Pani Dwóch Krajów XLVI-L (Nefer)  4.78/5 (9)

88 min. czytania
Lawrence Alma-Tadema, szkic

Lawrence Alma-Tadema, szkic

XLVI

Nefer spodziewał się, iż w dniu sądów Władczyni wstanie wcześnie, jak zawsze, gdy miała przed sobą poważne obowiązki do wypełnienia. Tymczasem stało się inaczej i Amaktaris, być może zmęczona wydarzeniami poprzednich dni, długo pozostawała w łożu. Słońce stało wysoko, gdy wezwała służące, aby pomogły Jej w porannej toalecie. Dużo czasu zajęło następnie Królowej przybranie postaci Świetlistej Bogini. Efekt okazał się – jak zawsze – oszałamiający, ale nastało już późne przedpołudnie, gdy zajęła miejsce w podstawionej tymczasem lektyce i wyruszyła ceremonialnym pochodem w stronę pałacu nomarchy. Tym razem towarzyszyła Jej liczna świta dworzan, urzędników i oficerów. Nefer, nieniepokojony przez nikogo, zajął skromne miejsce w tylnych szeregach orszaku. Na polecenie Królowej zabrał pakunek z dokumentami i notatkami dotyczącymi sprawy Torosa oraz zatargów świątyni Chnuma.

Królewskie Sądy miały się odbyć na pałacowym dziedzińcu, który na tę okazję udostępniono dla zwykłych mieszkańców. Monarchini bez pośpiechu zajęła miejsce na przygotowanym dla niej tronie, mniej może wyniosłym niż ten w Memfis, ale także wywierającym stosowne wrażenie potęgi i władzy. Następnie cierpliwie wysłuchała długich mów powitalnych, wygłaszanych przez różnych notabli. Wreszcie doprowadzono przed Jej oblicze pierwszych petentów i podsądnych. Większość spraw nie miała charakteru kryminalnego – te załatwiał zapewne w zwykłym trybie miejscowy sędzia – lecz dotyczyła różnego rodzaju zatargów i sporów. Zdarzały się też niekiedy skargi na urzędników, co zdumiało nieco Nefera, który nie spodziewał się, by tego rodzaju kwestie w ogóle dopuszczono pod osąd Władczyni. Jego zdaniem, świadczyło to nie najgorzej o rządach nomarchy Torkana.

Sam kapłan krążył na obrzeżach zebranego tłumu, mimo woli wspominając własne przeżycia sprzed kilku tygodni. Odniósł wrażenie, że podczas pamiętnych dla niego sądów w Stolicy Królowa rozstrzygała sprawy nie tylko z właściwą dla Niej wnikliwością oraz inteligencją, ale też zdecydowanie szybciej niż obecnie. Tymczasem teraz pozwalała na długie i często nie wnoszące nic istotnego przemowy petentów, zamiast zadawać im pytania i żądać jasnych odpowiedzi. Po chwili zrozumiał, że Monarchini celowo przeciąga sprawowanie sądów. Czyżby obawiała się, że Toros nie przybył na czas i oczekiwała stosownej wiadomości od osobistego niewolnika? Wydawało się to wytłumaczeniem prawdopodobnym, z drugiej jednak strony trudno było przypuszczać, by po otrzymaniu bezpośredniego rozkazu zarządca zwlekał akurat tego dnia z wyprawą do miasta. Miał wystarczająco dużo czasu, by pojawić się w porę. Istotnie, wkrótce sam odnalazł Nefera.

– Hej ty, eee… sługo. – Toros doświadczał najwidoczniej problemów ze znalezieniem właściwego sposobu zwracania się do osobistego niewolnika Bogini. Nie on jeden zresztą. – Przekaż naszej Pani, Oby Żyła i Władała Wiecznie, że przybyłem zgodnie z Jej rozkazem. Mam też wiadomość od mistrza uzdrowiciela. Żołnierz ma się lepiej. Rana goi się dobrze, a gorączka wyraźnie spadła. Mistrz mówi, że jego życiu nic już nie powinno zagrozić.

– Panie, te wiadomości z pewnością ucieszą Najwspanialszą. – Nefer nie był do końca pewien, czy cieszą i jego, ale zdusił w sobie podobnie niegodne myśli. – Postaram się jak najszybciej je przekazać.

Wykorzystał dłuższą przerwę po kolejnej sprawie, aby dyskretnie podejść od tyłu do tronu Monarchini. Pełniący tam służbę Amar polecił stojącym na straży żołnierzom przepuścić kapłana.

– Wielka Pani, mam dobre wieści. – Pochylił się ku Amaktaris. – Przybył zarządca Toros, za jego pośrednictwem mistrz Sentot zawiadamia, że setnik Horkan czuje się lepiej i zapewne przeżyje.

– Podziękuj im obu. – odparła cicho, nie odwracając głowy. Monarchini zachowała wyniosły i obojętny wyraz twarzy, przeznaczony dla podsądnych oraz tłumu poddanych. Pomimo makijażu i dumnej postawy Nefer zauważył jednak oznaki prawdziwej radości, jaką odczuła. Postać Amaktaris zajaśniała blaskiem zadowolenia, blaskiem przewyższającym ten, który dawały Jej ceremonialne insygnia władzy oraz bogata biżuteria. Chłonął ten blask całym sobą, czując, jak mieszane uczucia znikają w jego promieniach niczym kałuża w pełnym słońcu. Cieszył się po prostu szczęściem Bogini.

Wycofał się, gdy sprowadzono następnych petentów. Spodziewał się teraz przyspieszenia toku spraw, ale Władczyni nadal pozwalała, by toczyły się w wolnym tempie. Po dłuższej chwili stracił zainteresowanie kłótniami o spłachetki ziemi czy pozostawione w spadku po zmarłych krewnych srebro. Większość tego rodzaju sporów nie powinna zabierać czasu Królowej, zdawał sobie jednak sprawę, że chodziło nie tyle o same sądy, co o okazanie, że Bogini interesuje się losem poddanych. Stanowiło to część sztuki sprawowania władzy, a Najwspanialsza znakomicie rozumiała jej zasady.

Dopiero późnym popołudniem zdarzyło się to, czego się spodziewała. Przed tronem pojawił się elegancko ubrany, pewny siebie kapłan w towarzystwie dwóch pomocników. Zapowiedziano go jako Ramose, zarządcę dóbr boga Chnuma. Wprawdzie zwyczajowe akty hołdu i uwielbienia dla Bogini złożył w sposób idealnie zgodny z etykietą, w jakiś sposób potrafił jednak sprawić przy tym wrażenie, że niekoniecznie uważa Ją za prawdziwą Władczynię Niebios i Ziemi. Widząc co się dzieje, Nefer dyskretnie zajął miejsce za podestem, ponownie przepuszczony przez żołnierzy na znak Amara.

– Co cię sprowadza do stóp Mego Tronu, szlachetny panie? – Królowa rozpoczęła sprawę.

– Poszukiwanie sprawiedliwości, Dostojna Pani. Sprawiedliwości za krzywdę uczynioną Wielkiemu Bogu Chnumowi!

– W jaki sposób Mój Kuzyn, bóg Chnum, doświadczył tej krzywdy, o której mówisz?

– Odebrano niesłusznie należne pożytki i dochody z pól ofiarowanych Wielkiemu Chnumowi przez dawnych Władców Kraju!

– Kto i w jaki sposób tego dokonał?

– Zarządca sąsiedniego gospodarstwa zmienił układ kanałów doprowadzających życiodajną wodę z Rzeki na pola boga. Dopływa jej teraz mniej, a to oznacza zmniejszenie powierzchni upraw oraz gorsze plony. Zbliża się wylew, o Pani, czas więc najwyższy, by oddać sprawiedliwość Wielkiemu Chnumowi i uniknąć Jego gniewu. W przeciwnym razie może ukarać Kraj słabym przyborem Rzeki.

– Mój Kuzyn, bóg Chnum, jest sprawiedliwy i nie ukarałby całego Kraju oraz wszystkich jego mieszkańców z powodu drobnej, osobistej krzywdy.

– Ty także okaż sprawiedliwość, Pani, i napraw tę krzywdę zamiast wystawiać na próbę cierpliwość boga!

– Do kogo należy to sąsiednie gospodarstwo i jakie masz dowody, że zmieniono układ kanałów?

– Pani, przykro mi o tym mówić, ale to folwark królewski, a więc należy do Ciebie. Tym bardziej powinnaś bez zwłoki naprawić tę szkodę, o której – jak sądzę – dotąd nie wiedziałaś.

– Jakie masz dowody słuszności twoich słów?

– Odpisy urzędowych rejestrów dotyczących dawnego układu pól i kanałów. Sporządzono je w biurach dostojnego nomarchy i można w każdej chwili sprawdzić ich zgodność z oryginałami. – Dał znak pomocnikom, którzy przekazali mu kilka zwojów. – Jeśli pozwolisz, o Pani, natychmiast Ci je wręczę.

– To zadanie dla Moich sług, kapłanie. Niewolniku! – Skinęła na Nefera. Odebrał od Ramose trzy zwoje papirusu, zbliżył się do tronu i, klęcząc z pochyloną głową, kolejno podawał je Władczyni. Rozwijała rulony i szybko przebiegała je wzrokiem, po czym zwracała Neferowi. Miał przy tym okazję samemu zajrzeć do oddawanych mu zwojów. Przypomniał sobie opisy folwarku, które studiował na okręcie tak długo, że dobrze wbił je w pamięć. Mógł też osobiście obejrzeć gospodarstwo. Coś wyraźnie się tu nie zgadzało…

– Jesteś pewien, panie, że te odpisy pochodzą z rejestrów biura mierniczego?

– Tak, Pani. Jak już mówiłem, można w każdej chwili sprawdzić ich zgodność.

– Kto jest zarządcą tej posiadłości i zarazem sprawcą krzywdy, na którą się skarżysz?

– Niejaki Toros. Objął swoją funkcję trzy lata temu. Jego poprzednicy byli bardzo pobożnymi ludźmi i szanowali prawa boga. On natomiast drwi z nich i szkodzi Wielkiemu Chnumowi. Proszę abyś go usunęła, o Pani, i w stosowny sposób ukarała. Jeżeli okrada boga, to kto wie, czy podobnie nie postępuje także wobec Ciebie, o Wielka.

– To Królewskie Sądy, a Królowa nie uznaje za sprawiedliwy wyroku wydanego bez wysłuchania oskarżonego. Heroldzie, ogłoś, by stawił się przed Moim Tronem zarządca Toros albo ktoś, kto zechce go reprezentować.

Ku zaskoczeniu wymownego kapłana, na donośne obwieszczenie herolda przez tłum istotnie zaczął się przepychać stojący dotąd na uboczu Toros, gromko podając swoje imię. Ludzie rozstępowali się, nagle zaciekawieni dalszym przebiegiem rozprawy. Na kolejny znak Amara zarządcę przepuścili też żołnierze. Przybyły, zgodnie z etykietą upadł na kolana i uderzył czołem o ziemię.

– Kim jesteś? – Amaktaris udała, iż nie rozpoznała hołdownika ani nie usłyszała jego imienia. Opanowany dotąd Ramose okazał natomiast pewien niepokój. Proces nie przebiegał zgodnie z oczekiwaniami kapłana i zaczął on zapewne podejrzewać, że może spodziewać się nieprzyjemnych niespodzianek. Nagłe pojawienie się oskarżonego stanowiło tylko pierwszą z nich.

– Nazywam się Toros, o Najwspanialsza z Bogiń. Jestem Twoim sługą i niewolnikiem. Z polecenia dostojnego nomarchy zarządzam jednym z Twych folwarków, Wielka Pani.

– Czy to folwark sąsiadujący z polami świątyni Chnuma?

– Tak, o Najjaśniejsza.

– Czy słyszałeś stawiane ci zarzuty?”

– Tak, Świetlista.”

– Wstań więc i odpowiedz na słowa dostojnego Ramose.

– Boska Pani, gdy objąłem zarząd Twych ziem, folwark był zaniedbany. Oczyściłem i przywróciłem do użytku kanały doprowadzające życiodajną wodę z Rzeki. Nigdy nie poleciłem jednak zmieniać ich biegu ani kopać nowych. Wszystkie są usytuowane dokładnie tak samo jak niegdyś, co mogą potwierdzić wpisy w starych dokumentach.

– Szlachetny Ramose twierdzi co innego. Na potwierdzenie swych słów przedstawił nawet stosowne kopie urzędowych aktów.

– Pani, nie wiem skąd i w jaki sposób je zdobył, ale nie mogą oddawać prawdy! – Zirytowany tak stanowczymi słowami, kapłan przeszył adwersarza pogardliwym spojrzeniem. Zdążył się już opanować i ponownie okazywał, może tylko udawaną, pewność siebie.

– Czy podtrzymujesz swoje wcześniejsze słowa i zarzuty wobec tu obecnego sługi Królowej?

Tak sformułowane pytanie powinno ostrzec Ramose, Władczyni dawała mu szansę załagodzenia oskarżeń i wycofania się ze sporu. Kapłan nie skorzystał jednak z tej możliwości. Być może uznał, że już za późno na odwrót bez utraty twarzy, a może otrzymał polecenie postawienia sprawy na ostrzu noża.

– Tak, Pani. Podtrzymuję, to co powiedziałem. Masz w ręku odpowiednie dokumenty. Jak już mówiłem, można bez trudu sprawdzić ich zgodność z urzędowymi rejestrami w biurze mierniczego. Jeśli uznasz to za potrzebne, o Wielka, wizytacja folwarku potwierdzi, że układ kanałów zmieniono.

„Przecież on nie może być aż takim durniem.” – Pomyślał Nefer. – „Musi wiedzieć, że Królowa odwiedziła już folwark Torosa, i to dwukrotnie. Najwidoczniej zwierzchnicy świątyni Chnuma są bardzo pewni siebie, albo zależy im na wzniecaniu niepokojów”.

– To nie będzie konieczne, kapłanie. Znam już to gospodarstwo, i rzeczywiście, układ kanałów jest tam inny, niż opisany w twoich dokumentach. – Intonacją głosu podkreśliła ostatnie słowa. – Trzeba teraz zbadać, czy te opisy są prawdziwe.

– Widziałaś przecież znaki i pieczęcie, o Wielka. To potwierdzone odpisy aktów z biura mierniczego.

– Tak się złożyło, że wyruszając w tę podróż, przypadkowo zabrałam ze sobą stosowne rejestry i opisy królewskich majątków w okręgu Nennesut, sporządzone na użytek Pałacu. Pochodzą one z czasów panowania Moich dostojnych przodków i od wielu lat były przechowywane w królewskim archiwum. Ich waga i wiarygodność są niepodważalne. Niewolniku! – To polecenie skierowała już do Nefera. – Podaj te zwoje!

Pospiesznie wydobył dokumenty, które zabrał rano z królewskiej barki i kolejno przekazał je Monarchini. Przez pewien czas starannie przeglądała otrzymane papirusy.

– Kapłanie, ze zdziwieniem muszę stwierdzić, iż w biurze mierniczego panują jakieś nieporządki. Te opisy nie zgadzają się tymi, które przedstawiłeś.

Ramose musiał już zdawać sobie sprawę, że wpadł w starannie przygotowaną pułapkę, ku zdziwieniu Nefera nie okazywał jednak niepokoju. Jak gdyby przewidział taki właśnie rozwój wydarzeń w chwili pojawienia się Torosa i był nań przygotowany.

– Pani, kimże jestem, by zaprzeczać Twoim słowom? W dokumentach mogą istotnie zdarzać się nieścisłości. Są często stare i podniszczone. Podtrzymuję jednak twierdzenie, iż zarządca działał na szkodę boga Chnuma i proszę o jego usunięcie oraz wynagrodzenie szkód.

– Odmawiam. Zarządca Toros w żaden sposób nie szkodził Chnumowi i jego świątyni. Zajął się tylko uporządkowaniem zapuszczonego gospodarstwa. Jest niewinny i oddalam wysunięte przeciwko niemu zarzuty.

– Czy Wielki Chnum, którego jestem niegodnym sługą, ma przez to rozumieć, że odmawiasz także wynagrodzenia szkód, które poniósł.?

– Mój Kuzyn, bóg Chnum, nie doznał żadnych strat z powodu działań Torosa. Złożyłam bogate dary podczas wizyty w Jego świątyni, nie ma jednak powodu, by domagał się ukarania Mego wiernego sługi czy też specjalnych odszkodowań.

– Czy to Twoja ostateczna decyzja, o Pani? Nie obawiasz się gniewu boga?

– Mój Kuzyn nie ma powodów, aby okazywać gniew.

– Mylisz się! Wielkiego Chnuma narażono na straty i urażono Jego godność, a Ty odmawiasz oddania bogu sprawiedliwości! – Ramose przemawiał teraz donośnym głosem, zwracając się nie tyle do Królowej, co do zgromadzonego tłumu. – Ostrzegam Cię, Pani. Wspomnisz moje słowa, jeżeli wylew okaże się słaby. My, wierni i pokorni słudzy boga będziemy błagać go o miłosierdzie, aby odwrócił swój gniew i nie karał całego Kraju za występki nielicznych. Możemy mieć jednak tylko nadzieję, że Chnum okaże łaskę.

Nefer odniósł wrażenie, że kapłan odczuwał satysfakcję, jak gdyby takie zakończenie wniesionej przez niego sprawy także odpowiadało i jemu, i jego zwierzchnikom.

– Dziękuję za wasze starania. Wszelkie modlitwy w intencji pomyślności Egiptu i jego mieszkańców cieszą Mnie jako Panią Obydwu Krajów. Teraz jednak proszę, abyś oddalił się i pozwolił przedstawić swoje sprawy innym poddanym. Postaram się też wyjaśnić przyczynę nieporządków w dokumentacji biura mierniczego. – Królowa przemawiała tonem chłodnym i dobitnym. – Ty zaś, Torosie, wracaj do swego gospodarstwa i przygotuj je do nadchodzącego wylewu, oby pomyślnego – o co Ja również będę prosić Moich krewnych, bogów i boginie.

Ramose i Toros upadli na kolana oraz złożyli stosowne pokłony, przy czym kapłan ponownie okazał przy tej okazji nieskrywane już teraz poczucie wyższości, co stanowiło zresztą swego rodzaju sztukę.

Sprawy toczyły się dalej, wzbudzając obecnie mniejsze już zainteresowanie zgromadzonego tłumu. Istotnie, wysokość wylewu wpływała na życie wszystkich razem i każdego z osobna. Zależało od tego bogactwo wielmożów oraz skromna, codzienna strawa biedaków. Groźne zapowiedzi kapłana zrodziły obawy, a przynajmniej z ożywieniem je omawiano. Nefer nie miał wątpliwości, że opowieść o tym incydencie rozejdzie się szeroko. Królowa rozsądziła jeszcze kilka pomniejszych sporów, wobec nadchodzącego szybko zmierzchu poleciła jednak heroldowi ogłosić zamknięcie sądów. Wielu petentów nie doczekało się dopuszczenia przez oblicze Władczyni i odchodziło zawiedzionych. „Pewnie i tak nie zdołałaby zająć się wszystkimi sprawami, ale nie musiała przecież opóźniać ich przebiegu”. – Pomyślał Nefer. Nie opuszczało go przekonanie, że Amaktaris postąpiła tak celowo.

Tymczasem Monarchini z ulgą opuściła podest i schroniła się we wnętrzu pałacu, gdzie przyjęła zaproszenie nomarchy na skromny – jak to określił – poczęstunek. Jej osobisty niewolnik towarzyszył swej Pani, co nakazała mu gestem dłoni. W zwyczajowy już sposób kosztował następnie podawanych potraw, dzięki łaskawości Bogini zaspokajając także własny głód. Tym razem nie było jednak mowy o winie czy piwie, Amaktaris piła wyłącznie wodę.

– Generale, zapewne zdążono cię zawiadomić, że twój syn ma się lepiej. Jest już pewne, że wróci do zdrowia. Bardzo się z tego cieszę.

– To prawda, Najdostojniejsza. Muszę przyznać, że gdy odesłałaś tych uzdrowicieli odczuwałem… niepokój. – Torkan tylko w taki sposób ośmielił się wyrazić wątpliwości dotyczące wiedzy i postępowania Królowej. – Miałaś jednak rację.

– Silny organizm twego syna okazał się najlepszym lekarstwem na rany i gorączkę. Nie wolno mu jednak było przeszkadzać. Nadal nie wolno. Dla pewności niech Horkan zostanie jeszcze kilka dni na folwarku.

– Tak się stanie, o Wielka. Szczodrze wynagrodzę tego uzdrowiciela. Zechciej i Ty, Świetlista, przyjąć wdzięczność starego żołnierza. Mój syn żyje dzięki Tobie, może znajdzie kiedyś okazję, by także osobiście Ci podziękować.

– Właściwie… Taka okazja może się nadarzyć szybciej niż przypuszczasz, generale. Nie zdążyłam rozsądzić dziś wszystkich spraw przedstawionych u stóp Mego Tronu. Wielu poddanych spotkał zapewne zawód. W połączeniu z groźbami tego kapłana może to wywrzeć złe wrażenie. Nie mogę nadal przedłużać pobytu w Nennesut, udaję się do oazy Mewer, gdzie powinnam być obecna na uroczystościach z okazji przypadającego akurat święta boga Sebeka. Rozwidlenie Rzeki i początek Jej odnogi prowadzącej do oazy usytuowane są jednak w niewielkiej odległości od Nennesut. Moja flotylla będzie tamtędy przepływała w drodze powrotnej, wtedy raz jeszcze odwiedzę wasze miasto i postaram się dokończyć sądy. Powiedzmy, za dziesięć dni od dziś. Możesz to ogłosić ludowi.

– Pani, jestem zaszczycony. Twoja ponowna wizyta uszczęśliwi wiernych poddanych Twego Tronu.

– Czy rzeczywiście wszystkich, w to wątpię. – odparła poważnie. – Może nie wszyscy są zresztą aż tak wierni jak ty, generale. Ten Ramose celowo szukał okazji do wzniecenia niepokoju wśród ludu. Niemożliwe, by działał z własnej inicjatywy. Sądziłam, że zaskoczę go znajomością sprawy i wycofa oskarżenia, tymczasem wydaje się, że kapłani Chnuma przewidzieli i taką ewentualność.

– Co zamierzasz uczynić, o Pani?

– Obecnie nie jestem w stanie zrobić wiele więcej, niż rzeczywiście prosić bogów o pomyślny wylew. Wyślę rozkazy do Swent, by natychmiast, z największym pośpiechem, powiadomiono Mnie o wskazaniach nilometru i oszacowaniach wysokości wylewu. To zresztą normalna procedura. Urzędnicy w Swent mogą jednak nie wiedzieć, gdzie akurat będę przebywała. Dlatego nakażę też, by pomiary utrzymywano w tajemnicy tak długo, jak tylko się da, a stosowną wiadomość przesłano również tobie, generale. Jeżeli wskazania okażą się pomyślne, zawiadomisz Mnie w Mewer lub w Labiryncie, bo tam też zamierzam się zatrzymać. Jeżeli zdołam, przybędę wówczas jak najszybciej do Nennesut, jeśli nie – sam ogłosisz to ludowi, przedstawiając obfity wylew jako wynik próśb Dobrej Izydy u Jej krewnych. – Uśmiechnęła się lekko, co często czyniła, mówiąc o sobie jako o Żywym Wcieleniu Bogini.

– A jeżeli wskazania będą niepomyślne?

– Wtedy zawsze mogą zdarzyć się kłopoty, nawet bez podburzających słów takiego czy innego kapłana. Miejmy nadzieję, że bogowie oszczędzą tego swej Córce i Siostrze oraz Jej poddanym. Przynajmniej spichlerze są pełne po poprzednich, dobrych latach. A twoje wojska, generale, pozostają w znakomitym stanie.

– I z pewnością dochowają Ci wierności, o Pani. Niezależnie od wysokości wylewu i gróźb jakiegoś tam wichrzyciela, choćby nawet był kapłanem Chnuma.

– Oby tak się stało, generale. Tymczasem nie zapomnij przeprowadzić dyskretnego śledztwa w sprawie tych nieprawdziwych opisów sieci kanałów w biurze mierniczego. Zostawiam ci dokumenty przedstawione przez Ramose. Postaraj się zdobyć dowody ewentualnych machinacji świątyni, ale nie rozgłaszaj tej sprawy.

– Tak uczynię, o Wielka.

