. Falanga najemników cofała się we względnym porządku, wciąż celując w nieprzyjaciela grotami włóczni i ostrzami mieczy. Falerończyk obejrzał się prędko za siebie. Propyleje były już nieopodal. Czy naprawdę dali się zepchnąć aż tutaj?

Dionizjusz osobiście nadzorował odwrót przez wąską bramę: trzeba było pilnować, by wśród stłoczonych ludzi nie wybuchła panika. Demetriusz skrył twarz za hoplonem, kiedy przechodził obok ojca. Posłusznie ustawił się w nowym szyku, już na szczycie Akropolu. Stąd nie było już gdzie się cofać. Na widok wracających z Panatenajskiej Drogi żołnierzy, biwakujący uchodźcy rzucili się do świątyń. Plac między Partenonem i Erechtejonem momentalnie opustoszał. To tu miało się odbyć ostatnie starcie.

* * *

Nawet nie próbowali walczyć o Propyleje: budowla ta dawno już straciła swój obronny charakter. Pozwolili części przeciwników przelać się przez bramę i wtedy uderzyli na nich całą siłą, jaką jeszcze dysponowali: najemnicy z pierwszego i drugiego rzutu, oddział łuczników i procarzy Fokiona, a nawet gwardia przyboczna Meleagra: górujący nad Hellenami traccy barbarzyńcy dzierżący w dłoniach straszliwe rhompaje.

To już nie było starcie dwóch falang, lecz chaotyczny bój o życie: seria pojedynków, w których liczyła się indywidualna zręczność, a nie szyk i dyscyplina. Obrońcy Akropolu kładli trupem kolejnych napastników, lecz na miejsce każdego poległego pojawiało się dwóch kolejnych. Zdawać by się mogło, że zastępy demokratów są nieprzeliczone. Batalia rozlała się na cały szczyt wzgórza. Krew tryskała na mury starożytnych świątyń.

Meleager również walczył, na czele dzikich Bizaltów. Na szczęście podczas ucieczki z ambasady nie zapomniał o swym rynsztunku bojowym. Choć dawno już nie był on w użyciu, utrzymywano go w należytym stanie. Dbał o to nie kto inny, jak osobisty adiutant Macedończyka, Eneasz. Pracowicie oliwił zawiasy zbroi, ostrzył miecz, a nawet namalował na tarczy nowy, całkiem udany obraz: Heraklesa walczącego z Hydrą Lernejską. Uzdolniony artystycznie chłopak pragnął wziąć udział w bitwie, lecz ambasador kategorycznie mu tego zabronił.

– Jesteś zbyt cenny, by zginąć w byle potyczce – oznajmił. – Macedonia ma dla ciebie inne zadania.

– Jakież zadania są ważniejsze niż walka z jej wrogami? – spytał zrozpaczony efeb.

Dawanie dupy jej sojusznikom, pomyślał Meleager. Uznał jednak, że to niezbyt stosowna odpowiedź. Przypomniał więc tylko adiutantowi o obowiązku posłuszeństwa. Byli wszak żołnierzami, a w wojsku dyscyplina jest na pierwszym miejscu. Następnie odesłał go do Partenonu, z zadaniem obrony ukrywających się tam niewiast.

– Jeśli my zostaniemy pobici, ty musisz chronić je przed pohańbieniem – starał się, by brzmiało to przekonywująco, ale Eneasz nie dał się oszukać. Niemniej jednak spełnił polecenie, dzięki czemu teraz nie plątał się pod nogami Bizaltów. Ci zaś siali śmierć wśród wlewających się na Akropol demokratów.

Macedończyk czynił wszystko, by im dorównać. Podczas swej misji dyplomatycznej w Atenach zaniedbał nieco treningi, lecz dawne zdolności powoli doń wracały. Z każdym zgładzonym demokratą czuł się coraz pewniej. Rosły, szeroki w barach i silny jak tur, budził grozę pośród nieprzyjaciół. Niektórzy pierzchali na sam jego widok. Wreszcie jednak natrafił na godnego siebie. Jednooki zwrócił uwagę Meleagra tym, że walczył z jakąś niepowstrzymaną furią. Nie miał przy sobie tarczy i wyglądało na to, że wcale jej nie potrzebuje. Każdy najemnik, który zastąpił mu drogę, ginął po paru chwilach, z przerażeniem wypisanym na twarzy.

W końcu zainteresował się nim jeden z Bizaltów. Przyskoczył do jednookiego, unosząc w obu rękach rhompaję. Ten nawet nie próbował parować ciosu. Zręcznym unikiem uchylił się przed ostrzem, a następnie wbił swego xiphosa w trzewia barbarzyńcy. Meleager widział, jak obraca miecz w ranie i wyszarpuje go z niej. Po chwili z rozpłatanego brzucha wylały się wnętrzności. Trak upadł na kolana, a wtedy xiphos uderzył raz jeszcze. Poziome cięcie niemal odrąbało mu głowę.

Niewiele myśląc, ambasador ruszył w tamtą stronę. Jednooki wyciągał właśnie miecz z szyi powalonego. Kiedy zobaczył, kim jest jego kolejny przeciwnik, wykrzywił usta we wściekłym grymasie.

– Generał Meleager! – zawołał z drwiną – Uszanowanie!

Macedończyk zmarszczył brwi. Kto to mógł być? Wpatrywał się w poparzoną twarz wojownika, w ciemną opaskę, pod którą, jak się domyślał, znajdował się pusty oczodół. Nie przypominał sobie kogoś tak oszpeconego. Chyba że znał go jeszcze sprzed tych ran…

Nie, to niemożliwe. On walczył w moim oddziale!

– Alkajos – warknął. – Od kiedy to służysz wrogom Macedonii?

– Nie Macedonii. Antypatra – uściślił jednooki. – Od kiedy lepiej płacą!

Nie zdążył odpowiedzieć, bo Alkajos skoczył ku niemu z uniesionym mieczem. Tarcza zadrżała od siły uderzenia. Zaraz też nastąpiło kolejne. Ambasador osłaniał się i krok po kroku oddawał pole. W końcu poważył się na kontratak. Odepchnął przeciwnika hoplonem i wykonał serię poprzecznych cięć. Tym razem to jednooki się cofał, lecz żaden z ciosów nawet go nie drasnął. Odbijał wycelowany w niego oręż z pogardliwą łatwością.

Starzeję się, przemknęło przez myśl Meleagrowi. Kiedyś bez trudu rozniósłbym tego łotra, pokroiłbym go na kawałki. A teraz… Alkajos uchylił się przed ciosem, zamarkował ruch w lewo, a kiedy ambasador próbował mu przeszkodzić, zaatakował z prawej. Xiphos wbił się w przedramię Meleagra, który stęknął z bólu i odruchowo rozwarł palce. Rękojeść miecza wysunęła mu się z dłoni.

Jednooki zaśmiał się z triumfem. Nim jednak zdążył wykorzystać swą przewagę, spadło na niego dwóch Bizaltów. Wyrwał miecz z rany, sparował cięcie rhompaji i zanurkował, by umknąć przed następnym. Meleager oparł się plecami o mur Erechtejonu. Dyszał ciężko, przedramię obficie mu krwawiło. Patrzył, jak jego traccy ochroniarze spychają Alkajosa w tył, zasypując go nawałnicą ataków. Zrozumiał, że właśnie otarł się o śmierć.

Ty durny skurwysynu, pomyślał sam o sobie, musisz się tak narażać? Prosił cię ktoś o to? Ciekawe, co by przyszło Antypatrowi z twojej śmierci. Koniec z wojaczką, pusty łbie. Już nie te lata…

– Koniec z wojaczką – warknął sam do siebie. – Za stary na to jestem…

* * *

Dionizjusz szedł przez pole bitwy, szukając wzrokiem nieprzyjacielskich wodzów. Zdawał sobie sprawę, że tylko obcięcie bestii głowy może ją teraz powstrzymać. Zabijał kolejnych Spartan, którzy stawali mu na drodze. Od ateńskich demokratów różnili się tym, że ich tarcze były całkiem pozbawione znaków oraz malowideł. Wreszcie, w miejscu, gdzie bitwa była najbardziej zajadła, dostrzegł szkarłatny płaszcz. W przeciwieństwie do zwykłych żołnierzy, lacedemoński generał był zbyt dumny, by ukryć swoje pochodzenie.

– Spartaninie! – zawołał nawykłym do wydawania komend głosem. – Spartaninie! Przyjdź tutaj i staw mi czoła!

