
Дмитрий Якушко, „_DSC6684”, CC BY-ND 2.0
Gdy odłożyłam długopis na ciemny blat biurka, oczy miałam pełne łez. Zagryzłam wysuszoną wargę i znów przeczytałam skierowane do niego słowa. Potem wstałam i znalazłam wyszukaną, kremową kopertę. Czując, że oddaję mu ostatnią już część siebie, włożyłam kartkę do środka…
Drogi Dorianie!
Kiedy byłam jeszcze małą dziewczynką, zgubiłam gdzieś samą siebie. Moja matka zwykła mówić, że jak Alicja z Krainy Czarów wpadłam do tajemniczej nory białego królika i już tam pozostałam. Wtedy nie do końca rozumiałam jej słowa, zwracałam na nią tylko niewidzące oczy i uśmiechałam się nieprzytomnie…
Nigdy w pełni nie widziałam rzeczywistości. Chyba podświadomie chroniłam się przed tym, co zobaczyłyby moje oczy, gdyby ze świadomością spojrzały na świat.
Szare, brudne blokowiska. Szarych ludzi i szare ulice. Mojego żałosnego ojca, śmierdzącego tanim alkoholem i wrzeszczącego na matkę od progu. Zataczającego się już na klatce.
Chyba podświadomie uciekałam do świata wyobraźni, pełnego kolorów i barw. Pełnego piękna.
Potem jednak dopadły mnie wątpliwości. Nie byłam już małą Alicją, a nadal tkwiłam w nierealnej bajce, przeraźliwie bojąc się życia. I nadal unikałam szarych kolorów…
Dorianie, szukałam siebie w wielu miejscach, osobach i doznaniach. Jako zaledwie szesnastoletnia dziewczyna mogłam wspominać więcej niezwykłych doświadczeń niż niejedna czterdziestolatka. Jednak co z tego, skoro wciąż czułam się pusta? Skoro wciąż bałam się wstawać rano? Kiedy obnażyłam przed matką swoje uczucia, spojrzała na mnie smutno i powiedziała mi, że Bóg każdego z nas obdarza czymś niezwykłym. Chyba wtedy pierwszy raz spojrzałam na mamę z pełną świadomością. Skupiłam wzrok na jej twarzy, zniszczonych i posiniaczonych dłoniach, napiętej skórze… Stała na wysokim taborecie i w niemrawych promieniach bladego, popołudniowego słońca myła okno szmatą. Na jej twarzy, niegdyś pięknej, rysowały się przedwczesne, głębokie zmarszczki.
Przełknęłam łzy. „Gdyby Bóg istniał naprawdę, wysłuchałby cię wczoraj”, szepnęłam cicho. Potem wstałam, i dłonią przejechałam po podłużnym, opatrzonym już rozcięciu nad jej lewym okiem. Wczoraj matka głośno błagała, by ojciec nie robił jej krzywdy.
Gdy ukończyłam osiemnaście lat, moja ukochana ciocia podarowała mi sporą sumę pieniędzy. Po obejrzeniu moich licznych rysunków oznajmiła, że moim domem jest Paryż. Powiedziała, że to właśnie tam zostawiłam duszę i teraz czas, bym ja odnalazła.
Szesnastego kwietnia, z niedużą walizką, trzema siniakami na twarzy i zdumiewającą pewnością, że wreszcie robię to co należy, stanęłam na lotnisku. Dwanaście godzin później byłam już w Mieście Artystów..
Dorianie, tam wszystko wyglądało inaczej. Wreszcie byłam wolna i spokojna. Po miesiącu go poznałam. Miał prawdziwy talent. Był wrażliwy, romantyczny, twórczy. Opowiadał mi o gwiazdach, Monecie i baśniach. Jeździł ze mną do wszystkich muzeów, podziwiał mój talent. Przy nim czułam się sobą i wierzyłam, że jestem wyjątkowa. Dzięki niemu niebo było znowu błękitne, a trawa miała soczysto zielony kolor.
Kiedy całował mój kark, odgarniając na bok kaskadę czarnych loków, drżałam delikatnie. Językiem zataczał kółka na mojej szyi, a palcami, przez cienki materiał sukienki dotykał moich piersi. Potem zrywał się nagle, by podbiec do odtwarzacza. Dopływały do mnie dźwięki fortepianu… Chopin grał jeden ze swoich koncertów, a ja znów znalazłam się w jego ramionach.
