
Wolfgang Vogt, „Nadiia”, CC BY-ND 2.0
Polskie morze. 770 kilometrów wybrzeża i dziesiątki leżących na nim wsi, miasteczek i miast, do których przyjeżdżają ludzie spragnieni kąpieli słonecznych na ciepłym piasku, jedzenia gofrów i radosnego wystawiania swego ciała na uderzenia słonych fal. Niektórzy lubią odbywać wielokilometrowe spacery wzdłuż plaży, ale nie oszukujmy się, to nie Tatry, gdzie przyjezdni nastawieni są na bardziej aktywną turystykę, a nie tylko leżenie brzuchem do góry.
Marta w ogóle nie zamierzała się obijać. Ze wszystkich nadmorskich miejscowości wybrała pierwszą w kolejności na mapie, czyli Świnoujście. Właściwie dużego wyboru nie miała, nie przyjechała wypoczywać, a pracować. To właśnie w Świnoujściu jej ciocia prowadziła pensjonat „Nutka” i zaoferowała jej pracę na wakacje w recepcji. Marta lubiła mieć pieniądze, więc kiedy po przyjeździe zorientowała się, że proponowana jej stawka za godzinę nie jest zbyt atrakcyjna (praca u rodziny ma tę wadę, że niezręcznie jest poruszać pewne delikatne kwestie), postarała się o dodatkowe zatrudnienie w pobliskim barze. Nie miała trudności z otrzymaniem tej fuchy, właściciel knajpy, łysiejący, na oko czterdziestoletni facet nawet nie zerknął w CV, które mu przyniosła. Omiótł ją spojrzeniem od stóp do głów i rzucił:
– Jak nie masz dwóch lewych rąk, to się nadajesz.
– I… już? Jestem przyjęta?
– A co ja powiedziałem? Przyjdź dzisiaj o osiemnastej.
– Mogę być o osiemnastej trzydzieści, wcześniej się nie wyrobię.
– No dobra, przeżyjemy bez ciebie pół godziny. Nara.
Wracała do swego pokoju w „Nutce” z mieszanymi uczuciami. Cieszyła się, że tak szybko znalazła pracę i to nie po znajomości, jak u cioci, ale denerwowało ją, że mężczyzna najwyraźniej przyjął ją za wygląd. Uważała, że każde lustro krzyczało na nią „jesteś brzydka”, co było paradoksalne, zważywszy, że miała do tej pory już ośmiu chłopaków, a jej doświadczenia seksualne były co najmniej interesujące. Wciąż jednak zdawało jej się, że lusterko mówi inaczej. Była niewysoką brunetką z włosami do ramion, miała szczupłą figurę, kształtne uda, piersi ani za małe, ani za duże. Ktoś nieznajomy mógłby ją uznać za „solarę”, za sprawą naturalnie ciemnej karnacji. Krótko mówiąc, dziewczynie niczego nie brakowało, ale jak wiele kobiet miała na punkcie wyglądu kompleksy, czego nie zmieniła ani zgodna opinia byłych facetów, ani widok wylewającego się spod bikini tłuszczu u turystek, które widywała na plaży.
Piotrek, jej obecny chłopak, miał przyjechać do Świnoujścia dopiero za dziesięć dni, oczekiwanie na niego umilała sobie kłótniami z rodziną przez telefon i spacerami po plaży, oczywiście wtedy kiedy mogła, bo większość dnia zajmowała jej praca w recepcji, wieczory zaś odtąd miały jej upływać pod znakiem kelnerowania.
Pierwszy dzień w barze minął dla Marty pomyślnie. Nie dostała może dużych napiwków – wśród klientów przeważali podobni jej studenci, bogatych Niemców było jak na lekarstwo – ale praca nie była szczególnie ciężka, szybko złapała wspólny język z resztą załogi, a nakrywanie do stołu, sprzątanie, zanoszenie i odnoszenie jedzenia było mniej męczące niż się spodziewała, poza tym cieszyła się, że robi to nad morzem, a nie w swoim szaroburym Sosnowcu, w którym spędzenie wakacji mogłoby przyprawić o depresję nawet Beara Gryllsa.
Kiedy ostatni klient z wielkimi trudnościami wytoczył się na galaretowatych nogach z baru, a niebo zmieniło kolor na brunatno-pomarańczowy, Marta zaczęła się zbierać do wyjścia. Nagle zauważyła, że przygląda się jej jeden z kelnerów, chłopak na oko niewiele od niej starszy. Przyzwyczaiła się, że zaczepia ją sporo obcych facetów, jednak większość nie była w jej typie, dlatego Marta z czasem stała się mistrzynią w dawaniu kosza. Teraz też nie zamierzała niczego ułatwiać, odwzajemniła na krótko jego spojrzenie, ale nie przestała pakować swoich rzeczy do plecaka i nie odzywała się.
– Hej! – Zawołał kelner. – Pierwszy zachód słońca nad morzem?