Sylanos dostrzegł nadchodzącego Ateńczyka. Ujrzał ozdobny pióropusz na jego hełmie. Choć nigdy przedtem nie widział stratega z Faleronu, natychmiast pojął, kogo ma przed sobą. Uśmiechnął się i mocniej uchwycił włócznię.

– Idę po ciebie, Dionizjuszu.

Ruszyli ku sobie biegiem. Obaj dyszeli żądzą mordu, świadomi, że ten pojedynek może przechylić szalę bitwy. Jednemu patronowała Atena, przed której świątynią walczyli, drugiemu Apollo, którego hymn wciąż rozbrzmiewał ponad Akropolem.

Grot włóczni skrzesał iskry, uderzając o hoplon. Miecz wbił się w tarczę ze znakiem lambdy, świętym symbolem Lacedemonu. Odskoczyli od siebie i zaraz znów natarli, nienasyceni walką. Krzyczeli, zadając i odpierając ciosy, wirując wokół siebie w tańcu śmierci. Każdy ich ruch był perfekcyjny. Żaden nie mógł sobie pozwolić na błąd.

Wielu żołnierzy przerwało bitwę, by przyjrzeć się temu pojedynkowi. Ateński strateg i spartański generał z trudem łapali powietrze, lecz nie ustawali ani na moment. Włócznia ścierała się z mieczem. Spryskane krwią hoplony lśniły w promieniach słońca.

Dionizjusz rzucił się do przodu. Skrócił dystans – w nadziei, że zakończy starcie. Lecz nie docenił Sylanosa. Byli zbyt blisko, by ten mógł pchnąć włócznią, więc użył jej w inny sposób. Uchwycił broń w połowie drzewca i z rozmachem, niczym maczugą, uderzył nim w hełm Ateńczyka, aż pociemniało mu w oczach. Strateg przeszedł jeszcze kilka kroków, upuścił miecz, potknął się i ciężko upadł na plecy.

Jęk zawodu wyrwał się z piersi tych kilku tuzinów najemników, którzy jeszcze trzymali się na nogach. Spartanie i demokraci wznieśli triumfalne wiwaty. Sylanos niespiesznie zbliżał się do Dionizjusza. Czekał, aż ten odzyska świadomość. Nie chciał zabijać omdlałego.

Ateńczyk jęknął i uniósł powieki. Ujrzał stojącego nad nim Spartanina, który właśnie unosił włócznię do pchnięcia. Próbował zasłonić się tarczą, lecz Sylanos nastąpił na nią, przyduszając ją do podłoża i więżąc lewe ramię stratega.

Dionizjusz pojął, że to koniec. Wszystkie jego plany, ambicje, intrygi, wszystkie ofiary, które poniósł… Nic z tego nie miało już znaczenia. Jego życie urwie się tu, na akropolskiej skale, do której przytwierdzi go lacedemońska włócznia. Nagle przypomniał sobie opowieść Kassandra o ostatnich chwilach spartańskiego króla, Agisa III. Pamiętał, jakie wrażenie zrobiła na nim ta historia.

Najważniejsze, to do ostatniej chwili zachować fason. Tak go potem zapamiętają. Choćby miał się sfajdać po śmierci, nim ona przyjdzie, będzie mężczyzną.

– Kończ, Spartaninie – wycharczał na tyle głośno, by usłyszeli go liczni widzowie tej sceny. – Uderz pewnie, byś nie musiał poprawiać.

Głowa w zasłaniającym twarz hełmie poruszyła się, jakby na zgodę. Włócznia uniosła się jeszcze wyżej…

Nagle ciałem Sylanosa szarpnęło do tyłu. Ucisk na tarczy Dionizjusza zniknął. Ateńczyk patrzył na swego niedoszłego zabójcę, nie rozumiejąc, co widzi. Z piersi Spartanina sterczało drzewce włóczni. Ciężkiej, niezdatnej do rzucania. A jednak ktoś właśnie nią cisnął. Grot przebił pancerz, wdarł się w ciało i – sądząc po tym, jak głęboko wniknął – zapewne wyszedł plecami.

Lacedemoński generał nie żył, nim jeszcze osunął się na kolana. Po chwili upadł, twarzą do przodu. Dionizjusz wyswobodził rękę z wiązań tarczy i spróbował wstać. Kręciło mu się w głowie, a nogi uginały się pod nim, jakby nie były w stanie unieść ciężaru ciała. W pewnej chwili ktoś chwycił go za przedramię i pociągnął w górę. Podniósł wzrok i spojrzał w twarz swojego syna.

– To ty? – wydyszał zdumiony. Demetriusz miał na sobie koryncki hełm, odsunięty teraz na tył głowy, do lewicy zaś przytroczony hoplon z wymalowanym wizerunkiem Pegaza. Do pełnego rynsztunku brakowało mu tylko zbroi oraz włóczni… której właśnie użył.

– Nie spodziewałem się, że trafię z takiej odległości – odparł młodzieniec. Pomógł ojcu wstać i ruszył z nim w stronę Partenonu, poza ogarnięty walką obszar. Choć byli praktycznie bezbronni, żaden z nieprzyjaciół nie zastąpił im drogi. Spartanie patrzyli na powalonego wodza, zastanawiając się być może nad sensem dalszej walki. Demokraci oraz najemnicy również przerwali bój. Jedni i drudzy odciągali swoich rannych w bezpieczne miejsce.

Nagle ktoś zawołał:

– Okręty! Nadciągają okręty!!

Demetriusz się zatrzymał. Wciąż podtrzymując ojca, spojrzał na południe, ponad Miastem i Długimi Murami, ku wodom Zatoki Sarońskiej. Biel i purpura żagli wyraźnie odcinały się od lazurowej toni. To była cała eskadra – co najmniej kilkanaście jednostek. Pchane bryzą, mknęły w stronę Pireusu.

Nie mogła to być z pewnością ateńska flota, powracająca z wyspy Samos. Liczyła ona bowiem ponad sto trójrzędowców. Ponadto, te korabie płynęły od strony Peloponezu, a nie Sunionu. Falerończyk wpatrywał się w żagle, próbując odczytać wymalowane na nich znaki. Z tej odległości było to jednak niemożliwe. Pozostawały mu tylko gorączkowe dywagacje nad tym, co oznaczało pojawienie się tajemniczych okrętów.

– Kto to jest? – zapytał sam siebie.

– Lizander – odpowiedział mu Dionizjusz. – Lizander wraca do Aten.

Spojrzał na ojca, nie rozumiejąc, o czym on mówi. Strateg zaś podniósł dumnie głowę. Wysunął się spod synowskiego ramienia i zwrócił ku najemnikom, demokratom i Spartanom.

– Lizander przybywa! – zawołał głośno, jakby wstąpiła weń nowa siła. – A razem z nim nasze zwycięstwo.

Przejdź do kolejnej części – Opowieść helleńska: Demetriusz XXV

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Same pozytywne oceny, a komentarzy brak…

To ja zacznę. Odważne. Jedna, jedyna scena erotyczna (nie liczę opisów, przez co przeszła Filona), i to scena miłości męskiej.
Dla mnie – napisana znakomicie. Nie podjęłabym się, nie umiem, nawet nie próbuję. Inni autorzy też do tej pory omijali takie wątki, na DE było kilka nienajwyższych lotów opowieści. Ciekawa jestem, kto się następny odważy, bo poprzeczka zawieszona wysoko. Dobrze, że się pojawiło na naszej stronie, cieszę się.

Co do Raisy i Demetriusza, to sądzę, że to czego się dowiedział od Eufraksji, będzie kolejnym krokiem w rozluźnieniu ich relacji, co mnie wcale nie martwi… jakoś ta bohaterka mnie od dłuższego czasu irytuje.
jeśli miałabym się koniecznie doczepić do fabuły, to jedynie w dwóch punktach. Po pierwsze mam wrażenie, że igraszki Dionizjusza z Raisą nie mogłyby ujść uwagi syna. Chyba, że nie dokładnie pamiętam i Dionizjusz używał niewolnicy po odejściu Demetriusza z domu? jak to było? Zajrzę.
Uratowanie Dionizjusza przez syna jest może nazbyt oczywistą sceną – w każdym razie dla mnie było jasne, już w chwili, gdy nasz strateg znalazł się w opałach, a wcześniej młodzian zorganizował swoją zbroję. Po prostu przyzwyczaiłam się do wielopiętrowych intryg i zaskakujących zwrotów akcji w Twoim wykonaniu.
Ale to już takie kręcenie nosem, że jedziemy Rolls Roycem, a nie Maybachem (albo odwrotnie).

Nota wiadoma. I czekam na wielki finał!

