Miniatury Barmana-Ravena III (Switchowanie w klinice, Hanka, Zaćmienie słońca w Bieszczadach) Brak ocen

15 min. czytania

Amayzun, „R.I.P. Betty Page”, CC BY-NC-ND 2.0

Switchowanie w klinice

Zaprosiła mnie do swojej pracy. Jechałem wygłodniały, spragniony, napalony. Expres wlókł się niemiłosiernie na rozjazdach. Chuć rozsadzała jądra napięciem, narastającym z każdym pokonanym kilometrem. Obolały członek uwierał w spodniach. Potrzebowałem spełnienia. Potrzebowałem spełnienia z nią. Chciałem jej młodego ciała.

Wpatrzony w migający za oknem krajobraz, nie zwróciłem uwagi, że obwąchuję swoje palce, szukając na nich śladów jej podniecenia.

Dworzec w Katowicach przywitał mnie kakofonią zapachów; zmieszany smród pociągowych toalet, przypalonej zapiekanki i człapiących bez celu, przesiąkniętych mocznikiem bezdomnych. Od dźwięków odcinała mnie muzyka w uszach – „Freestate” Depechów wypełniał gitarowymi riffami głowę.

Iskierka przywitała mnie w progu kliniki. Zielony kitel kontrastował z opaloną skórą.

– Będziesz musiał trochę poczekać, mam dyżur do północy.

– Jasne, poczekam. – Uśmiechnąłem się. Wyszedł smutny grymas, a ja po prostu nie miałem sił po całym dniu pracy i po podróży z Warszawy.

– Przecież mówiłam… – w jej oczach czaiła się prośba, żebym się nie gniewał.

Kobiece oczy są fascynujące. Potrafią doskonale ukrywać prawdę, ale potrafią ją równie doskonale obnażyć. Jej oczy wypełniało  zapatrzenie we mnie i potrzeba akceptacji. Wtedy tego nie dostrzegałem, ale była we mnie szaleńczo zakochana. Nigdy nie nauczyłem się właściwie rozpoznawać uczuć. Być może nie dopuszczałem do siebie myśli, że ktoś naprawdę mógł mnie pokochać. Cóż… brak pewności siebie. Wciąż nie umiem poruszać się w tym obszarze wzajemnych prowokacji i podchodów.

– Spokojnie. Poproszę tylko o kawę – rozłożyłem się na ławce w recepcji. To dziwne, ale nie doszło między nami do żadnego kontaktu fizycznego. Ani pocałunku, ani przytulenia.

Siedziałem w recepcji, czekając na to, co przyniesie noc. Cisza i spokój. Zmienniczka pojawiła się tuż przed północą. Chwila niezobowiązującej rozmowy, w czasie której zostałem zmierzony od stóp do głów. Kilka minut na przekazanie zmiany. W końcu kochanka wtuliła się w moje ramię. Bez słowa poprowadziła mnie wąskimi schodami, na górę do służbowego mieszkania. Dwa niewielkie pokoje, przestronna kuchnia i ogromna łazienka. Znałem już to miejsce z poprzedniej wizyty. Przytulna mansarda, ze skosami sufitu. Kobiece miejsce – dobrane kolorystycznie do koloru na ścianach firanki i zasłonki, kilka bibelotów na półce, zdjęcia. Wszystko w dokładnym porządku i na swoim miejscu.

– Daj mi chwilkę, muszę wziąć chociaż prysznic. – Po podróży czułem się spocony i brudny.

– Nie, nie. Przygotowałam coś dla ciebie. Rozbieraj się. – Sama pomogła mi zdjąć koszulkę.

– Okej, poradzę sobie – zrzuciłem dżinsy i bieliznę, podczas gdy ona znikła za drzwiami łazienki. Usłyszałem szum odkręcanej wody w wannie.

– Idziesz…?

Zaskoczył mnie widok, jaki zastałem. Łazienkę wypełniał ciepły blask świeczek porozstawianych wokół wanny i lustra. Z głośników sączyła się spokojna muzyka. Gorąca, parująca woda nasączona była różanym zapachem. Na jej tafli unosiły się płatki kwiatów. Stanąłem zdumiony w drzwiach.

