Pani Dwóch Krajów XXXI-XXXVI (Nefer)  4.78/5 (9)

86 min. czytania
John Collier, "Służące faranona"

John Collier, „Służące faranona”

XXXI

Rano, jak wszyscy, otrzymał przydziałowy placek oraz mógł napić się do woli. Jego nowe miejsce pracy także usytuowane było na uboczu. Wąski kanał, będący odnogą głównego cieku, tym razem dokładnie oczyszczony, dochodził w pewnym miejscu do niezbyt wysokiej krawędzi skalnej. Poza nią rozciągało się pole, na którym dojrzewał dopiero jęczmień, być może później wysiany. Wodę na te wyżej położone zagony dostarczał żuraw. To proste ale skuteczne urządzenie pozwalało szybko czerpać ją z kanału i podnosić w wiadrach na sporą wysokość. Należało opuścić długie ramię żurawia, ciągnąc za drewnianą tyczkę umocowaną na jego końcu. Była wyślizgana od dotyku rąk dziesiątków ludzi, którzy musieli tu pracować przed Neferem. Przywiązane do tyczki wiadro zanurzało się w mętnej, pełnej żyznego mułu wodzie. Potem wystarczało puścić tyczkę i przeciwwaga, umieszczona na krótszym ramieniu żurawia, robiła resztę, unosząc wiadro w górę. Kapłan musiał je tylko przechylić i wylać wodę do niewielkiego zbiornika wykutego w skale, z którego spływała potem na pole. Praca nie wymagała nawet wielkiego wysiłku, była natomiast monotonna. Znowu należało też przyzwyczaić się do wykonywania odpowiednich czynności w łańcuchach. Po pewnym czasie szło mu jednak nieźle. Kilkakrotnie zaglądał do niego strażnik. Zgodnie z zapowiedzią Pachosa, nie był to na szczęście Tahar. Widząc, że niewolnik uczciwie przykłada się do pracy, a zbiornik z wodą przy górnym polu jest zawsze pełny, zostawiał Nefera w spokoju. Raz nawet przyszedł z pomocnikiem, zapewne innym niewolnikiem, który przyniósł gliniany dzban z czystą wodą. Bardzo się przydała, bo słońce stało już wysoko, a nie było tu żadnego cienia. I tak jednak sytuacja kapłana była bez porównania lepsza niż poprzedniego dnia, w tamtym przeklętym kanale.

Nadeszło już popołudnie i słońce zaczęło przechylać się na zachodnią stronę, gdy Nefera spotkała kolejna niespodzianka. Ponowne pojawienie się Harfana, powożącego rydwanem, nie było aż tak niemożliwe, skoro znalazł drogę na folwark już dzień wcześniej. Któż to jednak towarzyszył mu na platformie pojazdu? Nie mógł się pomylić, drobna sylwetka, stojąca pewnie pomimo podskoków rydwanu, oznaczała Irias. Wojownik zatrzymał zaprzęg w pobliżu górnego zbiornika z wodą. Dziewczynka zwinnie zeskoczyła na ziemię i podbiegła do zdumionego Nefera. I ona, i Libijczyk, ubrani byli w stroje myśliwskie, w odróżnieniu od bosego Harfana, stopy i łydki Księżniczki chroniły jednak wysokie do kolan buty z miękko wyprawionej skóry. Pozwalały zachować równowagę na platformie rydwanu, a zarazem zabezpieczały przed ukąszeniami jadowitych owadów czy węży oraz ułatwiały chodzenie po skałach i żwirze. Musiały kosztować małą fortunę, ale Królowa z pewnością nie oszczędzała na ubraniach ulubienicy. Irias ściskała w ręku procę.

– A, tutaj jesteś. Tak, jak powiedzieli. – zawołała. – Ale nie wyglądasz najlepiej. Znowu nosisz kajdany i znowu masz ślady po batach. I nie mów, że to nie z powodu Pani cię wychłostano.

– Co ty tu robisz? – przerwał dziewczynce, zanim wdała się w zbędne szczegóły. – Panie, jestem zaszczycony twoją wizytą, ale dlaczego zabrałeś ze sobą Irias? – zwrócił się do Harfana.

– Dzisiaj także wybrałem się na polowanie w tę okolicę, a Irias… Sam wiesz, jak trudno jej odmówić, gdy czegoś mocno zapragnie.

– Panie, szczerze dziękuję ci za życzliwość. – Nefer nie miał wątpliwości, że Harfan nie przypadkiem odwiedził po raz drugi folwark. Chciał się przekonać, czy jego interwencja przyniosła właściwy skutek. Kapłan wiedział też jednak, że wojownik za nic by się do tego nie przyznał. Porzucił więc ten temat, w czym pomogła mu Irias.

– Chciałam wypróbować procę, niesie bardzo daleko, ale nie trafiam jeszcze tak dobrze, aby upolować lisa albo szakala w biegu. Musisz ze mną poćwiczyć.

– W tej chwili to raczej niemożliwe, o pani. – zażartował, wskazując na skute dłonie.

– To się musi zmienić. – zapewniła dziewczynka, ale przez jej twarz przemknął jakiś cień.

– Wy tu sobie porozmawiajcie, a ja napoję konie. – rzucił Harfan i oddalił się nieco, prowadząc zaprzęg.

– Dlaczego tu przyjechałaś Irias? Czy Pani o tym wie?

– Muszę z tobą porozmawiać. Chodzi o tę procę, ale nie tylko… – Dziewczynka nagle pociągnęła nosem, jak gdyby zbierało się jej na płacz. – Wujek Harfan nie potrafi mi niczego odmówić, tylko udaje, że jest taki groźny. Ale Pani…, Pani zrobiła się jakaś dziwna.

– Dziwna?

– Tak, jest ciągle w złym humorze. Prosiłam już, żeby wezwała cię z powrotem, ale nakrzyczała na mnie. To było wczoraj. Wszyscy schodzą Jej z drogi. Zapytałam, czy mogę pojechać z wujkiem na polowanie, zgodziła się, ale chyba chciała się mnie po prostu pozbyć.

– Pani cię kocha, księżniczko. I na pewno nie chce się ciebie pozbyć.

– A właśnie, że chce. Sama słyszałam. To dlatego musiałam tu przyjechać. Ona już mnie wcale nie kocha. – Irias rozszlochała się teraz otwarcie, wtulając się w Nefera i nie przejmując niezbyt czystą szatą oraz nieświeżym zapachem niewolnika.

– Ciii, opowiedz co się stało. – Objął ją silnie i starał uspokoić. – Co właściwie słyszałaś?

– To też było wczoraj, tylko później. Pani rozmawiała z Talią. Powiedziała, że wkrótce przyjadą w tajemnicy jakieś kobiety, o których mówiły wcześniej i…, że zabiorą mnie ze sobą. Talia też ma jechać. Ona bardzo się ucieszyła, a ja…. ja nie chcę nigdzie wyjeżdżać. – Irias płakała teraz gorzko, nie pamiętając o swojej godności wojownika. – Nie miałam z kim o tym porozmawiać, tylko z tobą mogę… Pani już mnie nie kocha i odsyła gdzieś daleko. Nawet Talia tego chce. A ja nie chcę, chcę zostać tutaj. Z Panią, z dziećmi, z Ahmesem i z tobą.

– Ciii, księżniczko. Taka wojowniczka jak ty nie powinna płakać. Może coś źle zrozumiałaś albo nie wszystko usłyszałaś. Pewnie znowu podsłuchiwałaś, co?

Nefer starał się uspokoić Irias, ale jej opowieść doskonale pasowała do jego własnych wiadomości. Te dwie kobiety, które Muta miała przyjąć w tajemnicy w swojej gospodzie… To nie były, rzecz jasna, Ana i Myra, tylko wysłanniczki z królestwa Amazonek. Przybywały zapewne po swoją młodą królową. To tłumaczyłoby entuzjazm Talii. Przecież nie ukrywała związanych z Irias planów.

– Tak, podsłuchiwałam. Ale potrafię to robić dobrze i usłyszałam wszystko dokładnie. Pani postanowiła, że mamy jechać po powrocie z tej podróży na południe. Talia chciała nawet szybciej, ale Pani powiedziała, że tak będzie lepiej.

– To jeszcze trochę czasu, przynajmniej miesiąc albo dwa. Może Pani zmieni zdanie? – Musiał przyznać sam przed sobą, że było to mało prawdopodobne. Irias uczepiła się jednak tej myśli.

– Tak, musisz porozmawiać z Panią i przekonać Ją, bym mogła zostać!

– Ja mam przekonać Najwspanialszą? – Zdumiał się Nefer. – Jestem tylko niewolnikiem, na dodatek zesłanym do pracy w folwarku. Nawet nie miałbym okazji do rozmowy.

– To nie potrwa długo. – zapewniła chytrze dziewczynka. – Jak myślisz, czy Pani zechce być ciągle w złym humorze?

– Ale z pewnością nie będzie ze mną dyskutować o takich sprawach!

– Jesteś przecież mądry. Sama słyszałam, jak to powtarzała. I Ona lubi z tobą rozmawiać. Musisz Ją przekonać, proszę, proszę! – Podekscytowana Irias chwyciła go za rękę. Przynajmniej przestała płakać.

– Dobrze, spróbuję. Jeśli będę miał okazję.

Co on właściwie robił? Obiecywał wpłynąć na zmianę decyzji Boskiej Pani, którą podjęła – nie miał co do tego żadnych wątpliwości – z przyczyn politycznych i wbrew własnemu sercu. Co prawda Irias była jeszcze zdecydowanie zbyt młoda, by próbować odbudować utracone królestwo swej matki. Sama Amaktaris miała przecież szesnaście lat, gdy zasiadła na tronie. Nawet ulegając podszeptom Opiekunki, nie może przecież oczekiwać, że z tak trudnym zadaniem poradzi sobie dziesięcioletnia dziewczynka, choćby miała serce i odwagę Irias. Na dodatek, może to być zadanie bardzo niebezpieczne. To powinien być jakiś argument, ale Najwspanialsza z pewnością już to rozważyła, zanim podjęła decyzję. Musiała mieć ważne powody, aby tak postąpić. Tym niemniej, nie potrafił odmówić Irias… A skoro już obiecał, to spróbuje.

– A wiesz, po co Pani chce cię odesłać? Sama możesz zostać królową we własnym państwie. Będziesz mogła nosić prawdziwą koronę i wszyscy będą ci się kłaniać. – próbował pocieszyć dziewczynkę. – Talia musiała ci o tym opowiadać, księżniczko.

– Tak, ale nie chcę, bez Pani i innych. Nie chcę, to żadna zabawa. A wiesz… – Ożywiła się nagle. – Twój sposób okazał się całkiem dobry. Bawimy się w wojsko, ćwiczymy walkę na drewniane miecze i strzelanie z procy… zaczęli mnie słuchać. Mam też kilku pomocników, dwóch chłopców i dziewczynkę. Dowodzą mniejszymi oddziałami. To dużo lepsze niż jakiś wyjazd. Ale obiecałeś, że porozmawiasz z Panią. Pamiętaj!

A więc Irias potrafiła wykorzystać swoje talenty przywódcze, odwagę i spryt. Mogła zostać wspaniałą królową Amazonek, ale była jeszcze zbyt młoda. Może Amaktaris to zrozumie?

– Obiecuję, że porozmawiam z Panią. Ale nie wiem, czy to coś pomoże.

– Na pewno pomoże. A teraz… O zapomniałabym. Mam tu coś dla ciebie. – Wyciągnęła pakunek zawinięty w zatłuszczoną szmatkę. – Ukradłam te ciastka w kuchni. Specjalnie dla ciebie. Tylko trochę się pogniotły.

Istotnie, po znakomitych wypiekach Ahmesa widać było, że spędziły dłuższy czas za pazuchą pędzącej w rydwanie Irias. Nefer i tak poczuł jednak niebezpieczną wilgoć w oczach. Miał naprawdę wielu przyjaciół.

– Nic nie szkodzi. Są przepyszne. Dziękuję ci, księżniczko.

– Może poczęstuję także Harfana. On też bardzo lubi te ciastka. – Dziewczynka uśmiechnęła się szelmowsko i przywołała wojownika, który zostawił spętane konie, skubiące trawę na skraju pola i przyszedł nadspodziewanie chętnie.

– Jeszcze jedno. Pamiętasz, że mam u ciebie obiecaną opowieść? O wojownikach. Chcę ją teraz usłyszeć. Obiecałeś!

– Ale w tej chwili, Irias?

– A kiedy, skoro musisz tu zostać i nie wiadomo kiedy wrócisz do Pałacu? Jak długo mogę czekać?

– Dobrze. Tylko pozwól, że będę jednocześnie ciągnął wodę żurawiem. Muszę pracować, a ten zbiornik nie może być pusty.

– To mi nie przeszkadza. Zaczynaj.

– W pewnym kraju, daleko, daleko na Wschodzie, panował wielki król-wojownik. Władał licznymi plemionami, zdobywał całe kraje i miasta, inne same mu się poddawały ze strachu. Ale trafił w końcu na pewne miasto, którego mieszkańcy byli bardzo bogaci i żal im było ich skarbów. Ufali w siłę swoich murów i waleczność najętych żołnierzy. Istotnie, bronili się bardzo długo i końca oblężenia nie było widać. Król wpadł w gniew, bo szkoda mu było czasu i ludzi, których tracił pod murami.

– I co, zarządził szturm albo kazał zbudować jakieś straszne machiny?

– Nie, zaproponował mieszkańcom pokój, na bardzo korzystnych warunkach. Mieli tylko uznać jego władzę i dać daninę. Obrońcy obawiali się, że zechce ich skarbów. Ale król zażądał tylko na znak uległości pięciuset kotów, pięciuset szczurów i pięciuset jaskółek żyjących w tym mieście. Mieszkańcy bardzo się uradowali i przyjęli z ochotą te warunki, zadowoleni, że wykupili się tak tanim kosztem, oraz dziwiąc się głupocie króla. Już następnego dnia dostarczyli w klatkach wyłapane w mieście koty, szczury i jaskółki. Władca obiecał, że odstąpi od murów o świcie.

– Musiał być rzeczywiście głupi. Na co mu takie łupy?

– Przeciwnie, był bardzo przebiegły. Nocą rozkazał, by do ogonów tych wszystkich zwierząt przywiązano nasączone olejem szmaty albo wiązki suchej trawy. Podpalono je potem, a zwierzęta puszczono wolno. Przerażone, poleciały i pobiegły prosto do swych gniazd i kryjówek w mieście. Wybuchły setki pożarów. Gdy mieszkańcy usiłowali je gasić, wojska króla zaatakowały. Miasto padło, a raczej w większości spłonęło. Władca zwyciężył raz jeszcze”.

– Ale w taki sposób stracił też wszystkie skarby, które tam były. – zauważyła rozsądnie Irias.

– Skarby i kosztowności mógł znaleźć w wielu innych miastach, które mu się poddały. Nie mógł jednak pozwolić, by ktoś drwił z jego władzy. Był silny i mądry. Tym, którzy się poddali, zapewniał pokój i bogactwa, którymi musieli się oczywiście podzielić. Inni płacili za swoją pychę.

– Pani też tak postępuje. Daje pokój tym, którzy Jej słuchają. Wrogów bije i przegania.

– Ona też jest bardzo mądra i silna. Pamiętaj o tym i bierz przykład, gdy będziesz miała okazję.

– Spróbuję. – odparła poważnie dziewczynka i zamyśliła się.

– Ty także jesteś niegłupi. A twojej opowieści warto było posłuchać. – zauważył niespodziewanie Harfan. – To był naprawdę dobry podstęp. Zapamiętam ten sposób. Szczury i koty w oblężonym mieście należy zjadać, a nie oddawać je jako okup. To także zapamiętaj, mała wojowniczko. – Roześmiał się, rozładowując zbyt poważną atmosferę.

– Ta zabawka, którą podarowałeś Irias, też może okazać się użyteczna. – dodał, wskazując na procę. – Sierżant ma podobne zdanie, chociaż woli uczciwy miecz albo oszczep. Ale czasy się zmieniają i on także o tym wie. Miał okazję przekonać się o zaletach procy, gdy Irias rozbiła jego dzban z piwem.

– Co takiego?

– Uważam jednak, że powinna przynajmniej poczekać, aż przestanie pić. Wszyscy wiemy, że sierżant ma donośny głos. Nikt jednak nie przypuszczał, że potrafi aż tak szybko biegać.

– Ale i tak mnie nie złapał. – Dziewczynka nie okazywała odrobiny skruchy. „Może to dlatego Pani tak chętnie wysłała ją na polowanie”. – pomyślał Nefer, zaniepokojony zarazem ewentualnymi zamiarami żołnierza względem ofiarodawcy procy.

– Irias, nie powinnaś tego robić. – dodał na głos.

– Tak, tak, przeprosiłam już wujka Tereusa i teraz wcale się nie gniewa.

– Za to zainteresował się tą procą. Uważa, że może się przydać.

– Ale ona jest moja. – zaprotestowała Irias. – To ja będę ćwiczyć, gdy Nefer wróci.

– Oczywiście, wojowniczko. Powinniśmy jednak już jechać. Obiecałem, że będziemy w Pałacu przed zmierzchem. A ty niewolniku, przepłucz gardło, zasłużyłeś na to.

Pamiętając może o wczorajszych cierpieniach kapłana, Harfan podał mu bukłak. Ku swemu zdumieniu i niespodziewanej radości, Nefer znalazł w nim piwo. Pociągnął kilka łyków i oddał z pewnym żalem. Czyżby naprawdę zyskał jeszcze jednego przyjaciela? Co prawda raczej niezwykłego, skoro wojownik złożył przysięgę, że kiedyś go zabije. Chwilowo nic jednak na to nie wskazywało. Gdy rydwan unoszący Harfana i Irias stał się ciemnym punktem na horyzoncie, wzbijającym smugę kurzu, wrócił do pracy i mógł sobie wreszcie pozwolić na przetarcie oczu oraz oczyszczenie nosa po doznanych przeżyciach.

XXXII

Dwa kolejne dni okazały się podobne do siebie. Kapłan nadal obsługiwał żuraw i opanował sposób pracy z tym urządzeniem, pomimo łańcuchów. Tahara nie było nigdzie w pobliżu, a inni strażnicy traktowali go obojętnie i nie odmawiali wody. Zgodnie z zapowiedzią, Pachos także zdawał się ignorować istnienie Nefera. Przy wieczornych posiłkach pojawiła się, oprócz tradycyjnych placków, jakaś brejowata zupa, w której dawało się wyczuć kawałki ryby i ziarna grochu. Smakowała paskudnie, ale była pożywna. Zmęczeni całodzienną pracą towarzysze Nefera nie przejawiali zbytniej skłonności do rozmów, on sam też nie szukał pogawędek. Dlatego zdziwił się, gdy następnego dnia po odwiedzinach Irias zagadnął go wieczorem przy zupie młody chłopak, także skuty kajdanami i pracujący prawdopodobnie przy wymłócaniu ziarna, na co wskazywały wplątane w jego włosy źdźbła i resztki kłosów.

– Ty jesteś tym nowym, przysłanym z Pałacu? Tym, na którego zawziął się Tahar? – Było to raczej stwierdzenie, niż pytanie. Nefera wyróżniała spośród innych spłowiała już i częściowo podarta, ale nadal przydatna szata. I, oczywiście, sandały.

– Tak, to ja. Kilka dni temu zesłano mnie tu z Pałacu i rzeczywiście, Tahar przydzielił mnie do pracy w kanale. – odpowiedział ostrożnie.

– Miałeś dużo szczęścia. On potrafi być bardzo wredny. Zamęczył już kilku spośród tych, których sobie upatrzył. Nienawidzi zwłaszcza takich, których przysyłają z Pałacu. Musisz na niego uważać.

– Ale dlaczego? Przecież nic mu nie zrobiłem?

– Może dlatego, że sam służył kiedyś w Pałacu. Za jakieś przestępstwo został zesłany do tego folwarku i nigdy już nie wezwano go z powrotem. Tak mówią. – Cichy głos rozmówcy zbliżał się do szeptu. – W jakiś sposób wkradł się w łaski poprzedniego zarządcy i został nadzorcą. Teraz mści się na innych, chociaż też jest niewolnikiem.

– Wielu jest tutaj takich, których przysłano za karę?

– O tak, prawie wszyscy niewolnicy. Z Pałacu, różnych warsztatów czy innych miejsc w Stolicy. Niektórzy już od kilku lat, jak Tahar.

– Czy ktoś w ogóle stąd wraca? Wraca do Pałacu? – zadał dręczące go najmocniej pytanie.

– Ja wrócę z pewnością. Co prawda nie do Pałacu, tylko do warsztatu. Jestem zbyt dobry w tym co robiłem, aby długo mnie tu trzymali.

– A co takiego robiłeś?

– Nazywam się Oros i jestem cieślą. Pracowałem w Stolicy, w warsztatach, które budują te nowe łodzie i okręty z drewna. Byłem co prawda niewolnikiem, ale żyło nam się całkiem nieźle. Królowa, Oby Żyła i Władała Wiecznie, dba o tych, którzy potrafią dobrze pracować. Mieliśmy pod dostatkiem piwa i chleba, a nawet mięsa. Nie trzymano nas też w łańcuchach i zagrodach, jak tutaj.

– Skoro tak, to jak tu trafiłeś? – Nefer wiedział już, że o takie sprawy raczej nie pyta się współwięźniów, ale Oros z jakiegoś powodu miał ochotę na rozmowę.

– Ech… pobiłem się o coś z innym niewolnikiem. Zwyciężyłem, tamten trochę oberwał i… Zarządca uznał mnie za winnego tej bójki. Jestem tu już kilka miesięcy, ale powinienem wkrótce wrócić. Niech tylko skończą się żniwa, teraz potrzebują tutaj każdego. Potem przyjdzie wylew i łodzie będą jeszcze bardziej niezbędne niż zwykle. A ja jestem naprawdę dobrym cieślą.

– Życzę ci tego z całego serca.

– Powiedz lepiej, czym zajmowałeś się w Pałacu? I czy… widziałeś kiedyś z bliska Najwspanialszą Panią? – Oros przeszedł najwidoczniej do tematu, który sprowokował go do podjęcia rozmowy.

– Pracowałem w… ogrodach. – Nefer nie miał zamiaru zdradzać prawdziwego charakteru swej służby. – Świetlista Pani raz czy drugi przechadzała się w miejscu, w którym akurat byłem.

– Czy jest naprawdę tak piękna, jak mówią?