Witaj, Miss!

Dziękuję bardzo za entuzjastyczną recenzję. Ale muszę lojalnie uprzedzić, do finału jeszcze trochę czasu (oraz rozdziałów) upłynie! I nie wiem, czy będzie aż tak wielki, by zadowolić rozbudzone nadzieje. Pozostaje liczyć, że tak 🙂

Do tematu seksu między dwoma mężczyznami (czy też może raczej mężczyzną i młodzieńcem) zabierałem się od początku "Demetriusza" – już w trzecim rozdziale znajdowała się pierwsza, dość nieśmiała próba. Teraz postanowiłem "rozwinąć skrzydła" i dać pełną, rozbudowaną i obszernie opisaną scenę. Bardzo jestem ciekaw reakcji Czytelników NE (i moich Opowieści przede wszystkim) na ten opis. Dawno już podjąłem decyzję o tym, że będę pokazywał seksualność Greków w całej rozciągłości, nie mogę zatem pominąć kwestii homoseksualizmu męskiego. Dodam, że nie jest to ostatnia taka scena – mam już pomysły na kilka następnych.

Tym bardziej, że temat jest jeszcze bardzo niezagospodarowany, nawet na naszej stronie. Zrobiłem dziś podsumowanie: na 224 opublikowane opowiadania, tylko 18 zawierało sceny lesbijskie (w tym 5 moich), zaś 2 – sceny gejowskie (obydwa moje). Łącznie więc tematyka homoseksualna pojawia się w mniej niż 10% wszystkich tekstów. Jeżeli przyjąć, że homoseksualistów w społeczeństwie jest jakieś 8%, to wypadamy całkiem nieźle, a tematyka ta jest u nas reprezentowana dostatecznie. Z drugiej strony, widać wyraźne przechylenie w stronę kochających się dziewczyn oraz ignorowanie relacji męsko-męskich. Postanowiłem trochę zrównoważyć owe szale, choć nie mam złudzeń – sam nie dam rady 🙂

Za męskim homoseksualizmem ciągnie się historia nietolerancji i represji, a dziś – już głównie (choć nie tylko) – estetycznego wstrętu. Dlatego rozumiem, że odbiór tego typu scen może być dla niektórych Czytelników trudny. Tym niemniej – postanowiłem zaryzykować i nie żałuję. A patrząc na dotychczasowe oceny – nie żałuję podwójnie.

Odnośnie fabuły – Dionizjusz skorzystał już z wdzięków Raisy w czasie, gdy Demetriusz jeszcze mieszkał w jego willi. Ale wtedy podesłał mu swą własną nałożnicę – Kleopatrę. W każdym razie, Demetriusz nie był świadom tego, co się działo, a Raisa nie była skłonna mu o tym opowiadać. Co zaś się tyczy sceny bitewnej i udziału w niej Demetriusza – chciałem po prostu dodać kolejną warstwę relacji ojca z synem. I tak są już one mocno skomplikowane, ale czułem, że po konfrontacji w świątyni Zeusa potrzebny był jakiś bardziej pozytywny impuls. Nie przeceniałbym jednak znaczenia tej sytuacji. Nić porozumienia między Dionizjuszem i Demetriuszem mogła się już kilka razy nawiązać – i okazji tych nie potrafili wykorzystać. Czy teraz się uda? Oczywiście nie zdradzę, ale raczej nie spodziewałbym się tutaj najbardziej oczywistych rozwiązań 🙂

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Akcja to jest to!

Teraz komentarz właściwy. Szkoda mi Filony w pewnien sposób. Już wystarczająco została wytresowana przez Tryfona, by teraz jeszcze miał zająć się nią Alkajos. Poza tym nie jestem fanem takiej brutalnej tresury.

Scena homo. Za pierwszym razem przyznaję pominąłem, bo tego też nie jestem symaptykiem ale po przeczytaniu komentarza Miss,Swiss postanowiłem przeczytać. Faktycznie odwaliłeś kawał dobrej roboty. W pierwszej scenie męsko-męskiej byłeś ostrożny, chciałeś "wybadać teren". Tutaj, jak to napisałeś rozwinąłeś skrzydła i to ci się udało.

Zdobywanie Akropolu to wisienka na torcie w dzisiejszej lekturze. Walka, krew, trupy i ciekawie zapowiadający się konflikt Celta z Rzeźnikiem Elidy. Spodziewałem się że okręty powrócą w gdy Wzgórze już prawie zostanie zdobyte.

Ojciec i syn. Demetriusz nie po raz pierwszy zaskoczył swojego ojca. Nie wachał sie go uderzyć, a Dionizjusz chyba poczuł że jego syn nie jest tak słaby za jakiego go uważał. A to że ocalił mu życie na Akropolu jeszcze bardziej umocniło go w tym że miał złe zdanie o synu.

daeone

1. Nigdy nie sądziłam, że gejowski seks można przedstawić tak… Smakowicie. Ilustracja też niczego sobie 🙂
2. Scena wyrwania kolczyka z sutka Filony przez Alkajosa nadal mnie prześladuje. Mimo wszystko, mam wrażenie, że Filona pokaże jeszcze pazury. Nie wiem, dlaczego, ale mam słabość do tej postaci.
3. Dwa (aż DWA) opowiadania w tak krótkim czasie- rozpieszczasz nas, Megasie!
Eileen

@ Daeone:

Zgadzam się, Filona wycierpiała już wiele, a teraz jeszcze wpadła w ręce dwóch największych sadystów w promieniu kilku tysięcy stadiów. Ale, jak to zostało wielokrotnie powiedziane, to mocna dziewczyna. Poradzi sobie, mam nadzieję. Walka o Akropol to pierwsza większa scena bitewna od Bitwy pod Megalopolis w Opowieści Kassandra VIII, więc długo czekałem na to, by w końcu się za to zabrać i trudno mi już było powstrzymać niecierpliwość. Cieszę się, że wyszła satysfakcjonująco. Co do relacji Dionizjusa z Demetriuszem – ich związek nie miał początkowo zajmować aż tyle miejsca w Opowieści, ale rozrósł się i wywalczył sobie przestrzeń łokciami. Najwyraźniej ta historia chciała zostać opowiedziana.

@ Eileen:

Scena z kolczykiem miała pozostać w pamięci Czytelników i ich prześladować. Jestem bardzo kontent, że odniosła skutek 😀 Słabość do Filony… zapewniam Cię, że nie tylko Ty na nią cierpisz 🙂 Filona ma sporo fanów i chyba jeszcze więcej fanek!

Poza tym w październiku mam zamiar opublikować jeszcze 1 tekst, pod koniec miesiąca. Trzymaj proszę kciuki, bym się wyrobił!!

@ Daeone i Eileen:

Dziękuję za pochlebne opinie o scenie erotycznej. Ryzyko się opłaciło, a więc w przyszłości będę podejmował je nadal!

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Megasie, relacja Dionizjusza z synem jest uniwersalna i ponadczasowa. Zawsze istnieli i istnieją rodzice, a być może szczególnie ojcowie mający własne plany i wyobrażenia o dzieciach, co mają robić i jakie być. Bez tego wątku opowieść byłaby uboższa, dobrze, że poświęciłeś mu sporo miejsca w opowieści.

Miss, mam nadzieję, że żaden psychoanalityk nigdy nie weźmie się za badanie Opowieści helleńskiej, zwłaszcza Demetriusza. Dopiero miałby używanie… a ja mógłbym się o sobie dowiedzieć stanowczo zbyt wiele!

Pozdrawiam
M.A.

Przyznam się że początkowo zniechęciła mnie dlugośc i mało 'nowoczesna' tematyka. A dziś donoszę zostałam wciągnięta. I, pomimo tego że scena męsko-męska nie leży w polu moich zainteresowań to z zaskoczeniem odkryłam jej potencjał. Zarówno w formie ,dzięki której sam obraz jest po prostu ladny, jak i treści – pomimo trudnego tematu odczuwam w tej scenie silny ładunek emocjonalny. Chylę czoła 🙂 I zagrzewam do walki, pisania dalszych części.

Droga Ekstensyfikacjo,

jeśli jeszcze tego nie zrobiłaś, gorąco zachęcam Cię, byś zaczęła czytać Opowieść od samego początku, a więc od rozdziałów poświęconych Kassandrowi. Potem cykl Tais, a na końcu dopiero Demetriusza (po drodze można przeczytać Blondynkę, która również jest usytuowana fabularnie w świecie Opowieści helleńskich). W ten sposób wyciągniesz z tej historii najwięcej – zauważysz różne klamry fabularne, nawiązania itd. Wydaje mi się,że to najbardziej satysfakcjonujący sposób lektury 😉

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Pozostaje wyruszyć na podbój 🙂

Zrób tak jak radzi autor a zapewniam wciągnie Cię na długie godziny 🙂

Witaj Megasie!