– Podoba ci się? – Iskierka brzmiała jak mała dziewczynka, oczekująca pochwały. Popatrzyłem w jej oczy. Ależ była dumna z siebie, ależ zadowolona. Jakże mógłbym powiedzieć, że gorąca kąpiel przy świecach jest ekstra pomysłem, ale z płatkami już przesadziła? Jak wytłumaczyć, że ten mały szczegół zmienił całość w tandetę a’la American Beauty. Pocałowałem ją w czoło, uśmiechając się najpromienniej jak potrafiłem. Rozgarniając nasączone wodą kwiaty, zanurzyłem się w gorącej wodzie.

To było przyjemne. Czułem, jak pod wpływem gorąca zmęczone mięśnie rozluźniają się, jak opada zmęczenie. Spłukałem z siebie warstwę zapachów, którą pozostawił na mnie miniony dzień.

Umywszy całe ciało, ułożyłem się wygodnie w ciepłej wodzie. Przymknąłem oczy, wsłuchując się w cicho grającą muzykę. Odpoczywałem. Z bezwolności tego letargu wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Kochanka podeszła do wanny i kucnęła tuż przy jej brzegu. Oparła brodę o brzeg wanny. Dotknąłem mokrą dłonią policzka. Zamruczała i podsunęła głowę pod mój dotyk.

– Wskoczysz?

– Nie powinnam. Mam końcówkę okresu.

– No dobra, to wyłażę… – czułem się odświeżony.

Owinięty w ręcznik patrzyłem, jak bierze prysznic. Rozpuściła włosy, które kosmkami ułożyły się w zagięciu obojczyków. Patrzyłem na namydlone, silne łydki, pokryte ściekającą pianą krągłe uda, zaczerwieniony od gorącej wody i spore piersi, które zakrywała przede mną w pensjonarskiej wstydliwości.

Kręciła mnie. Takie pomieszanie niedojrzałej dwudziestki z pozą doświadczonego wyuzdania. Zawróciła mi w głowie. Po raz kolejny straciłem kontrolę nad sobą, nad swoim życiem, nad przyszłością. Stawiałem życie na opak właśnie dla niej, tylko po to, żeby być z nią blisko. Zauroczenie, zakochanie, amok. Cieniutka niteczka między Katowicami a Warszawą. Cieniutka, ale na tyle silna, żeby spróbować jeszcze raz rzucić się na głęboką wodę – głową w dół, z zamkniętymi oczami.

Wyszedłem, żeby przygotować liny. W cieple letniego wieczoru nie potrzeba było ubrania. Zasunięte zasłony przepuszczały wystarczająco dużo światła. Za oknem słychać było głosy; ktoś się śmiał, ktoś głośno rozmawiał przez telefon. Podszedłem do okna. Zza zasłony zobaczyłem kilka samochodów zaparkowanych przed kliniką. Jeden z nich wycofywał, rozjaśniając na czerwono noc.

Zastanawiałem się, ile jeszcze jestem w stanie nad sobą panować. Z jej bliskością i z moim napaleniem. Kochanka nagle wyłoniła się z drugiego pokoju. Nie zauważyłem, kiedy przemknęła obok. W przytłumionym świetle z ulicznych latarni wyglądała jak nocna nimfa. Oprócz pończoch nie miała na sobie nic. Nieświadomie potrząsnęła głową, a kropelki na włosach zalśniły odbitym blaskiem.