– Nie wiem, co mówią w stoczniach, ale Ona jest z pewnością piękniejsza niż wszystko, co mogłeś na ten temat usłyszeć. Szczególnie gdy się uśmiecha…. Ma też cudowny głos… Groźny, gdy jest zagniewana, ale miły, gdy cię pochwali. – Opowiadając o sprawach, które budziły w nim szczególne emocje, Nefer zapomniał się nieco. Oros szybko sprowadził go na ziemię.

– Jej głos? Bogini odezwała się do ciebie? Do niewolnika?

– Eee… wyraziła kiedyś uznanie dla kwiatowej grządki, którą się zajmowałem. – Improwizował. – Ona lubi piękne kwiaty.

– Ale żeby pochwaliła niewolnika? Podczas wszystkich uroczystości, gdy można Ją ujrzeć z daleka, jest taka zimna i wyniosła. Często okazuje też okrucieństwo przy sprawowaniu sądów.

– To nie tak… Potrafi być również wspaniałomyślna i łaskawa dla tych, którzy Jej służą. Ja… obraziłem pewnego dostojnika…. A raczej, to on uznał się za obrażonego i chciał mojej śmierci. Tylko dzięki Jej dobroci trafiłem tutaj, a nie w ręce kata.

– Mówiłem już, że miałeś szczęście. Ale na kaprysy Królowej nie zawsze można liczyć.

– To nie był kaprys… Ona nie uważała, żebym był winny w tej sprawie. I nie wahała przeciwstawić się księciu. A co do reszty… Sam mówiłeś, że w tych warsztatach nie żyło się wam źle, nawet niewolnikom. Jak myślisz, dlaczego? Bo Najwspanialsza tak chce. Chce, żeby wszyscy, którzy na to zasługują, żyli w pokoju i mieli co jeść. Pracuje naprawdę ciężko, aby tak było.

– Królowa pracuje? Chyba żartujesz!

– A tak, całymi dniami siedzi nad papirusami i tabliczkami, nawet po nocach. I ktoś musi kontrolować urzędników oraz zarządców. – Nefer znowu się zapomniał.

– Ciekawe, skąd ty o tym wiesz? Niewolnik pracujący w ogrodach?

– W Pałacu wszyscy o tym wiedzą. – Ta przeklęta skłonność do gadulstwa z pewnością kiedyś go zgubi. Dlaczego nie mógł siedzieć cicho?

– Zapewne. Nic nie wiem o Pałacu, ale wiem, jak się traktuje niewolników. Nawet przyzwoici nadzorcy nie zdradzają im swoich tajemnic. A przynajmniej, zwykłym niewolnikom. – Oros nie został raczej przekonany. – Idę spać, jutro znowu wstajemy wcześnie. – Cieśla najwyraźniej stracił ochotę do rozmowy i oddalił się w swoją stronę. ”Ta pogawędka z pewnością nie poszła najlepiej”. – Nefer po niewczasie żałował swojej zapalczywości. Chciał przedstawić Władczynię w jak najlepszym świetle, a teraz zaczną go podejrzewać nie wiadomo o co. Jeśli Oros rozpowie o tej rozmowie, a wyglądał na gadułę, z pewnością on sam stanie się przedmiotem plotek. Dziwny niewolnik, zesłany do folwarku z Pałacu, który podaje się za ogrodnika, a rozprawia o sposobach rządzenia państwem przez Boginię. Raczej nie zyska tu niczyjego zaufania ani sympatii.

Gryzł się tym trochę trzeciego dnia przy żurawiu, ale potem dał sobie spokój. Niech myślą co chcą. A Boska Pani naprawdę jest taka, jak Ją przedstawił. Może trafi to w końcu do Orosa i jemu podobnych. Nie spodziewał się, jak szybko jego opinie znajdą oczywiste dla wszystkich potwierdzenie. Ten dzień przyniósł bowiem wielką niespodziankę.

Gdy wracał wieczorem do zabudowań folwarcznych, z daleka już zauważył radosne podniecenie, ogarniające zarówno strażników, wolnych najemników, a nawet współtowarzyszy niewoli. Z zasłyszanych, urwanych zdań, zorientował się, że ze Stolicy powróciły łodzie wysłane z transportem ziarna. Zaniepokoił się, bo oznaczało to zarazem powrót Tahara. Natychmiast przypomniał sobie ostrzeżenia Orosa. Co prawda, rządca Pachos nie powinien dopuścić do powtórzenia tego, co działo się przez pierwsze dwa dni, ale w widoczny sposób nie radził sobie z samowolnym strażnikiem. Te niewesołe myśli zeszły jednak na dalszy plan, gdy na centralnym majdanie folwarku dostrzegł grupkę krzątających się ludzi, którymi kierował… Tak, nie mógł się mylić… To był Ahmes. Wymachując rękoma i wydając głośne polecenia, wysyłał podwładnych, by przygotowywali stoły oraz zastawiali je misami, koszami i dzbanami przynoszonymi z zacumowanej do pomostu łodzi. Inni pracowali przy rozpalonym ognisku, podgrzewając w wielkim kotle jakąś potrawę. Dobiegały stamtąd smakowite zapachy, pobudzające wszystkich obecnych. Wokół gromadzili się już nadzorcy i wolni robotnicy. O dziwo, nie odpędzano nawet niewolników, którzy niepewnie zebrali się w jednym z zakątków dziedzińca.

– Co tu się dzieje? – zapytał jednego ze współtowarzyszy.

– Podobno z Pałacu przysłano poczęstunek, także dla nas. – odparł radośnie rozmówca. – Dzisiaj będzie coś innego, niż te placki z kamienia i cuchnąca breja.

Nefer zdążył się już przekonać, że taka ocena podawanego na folwarku jedzenia była zbyt surowa, ale i tak przełknął ślinę. Co prawda, radość z ewentualnej uczty była niczym wobec prawdopodobnej możliwości rozmowy z Ahmesem. Co on jednak tutaj robił? Królowa była zdolna do takich gestów jak ofiarowanie poczęstunku, nawet więźniom czy niewolnikom. Ale nie musiała przecież wysyłać do tego zapadłego folwarku osobistego kucharza, wartego dwadzieścia pięć talentów srebra. Nasuwało się tylko jedno wyjaśnienie. Przyjaciel przybył tu z własnej woli, specjalnie dla niego. Te przysmaki, których zapach drażnił wszystkie podniebienia… On sam był głównym obdarowanym. Inni mieli skorzystać przy okazji. Ahmes z pewnością nie mógł jednak opuścić Pałacu na dwa albo trzy dni bez zgody Najdostojniejszej. Trudno też było się spodziewać, że otrzyma takie pozwolenie z błahego powodu, w trakcie przygotowań do zapowiedzianej przez Władczynię uczty. A więc powód musiał być ważny także dla Świetlistej Pani. Nawet w głębi duszy nie ośmielił się wypowiedzieć myśli, które przemknęły mu przez głowę.

Szturchnięcia strażników uciszających niewolników, pomogły mu wrócić do rzeczywistości. Ahmes zakończył już przygotowania, na ganku swego domostwa pojawił się Pachos. Wszyscy z rosnącą niecierpliwością oczekiwali jego słów.

– Najjaśniejsza Królowa i Najpotężniejsza Bogini, Amaktaris Wspaniała, Żywe Wcielenie Izydy, Dawczyni Życia i Światła, Oby Żyła i Władała Wiecznie, zechciała w swej niepojętej łaskawości zaszczycić was tym poczęstunkiem. To dowód uznania Boskiej Pani za pierwsze plony, które dotarły w te żniwa do pałacowych spichrzów. Wolni mogą podejść do stołów. Niewolnicy otrzymają miskę potrawki i kubek piwa przy ogniu.

– Niech żyje Świetlista Pani, Oby Żyła i Władała Wiecznie! – Nefer sam nie wiedział, czy to on zaintonował ten okrzyk, czy tylko przyłączył się do ogólnego przejawu radości, który przerwał przemowę Pachosa. Nadzorca jednak jeszcze nie skończył. – Ta barka wraca jutro do Pałacu. – Wskazał na łódź, którą przybył Ahmes. – Nie będzie wracać pusta. Po zakończeniu poczęstunku niewolnicy załadują ją workami z ziarnem.

Nawet perspektywa dodatkowej, nocnej pracy nie mogła stłumić w tej chwili powszechnego entuzjazmu. Razem z innymi, Nefer ustawił się w kolejce po miskę jedzenia i piwo. Potrawę przyrządził chyba osobiście sam Ahmes. Pomimo tego, że odgrzewano ją nad ogniskiem, smakowała bowiem wspaniale. I to nie tylko dlatego, że do kaszy dodano szczodrze mięsa i warzyw. Kapłan przysiadł na uboczu, w cieniu któregoś ze spichrzy, celowo unikając innych uczestników biesiady. Spodziewał się, że gdy tylko przyjaciel upora się z obowiązkami, zechce z nim dyskretnie porozmawiać. Nie pomylił się.

– Nie zapytam, co tu porabiasz, bo to oczywiste. – Powitał siadającego Ahmesa, który pojawił się z własnym dzbanem i sporym zawiniątkiem. – Ale naprawdę dziękuję.

– Jesteś chyba najczęściej odwiedzanym niewolnikiem w dziejach tego folwarku. – Roześmiał się kucharz. – Jeszcze trochę, a trzeba będzie zabiegać o terminy audiencji.

– Skąd wiedziałeś, gdzie mnie znaleźć? Od Irias?

– A od kogóż by innego? Przyłapałem ją wczoraj na kradzieży ciastek i zmusiłem do mówienia. Opowiedziała o swojej wizycie z Harfanem. Potem koniecznie chciała tu ze mną przypłynąć, ale Królowa na coś takiego już się nie zgodziła. Zostaję z moimi kuchcikami na noc i wracamy dopiero jutro.

– Czyli to Najjaśniejsza dała pozwolenie na twoją wyprawę? Nie mogło być inaczej.

– Irias opowiadała, że źle cię tu traktują… Pociągnąłem też za język Harfana i postanowiłem przyjechać z jedzeniem. – Rozwinął pakunek. – To moja specjalna pieczeń, próba przed ucztą w Pałacu. Będziesz jadł jak prawdziwy książę. Co ja mówię, o wiele lepiej. – Ahmesa nie opuszczało przekonanie o doskonałości jego sztuki. W pełni zresztą uzasadnione, jak przyznał po chwili Nefer, kosztując zimnego mięsa.

– A to wszystko? – Wskazał pytająco na zastawione stoły, ogień, ucztujących robotników.

– Nie jestem z takich, którzy pozwalają, by inni głodowali w mojej obecności. Jest taki zwyczaj, że po zakończeniu żniw robotnicy i niewolnicy z folwarku, który zebrał najwięcej ziarna wysokiej jakości, otrzymują poczęstunek z Pałacu. Wprowadziła go jeszcze zmarła królowa Taramis. Poprosiłem Najjaśniejszą, by nieco zmodyfikowała tę nagrodę. Transport z folwarku Pachosa nadszedł jako pierwszy i to był dobry pretekst. Ziarno nie jest wprawdzie szczególne, ale co tam. Jej Wspaniałość zgodziła się. Zwłaszcza, gdy poprosiła też Irias. Ona… – Ahmes nieco się zawahał. – Ona prosiła także, by cię uwolnić. Ale na to Boska Pani zgody już nie dała. Powiedziała, że nie nadszedł jeszcze właściwy czas. Irias na to, że jest wstrętna i okrutna, bo rozkazała cię głodzić i batożyć. Królowa musiała naprawdę ostro zganić dziewczynkę. Potem jednak, z miejsca zgodziła się na naszą prośbę. I tak, jestem tutaj. Masz w tej małej prawdziwego przyjaciela.

– Wiem. W tobie także… Tylko nie nazywaj Irias małą w jej obecności. Nie chciałbym śmiertelnej kłótni pomiędzy moimi przyjaciółmi.

– Nie jestem głupcem. – Obruszył się żartobliwie Ahmes. – Skończyłeś już te pomyje? Mam tu prawdziwe piwo, z moich własnych zapasów.

– Nie powinienem przypadkiem stawić się do pracy przy załadunku barki?

– Załatwiłem ci wolny wieczór. W mojej piwnicy nie brakuje też wina, a rządca Pachos… Nie potrafi się oprzeć tak wybornym gatunkom.

– Pachos… Wiesz, oczywiście, że był osobistym niewolnikiem naszej Pani, pierwszym, którego miała? Wspominał też o kilku innych. Ahmesie, proszę, muszę wiedzieć…

– Naprawdę chcesz to wiedzieć? Zwłaszcza teraz, tutaj?

– Tak, muszę…. Proszę cię.

– Nie wiem wszystkiego ale… Poprzedni osobisty niewolnik zginął. Zginął na Placu Śmierci, z rozkazu Najjaśniejszej. Umierał długo, kilka dni. Ona… Zachodziła wtedy na Plac… Nie okazała jednak litości, chociaż służył ponad pół roku. To był młody chłopak, Jej rówieśnik.

– Dlaczego? Cóż takiego uczynił? Ona nie mogła skazać go bez powodu. – Wstrząśnięty Nefer niemal zerwał się z miejsca. – Najwspanialsza nie jest taka, nie jest…

– Tego nie wiem. – Ahmes pociągnął go w dół. – Nikt nie chce o tym mówić. Nikt nic nie wie o tej sprawie. Może tylko mistrz Apres, ale jego raczej nie spytam. Sam spróbuj, jeśli chcesz.

Nefer przypomniał sobie zimne spojrzenie mistrza, jego nienagannie uprzejme zachowanie i beznamiętny zamiar poddania torturom każdego, kto mógłby w domniemany sposób zagrozić Królowej, albo miałby jakąkolwiek, nawet przypadkową wiedzę o takim zagrożeniu.

– Nie, raczej nie będę próbował. Ale dziękuję, że mi powiedziałeś.

– Napijmy się, to miał być wesoły wieczór.

– Masz rację, napijmy się.

Nefer uniósł kubek i wychylił piwo, wysuwając dłoń po dolewkę, której Ahmes nie odmówił. Pomimo prób przyjaciela, nie szczędzącego piwa i zasypującego rozmówcę dworskimi plotkami – był znakomicie poinformowany o wszystkich skandalach i skandalikach – dobry nastrój jednak prysnął. Kucharz wyczuł szybko, że Nefer chciałby zostać sam i, jak prawdziwy przyjaciel, spełnił tę niewypowiedzianą prośbę. Pożegnał się pod pretekstem zmęczenia i odszedł w swoją stronę, zostawiając nieopróżniony do końca dzban. Kapłan nadrobił to niedopatrzenie, nie chcąc rozważać słów Ahmesa i losu poprzednika. Na jakiś czas zdołał osiągnąć cel, ale nawet zasypiając, wiedział, że te myśli powrócą.

XXXIII

O świcie Nefer miał okazję przekonać się, że zasypianie po wypiciu dużej części dzbana z piwem nie jest najlepszym pomysłem, przynajmniej w przypadku niewolnika. Wieczorem zachował na szczęście tyle przytomności, by odrzucić puste naczynie i powrócić do zagrody, teraz jednak zaspał i, po raz nie wiadomo już który podczas swojej krótkiej kariery sługi, obudzony został kopniakiem. Co gorsza, niektórzy z towarzyszy niedoli zauważyli jego nieobecność przy załadunku barki i pojawiły się nieprzychylne komentarze. Nie zwracał na to uwagi, jedząc z ciężką głową skromne śniadanie. Po Ahmesie i jego przysmakach pozostało tylko wspomnienie. Łódź odpłynęła zresztą o brzasku i Nefer żałował teraz, że nie okazał przyjacielowi należytej wdzięczności, ani nawet nie zdążył się z nim pożegnać. Miał nadzieję, że Ahmes zrozumie. Po prostu wczoraj nie mógł myśleć o niczym innym, niż okropny los swego poprzednika. Teraz też myśli pchały się natrętnie, przywołując obrazy skazańców torturowanych na Placu Śmierci i przechadzającej się wśród nich, obojętnej, wyniosłej Bogini.

Ale przecież Ona nie okazywała okrucieństwa bez powodu. Na tyle zdążył już poznać swoją Panią. Ci, którzy trafili na Plac, zasłużyli sobie na ten los. Na pewno nie skazała jego bezimiennego poprzednika dla kaprysu, czy powodowana nagłym atakiem gniewu. Gdyby Najjaśniejsza tak postępowała, on sam prawdopodobnie już dawno pożegnałby się z życiem. Cóż takiego mógł jednak uczynić tamten niewolnik? Zawiódł lub zdradził Najwspanialszą Panią? Zaufała mu, a on wydał wrogom Jej tajemnice? A może… Uraził Ją, znajdując inny obiekt uwielbienia? Kobietę lub mężczyznę? Podobno był młody, może trudno było mu wytrzymać prowokowane przez Boską Panią napięcie? Czy jednak to wystarczyłoby, aby skazała go na okrutną śmierć i napawała się jego cierpieniami? O ile znał Świetlistą, to raczej nie. Była jednak kobietą i także była młoda. Kto wie, jak mogła zareagować na coś takiego?

Może osobisty niewolnik sam posunął się za daleko w uwielbieniu wobec Władczyni? Możliwości było zbyt wiele. Czy ośmieli się kiedyś zapytać o to swoją Panią? Chyba nie, nawet jeżeli powróci na dwór z tego folwarku. W to ostatnie już nie wątpił. Miał nie tylko słowo Królowej, ale i przemawiających za nim, wpływowych przyjaciół. Przede wszystkim Irias, także Ahmesa, może również Harfana. Władczyni chwilowo nie zgodziła się jeszcze na prośby dziewczynki, ale zapewne uczyni to najdalej po żniwach – które wkraczały właśnie w okres najgorętszych prac. Taką miał przynajmniej nadzieję. Tylko co wtedy? Co może mu zagrażać na dworze i w towarzystwie Bogini? Na to, po raz kolejny, nie znalazł odpowiedzi.

Pogrążony w rozważaniach, nie zwrócił niemal uwagi na to, że skierowano go dzisiaj na pole, na którym pracowali żeńcy. Najwidoczniej jęczmień, który tak sumiennie podlewał przez ostatnie trzy dni, uznano już za dostatecznie dojrzały i zamierzano go w najbliższym czasie zebrać. Przeprowadzenie żniw było teraz najważniejszym zadaniem wszystkich robotników, tak wolnych, jak i niewolników. Kapłan trafił na rozległy zagon pszenicy. Ustawieni w szeregu żeńcy ścinali kłosy szerokimi, mocno zakrzywionymi sierpami. Byli to wyłącznie wolni pracownicy. Właściwe posługiwanie się sierpem wymagało wprawy, a zresztą niewolnikom nie dawano do ręki ostrych narzędzi, jeżeli nie było to absolutnie konieczne. Zadaniem Nefera i kilku jego towarzyszy okazało się odnoszenie koszy, do których żeńcy wrzucali zebrane kłosy. Dźwigali je na dziedziniec folwarku i wysypywali na twardym, glinianym klepisku przed jednym ze spichrzy. Tam pracowali cepami inni niewolnicy, wymłócając ziarno.

Noszenie dużych koszy okazało się cięższe niż praca przy żurawiu, po raz pierwszy miał jednak okazję przebywać z innymi robotnikami, w tym także wolnymi. Wzmożony wysiłek pozwolił też Neferowi pozbyć się wrażenia ciężkości głowy, które dręczyło go rankiem. Na dalszy plan zeszły wreszcie ponure rozmyślania. Podczas południowego posiłku głównym tematem rozmów była, oczywiście, wczorajsza uczta i niespodziewana łaskawość Władczyni. Robotnicy chwalili na ogół Królową, ciesząc się, że pod Jej rządami panuje pokój, a urzędnicy i wielmoże nie mogą gnębić ludu tak bardzo, jak czynili to uprzednio. Kilku młodszych żeńców miało jednak inne zdanie.

– Teraz mogę ścinać tylko te kłosy – narzekał jeden z nich. – Za poprzedniego Faraona wstąpiłbym do armii, ścinał głowy Hetytom albo Syryjczykom. Zdobyłbym sławę i łupy.

– Kto ci broni? – zauważył któryś ze starszych. – Po wsiach krążą przecież werbownicy.

– Służba w wojsku Królowej to same nudy. Męczące ćwiczenia, kopanie kanałów albo praca na budowach. I do tego kije podoficerów. To nie dla mnie, chciałbym walczyć, zdobywać obce ziemie i miasta. Jak za Faraona. Ale czego można się spodziewać po kobiecie, choćby nawet była Królową i Boginią?

– Mylisz się. Nasza Pani potrafi walczyć, gdy jest to konieczne. Dowiodła tego niejeden raz. Jest godną córką i następczynią swego Ojca! – Niepomny wielokrotnie składanych samemu sobie obietnic, Nefer znowu nie wytrzymał. – Po prostu nie chce wojny, która niesie głównie nieszczęścia.

– Wojna daje sławę i łupy, ale to zajęcie dla mężczyzn. Kobieta tego nie zrozumie.

– A skąd biorą się te łupy? Z rabunku, nieszczęścia i krzywdy takich jak my. Nawet wojna poza granicami wymaga też zresztą większych danin i podatków. Królowa chce tego uniknąć, chce, by wszyscy żyli spokojnie i codziennie jedli kolację. Ale Kraju bronić potrafi..

– Takich jak my? To na wojnie zdobywa się niewolnych, więc może tobie się ona nie podoba, ale zaraz ci pokażę, jak potrafię walczyć i potraktować pięścią niewolnika!

Oponent chciał rzucić się na Nefera, szczęśliwie przytrzymali go inni.

– Spokojnie! – rozkazał jeden ze starszych. – Nie potrzebujemy tu żadnych bójek i awantur. Mogą nam wszystkim tylko zaszkodzić. A Królowa istotnie dba o poddanych. Pamiętam dobrze sławne rządy Jej Ojca i wolę obecne. Czas wracać do pracy.

Incydent zdawał się nie mieć dalszych konsekwencji, ale sięgając po swój kosz, Nefer poczuł na sobie czyjś uważny, uporczywy wzrok. Z pewnej odległości zajściu przyglądał się Tahar. Nie interweniował, bo właściwie do niczego jeszcze nie doszło, ale dlaczego znalazł się akurat tutaj? Teraz, gdy zaczął zwracać na to uwagę, kapłan zauważył, że Nubijczyk często kręcił się w pobliżu. Nie zadawał sobie nawet szczególnego trudu, by udawać, że zajmuje się czymś innym, niż obserwowanie wybranego niewolnika. Nefer poczuł dreszcz obawy. Co to ma znaczyć i dlaczego nadzorca zachowuje się tak, jak gdyby zdawał się na coś czekać? Raz jeszcze nakazał sobie ostrożność i wrócił do pracy.