Kolejny cudowny rozdział, gdy Opowieść Demetriusza się kończy poziom stał się wybitnie wysoki.

Oj, no i Demetriusz poznał prawdę. Wściekł się, ale mam nadzieję że nie będzie biednej Raisie czynił wyrzutów. Była w końcu tylko niewolnicą. Młody Falerończyk jest moralny – cokolwiek by to miało znaczyć – i raczej zachowuję się dobrze więc wierzę, że nie zrani Raisy.

Filona. Biedna Filona, Alkajos i Kritias chyba rzeczywiście ją złamali, byli bardzo okrutni. Ale jeszcze nie odrzucam możliwości że ona trochę gra – że tak całkiem jej jeszcze nie złamali – że udaję by w odpowiednim momencie zaatakować. Cokolwiek będzie to, bardzo ciekawy, chodź okrutny, wątek opowieści. I wszystkie postacie biorące w nim udział są świetne, dlatego też ich relacja jest tak interesująca dla mnie.

Cieszę się, że Dionizjusz miło spędził noc, no i dawno nie miał efeba a, wciąż niedługo, po śmierci Kleopatry mógłby nie móc zauroczyć się tak kobietą. Podobało mi się jak ateński strateg uznał świątynie gromowładcy za dobre miejsce do swoich nocnych igraszek przez mit Zeusa i Ganimedesa. Lubię jak pokazujesz że Helleni naprawdę wierzą w swoich bogów.
Bardzo dobra rozmowa, a w zasadzie kłótnia, między ojcem a synem. I zakończenie zaskakujące – Demetriusz nie wytrzymał. Podobało mi się też, że powstrzymał go w końcu Eneasz.

No i Kritias okazuję swoją niechęć do Brennusa, jak zwykle nie zapomniał. Podobało mi się jak zmusił celta do opanowywania furii. Ah, olbrzym chyba nie przepada za delfickim kapłanem 🙂 Wkracza Alkajos i napięcie rośnie – oj, on też nie zapomniał. Jednak nie decyduję się na walkę – chyba można powiedzieć, że Rzeźnik Elidy boi się Brennusa?
Więc jednooki Macedończyk będzie rzeczywiście brał udział w ataku. Ewentualna przegrana oligarchów to byłaby okrutna rzeź.

Dobrze opisana scena seksu Dionizjusza z Eneaszem. Mam małe homoseksualne upodobania i chociaż seks ateńskiego stratega z młodym Macedończykiem nie do końca się z nimi pokrywa, to podobało mi się. Myślę, że dobrze pokazałeś przyjemność jaką Falerończykowi sprawia dominacja nad efebem, to że chciał "dowodu" jego uległości i na końcu rozkoszował się "zwycięstwem". Sądzę, że pasuję to nie tylko do postaci Dionizjusza ale w ogóle, że podobne odczucia mogli mieć miłośnicy efebów w starożytnej Grecji czy Rzymie.

Demetriusz niestety wyrzuca Raisie to co z nią robiono. Mam nadzieję że rozsądna część jego natury zwycięży.
No i młody Falerończyk został żołnierzem 🙂 Tego się nie spodziewałem. Ale na pewno jest to bardzo interesujący pomysł.
cd.

Początek ataku był świetnie opisany. Łatwo wyobraziłem sobie tą scenę.
Alkajos już snuję plany, bardzo mi się podobała jego twarda decyzja zabicia Miltiadesa. Nie spodziewałem się, że mu się uda. Świetna walka z Rodyjczykiem. No i Rzeźnik Elidy ponownie zaczął budzić strach. Po jego ostatnich perypetiach coraz bardziej się bałem, że stanie się żałosny – dokładnie tak jak mówił Brennus – groźny jedynie dla cywili, kobiet (i to też tylko niektórych) i dzieci. Ale teraz jednooki Macedończyk pokazał ponownie jak potrafi być groźny i straszny. To świetny czarny charakter i cieszę się bardzo, że nim nie przestanie być. Wszystkie sceny opisane doskonale.

Meleager mnie rozbawił ze swoim prawdziwym powodem przydzielenia Eneaszowi straży nad kobietami i dziećmi 🙂 Jego walka z Alkajosem bardzo dobra, podobało mi się jak Alkajos w kpiący sposób zwracał się do generała Meleagera. No i piękna końcówka i myśli ledwo ocalałego macedońskiego ambasadora – "Ty durny skurwysynu, pomyślał sam o sobie, musisz się tak narażać? Prosił cię ktoś o to?" – cudowne zdanie, bardzo tutaj polubiłem Meleagera.

Wspaniała walka Dionizjusza z Sylanosem – chyba moja ulubiona z całej Opowieści Helleńskiej, bardzo emocjonująca, pewnie dlatego że bierze w niej udział "mój" Dionizjusz 🙂 No i prawie śmierć ateńskiego stratega – jego myśli o Królu Agisie, i o tym jak ważne jest aby zachować godność w ostatnich chwilach życia – a potem, jak mu się wydawało, ostatnie słowa wypowiedziane oczywiście tak by zgromadzeni wokół mogli je dobrze usłyszeć – tak doskonale tutaj pokazałeś jego charakter a ja uwielbiam teraz Dionizjusza z Faleronu jeszcze bardziej.

Demetriusz ratuję życie ojcu, ciekawy jestem jak to wpłynie na ich, teraz tak mocno nadwyrężone, relacje. I co o tym co się stało będzie sądził Dionizjusz.

A na koniec przypływają statki, czyżby bitwa już była rozstrzygnięta? Ehh…Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, ten był wspaniały.

Pozdrawiam serdecznie
Aoba

Witaj, Aoba!

Dziękuję za ten "wybitnie wysoki poziom", naprawdę. Bardzo miło się czyta takie komplementy Ale z tym kończeniem się bym jeszcze nie przesadzał – wciąż zostało 7 rozdziałów i epilog 🙂

Zgadzam się z Tobą, że Demetriusz jest moralny – chciałoby się rzec, ponad swą epokę. Z drugiej jednak strony, wiele ostatnio przeszedł, a w jego zachowaniu dają o sobie znać symptomy stresu pourazowego. To zmienia jego zachowanie i do pewnego stopnia sposób myślenia – widać to było w czasie ostatniego zbliżenia z Raisą, kiedy nagle, pod wpływem wspomnień o dokonanym morderstwie zaczął być brutalny wobec Iliryjki. Jego atak na ojca również z tego wynika – kiedyś zapewne nawet w głowie by mu nie postało, by z taką agresywnością bić swego rodziciela… W związku z tym trudno przewidzieć, jak zareaguje na wieść o tym, że został co do pewnych faktów oszukany przez swą kochankę. Demetriusz staje się nieobliczalny.

Filona została złamana… zresztą, czy mogło być inaczej, skoro przez całą noc pracowali nad nią tacy spece, jak Alkajos i Kritias? Pamiętaj jednak, że to, co złamane, może się zrosnąć. Berenike/Chryseis z "Opowieści Tais" spędziła z Alkajosem długie miesiące, cierpiąc codzienne gwałty, bicie, przemoc psychiczną. Ale potem, w przyjaznym środowisku świątyni na Melos, zdołała się zregenerować – cieleśnie i duchowo. Filona zapewne wybrałaby inne miejsce… tym niemniej, sądzę, że jeśli będzie miała okazję, jakoś się z tego wykaraska. A czy otrzyma tę okazję – to się dopiero okaże.

Ponownie zgadzam się z Tobą, że po śmierci Kleopatry Dionizjusz raczej długo nie zwiąże się romantycznie z inną kobietą (choć naturalnie możliwe są relacje czysto hedonistyczne). Natomiast Eneasz obudził w nim coś, co jak sądził, było już martwe. I dlatego ma szansę zająć jakieś miejsce w wykarczowanym z pozytywnych emocji sercu stratega. Cieszę się,że scena między nimi Ci się podobała, choć jak sam piszesz, niezbyt trafia w Twoje preferencje. Tak, starałem się jej nadać psychologiczny realizm oparty na znajomości natury homoseksualnych związków antyku – jakże odmiennych od dzisiejszych związków partnerskich.

c.d.