Zaledwie kilka kroków i poczułem ciało wtulające się w moje ramiona. Całowała, ciężko dysząc i coraz bardziej na mnie napierając. Prowokowała, ale nie robiła tego umyślnie. Chłodne piersi wbijały się sterczącymi brodawkami w mój tors. Zrobiłem krok w tył, wyczuwając krawędź łóżka. Jeszcze bardziej, jeszcze głębiej wpiła się w moje usta. Nie mając dokąd się cofnąć, pociągnąłem ją za sobą. Upadliśmy w satynę pościeli. Zdążyłem jedynie zarejestrować kolejny banał dzisiejszego wieczoru. Do kwiatowych płatków dopisałem satynową pościel. Przygniotła mnie swoim ciężarem. Zaplotła się nogami wokół moich ud, jej dłonie obejmowały i głaskały na przemian. Syciliśmy się dotykiem, zapachem i smakiem. Kotłowanina na łóżku, siłowanie się, tylko po to, żeby ulec. Zabawa fizycznością. Chciałem być w niej. Chciałem tego finalnego kontaktu, najbliższej z możliwych bliskości. Ale ona uciekała. Z iskierkami rozbawienia w oczach drażniła się ze mną, to pocierając gładkością pończochy o moją męskość, to unikając dotyku. Sięgnąłem po prezent od niej samej – gruby splot jedwabnej liny. Opierała się tylko dla zasady. Już po chwili bezwstydnie obnażała jasną różowość pomiędzy szeroko rozłożonymi nogami. Wystarczyłoby jedno pchnięcie… Pewny swego poprowadziłem naprężonego penisa pomiędzy jej wargi sromowe. Odpowiedzią był jęk bólu i mimowolne wycofanie bioder.

– Wszystko okej?

– Uhmm…. Pamiętaj, że jestem bardzo wąska.

Jeszcze raz spróbowałem i jeszcze raz poniosłem porażkę.

– Wiesz… Spróbujmy inaczej.

Obróciłem się na plecy i pociągnąłem za sobą. Związane nadgarstki położyła nad moją głową, a ja uwolniłem jej nogi z pęt.

Uniosła się lekko. Poczułem jak cała się spina i opada, przyciskając swoje biodra do moich. Wraz z jej jękiem, centymetr po centymetrze zanurzyłem się w wilgotnym wnętrzu. Byliśmy zespoleni. Byliśmy jednością.

Z chwili na chwilę nadziewała się coraz szybciej i coraz gwałtowniej. Podniecenie osiągnęło poziom, przy którym nie czuje się już bólu.

Jej wnętrze ściśle otaczało moją męskość. Zaciskała się przy każdym ruchu, obdarowując mnie kolejnymi porcjami przyjemności. Skupiłem się tylko na sobie. Podrzucałem biodrami, wbijając się w głąb jej pochwy. Dyszała wprost w moje ucho, podniecając tym, jak reagowała na ruchy wewnątrz niej.

Zmieniliśmy pozycję – tym razem wszedłem w nią bez trudu. Pojękiwała cicho, kiedy brałem ją od przodu. Oplotła mnie nogami. Oddawała każde pchnięcie. Raz za razem posuwałem ją, wykorzystując całą swoją siłę. Poczułem rozkosz, rozlewającą się po całym podbrzuszu. Wyszarpnąłem penisa na zewnątrz. Fale orgazmu były jak dreszcze. Białawy płyn wystrzelił na jej brzuch i piersi.

Przytuliła się do mojego brzucha.

– Jezuuu, jak mi dobrze… – wyjęczałem.

Spod wpółprzymkniętych powiek patrzyłem, jak wyplątuje ręce. Uwolnioną dłonią głaskała mnie po brzuchu.

– Powiedz mi… – uniosła lekko głowę. – Czy bawiłeś się kiedyś tak, że to ty byłeś wiązany?

– Hmm… nikomu na to jeszcze nie pozwoliłem.

– A mi pozwolisz?

– W sumie, czemu nie…?

– Teraz…?

Podniosła się i sięgnęła po liny. Nie miałem sił protestować. Zaskakująco sprawnie zawiązała pierwsze węzły. Najpierw jedna dłoń. Przewróciła mnie na plecy. Potem druga. Ściągnięty splot uniemożliwiał jakikolwiek ruch. Uśmiechnąłem się do swoich myśli. Byłem dziwnie spokojny; jakby ktoś wytarł do czysta moją tablicę z codziennymi kłopotami. Pomyślałem, że powinienem czuć się zaniepokojony, kiedy założyła pętlę na kostkę u mojej nogi. Po kilku sekundach moje ruchy krępowała ta sama jedwabna lina, której użyłem kilka chwil temu. Mogłem zaledwie rozsunąć nogi.