– Hmm, po pierwsze nie pierwszy, bywałam już nad morzem wiele razy – odparła z zaciętym wyrazem twarzy. – Po drugie, jesteśmy w budynku, tego zachodu nawet stąd nie widać.
– Jest na to prosty sposób. Wyjdźmy na zewnątrz i chodźmy na plażę.
W sumie, czemu nie, pomyślała. Chłopak był pewny siebie, lubiła takich. Jak się wyjeżdża w nowe miejsce, dobrze jest mieć do kogo czasem się odezwać.
– W sumie, czemu nie?
– No właśnie – powiedział to z tak miłym wyrazem twarzy, że gdyby ktoś stenografował jego wypowiedzi, była pewna, że na końcu zdania pojawiłaby się uśmiechnięta emotka. Zaczynało robić się zimno, więc podał jej kurtkę, a potem otworzył przed nią drzwi. Jest również szarmancki, zauważyła. W takich momentach jej wewnętrzna feministka udawała się na spoczynek. Droga nie była długa, właściciel knajpy znał się na biznesie, wiedział, że im bliżej plaży postawi swój bar, tym więcej będzie miał klientów. Szli w pewnym oddaleniu obok siebie, jak przystało na dwoje obcych sobie ludzi. Miała się do niego nie odzywać i co najwyżej rzucać jakieś półsłówka, co było jej ulubioną metodą spławiania natrętów, ale nie mogła się powstrzymać, ten bowiem był po prostu fajny, sympatyczny i odważny, w każdym razie nie bał się jej. W dodatku świetnie wyglądał, był dobrze zbudowany. Miał prawie metr dziewięćdziesiąt wzrostu i był ciemnym blondynem, uwielbiała ten kolor włosów u facetów. Jedną z niewielu rzeczy, jakie naprawdę denerwowały ją u jej Piotrka było to, że lubił się farbować na jasną platynę, nie rozumiała tej męskiej mody; ani to ładne, ani naturalne. Kelner miał także niebieskie oczy, które współgrały z jej, głęboko zielonymi. Bez względu na wcześniejsze postanowienia, zagaiła rozmowę.
– Jak masz na imię? Nie spotykają cię w pracy nieprzyjemności za to, że nie nosisz plakietki?
– Szef mnie lubi – zaśmiał się figlarnie. – Aż dziwne, żeby kapitalistyczny pracodawca tolerował taki nonkonformizm. – Spojrzał na nią świdrującym wzrokiem. – Bystra jesteś.
– Bo zauważyłam, że nie masz przyczepionej plakietki z imieniem? Każdy to widzi, jeśli to dla ciebie oznaka bystrości to marne masz wyma… standardy. – Zmieniła szybko temat, by nie zauważył jej freudowskiego przejęzyczenia. – A brak plakietki to wybacz, ale słaby nonkonformizm. Ludzie w latach sześćdziesiątych dokonywali samospaleń, protestując przeciwko wojnie w Wietnamie, a ty z plakietką tu wyjeżdżasz…
– Taaa i zdradzali się na prawo i lewo. Oglądałaś Mad Men?
Skinęła głową i poczuła, że się czerwieni. Dlaczego użył tego porównania? Czyżby naprawdę chciał ją zdobyć? Jak bohaterowie tego serialu, którym kobiety wskakiwały do łóżka po jednej czarującej rozmowie z kolacją, bez względu na stan cywilny? Knajpa Pod Kichającym Marynarzykiem to nie nowojorska Lutéce, a rozmowa nie była czarująca, choć na pewno intrygowała.
– To tylko serial. Fikcja. Nawet jeśli tak rzeczywiście się działo, to były inne czasy. Dziś z kobietami wszyscy się liczą, są wyzwolone i to one wybierają, z kim idą do łóżka.
– No na pewno – zaczął się śmiać. – Wiesz, ja mam swoje teorie, raczej się sprawdzają. – Jego pewność siebie zrobiła się denerwująca.
– A jakie to teorie?
– Nigdy nie czułem się przez żadną wybierany – zaakcentował ostatnie słowo. – To ja je wybieram, a im przez cały czas wydaje się, że kontrolują sytuację. Wystarczy zachowywać się niezgodnie z ich planem, a wariują i zrobią dla mnie wszystko. Wjazd na ambicję, to podstawa. – Mówił niemal uspokajającym tonem. Marta miała wrażenie, że to jakaś forma pasywnej agresji.
– I po co mi to mówisz?
– A co to zmieni, że ci powiem?
– Słucham?!
– Zobaczysz… Teraz lepiej podziwiaj zachód słońca – mówiąc to, objął ją ramieniem. Stali na plaży w sandałach. Słońce zmieniło kolor na ciemnoczerwony z zieloną poświatą (częste złudzenie optyczne w takich momentach), a niebo przybrało kolor intensywnego fioletu. Drobny, biały piasek drażnił nagie stopy Marty. Było jej przyjemnie i ciepło, a chłopak pachniał gumą cytrynową. Zaraz, przecież on dalej się nawet nie przedstawił! Za łatwo mu idzie! Odsunęła się.
– Dalej nie wiem jak masz na imię!