W głębi ducha Nefer powątpiewał, by prostolinijny żołnierz, jakim był nomarcha Torkan, mógł poradzić sobie z takim zadaniem. Może jednak znajdzie bardziej przebiegłych pomocników. On sam w trakcie tej rozmowy zrozumiał natomiast wreszcie przyczynę dziwnego zachowania Władczyni i Jej zdumiewającej opieszałości. Po prostu szukała pretekstu, by w krótkim czasie ponownie odwiedzić Nennesut. Nie miał też wątpliwości co – a raczej kto – stał się powodem tych manewrów i ta świadomość zepsuła mu resztę wieczoru bardziej niż konieczność picia przy posiłku czystej wody.

XLVII

Do Mewer płynęli dwa dni. Wyruszyli późnym rankiem, po odbyciu stosownych ceremonii pożegnalnych. Przy tej okazji ogłoszono wiadomość o szybkim powrocie Monarchini celem dokończenia sądów. Tak jak przewidywał nomarcha, mieszkańcy przyjęli nowinę z niekłamanym entuzjazmem, chociaż tylko niewielu z nich mogło przecież planować przedłożenie swoich spraw u stóp Tronu. To z kolei sprawiło przyjemność Amaktaris. Dobry nastrój Władczyni objawił się promiennym blaskiem bijącym od Jej postaci, gdy łaskawie żegnała miejscowych dostojników, a następnie wstępowała na pokład okrętu. Nawet długie zasiadanie w królewskiej pozie na niewygodnym tronie nie zdołało tego blasku przygasić.

Wreszcie miasto Nennesut zniknęło w oddali i Amaktaris mogła porzucić rolę Bogini. Początkowo płynęli w górę szerokiego koryta Nilu, około południa dotarli jednak do miejsca, w którym od głównego nurtu odchodziła znacznie węższa odnoga, śmiało kierując się w głąb zachodniej pustyni. Był to właściwie uczyniony ludzką ręką kanał, doprowadzający wodę i żyzny muł do położonego wśród skał i piasków wielkiego jeziora Mewer oraz rozciągającej się wokół oazy. Flotylla przeformowała teraz szyk, okręty musiały płynąć jeden za drugim, by móc mijać się z licznymi łodziami podążającymi w przeciwną stronę i wyładowanymi najczęściej ziarnem. Ich załogi z ochotą oddawały hołd królewskiej barce i jej pasażerce. Przebrana w strój mniej oficjalny, Amaktaris poleciła podać spóźnione śniadanie na zamienionym ponownie w Jej prywatny taras dachu nadbudówki. Zażyczyła też sobie towarzystwa osobistego niewolnika, któremu pod pretekstem poszukiwania śladów trucizny pozwoliła obficie skorzystać z przygotowanych potraw i napojów. Najwidoczniej nie zamierzała tego dnia zajmować się dokumentami.

Nadal w dobrym nastroju, rozkazała Neferowi wymasować swoje stopy oraz gawędziła z nim przyjaźnie, wysłuchując opowieści na temat kanału, którym żeglowali. Wykopano go przed kilkuset laty, z rozkazu odległych poprzedników Władczyni. Prace trwały przez kilka pokoleń, angażując dziesiątki tysięcy ludzi. W ich rezultacie zapewniono dopływ wody z Rzeki do jeziora i oazy, a regularne wylewy użyźniały glebę. Było to olbrzymie przedsięwzięcie, porównywalne z budową piramid. Nefer wyraził opinię, że dzieło to przewyższa nawet piramidy, bo od wieków przynosi pożytek Krajowi i jego mieszkańcom, znacznie powiększając powierzchnię upraw. Istotnie, wzbogacane dorocznym wylewem jezioro przy pomocy sieci kanałów dostarczało życiodajną wodę rozległym obszarom pokrytym uprzednio piaskami pustyni, a obecnie przekształconym w pola i ogrody. Królowa podzieliła zdanie swego niewolnika, dodając, że budowę kanału uważa za osiągnięcie ważniejsze nawet od wygranej wojny. Zadziwiła tym Nefera, który wiedział wprawdzie, iż dawni władcy – budowniczowie kanału – przez całe pokolenia unikali zbrojnych zatargów, pomimo tego powiększając trwale obszar Kraju, ale przecież Amaktaris sama była wspaniałą wojowniczką i przeprowadziła już kilka zwycięskich kampanii, nie wspominając o wyczynach Jej ojca.

– Tak, musiałam walczyć i zwyciężać. Nie miałam innego wyjścia, gdy wrogowie zagrażali Egiptowi. Nie uważam jednak tego wcale za najważniejsze zadanie władcy. Co prawda, ktoś musi bronić naszej ziemi. Dopiero potem można myśleć o podobnych budowlach. Zauważ, że po rządach budowniczych tego kanału nadeszły czasy zamętu, a potem obcych najazdów. Dopiero po wielu latach Moi przodkowie, którzy wszyscy byli żołnierzami, przepędzili z Kraju Hyksosów. Obecnie sami zajmujemy liczne ziemie i miasta w Syrii. Egipt jest jednak najpiękniejszym i najbogatszym krajem na świecie, wielu pragnęłoby podbić go i złupić. Jeżeli nie będę gotowa bronić naszych granic, z pewnością ktoś tego spróbuje. Tak więc podobnymi dziełami zajmę się może kiedyś… Teraz nie czas na to… – zakończyła z lekkim westchnieniem.

Nefer przyznał Jej w duchu rację i tym bardziej podziwiał swoją Panią i Królową. Potem rozmowa zeszła na mniej poważne tematy. Amaktaris kazała podać wino i zażądała, by Jej osobisty niewolnik raz jeszcze upewnił się, czy nie domieszano do niego trucizny. Zapadał już zmierzch, gdy flotylla wypłynęła na szeroki przestwór jeziora. Kapłan nigdy dotąd nie widział tak rozległej tafli wody. Na brzegu po lewej stronie majaczyła groźna i tajemnicza bryła Labiryntu. Nie ona stanowiła jednak najbliższy cel Władczyni.

– Pamiętam o Mojej obietnicy, Neferze. Zatrzymamy się tu jednak dopiero w drodze powrotnej. Teraz musimy bez zwłoki udać się do Mewer, by zdążyć na święto boga Sebeka.

Siedzieli jeszcze jakiś czas w osobistym sanktuarium Królowej, popijając wino i przyglądając się złocistym smugom rzucanym na bezchmurne niebo przez zachodzące słońce. Amaktaris zrezygnowała nawet ze zwyczajowej kąpieli. Gdy w zapadających ciemnościach okręty stanęły na kotwicy, Bogini raz jeszcze zażyczyła sobie masażu stóp. Nefer włożył w to zadanie całe swoje oddanie i uwielbienie, licząc w duchu na wieczorne zaproszenie do Jej prywatnych apartamentów. Nie zawiódł się, najwidoczniej spokojna żegluga, wino i przyjemny wieczór pobudziły także inne pragnienia Najjaśniejszej. Podobnie jak przed kilku dniami, służył następnie Świetlistej Pani ze wszystkich sił dłońmi, ustami i językiem. Tym razem nie zdjęła jednak obręczy, nagrodą niewolnika stały się więc pieszczoty złocistego bicza, przejmujący i podniecający zarazem ból w lędźwiach, kolejny kielich wina oraz pragnienie, by w przyszłości zasłużyć na inne jeszcze łaski.

Mewer powitało Boginię z większym nawet entuzjazmem niż Nennesut. Żołnierze i prości ludzie okazywali podobny zapał, nie dawało się natomiast wyczuć ledwie maskowanej, wrogiej niechęci obecnej w świątyni Chnuma. Sebek, Bóg-Krokodyl, był czczony głównie przez wojskowych, a armia zawsze stała murem za swoją Księżniczką. Wpływało to także na postawę kapłanów. Ceremonialne odwiedziny w świątyni odbyły się w dużo cieplejszej atmosferze. Neferowi ponownie przypadł w udziale obowiązek nadzorowania transportu darów. Posiadając już niejakie doświadczenie, wywiązał się z niego bez zarzutu. Osobiście przejawiał wobec Boga-Krokodyla nieco mieszane uczucia. Zwłaszcza Żywy Obraz Bóstwa, olbrzymi, leniwy gad żyjący w świątynnej sadzawce, nie wzbudzał jego entuzjazmu. Nie zdołał wykręcić się od obecności przy uroczystym składaniu w ofierze młodego koziołka i pocieszał myślą, że przynajmniej dawno już porzucono starożytny zwyczaj poświęcania bogu żywych ludzi, wywołujący w Neferze odrazę, choćby nawet dopuścili się oni najcięższych zbrodni. Zdecydowanie wolał oddawać cześć i służyć Świetlistej Izydzie, która wybrała akurat jako Żywe Wcielenie na Ziemi postać o wiele bardziej godną adoracji i wszelkiego rodzaju ofiar.

Kilka dni spędzonych w mieście upłynęły Królowej bardzo pracowicie. Tym razem nie było mowy o żadnych rozrywkach. Spotkania z urzędnikami, przegląd wojsk strzegących oazy przed napadami pustynnych nomadów oraz wymierzanie sprawiedliwości wypełniały czas Władczyni od wschodu do zachodu słońca. Nefer asystował na uboczu przy niektórych z tych czynności. Podczas tradycyjnych Królewskich Sądów Amaktaris ponownie okazywała inteligencję i zdecydowanie, szybko wnikając w istotę przedstawianych Jej spraw i wydając zdecydowane wyroki. Najwyraźniej tym razem pragnęła jak najszybciej zakończyć pobyt w Mewer. Kapłanowi to nie przeszkadzało, pamiętając o obietnicy swej Pani, cieszył się na wizytę w Labiryncie.

Do stóp ponurej budowli, usytuowanej na południowo-wschodnim krańcu Wielkiego Jeziora, przybyli wczesnym przedpołudniem, opuściwszy uprzednio na dobre Mewer. Królowa nie zamierzała zatrzymywać się na noc w sąsiedztwie Labiryntu. Strzegący gmachu kapłani – zdaniem Nefera bardziej przypominali oddział wojowników – też do tego nie zachęcali. Powitali Najjaśniejszą z szacunkiem ale i pewną rezerwą. Służyli nie takiemu czy innemu władcy, lecz samemu Labiryntowi i temu co zawierał, oraz co sobą reprezentował. Królowie się zmieniali, a Labirynt trwał, razem ze swymi skarbami i tajemnicami. Potężna, kilkupoziomowa budowla wzniesiona została z olbrzymich głazów oraz częściowo wykuta w skale. Skalista, pustynna okolica uniemożliwiała tu prowadzenie upraw oraz osadnictwo rolników. To zresztą doskonale odpowiadało strażnikom Labiryntu. Gdy Królowa już na przystani wyraziła życzenie bezzwłocznego udania się do wnętrza tajemniczego gmachu, bynajmniej nie protestowali. Z czysto grzecznościowych względów zaproponowali poczęstunek, ale Amaktaris równie uprzejmie odmówiła. Tym razem Nefer wyjątkowo zgodził się w duchu ze swą Panią w sprawie okazanej wstrzemięźliwości. Kapłani też wyglądali na zadowolonych z takiego obrotu sprawy. Pewne zdziwienie wywołała dopiero odmowa przyjęcia przez Monarchinię przewodnika i strażników.

– Czcigodny panie! – zwróciła się do arcykapłana. – Jako eskorta wystarczą gwardzista z królewskiej straży oraz Mój osobisty niewolnik. Przewodnika nie potrzebuję, jestem prawowitą Panią Dwóch Krajów i znam tajemnice Labiryntu. Jak pewnie pamiętasz, w swoim czasie wprowadził Mnie do gmachu Mój Ojciec, Wielki Faraon Totmes.

– Oczywiście, o Pani. Jesteś Władczynią zesłaną przez bogów i masz pełne prawo, by samodzielnie wstąpić w głąb Labiryntu. Czy jednak jesteś całkowicie pewna, że chcesz to uczynić? To może okazać się niebezpieczne dla kogoś kto… nie zna tajemnic gmachu tak dobrze jak my, którzy służymy tu od lat. Jeżeli raz zejdziesz z właściwej drogi, nawet my, Twoi wierni słudzy, możemy nie być w stanie Ci pomóc.

– Mój Wielki Ojciec sam wkraczał do Labiryntu i Ja także chcę to uczynić. – Zdecydowane, choć uprzejme słowa Amakrais zamknęły dyskusję. Nefer zaniepokoił się przez chwilę czy aby pewność siebie Królowej ma wystarczające podstawy. Może raz czy drugi odwiedziła to miejsce ze zmarłym Faraonem, ale czy to wystarczyło do przeniknięcia tajemnic groźnej budowli? Po chwili zawstydził się jednak tego zwątpienia w rozum i wiedzę Monarchini. Tak czy inaczej, nie miał zresztą innego wyjścia. Odmowa towarzyszenia swej Pani w tej wyprawie z wielu powodów nie wchodziła w grę. Amaktaris pewnym krokiem ruszyła w stronę ciężkich, brązowych wrót gmachu. Nefer i Amar podążyli Jej śladem, przy czym Amar niósł niezbyt duży, ale najwyraźniej ciężki pakunek. Kapłani-strażnicy z pewnym wysiłkiem odryglowali i uchylili jedno ze skrzydeł bramy. Ukazał się rozległy przedsionek, z którego prowadziło w ciemność kilka korytarzy. Jeden z gospodarzy wręczył Królowej zapaloną pochodnię. Inny trzymał w pogotowiu wiązkę kolejnych.

– Błagam Cię, Pani, pilnuj ognia… bez światła… Najlepiej, aby każdy z was niósł własną pochodnię. – Arcykapłan udzielał ostatnich, niepotrzebnych rad.

– Tak postąpimy, czcigodny. – Władczyni ruchem ręki nakazała Neferowi przyjąć zapasowe łuczywa. Jedno z nich podał Amarowi, drugie chwycił w wolną dłoń. Królowa osobiście usłużyła im ogniem.

– Gdy wejdziesz do środka, o Najwspanialsza, musimy zawrzeć wrota. Zawsze pozostają zamknięte. Będziemy jednak czekać na Twój powrót do zachodu słońca. Gdybyś nie wróciła… wyruszymy na poszukiwania.

– Nie zabawimy aż tak długo. Co prawda, trudno przyjdzie nam ocenić położenie słońca z powodu tych grubych murów. – zażartowała.

– Zachód słońca nastąpi gdy wypalą się kolejno cztery pochodnie. – objaśnił hierarcha.

– Dziękuję za twą troskę, dostojny. Myślę, że sobie poradzimy, ale dobrze jest wiedzieć, że ktoś oczekuje naszego powrotu. Chodźmy, marnujemy światło.

Gdy zamknęły się za nimi brązowe wrota, zostali sami w nagle zapadłej ciemności, rozświetlanej tylko pełgającym blaskiem ognia. Bogini najwyraźniej się tym nie przejęła, podeszła kolejno do wylotu wszystkich korytarzy. Każdy z nich zdobiła wykuta w kamieniu, może niezbyt wyszukanej roboty rzeźbiarskiej, ale jednak wyraźnie rozpoznawalna postać takiego czy innego bóstwa: Ozyrysa, Seta, Horusa i innych. Amaktaris przyjrzała się im i wybrała jeden z korytarzy. Nefer i Amar podążyli za swoją Panią. Wkrótce dotarli do kolejnej, mniejszej tym razem sali, z której rozchodziły się następne przejścia. Ich wyloty również zdobiły postacie bogów i bogiń Egiptu. Władczyni obrzuciła je szybkim spojrzeniem, wyszeptała coś cichym głosem i ruszyła w głąb budowli.

Mijali coraz więcej sal, rozgałęzień korytarzy, schodów prowadzących na różne poziomy. Królowa wybierała drogę po krótkim namyśle ale bez wahania, zawsze jednak przyglądała się obecnym wszędzie wizerunkom bóstw. Nefer doszedł do wniosku, że muszą one stanowić znaki rozpoznawcze i drogowskazy pozwalające wtajemniczonym poruszać się po wnętrzu Labiryntu. Nie mógł jednak doszukać się żadnej prawidłowości w ich usytuowaniu. Amaktaris kierowała się ku przejściom oznaczonym podobiznami Chnuma, Izydy, Amona, Ptaha, Anubisa, znowu Izydy… bez żadnego dostrzegalnego porządku. Zwykle wymawiała wówczas sama do siebie ciche, niezrozumiałe dla innych słowa. Kapłan zdołał w końcu raz czy drugi zbliżyć się w takiej chwili do swej Pani na tyle, by posłyszeć wyraźniejsze strzępy zdań. Przekonał się, że Królowa recytowała modlitwę skierowaną do Izydy. Jedną z mniej popularnych, znaną jednak Neferowi z racji wykształcenia i obowiązków w świątyni. Czyżby zwracała się do bogini o pomoc? A może to właśnie modlitwa stanowiła klucz do poruszania się po labiryncie? Nadal jednak nie potrafił dostrzec żadnego związku pomiędzy wypowiadanymi przez Amaktaris słowami, wizerunkami bogów i bogiń oraz wyborem tego czy innego przejścia.

Tymczasem dotarli do miejsc ciekawszych niż kamienne korytarze. Pojawiły się mniej lub bardziej bogato zdobione sarkofagi, kryjące szczątki świętych zwierząt – Żywych Wizerunków Bóstw na Ziemi, o czym świadczyły stosowne napisy i reliefy. Nefer bardzo pragnął się im przyjrzeć, ale Świetlista Pani nie zamierzała tracić czasu na zbędne postoje. Gdy jednak dotarli do sali z grobowcami dawnych władców, nie wytrzymał.

– Pani, czy moglibyśmy…

– Nie przeszkadzaj, Neferze! – ofuknęła go niespodziewanie ostro i wróciła do odmawiania wciąż tej samej modlitwy, którą ciągle zaczynała od nowa, ale nigdy nie doprowadzała do końca. – Może zatrzymamy się tutaj, gdy będziemy wracali, teraz nie mamy na to czasu. – rzuciła, gdy wybrała już jedno z przejść.

Po tej nieudanej próbie nawiązania rozmowy Nefer zyskał ostatecznie pewność, że modlitwa odgrywa ważną rolę przy wybieraniu drogi i przy kolejnych rozgałęzieniach starał się stawać na tyle blisko Królowej, by móc w myślach odmawiać litanię razem z Nią. Za każdym razem Amaktaris wypowiadała o jedno słowo więcej, po czym przyglądała się wizerunkom bóstw. Głowił się nad rozwiązaniem tej zagadki i bez żalu omijał sale z kolejnymi sarkofagami Żywych Obrazów Bogów czy dawno zmarłych władców.

Szli już tak długo, że budowla musiała by sięgać daleko w głąb pustyni, gdyby maszerowali prosto. Kluczyli jednak nieustannie, zmieniając przy tym piętra. Po pewnym czasie pochodnia Królowej zaczęła przygasać i wszyscy troje odpalili nowe z wiązki niesionej przez Nefera. Wreszcie, po nieokreślonym bliżej czasie, dotarli do celu wybranego przez Boginię. Najpierw ukazała się ich oczom rozległa, okrągła sala. Jak zwykle rozchodziło się z niej kilka korytarzy. Pojawiło się jednak także coś nowego, w ścianach komnaty umieszczono nadto osiem solidnych, brązowych drzwi. Musiało kryć się za nimi coś więcej niż tylko kolejne przejścia w plątaninie Labiryntu. Spodziewając się, że osiągnęli może kres wędrówki, Nefer zapamiętał to, którym przyszli. Oznaczono je wizerunkiem Horusa. Uświadomił sobie nagle, że gdyby kontynuować odmawianie szeptanej przez Królową litanii, słowem, które akurat teraz, w tej sali, należałoby dodać, było właśnie imię Boga-Sokoła.

Po raz pierwszy dostrzegł taki związek. W poprzednich wypadkach bynajmniej jednak niczego podobnego nie zauważył, zresztą modlitwa nie składała się przecież z samych imion bogów. A nawet, gdy już występowały, nigdy przedtem nie trafiali akurat na rozgałęzienie z odpowiednią podobizną. To musiało coś oznaczać, czuł że jest na krawędzi rozwiązania zagadki… Jego uwagę przyciągnął jednak głos Władczyni, wzywającej Amara, by otworzył jedne z brązowych wrót i chwila minęła.

– Zbliż się, niewolniku. – rozkazała. – Czy widziałeś kiedyś coś takiego? Oto skarbiec Królów Egiptu!

Sporych rozmiarów pomieszczenie, do którego z ciekawością zajrzał, wykute zapewne w litej skale, wypełniono sztabkami metalu, ułożonymi jedna na drugiej, w wysokie sterty. Pełgający po nich blask płomieni sprawiał, że lśniły w półmroku.

– Tak, to wszystko złoto. – objaśniła niepotrzebnie Władczyni. – Złoto gromadzone przez Moich Przodków na wypadek wielkiej potrzeby. Wiele z tego złożył tutaj Mój Ojciec, po kolejnych zwycięskich kampaniach. Ja też chcę powiększyć ten zasób, ale jeszcze nie dzisiaj i może w inny sposób… Dwie następne komnaty są podobnie wypełnione. Chcesz je zobaczyć?

– Pani, jeśli wybaczysz, bardziej ciekawią mnie inne skarby, które zapewne można tu znaleźć, pamiątki po dawnych władcach, dzieła sztuki…

– O tak, jest tego sporo w kolejnych salach. Pomieszczenia ze złotem możemy pominąć, skoro nie wywierają na tobie odpowiedniego wrażenia. Nie chciałabym sprawić ci zawodu, skoro to twoja nagroda. Chodźmy, pokażę ci wszystko.

Nefer nie potrafił powiedzieć, ile czasu spędzili w poszczególnych komnatach. Złożono w nich wykonane z kosztownych materiałów i świetnej zazwyczaj roboty różnego rodzaju figurki, naczynia, puchary, biżuterię… Ujrzeli też sporo broni, mieczy, sztyletów, tarcz i pancerzy. Niektóre miały charakter ceremonialny, inne, pomimo bogatych zdobień, mogły też jednak posłużyć w walce wojownikom. W jednej z sal znajdowały się wykonane z cennych gatunków drewna meble, inkrustowane złotem i srebrem. Wiele przedmiotów musiało powstać przed setkami lat. Styl pracy rzemieślników wyraźnie zdradzał cudzoziemskie pochodzenie innych spośród tych skarbów. Zdobyto je zapewne jako łupy podczas kolejnych wypraw, może też otrzymano w darze od obcych władców. Amaktaris znajdowała przyjemność w pokazywaniu tego wszystkiego Neferowi, zachęcała, by przyglądał się z bliska, dotykał, brał do ręki. Zmusiła go wręcz do przymierzenia kosztownego, starożytnego pancerza.

Gdy spostrzegła, że kapłana zainteresowała szczególnie biżuteria jakiejś starożytnej królowej, stylizowana na podobieństwo stroju Izydy, sama przywdziała te ozdoby, zdaniem Nefera raczej śmiałe. Diadem, naszyjnik, bransolety, napierśnik, pas i spódniczka z naszytych na skórę metalowych płytek, wreszcie ozdoby na kostki oraz sandały – wszystko to wykonane zostało ze szczerego złota i ozdobione szlachetnymi kamieniami. Całość sprawiała wrażenie barbarzyńskiego przepychu, ale osoba Amaktaris Wspaniałej podnosiła ogólną ocenę kreacji. Zaprezentowała się w niej Neferowi, obracając dookoła, by mógł podziwiać swoją Panią ze wszystkich stron, oraz wykonując różne monarsze gesty. Wreszcie zasiadła na szczególnie bogato zdobionym tronie jakiegoś dawnego władcy i zażądała, by niewolnik, nadal w stroju starożytnego generała, oddał Jej hołd, padając na twarz i całując stopy.

– Wolałbyś być w takiej sytuacji zwycięskim wodzem Moich wojsk czy pojmanym, obcym księciem? – spytała przekornie.

– Pani, jako pokonany książę powinienem zostać skuty łańcuchami.

– To istotnie drobny problem. Jakieś łańcuchy dałoby się tu zapewne znaleźć, nawet złote – bardzo stosowne w takiej sytuacji – ale to wszystko ceremonialne ozdoby, a nie porządne kajdany. Trudno, będziesz musiał zadowolić się rolą zwycięskiego generała. – zażartowała. – Oddaj więc cześć swojej Królowej i Bogini!