No właśnie. ZNALAZŁAM SIĘ. W jego ramionach.
Pospiesznie rozpinał guziki sukienki, a ja zamykałam oczy i zawsze wtedy czułam zapach farb, którymi pachniała jego oliwkowa skóra. Wtedy pochylał się nade mną, a jego język trącał moje nabrzmiałe sutki. Przygryzał je delikatnie, by następnie odbyć drogę w dół, aż do pępka. Muzyka rozbrzmiewała z nową siłą, kiedy zębami zsuwał moje wilgotne majtki i szybkim ruchem odrzucał je na bok. Zagłuszała mój pierwszy jęk, kiedy sprawnym językiem drażnił łechtaczkę. Ale on i tak go słyszał. Później jego zwinne palce, wślizgiwały się w moją wilgotną, spragnioną kobiecość, a moje dłonie głaskały jego plecy i tors. Poruszał we mnie palcami, a ja dyszałam głośno.
Kiedy w chwili spełnienia drżałam jak w agonii i głośno krzyczałam, przyciskał mnie do siebie, a do ucha szeptał słowa, których nigdy nie zapomnę.
Potem rano znajdowałam pod drzwiami czerwone róże, a wieczorem znów przyjeżdżał na swoim motorze, by zabrać mnie do teatru.
Rzadko czułam cokolwiek oprócz frustracji i pustki, dlatego miłość do niego wybuchła we mnie z ogromną intensywnością. Za co go kochałam?
Za to, że kiedyś o szóstej rano wyszedł z domu i przyniósł mi lody miętowe, na które miałam ochotę.
Za to, że kiedy przewróciłam się na schodach, opatrywał moje kolana i łokcie, jak małej dziewczynce.
Za to, że mieszkając w tym samym mieście, wysłał do mnie trzy listy miłosne.
Za wszystko.
Trzy lata później zmarł po przedawkowaniu heroiny, a ja wróciłam do Polski. Czułam się, jakby ten cholerny królik znów chwycił mnie w talii i na siłę wciągnął do swojej nory.
Tyle że w świecie wyobraźni też nie było już bezpiecznie. Ani pięknie.
Wcale nie odczuwałam bólu ani smutku! Po prostu nie czułam nic. Znowu.
W dniu moich dwudziestych siódmych urodzin zorganizowano wielką wystawę, na której pokazano również moje prace. Poznałam na niej mężczyznę, który cały wieczór wodził za mną wzrokiem. W pewnym momencie podszedł do mnie i spytał, co stało się z moimi dłońmi.
Nic się z nimi nie stało. Wczoraj wieczorem, płacząc nad III koncertem fortepianowym Chopina, pocięłam je żyletką. Tego jednak nie mogłam mu przecież powiedzieć.
Po wystawie tamten mężczyzna całował moje nadgarstki przez piętnaście minut. Miał bardzo ciepłe, pełne wargi. Delikatnie muskał ustami niezabliźnione podłużne nacięcia. Potem posadził mnie na chorobliwie zimnym blacie w swojej kuchni i masował moje spięte obojczyki, plecy i szyję. Jego zwinne dłonie wprawiły mnie w otępienie i rozleniwienie. Pocałował mnie w usta. Był to bardzo słodki, sugestywny pocałunek, którego nigdy nie zapomnę. Językiem polizałam jego dolną wargę, prawie pewna, że poczuję słodycz cukierków.
Tydzień później ten mężczyzna zabrał mnie nad morze, aby mnie lepiej poznać. W blasku zachodzącego słońca, na chłodnym, białym piasku powiedziałam mu kilka rzeczy o sobie. Był pierwszą osobą, której ze łzami w oczach wyjawiłam część prawdy o moim życiu.
Poznał smutną, bolesną bajkę o Alicji z Krainy Czarów.
Morze szumiało cicho, ja rozpaczliwie płakałam, a on milczał poruszony. Chwycił mnie za dłonie i przyciągnął do siebie. Długo kołysał mnie w ramionach, głaszcząc włosy i całując szyję. Kiedy się uspokoiłam, położył mnie na piasku i drżącymi dłońmi podciągnął wyżej moją białą sukienkę. Gasił mój ból pożądaniem. Wodził dłońmi po rozpalonych policzkach, hamował łzy pocałunkami. Zamykał usta dotykiem. Sprawił, że zaczęłam zapominać. Liczyło się tylko to, że mogłam czuć go w sobie. Poruszał się we mnie rytmicznie, co chwila ocierając łzy, spływające po mojej twarzy i szyi. Zamknęłam oczy.
