Pani Dwóch Krajów XXI-XXV (Nefer)  4.67/5 (9)

74 min. czytania
Edward Poytner, "Wizyta Królowej Saby i Króla Salomona"

Edward Poytner, „Wizyta Królowej Saby i Króla Salomona”

XXI

Zgodnie z obietnicą Królowej pozwolono mu spać do woli, nikt nie zrywał go więc o świcie. Ocknął się wreszcie z ciężkiego snu. Otwory okienne w komnacie były wprawdzie zakryte długimi kotarami, zapewne by chronić przed światłem cenne zwoje papirusu, z sąsiedniego pomieszczenia wpadała jednak jasna poświata, sugerująca, że jest już późny poranek. Obudził się z bólem głowy i silnym pragnieniem. To drugie zaspokoił pijąc chciwie wodę z pozostawionego dzbana, tępe łupanie w czaszce pozostało. Podniósł się z pewnym trudem. Zgromadzone w komnacie bogactwo papirusów w normalnych warunkach przykułoby jego uwagę, teraz jednak nie miał siły, by cokolwiek czytać. Pomimo wczorajszych starań Władczyni i Mistrza Uzdrowiciela nie prezentował się najlepiej, czuł się brudny – i rzeczywiście taki był. Nie miał ochoty pokazywać się w podobnym stanie ani Królowej, ani Irias – nikomu zresztą, jeśli chodzi o ścisłość. Doszedł do wniosku, że spacer na dziedziniec z sadzawką i kąpiel w chłodnej wodzie na pewno nie zaszkodzą, a może pomogą na ból głowy?

Dotarcie na plac okazało się pewnym wyzwaniem, kilka razy mylił drogę, raz czy drugi musiał zbierać siły, opierając się o ściany korytarza. Gdy skorzystał z latryny i zanurzył w basenie… poczuł się wreszcie odrobinę lepiej. Obmył się leniwie, usuwając nieprzyjemne ślady wczorajszej niedyspozycji. Mógłby tak spędzić cały dzień… Był jednak niewolnikiem, osobistym niewolnikiem Bogini, i miał swoje obowiązki. Ona sama przypomniała mu o tym wczoraj wieczorem. Zapewne zechce wkrótce sprawdzić, co dzieje się z Jej sługą. Pora wracać.

Trochę przeliczył się z siłami, a poprawa samopoczucia okazała się przejściowa. Gdy tylko wyszedł z wody, powróciły zawroty głowy. Znowu pomylił drogę. Nie poznawał korytarzy, na które trafił. W końcu usłyszał głosy ludzi dochodzące z jakiegoś dziedzińca. Skierował się w tamtą stronę, zamierzając zapytać o to, jak dotrzeć do apartamentów Królowej. Wyjście prowadzące na plac było niezbyt szerokie, tym niemniej pozwalało minąć się swobodnie dwojgu osobom. Napuszony, bogato odziany mężczyzna, który zdecydowanym krokiem zmierzał w stronę przejścia, nie zamierzał jednak mijać się z nikim.

– Z drogi, niewolniku – rzucił w stronę Nefera.

Kapłan zamierzał odruchowo usunąć się. Osłabiony, uczynił to jednak zbyt wolno, jak na gust gburowatego dostojnika.

– Szybciej, nędzny psie. Jak długo mam czekać na wykonanie prostego rozkazu?

Nefer rozpoznał niecierpliwego arystokratę. Widział go wprawdzie tylko raz, z pewnej odległości i w migoczącym świetle pochodni, ale za to w okolicznościach, które musiały zapadać w pamięć. Stał przed księciem Nektanebo, kuzynem Królowej. Niezdrowy, nieciekawy wygląd Księcia zdawał się potwierdzać słowa Mistrza Apresa o szczególnych upodobaniach i hulaszczym trybie życia dworzanina. Kapłan dostrzegł za plecami arystokraty młodego chłopaka, nagiego i zaopatrzonego w podobne obręcze na genitaliach, jak on sam. Czy był to kolejny osobisty niewolnik Księcia? Karę wymierzaną poprzedniemu, być może śmiertelną, Nefer miał okazję obserwować przedwczoraj z wysokości pałacowych murów. Chłopiec spoglądał na swego pana ze szczególną mieszaniną strachu i beznadziejnej rozpaczy. Kapłan nauczył się rozpoznawać takie uczucia podczas wizyt na Placu Śmierci. Poczuł gwałtowny przypływ fizycznej niemal nienawiści do Księcia. Wiedział, że powinien pokornie zejść z drogi rozdrażnionemu arystokracie i mieć nadzieję, że ten nie zwróci uwagi na jakiegoś tam sługę. Był jednak krnąbrnym niewolnikiem, a może zbyt krótko uczył się swojej nowej roli? Nie potrafił oprzeć się przemożnej pokusie dopieczenia temu zadufanemu w sobie okrutnikowi, okazania mu pogardy, jaką wobec niego odczuwał. Sytuacja, w której się znalazł, rozjaśniła umysł Nefera.

– Dokąd ci tak spieszno, panie? Czyżby do… latryny? – Postarał się, by w jego głosie nie zabrakło ledwie skrywanej drwiny.

– Ty, ty… zawszony kundlu, sparszywiały szakalu. Jak śmiesz, ja cię… – Książę zapienił się z wściekłości, szukając rękojeści bicza, który nosił u pasa. Cios okazał się celny, niech ten głupiec wie, że nawet niewolnicy słyszeli o jego niedawnej przygodzie i naśmiewają się z niej. Nie omylił się, przypuszczając, że Nektanebo to nie wymieniona z imienia pałacowa osobistość z opowieści Ahmesa. Zręcznie odskoczył w bok i zanim arystokrata zdołał rozwinąć bicz – wyposażony w zadające okrutne rany ołowiane kulki – wypadł na dziedziniec. W przelocie dostrzegł jeszcze zaskoczoną, nadal przerażoną ale jednak naznaczoną mimowolnym uśmiechem twarz młodego niewolnika.

– Stój, szubrawcu. Straże, brać go – ostatni okrzyk Księcia skierowany był do kilku znajdujących się na placu żołnierzy. Ci oczekiwali jednak rozkazu dowodzącego nimi dziesiętnika. Uskakując jak najdalej od rozjuszonego dworzanina, Nefer dostrzegł, że jednym ze zbrojnych był znany mu już, jasnoskóry i jasnowłosy olbrzym, należący do osobistej straży Królowej. Pochylił się ku podoficerowi i pospiesznie coś mu tłumaczył. Książę Nektanebo zdał sobie wreszcie sprawę, że nie zdoła samodzielnie dopaść dużo zręczniejszego niewolnika, a bezowocna pogoń tym bardziej naraża go na śmieszność.

– Brać go – ponowił rozkaz. – Jestem kuzynem Królowej, a ten nędzny pies śmiał mnie obrazić. Zachłoszczę go na śmierć.

– Panie, to czyjś osobisty niewolnik. Z takimi zawsze są kłopoty. Ktoś może mieć nam za złe… – odpowiedział z wahaniem dziesiętnik.

– Słyszałeś, kim jestem, durniu. Wszelkie pretensje biorę na siebie. A jeśli nie wykonacie mojego rozkazu, ty sam będziesz miał kłopoty. Ruszajcie wreszcie i złapcie go.

Podoficer ruchem ręki wydał stosowne polecenie swoim ludziom. Nefer zauważył jednak, że strażnicy nie przykładali się szczególnie do pogoni. Czyżby Książę nie cieszył się autorytetem wśród żołnierzy i jego upokorzenie przez niewolnika sprawiło im skrytą satysfakcję? Co więcej, jasnoskóry olbrzym usunął się ukradkiem z dziedzińca i pobiegł dokądś, może celem sprowadzenia pomocy? Korzystając z udawanej nieudolności strażników, kapłan wymykał się im przez jakiś czas, ku rosnącej wściekłości dostojnika. Nektanebo miotał się po placu, sypiąc wyzwiskami i groźbami pod adresem Nefera oraz zbrojnych. Cała ta zabawa dawała żołnierzom ledwie maskowaną uciechę. Nie mogła jednak trwać wiecznie, dziesiętnik wiedział, na jaką zwłokę może sobie pozwolić. Na jego dyskretne skinienie strażnicy osaczyli nagle uciekiniera w kącie dziedzińca i pochwycili pod ramiona. Książę zbliżył się, nie kryjąc mściwej satysfakcji.

– Wreszcie. Macie go natychmiast wychłostać. Chcę widzieć, jak jego skóra i ciało odpadają od kości.

– Dostojny panie, jego właściciel może być urażony…

– Powiedziałem już, że wszelkie pretensje biorę na siebie. Jeśli jednak nie chcesz tego zrobić, głupcze, wychłoszczę go osobiście. Tym lepiej – na nalanej twarzy Księcia pojawił się grymas zadowolenia. – Przytrzymajcie go, pokażę wam, jak należy traktować bezczelnych niewolników – dodał, rozwijając swój okrutny bicz.

– Panie, ten niewolnik jest własnością Najwspanialszej Królowej, Oby Żyła i Władała Wiecznie. To nowy, osobisty sługa Boskiej Pani. Błagam, zwróć się do Jej Dostojności w sprawie wymierzenia mu kary – dziesiętnik usiłował powstrzymać zapędy Księcia. Nektanebo nie miał jednak zamiaru rezygnować.

– Jestem Księciem Krwi, kuzynem Królowej, a ten pies ciężko mnie obraził. Mam pełne prawo ukarać go natychmiast – czy przez twarz arystokraty przemknął kolejny grymas satysfakcji? – Zanim z tobą skończę, będziesz błagał o śmierć. A ja może przychylę się do tej prośby – to ostatnie przeznaczone było już dla Nefera.

Dziesiętnik rozejrzał się niepewnie po dziedzińcu. Najwyraźniej nie miał ochoty wykonać rozkazu, nie mógł jednak otwarcie przeciwstawić się Księciu. Skinął z wahaniem na swoich ludzi, którzy wzmocnili uchwyt i ustawili Nefera w odpowiedniej pozycji. Kapłan dopiero teraz zdał sobie w pełni sprawę z powagi sytuacji. Był w końcu tylko niewolnikiem, a swój wybryk i chwilę szalonej satysfakcji z upokorzenia obmierzłego arystokraty mógł teraz przypłacić życiem, a przynajmniej ciężkimi obrażeniami. Zanim jednak Nektanebo zdążył zadać pierwszy cios, na placu pojawiła się Irias. Wyglądała na nieco zdyszaną, jak gdyby biegła w pośpiechu. Do Księcia, Nefera i żołnierzy podeszła jednak spokojnym krokiem.

– Co ty tutaj robisz? – Zwróciła się do kapłana, ignorując wszystkich pozostałych. – Włóczysz się po Pałacu, a Pani pytała już o ciebie. Chodź ze mną natychmiast, inaczej narazisz się na Jej gniew i zostaniesz ukarany – był to ton Królowej, wydającej rozkazy z wysokości tronu.

– On właśnie ma otrzymać karę. Obraził mnie i będzie wychłostany – pomimo ostrych słów, odpowiedź Księcia wypadła blado.

– On należy do Pani, tylko Ona może go ukarać – Irias nadal naśladowała najlepsze wzory swej nauczycielki.

– Znieważył mnie, jest niewolnikiem i żądam, by wymierzono mu chłostę.

– Jego krew należy do Pani, nie masz do niego żadnych praw. Puśćcie go natychmiast – zwróciła się wprost do żołnierzy.

– Zabraniam – wściekał się arystokrata. – Rozkazuję, by wychłostano go tutaj, na moich oczach.

– On jest własnością Królowej – powtórzyła dobitnie dziewczynka. – Macie go uwolnić i nie przeszkadzać w wykonywaniu Jej poleceń.

– Chyba nie zamierzacie słuchać rozkazów tej smarkuli? – Książę irytował się coraz bardziej, widząc niezdecydowanie żołnierzy.

– Panie, wybacz ale ona… eee… ma rację – dziesiętnik jak gdyby z ulgą przyjął interwencję Irias. – Jeżeli ten niewolnik obraził cię, powinieneś zwrócić się do Jej Wysokości Królowej, Oby Żyła i Władała Wiecznie.

– Wiesz, kim jestem, żołnierzu? I pozwalasz, by rozkazywała ci mała dziewczynka?

– Przemawiam w imieniu Tej, Która Jest Panią Nas Wszystkich. Żądam okazania posłuszeństwa – w tonie głosu Irias trudno było doszukać się śladów dziecka czy służącej. Nawet sama Amaktaris Wspaniała nie powstydziłaby się sposobu wypowiedzenia tych słów.

– Wybacz, Książę, ale ona mówi w imieniu Najwyższej. Wszyscy wiedzą, że nie jest zwykłą służką – podoficer gestem dłoni polecił uwolnić Nefera. – Raz jeszcze proszę, byś zwrócił się w tej sprawie do Najdostojniejszej Królowej, Oby Żyła i Władała Wiecznie.

– Uczynię to natychmiast, możesz być pewny. – Książę obrzucił dziesiętnika gniewnym spojrzeniem. Wściekłość arystokraty skupiła się jednak na kapłanie oraz Irias. – To nie koniec tej sprawy, niewolniku. Zobaczysz. A ty, mała smarkulo… nie zawsze będziesz cieszyła się taką protekcją, jak obecnie. Przekonasz się wtedy, że nie należy wzbudzać mojego gniewu… Już niedługo…

Chciał może powiedzieć coś więcej, opanował się jednak w ostatniej chwili i wbił tylko w dziewczynkę spojrzenie pełne jadowitej nienawiści. Irias przyjęła jego wzrok w sposób godny Królowej i Wojowniczki. To Książę przerwał wymianę spojrzeń i, usiłując ratować resztki autorytetu, niecierpliwym pokrzykiwaniem na osobistego niewolnika, zniknął wraz ze swym sługą w przejściu prowadzącym na korytarz – przejściu, w którym zaczęła się cała awantura.

„Mam nadzieję, że nie wyładuje teraz gniewu na tym chłopcu, który był świadkiem jego upokorzenia” – pomyślał poniewczasie Nefer. Owładnięty przemożną ulgą, znowu poczuł się słabo. Puszczony wolno przez żołnierzy, z trudem doszedł do ustawionej przy ścianie dziedzińca ławki.

– Dziękuję ci, Irias. Uratowałaś mi życie, a przynajmniej skórę. Byłaś niesamowita, jak prawdziwa Królowa.

– Należysz do Pani, on nie miał prawa cię bić – odpowiedziała po prostu. – Zostań tutaj, muszę zaraz opowiedzieć Jej o wszystkim.

– To Ona nic nie wie? Nie przysłała cię z poleceniem dla żołnierzy?

– Pani jeszcze nie wstała. Gdy Melegar przybiegł z wiadomością, nie było czasu Jej budzić. Tylko nigdzie się stąd nie ruszaj, bo znowu narobisz kłopotów – upodobanie dziewczynki do naśladowania Królowej zaczynało stawać się irytujące. Ale jednak jej władcze i pewne siebie zachowanie uratowało go przed chwilą.

– Melegar cię przypilnuje – dodała i przyzwała jasnoskórego olbrzyma, który pojawił się ponownie na dziedzińcu. Nie czekając na zgodę żadnego z mężczyzn, wybiegła przez pamiętne dla Nefera przejście.

– Tobie także winien jestem wdzięczność, panie – kapłan miał jeszcze w pamięci obojętne zachowanie obydwu gigantów, którzy przedwczoraj potraktowali go jak przedmiot czy zwierzę. – Nie spodziewałem się…

– Niektóre osoby w Pałacu… nie cieszą się szczególnym poważaniem, pomimo zajmowanej pozycji. A o tobie Irias mówiła wiele dobrych słów.

– Tak dobrze się znacie?

– O tak, jest prawdziwą ulubienicą żołnierzy. Nie mogłem spokojnie patrzeć, jak ginie pod biczem ktoś, kogo polubiła moja mała przyjaciółka.

– Tym niemniej, raz jeszcze dziękuję ci, panie. Jeśli zechcesz przyjąć wdzięczność niewolnika. – Nefer poczuł się podniesiony na duchu tym, że jednak ktoś w Pałacu żywi dla niego cieplejsze uczucia.

Dalszą rozmowę przerwało przybycie na dziedziniec sporej gromadki dzieci. W różnym wieku, od kilkuletnich, ledwie trzymających się na nogach malców, po starsze brzdące w wieku Irias. Chłopcy i dziewczynki, o różnych kolorach skóry. Wszystkie za to rozkrzyczane i dokazujące w najlepsze. Kilka towarzyszących im kobiet na próżno usiłowało opanować niesforną czeredę, która zaczęła gonić się po dziedzińcu, bawić szmacianą piłką, opadła też żołnierzy, chcąc dotknąć ich tarcz czy oszczepów. Nefer zauważył, że nieustraszeni wojacy pospiesznie podali tyły i zniknęli z placu. Na usprawiedliwienie opiekujących się dziećmi kobiet można było powiedzieć to, że niektóre z nich niosły w ramionach jeszcze mniejsze szkraby.

– Co tu się dzieje?

– To sławetny sierociniec Królowej, postrach wszystkich mieszkańców Pałacu – odpowiedział żołnierz, wpatrując się przy tym uporczywie w przejście, z którego wybiegły dzieci. Po dłuższej chwili wyłoniła się z niego kobieta, bardzo niezwykła kobieta, jak natychmiast zauważył Nefer. Z pewnością była cudzoziemką, wysoka i postawna, z krótko przyciętymi, szatynowymi włosami, w trudnym do określenia wieku, atrakcyjna na swój surowy, barbarzyński sposób. Odziana na wzór niemal wojskowy, w prostą szatę i sandały. Zwracał uwagę wielkich rozmiarów miecz, przypięty przy pasie. Kapłan nie znał się na broni, zauważył jednak, że miecze żołnierzy były raczej krótkie i mocno zakrzywione, przypominając nieco sierpy używane przez rolników. Miecz nieznajomej, nie dość, że o wiele dłuższy, był też wyprostowany. Twarde, groźne wrażenie wywierane przez kobietę łagodził widok kolejnego malca, którego trzymała w zgięciu silnego ramienia. „Czy to opiekunka z opowieści Irias?” – Przemknęło mu przez głowę.

Nieznajoma oddała dziecko jednej z pomocnic, po czym szybko zaprowadziła względny porządek w rozbrykanej gromadce. Biegających za piłką podzieliła na dwie drużyny i zorganizowała grę, mniejsze dzieci bawiły się kamykami pod nadzorem kilku kobiet. Uporawszy się z tym, opiekunka skierowała się w stronę obydwu mężczyzn. Melegar, który śledził jej poruszenia od chwili gdy pojawiła się na placu, przyjął to z zadowoleniem.

– Witaj, pani Talio – powitał ją ciepło.

– A, to ty Melegarze – odpowiedziała znacznie chłodniej. – Słyszałam, że miałeś dość ciekawy poranek, ale dobrze się spisałeś.

– Miło to od ciebie usłyszeć, pani Talio. Wiesz, że zawsze staram się być przydatny.

– Doprawdy? Niekiedy aż za bardzo.

– Talio, zawsze możesz na mnie liczyć… w każdej sprawie.

– O, nawet domyślam się, o jakie sprawy ci chodzi. Jesteś z północy, powinieneś wiedzieć, jakie są obyczaje mojego ludu.