Szczęśliwie dzień zakończył się bez kolejnych kłopotów. Wieczorem wszyscy byli zmęczeni, niewolnicy szybko pochłonęli więc niezbyt smaczną, ale w miarę pożywną kolację i ułożyli się do snu, jak kto mógł. „Muszę bardzo uważać. Jeszcze tylko kilka dni”. – pocieszył się tą nadzieją i zasnął.

Następnego dnia wysłano go na mniejsze, bardziej oddalone pole. Pracowało tu tylko kilku żniwiarzy, a Nefer był jedynym odnoszącym kosze pomocnikiem. Początkowo ucieszył się nawet, że nie spotka tamtego młodego narwańca. Wkrótce zorientował się, że wszyscy żeńcy na tym polu pszenicy są cudzoziemcami. Od rodowitych Egipcjan odróżniał ich wygląd, rodzaj noszonych skromnych ozdób oraz język, w którym wymieniali między sobą krótkie, niezrozumiałe zdania. Dla rozrywki starał się określić pochodzenie nowych towarzyszy i po pewnym czasie zdecydował, że muszą to być członkowie ludu Hapiru.

Te dzikie, prymitywne plemiona zamieszkiwały wschodnią pustynię na pograniczu Azji. Słyszał, że wielu z nich porzucało ubogie, niebezpieczne życie w stronach ojczystych i osiedlało się w Egipcie. Trudno się było nawet temu dziwić. Przybysze osiadali głównie w Dolnym Kraju, wielu z nich miało pracować w okręgu Awaris, gdzie zajmowali się wytwarzaniem suszonych na słońcu cegieł z gliny i słomy. Byli podobno dobrymi robotnikami, ale trzymali się z dala od Egipcjan i nie dopuszczali nikogo do swego kręgu. W Górnym Kraju widywano ich nieczęsto. Ta grupka musiała najwidoczniej zawędrować w okolice Stolicy, gdzie zatrudniono ich przy żniwach.

Nefer nie próbował nawiązać rozmowy, jako obcy – i do tego niewolnik, zapewne i tak spotkałby się z pogardliwą wrogością. Po południu zarządzono przerwę na skromny posiłek. Wśród cudzoziemców rozległy się narzekania na jedzenie, istotnie nieszczególnie smaczne, chociaż pożywne.

– Karmią nas tu gorzej niż świnie. – rzucił w niezbyt poprawnym, ale zrozumiałym języku Kraju jeden z obcych. – Ale czemu się dziwić, to wszystko bałwochwalcy i pomiot szatana.

– Dają nam te pomyje, bo jesteśmy dla nich mniej warci od świń. Takie porządki muszą panować w kraju, którym rządzi kobieta. – dodał inny. Nefer starał się ignorować te obraźliwe i niesprawiedliwe uwagi, pomny swoich poprzednich doświadczeń i obietnic.

– Tak, masz rację. Kobieta na tronie to obraza boskiego porządku. W dodatku taka rozwiązła wszetecznica. – kontynuował pierwszy.

– Kłamiesz! – Tego jednak kapłan nie wytrzymał. – Królowa Amaktaris Wspaniała, Oby Żyła i Władała Wiecznie, jest dobrą Panią! Dba o Kraj i jego mieszkańców. A jedzenie… czyż nie przysłała przedwczoraj poczęstunku z pałacowych kuchni?

– Dla nas nie. Przybyliśmy wczoraj z innego folwarku. A nawet, gdybyśmy już tu byli, to pewnie i tak by nas pominięto. Jesteśmy pogardzanymi obcymi.

– Poczęstunek otrzymali wszyscy, nawet niewolnicy. To Królowa tak nakazała.

– To niczego nie zmienia. Kobieta nie może dobrze rządzić.

– Zasiada na tronie przodków! Jest Córą Bogów i Boginią! – Nefer, zaperzony, gotów był bronić swojej Królowej, zapominając o własnej pozycji niewolnika.

– Bogowie Egiptu. Tfu… Pokraczne demony z głowami zwierząt, bratobójcy, boginie – dziwki!

– Jak śmiesz, ty przybłędo! – oburzył się kapłan. – Bogowie pokarzą cię swym gniewem!

– Jest tylko jeden prawdziwy Bóg. Reszta to słudzy szatana!

– Bóstwo jakiegoś prymitywnego plemienia? Dobre może dla pasterzy i ich owiec? – zadrwił Nefer, dotknięty do żywego arogancją rozmówcy.

Cudzoziemiec poderwał się z miejsca, ściskając w ręku sierp. Tym razem nikt nie zamierzał go powstrzymywać, przeciwnie – dwaj inni również zerwali się na nogi, także uzbrojeni w sierpy. Nie czekając na nieunikniony atak z kilku stron, kapłan rzucił się do przodu, zamierzając zadać cios łańcuchem skuwającym mu ręce.

– Co tu się dzieje? Spokój! – Słowom towarzyszył świst bicza i Nefer poczuł piekący ból w plecach. Obcy pospiesznie odrzucili sierpy.

– Na kolana, niewolniku! – Rozkaz poparty został kolejnym smagnięciem bicza.

Kapłan pospiesznie wykonał polecenie, nie zdążył jednak ucieszyć się z zażegnania bójki. Odwróciwszy się na klęczkach, przekonał się, że słuch go nie mylił. Strażnikiem okazał się oczywiście Tahar. Dalszy rozwój wypadków przekonał Nefera, że wpadł w starannie zaplanowaną pułapkę. Nadzorca użył gwizdka, by sprowadzić posiłki.

Nadbiegli inni strażnicy, po chwili jednak – wobec widocznego opanowania sytuacji – wrócili w większości do swoich obowiązków. Pozostali tylko Nubijczyk i dwaj inni. Po pewnym czasie pojawił się wyraźnie zirytowany Pachos.

– Co tu się stało?

– Panie, ten niewolnik zaatakował wolnych robotników.

– Co takiego? – Rządca obrzucił Nefera pełnym niedowierzania spojrzeniem. – Rzucił się na pięciu ludzi, skuty kajdanami?

– Tak, sam to widziałem. A oni to potwierdzą.

Hapiru jeden przez drugiego zaczęli nieskładnie zapewniać, że to szczera prawda.

– To kłamstwo, panie. Oni obrażali Królową i… – Słowa Nefera przerwało smagnięcie biczem.

– Milcz psie! Dostojny pan o nic cię nie pyta!

Tahar nie przepuścił okazji. Pachos nie zareagował, nie chcąc zapewne wystawiać na szwank swego niezbyt mocno ugruntowanego autorytetu.

– Dlaczego miałby to zrobić?

– Szlachetny panie, ten człowiek wdał się w dyskusję o religii i obrażał naszego Boga. Królowie Obydwu Krajów, także obecna Pani, Oby Żyła i Władała Wiecznie, zawsze okazywali szacunek dla naszej wiary, dla wszystkich obcych bogów i nie pozwalali na takie rzeczy. – odparł przywódca obcych.

– To prawda. – zadumał się Pachos. – Dlaczego to zrobiłeś, niewolniku?

– To oni obrażali naszych bogów i samą Królową. Nie mogłem milczeć.

– Panie, ten tutaj niewolnik rzeczywiście obraził cudzoziemskiego Boga, sam słyszałem. Wołał, że jest kapłanem i nie będzie tolerował w Kraju prymitywnych bóstw dobrych dla owiec. – Słowa Tahara przerwały próbę wyjaśnień Nefera. Zrozumiał, że wszystko zostało umyślnie przygotowane i nie ma szans na przekonanie Pachosa. Miał przeciwko sobie zgodne oświadczenia pięciu pracowników, co prawda cudzoziemców, ale wolnych, wsparte słowami strażnika. Ktoś taki jak Pachos nie przeciwstawi się tej opinii, nawet gdyby miał wątpliwości.

– Jesteś kapłanem? – spytał z niechęcią rządca.

– Tak, panie. A raczej byłem, zanim trafiłem do niewoli. – Nefer poczuł, że to ostatecznie pogrążyło go w oczach rozmówcy.

– Nic o tym nie mówiłeś… Ale zaczynam pewne sprawy rozumieć. – Na tym Pachos zakończył przesłuchanie.

– Czy jesteście gotowi przysiąc na waszego Boga, że ten niewolnik obraził i Jego i i was, a potem zaatakował?

– Tak, Dostojny panie, przysięgamy. – odpowiedział przywódca.

– A ty, Taharze, potwierdzasz swoje słowa?

– Tak, panie, potwierdzam.

– Dawne i nowe zarządzenia Władców Obydwu Krajów istotnie zakazują obrażania bogów, także obcych. A ja nie będę tolerował żadnych burd, z jakiegokolwiek powodu. Niewolnik zostanie ukarany.

– Panie, Krzywy Kanał nie został jeszcze w całości oczyszczony, a do wylewu nie zostało wiele czasu. – podsunął usłużnie Tahar.

– To dobry pomysł. Tam nie sprawi kłopotów, wdając się w bójki. Na wszelki wypadek, na noc pójdzie do lochu. – Zadecydował Pachos. – Ale ma otrzymywać normalne racje jedzenia i wody, czy to jasne? – Zmitygował się nieco, przypominając sobie widocznie, że jednak Nefer nie jest zupełnie zwyczajnym niewolnikiem i powinien przeżyć.

– Jak rozkażesz, panie. – Tahar przyjął to polecenie z podejrzaną skwapliwością. Jak gdyby osiągnął już swój cel i nie zależało mu na dalszym dręczeniu ofiary.

– Zabrać go do lochu, a jutro wysłać do kanału. – Pachos wydał polecenie nadzorcom i ruszył w swoją stronę, nie oglądając się na skazańca.

Nefer szybko trafił do znajomej już nory w ziemi. Tak jak poprzednio, przykuto jego kajdany do metalowego pierścienia. Po chwili został sam w ciemności. Jak długo miała trwać jego kara? Aż do oczyszczenia reszty kanału? Tego rządca nie powiedział. Kapłan nie miał zresztą pojęcia, jak długi jest ten przeklęty rów. Przynajmniej powinien dostawać jedzenie i wodę, tak więc wytrzyma do końca kary albo, na co liczył coraz bardziej, do chwili, gdy prośby Irias odniosą skutek i zmiękczą serce Bogini.

Czy jednak nauczył się czegoś na folwarku? Zmuszony był przyznać, że popisał się nadzwyczajną głupotą. Zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, a jednak dał się sprowokować jak dziecko. Obrażano Królową, a on natychmiast wdawał się w kłótnie. Było teraz dla niego oczywiste, że całą sytuację zaplanowano. Celowo skierowano go do pracy razem z tymi Hapiru, na odludnym zagonie. Potem było już tylko jego słowo przeciwko słowom pięciu robotników i strażnika. Dlaczego w trakcie posiłku obcy zaczęli nagle rozmawiać w języku Kraju? Tylko taki głupiec, jak on mógł nie zauważyć pułapki. I, oczywiście, Tahar był na miejscu. Krążył przecież wokół jak sęp, już poprzedniego dnia.

Wczoraj jeszcze się udało, dzięki rozsądkowi starszych pracowników. Dzisiaj, ci Hapiru… Jak mogli złożyć tak jawnie fałszywą przysięgę? Nie bali się gniewu swego Boga? A może, boska kara za krzywoprzysięstwo nie dotyczyła spraw z obcymi? To było do nich podobne. Zawsze izolowali się od innych. I skąd właściwie wzięli się na tym folwarku? Zazwyczaj nie ruszali się zbyt daleko od Awaris. Nagle poraziła go jeszcze jedna myśl. Skąd Tahar wiedział, że on sam był… jest kapłanem? Nie zdradził tego nikomu, nawet Pachosowi. Informacji tej nie zawierał też list Królowej. Włosy na głowie zdążyły już bujnie odrosnąć. Czy wygadał się Ahmes? Było to zupełnie nieprawdopodobne. Przyjaciel sam kiedyś ostrzegał go przed rozpowiadaniem o tym na lewo i prawo. Harfan też raczej milczałby w tej sprawie i nie pozwoliłby mówić Irias.

Pozostawała tylko jedna możliwość. Tahar dowiedział się o tym podczas pobytu w Stolicy, czy raczej w Pałacu – bo tylko tam byli tacy, którzy o tym wiedzieli. To otwierało drogę do przypuszczeń, które przeszyły Nefera dreszczem strachu.

XXXIV

I znowu znalazł się w tym przeklętym rowie. Podjął pracę w miejscu, w którym przerwał ją przed kilkoma dniami. Krzywy Kanał ciągnął się jeszcze spory kawałek za zakrętem, ginąc wreszcie w kępie zarośli, wyznaczających zapewne rozwidlenie, w którym łączył się z głównym ciekiem nawadniającym folwark. Upał, błoto, fetor i owady nie stały się ani odrobinę mniej uciążliwe. Na szczęście tym razem kapłana rzeczywiście nie głodzono. Nawet wieczorem, w lochu, otrzymał wodę i placek. Rano także wydano mu podobną porcję jak wszystkim innym. Zacisnął zęby… Wytrzyma. Czy ma oczyścić cały kanał? Nie miał pojęcia. Zadanie to zabrałoby jednemu niewolnikowi przynajmniej dwa tygodnie. Miał szczerą nadzieję, że do tego czasu Najjaśniejsza zlituje się nad nim, ponaglana prośbami Irias. Powiedziała, że nie nadszedł jeszcze właściwy czas, by wezwać go z powrotem na dwór… Co miała na myśli i kiedy ten czas nadejdzie? Oby jak najszybciej…

Tymczasem pracował jak poprzednio, taplając się w błotnistym mule i brudnej wodzie. Poszarpana szata coraz gorzej chroniła przed wszechobecnymi owadami. Tahar zaglądał co jakiś czas do tego odludnego zakątka folwarku, ale ograniczał się do zwykłych drwin albo po prostu spoglądał w dół, stojąc na krawędzi kanału. Jak gdyby sprawdzał, czy Nefer jest na miejscu. Potem odchodził w swoją stronę. Wzbudzał poczucie zagrożenia, ale na to kapłan i tak nie mógł nic poradzić. Cieszył się, że nienawistny strażnik przynajmniej chwilowo zostawia go w spokoju. Po południu wyznaczony do tej roli niewolnik przyniósł dzban z wodą, co Nefer przyjął z wdzięcznością. Przynajmniej w tym punkcie polecenia Pachosa były wykonywane. Pomimo obaw, dzień upłynął spokojnie. Wieczorem otrzymał nawet przydziałową breję, zanim zamknięto go w lochu. „Wytrzymać jeszcze kilka dni, potem może Bogini się ulituje”. – Z tą myślą zasnął.

Następny poranek nie zapowiadał niczego niezwykłego. Nefer spożył skromne śniadanie i od świtu pracował w kanale. Pomimo wczesnej pory, Nubijczyk pojawił się dwa razy, z widocznym zadowoleniem obserwując niewolnika. Podobnie jak poprzedniego dnia, zachowywał się spokojnie. Słońce stało już dość wysoko, gdy ciszę przerwały znajome odgłosy poruszającego się rydwanu i parskanie koni. Czyżby znowu odwiedziny Harfana? Nefer z nadzieją spojrzał w kierunku szlaku wiodącego przez palmowy zagajnik. Nadzieja ta z miejsca zamieniła się w przerażenie. To nie był gwardzista. Na platformie rydwanu rozpierał się Książę Nektanebo.

Miał na sobie strój myśliwski, podobnie jak Irias nosił też skórzane buty. Daleko mu było jednak do pewności i elegancji, z którą dziewczynka i Harfan utrzymywali równowagę na chybotliwej platformie. Trzymał się kurczowo krawędzi osłony, podczas gdy towarzyszący Księciu woźnica – człowiek w średnim wieku, o twarzy bez wyrazu – ostrożnie kierował pojazdem. Zapewne zmuszony był nader uważnie i niezbyt szybko pokonać sporą połać pustyni, dzielącą folwark od Pałacu, a i tak Książę nie wyglądał najlepiej. Na widok znienawidzonego niewolnika ożywił się jednak. Raźno zeskoczył z rydwanu i uśmiechnął się, dzierżąc w dłoni zwinięty bicz. Podążył za nim uzbrojony w oszczep, wciąż beznamiętny sługa.

”Skąd on się tutaj wziął?” – Nefer ścisnął swoją jedyną broń, drewnianą łopatę, i cofnął pod przeciwległą ścianę kanału.         Tajemnica przybycia arystokraty wyjaśniła się szybko, gdy na drugim brzegu, nadchodząc od strony folwarku, ukazał się Tahar. On również miał przy pasie bicz, przezornie zabrał też jednak długą, drewnianą tyczkę, służącą zazwyczaj do odpychania płaskodennych barek od brzegów i dna kanału. Na twarzy strażnika także pojawił się uśmiech satysfakcji. Osaczony Nefer stanął na środku rowu. Tkwiąc po kolana w błocie, starał się obserwować jednocześnie wszystkich wrogów.

– Tak jak mówiłem, dostojny panie. Jest tutaj.

– Dobrze się spisałeś, nagroda cię nie minie.

Na znak dany przez Księcia, jego sługa rzucił strażnikowi brzęczącą sakiewkę. Przeleciała przez całą szerokość kanału i spoczęła pewnie w wolnej dłoni Nubijczyka.

– Szlachetny panie, nagrodą będzie udział w pokazaniu temu psu, gdzie jest jego miejsce.

– To cię nie ominie, ty też będziesz miał okazję użyć bicza. Nie jestem samolubny. – roześmiał się książę.

Dla Nefera stało się jasne, że Tahar musiał wydać go już wcześniej. Zapewne podczas pobytu w Pałacu usłyszał krążące wśród służby plotki, domyślił się reszty i zaoferował arystokracie swoje usługi oraz możliwość zemsty. To tłumaczyło też jego późniejsze postępowanie. Tymczasem Nektanebo rozwinął powoli bicz. Był to ten sam okrutny przyrząd, którego tak chętnie używał wobec swoich niewolników. Ostre, metalowe haczyki wplecione w rzemienie, mogły ranić i rozrywać ciało. Nefer dostrzegł, że podobnie zakończone były też bicze Tahara i woźnicy. „Co robić? Wołać o pomoc?” – Zastanawiał się gorączkowo. – „Nawet, jeżeli ktokolwiek usłyszy, nic to nie da”. – Uświadomił sobie, że ktoś taki jak Pachos z pewnością nie przeciwstawi się Księciu, kuzynowi Królowej. Nie potrafił przecież nawet okiełznać aroganckiego strażnika. Czyżby jednak miał zginąć w tej błotnistej dziurze, skutkiem nienawiści zdeprawowanego dostojnika i małych intryg brutalnego nadzorcy?

– Pamiętasz, mnie brudny niewolniku? – Książę nie odmówił sobie przyjemności zadrwienia z bezbronnej ofiary. – Na pewno pamiętasz. Obraziłeś mnie i myślałeś, że ujdzie ci to bezkarnie, dzięki protekcji tej dziwki, mojej kuzynki. – Arystokrata zmełł w ustach przekleństwo. – Otóż nie. Ja nigdy, nigdy nie przebaczam takich zniewag. Ty zapłacisz teraz, ona także, tyle że później.

Nefer zdał sobie sprawę, że wypowiedziawszy te słowa, Nektanebo nie może pozostawić go przy życiu. Zresztą i tak nawet przez chwilę nie wątpił, że Książę ma zamiar go zabić, najpewniej zachłostać na śmierć.

– Tutaj nie ma ani jej, ani tej wścibskiej Irias, pomiotu hieny. Nikt ci nie pomoże, zawszony kundlu. – kontynuował dostojnik. „Niech gada. To moja jedyna szansa. Może coś się wydarzy”. – myślał rozpaczliwie kapłan, dostrzegając, że ani Książę, ani Tahar nie zabrali łuku czy oszczepu. Oszczep miał tylko woźnica, inne pozostały w uchwytach przy rydwanie – podobnie jak łuk i strzały. To dawało cień szansy, nie zamierzali zabić go natychmiast. Sługa uzbroił się na wszelki wypadek, ale celem Nektanebo było, oczywiście, przedłużenie cierpień Nefera.

– Czy myślisz, panie, że Jej Wysokość Królowa nie zainteresuje się losem swego osobistego niewolnika?

– Ma setki sług i bywa zmienna. A zresztą, nikt się nie dowie, co się tutaj stało. ”A więc zmierza zgładzić także Tahara, rzecz jasna, po wszystkim. Książę jest jednak głupcem, jeżeli naprawdę myśli, że to, co chce tutaj uczynić, pozostanie tajemnicą”. – Przemknęło przez głowę Neferowi.

– Hej ty, strażniku! Możesz mnie nienawidzić, ale czy nie pojmujesz, że on zabije też i ciebie, gdy ze mną skończy? Za dużo wiesz i za dużo słyszałeś. Także to, jak groził Królowej!

– Nie słuchaj tego psa! Przyjmę cię do służby w Awaris, tak jak obiecałem. Potrzebuję pewnych ludzi. Kończmy z nim, a potem odjeżdżamy!

”Może to i prawda, ale czy zdradzieckiego strażnika można uznać za pewnego sługę? Nawet Książę nie jest aż tak głupi”. – Pomyślał Nefer. – Zabiją cię na pustyni, Taharze! – zawołał. – Ty znikniesz, a moją śmierć uznają za twoje dzieło!

„To nawet mogłoby się udać”. – Dodał w duchu. – „Ale Amaktaris nie zapomni o tej sprawie, a już na pewno nie wtedy, gdy będą Jej o niej przypominali Irias i Ahmes. – Zostanie więc kiedyś pomszczony, ale było to w tej chwili marne pocieszenie.

– Panie, eee… – zaczął z wahaniem Tahar, który zapewne dopiero teraz zdał sobie sprawę z powagi sytuacji.

– Nie wierz temu kłamcy, do dzieła! – zawołał Książę, smagając biczem. Nefer zdołał osłonić się łopatą i został tylko draśnięty w ramię jednym z ostrzy. Ból i tak był jednak palący. – Rusz się durniu, ogłusz go! – ponaglił rozwścieczony arystokrata. Nubijczyk niepewnie ujął drąg i starał się dźgnąć nim Nefera. Ten zręcznie się uchylił.

– Zabiją cię na pustyni, gdy przestaniesz być potrzebny! Czy tego nie widzisz? – zawołał rozpaczliwie kapłan. – Uciekaj teraz, kiedy jeszcze możesz i masz swoje srebro! Czy zemsta na niewolniku warta jest twojego życia?

Tahar zawahał się, może dotarła do niego wreszcie prawdziwość słów ofiary. Rzucił drąg, który upadł w błoto kanału, i stał w miejscu, nie bardzo wiedząc, co począć.

– Zabij tego durnia! – rozkazał wściekle Książę. – Poradzimy sobie bez niego, a ciało wywieziemy i zostawimy dla szakali.