Kochanka usiadła pomiędzy moimi udami. Ujęła w dłoń znów sztywniejącego członka. Mrużąc z zadowoleniem oczy, polizała go od nasady po samą główkę. To była cała ona. Zagubiona i zawstydzona w jednej chwili, drapieżna i wyuzdana w drugiej. Jeszcze raz przeciągnęła językiem po męskości.

– Teraz się będziesz znęcać nade mną?

Tylko się uśmiechnęła, wsadzając sobie penisa głęboko w usta.

Naciągnąwszy więzy na całej długości, mogłem popatrzeć na kochankę. Rozczochrane ciemne włosy, skołtunione pończochy, pęczniejący penis w ustach. Moja wyuzdana pensjonarka.

Wzmocniła stymulację. Zassała głęboko, podkładając dłonie pod moje pośladki. Teraz mogłem tylko miotać się w więzach. Oddałem się odczuwaniu. Jej usta pracowały nad członkiem. Język wypychał, oblizywał, drażnił. W pewnym momencie poczułem, że korzystając z mojego unieruchomienia, jedna z dłoni kochanki przesunęła się w stronę mojego anusa. Byłem w stanie wydobyć z siebie jedynie zduszony jęk. Połączone stymulacja członka i wnętrza mojej pupy sprawiły, że po raz drugi tej nocy eksplodowałem.

Nie miałem sił, by samodzielnie wyplątać się z linek. Kochanka rozwiązywała mnie z czułością, która po tak mocnym seksie była wręcz zadziwiająca. Kiedy już wyswobodziła mnie ze sznurków, miałem zaledwie tyle energii, żeby ułożyć się w pachnącej seksem pościeli i zasnąć.

.

hanka2

Paul Dolgov, „Xbox 360 Erotic I„, CC BY-SA 2.0

Hanka

Był taki czas, taki moment, w którym dzieliłem życie z wybranką mojego serca i najlepszym przyjacielem. Marcina ściągnąłem za sobą z naszej wioski, Hanka wprowadziła się tuż po nim, niemal z dnia na dzień. Mieszkaliśmy w trójkę. Warunki były studenckie. Marcin w swoim pokoju powoli zbierał potrzebne do normalnego funkcjonowania rzeczy, my postawiliśmy na minimalizm; oprócz materaca nie mieliśmy żadnych mebli.

Hania była drobną, proporcjonalnie zbudowaną brunetką. Bez trudu podnosiłem ją, sadzając ją sobie na biodrach. Była moim pierwszym skonsumowanym zauroczeniem. Uwielbiałem czesać jej gęste, ciemne włosy, kiedy przychodziła do łóżka po kąpieli. Lubiłem smarować jej ciało oliwką – uczyłem się wszystkich zagłębień i wypukłości.  Zapamiętywałem każdy charakterystyczny punkt na jej ciele. Sunąłem dłońmi poprzez krągłość pośladków,  przewracałem ją na plecy i wgryzałem się w tatuaż kota, który miała tuż powyżej linii bioder. Słuchaliśmy wieczorami radia i kochaliśmy się w świetle tealightów. Wtedy pierwszy raz doceniłem pidżamę i łatwość z jaką rozwiązywała się kokardka tasiemki podtrzymującej jej dół.

Tego dnia postanowiłem, że robię sobie wolne od uczelni. Kawa z mlekiem o poranku to wyborny początek poranka. Za oknem wiosna w pełni. Ursynów kwiecił się i puszczał jasnozielone listki. Patrzyłem z zachwytem na to, jak moja kobieta ziewa przeciągając  się na łóżku. Związane w koński ogon włosy, zaspane oczy i parujący kubek z kawą. Wyglądała czarująco. Pod cienkim materiałem bluzki rysowały się drobne piersi, reszta skryta była pod kołdrą.

– To dla mnie? – wskazałem głową drugi kubek, stojący na parkiecie.

– Hhm… – przytaknęła, znów się przeciągając.

– Jedziesz na uczelnię? – wygrzebałem się z pościeli.

– Nie chce mi się, mam dzisiaj same wykłady – ziewnęła.

– A ty, nie powinieneś się już zbierać?

– Nie dziś. Robię sobie wolne.