– Wiem, pani Talio. To mnie wcale nie zniechęca…

– Zobaczymy… – odparła jakby bardziej przyjaźnie. – Teraz jednak mam tu pewne obowiązki. Ty też jesteś chyba na służbie? A twoi dzielni koledzy uciekli właśnie przed moimi dziećmi…. a może przede mną? – Czy na surowej twarzy pojawił się cień drwiącego uśmiechu.

– Ja nie uciekłem, i nigdy nie ucieknę, Talio.

– O, wielu tak mówi, a potem… Wracaj jednak do oddziału, wojowniku.

– Mam przypilnować tego sługę, Irias o to prosiła.

– Ja się tym zajmę. Idź już i… staraj się dalej, tak jak dzisiaj – w końcu spojrzała na niego życzliwiej.

Wyraźnie zadowolony z pochwały, żołnierz opuścił dziedziniec energicznym krokiem. Nefer zauważył, że pomimo surowych słów, opiekunka z zainteresowaniem śledziła wzrokiem jego potężną sylwetkę.

– To ty jesteś tym kapłanem-niewolnikiem, o którym tyle opowiada Irias – było to stwierdzenie, a nie pytanie.

– Pani, ty zaś jesteś zapewne opiekunką, o której opowiada jeszcze więcej.

– Owszem. Jestem Talia, wojowniczka.

Spojrzał znacząco na broń, którą nosiła przy pasie i nie zaprotestował. Zauważył, że miecz wyróżniał się nie tylko wielkością i kształtem, ale także – na ile mógł to ocenić, widząc tylko niewielki fragment ostrza ukrytego w pochwie – także rodzajem materiału z którego go wykonano. Zwykle metal przybierał barwę nieco zielonkawą, wpadającą w szarość, tym razem klinga była wyraźnie ciemniejsza, z lekkim, srebrzystym połyskiem. Nie miał jednak sposobności dłużej się nad tym zastanawiać.

– Zajmujesz się dziećmi z sierocińca, pani Talio?

– Tak, na życzenie Królowej. Polubiłam to zajęcie, chociaż początkowo miałam opiekować się tylko Irias. Nadal się nią opiekuję.

– Była dzisiaj nadzwyczajna, uratowała mi życie. Gdybyś widziała, jak poskromiła Księcia Nektanebo i wydawała rozkazy żołnierzom.

– Wcale mnie to nie dziwi. Będzie… jest wojowniczką, a nawet kimś więcej…

– Kimś więcej? Początkowo brałem ją za niewolnicę, teraz wiem, że jest ulubienicą naszej Pani, zapewne sierotą.

– Owszem, jest sierotą – przez twarz Talii przemknęła chmura. – Jest też ulubienicą Królowej. Ale czy nie zdziwiło cię, że sama potrafi zachować się jak Władczyni?

– Uczy się, przebywając w towarzystwie Najjaśniejszej.

– Ale dlaczego nawet Królowa jej za to nie karci?

– Nasza Pani lubi ją, nawet kocha, jak siostrę albo córkę.

– Kryje się w tym coś więcej. Irias sama jest Księżniczką, a właściwie Królową.

– Co takiego? Żartujesz sobie ze mnie?

– Nie mam powodów, by z tobą żartować. Irias jest prawowitą Królową swego ludu, mojego ludu.

– Twojego ludu?

– Jesteś człowiekiem wykształconym, musiałeś słyszeć o Amazonkach.

– Ależ to bajdy, zagraniczne, barbarzyńskie opowieści snute ku uciesze podekscytowanych i łatwowiernych młodzieńców. Królestwo kobiet-wojowniczek, położone gdzieś na końcu świata, w którym panują bardzo dziwne obyczaje. Im bardziej popularna opowieść, tym te obyczaje dziwniejsze.

– Nie znam tych twoich opowieści, ale królestwo istnieje naprawdę, a raczej istniało. A obyczaje mamy takie, jakie uznajemy za właściwe. Opinie mężczyzn nas nie interesują.

– Przecież nie masz obciętej piersi, aby lepiej strzelać z łuku. I czy naprawdę chwytacie młodzieńców i wojowników, by wam służyli i czynili brzemiennymi, po czym zabijacie narodzonych chłopców, a wychowujecie tylko dziewczynki?

– Obcinanie piersi to rzeczywiście bzdura, ale nasze obyczaje są inne od waszych. Chociaż i tutaj panuje teraz Królowa-Wojowniczka.

– To coś zupełnie innego, nasze kobiety nie wyruszają na wojnę i nie noszą broni.

– Ja noszę, jak widzisz – wskazała na swój niezwykły miecz. – I zapewniam cię, że potrafię się nim posługiwać lepiej niż gwardziści Królowej. – Z takim argumentem Nefer wolał nie dyskutować.

– Kim jest więc Irias, kim jesteś ty i jak dostaliście się do Kraju, na dwór Bogini?

– Irias jest córką naszej nieżyjącej królowej, Hypatii. Królestwo Amazonek leży rzeczywiście daleko stąd, w dzikich górach na północ od Syrii. Zwykle nie mieszałyśmy się do spraw państw rządzonych przez mężczyzn. Ale mamy oczywiście wrogów, jak wszyscy. Gdy zmarły faraon, Ojciec Królowej, krótko przed swoją śmiercią walczył na północnej granicy, okazało się, że ci wrogowie są wspólni. Zaproponował nam sojusz i Hypatia wyraziła wstępnie zgodę, pomimo sprzeciwu części wojowniczek. Ustalono miejsce i czas potajemnego spotkania. Wyruszając, zabrała ze sobą córkę. Może bała się pozostawić ją samą. Należałam do osobistej straży królowej. Ktoś nas zdradził i orszak został zaatakowany przez dużą grupę zbrojnych. To była zbieranina najemników, nigdy nie udało się ustalić, kto i gdzie ich wynajął. Wpadłyśmy w zasadzkę, Hypatia zginęła… – Talii trudno przyszło zachować spokojny ton głosu. – Byłam strażniczką naszej królowej i zawiodłam… Atakowali mężczyźni, ale było ich zbyt wielu i zaskoczyli nas. Uratowałam jednak Irias, jej córkę. Ocaliła nas Amaktaris. Miała wtedy piętnaście lat i ojciec powierzał jej już udział w patrolach. Prowadziła jeden z nich, przybyła akurat na czas, by uratować niedobitki orszaku… Jestem jej za to dozgonnie wdzięczna – za to, że ocaliła przynajmniej księżniczkę. Inne wojowniczki powróciły, niosąc wiadomość o zdradzie i śmierci królowej. Ja zostałam, by opiekować się Irias.

– Dlaczego nie wróciłyście i wy?

– Ten napad nie był przypadkiem, ktoś zdradził. Nie wszystkie wojowniczki były zadowolone z rządów Hypatii, a i pochodzenie oraz prawa Irias budziły wątpliwości.

– Jak to, była przecież córką królowej?

– Gdy Amazonka chce począć dziecko, wyrusza na wyprawę, by pojmać jakiegoś dzielnego wojownika i sprowadzić go do naszego kraju. Służy jej potem, uprawiając pola i wypasając bydło… a także w inny sposób. Jeśli w wyniku tej służby narodzi się dziewczynka, może odejść wolno – jeśli chłopiec, zostaje. Hypatia powróciła wprawdzie z wyprawy brzemienna, ale bez ojca-niewolnika. Twierdziła, że próbował ucieczki i musiała go zabić… ale nie wszystkie wojowniczki dawały temu wiarę. Gdy urodziła się Irias, wiele z nich uważało, że została poczęta niezgodnie z naszą tradycją i nie może odziedziczyć tronu po matce. Hypatia nie chciała słyszeć o żadnych sprzeciwach, ale zatruwało to jej radość. Gdy zginęła, wrogowie ponieśli głowy. Nie mogłam wracać z pięcioletnią księżniczką, by rzucić ją na pożarcie tym hienom. Zostałyśmy obie z Amaktaris, która ofiarowała nam schronienie. Najpierw zaczęły się walki wśród nas samych, potem wykorzystali to inni. Nie ma już Królestwa Amazonek, te które jeszcze niedawno władały i ujarzmiały, teraz same są ścigane i kryją się w górach, nadal skłócone… Ale to się zmieni. Księżniczka dorasta i przywróci nam dawną chwałę – w oczach opiekunki pojawił się prawdziwy ogień.

– Ale przecież to jeszcze dziecko – zauważył cokolwiek oszołomiony Nefer.

– Dorasta bardzo szybko. Będzie Królową, Kobietą i Wojowniczką. Płynie w niej szlachetna krew, a Amaktaris jest dla Irias dobrym wzorem.

– Czy to jednak wystarczy? – zauważył z wahaniem kapłan.

– Musi wystarczyć. Amaktaris obiecała nam pomoc, to leży także w Jej własnym interesie. Potrzebuje sojuszników przeciwko Hetytom.

– Dlaczego mówisz mi o tym wszystkim? O pochodzeniu Irias wiedzą chyba nieliczni, a przynajmniej tak powinno być, dla jej własnego bezpieczeństwa.

– Masz zostać jej nowym nauczycielem, poprzedni nie nadawali się do niczego. Powinieneś wiedzieć, kogo uczysz i w jakim celu. Władania bronią nauczę ją sama. Ale to nie wystarczy, a Królowa jest zbyt zajęta by, uczyć ją osobiście. Oczywiście, nie rozgłaszamy wszystkim prawdy o naszej Księżniczce. Ty też będziesz więc milczał – spojrzała groźnie.

– Irias jest bardzo żywa… czy nie opowiada o swej przeszłości? Musi przecież o niej wiedzieć.

– Oczywiście, że wie. Sam widzisz, jak potrafi się zachować. Ona chce przewodzić, ma to we krwi – w głosie opiekunki zabrzmiała duma. – Tego nie da się ukryć. Na szczęście, wszyscy są tu zbyt głupi, by widzieć w tym coś więcej niż zabawy i paplaninę dziecka – ulubienicy Królowej. Szlachetny klejnot najlepiej ukryć wśród barwionego szkła.

– Ale ty sama, Talio… Jesteś niezwykłą kobietą, z pewnością wzbudzasz ciekawość.

– Jestem jedną z osobliwości na dworze Królowej. Barbarzyńską wojowniczką, którą przywiozła jako ciekawostkę z wyprawy wojennej. Zauważyłeś chyba, że Ona lubi nowości i wszystko co niezwykłe? Nikt już teraz nie zwraca na mnie uwagi.

– Ale ten żołnierz, Melegar. Sprawiał wrażenie, że coś o tobie wie.

– To… zupełnie inna sprawa. On z pewnością nie wygada – żachnęła się Talia.

Nefer nie zamierzał spierać się z nią na ten temat. Pomyślał jednak, że jeżeli inne towarzyszki poległej królowej były równie pewne siebie i równie mało dbały o zachowanie tajemnicy, to nic dziwnego, że wpadła w zasadzkę. Podjął inną myśl.

– Irias uratowała mnie dzisiaj przed Księciem, ale sama zyskała w nim wroga. Upokorzyła go, a tego jej nie wybaczy. Odgrażał się. Ona musi uważać, a ty, pani Talio, musisz jej strzec.

– Książę Nektanebo to zadufany w sobie dureń, jak wszyscy mężczyźni.

– To prawda, jest głupcem i ma odrażający charakter, ale może być niebezpieczny. Jego ostatnie słowa brzmiały naprawdę dziwnie, jak gdyby coś zamierzał, albo o czymś wiedział.

– Jest zbyt głupi, by cokolwiek przedsięwziąć.

– Ale ktoś inny może go wykorzystać dla własnych celów. Królowa powinna mieć Księcia na oku.

– A jak myślisz, dlaczego zaprosiła go na dwór? Dla jego uroku osobistego i zalet umysłu? Władztwo Księcia to okręg Awaris, na skraju Dolnego Kraju. To przez te ziemie szli zawsze ze wschodu najgroźniejsi najeźdźcy.

– Książę jest kuzynem Najwspanialszej. Czy miałby prawa do tronu, gdyby… – trudno mu było wyrazić myśl o hipotetycznej nawet śmierci Królowej, która Oby Żyła i Władała Wiecznie i niech tak zostanie.

– Mógłby mieć takie ambicje. Mężczyźni są wystarczająco głupi, aby go poprzeć. Ale największe szanse miałby Książę Manetos, jest bliżej spokrewniony i dowodzi armią w prowincjach syryjskich. Zawsze był wierny Królowej, a przedtem Jej Ojcu. Kandydatów byłoby jednak więcej i pewnie doszłoby do wojny.

– Dobrze, że armia pozostaje w pewnych rękach. Ale Syria jest bardzo daleko – zauważył Nefer. Dla siebie już zachował myśl, że gdyby Najwspanialsza Pani urodziła dziedzica, podobne problemy by nie istniały.

– Na szczęście ty nie musisz martwić się o takie sprawy. Królowa robi to za ciebie – ucięła temat Talia. – A na Księżniczkę będę uważała, jak zawsze.

Przywołana jak gdyby tymi słowami opiekunki, z przejścia wybiegła Irias. Spojrzała z pewnym żalem na grających nadal w piłkę rówieśników, po czym ruszyła w stronę ławki.
– Dobrze, że jesteś – zwróciła się do kapłana. – Ten Książę, który chciał cię zbić, przyszedł do Pani. Żąda, żeby go przyjąć i domaga się kary dla ciebie. Musimy zaraz iść, Pani powiedziała, że możesz być potrzebny.

„Mam nadzieję, że nie w celu poddania mnie chłoście albo czemuś jeszcze gorszemu” – pomyślał ponuro Nefer. Cóż miał jednak zrobić, ruszył za Irias, zapominając nawet pożegnać się z Talią.

XXII

W przedpokoju prowadzącym na apartamenty Władczyni zastali już księcia Nektanebo, który nerwowo przemierzał pomieszczenie, czekając na zapowiedzianą audiencję. Zignorował ich wyniośle, gdy Irias i Nefer przysiedli na ławce – możliwie daleko od wzburzonego arystokraty – rzucał im jednak następnie groźne spojrzenia, w miarę, jak wydłużał się czas oczekiwania.

„Bogini potrzebuje kilku chwil, by się przygotować, zwłaszcza jeżeli niedawno Ją obudzono” pomyślał kapłan. „Może też chce dać temu durniowi szansę ochłonięcia. A może przeciwnie, zamierza pokazać mu, że prośba o audiencję o tak nietypowej porze i w tak błahej sprawie jest wysoce niestosowna, nawet dla kuzyna Królowej. Zwłaszcza nielubianego kuzyna” – dodał, gdy pierwotny domysł okazał się w oczywisty sposób błędny. Nektanebo irytował się bowiem coraz bardziej. Można było odnieść wrażenie, że gdyby nie dwaj strzegący wejścia żołnierze, wtargnąłby na komnaty Władczyni nie czekając wezwania. Nefer poczuł otuchę, było mało prawdopodobne, by w takich okolicznościach Najwspanialsza Pani przychyliła się do krwawych żądań Księcia. Powinno skończyć się na jakiejś lżejszej karze. Inna sprawa, że Najdostojniejsza z pewnością nie będzie zadowolona z całej tej awantury i poczynań swego osobistego niewolnika. Wreszcie drzwi uchyliły się i stanęła w nich jedna z niewolnic, które widywał niekiedy na komnatach Monarchini…

– Najwspanialsza Królowa i Bogini, Pani Obydwu Krajów, Oby Żyła i Władała Wiecznie, przyjmie cię, panie, w małej sali audiencjonalnej. Proszę za mną. – Nektanebo po raz ostatni spiorunował wzrokiem Nefera i Irias, po czym zamaszystym krokiem podążył za niewolnicą. Gdy zamknęły się za nim drzwi, kapłan poczuł kolejną falę obaw. Gdzieś tam, za ścianą, rozstrzygał się jego los, a on nie miał pojęcia, jaką decyzję podejmuje właśnie Bogini. Wtem naszła go pewna myśl…

– Irias, znasz tu wszystkie kąty, z pewnością wiesz, gdzie jest ta mała sala audiencjonalna?

– A tak, wiem. To taka komnata, w której ustawiono tron. Pani przyjmuje tam czasami różnych gości, ja także lubię się tam bawić.

– A nie wiesz przypadkiem, jak można usłyszeć albo nawet zobaczyć, co się tam dzieje, samemu nie będąc widzianym?

– Masz na myśli podsłuchiwanie Pani? – Zauważyła bystro dziewczynka.

– Hmm, tak – nie było sensu udawać, że jest inaczej.

– Pani bardzo tego nie lubi, powtarzała mi to wiele razy.

– Ale jednak wiesz, jak można to zrobić? – Nefer utwierdził się w swoich przypuszczeniach.

– Pewnie, że wiem – odpowiedziała z dumą Irias. – Pani sama poleciła tak to urządzić. Bywa, że chce, aby różni ludzie przyglądali się ukradkiem, jak przyjmuje tych gości. Ale mocno się gniewa, gdy ktoś robi to bez Jej rozkazu. Nawet ja.

– Irias, to dla mnie bardzo ważne… zaprowadź mnie w to miejsce, z którego można wszystko zobaczyć. Żołnierze powinni nas wpuścić na komnaty, a już z pewnością ciebie.

– Pewnie, że wpuszczą. Znam ich, a ty też należysz teraz do Pani. Ale Ona będzie bardzo niezadowolona, jeżeli nas złapie.

– Nikt się nie dowie, bardzo cię proszę…

– A co ja będę z tego miała? – W oczach dziewczynki pojawił się chytry błysk.

– Może opowiem ci jakąś historię… o wojownikach, oczywiście – dodał szybko.

– Jedną obiecałeś mi już wczoraj, to za mało.

– Jeżeli Pani weźmie mnie dzisiaj na targ, to kupię ci tam coś specjalnego.

– Pani obiecała mi już koronę, a ty co chcesz kupić?

– Zobaczysz, to będzie coś niezwykłego – improwizował Nefer, nie mając jeszcze pojęcia, jak wywiąże się z tej obietnicy. Posiadał na szczęście pieniądze… potem coś wymyśli. Teraz najważniejsze, to przekonać Irias.

– Dobrze, lubię niespodzianki. Ale to ma być coś naprawdę specjalnego, nie chcę ciastek albo słodyczy. Sama potrafię je zdobyć. I jeszcze jedna opowieść, pamiętaj. A teraz chodź ze mną.

Wzięła go za rękę i pewnym krokiem ruszyła w stronę drzwi. Tak jak przypuszczał, żołnierze nie próbowali ich zatrzymywać. Wewnątrz apartamentów Irias zachowywała się już ostrożniej, podobnie jak podczas wyprawy do kuchni. Należało oczywiście poruszać się cicho i uniknąć spotkania z obecnymi gdzieś niewolnicami. Po dłuższej chwili trafili do niewielkiego pomieszczenia bez okien. Zwalone pod jedną ze ścian sprzęty miały zapewne sugerować, że to zwyczajna komórka. Tak jednak nie było, Irias ostrożnie zdjęła dwie niewielkie półki zawieszone na przeciwległej ścianie, odsłaniając przeznaczone dla obserwacji małe otwory. Gestem wskazała jedną parę kapłanowi, sama musiała stanąć na jakimś stołku, by sięgnąć oczyma drugiej.

Nefer obawiał się przez chwilę o ewentualny hałas, pomimo panującego w pomieszczeniu półmroku dziewczynka poruszała się jednak ze swobodą, wskazującą na dużą wprawę w podobnych eskapadach. Wstrzymał oddech i zerknął do znajdującej się za ścianą komnaty. Ukryte zapewne w elementach wystroju, otwory zapewniały dobry widok na ustawiony na niewielkim podwyższeniu tron. Nie był on może aż tak wyniosły jak pamiętny dla kapłana tron Królowej na Placu Sądów, tym niemniej wyraźnie wskazywał na rangę zasiadającej na nim Osoby. Tą osobą była w tym momencie Monarchini.