Popatrzył na nią spode łba.
– I to jest powód, dla którego moja dłoń nie może leżeć na twoim ramieniu? Imię to tylko nazwa, konwencja. Wilk nie przestaje być wilkiem, kiedy nazwiesz go bocianem. Ja mam imię w dowodzie, ale mogę mieć dziesiątki imion, każde dla kogoś innego. Dla ciebie mogę być choćby Serhijem.
– Nie lubię ruskich. Wolę Turków.
– Ach Turków… Sorry, podoba mi się imię Serhij i na tym koniec. Poza tym to ukraińska odmiana.
– Jeden pies.
– Uuuu, Ukraińcy by się obrazili. Przynajmniej ci z zachodniej części kraju, ale i tak nie powinnaś tak mówić, jako Polacy wspieramy Ukrainę w ramach Partnerstwa Wschodniego i tradycyjnego wojowania z Rosją.
– Co ty pieprzysz?
– Kształcę się. W ten sposób odsiewam panienki lecące wyłącznie na mięśnie. Studiuję stosunki… międzynarodowe – mrugnął do niej.
– Ale śmieszne, naprawdę śmieszny jesteś. To nie jest komplement – zawiesiła głos. – Słońce prawie zaszło. Muszę wracać. A w ogóle to mam chłopaka, powinieneś o tym wiedzieć. Nie odprowadzaj mnie.
– I tak nie wiem, gdzie mieszkasz. Sądząc po tym, ile czasu mi poświęciłaś po pracy, masz do domu niedaleko. Nic ci nie będzie, zresztą wyglądasz na taką, co potrafi o siebie zadbać. Nie zdziwiłbym się, jakbyś nosiła w torebce gaz pieprzowy. Nara.
Odeszła szybkim krokiem. Była zła, doskonale wyczuwała granicę między pewnością siebie, a zwykłą bezczelnością. Jednak przy wyjściu z plaży, na schodach na szczycie wydmy obejrzała się za siebie. Nadal stał w tym samym miejscu, widziała go już słabo, ale wieczorny wiatr przyniósł jej jeszcze jego słowa. Coś o wagoniku, który można odczepić.
Mimo kompleksów na punkcie swojego wyglądu, Marta była wybredna. Lubiła flirtować z mężczyznami, ale tylko tymi, którzy jej się podobali. Czytelnik może w tym miejscu zdziwić się, jak się ma flirt i bycie z ośmioma chłopakami w ciągu kilku lat do przekonania o swojej niskiej atrakcyjności, ale Marta taką już miała nietuzinkową osobowość. Większości chłopaków po prostu do siebie nie dopuszczała (gdyby było inaczej, pewnie miałaby trzy razy więcej związków), ale gdy tylko ktoś w jej oczach był tego wart, nie mogła się powstrzymać, żeby nie rozpocząć z nim ociekającej od emocji i niedopowiedzeń gry. A wakacje były do tego wymarzoną porą. Nie miała wyrzutów sumienia. Czasem zwierzała się Piotrkowi, ale najostrzejsze szczegóły zostawiała dla siebie. Jej facet był wyrozumiały, bo sam do pewnego stopnia traktował kobiety tak, jak ona mężczyzn. Nie szukała romantycznych rycerzy, a chłopaków, którzy wiedzą czego chcą, którzy nie płaszczą się przed kobietami, a w pewnym sensie traktują je jak zabawki. W sam raz na wakacyjny flirt, po którym nie zostaną nawet wspomnienia, zdjęcia zginą gdzieś wśród setek folderów na komputerze, a imiona będą się mylić z kochankami z lat poprzednich.
Zasypiając, musiała przyznać przed sobą, że Serhij, czy jak on w ogóle ma na imię, jest wart bliższego poznania.
Mijały dni, a każdy z nich był podobny do poprzedniego. Praca w pensjonacie, praca w barze, uśmiechający się złośliwie i rzucający głupie uwagi Serhij… był jedynym chłopakiem, którego nie potrafiła przegadać , imponowała jej jego bezczelność. Tak jakby założył sobie, że do przyjazdu Piotrka ona będzie już należeć do niego i jakby sam ten fakt wystarczył, żeby jego zamiary się spełniły. Według badań uśmiechnięty facet jest mniej pociągający od strojącego marsowe miny. Bullshit, pomyślała, to jego dogadywanie i denne żarciki, zwłaszcza na tematy damsko-męskie może i żenujące… Ale z drugiej strony, wyglądało na to, że on nie traktował jej poważnie, bo uważał, że w końcu u tak mu ulegnie. Było to szowinistyczne, prostackie i egoistyczne. A jednocześnie cholernie dla niej magnetyczne.
Nadeszła sobota. Tego dnia kończyli pracę wcześniej, a słońce stało jeszcze dość wysoko na niebie. Właściciel wypuścił ich przed czasem, dostrzegając, że jego podwładni też chcą mieć wakacje.