Krzycząc w chwili spełnienia, mocniej zacisnęłam dłonie na jego torsie, boleśnie wbijając w jego skórę paznokcie. Wysunął się ze mnie i ciężko opadł na piasek. Płakał.
Świt zastał nas, kiedy trzymając się za ręce, oddalaliśmy się wzdłuż brzegu…
Tym mężczyzną byłeś Ty, Dorianie. Pokochałeś mnie, a ja – dzięki tobie, odnalazłam siebie. Teraz nadszedł czas, abym Cię pożegnała, i odeszła do prawdziwej, jedynej Krainy Czarów.
– Twoja Alicja.
Martwą Alicję odnalazł w jej mieszkaniu opiekujący się nią od sześciu lat psychiatra, doktor Alexander. Badanie lekarskie wykazało, że popełniła samobójstwo poprzez zażycie zbyt dużej ilości środków nasennych. Znaleziono przy niej list zaadresowany do Doriana oraz skierowanie do szpitala psychiatrycznego.
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Blog Comments
Tomp
2025-06-30 at 23:31
Piękne opowiadanie. Z entuzjazmem oceniam je jako najlepsze z dotąd przeczytane na NE. Jest zupełnie w stylu Androidki, tyle że u niej rozdęłoby się do 60 minut. Moim zdaniem ze stratą dla swej istoty
Megas Alexandros
2025-06-30 at 23:47
To Androidka pisze opowiadania? Ja znałem ją dotychczas jako komentatorkę.
Pozdrawiam
M.A.
Tomp
2025-06-30 at 23:49
Bo Ty znasz tylko jedno jej wcielenie. 🙂 Ja znam trzy, ale nie wiem, ile ich ma.
Emilia
2025-07-01 at 14:59
To miałoby być najlepsze (czy jedno z najlepszych) opowiadanie na NE? Przyznam, jest poetyckie, ładnie napisane i bardzo smutne. Ale jednocześnie tak wiele mu brakuje do doskonałości. Nie dowiadujemy się, co się stało z Dorianem i ich związkiem, co miałoby duże znaczenie dla ostatecznego wyboru Alicji. Przez co utwór wydaje się mocno spłycony. Paryski romans też ledwie zarysowany. Nie mówiąc już o tym, że dzisiejszy Paryż ma niewiele wspólnego z Miastem Świateł czy Artystów.
Tomp
2025-07-01 at 22:15
Idąc Twoim tokiem rozumowania, doskonała byłaby jedynie instrukcja przygotowania kukuruźnika do startu. Czytałem ją; zawiera krok po kroku opis czynności, które obsługa lotniskowa (mechanicy i pilot) muszą wykonać z uwzględnieniem elementów pogodowych. Ich liczba dochodzi do stu. Ważne było, że tę instrukcję pisali Rosjanie dla Rosjan, bynajmniej nie intelektualiści dla intelektualistów, a za to często po przysługującej każdemu żołnierzowi codziennej setce wódki. W dzisiejszych czasach tak szczegółowych instrukcji już się nie pisze, choć tu jammer106 może się ze mną nie zgodzić.
Od literatury takiej precyzji i dosłowności nie oczekuję. Lubię wzbogacać didaskalia własną wyobraźnią, uzupełniać niedopowiedzenia. W Alicji… nie ma niczego rozpraszającego. Każde zdanie jest ważne, a finał pięknie nawiązuje do znanej powieści Lewisa Carrolla. Konsekwentnie poetycką i mimo wszystko zaskakującą klamrą autor spina treść listu bohaterki.
Pytasz o Doriana. Może dzięki niemu bohaterka znalazła w sobie odwagę i siłę, by przejść na drugą stronę lustra? Czyż to nie piękne przypuszczenie?
Czy była chora? W oczach psychiatry zapewne tak. A w moich? Na pewno odmienna, ale…
Któż zna cudzy umysł? A własny?
Bardziej sobie cenię ulotny obrazek zaledwie naszkicowanej postaci, migawkę z życia, niż łopatologiczny opis: przyszedł, zrobił, powiedział, odszedł (i nie daj Boże jak był ubrany, o której godzinie przyszedł, dlaczego powiedział i co było potem, jak już wyszedł).
Literatura, w przeciwieństwie do instrukcji, ma wzbudzać uczucia, a nie je opisywać.