Ku zdziwieniu Nefera, Książę nie został jeszcze dopuszczony przed Jej oblicze. Zapewne kazano mu teraz odczekać dłuższą chwilę przed drzwiami komnaty. Władczyni wykorzystywała ten czas, by przyjąć odpowiednią pozycję na swym dodającym dostojeństwa siedzisku. Zdaniem kapłana był to wysiłek najzupełniej zbędny. Oficjalny stój, bogata biżuteria, staranny makijaż i surowy wyraz twarzy czyniły z Amaktaris prawdziwy obraz Bogini, Pani Niebios i Ziemi, Dawczyni Życia i Światła. Było to widoczne wyraźniej nawet, niż podczas sprawowania sądów. Nie zapomniała o insygniach władzy, podwójnej koronie, lasce pasterskiej i złocistym biczu. Niewolnica poprawiała fałdy Jej szaty, w komnacie dymiło kadzidło. Nie ulegało wątpliwości, że Królowa bardzo starannie przygotowała się na wizytę Księcia. Wreszcie, zadowolona widocznie z osiągniętego efektu, dała znak niewolnicy. Ta otworzyła wejście na oścież i zaanonsowała czystym głosem.

– Świetlista Pani, oto książę Nektanebo, z okręgu Awaris.

Arystokrata wszedł nerwowym krokiem, wykonał pospieszny, niestaranny ukłon i nie czekając, aż za służącą zamkną się ciężkie drzwi, przystąpił do sprawy.

– Pani i Kuzynko, zmuszony jestem zwrócić się do Ciebie z prośbą o ukaranie jednego z Twoich niewolników. Obraził mnie i ciężko znieważył.

– Obraził cię, Książę? Niewolnik? – Spytała ze zdziwieniem Królowa.

– Tak, Pani. Twój osobisty niewolnik, jak mi powiedziano. Dlatego zwracam się do Ciebie. Musisz go ukarać, to niedopuszczalne, by tacy jak on nie znali swojego miejsca. Jeżeli pozwolimy, by nie okazywali należnego szacunku lepszym od siebie, załamie się porządek ustanowiony przez Bogów. Domagam się najsurowszej kary.

– Masz rację, Książę – Władczyni przerwała wywody dworzanina. – Lepszym od siebie należy okazywać szacunek i przestrzegać zasad ustanowionych przez samych Bogów. Zaczniemy od ciebie. Jak śmiesz stawać przed Moim Tronem w taki sposób? Czy tak poddany zwraca się do swojej Królowej, Żywego Wcielenia Izydy? – Spytała ostro.

– Jestem Twym Krewnym, o Pani, a to przecież prywatna audiencja.

– Nie udzieliłam ci łaski audiencji prywatnej. Czy ktoś cię źle poinformował w tej sprawie? To posłuchanie jak najbardziej oficjalne. Nie posiadasz też przywileju zwracania się do Królowej w sposób bezpośredni, z pominięciem należnych form. Oczekuję, że będziesz ich przestrzegał. Zacznij od właściwego powitania, natychmiast.

Głos Władczyni był tak zimny i beznamiętny, że nawet Nefer poczuł chłód promieniujący przez ścianę. Zaskoczonemu Księciu nie pozostało nic innego, jak upaść na kolana i uderzyć czołem o posadzkę.

– Bądź pozdrowiona, o Najwspanialsza Królowo i Bogini, Pani Górnego i Dolnego Kraju, Dawczyni Życia i Światła, Obyś Żyła i Władała Wiecznie. – Uczynił to z wyraźną niechęcią, a słowa, zwłaszcza ostatnia fraza, z trudem przeszły mu przez usta. Nie umknęło to uwagi Monarchini.

– Osobie twojej rangi, Książę, przysługuje prawo ucałowania najwyższego stopnia podestu Mego Tronu. Przyznaję ci ten zaszczyt. – Arystokrata zmuszony był przyczołgać się nieco i przywrzeć ustami do podestu, w pewnej jednak odległości od stóp Bogini, która wyraźnie je cofnęła. – Rozumiem, że przybywasz przedłożyć przed Moim Tronem jakąś prośbę, Książę?

– Tak, Pani. To prośba o…

– Zechciej więc przyjąć pozycję błagalnika – przerwała mu ponownie. Cofnął się odrobinę, ale pozostał na kolanach, z pochylonym ku posadzce czołem.

– Teraz, gdy dopełniliśmy należnych formalności, możesz unieść głowę i wyjaśnić przedmiot swojej prośby. – Królowa chciała zapewne zyskać możliwość obserwowania twarzy Księcia – istotnie, wyrażała ona całą gamę uczuć, dalekich jednak od uwielbienia czy choćby szacunku. „W taki sposób wiele nie osiągnie” pomyślał z satysfakcją Nefer.

– Najwspanialsza Pani, proszę o wymierzenie kary Twojemu niewolnikowi, Twojemu osobistemu niewolnikowi, który, jak już mówiłem , ciężko mnie dziś znieważył.

– W jaki sposób niewolnik mógł cię znieważyć, Książę? Mój nowy sługa bywa istotnie krnąbrny, ale nie zauważyłam, by był kompletnym głupcem.

– Wolałbym nie wnikać w szczegóły tego incydentu, Najdostojniejsza.

– Skoro już ośmieliłeś się zaprzątać Moją uwagę takimi drobiazgami, to żądam teraz odpowiedzi.

– Nie ustąpił mi miejsca w przejściu na dziedziniec.

– Nie wierzę własnym uszom, Książę. Zajmujesz Mój czas czymś takim?

– Pani, było coś jeszcze. Miał czelność drwić ze mnie.

– W jaki sposób? Mów wreszcie jasno i wyraźnie.

– Spytał, czy spieszę się do latryny – wyrzucił z siebie niechętnie arystokrata.

– Uważasz to za tak poważną obrazę, by zwracać się z tym do Mnie?

– Pani, są pewne okoliczności… o których nie chciałbym mówić…

– Skoro nie chcesz, to nie zabieraj Mojego czasu – drążyła Królowa. Nefer znał już jednak swoją Panią na tyle dobrze, by dostrzec czający się w Jej oczach leciutki, odrobinę złośliwy uśmieszek.

– Najdostojniejsza Pani, wydarzenia na tej nieszczęsnej uczcie sprzed niespełna trzech tygodni… byłaś wtedy w podróży… nie mogę pozwolić, by wyśmiewał się ze mnie byle niewolnik – zakończył skonfundowany dworzanin.

– Tak, coś sobie przypominam, otrzymałam stosowny raport – Władczyni zechciała wreszcie zlitować się nad speszonym petentem. Złośliwy uśmiech, który całkiem teraz wyraźnie przemknął przez Jej twarz, dał jednak Księciu jasno do zrozumienia, że jego przygoda nie jest tajemnicą dla Pani Obydwu Krajów i wzbudza raczej wesołość, niż oburzenie Królowej. – Jakiej kary chcesz dla winowajcy?

– Powinien zostać skazany na śmierć, a przynajmniej ostro wychłostany. Tego wymaga moja godność. – Nefer wstrzymał w tym momencie oddech. Jaka będzie reakcja Monarchini?

– Zdążono Mnie już jednak poinformować, że próbowałeś wymierzyć karę na miejscu, nie czekając na Moją decyzję w tej sprawie?

– Tak, o Pani. Zniewaga była zbyt duża i odbyła się publicznie. Miałem prawo i obowiązek zareagować, musisz to przyznać.

– Dlaczego więc tego nie uczyniłeś? – Królowa chwilowo zignorowała pozbawiony należnego szacunku charakter ostatniej wypowiedzi Księcia.

– Pani, przeszkodziła mi jedna z Twoich służących, ta bezczelna smarkula, która zawsze jest przy Tobie. Zabroniła żołnierzom przystąpić do chłosty i rozkazała uwolnić winowajcę.

– I żołnierze jej posłuchali? Jej, a nie ciebie? Księcia Krwi? – Nektanebo nie zauważył specyficznego tonu głosu, jakim Amaktaris Wspaniała wypowiedziała te słowa. Wydawała się być dumna ze swojej podopiecznej.

– Tak, ona również mnie zhańbiła. Żądam kary także dla niej, dla tej Irias – wybuchnął. „Czy on naprawdę jest aż tak głupi?” – pomyślał Nefer. Połączenie jego przewiny z żądaniem ukarania Irias czyniło pozycję Księcia, i tak nie najlepszą, zupełnie beznadziejną.

– O cóż więc właściwie prosisz? – Królowa okazała wreszcie zniecierpliwienie.

– Niewolnik musi ponieść śmierć, a przynajmniej otrzymać srogą chłostę. Ta smarkata Irias też powinna zostać wychłostana.

– Przerywając tamtą próbę egzekucji, Irias wykonywała Moje polecenie. Ukaranie jej nie wchodzi w grę – oświadczyła Monarchini.

– Ale ona…

– Taka jest Moja wola – dobitne słowa zamknęły sprawę. – Niewolnik istotnie zachował się niewłaściwie. Zapewniam, cię, Książę, że zostanie stosownie pouczony i ukarany.

– Chcę, by ukarano go natychmiast, na moich oczach.

– Zapominasz się, Książę, to Mój osobisty sługa i jego krew należy do Mnie.

– Pani, proszę usilnie o wymierzenie mu kary, bez żadnej zwłoki.

– Odmawiam. Jego krew należy do Mnie i tylko Ja będę decydować o jego losie.

– To tylko niewolnik, czy chcesz Pani…

– Co właściwie zamierzałeś powiedzieć, Książę? Chciałeś pouczać Mnie, jak mam postępować z Moimi osobistymi niewolnikami? – Władcza duma w głosie Bogini sprawiła, że nawet Nektanebo nie ośmielił się kontynuować. – Ja nie ingeruję w sprawy dotyczące twoich sług. Nawet, jeżeli dla ukarania przewinień swoich niewolników wykorzystujesz personel Placu Śmierci – dodała.

– Jako Twój krewny, o Pani, mam do tego prawo…

– Ponieważ jednak jesteś gościem w Moim Pałacu, uprzejmość i dobre wychowanie nakazywałyby zapytać Mnie o zdanie w tej sprawie. W przyszłości tego właśnie oczekuję – ton głosu Władczyni nie pozostawiał wątpliwości, co do Jej prywatnej opinii na temat poczynań Księcia.

– Zezwalam ci oddalić się sprzed Oblicza Bogini – zakończyła audiencję. Książę zaczął wykonywać kolejny formalny pokłon, ponownie pochylając się do stóp Tronu. Nefer chętnie napawałby się widokiem upokorzenia nienawistnego arystokraty, Irias trąciła go jednak w ramię, nakazując zakończenie obserwacji. Zdał sobie sprawę, że należy szybko opuścić komórkę i powrócić przynajmniej do salonu, gdyż Monarchini zechce teraz zapewne wezwać swego krnąbrnego sługę. Pospiesznie, ale z zachowaniem ciszy, ponownie umieścili półki na swoich miejscach. Odczekali chwilę, by nie spotkać się z Księciem w głównym salonie, po czym usiedli na jednym z siedzisk, jak gdyby weszli do środka dopiero po opuszczeniu apartamentów Władczyni przez Nektanebo.

– Dziękuję, Irias – powiedział cicho.

– Nie zapomnij o swojej obietnicy – przypomniała. Dalszą rozmowę przerwało nadejście Królowej. Postanowiła najwidoczniej pozbawić swego niewolnika widoku Bogini w pełnym majestacie Tronu, widoku przeznaczonego na użytek Księcia. Wszystkie inne insygnia władzy były jednak na miejscu. Pamiętając o Jej groźnym nastroju, własnych przewinach oraz nieokreślonej karze, którą miała mu wyznaczyć, upadł pospiesznie na kolana.

– Jesteś już, Irias. Byłaś bardzo dzielna. Jestem z ciebie dumna – zupełnie zignorowała obecność kapłana.

– Nefer należy do Ciebie, Pani. Nie mogłam pozwolić, żeby ten Książę rozkazał go bić.

– Masz rację, to Mój niewolnik. Ale są z nim same kłopoty. Czy ciebie nawet na chwilę nie można spuścić z oka? – zwróciła się wreszcie do głównego winowajcy. – Byłeś chory, pozwoliłam ci spać, zwolniłam z ćwiczeń i nie nałożyłam łańcuchów, a ty co robisz? Włóczysz się po Pałacu i znowu sprawiasz problemy. Jakie szaleństwo zesłali na ciebie Bogowie, że musiałeś wdać się w awanturę akurat z tym durniem? – o wzburzeniu Władczyni świadczył fakt, że z pewnym trudem przypomniała sobie o własnej godności i dopiero po chwili uspokoiła ton głosu. – Możesz to wytłumaczyć?

– Najjaśniejsza Pani, to był przypadek. Chciałem się umyć i zabłądziłem, wpadłem na Księcia w przejściu na jakiś dziedziniec. A właściwie, to on wpadł na mnie…

– I tak zupełnie przypadkiem uznałeś za wskazane wdać się z nim w pogawędkę, obrazić go i przypomnieć mu o pewnym mało chwalebnym zajściu, którego był uczestnikiem? Skąd o tym w ogóle wiedziałeś?

– Ahmes opowiedział mi całą historię, o Pani. Jeszcze w niewolniczej zagrodzie. Nie wymienił imienia Księcia, ale to nie mógł być nikt inny.

– A ty akurat w takim momencie musiałeś wykazać się swoim przeklętym rozumem? – zadrwiła. – Czy Bogowie nie mogli pokarać cię głupotą?

– Widziałem Księcia przedwczoraj na Placu, widziałem co robił… – odpowiedział cicho. – I widziałem dzisiaj jego nowego osobistego niewolnika, to też młody chłopak. Potwornie się bał… Nie potrafiłem się powstrzymać, Świetlista.

– Nie pochwalam upodobań i zachowania Księcia – odpowiedziała jakby łagodniej. – Ale ze swoimi niewolnikami może postępować, jak zechce. Każdy Pan czy Pani ma takie prawo i nikt nie może się do tego wtrącać. Zapamiętaj to sobie, bo dotyczy to każdego niewolnika. – dodała groźnie. – Nie dalej jak wczoraj rozkazałam ci uważać na siebie, i co? O mało nie zginąłeś pod biczem, jak tamten nieszczęsny chłopak. Temu drugiemu też w żaden sposób nie pomogłeś swoim wybrykiem, a Książę żądał, by i ciebie wyprowadzić na Plac.

– Ale przecież nie zgodziłaś się Pani! Powiedziałaś, że krew Nefera należy do Ciebie. – wyrwała się nieopatrznie dziewczynka.

– Cooooo? Irias, co to ma znaczyć? Podsłuchiwałaś?

– Eeee, ja tylko…

– Najdostojniejsza, to moja wina. To ja ją do tego namówiłem.

– Milcz, a ty moja Księżniczko, natychmiast wyjdź z tej komnaty. Później z tobą porozmawiam.

– Pani, ja nie chciałam… – widząc gniew na twarzy swojej ukochanej Królowej, dziewczynka, tak odważna i dumna wobec Księcia i żołnierzy, była teraz bliska płaczu.

– To tylko moja wina, ona naprawdę nie chciała. Przekonałem ją – Nefer usiłował jeszcze ratować sytuację, ale podsycony nowymi odkryciami gniew Władczyni rozpalił się wreszcie pełnym płomieniem.

– Powiedziałam, wyjdź stąd – Amaktaris ponowiła rozkaz. – A ty miałeś wreszcie zamilknąć.

Pochlipująca Irias wybiegła z komnaty. Nefer poczuł się bardzo przybity. Niezależnie od własnych przewin, ściągnął gniew Królowej na Jej ulubienicę. Tak odpłacił Irias za uratowanie mu skóry.

– Miałam wobec ciebie wielkie plany – oświadczyła Władczyni z lodowatym spokojem, znamionującym, o czym Nefer zdążył się już przekonać, wielki gniew. – Ale nie jesteś zdolny, by im sprostać. Który to już przejaw twojej krnąbrności? Która awantura z twoim udziałem? A służysz tu dopiero trzeci dzień. Zachowujesz się jak Irias, jak dziecko. Jej można wiele wybaczyć, ze względu na wiek, tobie nie. Musisz dorosnąć… I Ja ci w tym pomogę.

– Wielka Pani, ja… bałem się, nie wiedziałem co mnie czeka. I to naprawdę ja namówiłem Irias…

– Bałeś się? Skoro podsłuchiwałeś, to wiesz, że nie zamierzałam wydać cię Księciu. Nie opuszczam wiernych poddanych, nawet niewolników. Bać powinieneś się dopiero teraz, Mojego gniewu. Nie potrafisz docenić łaski, jaka cię spotkała, nie potrafisz docenić tego, że służysz tu, w Pałacu, przy Mojej Osobie. Trafisz zatem wkrótce do miejsca, w którym będziesz miał okazję poznać, jaki jest los większości niewolników.

– Świetlista Pani… błagam, nie oddalaj mnie – przerażony Nefer usiłował rzucić się do stóp Bogini, Ona jednak odsunęła się, podobnie jak uprzednio odsunęła się od Księcia. – Wyznacz jakąkolwiek inną karę, tylko nie odtrącaj mnie…

– Zamilcz wreszcie. Twoje prośby nie mają sensu. Podjęłam już decyzję, musisz się wiele nauczyć, a tamto miejsce znakomicie się do tego nadaje. Teraz czekają Mnie oficjalne audiencje w Wielkiej Sali Tronowej. – A więc to nie tylko na użytek Księcia Władczyni przygotowała się tak starannie. – Na zakończenie przyjmę Mistrza Apresa. Masz przybyć razem z nim. Wtedy poznasz dokładniej swój los. Powinno ci pochlebiać, że twoja Bogini ogłosi tę decyzję z wysokości ceremonialnego tronu Królów i Bogów Egiptu – zakpiła. – Tymczasem zawieszam twoje lekcje z Irias. Formalnie jeszcze ich nie zacząłeś, chociaż zdążyłeś ją już paru rzeczy nauczyć, tak dobrych jak i złych, niestety. Teraz zejdź z Moich oczu, zanim nie wzbudzisz większego gniewu Władczyni. I przyślij tu Irias, z nią też muszę jeszcze porozmawiać.

– Pani, błagam, oszczędź jej Twego gniewu. To ja jestem winien tego wykroczenia… I miej baczenie na Irias, Książę także jej zaprzysiągł zemstę. Tam, na dziedzińcu odgrażał się… Miałem wrażenie, że zamierzał nawet grozić Tobie, o Wielka Pani.

– Książę Nektanebo jest od dawna obserwowany. To wyjątkowo niewygodny krewny, połączenie głupoty i wybujałych ambicji. Szczerze mówiąc, dałeś dzisiaj Królowej okazję do pokazania mu jego miejsca. Może sprowokuje go to do jakiegoś nieprzemyślanego kroku… Ale to nie twoje zmartwienie, niewolniku. Otrzymałeś rozkaz odejścia – ponowną odprawę wzmocnił ruch dłoni dzierżącej bicz. Nefer wiedział już, że nie jest to tylko ceremonialny element oficjalnego stroju.

– Pani, Obyś Żyła i Władała Wiecznie – ponieważ Bogini i jemu odmówiła zaszczytu ucałowania Jej stóp, przywarł ustami do posadzki, po czym wstał i wyszedł, by przekazać polecenie Irias.