– Zobaczysz, kiedyś cię wyleją…

– Pewnie kiedyś tak, ale jeszcze nie dzisiaj. Mam wolne – zamknąłem oczy, jeszcze przez chwilę pozwalając sobie na nic nierobienie.

Tuż obok łóżka stał laptop. Malutka pochyliła się w jego stronę. Po chwili usłyszałem dźwięk uruchamianego komputera.

– Znów będziesz mordować ludzi? – „Agent 007” był naszą ulubioną grą.

– Tylko chwilę… Muszę przejść ten etap.

Dokończyłem kawę i zostawiłem moją dziewczynę leżącą na materacu, wpatrzoną w ekran komputera. Szybki prysznic odegnał resztki senności. Wracając do pokoju, zauważyłem, że współlokatora już nie ma. Przez uchylone drzwi widać było pokój Marcina. W porównaniu z naszym bałaganem, wyglądał jak wzór schludności i uporządkowania.

Hanka wciąż grała na komputerze. Zatrzymałem się w progu. Przy każdym ruchu w wirtualnym świecie poruszała palcami stóp. Wyglądała domowo, ale przy tym było w niej coś takiego, że zamiast rozczulenia poczułem przypływ pożądania. Zawsze byłem podglądaczem, ale przy niej ta cecha mogła rozwinąć się w pełni. Z okularami na nosie, związanymi włosami i wyprężonym ciałem wyglądała bardzo seksownie. Pomieszanie fetyszu bibliotekarki i nastolatki. Odnajdywałem w niej cechy, które dla normalnego obserwatora były pewnie niezauważalne. Ale ktoś inny nie miał w pamięci wyrazu jej twarzy, gdy osiągała orgazm, nie widział zaciśniętych z rozkoszy powiek, dłoni szarpiących materiał, gdy dochodziła do szczytu. Poczułem jak wiotka do tej pory męskość sztywnieje pod ręcznikiem.

– Khem… – bezwiednie próbowałem przełknąć ślinę. Odwróciła się tylko na moment, mierząc mnie znad okularów spojrzeniem.

– Jeszcze chwilka.

Nie zdawała sobie sprawy, jakie wrażenie robi na mnie tym spojrzeniem.

Nieumocowany dobrze ręcznik spadł na podłogę, odsłaniając rosnącego z chwili na chwilę penisa. Ująłem go w dłoń. Kolejne spojrzenie Malutkiej.

– Rób co chcesz, ale mi nie przeszkadzaj – wróciła do gry. Usiadłem obok niej. Odnalazłem w pościeli butelkę balsamu. Starając się jak najmniej przeszkadzać w zabijaniu kolejnych przeciwników, zdjąłem z niej koszulkę. Na ciemnej skórze opalonych pleców białe smugi balsamu wyglądały nieprzyzwoicie. Skupiłem się na nacieraniu białą mazią jej drobnego ciała. Pozornie nie zwracała na mnie uwagi, ale widać było, jak podsuwa ramiona pod mój dotyk i jak stopniowo się rozluźnia. Skóra lśniła w blasku pełnego słońca. Lubiłem to robić. Lubiłem sprawiać jej w ten sposób przyjemność. Zamyśliłem się na chwilę. Zniecierpliwionym gestem przywołała mnie na ziemię.

– Plecy już gotowe – jedyną dostępną częścią były pośladki, ale pidżama uniemożliwiała pełen do nich dostęp.

– Już… – z irytacją wcisnęła pauzę w grze. Wyskoczyła ze spodni i znów położyła się na brzuchu, wypinając w górę pupę.

Rad nie rad przesunąłem się niżej i zacząłem wcieranie balsamu w pośladki. Starałem się naciskać na tyle mocno, żeby poruszyć mięśnie, ale jednocześnie na tyle delikatnie, by nie sprawiać bólu.

– Pamiętasz nasz pierwszy wieczór, wtedy na obozie?

– Pamiętam, ty zboku, a teraz masuj i nie przeszkadzaj.