Zapewne gdyby Brennus wiedział, co Alkajos i Kritias zrobili Filonie, nie powściągnąłby swojego gniewu i moglibyśmy się przekonać, czy Rzeźnik Elidy dałby mu radę… wśród agentów Olimpias wszyscy się nienawidzą. To jest grono bardzo zantagonizowane. Jedyna ciepła relacja to ta, która łączy Brennusa z Tryfonem z Ambrakii. A ten jest daleko – na ziemiach Dardanów. Co zaś się tyczy Alkajosa – być może faktycznie boi się Celta. A może tylko ocenia, że ma niewielkie szanse w starciu i dlatego go nie podejmuje. Czasami linia między chłodnym rozsądkiem a tchórzostwem bywa bardzo cienka…

Bitwa była tym fragmentem, którego napisanie poszło mi najszybciej i najłatwiej. Można wręcz powiedzieć, że pisała się sama. Miałem w niej dwa cele: po pierwsze, pokazać, jak wyglądało w miarę realistyczne starcie helleńskich żołnierzy, oparte o dyscyplinę i współdziałanie w szyku. Po drugie, zgodnie z tragedią homerycką chciałem podkreślić wagę indywidualnego bohaterstwa, szczególnie wodzów, których obecność, charyzma, osobista odwaga miały bardzo duży wpływ na żołnierzy. Stąd te kilka pojedynków między ważnymi fabularnie postaciami. Przy okazji mogłem nieco odbudować mroczny prestiż Alkajosa, bo jak słusznie zauważasz – ostatnimi czasy uganiał się głównie za kobietami (Tais) oraz dziewczętami (Korinna), w jednym i drugim wypadku nieskutecznie. Gdyby tak dalej było, zapewne stałby się żałosny. Dlatego musiałem pokazać go od innej strony. A cenę zapłacił Rodyjczyk.

Cudowna interwencja Demetriusza i uratowanie życia jego ojcu może paradoksalnie jeszcze bardziej skomplikować ich relacje (które po wydarzeniach w świątyni Zeusa zostały właściwie zerwane). Tak czy inaczej – Opowieść Demetriusza z pewnością nie skończy się jako familijna idylla 😀

Niestety, następny rozdział nie pojawi się tu (wbrew wcześniejszym zapowiedziom) w październiku, tylko na początku listopada. Nie wyrobiłem się z pisaniem, a nie chcę robić tego w nadmiernym pośpiechu, bo ucierpi jakość. Tak więc proszę jeszcze o chwilę cierpliwości. Dokładam starań, by było na co czekać!

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Dobry Wieczór Megasie,

Cieszę się, że mogłem Ci sprawić troszkę radości moim komplementem 🙂 Ale jeszcze pewnie wiele takich komplementów się pojawi bo z rozdziału na rozdział Opowieść Demetriusza wciąż trzyma naprawdę rewelacyjny, wysoki poziom, a ostatnio może nawet stała się jeszcze lepsza.
Cieszę się, bardzo, że jeszcze aż tyle przede mną. To już się chyba nie muszę martwić o pominięcie niektórych wątków (np. Fojbiane) a to duża ulga bo nie chciałbym aby niektóre świetne postacie i historie już się miały nie pojawić.
Tylko zastanawia mnie czy uda Ci się zdążyć w tym roku z całością, tak jak planowałeś?

Myślę, że na moralność Demetriusza w dużym stopniu wpłynęła filozofia którą on chyba traktuje poważnie, nie jak jego ojciec.
Zgadzam się z Tobą w pełni jak chodzi o Demetriusza i tego jak go zmieniły ostatnie wydarzenia. Nadzieję na to, że nie skrzywdzi Raisy jednak nadal mam.

Czyli już nie mam co się łudzić moją teorią 🙂 No cóż, mam nadzieję więc, że to jeszcze nie jest jej koniec. Natomiast gdyby to jednak miał być jej koniec to liczę na to, że śmierć Filony zapadnie mi w pamięć i może nawet jakoś wzruszy, dotknie. W każdym razie, jestem pewien, że cokolwiek zdecydujesz będzie to wspaniały koniec dla tej postaci (życia czy roli w Opowieści Demetriusza) – czy to tragiczny czy z nadzieją, optymistyczny.

O tak, czysto hedonistyczne relacje z kobietami (zresztą z efebami chyba też?) na pewno są dla Dionizjusza wciąż możliwe. W końcu to Dionizjusz :). To i tak wyjątkowo wiele jak na ateńskiego stratega, że raczej długo nie będzie się w stanie romantycznie związać z kobietą.
Ciesze się że, jak rozumiem, postać Eneasza nie zniknie i jego związek z Dionizjuszem będzie kontynuowany. Może dowiem się o nim czegoś więcej, stanie się ważniejszą postacią.

Jak chodzi o moje preferencje, to u własnej płci pociągają mnie jedynie mężczyźni bardzo, bardzo piękni, tak już zniewieściale piękni. Androgyniczni z urody lub wręcz wyglądający jak kobiety. Bishouneni chyba najbardziej to oddają. Więc scena homoseksualna z pięknym efebem dobrze trafiła w moje preferencje, jedynie to, że Eneasz był przedstawiony jako jednak męski spowodowało że nie w pełni odpowiadała moim upodobaniom (musiałem się źle wyrazić, "niezbyt" to za mocne słowo, raczej "nie w pełni trafiła w moje preferencje").
Oczywiście zdaje sobie sprawę, że uroda Eneasza całkowicie odpowiadała kanonom piękna efebów starożytnej Hellady.

W kwestii odmienności związków homoseksualnych w antyku a w dzisiejszych czasach to chciałbym poznać opinie starożytnych moralistów na temat związków dzisiejszych gejów 🙂 Gdyby dać im jakoś "zajrzeć w przyszłość" (na ten jeden element przyszłości) to ciekaw jestem jakie by były reakcje. Byłoby to zabawne zobaczyć moralistów którzy nie odrzucają w pełni homoseksualizmu jak ci dzisiejsi, ale za to mają silne przekonania jaki rodzaj homoseksualnych związków jest godny i moralny a jaki absolutnie niedopuszczalny.
Zastanawiam się też czy jest możliwość że pojawi się w Opowieści Helleńskiej kiedyś para lesbijska, która byłaby właśnie nie partnerska ale ze starszą dominującą kobietą i młodą uległą dziewczyną. Wiem oczywiście, że obie homoseksualne kobiece pary jakie poznaliśmy Tais i Chloe oraz Ismena i Korinna były wiekowo zróżnicowane, ale – przynajmniej ja je tak odebrałem – wydawały się raczej partnerskie. Kiedyś, w jakimś komentarzu, Napisałeś że zastanawiasz się nad pokazaniem równościowej męskiej homoseksualnej relacji. A czy myślałeś kiedyś nad stworzeniem nie-równościowej kobiecej pary? Trochę żeńskiego odpowiednika homoseksualnych relacji Dionizjusza (bo wydaję mi się, że Falerończyk zdecydowanie bardziej dominował nad swoimi efebami niż np. Tais nad Chloe).

c.d.

Więc Brennusa tak mocno zdenerwował by los Filony? Wydawało mi się, że była mu raczej obojętna. A może chodzi o jakąś kwestie honoru?
Agenci Olimpias to wyjątkowo ciekawa grupa. Szkoda, że nie dane mi już będzie zobaczenie jakie relacje miałby Tryfon z pozostałymi (Alkajosa chyba nie znał?). Z Kritiasem podejrzewam, że się nie kochali 🙂

Alkajos wrócił w wielkim stylu – naprawdę Ci się udało odbudować jego grozę – takiego go właśnie lubię – jako niebezpiecznego, okrutnego potwora – niebezpiecznego nie tylko dla słabych ale dla silnych również. Doskonały czarny charakter – we fragmentach bitwy z jego udziałem czułem duże emocje. Szkoda mi było Rodyjczyka, ale niestety, musiał umrzeć aby Alkajos znów stał się groźnym wojownikiem.
To dość zaskakujące, że bitwa – która była cudowna – tak łatwo i szybko Ci poszła – ale tak to już jest, że nie zawsze najlepsze jest to w co się najwięcej trudu, pracy, potu i łez włożyło 🙂

Tego też jestem pewny – familijnej idylli nie będzie – Demetriusz, Menander, Raisa i Dionizjusz nie odejdą trzymając się za ręce, uśmiechnięci, pełni miłości i nadziei ku zachodzącemu słońcu 🙂

Rozumiem, jest to dla mnie jasne, że tak doskonałe dzieła jak kolejne rozdziały Opowieści Demetriusza nie mogą być tworzone w pośpiechu. Będę cierpliwie czekał 🙂 Zresztą listopad już niedługo.