Nefer, jak zawsze, uczynił to z żarliwą ochotą. Potem oglądali jeszcze umieszczone w misach szlachetne kamienie, skrzące się w blasku pochodni. Przypomniał sobie układankę, którą niegdyś bawiła się Irias. Te wyglądały identycznie i nie miał już pewności, czy przypadkiem Najjaśniejsza i wtedy nie zażartowała sobie z niego, rozbijając o posadzkę jeden jedyny fałszywy klejnot z całej kolekcji księżniczki. Skoro posiadała dostęp do takich bogactw, mogła sobie pozwolić na podarowanie kilku kamieni małej ulubienicy. Dalszy przegląd skarbów Labiryntu przerwał pilnujący ognia i światła Amar.

– Najdostojniejsza Pani! Wypaliła się druga pochodnia. – obwieścił.

– Tak, koniec zabawy. – stwierdziła z lekkim westchnieniem Królowa. – Nie powinniśmy niepokoić strażników Labiryntu, a chciałabym jeszcze zatrzymać się przy grobowcach dawnych królów, skoro obiecałam to Neferowi. Ale mamy tu jeszcze coś do zrobienia.

Skinęła na Amara, który podniósł złożony pod ścianą pakunek i skierował się w ślad za Najjaśniejszą do komnaty z biżuterią i ozdobami. Władczyni odnalazła tam leżący na półce diadem, właściwie koronę. Bogactwo materiału, z którego ją wykonano, złota i szlachetnych kamieni, nie zdołało przyćmić znakomitej pracy i dobrego smaku jubilera, widocznych w każdym detalu tego wyjątkowego klejnotu. Amaktaris ujęła diadem w dłoń i przypatrywała mu się przez dłuższą chwilę.

– To Moja korona Księżniczki Egiptu. – objaśniła. – Złożyłam ją tutaj, gdy przybyłam po raz pierwszy do Labiryntu jako Pani Obydwu Krajów, wkrótce po śmierci Ojca. Szłam wtedy z kapłanami, chociaż Wielki Faraon już wcześniej wprowadził Mnie w pewne tajemnice gmachu. Potem nie miałam okazji, by tu wrócić, dopiero teraz…

– Czy to korona, którą chciał ukraść Pachos? – Nefer, jak zawsze, pragnął zaspokoić swoją ciekawość.

– A więc wiesz i o tym? – Przyjęła to bez zdziwienia. – Tak, to ten sam klejnot, który odmienił jego życie. Ponieważ i Moje życie odmieniło się wkrótce potem, postanowiłam złożyć diadem tutaj. To było jak pożegnanie z beztroską młodością. Miałam szesnaście lat i musiałam sprostać wielu wyzwaniom… Teraz chcę jednak zabrać stąd tę ozdobę, domyślasz się dla kogo.

– Dla Irias…

– Tak, obiecałam jej koronę godną księżniczki i królowej. Takiej nie kupi się na targu. A ona dorasta i swoją postawą sama zasługuje na prawdziwie monarszy diadem. Między innymi dzięki tobie, kapłanie. Nawet prawowity Władca Obydwu Krajów nie powinien jednak zabierać stąd niczego, jeśli Egipt nie jest w wielkiej potrzebie. A jeżeli już pragnie to uczynić, musi dać coś w zamian.

Amar podał Świetlistej ciężki pakunek, który pracowicie dźwigał przez całą drogę. Amaktaris wysypała jego zawartość do jednej z pustych mis. Zalśniły złoto i szlachetne kamienie. Naszyjniki, bransolety, kolczyki i wszelkiego rodzaju kosztowne ozdoby prawdziwą falą przelały się do glinianego naczynia, wypełniając je po brzegi. A więc skarbów Labiryntu nie wolno jednak rozdawać ot tak sobie. Nefer zawstydził się poprzedniej myśli.

– Wiesz co to za klejnoty, kapłanie? To prezenty ofiarowane przez kandydatów do Mojej ręki, najczęściej przez zagranicznych książąt, ale nie tylko. Ten komplet podarował Mój kuzyn, którego zdążyłeś dobrze poznać. – Z pewnym wstrętem wskazała na kosztowny, lecz pozbawiony dobrego smaku naszyjnik, do którego w powodzi wszelkiego rodzaju ozdób dałoby się zapewne dobrać kolczyki i bransolety. – Te syryjskie świecidełka ofiarował z kolei książę Mutawalis, by wymienić tylko tych, z którymi miałeś okazję się zetknąć. – Ujęła w dłoń inne, bogate ozdoby i pozwoliła im opaść między palcami. – Chyba nie dziwisz się, że bez żalu składam tutaj te błyskotki? Co prawda, Mutawalis przywiózł coś jeszcze. – Skinęła na gwardzistę, który wydobył zza pasa ukryty w skórzanej pochwie sztylet. Królowa wysunęła ostrze. Zalśniło dziwną, srebrzystą poświatą. Może sprawiało to światło pochodni, Nefer przypomniał sobie jednak niezwykły miecz opiekunki, który podobnie lśnił w pełnym blasku dnia. Sztylet, chociaż ozdobny, sprawiał przy tym wrażenie groźnego oręża wojownika.

– To wyjątkowa broń. – stwierdziła Królowa. – Ostrze wykonano z niezwykłego metalu, twardego i sprężystego zarazem. Nie może się z nim równać żaden miecz czy sztylet wykuty z najlepszego nawet brązu. Tylko Hetyci znają tajemnicę jego pochodzenia i obróbki. Oczywiście, nie sprzedają takiego oręża. Doceniam więc ten dar księcia, ale nie mam zamiaru się nim posługiwać. – Zdecydowanym ruchem ukryła ostrze w pochwie i ruszyła ku sali, w której przechowywano narzędzia wojny. – Mój Ojciec posiadał podobny sztylet, też hetyckiej roboty, ale zdobyty w walce. Bynajmniej nie wszyscy Hetyci mają takie – i całe szczęście – a tylko szlachetnie urodzeni i wyżsi oficerowie.

W sąsiedniej komnacie sięgnęła po umieszczony na jednej z półek oręż zmarłego Faraona. Sztylety różniły się drobnymi szczegółami, ofiarowany przez księcia wykonano bardziej ozdobnie, ale ostrza lśniły identycznym, srebrzysto-szarym blaskiem.

– Ojciec bardzo cenił tę broń. Chciał mi ją przekazać, ale gdy zginął, nie czułam się jej godna. Dopiero teraz, gdy dowiodłam, że potrafię mu dorównać, mogę zabrać stąd ten oręż. W zamian zostawię sztylet księcia Mutawalisa. Przypuszczam, że w całym Kraju jest zaledwie klika podobnych, może nawet te dwa to jedyne egzemplarze.

– Jest jeszcze miecz Talii. – zauważył Nefer, zakłopotany bardzo osobistymi słowami Władczyni.

– To raczej miecz królowych Amazonek. – poprawiła go Amaktaris. – Ich kraj sąsiaduje z państwem Hetytów. Ten niezwykły metal wydobywają i obrabiają mieszkańcy tamtejszych gór. Talia nigdy nie chciała wyjawić tajemnicy pochodzenia noszonej przez siebie broni. Teraz miecz należy do Irias i zapewne obie zdążyły opuścić już Egipt. Moje słowa były więc prawdziwe, niewolniku!

– Irias wkrótce wróci… – Nefer nie przejął się żartobliwą przyganą Królowej.

– Oby jak najszybciej i oby bezpiecznie. My także musimy już wracać. – Bogini zamknęła dyskusję.

Zaopatrzeni w nowe pochodnie, których zapas znacząco zresztą zmalał, stanęli ponownie w sali z rozchodzącymi się korytarzami. Amar starannie zamknął wszystkie drzwi do komnat ze skarbami. Królowa podeszła do wylotu korytarza oznaczonego podobizną Horusa.

– Mam nadzieję Neferze, że skarbiec Labiryntu nie zawiódł twoich oczekiwań. Dzięki temu, że nie towarzyszyli nam strażnicy, miałeś okazję zwiedzić go w sposób, którego nie dostępują nawet ci nieliczni, którzy tu trafiają. A i Ja z przyjemnością stałam się twoją przewodniczką. – Uśmiechnęła się, wspominając może hołd „zwycięskiego generała”. – Teraz jednak muszę ponownie odnaleźć drogę i doprowadzić nas do wyjścia. Nikt inny nie zdoła tego uczynić.

Wypowiadając ostatnie słowa wpatrywała się uporczywie w kapłana. On sam natomiast przyglądał się podobiźnie Boga-Sokoła. Królowa westchnęła leciutko, jakby z rezygnacją i zamierzała ruszyć naprzód.

– Świetlista Pani?

– Tak, Neferze?

– Czy mógłbym… Czy mógłbym odmówić modlitwę w intencji szczęśliwego odnalezienia drogi powrotnej?

Nie czekając na pozwolenie, zaczął recytować tekst litanii tyle razy wypowiadanej uprzednio przez Najjaśniejszą. W tym czasie obszedł wszystkie wyloty korytarzy, upewniając się, jakie bóstwa przedstawiono na kolejnych wizerunkach. Dawało się to łatwo rozpoznać po tradycyjnych sposobach wyobrażania oraz atrybutach poszczególnych bogów i bogiń, ale sprawa była zbyt ważna, aby mógł się pomylić. Gdy w modlitwie doszedł do imienia Horusa i równocześnie stanął przed jego wykutą w kamieniu, schematyczną podobizną, już wiedział. A przynajmniej wydawało mu się, że wie…

– Najdostojniejsza, mam jeszcze jedną prośbę…

– Mów więc! – zezwoliła, zaintrygowana jego postępowaniem.

– Czy pozwolisz, abym to ja odnalazł drogę do wyjścia?

– To może okazać się niebezpieczne, pamiętaj o tym. – Wcale nie wydawała się zdziwiona propozycją Nefera. Wręcz przeciwnie, sprawiała wrażenie zadowolonej. – Idź więc przodem, a Królowa tym razem wyjątkowo pójdzie za własnym niewolnikiem.

– Tylko po to, by oświetlić Ci drogę, o Wielka Pani. – Dla podkreślenia swych słów uniósł wyżej pochodnię. Zapas niewykorzystanych łuczyw niósł teraz Amar, podczas gdy Królowa osobiście zaopiekowała się diademem i sztyletem.

Początek był oczywisty, pamiętał przecież, którym korytarzem tu przybyli. Następne rozgałęzienie okazało się natomiast zaledwie podwójne. To dawało szansę sprawdzenia   przypuszczeń. Imię Horusa zapisywano w świętym piśmie Kraju na różne sposoby, w zależności od awataru przyznawanemu bogu w danej sytuacji, ale zawsze rozpoczynał je znak wyprostowanego dumnie sokoła. Ten znak mógł mieć też inne znaczenia w różnych wyrazach, w zależności od kontekstu, w którym go użyto. Nie występował jednak w zapisie imienia żadnego z bóstw, których wizerunki wykuto w pomieszczeniu, z którego wyruszyli. Właśnie co do tego się upewniał. Gdy dotarli do pierwszego rozwidlenia, ponownie odmówił modlitwę, dodając kolejne słowo po imieniu boga. Przypomniał sobie, od jakiego znaku świętego pisma rozpoczyna się zapis tego właśnie słowa i rozpoznał bóstwa przedstawione przy wylotach korytarzy. Potem wystarczyło już tylko odtworzyć w myślach zapisy ich imion, wybierając oczywiście wersje zależne od zamieszczonych akurat tutaj awatarów. Właściwy znak znajdował się w imieniu Ptaha, boga rzemieślników. Wybrał ten korytarz, a Królowa bez protestu poszła za nim. Usłyszał, jak cicho odmówiła tę samą modlitwę. Najwyraźniej sprawdzała poprawność jego decyzji, nie chcąc zarazem przeszkadzać skupionemu Neferowi. Sytuacja ta powtórzyła się przy kolejnych rozwidleniach korytarzy. Niekiedy możliwych do wyboru dróg było kilka, zawsze jednak właściwy znak występował w zapisie imienia tylko jednego z przedstawionych tam bóstw. Kapłan kierował się w tę stronę, a Władczyni, po bezgłośnym zmówieniu własnej modlitwy, zawsze akceptowała ten wybór. Postępował naprzód coraz pewniej, wiedział jednak, że ktoś kontroluje jego tok rozumowania. Pojął teraz, jak musiała czuć się uprzednio Amaktaris, gdy tylko na Niej spoczywała cała odpowiedzialność. Jakie skupienie i uwagę musiała zachowywać i dlaczego tak ostro zganiła niewolnika, gdy próbował nawiązać rozmowę.

Po pewnym czasie dotarli do sal z sarkofagami. Stanowiło to kolejne potwierdzenie trafności dotychczasowych wyborów Nefera. Zgodnie z obietnicą, Monarchini zarządziła postój, aby mógł obejrzeć i tę część Labiryntu.

– Tylko zapamiętaj, w którym miejscu przerwałeś modlitwę. – zaznaczyła.

Odczytując umieszczone na ścianach oraz na samych sarkofagach inskrypcje przekonał się, że spoczywają tu przede wszystkim zabalsamowane ciała budowniczych kanału, prawdziwych twórców Wielkiej Oazy. Odmówił osobną litanię w intencji ich szczęśliwego trwania w Życiu Wiecznym, bo prawdziwie zasłużyli się dla Kraju. W sąsiednich pomieszczeniach złożono liczne przedmioty, którymi dawni królowie posługiwali się za życia. Nie sprawiały może wrażenia aż tak bogatych jak te, które podziwiali w skarbcu Labiryntu, ale tym bardziej przyciągnęły uwagę Nefera. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że nie zostało dość czasu, aby spokojnie wszystko oglądać. Poprzestał na dokładnym zlustrowaniu kilku sal i pobieżnym obejrzeniu pozostałych. Bogini nie ponaglała go, sam jednak zakończył zwiedzanie, gdy Amar odpalił kolejną pochodnię. Łuczyw zostało już tylko kilka i naprawdę musieli wracać. Sarkofagi Świętych Zwierząt, Żywych Obrazów Bóstw na Ziemi, potraktował już tylko przelotnym spojrzeniem. Szedł spokojnie, ale i tak do przedsionka gmachu dotarli na długo przedtem, zanim pojawiła się groźba wypalenia czwartej pochodni. Wrota zastali zamknięte, tak jak zapowiedzieli to strażnicy.

– Neferze, znakomicie wywiązałeś się z obowiązków przewodnika. Nie powiem, że zadziwiłeś dzisiaj Królową, bo liczyłam w duchu, że zdołasz rozwiązać zagadkę Labiryntu. Naprawdę, jestem jednak pod wrażeniem. Mój Wielki Ojciec wprowadził tu kilka osób, którym ufał. Z nich wszystkich tylko jeden jedyny mistrz Apres potrafił samodzielnie odnaleźć drogę powrotną. Ja także to uczyniłam, ale przyznam, że Ojciec dawał mi wówczas pewne wskazówki, których tobie odmówiłam. Co prawda miałam wtedy zaledwie piętnaście lat… Nie umniejsza to jednak w niczym twojego osiągnięcia. Nie pomyliłam się co do ciebie…

– Pani, zaszczycasz swego sługę. To mnie uczyniłaś łaskę, uznając za godnego towarzyszenia sobie w tej wyprawie.

– Zasłużyłeś na uznanie Królowej i słusznie należą ci się pochwały, a może nie tylko pochwały… – Tych słów już nie dokończyła. Podjęła inną myśl.

– To, co tutaj się stało, zachowajcie obydwaj w tajemnicy. Strażnicy, jakkolwiek wierni i oddani, nie powinni wiedzieć, że ktoś jeszcze zna sekrety Labiryntu. Właściwie, to ich obowiązkiem jest zabić każdego, kto je przeniknął. Oczywiście, poza prawowitym Władcą Egiptu. Nefera trudno jednak za takowego uznać. – Przy ostatnich słowach głos Bogini przybrał ton żartobliwy, kapłana przeszył jednak nagły dreszcz. – A teraz, Neferze, uderz w drzwi wejściowe i zapowiedz powrót Pani Obydwu Krajów!

XLVIII

Na zewnątrz słońce chyliło się już ku zachodowi, ale nadal było jasno, zwłaszcza dla tych, którzy spędzili większość dnia w ciemnościach Labiryntu. Strażnicy okazywali na widok opuszczającej budowlę Pani Dwóch Krajów z trudem skrywaną ulgę. Najwidoczniej powątpiewali nieco w Jej wiedzę i obawiali się o bezpieczeństwo Władczyni. Przynajmniej ich wierność nie podlegała żadnej dyskusji. Nefer przypomniał sobie jednak ostatnie słowa Amaktaris i zrozumiał, że ta wierność nie powstrzymałaby strażników przed zabiciem go, gdyby tylko poznali prawdę o dzisiejszej wyprawie Królowej w głąb gmachu. Nawet bezpośredni rozkaz Najjaśniejszej nie stanowiłby zapewne wystarczającej ochrony. Na szczęście, mógł liczyć na dyskrecję Bogini i Amara. Tym niemniej, chętnie opuściłby jak najszybciej sąsiedztwo przytłaczającej budowli i jej opiekunów. Królowa musiała jednak dopełnić pewnych grzecznościowych obowiązków i przyjęła tym razem zaproszenie na skromny, jak zapowiedziano, poczęstunek. Wyraziła też stosowne uznanie dla pełnej poświęcenia służby strażników.

– Wielka Pani. – odezwał się arcykapłan, gdy podążali już w stronę mniej może ponurych, ale też sprawiających przygnębiające wrażenie kwater mieszkalnych. – Podczas Twojej wizyty w Labiryncie przybył gołąb pocztowy z Nennesut, z wiadomością przeznaczoną dla Ciebie. Oto ona, nadal opatrzona znakiem nomarchy Torkana. – Podał Królowej niewielką, zapieczętowaną tulejkę.

Amaktaris pospiesznie wydobyła z niej dwa zwitki papirusu i przebiegła po nich wzrokiem.

– Natychmiast wezwać dowódcę flotylli! – rozkazała. – Czcigodny, kiedy przyleciał en gołąb?

– Niedługo przed Twoim powrotem, o Pani. Słońce stało już nisko.

Kapitanie! – Ruchem ręki powstrzymała nadbiegającego żeglarza przed wykonaniem ceremonialnych aktów hołdu – Ile czasu potrzebujesz, aby dopłynąć do Nennesut przy największym pośpiechu. I czy możesz poprowadzić okręty w ciemnościach?

– Szybka łódź może być na miejscu o północy.

– A reszta flotylli? A królewska barka?

– Znam dobrze kanał i tę część Rzeki, mogę poprowadzić jeden lub dwa okręty przy świetle księżyca. Żeglowanie całą flotyllą, i to w pośpiechu, byłoby jednak ryzykowne, o Pani.

– W takim razie sama królewska barka i jeden z okrętów wojennych. Czy jesteś w stanie doprowadzić je do Nennesut o świcie, najdalej o poranku? Jeżeli nie, popłynę małą, szybką łodzią. Wolałabym jednak przybyć do miasta w bardziej dostojny sposób.

– Wielka Pani, będzie to wymagało wszystkich sił od wioślarzy, barka jest dużym, ciężkim statkiem. Ale tak… możemy dopłynąć do Nennesut o świcie. Poślę przodem kilka małych czółen, by wskazywały drogę światłami pochodni i usuwały wszelkie napotkane przypadkiem łodzie. Chociaż zazwyczaj nikt nie żegluje nocą po kanale.

– Kapitanie, jeżeli dotrzemy na czas, nagroda cię nie ominie. Przygotuj wszystko do jak najszybszego opuszczenia przystani. Na ten drugi okręt niech załadują sprzęty potrzebne do oficjalnych wystąpień oraz niezbędną służbę i niewolników. Może wyruszyć później, jest szybszy, dogoni nas jeszcze przy świetle dnia. My odbijamy natychmiast, gdy tylko będziesz gotowy. Obsadź też jedną z szybkich łodzi. Poślę nią rozkazy.

– Stanie się jak powiedziałaś, o Najwspanialsza! – Kapitan sam zrozumiał, że przepisane etykietą gesty pożegnania Władczyni byłyby zbędną stratą czasu i natychmiast pospieszył do swoich obowiązków.

– Dostojny panie, proszę o przygotowanie gołębia z Nennesut oraz o papirus i przybory do pisania.

– Oczywiście, Najjaśniejsza. Proszę tędy.

Arcykapłan i jego podwładni udowodnili, że ich wojskowy wygląd nie jest tylko na pokaz, rozkazy Władczyni wykonano bowiem sprawnie i bez żadnej zwłoki. Ona sama pospiesznie napisała kilka słów na skrawku papirusu, a następnie osobiście przyczepiła zawierającą list, zapieczętowaną tulejkę do nóżki dostarczonego tymczasem ptaka. Wyjęła go z klatki, pogładziła delikatnie po głowie, wyszeptała coś, czego nikt poza gołębiem nie usłyszał, i wyrzuciła w powietrze. Pomknął po niebie, nad taflą jeziora. W odróżnieniu od Nefera, Amaktaris nie traciła jednak czasu na obserwowanie lotu ptaka. Pisała już kolejny, nieco obszerniejszy list. To pismo również zapieczętowała, ale tym razem podała swemu niewolnikowi.

– Biegnij na przystań i niech kapitan natychmiast wyśle zaufanego oficera oraz szybką łódź do Nennesut. To rozkazy dla nomarchy Torkana. Potem staw się na pokładzie barki. Tylko się nie spóźnij, jeśli nie chcesz tu zostać. – Amaktaris mimo wszystko znalazła chwilę na ten drobny żart. Nefer zdążył już jednak pojąć, że to nie czas na zadawanie pytań czy zwlekanie z wykonywaniem poleceń Monarchini. Ruszył pędem, słysząc jeszcze Jej słowa, w których przepraszała arcykapłana za to, że nie może, niestety, skorzystać z jego gościnności.

Łódź czekała już w gotowości, podobnie jak jeden z żołnierzy, wybrany do roli kuriera. Bez zbędnych pytań przyjął pismo opatrzone znakiem Królowej. Nefer zdążył go zaledwie poinformować, że rozkazy przeznaczone są dla nomarchy Nennesut – czego oficer zapewne i tak mógł się domyślić, ale kapłan wolał nie zostawiać niczego przypadkowi – i po chwili posłaniec także wyruszył w drogę. Nefer udał się na barkę, w żadnym razie nie miał bowiem ochoty na to, by sprawdziło się żartobliwe ostrzeżenie Bogini. Poza wszystkim, owładnęła nim także paląca ciekawość, jakie też wieści przyniósł gołąb. Dotyczyły zapewne wylewu Rzeki i chyba były pomyślne. Czy jednak na pewno? I co właściwie Władczyni zamierza zrobić? Liczył, że zechce poinformować o swych planach osobistego niewolnika. Było to przypuszczenie dość śmiałe, ale jak się okazało, trafne.

Gdy tylko Najjaśniejsza postawiła stopę na pokładzie barki, kapitan dał znak do wypłynięcia z przystani. Królowa przyglądała się temu manewrowi. Wszyscy poczuli wyraźne przyspieszenie okrętu, gdy zwiększono częstotliwość uderzeń bębna nadającego rytm pracy wioseł. Słońce powoli chowało się za horyzontem. Gdy statek wysunął się już na otwarte wody jeziora, Władczyni ponownie przyzwała kapitana.

– Zapowiedz marynarzom, że zostaną wynagrodzeni, jeżeli dopłyniemy do Nennesut wczesnym rankiem. Czy jednak wioślarze wytrzymają takie tempo?

– O tak, Wielka Pani. W razie potrzeby nadzorcy użyją ostrych batów, oczywiście za Twoim pozwoleniem.

– Jak wiesz, nie pochwalam stosowania takich środków wobec Moich niewolników, niekiedy jednak konieczność musi przeważyć nad miłosierdziem. A wioślarze nie mieli ostatnio zbyt wielu okazji do prawdziwego wysiłku. Być może później sama zechcę wszystkiego dopilnować… Zostaniesz, oczywiście, poinformowany. Zajmij się żeglugą, kapitanie. – Odprawiła dowódcę ruchem dłoni.

Przez jakiś czas obserwowała przesuwające się szybko brzegi jeziora, zauważyła też pospieszne wypłynięcie z coraz bardziej odległej przystani Labiryntu jednego z okrętów wojennych, na którym zakończono najwidoczniej załadunek służby i sprzętów. W zapadających szybko ciemnościach usiłował dogonić barkę, zanim ta zagłębi się w prowadzący ku Rzece kanał. Królowa zdecydowała się wreszcie udać do swych komnat, dokąd przyzwała też gestem Amara i Nefera. Z braku czasu nie było dziś mowy o kąpieli. Kapitan zdążył jednak zapewne zarządzić przygotowanie skromnego posiłku, a może to arcykapłan polecił w ostatniej chwili przysłać poczęstunek na pokład. Tak czy inaczej, Nefer błogosławił w myślach nieznanego dobroczyńcę, gdyż Amaktaris, po skosztowaniu kilku potraw, podzieliła się kolacją z gwardzistą i niewolnikiem.