Przesuwając palcami po jej skórze wspominałem, jak spędziliśmy ze sobą pierwszą noc. Ułożyłem ją grzecznie do snu (i już mniej grzecznie) głaskałem, aż poczułem pod palcami wilgoć podniecenia. Na to wspomnienie dłonie odruchowo skierowały się na uda, aż do ich złączenia. Wcierałem balsam, wykorzystując śliskość palców do tego, by stopniować nacisk i by sprawiać jak najwięcej przyjemności. Zanim spostrzegłem, nogi rozchyliły się, wpuszczając mnie coraz bliżej kobiecości.

– Grasz czy się mną onanizujesz?

– Jeszcze gram.

– Pomóc ci? – wykorzystałem chwilę niezdecydowania, żeby nakryć jej ciepłe ciało swoim, wyziębionym po prysznicu.

Członek wylądował dokładnie pomiędzy nabalsamowanymi półkulami. Przytuliłem się do niej. Mój nos zawędrował w okolice jej głowy. Włosy Malutkiej były jak delikatne jedwab. Miękkie i pachnące.

Poczułem jak zmienia pozycję pode mną. Między nami była spora różnica wzrostu, więc kiedy opierałem się na łokciach, tworzyłem nad nią coś w rodzaju schronienia. Jeszcze kilka ruchów i wokół członka zamknęła się mokra gorącość. Zanim zatraciłem się w kołysaniu, dostrzegłem, że Hanka odrzuciła na podłogę okulary.

Poruszała się powoli, wychodząc naprzeciw moim pchnięciom. Bez wstydu i bez pośpiechu kochaliśmy się na materacu w skotłowanej pościeli. Z każdym ruchem głębiej. Z każdą chwilą intensywniej. Jakby to był ten pierwszy i jedyny raz.

Po chwili zorientowałem się, że już opuściliśmy łóżko i tylko na prześcieradle dryfowaliśmy przez ten ocean podłogi. Twardość parkietu boleśnie wbijała się w kolana, dając przy tym stabilizację dla dłoni. Czołgaliśmy się będąc jednością, szukając jej w naszych rozpalonych podnieceniem ciałach. Orgazm przyszedł jak wybuch.

Seks z Hanką był tak przyjemny, również dlatego, że zazwyczaj szczytowaliśmy razem. Nie musiałem kontrolować tego, co dzieje się w seksie, bo zgrywaliśmy się, jednocześnie odczuwając erotyczny głód i jego zaspokojenie. Może to kwestia tego, że z „pierwszym razem” nie spieszyliśmy się zbyt mocno. Może była to kwestia bliskości, jaką niemal od samego początku dzieliliśmy ze sobą, może kwestia wspólnego mieszkania i dzielenia się każdą dobrą i złą chwilą.
Tuż po, leżeliśmy blisko siebie. Ja w niej a ona na mnie.

Podniosłem głowę. Materac odjechał od ściany, a nasze zmagania miłosne znaczyła ścieżka pościeli rozwleczonej po całym pokoju.

Hanka podniosła się z podłogi pierwsza. Poprawiła łóżko. Podniosła komputer.

Oparła się o ścianę plecami.

– Teraz ty robisz kawę.

– A ty?

– Ja dokończę ten level – uśmiechnęła się promiennie.

.

Eric Leslie, „Annular Solar Eclipse over Chaos Crags”, CC BY-NC-SA 2.0

Zaćmienie słońca w Bieszczadach

Górki i góry – był taki moment w moim życiu, kiedy wszystko toczyło się wokół nich. Wracałem z jednej wyprawy i już planowałem następną. Może gdyby inaczej potoczyłoby się moje życie, gdybym w stosownym momencie podjął jedną czy dwie odpowiednie decyzje, byłbym dzisiaj alpinistą. Ale nie podjąłem. Cieszę się natomiast z wielu pięknych chwil spędzonych na szlaku. I niczego nie żałuję.

Miałem okazję ciągu jednej wyprawy przejść cały Beskid Niski i połowę Bieszczadów, niosąc ze sobą na plecach cały dobytek. Kąpałem się w górskich strumieniach Karkonoszy, gdzie temperatura mroziła krew w żyłach, usychałem z pragnienia na szlaku w trzydziestostopniowym upale, przeżyłem gradobicie w  wysokich Tatrach. spałem w deszczochronach i pod gołym niebem. Dzięki takiemu sposobowi podróżowania, miałem możliwość napicia się zsiadłego mleka, którym częstowała nas starowinka, zwiedzania bieszczadzkich cerkwi i marszu przez żydowskie cmentarze. Nie żałuję ani jednej z tych chwil.