– Słuchaj Marta, nie musisz wracać dzisiaj wcześniej do domu prawda? Zwykle kończysz nasze spotkania, tak, żeby punktualnie co do minuty stawić się u ciotki, tak karnie, jakbyś była żołnierzem. Rycerzem. Dziewicą Orleańską, hihi – odezwał się w swoim stylu Serhij.
– Dooobrze, super, naprawdę, twoje skojarzenia są imponujące, ale nudzisz – żachnęła się Marta. I dodała, patrząc na niego spode łba: – Czemu pytasz?
– Wiesz, przeszliśmy już plażę z lewa na prawo i z prawa na lewo, gdybyśmy mieli miotełki, zamietlibyśmy ją szybciej niż panny z wiersza Mors i Stolarz, mam już tego do…
– Czytałeś „Alicję po drugiej stronie lustra”? Ty umiesz czytać? Wow! – Jej zdziwienie nie było udawane, „Alicja…” była jej ulubioną książką z dzieciństwa.
– Uwielbiam „Alicję…”, oczywiście w wersji oryginalnej, a nie tej przememłanej przez Disneya. To wielopłaszczyznowa, psychodeliczna powieść, którą można odczytywać na wielu poziomach, w dodatku wypełniona po brzegi perełkami dziewiętnastowiecznej liryki, takimi jak Dżabbersmok czy właśnie Mors i Stolarz. No i lubię grać w szachy. – Znów się do niej uśmiechnął, tym razem szelmowsko. Dasz mi skończyć zdanie?
– No mów.
– Mam już dosyć łażenia po plaży, chcę ci dzisiaj pokazać coś ekstra. Pojedziemy do Peenemunde.
– A co to jest? Brzmi jak jakiś szwabski karabin maszynowy, brr.
– Nie, nie, jak karabin to brzmi Szmetterling, czyli motylek. A Peenemunde to nazwa miejscowości na Uznamie, w której Niemcy opracowywali rakiety V-2, prowadzili badania nad bombą atomową, a niektórzy twierdzą nawet, że i nad latającymi spodkami, choć ja wierzę, że spodki produkowano raczej w Nowej Szwabii na Antarktydzie. Do tej pory są tam ruiny instalacji, pokażę ci, będzie fajnie!
– Aleś wymyślił… mam latać po jakichś napromieniowanych bunkrach? To jest twój pomysł na randkę?
– Heh, na randkę? Gdzieżby – droczył się z nią. – Nie sądzisz, że randka to raczej kwiaty, restauracja, wino i blablabla?
– Sądzę, że twoja definicja randki różni się od ogólnie przyjętej, ale raz mogę z tobą pojechać.
– No i tak ma być, wsiadaj – w trakcie rozmowy doszli na parking. Serhij posiadał Seicento.
– Nie jechałam nigdy takim małym samochodem. Skąd wiesz, że się zmieszczę?
– Nie pieprz tyle i wsiadaj! Pie…
– Co?
– Nic! – Powiedzenie „Pieprzenie będzie później” było zbyt bezczelne nawet jak na Serhija. W ostatniej chwili ugryzł się w język, nie chciał przeciągać struny. Najlepiej, jeśli atmosfera zostanie taka jak teraz, tajemnicza, pełna wzajemnych uszczypliwości i przekomarzania się. Chłopak widział, że Marta lubi się wykłócać, ale jednocześnie jest mu posłuszna. Ten stan w zupełności mu odpowiadał i obiecywał więcej. Prowadząc samochód wśród nadmorskich pól i lasów, Serhij zastanawiał się, na ile dziewczyna mu pozwoli. Oboje mieli podobne charaktery, traktowali wakacyjny flirt jako dobrą zabawę. Skoro pod ręką jest niezła dziewczyna, a żar słońca i wypita wcześniej lampka wina sprawiają, że humor dopisuje, to grzech nie wykorzystać takiej okazji.
W końcu przyjechali na miejsce. Wysiedli na skraju ciemnego lasu, który zrazu wydał się Marcie podejrzany, ale sam w sobie wrażenia nie robił, natomiast to, co w nim się znajdowało, oddziaływało na wyobraźnię. Między drzewami walały się potrzaskane wagony ze swastykami, kawałki żelazobetonu i jakieś papiery. Potykając się o metalowe tabliczki z napisem „Rauchen verboten” i wystające korzenie drzew, szli coraz dalej w głąb lasu. Marta wzięła Serhija za rękę.
– Poczekaj, muszę się odlać – mruknął w pewnej chwili.
– To potem ręki możesz mi już nie podawać.
– Dobra, dobra, poczekaj tutaj – odwrócił się i zniknął w leśnej gęstwinie. Kiedy po dziesięciu minutach wciąż nie wracał, Marta zaczęła się niepokoić. Weszła za nim w krzaki i po chwili znalazła go skulonego pod drzewem i mamroczącego coś do telefonu. Serhij zauważył ją i natychmiast powiedział do swego rozmówcy:
– Muszę kończyć. Cześć! – I rozłączył się.
Podeszła bliżej.
– Kto to był?
Wziął głęboki oddech.
– Moja dziewczyna.