Emilia
2025-07-02 at 12:48
Między tym szkicem a instrukcją obslugi 'kukuruźnika’ jest chyba jakieś spektrum pełne stanów pośrednich, czyż nie? Nie wiem więc skąd Twoje przypuszczenie. Po prostu chciałabym wiedzieć nieco więcej niż tu napisano.
Opis nie musi być łopatologiczny, ale powinien dawać nieco lepszy wgląd w głowę bohaterki niż ten, który otrzymaliśmy.
Tomp
2025-07-02 at 13:36
Oczywiście, że nic nie jest czarno-białe, a spektrum szarości wykracza poza paletę RAL. Jednak w dyskusji stosuję reductio ad absurdum, by przejaskrawiając, przekazać główną myśl krótkimi obrazami. Przez to zrozumiałość nie grzęźnie w szczegółach.
Indragor
2025-07-02 at 00:17
Smutna, pełna głębokiej depresji historia życia streszczona w krótkim pożegnalnym liście. Całe życie warte wspomnień zawarte w kilkudziesięciu zdaniach. Skondensowane subiektywne emocje, odczucia, wrażenia Alicji. Postrzeganie przez nią świata i miejsca jej samej w tym świecie, miejsca, którego nie zdołała odnaleźć. I tylko chwile zapomnienia tego depresyjnego świata, oderwania się od rzeczywistości choćby na moment poprzez seks.
Tak ja to odbieram. Opowiadanie nie jest doskonałe, ma kilka zadr, Zauważyłem nadmiar zaimków osobowych. Jednak wystarczająco dobre, by zapadło w pamięć. A że nie wiemy, kim jest Dorian? A musimy wiedzieć? To Alicja tu potrzebuje uwagi, wparcia, którego nie otrzymała i skończyło się, tak jak się skończyło.
Tomp
2025-07-02 at 01:28
Moim zdaniem Alicja właśnie dostała od Doriana wsparcie, które wspomogło ją w podjęciu decyzji. Dla wielu życie jest bolesne, choć inni ludzie, zwani normalnymi, niczego traumatycznego w nim nie dostrzegają. Dla nich przejście na drugą stronę lustra może być wyzwoleniem.
Nie mnie oceniać. Ja jestem „normalny”.
A może nie? Może jestem tylko tępy?
Indragor
2025-07-02 at 17:36
Pokrętne wyjaśnienie 😉 No właśnie nie dostała wsparcia lub otrzymała, ale niewystarczające lub źle skierowane, dlatego doszło do popełnienia samobójstwa.
A normalność jako taka jest tylko cechą statystyczną dla określonego gatunku w określonym środowisku.
Megas Alexandros
2025-07-02 at 22:11
Też mi się zdaje, że Tomp nadmiernie tu filozofuje i w dodatku bez przesadnego sensu 🙂
Jeśli kogoś otrzymane wsparcie pchnęła do samobójstwa, to do bani z takim wsparciem. To jest pchnięcie w przepaść, a nie żadna pomoc.
Pozdrawiam
M.A.
Tomp
2025-07-03 at 00:11
Nie zgadzam się z poglądem, że człowiek musi żyć za wszelką cenę i że jego życie nie do niego należy. Dlaczego miłosiernie dobijamy chore psy i kulawe konie, ale czlowiek skręcający się z bólu musi cierpieć, bo musi żyć? To okrutne!
Nie wszystkie choroby są uleczalne i nie każdy ból da się uśmierzyć.
Indragor
2025-07-03 at 17:20
Ależ tu nie chodzi o ból fizyczny, nieuleczalny! Alicja jest po prostu przeraźliwie samotna i czuje się niepotrzebna.
Tomp
2025-07-03 at 22:08
„Pokochałeś mnie, a ja – dzięki tobie, odnalazłam siebie. Teraz nadszedł czas, abym Cię pożegnała, i odeszła do prawdziwej, jedynej Krainy Czarów”.
Nic nie wskazuje na samotność. A ból duszy bywa trudniejszy do uleczenia niż ból fizyczny, bo znamy chemię tkanek, ale nie znamy zasad funkcjonowania psychiki.
Androidka
2025-07-03 at 22:39
Z racji, że zostałam już przywołana (aż tranzystorki w moim zadku zabolały), opowiadanie – względem tych, jakie czekają – jest krótkie, to sobie pozwolę na wypowiedzenie się.