Ale miałem też okazję poznawać góry – Bieszczady-  od innej strony.

Już na studiach wybraliśmy się z grupą znajomych na zwiedzanie tych górek, ale pod innym kątem – szukaliśmy śladów przeszłości. Uzbrojeni w aktualne przewodniki  oraz stare mapy jeździliśmy od miejscowości do miejscowości, szukając pozostałości minionych czasów.

Milka została wyznaczona na szefa wycieczki. Ona została naszym skarbnikiem, organizatorem i zarządcą. Stacjonowaliśmy w małym domku na szczycie wzgórza, z którego co rano wyruszaliśmy na odkrywanie żydowskich Bieszczadów. Nawet w najśmielszych przewidywaniach nie sądziłem, że oprócz kilku kirkutów i jednej synagogi, w tym miejscu można było odnaleźć tak wiele śladów wymazanej niemalże całkowicie kultury.

Niesamowicie trudno było wstawać po suto zakrapianych wieczorach, ale niezłomność mojej dziewczyny stawiała nas wszystkich do pionu. Starałem się jej pomagać, w miarę możliwości, co sprawiło, że grupa wkrótce uznała nas obydwoje za organizatorów. Tak samo traktowali nas gospodarze domu w Lesku, który był naszą bazą wypadową.

Dziesięć dni minęło jak z bicza strzelił. Uczestnicy wyprawy załadowali się do pociągu, sprawdziliśmy wszystkie bagaże i patrzyliśmy z Milką na odjeżdżających do Warszawy znajomych. My, dzięki układowi z właścicielami ośrodka, dostaliśmy możliwość spędzenia tam jeszcze kilku dni gratis.

Pierwszą noc poświęciliśmy na odsypianie strat. Poranek dnia następnego zastał nas przytulonych do siebie.

W tle cicho grało radio, przez uchylone okno wpadały podmuchy wiatru. Idealne warunki do wypoczynku. Milena ułożyła się tak, że jej jasne, poskręcane w sprężynki włosy drażniły mój nos. Przesunąłem się w dół, wkładając – bez udziału świadomości – nogę pomiędzy jej uda.

– Co się rozpychasz? – ścisnęła moje udo swoimi. Wciąż nie mogłem się przyzwyczaić do tego, że zasypiała nago. Zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować, moje ciało samo podpowiedziało kochance, na co mam ochotę.

– Obudziłeś się już. Jak widzę… – w jej oczach grały ogniki rozbawienia.

Polizała powoli najbardziej wrażliwą część nabrzmiewającego penisa. Jej palce mocno zaciskały się u nasady. Miałem na nią straszną ochotę. Bawiła się moim podnieceniem, potrząsając członkiem i patrząc wprost w moje oczy. Nie miałem pojęcia, skąd ten wybuch pożądania. Jeszcze przed chwilą byłem zupełnie rozleniwiony. Podniecenie wypełniło mnie całego, ale w tej pozycji nie miałem możliwości żadnego ruchu.

Milena rozsunęła nogi. Wciąż się uśmiechając, podniosła się na kolana. Naciskiem na moje przyrodzenie zmusiła mnie do położenia się na pościeli. Jeszcze raz moja męskość zniknęła w jej ustach. Uniosła się nade mną, spod przymykających się powiek zobaczyłem, jak bordowa żołądź znika pomiędzy jej rozchylonymi wargami sromowymi. Moje dłonie same powędrowały do jej piersi. Odepchnęła moje ręce.

Nabiła się głębiej i usadowiła wygodniej na moim łonie. Zaczęła powoli unosić się i opadać. Z każdą chwilą przyspieszała, mocno przyjmując mnie w głąb siebie. Przy każdym ruchu fala włosów omiatała mój brzuch. Podskakiwała na mnie, głośno klaszcząc pośladkami o moje uda.