– Masz dziewczynę… Trudno. Wiesz, że ja mam chłopaka i…
– Co i?
– Podoba mi się, że mnie nie osądzasz.
– Dlaczego miałbym cię osądzać, skoro ty nie osądzasz mnie?
Czuła zapach korzennej nuty jego wody po goleniu. Starannie maskowała fakt, że kręciło jej się w głowie z emocji, ale gdy niespodziewanie poczuła dotyk jego ust na swoich, po raz pierwszy zabrakło jej argumentów, by mu dogryźć. Nie mówiąc nic, spojrzała chłopakowi głęboko w oczy. Ich lazur, a także ciepło jego ciała i upojenie chwilą, zaczęły ją zmiękczać. Odwzajemniła pocałunek. Jego język penetrował wnętrze jej ust.
Nie żenię się, nikt mi nie zabroni, mogę robić co chcę – przemknęło jej przez głowę, ale próba wyrażenia tych myśli na głos utonęła w cichym jęku, gdy Serhij zapoznawał się z jej spragnionym językiem. Ujęła w dłonie głowę chłopaka i pogłaskała go po włosach oraz policzku.
– Pragnę ciebie. Cholernie mnie pociągasz, Serhij!
Puścił jej oko.
– Wiem.
Jednak nawet on musiał się nieźle zdziwić, gdy Marta nagle popchnęła go do tyłu tak, że oparł się plecami o pień sosny, a sama schyliła się przed nim, osunęła na kolana i zaczęła rozpinać mu pasek od spodni.
– Mmm, nie tracisz czasu, mała.
Tylko się żachnęła.
Wydobyła penisa ze spodni oraz bokserek i zaczęła na niego chuchać, ogrzewając powietrzem z wydętych warg. Sunęła po nim palcami, rozcierając kciukiem wilgoć pojawiającą się szybko na główce, w końcu pocałowała jej czubek, a później przesunęła się pocałunkami po całej długości. Penis Serhija był przeciętny, jeśli chodzi o rozmiary, ale dzięki temu nie miała powodu do obaw, a poza tym miał bardzo ładny kształt. Marta dołączyła do ust język i oblizała go od nasady aż po żołądź. Wzięła też do rąk jądra, które wpierw dotykała z gracją, a potem nieco bardziej stanowczo pociągnęła w dół. Facet był cały jej. W końcu wzięła główkę do ust i zaczęła intensywnie ssać.
Serhij zamruczał w oczekiwaniu na ciąg dalszy. Przyjęła w ustach nieco więcej, nie zmniejszając tempa, a wolną dłonią zostawiła jądra w spokoju i chwyciła za jego tyłek, ściskając pośladki. Przysunęła się bliżej i wzięła go całego. Jej kochanek zorientował się wreszcie w konwencji i silnymi pchnięciami bioder gwałcił jej usta, podczas gdy Marta jęczała z rozkoszy. Kiedy zaczęła odważnie pieścić mu opuszkiem palca wejście do odbytu, wbił się w nią jeszcze głębiej, jego podbrzusze niemal docisnęło się do jej czoła. Usta dziewczyny wypełniała pulsująca, gruba i twarda męskość. Kręciła do rytmu pośladkami. Zauważył w kącikach jej ust kroplę śliny…
– Teraz… moja… kolej… A potem spuszczę ci się na cycki. – Wysunął członka spomiędzy jej warg i zarządził: – Odwróć się!
Posłusznie wykonała polecenie. Stanął za nią tyłem i zadarł jej sukienkę do góry. Jedną dłonią obłapiał od góry naprężony biust, a drugą wsunął jej pod majtki, które opuściła do dwóch trzecich uda. Zagarnął lewą pierś, uwięził ją między rozchylonymi palcami i intensywnie się nią bawił, naciskał, ugniatał. Potem masował i drażnił jej rozgrzany, sterczący sutek. Do tego momentu Marta miała jeszcze na tyle świadomości, by próbować sięgnąć ręką za siebie i chwycić jego penisa, który wciąż znajdował się we wzwodzie. Ale gdy Serhij zaczął masować jej szparkę wraz z łechtaczką, zaczęła się zatracać w rozkoszy, zabrała dłoń i wsparła się nią o to samo drzewo, na które wcześniej pchnęła Serhija. Drugą masowała i ściskała tę pierś, której chłopak akurat nie miał w ręku.
– Wejdź we mnie. Teraz, błagam, dłużej nie wytrzymam, rozepchaj mnie i pieprz! – Jęknęła.
Puścił ją.
– Ściągnij majtki do końca! – Posłusznie zsunęła je na sam dół i uwolniła z nich jedną nogę. Wreszcie zawisły swobodnie na jej kostce.
– Teraz rozchyl nogi. Szeroko.
Spełniła i to żądanie. Pragnęła go, bo kto przebił się przez mur jej niechęci i zimna, ten mógł już później przebijać ją do woli.
– Pochyl się nisko do ziemi. Zrób skłon.