– Jedzcie. – poleciła. – To wprawdzie niezbyt zgodne z etykietą, ale w Labiryncie trudno zaspokoić głód, nawet całym tamtejszym złotem. Nie chcę, abyście głodowali z powodu nagłego wypłynięcia. Tym bardziej, że ta noc może okazać się wyczerpująca nie tylko dla wioślarzy.

– Pani? – Kapłan nie wytrzymał i skorzystał z okazji, by podjąć próbę zaspokojenia ciekawości, doskwierającej mu bardziej niż pusty żołądek.

– Czytaj! – Najwspanialsza podała Neferowi otrzymane listy.

Pierwszy i ważniejszy z nich nadszedł ze Swent, najdalej na południe wysuniętego miasta Kraju. Kapłani, opiekujący się umieszczonym tam nilometrem, zgodnie z poleceniem Władczyni informowali nomarchę Torkana, iż bogowie pobłogosławili Egipt kolejnym, obfitym wylewem. Obfitszym nawet niż poprzednie. W drugim, własnym już liście, nomarcha zapytywał Królową o rozkazy, czy ma natychmiast ogłosić te wieści ludowi, czy też poczekać na Jej powrót do Nennesut.

– To bardzo dobre wiadomości. Co zamierzasz, o Wielka? – Znowu zapomniał o swoim statusie niewolnika.

– Wiadomość nadeszła do miasta dzisiaj, późnym popołudniem. Biorąc pod uwagę pogróżki tamtego kapłana, będzie lepiej, jeżeli zostanie oznajmiona ludowi w obecności Żywego Wcielenia Izydy. Boska Izyda musi tylko zdążyć z przybyciem do Nennesut na czas, najlepiej w pełnej chwale, a jak widzisz, nie jest to zadanie łatwe nawet dla Bogini. – zażartowała. – Nie możemy czekać zbyt długo. Na Wyspie Słoni w Swent, gdzie usytuowano nilometr, znajduje się też miejscowa świątynia Chnuma. Pomimo Moich rozkazów w tej sprawie, być może wieści nie uda się utrzymać w tajemnicy zbyt długo. Jeżeli chcemy uzyskać odpowiedni efekt, musimy wyprzedzić kapłanów Wielkiego Barana. Dlatego płyniemy w największym pośpiechu, a nomarcha otrzymał polecenie przygotowania wszystkiego na jutrzejsze przedpołudnie. Nowina o obfitym wylewie jako odpowiedzi bogów na prośby Dobrej i Łaskawej Izydy zostanie ogłoszona w Jej świątyni. To najlepsze miejsce.

– Jesteś bardzo mądra, o Świetlista.

– Teraz wszystko zależy od tego, czy wioślarze przyłożą się do pracy i zamierzam osobiście tego dopilnować. – Tym razem uśmiechnęła się drapieżnie, co nieco zdziwiło Nefera. – Ty też weźmiesz w tym udział. – Kolejny uśmiech godny głodnej pantery. – Amarze, zawiadom kapitana, weź ze sobą naszego kapłana i zajmij się wszystkim. Ja poczynię własne przygotowania.

Odprawiła ich ruchem dłoni. Widząc niepewną minę swego niewolnika, zlitowała się jednak nad nim.

– Idź z Amarem, Neferze… I nie obawiaj się, nic złego cię nie spotka.

Po wyjściu na pokład gwardzista polecił niewolnikowi poczekać przy maszcie, sam udał się na dziób, by porozmawiać z wypatrującym właściwego szlaku kapitanem. Nie wracał przez dłuższą chwilę. Zapadła już noc, a statek żeglował po kanale, zdaniem Nefera – z niebezpiecznie dużą prędkością. Ufał jednak, że kapitan zna się na swoim rzemiośle i nie rzucał obietnic na wiatr. W ślad za królewską barką podążał okręt wojenny, który zdołał ich w końcu dogonić. Z zamyślenia wyrwał kapłana metaliczny brzęk. To wrócił Amar, bez widocznego wysiłku niosąc dwie pary połączonych krótkimi łańcuchami kajdan. Nie ulegało wątpliwości, że przeznaczone zostały dla osobistego niewolnika Królowej.

– Nie próbuj się szarpać, Neferze. Tak będzie dużo prościej, a nie chciałbym zrobić ci przypadkiem krzywdy.

Wszelki opór i tak nie miałby sensu, pozwolił więc, by czarnoskóry skuł mu ręce z tyłu oraz nogi w kostkach. Łańcuchy pozostawiały nieco swobody, umożliwiając chodzenie krótkimi krokami oraz poruszanie dłońmi, co prawda tylko za plecami.

– O co tu chodzi, panie? – Amar zachowywał się życzliwie, co ośmieliło Nefera do zadania tego pytania.

– Sam się przekonasz. Tak jak powiedziała nasza Pani, nie obawiaj się. Nic złego ci się nie stanie. – Amar zawahał się. – Zauważyłem, że składasz hołdy Najjaśniejszej w sposób dużo bardziej żarliwy, niż nakazuje to etykieta. To, co – jak mi się wydaje – na dzisiaj zaplanowała, powinno ci się spodobać. I nie myśl, że przyniesie ci to ujmę w moich oczach. Ona jest prawdziwą Boginią, Jej rozkazom i Jej kaprysom trudno się oprzeć. A teraz idziemy, niewolniku.

Bez szczególnej brutalności, ale jednak szorstko i zdecydowanie, popchnął Nefera w stronę schodni prowadzącej pod pokład. Kapłan zrozumiał, że skończyło się okazywanie życzliwości. Teraz był tylko niewolnikiem, poganianym przez gwardzistę Królowej. Minęli stojącego przy otworze marynarza, który przekazywał rozkazy kapitana dotyczące tempa wiosłowania, i Nefer zszedł na dół, do wnętrza okrętu. Szczęśliwie Amar pozwolił mu zrobić to samodzielnie, ponaglany – mógłby łatwo spaść z wąskich stopni. Pomieszczenie, chociaż rozległe, gdyż zajmowało całą przestrzeń pod pokładem barki, sprawiało wrażenie zatłoczonego. W migotliwym świetle rzucanym przez płomienie lamp ujrzał około setki nagich niewolników, przykutych do wioseł i poruszających nimi miarowo. Rytm podawał siedzący w tylnej części bębnista. Był to rytm bardzo szybki i wioślarze musieli już odczuwać zmęczenie. Nagie, lśniące od potu grzbiety pochylały się w takt dźwięków bębna… Czterech uzbrojonych w bicze nadzorców przechadzało się przejściem pozostawionym na środku podpokładzia.

Tego wszystkiego kapłan mógł się właściwie spodziewać. Gdy wzrok przyzwyczaił się do niepewnego światła, dostrzegł jednak widok dużo bardziej niecodzienny. W rufowej części pomieszczenia, tuż za walącym w bęben doboszem, usytuowano wzniesiony w górę podest, zajmujący całą tamtejszą przestrzeń. Na deskach pomostu ustawiono wyniosły, ale sprawiający tym razem wrażenie wygodnego fotel, właściwie tron. Przymocowano go na stałe do podłożą tak, by nie przesuwał się podczas ewentualnych przechyłów okrętu. Mógł być przeznaczony tylko dla jednej osoby… Osoby, która najwyraźniej przybywała tu na tyle często, by stosownie wyposażyć dla Niej tę część okrętu. Amaktaris wspomniała kiedyś, że królewska barka to dwa różne światy, oddzielone tylko deskami pokładu, a Ona jest Panią każdego z nich. Dotychczas, co prawda nie w całości, poznał tylko świat luksusowo urządzonego apartamentu w nadbudówce i równie przyjemnego tarasu na jej dachu. Teraz miał okazję ujrzenia świata pod pokładem, świata nie kończącego się trudu, łańcuchów i uderzeń bicza. W jakim jednak celu Królowa tu zachodziła? Aby przyglądać się pracy wioślarzy, poganianych batami nadzorców? I jaką rolę przewidziała dla osobistego niewolnika? Zapewne wkrótce sam się o wszystkim przekona, jak zapowiedział to Amar.

Gwardzista silnym pchnięciem skierował Nefera ku podestowi. Spowalniany przez łańcuchy, przeszedł tam małymi krokami. Amar położył mu dłonie na ramionach i zmusił do uklęknięcia obok tronu, sam ustawił się na tyłach siedziska. Nie odezwał się ani słowem, było jednak oczywiste, że czekają na przybycie Najjaśniejszej. Niewolnicy przy wiosłach także musieli zdawać sobie z tego sprawę, niektórzy unieśli głowy z pewnym ożywieniem, inni obrzucali Nefera wrogimi spojrzeniami. Większość zachowała obojętność. Wkrótce nadszedł zresztą rozkaz wzmocnienia tempa i wszyscy skoncentrowali się na swej wyczerpującej pracy, starając się nie przyciągać uwagi nadzorców i uniknąć tym samym razów bicza. Oczekiwanie przedłużało się, klęczącego na nagich deskach podestu Nefera zaczynały boleć kolana. „Właściwie, skoro na tym tronie zasiada sama Władczyni we Własnej, Boskiej Osobie, to należałoby rozłożyć tu jakiś dywan, aby zapewnić wygodę dla Jej stóp”. – Pomyślał kwaśno.

Chcąc odwrócić uwagę od własnych cierpień, zaczął przyglądać się pracy niewolników. Pomimo tego, iż poznaczeni śladami po uderzeniach bicza, nie wyglądali przynajmniej na zagłodzonych. Nie śmierdzieli też moczem, ekskrementami czy odorem niemytych ciał. Nefer przypomniał sobie, że kilkakrotnie zmuszony był jadać przeznaczone dla nich posiłki oraz że wydawały się one pożywne, chociaż nie mogły się, oczywiście, równać z daniami podawanymi na stół Królowej, które miał okazję kosztować w bardziej szczęśliwych chwilach. Mógł też uczestniczyć w codziennych, regularnych kąpielach, na które pozwalano wioślarzom na królewskiej barce. Teraz jednak niewolnicy naprawdę ciężko pracowali. Czuwali nad tym strażnicy oraz ich bicze. Wbrew zapowiedziom kapitana, posługiwali się chwilowo zwykłymi batami ze skóry hipopotama, bez ołowianych obciążników. Strażnicy używali ich oszczędnie, ale precyzyjnie, trafiając w grzbiety tych, którzy ich zdaniem nie przykładali się wystarczająco do wioseł. Udzielali raczej ostrzeżeń, niż zmuszali do dobywania resztek sił. „To będzie długa noc”. – Uświadomił sobie Nefer. – „Na wyduszanie z wioślarzy bardziej okrutnymi metodami wszystkiego, do czego są zdolni, przyjdzie jeszcze czas”.

Rozmyślania Nefera przerwało pojawienie się Amaktaris. Schodziła wolno po schodni, być może chcąc, aby wszyscy mogli nasycić oczy Jej widokiem, a może po prostu przyzwyczajając wzrok do światła lamp oraz stąpając ostrożnie z powodu złocistych sandałków na obcasach, które nałożyła. Ten szczegół Nefer zauważył natychmiast. O ile zdążył się zorientować, służki Królowej płynęły zapewne na towarzyszącym barce okręcie, wiedział już jednak, że Najjaśniejsza potrafi sama zadbać o własną toaletę, jeżeli tylko zechce albo też wymaga tego konieczność. Teraz miał miejsce taki właśnie przypadek i starannie przygotowała się do wystąpienia w roli… Bogini czy Wojowniczki?

Nie mógł rozstrzygnąć tej wątpliwości, strój Władczyni stanowił bowiem połączenie tych dwóch wizerunków. Szata z białego, przetykanego złotą nicią materiału, utrzymana jednak w dość szczególnym stylu, na podobieństwo wojskowego uniformu i spięta szerokim, złocistym pasem. Ozdoby ze szczerego złota i drogich kamieni (takie przynajmniej miał wrażenie), przypominające elementy ochronnego pancerza – duży naszyjnik, napierśnik, szerokie bransolety… Sandały podobne do obuwia żołnierzy, gdyby nie wspomniane, wąskie obcasy. W dłoni trzymała bicz, co często się Jej zdarzało. Tym razem nie była to jednak złocista oznaka władzy lecz porządne, rzemienne biczysko.

Ruszyła dumnym i powolnym krokiem ku podestowi oraz tronowi. Strażnicy rozstąpili się, aby Ją przepuścić. Niewolnicy spoglądali ukradkiem na swą Panią, pochylając głowy nad wiosłami. Po chwili zasiadła w fotelu. Skinęła biczem na Nefera, wskazując mu miejsce u swych stóp. Teraz dopiero zrozumiał, że dywan nie jest potrzebny, gdyż to on ma być podnóżkiem Bogini. Upadł pospiesznie na twarz, a Ona oparła stopy na jego plecach i karku. Amar miał rację, to nie było bynajmniej nieprzyjemne i natychmiast pojawił się znajomy już ból w kroczu.

Pozostając w tej pozycji nie mógł obserwować twarzy Władczyni, która nie wypowiedziała ani słowa, w milczeniu przypatrując się pracującym wioślarzom. O Jej nastroju i o tym, że także odczuwa pewne emocje, informowały Nefera tylko nagłe ukłucia bólu, gdy silniej wbijała w jego ciało obcasy swych sandałów w chwilach, gdy któryś ze strażników smagał batem plecy jakiegoś pechowego niewolnika. Bawiła się też zapewne własnym biczem, gdyż jego końcówka wędrowała po skórze kapłana. Gdy pojawiła się tuż przed jego twarzą ujął ją w usta i zaczął ssać. Bogini chyba się to spodobało, nie cofnęła bowiem bicza i mocniej przydepnęła kark niewolnika. Ból zniewolonych genitaliów znacznie się wzmógł.

Być może sprawił to przypadek, a może kapitan otrzymał odpowiednie instrukcje, w jakiś czas po przybyciu Amaktaris zawołano bowiem o wzmocnienie tempa, oczywiście jeśli Najjaśniejsza Pani zezwoli.

– Szybciej! – rozkazała dźwięcznym głosem, w którym trudno byłoby doszukać się śladu zmęczenia późną porą i długą wędrówką po Labiryncie. Rytm bębna znacząco przyspieszył, a w ślad za nim wzrosła częstotliwość pociągnięć wiosłami. Niewolnicy dobywali teraz wszystkich sił i niektórym zaczynało ich już brakować. A raczej tak im się tylko zdawało. Okazało się, że potrafią je jeszcze odnaleźć, gdy na ich plecy spadły smagnięcia batów. Nadzorcy używali ich teraz bezlitośnie, chcąc zapewne popisać się przed Władczynią, a może i zdając sobie sprawę z tego, że widok chłostanych wioślarzy w łańcuchach wzbudza w Pani Obydwu Krajów coraz większe emocje. Bo tak istotnie było. Przydeptywała teraz kark Nefera z całych sił, wbijając jego twarz w deski podestu. Wyrwała też bicz z ust kapłana i po chwili poczuł smagnięcie przez pośladki. Na szczęście okazało się tylko umiarkowanie silne, być może zasiadając w fotelu, jego Pani nie mogła uderzyć mocniej. Wkrótce stało się jednak jasne, że nie zamierza na tym poprzestać. Otrzymał jeszcze trzy lub cztery uderzenia batem. Wtedy zawołano o zmniejszenie tempa i Królowa zezwoliła, by bębnista zwolnił rytm. Wioślarze odczuli pewną ulgę, podobnie jak i Nefer. Tylko przeklęty ból w kroczu nie chciał w żaden sposób ustąpić. Najjaśniejsza zadowalała się teraz wspieraniem stóp na plecach kapłana i delikatnym przesuwaniem końcówki bicza po jego skórze. Obserwując pracujących najbliżej wioślarzy dostrzegł, że niektórzy z nich także przejawiali widoczne oznaki podniecenia, pomimo rozdzielanych teraz często przez nadzorców smagnięć biczami. Władczyni też musiała to widzieć. Czy sprawiało Jej to przyjemność? Zwiększało pobudzenie, które zapewne odczuwała? Na szczęście miała dość rozsądku, by zabrać ze sobą Amara, stojącego za tronem na podobieństwo bazaltowej skały i dającego poczucie bezpieczeństwa. Czy często bywał świadkiem podobnych scen? I kto leżał wówczas u stóp Bogini?

Tymczasem ponownie zarządzono wzmocnienie tempa. Stało się już widoczne, że nie wszyscy wioślarze zareagowali na szybsze uderzenia w bęben z odpowiednią werwą. Główny nadzorca oddalił się na dłuższą chwilę i powrócił z biczem zaopatrzonym w okrutne, ołowiane kulki.

– Za Twym pozwoleniem, o Wielka. – Skłonił się przed Królową.

Amaktaris musiała dać aprobujący znak dłonią lub skinieniem głowy, strażnik rozwinął bowiem biczysko i z wprawą smagnął kilku ociągających się przy pracy niewolników. Natychmiast przyspieszyli, tu i tam trysnęła krew. Nefer poczuł silniejsze niż dotąd dźgnięcie obcasem w kark, aż sam jęknął z bólu. Nadzorca przechadzał się pomiędzy wioślarzami, swego ostrego bicza używał bez pośpiechu, ale i tak wzbudzał wśród niewolników strach, objawiający się pełnymi lęku spojrzeniami, które, o dziwo, kierowali ku Władczyni. Dopiero po chwili kapłan zorientował się, że przed większością wymierzanych uderzeń szef strażników spoglądał w stronę tronu, pytając wzrokiem o opinię i rozkazy Królowej. Wydawała je zapewne gestem lub wyrazem oczu, nadal bowiem milczała. Nefer słyszał tylko Jej coraz szybszy oddech. Po chwili zechciała postawić stopę tuż przed jego ustami, co uznał za pozwolenie na obsypanie jej pocałunkami.

Nie cieszył się jednak długo tą łaską, po kolejnym, krwawym smagnięciu, które nakazała, Amaktaris odtrąciła bowiem Nefera, wstała z tronu i ruszyła przejściem pomiędzy wioślarzami. W dłoni trzymała rozwinięty bicz. Kapłan miał już okazję przekonać się, że Bogini potrafi bardzo sprawnie władać tym przyrządem. Teraz otrzymał kolejny dowód. Strażnicy usunęli się i Najwspanialsza, a może obecnie Najokrutniejsza z Władczyń, osobiście poganiała swych niewolników, rozdzielając pomiędzy nich razy rzemiennego biczyska. Uderzała mocno, często jednak przed albo po uderzeniu gładziła lub poklepywała po głowie wybranego niewolnika, tak, jak gdyby był ulubionym acz nieco krnąbrnym rumakiem, zaprzężonym do rydwanu. Niekiedy poprzestawała tylko na owej pieszczocie dłoni, oszczędzając temu czy innemu szczęśliwcowi smagnięcia biczem. Dotarła tak bez pośpiechu do przeciwległego końca podpokładzia i skierowała się ponownie ku tronowi. Szła teraz szybciej, uderzenia stały się częstsze, pieszczoty dłoni rzadsze. Pod koniec spaceru smagała już plecy każdego niemal wioślarza. Nefer miał wrażenie, że Jej oczy płoną blaskiem, którego nigdy jeszcze u swej Pani nie widział.

Gdy zasiadła ponownie w fotelu, strażnicy wrócili do obowiązków. Amaktaris ruchem biczyska poleciła osobistemu niewolnikowi uklęknąć, a następnie raz jeszcze przystąpić do adoracji Jej stóp. Wraz z każdym kolejnym uderzeniem ostrego bata szefa nadzorców, końcówka bicza Królowej nakazywała Neferowi przesunąć usta wyżej, coraz wyżej. Ponieważ smagnięcia wymierzane wioślarzom przez strażnika stały się częstsze, szybko przekroczył granicę kolan, dotarł do ud i najbardziej tajemnego miejsca Bogini. Wpił się tam ustami i językiem. Poczuł, jak zalewają go Jej soki. Pracował z całych sił, przesuwając językiem w górę i w dół. Pomiędzy odgłosami uderzeń biczów i okrzykami bólu niewolników słyszał najpierw ciche, a potem coraz głośniejsze jęki wydawane przez Najjaśniejszą. On sam odczuwał ból w kroczu, doprowadzający go niemal na skraj szaleństwa. „Czy Ona tutaj, na oczach wszystkich…”

Nie dokończył tej myśli, ciało Boskiej Pani przeszył dreszcz. Chwyciła Nefera za uszy i włosy, odciągnęła głowę oraz oderwała usta od źródła rozkoszy i cierpienia, których oboje doświadczali, w rożnych jednakże proporcjach.

– Chodźmy stąd. Ruszaj się! – rozkazała chrapliwym głosem.

Ograniczony łańcuchami, z trudem nadążał za Najwspanialszą. Potknął się na schodach, szczęśliwie podtrzymała go pewna dłoń Amara. Olbrzym postępował za nimi, niosąc porzucony bicz Królowej. Po chwili znaleźli się w komnacie sypialnej. We dwoje, gwardzista pozostał bowiem na pokładzie, wiedząc zapewne, że jego rola w dzisiejszych wydarzeniach dobiegła końca. Bogini, nie tracąc czasu, popchnęła Nefera tak, że upadł plecami na podłogę. Zerwała pas oraz kosztowną szatę, pochyliła się nad kapłanem i szybkim ruchem uwolniła jego przyrodzenie. Natychmiast wyprostowało się w całej okazałości, do której było zdolne. Po chwili tkwiło już w wilgotnym, tajemnym miejscu Świetlistej, która usiadła okrakiem na lędźwiach osobistego niewolnika. Niestety, wystarczyło kilka zaledwie ruchów, Jej lub jego, nie umiał tego określić, by trysnął na podobieństwo fontanny. Nie potrafił nad tym zapanować.

– Wybacz, o Pani. – zdołał wyszeptać, gdy uniesienie opadło.

– Na Moje wybaczenie trzeba zasłużyć, niewolniku. Zasłużyć ofiarną i żarliwą służbą. Ale dam ci okazję odkupienia win. – odpowiedziała z uśmiechem.

Uniosła się i usiadła w fotelu. W Jej dłoni ponownie pojawił się bicz, tym razem znajoma, złocista oznaka władzy.

– Skoro daję ci szansę, wykorzystaj ją! – rozkazała. – I nie trać teraz czasu na adorowanie stóp Królowej, chociaż wiem, że to lubisz.

Po raz drugi tego wieczoru otrzymał możliwość posmakowania soków Bogini, obecnie obficie wymieszanych z jego własnymi. Łańcuchy trochę przeszkadzały, ale Ona ułatwiła mu zadanie, rozchylając uda i otwierając dłońmi dostęp do najsłodszego otworu. Pracował zapamiętale i po dłuższej chwili został nagrodzony jękami zadowolenia. Stawały się coraz częstsze i głośniejsze. Wtem poczuł na plecach smagnięcia złocistego bicza. Teraz już wiedział, że były one pieszczotą. Właściwie wszystkie razy, które kiedykolwiek otrzymał dotąd z Jej ręki, okazywały się pieszczotami wobec uderzeń, które potrafiła rozdzielać wioślarzom. Poczuł narastające podniecenie i w chwili, gdy ciało Najwspanialszej wygięło się w łuk skutkiem ogarniającej Ją fali rozkoszy, był już gotowy. Dzięki temu mogła bez zwłoki nadziać się na jego męskość, sterczącą nie gorzej niż poprzednio.

– Nie ruszaj się i postaraj wytrzymać jak najdłużej, to może spotka cię nagroda. – poleciła.

Przymknął oczy i pozwolił, by ujeżdżała go jak wprawna Amazonka dosiadająca swego wierzchowca. Czytał gdzieś, że te dzikie wojowniczki potrafiły jakoby w taki właśnie sposób wykorzystywać hodowane przez siebie rumaki, ale nie do końca w to wierzył. Talii, a tym bardziej Koriny, nie ośmielił się wypytywać. Tym niemniej, porównanie to wydało mu się bardzo trafne i podnieciło go. Okazało się to może błędem, podniet i tak miał bowiem wystarczająco dużo. Królowa uderzała go dodatkowo stopami w uda, kłując przy tym obcasami sandałków, których zapomniała, lub nie zdążyła zrzucić. Może zresztą celowo pozostawiła je na stopach, chcąc sprawić przyjemność osobistemu niewolnikowi? Na szczęście sama również musiała odczuwać podniecenie i gdy nadszedł nieunikniony wytrysk, zupełnie przyzwoitej obfitości, również osiągnęła swoją rozkosz. Nie przeszkodziło Jej to jednak w tym, by okazać udawane lub prawdziwe niezadowolenie.