Nefer dostrzegł kątem oka, że woźnica stanął w pozycji i cisnął oszczepem. Nubijczyk odwracał się właśnie do ucieczki i grot, zamiast w brzuch, trafił go w udo. Tahar zwalił się z jękiem na ziemię. Kapłan nie zauważył, co działo się z nim dalej, całą uwagę zmuszony był skupić na Księciu, który znowu zamachnął się biczem. Nefer postanowił wykorzystać szansę, jaka się przed nim otwarła, i tym razem nie próbował uników czy zastawiania się łopatą. Nie zważając na ból rozrywanych pleców, pochylił się po porzucony drąg. Bicz smagnął go po głowie i barkach, rozcinając skórę w wielu miejscach. Twarz ocalała, ale przeszywający ból omal nie powalił niewolnika na kolana. Wytrwał dzięki sile woli i temu, że wiedział, ile od tego zależy. Gdy Książę brał kolejny zamach, uniósł drąg i zdołał pchnąć arystokratę. Zaskoczony Nektanebo stracił równowagę, nie zdążył powstrzymać potężnego uderzenia i zbyt późno spróbował cofnąć się znad krawędzi rowu. Machając rozpaczliwie rękami, zwalił się ciężko w błoto kanału. Nefer dopadł go, zanim wróg zdołał się pozbierać. Zamierzał zarzucić mu łańcuch na szyję. Książę, choć niezbyt zwinny, okazał się jednak nadspodziewanie silny i zdążył chwycić go za ręce. Walczyli zaciekle, starając się nawzajem przepchnąć. Nektanebo chciał sięgnąć po przypięty do pasa sztylet, ten ruch kapłan zdołał jednak zablokować.

– Zabij tego psa! Natychmiast! – Książę wykrzykiwał rozkazy swemu słudze. Woźnica jednak, pozbywszy się oszczepu, przez chwilę stał zdezorientowany. Nie zdecydował się wskoczyć do kanału, ruszył biegiem ku rydwanowi, po następne drzewce. Nefer zamierzał wykorzystać ten moment, ale zdołał tylko tak ustawić się wraz z Nektanebo, by przeciwnik osłaniał go swym cielskiem przed ciosem oszczepu. Wiedział jednak, że nie zdoła bronić się zbyt długo. Nie był w stanie przepchnąć Księcia, a sługa arystokraty czekał tylko na właściwą okazję. Miał tu jednak umrzeć, chyba, że zdarzy się cud…

I cud się wydarzył.

Nie od razu zdał sobie sprawę, że dochodzące od strony zagajnika dźwięki oznaczają przybycie kilku kolejnych rydwanów. Książę niczego chyba nie usłyszał, zajęty rozpaczliwą walką i wykrzykiwaniem chaotycznych rozkazów.

– Zabij go! Natychmiast zabij tego kundla!

Nefer ze wszystkich sił starał się przytrzymać przeciwnika, ale Nektanebo szarpnął się rozpaczliwie i przesunął w bok.

– Stać! Wszyscy na kolana!

Władczy rozkaz mógł pochodzić tylko z jednych ust. To był głos… Królowej Amaktaris, Oby Żyła i Władała Wiecznie!

– Zabij go! Teraz! Na co czekasz, durniu!

Książę, rozgrzany walką i odwrócony tyłem, zapewne nie usłyszał ani nie dostrzegł przybycia Monarchini. Jego człowiek zawahał się z wzniesionym oszczepem w dłoni. Ta chwila okazała się dla niego zgubna. W tors woźnicy wbiła się nagle strzała…. Z cichym jękiem zwalił się do rowu, wciąż ściskając drzewce. Dopiero widok padającego sługi otrzeźwił arystokratę. Odskoczył od Nefera i spojrzał za siebie. Nad brzegiem kanału zatrzymały się trzy rydwany bojowe, z pełnymi załogami. Na platformie pierwszego z nich stała dumnie sama Bogini we własnej Osobie, wyprostowana i pełna gracji, którą przewyższała innych wojowników – może tylko Irias była w stanie Jej dorównać. Rydwanem Władczyni powoził Harfan. Żołnierzy, tworzących załogi pozostałych wozów, Nefer nie znał. Zapewne byli członkami gwardii. W dłoni Libijczyka, który rzucił już wodze, tkwił łuk. To on wypuścił strzałę.

– Ten człowiek podniósł broń w obecności Pani Obydwu Krajów, Oby Żyła i Władała Wiecznie. – obwieścił ze spokojem.

Najjaśniejsza potwierdziła jego słowa skinieniem dłoni, aprobując w ten sposób wyrok wydany i na miejscu wykonany przez gwardzistę. Przerażony Tahar, który zdołał tymczasem wyjąć ostrze z rany i odczołgać się nieco w bok, przywarł twarzą do ziemi, ściskając zranioną nogę. Nefer obserwował to wszystko spod oka, klęczał już bowiem w błocie, dotykając niemal twarzą lustra brudnej, zamulonej wody. Oczywiście uwagę kapłana przyciągała przede wszystkim Ona, jego Pani, Królowa i Bogini. Ubrana była jak na polowanie, nie brakowało nawet luksusowych, skórzanych butów, chroniących Jej wypielęgnowane stopy. Nawet tutaj nie zapomniała ulubionego, złocistego bicza. W końcu był przecież symbolem monarszej władzy. W jaki jednak sposób Bogini pojawiła się na folwarku i to w tak dramatycznej chwili? To pytanie nurtowało nie tylko Nefera. Z satysfakcją zauważył, że całkowicie zaskoczony Nektanebo stał po prostu z otwartymi ustami.

– Pani, kuzynko… skąd Ty tutaj… – wyjąkał nieszczęsny arystokrata.

– Wydałam rozkaz, by wszyscy upadli na kolana. To dotyczy także ciebie, mój książę. To zresztą przyjęty sposób okazywania szacunku dla Władcy Obydwu Krain. Chcę ujrzeć, jak padasz na twarz, kuzynie!

– Pani, ale ten muł…

– Natychmiast! Albo skończysz jak twój sługa.

Głos Bogini potrafił przybrać twardość granitu. Nektanebo zrozumiał chyba, że nie czas na przesadną dbałość o własną godność, tym bardziej, że i tak był już cały umorusany błotem. Pochylił się i zbliżył twarz do śmierdzącej brei, w której klęczał obok Nefera.

– Niżej, książę! – Królowa okazała się bezlitośnie konsekwentna. – Czyż nie wyraziłam się dostatecznie jasno? Chcę ujrzeć, jak padasz twarzą w to błoto. – Teraz Jej głos był niemal uprzejmy, jak gdyby tłumaczyła coś niezbyt rozgarniętemu petentowi. Przerażony dostojnik zanurzył twarz w mule. Bogini przetrzymała go tak przez długą, bardzo długą chwilę. Nefer przypomniał sobie własne przeżycia w pałacowej sadzawce, ale jakoś nie potrafił odnaleźć współczucia.

– Możesz unieść głowę. – zezwoliła łaskawie Amaktaris, co Książę pojął, gdyż jego uszy wystawały nad powierzchnię błota.

Twarz dworzanina pokryta była warstwą mułu, może i lepiej, musiała bowiem wyrażać uczucia wysoce nieodpowiednie w obecności Władczyni.

– Pani, jak znalazłaś się na tym folwarku, przecież wyruszyłaś o świcie polować na pustyni? – spytał, ocierając dłonią oczy i usta. Najwidoczniej udzielona Księciu lekcja etykiety niewiele go nauczyła. O dziwo, Najdostojniejsza tym razem odpowiedziała.

– Tak, wybrałam się dzisiaj na łowy. Okazały się bardzo udane. Nie zapominaj jednak, że to Ja wybieram rodzaj zwierzyny, na którą zapoluję. – Nawet dla Nektanebo musiało stać się jasne, że to on był właściwym obiektem tego polowania. – A teraz, kuzynie, zechciej wybaczyć, że zajmę się najpierw osobami niższej rangi. Nie zapominam o tobie. Pozostań, proszę, w tej pozycji. – Głos Władczyni był zwodniczo uprzejmy, powinien jednak przejąć dreszczem strachu każdego, kto zdążył poznać Panią Obydwu Krajów.

Uwagę Królowej zaprzątnęło nadejście rządcy Pachosa. Zwabiony zapewne odgłosami zamieszania, nadbiegł na czele kilku strażników. A może ktoś zauważył w końcu przyjazd grupy rydwanów. Na widok Amaktaris, Pachos upadł na kolana i oddał przepisowy pokłon.

– Bądź pozdrowiona, o Najwspanialsza z Bogiń, nie uprzedziłaś Twego sługi o tej wizycie…

– Witaj, Pachosie. Polowałam w okolicy i postanowiłam odwiedzić przy okazji folwark. Wiele z tego, co tu zastałam, budzi Moje niezadowolenie. Na przyszłość, rządco, powinieneś bardziej starannie wykonywać wszystkie swoje obowiązki.

– Tak, o Wielka Pani. Zechciej wybaczyć Twemu niewolnikowi… – Upomniany Pachos pochylił się w jeszcze głębszym ukłonie. Nagana z ust Władczyni musiała być dla niego najsroższą karą. Amaktaris zapewne zdawała sobie z tego sprawę, następne słowa zabrzmiały bowiem łagodniej. – Wstań. Nie ty jesteś obiektem Mojego gniewu. Będę potrzebowała kilku wiader czystej wody, zajmij się tym.

– Natychmiast, o Najdostojniejsza! – Pachos skinął na swoich ludzi, z których czterech pospieszyło wykonać rozkaz.

– Zbliż się, niewolniku! – To polecenie przeznaczone było najwyraźniej dla Nefera. – Możesz wstać.

Posłusznie uniósł się i pokonał w błocie kilkanaście kroków dzielących go od rydwanu Władczyni.

– Wyjdź z tego kanału! Pomóżcie mu! – Ostatni rozkaz był zapewne spowodowany tym, że Królowa dostrzegła kłopoty, jakie skuty i poturbowany Nefer miał z pokonaniem ściany rowu. Dłoń podał mu Harfan, który zeskoczył z platformy rydwanu.

– Kim jesteś, niewolniku?

– Jestem Twym sługą, o Najwspanialsza Pani, jeśli tylko zechcesz ponownie przyjąć me służby. – Klęcząc przed obliczem Władczyni, odpowiedział w sposób, o którym wiedział, że powinien się Jej spodobać.

– Nigdy z nich nie zrezygnowałam. Nadszedł koniec twojego wygnania. Możesz powrócić na Dwór, ale wiesz co to oznacza. – Uniosła dłoń, w której trzymała znajome obręcze. – Daję ci teraz wybór. Albo przyjmiesz te pierścienie i związaną z nimi służbę, albo odejdziesz wolno.

Zaskoczony, pomyślał o Anie i Abydos… Wiedział jednak, że decyzja może być tylko jedna. Podjął ją już wcześniej.

– Najjaśniejsza Pani, z wdzięcznością przyjmuję służbę i obręcze. – odparł cicho.

– Okaż to, niewolniku! – Przez surowy głos Władczyni przebijały się nutki wesołości, jego słowa musiały zadowolić Boską Panią. Odczuwała zapewne satysfakcję, że sama dokonała właściwego wyboru i wyczucie Jej nie zawiodło.

Przez chwilę, zdezorientowany, nie bardzo wiedział, co ma właściwie zrobić. Podobnie jak kiedyś, na placu ćwiczeń, pomógł mu Harfan, wykonując dyskretnie gest naśladujący rozrywanie szaty. Rzeczywiście, przecież szata, nawet poszarpana, przeszkadzałaby Amaktaris w nałożeniu pierścieni. Jej rozdarcie okazało się łatwe i już po chwili klęczał przed Królową zupełnie nagi.

– Wstań! – Na znak Władczyni dwaj strażnicy oblali go wiadrami przyniesionej właśnie wody. Nadal nie był zbyt czysty, ale przynajmniej nie lepił się od błota. Usta Bogini wykrzywił gniewny grymas, gdy ujrzała na barkach i plecach kapłana charakterystyczne rany po ostrym biczu. Zręcznie zeskoczyła na ziemię, ujęła w dłonie jego męskość i już po chwili Nefer ponownie mógł mienić się osobistym niewolnikiem Królowej.

– Możesz podziękować oraz oddać hołd swojej Pani. – zezwoliła z leciutkim uśmieszkiem, w znany mu już sposób wskazując wzrokiem własne stopy. Doskonale wiedziała, jaką przyjemność sprawia mu ich adoracja.

Tym razem jej przedmiotem stały się nie tyle same stopy Bogini, co chroniące je buty. Zaledwie przez chwilę stąpała po ziemi, a już tu i ówdzie przywarło do nich błoto, które zalegało na mulistych brzegach kanału. Nefer upadł na twarz i starał się ze wszystkich sił usunąć te mokre i brudne plamy. Po chwili, oprócz piekącej usta i wargi ziemi, poczuł pod językiem trudny do pomylenia smak skóry. Wyczuwał też intensywny zapach. Emocje niedawnej walki, świadomość, że żyje, że znowu może służyć swojej Pani i Królowej, która uratowała go w ostatniej niemal chwili, wywołały po raz kolejny przypływ silnych uczuć, pojawiających się zresztą zawsze w podobnej sytuacji. Oto jego Bogini, Prawdziwa Dawczyni Życia, ze stopami zanurzonymi w urodzajnym, przynoszącym plony mule. Zlizywał ten muł językiem i zbierał wargami, a jego nagrodą stał się widok nieskazitelnie czystych butów Władczyni. A także bolesny, lecz przyjemny zarazem skurcz w podbrzuszu…

– Wystarczy, wstań niewolniku. Mam tu jeszcze inne sprawy. – Lekko, z gracją wskoczyła ponownie na platformę rydwanu. – Rozkuć go, wraca z Nami do Pałacu. – poleciła Pachosowi, a Nefer dostrzegł na twarzy rządcy z trudem ukrywany grymas zazdrości. To rzeczywiście nie był dla niego najlepszy dzień. Tym jednak Nefer się nie przejmował, stojąc za rydwanem Najjaśniejszej i czując, jak z jego przegubów opadają kajdany.

– Sprowadźcie tego człowieka. – Królowa wskazała biczem rannego, nadal kulącego się przy ziemi Tahara. Zadanie okazało się trudne, strażnik nie mógł bowiem chodzić. Dwóch przybyłych z Władczynią gwardzistów musiało zeskoczyć do mulistego rowu i przynieść jęczącego z bólu nadzorcę. Nie okazywali przy tym szczególnej delikatności, być może zirytowani nieco mułem, w którym brnęli po kolana. Rozkaz Monarchini wykonali jednak bez najmniejszego wahania czy zwłoki. Po chwili Tahar stał przed obliczem Królowej, słaniając się w uścisku żołnierzy. Amaktaris z niesmakiem spojrzała na nadal przypięty do pasa strażnika bicz z kawałkami metalu wplecionymi w rzemień.

– O ile pamiętam, to zabroniłam używania takich przyrządów w Moich posiadłościach. – zauważyła chłodno.

– Wielka Pani, niektórzy niewolnicy wymagają surowych środków. – odparł Tahar.

– Być może masz rację i będę zmuszona zrobić wyjątek. Ty także jesteś niewolnikiem Taharze. Moim niewolnikiem, nie zapominaj o tym.

To, że Władczyni znała jego imię i status, powinno ostrzec nadzorcę. Tak się jednak nie stało.

– Tak, o Niezrównana. Jestem Twym niewolnikiem i służę wiernie na tym folwarku już od kilku lat.

– Wierność Taharze, wierność dla Mojej Osoby i Mojego Tronu jest tym, co może niekiedy powstrzymywać gniew Królowej wobec winowajców. W twoim przypadku nie dostrzegam tej zalety. Rozkazuję wychłostać tego niewolnika jego własnym biczem. Przywiązać go między drzewami.

Głos był spokojny, niemal łagodny. Słowa skazywały jednak na cierpienie i ból, może śmierć.

– Wielka Pani, łaski! Pewnie byłem trochę zbyt surowy dla tego niewolnika, ale nie wiedziałem, że może być kimś ważnym! I przecież on żyje!

Tahar rozpaczliwie usiłował uzyskać przebaczenie. Żołnierze zdarli z niego szatę i wtedy upadła na ziemię sakiewka otrzymana od Księcia. Jeden z gwardzistów podniósł ją i wysypał zawartość u stóp Królowej. Zabrzęczało srebro, sztabki i pierścienie. Naktanebo okazał się hojny. ”Nic dziwnego”. – pomyślał Nefer. – „I tak miał zamiar go zabić, odzyskałby srebro”.

– Sądzę, że to dostateczny dowód twojej wierności Taharze. Niech otrzyma tyle batów, ile dostał srebra! Po jednym za każdy pierścień i po dwa za każdą sztabkę! – Władczyni podkreśliła rozkaz, uderzając złocistym biczem o cholewkę buta.

Nadzorca zbladł jeszcze bardziej. Sztabek było sześć, i tyleż pierścieni, co skrupulatnie przeliczył jeden z gwardzistów.

– Sztabki i pierścienie niech otrzymają ubodzy. Może to zdoła oczyścić zbrukane krwią srebro. Zajmij się tym, Harfanie. – Libijczyk skłonił się i pozbierał zawartość sakiewki. – Tak jak rozkazałam, przywiązać tego nędznika i osiemnaście batów jego własnym biczem! I najpierw opatrzcie mu nogę. Wolałabym, aby przeżył. Potem do kopalni na Synaju!

Nie zważając na rozpaczliwe błagania Tahara, które wyniośle ignorowała też sama Bogini, gwardziści sprawnie wybrali dwie rosnące w niewielkim odstępie młode palmy i przywiązali do nich Nubijczyka za przeguby rąk i nóg. Jeden z nich obejrzał następnie pobieżnie jego ranę, obmył wodą z wiadra i przewiązał wyjętą ze skrytki w rydwanie tkaniną, nawet czystą.

– Jeśli bogowie zechcą, przeżyje, Wielka Pani. Ale z pewnością będzie kulał.

– W kopalni nie musi biegać. – Władczyni skinieniem dłoni podziękowała za raport. – Pachosie, to twój podwładny i twoje zadanie. Weź bicz i tym razem przyłóż się do pracy!

Rządca nie wyglądał na uszczęśliwionego rozkazem i kolejną przyganą. Podniósł jednak porzucone narzędzie kary i ustawił się w odpowiedniej pozycji. Nie posługiwał się biczem zbyt sprawnie, co mogło nieco dziwić, skoro zarządzał folwarkiem. Szczególna biegłość nie była tu jednak potrzebna. Okrutny przyrząd zadawał potworny ból nawet przy niezbyt precyzyjnym uderzeniu. A siły czy chęci Pachosowi nie brakowało. Z pewnością nie przepadał za Taharem, świadom był też tego, że Królowa uważnie przygląda się wymierzanej z Jej rozkazu chłoście. Już pierwsze uderzenie rozorało plecy Nubijczyka i wydarło z jego ust ryk bólu. Drugie sprawiło, że trysnęła krew.

– Łaski, o Wielka, uaaa, łaski! – zawył nieszczęsny były nadzorca.

– Kontynuuj, Pachosie. I licz głośno uderzenia. Moje rozkazy muszą być wykonywane dokładnie. – Władczyni obserwowała chłostę z kamiennym spokojem.

Kolejne razy zamieniły plecy Tahara w krwawą miazgę.

– Trzy, cztery, pięć, sześć. – odliczał Pachos, zagłuszany przez wycie i błagalne okrzyki ofiary.

Siódme uderzenie, może niezbyt wprawnie wymierzone, a może podyktowane budzącym się okrucieństwem rządcy, trafiło nie w plecy czy barki, lecz w uda. Poraziło też ranę Tahara, który po raz kolejny zaryczał z bólu i zawisł bezwładnie w więzach.

– Zemdlał, o Wielka Pani. – oświadczył Pachos, zbadawszy Nubijczyka.

– Ocucić go wodą! Musi czuć, że jest karany. – poleciła bezlitośnie Bogini. Dwaj strażnicy oblali byłego kolegę przyniesioną wcześniej wodą. Po dłuższej chwili Tahar zaczął parskać i dawać oznaki życia.

– Ulituj się, o Najpotężniejsza. – zajęczał.

– Kontynuuj Pachosie! – Władczyni ponownie podkreśliła rozkaz smagnięciem bicza po chronionej skórą łydce.

– Osiem, dziewięć, dziesięć, jedenaście. – wyliczał rządca przy akompaniamencie coraz słabszych i coraz bardziej żałosnych okrzyków nadzorcy. Oszczędzał teraz zranione udo, ciosy spadały za to na barki i ramiona Tahara. Haki rozrywały skórę i mięso. Początkowo Nefer obserwował widowisko, czerpiąc satysfakcję z cierpienia wroga. Czyż nie taki właśnie los pragnęli mu zgotować Tahar i Nektanebo? Teraz poczuł jednak pewien niesmak. Po prostu nie potrafił spokojnie przyglądać się tej scenie. Skierował wzrok na klęczącego Księcia. Arystokrata był blady i wymiotował. „Ciekawe”. – Pomyślał kapłan. – „Zdaje się, że on lubił podobne sytuacje. Co prawda, nigdy nie znalazł się w roli potencjalnej ofiary, a teraz nie zna swego losu. Królowa może z łatwością skazać go na podobną karę. Zasłużył po stokroć, i dobrze o tym wie”.

Widoczny jak na dłoni strach Księcia sprawiał Neferowi większą satysfakcję niż krwawe cierpienia byłego nadzorcy. Ten zemdlał tymczasem ponownie, po piętnastym uderzeniu. Na jego plecach, barkach czy pośladkach trudno było znaleźć miejsce, które nie byłoby zalane krwią. Królowa beznamiętnie poleciła ponownie ocucić skazańca. Tym razem trwało to dłużej i Tahar z trudem odzyskał przytomność. Jęczał słabo.

– Łaski, łaski, o Wielka. – Zdołał wykrztusić.

– Jeszcze trzy uderzenia, Pachosie. – W głosie Amaktaris trudno było doszukać się choćby śladu współczucia. Co prawda, Tahar nie zasługiwał na litość.

Podczas gdy Pachos wymierzał ostatnie razy, Nefer obserwował teraz Władczynię. Stała na platformie rydwanu, wyprostowana i dumna. Bynajmniej nie odwracała wzroku. Wyrok wykonywano z Jej rozkazu i uznała zapewne, że powinna obserwować chłostę do końca. Czy jednak chodziło tylko o to? Kapłan na tyle dobrze zdążył poznać swoją Panią, że Jej pozornie beznamiętny wyraz twarzy nie zdołał go zmylić. Ledwie dostrzegalny błysk w oku, drgnięcie mięśni na twarzy, podobny do grymasu ślad uśmiechu, który przemknął przez Jej wargi… Bogini nie przyjmowała widoku chłosty obojętnie. Chłonęła go… Przypomniał sobie natychmiast wszystkie opowieści o okrucieństwie Władczyni… także to, co sam widział podczas sądów czy na Placu Śmierci. To nie były tylko wymysły, tkwiło w nich ziarno prawdy. Kara wymierzana z rozkazu Królowej, na Jej oczach, sprawiała Najjaśniejszej przyjemność… A w każdym razie osobiście Ją poruszała.