XXIII

Nie musiał szukać daleko, zastał dziewczynkę w sąsiedniej komnacie, chociaż tym razem raczej nie podsłuchiwała. Nadal zapłakana, nie miała ochoty na żadne rozmowy z Neferem. Gdy przekazał jej wezwanie Królowej, nawet na niego nie spojrzała, tylko od razu ruszyła do drzwi. Pogrążony we własnych troskach, nie miał zresztą w tej chwili ani siły, ani zamiaru jej pocieszać. Władczyni może i zbeszta służkę – czy raczej barbarzyńską księżniczkę – może wyznaczy nawet jakąś pomniejszą karę, ale z pewnością nie skaże jej na wygnanie, nie oddali od własnej, Boskiej Osoby – tak jak jego. Teraz dopiero dotarło to niego w całej pełni. Został odsunięty, opuści dwór i zostanie skierowany ku jakiemuś niewiadomemu jeszcze, ale z pewnością nieprzyjemnemu przeznaczeniu. Co to będzie? Kopalnia, której tak niedawno uniknął? Kamieniołomy? A może wiosło na jakiejś łodzi czy okręcie? Możliwości było tak wiele… Wiedział, że w takich miejscach niewolnicy zbyt długo nie wytrzymują. On sam nie był zresztą przyzwyczajony do ciężkiej pracy w złych warunkach.

„Sam sobie jesteś winny, głupcze. Służyłeś na dworze Bogini, przy Jej Osobie. Wydawało się nawet, że Ona jest ci życzliwa. Ale oczywiście, nie potrafiłeś odrzucić swoich nawyków, trzymać języka za zębami. Musiałeś ciągle irytować swoją Panią. Okazywała ci łaskawość, a ty natychmiast zapomniałeś, że jesteś niewolnikiem. Raz czy drugi skończyło się na chłoście, ale nic dziwnego, że w końcu straciła cierpliwość.”

Pogrążony w tych ponurych rozważaniach, snuł się bez celu po komnacie. Fizycznie czuł się już znacznie lepiej, skutki zatrucia ustępowały. Jakie to jednak miało teraz znaczenie? Przyszło mu do głowy, że mógłby, dopóki ma okazję, iść po sakiewkę z pieniędzmi. Pewnie przydałyby się w tym nieznanym miejscu wygnania, gdyby zdołał je jakoś ukryć. Gdzie jednak miał schować srebro? Może połknąć albo wsadzić większą sztabkę w odbyt? Słyszał o takich sztuczkach niewolników. Na samą myśl zrobiło mu się jednak niedobrze, poczuł, jak wraca wspomnienie wczorajszego wieczoru i zrezygnował z tego pomysłu. Nie mając nic do roboty, postanowił poczekać na powrót Irias, ciekawy, jak też Pani potraktowała swoją ulubienicę.

Czekał długo. Widocznie Królowa miała Irias wiele do powiedzenia. Wreszcie rozległ się gong przyzywający służbę i straże, a następnie z komnaty dobiegły odgłosy zamieszania towarzyszące formowaniu orszaku, który miał towarzyszyć Monarchini do Wielkiej Sali Tronowej. Nie ośmielił się zajrzeć, odczekał jeszcze dłuższą chwilę. W końcu dziewczynka sama go znalazła. Wyglądała znacznie lepiej. Buzia nosiła jeszcze ślady niedawnego płaczu, oczy błyszczały już jednak zwykłym ożywieniem. Widocznie skończyło się na skarceniu i gniew Władczyni udało się przebłagać – przynajmniej w stosunku do Irias.

– Jesteś wstrętny – powitała go służka. – Pani nakrzyczała na mnie przez ciebie. Nie lubię tego. O mało nie zabroniła mi iść dzisiaj na targ.

– Możesz się cieszyć Irias – odpowiedział gorzko. – Już niedługo będziesz musiała znosić moją obecność. Bogini postanowiła odesłać mnie z dworu.

– Ale chyba nie od razu? – Zaniepokoiła się dziewczynka. – Pani obiecała zabrać cię na targ. Poprosiłam Ją o to i zgodziła się.”

– Co takiego? Przecież nie chciałaś, abym tam szedł.

– Musisz iść z nami na targ – twarz dziewczynki przybrała chytry wyraz. – Obiecałeś mi niespodziankę. Pamiętasz? Chcesz się teraz wycofać? – spytała groźnie.

– Oczywiście, że nie… Ale zawsze powtarzałaś, że mnie nie lubisz.

– Może trochę lubię. A polubię jeszcze bardziej, gdy spodoba mi się ten prezent. Tylko przestań robić tak, że Pani krzyczy na mnie przez ciebie. – Słowa dziewczynki wlały w Nefera otuchę. Nie zostanie wygnany natychmiast, może jest jeszcze jakaś nadzieja?

– Dokąd masz zostać odesłany?

– Nie wiem, Królowa ma to ogłosić dopiero później.

– Wrócisz – oświadczyła z przekonaniem w głosie Irias.

– Tak myślisz? – spytał z nadzieją. – Pani coś mówiła?

– Nie, ale sama widzę, że jest jakaś inna niż zwykle, gdy chodzi o ciebie. Bardziej się złości i częściej krzyczy.

– I to ma być powód do przypuszczeń, że zechce mnie wezwać z powrotem?

– Widzisz tę plamę – wskazała palcem na ledwo widoczną, ciemną smugę na ścianie, tuż przy podłodze.

– Tak, ale co z tego?

– To ślad po soku z granatu. Pani rzuciła tu tacą z owocami, po naszym powrocie z podróży. Zdenerwowała się na wiadomość, że dokuczali ci w lochu.

– Co takiego? To niemożliwe.

– Ja nie kłamię – obraziła się dziewczynka. – Sama widziałam. Pani była bardzo niezadowolona i nakrzyczała na jakiegoś urzędnika.

„Może to wtedy postanowiła wysłać do więzienia owoce – pomyślał. – I oczywiście, tamten pamiętny posiłek.”

– Mam do ciebie prośbę, Irias. Wiesz gdzie jest ta Wielka Sala Tronowa?

– Tak, ale nie myśl, że jeszcze raz będę dla ciebie podsłuchiwała Panią.

– Nie, nie. Po prostu nie wiem, gdzie to jest. A mam się tam stawić na zakończenie oficjalnych audiencji.

– To w innej części Pałacu. Zaprowadzę cię. Ale potem musisz mi coś wreszcie opowiedzieć. O wojownikach, pamiętasz? Obiecałeś już dwie opowieści, a skoro Pani chce cię odesłać, to kiedy to zrobisz?

– Dobrze, będzie jak zechcesz, Najwspanialsza Księżniczko.

– Chodź więc.

Irias jak zawsze doskonale orientowała się w plątaninie przejść i korytarzy, chociaż i Nefer zaczynał dostrzegać pewien schemat. Pałac dzielił się na kilka części. Zwykle bywał w prywatnym skrzydle, przeznaczonym na użytek Monarchini. Była też część oficjalna, służąca odprawianiu ceremonii i załatwianiu spraw urzędowych, część kuchenna, w której królował Ahmes, skrzydło szpitalne oddane Mistrzowi Serpie… Pałac był zresztą olbrzymi. Gdzieś tam musieli kwaterować dworzanie z nienawistnym księciem Nektanebo, gdzie indziej dzieci oddane pod opiekę Talii. Z pewnością nie brakowało koszar dla żołnierzy Tereusa, pomieszczeń dla urzędników czy kwater dla służby. No i oczywiście, rozległy kompleks specjalnego przeznaczenia, zarządzany przez Mistrza Apresa… Drogi do tego skrzydła kapłan wolałby akurat nie pamiętać…

„Co z tego, że zaczynam orientować się w Pałacu, skoro mam go wkrótce opuścić” – pomyślał ponuro. Otuchy dodały mu niedawne słowa Irias…

Oficjalna część Pałacu przytłaczała ogromem sal, monumentalnością posągów przedstawiających Bogów i dawnych Władców, malowidłami sławiącymi zwycięstwa faraonów nad różnymi wrogami – wiele z nich opowiadało o bitwach Totmesa V, Ojca Królowej Amaktaris. Dostrzegł też jednak posągi i malowidła ukazujące samą Monarchinię. Powożącą rydwanem i prowadzącą żołnierzy do boju, przyjmującą hołdy pokonanych władców, zasiadającą na tronie i wymierzającą sprawiedliwość poddanym. Nadnaturalnej często wielkości, nadal wywierały wrażenie. Chociaż jednak wykonali je zapewne najlepsi mistrzowie, to teraz, gdy Nefer miał już okazję ujrzeć z bliska Osobę Królowej i Bogini, musiał przyznać, że może i oddają one majestat oraz potęgę Władczyni, ale jednak brak im cech ludzkich, które czynią Ją jeszcze piękniejszą – gdy twarz Amaktaris Wspaniałej rozjaśnia uśmiech, jeszcze mądrzejszą – gdy marszczy w zadumie czoło, jeszcze bardziej dumną – gdy przeszywa groźnym wzrokiem obiekt królewskiego gniewu.

W przedsionku Sali Tronowej zastali prawdziwy tłum. Dworzanie, arystokraci, urzędnicy, delegacje z miast i okręgów, posłowie pomniejszych książąt czy wreszcie kilku przyprowadzonych przed oblicze Władczyni zwykłych poddanych, zamierzających widocznie złożyć jakieś petycje. Wszyscy oni czekali na dopuszczenie do stóp Tronu. Względny porządek utrzymywało kilku zaaferowanych urzędników, pomocników Mistrza Ceremonii. Zamkniętych w tej chwili wrót do Sali Audiencjonalnej strzegli wyprostowani żołnierze, w lśniących, skórzanych i brązowych pancerzach, z mieczami, tarczami i oszczepami.

– To tutaj – objaśniła niepotrzebnie Irias. – Jeśli masz przyjść na koniec audiencji, to zostało ci jeszcze dużo czasu. Pani nie zdoła przyjąć szybko ich wszystkich. Czasami bierze mnie ze sobą, oni zawsze są tacy nudni… i każdy chce mówić bez końca. Na szczęście, dzisiaj nie musiałam tam iść. Chodźmy stąd, i czekam na tę opowieść o wojownikach.

– Wyjdźmy może do ogrodu – zaproponował Nefer.

– Dobrze, ale opowiadaj wreszcie.

– W kraju położonym daleko na północy panował pewien król. Był znakomitym wodzem i ciągle toczył wojny, podbijając sąsiednie ziemie i miasta. Do swojej armii ściągał ze wszystkich stron najlepszych wojowników, którym płacił po królewsku i dzięki którym zwyciężał.

– Bardzo mądrze – zauważyła dziewczynka. – Pani też dba o żołnierzy i oni Ją kochają.

– Pewnego razu do króla zgłosił się niezrównany łucznik, który na życzenie władcy trafiał z dużej odległości w każdy wskazany cel. Król chciał go oczywiście przyjąć do armii, łucznik zażądał jednak dziesięciu debenów srebra za każdy dzień służby. To było bardzo dużo. – Nefer przypomniał sobie znowu, że jego samego sprzedano zaledwie za sześć debenów. – Król odmówił. Szykował się właśnie do oblężenia pewnego miasta i potrzebował pieniędzy. Łucznik udał się prosto do tego zagrożonego miasta i tam bez wahania przyjęto jego usługi za żądaną cenę. Co więcej, podjął się zabić króla podczas oblężenia, jeżeli miasto wypłaci mu za to dziesięć talentów złota. To była ogromna kwota, ale mieszkańcy zgodzili się. Gdy rozpoczęło się oblężenie, strzelec nie brał udziału w walce, krążył tylko po murach i czekał na okazję, by wypuścić pocisk. Aby wszyscy wiedzieli, że śmierć władcy nie była przypadkiem, przygotował specjalną strzałę, na której drzewcu wyrył słowa – W prawe oko króla.

– I co, udało mu się?

– Okazja nadarzyła się trzeciego dnia, gdy król zarządził szturm. Zbliżył się do bramy, by obserwować atak. Odległość była nadal na tyle duża, że wszyscy uważali ją za bezpieczną. Wystarczała jednak dla naszego łucznika.

– Trafił czy nie? Mów wreszcie!

– Trafił. Tak jak zapowiedział, w prawe oko króla. Władca miał jednak szczęście. Odwracał akurat głowę i strzała nie uderzyła prosto. Ugodziła z boku, gruchocząc tylko kość. Król przeżył, stracił jednak oko i był potwornie oszpecony do końca życia. Nie zezwolił na odniesienie go do obozu i przerwanie szturmu. Miasto wkrótce upadło, a łucznik dostał się do niewoli. Król wiedział, oczywiście, że tylko on mógł wypuścić tę strzałę – napis zadziwił przecież wszystkich, także samego władcę. Łucznik spodziewał się najsurowszej kary, monarcha zaproponował mu jednak po raz drugi wstąpienie do własnej armii i zgodził się teraz płacić dziesięć debenów srebra.

– Z jak dużej odległości strzelał? Czy wiał wiatr? Czy król miał na głowie hełm? – Irias zasypała go pytaniami, na które nie znał odpowiedzi. – Zresztą nieważne, to musiał być naprawdę wspaniały wojownik. Nawet Harfan by tego nie potrafił, Pani też… chociaż oboje znakomicie strzelają z łuku. Ale ja będę lepsza od nich, zobaczysz.

„Czy tylko tyle zrozumiała z tej historii?” – Pomyślał ze smutkiem Nefer.

– Ten król był jednak głupi – dodała po chwili.

– Dlaczego tak uważasz? Przecież w końcu przystał na oferowane warunki?

– Ale gdyby zrobił to od razu, nie straciłby oka. A i tak potem zapłacił. To było głupie.

– Masz rację, dla władcy ważniejsi powinni być ludzie, na których może polegać, a nie pieniądze. – Pominął już dalszą cześć opowieści, o tym, jak po wielu latach wiernej służby król skazał łucznika na śmierć, gdy – postarzały – chybił w końcu wskazanego celu, podczas jakiegoś kolejnego oblężenia. Uznał, że takie chowanie urazy i zemsta po długim czasie nie powinny być wzorem dla dziewczynki, być może przyszłej królowej. – A ten król istotnie był w wielu sprawach głupcem. Potrafił walczyć i zwyciężać, podbił wielki szmat ziemi, ale nie znał się na ludziach. Zgiął zamordowany, za sprawą żony i syna.

– Ja lubię żołnierzy i często z nimi ćwiczę – pochwaliła się Irias.

– Zauważyłem, że i oni chyba cię lubią?

– O tak, zresztą zdobycie ich sympatii nie jest trudne.

– Mnie się jakoś nie udało – zauważył kwaśno.

– Wystarczy przynieść im ciastek z kuchni i już są bardzo mili – wyjaśniła dziewczynka.

– Może dla ciebie. Zresztą skąd mam wziąć ciastka? W kuchni też mnie nie lubią.

– Ahmes jest przecież taki sympatyczny… I jest chyba twoim przyjacielem?

– Był. Wczoraj wieczorem pokłóciliśmy się – przyznał niechętnie Nefer, któremu zrobiło się głupio, że tak użala się nad sobą przed Irias. „To wszystko przez tę zapowiedź wygnania z Pałacu” – pomyślał.

– Gdyby nie ja, to rzeczywiście nikt by cię tu pewnie nie lubił – stwierdziła dziewczynka. – No, jeszcze Pani cię lubi.

Tego wolał już nie komentować. Ale Irias wpadła zaraz na inny pomysł.

– Wiem. Pójdziemy do kuchni i pogodzisz się z Ahmesem. Przez to wszystko nie było dzisiaj czasu na śniadanie, a w kuchni na pewno dadzą nam coś pysznego. Zobaczysz.

Nefer uznał to za dobrą myśl. Wczorajsza kłótnia z Ahmesem bardzo mu ciążyła. Zrozumiał już, że przyjaciel nie miał innego wyjścia i po prostu nie mógł mu pomóc. Nie w sytuacji, gdy Królowa wyraziła przeciwne życzenie. Czy Boska Pani chciała w taki właśnie sposób po raz kolejny pokazać mu nieograniczony zakres Jej władzy? Wystawiała na jakąś próbę? Czy tylko bawiła się jego uczuciami? Tak czy inaczej, dzisiejsza wyprawa na targ dawała mu szansę przeprowadzenia własnych planów… Ten niesprecyzowany zamysł musiał jednak poczekać. Teraz należało istotnie pogodzić się z kucharzem, oczywiście – jeżeli on tego zechce. To mogła być ostatnia okazja, skoro miał wkrótce opuścić Pałac. A zresztą, rzeczywiście nie jadł śniadania i był głodny. W tym nowym miejscu z całą pewnością nie będą karmić tak dobrze jak w kuchni Ahmesa.

Kuchnia okazała się kompleksem pomieszczeń pełnych ruchu i zamieszania. Wśród gotujących się, smażonych, prażonych czy pieczonych potraw uwijali się służący obojga płci. Było też kilkoro starszych dzieci, zapewne z sierocińca, te bowiem wesoło powitały Irias. Prawie wszyscy ją tu zresztą znali i już po chwili zajadała jakieś ciastko, zapraszano ją też do spróbowania innych przysmaków. Pojawił się sam Ahmes, który postawił przed dziewczynką tacę z co bardziej wymyślnymi wytworami swojej sztuki. Irias zajęła się jedzeniem, pomiędzy mężczyznami zaległa kłopotliwa cisza.

– Ahmesie, ja… – zaczął w końcu Nefer. – Wczoraj zachowałem się głupio… Wiem, że nie mogłeś mi pomóc.

– Jeszcze bardziej głupio zachowałeś się dziś rano – odparł kucharz z szerokim uśmiechem. – Twoja przygoda z Księciem stała się już tematem plotek i obiegła cały Pałac. Wszyscy śmieją się z tego napuszonego durnia i dobrze mu tak – przyjacielsko walnął Nefera w plecy, aż ten ugiął się pod ciężką ręką kucharza. – To było naprawdę niemądre z twojej strony, ale jakoś nie mogę cię za to winić. No i masz szczęście, że Irias ci pomogła. To wspaniała przyjaciółka. Chodźmy na bok, zjesz coś i napijemy się piwa – pociągnął go ku ustawionemu przy ścianie stołowi, na którym wkrótce pojawił się dzban piwa oraz taca z mięsem, chlebem i owocami. – O wczorajszą rozmowę nie żywię urazy, ale cieszę się, że zrozumiałeś moją sytuację i chcesz się pogodzić. Wiem, że wieczorem czymś się strułeś, mówili, że to moje potrawy ci zaszkodziły… ale to niemożliwe.

– Tak, to było chyba coś innego… ale tym razem to ja nie mogę o tym opowiadać.

– Rozumiem – powiedział przeciągle Ahmes. – Zostawmy więc to, niech będzie, że zaszkodził ci jednak nadmiar dobrego jedzenia z mojej kuchni.

Nefer pociągnął łyk naprawdę znakomitego piwa i z wdzięcznością przyjął dyskrecję przyjaciela.

– Książę odgrażał się podobno, że każe obedrzeć cię ze skóry, ale jak widzę, Królowa nie dopuściła do tego i nadal masz ją na sobie – kontynuował wesoło kucharz.

– Tak, Najjaśniejsza nie wydała mnie Księciu, ale okazała jednak gniew i zniecierpliwienie – odparł gorzko. – Chce odesłać mnie z dworu, nie wiem jeszcze dokąd.