– I znowu zepsułeś się tak szybko. – rzuciła, gdy zsunęła się z jego lędźwi. – Zostaniesz za to ukarany, niewolniku!

Ujęła w długie palce zachowującą nadal ślady sztywności łodygę Nefera i zaczęła masować od góry jej odsłonięty czubek. Poczuł napływającą falę bólu i rozkoszy. Nie potrafił ocenić, które doznanie jest silniejsze. Pobudzona męskość chciała coś z siebie wyrzucić, ale chwilowo nie miała już nic do zaoferowania. To właśnie powodowało zarazem przyjemność i cierpienie. Skuty łańcuchami, mógł tylko wić się pod dotykiem dłoni Władczyni.

– Pani, litości. – Zdołał wyjąkać, gdy wydawało mu się, że nie zniesie więcej. Mylił się, oczywiście, gdyż musiał wytrzymać jeszcze długie chwile tej pieszczoty i tortury zarazem.

– Litości? Czyż ktokolwiek nazywa Królową Amaktaris Panią Litościwą albo Miłosierną? Amaktaris Okrutna, Amaktaris Bezlitosna, takie przydomki można usłyszeć. Nie potrafiłeś usłużyć Władczyni tak, jak tego oczekiwała. Wiesz, co czeka nieudolnych niewolników? Trafisz pod pokład, do wioseł. Albo może lepiej, od razu każę obciąć ci ten nic nie warty przyrząd i wyślę do kopalni. Tam przyda się największy nawet nieudacznik.

Był pewien, że żartuje albo chce go pobudzić, wiedząc, jak bardzo lubi czuć Jej władczą naturę. Czy jednak na pewno? Ta wątpliwość sprawiła, że istotnie pojawiła się nowa fala podniecenia. Nie zdołała natychmiast unieść osłabionej łodygi, Bogini musiała jednak zauważyć nagły przypływ sił.

– Jeśli chcesz zasłużyć na wybaczenie, to pomogę ci. Niekiedy potrafię okazać miłosierdzie.

Wstała i trąciła stopą wracającą do życia męskość niewolnika. Po chwili oparła na niej podeszwę sandałka i przydusiła łodygę do brzucha Nefera. Zaczęła wykonywać posuwiste ruchy stopą w przód i w tył. W Jej dłoni znów pojawił się złocisty bicz. Jego końcówka muskała delikatnie twarz, szyję, tors kapłana. Z radością poczuł coraz silniejsze podniecenie.

– Pani, jestem gotowy i pragnę Ci służyć!

– Czy aby na pewno? Jeżeli znowu zawiedziesz Królową, trafisz przynajmniej pod pokład!

Uniosła stopę i ponownie trąciła sterczącą już solidnie męskość Nefera. Powtórzyła znany kapłanowi manewr i usiadła na jego lędźwiach.

– Teraz ruszaj się, ile zapragniesz. I tak nie zdołasz się uwolnić, a ja lubię brzęk łańcuchów. – Roześmiała się.

Podczas gdy wił się, podrzucał biodrami i wierzgał, udając, że próbuje zrzucić dosiadającą go Amazonkę, drażniła dłońmi jego uszy i sutki oraz ponownie uderzała obcasami w uda.. Trwało to długo, bardzo długo. Czuł narastającą rozkosz, ale tym razem to Ona osiągnęła ją pierwsza i utrzymywała ten stan w nieskończoność, a przynajmniej tak mu się wydawało. Wreszcie i on zdołał wytrysnąć, z pewnym już trudem, co wywołało z kolei nowy dreszcz ciała Bogini. Po chwili uniosła się. Leżał wyczerpany u Jej stop.

– Wreszcie stanąłeś na wysokości zadania, niewolniku i ocaliłeś skórę. Może zatrzymam cię jednak w Mojej służbie.

Myślał, że to już koniec, ale Władczyni miała dla niego jeszcze jedno polecenie.

– Widzę, że ubrudziłeś Moje sandałki. Wypadałoby, abyś je oczyścił!

Postawiła stopę na ustach sługi i zmusiła, by zlizywał własne nasienie z podeszwy eleganckiego bucika. Właściwie, to nie musiała go wcale do niczego zmuszać i oboje dobrze o tym wiedzieli, ale z przyjemnością tak to sobie wyobrażał. Efekt okazał się nadspodziewanie korzystny, jego łodyga ponownie się bowiem przebudziła. Bogini spoglądała na to z uśmiechem zadowolenia.

– Czyżbyś nadal pragnął służyć swej Pani? Takiej prośbie dzisiaj nie odmówię. Myślę jednak, że możesz potrzebować dodatkowej pomocy.

Przestraszył się, że może zechce ponownie wysmagać go biczem. Nawet niezbyt silne razy mogłyby w tej chwili zniszczyć niepewne oznaki ożywienia. Ale nie, cofnęła stopę, przyklęknęła i zaczęła delikatnie pieścić Nefera dłonią. Posuwiste ruchy palców, obejmujących coraz bardziej sztywnego penisa, przyniosły oczekiwany efekt.

– Chodź do łoża, niech też na coś się przyda.

Położyli się na boku, zwróceni ku sobie twarzami. Pomogła kapłanowi wsunąć męskość w otwór Jej kobiecości i przywarła do niego z całych sil. Ponieważ Nefera nadal krępowały łańcuchy, tylko Ona mogła objąć towarzysza ramionami. Drażniły nieco elementy Jej wojowniczej biżuterii, którą nadal miała na sobie, zrekompensowały to jednak nowe doznania, gdy przylgnęła wargami do ust niewolnika. Okazało się, że w pojedynku na języki potrafi spisać się równie dobrze jak w walce na oszczepy i po chwili Jej język królował już w ustach Nefera. Poruszali się w łagodnym rytmie, nie potrafił powiedzieć, jak długo. Jego spełnienie przyszło powoli. Nie było zbyt obfite, ale nawet Bogini powinna to tym razem wybaczyć. Miał jednak wrażenie, że Ona sama spełnienia nie osiągnęła.

– Pani, czy Ty… – Ośmielił się wyszeptać.

– Ciii, to była ta nagroda za wierną służbę, o której mówiłam. – Pocałowała go ponownie i odsunęła się nieco. Zaczęła bez pośpiechu zdejmować kolejne fragmenty biżuterii i odrzucała je niedbale na podłogę. Na końcu zdjęła też sandałki.

– I cóż Neferze? Co sądzisz o dzisiejszym wieczorze? Czy uważasz Mnie za bardzo bezwstydną i wyuzdaną? Czyż nie takie plotki krążą po Kraju?

– Pani, jesteś Boginią i osądy zwykłych ludzi nie mają wobec Twojej Osoby żadnego znaczenia.

– I znowu okazałeś się dyplomatą, kapłanie, ale przynajmniej nie zniżyłeś do kłamstwa. Tak, jestem Boginią i niekiedy korzystam z tego w sposób, na który mam ochotę. Moi przodkowie i poprzednicy też byli bogami i też wielokrotnie zaspokajali swoje pragnienia. Musiałeś słyszeć o Wielkim Królu Snofru…

– Panował przed tysiącem lat, zwyciężył Nubijczyków i Libijczyków, rozpoczął budowę wielkich piramid, chociaż własnej nie dokończył.

– Tak, tak… Był wielkim i sprawiedliwym władcą, ale to nie dlatego po dziś dzień krążą o nim opowieści.

– Podobno na starość bardzo cenił towarzystwo młodych dziewcząt, chociaż chyba zawsze je lubił. – Nefer przypomniał sobie przeczytane w zwojach historie. – Pod koniec życia nabrał jednak zwyczaju przejażdżek łodzią po sadzawkach, wypuszczał się też na Rzekę. Jako wioślarki pracowały na tej łodzi młode i piękne córki dworzan oraz dostojników, a ich jedynym strojem była biżuteria[1].

– Czyż to nie rozrywka godna zdziwaczałego, podstarzałego boga? – Zaśmiała się Królowa.

– On jakoby tylko się im przyglądał, o Pani. Traktował łaskawie i nagradzał klejnotami…

– Ja natomiast nie gustuję w najpiękniejszych nawet dziewczętach, wolę mężczyzn, lubię chłostać ich biczem, a za najwłaściwszą biżuterię uważam skuwające niewolników łańcuchy. No i nie poprzestaję na przyglądaniu się, czy nawet chłoście. Czy to miałeś na myśli?

– Mniej więcej, Najjaśniejsza.

– Przynajmniej nie próbujesz zaprzeczać. Ale masz rację. Pamiętaj jednak, że Snofru był stary, był Królem i Bogiem, ale też tylko mężczyzną i miał mniejsze wymagania. Ja jestem Kobietą, Królową i Boginią, moje potrzeby są większe, a fantazje śmielsze. Odniosłam zresztą wrażenie, że całkiem ochoczo uczestniczyłeś w ich urzeczywistnianiu.

– To prawda, o Pani. Służba dla Ciebie jest spełnieniem marzeń niewolnika.

– Skoro tak, to mam dla ciebie jeszcze jedno zadanie. Ale tym razem kajdany tylko by przeszkadzały.

Sięgnęła po leżące na stoliku klucze i rozpięła skuwające Nefera łańcuchy. Podobnie jak własną biżuterię, odrzuciła je na podłogę.

– Służyłeś dziś Królowej, kochałeś się z Boginią, a teraz Kobieta chce zasnąć w twoich ramionach. Przytul się.

Zwinęła się w kłębek, a on objął swoją Panią i przywarł całym ciałem do Jej pleców. Westchnęła z zadowolenia.

– Opowiedz jeszcze, jak wspominasz ten wieczór. I tym razem możesz okazać się pochlebcą, jeśli będzie to konieczne.

Nefer nie musiał jednak niczego udawać czy ubarwiać. Nazwał Ją cudowną, niezrównaną, wspaniałą, boską… Użył bardzo wielu podobnych słów i szeptał je do uszu Amaktaris jeszcze długo po tym, gdy równy oddech ujawnił, że zarówno Kobieta, Królowa jak i Bogini zapadły wszystkie razem w głęboki sen.

XLIX

Obudziła go jasna poświata, wpadająca do komnaty przez zamknięte okiennice. Nadszedł już brzask, jak zwykle błyskawicznie przeradzając się w kolejny, słoneczny dzień. Królowa nadal spała, zwinięta w kłębek w ramionach Nefera. Całym sobą czuł ciepło Jej ciała, gładkość skóry, zapach… Było to bardziej niż przyjemne uczucie i najchętniej pozostałby w tej pozycji, oddając się marzeniom i ponownie zapadając w drzemkę. Najwspanialszej bardzo jednak zależało na szybkim przybyciu do miasta i odpowiednim dla Jej boskiej rangi wystąpieniu. Miała ogłosić dobre nowiny dotyczące wylewu Rzeki. Wydawało się to niezwykle ważne, szczególnie wobec pogróżek kapłanów Chnuma.

„Nie ma rady, trzeba będzie Ją obudzić.” – Pomyślał.

Zaraz też przypomniał sobie, że Ana reagowała niekiedy z niechęcią w podobnych sytuacjach. Zwykle wstawał wcześnie i to jemu przypadało przykre zadanie rozbudzenia żony. Dość często okazywała odruchowo niezadowolenie, nawet wówczas, gdy zdawała sobie sprawę, iż musi przygotować się na czas do wypełnienia obowiązków w szpitalu. Czy tym razem stanie się podobnie?

– Najjaśniejsza Pani, już świta. – powiedział cicho. Ponieważ nie otrzymał odpowiedzi, potrząsnął lekko ramieniem Władczyni. Wymruczała coś niezrozumiale, przeciągnęła się jak kot – czy raczej pantera, co byłoby stosowniejszym porównaniem – i ponownie zwinęła w kłębek.

– Już dzień, o Najwspanialsza. Musimy być niedaleko Nennesut.

Tym razem powiedział to głośniej i potrząsnął mocniej. Doczekał się też bardziej ożywionej reakcji. Otworzyła oczy, odwróciła w jego stronę i objęła ramionami.

– Wcale nie pragnę wstawać, by odgrywać rolę Królowej i Bogini. Wolałabym pozostać jeszcze przez jakiś czas Kobietą. – Niespodziewanie pocałowała Nefera w usta. – Nie mamy jednak innego wyjścia. Ja staję się Boginią, a ty ponownie niewolnikiem.

– Nigdy nie przestałem nim być, o Wielka.

– Bo najwidoczniej sprawia ci to przyjemność. – Roześmiała się, gubiąc przy tym resztki snu. – Ale i mnie nie jest przykro posiadać takiego sługę. Co prawda, miałeś jeszcze opowiedzieć Królowej jak spodobał ci się wczorajszy wieczór. Nie wiem, czy dobrze wykonałeś Moje polecenie, bo większości twoich słów nie usłyszałam albo nie pamiętam. A ponieważ chciałabym je usłyszeć i zapamiętać, będziesz musiał zrobić to ponownie.

– Z przyjemnością, Najwspanialsza.

– Nie teraz jednak. Nie mamy zbyt wiele czasu. Idź się obmyć i sprowadź kapitana. Nie czyń tego jednak od razu i daj Kobiecie kilka chwil, aby mogła przeobrazić się w Królową. Na pojawienie się Bogini wszyscy będziemy musieli poczekać trochę dłużej – zażartowała, po raz kolejny okazując dobry nastrój.

Na zewnątrz słońce stało już wysoko, barka płynęła raźno po Rzece, utrzymując całkiem dobre tempo. Nefer wolał nie myśleć, w jaki sposób zmuszano wioślarzy do takiego wysiłku po całonocnej pracy. Zgodnie z poleceniem Najjaśniejszej obmył się bez pośpiechu i dopiero po dłuższej chwili przeszedł na dziób, gdzie nadal trwał na stanowisku kapitan. Żeglarz też wykazywał oznaki zmęczenia. Prowadzenie niezgrabnego okrętu z największą możliwą prędkością, w ciemnościach nocy, po wąskim kanale, musiało stanowić wyczerpujące wyzwanie. Do tego świadomość odpowiedzialności, która na nim spoczywała. Gdyby rozbił albo wprowadził na mieliznę barkę z dostojną pasażerką, niwecząc w ten sposób Jej plany… Oznaczałoby to chyba coś więcej niż tylko niesławę i koniec kariery… Kapitan stanął jednak na wysokości zadania i dotrzymał danej Monarchini obietnicy.

– Panie, Jej Dostojność wzywa Cię przed swe Oblicze.

Dowódca dość niechętnie opuścił stanowisko na dziobie, powierzając nawigację jednemu ze starszych marynarzy. Nie mógł jednak przecież odmówić wykonania rozkazu Królowej. Nefer podążył za nim do kabiny. Obydwaj upadli na kolana i uderzyli czołami o deski podłogi. Tym razem Amaktaris przyjęła ich hołd, wchodząc najwyraźniej w rolę Władczyni. W krótkim czasie, jaki miała do dyspozycji, zdążyła uporządkować łoże i zebrać rozrzuconą na podłodze odzież oraz biżuterię. Zniknęły też skuwające uprzednio osobistego niewolnika łańcuchy. Wydobyła i nałożyła na siebie elegancką, bogatą szatę. Nie zdążyła tylko zrobić makijażu, ale skoro miała następnie przeistoczyć się w Boginię, jak zapowiadała, była to czynność zbyt skomplikowana i czasochłonna, aby wykonać ją w ciągu kilku zaledwie chwil. Dumna postawa i wyraz twarzy nadrabiały to niedociągnięcie.

– Możecie wstać. – zezwoliła. – Już dzień, czy dotrzemy do Nennesut na czas, kapitanie?

– Miasto ukaże się za trzema zakrętami Rzeki, o Wielka Pani. Jeżeli takie jest Twoje życzenie, możemy tam dopłynąć nim ranek dobiegnie końca.

– Tymczasem stań na kotwicy, żeglarzu. Będę potrzebowała świty, służby i sprzętów, które znajdują się na towarzyszącym nam okręcie. Mam nadzieję, że dotrzymał tempa?

– Tak, o Najwspanialsza.

– Przyjmij moich służących na pokład i niech przeładują potrzebne rzeczy. Potem niech okręt rusza przodem i zapowie przybycie Pani Obydwu Krajów. My popłyniemy wolniej, chciałabym mieć nieco czasu na przygotowania. Nomarcha Torkan zapewne także.

– Stanie się wedle Twej woli, o Świetlista.

– Dobrze się spisałeś, kapitanie. Dotrzymałeś słowa… Myślę, że pięćdziesiąt talentów srebra będzie stosownym wynagrodzeniem za twoje wysiłki.

– Boska Pani, możliwość służenia Tobie jest wystarczającą nagrodą…

– Oczywiście, ale srebro też niczemu tu nie przeszkodzi. Załoga otrzyma identyczną kwotę do podziału. Zajmiesz się tym kapitanie.

– Jesteś najłaskawszą z Bogiń, o Wielka!

Żeglarz nie próbował nawet ukrywać błysku radości w oczach. Pięćdziesiąt talentów srebra wystarczało do zakupienia niewielkiego folwarku. W sam raz miejsce na spokojną starość dla niemłodego już marynarza. Taką sumę mógłby może odłożyć przez lata służby, gdyby, oczywiście, zwyczajem wszystkich ludzi Rzeki, nie gustował w winie, kobietach, hazardzie czy podobnych rozrywkach, dostępnych w dzielnicach portowych. Amaktaris okazała doprawdy niezwykłą hojność.

– Jeszcze jedno, niewolnicy przy wiosłach także dobrze się spisali. Wydasz im dzisiaj posiłek z dobrym mięsem i kuflem piwa dla każdego. Potem pozwolisz na dłuższą niż zwykle kąpiel, w takiej właśnie kolejności. – podkreśliła. – Chcę ich wynagrodzić, ale nie życzę sobie, aby zanieczyścili okręt.

Nefer słuchał tego równie zdumiony jak kapitan. Premia dla dowódcy czy załogi, i tak niezwykle przecież hojna, mieściła się jeszcze w ramach zwyczaju. Ale nagroda dla niewolników, za to, że wykonali swoją pracę? Przecież po to tylko istnieli, służba dla lepszych od siebie stanowiła jedyne uzasadnienie ich nędznej egzystencji. W dodatku wczoraj Amaktaris nie okazywała im żadnej litości, przeciwnie – przejawiała bezwzględne okrucieństwo i zdawała się czerpać z tego szczególnego rodzaju satysfakcję…

„Może to dlatego.” – Pomyślał. – „Nagroda nie za pracę, do której zostali stworzeni, ale za dostarczenie Bogini tej właśnie satysfakcji. Satysfakcji, bez której dalszy ciąg wieczoru nie byłby zapewne tak udany”. – A więc on również powinien być im wdzięczny, nie miał jednak żadnej możliwości, by to okazać.

– Możesz odejść do swoich obowiązków, kapitanie. – poleciła Najwspanialsza. – Ty zostań jeszcze na chwilę, Neferze.

Domyślał się, co teraz nastąpi i nie zdziwił go widok znajomych obręczy, które Władczyni odnalazła gdzieś na podłodze, a obecnie sprawnie umieściła na jego genitaliach. Przyzwyczaił się już nawet do nich i musiał przyznać, że ich noszenie dawało pewne specyficzne i nie zawsze nieprzyjemne doznania. Gdy zaś jego Pani zechciała je zdjąć… Wtedy doznania stawały się stokroć silniejsze od tych, których miał dotąd okazję doświadczyć. A i jego męskość potrafiła wyrzucać z siebie prawdziwe fontanny…

– Nie mam dziś dla ciebie żadnych specjalnych poleceń, niewolniku. Nomarcha zajmie się wszystkim. Chciałabym jednak, abyś był gdzieś w pobliżu, chyba przyzwyczaiłam się do twojego towarzystwa. Myślę, że z twoimi talentami bez problemu zdołasz się wszędzie wepchnąć. Zresztą, wiele osób w Nennesut już cię zna, także w świątyni Izydy, a tam właśnie się udajemy. – dodała znacząco. – Weź tylko nową szatę ze skrzyni, żebyś nie przyniósł wstydu Królowej.

– Pani, mam tylko jedną szatę. – przypomniał.

– Tak? A jednak, pomimo całej swojej mądrości, nie wiesz wszystkiego. Sprawdź, a przekonasz się, jak bardzo się mylisz. – Roześmiała się i już wiedział, że może spodziewać się w skrzyni całej kolekcji ubrań na różne okazje.

– Wybiorę tę najbardziej reprezentacyjną, aby odpowiednio wystąpić jako Twój sługa, o Pani.

– Skąd… – Teraz to on zaskoczył Amaktaris. – No tak, masz rację… Będziesz miał w czym wybierać. Tylko się pospiesz. Za chwilę pojawią się tu Moje służki i zacznę własne przygotowania. A są one bez porównania bardziej skomplikowane niż twoje, zapewniam. Nennesut oczekuje jednak przybycia Boskiej Izydy, a więc Bogini nie może zawieść jego mieszkańców!

– Najdostojniejsza Pani! – zaczął niepewnie, ośmielony jednak doskonałym najwidoczniej humorem Królowej. – Zechciałaś ofiarować wioślarzom dobry posiłek i piwo…

– Miałam taki kaprys, a piwo lubią chyba wszyscy niewolnicy.

– Zazwyczaj nie mają jednak wielu okazji, aby je pić.

– To nie do końca prawda, a ty sam jesteś najlepszym tego przykładem. Usiłuję odkryć przed tobą uroki dobrego wina, ale to chyba beznadziejne zadanie.

– Doceniłem jednak smak owoców, które ktoś przysłał mi, gdy przebywałem w pałacowym lochu. Nigdy nie dowiedziałem się, kto je ofiarował…

– I nigdy się nie dowiesz, niewolniku.

– Może zechciałabyś, o Wielka, ofiarować owoce także tym wioślarzom? – Doszedł do właściwego celu podjętej rozmowy.

– Dlaczego o to prosisz? Pewnie i tak będą woleli piwo.

– Wtedy, w więzieniu… Te owoce bardzo wiele dla mnie znaczyły. I wszyscy mi ich zazdrościli, niezależnie od tego, że dostali dobry posiłek. A ci niewolnicy… Mam wrażenie, że coś im jednak zawdzięczam…

– Może i tak… – odparła nagle zamyślona. – Może masz rację. Dobrze, przekaż to kapitanowi jako Moje polecenie. Myślę, że do tego nie potrzebujesz królewskiego pierścienia. A teraz idź już, naprawdę nie mamy czasu.

Na pokładzie panował ożywiony ruch, związany z cumowaniem okrętu, a następnie przeładowywaniem znanego już Neferowi tronu. Odpowiedzialni za to niewolnicy zaczęli natychmiast montować monumentalne siedzisko na dachu nadbudówki. Dwie zaufane służki zniknęły w kabinie, gdzie zapewne bez zwłoki przystąpiły do pracy nad przeistoczeniem Kobiety i Królowej w Żywe Wcielenie Bogini. Przebrany w elegancką szatę, bardziej nawet wystawną niż te, które odpowiadałyby pozycji młodszego kapłana, Nefer przyglądał się temu wszystkiemu, starając się nikomu nie wchodzić w drogę. Wypatrzył tylko chwilę, gdy po odcumowaniu okrętu, a jeszcze przed wyruszeniem barki w dalszą drogę, kapitan wydawał się mniej zajęty i przekazał mu polecenie Władczyni dotyczące owoców dla wioślarzy. Żeglarz skrzywił się ledwo dostrzegalnie, musiał być jednak przyzwyczajony do kaprysów swej Pani, nie próbował bowiem oponować. Zresztą nagroda, którą obiecano mu za udany rejs, życzliwie nastawiła starego marynarza do całego świata. Odburknął więc tylko coś niezrozumiale, potwierdzając przyjęcie rozkazu.