Zdał sobie jednak zaraz sprawę, że wszystkie przypadki okrucieństwa Świetlistej Pani, których był świadkiem lub o których słyszał wiarygodne opowieści, dotyczyły takich, którzy na to zasłużyli. Przestępców, zbrodniarzy, zdrajców… A przecież, gdyby chciała, mogłaby postępować tak z każdym… Nie robiła tego, potrafiła opanować własną naturę, narzucić kontrolę woli i umysłu. W takich chwilach, jak obecna, nie musiała jednak tego czynić i bynajmniej nie czyniła.

Ale potrafiła też wybaczać, okazywać łaskawość, życzliwość, cudownie przyjazny stosunek do poddanych. Wtedy także była autentyczna. Co prawda, on sam został niegdyś wychłostany na Jej rozkaz, z błahego powodu… Musiał jednak przyznać, że kara nie była aż tak surowa, ukazała mu natomiast we właściwym świetle jego pozycję, obowiązki i zagrożenia służby przy Osobie Królowej. Nie miał co prawda pojęcia, dlaczego zginął okrutną śmiercią poprzedni osobisty niewolnik. Wszystko, co wiedział o Królowej Amaktaris Wspaniałej, skłaniało jednak Nefera do przypuszczeń, że w taki czy inny sposób poprzednik zasłużył na swój los.

W trakcie tych rozmyślań nie zauważył niemal, że chłosta dobiegła wreszcie końca. Tahar zawisł, nieprzytomny, po ostatnim uderzeniu. Tym razem Królowa nie poleciła go cucić, co było jedynym przejawem łaski okazanym byłemu nadzorcy.

– Pachosie, zabierz tego niewolnika do folwarku i nakaż opatrzyć. Wolałabym, aby przeżył i trafił do kopalni. Jeśli nie umrze w ciągu kilku dni, odeślij go do Pałacu z kolejnym transportem ziarna. Zostawię ci dwóch żołnierzy, którzy wszystkiego dopatrzą. – Władczyni skinęła biczem na asystujących wymierzaniu kary gwardzistów. Najwidoczniej obawiała się, że miejscowi strażnicy mogą zechcieć pomóc dawnemu koledze, a Pachos nie panuje dostatecznie nad sytuacją.

– A teraz, kuzynie, raz jeszcze zechciej wybaczyć, że kazałam ci czekać. – Amaktaris z nieukrywaną satysfakcją spojrzała na bladego jak płótno dworzanina. Nie przypadkiem decyzję w jego sprawie zostawiła na koniec. Już samo oczekiwanie i towarzyszący mu strach musiały być męką dla zadufanego w sobie arystokraty.

– Zbliż, się książę. Nie mam zamiaru krzyczeć. – Uprzejmy ton głosu Bogini potrafił skrywać najbardziej bezlitosne zamiary, o tym Nefer już wiedział. Nektanebo zapewne także. Książę uniósł głowę i zaczął wstawać.

– Nie zrozumiałeś mnie, kuzynie. To wprawdzie nie jest Sala Tronowa, ale zasady etykiety obowiązują wszędzie. Lepszym od siebie należy okazywać stosowny szacunek, czyż sam tak nie mówiłeś?

– Pani, ale…

– Czołgaj się! W błocie! – Tym razem rozkaz był ostry i nie dopuszczał sprzeciwu. Arystokrata spojrzał na martwego sługę i nieprzytomnego, zachłostanego niemal na śmierć pomocnika. Nie czekając na dalsze ponaglenia, pochylił się i upadł w błoto. Odległość od miejsca, w którym zatrzymał się nad brzegiem rydwan Władczyni, nie była aż tak duża, może dwanaście, piętnaście kroków. Była to jednak z pewnością najdłuższa droga przebyta przez Księcia w jego życiu. Taplał się w błocie, posuwając do przodu z najwyższym wysiłkiem. Z trudem łapał powietrze, co jakiś czas wynurzając twarz z cuchnącej breji. Gniew Nektanebo musiała pobudzać upokarzająca świadomość, że świadkami jego hańby są też żołnierze, dozorcy, znienawidzony niewolnik. Plotki z pewnością rozejdą się szeroko… Tym razem nie było mowy o wyjściu z kanału czy ucałowaniu stóp Bogini. Przyjęła Księcia, stojąc dumnie na platformie rydwanu, podczas gdy on klęczał w błocie.

– Pytałeś, kuzynie, co porabiam na tym folwarku. Odpowiedziałam, chociaż to Moja posiadłość i wizytuję ją, gdy zechcę. Podobnie jak cały Kraj, Górny i Dolny. – przypomniała dobitnie o własnej pozycji. – Teraz to Ja pytam, książę, jak tu trafiłeś i czego tu szukałeś?

– Pani… Chciałem ukarać niewolnika, który mnie obraził. – Pomimo strachu, arystokrata zdecydował się powiedzieć prawdę. Nie miał zresztą innego wyjścia, sytuacja była oczywista.

– Mojego niewolnika, zapomniałeś dodać. Niewolnika, którego ukarania domagałeś się już wcześniej i któremu wymierzono karę, o czym miałeś okazję się przekonać. Jak śmiałeś targnąć się na Moją własność?

– Pani, to przecież tylko niewolnik. Masz ich setki. A on ciężko mnie obraził.

– Tym niemniej, należy do Mnie. Jest cenny. Potrzebuję go jako nauczyciela dla Mojej wychowanicy. Przyznasz, książę, że próba naruszenia własności Królowej zasługuje na karę, a przynajmniej na odszkodowanie?

– Najjaśniejsza Królowo i kuzynko… – zaczął niepewnie arystokrata, nie wiedząc ku czemu zmierza Władczyni.

– Tę piękną parę koni i rydwan, którym przybyłeś, uznam za stosowne zadośćuczynienie. – ogłosiła Amaktaris. – Harfanie, będziesz powoził tym zaprzęgiem. Moim pokieruję osobiście. Weź też Nefera, czas wracać do Pałacu!

Harfan podszedł do rydwanu Księcia, sprawdzając koła i uprząż, a przede wszystkim zapoznając się z końmi, sprawiającymi istotnie znakomite wrażenie. Skinął na kapłana, by zrzucił zniszczone sandały i wspiął się na platformę.

– Najwspanialsza Pani! A ja? – zapytał żałośnie Nektanebo. – W jaki sposób powrócę do Stolicy?

– O ile wiem, to i tak nie potrafisz powozić rydwanem. – zauważyła Królowa, nie kryjąc złośliwego błysku w oku. – Na nic by ci się więc nie przydał. Nie wątpię jednak, że ktoś tak przedsiębiorczy jak ty, kuzynie, z łatwością sobie poradzi. Co prawda, muszę zaznaczyć, że łodzie wysyłane z folwarku są przeładowane ziarnem i dodatkowy ciężar, nawet twojej dostojnej osoby, nie wchodzi w grę. Dopilnuj tego, Pachosie! – Władczyni podniosła nieco głos. Jej rozkaz oznaczał, że Księcia czekał dłuższy, uciążliwy marsz wzdłuż kanału, zanim dotrze do miejsca, w którym będzie mógł wynająć łódź, płacąc obietnicami lub którymś z noszonych na palcach pierścieni. Chyba, że zdecydowałby się na pieszy powrót przez pustynię, co jednak byłoby w jego sytuacji jawnym szaleństwem. Nektanebo z pewnością nie był doświadczonym piechurem, a jego buty z miękkiej skóry, pomagające utrzymywać równowagę na platformie rydwanu, nie nadawały się raczej do marszu przez piaski pustyni czy podmokłe zarośla przy brzegach kanału.

– Świetlista Pani, kuzynko! Nie zdążę na jutrzejszą ucztę, którą wydajesz! – Argument arystokraty wydał się Neferowi żałosny, co Władczyni natychmiast potwierdziła.

– Twoja nieobecność, książę, sprawi Królowej wielki zawód, ale skoro pasja myśliwska zagnała cię tak daleko od Pałacu i okaże się, że nie zdążysz powrócić na czas, będę musiała się z tym pogodzić.

– Najjaśniejsza Pani, błagam…

– Dość, postanowiłam już w tej sprawie! Polowania bywają niebezpieczne i ciesz się, że straciłeś tylko zaprzęg! – Dobitne słowa Władczyni zamknęły sprawę.

– Zajmij się wszystkim, Pachosie. Uprzątnij to. – Monarchini wskazała biczem zwłoki książęcego sługi oraz zmasakrowanego Tahara. – Mam nadzieję, że dopilnujesz wykonania Moich rozkazów, a w przyszłości na folwarku będzie panował większy porządek. – Słowa zabrzmiały bardzo surowo, jak kolejna reprymenda. Aby złagodzić to wrażenie, Amakaris skinęła na rządcę. – Nie utraciłeś Mojej łaski. Na znak tego, możesz ucałować stopy Królowej.

Pachos upadł na kolana i, pochyliwszy się w ukłonie, przywarł ustami kolejno do czubków obydwu butów Władczyni. On także przeciągnął chwilę składania hołdu, na co Amaktaris zezwoliła. Nefer bynajmniej nie dziwił się rządcy. Monarchini poleciła wreszcie, aby wstał, obdarzyła Pachosa uśmiechem i machnięciem bicza rozkazała ruszać w drogę. Kapłan miał nadzieję, że ostatnie wydarzenia nie nastawią rządcy przeciwko niemu. Polubił go, pomimo okazywanego przez Pachosa braku zdecydowania, za który on sam zapłacił cierpieniem, a który ściągnął ostatecznie na byłego osobistego niewolnika niezadowolenie Świetlistej Pani – właśnie mu wybaczone. To jednak nie miało w tej chwili większego znaczenia. Liczyło się to, że stojąc za plecami Harfana i usiłując utrzymać równowagę, opuszczał wreszcie przeklęty folwark, którego pola, zagajniki i kanały oddalały się wraz z nabieraniem prędkości przez grupę rydwanów. Wracał do Pałacu i do swojej służby.

XXXV

Powrotna droga do Stolicy i Pałacu wydała się Neferowi znacznie krótsza niż wówczas, gdy wieziono go do folwarku. Trudno powiedzieć, by rydwany pędziły teraz szybciej. To raczej świadomość, że żyje, wraca i upłynął czas jego kary uskrzydlała kapłana. Nawet równowagę na platformie pojazdu utrzymywał obecnie łatwiej i nie odczuwał aż tak obłędnego strachu. Mógł dzięki temu obserwować okolicę, chociaż daleko było, oczywiście, do tego, by cieszył się jazdą, jak Harfan czy sama Królowa, pędząca radośnie na czele kawalkady. Gdy rydwany, zwalniając wreszcie, wpadły na koszarowy dziedziniec pałacu, odczuł mimo wszystko ulgę. Zeskoczywszy na ziemię, Władczyni zajęła się w pierwszej kolejności końmi, obdarzając je pieszczotą dłoni i dziękując za wysiłek. Harfan doglądał rumaków Nektanebo, które również sprawiły się świetnie. Książę miał naprawdę dobry zaprzęg. Teraz pewnie go żałował, maszerując wzdłuż kanału, w piachu pustyni lub podmokłych zaroślach. Królowa oddała konie w ręce stajennych i ruszyła w stronę zabudowań, skinąwszy biczem na przywróconego do służby osobistego niewolnika. Nefer nie miał nawet czasu pożegnać się z Harfanem, który – nadal zajęty końmi – kiwnął mu tylko głową. Porozmawiają później, z pewnością nadarzy się okazja. Może zresztą wojownik nie chciał otwarcie okazywać życzliwości niewolnikowi.

Po szybkim marszu pałacowymi korytarzami znaleźli się w komnatach Królowej, w dobrze znanym Neferowi salonie.

– Wracasz do służby, niewolniku. Mam nadzieję, że pobyt na folwarku czegoś cię nauczył. – Monarchini opadła na siedzisko.

– Dowiedziałem się, jak wygląda praca na roli. Ale nie tylko tego. – Nefer oczywiście stał. Może powinien upaść na kolana, ale zawsze o tym zapominał.

– Czegóż jeszcze?

– Przekonałem się po raz kolejny, że jesteś wielką Władczynią, o Pani. Przekonałem się, że lud Cię kocha za to, że zachowujesz pokój oraz trzymasz w ryzach urzędników, wielmożów i kapłanów. Nauczyłem się też tego, że można służyć Królowej w różnych miejscach i na różne sposoby.

– Co masz na myśli? – Wyraźnie spoważniała.

– Można służyć także na zapadłym folwarku. – Wiedział, że powinien zamilknąć, ale nie potrafił. – Nie zjawiłaś się tam przypadkiem, o Pani. To polowanie… Trwało dłużej, niż tylko dzisiejszy poranek.

Milczała przez chwilę. Potem zdecydowała się odpowiedzieć.

– Tak. Nie będę obrażała twojej inteligencji zaprzeczeniami.

– Byłem przynętą…

– I co z tego? – odparła dumnie. – Jesteś tylko niewolnikiem, nigdy o tym nie zapominaj. Służysz w takim miejscu i w taki sposób, które uznam za przydatne.

– Rozstawiasz Twoje pionki jak zechcesz, o Pani. A planszą jest cały Kraj. – Dlaczego, wypowiadając te słowa, odczuwał taki smutek?

– Okazałeś się przydatnym pionkiem. Zbiłeś figurę, i to dosłownie. – Uśmiechnęła się niespodziewanie, rozładowując atmosferę. – I naprawdę się cieszę, że przybyliśmy na czas. – Przecież nie mógł nadal odczuwać żalu po takich słowach Bogini. – Nie wątpię zresztą, że i tak byś sobie poradził. Potrafisz być bardzo niebezpieczny. Najlepiej wojujesz jednak głową i słowem. Walka na miecze czy oszczepy, a także na pięści, wychodzi ci gorzej. – Uśmiech Władczyni złagodził zarzut. – Ale te ostatnie umiejętności można wyćwiczyć. Zajmiemy się tym. Nie spotkałam natomiast jeszcze nikogo, kto zdołałby nauczyć się tych pierwszych.

– A, tutaj jesteście! – Nagłe wtargnięcie do komnaty Irias uwolniło Nefera od konieczności odpowiedzi na ostatnią pochwałę. Czy raczej przyganę? – Pani, powiedzieli, że wróciłaś z polowania i przywiozłaś ze sobą Nefera. Dziękuję, bardzo dziękuję! – Dziewczynka rzuciła się Królowej na szyję. Pani Dwóch Krajów nie zdołała oprzeć się temu atakowi Księżniczki, uległa z wyraźną przyjemnością, tuląc ją w objęciach.

– Nasz kapłan zasłużył na powrót do Pałacu. Dobrze wykonał swoje zadanie.

– Mogę się przywitać?

– Oczywiście. – zezwoliła Królowa.

Teraz z kolei Nefer stał się obiektem ataku Irias i, musiał przyznać, że nie było to wcale nieprzyjemne.

– Cieszę się, że wróciłeś. Naprawdę, czekałam. – Poczuł niepokojącą wilgoć w oczach. – Opowiadaj! – rozkazała dziewczynka. – Harfan powiedział, że pobiłeś księcia i kilku jego ludzi. Chcę o tym dokładnie usłyszeć!

– Harfan przesadza. To on uratował mi życie i zabił służącego księcia, który chciał mnie przebić oszczepem.

– To Nefer jest zbyt skromny. – wtrąciła się niespodziewanie Amaktaris. – Było ich trzech, książę i jego dwóch pomocników. Z biczami i bronią. Chcieli go zabić, zachłostać na śmierć. Nasz kapłan był sam, skuty łańcuchami, w błotnistym kanale, uzbrojony tylko w drewnianą łopatę. Gdy przybyliśmy, jeden z ludzi księcia leżał ciężko ranny, a on sam został zrzucony do kanału i prawie uduszony łańcuchem. A przynajmniej, cały uwalany błotem.

– To niesamowicie ciekawe! Pani, dlaczego nie zabrałaś mnie na to polowanie? A ty – zwróciła się ponownie do Nefera – musisz mi wszystko dokładnie opowiedzieć. Jak to zrobiłeś? Harfan powtarza przecież ciągle, że nie potrafisz walczyć!

– Nefer walczy głową. To wychodzi mu lepiej. Ludzie księcia pobili się między sobą, gdy ich skłócił. Ale mojego kuzyna nie zdołał już udusić, a szkoda…. Chociaż, wtedy musiałabym skazać naszego kapłana na śmierć, więc może lepiej, że wyszło tak, jak wyszło.

– Walczy głową?

– Tak. Rozumem i słowem. Bierz z niego przykład, to zawsze lepsza, chociaż trudniejsza broń niż miecz albo oszczep. – Irias nie wydawała się do końca przekonana. – Teraz, moja księżniczko, pomożesz mi się przebrać i wykąpać. Ty także idź się umyć. Nie zaszkodziłoby też, gdybyś się ogolił.– Wskazała Neferowi jego własną brzytwę, którą kupił na targu i zostawił na przechowanie. Leżała sobie teraz w głównej komnacie, na jednym ze stolików, jak gdyby czekała na powrót właściciela. – Gdy skończysz, chcę cię widzieć tutaj z powrotem. – rozkazała Królowa, wstając z miejsca. Nefer, jak zawsze zbyt późno, upadł na kolana.

Możliwość zanurzenia się w czystej wodzie sadzawki była prawdziwym luksusem, który docenił po dziewięciu dniach pobytu na folwarku i pracy w błotnistym kanale. Mył się leniwie, odpoczywając po niedawnych przeżyciach. Myślał o tym, że miał okazję odzyskać wolność, może wrócić do Any i Abydos… A jednak z tego zrezygnował. Dlaczego? Bo oznaczałoby to konieczność opuszczenia Dworu, utratę szansy służenia Bogini i przebywania w Jej otoczeniu. Na to nie potrafił się zdobyć, pomimo wszystkich cierpień jakich doświadczył.

Co więcej, ponownie był świadkiem okrucieństwa Boskiej Pani, skierowanego, co prawda, przeciwko zdeprawowanemu nadzorcy, który w pełni zasłużył sobie na swój los. Kapłan nie potrafił przy tym odegnać myśli, że prawdziwą przyczyną gniewu i bezlitosnej surowości Władczyni były nie tylko zdrada i brak lojalności Tahara, który zaprzedał się Księciu, ale to, że strażnik dręczył właśnie jego, Nefera. Za to zapłacił w pierwszej kolejności. Nawet, jeśli istotnie tak było, kapłan nie odczuwał z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia, niech mu wybaczą wszyscy bogowie. Musi się jednak wystrzegać, by gniew Najpotężniejszej nie zwrócił się nigdy przeciwko niemu.

Mógłby wylegiwać się w sadzawce bez końca, nie miał jednak pojęcia, ile czasu kąpiel zajmie Królowej. Zapewne dużo, znając upodobania Najwspanialszej Pani, wolał jednak nie ryzykować. Z pewnym żalem wyszedł z wody i poczekał, aż osuszą go słońce i ciepłe podmuchy wiatru. Po pracy na polach nie był już tak blady, jak niegdyś. Teraz, gdy się umył, wyraźnie było za to widać ślady po razach bicza, szczególnie zaś po okrutnych uderzeniach Księcia.

Tak jak się spodziewał, przyszło mu poczekać dłuższą chwilę na powrót odświeżonej i przebranej w prostą szatę Władczyni. Tym razem, słysząc kroki nadchodzącej Amaktaris, pamiętał, by upaść na kolana. Królowej nadal towarzyszyła Irias. Monarchini gestem dłoni zezwoliła mu wstać. Dostrzegł, że ponownie skrzywiła usta w grymasie na widok jego poranionych pleców.

– Irias, przynieś do biblioteki Mój koszyk. – poleciła dziewczynce. Skinęła na Nefera i przeszła do pobliskiej komnaty ze zwojami. Kapłan przekonał się ze zdumieniem, że trafiła tu jego mata do spania. Zostawił przy niej brzytwę, na co jego Pani nie zwróciła uwagi.

– Księżniczka bardzo ucieszyła się z twojego powrotu. Wiedz, że kilka razy prosiła, abym darowała ci karę i wezwała z wygnania. Wtedy nie mogłam tego zrobić.

– Wiem, o Pani. Byłem potrzebny na tym folwarku.

– Dokładnie tak. Nie myśl jednak, że akurat twoje cierpienia sprawiały mi szczególną przyjemność. – Czyżby Bogini usprawiedliwiała się przed nim? – I naprawdę… Ja też byłam zadowolona, że zdążyliśmy i nic takiego ci się nie stało. Te ślady po biczu wyglądają paskudnie, ale powinny się zagoić, jeśli dobrze się nimi zajmiemy. Tymczasem, jutro zabieram cię na ucztę.

– Na ucztę, o Wielka?

– Tak, na ucztę, którą z takim żalem zmuszony będzie opuścić książę. Będziesz usługiwał Królowej. To zwykłe zadanie osobistego niewolnika. A teraz kładź się. – zadysponowała na widok Irias niosącej koszyk z lekarstwami. Znajomy już, delikatny dotyk dłoni Bogini na równi z tajemniczymi maściami, które wcierała w jego rany, przyniósł ulgę plecom i barkom Nefera.

– Ślady, oczywiście, zostaną. Ale kolejne szramy po biczu to nic szczególnego na plecach niewolnika…. albo młodszego kapłana, zwłaszcza takiego jak ty, Neferze. – zażartowała. – Daję ci dzisiaj wolny dzień. Jutro będę zajęta przygotowaniami i aż do wieczora też nie będziesz mi potrzebny. Możesz spać tutaj i korzystać z tych zwojów. Nie będę cię przykuwała na noc do ściany. Odpocznij, chcę, abyś na uczcie był w pełni sił. – uśmiechnęła się dziwnie.

– Pani, ja też chciałabym pójść na tę ucztę. – wtrąciła Irias. – Wszyscy w Pałacu o niej mówią.

– Myślę, że lepiej jednak nie… – Królowa wyraźnie się zmieszała. – Tam nie będzie nic ciekawego dla takiej dziewczynki jak ty.

– Tylko nie mów, że jestem za mała! – Irias oburzyła się na rzeczywiście niezręczne słowa Amaktaris.