– To naprawdę przykre – zasępił się kucharz. – Ale nie wierzę, by Boska Pani uległa temu durniowi albo działała pod wpływem nagłego gniewu. Interesowała się tobą i z pewnością nie zechce tak po prostu pozbyć się przydatnego sługi.

– Wspominała coś o tym, że muszę się wiele nauczyć… Irias też uważa, że Najwspanialsza nie odsyła mnie na zawsze. Ale trudno opierać na tym jakieś nadzieje.

– Zobaczymy. Myślę, że jednak wrócisz. Oczywiście, gdy już nauczysz się tego, co Ona uzna za stosowne. Tymczasem napij się jeszcze i najedz, gdy masz taką możliwość. Na przyszły tydzień Najdostojniejsza zapowiedziała wielką ucztę, przy takich okazjach osobiści niewolnicy służyli zwykle przy Jej Osobie. Może więc twoje wygnanie nie będzie długie?

– Obyś miał rację, przyjacielu… – Nadzieja to jednak najgorszy wróg człowieka, a zwłaszcza niewolnika. Podsycona kilkoma słowami i bezpodstawnymi może spekulacjami, znowu zagościła w sercu Nefera. Co jednak będzie, gdy rozwieje ją wyrok Bogini?

– Ale dzisiaj żadna uczta nie jest planowana? Nawet taka kolacja jak wczoraj?

– Nie. Najwspanialsza zażyczyła sobie tylko lekki posiłek późnym wieczorem.

– Na co więc to wszystko? – Nefer wskazał na zajętych krzątaniną przy kotłach, rożnach, piecach i paleniskach podwładnych Ahmesa.

– Zawsze mamy co robić, przyjacielu. W Pałacu żyją setki ludzi. A Królowa poleciła, abym osobiście zajął się posiłkami dla dzieci w sierocińcu i chorych w szpitalu. Tak więc, dziś także zabawię tu do późna.

– Jak na niewolnika i tak powodzi ci się znakomicie.

– To prawda. Nie narzekam. Mam też wreszcie okazję rozwinąć moją sztukę przed samą Boginią, co jest największym pragnieniem każdego Mistrza w Kraju, co ja mówię – w całym cywilizowanym świecie.

– Tymczasem karmisz zaś małą służkę i skazanego na wygnanie niewolnika – zażartował Nefer.

– Dla przyjaciół zawsze znajdzie się tu miejsce – odparł poważnie Ahmes, opróżniając swój kufel. Kapłan poczuł dziwne wzruszenie słysząc te słowa. Aby zamaskować to uczucie, także dokończył piwo i wstał od stołu.

– Dziękuję Ahmesie. Może jeszcze się zobaczymy, jeżeli… Teraz muszę stawić się przed Najwspanialszą.

– Powodzenia, gdziekolwiek trafisz. A zobaczymy się z pewnością… jeśli Bogowie pozwolą.

– A raczej Bogini – dodał Nefer, poczuł się jednak podniesiony na duchu. Irias spałaszowała tymczasem mocno spóźnione śniadanie, pochłaniając nadto niezliczone ilości ciastek oraz próbując kilku deserów. Nefer podszedł do niej.

– Muszę chyba już iść, wolę poczekać na wezwanie niż spóźnić się i znowu narazić na gniew Najjaśniejszej.

– Ja też mam lekcje. Pani znowu wysłała mnie do tamtych nauczycieli. Szkoda, ty opowiadasz jednak ciekawiej niż oni. Zobaczymy się wieczorem i nie zapomnij o tej niespodziance.

– Nie zapomnę – obiecał, chociaż nadal nie miał pojęcia jak zadowolić tak wymagającą przyjaciółkę. Pomyślał, że z pewnością jakiś pomysł przyjdzie mu do głowy na targu.

XXIV

W przedsionku Sali Tronowej nadal kłębił się tłum. Przed oblicze Królowej wzywano teraz petentów z ludu, najwidoczniej posłuchania dobiegały już końca. Większość zgromadzonych oczekiwała jednak zapewne na uroczyste opuszczenie Sali przez Władczynię, komentując tymczasem Jej decyzje, wymieniając się najnowszymi wiadomościami i plotkami. Na kapłana nikt nie zwrócił uwagi, po chwili dostrzegł stojących na uboczu Mistrza Apresa i Ufera. Ubrany tym razem w elegancką szatę wysokiej rangi dostojnika, Mistrz ze skrywaną niechęcią obserwował tłum. Był najwyraźniej niezadowolony z konieczności oficjalnego pojawienia się na publicznej audiencji. Nie rozstawał się, oczywiście, ze swoją laską. Ufer trzymał natomiast w ręku szczelnie zawiązany, niewielkich rozmiarów płócienny worek.

– Panie, Najdostojniejsza poleciła mi stawić się wraz z tobą przed Jej Tronem na zakończenie posłuchań.

– Zostań więc, zaczekamy razem – ton głosu Mistrza pozostał beznamiętny, pojawienie się Nefera nie poprawiło jednak humoru Apresa. Teraz to jego obrzucał niechętnym, badawczym spojrzeniem. Kapłan miał wielką ochotę spytać Ufera o sposób, w jaki wykorzystał puchar naparu z nasion maku, wobec ponurego nastroju Mistrza wolał się jednak powstrzymać się przed jakąkolwiek próbą rozmowy. Wreszcie nadeszła ich kolej.

– Mistrz Apres, Towarzysz Prawej Ręki Królowej, Oby Żyła i Władała Wiecznie, Nefer z Abydos, osobisty niewolnik Boskiej Pani – Mistrz Ceremonii wyłonił się z otwartych wrót Sali Tronowej i wezwał ich obu donośnym głosem. Nefer drgnął. Nie miał pojęcia, że Apres nosi tytuł Towarzysza Prawej Ręki i piastuje to wysokie stanowisko dworskie. W normalnych okolicznościach, gdy krajem władał faraon-mężczyzna, tytuł i stanowisko Towarzysza Prawej Ręki Królowej powierzał zazwyczaj któremuś z najbardziej zaufanych przyjaciół. Jego zadaniem było dbać o bezpieczeństwo Królowej – Pierwszej Małżonki, a zarazem zaspokajać wszelkie potrzeby Jej samej i Jej dworu. Niejako przy okazji, ale w nieunikniony sposób, Towarzysz kontrolował intrygi i przesunięcia sił w otoczeniu Królowej, a szeptano także, że w razie potrzeby nadzorował wierność i lojalność samej Małżonki Władcy. Obecnie, gdy Najjaśniejsza Amaktaris Wspaniała władała samodzielnie, zadania Towarzysza Jej Prawej Ręki były zapewne nieco inne i był on zaufanym samej Bogini, rzeczywiste znaczenie urzędu tym bardziej jednak wzrosło.

– Zaczekaj tutaj – polecił Mistrz Uferowi. – A ty, idź za mną – rzucił niechętnie w stronę Nefera.

Wielka Sala tronowa wywierała wrażenie jeszcze bardziej monumentalne niż przedsionek. Wsparty na dwóch kolumnadach sufit ginął gdzieś na niebotycznej wysokości. Pomiędzy dwoma szeregami kolumn ustawili się żołnierze w galowym rynsztunku, dworzanie, urzędnicy. Wolne przejście prowadziło w stronę wyniosłego, kilkunastostopniowego podestu z marmuru, na którym ustawiono wykonany z pozłacanego drewna Tron Królów i Bogów Egiptu. Był tak potężny, że każdy zasiadający na nim człowiek normalnego wzrostu powinien ginąć w jego ogromie. Tak jednak nie było. Dzięki pochylonemu nieco siedzisku, przemyślnie sporządzonym poręczom, podnóżkowi oraz wysokiemu, rzeźbionemu oparciu, Królowa zasiadająca na tej konstrukcji – zapewne bardzo niewygodnej, jak przyszło Neferowi do głowy – wydawała się górować nad całą salą i każdym z petentów dopuszczonych przed Jej oblicze.

Po obydwu stronach tronu, nieco z tyłu, na obszernym podeście rozstawiono w półkolu posągi najważniejszych bóstw Egiptu: słonecznego Amona-Re o głowie sokoła, łysogłowego Ptaha, Sebeka – Krokodyla, Chnuma – Barana, Sachmet – Lwicę, Hathor – z rogami i uszami krowy, Tota – Ibisa, kociogłową Bastet i innych. Bezpośrednio za tronem, obejmując zasiadającą na nim Władczynię opiekuńczym gestem ramion, stała Izyda – z głową ozdobioną umieszczonym między krowimi rogami słonecznym dyskiem. Bogini płodności i opiekunce rodziny towarzyszyli przywrócony za Jej sprawą do życia małżonek Ozyrys – bóg śmierci i odrodzenia, sędzia umarłych z królewską koroną na głowie, oraz syn Horus. Bóg-Sokół, z podwójną koroną Górnego i Dolnego Kraju, był opiekunem Królestwa i panującego faraona, swego żywego wcielenia na ziemi. Powinien właściwie stać w centrum grupy bogów, pomiędzy ojcem i matką, otaczając opieką zasiadającego na tronie monarchę. Dokonano jednak przesunięcia w rozmieszczeniu członków Boskiej Rodziny, biorąc zapewne pod uwagę fakt, iż obecnie na Tronie Egiptu władała Królowa-Kobieta, Amaktaris Wspaniała, Bogini Objawiona i Żywe Wcielenie Izydy.

Tron ustawiono w miejscu tak dobranym, by na zasiadającą na nim osobę padał słoneczny blask z umieszczonych gdzieś w suficie otworów. Inne otwory, przebite w tylnej ścianie sali, kierowały promienie słońca w taki sposób, by zza głowy Władczyni oślepiały korzących się u stóp Tronu ambasadorów, książąt, urzędników i innych petentów. „Pewnie wprawiono tam odpowiednio nachylone i wypolerowane brązowe zwierciadła” – pomyślał Nefer, któremu takie sztuczki – stosowane także w świątyniach – nie były zupełnie obce.

Całość wywierała jednak niesamowity efekt, sprawiając wrażenie prawdziwej obecności Świetlistej Bogini. Wzmacniała je obfita woń kadzidła, palonego gdzieś w cieniu kolumn. Dla ochłody Królowej, zasiadającej na swym niezbyt wygodnym siedzisku i przez długi czas zmuszonej znosić promienie słońca w ciężkiej, oficjalnej szacie, dwóch klęczących za tronem niewolników poruszało wachlarzami. Nie było jednak tym razem żadnych napojów ani owoców. Wszystkie te szczegóły kapłan zarejestrował w krótkiej chwili po wejściu do komnaty, zanim upadł na twarz, przyciskając usta do wypolerowanej, marmurowej posadzki.

– Mistrz Apres, Towarzysz Prawej Ręki Królowej i Nefer z Abydos, osobisty niewolnik Bogini – powtórzył swe zawołanie Mistrz Ceremonii.

– Zbliż się, wierny Towarzyszu Mojej Ręki – głos Królowej zabrzmiał głośno i wyraźnie, Nefer usłyszał w nim jednak ślad zmęczenia. Mistrz uniósł się i pochylony w głębokim ukłonie podszedł do stóp tronu. Zgodnie z etykietą ponownie opadł na kolana, dotykając czołem posadzki i dopiero na skinienie Władczyni podniósł głowę. Ponieważ wezwanie nie dotyczyło Nefera, kapłan pozostał przy zamkniętych w tej chwili wrotach, nadal trwając w przepisowej pozycji padającego na twarz przed obliczem Majestatu.

– Ponieważ Moi poddani pragną obecności Żywego Wcielenia Izydy w swych miastach i wioskach, postanowiłam przychylić się do ich próśb i odbyć kolejną podróż po Kraju – ogłosiła Amaktaris Wspaniała. – Wyruszymy po zakończeniu miesiąca żniw, przed porą wylewu. Tym razem zaszczytu obecności Bogini Objawionej dostąpi Górny Kraj, aż po Abydos. Podejmij odpowiednie przygotowania, Towarzyszu Mojej Prawej Ręki.

– Stanie się wedle Twej woli, o Świetlista Pani, Obyś Żyła i Władała Wiecznie – odpowiedział Mistrz.

Nefer poczuł gwałtowny przypływ emocji. A jednak Królowa wybrała Abydos jako cel podróży. Tak, jak prosił Ją o to zaledwie przed dwoma dniami. Wówczas zbyła go wymijającą odpowiedzią, a oto proszę… Czy planowała podróż już wcześniej, czy też może to jednak on sam miał coś wspólnego z decyzją Bogini? Przypomniał sobie po chwili, że ma właśnie usłyszeć wyrok Najjaśniejszej w sprawie swego wygnania z dworu i jest mało prawdopodobne, by zechciała zabrać go ze sobą. Wprawdzie kiedyś wspomniała o takiej możliwości, ale teraz… Żniwa właśnie się zaczynały. Przygotowania do objazdu musiały, oczywiście, zabrać nieco czasu, czy mógł jednak liczyć na tak szybkie ułaskawienie? Czy w ogóle mógł na nie liczyć? I jaki to los przewidziała dla niego Władczyni? O tym miał się przekonać bardzo szybko. Odprawiony skinieniem dłoni, Mistrz Apres wycofał się, pochylony, ku jednej z kolumn. Najwspanialsza odczekała chwilę, by ucichł szmer szeptów komentujących Jej decyzję o wyruszeniu w kolejną podróż i odezwała się ponownie, tym razem wzywając Nefera.

– Zbliż się, niewolniku.

Ruszył w kierunku tronu, naśladując zachowanie Mistrza, po czym tak jak on uderzył czołem o marmurową posadzkę, mając nadzieję na pozwolenie podniesienia wzroku i możliwość ujrzenia z bliska porażającego Majestatu Świetlistej Bogini. Królowa nie zawiodła tej nadziei.

– Unieś głowę i wysłuchaj wyroku w swojej sprawie – głos, chociaż oficjalny, krył jednak niezauważalny niemal ślad rozbawienia, tak, jak gdyby Amaktaris Wspaniała skrycie bawiła się całą tą sytuacją. – Swoimi licznymi przewinami i krnąbrnym postępowaniem ten niewolnik, zaszczycony służbą przy Osobie Bogini, wzbudził Mój gniew, gniew jego Pani i Królowej. Jako karę nakazuję odesłanie go na jeden z należących do Pałacu folwarków. Pracując tam na polach, w pocie czoła i znoju, będzie pomnażał bogactwa Kraju, a zarazem pozna swoje miejsce i nauczy się odpowiedniego zachowania, zachowania niewolnika. Taka jest Moja wola – zakończyła.

Nefer odczuł coś w rodzaju ulgi. Spodziewał się znacznie bardziej srogiego wygnania. Nie znał się na pracy na roli, ale wykonywana przez większość mieszkańców Kraju, nie mogła być przecież gorsza od kopalni czy kamieniołomów. Tym niemniej miał opuścić Pałac i otoczenie Bogini, co samo w sobie było najcięższą karą. Królowa nie życzyła sobie żadnych błagań czy podziękowań i odprawiła kapłana ruchem dłoni.

– Świetlista Pani, Obyś Żyła i Władała Wiecznie – wygłosił tradycyjną formułkę i, raz jeszcze uderzywszy czołem o posadzkę, wycofał się w ślad za Mistrzem Apresem.

– Czy ktoś jeszcze pragnie dostąpić zaszczytu ujrzenia Najdostojniejszej Pani i Królowej Obydwu Krajów oraz złożyć Jej hołd? – zadał retoryczne pytanie Mistrz Ceremonii.

Nie doczekawszy się odpowiedzi, ogłosił koniec posłuchań. Władczyni wstała powoli z tronu, zapewne z uczuciem ulgi. Gdy zstępowała po stopniach podestu, wszyscy obecni ponownie padli na kolana i przycisnęli twarze do marmurowych płyt podłogi. Tylko żołnierze stali niewzruszenie, a niewolnicy z wachlarzami postępowali za swoją Panią. Po przejściu Bogini, za Jej plecami zaczął formować się orszak odprowadzający Królową do prywatnych komnat. Po dłuższej chwili zaczęły cichnąć w oddali odgłosy zamieszania, towarzyszące przemierzaniu przez Amaktaris Wspaniałą przedsionka Sali Tronowej.

– Chodźmy stąd – polecił Mistrz Apres. Opuściwszy komnatę przywołał czekającego Ufera i nakazał obydwu niewolnikom podążać za sobą.

– Dokąd idziemy, panie? – Nefer dopiero po dłuższej chwili ośmielił się zadać to pytanie.

– Najdostojniejsza wyznaczyła nam po audiencji spotkanie w parku, przy dużej sadzawce – wyjaśnił niespodziewanie Mistrz.

– Panie? Przecież stanęliśmy przed Jej Obliczem zaledwie parę chwil temu?

– Czy naprawdę uważasz, że w takim miejscu jak Sala Tronowa można omawiać jakiekolwiek ważne sprawy? Nie wiem dlaczego, ale Ona zażyczyła sobie teraz także twojej obecności.

Apres nadal wydawał się niezadowolony z konieczności uczestniczenia w publicznej audiencji. Zwykle trzymał się w cieniu, pomimo swego wysokiego urzędu. Istotnie, po co właściwie Najjaśniejsza go wezwała? O decyzji podróży do Abydos Mistrz mógł zostać powiadomiony przy jakiejkolwiek innej okazji, w mniej oficjalny sposób. Jeśli już o to chodzi, to także ogłoszenie wyroku oddalenia z dworu krnąbrnego niewolnika nie wymagało aż takiej oprawy. Wystarczyło, by Władczyni wydała po prostu polecenie zarządcy albo dowódcy straży. Przypominając sobie Jej słowa podczas ostatniej rozmowy w apartamencie oraz wrażenie rozbawienia, jakim zdawała się promieniować podczas audiencji, Nefer doszedł do szalonego wniosku, że Amaktaris Wspaniała miała po prostu ochotę ukazać się byłemu osobistemu niewolnikowi w pełnej chwale Majestatu Świetlistej Bogini. Jeżeli tak, to wezwanie dla Mistrza też było zapewne podyktowane tym zamysłem. Przecież nie wypadało udzielać oficjalnej audiencji zwykłemu niewolnikowi, a tak przybył niejako przy okazji, z Towarzyszem Prawej Ręki Królowej. Niezależnie od motywów Najwspanialszej, z pewnością będzie miał co wspominać, zginając kark nad zasiewami pszenicy.

Po dłuższej chwili dotarli nad brzeg usytuowanej w parku rozległej sadzawki, wypełnionej błękitnozieloną wodą, w której uwijały się sporych rozmiarów ryby oraz kaczki. Na środku jeziorka znajdowała się niewielka, zarośnięta drzewami wysepka. W ich cieniu umieszczono wytworną altanę. Brzegi sadzawki okalały gęste zarośla trzciny i dzikiego papirusu. W mulistym dnie brodziły tam wodne ptaki. W miejscu, gdzie żwirowana ścieżka docierała do brzegu wycięto jednak zarośla i zbudowano niewielki, drewniany pomost. Przycumowano do niego dwie wiosłowe łodzie, wykonane z importowanego zapewne drewna. Na co dzień poddani używali dużo prostszych i nieporównanie tańszych łódek ze splecionych wiązek papirusowej trzciny. Te tutaj służyły jednak rozrywce Królowej i Jej dworzan, gdy zapragnęli wodnej przejażdżki, wędkowania lub zapolowania z łukiem na ptactwo. Najwidoczniej to w tym miejscu Władczyni wyznaczyła spotkanie.