Powtórne przybycie Bogini do Nennesut przebiegło według znanego już Neferowi scenariusza. Majestatyczna postać Najwspanialszej, zasiadającej na wyniosłym tronie, witający Ją notable na czele z nomarchą, wiwatujące tłumy mieszkańców. Tym razem nie wyznaczono mu żadnych obowiązków, mógł więc spokojnie przyglądać się widowisku i podziwiać swoją Panią, wspominając zarazem najbardziej ekscytujące chwile wczorajszego wieczoru. To zestawienie boskiego majestatu Królowej z pojawiającymi się natrętnie przed oczyma obrazami namiętnej Kobiety ponownie wzbudziło ból w kroczu, chociaż spodziewał się, że przynajmniej tego dnia będzie od niego uwolniony. Gdy Władczyni zstąpiła na ląd i niesiona w lektyce ruszyła ceremonialnym pochodem w stronę świątyni Izydy, bez trudu wmieszał się w towarzyszący Jej orszak dostojników. Ci, którzy go nie znali, dostrzegali tylko bogate szaty, inni, którzy wiedzieli kim jest, albo przyjmowali obecność Nefera jako coś naturalnego, albo ograniczali się do niechętnych spojrzeń. Ignorował je wyniośle, jak gdyby był nawet nie młodszym kapłanem, lecz samym najwyższym zwierzchnikiem kultu Izydy. Nikt nie ośmielił się zaprotestować przeciwko jego obecności wśród świty notabli. Na ulice i place wyległy tłumy gęstsze nawet niż poprzednio. Najwidoczniej zapowiedziano, że Bogini ogłosi ważne wiadomości.

Powitanie w świątyni Izydy wypadło bardzo ciepło. Kapłani zdawali się okazywać autentyczną radość z przybycia w ich progi Żywego Wcielenia Bogini. Uczucie to powiększały zapewne bogate dary, przygotowane i złożone w imieniu Królowej przez nomarchę, ale jednak chodziło też chyba o coś więcej. Nikt nie oponował, gdy Nefer dołączył do grupy wtajemniczonych, towarzyszących Monarchini w drodze do sanktuarium z posągiem Boskiej Izydy. Miał nawet wrażenie, że rozpoznaje wśród kapłanów swego rozmówcę z gospody, i to zajmującego dość wysokie miejsce w szeregu lokalnych hierarchów. Obydwaj udawali oczywiście, że widzą się pierwszy raz w życiu.

Po dopełnieniu stosownych obrzędów, Władczyni zajęła miejsce na ustawionym tymczasem na zewnętrznym dziedzińcu tronie. Przypominał on do złudzenia siedzisko używane na pokładzie królewskiej barki, być może zresztą rozmontowano je i dostarczono tymczasem do świątyni. Wśród zgromadzonego tłumu zapadła cisza, wszyscy zdawali sobie sprawę, że oto nadeszła najważniejsza chwila dzisiejszych uroczystości.

– Ludu Egiptu! – zaanonsował dźwięcznym głosem herold. – Najdostojniejsza Pani Obydwu Krajów, Władczyni Niebios i Ziemi, Wcielenie Izydy na Ziemi, Dawczyni Życia i Światła zechciała w swej łaskawości przybyć do Nennesut, aby ogłosić ważne wiadomości, przekazane Jej przez samych bogów. Uciszcie się i słuchajcie słów Bogini!

– Moi wierni poddani! – Głos Amaktaris nie brzmiał może tak donośnie jak oświadczenie herolda, w głębokiej ciszy docierał jednak do wszystkich zgromadzonych na dziedzińcu. Nefer nie wątpił, że słowa Królowej są też przekazywane tłumom cisnącym się na zewnątrz budowli. – Jestem Opiekunką swego ludu i troszczę się o jego pomyślność. Błagałam Moich Braci i Moje Siostry, bogów i boginie Egiptu, o zesłanie pomyślnego, obfitego wylewu Rzeki. Bogowie odpowiedzieli na te prośby. W niezrównanej łaskawości zechcieli ofiarować swej Siostrze oraz Jej ludowi szczęście, dostatek i pomyślność. Tegoroczny wylew będzie jeszcze bardziej obfity niż poprzednie. Podziękujcie im za to!

– Boska Pani. To Tobie należą się podziękowania za Twe łaskawe wstawiennictwo! – zawołał donośnym głosem nomarcha. – Bogowie błogosławią nam wszystkim ze względu na Twoje prośby i Twoją Osobę!

Zostało to zapewne zaplanowane. Torkan nie był wprawdzie zbyt dobrym aktorem, ale głos miał donośny, jak przystało na żołnierza i generała. Zresztą dobre wieści, mające bezpośredni wpływ na życie wszystkich obecnych, podziałały lepiej niż najbardziej nawet wyszukane popisy sztuki krasomówczej. Być może, wśród tłumów rozstawiono nadto agentów nomarchy, którzy wznieśli teraz stosowne okrzyki i pokierowali narastającym entuzjazmem obecnych.

– Bądź pozdrowiona o Boska Izydo, Źródło Życia i Światła. To dzięki Tobie bogowie obdarzają nas swą łaską. Żyj i Władaj wiecznie!

Te i podobne zwołania zlały się wkrótce w jeden, potężny ryk aplauzu oraz uwielbienia. Poszczególne słowa mieszały się ze sobą i stawały się niezrozumiałe, nie ulegało jednak wątpliwości, że lud chce okazać Bogini miłość i wdzięczność. Niektórzy padli na kolana i uderzali czołami o ziemię, inni przeciwnie, cisnęli się w stronę Tronu, marząc o ucałowaniu choćby podstawy podestu, na którym go wzniesiono. Powstrzymywał ich, przygotowany przewidująco, gęsty szpaler żołnierzy. Gdy po dłuższej chwili uniesienie nieco opadło, zagrały wojskowe rogi, wzywając do przywrócenia ciszy.

– Ludu Nennesut! – Ponownie zabrzmiał głos herolda. – Aby okazać swoją radość z tak życzliwego przyjęcia przez poddanych daru bogów, Boska Izyda w swej łaskawości ogłasza dzisiejszy dzień wolnym od pracy. Na placach miasta wydane zostaną chleb, pieczone mięso i piwo dla wszystkich. Radujcie się i głoście chwałę naszej Pani oraz Jej Braci i Sióstr, bogów i bogiń Egiptu!

Entuzjazm tłumów osiągnął nowy szczyt. Okrzykom uwielbienia i składanym hołdom nie było końca. Amaktaris zachowywała dumną postawę, przyjmując je z wyniosłą obojętnością godną prawdziwej bogini. Nefer wiedział jednak, że musiały Jej sprawiać przyjemność. A przynajmniej, z pewnością odczuwała satysfakcję z pokrzyżowania planów kapłanów Chnuma. Któż pamiętałby teraz o ich pretensjach i pogróżkach? Wreszcie, niektórzy spośród zgromadzonego mrowia ludzkiego uznali, że od widoku Żywego Wcielenia Izydy przyjemniejsze będzie bezzwłoczne skosztowanie ofiarowanych przez Boginię darów. Tłum zaczął się przerzedzać, aczkolwiek nadal wielu z tych, którzy uprzednio nie zdołali dostać się na dziedziniec, czyniło to teraz, aby złożyć własne akty uwielbienia. Coraz silniejsze zapachy pieczonego mięsa oraz odgłosy rozpoczynającej się zabawy skłoniły jednak w końcu prawie wszystkich, by również pospieszyli na miejsce wydawania jadła i napojów. Reszty dokonali żołnierze, torując drogę i umożliwiając orszakowi Królowej opuszczenie świątyni.

Udali się teraz do pałacu nomarchy. Na ulicach kłębiły się świętujące tłumy, radośnie oddające cześć Najjaśniejszej. Orszak ominął przezornie najbardziej zatłoczone place, na których wydawano poczęstunek, i na miejsce dotarł okrężną drogą. Amaktaris przebrała się w mniej oficjalną, właściwie prostą szatę, dostarczoną przewidująco z królewskiej barki. Z Bogini ponownie przeistoczyła się w Królową. Skorzystała z posiłku zaproponowanego przez nomarchę. Podano go także tworzącym orszak notablom, co zgłodniały już nieco Nefer uznał za zaproszenie również dla własnej osoby. Nikt nie zaprotestował.

– Doskonale wszystko zorganizowałeś, generale. – Władczyni pochwaliła Torkana. – Mieliśmy trochę szczęścia, że zdołałam tak szybko przybyć do miasta, a kapłani Chnuma najwidoczniej o niczym jeszcze nie wiedzieli i dali się zaskoczyć.

– Najważniejsze było Twoje wstawiennictwo u bogów, któremu zawdzięczamy obfity wylew, o Pani.

– Tak, to pomyślna wiadomość dla całego Kraju, ważniejsza od udaremnienia takich czy innych intryg. Jak się miewa twój syn, generale?

Królowa zmieniła temat, stając się coraz bardziej Kobietą, jak pomyślał kwaśno Nefer. Zawsze tracił humor, gdy rozmowa schodziła na temat młodego oficera. Tym niemniej, nie mógł nie podziwiać swojej Pani za zręczność, z którą wykorzystała otrzymane informacje, uprzedzając przeciwników i niwecząc ich plany. Zdobyta na czas i odpowiednio użyta wiedza o nadchodzących wypadkach mogła stać się prawdziwie groźną bronią…

– Horkan ma się już lepiej. Próbuje chodzić, chociaż nie jest to jeszcze dla niego łatwe. Zgodnie z Twymi zaleceniami, o Wielka, nadal przebywa na folwarku. Mistrz Sentot także na to nalegał.

– Doskonale. Dzisiaj i tak nie zdołam zająć się żadnymi sprawami urzędowymi, zamierzam więc odwiedzić twego syna. – Zdaniem Nefera słowa te zdecydowanie wypowiedziała już Kobieta, a nie Królowa. – Wydaj polecenie, by przygotowano łódź i zechciej dotrzymać mi towarzystwa.

– Natychmiast, o Pani! – odparł wyraźnie zadowolony z takiego obrotu sprawy nomarcha.

– Jeszcze jedno, generale. Tamte zabite lwy. Horkan prosił, abyś się nimi zajął i nakazał sporządzić trofea. Uczyniłeś to?

– Oczywiście, o Wielka. Skóry oddałem do wyprawienia, ale jeszcze nie są gotowe. Z pazurów poleciłem sporządzić myśliwskie naszyjniki. Wszystkie trofea są do Twojej dyspozycji.

– Skóry zatrzymaj, Torkanie. Poproszę natomiast o naszyjniki. Jeden z nich zamierzam osobiście wręczyć Horkanowi, jako temu, który zabił lwicę.

– Stanie się jak zechcesz, Najjaśniejsza. Czy zaszczycisz swego sługę przyjęciem zaproszenia na skromną wieczerzę?

– Z przyjemnością, generale. Ale niech będzie naprawdę skromna i nie trwa zbyt długo. Odbyłam wyczerpująca podróż, wyczerpującą nawet dla Bogini.

Rzuciła ukradkowe spojrzenie Neferowi, który natychmiast odzyskał dobry nastrój i szczerze ucieszył się z tego, że obręcze zniewalające jego genitalia zapobiegły nieuniknionej w innym wypadku kompromitacji osobistego niewolnika Królowej.

Popłynęli znaną już Neferowi, luksusową łodzią nomarchy. Tym razem bez szczególnego pośpiechu. Mógł podziwiać sporządzone na polecenie Torkana naszyjniki z pazurów zabitych zwierząt. Oprawione w złoto, robiły spore wrażenie. Pomyślał, że taka ozdoba będzie się znakomicie prezentowała na muskularnym torsie młodego oficera. Z pewnością przyciągnie spojrzenia dziewcząt… O ile, rzecz jasna, Horkan zechce zaszczycić je swoją uwagą, ciesząc się zainteresowaniem Bogini… Co stanie się z drugim naszyjnikiem? Królowa zatrzyma go dla siebie? Może ofiaruje Amarowi? Oboje zasłużyli na niego w równym stopniu.

Na folwarku bynajmniej nie świętowano, ale jak zwykle trwały takie czy inne prace, które zawsze są niezbędne w podobnym gospodarstwie. Władczyni przywołała witającego Ją na przystani Torosa.

– Przynoszę dobre wieści, zarządco. Bogowie pobłogosławili Kraj i nas wszystkich wyjątkowo obfitym wylewem. W mieście trwa już zabawa z tego powodu. Jeśli uznasz to za stosowne, pozwól i twoim pracownikom na odrobinę rozrywki. Pieczone mięso, piwo… Uważam, że zasłużyli na to bardziej nawet niż mieszkańcy Nennesut. Oczywiście, to twoi ludzie i twoja decyzja.

– Pani, pomyślny wylew to z pewnością zasługa Twego wstawiennictwa u bogów, a   życzenie, które raczyłaś wyrazić, jest rozkazem dla wiernego sługi. Stanie się, jak powiedziałaś.

Poprosiwszy o pozwolenie oddalenia się, zarządca zaczął wydawać stosowne polecenia, które wzbudziły, jak można było oczekiwać, aplauz wśród jego podwładnych. Wkrótce i tutaj rozbrzmiały odgłosy radosnego święta.

– Wszędzie gdzie przybywasz, Najwspanialsza, przynosisz dziś radość i szczęście. – zauważył Torkan.

– Tak dzieje się zawsze i wszędzie, nie tylko dzisiaj, szlachetny panie.

Nefer nie potrafił powstrzymać się od tej uwagi. Wygłoszona uprzejmym tonem, ściągnęła jednak na niego zdumione spojrzenie dostojnika. Dzięki bogom, wszyscy udali się bezzwłocznie na spotkanie z Horkanem i to zajęło ich bez reszty. Młody oficer wygrzewał się na słońcu nieopodal domu zarządcy. Powiadomiony zapewne o przybyciu Królowej, ruszył Jej naprzeciw i usiłował wykonać stosowny akt powitania. Skończyło się to niezbyt szczęśliwie, zraniona noga nie wytrzymała ciężaru i omal nie upadł. Podtrzymał go na czas Mistrz Sentot. Uzdrowiciel towarzyszył swemu pacjentowi i, w odróżnieniu od niego, zachował więcej rozsądku. Przewidująco powstrzymał się przed składaniem hołdów Władczyni, był natomiast gotowy do udzielenia pomocy Horkanowi. Nefer miał wrażenie, że w pierwszej chwili Amaktaris sama chciała wesprzeć rannego, ostatecznie jednak, skinieniem dłoni, nakazała wykonanie tego zadania osobistemu niewolnikowi. Wspólnie z uzdrowicielem odprowadzili żołnierza do ławki, z której uprzednio wstał. Oficer wzbraniał się jednak przed tym, aby na niej spocząć.

– Pani, to nie wypada… – Próbował protestować.

– Nie opowiadaj bzdur, Horkanie. To rozkaz Królowej! – Amaktaris ucięła sprawę.

Widząc jednak zakłopotanie setnika, wysłała Nefera do wnętrza budynku, po jakieś siedzisko dla siebie. Wybrał najbardziej ozdobny fotel jaki zdołał znaleźć, trudno go było mimo wszytko porównać nie tylko z tronem, ale choćby ze sprzętami spotykanymi w każdym zamożniejszym domostwie. Najjaśniejszej to jednak nie przeszkadzało. Zajęła miejsce i wdała się w rozmowę z rannym oraz Mistrzem Sentotem na temat postępów leczenia oraz sposobów dalszej rehabilitacji. Pomimo nieudanej próby złożenia hołdu, Horkan wyglądał dużo lepiej niż poprzednio. Nogę nadal spowijały rzecz jasna bandaże, ale już to, że ranny mógł poruszać się o własnych siłach świadczyło o powodzeniu kuracji. Zniknęły bladość, oznaki gorączki i wyczerpania, tak wyraźne podczas poprzedniej wizyty. Najwidoczniej pobyt na folwarku, słońce, świeże powietrze oraz zdrowe, proste jedzenie, służyły pacjentowi dużo lepiej, niż wszystkie kuracje proponowane niegdyś przez wielce uczonych Mistrzów Uzdrowicieli. Mistrz Sentot też miał w tym zapewne swój udział i Bogini dziękowała mu szczerze, chwaląc zarazem jego umiejętności. Przede wszystkim rozmawiała jednak z Horkanem. Oficer nie chciał pozostawać już dłużej na folwarku, zamierzał jak najszybciej powrócić do koszar i swego oddziału. Królowa musiała wydać mu w tej sprawie kolejne, stanowcze rozkazy.

– Doceniam twoją dbałość o wykonywanie powierzonych ci obowiązków, setniku, musisz jednak dojść do siebie i odpocząć. Pomimo twych najszczerszych chęci, w tej chwili nie byłoby z ciebie żadnego pożytku na platformie szarżującego rydwanu. Nawet Nefer spisałby się tam lepiej. – Ta ostatnia uwaga, być może żartobliwa w zamierzeniu, dotknęła jednak kapłana. Tymczasem Królowa kontynuowała. – Myślę, że to trofeum umili ci czas powrotu do zdrowia.

Wstała, wyciągnęła z zanadrza jeden z naszyjników i przywołała nomarchę oraz czarnoskórego gwardzistę Amara, który także towarzyszył swej Pani.

– Jako świadkowie twego czynu i jako posiadacze podobnych trofeów, uznajemy cię za godnego noszenia tego oto naszyjnika, wykonanego z pazurów lwa, którego zabiłeś na naszych oczach. Niech głosi twoją chwałę odważnego myśliwego. A ponieważ uratowałeś wówczas Królową, Ona sama zawiesi ci go na piersi.

Podeszła do Horkana, osobiście pomogła mu wstać – uznając widocznie, iż takiego wyróżnienia żołnierz nie powinien przyjmować siedząc – po czym nałożyła i zapięła naszyjnik. Istotnie, znakomicie prezentował się na piersi oficera. Nefer ponownie doznał uczucia, które można było określić jedynie mianem zazdrości.

– Synu, jestem z ciebie podwójnie dumny. Zabiłeś lwa i uratowałeś naszą Panią! – Nomarcha nie posiadał się ze szczęścia.

– Panie, jesteś odważnym myśliwym, zechciej przyjąć wyrazy uznania, chociaż składa je tylko prosty żołnierz.

To Amar przyłączył się do gratulacji, najwidoczniej uprawniony do tego obecnością w gronie zabójców lwów, wręczających trofeum. Wśród myśliwych musiano przywiązywać mniejszą wagę do etykiety, skoro zwykłego gwardzistę i byłego niewolnika postawiono w jednym szeregu z Panią Obydwu Krajów oraz wysokim dostojnikiem. To z kolei ośmieliło Nefera. Od dłuższej chwili odczuwał irytację i nie potrafił nad nią zapanować.

– Panie, podczas tego polowania uratowałeś życie niewolnika, może życie. Jestem co prawda nikim, a moje życie nie jest wiele warte, pozwól jednak, że i ja złożę Ci podziękowania.

Horkan przyjął te słowa łaskawie, wzbudziły jednak grymas niezadowolenia na twarzy nomarchy. Zdążył się już przyzwyczaić do syna wychwalanego jako ten, który uratował Królową. Tym bardziej, że to Ona sama tak twierdziła. Pośrednie zaprzeczenie Jej słowom nie umknęło też uwadze Amaktaris.

– Jesteś istotnie nikim, niewolniku, i powinieneś czuć się szczęśliwy, że dzielny żołnierz tak szlachetnie starał się udzielić ci pomocy. Zostaw nas teraz samych, możesz przyłączyć się do innych sług i niewolników, spożywających posiłek dzięki łaskawości zarządcy Torosa. – Słowa zabrzmiały chłodno, zupełnie jak wówczas, gdy Władczyni skazywała go niegdyś na sprzedaż w niewolę.

Odprawiony w ten sposób, musiał zadowolić się kuflem piwa, kawałkiem niedopieczonej wołowiny i jęczmiennym plackiem. Nie odczuwał specjalnej ochoty, by wdawać się w pogawędki z pracownikami folwarku. Ich z kolei onieśmielały jego bogate szaty oraz fakt, iż przybył w świcie Władczyni. Zapewne nie uwierzyliby nawet, że jest niewolnikiem, jak wielu z nich. Co prawda bardzo szczególnym niewolnikiem, obdarzanym niewiarygodnymi względami. Czy jednak nadal było to aktualne? Dzisiejszy poranek wydawał się teraz bardzo, bardzo odległym wspomnieniem… Przypatrywał się ponuro grupce rozmawiającej z ożywieniem przy domostwie Torosa. Wkrótce ubył z niej Amar, odesłany być może z jakimś poleceniem, zniknął bowiem gdzieś na tyłach zabudowań folwarku. Po pewnym czasie Królowa znalazła też sposób, aby pozbyć się Torkana i Mistrza Uzdrowiciela. Nomarcha udał się na przystań, może celem wydania rozkazów w sprawie przygotowania łodzi, Sentot wszedł do budynku. Zapewne była to jakaś obsesja, Nefer nie miał jednak wątpliwości, że Bogini odesłała ich celowo, aby porozmawiać z rannym oficerem bez świadków. Obserwował oboje bardzo uważnie, słów nie mógł jednak usłyszeć. Torkan i uzdrowiciel wrócili wreszcie i po pewnym czasie Władczyni zaczęła zbierać się do powrotu. Na Nefera nawet nie spojrzała. Niepewny, co ma począć, stał z niedopitym kuflem w dłoni. Tak zastał go Amar.

– Rusz się Neferze, odpływamy. – Olbrzym położył mu dłoń na ramieniu.

– Najdostojniejsza nie dała mi żadnego znaku, nie wiem więc…

– Nie opowiadaj niedorzeczności i nie udawaj obrażonego. Należysz do świty Bogini i Twoim obowiązkiem jest Jej towarzyszyć. Inna rzecz, że powinieneś też wiedzieć, kiedy należy zamilknąć, choćby twoje słowa miały być prawdziwe… Dopij piwo i idziemy. To całkiem niezły napitek i pierwszy raz widzę, żebyś miał problemy z opróżnieniem kufla.

Podniesiony nieco na duchu, udał się z gwardzistą na przystań. Powrotna podróż nie wypadła jednak dobrze. Bogini nadal zdawała się nie zwracać na niego uwagi. Teraz dopiero uświadomił sobie, jaki ból sprawia mu fakt, iż Ona traktuje go jak powietrze, czy raczej jak zwykłego niewolnika. Potem też nie było lepiej. Po przybyciu do miasta, wciąż głośno świętującego dobre nowiny, Amar gdzieś zniknął i podczas wydanej przez Torkana uczty Nefer pozostał sam za plecami Władczyni. Bankiet okazał się istotnie skromny, rzecz jasna jak na zwyczaje królewskiego dworu. Potrawy i napoje podawano bowiem w sporym wyborze. Amaktaris nie przejmowała się jednak tym razem własnym bezpieczeństwem, a może chciała okazać nomarsze swoje zaufanie, dość, że Nefer nie miał okazji skosztowania tych specjałów. Ponieważ mięso, które zaoferowano mu na folwarku nie zdążyło się upiec, zjadł go niewiele i odczuwał teraz po prostu głód – jak w pierwszych dniach swojej służby. W nietypowy dla siebie sposób, Bogini wcale się tym nie przejmowała. Miał wrażenie, że celowo delektowała się co ciekawszymi potrawami, odsuwając je następnie niemal nietknięte, aby podrażnić osobistego niewolnika. To i tak wydawało się jednak lepsze od poprzedniej, zimnej obojętności. Zrozumiał już oczywiście, że ponosi karę za okazaną wobec Horkana zazdrość. Zazdrość, której sam zainteresowany chyba nawet nie zauważył, ale która nie umknęła uwadze Najjaśniejszej. Miał nadzieję, że ta kara nie potrwa długo.

Zgodnie z życzeniem Królowej uczta zakończyła się stosunkowo wcześnie, na przystań wracali już jednak w ciemnościach nocy. Ponownie skorzystali z łodzi nomarchy, aby ominąć świętujące ulice miasta. Torkan napomknął, że wydawanie poczęstunku zakończono jakiś czas przed zachodem słońca, zabawa trwała pomimo to nadal, może tylko nieco mniej huczna. Płynęli we dwoje, Amar nadal się nie pojawił. Jak poprzednio, Bogini nie zwracała uwagi na swego osobistego niewolnika. Dopiero gdy cumowali do nabrzeża przystani, wypowiedziała pierwsze od dłuższego czasu słowa pod jego adresem.

– Neferze, czy nadal pragniesz mi służyć?

– Tak, o Najjaśniejsza Pani! – odparł, szczęśliwy, że zechciała się do niego odezwać.

– Ta służba nie zawsze musi być tak przyjemna jak wczoraj…

– Pani, jestem Twoim niewolnikiem i służę Ci z radością w każdy sposób, jaki uznasz za przydatny.