– Nie, tam będzie po prostu nudno… Tak jak w Sali Tronowej. – Najjaśniejsza ratowała sytuację, a Nefer miał nieodparte poczucie, że jego Pani najzwyczajniej zniża się do kłamstwa. Na szczęście Księżniczka nie upierała się dłużej.

– Ale chcę, aby przynajmniej teraz Nefer poszedł ze mną do dzieci. Muszę mu pokazać, jak ćwiczę moje wojsko!

– Dobrze, Irias. – zgodziła się z wyraźną ulgą Bogini, rzucając Neferowi przepraszające spojrzenie. – Tylko nie męcz za bardzo naszego kapłana, widzisz przecież, że potrzebuje odpoczynku. I zabierz go potem do kuchni, powinien coś zjeść. Ahmes z pewnością się tym zajmie. – Amaktaris odprawiła ich skinieniem dłoni.

– Rozmawiałeś już z Panią? Zgodziła się abym została tutaj? – Irias nie traciła czasu i poruszyła nurtujący ją problem, gdy tylko opuścili apartamenty Władczyni.

– Jeszcze nie, księżniczko. Muszę poczekać, aż trafi się odpowiednia okazja. Przecież nie mogę tak po prostu powiedzieć, że znowu podsłuchiwałaś.

– Prawda. Nie przyszło mi to do głowy… Ale na pewno coś wymyślisz!

– A jeśli Pani zdecyduje jednak, abyś jechała? Musi mieć ważne powody.

– Nie chcę! Nie chcę i koniec!

– Pamiętaj, że Pani jest Królową i musimy słuchać Jej rozkazów.

– Ja też jestem królową! Talia ciągle to powtarza. Nikogo nie muszę słuchać!

– Irias, księżniczko…. Prawdziwą królową możesz zostać dopiero wtedy, gdy pojedziesz. Pomyśl o tym.

– Wtedy nie będę musiała nikogo słuchać i będę mogła robić, co zechcę? – Irias wyraźnie się ożywiła.

– Tak, księżniczko. Będziesz przecież królową. – Skoro Najjaśniejsza zniżyła się do kłamstwa w dobrej sprawie, to w podobny sposób mógł też chyba postąpić Jej osobisty niewolnik? Odczuł jednak niesmak, toteż z ulgą przyjął to, że wyszli na jeden z dziedzińców i Irias zaprzestała dalszych pytań.

Tak jak się spodziewał, zastali tu rozbrykaną czeredę dzieciarni, nadzorowaną przez Talię i kilka pomagających jej kobiet. Wojowniczka miała oczywiście przy sobie nieodłączny miecz. O dziwo, na widok Księżniczki kilkanaścioro starszych dzieci przerwało pogoń za szmacianą piłką i ustawiło się w trzech, w miarę uporządkowanych grupach przed Irias.

– Generale, melduję pierwszą drużynę. – zawołał dziarsko stojący z lewej chłopiec, może o rok czy dwa starszy od swego „dowódcy”. Podobne meldunki złożyli jeszcze kolejny wyrostek oraz dziewczynka, rówieśniczka Irias, dowodzący odpowiednio drugą i trzecią drużyną.

– Meldunek przyjęty, wojownicy. Dziękuję. Będziemy dzisiaj ćwiczyć rzuty oszczepem. Sierżant Tereus i gwardzista Harfan wydadzą wam lekkie oszczepy ze zbrojowni i wszystko pokażą. – Jakim cudem Irias zdołała opanować tę gromadkę i jeszcze wciągnąć do pomocy sierżanta? Może wolał uczyć dzieci rzucania oszczepem niż wściekać się z powodu kolejnego, rozbitego dzbana z piwem? Nefer dostrzegł też, z jaką dumą swojej „królowej” i całej scenie przypatrywała się Talia.

– Teraz chcę jednak, byśmy wszyscy wysłuchali opowieści mojego przyjaciela. – Irias wskazała na kapłana.

– Ale to przecież niewolnik, generale! – Ośmielił się zaprotestować dowódca drugiej drużyny.

– Ten niewolnik pobił dzisiaj trzech ludzi z bronią, w tym księcia Nektanebo, jeśli jeszcze o tym nie wiecie. Wkrótce będą o tym mówili wszyscy w Pałacu. Nadal nie chcecie usłyszeć jego opowieści? – Nefer zauważył, że zainteresowała się nawet Talia.

– Tego wstrętnego, grubego pana, który jest zawsze w złym humorze i na wszystkich krzyczy? Tak, o tym posłucham bardzo chętnie! – Wyrwał się jeden z „wojowników” trzeciej drużyny. Podwładni Irias, nie czekając na zgodę „generała”, złamali szyk i otoczyli Nefera. Najwidoczniej wojsku Księżniczki brakowało jeszcze nieco dyscypliny.

– Opowiadaj. – poleciła Irias. „A to mnie wyprowadziła w pole”. – Pomyślał kwaśno Nefer. – „Ale przecież teraz nie mogę jej zawieść”.

– Książę ma do mnie urazę i chciał się dzisiaj zemścić. – zaczął.

– Tak, nikt go nie lubi, bo jest złośliwy i o wszystko ma pretensje. – To dziewczynka dowodząca trzecią drużyną dodała własną uwagę. Irias spojrzała na nią groźnie. Najwyraźniej prawo przerywania Neferowi rezerwowała tylko dla siebie.

– Pracowałem na folwarku, oczyszczając kanał, gdy przybył rydwanem z woźnicą i jeszcze jednym pomocnikiem, strażnikiem z tego folwarku. Tak naprawdę, to tylko woźnica był uzbrojony w oszczep, pozostali mieli ze sobą bicze.

– Wiem, jakich biczów używa książę. – wtrąciła z kolei Talia. Jej spojrzeniu nie umknęły świeże ślady na plecach kapłana. – A ty, jako niewolnik pracujący na folwarku, powinieneś chyba nosić kajdany?

– To prawda, byłem w łańcuchach. – przyznał niechętnie Nefer. – Stałem w kanale z łopatą w dłoni. – Wojowniczka nie skomentowała, dla niej sytuacja była aż nadto jasna. – Na szczęście dla mnie, książę chciał się popisać. Szydził, obrzucał wyzwiskami, okazywał pogardę. Tracił czas i powiedział za dużo. Tyle, że stało się jasne, iż aby zachować wszystko w tajemnicy, zamierza potem zabić także przypadkowego pomocnika, strażnika. Ja tylko pomogłem pojąć to temu nieszczęśnikowi. Gdy wreszcie zrozumiał niebezpieczeństwo, rzucił drąg, który ze sobą przyniósł i którym wcześniej chciał mnie uderzyć, po czym zaczął uciekać. Na rozkaz księcia woźnica cisnął w strażnika oszczepem i zranił go w udo. Korzystając z tego, że nikt z nich nie miał wtedy broni, chwyciłem drąg i udało mi się zepchnąć księcia do kanału. Walczyliśmy tam w błocie, tak, że gdy woźnica wrócił z kolejnym oszczepem, nie mógł go użyć. Potem nadjechały rydwany z Najwspanialszą Królową, naszą Panią, Oby Żyła i Władała Wiecznie. Nakazała przerwanie walki, a gwardzista Harfan zabił z łuku tego woźnicę, który nie chciał odrzucić oszczepu. To wszystko.

Irias i inni słuchali z otwartymi ustami.

– Dobrze mu tak! Dostał za swoje! – Dzieci jedno przez drugie wyrażały swój entuzjazm.

– To było takie łatwe, nie do wiary. – odezwała się Księżniczka.

– To wcale nie było łatwe. To była prawdziwa walka na śmierć i życie. – Tylko Talia pojęła, co kryło się między suchymi słowami opowieści. Strach, rozpacz, ból… – ślady na plecach były dla niej wystarczającym dowodem – wreszcie obezwładniająca ulga, gdy w ostatniej chwili nadeszło ocalenie.

– Co było dalej? – dociekała Irias.

– O tym może opowiedzieć już tylko Królowa, Oby Żyła i Władała Wiecznie. To Ona podjęła decyzje w związku z tą sprawą. Ale, jak widzicie, jestem tutaj. W miarę cały. – zażartował. – Jeśli przyjdzie wam kiedyś walczyć, pamiętajcie, by nigdy nie porzucać nadziei, dopóty jest jakaś szansa.

– Ty sam ją sobie stworzyłeś, niewolniku. A książę okazał się durniem, bo tracił czas na drwiny i groźby. Ale czego można się spodziewać po głupich mężczyznach? – Talia podsumowała rozmowę, wracając do swojej zwykłej roli. – Wystarczy już tych opowieści. Generał wydał wam rozkazy dotyczące ćwiczeń.

– Idźcie sami na plac i zameldujcie się u sierżanta albo Harfana. Ja przyjdę do was później. – poleciła Irias.

– Dlaczego nie poszłaś ze swymi wojownikami, księżniczko? – zdziwiła się Talia, gdy zostali sami.

– Bo chcę jeszcze porozmawiać z Neferem.

– Jest dzielny i niegłupi, jak na mężczyznę oczywiście. Może cię sporo nauczyć o wielu sprawach. Ale nie powinnaś nazywać go przyjacielem i tak często z nim przebywać. Jesteś prawowitą królową Amazonek, a on to tylko niewolnik i do tego mężczyzna. Nie zapominaj o tym, księżniczko. – Słowa Talii zabrzmiały niespodziewanie ostro.

– Ale on jest moim przyjacielem, może nawet jedynym, prawdziwym przyjacielem. A skoro jestem królową, to nie mów mi, co mam robić!

– Jesteś królową, ale także dzieckiem i to ja muszę zadbać o pewne sprawy!

Talia wybrała najgorszy chyba sposób przekonywania Irias do swoich racji. Oczy dziewczynki groźnie zaiskrzyły.

– Nie jestem małą dziewczynką! Jeśli nazywasz mnie swoją królową i swoim dowódcą, to zrób teraz to, co ci nakazuję! Masz odejść i zająć się tymi dziećmi! – Wskazała na pozostałą gromadkę.

Talia spojrzała na Irias ze zdumieniem. Tego nie spodziewała się raczej po swojej podopiecznej.

– A co do Nefera, to Pani poleciła, abym zabrała go do kuchni. Jej rozkazów musimy chyba słuchać wszyscy! – Irias kontynuowała dobitnym tonem. W tej sytuacji Talii nie pozostawało nic innego, jak rzeczywiście odejść i zająć się dziećmi. Zrozumiała, że wywoływanie awantury z małą „królową”, i to w obecności mężczyzny-niewolnika, z pewnością nie leży w jej interesie.

– Jak sobie życzysz, księżniczko. – Oddaliła się z niezadowolonym wyrazem twarzy.

– Chodźmy do kuchni. – poleciła dziewczynka. – Dobrze mi idzie, prawda? – spytała, wyraźnie uradowana zwycięstwem.

– Będziesz, jesteś, wielką królową, o pani. Nie zrażaj jednak bez potrzeby tych, którzy cię kochają. A Talia z pewnością cię kocha.

– Jeżeli mam być prawdziwą królową, ona też musi mnie słuchać. Ale masz rację, przeproszę ją później. – dodała niespodziewanie. – A co do ciebie, lubię cię i chcę abyś był moim przyjacielem, nieważne, co mówi Talia.

– Wiem o tym, księżniczko. Przekonałem się o tym wiele razy. – Znowu poczuł niebezpieczną wilgoć w oczach. – Chodźmy do kuchni, dobrze? Chciałbym zobaczyć się z Ahmesem, no i jestem naprawdę głodny.

– Ty zawsze jesteś głodny. – Roześmiała się Irias. – Ja też chętnie odwiedzę kuchnię.

Okazało się, że w kuchni panował ruch dużo większy niż zwykle. Kucharze, niewolnicy i wszelkiego rodzaju posługacze pracowali gorączkowo, szykując jutrzejszą ucztę. Wśród tych tłumów miotał się zaaferowany Ahmes, ledwie mając czas przyjąć powitanie i zaległe podziękowania Nefera.

– Tak, cieszę się, że wróciłeś. Nie, nie ma o czym mówić. Jesteś przecież moim przyjacielem. Weź ten dzban piwa, chleb i mięso. Porozmawiamy później, dobrze?

Korzystając z tego, że Irias zawieruszyła się gdzieś, zapewne w poszukiwaniu ciastek, kapłan zagadnął jednak kucharza.

– Ahmesie, jedno pytanie. Ta jutrzejsza uczta. Mam wziąć w niej udział, jako osobisty niewolnik Jej Wysokości Królowej. Czego mam się spodziewać i jak się przygotować?

Przyjaciel zatrzymał się na moment, wydał machnięciem chochli jakieś polecenia dwóm towarzyszącym mu kuchcikom, po czym spojrzał poważnie na Nefera.

– Przygotowywać specjalnie się nie musisz. Niewolnicy bywają na takich ucztach nadzy. A spodziewać możesz się wszystkiego. Nie tylko tego, że będziesz usługiwał Najwspanialszej i próbował Jej potrawy. Słudzy Jej Dostojności miewają podczas takich uczt różne zadania, nie tylko oni zresztą. Miej oczy otwarte i uważaj na wszystko, zwłaszcza na polecenia Królowej.

– Zawsze tak czynię.

– W takim razie wszystko będzie w porządku. Wybacz, teraz naprawdę jestem bardzo zajęty.

– Rozumiem, Ahmesie. Dziękuję za to, co dla mnie zrobiłeś, i… powodzenia.

– Tobie także, z pewnością przydadzą ci się wszystkie życzenia szczęścia.

Po wygłoszeniu tej niepokojącej uwagi, przyjaciel rzucił się w wir obowiązków, pokrzykując na jakiegoś pechowego pomocnika, który omal nie przypalił pieczeni. Nadeszła umorusana słodkim kremem Irias, zaopatrzona w spory koszyk z ciastkami. Nefer wziął zaoferowane mu dzban i jedzenie.

– Chodźmy zobaczyć, jak radzi sobie moja armia. – zakomenderowała dziewczynka.

Kapłan pomyślał, że może trafi się okazja rozmowy z Harfanem, skoro gwardzista miał pomagać „wojownikom” Irias w ćwiczeniach. Nie pomylił się. To właśnie Libijczyk nadzorował grupkę młodych żołnierzy, pokazując im, jak rzucać oszczepem w ustawione przy murze słomiane kukły. Poprawiał pozycję, ustawienie nóg, sposób prowadzenia ramienia. Efekty były różne, ale zaangażowania wśród podwładnych Irias nie brakowało. Sam gwardzista wykazywał znacznie mniej entuzjazmu, ale swoje zadanie wykonywał sumiennie. Sierżanta Tereusa jakoś nie było nigdzie widać. „Ranga ma swoje przywileje, albo też po prostu wykonał zaplanowany odwrót. A może była to jednak ucieczka?” – Pomyślał Nefer.

Harfan ucieszył się wyraźnie na widok Irias, rzucił też przychylne spojrzenie na przyniesiony przez kapłana dzban. Z ulgą przyjął ogłoszoną przez dziewczynkę przerwę w ćwiczeniach. Wojownicy skupili się wokół swego generała, który rozdawał im ciastka.

– Panie, może zechcesz posilić się mięsem i piwem? Byłby to dla mnie zaszczyt. – zaproponował Nefer. Gwardzista łypnął na kapłana i uznał, że jednak lepszy dzban piwa, nawet w towarzystwie niewolnika, niż dalsze zajmowanie się dzieciarnią. Usiedli pod ścianą, Libijczyk wyciągnął skądś dwa kubki.

– Jak to się stało, panie, że ćwiczysz z dziećmi?

– Mówiłem ci już, niewolniku, że Irias nie jest łatwo odmówić. A ja nie jestem sierżantem. Ale i on nie ujdzie swemu losowi, jestem tego pewien! – Uśmiechnął się krzywo.

– Panie… – zaczął niepewnie Nefer. – Tam, na folwarku, uratowałeś mi życie. Nawet dwa razy. Czy zechcesz przyjąć moją wdzięczność?

– Ten nędznik ośmielił się wznieść oszczep przeciwko Najjaśniejszej Królowej, Oby Żyła i Władała Wiecznie. Moim obowiązkiem było zabić go natychmiast. A ty… Poradziłeś sobie całkiem nieźle, jak na żółtodzioba. Oczywiście, ja poradziłbym sobie lepiej.

– Tak czy inaczej, dziękuję, panie. Za wszystko.

– Muszę cię dobrze wyszkolić, skoro nasza Pani wydała taki rozkaz. Zresztą, jeszcze niedawno nie uwierzyłbym, że to powiem, ale wolę ćwiczyć z tobą, niż z nimi. – Wskazał na zajadającą ciastka dzieciarnię. – Tobie mogę przynajmniej wygarbować skórę!

– Jedno i drugie wychodzi ci bardzo dobrze, panie.

Nefer zebrał się na odwagę.

– Czy mogę o coś spytać, panie? Królowa, Oby Żyła i Władała Wiecznie, nie przybyła do folwarku przypadkiem. Powiedz, proszę… – zawiesił głos.

– Masz rację, to nie był przypadek. Ona ogłosiła dzień wcześniej, że wyrusza na polowanie. Wyjechaliśmy w dwa rydwany o świcie, celowo skierowaliśmy się na południe. Dopiero potem zatoczyliśmy łuk na pustyni i powoli, aby nie wzniecać kurzu, podjechaliśmy w okolice folwarku. W koszarach czekał w gotowości trzeci rydwan. Gdy książę, niespodziewanie dla wszystkich dworzan, bo żaden z niego myśliwy, postanowił także wyjechać na polowanie, tamta załoga ruszyła nas ostrzec. To nie było trudne, musieli wprawdzie jechać wolno z powodu kurzu, ale rydwan księcia po prostu się wlókł. Potem już tylko czekaliśmy. Nie mogliśmy przyjechać od razu, aby książę nie zorientował się zbyt szybko. Dlatego miał tam chwilę czasu, nad kanałem. Ale poradziłeś sobie. A teraz dość tych rozmów, wypijmy piwo. Zanim będę musiał wracać do wojowników Irias.

Neferowi nie pozostało nic innego, jak ucieszyć się, że, w przeciwieństwie do niektórych, Królowa, Oby Żyła i Władała Wiecznie, zechciała obdarzyć go wolnym dniem.

XXXVI

Gdy Irias i Harfan zajęli się na powrót ćwiczeniami dziecięcej armii Księżniczki, Nefer był wreszcie wolny. Dzisiejszy dzień przyniósł mu aż nadto emocji i w istocie, chciał po prostu odpocząć. Postanowił skorzystać z zezwolenia Amaktaris i zapoznać się z zawartością Jej prywatnej biblioteki. Zawsze lubił zwoje i gdy tylko miał ku temu okazję spędzał przyjemne chwile przy ich lekturze. Świątynia Izydy Objawionej w Abydos posiadała oczywiście bibliotekę, odnosił jednak niejasne wrażenie, że niektóre zwoje nie były w niej dostępne dla wszystkich, a zwłaszcza dla pewnego młodszego kapłana. Jego pytania o egzemplarze niektórych dzieł, wspominanych w tych zwojach, do których zdołał dotrzeć, a których nie znajdował na półkach w Abydos, przyjmowano bardzo niechętnie i pozostawały bez odpowiedzi. Miał nadzieję, że osobista biblioteka Królowej zaopatrzona jest lepiej.

Był też ciekaw upodobań Władczyni, która nie przypadkiem chyba zgromadziła tak bogatą kolekcję zwojów. Amaktaris Wspaniała dawała liczne dowody wiedzy i inteligencji, z pewnością miała najlepszych nauczycieli i po prostu nie mogła być obojętna wobec pism zawierających wiedzę i tradycje Egiptu. Istotnie, w bibliotece nie brakowało zwojów ukazujących historię panowania poprzednich faraonów, zwłaszcza Ojca i innych przodków Królowej, ale także znacznie wcześniejszych Władców i Władczyń, który to temat zawsze szczególnie interesował Nefera.

Tak jak należało się spodziewać, sporo było traktatów o wojskowości. Królowa była przecież wojowniczką i dowodziła armiami, a podawane w tych dziełach przykłady często odnosiły się do kampanii i zwycięstw Jej Ojca. Nie brakowało zwojów o medycynie. Nic dziwnego, temat ten osobiście zajmował Monarchinię, a egipscy lekarze byli najlepsi na świecie. O tym wiedział już od Any, miał też niejeden raz okazję podziwiać jej umiejętności. Zdziwiła go natomiast pewna liczba rozpraw matematycznych, astronomicznych, architektonicznych. Jak wymierzać pola uprawne, jak obliczać konstrukcję budynków, obserwacje słońca, księżyca i gwiazd. Nie spodziewał się znaleźć tu takich tekstów.

On sam nie zaliczał matematyki do swych umiłowanych dyscyplin, chociaż kiedyś pociągał go w szkole jej porządek i nie miał z nią problemów. Teraz jednak odłożył te zwoje z powrotem na półkę. Ich śladem podążyły obowiązkowe traktaty teologiczne, suche i nudne wyliczenia atrybutów poszczególnych bóstw, opisy stosownych rytuałów i obrzędów, modlitwy za żywych i zmarłych. Tego miał dość w Abydos. Ale proszę, oto jednak coś ciekawego. Ukryta wśród zwojów o bogach opowieść o miłości Izydy i Ozyrysa. O tym, jak zazdrosny Set zamordował brata i ukrył jego pokawałkowane zwłoki, a wierna Izyda odszukała i zebrała fragmenty ciała brata-małżonka, po czym ożywiła Ozyrysa swoją mocą. Zwłaszcza szczegółowy opis tego procesu ożywiania i przekazywania przez Izydę pierwiastka boskiej siły życiowej, czego efektem stały się narodziny Horusa – opiekuńczego boga władców Egiptu, przyciągnął uwagę kapłana.

Takiej wersji, doprawdy, nie miał okazji poznać w Abydos… Zwój nosił ślady zużycia. No proszę, Królowa czytuje takie opowieści, bo przecież nie Irias… Gdy teraz wiedział, na co zwrócić uwagę, znalazł jeszcze kilkanaście zwojów zdradzających dowody podobnie częstej lektury. Romantyczne, awanturnicze opowiadania o pięknych i nieszczęśliwych księżniczkach oraz dzielnych wojownikach spieszących im z pomocą, o perypetiach zakochanych bohaterów, których uczucie przezwycięża wszelkie przeszkody, także wiersze miłosne… Nie było to dla Nefera niczym nowym, takie opowieści były dość popularne i sam czytywał je niegdyś… Dziwić mogło to, że zwoje, które miał teraz w ręku, zawierały często wersje raczej śmiałe w szczegółowych opisach… I jeszcze to…

Rozwinął papirus z prawdziwym zdumieniem. Rytuały magii miłosnej. Liczne przepisy, jak prostymi lub skomplikowanymi zaklęciami pozyskać względy ukochanego albo ukochanej. Zarówno egipscy mistrzowie sztuki magicznej jak i wiejskie wróżbiarki słynęły z takich zaklęć, ale na co mogły się przydać Królowej? Zdaniem Nefera, Amaktaris w żadnym wypadku nie musiałaby z nich korzystać… Może tylko po to, by rozpoznać ewentualne próby zastosowania tej magii wobec własnej Osoby, co było już bardziej prawdopodobne, chociaż stanowiłoby, oczywiście, ciężkie przestępstwo.