Oczekiwanie przeciągało się, ale było to zrozumiałe. Amaktaris chciała zapewne przebrać się i odświeżyć po trudach audiencji, może także coś zjeść. Skryli się w cieniu drzew przed promieniami popołudniowego, nadal jednak palącego słońca.

– Uferze – zaczął kapłan. – Najjaśniejsza zezwoliła ci wczoraj podać napar z nasion maku Neri i tej niewolnicy. Czy uczyniłeś to? Czy podzieliłeś napój?

– To nie twoja sprawa, niewolniku – zareagował ostro Mistrz. – Ufer nie będzie się przed tobą opowiadał.

Brak odpowiedzi Libijczyka i nagle odwrócone spojrzenie podpowiedziały jednak kapłanowi, że prawdopodobnie nie spełnił jego prośby. Oczekiwali dalej w milczeniu.

Królowa nadeszła po dość długim czasie, towarzyszyła jej tylko dwójka strażników, których zaraz zresztą odprawiła. Istotnie, przebrała się w prostszą, choć nadal elegancką szatę. Ze stroju i insygniów Świetlistej Bogini pozostał tylko nieodłączny bicz, oraz – ku pewnemu zdziwieniu Nefera – wytworne, złociste sandałki. Zwrócił na to uwagę, gdyż przy każdej okazji obserwował będące przedmiotem jego fascynacji piękne stopy Władczyni. Sandałki znakomicie podkreślały to piękno na marmurowych płytach Sali Tronowej, wąskie, eleganckie obcasy sprawdzały się jednak dużo gorzej na wysypanych żwirem ścieżkach parku. Czyżby Pani Dwóch Krajów nie była obca odrobina kobiecej próżności? Pomimo oczywistej niewygody i dokuczającej Jej zapewne nadal rany, Amaktaris stąpała pewnie i ze zwykłą dumą.

– Zechciej wybaczyć Mistrzu, że wezwałam cię na dzisiejszą audiencję i to w ostatniej chwili. Wiem, że nie przepadasz za takimi ceremoniami, ale miałam ku temu pewne powody – powitała Apresa uprzejmymi słowami, które potwierdziły tylko podejrzenia kapłana. – Teraz możemy spokojnie porozmawiać o bieżących sprawach. Tamta altanka wydaje się odpowiednim miejscem – wskazała wysepkę na stawie.

Nefer i Ufer przytrzymali łódkę, podczas gdy Mistrz podał rękę Władczyni, pomagając Jej zająć miejsce na rufowej ławce. Był w końcu Towarzyszem Prawej Ręki Królowej. Kapłan odcumował łódź, wiosłowanie przypadło usadowionemu na dziobie Uferowi. Radził z tym sobie zadziwiająco zręcznie, jak na myśliwego z pustyni. „Może nabył wprawy podczas przejażdżek z Nerti.”– pomyślał Nefer. On sam, wychowany nad Rzeką, pływał oczywiście w dzieciństwie, ale w Abydos mało kogo stać było na nowoczesne łodzie z drogiego drewna, wyposażone w nowomodne otwory służące umocowaniu wioseł. Używano powszechnie łódek uplecionych z trzciny, na których wiosłowało się klęcząc przodem do kierunku żeglugi, bez pomocy jakichkolwiek uchwytów. Osiągano mniejszą prędkość, ale łatwiej było utrzymać kierunek.

Wysepka także zaopatrzona była w niewielki pomost, przy którym zacumowano jeszcze jedną łódkę. Korzystając ponownie z uprzejmej pomocy Mistrza, Amaktaris zręcznie opuściła łódź. Po chwili wszyscy zebrali się w altanie. Królowa usiadła na ławeczce, Apres stał, niewolnicy upadli na kolana.

– Mistrzu, przygotuj i przedstaw do zatwierdzenia listę miast i świątyń, które powinnam odwiedzić podczas objazdu.

– Tak się stanie. Czy jednak jesteś pewna, o Pani, że ta podroż to dobry pomysł, skoro niedawno powróciłaś z poprzedniej? Czy możesz bezpiecznie opuścić Stolicę w obecnej sytuacji?

– Mamy przecież pokój na wszystkich granicach, a takie czy inne intrygi zawsze się zdarzają. Ty zresztą zostaniesz w Memfis.

– Właśnie dlatego się martwię. Czy będziesz, Pani, bezpieczna? Ta próba zamachu…

– Dokonano jej jednak tutaj, w Pałacu. Takie objazdy umacniają lojalność poddanych. Jestem im winna opiekę i zainteresowanie ich losem. Wcześniej nie miałam zbyt wielu okazji, by odwiedzić wszystkie prowincje. Najpierw te wojny, a potem inne kłopoty. Teraz chcę to nadrobić.

– Przede wszystkim jesteś winna Twym Boskim Przodkom oraz Krajowi własne życie. Gdyby coś Ci się stało, Najdostojniejsza…

– Nie mogę być niewolnicą twoich lęków, Mistrzu i Towarzyszu.

– Najwspanialsza z Bogiń…. gdybyś zechciała rozważyć…

– Znowu wracasz do tego tematu. Zaczynasz być równie nieznośny jak twój brat.

– Zarówno on, jak i ja, mamy rację w tej sprawie. Następca tronu, zrodzony z Twojego łona, o Najjaśniejsza, umocniłby podstawy Twego panowania, zapewnił stabilność i trwałość dynastii.

– Dość. Wystarczy, że Serpa rozprawia o tym przy niemal każdej okazji. Wezwałam cię w innych sprawach – zapewne w celu zmiany tematu rozmowy, Władczyni zwróciła się do Ufera. – Sługo, w jaki sposób wykonałeś Moje polecenia dotyczące Nerti i tamtej niewolnicy? Podałeś im napar z maku?

– Wielka Pani, podałem go tylko mojej Nerti…. przyniósł jej ukojenie, odeszła do Zachodniej Krainy wczoraj popołudniu – pomimo udawanej obojętności, w głosie niewolnika wciąż dało się słyszeć emocje.

– A ta druga, dzieciobójczyni? – Królowa spytała Apresa.

– Zmarła wieczorem z pragnienia, tak jak zadecydowałaś, o Pani.

– I dobrze, zasłużyła na swój los – bezlitosne słowa Władczyni poraziły Nefera. „Jak może być taka zimna i okrutna, przecież wiem, że potrafi też okazywać łaskę i wybaczać…” – pomyślał, znowu przypominając sobie udręczony wzrok dziewczyny. – „Naprawdę próbowałem…” – uświadomił sobie, że nic, co mógłby teraz powiedzieć, nie zmieni już tego, co się stało i zachował milczenie. – „Ale z Uferem raczej nie będziemy przyjaciółmi.”

– Ciała odeślijcie, jak zwykle, do Domu Śmierci. Najprostsze zabiegi. Niech Ozyrys osądzi je obie, może Jego waga ujawni w nich jakieś dobro, a Boski Sędzia znajdzie dla nich więcej litości w swym sercu, niż Ja potrafiłam – najwidoczniej wydawanie takich wyroków nie przychodziło jednak Władczyni łatwo, ale traktowała to jako obowiązek.

– Jak posuwa się śledztwo w sprawie tej próby otrucia?

– Pani, wiemy już, jak podano truciznę.

– Czy rzeczywiście zatruto drzewce oszczepu? To wydaje się nieprawdopodobne.

– Masz rację, o Wielka. Trucizna znajdowała się gdzie indziej – Mistrz skinął na Ufera, który podał mu worek. Apres rozwiązał go i wytrząsnął na ziemię parę wojskowych sandałów. – Najjaśniejsza, trucizną nasączono skórzane elementy Twych ćwiczebnych butów. Zapewne w nadziei, że skaleczysz się lub obetrzesz stopę i w ten sposób jad dostanie się do krwi.

– Kto i kiedy mógł to zrobić? Czy inne sandały albo elementy Mojego wyposażenia też zatruto?

– Nie, Pani, to już sprawdzono. Są czyste.

– Nikt niepowołany nie powinien mieć dostępu do Mojej osobistej zbrojowni. Służą tam sami pewni ludzie.

– Mój brat zbadał truciznę. Jest bardzo szczególna, potrafi zachować swe właściwości przez długi czas. Serpa nie zdołał jej jeszcze zidentyfikować, twierdzi jednak, że aby nasączyć skórę tym jadem trzeba było moczyć ją przez kilka dni albo nawet dłużej. Wynika z tego, że sandałów nie zatruto w zbrojowni. Raczej wykonano je celowo, z przygotowanej uprzednio skóry. Albo dostarczono już takie z warsztatów, albo później podrzucono. Masz kilka par podobnych sandałów, o Pani. Czy potrafisz je rozróżnić?

– Tak, ich skóra ma inny odcień. Są też mniej lub bardziej wygodne. Te akurat, o ile sobie przypominam, używałam przynajmniej od kilku miesięcy. Poznałabym, gdyby nagle je podmieniono.

– W takim razie dotarły już takie z warsztatów, co wydaje się mało prawdopodobne, albo podrzucono je przy okazji nowej dostawy… kilka miesięcy temu, może nawet wcześniej. Teraz nie będzie już łatwo prześledzić ich drogę. Twoi wrogowie, o Wielka, są bardzo sprytni.

– I bardzo cierpliwi. Potrafili długo czekać, licząc na końcowy efekt. Ale to nic nowego. W jaki sposób próbowali ostatnim razem?

– Bukiety egzotycznych kwiatów, rozmieszczone w Twoich apartamentach, Najjaśniejsza. Kwiatów wydzielających trujące wyziewy.

– Rzeczywiście. To też było sprytne, wiedzą, że lubię piękne kwiaty. Wtedy, Mistrzu, ostrzegł mnie twój brat. Tym razem omal im się udało…

– To moja wina, o Najwspanialsza – Apres upadł na kolana. – Zawiodłem, proszę o wyznaczenie kary i oddalenie ze służby.

– Wstań Mistrzu. Jesteś najwierniejszym z Moich sług, prawdziwą podporą Tronu. Gdyby nie ty, zginęłabym już wiele razy. Nie przyjmuję twojej rezygnacji, służ dalej, tak jak służyłeś Mojemu Ojcu.

– Najdostojniejsza, Jego też zawiodłem – odparł cicho Mistrz, nie wstając z kolan. – Śmierć Wielkiego Faraona do dziś ciąży na mej duszy.

– Setki razy powtarzałam Ci, że to nie była twoja wina. Nikt nie może być wszędzie naraz. Za to bez twojej pomocy nie utrzymałabym Tronu, ani nie zdołałabym ukarać winnych. Wstań i dość już o tym. Jakie kroki podjąłeś w ramach śledztwa?

– Pani, należy wymienić ludzi pracujących w zbrojowni oraz wszystkich innych, którzy mogli mieć dostęp do tych sandałów. Chcę ich przesłuchać.

– Jeśli chodzi o nowych ludzi w zbrojowni, to masz zapewne słuszność. Nie wierzę, co prawda, w winę obecnego zbrojmistrza, ale to konieczny środek ostrożności. Jest nawet dobry kandydat. Jednoręki weteran, którego wykupiłam z niewoli kilka dni temu. Dochodzi do siebie w pałacowym szpitalu, ale można skrócić jego rekonwalescencję. Myślę, że dochowa wierności. Zajmij się tym. Co natomiast rozumiesz, Mistrzu, poprzez przesłuchanie? – Zakończyła szczególnie łagodnym głosem.

– To co zawsze, o Pani. Czy muszę wchodzić w szczegóły?

– Zabraniam – tym razem ton Królowej nie pozostawiał żadnych wątpliwości, co do woli Władczyni. – Zabraniam ci poddawać torturom moich wiernych żołnierzy, których jedyną winą jest to, że znaleźli się w niebezpiecznym dla nich miejscu.

– Pani, tu chodzi o Twoje życie.

– Tu chodzi o lojalność i wierność Moich żołnierzy. To nie tylko gwarancja życia i Tronu Królowej, ale także spokoju w całym państwie. Nie mówiąc już o Moim własnym honorze, jako ich zaprzysiężonego dowódcy. Nie wierzę w winę Moich ludzi. Możesz ich przepytać, z pewnością opowiedzą wszystko, co zapamiętali. Ale torturować zezwalam tylko w uzasadnionych przypadkach. I to Ja, osobiście, zadecyduję czy taki przypadek ma miejsce. Czy to jest dla Ciebie całkowicie jasne, Mistrzu?

– Zastosuję się do Twych rozkazów, o Pani – odparł Apres z widoczną niechęcią. – Chciałbym jednak przesłuchać także Twojego byłego osobistego niewolnika, Najwspanialsza – na dźwięk tych słów Nefer poczuł gwałtowny skurcz w żołądku.

– A to dlaczego?

– To podczas walki z nim właśnie odniosłaś ranę, o Boska. On jeden był obecny, gdy rzekomo zasłabłaś. Od chwili, gdy pojawił się na dworze, jest ciągle zamieszany w niepokojąco wiele spraw. Czy to wyłącznie przypadek? Pozwól mi wydobyć prawdę, o Najdostojniejsza. To przecież tylko niewolnik.

– Wielka Pani, to nieprawda. Nic nie wiem o tych sprawach, opowiedziałem wszystko, co działo się po tym, gdy straciłaś przytomność. Musisz mi uwierzyć, o Świetlista – przerażony Nefer wpatrywał się w twarz Amaktaris.

– Mam wobec tego kapłana inne plany, Mistrzu, jak sam słyszałeś – Monarchini nie zwróciła uwagi na wybuch Jej sługi. – Nie wierzę, by był zamieszany w spisek albo coś ukrywał. Jego też zostaw w spokoju – słowa Bogini wydały się Neferowi najcudowniejszą muzyką, przywracającą go do świata żywych. Tak zresztą w istocie było. Po raz kolejny poczuł przypływ uwielbienia i wdzięczności. Władczyni naprawdę osłaniała tych, którzy Jej służyli. Nawet jego, krnąbrnego niewolnika.

– Stanie się wedle Twej woli, Najwspanialsza. – Mistrz obrzucił Nefera uważnym spojrzeniem, zanim potwierdził przyjęcie rozkazu. – Skoro jednak prześledzenie sposobu, w jaki podrzucono te zatrute sandały może napotkać… trudności, chciałbym wykorzystać tego tutaj Ufera do próby zidentyfikowania samej trucizny. Jak twierdzi, zna się na tym. Wspólnie z moim bratem może zdołają dowiedzieć się czegoś więcej?

Tym razem to Ufer pobladł odrobinę, jak nie bez satysfakcji zauważył kapłan.

– Dobrze – zgodziła się Królowa. – Róbcie, co uważacie za potrzebne. Mam tylko nadzieję, że próby będziecie przeprowadzać na zwierzętach, a w razie konieczności na skazanych przestępcach. – Ufer odetchnął, słysząc słowa Władczyni.

– Tak się stanie – tym razem Apres nie miał obiekcji.

– Jeszcze jedno… Jak śledztwo w sprawie tego pobitego chłopca ze świątyni Anubisa?

– Podjąłem kroki aby pozyskać kogoś w świątyni albo wprowadzić tam moich ludzi, ale to potrwa jakiś czas.

– Nie rezygnuj, Mistrzu. Ta sprawa nadal budzi Mój gniew – zimny wyraz twarzy Monarchini potwierdzał prawdziwość tych słów. – To wszystko, możesz odejść. Oczekuję cię w Moich komnatach przed zachodem słońca.

– Pani, czy to najlepszy pomysł, w świetle ostatnich wydarzeń? – Na skinienie Mistrza Ufer ostrożnie wrzucił zatrute sandały do worka.

– Powiedziałam już, że nie będę więźniem twoich obaw – odparła ostro Amaktaris. – Zresztą… Czy zaryzykujesz, Mistrzu, oznajmienie Irias, że wyprawa, na którą od dawna czeka, została odwołana? Ja nie. Wtedy dopiero mielibyśmy prawdziwy bunt w Pałacu – dodała łagodniej.

Na taką sugestię Apres nie znalazł odpowiedzi.

– Najjaśniejsza, stawię się wedle Twojej woli.

– Dziękuję, Mistrzu. Możesz odejść. Ty zostajesz – dodała pod adresem Nefera, gdy Apres i Ufer wykonali pożegnalne ukłony i skierowali się w stronę pomostu. Po chwili ich łódź sunęła gładko po wodach sadzawki.

– Świetlista Pani, dziękuję, że osłoniłaś Twego sługę przed podejrzliwością Mistrza. Ja naprawdę nic nie ukrywam.

– Czyżby, kapłanie? – Królowa obrzuciła go lekko rozbawionym spojrzeniem. – Mistrz Apres wszędzie wietrzy zdradę. Niejeden raz uratowało to Moje życie… ale nawet on nie wie wszystkiego. Nie czytał twoich wierszy… Nie wierzę, abyś potrafił aż tak udawać.

– Nefer zaczerwienił się, słysząc te słowa.

– Boska Pani, ja…

– Zostawmy to. Jakie wrażenie wywarła na tobie Sala Tronowa? – Zapytała niespodziewanie.
– Jest jak wspaniała oprawa szlachetnego kamienia…. ale nie zdoła przyćmić blasku klejnotu, który ją ozdabia.

– I ty twierdzisz, że nie potrafisz być pochlebcą oraz prawić komplementów?

Chociaż Nefer nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek wysuwał takie twierdzenia, uznał za stosowne pominąć milczeniem uwagę Królowej.

– Pytałam jednak o wrażenie, jakie na przybyszu z prowincji wywierają tamtejsze malowidła i posągi?

– Są wspaniałe, o Najjaśniejsza… ale nie dorównują Żywej Osobie Bogini – ośmielił się na kolejny komplement, wcale zresztą, jego zdaniem, nieprzesadny.

– Myślę, że powinny być bardziej udane od tych ustawionych w Abydos? – Królowa najwyraźniej droczyła się ze swoim sługą. – Tych, którym składałeś hołdy?

– Wszystkie ustępują Objawionemu Wcieleniu Izydy, o Pani.

– To tylko słowa, niewolniku… Pochlebstwa, jakie Bogini słyszy z wielu ust… – wpatrywała się uporczywie w kapłana, po czym wskazała mu wzrokiem swoje stopy w eleganckich sandałkach, które zwróciły wcześniej uwagę Nefera.

Z pewną obawą, mając nadzieję, że właściwie zrozumiał to spojrzenie, upadł na twarz i po raz kolejny pogrążył się w rozkoszy uczczenia stóp Władczyni. Ponieważ ich nie cofnęła – pamiętał, jaki ból sprawiło mu to rankiem – obsypał pocałunkami zdrową, prawą stopę Bogini. Adorując lewą, nadal dyskretnie obandażowaną, całował głównie sandały. Po chwili znowu zapomniał o całym świecie i swoich, ogólnie niewesołych, perspektywach.

– Gdy oddawałeś cześć Moim posągom, zapewne coś mówiłeś? – ciche pytanie Królowej przebiło się przez otaczającą umysł Nefera euforię.

– Tak, o Świetlista – zdołał odpowiedzieć.

– Chciałabym teraz usłyszeć te słowa – był to bardziej rozkaz czy też prośba?