Na początek: cieszę się jako emeryt literacki, że istnieją również inne osoby, nietraktujące erotyki wyłącznie jako sposobu na pisanie pornografii, ale jako tworzenie czegoś „więcej”. I jak na tak króciutką formę (którą JA bym rozciągnęła do godziny lub dwóch), dostaję więcej – ale tylko trochę. Powiedziałabym, że dodatkową gałkę lodów miętowych z czekoladą, ale reszta to totalna wanilia.
Podoba mi się wykorzystanie motywu listu. Rzadko sięgamy po takowy, a przecież już papcio Goethe i jego katujący licealistów Werter opierał się na pisaniu do zmyślonego przyjaciela w celu opowiedzenia historii (zmyślonej) miłości do Lotty. Dawno temu czytałam na zagranicznej stronie po angielsku podobną opowieść – z tym że bohater jechał jakimś odpowiednikiem blablacara (czyli brania pasażerów za dołożenie się do paliwa) między stanami i czytał list od żony, która wyjaśniała mu, czemu go kocha, chociaż po swoich przejściach nie była pewna, czy poradzi sobie z takimi uczuciami. I tutaj, Abbie, dla mnie masz punkciki. Kolejne za dobre stworzenie obrazu psychologicznego samej Alicji, jako kobiety mocno skrzywdzonej, nieszczęśliwej. Nie jest to może Szklany klosz Sylvii Plath (nie znacie? Jak wy możecie wtedy funkcjonować i nazywać się ludźmi?), ale skoro mówimy o czymś na dziesięć minut (dłużej to ja pewnie będę pisała ten komentarz), to ciężko oczekiwać rozmachu powieści o depresji kobiety w czasach, kiedy właściwie nawet nikt nie zdawał sobie sprawy z czegoś takiego.
Napisałam jednak, że dostałam co najwyżej gałkę lodów miętowych na całą masę waniliowych.
Bo tam, gdzie był potencjał na osobistą, podobną do spowiedzi formę, wepchnięte zostają naprawdę klasyczne opisy stosunków seksualnych. Nie wulgarnych, co prawda – ale dosłownie krzyczących na mnie: „Muszą tutaj być, bo to tekst erotyczny, inaczej nikt się nie podnieci!”. A przecież w czymś takim by się prosiło o opisanie odczuć bohaterki wynikających z tego seksu, a nie tylko czynności, do jakich dochodzi w trakcie. Myślę, że mamy tu grupę dorosłych ludzi (dam sobie włosy obciąć, że niektórzy mogą nawet posiadać potomstwo – i to nie z kapusty lub od bociana!), którzy niejednego schabowego suszoną śliwką nadziewali, aby wiedzieć, co się wówczas robi. Ale samej euforii, jaka towarzyszy takim chwilom – i to wielokrotnej? No cóż, posiadacze siurków muszą wybaczyć: opisanie tego pozostaje sztuką tajemną (a przynajmniej: bardzo trudną, bo żadna baba się o to nie pokusiła – wolą opisywać didaskalia pornograficzne).
Druga kwestia to chyba najważniejszy i właściwie najsilniejszy element opowiadania: ostatni akapit.
Proszę odłożyć pochodnie i widły! Już się tłumaczę.
Opowiadanie zaczyna się od narracji samej Alicji, która bierze kopertę i wkłada do niej kartkę, prawda? Potem mamy list, który został na tej kartce zapisany – spoko, coś takiego ujdzie. Kto jednak jest narratorem „epilogu”? Kto nam mówi o tym, że znaleziono bohaterkę w ten sposób?
Przez to mam poczucie, że ten dopisek wygląda bardziej jak odwiert w czwartej ścianie – i dosłownie za nią stoi autor tekstu z bomboxem, z jakiego leci Najsmutniejsze melodie na skrzypce i wiolonczele, część 5, szepcząc do czytelnika:
„Widzisz, to smutne opowiadanie, bo to był list samobójczyni. A teraz poczuj się z tym źle. Rozumiesz? Bo ona popełniła samobójstwo po napisaniu tego listu. Właściwie tylko dlatego, że po tym, jak mu opowiedziała o swoim traumatycznym życiu, to stwierdził, że to doskonały moment na seks i odejście w swoje strony. Ot, tak po prostu. Bo faceci (i zdruzgotane psychicznie baby) tak robią. I dlatego ona się zabiła, a w dodatku napisała do niego list (ciekawe, czy zapytała o imię pomiędzy opowiadaniem o nieszczęśliwym dzieciństwie a romansem w Paryżu). Rozumiesz, ty? Chusteczki chcesz?”