Jej srom i odbyt były w tej pozycji bezwstydnie wyeksponowane. Teraz on ukląkł, tuż za nią. Ściskając jej jędrne pośladki, zagłębił w nią język, wszedł jak w masło, taka była mokra. Po czym przesunął usta nieco wyżej i wwiercał się językiem do jej ciaśniejszej dziurki, jednocześnie penetrując pochwę dwoma palcami. Drażniła swoje sutki. Po narastającym jęku dobywającym się z jej ust poczuł, że zbliża się jej orgazm. A on dopiero przechodził do rzeczy. Wycofał z niej język i jedną dłonią nakierował penisa srom, kciukiem drugiej drażniąc wejście do odbytu. Wbił się głęboko i zaczął brać silnymi pchnięciami. Przy każdym leciała do przodu, musiała mocno zapierać się o pień drzewa.
– Szerzej… nogi – dyszał. Jej piersi falowały. Powietrze rozciął przeciągły jęk. Marta miała łzy na policzkach, przeżyła potężny orgazm. Łapała powietrze ze świstem. Serhij momentalnie wysunął się z jej pochwy, która zamknęła się za jego penisem z cichym mlaśnięciem soków.
– Na cycki powiedziałem!
Zręcznie rozpięła stanik i rozdarła sukienkę, niczym Mata Hari przed plutonem egzekucyjnym. Obróciła się ku niemu, wciąż na kolanach. Uwolnione piersi zakołysały się. Schylił się by łapczywie ująć je w dłonie. Rozchyliła wargi i zwilżyła je językiem. Uderzał główką o jej policzki a potem o język. Wystrzelił falą białej, gorącej spermy, z której spora część spłynęła po języku w dół, kilka kropel zwilżyło jej piersi nawet w sutki. Ujęła biust obiema rękoma, by zebrać na nie więcej nasienia i przełknęła dokładnie wszystko, co miała w ustach.
Nagle usłyszeli nerwowe okrzyki.
– Halt, halt! Raus Polacken! Hande hoch!
Przez mgłę oszołomienia dotarło do nich, że przez las biegną wściekli niemieccy żołnierze, patrolujący ten teren.
– Chodu! – Zawołał i pociągnął ją za sobą, w biegu naciągał na siebie spodnie, a ona jedną ręką zapinała sukienkę. Gdzieś z tyłu rozległy się strzały. Zrozumiał, że to nie przelewki i jeśli nie uda im się uciec, ten wypad będzie ich drogo kosztować. Na szczęście Seicento było zaparkowane nieopodal. Ułożył na fotelu niemal nieprzytomną ze strachu i przeżytej przed chwilą rozkoszy Martę i odpalił silnik. Zanim z piskiem opon odjechał, zdołał jeszcze pokazać żołnierzom Bundeswehry gest Kozakiewicza i wrzasnąć „Hitler kaput! Kinder machen In Fordachen! Ich mag Pizza und Cola”, bo innych słów po niemiecku nie znał. Tamci mogli już tylko wygrażać ze złością za odjeżdżającym samochodem, najwidoczniej był to patrol pieszy.
Kilka dni później stali przed afiszem na tablicy ogłoszeń w centralnej części Świnoujścia.
– Dzisiaj w klubie „Rybitwa” będzie grał Tocadisco. – Wiadomość ta wprawiła Serhija w dobry humor.
– A kto to jest? – Spytała Marta, trzymając go za rękę. Ostatnio spędzała z nim każdą wolną chwilę, przytulając się do niego, całując i gdy było to możliwe, uprawiając z nim seks. Nie zapraszała go tylko do siebie, bo bała się, że zobaczy ich ciocia, która miała długi język i z pewnością nie zawahałaby się szepnąć słówka Piotrowi.
– To niemiecki didżej i producent, często podróżuje z żoną. On gra house, wydziera się często jak to chciałby „fuck the World” i wskakuje na konsoletę, a jego żona stoi obok i ładnie wygląda. Będzie świetnie, zobaczysz! Dawno już nie byłem na grubszych baletach.
Spotkali się ponownie wieczorem, przed klubem. Marta wyglądała zjawiskowo – założyła krótką i bardzo obcisłą sukienkę podkreślającą wszystkie jej seksowne krągłości. Na stopach miała szpilki.
– Trudno ci będzie tańczyć w takich butach.
– To zdejmę.
– Proszę bardzo, nie krępuj się, możesz zdjąć jeszcze parę innych rzeczy. – On sam miał na sobie hawajską koszulę, ciemne okulary i wyglądał jak bon vivant z tropikalnej wyspy.
W klubie oszołomiła ich feeria barw laserów i grzmot muzyki, organizatorzy zainwestowali w dobre nagłośnienie. Nagi od pasa w górę Tocadisco był już za konsoletą, wymachiwał rękami i wrzeszczał „You people are fucking amazing!!! Let’s play this shit!!!” a obok niego stała jego żona, ubrana w białą sukienkę z ogromnym dekoltem i odsłoniętymi ramionami. Sutki sterczały jej jeszcze bardziej niż mężowi. Serhijowi coś drgnęło w spodniach, miał wprawdzie przy sobie opaloną laskę, która robiła się mokra na sam dźwięk jego słów, ale żona DJa była niedostępna, należała do innego świata i to właśnie stanowiło największą podnietę.