– Najwspanialsza z Królowych, Najpotężniejsza z Bogiń, Świetlista Pani, Która Rozjaśniasz Blaskiem Ziemię i Niebiosa, Władczyni Bogów i Ludzi, jestem tylko pyłem u Twych stóp, zechciej jednak uczynić mnie Twym niewolnikiem i przyjąć moją służbę. Racz spojrzeć życzliwie na wiernego sługę, który miłuje Cię i czci jako swoją Boginię i swoją Królową, którego oszałamia i oślepia Twoja nadziemska uroda – Nefer wypowiadał tę modlitwę, nadal obsypując pocałunkami stopy Amaktaris. Tak się zapamiętał, że słowa same opuszczały jego usta, na wzór przemów wygłaszanych niegdyś w półmroku świątyni w Abydos. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, iż są one może zbyt osobiste i zbyt bezpośrednio mówią o podziwie dla urody Królowej. Oszałamiała go zresztą mieszanina ekstazy i znajomego już bólu w przyrodzeniu. Władczyni zdawała się jednak słuchać jego przemowy z zadowoleniem, a w każdym razie nie odtrącała swego niewolnika. Nie miał pojęcia, jak długo to trwało… Wreszcie dotarło do niego coś w rodzaju westchnienia Królowej, która – jakby z niechęcią – cofnęła stopy.

– Potrafisz być bardzo przekonujący w swym uwielbieniu – odezwała się po chwili. – Ale wielu innych rzeczy musisz się jeszcze nauczyć. Wstawaj, robi się późno, a musimy przecież zdążyć na targ.

Władczyni zajęła miejsce w łodzi, korzystając tym razem łaskawie z pomocy dłoni Nefera. On sam odwiązał liny i wszedł do łódki raczej niezgrabnie. Odepchnął się wiosłem od pomostu i ruszył w stronę dość odległego brzegu. Szybko okazało się, że wiosłuje z dużo mniejszą wprawą niż Ufer. Taką nowoczesną łódź z otworami na wiosła prowadziło się zupełnie inaczej niż łódki, którymi pływał w dzieciństwie i młodości. Pracując naraz dwoma wiosłami i siedząc tyłem do kierunku żeglugi nie potrafił zapanować nad posuwaniem się łodzi. Prawdę mówiąc, kręciła się ona raczej bezładnie, kołysząc się przy tym na obie burty.

– Co ty wyprawiasz? Nie potrafisz wiosłować? – Zirytowana niezdarnością niewolnika, Władczyni smagnęła go biczem. Odruchowo skulił się i osłonił ramieniem twarz, co wprawiło łódź w jeszcze większe kołysanie. Na szczęście Bogini zdała sobie sprawę, że kontynuowanie chłosty może przynieść opłakane skutki i doprowadzić do wywrotki, odłożyła więc wymierzenie kary na później.

– Ciągnij równo – poleciła. – Z obydwu rąk, rytmicznie.

Nefer starał się zastosować do tego rozkazu, ale łódź nadal niebezpiecznie się chybotała i sunęła niekoniecznie w kierunku pomostu. Nabrała za to większej prędkości.

– Uważaj głupcze, skręcaj w lewo. Szybko – kolejne polecenia wprawiły kapłana w jeszcze większe pomieszanie. Kilka niezdarnych ruchów i po chwili łódź z trzaskiem łamanych zarośli wpadła w gęste trzciny porastające brzeg sadzawki.

– Coś ty narobił najlepszego, durniu – po niedawnej łaskawości Bogini nie pozostało ani śladu. Rozdrażniona, dwukrotnie smagnęła kapłana biczem. Chociaż miała go ze sobą w Sali Tronowej, Jej złocisty bicz nie był żadną zabawką lecz zostawił bolesne ślady ognistych pocałunków na plecach i ramionach Nefera.

– Dlaczego nie powiedziałeś o tym, że nie umiesz wiosłować, głupcze?

Kapłan pomyślał, że to i tak nie miało żadnego znaczenia. Nawet gdyby Władczyni potrafiła wiosłować, co było zresztą dość prawdopodobne, to i tak zajęcie przez Królową miejsca przy wiosłach w obecności niewolnika nie wchodziło przecież w rachubę.

– Wyskakuj i spróbuj zepchnąć łódź – rozkazała.

Okazało się to jednak zadaniem ponad siły Nefera. Łódź była ciężka i głęboko wbiła się w trzciny oraz przybrzeżny muł. Potrzeba było przynajmniej kilku służących.

– Wyrwij albo nagnij te trzciny – Amaktaris wydała kolejny rozkaz, dostrzegając, że do brzegu i suchego lądu było niedaleko, zaledwie kilka kroków. Uczynił to, nie bacząc na ból skóry ciętej przez ostre łodygi. Utorowane przejście pozostawało jednak pokryte szlamem i błotem. Było nie do pomyślenia, by stąpała nim Królowa, brudząc swe piękne stopy, szatę i eleganckie, ceremonialne sandały.

– Najwspanialsza Bogini… – zaczął z wahaniem.

– Domyślam się, co ci chodzi po głowie, sługo. Okazję niesienia swojej Pani na rękach miałeś już wczoraj, nawet dwukrotnie. Tutaj to niemożliwe, jeszcze ktoś ujrzałby ten niestosowny widok.

– Może więc pójdę sam i sprowadzę pomoc, o Najjaśniejsza?

– I zostawisz swoją Królową w tak niezręcznym położeniu, niewolniku? – Nieco rozbawiony ton głosu sugerował, że Amaktaris znalazła już wyjście z sytuacji. Wyjście, które wydało się Jej zabawne. – Mam lepszy pomysł.

Zmierzyła wzrokiem odległość zarytego w błocie dziobu od suchej, pokrytej trawą ziemi, a następnie sylwetkę stojącego obok łodzi kapłana. Podobnie jak uprzednio w altance, wydała polecenie nie używając słów. Nefer tym razem się nie wahał. Upadł w szlam i połamaną trzcinę, tworząc pomost pomiędzy łodzią a suchym brzegiem. Po chwili poczuł najpierw na złączonych udach, a następnie na plecach, nacisk stop Bogini. Szła powoli, ostrożnie stawiając drobne kroki. Przy każdym kolejnym czuł przede wszystkim wbijające się w skórę wąskie obcasy, które dodawały elegancji sandałkom, ale teraz nie ułatwiały bynajmniej życia Neferowi. Z jakiegoś powodu Bogini nie zamierzała jednak zdejmować sandałów. Nie zniżyła się wprawdzie do tego, by celowo wbijać obcasy w świeże czy ledwie zagojone ślady po biczu, niewolnik nie uniknął jednak kilku, przypadkowych zapewne, bolesnych stąpnięć tego rodzaju. Starał się leżeć nieruchomo, zdając sobie sprawę, że zależy od tego utrzymanie równowagi przez Najwspanialszą… A w dalszej konsekwencji jego własny los. Było to jednak trudne, nie tylko z powodu bólu… Gdy podczas tego spaceru Królowa dotarła do głowy Nefera i postawiła mu stopę na karku, poczuł, że nacisk się wzmógł. Władczyni mogła oczywiście zbierać siły do postawienia ostatniego, dłuższego kroku, który wyprowadziłby Ją na suchy grunt. Kapłan nie mógł jednak oprzeć się wrażeniu, ze uczyniła to celowo, wciskając mu twarz w błoto i unieruchamiając w tej pozycji. Zacisnął oczy i usta, wstrzymał oddech i starał się opanować odruch paniki, nakazujący mu wyrwanie się spod tego ucisku i oswobodzenie twarzy. Trwało to długo, bardzo długo… ale wytrzymał. Wreszcie nacisk na kark ustał, mógł unieść głowę i zaczerpnąć powietrza. Oddychał ciężko przez chwilę.

– Wstań – ostry głos Królowej wyrwał go z letargu. Podniósł się, usiłując bez większego powodzenia obmyć przynajmniej oczy i usta. – Ależ ty jesteś ubłocony – oświadczyła. – W takim stanie nie możesz pokazać się na komnatach. Ruszaj do pomostu, wodą.

Po wydaniu tego polecenia, Władczyni sama skierowała się brzegiem w tamtym kierunku. Oczekiwała już na przybycie niewolnika, gdy Nefer dotarł do pomostu, brodząc w wodzie wzdłuż pasa trzcin. Na szczęście, nie było aż tak głęboko, by musiał pływać.

– Umyj się – poleciła jego Pani. Rozkaz wykonał z prawdziwą przyjemnością, korzystając z faktu, że okolice pomostu wysypano żwirem i nie zalegały tu szlam i błoto.

– Zbliż się, sama sprawdzę, czy możesz już wracać na komnaty – przerwała ablucje Nefera. – Na kolana – dodała, gdy stanął przy pomoście. – Na kolana i zanurz się, szybko.
Gdy pochylił głowę, ale zwlekał odruchowo z włożeniem jej do wody, po raz kolejny poczuł silny nacisk stopy Władczyni. Stojąc na brzegu pomostu, Amaktaris ponownie, zdecydowanie przydepnęła mu kark i wepchnęła jego głowę pod wodę. Tym razem zdawało się Jej nie przeszkadzać to, że zamoczy eleganckie sandały. Tak jak poprzednio, Nefer mógł tylko wstrzymać oddech i błagać w duchu swoją Panią, by nie przedłużała tej tortury. Bał się drgnąć, spodziewając się, że każda próba wyrwania się sprowadzi na niego jeszcze większe kłopoty. Przecież Władczyni, nawet rozgniewana, nie utopi chyba swego niewolnika? A może to jakiś sprawdzian jego wierności i oddania? Miał rację, Bogini nie zamierzała go utopić, ale stopę cofnęła dopiero po długiej, nieskończenie długiej chwili. Tym razem łapał oddech o wiele ciężej.

– Wyjdź na pomost i na kolana – jego Pani nie zamierzała jeszcze kończyć wymierzania kary. – Za twoją nieudolność należałoby cię wychłostać. Mogłam przez ciebie zmoczyć szaty, okryć się śmiesznością w oczach dworzan – słowom Królowej towarzyszyły kolejne smagnięcia biczem. Jedno, drugie, trzecie… Nie próbował się uchylać czy osłaniać. To i tak nie miało sensu, mogła zrobić z nim wszystko, skazać na dużo gorszą karę.

– Jutro trafisz jednak do miejsca, gdzie bata używa się znacznie częściej niż w Pałacu. Zostawię więc na tę okazję nieco zdrowej skóry na twoich plecach, niewolniku – dodała z uśmiechem i przerwała chłostę. – Wstawaj, przez ciebie już i tak jesteśmy spóźnieni, a Irias na pewno tak łatwo nam tego nie wybaczy.

XXV

Dziewczynka istotnie oczekiwała niecierpliwie w komnatach Monarchini.

– Jesteś wreszcie, o Pani. Królowanie skończyło się już dawno…

– Musiałam jeszcze porozmawiać z naszym kapłanem – odparła Władczyni, bez skrupułów zrzucając winę za spóźnienie na niewolnika.

Ponieważ Nefer był niemal zupełnie nagi, a i włosy na głowie nie odrosły jeszcze zbyt bujnie, ciepłe powietrze i lekki wiatr w pałacowych ogrodach osuszyły go po przymusowej kąpieli. Doskonale widać było za to świeże pręgi po smagnięciach bicza.

– To była chyba ciekawa rozmowa – zauważyła Irias. – Wy tam bawiliście się w dorosłych, a ja tu czekam i czekam.

– Za dużo sobie pozwalasz, Księżniczko – Królowa zirytowała się nieco. – Ciesz się, że nie odbywam takich rozmów z tobą. No, nie dąsaj się tylko przynieś moją szatę i przybory do makijażu. Potrzebuję twojej pomocy aby przebrać się przed wyjściem na targ.
Gdy Irias opuściła komnatę, Władczyni zwróciła się do Nefera.

– Miałeś dzisiaj okazję ujrzeć Boginię w pełnym blasku i, jak usłyszałam z twych ust, spodobał ci się ten widok. Ciekawe, co powiesz o Pani Nerisie, damie w średnim wieku, żonie szanowanego, ale niekoniecznie bardzo bogatego kupca. – Amaktaris zdawała się dobrze bawić całą sytuacją.

– Najjaśniejsza, czy to aby na pewno dobry pomysł? Czy Mistrz nie ma przypadkiem racji? Przecież wszyscy znają Twoją twarz i sylwetkę.

– Ooo, odpowiednio użyte kosmetyki oraz stosowna szata potrafią zdziałać cuda i odmienić oblicze kobiety, sam się przekonasz.

– Czy jednak zdołają ukryć Twą niezwykłą urodę, o Pani? Twoją młodość, Twoją dumę, grację, z którą stąpasz? Wszyscy mężczyźni wpatrują się przecież z uwielbieniem w swoją Królową, a kobiety z zazdrością… – uniesiony zapałem, Nefer zaczął nazbyt może jawnie wychwalać przymioty Władczyni. Nie okazała jednak niezadowolenia.

– Poddani widują mnie zwykle z daleka. I widzą przede wszystkim obraz Bogini w Chwale, a nie zwykłą kobietę, w którą zamierzam się wcielić. Duma zależy od sposobu zachowania, a rana stopy pomoże mi pamiętać o tym, by poruszać się odpowiednio do sytuacji. A co do młodości… wierz mi, bywają chwile, gdy czuję się starsza niż piramidy.

Kapłan nie był do końca przekonany, dalszą rozmowę przerwał jednak powrót Irias, niosącej porządną, ale prostą i praktyczną szatę stosowną dla Pani Nerisy, sandały, a także koszyk z licznymi dzbanuszkami i pudełkami oraz sporych rozmiarów zwierciadło z wypolerowanego brązu.

– Do pracy – rzuciła z zapałem Królowa, a Nefer zrozumiał, że ta wyprawa i towarzysząca jej maskarada także Najwspanialszej sprawiają prawdziwą przyjemność, przyjemność, z której nie zamierza rezygnować. – Pomóż mi się przebrać – poleciła dziewczynce.

Przy pomocy Irias Amaktaris pozbyła się swych dworskich szat, prostych jak na warunki Pałacu, ale jednak zdecydowanie zbyt wystawnych i eleganckich dla żony średniozamożnego kupca. Zdawała się nie zwracać uwagi na obecnego w komnacie byłego osobistego niewolnika.

– Pani, Nefer obiecał mi kupić coś na targu. To ma być niespodzianka. – Słysząc te słowa, Królowa rzuciła kapłanowi aprobujące spojrzenie. – A Ty wybrałaś już koronę, którą mi podarujesz? Chciałabym taką samą jak Twoja. Jest piękna.

– Takiej z pewnością nie można nigdzie kupić. Właściwie, to powinna być tylko jedna. Sporządzanie podobnych jest świętokradztwem.

– Ale chcę by była wspaniała, szczerozłota i z tymi kolorowymi kamieniami… Chcę, by wszyscy mi zazdrościli.

– Irias, takiej korony nie kupisz na targu. Obiecałam ci diadem, ale to ma być zabawka. Z miedzi zmieszanej z cynkiem oraz barwionego szkła.

– Ale ja chcę prawdziwą, obiecałaś!

– Nic takiego ci nie obiecywałam, przypomnij sobie dokładnie.

– Jesteś wstrętna, okłamałaś mnie i już mnie nie kochasz – dziewczynka rzuciła na podłogę nową szatę, którą właśnie podawała Królowej.

– Irias! – Nie zważając na gniewny okrzyk Władczyni, Księżniczka wybiegła szlochając z komnaty. – To dobre dziecko, jest szczera i odważna… Ale musi się jeszcze dużo nauczyć. I to bardzo szybko, niestety – westchnęła Amaktaris.

– Najdostojniejsza Pani – ośmielił się odezwać Nefer. – Dlaczego nie kupisz Irias tej złotej korony, skoro tak tego pragnie? Przecież z pewnością nie chodzi o pieniądze?

– Po pierwsze, czy wyobrażasz sobie Panią Nerisę, niezbyt przecież zamożną, kupującą u jubilera taki klejnot dla dorastającej siostrzenicy? A po drugie… Irias chce przewodzić, ale musi zrozumieć, że to nie sama korona uczyni z niej Królową. To tylko symbol, władza i przywództwo opierają się na czymś innym.

– Jest przecież barbarzyńską, ale jednak Księżniczką, może przyszłą Królową. Ma prawo do korony…

– A ty skąd o tym wiesz? – Spytała nagle.

– Talia opowiedziała mi o pochodzeniu Irias, o Pani. Dzisiaj rano – odparł, niepewny reakcji Władczyni. Ta nie okazała jednak gniewu.

– Masz bardzo szczególny talent, niewolniku. Potrafisz wzbudzać zaufanie kobiet, tak młodszych jak i dorosłych – dodała z uśmiechem. – Zauważyłeś chyba, że Talia nie ma zbyt wysokiego mniemania o mężczyznach? A jednak zdradziła ci ten sekret. Sama Irias też zdaje się ciebie lubić, a to nie jest rzecz łatwa do osiągnięcia.

Nefer pomyślał, że być może w Pałacu jest jeszcze jedna kobieta, która traktuje go w bardzo szczególny sposób. I także okazuje mu zaufanie. Tym większe, że podczas całej tej rozmowy Bogini nie spieszyła się wcale z podniesieniem i nałożeniem odrzuconej przez dziewczynkę szaty. To, że jest całkowicie naga w obecności własnego niewolnika, zdawała się przyjmować jako coś najzupełniej normalnego. Wiedział, że powinien odwrócić wzrok, wbić go w podłogę… ale nie potrafił. Miał więc przed oczyma niczym nie przesłonięty widok lekko sterczących piersi Królowej, ozdobionych ciemniejszymi niż Jej śniada skóra sutkami, smukłej talii, krągłych bioder… Nade wszystko zaś pięknie zarysowanego wzgórka i tajemnego źródła życia, umieszczonych w najbardziej intymnym miejscu ciała Bogini… Podobnie jak inne damy usuwała z tych miejsc zarost, tak, że nic nie ukryło się przed spojrzeniem kapłana. Dopiero po dłuższej chwili Amaktaris pochyliła się po porzuconą szatę, ukazując tym razem widok kształtnych pośladków. Zręcznie nałożyła ubranie, widocznie wcale nie potrzebując pomocy służki.

– Co cię tak zaabsorbowało, kapłanie? – Odwróciła się w stronę milczącego Nefera z błyskiem w oku.

– Pani, podziwiałem piękno Egiptu… Którego jesteś żywym wizerunkiem.

– I jak przypadły ci do gustu krajobrazy?

– Nasz Kraj jest niezrównany, uroda Jego wzgórz i dolin nie ma sobie równych na Ziemi i w Niebiosach. Nade wszystko zaś zadziwia tajemne źródło, z którego wypływa wszelkie życie, tak jak Rzeka z Jej nieznanych początków.

– Czy przypadkiem coś nie przeszkadzało ci w podziwianiu tych widoków? – Spytała niespodziewanie.

– Ty wiesz, o Boska Pani – odparł cicho. Istotnie, odczuwał wyjątkowo silny, znajomy ból.

– Zbliż się, niewolniku – poleciła.

Gdy podszedł, sięgnęła dłonią ku obręczom. Kilka zręcznych ruchów, cichy szczęk metalu i po chwili obydwa pierścienie znalazły się w ręku Królowej. Uwolnione po raz pierwszy od kilku dni przyrodzenie Nefera natychmiast silnie nabrzmiało.

– Najdostojniejsza, ja… – zakłopotany, nie bardzo wiedział, co powiedzieć.

– Idź do sadzawki – Amaktaris zignorowała jego niezdarne tłumaczenia. – Umyj się porządnie. I zrób to, co robią mężczyźni, by znaleźć ulgę w takiej sytuacji – obrzuciła spojrzeniem jego sterczącą łodygę. – Potem nałóż szaty, które masz w skrzyni. Jeśli spotkasz Irias, przyprowadź ją tutaj. Radzisz sobie z nią całkiem dobrze. Tylko się pospiesz, wkrótce zajdzie słońce – odwróciła się w stronę zwierciadła i koszyka z przyborami do makijażu.