– Tak, masz rację. Ale zobaczymy, jak spodoba ci się dzisiejszy wieczór. – dodała, gdy stanęli już na pokładzie królewskiej barki.

Dźwięcznym głosem wezwała straże.

– Ten niewolnik naraził się na Moje niezadowolenie. Związać go i powiesić głową w dół na dziobie okrętu!

Zanim zdumiony Nefer zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, został pochwycony i unieruchomiony przez kilku żołnierzy.

– Ależ Pani… – Silny cios w brzuch wymierzony przez dowodzącego podoficera sprawił, że niewypowiedziane słowa zostały mu w ustach. Zgiąłby się wpół, gdyby nie podtrzymujący go strażnicy.

Wystarczy! – Królowa zdecydowanym gestem powstrzymała ewentualne dalsze akty brutalności. – Ma otrzymać tylko nauczkę. Uwolnicie go, gdy księżyc zajdzie za wzgórza. Dokładnie w tej chwili, ani wcześniej, ani później. Ja udaję się na spoczynek i nie chcę, aby jakieś hałasy zakłócały Mój sen. Gdyby próbował krzyczeć, zakneblujecie go.

– Możemy uczynić to już teraz, o Wielka. – zaproponował podoficer.

– Myślę, że to nie jest potrzebne. On na ogół zachowuje rozsądek. Nie będziesz krzyczał, prawda Neferze? Tak będzie najlepiej dla wszystkich.

– Nie będę, o Pani. – Zdołał wyjąkać, przerażony perspektywą zawiśnięcia głową w dół z kneblem w ustach. Mógłby się wówczas łatwo udusić.

– Gdy już zostaniesz uwolniony, równo ze wschodem słońca chcę cię widzieć w Moich komnatach. Dałam wolne niewolnicom, tak więc nikt nie będzie cię wzywał i stawisz się sam. Tylko nie zapomnij. – zakończyła dobitnie. – Ruszajcie! – To już przeznaczone zostało dla żołnierzy. – Jeszcze jedno, kapralu… Nie życzę sobie żadnych wypadków, czy to jasne? – Te słowa zabrzmiały z równą mocą.

– Tak jest, Wielka Pani!

Podoficer zasalutował uderzając pięścią w tors. Żołnierze zaprowadzili Nefera na dziób, zdarli z niego kosztowną szatę, która po takim potraktowaniu okazała się jednorazową inwestycją Najjaśniejszej, związali ręce na plecach i nogi w kostkach grubym, szorstkim sznurem. Teraz dopiero przekonał się, do czego w istocie służy belka trzymana w paszczy przez zdobiącą okręt figurę kobry. To do niej przywiązywano sznury, gdy na dziobie królewskiej barki zawieszano głową w dół pokonanych buntowników, zdrajców czy innych zbrodniarzy, aby wszyscy na własne oczy mogli ujrzeć ponoszoną przez nich karę oraz triumf prawowitego władcy Kraju.

Teraz ten wątpliwy zaszczyt miał przypaść Neferowi, chociaż nie zaliczał się do żadnej z tych kategorii, a przynajmniej taką żywił nadzieję. Obawiał się, że żołnierze przywiążą do belki linę krępującą jego nogi i po prostu zrzucą niewolnika z burty okrętu. Tak wyglądała zapewne normalna procedura. Amaktaris, wbrew wcześniejszym zapowiedziom, nie oddaliła się jednak jeszcze do swych komnat i przyglądała wymierzaniu kary osobistemu słudze. Być może dlatego żołnierze w miarę łagodnie opuścili Nefera na linie i dopiero potem przywiązali ją do drzewca. Stracił z oczu stojącą na pokładzie Królową i wisiał teraz z głową w pewnej odległości od lustra wody. Miał nadzieję, że wystarczająco wysoko, aby nie stać się łupem jakiegoś krokodyla. Co prawda, odgłosy świętującego miasta powinny odstraszyć wstrętne gady. Na to przynajmniej liczył..

Został sam, z wodą i powoli przesuwającym się po niebie księżycem, któremu pozostał do pokonania jeszcze szmat drogi ku wyznaczającym linię horyzontu wzgórzom. Jakiś czas będzie tu wisiał. Na okręcie zapadła cisza. Królowa udała się zapewne na spoczynek. Powieszenie głową w dół nieuchronnie prowadziło po pewnym czasie do śmierci, z wyczerpania lub innych przyczyn. Trwało to jednak zwykle dłużej niż połowa nocy, tak więc powinien wyjść z tego bez szwanku. Już teraz czuł natomiast, jak głowa zaczyna mu ciążyć od napływającej krwi. Także zawartość żołądka usiłowała w niepokojący sposób powrócić do przełyku. Błogosławił w myślach to, że Najjaśniejsza oszczędziła mu zakneblowania ust oraz to, iż prawie nic nie jadł przez całe popołudnie i wieczór.

Właściwie, to drugie też zawdzięczał swojej Pani. Czyżby już wcześniej zaplanowała taką karę i dlatego nie pozwoliła mu kosztować potraw podczas uczty w pałacu nomarchy? Znając pomysłowość Władczyni i Jej zdolność przewidywania, było to zupełnie prawdopodobne. Musiała podjąć stosowną decyzję najpewniej podczas powrotnej żeglugi z folwarku, gdy udawała, że nie dostrzega jego istnienia. Wybrała surowy sposób wskazania niewolnikowi jego właściwego miejsca. Wczorajszy wieczór nie upoważniał go do uważania się za jedynego faworyta Bogini i przejawiania niezadowolenia z łask okazywanych przez Nią innym, w szczególności Horkanowi. Rozumiał to, ale czuł jednak gorycz, nie tylko skutkiem gromadzenia się żółci w ustach i gardle. W jakże odmienny sposób spędzał na królewskiej barce dwa kolejne wieczory. Pocieszać mogły tylko ostatnie słowa Amaktaris… O tym, że nadal przyjmuje jego służbę i ma dla niego jakieś zadanie. Nie odtrącała więc osobistego niewolnika, a jedynie, jak powiedziała żołnierzom, dawała lekcję. Nie był natomiast pewien, czy potrafi wyciągnąć z niej naukę.

L

Księżyc powoli przesuwał się po niebie i wciąż jeszcze spora odległość dzieliła go od wyznaczającej horyzont linii wzgórz. Blask tarczy Tota oświetlał srebrzystą poświatą taflę Nilu. Przygasły za to światła miasta. Zabawa dobiegała końca i cichły stopniowo jej odległe hałasy. Wreszcie zapadła cisza, przerywana tylko pluskiem fal, krzykami ptaków i innymi odgłosami nocnego życia Rzeki. Dochodziły do tego rozlegające się od czasu do czasu kroki czuwających na barce żołnierzy. „Przynajmniej nie śpią i powinni uwolnić mnie o wyznaczonej porze.” – Pomyślał kwaśno Nefer.

Rzecz jasna, zaśnięcie podczas straży sprawowanej przy Osobie Królowej, na Jej okręcie, stanowiłoby poważne przestępstwo przeciwko dyscyplinie wojskowej i zapewne wymierzono by za nie karę surowszą nawet niż ta, którą odbierał właśnie on sam. Odczuwał coraz większe niedogodności. Bolała go głowa, szorstki sznur wpijał się w przeguby rąk i nóg. Nie zdążył jeszcze zaznać pragnienia, a pusty żołądek okazał się w istocie błogosławieństwem. Dokuczały za to owady, ale to była codzienność w Kraju nad Rzeką, do której wszyscy musieli się przyzwyczaić. Prawdziwe cierpienia zaczęłyby się dopiero po dłuższym czasie, zwłaszcza pod palącymi promieniami słońca. Tego, na szczęście, Neferowi oszczędzono. Tym niemniej, wpatrywał się uporczywie w tarczę księżyca, poganiając wzrokiem boskiego Tota w jego wędrówce po niebie. Oczywiście bezskutecznie, ale i tak nie miał przecież nic innego do roboty. Poza rozmyślaniem… Wolał jednak nie rozpamiętywać ani poprzedniej nocy, ani też wydarzeń, które nastąpiły później i doprowadziły do obecnej sytuacji. Musiałby wówczas przyznać, że jego wiara w łaskawość i sprawiedliwość Bogini doznała uszczerbku, a tego nie chciał uczynić…

Najdłuższe nawet oczekiwanie dobiega z czasem swego kresu. Księżyc najpierw zbliżył się zdecydowanie do majaczących na pustyni wzgórz, potem zaczął się za nie chować. Zrobiło się wyraźnie ciemniej, znikała srebrzysta poświata, kładąca się na falach Rzeki. Gdy widoczna pozostała tylko drobna część oblicza boskiego Tota, miał ochotę zawołać krążących po pokładzie żołnierzy, że już czas… Powstrzymał się przed tym dużym wysiłkiem woli, zresztą i tak nie przyniosłoby to zapewne żadnego rezultatu. W najlepszym razie obrzucono by go przekleństwami i groźbami, Królowa nakazała przecież zachowanie ciszy, aby nic nie zakłócało Jej snu. Pewnego zamieszania i tak nie dało się jednak uniknąć, gdy żołnierze wreszcie się pojawili. Byli to ci sami trzej strażnicy, dowodzeni przez kaprala. Ponieważ nie zdążono ich jeszcze zmienić, kara Nefera w istocie nie mogła trwać zbyt długo, chociaż on sam miał na ten temat odmienne zdanie.

– Nie mam ochoty go wyciągać, wcale nie jest taki lekki. – zauważył jeden z żołnierzy. – Może po prostu odetniemy linę, spadnie do Rzeki i uwolnimy go z więzów na brzegu?

– Mógłby się wtedy łatwo utopić. – zaoponował inny, być może bardziej przyjaźnie nastawiony do więźnia.

– No to podciągnijmy na tyle, aby rozciąć sznury na przegubach i wtedy go odetniemy. – Nie ustępował pierwszy, najwidoczniej spragniony urozmaicenia w przeciągającej się służbie, jakim byłby z pewnością widok zrzucanego do Rzeki niewolnika. To prawdopodobnie ta chęć przerwania nudy przyciągnęła na dziób wszystkich czterech strażników. Do uwolnienia Nefera wystarczyłoby zapewne dwóch.

– Nie gadać mi tu za dużo tylko brać się do pracy. Królowa, Oby Żyła i Władała Wiecznie, wydała wyraźne rozkazy. Nie życzyła sobie żadnych wypadków. Wyciągniemy go więc delikatnie niczym trzonek ze szpary dziewicy. – To podoficer przejął kontrolę nad sytuacją.

Żołnierze chwycili linę, na której wisiał, i wspólnym wysiłkiem podciągnęli Nefera na wysokość uniesionej na dziobie burty. Nie obyło się bez kilku uderzeń o deski poszycia, ale stanowiło to doprawdy drobiazg w porównaniu z perspektywą zanurkowania głową w mulistej wodzie, choćby nawet z oswobodzonymi dłońmi. Niewolnika postawiono na pokładzie i kapral rozciął więzy.

– Jesteś wolny, zdrowy i cały. Tak, jak rozkazała nasza Pani. A wy, wracać na stanowiska. – polecił stłumionym głosem, pamiętając najwidoczniej o śnie Władczyni oraz konieczności zachowania ciszy.

Żołnierze odeszli, a Nefer ułożył się w swoim ulubionym zakątku, na dziobie właśnie. Pomimo nie najlepszych wspomnień z dzisiejszej nocy, pozostawał on nadal najwygodniejszym miejscem na okręcie dostępnym dla niewolnika. W zwykłych okolicznościach, rzecz jasna – dodał w myślach, wspominając łoże w sypialni Bogini. Jego Pani zajmowała je dzisiaj samotnie… Krew napływająca do skrępowanych długo przegubów sprawiała ból i zmuszony był rozcierać je przez jakiś czas. Łupanie w głowie zaczęło za to ustępować. Nie licząc tych niedogodności oraz kilku siniaków, nic strasznego w istocie mu się nie stało. Zawdzięczał to w dużej części stanowczym rozkazom Amaktaris. Gdyby po prostu odcięto go i zrzucono do Rzeki, jak proponował tamten żołnierz, wszystko mogłoby skończyć się dużo gorzej. Zdołał wreszcie usnąć, z myślą, aby obudzić się o brzasku, skoro Najjaśniejsza miała dla niego jakieś polecenia.

Zdolność budzenia się na życzenie o dowolnej porze nie zawiodła Nefera i tym razem. Gdy pierwsze promienie słońca przemieniały brzask w kolejny dzień, stał już przy drzwiach kabiny Królowej. Zdążył nawet dopełnić czynności porannej toalety. Zapukał do drzwi.

– Najjaśniejsza Pani! Już świta, przybywam zgodnie z rozkazem.

Nie doczekał się odpowiedzi i zapukał ponownie. Ponowił też słowa powitania.

– Boska Pani! Raczyłaś wezwać swego sługę o pierwszym brzasku!

Znowu nic. Pomyślał, że Amaktaris musi mieć mocny sen i nie obudziła się jeszcze. Zastanawiał się przez chwilę, co robić. Obawiał się nieco wkraczać na komnaty Bogini bez wyraźnego wezwania lub zaproszenia, ale przecież taki wydała mu wczoraj rozkaz. Może chciała właśnie, aby Ją obudził. Nadto jeden z pełniących straż żołnierzy zaczął podejrzliwie przyglądać się Neferowi. Wartę zmieniono już po jego uwolnieniu i wojak zapewne nie miał pojęcia o wieczornych rozkazach Władczyni dla Jej osobistego niewolnika. Było za to więcej niż pewne, że musiał usłyszeć od kolegów o tym, jak to wieszali głową w dół krnąbrnego sługę.

Udał, że na swoje drugie zawołanie otrzymał odpowiedź i wszedł do środka. Tak jak się spodziewał, salon zastał pusty. Za to nieobecność Bogini w Jej sypialni była już sporym zaskoczeniem.

– Wielka Pani, przychodzę na Twój rozkaz!

Zawołał ponownie, lecz odpowiedzi nadal nie otrzymał. Szybko sprawdził niewielkie pokoje przeznaczona na bagaże i sprzęty. Pozostała już tylko osobista toaleta Bogini, pomieszczenie, którego progów nigdy dotąd nie przekroczył. Ani tutaj, ani w Pałacu. Zapukał do drzwi i po raz kolejny bezskutecznie wezwał swoją Panią. Poważnie już zaniepokojony, wszedł do ostatniej komnaty, komnaty kąpielowej – bo tak właściwie należało ją nazwać.

Pokój, dorównujący wielkością sypialni, usytuowano w tylnej części apartamentu. Jego centralną część zajmowała pokaźnych rozmiarów, alabastrowa wanna, którą musiano tu ustawić jeszcze przed wzniesieniem nadbudówki, inaczej nie zmieściłaby się w drzwiach. Do tego stoliki, siedziska, misy, dzbanki, wiadra, polerowane brązowe zwierciadła różnych rozmiarów oraz umieszczone na licznych półkach, tajemnicze przyrządy i specyfiki służące do makijażu czy pielęgnacji urody. W kącie miejsce umożliwiające dyskretne załatwianie potrzeb fizjologicznych, bez potrzeby wychodzenia na pokład. Zamykana klapką metalowa rynienka prowadziła tam w dół, zapewne bezpośrednio za burtę. Nefer obrzucił te wszystkie luksusy przelotnym spojrzeniem, Najjaśniejszej też tu bowiem nie zastał. Zajrzał do wanny, sprawdził nawet kącik toaletowy. Otwór okazał się zdecydowanie za mały, by ktokolwiek mógł przezeń wypaść czy nawet celowo się przecisnąć. Zresztą myśl, aby Bogini w taki sposób opuszczała własne apartamenty wydała mu się niedorzeczna. Tym niemniej, nigdzie nie mógł Jej znaleźć i zaczął odczuwać narastający strach. Powrócił do sypialni i zbadał łoże. Posłanie było nieuporządkowane, nie nosiło jednak śladów walki czy innych gwałtownych czynów. Okazało się natomiast zimne. Najjaśniejsza musiała je opuścić już jakiś czas temu. Pomyślał wreszcie poważnie o podniesieniu alarmu, gdyż niezależnie od wszelkich możliwych konsekwencji, nie miał po prostu innego wyjścia, gdy dostrzegł zwój papirusu, który spadł najwidoczniej z łoża. Nie został zapieczętowany i pozostawiono go doprawdy w dziwnym miejscu. Rozwinął niewielki rulon i zaczął czytać.

Neferze!

 

Z pewnych powodów Królowa pragnie oddalić się dzisiaj w tajemnicy zarówno z okrętu jak i z Nennesut. Zabieram ze sobą Amara, tak więc nie musisz obawiać się o Moje bezpieczeństwo. O ile, oczywiście, nadal żywisz dla swej Pani cieplejsze uczucia po tym, w jaki sposób potraktowałam cię wieczorem. Zasłużyłeś może na napomnienie, ale nie na taką karę. Chciałam jednak odwrócić uwagę straży i nie znalazłam innego sposobu. Gdybym cię uprzedziła, nie zachowywałbyś się w tak naturalny sposób, okazując przerażenie, zdziwienie, urazę. Nie potrafisz dobrze udawać. Przepraszam i postaram się wynagrodzić ci strach oraz cierpienia.

Tymczasem mam dla ciebie kolejne zadanie. Będziesz podtrzymywał wrażenie, że przebywam na okręcie, w Moich apartamentach. Królowa jest zmęczona i odpoczywa. Odwołałam już wszystkie, przewidziane na dzisiaj oficjalne czynności, więc jeśli bogowie okażą się łaskawi, nikt nie powinien nas niepokoić. Służki dostały wolny dzień, z pewnością przyda im się po wczorajszej zabawie. Pojawią się dopiero jutro rano. Ja zamierzam wrócić najbliższej nocy w taki sam sposób, w jaki opuściłam okręt – małą łódką, dokładnie w chwili, gdy zajdzie księżyc. Zostawisz otwarte okiennice w komnacie wychodzącej na Rzekę.

Powierzam ci jeszcze jedno, najtrudniejsze zadanie. Musisz wówczas ponownie odwrócić uwagę straży. Nie wiem, w jaki sposób to zrobisz, ale liczę na twoją inteligencję. Naprawdę żałuję, że nie potrafiłam wczoraj wymyślić innego sposobu… I jeszcze oczekuję, iż okażesz się teraz nie tylko lojalny ale i bardziej pomysłowy od twojej Pani. Jestem jednak pewna, że się nie zawiodę.

 

Amaktaris

Przez chwilę przyglądał się listowi z osłupieniem. Potem poczuł ulgę, że Królowej nic się nie stało i nie musi podnosić alarmu. Pojawiło się też zaraz pytanie, dokąd to mogła się udać? Wątpliwe, aby miało to związek ze sprawami państwowymi. Do głowy przychodziła mu tylko jedna możliwość, Bogini wybrała się na potajemne spotkanie z Horkanem. Czy jednak postąpiłaby w ten sposób? Wymykając się przez okno, jak pierwsza lepsza wiejska dziewka? Czy nie byłoby to poniżej Jej godności?

Nawet w przedwczorajszy wieczór, gdy dała satysfakcję swej pełnej temperamentu naturze, zachowywała się przecież jak Królowa i Bogini. Oddająca się wyuzdanym rozrywkom, ale przecież nadal w każdej chwili władcza i dumna. Uspokajając się tymi rozważaniami, odsunął od siebie niepokojącą wizję Amaktaris w ramionach Horkana, może jeszcze gdzieś na stogu siana? Absurdalne… Otrząsnął się z tych spekulacji tym łatwiej, że jego uwagę przyciągnął bardziej konkretny problem.

To, że mógłby nie wykonać rozkazu swojej Pani, nie wchodziło w grę. W jaki jednak sposób sprawić, by wszyscy uwierzyli, że Królowa nadal przebywa na okręcie? To nie powinno okazać się zbyt trudne, oczywiście, jeżeli nie wydarzy się coś nadzwyczajnego, co wymagałoby koniecznie Jej interwencji. Istotnie, może czuć się zmęczona po podróży i wczorajszych uroczystościach. Nic dziwnego, że pragnie odpocząć w zaciszu swego apartamentu. Taras na dachu nadbudówki, wystawiony na spojrzenia wszelkiego rodzaju gapiów, nie byłby przecież odpowiednim miejscem. A teraz…

Przyszła mu do głowy szczęśliwa myśl, w jaki sposób wykonać polecenie Najjaśniejszej i zarazem zaspokoić własne, bardziej przyziemne potrzeby. Przecież Bogini po przebudzeniu powinna zjeść śniadanie! A on sam odczuwał już zdecydowanie silny głód. Wyszedł na zewnątrz, polecił sprowadzić zarządcę podróżnego dworu Królowej i przekazał mu Jej rozkaz podania porannego posiłku. Nie, Władczyni nie ma specjalnych życzeń i zadowoli się tym, co zwykle. Czekał następnie na pokładzie na pojawienie się służących z jedzeniem. Twierdząc, iż Królowa pragnie spokoju, odbierał kolejne tace i misy, po czym osobiście zanosił je do salonu. Nikt się nie zdziwił. Potrawy okazały się całkiem liczne, jak na lekkie śniadanie. Nie do końca odpowiadały gustom Nefera, podano dużo mleka, sera, owoców i warzyw, a stosunkowo mało mięsa. Nie ośmielił się jednak poprosić o inne specjały.

Zaspokoił największy głód, po czym raz jeszcze oddal się lekturze listu. Poczuł ciepło na sercu, gdy czytał Jej przeprosiny. Czyż mógł żywić urazę? Przecież wcale nie musiała przepraszać, a jednak to zrobiła. Teraz on uczyni wszystko, aby wykonać rozkazy swej Pani. Najtrudniej będzie odwrócić uwagę straży, ale do wieczora coś wymyśli… Nagle zesztywniał. A jeżeli jakaś przeszkoda uniemożliwi Amaktaris powrót na czas? Jeżeli jednak coś się Jej stanie? Jako ukrywający nieobecność Władczyni, zostanie z miejsca uznany winnym zdrady, aresztowany, poddany torturom i stracony. Jedynym usprawiedliwieniem byłby ten list. Sam jednak powątpiewał, czy wystarczyłby on do uratowania skóry jakiegoś tam niewolnika w obliczu zaginięcia Królowej. Niech bogowie doprawdy osłonią ścieżki, którymi dzisiaj kroczy Najjaśniejsza, aby nadal mogła Żyć i Władać Wiecznie!

Na wszelki wypadek ukrył list w swojej skrzyni, po czym skosztował jeszcze tej czy innej potrawy. Wreszcie wyniósł pełne w większości naczynia na pokład, przekazując je przybyłym wkrótce sługom. Zostawił sobie w kabinie nieco owoców i soku. Zastanawiał się przelotnie, czy nie poprosić o jakieś ciekawsze napoje. Królowa popijała niekiedy wino… Uznał jednak, że na wino nie ma w istocie ochoty, obawia się zażądać piwa, a zresztą lepiej zachować trzeźwość umysłu w obliczu możliwych niespodzianek.

Okazało się to trafną decyzją. Po śniadaniu większość przedpołudnia spędził na pokładzie. Skoro Królowa jest zmęczona, to zapewne śpi i nikt nie powinien Jej przeszkadzać. Na zewnątrz mógł też szybciej zareagować na zbliżające się ewentualnie kłopoty. Na wszelki wypadek zapowiedział co prawda zarządcy dworu, iż Najjaśniejsza nie życzy sobie, aby ktokolwiek Ją niepokoił, trudno było jednak polegać tylko na tej linii obrony, zwłaszcza gdyby wizytę chciał złożyć ktoś ważny.

Tak też, niestety, się stało. Późnym przedpołudniem, gdy żar słońca nie osiągnął jeszcze największego natężenia, na jednej z ulic prowadzących do przystani ukazała się bogata, eskortowana przez liczną służbę lektyka. Nefer już z daleka zwrócił na nią uwagę, towarzyszący orszakowi strażnicy bezceremonialnie usuwali bowiem z drogi przechodniów, czyniąc przy tym mnóstwo hałasu i zamieszania. Tak jak się obawiał, pochód skierował się prosto ku królewskiej barce. Prawdziwie niemile zdziwił się jednak dopiero wówczas, gdy z lektyki wyłoniła się zasuszona sylwetka arcykapłana Merena, zwierzchnika świątyni Chnuma. Hierarcha ruszył w stronę trapu, najwidoczniej oczekując, że pełniący tam straż gwardziści rozstąpią się przed nim. Byli to jednak najlepsi, dobrze wyszkoleni żołnierze i dumna poza Merena nie wywarła na nich wrażenia. Zaskoczony tym w widoczny sposób hierarcha skinął na jednego z towarzyszących mu sług.