Właśnie zaczęło lecieć „Mjuzik” Ørjana Nilsena.
– Zatańcz dla mnie. Chcę na ciebie patrzeć! – Zawołał Serhij do Marty, przekrzykując muzykę i rozentuzjazmowany tłum. Gwoli wyjaśnienia: „Mjuzik” to dość spokojny utwór, trudno przy nim wykonywać skomplikowane wygibasy, ale jest świetny do seksownego poruszania się w powolnym tempie i taki też taniec zaczęła wykonywać Marta przed Serhijem. Wyginała się na boki, przesuwając dłońmi po najbardziej obcisłych miejscach swojej sukienki, brała w dłonie swoje piersi i ocierała się pupą o chłopaka, czując jaki robi się sztywny między nogami. Gdyby nie to, że otaczał ich jakiś tysiąc ludzi, rozpoczęłaby striptiz. W pewnym momencie usłyszała tuż nad uchem głos, cichy, ale wdzierający się wprost do mózgu.
– Dobrze się bawicie?
Głos był potwornie znajomy. Paweł stał przed nimi i patrząc na Serhija uśmiechał się, ale oczy miał stalowozimne.
– Wyjdźmy w spokojniejsze miejsce.
Serhij pokiwał głową i wziął przerażoną Martę za rękę. W jej głowie kłębiły się tysiące myśli, a każda gorsza od drugiej. „Co on tu robi? Przecież miał przyjechać dopiero jutro!”. Przedarli się przez tłum, w stronę toalet. Tam było trochę ciszej, choć wciąż dobiegały do ich uszu dudniące dźwięki „Mjuzik”. Piotrek i Serhij patrzyli na siebie w skupieniu a potem… Roześmiali się, przybili sobie piątki i zawołali „Siema, stary!”
– O co tu chodzi? – Spytała zdezorientowana Marta.
– Dobrze ci z nim było, nie? – Zasyczał Piotrek. Podobnie jak ze wszystkimi innymi, prawda? A może był nawet lepszy? W końcu sam mu powiedziałem, o czym ma z tobą rozmawiać.
Patrzyła na obydwu, zrezygnowana, Serhij szczerzył zęby w pogardliwym uśmiechu, a Piotr był jadowicie wściekły.
– Co… – wyszeptała.
– Mówiłaś, że ci wszyscy, z którymi się spotykałaś, będąc ze mną, to tylko przelotne znajomości. Że nigdy się nawet nie dotknęliście. Z początku wierzyłem ci, ale potem pomyślałem, że to niemożliwe, żeby nigdy nie dochodziło do czegoś więcej. Za bardzo to lubisz, suko – zaśmiał się. – Poprosiłem mojego dobrego znajomego ze Świnoujścia, by cię obserwował. Nie miał cię podrywać, a tylko zachowywać się tak, jak mu poleciłem. Dawałem mu od czasu do czasu porady przez telefon, jakie książki ma lubić i co powinien mówić. Najbardziej mi się udało jak byliście w tym lesie…
Wargi jej zesztywniały. „To nawet wtedy…”
– Udowodniłem swoją tezę…
– Przecież sam lubisz flirtować! Mówiłam ci o wszystkim… w miarę możliwości.
– To ludzkie, każdy lubi, ale czy ty masz jakiekolwiek poczucie odpowiedzialności, czy związek, zobowiązania, coś dla ciebie znaczą? – Uśmiech zniknął mu z twarzy, głos zaczął się łamać. – Są granice, których nigdy nie powinno się przekraczać. Koniec z nami. Zresztą, i tak zaraz znajdziesz kogoś na moje miejsce.
Nie zareagowała. Patrzyła na niego tępo, a potem odwróciła się i chciała odejść i już nigdy nie myśleć o tych dwóch typach, którzy tak obnażyli jej słabość. Na tym rodzaju obnażenia miało się jednak nie skończyć.
– Chwila! – Piotrek złapał ją za ramię. – Zanim pójdziesz, jeszcze sobie z ciebie skorzystamy. Ty zasłużyłaś na karę, a my na nagrodę. Trzymaj ją! – To ostatnie rzucił już do Serhija.
Zanim zdążyła otworzyć usta, poczuła na nich wielką łapę byłego kochanka. Szarpała się, ale chwycili ją mocno i zaciągnęli do najbliższej, otwartej kabiny w toalecie. Wokół było mnóstwo ludzi, lecz nikt nic nie zauważył. Piotr przycisnął ją mocno do siebie, czując jak jej biust rozpłaszcza się na jego klatce piersiowej. Chwycił ją za gardło.
– Bądź grzeczna, bo uduszę, przysięgam!