Odłożył zbiór zaklęć na miejsce i zdecydował się wrócić do zwojów opisujących historię Kraju. To zawsze lubił najbardziej, zwłaszcza, że jak się wkrótce przekonał, królewska biblioteka zawierała dzieła nie poprzestające – jak to zwykle bywało – na wyliczaniu wzniesionych budowli, stoczonych wojen i odniesionych zwycięstw oraz wspaniałych darów składanych następnie w świątyniach przez kolejnych Królów. Zwoje, przeznaczone najwidoczniej dla nielicznych, opisywały też klęski, przypadki nieudolnych rządów, dzieje buntów czy zdradzieckich machinacji, podejmowanych – chociaż to niewyobrażalne – przeciwko takim czy innym Władcom Obydwu Krain, Żywym Przedstawicielom Bogów na Ziemi. Niekiedy były to spiski udane… Nefer zatopił się w lekturze i, jak zwykle w takich sytuacjach, czas przestał dla niego istnieć. Do rzeczywistości przywrócił go dopiero zapadający zmierzch. Nie zdecydował się wyruszyć na poszukiwanie kolacji. Opadł po prostu na matę i zasnął.

Następny dzień upłynął równie leniwie. Korzystając ze swobody, Nefer obudził się późno. Królowa zajęta była przygotowaniami, zapewne oddała się już w ręce łaziebnych, masażystów, depilatorów, wytwórców pachnideł, mistrzów makijażu i wszelkiego rodzaju innych sług, wyspecjalizowanych w sztuce upiększania Boskiej Osoby Władczyni przed szczególnie uroczystymi wystąpieniami. Z nieznanych kapłanowi głębi apartamentów dochodziły odgłosy zawziętej krzątaniny. Nefer miał skromne tylko pojęcie o stosowanych zabiegach, wyniesione z obserwacji poczynań Any, nie wątpił jednak, że muszą być długotrwałe i męczące. ”A przecież wcale ich nie potrzebuje”. – Pomyślał. Królowa była jednak kobietą i może te przygotowania sprawiały Jej przyjemność?

W kuchni, dokąd udał się w poszukiwaniu śniadania, panowało jeszcze większe zamieszanie niż poprzedniego dnia. Nie próbował nawet zbliżyć się do Ahmesa, otoczonego wianuszkiem wszelkiego rodzaju pomocników. Zgarnął jakieś cząstki pieczeni oraz chleb po czym wycofał się do ogrodu, do ukrytego zakątka Amaktaris i Irias. Tam znalazła go dziewczynka i resztę przedpołudnia spędził na uczeniu podwładnych Księżniczki posługiwania się procą. Irias najwidoczniej ćwiczyła przedtem sama, wypadała bowiem dużo lepiej od innych „wojowników”, co napawało ją uzasadnioną dumą. O dziwo, na placu nie pokazali się żadni gwardziści. Czyżby, korzystając z zaangażowania Nefera, przezornie unikali dziecięcej armii?

Około południa kapłana uwolniła Talia, wzywając podopiecznych na zasłużony posiłek. Zapewne otrzymała polecenie, by zająć czymś Irias i inne dzieci na resztę dnia i wieczór. Nadal spoglądała na Nefera niezbyt przyjaźnie, co jednak chwilowo mu nie przeszkadzało i pozwoliło wycofać się do biblioteki. Tam ponownie oddał się lekturze i tak doczekał niemal zachodu słońca. Nie zapomniano jednak o nim. W stosownej chwili pojawiła się jedna z pałacowych służących, przypominając o konieczności podjęcia przygotowań. Wziął brzytwę, udał się do sadzawki, umył i ogolił bardzo starannie. Nie wiedząc, gdzie właściwie powinien się zgłosić, oczekiwał na wezwanie w głównej sali apartamentów Władczyni.

Przeczucie go nie zawiodło, wkrótce bowiem pojawili się tam dwaj znani mu już giganci Królowej. Jasnoskóry Melegar, który pomógł mu podczas pamiętnej awantury z Księciem i teraz spoglądał na niewolnika prawie przyjaźnie. Jego czarnoskóry towarzysz traktował Nefera z całkowitą obojętnością. Obydwaj byli niemal nadzy, bo trudno nazwać ubiorem szerokie, złociste bransolety zdobiące ich muskularne ramiona. Oni również poczynili przygotowania, natarte oliwą ciała błyszczały w świetle lamp i pochodni. Każdy ruch pobudzał grę mięśni i muskułów. Nie mieli broni, ale nie ulegało wątpliwości, że wcale jej nie potrzebują, aby bez trudu rozprawić się z każdym przeciwnikiem.

Oczekiwanie przedłużało się. Może trwały jeszcze ostatnie zabiegi, a może Władczyni, jak przystało na prawdziwą Królową tej uczty, zamierzała wkroczyć na salę bankietową jako ostatnia, aby wszyscy mogli Ją podziwiać i oddać należny hołd. Wyłoniła się wreszcie z przejścia wiodącego do garderoby. Nefer wielokrotnie widział już swoją Panią, występującą jako wojowniczka lub łowczyni, wyniosła Bogini przyjmująca hołdy poddanych i sprawująca sądy, pielęgniarka opiekująca się chorymi w szpitalu czy młoda dziewczyna, zajadająca skradzione ciastka. Widział Ją przebraną za zwykłą kobietę z ludu, miał nawet okazję podziwiać całkowicie nagą postać Bogini. Nigdy dotąd nie przybrała jednak tak otwarcie stroju i postawy uwodzicielskiej piękności, którą rzecz jasna była w całej pełni Boskiej Osoby – gdy tylko zechciała, a teraz najwidoczniej tak się stało.

Opadająca do kostek, przezroczysta niemal szata z delikatnego, lnianego płótna połyskiwała w świetle płomieni, a gra cieni pobudzała wyobraźnię. Stopy, dłonie i sutki, które prześwitywały co jakiś czas przez materiał szaty, pomalowano henną – symbolem płodności. Czerwonobrązowa henna znakomicie podkreślała złoty połysk ciężkiego naszyjnika, pierścieni oraz delikatnych sandałków. Paznokcie u dłoni i stóp pokrywała złocista farba, a może były to prawdziwe płatki złota? Wyrazisty, skomplikowany wzór makijażu przedłużał zarys oczu, podkreślał czerwień warg. Diadem, bransolety czy kolczyki można było potraktować niemal jako nieistotny dodatek do klejnotu, jakim uczyniła się sama Bogini. Jedynym dysonansem był złocisty bicz, z którym Najjaśniejsza nigdy się nie rozstawała. Nie bacząc na niestosowność swego zachowania, Nefer po prostu gapił się na Królową Amaktaris jak jakiś wieśniak z głębokiej prowincji. Giganci bywali zapewne częściej świadkami podobnych przeobrażeń, zachowywali bowiem opanowany spokój, aczkolwiek można było dostrzec w ich oczach niepokojące błyski. Może to jednak odbijało się tylko światło pochodni.

– I cóż, niewolniku, jak myślisz, warto było znosić niemal cały dzień tortur? – zapytała niespodziewanie.

– Najwspanialsza, rezultat przechodzi najśmielsze wyobrażenia. Jesteś jak Izyda udająca się na spotkanie Ozyrysa. – zdołał odpowiedzieć.

– Ozyrysa to raczej dzisiaj nie spotkam. – zażartowała, przy czym nagle przez Jej twarz przemknął niespodziewany cień. – Ale liczę na czujną służbę was wszystkich – dodała, skinieniem dzierżącej bicz dłoni dając znak, aby ruszać.

Sala bankietowa znajdowała się w oficjalnej części Pałacu. Podążyli do niej nieznanym Neferowi, pustym przejściem. Dopiero w pobliżu komnaty biesiadnej trafili na korytarze pełne zabieganej służby, która pospiesznie schodziła z drogi i padała na kolana. Okoliczne korytarze oświetlone były rzęsiście lampami. Z pomieszczenia dobiegały odgłosy muzyki, gwar i śmiechy. Najwidoczniej zabawa już się rozpoczęła, ale nie wywołało to niezadowolenia Władczyni i było zapewne zgodne z Jej poleceniami. Wejście Monarchini poprzedził dźwięk gongu. W zapadłej ciszy rozległ się głos herolda.

– Oto Najwspanialsza z Bogiń, Najdostojniejsza Królowa Amaktaris Wspaniała, Pani Obydwu Krajów, Dawczyni Życia i Światła, oddajcie cześć Jej Boskiej Osobie!

Królowa wkroczyła do komnaty i wśród pochylających się w ukłonach oraz dotykających czołami posadzki biesiadników, skierowała się ku usytuowanemu pod przeciwległą ścianą podwyższeniu. Czekało tam na nią niskie, biesiadne łoże z drewnianymi podpórkami pod głowę i plecy oraz kilkoma, zapewniającymi wygodę poduszkami. Nefer pomógł swej Pani zająć odpowiednią pozycję oraz przysunął niski stolik przeznaczony na potrawy. Zajął następnie miejsce nieco z tyłu i z boku, podczas gdy olbrzymi wojownicy ustawili się pod ścianą, po obydwu stronach łoża Królowej.

– Witam was wszystkich, szlachetni panowie i szlachetne panie, oraz dziękuję za przybycie. Możecie zająć swoje miejsca i wrócić do zabawy – ogłosiła Monarchini.

Obecni skwapliwie skorzystali z zezwolenia, rozsiadając się we własnych lożach. Tylko loża usytuowana najbliżej miejsca Władczyni pozostała pusta. To musiało być miejsce Księcia Nektanebo, krewnego Królowej. Tak jak się obawiał, nie zdążył powrócić do Pałacu. Jego rzucająca się w oczy nieobecność z pewnością stanie się przedmiotem plotek wśród zaproszonych gości. Było ich, jak ocenił Nefer, około pięćdziesięciu. Nieco więcej mężczyzn niż kobiet, część przybyła w parach, nie brakowało też jednak osób zajmujących pojedyncze łoża i korzystających z osobnych stolików – zarówno mężczyzn jak i kobiet. Niemal wszyscy byli wystrojeni i obwieszeni klejnotami. Wśród mężczyzn dało się zauważyć paru kapłanów, kilku innych gości wyglądało na wojskowych. Cudzoziemsko ubrany biesiadnik – zapewne obcy kapłan, zajmujący honorowe, niezbyt oddalone miejsce po prawej stronie loży Królowej, musiał być ambasadorem. Wyróżniała go obfita broda, oraz wrogie spojrzenie, którym obrzucał innego posła, ulokowanego w nieco mniej godnym miejscu, po lewej. Ten z kolei wydawał się być wojownikiem. Wszyscy pozostali skupili oczywiście wzrok na Osobie Monarchini. Większość mężczyzn spoglądała z lepiej lub gorzej skrywanym podziwem i pożądaniem. Wino i piwo, z których zdążyli już zapewne skorzystać, dodawało ich oczom szczególnego blasku.

„Czy Ona aby nie przesadza z tym strojem i makijażem?” – Nefera uspokoił dopiero widok wspaniałych olbrzymów, chyba nieprzypadkowo towarzyszących Władczyni i stojących beznamiętnie za Jej plecami. Dużo bardziej niebezpieczne mogły się jednak okazać obecne na sali kobiety. Większość z nich, o ile tylko pozwalały im wiek i uroda (a były i takie, które nie przejawiały w tej materii zbytniego krytycyzmu) wystroiła się w sposób równie śmiały jak Królowa. Osiągnięty efekt, zadowalający może w zaciszu ich gotowalni, okazał się jednak żałosny w porównaniu z obrazem Bogini – uświadamiały to sobie właśnie w tej chwili, rzucając spojrzenia z trudem kryjące mordercze błyski. W tym momencie niektóre z nich mogłyby bez wahania udusić swoją Panią.

Amaktaris chłonęła dumnie te spojrzenia, ciesząc się chwilą zasłużonego triumfu. Na Jej skinienie ponownie zabrzmiała muzyka, do pracy powrócili też inni artyści. Gości zabawiały trzy tancerki, wyjątkowo urodziwe i ubrane (o ile można to było nazwać ubraniem) jeszcze odważniej niż Władczyni. Tańczyły w grupie lub na zmianę, niekiedy akompaniując sobie trzymanym w dłoni sistrum. Przygrywały im dwie fletnistki i dwie harfiarki. Nieco dalej popisywali się żonglerzy, połykacze ognia, akrobaci. Po sali krążyli liczni posługacze, roznosząc tace, misy i wazy z potrawami oraz dzbany z winem, piwem, sokami. Nie brakowało też innych sług obojga płci, którzy stali w pobliżu swych biesiadujących panów i pań, czekając na polecenia.

Najwspanialsza rozejrzała się po sali i uznała, że czas wypełnić obowiązki gospodyni. Uprzejmym gestem dłoni wezwała obydwu posłów, najwyraźniej honorowych gości biesiady.

– Witaj, dostojny panie Nabolassarze, arcykapłanie Marduka i ty, szlachetny książę Mutawalisie. Dziękuję za przyjęcie zaproszenia. Jak się miewają wasi panowie, a Moi umiłowani krewni i przyjaciele, król Tukultisztar i król Suppiliuliuma? „A więc wojownik to Hetyta” – Pomyślał Nefer. To, że arcykapłan Nabolassar jest Babilończykiem, było dla niego jasne od początku.

– Mój pan i ojciec miewa się doskonale, o Wielka. – zaczął książę, wbrew etykiecie wyprzedzając wymienionego w pierwszej kolejności posła z Babilonu i ogarniając Świetlistą roziskrzonym spojrzeniem. Wcześniej nie żałował sobie wina. – Przesyła za moim pośrednictwem życzenia pomyślności dla Egiptu i jego niezrównanej Władczyni, wraz z nadzieją na zachowanie przyjaznych stosunków, niezależnie od rozsiewanych przez niektórych kłamstw. – Wino rozwiązało mu najwidoczniej język, był zresztą wojownikiem, a nie dyplomatą, i może nie dostrzegał niestosowności tak ostrego oświadczenia, wygłoszonego podczas uczty, na której był gościem.

Wystąpienie Hetyty poruszyło do żywego arcykapłana Marduka.

– O Najwspanialsza z Władczyń! Mój pan, niezrównany Król Tukultisztar był zawsze i jest nadal wypróbowanym przyjacielem Egiptu. To nie czas i miejsce, aby poruszać takie sprawy, ale skoro książę wspomniał o kłamcach mącących pokój, to niech sam przyzna, jak jego ojciec i pan dotrzymuje zawartych układów. Hetyci nieustannie naruszają nasze granice, grabiąc wioski i paląc zasiewy. Egipt jest gwarantem tego pokoju, o czym mój pan przypomina za moim pośrednictwem.

– To właśnie jest kłamstwo. – odparł Mutawalis. – Wojownicy mojego ojca nigdy nie przekraczają linii wyznaczonej przez kamienie graniczne.

– Bo wozicie te kamienie na platformach swoich rydwanów bojowych! – Nie wytrzymał Nabolassar.

– Nasze rydwany są dostatecznie duże i liczne, aby temu podołać. Wasze są najwidoczniej zbyt słabe! – Tak butne słowa zmroziły Nefera, dostrzegł też, jak wyprostowały się plecy i ramiona Królowej, jak drapieżnie zaczęła bawić się biczem. Jej oczy, których nie był w stanie dostrzec stojąc za plecami Najjaśniejszej, musiały rozbłysnąć groźnym blaskiem.

– Dostojny panie Nabolassarze, jak sam zauważyłeś, to nie czas i miejsce na poruszanie takich spraw. A ty, szlachetny książę, nie zapominaj, że potrafię powozić rydwanami i wiem, do czego są zdolne!

Mutawalis skłonił się bez słowa, lecz jego oczy rzucały dziwne błyski.

– Arcykapłanie. – Władczyni zwróciła się teraz do posła Babilonu. – Napisałam list do twego pana, z prośbą o przesłanie sadzonek pewnej rośliny, która uprawiana jest w waszym kraju, a której sok bardzo przypadł mi do smaku. Liczę, że zajmiesz się szybkim dostarczeniem tego listu i osobiście poprzesz Moje życzenie?

– Oczywiście, o Najdostojniejsza! – Ambasador zrozumiał, że zmieniając temat, Królowa zakończyła rozmowę o polityce.

– Szlachetni panowie, życzę wam dobrej zabawy.

To już była odprawa i obydwaj posłowie, skłoniwszy się, powrócili na swoje miejsca. Hetyta natychmiast zażądał napełnienia swego pucharu. Amaktaris skinęła teraz na starszego wiekiem, nieco korpulentnego i odzianego stosunkowo skromnie kapłana. Podszedł w towarzystwie innego, znacznie młodszego hierarchy, z którym ucztował przy wspólnym stole. Ten z kolei ubrany był bogato. Obydwaj rzucali pełne wyższości spojrzenia na innych biesiadników

– Witaj, panie Heparisie, kogo to przyprowadziłeś przed Nasze Oblicze? – Linia ramion Władczyni nadal zachowywała sztywność, której nabrała podczas butnych oświadczeń hetyckiego Księcia. „Ta rozmowa też może być trudna” – Zrozumiał Nefer.

– Bądź pozdrowiona, o Pani, i przyjmij błogosławieństwo Ozyrysa, Pana całego Kraju i nas wszystkich!

– Dziękuję, arcykapłanie. Ozyrys jest Moim Bratem i mistycznym Małżonkiem, nie zapominaj o tym. Kogóż to pragniesz przedstawić Królowej?

– Mojego bratanka, Temesa, o Wielka. Jest Pisarzem Domu Boga w Świątyni Anubisa i pragnie ofiarować Ci swoje służby, o Świetlista.

– Jest bardzo młody, jak na tak wysokie stanowisko. – zauważyła Królowa, a Jej ramiona wyraźnie drgnęły, po czym usztywniły się jeszcze bardziej.

– Jest też bardzo zdolny i jest spadkobiercą długiej linii znakomitej krwi, o Pani.

– Ach tak, nie wątpię. – odparła Władczyni. – Jak pragniesz mi służyć, Temesie?

– Moją wiedzą, moim rozumem, znajomością spraw bogów i ludzi, mądrymi radami, jeśli uznasz je za przydatne.

– Z pewnością zawiadomię cię, Temesie, gdy twoje służby okażą się potrzebne. – Monarchini zmieniła temat. – Mam nadzieję, Heparisie, że uczta i podawane potrawy nie zawiodą twego podniebienia prawdziwego smakosza. O jakości kuchni w twoim pałacu krążą prawdziwe legendy.

– Jesteś nazbyt łaskawa, o Pani. W żadnym wypadku nie śmiałbym równać się z Tobą.

– To postawa godna uznania, arcykapłanie, ale nie musisz przestrzegać jej aż tak przesadnie… w sprawach kuchni. Tym niemniej, życzę wam obydwu miłego wieczoru.

Odprawieni kapłani powrócili na swoje miejsca. Obserwujący ich bacznie Nefer zauważył, że Heparis pochylił się ku bratankowi i szeptał mu coś do ucha. Temes wyraźnie zesztywniał. Czyżby stryj i protektor udzielał krewnemu nagany za zbyt nachalne i niezręczne zaoferowanie własnych służb?

Po odejściu dumnych hierarchów, Królowa wyraźnie się odprężyła. Wezwała jeszcze kolejno około trzydziestu innych osób, z którymi zamieniła uprzejme zdania. Byli to arystokraci, urzędnicy, wojskowi. W towarzystwie tych ostatnich Władczyni czuła się najswobodniej, w prostych słowach przypominała ich sukcesy, wypytywała o rodziny. Odchodzili zadowoleni z życzliwego przyjęcia. Niewielkie kłopoty sprawiły teraz tylko dwie albo trzy damy. Najwyraźniej nie mogły przeboleć nieudanej konfrontacji własnego wyglądu z urodą i wdziękiem Bogini. W ich słowach, gdy składały obowiązkowe hołdy oraz wyrażały uznanie dla uczty, a zwłaszcza wygłaszały komplementy dla takich czy innych szczegółów toalety Amaktaris, można było wyczuć krople jadu. Były to żony wysokich urzędników i arystokratów. Inne damy witały jednak Królową w bardziej naturalny i miły sposób. Były szczerze ujęte zaproszeniem, dziękowały za zainteresowanie ich sprawami rodzinnymi, cieszyły się z atmosfery przyjęcia.

W trakcie tych rozmów wzrok Nefera mimo woli przyciągnęła występująca teraz samodzielnie tancerka, niewątpliwie najurodziwsza i najzręczniejsza spośród całej trupy. Musiał przyznać, że jako jedyna z obecnych na sali kobiet mogłaby choć przez chwilę wytrzymać porównanie z Najjaśniejszą. Jej postać i ruchy wydały mu się znajome… Tak, nie mogło być wątpliwości. To dziewczyna, którą widział na Placu Śmierci, skazana za dźgnięcie nożem koleżanki. Nic więcej o niej nie wiedział, ale ucieszył się, że wyszła cało z próby, którą wymyślił mistrz Apres.

Po zakończeniu półoficjalnych powitań, przy loży Władczyni pojawili się tymczasem niewolnicy z przeznaczonymi dla Bogini potrawami oraz winem. Królowa dyskretnym skinieniem dłoni przywołała do porządku osobistego niewolnika. No tak, zagapił się i zapomniał o swoich obowiązkach. Miał przecież próbować potrawy podawane na stół jego Pani. Nałożył na przygotowany talerzyk po cząstce z każdego dania. Zdumiało go trochę, że talerz wykonano z pozłacanego srebra. To, że Władczyni używała takiej zastawy było zrozumiałe, ale że kosztowne naczynie przeznaczono dla niewolnika? Uświadomiło mu to nagle, że jednak takim całkiem zwyczajnym niewolnikiem nie jest. Służy bezpośrednio przy Osobie Najdostojniejszej i gdyby używał zwykłej, glinianej miski, byłoby to uwłaczające dla Jej pozycji. Potrawy, z pewnością własnoręcznie przygotowane dla Monarchini przez Ahmesa, były jak zwykle znakomite. Przełknąwszy te specjały, poczuł nagły przypływ głodu. Przecież niemal nic nie jadł, a tu jego zmysły wzroku, smaku i powonienia atakowane były w bardzo wyszukany sposób.