Czułem jak wzbiera we mnie podniecenie i napięcie wymagające natychmiastowego rozładowania. Nie wytrzymałem i zrzuciłem ją z siebie. Podążyłem za jej ciałem. Otworzyła przede mną uda, pozwalając mi wejść w jej ociekającą sokami kobiecość. Kilka ruchów w jej wnętrzu i poczułem, jak zaciska się na mnie mokra obręcz mięśni. Milka zamarła z krzykiem na ustach.

Jeszcze chwilę leżeliśmy przytuleni do siebie. Niezaspokojone podniecenie paliło podbrzusze. Patrzyłem na jej spoconą twarz. Była rozczulająca. Po chwili podniosła się i zakrywając swą nagość prześcieradłem pobiegła do łazienki. W tym czasie przeniosłem się na łóżko. Kiedy Milka wróciła po prysznicu, wygrzewałem się w promieniach słonecznych wpadających przez otwarte okno i słuchałem wiadomości. Jak się okazało, pociąg którym wracali nasi znajomi utknął w połowie trasy, ze względu na nawałnicę, która przeszła przez ten region. Kolejną informacją była zapowiedź zaćmienia słońca, które miało nastąpić w ciągu najbliższych minut. Sięgnąłem po okulary słoneczne, leżące na parapecie nad łóżkiem.

– Co ty wyprawiasz? – Milena była już prawie gotowa do wyjścia.

– Za chwilę będzie zaćmienie słońca i chcę je obejrzeć – już założyłem okulary, wciąż leżąc nago na pościeli.

– Ja ci dam zaćmienie…! – z udawanym rozdrażnieniem usiadła pomiędzy moimi nogami.

– Ej, no co ty… – reszta zdania uwięzła mi w gardle, bo zachłanne usta objęły wciąż wzwiedzionego członka.

Odetchnąłem głęboko i poddałem się. Nie zdążyłem zdjąć okularów, kiedy język i wargi kochanki zaczęły wyczyniać wariacje na penisie. Opadłem na poduszki. Czułem jak zasysa mnie głęboko, by po chwili lizać długimi liźnięciami od nasady aż po sam koniec.

Pod wpływem pieszczot zamknąłem oczy. Kiedy je znów otworzyłem, zobaczyłem cień nasuwający się na słoneczną tarczę. Fala rozkoszy potężniała z każdym ruchem, tam w dole mojego ciała i z każdym milimetrem półokręgu zasłaniającego słońce. Przed oczami miałem mroczki – czy to z powodu światła, czy napięcia mięśni. Kiedy w pokoju zrobiło się zupełnie ciemno, Milka jeszcze bardziej wzmocniła stymulację – czułem się jednocześnie lizany i wciągany w głąb niekończącej się, chropowatej, a jednocześnie delikatnej studni. Zobaczyłem zaćmienie słońca – odleciałem na fali orgazmu.

Nie widziałem, jak Księżyc odsłaniał Słońce, nie czułem nic oprócz rozprężającego uczucia błogości. Wydawało mi się, że orgazm był tak intensywny, że niemal zemdlałem.

Kiedy odzyskałem świadomość, kochanka pochylała się nade mną z ustami pełnymi nasienia. Przełknąwszy swoją spermę poszukałem jej języka. Pocałunek był głęboki, pachnący moim podnieceniem. Oderwała się ode mnie gwałtownie.

– Wystarczy tego dobrego. Musimy się już zbierać.

Cokolwiek wymyśliła, byłem na to gotowy.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tags:
Blog Comments

Już kiedyś wspominałam, że lubię Twoje miniatury, Ravenie. Nigdy mnie nie zawodzą. Lekkie, przyjemne, dobrze napisane. Cóż więcej mogę dodać?

Pozdrawiam,
B.

Całkiem sympatyczna kompilacja. Styl dobry i pomysły ciekawe. Oby tak dalej, Panie autorze!

Ten zestaw podoba mi się odrobinę mniej niż poprzedni, bo trudno mi w nim znaleźć motyw przewodni. Ale i tak nie mogę wybrzydzać, bo właśnie dostałem 3 krótkie, fajne historie! Ciekawe ile takich paczuszek ma jeszcze w zanadrzu Barman!

Absent absynt

Leave a Comment