Pozdrawiam serdecznie
Aoba

Witaj, Aoba!

Faktycznie, nie jestem pewien, czy uda mi się skończyć Demetriusza w tym roku. Jest jeszcze tyle pracy, a tylko 2 miesiące. Zrobię co w mojej mocy, jeśli się nie uda, skończę w styczniu albo lutym (najpóźniej, mam nadzieję).

Co do Filony – żadnych więcej sugestii, napomknięć i spoilerów 🙂 Eneasz z pewnością nie zniknie. Już Meleager o to zadba, by dalej umilał czas Dionizjuszowi…

Bishoneni… interesujący koncept. Aż przeczytałem na wikipedii, o co chodzi. Możliwe, że uwzględnię ideę w Perskiej Odysei. W końcu będzie tam występowało wielu pięknych Persów. Wydaje mi się, że to ich wzorzec urody (zwłaszcza w wypadku chłopców, bo potem pielęgnowali swe wielkie, czarne brody:-) wydawał się bliższy temu, o czym piszesz.

Antyczni moraliści byliby zapewne przerażeni dzisiejszymi związkami partnerskimi 🙂 W starożytności związki homoseksualne były z zasady hierarchiczne i stosunkowo przelotne. No i fakt posiadania kochanka nie zwalniał od podstawowego obowiązku obywatela: poślubienia kobiety i spłodzenia z nią kolejnych obywateli. Homoseksualizm był dla przyjemności i umacniania prawdziwie męskiej przyjemności. Stosunek heteroseksualny miał na celu przyjemność (hetera, porne) ale też reprodukcję (żona, czasem konkubina – zwana z grecka pallake).

Co do par lesbijskich, która nie byłaby partnerska, lecz hierarchiczna – przemyślę to. Wydaje mi się jednak, że relacja partnerska między kobietami była jedyną możliwą w starożytności. W ówczesnej etyce seksualnej seksualność mężczyzn mogła mieć bowiem wektor aktywnyy (wolny obywatel) lub pasywny (niewolnik, cudzoziemiec). W wypadku kobiet uznawano jedynie pasywną rolę. Dzięki temu kobiety mogły być w jakimś stopniu wolne od kulturowo ukształtowanej potrzeby dominacji. Jak jednak było w istocie trudno stwierdzić – zbyt mało mamy źródeł na temat relacji lesbijskich w Sparcie.

Odnośnie Brennusa: on w ogóle nie lubi okrucieństwa, które niczemu nie służy. Dlatego sposób potraktowania Filony zapewne by go rozgniewał – nie ma bowiem zrozumienia ani tolerancji dla skrzywionego umysłu Kritiasa. Alkajosem zaś głęboko gardzi. Jeśli zaś chodzi o Tryfona – nie możemy wykluczyć, że poznać Alkajosa na dworze Olimpias w Passaronie. Wiemy z "Opowieści Tais", że tam właśnie udał się jednooki Macedończyk. Ale nie ma też na to poznanie żadnych dowodów. Natomiast relacje Tryfona z Kritiasem były zapewne poprawne – obaj grali w jednej drużynie, obaj też nie mieli zbytnich skrupułów. Odnośnie sympatii między nimi – można się tylko domyślać.

Pozdrawiam
M.A.

Witaj Megasie!

Bishoneni w Perskiej Odysei – to byłoby bardzo interesujące 🙂 I ja też uważam, że jest to idea bliska wzorcowi chłopięcej urody Persów. I chyba w ogóle ludów dawnego bliskiego i środkowego wschodu. Myślę też, że eunuchy, które były kochankami mężczyzn, także prezentowały ten typ urody.

Co do relacji lesbijskich to mnie się wydaję, że hierarchiczny wzorzec mógł istnieć na zasadzie "kopii" relacji z mężczyznami. W końcu w starożytnej Grecji związki oparte na dominacji jednej ze stron (męskiej) były taką oczywistością i normą, że część kobiet mogła po prostu nie bardzo znać/wyobrażać sobie inny rodzaj relacji – i "kopiować", przenosić te znane sobie wzorce na związki lesbijskie. Zwłaszcza bym to widział w sytuacji gdy istniała duża różnica statusu społecznego między partnerkami – np. panią i niewolnicą. Oczywiście to jedynie moja teoria jak by to mogło wyglądać 🙂
Zastanawiam się też jakie kobiety w Helladzie miały najwyższy status (w ocenie mężczyzn)? Kapłanki? Arystokratki w krajach z monarchiami – jak Macedonia? Spartanki? I czy w relacjach lesbijskich np. niewolnic z takimi właśnie kobietami także greccy mężczyźni nie oczekiwaliby właśnie hierarchicznego układu?
Oczywiście wiem, że z powodu szczupłości źródeł na ten temat to jedynie spekulacje, ale ciekawi mnie Twoje zdanie.
Jak chodzi o Spartę to mój pomysł na kobietę – która w relacji homoseksualnej na pewno starałaby się pełnić męską, dominującą rolę – to Spartanka która jest – chociaż częściowo – transseksualna, czuję się/wolałaby być mężczyzną. Wydaję mi się, że w Sparcie taka kobieta byłaby w stanie mieć jakieś, chociaż trochę znośne, życie (przynajmniej w porównaniu do innych polis). I zapewne gdyby weszła w relacje lesbijską – chciałaby pełnić dominującą rolę. To oczywiście tylko pomysł, ale pewnie gdzieś, kiedyś, w całej historii Lacedemonu taka kobieta istniała 🙂

Dziękuję za wyjaśnienie odnośnie Brennusa. Zastanawia mnie czy jego pogarda w stosunku do Alkajosa jest związana tylko z okrucieństwem? Czy np. stosunek Celta do niego mógłby się zmienić gdyby Rzeźnik Elidy pokonał go w walce (taka hipotetyczna, mało prawdopodobna sytuacja)? Czy też niezależnie od siły Macedończyka i tak by nim gardził ze względu na czarującą "osobowość" jednookiego?

Podejrzewam, że przynajmniej Kritias nie kochał Tryfona gdyż jak na razie jego odczucia do chyba wszystkich są niezbyt przychylne (albo nienawidzi, albo gardzi). Dodatkowo, z tego co pamiętam, Tryfon nie był zbyt piękny (chyba miał ślady po ospie na twarzy)? Chociaż może Tryfon byłby jednym z tych wyjątków których piękny kapłan szanuję? Zastanawia mnie też co Delfijczyk odczuwa w stosunku do Olimpias?
Jak chodzi o Tryfona to za słabo poznałem jego psychikę i nie mam za bardzo teorii co on mógłby myśleć o Kritiasie. Z jednej strony Kritias jest, hmm…sobą 🙂 Ale z drugiej to bardzo niebezpieczny, inteligentny i skuteczny agent królowej.

Pozdrawiam
Aoba

Dobry wieczór, Aoba.

No właśnie eunuchowie byli najbardziej dobitnym dowodem na to, jaki Persowie mieli ideał chłopięcej urody – jednym ze skutków kastracji był przecież brak pojawienia się owłosienia na twarzy. Bagoas, jeśli wierzyć relacjom historyków, mógł być kimś w rodzaju Bishonena. Mój Narzes, perski niewolnik w "Sekrecie Penelopy" też do pewnego stopnia realizuje ten wzór estetyczny.

Co do relacji lesbijskich, starożytni zaiste z trudem je akceptowali, bo podejrzewali (Arystoteles) że w takiej parze któraś z kobiet musi przyjąć pozycję dominującą. A ta była dla niej niedozwolona. Naturalnie, w Sparcie kobiety miały więcej praw. Same o sobie mówiły, że mają najwięcej swobody, bo jako jedyne rodzą prawdziwych mężczyzn. Niewiele wiemy o pozycji kobiet w Macedonii (poza dam z rodu królewskiego, a tu nie musiało być prostej współzależności). W ogóle starożytni teoretycy polityki krytykowali monarchie właśnie za to, że nieformalny udział we władzy zdobywają tam kobiety (głównie obiektem krytyki była Persja, gdzie spora część polityki wewnętrznej rozgrywała się w haremie).

Kapłanki na pewno miały wysoką pozycję w greckim świecie. Były jednymi z niewielu kobiet, które w jakimś stopniu mogły decydować o własnym życiu (naturalnie, w granicach wyznaczonych przez doktrynę religijną).

Myślę, że jedynym zapisem relacji damsko-damskiej który znamy, są wiersze Safony. Ale z powodu fragmentaryczności i niepewności interpretacyjnych (wg niektórych analiz Safona pisze z perspektywy dominującej, tj. męskiego narratora) trudno wyciągnąć z nich jakieś daleko idące wnioski.