W tym czasie Serhij już rozpinał swoje spodnie, a potem gwałtownym ruchem podciągnął jej sukienkę, aż rozdarła się na opiętych pośladkach i zsunął czarne springi. Zaczął dawać klapsy i szczypać ją w tyłek, który robił się coraz bardziej czerwony. W tym czasie Piotrek wciąż przyciskając dłoń do jej gardła, dobrał się do jej biustu i ugniatał go wolną ręką. Zamknął jej usta pocałunkiem, wpił się w nie. Piszczała z bólu i strachu, modląc się by nie zrobili jej krzywdy, ale już robili. Po policzkach spływały jej słone łzy.
Nagle ktoś zapukał do drzwi.
– Zajęte! – Wydarł się Serhij, by zagłuszyć płacz dziewczyny.
– Shit, nie mamy wiele czasu, zamieniamy się. – mruknął Piotrek,
– Tak jak chciałeś.
Wciąż przytrzymując jej głowę, Piotrek obszedł Martę i zamienił się miejscami z Serhijem. Ten zaś, widząc przed sobą niemal nagą już dziewczynę, bezceremonialne wsunął penisa w jej pochwę. Szło mu opornie, była sucha i ciasna. Nie trzeba dodawać, z jakim bólem się to wiązało dla Marty.
– Czemu jesteś niegotowa, dziwko? – Spoliczkował ją.
– Nniee, pproszę…
– Zamknij się, nikt ci nie dał prawa głosu.
Chlipnęła parę razy i nagle poczuła tak straszny ból, jak jeszcze nigdy w życiu. To Piotrek torował sobie drogę między jej pośladkami, gwałcąc jej nieprzygotowany tyłek. Zaczęła kurczowo łapać powietrze, uwięziona między dwoma męskimi ciałami.
– Teraz mamy hot-doga – Chichotał Serhij, a Piotr mu wtórował. Dziewczyna wstrząsana pchnięciami napierających na nią z obu stron chłopaków, nie mogła tego dłużej znieść. W końcu omdlała z bólu.
Ocknęła się sama w brudnym kiblu. Z jej pochwy i odbytu wyciekały strużki spermy. Między piersiami znalazła przyklejoną, żółtą kartkę Post-it z nabazgranym zdaniem:
„I nie nazywam się Serhij.”
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.


Blog Comments
Thorin
2025-07-18 at 10:12
Ach, ten klimat bałtyckiego wybrzeża sprzed jakichś 10-15 lat… nadmorskie spelunki i tandetna muzyka… autor bardzo umiejętnie oddał to w swoim opowiadaniu.
Sama fabuła natomiast, choć niepozbawiona aspektów humorystycznych, jak ucieczka przed niemieckimi wartownikami, jest ostatecznie okrutna.
Marta postąpiła niewłaściwie, to jasne. Ale jednak kara okazała się zupełnie niewspółmierna do występku.
Megas Alexandros
2025-07-19 at 00:14
Dobry wieczór,
pamiętam, że jeszcze na starej Dobrej Erotyce lubiłem czytać opowiadania Lexusa – i bardzo żałowałem, że nie dokończył nigdy swojego cyklu pt. „Uganda”, z którego opublikowane zostały jedynie 3 rozdziały. Na szczęście, były i dokończone dzieła, jak powyższe. Podobnie jak Thorin z przyjemnością przeniosłem się nad ten Bałtyk sprzed dekady czy dwóch (Mad Menów grano w latach 2007-2015, to chyba jedyna wskazówka pozwalająca doprecyzować chronologię). Po części spodziewałem się podobnego zakończenia – że Marta poniesie karę za niewierność – ale nie w aż tak drastycznej formie. Mimo to opowiadanie jest moim zdaniem warte lektury. Może tylko nie dla osób o szczególnie delikatnych nerwach czy nadmiernie rozwiniętym zmyśle empatii.
Pozdrawiam
M.A.
Velaya
2025-07-19 at 15:08
Zgrabnie skomponowane opowiadanie. Autor sprytnie żongluje konwencjami i gra na nastrojach odbiorcy, serwując mu a to obyczajówkę, a to komedię, a to wreszcie kryminał (czyli miejsce, gdzie jak liczę, skończą Piotr i niby-Serhij). Teraz ciekawi mnie ta „Uganda” i chętnie bym ją przeczytała, nawet jeśli urywa się przed finałem.
Anastazja
2025-07-21 at 16:42
Być może włożę kij w mrowisko i popsuję komuś samopoczucie, ale wcale nie uważam, że kara Marty była nadmierna i niepropocjonalna.
Mam głębokie przekonanie, że niewierność jest plagą naszych czasów i powinna być sankcjonowana. Jeśli nie prawnie, to w sposób rozproszony – społecznie.
Owszem, Marta została potraktowana surowo. Ale czasem właśnie taka kara może doprowadzić do trwałej zmiany postępowania. Może następnym razem dwukrotnie pomyśli, nim zdradzi swojego partnera i złamie mu serce.
Tak więc nie mam dla niej współczucia. Pojechała nad morze, puściła się, stara śpiewka. Ale tym razem dogoniły ją konsekwencje własnych działań. Oby wyciągnęła z tego wnioski.