– Dlaczego kosztujesz takie małe porcje? – Bogini skarciła go cichym głosem. – W ten sposób trucizna może się szybko nie ujawnić. Tu chodzi o bezpieczeństwo Królowej. Oczekuję, że będziesz się bardziej starał, niewolniku!

Znał już na tyle dobrze swoją Panią, że nie umknął jego uwadze błysk uśmiechu w Jej oczach, gdy wydawała to polecenie. Wykonał je z prawdziwą ochotą. Potem przyszła kolej na wino. Pod rozkazującym wzrokiem Najwspanialszej nalał napój do przeznaczonego dla siebie, również srebrzysto-złotego pucharu, po czym napełnił naczynie Królowej. Odczekała, aż wypije i dopiero potem umoczyła usta. Skinęła biczem na jednego z usługujących niewolników.

– To wino jest nieodpowiednio dobrane. Podaj to z okolic Peluzjum!

Nefer nie znalazł w winie żadnej skazy, ale przecież nie był znawcą. I tak wolał piwo. Gdy błyskawicznie spełniono rozkaz Monarchini, Amaktaris znowu poleciła mu nalać sporą porcję, właściwie pełny puchar.

– Czy nie wiesz, niewolniku, że w winie najłatwiej ukryć smak trucizny? Życzę sobie, abyś starannie próbował zawartość każdego dzbana.

Wino z Peluzjum także nie zadowoliło Władczyni. Zażądała kolejnego gatunku, potem jeszcze jednego. Sama umaczała tylko wargi, od osobistego niewolnika wymagała wypijania pełnych pucharów. Zaczęło nieco szumieć mu w głowie. „Może poprosiłaby o piwo?” – Pomyślał, gdy gra Amaktaris stała się dla niego jasna. Na to jednak Królowa się nie zdecydowała. Osiągnąwszy najwidoczniej zaplanowany efekt, uznała wreszcie kolejny gatunek za zadowalający i powoli sączyła trunek. Tylko dlaczego zamierzała wprawić swego niewolnika w stan lekkiego oszołomienia? A ten stał się jego udziałem, pomimo faktu, że wino podawano zmieszane z pewną ilością wody. Potrawy na stole Władczyni zmieniały się szybko, kosztowała tylko niektórych, za to Nefer zobowiązany był nakładać sobie zdecydowanie więcej, niż tylko symboliczne porcje każdej z nich. Chwilowo wcale mu to zresztą nie przeszkadzało.

Tymczasem uczta wyraźnie się rozkręcała. Muzyka stała się coraz bardziej natarczywa, popisy tancerek i akrobatów coraz jawniej zmysłowe. Reszty dopełniło wino, panujący w sali półmrok oraz oszałamiający zapach perfum, które unosiły się z używanych przez biesiadników pomad. Wiele osób dobrało się już w pary i oddawało przyjemności ucztowania we dwoje. Nefer zauważył, że ambasador Nabolassar dyskretnie opuścił salę. To samo zrobili kapłani Heparis i Temes. Ci jednak uczynili to w sposób niemal demonstracyjny, nakazując niewolnikom, by utorowali im drogę wśród zaaferowanej służby oraz obrzucając obecnych pełnymi pogardy i dezaprobaty spojrzeniami. Ale tylko nieliczni zwrócili uwagę na te manewry. Książę Mutawalis zdążył już zaprosić do swej loży dwie spośród obecnych dam i z naturalną pewnością siebie przyjmował ich entuzjastyczne zainteresowanie. Popijając wino, często spoglądał jednak w stronę Najjaśniejszej, czego jego zaaferowane towarzyszki oczywiście nie dostrzegały.

Pozostałe damy, wobec aktualnej niedostępności hetyckiego Księcia, radziły sobie inaczej. Niektóre korzystały z usług stałych albo nowych towarzyszy, z którymi przybyły na ucztę, czy też nawiązały znajomość dopiero tutaj. Inne, zupełnie otwarcie przyzywały obecnych na sali niewolników. Szczególnym powodzeniem cieszyli się akrobaci, którzy zakończyli już występy, a przynajmniej ich oficjalną część. Niektóre z par pamiętały o zasunięciu kotar, które osłaniały ich łoża, inne nie zwracały na to uwagi. Także mężczyźni znajdowali partnerów i partnerki obojga płci bez większych kłopotów. Nie brakowało młodych niewolnic i niewolników. Kilku gości bez powodzenia przywoływało tancerki, które jednak odmawiały, kontynuując występ. Gdy któryś ze zbyt nachalnych adoratorów usiłował zaciągnąć jedną z nich do swojej loży, poczuł na ramieniu ciężką dłoń czarnoskórego olbrzyma, który opuścił na chwilę posterunek za plecami Monarchini. To, rzecz jasna, wystarczyło, by natręt natychmiast znalazł inny obiekt zainteresowania.

Nefer przyglądał się temu wszystkiemu, czując jak burzy się w nim krew.

– A więc to jednak prawda, te opowieści o wyuzdaniu i orgiach. I wszystko to w obecności Bogini… – Wino, w którym tak sumiennie poszukiwał śladów trucizny, robiło jednak swoje. Czuł, jak myśli odchodzą gdzieś daleko, pobudzała go muzyka, zapachy, widoki i docierające odgłosy. Niemal nie poczuł dotknięcia końcówki bicza. Zniecierpliwiona Bogini smagnęła go lekko po udach.

– Zbliż się, niewolniku. – poleciła, wskazując rękojeścią własne stopy. Tego nie trzeba było mu powtarzać. Ten rodzaj służby poznał aż nadto dobrze i sprawiał mu on nieziemską radość. Zwłaszcza w takiej chwili jak obecna. Tak jak przypuszczał, paznokcie u stóp Bogini zdobiły przyklejone do nich, cieniutkie płatki złota. Ucałował je delikatnie, ale trzymały się mocno. Potem nie był już tak ostrożny, adorując ustami podbicie i kostki stóp Władczyni. Tego już doświadczał, chociaż w żaden sposób nie umniejszało to siły jego obecnych emocji. Teraz jednak, wydarzyło się coś nowego. Końcówka zwiniętego bicza dotknęła jego twarzy, niecierpliwym skinieniem nakazała podążyć za sobą…. w górę.

Całując i liżąc, osiągnął wysokość kolan Najwspanialszej, która nie dość, że pokazywała mu drogę, to jeszcze ją otwierała, rozchylając nieco uda i unosząc kraj szaty. Adorując kolana, i nie do końca wierząc w to, co go spotyka, gotów był już udać się w dalszą podróż… Nagle poczuł na ramionach silny uścisk dłoni olbrzymów Królowej. Zanim zorientował się, co mu się przydarzyło, został bez wysiłku uniesiony do pozycji pionowej i niezbyt brutalnie, właściwie ostrożnie, ustawiony pod ścianą. Rozsunięto mu ręce i nogi, poczuł, jak na nadgarstkach i kostkach zatrzaskują się metalowe obręcze. Stał tak, w jednej chwili niespodziewanie zrzucony ze słonecznych niebios Ra-Amona do podziemnych piekieł Seta i Anubisa.

Czy jednak naprawdę było to mroczne królestwo boga śmierci? Jeśli nawet tak, to właśnie zstąpiła do niego Izyda we własnej, Boskiej Osobie. Amaktaris zbliżyła się niespiesznie, podrażniła końcówką bicza jego zniewoloną męskość. Poczuł silny ból, spowodowany niesamowitym pobudzeniem, dla którego nie było ujścia. Przypomniał sobie, co uczyniła tamtemu woźnicy. Czy Ona, czy Świetlista Pani potraktuje go podobnie? Niczym nie zasłużył, ale może taki jest kaprys Bogini, poruszonej winem i atmosferą uczty? Przymknął oczy, i tak nic nie mógł zrobić. Zamiast uderzenia poczuł delikatny dotyk Jej dłoni. Po chwili obręcze opadły, dłoni jednak nie cofnęła. Nieskończenie powolnymi przesunięciami długich, zwinnych palców zaczęła pieścić go w najbardziej podniecający sposób, jakiego kiedykolwiek doświadczył. Czyniła to jednak uważnie, aby nie przekroczyć granicy, zza której nie było już odwrotu.

– Otwórz oczy, niewolniku. – poleciła cicho. – To dla ciebie.

Ujrzał trzy tancerki, które wykonywały przed nim, skutym i zniewolonym, a zarazem czującym się jak w przedsionku niebios, taniec, którego zmysłowość przekraczała wszystko, co prezentowały dotychczas. Po długiej, nieskończenie długiej chwili Bogini puściła jego męskość. Skinieniem bicza przyzwała dziewczyny.

– Zajmijcie się nim. – nakazała. – Jest wasz, a może wy jego? – dodała, nie oczekując odpowiedzi. Podczas gdy znajoma z Placu Śmierci przejęła z wprawą uchwyt w miejscu uwolnionym przez Królową, dwie pozostałe tancerki zajęły się sutkami, szyją, twarzą Nefera.

– Boska Pani… – usiłował coś powiedzieć.

– Ciii, milcz niewolniku. – odpowiedziała, zajmując ponownie miejsce na łożu, a jedna z tancerek położyła mu palec na ustach.

Ponownym skinieniem bicza Władczyni nakazała obydwu olbrzymom zstąpić na opuszczone miejsce występów dziewczyn. Na kolejny znak swojej Pani zwarli się w walce zapaśniczej. Trwali jak dwa posagi, wyrzeźbione w czarnym bazalcie i białym marmurze. Bezskutecznie starali się przepchnąć rywala, założyć uchwyt, rzucić przeciwnika. Ich siły były równe. Walczyli niemal w bezruchu, tylko mięśnie prężyły się w świetle lamp, a natarte oliwą i zwilżone potem ciała odbijały blask płomieni. Amakrais chłonęła ten widok, wpółleżąc na swojej sofie i sącząc powoli wino. Nefer nie miał pojęcia, jak długo to trwało, tym bardziej, że sam przeżywał własne uniesienia. Władczyni powoli dopiła puchar i rzuciła go na podłogę. Klasnęła w dłonie. Giganci oderwali się od siebie i działając jak kierowani jednym umysłem, podbiegli do łoża Bogini. Porwali je na ramiona i unosząc wysoko, pospiesznie opuścili salę bankietową. Na temat tego, co dalej działo się z jego Panią, Nefer mógł tylko snuć przypuszczenia.

Nie miał zresztą na to ani sił, ani możliwości. Najpiękniejsza z tancerek wprowadziła jego narząd do wilgotnego wnętrza swojej kobiecości i przywarła całym ciałem do kapłana. On sam nie był w stanie uczynić nic więcej, niż tylko wyprężyć się w łańcuchach, ale dziewczyna wiedziała doskonale, co powinna zrobić. Objęła go za szyję i mocno uścisnęła, po czym zaczęła poruszać biodrami. Chciał włączyć się do tego tańca, powstrzymały go jednak kajdany oraz cichy szept:

– Stój spokojnie i zostaw wszystko mnie.

Zanim zdążył odpowiedzieć, zamknęła mu usta pocałunkiem. Poddał się jej woli oraz zalewającej go fali doznań. Pobudzony już wcześniej do granic wytrzymałości, czuł jak szybkie i wprawne ruchy tancerki wprowadzają jego penisa w głębiny jej wilgotnego i gorącego wnętrza. Oderwała wargi i ich gwałtowne oddechy zmieszały się ze sobą. Rozkoszny ból nabrzmiewającego członka nie pozwolił mu na wypowiedzenie jakichkolwiek słów. Poczuł teraz znajomy i odurzający zapach egzotycznych perfum, perfum używanych tylko przez Najjaśniejszą. Czyżby użyczyła ich tej dziewczynie? Myśl ta przemknęła i zagubiła się w powodzi kolejnych odczuć, powodowanych przez narastające skurcze penisa. Przymknął oczy i wyobraził sobie, że to inna piękna kobieta, czy też bogini ofiarowuje mu tę chwilę rozkoszy. Czyż mogło być jego winą, iż wytrysnął niemal natychmiast? Wygięty w łuk wyrzucał prawdziwą powódź nasienia, podczas gdy dziewczyna przywierała do jego wyprężonego ciała, starając się nie uronić ani kropli z tego strumienia.

Gdy doszedł do siebie, dwie pozostałe tancerki uwalniały go z kajdan, używając klucza pozostawionego najwidoczniej przez Królową. Ta, która doprowadziła go na szczyt rozkoszy, pochyliła ku niemu piękną, lecz smutną w tej chwili twarz.

– Nazywasz się Nefer, tak?

– Tak. – zdołał kiwnąć głową.

– Pamiętasz mnie? Ja ciebie pamiętam, z Placu Śmierci. Jestem Tinian.

– Cieszę się, że udało ci się przeżyć, naprawdę.

– Nie wszystkim się to udało. Ta dziewczyna, która zmarła z pragnienia… Miała na imię Atara.

– Dlaczego mi o tym mówisz? Próbowałem ją uratować. Nie udało mi się.

– Wiem. Widziałam, jak podałeś jej wodę. Masz szlachetną duszę, chociaż jesteś niewolnikiem.

– To tylko przedłużyło jej cierpienia.

– Ale był to jedyny przejaw życzliwości, jakiego doznała od bardzo dawna. Może kiedykolwiek. Umarła, błogosławiąc cię. Chciałam, żebyś o tym wiedział. A teraz – zwróciła się do koleżanek – wracamy do pracy, dziewczęta. Chcę, abyście popisały się swymi umiejętnościami nie tylko dlatego, że hojnie nam zapłacono.

Delikatne, ale zdecydowane dłonie nakazały Neferowi położyć się na podłodze. Jedna z tancerek zaczęła ponownie pieścić jego męskość. Pomimo niewątpliwej wprawy, nie osiągnęła jednak znaczących sukcesów. Nie była po prostu w stanie dorównać niedawnym, poprzednim doznaniom kapłana. Tinian przyjrzała się temu krytycznie. I ona, i jej koleżanki też przejawiały pewnie zawodową dumę, jak każdy parający się wysoko kwalifikowanym rzemiosłem. Skinęła na drugą z dziewczyn, ujęły przeguby dłoni Nefera i przysunęły je do metalowych obejm osadzonych w murze na wysokości podłogi. Po chwili znowu był skuty. Koleżanka Tinian usiadła na nogach Nefera, a sama tancerka sięgnęła po wiszący na szyi kapłana klucz od jego skrzyni. Ten mały przedmiot przetrwał wszystkie przeżycia swego właściciela na folwarku, przydał się nawet w lochu. Teraz wykorzystała go Tinian, ale w innym celu. Ujęła klucz jak rękojeść bicza, rzemień wiszący zwykle na szyi stał się biczyskiem. Smagnęła pierś Nefera. Po chwili postawiła stopę na jego ustach.

– Masz się naprawdę postarać, niewolniku. To rozkaz! – Podkreśliła słowa kolejnym smagnięciem. – Usłużysz nam wszystkim, a jeśli nie, pożałujesz, że Jej Wysokość Królowa, Oby Żyła i Władała wiecznie, oddała cię w nasze ręce!

Nefer poczuł natychmiast silny przypływ pożądania. Tinian dostrzegła to wprawnym okiem i uśmiechnęła się z triumfem. Nie tracąc czasu wypuściła z dłoni klucz, usiadła na biodrach swego chwilowego niewolnika i ponownie wprowadziła jego budzące się do życia berło do żyznej, ciepłej i wilgotnej jaskini, przygotowanej na jego przyjęcie. Towarzyszka ustąpiła jej miejsca, pochwyciła odrzucony rzemień i zaczęła niezbyt silnie, ale odczuwalnie smagać nim po stopach kapłana. Odruchowe, lecz bezskuteczne próby uniknięcia tej szczególnej chłosty podejmowane przez Nefera sprawiły rozkosz zarówno jemu samemu, jak i Tinian, odczuwającej w sobie każdy jego ruch.

”Wybacz mi, o Bogini, która przeznaczyłaś mi taką karę albo taką nagrodę. Wybacz mi Ano, ale nie potrafię…” – dalsze myśli umknęły wśród zalewającej go fali doznań, w której utonął bez ratunku.

.

Przejdź do kolejnej części – Pani Dwóch Krajów XXXVII-XL

.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Mój ulubiony cykl opowiadań na tej stronie. 🙂

Kolejny świetny rozdział doskonałej serii! Szkoda, że te odcinki nie pojawiają się częściej.

Dzięki za wpisy. Kolejne odcinki ukazują się co 3-4 tyg., zgodnie z planami Redakcji. Mogę natomiast obiecać, że będą zamieszczane regularnie, a cykl zostanie dokończony (o ile nie wpadnę pod tramwaj). Cała ta historia dopiero się rozpoczyna. Pozdrawiam.

Zgadzam się, że to jeden z ciekawszych cykli na tej stronie (albo też jeden z moich ulubionych).
Podziwiam autora nie tylko za kunsztowność i szczegółowość tej podróży przez Egipt, ale przede wszystkim ogrom pracy włożony w stworzenie tak rozbudowanego i przemyślanego teksu. Naprawdę przenosi mnie w wykreowany tymi słowami świat.

Dodam, że podoba mi się, że seks i podteksty seksualne są swoistą przyprawą. Wszystko jest bardzo fajne i zgrabnie napisane. 🙂

Całkiem przyjemny tasiemiec jeśli czytać go z przymrużeniem oka…

Temerio:
Jak już wspomniałem, postaram się aby cykl ukazywał się regularnie i znalazł zakończenie.

Aleksandro:
Cieszę się, że ta podróż przypadła Ci go gustu i mam nadzieję, że zechcesz towarzyszyć bohaterom w jej kolejnych etapach. Zapraszam na pokład królewskiej barki. To wygodny sposób zwiedzania, zwłaszcza tego świata.

lily:
Masz rację, to właściwie opowieść historyczno-fantastyczno-przygodowa z elementami erotyki. Erotyka jest podporządkowana fabule i ma z niej wynikać, staram się natomiast unikać sytuacji odwrotnej, gdy głównym celem fabuły staje się mnożenie scen erotycznych. Pojęcie erotyki jest zresztą bardzo rozległe i może obejmować najróżniejsze elementy czy podteksty.

Aniu:
Oczywiście, że z przymrużeniem oka, gdyż to rodzaj bajki. Jej spisywanie daje przy tym autorowi przyjemną rozrywkę, stąd zapewne spore rozmiary.

Pozdrawiam wszystkich Czytelników.

Mowa jest srebrem, lecz milczenie – złotem. Jak na człowieka inteligentnego Nefer dał się bardzo łatwo podejść… Zrzucam to na karb jego naiwności i podpowiedzianej przez Autora niewinności kogoś, kto niewiele zła w życiu doświadczył. Przynajmniej przed spotkaniem królowej.

Czy kapłan stał się w tym odcinku rzeczywistym niewolnikiem Amaktaris – nie tylko ciałem, lecz i duszą – dokonując dość oczywistego dla niego wyboru? Okaże się dopiero w przyszłości. Ciągle ma problemy z dyscypliną, lecz jest tylko mężczyzną – chciałoby się powtórzyć za Talią. 😉 Królowa lepi go sobie, jak chce, w sobie tylko znanym celu. Dozuje erotyczne bodźce, ukazując siebie w chwili podniecenia chłostą, pozwalając myszkować w bibliotece czy wreszcie pełniąc obowiązki gospodyni podczas uczty. Nawet dobór tancerki i jej przygotowanie nie jest w żadnym razie oddane przypadkowi. Pełna kontrola nad biernym, choć – zdaje się – całkiem tym faktem usatysfakcjonowanym Neferem.

Kapłan jako przewodnik po innej seksualności. Znamy przecież, choćby ze zbiorów Najlepszej, historie o kobietach jako stronie aktywnej i dominującej; historie w pełni wpisujące się w nurt femdom, ale nieczęsto zdarza się czytać teksty skreślone z pozycji uległego, mężczyzny. I za to dzięki, Autorze.

A zawsze wydawało mi się, że tego rodzaju opowiadań femdom – pisanych głównie przez mężczyzn – jest sporo. Przynajmniej sporo pojawia się ich na innych portalach. Przyznam jednak, że poza nielicznymi wyjątkami zwykle nie daje się tego czytać z powodu wulgarności i prostactwa. Różnorodności na portalu literackim nigdy dosyć.
Ona ma wobec Nefera pewne plany, jeszcze nie do końca skrystalizowane. Powiedzmy, sprawdza na co go stać i do czego może się przydać. Taki przynajmniej ma aktualnie zamiar. Wiąże się to oczywiście z owym „modelowaniem”, że tak powiem. Ale czyż wszytskie kobiety nie czynią tego w mniejszym lub większym stopniu? (wybacz (-: ). Uczta, tancerki – oczywiście, że to nie przypadek tylko element nowego planu. No, może przy okazji odrobina wytchnienia dla niewolnika, forma nagrody za poprzednie trudy i niebezpieczeństwa. On sam jest usatysfakcjonowany, spełniają się jego fantazje i to te przyjemniejsze.
Z prawdziwym złem Nefer dopiero się zetknie i to objawionym w różnych formach. Na chwałę królowej trzeba dodać, że będzie z tym złem walczyć – co prawda stosując bardzo ostre środki, ale myślę, że można jej to wybaczyć.

Przyznam, że niewiele czytam erotyki poza NE. Nawet nie o wulgarność idzie, tylko z reguły o bardzo biedny warsztat. Na przykład teksty, w których w trzech-czterech pierwszych zdaniach szesnaście razy pojawia się zaimek „on”, odmieniany przez wszystkie przypadki, aż nie wiadomo, czy autor ma na myśli swojego bohatera, jego przyrodzenie czy element wyposażenia rodzaju męskiego, skutecznie zniechęcają do lektury. Najlepsza mnie po prostu rozpuściła jakością. 🙂

Masz rację, oczywiście – kobiety lubią zmieniać mężczyzn na swoją modłę. I kiedy już facet myje się codziennie, nie dłubie w zębach w towarzystwie, jest oswojony, posłuszny, wszelkie przejawy rogatej natury zostają wyplenione razem z samodzielnym myśleniem, baba stwierdza, że nie w takim człowieku się zakochała… 😉 Domyślam się jednak, że Amaktaris jest dużo bardziej doświadczona i roztropna, wie zatem, co i dlaczego chce osiągnąć.

Ma pewne plany, od dawna przygotowane. Tylko realizacja okaże się jednak bardziej skomplikowana niż przypuszcza.
A opowiadania… Na innych portalach nigdy nie zetknąłem się z czymś takim jak korekta czy preselekcja. To jednak służy poniesieniu poziomu, sam to dobrze widzę.

Napisz komentarz