Tym niemniej, pomyślę nad wykreowaniem w przyszłości takiej lesbijskiej pary, o której piszesz.

Brennus na pewno gardził też Alkajosem bo podejrzewał go o tchórzostwo. Gdyby przegrał z nim walkę (zakładając, że by przeżył), może nabrałby nieco respektu do jednookiego.

Tryfon owszem miał ospowatą gębę i piękny nie był 🙂 Nie wpisywał się więc w wyśróbowane standardy estetyczne Kritiasa. Ale jak sam napisałeś, Kritias nikogo zbytnio nie kochał, więc uroda Tryfona pewnie nie miała tutaj największego znaczenia.

Pozdrawiam
M.A.

Dobry wieczór Megasie.

Tak i ja widzę eunuchów, np. Bagoasa, zastanawia mnie też jakiej osobowości, zachowania oczekiwano od nich – sądzę, że posłuszeństwa i uległości (podobnie jak od kobiet) – w końcu eunuchowie i tak nigdy nie mieli się stać mężczyznami. Mam też pytanie – czy wiesz może, czy Dariusz miał w swoim haremie więcej eunuchów-kochanków niż Bagoasa?
Co do Narzesa to jego akurat wyobrażałem sobie dotąd inaczej – bardziej jako klasycznego, ateńskiego efeba (lecz czarnowłosego i o ciemniejszej skórze). Zwłaszcza, że wydawało mi się iż Hiperejdes gustuję w takim właśnie typie urody. Więc dziękuję za informację, teraz będę go widział inaczej.

Co do kapłanek to podejrzewam, że ich przełożona w danej świątyni (jak się taka funkcja nazywała?) mogła mieć już całkiem wysoką pozycję (nawet w porównaniu do mężczyzn) i pewnie też jakąś wolność?
A jak to było ze związkami homoseksualnymi wśród kapłanek? Czy były zakazane?

Dziękuję za informacje odnośnie relacji lesbijskich w starożytności. Ja dotąd sądziłem, że właśnie hierarchiczne związki – ze starszymi kobietami dominującymi nad dziewczętami – były wtedy "normą". Kiedyś, gdzieś [jakże dokładny opis 🙂 ] o tym przeczytałem, teraz podejrzewam że to źródło mogło właśnie tak (zbyt jednoznacznie) zinterpretować wiersze Safony. Więc dzięki za rozjaśnienie tego.

Cieszy mnie, że rozważysz pojawienie się takiej pary, myślę że ma potencjał na ciekawy wątek. Jestem też zainteresowany Twoim pomysłem o równościowej męskiej relacji jeżeli wciąż bierzesz go pod uwagę.

Co do Kritiasa to czy nie jest też trochę tak, że Delfijczyk czuję się obrażony przez brzydkich ludzi przez sam fakt ich istnienia (że drażnią jego umiłowanie piękna)?

Pozdrawiam
Aoba

Dobry wieczór,

w Opowieści Demetriusza Narzes pojawia się w Sekrecie Penelopy – w przeciwieństwie do Greków (z wyjątkiem Spartan) nosi długie włosy, a jego ciało zostało starannie wydepilowane (greccy mężczyźni pozostawiali owłosienie łonowe – co można zauważyć na niejednym z posągów, gdzie pieczołowicie je odwzorowano). Do tego ma jeszcze podmalowane węglem oczy, co sprawia, że wizualnie zdają się większe. Wszystko to upodabnia go właśnie do dziewcząt. Klasyczni helleńscy efebowie przypominali raczej Demetriusza lub Eneasza.

Nic mi nie wiadomo, o ilości eunuchów w haremie Dariusza. Pamiętaj jednak , że eunuchowie pełnili tam inną, nieseksualną funkcję: mieli strzec haremu i służyć żonom oraz konkubinom Króla Królów. Pozycja Bagoasa była, jak się wydaje, wyjątkowa. Potem zaś znalazła kontynuację na dworze Aleksandra, który przecież rozwiązał harem i rozdał tamtejsze dziewczęta swoim wodzom.

Nic nie wiem również o relacjach lesbijskich wśród kapłanek 🙂 Wydaje mi się natomiast, że były one możliwe. Zresztą, nawet gdyby komuś przeszkadzały, to i tak nie były penalizowane. Starożytni po prostu niezbyt zajmowali się homoerotycznymi relacjami kobiet.

Mało wiadomo na temat relacji lesbijskich w starożytności. Być może było tak, jak mówisz, być może nie. Możemy tylko dywagować, co też z chęcią czynię na stronach OH 🙂

A Kritias faktycznie jest czcicielem piękna i irytują go ludzie brzydcy. Z drugiej strony, gdyby spotkał kogoś równie (albo: bardziej) pięknego jak on, mógłby go znienawidzić z zazdrości.

Pozdrawiam
M.A.

Dobry wieczór Megasie,

Dziękuję za dalsze wyjaśnienia odnośnie Narzesa. Rzeczywiście, ja inaczej go sobie wyobraziłem. Czyli Hiperejdes ma raczej zróżnicowane gusta jak chodzi o chłopców (nie tylko klasyczne ateńskie efeby)?

Chodziło mi tylko o eunuchów-kochanków, zdaję sobie sprawę że większość z nich miała inną rolę w haremie. Tego typu eunuchy-słudzy pojawiały się zresztą często w Opowieści Helleńskiej więc poniekąd już ich poznałem 🙂

Ja w zasadzie to nie miałem żadnej teorii odnośnie lesbijskich relacji w starożytności. Wierzyłem po prostu – chyba zbyt bezkrytycznie – w to co kiedyś wyczytałem. Teraz już wiem, że zbyt mało mamy źródeł by cokolwiek pewnego zakładać. A jak chodzi o dywagacje to ja lubię brać w nich udział i oczywiście z chęcią czytam Twoją wizje takich związków w Opowieści Helleńskiej.

Oh, Kritias 🙂 Wybrańcowi Apolla po prostu nie da się dogodzić 🙂

Pozdrawiam
Aoba

Wiesz co, Megasie? Powinieneś burę dostać za takie niesystematyczne wrzucanie tekstu. Człowiek się rozkręca z czytaniem, odcinek jeden i drugi, a potem co? Du-pa. :C
Fajniej by było gdybyś wrzucał odcinek co dwa tygodnie, co trzy… byleby była jakaś systematyczność i było wiadomo, kiedy się spodziewać następnej części. Cieszyłoby mnie, gdyby odcinki były pojedyncze, ale częściej.
Jednak może tylko ja tak uważam. 😉

Siostra.

Droga Siostro,

ja też życzyłbym sobie, by odcinki pojawiały się regularnie 🙂 Niestety, jeszcze przed połową roku wystrzelałem się z moich rezerw i teraz piszę oraz publikuję na bieżąco. A zatem regularność pojawiania się nowych tekstów mojego autorstwa zależy od przypływów natchnienia, sił, no i last but not least – czasu, jakim dysponuję.

Tym niemniej staram się miesięcznie dostarczać dwa rozdziały, czyli jakieś 60-80 stron wordowych. Tym razem mam nadzieję, że również mi się uda. Zgodnie z harmonogramem publikacji na listopad, Opowieść Demetriusza XXV pojawi się 6.11, natomiast Opowieść XXVI – 25.11. Postaram się dotrzymać tych terminów, więc przynajmniej wiesz, kiedy możesz oczekiwać następnych rozdziałów 🙂

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Mała errata: nowe rozdziały Opowieści Demetriusza pojawią się tutaj 15 i 25 listopada 2013 r.

Pozdrawiam
M.A.

DUŻE uznanie dla AUTORA !!! Chciałem napisać „mega uznanie” albo „giga uznanie” ale mogło to by być odebrane jako zawoalowana drwina :).
Odsłuchałem (zrobiłem audiobuka) od początku aż do XXIV Demetriusza. Aż dziw bierze że tego nikt nie wyda. Jak dla mnie jest to materiał na znakomity serial quasi historyczny-przygodowy osadzony w realiach epoki helleńskiej. Nie słyszałem o serialu rozgrywającym się w czasach helleńskich. Jest natomiast kilka filmów osadzonych w czasach starożytnego Rzymu jak np. „Ja Klaudiusz”, „Rzym” które cieszyły się sporym zainteresowaniem. Ekranizacja opowieści właśnie z powodu erotyki mogłaby napotkać trudności, np. ze względu na panującą obecnie feministyczną poprawność , nasilenie dyskusji o pedofilii. Należy również mieć na uwadze kontrowersje jaki towarzyszyły filmowi „Kaligula”.
Fabuła jest świetna, nawet wyrzucając całą erotykę, która dodaje opowieści dodatkowego silnego realizmu. Zależność pan-niewolnik wyrażała się w bezgranicznym władztwie jednych i nieograniczonym poddaństwie drugich. Jak wiadomo władza absolutna korumpuje absolutnie. Nieograniczona władza sprzyjała więc rozwojowi/nasileniu wszelkich cech psychopatycznych. Do tego wszystkiego dochodziło wyniosłe ego. Sceny erotyczne pokazują to aż nazbyt dobrze, a Critias to modelowy psychopata. No ale taki był właśnie antyk.