Zakłopotany z powodu nadal sterczącego penisa, Nefer udał się do sadzawki. Na szczęście, poza strażami w przedpokoju, nikogo nie spotkał i wkrótce bezpiecznie skrył swój stan pod lustrem wody. Wzwód nie zamierzał ustąpić… Nic zresztą dziwnego, skoro przez cały czas myślał o Amaktaris. Wciąż miał przed oczyma Jej nagą sylwetkę… chociaż pojawiały się też obrazy Świetlistej Bogini z Sali Tronowej. Zachowanie Królowej było dzisiaj bardzo dziwne… Sprawiała wrażenie, jak gdyby chciała wręcz uwieść swego niewolnika, dając mu okazję do oglądania Jej w różnych wcieleniach, pozwalając adorować stopy, co – jak musiała wiedzieć, sprawiało mu zawsze szaloną rozkosz.

Osłoniła go przed zakusami Mistrza… Co prawda zaraz potem jego własna niezdarność wzbudziła gniew Monarchini i sprowokowała Ją do wymierzenia kary… W tej jednak chwili wspomnienie bólu sprawianego przez wbijające się w kark i plecy obcasy złocistych sandałków Królowej, myśl o smagnięciach dzierżonego przez Panią bicza, a nawet o chwilach przerażenia i trwogi, gdy obawiał się utopienia pod naciskiem Jej stóp, powiększały tylko podniecenie Nefera… I jeszcze ta łaska, którą okazała mu na końcu… dostrzegając i rozumiejąc stan, w który go wprawiła…

Nie musiał specjalnie się wysilać. Wystarczyło lekkie dotknięcie i nabrzmiały penis eksplodował, wyrzucając z siebie ilość nasienia, która zdumiała Nefera. Nigdy dotąd nie tryskał tak obficie, ani wówczas, gdy Ana chłostała go biczem, ani wtedy, gdy czołgał się przed posągami Bogini. Uwolniony od napięcia, które narastało w nim przez kilka dni, mógł teraz spokojnie pomyśleć. Dlaczego Królowa zachowywała się w taki sposób? Dla kaprysu lub rozrywki? Bawiła się uczuciami swego sługi? Może chciała utwierdzić jego lojalność? Ale po co, skoro i tak właśnie odprawiała go z dworu? Gubił się w domysłach.

Niezależnie od motywów Władczyni, których nie potrafił przeniknąć, jedno nie ulegało wątpliwości. Osiągnęła swój cel. Już uprzednio był zadurzony w Bogini, ale było to uczucie naiwne, godne niedowarzonego młokosa, jak teraz to widział. Obecnie, gdy miał okazję poznać Najwspanialszą osobiście… i to z wielu możliwych stron – zarówno Jej charakter, wzbudzający lęk majestat jak i prawdziwie uderzającą urodę – wpadł po uszy. Było to głupie, wręcz niebezpieczne, z czego doskonale zdawał sobie sprawę, ale nic nie mógł na to poradzić. Nawet myśl o Anie, którą nadal przecież kochał i podziwiał, nie potrafiła zmienić jego uczuć. Poczuł się winny wobec żony i tym bardziej umocnił w postanowieniu zrealizowania planu, który wiązał z wizytą na targu. Musi trafić się okazja, by przesłać pieniądze do Abydos, nawet wbrew woli Królowej.

Dokończył mycie, osuszył się z grubsza i ruszył ponownie do apartamentów Monarchini. Bez przeszkód dostał się do sypialni, gdzie znajdowała się jego skrzynia. Nie zdziwił go szczególnie widok szlochającej Irias, która skulona w jednym z kątów łoża wypłakiwała swoje żale. Podszedł do służki i położył dłoń na jej ramieniu. Drgnęła zaskoczona, ale po chwili wtuliła się odruchowo w Nefera. Gładził ją po drobnych plecach i milczał. Potrafiła zachowywać się odważnie i dumnie, była podobno Księżniczką, może nawet przyszłą Królową, ale nadal pozostawała dziesięcioletnią dziewczynką, w tym momencie zranioną przez bliską jej osobę i potrzebującą pocieszenia.

– Ona jest wstrętna – zachlipała. – Obiecała mi tę koronę, obiecała… Już mnie nie kocha.

– Pani bardzo cię kocha, Księżniczko. Wszyscy o tym wiedzą.

– Ale obiecała, a teraz…

– Podaruje ci diadem, z pewnością będzie bardzo piękny.

– Ale nie będzie prawdziwy, chcę prawdziwą koronę, ze złota, a nie udawaną. Sama sobie taką kupię. Mam pieniądze – Irias ożywiła się wyraźnie. Przestała płakać, wyrwała się z objęć kapłana i rzuciła, by wyciągnąć swoją skrzynię.

Nefer pomyślał niechętnie o talentach wychowawczych Amaktaris, która dała dziewczynce sumę wystarczającą na zakup kosztownego klejnotu. Uspokoił się po chwili, gdy wysypała na podłogę zawartość sakiewki. Było tu trochę srebra i miedzi, ale zdecydowanie za mało, by spełnić marzenie Irias.

– To nie wystarczy.

– Mam dużo więcej, także złota. Przechowuje je Talia – kapłan odetchnął z ulgą. Najwidoczniej Królowa i opiekunka zachowały jednak resztki rozsądku. Następne słowa dziewczynki ponownie wprawiły go w przerażenie. – Wiem, gdzie chowa złoto i mogę łatwo zabrać pieniądze tak, by nic nie zauważyła.

Wizja dziesięcioletniej Irias, krążącej po mieście czy targu z sakiewką wypchaną złotem i usiłującej kupić wymarzoną ozdobę, budziła grozę.

– Na co ci taka korona?

– Jak to na co? Wszystkie dzieci będą mi zazdrościły. Z koroną na głowie będę ich Królową i będą mnie słuchać, tak jak wszyscy słuchają Pani – oczy dziewczynki rozbłysły.

– Ale przecież zawsze powtarzałaś, że nie lubisz „królowania”, że jest męczące i nudne.
– Nudne są te długie przemowy, urzędnicy, tabliczki i papirusy… Ale chciałabym, aby wszyscy padali przede mną na kolana, kłaniali się i mówili te miłe słowa. Jak przed Panią. Czasami bawimy się tak w sierocińcu, ale prawie wszystkie dzieci chcą być królami i królowymi. Z taką koroną tylko ja będę!

– Wiesz Irias, ci wszyscy ludzie nie kłaniają się Pani dlatego, że ma na głowie koronę. To tylko symbol. Jej władza i potęga biorą się z czegoś innego… Także z tych zwojów i tabliczek, albo rozmów z urzędnikami, których nie cierpisz. No i z miłości żołnierzy.

– Nie wierzę ci. Żołnierze bardzo mnie lubią, ja ich też. Te inne rzeczy są okropnie nudne. A przed Panią wszyscy padają na kolana, robią tak od chwili, gdy włożono Jej na głowę koronę. Sama to widziałam, w świątyni.

– Ale to akurat nie ma wielkiego znaczenia, to tylko objaw szacunku. Prawdziwa władza płynie skądinąd.

– Dla mnie ma znaczenie. I chcę mieć tę koronę!

– Ale może wystarczy ten diadem, który Pani chce ci podarować. Przecież dzieci i tak nie poznają różnicy?

– Myślisz? – w oczach Irias pojawił się przebiegły błysk.

– Tak właśnie myślę. Na początek spróbuj z diademem. A Pani bardzo cię kocha i z pewnością było Jej przykro, że tak wybiegłaś z komnaty – co prawda dzięki temu on sam miał okazję podziwiać niezwykłe widoki… ale to zostawił już dla siebie. – Powinnaś Ją przeprosić.

– A czy Ona przeprosiła ciebie za to, że znowu wysmagała cię biczem? Widzę ślady i wiem, że to musiało boleć – spytała chytrze Irias.

– To… zupełnie coś innego. Jestem niewolnikiem, a Ona moją Panią i Królową. Miała prawo to zrobić.

– A widzisz – zawołała triumfalnie dziewczynka. – Nosi koronę i wszystko Jej wolno.

– No… zasłużyłem na karę. Płynęliśmy po stawie i wpakowałem łódź w trzciny.

– Nie umiesz wiosłować? – zdziwiła się szczerze. – Ja potrafię, Pani także, chociaż to męczące. Często pływamy tymi łodziami i polujemy na ptaki. W innych miejscach też. Bardzo lubię polować, tylko że Pani i Harfan potrafią strzelać z łuku dalej niż ja. Mój jest mały i posyła strzały na mniejszą odległość… Ale trafiam nim lepiej niż oni. Ciągle mi powtarzają, że muszę dorosnąć, żeby dostać większy łuk. A przecież ja już jestem dorosła – oburzona tą niesprawiedliwością, Irias tupnęła ze złości nogą.

Słowa dziewczynki nasunęły Neferowi pewien pomysł. Tak, to powinno się jej spodobać… Tymczasem sięgnął do własnej skrzyni i nałożył szatę oraz sandały ofiarowane mu przez Władczynię. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nie był wreszcie nagi. O jego statusie przypominała tylko niewolnicza obroża. Zważył w dłoni sakiewkę. Było tego razem przynajmniej dziesięć-dwanaście talentów srebra. O wiele ze dużo, jak na jego własne potrzeby. Wyjął kilka miedzianych pierścieni i parę sztabek brązu. Resztę związał, a samą sakiewkę przymocował rzemykiem do specjalnej pętli, którą znalazł na wewnętrznej stronie swojej szaty. Umieszczona za pazuchą, stała się prawie niewidoczna. Odłożone przedmioty zawinął w jakąś szmatkę i też ukrył. Był teraz gotowy do wyjścia na targ i zrealizowania swych planów.

– Wracajmy do Pani? Dobrze? I przeproś Ją… Z pewnością się ucieszy.

– No dobrze… Wypróbuję ten diadem… Na początek.

Na widok odwracającej się w ich stronę Amaktaris, Nefer zamrugał oczami ze zdziwienia. Zniknęła gdzieś zarówno Świetlista Bogini, jak i uwodzicielska, naga dziewczyna, którą widział tak niedawno. Zamiast nich ujrzał atrakcyjną kobietę w średnim wieku. Niewątpliwie urodziwą, ale jednak w żaden sposób nie mogącą równać się z Królową. Może tylko błyszczące oczy ujawniały przebranie. I ciepły uśmiech, który zdobił zwykle oblicze Amaktaris, gdy była w łaskawym nastroju.

– Jak ci się podoba pani Nerisa, kapłanie? – Tym razem Władczyni, a raczej obecnie żona kupca, tryskała wręcz dobrym humorem. Perspektywa wyprawy na targ sprawiała Jej wyraźną radość.

– Najwspanialsza, to zdumiewające. Pani Nerisa to godna szacunku i piękna dama, ale… nie jest Królową – Nefer przyznał w duchu, że istotnie makijaż, szata i sposób poruszania – Władczyni leciutko utykała – potrafią odmienić kobietę, a nawet Boginię.

– Teraz Królowa stała się Panią Nerisą. Pamiętaj o tym i nie używaj żadnych wyszukanych tytułów. Wystarczy po prostu Pani. W sam raz dla niewolnika zwracającego się do małżonki swego właściciela.

– Jak rozkażesz, Pani.

– Widzę, że jednak zdołałeś przekonać naszą Księżniczkę, by wróciła? – Władczyni celowo chyba ignorowała Irias.

– Pani, ja… ja nie chciałam Cię urazić. Ja tylko…., ja przepraszam – wydusiła z siebie dziewczynka.

Amaktaris, a raczej pani Nerisa, pochyliła się i wyciągnęła ramiona, w które wpadła nieco zakłopotana, ale już uradowana Irias.

– Ja… chętnie przyjmę ten diadem który dla mnie wybierzesz. Nie chciałam…

– Już dobrze. Będzie bardzo piękny, zobaczysz – Królowa mocno obejmowała bliską znowu płaczu dziewczynkę. – A ty kapłanie – spojrzała ponad głową Irias na Nefera. – Miałam rację, potrafisz zadziwić nawet Boginię.

Władczyni nie przejawiała zamiaru ponownego nałożenia znienawidzonych obręczy, co kapłana bynajmniej nie zmartwiło. Dalszą rozmowę przerwało nadejście Mistrza Apresa. Tym razem przywdział ulubiony chyba strój niskiej rangi urzędnika, nie zapomniał też o swojej nieodłącznej lasce. Nefer pomyślał, że może Mistrz nosi ją nieustannie nie tylko przez sentyment… Kto wie, co kryje wnętrze laski?

– Pani Neriso, przybyłem jak poleciłaś.

– Znakomicie, jesteś jak zawsze punktualny. Dziękuję. Myślę, że możemy ruszać – Królowa wypuściła Irias z objęć. – A ty, moja droga, zachowuj się jak przystało na dobrą i grzeczną dziewczynkę, którą ciotka zabrała na targ.

– Tak, ciociu Neriso – głos Irias zabrzmiał niewinnie, ale Nefer miał nieodparte wrażenie, że wizyta na targu przyniesie wiele niespodzianek. Nie tylko tych, które sam planował.

.

Przejdź do kolejnej części – Pani Dwóch Krajów XXVI-XXX

.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Nieustająco świetne 🙂 gratulacje dla autora!

Ładnie królowa spacyfikowała księcia Nektanebo! Ale pewnie to nie koniec kłopotów z tym niewygodnym krewniakiem.

Nefer znowu wpakował się w kłopoty, on zupełnie nie pasuje do silnie hierarchicznego społeczeństwa w jakim przyszło mu żyć. Uznaje tylko jedną hierarchię: wyższość królowej-bogini nad sobą. A i to chyba głównie za sprawą swoich specyficznych upodobań…

Kolejna część warta uwagi. Ale myślę, że akcja mogłaby już nabierać tempa. Może kara Nefera posunie ją nieco do przodu.

Dzięki za opinie. Temerio, trafne spostrzeżenie. Nefer ma problemy z hierarchią. Może dlatego, że poprzednio zajmował w niej dość wysokie stanowisko, zawdzieczał je własnym wysiłkom i ma całkiem dobre zdanie o sobie? Wyższość królowej uznaje w sposób naturalny, w przypadku innych trudno mu się przyzwyczaić. Zresztą, jego obecna pozycja nie jest znowu aż tak niska, wręcz przeciwnie. Kłopoty to jego specjalność, a książe istotnie wkrótce ponownie je wywoła. Mam nadzieję, że kolejne rozdziały zdołają zaspokoić Twoje życzenie przyspieszenia biegu wydarzeń na różnych płaszczyznach. Pozdrawiam.

Dobry wieczór,

ta część cyklu „Pani Dwóch Krajów” zasługuje na uwagę, gdyż po raz pierwszy pojawia się tu czarny charakter z prawdziwego zdarzenia – książę Nektanebo. Jego obecność nadaje całej historii nieco mroczniejszych tonów. Na razie kuzyn Królowej wydaje się być przeciwnikiem niegodnym nie tylko jej samej, ale nawet byłego kapłana i obecnego niewolnika – myślę jednak, że z czasem, w miarę kolejnych doznawanych upokorzeń, stanie się coraz bardziej nieobliczalny, a przez to niebezpieczny. W najgorszym wypadku zaś – wykorzystany przez bardziej przebiegłych nieprzyjaciół władczyni, którzy na razie pozostają ukryci.

No i równie ważne, a może i nawet ważniejsze wydarzenie z tej części: królowa Amaktaris wreszcie zrzuciła przed naszym bohaterem szaty i ukazała mu się w pełni swego niczym nieokrytego splendoru 🙂

Słowem – lektura obowiązkowa!

Pozdrawiam
M.A.

Czarny charakter tak czarny, że aż groteskowy. 😉 Żaden to wytrawny czy wyrachowany gracz pałacowy. Zwykły furiat o sadystycznych skłonnościach. Za jego sprawą, lecz nie tylko, bowiem i w oficjalnej audiencji, która na pewno nie pojawia się przypadkiem czy dla zauroczenia Nefera, czuć rosnące napięcie.
Erotyka w tym wydaniu jest niezwykle subtelna. Fetysz stóp, poniżenie, zadawanie i przyjmowanie bólu, publiczne obnażenie (choć w kontekście starożytnym nic to nadzwyczajnego)… Nad samą masturbacją ledwie Autor przemknął, aby zatrzymać się przez mgnienie na obfitości ejakulatu.
I coś mi się wydaje, że Nefer nie za karę zostaje odesłany z pałacu, ale żeby usunąć go po prostu z oczu Księciuniowi. 😉
Cieszę się na ciąg dalszy. 🙂

Mam wrażenie, że Nektanebo będzie tylko figurantem w rękach prawdziwych nieprzyjaciół królowej – nie wiem tylko, czy nieprzyjaciele ci istnieją wewnątrz Egiptu (tu stawiałbym na kapłanów niektórych świątyń), czy też poza jego granicami (wrogie mocarstwa).

Chyba nie mamy wyboru, musimy czekać, aż Autor zdradzi nam w końcu swój zamysł 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Ej, nie psuj mi zabawy. Ty już wiesz, co będzie dalej, ja jeszcze nie. 😉

Spokojnie, ja też więcej się domyślam niż wiem. Autor skąpi poszlak 🙂

Artimar, M.A. Jak słusznie zauważyliście, książę to dureń, który sam w sobie nie może być groźnym przeciwnikiem. Nadaje się natomiast znakomicie na narzędzie, do wykorzystania przez każdego rozumniejszego od siebie. Pytanie, kto, kiedy i w jaki sposób zdoła uczynić to najskuteczniej? Zarówno oficjalna audiencja jak i zesłanie są częścią szerszej intrygi, o której bohater tymczasem nic nie wie, tu 100% racji dla domysłu Artimar. Cieszę się, że odczuwasz to napięcie. Poszlaki za jakiś czas zaczną się pojawiać, ale minie trochę czasu, zanim bohater złoży je w sensowną całość. Pozdrawiam Was oboje i wszystkich Czytelników.

Scena z Królową dumnie przemierzającą boskimi stopami po ciele bohatera, wywołała mój uśmiech. Nefer, zapewne doznał zgoła innych uczuć 🙂 Jakże wprawnie dręczy go młoda władczyni. Autor nic nie mówi o jej doświadczeniu w ars amandi. Zdaje się jednak posiadać pewną praktykę w alkowie, gdyż umiejętnie pobudza niewolnika. Obserwuję ową grę z dużym zaciekawieniem 🙂
Intrygujące czy zapowiedziana wyprawa Amaktaris w rodzinne strony Nefera, to odpowiedź na prośbę osobistego sługi, czy niezależna decyzja, podjęta bez oglądania się na niewiele znaczącą osobę byłego kapłana. Motywy rządzącej zna tylko Autor, żywię nadzieję, iż niedługo uchyli choć rąbka tajemnicy 🙂

Któż może znać motywy kierujące postępowaniem Kobiet, a tym bardziej Bogiń? -:) Zwłaszcza, że bohaterowie często się „buntują” i za nic mają zamysły autora. Amaktaris posiada zapewne niemałe doświadczenie, Nefer wie o tym chociażby z krążących plotek (czy jednak rzeczywiście oddają prawdę?). Sam też doświadcza subtelnych przejawów Jej gry. Królowa czyni to zapewne dla rozrywki, ale może już nie tylko z tego powodu? Można przypuszczać, że cechuje Ją ognisty temperament i zechce go zaspokoić.

Napisz komentarz