– Jego dostojność, czcigodny pan Meren, arcykapłan Wielkiego Chnuma pragnie zobaczyć się z Królową, Oby Żyła i Władała Wiecznie. Wezwijcie kogoś, kto przekaże Jej tę wiadomość!

Tym kimś mógł być aktualnie tylko Nefer. Pospieszył więc na spotkanie arcykapłana.

– Panie, Najpotężniejsza z Władczyń i Najwspanialsza z Bogiń odpoczywa, zmęczona trudami poprzednich dni. Nie udziela dziś żadnych audiencji, nawet osobie twojej rangi.

– Nie tobie o tym decydować, niewolniku. Masz tylko przekazać wiadomość swojej Pani!

Meren rozpoznał go oczywiście. Poirytowany ponownym spotkaniem nienawistnego sobie kapłana-niewolnika, stracił nieco ze swej wystudiowanej wyniosłości i zniżył się do osobistego wypowiedzenia tych słów.

– Jak sobie życzysz, panie. Najdostojniejsza dowie się o Twojej prośbie.

Nie miał innego wyjścia, niż odezwać w ten sposób i udawać, że kieruje się do kabiny, po odpowiedź Najjaśniejszej. „Oczywiście, że Boska Pani się dowie… ale nie dzisiaj”. – Pomyślał z odrobiną złośliwej satysfakcji, bo sam również nie cierpiał Merena.

Wewnątrz celowo odczekał dłuższą chwilę, zjadł kilka owoców i napił się soku, świadomy narastającej z pewnością irytacji hierarchy, który nie mógł być zadowolony z przeciągającego się oczekiwania w roli petenta. I to na oczach gapiów, których musiała przyciągnąć ta scena. Wreszcie wyszedł.

– Długo kazałeś na siebie czekać, niewolniku! Wspomnę o tym twojej Pani. – Arcykapłan istotnie dawał dowody zadziwiającego braku opanowania. Czyżby przyczyną były wydarzenia wczorajszego dnia? Bo to one zapewne sprowadziły Merena na przystań, w poszukiwaniu Władczyni.

– Dostojny panie. Jej Wysokość, Amaktartis Wspaniała, Pani Obydwu Krajów, Żywy Obraz Izydy na Ziemi, Źródło Światła i Dobra, Królowa Królów, Władczyni Niebios i Ziemi, Oby Żyła i Władała Wiecznie… – Nefer celowo przeciągał wyliczanie kwiecistych tytułów Monarchini, widząc narastające z powodu kolejnej zwłoki niezadowolenie dostojnika. Miał odrobinę nadziei, że arcykapłan wejdzie mu w słowo, nawet arogancki hierarcha nie ośmielił się jednak przerwać wygłaszania oficjalnych formuł sławiących chwałę Bogini. – …Otóż Najjaśniejsza z żalem zawiadamia, iż jest mimo wszystko zbyt zmęczona, aby udzielać w tej chwili audiencji. Liczy, że w swej uprzejmości zechcesz Jej to wybaczyć. Gdy poczuje się bardziej wypoczęta, z przyjemnością przyzna ci, panie, tę łaskę. Oczywiście, po stosownym uzgodnieniu właściwej pory z zarządcą dworu.

Meren przyjął te słowa z całkowitym zaskoczeniem. Przez chwilę stał jak oniemiały, po czym – ku satysfakcji Nefera – uczynił ruch, jak gdyby chciał roztrącić straże i bez zaproszenia wejść na pokład. Gwardziści w stanowczy, aczkolwiek nie rzucający się w oczy sposób zagrodzili mu drogę. Hierarcha opamiętał się, chociaż Nefer przysiągłby, że ustępując zmełł w ustach jakieś przekleństwo.

– Przekaż swojej Pani, że będę modlił się do Wielkiego Chnuma, aby jak najszybciej odzyskała siły i mogła powrócić do wykonywania obowiązków.

Z tymi słowami, które miały uratować jego upokorzoną dumę, arcykapłan odwrócił się i zajął miejsce w lektyce. Słudzy natychmiast zaczęli ze zdwojoną energią torować jej drogę w gęstym tłumie ciekawskich.

– Najdostojniejsza podtrzymuje polecenie, aby bez Jej zezwolenia nikt nie był wpuszczany na pokład.

Nefer na wszelki wypadek powtórzył standardowe przecież rozkazy wydawane żołnierzom na warcie. Uznał jednak, że on sam także zasługuje na chwilę odpoczynku w zaciszu kajuty, gdzie będzie mógł spokojnie odetchnąć po tej niemiłej rozmowie, i byłoby najlepiej, gdyby już nikt więcej nie przeszkadzał ani jemu, ani Królowej.

To ostatnie życzenie istotnie spełniło się. Popołudniowy skwar ograniczył ruch na ulicach miasta, nie pojawili się też żadni następni, nieproszeni goście. Nefer wykorzystał ten czas, aby samemu się zdrzemnąć. Ostatecznie w nocy niewiele spał, a miał teraz do swojej wyłącznej dyspozycji luksusowe łoże Królowej. Przecież należała mu się słusznie rekompensata za poprzednie niewygody. Gdy minął największy upał wyszedł na zewnątrz i obserwował codzienną kąpiel wioślarzy. Przy tej okazji nasunęły mu się dwie myśli. Stojąc na dziobie okrętu wybrał i zapamiętał miejsce, w którym Rzeka zdawała się mieć piaszczyste, łagodne dno, a zarazem odpowiednią dla jego celów głębokość. Ta sprawa musiała jednak poczekać… Drugi pomysł, znacznie przyjemniejszy, mógł zrealizować bezzwłocznie. Po krótkiej wizycie w kabinie polecił wezwać zarządcę.

– Najjaśniejsza życzy sobie zażyć kąpieli. – oświadczył. – Ma zostać przygotowana tak szybko, jak to możliwe. Ponieważ Boska Pani zechciała przyznać dzisiaj wolny dzień swoim służkom, ja będę odbierał wiadra z gorącą i zimną wodą.

Nikt nie okazał zdziwienia. Amaktaris niemal codziennie brała długie kąpiele i Jej obecne życzenie uznano za coś najzupełniej normalnego. A Nefer… cóż, tak wyposażonej sali kąpielowej nie posiadał nikt inny w całym Kraju, a zapewne i w całym cywilizowanym świecie. Była, oczywiście, tylko namiastką tego, co musiały kryć mury prywatnych apartamentów Bogini w Pałacu, ale i tak robiła wrażenie, a kapłan poczuł nieodpartą ochotę skorzystania z tych luksusów. Zasłużył z pewnością na odrobinę odpoczynku, a przy okazji w przekonywujący sposób uprawdopodabniał obecność Królowej na okręcie. Co prawda, nigdy dotąd nie służył swej Pani podczas kąpieli. Dla żołnierzy i załogi nie mogły jednak pozostawać tajemnicą wypadki przedostatniej nocy, tak więc i to nie wydawało się niemożliwe.

Kto wie, czy nie pomyślą nawet, że Bogini celowo odesłała służki, aby tym razem skorzystać z pomocy osobistego niewolnika? On również chętnie znalazłby się w takiej roli, teraz jednak musiał zadowolić się samą tylko kąpielą. Okazała się bardziej nawet przyjemna, niż mógł się spodziewać. Eksperymentował z licznymi olejkami, płynami, proszkami oraz innymi środkami. Większości z nich nie znał, wiele musiało pochodzić z dalekich, egzotycznych krain, o czym świadczyły intensywne, obce zapachy. Przy okazji uzyskał też dużo piany. Nie brakowało gąbek kąpielowych o różnym stopniu szorstkości, od takich, które odczuwalnie drapały skórę, po najbardziej delikatne w dotyku. Nie żałował sobie niczego, ostatecznie Królowa zazwyczaj spędzała w kąpieli bardzo dużo czasu. Po wszystkim postarał się jeszcze uprzątnąć wannę, czego Bogini sama zapewne czynić nie musiała… Wodę wylał za burtę przez otwór w kącie toaletowym, z którego nie omieszkał też zresztą skorzystać.

Odświeżony, wyszedł na pokład i ponownie wezwał zarządcę. Nadeszła przecież pora na wieczorny posiłek. Tym razem, oprócz „tego co zawsze”, śmiało zażądał kilku własnych, ulubionych potraw, wina oraz dzbana z piwem. Pomyślał, że skoro i tak wszyscy są przekonani, iż brał kąpiel razem z Królową, to wspólna kolacja też nikogo nie zdziwi. Powtórzył procedurę z odbieraniem tac, mis i talerzy, po czym rozkoszował się znakomitym istotnie jedzeniem. Co prawda, Ahmes gotował jednak lepiej, ale doprawdy, żaden niewolnik nie powinien narzekać na dzisiejszą ucztę. Następnie raz jeszcze uciął sobie drzemkę, licząc na to, że jak zwykle obudzi się na czas.

Nie zawiódł się w tej nadziei. Gdy wyjrzał przez okno, księżyc powoli zbliżał się do wzgórz wyznaczających horyzont. Wody Rzeki, pustej i cichej o tej porze, znowu lśniły w jego łagodnym blasku. Przypomniał sobie, jak wczoraj przynaglał Tota w wędrówce po niebiosach. Dzisiaj też miał podobne życzenie. Narastał w nim niepokój, czy istotnie Najjaśniejsza powróci w zapowiedziany przez siebie sposób. Czy mimo wszystko, coś się Jej nie przytrafiło. Po dłuższej chwili uznał, że już pora. Upewnił się, że okiennice od strony Rzeki są otwarte i sięgnął po dzban z piwem. Wypił trochę do kolacji, ale celowo pozostawił jeszcze przynajmniej połowę zawartości. Teraz pociągnął kilka dużych haustów, nieco piwa wylał na głowę i tors. Tak przygotowany, dzierżąc w objęciach naczynie z resztką napitku, wytoczył się na pokład. Księżyc chował się właśnie za wzgórzami. Zrobił kilka chwiejnych kroków w kierunku dziobu.

– Hej, dzielni wojacy, napijecie się ze mną? – zawołał bełkotliwie.

Żołnierze zignorowali propozycję, chociaż głośne zachowanie Nefera sprowadziło dowodzącego strażą podoficera. Zmarszczył groźnie brwi. Nie ulegało wątpliwości, że chętnie przywołałby pijanego niewolnika do porządku i to ostrymi środkami. Nie był to jednak zwykły niewolnik, najwidoczniej zdołał odzyskać łaskę Boskiej Pani, która zdawała się tolerować takie zachowanie swego sługi. Lepiej się nie mieszać…

– Nie to nie. – kontynuował Nefer. – Sam się napiję!

Przechylił dzban i pociągnął kilka kolejnych łyków piwa. Zataczając się, ruszył ponownie na dziób. Zauważył, że strażnicy przypatrują mu się z niesmakiem, a tarcza księżyca kryje się za horyzontem. Zajął odpowiednią pozycję przy podobiźnie głowy kobry, udając, że zamierza załatwić naturalną potrzebę. W trakcie tej czynności zapragnął jednak ponownie się napić, pochylił, stracił równowagę i, wypuszczając dzban z rąk, wypadł za burtę. Uczynił to w miejscu, które uprzednio wybrał. Taplał się w wodzie, głośno wołając o pomoc. Strażnicy, którzy wczoraj sami mieli ochotę wrzucić niewolnika do Rzeki, przybiegli teraz, by z upodobaniem przyglądać się widowisku. Zirytował ich poprzednio swoim zachowaniem, nie spieszyli się więc z ratunkiem, tym bardziej, że nic poważnego raczej mu nie groziło. Nie szczędzili za to kpiących uwag i rad. Jeden z wojaków zrzucił nawet w dół linę, gdy jednak Nefer usiłował ją niezdarnie uchwycić, żołnierz – niby to przypadkiem – odsuwał sznur poza zasięg rąk niewolnika. Dostarczyło to wszystkim nowej zabawy.

– Co tu się dzieje? Co to za hałasy?

Dźwięczny i stanowczy głos Amaktaris zabrzmiał w uszach Nefera niczym najpiękniejsza muzyka. Udało się! Jego Pani wróciła, jak zapowiadała, i pojawiła się już na pokładzie.

– Niewolnik wpadł do wody, o Wielka! – odparł kapral. – Właśnie usiłujemy go wyciągnąć.

– Więc zróbcie to wreszcie! Jego krzyki zakłócają Mój odpoczynek.

Ponagleni w ten sposób, żołnierze pozwolili Neferowi uchwycić koniec liny i sprawnie podciągnęli kapłana na pokład. Upadł na kolana i oddychał ciężko, cały zmoczony, powalany błotem, z niedwuznacznymi dowodami raczenia się uprzednio piwem.

Królowa zmierzyła sługę krytycznym spojrzeniem.

– A więc tak się zachowujesz, gdy pozwolić ci na odrobinę swobody. Jak każdy, głupi i krnąbrny niewolnik. Kara cię nie ominie!

– Czy mamy wymierzyć ją natychmiast, o Pani? – podchwycił ochoczo kapral.

– Nie! Nie życzę sobie więcej hałasu. Udaję się na spoczynek. A ty, niewolniku… W takim stanie nie ma dla ciebie miejsca w Moich komnatach. Spędzisz resztę nocy na pokładzie. Rano doprowadzisz się do porządku i będziesz oczekiwał na wezwanie.

Odwróciła się i zniknęła w drzwiach nadbudówki, ponownie obejmując w posiadanie królewską barkę oraz własne apartamenty.

.

[1] Szczegół dotyczący upodobań króla Snofru (IV dynastia) jest autentyczny. Zachował się tekst z epoki opisujący jego rozrywki.

.

Przejdź do kolejnej części – Pani Dwóch Krajów LI-LV

.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Witam!

Cykl Nefera przybiera już naprawdę królewskie rozmiary! Ale to dobrze, bo jednocześnie jego pisarstwo nie traci, a wręcz zyskuje na jakości! Przyznam, że bardzo podoba mi się sposób, w jaki prowadzona jest fabuła – powoli odkrywając przed nami historię, oblicza postaci oraz pełną tajemnic przeszłość. Podejrzewam, że ta część będzie jedną z ostatnich spokojnych – nad królową Amaktaris zbierają się ciemne chmury, na jej szyi zaciska się pętla spisków. Wciąż jeszcze może się wydawać, że sprawy idą w dobrą stronę – ale z porozrzucanych gdzieniegdzie przez Autora wskazówek można wnosić, że nadciąga burza.

Ta część podobała mi się zarówno pod względem fabularnym, jak i erotycznym (choć femdom to przecież nie mój klimat). Akcja wciąż rozwija się niespiesznie, ale widać, że sporo figur znajduje się już na właściwych polach. No i w końcu… w końcu… no dobrze, nie spoiluję. Przeczytajcie, to będziecie wiedzieli, co w końcu 😉

Jeśli czegoś mi brakuje w tym cyklu, to klarownie zarysowanego adwersarza – bo przecież nie jest nim chyba niewydarzony książę Nektanebo. On co najwyżej może służyć jako narzędzie, figurant prawdziwych spiskowców. Wątpię też, by centrum konspiracji mieściło się w świątyni Chnuma. Podejrzewam więc, że Autor stosuje tu metodę znaną z powieści detektywistycznych – główny przeciwnik królowej będzie działał z ukrycia, aż w końcu objawi się pod koniec. Bardzo jestem ciekaw tej rozgrywki.

A tymczasem wszystkich, którzy lubią połączenie historii i erotyki (w którym i ja gustuję!), gorąco zachęcam do lektury!

Pozdrawiam
M.A.

Amaktaris – królowa i kobieta… czego w jej zachowaniu więcej?
Chyba jeszcze nie raz zaskoczy Nefera i Czytelników.

Ponad dwadzieścia jeden tysięcy słów. Czytałem i czytałem.
Można by z tego tekstu wykroić co najmniej dwa odcinki. Więcej nie, bo mało cukru w cukrze, choć i tak sporo, biorąc pod uwagę wcześniejsze fragmenty sagi.

Czytam, czytam i chcę jeszcze. Podoba mi się ta para. Pasują do siebie… 🙂 Coś jak Katarzyna I i Piotr.

MA: Oczywiście, że książę to figurant, niebezpieczny tylko dlatego, że może go wykorzystać każdy, kto wykazuje się większym od niego rozumem. Pytanie, kto zdoła uczynić to najskuteczniej? Jak trafnie przewidujesz, główny przeciwnik ukrywa się w cieniu i czeka na właściwy czas. Tu akurat przydaje się narracja prowadzona z punktu wiedzenia bohatera, skoro Nefer nie wie, kto jest tym przeciwnikiem, to nie wie też Czytelnik – oczywiście, może zgadywać. Tymczasem bohater zdobywa sobie pozycję na szachownicy.

Batavio: Jest zarówno Kobietą jak i Królową, a na dodatek także Boginią. Czyli mieszanka o trudnych do przewidzenia właściwościach. Jak słusznie zauważyłeś, bohater jeszcze nie raz się o tym przekona.

Karelu: Cieszę się, że jednak doczytałeś. Nie przeczę, osobiście mam upodobanie do dłuższych form, które pojawiło się u odwiecznego czytelnika fantasy, a teraz rzutuje na tę pisaninę. Cukier… gdy już popijam wino to wolę wytrawne.

Lily: Postaram się nie zawieść Twoich oczekiwań. Piotr i Katarzyna to rzeczywiście materiał na niezwykłą historię, chyba już zresztą opisaną.
Pozdrawiam wszystkich i dzięuję za komentarze.

Dopiero dziś doczytałem do końca. Za dużo było obowiązków.

Więc tak … oczywiście warto było czekac prawie miesiąc. Choć skromnie Opisałeś labirynt, nie wiedzieć czemu to właśnie ta część podziałała mi najwięcej na wyobraźnię.

Opisy seksu były generalnie ładne, ale moim zdaniem mężczyzna nigdy nie powinien oddawać dominacji w łóżku, to jego naturalne prawo. Oczywiście Nefer to niewolnik ale jakoś mi to nie przemawia.

Jak na mój gust, za dużo jest momentami wdzięczenia się, zbyt cukierkowo. Potoki grzecznych słówek, przesciganie w krotofilach. Taka małostkowość.

Wątek kryminalny rozwija się i mam wrażenie że główny intrygant to postać znana. Tyle że nie wiemy że to on za tym stoi. Ale to tylko moje wrażenie.

Jak do tej pory, najbardziej podobał mi się wątek kobiety skazanej za zabicie dziecka. Wywołał taki ludzki przejaw współczucia nad beznadziejną sprawą bo kara była sprawiedliwa.

Z niecierpliwością będę oczekiwał następnego odcinka. Powodzenia :).

„De gustibus non est disputandum…” Przyznam też, że zabawy językowe lubię. Labirynt został celowo przedstawiony w sposób oszczędny, ma to spotęgować wrażenie tajemniczości. Bohater widzi zresztą wszystko w słabym świetle pochodni. Nadto opis Labiryntu w pozytywistycznym stylu znadziemy u Prusa i nie mnie z nim rywalizować. Odnośnie głównego przeciwnika wnioskujesz słusznie ale, oczywiście, teraz nic więcej powiedzieć nie mogę. W sprawie tej niewolnicy skazanej za zabójstwo noworodka Królowa okazała stanowczość i nie dała się przebłagać, chociaż próbowałem. Nieszczęsna winowajczyni musiała wiec umrzeć. Pozdrawiam i zapraszam do dalszej lektury.

Podobało mi się że bohater musiał dokonać trudnego moralnego wyboru, to podnosi poziom dzieła.

Co do kierownika buntu to mam nadzieję że nie będzie to mistrz od tortrur. Jest bardzo inteligentny a przy tym dużo wie. Ale jeśli to nie on, to intrygę da się ugasić. Ciarki mnie przeszły jak chciał przesłuchiwać wszystkich w związku z zatrutą włócznią. Taki Dzierżyński tamtych czasów :D.

Odpowiedz

kolejny_już_z_rzędu_czytelnik

„Podobnie jak przed kilku dniami, służył następnie Świetlistej Pani ze wszystkich sił dłońmi, ustami i językiem. ”

Aleś waść się wykręcił od erotyki 😉
Jak zwykle – bardzo się cieszę, że czytam kolejny odcinek.
A opis krokodyla świetny.

czytelnik

Mick: Obawiam się, że podobne osoby pozostają na usługach wszystkich rządów, w każdym czasie i miejscu (co sam zauważasz, wskazując na tow. Feliksa) tylko obecnie trzymane są zwykle mniej lub bardziej w cieniu. W realiach mojej opowieści ten cień nie jest potrzebny, chociaż pewne poczynania i tak podjęte zostaną pod osłoną nocy. Nefer nie zdołał uratować obydwoje skazanych i musiał dokonać wyboru.

Czytelniku: Opis podobnej sytuacji w zbliżonej scenerii i z udziałem tych samych bohaterów znalazł się już w jednej z poprzednich części, nie chciałem go więc powtarzać. Cóż, życie erotyczne nie zawsze składa się z samych nowości, bywa, że pewne elementy się powtarzają, co zresztą zwykle nie przeszkadza uczestnikom. Z pewnych istotnych względów nie mogli w tym momencie posunąć się dalej, co uczynili dopiero w kolejnym rozdziale. A krokodyl – miał posłużyć tylko porównaniu różnych form Żywych Wcieleń Bogów na Ziemi. 🙂

Pozdrawiam

Czytając Twoją powieść czuję się tak jak czułem się grając w gry fabularne jeszcze za czasów studiów. Mogę tylko powiedzieć że Jesteś jednym z najbardziej utalentowanych przewodników jakich zdążyło mi się czytać/słuchać. Niekiedy tylko natrafiam na pewne fragmenty w których odnajduję więcej możliwości, zupełnie tak Jakbyś chciał akcję poprowadzić nieco inaczej i przygotowując już na nią czytelnika, nagle w ostatnim momencie nieco zmienił koncepcję. Czy może być to słuszne spostrzeżenie ?

Spostrzeżenie słuszne o tyle, że istotnie dodaję czasami nowe elementy do gotowej w ogólnych zarysach konstrukcji gdy jakiś pomysł wpadnie do głowy, a jego wykorzystanie jest fabularnie możliwe. Staram się pozostawiać wiele możliwości i tropów, część znajdzie kontynuację w dalszym toku akcji, część posłuży jako „tropy fałszywe”. W sumie chodzi o zabawę z Czytelnikami i uatrakcyjnienie fabuły.

Długo nie było mnie na stronach NE. Tak jak z dużą przyjemnością czytałem serie naszego Aleksandra Wielkiego, tak teraz czekam z niecierpliwością na dalsze odcinki historii Nefera.

Rafaelu: Powrót każdego czytelnika musi cieszyć wszystkich autorów NE. Dzięki za wpis, tutaj jeszcze sporo się wydarzy, opowieść dobiega dopiero połowy i nadal się rozrasta. Kolejny fragment pojawi się na stronie jutro, czyli 26 sierpnia. Pozdrawiam

Rafelu,

witaj po powrocie! Też z wielką przyjemnością śledzę egipskie przygody Nefera i niecierpliwie czekam na każdy kolejny odcinek. To naprawdę epicka opowieść i nie mam na myśli tylko jej rozmiarów 🙂

A skoro i ja zostałem wywołany, niniejszym poinformuję, że kolejny rozdział Perskiej Odysei pojawi się na NE na przełomie września i października.

Pozdrawiam
M.A.

Powyższy odcinek to gratka dla czekających na „momenty”. Oj, dzieje się, dzieje 🙂

Nefer zasłużył tutaj zarówno na nagrodę jak i na karę. I otrzymał tak jedno, jak i drugie. Poczekaj jednak na to, co wydarzy się już niedługo. -:)

Nefer mimo ze lubi się myć i być czystym to chyba nie przepada za wodą. A tu najpierw wiszenie nad wodą a potem rozpaczliwy upadek mający za zadanie odwrócenie uwagi obecnych od osoby królowej. Ciekawe Autorze czy Ty też nie przepadasz za wodą i czy równie mocno lubisz piwo. Pozdrawiam AnonimS

Ha. Nefer w wielu sytuacjach odzwierciedla upodobania autora. Te związane z wodą (czy raczej ich brak) oraz piwem (prawdziwy dar bogów) również. 🙂

Napisz komentarz