Jeżeli mogę podpowiedzieć to ze swej strony proponował bym szersze przedstawienie postaci eunuchów. Postać Meszalim'a bardzo dobrze zarysowuje kwestię tęsknoty eunucha do bycia normalnym mężczyzną – sen w jaskini, próby wojaczki bez wcześniejszego przygotowania. Jak wiadomo z historii władcy miewali do eunuchów nieraz duże lub bardzo duże zaufanie, czego przykładem są urzędnicy/służący cesarza Chin lub króla Persji. Niektórzy osiągali wysokie godności państwowe a nawet zostawali nieformalnymi władcami królestwa zabijając prawowitych pretendentów do tronu. Czytałem też o eunuchach będących znakomitymi dowódcami wojskowymi i żołnierzami.
Taki eunuch mając już władzę mógł doświadczyć wszystkiego, poza pełnią doznań seksualnych. Mogło to wywoływać frustracje powodujące np. nienawiść do zbyt jurnych podwładnych, rekompensowanie sobie braku/ograniczenia doznań erotycznych innymi zachowaniami, itp.

Witaj, Anonimie!

Dzięki za długi i bardzo pochlebny komentarz! Zrobiłeś sobie audiobooka z moich tekstów? Bardzo fajnie! Możesz mi doradzić jakich programów można do tego użyć? Chętnie też dowiem się, ile trwa audiobook zawierający wszystkie Opowieści. Szczerze powiedziawszy, nie szukałem jak dotąd wydawcy dla swoich prac. Na razie publikuję je w internecie, dzięki czemu czerpię z mojej twórczości czystą przyjemność, a nie merkantylne korzyści 🙂

Słusznie piszesz, że w Opowieści helleńskiej dużą rolę odgrywają relacje pan-niewolnik (tudzież pan-niewolnica albo pani-niewolnica, a zdarzyło się też pani-niewolnik). Starożytność jest między innymi fascynująca z powodu nikłego związku z dzisiejszą polityczną poprawnością. Choć równość istniała jako pewien ideał głoszony przez filozofów, to jednak rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej. Ludzie mieli różne prawa, w zależności od urodzenia, płci, majątku, pozycji społecznej. Związki między nimi były zatem wypadkową nierówności ich statusów. Tworzyło to zupełnie inną dynamikę relacji międzyludzkich (także związków erotycznych) niż ta, którą znamy dziś.

Eunuchowie jako istotny wątek fabularny powrócą. Dość powiedzieć, że w Perskiej Odysei, ciągu dalszym Opowieści helleńskiej, z którą startuję w marcu 2014, jednym z bohaterów będzie Bagoas, eunuch i kochanek Aleksandra Wielkiego. Człowiek o sporej, choć zupełnie nieformalnej władzy. Co do potężnych eunuchów – wymieniłbym kilka postaci historycznych, takich jak Batis (dowódca perskiego garnizonu w Gazie, który bronił się długo przed oblegającymi wojskami Aleksandra Wielkiego) oraz nieco późniejszy Filetajros (założyciel królestwa Pergamonu oraz – przez usynowienie – dynastii Attalidów). Eunuchom zwyczajowo powierzano też kontrolę nad skarbcami w królestwach hellenistycznych, odgrywali też znaczącą rolę w Cesarstwie Bizantyjskim.

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

O ile dobrze pamiętam (skasowałem już audiobuka) to całośc tj. do "Demetriusza XXIV" trwa jakkieś 60 godzin przy dobrej jakości wymowy ze średnią szybkością. Parametry te odnoszą się do programu Expressivo, którego nowsza wersja nosi nazwę "Ivona". Jest to polski program uważany za jeden z najlepszych na świecie.

Anonimie,

szkoda, że skasowałeś, bo chciałem poprosić Cię o przesłanie próbki takiego audiobooka. Chętnie posłuchałbym własnej radosnej twórczości 🙂 Tym bardziej czytanej przez Ivonę. 60 godzin? No, no. To mniej więcej tyle, co cała trylogia husycka Sapkowskiego…

Pozdrawiam
M.A.

Nie ma sprawy. IVONA cierpliwie tłumaczy do pliku. Z poj.odcinkiem nię będzie problemu. Całość natomiast zajmowałą bardzo dużo miejsca.
Może być mp3 ? Jeśli tak to proszę podać odcinek i maila.

W takim razie poprosiłbym o audiobooka z pierwszego rozdziału pierwszej Opowieści (Kassandra). Z góry dziękuję za przesłanie mp-trójki na megas_alexandros@gazeta.pl.

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Sam kiedyś myślałem żeby stworzyć z OH audiobooka ;). Tez myślałem o IVONCE ale zrezygnowałem z prostego powodu – gdy oglądałem filmy z IVONĄ jako lektorem brakowało mi tego czegoś – intonacji, wzmocnienia pewnych słów, modulowania głosu itp. Po prostu czyste czytanie bez emocji. Ale skoro powiadasz że dało się słuchać może spróbuję? Wrzuć może (za zgodą Megasa oczywiście) na jakiś serwer upload, zainteresowani sprawdzą czy gra jest warta świeczki.

Autorze, gdy wydasz swoje dzieła i sprzedadzą się one w pokaźnej ilości egzemplarzy (w co nie wątpię, świat jest głodny erotyki – patrz 50 twarzy Greya), myślę że szybko pojawi się profesjonalna wersja audio ;). Ahhhh poniosła mnie fantazja 😀

daeone

Dopóki nie stworzymy zaawansowanych sieci neuronowych nie ma co liczyć na zabarwiony emocjonalnie odczyt z syntezatora. Mi nie przeszkadza brak emocji w czytaniu IVONY opisów do filmów, ale zgadzam się iż jest słyszalne niedociągnięcie. Jeżeli chodzi o książki to słuchanie tekstu nawet tak monotonnego jak w przypadku IVONY pozawala nie męczyć wzroku, zamknąć oczy i uruchomić wyobraźnię co rekompensuje brak emocji w odczycie. Wyobraźnia szczególnie w przypadku erotyki ma ogromne znaczenie.

Chętnie usłyszę kiedyś tego profesjonalnego audiobooka z moich Opowieści 🙂 Pytanie, jacy polscy aktorzy mogliby zagrać konkretne postacie? Myślę, że w obsadzie nie może zabraknąć miejsca dla Agnieszki Włodarczyk, za niezapomnianą kreację w "Sarze" 😀

Panie i Panowie, może jakieś kandydatury?

Pozdrawiam
M.A.

Hmmm zazwyczaj czytający jest jeden. Jako że powieść historyczna to Wołoszański by się nadawał ;). A jeśli miałby być podział na role to na szybko mam takie propozycje:

Kassander – Bogusław Linda
Likajna – Agnieszka Włodarczyk
Antypater – Jan Englert
Demetriusz – Kuba Wesołowski
Alkajos – Borys Szyc
Tais – Weronika Rosati
Gylippos – Olaf Lubaszenko
Dionizjusz – Marek Kondrat

A niech mnie, jakimś cudem udało mi się przegapić ten świetny komentarz, gdy został opublikowany i nie odniosłem się do obsady!

Nie ze wszystkimi propozycjami się zgadzam (Olaf Lubaszenko mocno się roztył, a nawet w najlepszej formie nie przypominał Gylipposa – myślę, że tutaj lepiej sprawiłby się Bogusław Linda 🙂 Ale Szyc, Englert, Kondrat – genialne pomysły!

Pozdrawiam
M.A.

Może spóźnione o trzy lata ale szczere gratulacje, zwłaszzca za sceny batalistyczne. „Pisały się same”, jak mówisz, i pewnie dlatego wyszły tak wyraziste i przekonujące. Wzbudziły autentyczne emocje (kibicuję jednak arystokratom).

Neferze,

dziękuję za miłe słowa! Mam nadzieję, że finał mojego opus magnum nie przyniesie Ci zawodu 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Napisz komentarz