Albo to ja jestem już tak znieczulona wobec takich rzeczy niczym pacjent w narkozie.
Gdyby był tutaj jakiś dodatkowy, wynikający z samego tekstu narrator (np. sam Dorian, który właśnie dostał ten list i usłyszał informacje o śmierci Alicji) albo gdyby pociągnięta została sama narracja z pierwszego akapitu i dosłownie wprost powiedziane:
„Idę do łazienki, z apteczki wyciągam opakowanie tabletek. Zjadam jedną po drugiej, nie patrzę na ilość. Po prostu chcę już to skończyć”
– nie byłoby dla mnie takiego rozdźwięku względem reszty treści.
W każdym razie: uważam, że właśnie dlatego takie teksty mogą – bądź powinny – być rozpisywane szerzej (nawet na godzinę z hakiem). A Kartagina zniszczona.
Ogólnie więc: jest fajnie, jest dość ciekawa konstrukcja, ale ciężko mi stwierdzić, co jest ciałem, a co płaszczem. Bo mogłabym powiedzieć: „pod płaszczykiem smutnej historii opowiada się nam o życiu seksualnym” – ale równie dobrze: „pod płaszczykiem erotycznej nowelki stara się przekazać nam opowieść o samotności kobiety”. Ponadto fakt, że tekst wywołał dość dobrą dyskusję światopoglądową, świadczy, że jest to sztuka przez duże S. Może nie ogromne, ale duże.
Dodatkowo: lektura Alicji z Krainy Czarów (nie tej Lewisa!), a także komentarze Malkomenta z lodowej groty i zaciekawienie szanownego Megasa Alexandrosa modelami Androidek skłoniły mnie do zajrzenia do mojej chłodziarko-zmywarki-blendera i wydobycia stamtąd pewnej wędzonej mrożonki (o zawrotnej długości ~14k znaków, jako dowód, że Androidka też potrafi pisać zwięźle). Kto wie – może trafi ona do skrzynki i wkrótce to mój zadek (z wymienionymi tranzystorami) będzie karnie biczowany.
Tomp
2025-07-04 at 20:02
Kiedyś rozpowszechnałem taki żrt, który (moim zdaniem) dobrze ilustruje, jak pisać erotykę:
>>Najlepszy seks jest wtedy, gdy po jego zakończeniu wszyscy sąsiedzi wychodzą na balkony zapalić papierosa.<>Miernikiem jakości opowiadania jest iloraz objętość dyskusji na jego temat i długości samego tekstu.<<
Według tego kryterium Alicja… jeśli nawet nie jest na czele rankingu, to na pewno jest w czołówce. Neferze: drżyj! 😉
Tomp
2025-07-04 at 20:10
Widzę, że pojawiło się coś innego, niż zapisalem. Widocznie te nawiasy ostrokątne psują. Miało być tak:
Kiedyś rozpowszechnałem taki żart, który (moim zdaniem) dobrze ilustruje, jak pisać erotykę:
___Najlepszy seks jest wtedy, gdy po jego zakończeniu wszyscy sąsiedzi wychodzą na balkony zapalić papierosa.___
Strawestuję to tak:
___Miernikiem jakości opowiadania jest iloraz objętość dyskusji na jego temat i długości samego tekstu.___
Według tego kryterium Alicja… jeśli nawet nie jest na czele rankingu, to na pewno jest w czołówce. Neferze: drżyj!
Megas Alexandros
2025-07-04 at 23:10
„lektura Alicji z Krainy Czarów (nie tej Lewisa!), a także komentarze Malkomenta z lodowej groty i zaciekawienie szanownego Megasa Alexandrosa modelami Androidek skłoniły mnie do zajrzenia do mojej chłodziarko-zmywarki-blendera i wydobycia stamtąd pewnej wędzonej mrożonki (o zawrotnej długości ~14k znaków, jako dowód, że Androidka też potrafi pisać zwięźle). Kto wie – może trafi ona do skrzynki i wkrótce to mój zadek (z wymienionymi tranzystorami) będzie karnie biczowany.”
Androidko, z całego serca Cię zachęcam. Ślij swoją mrożonkę! Jestem jej szczerze ciekaw. Ze swojej strony obiecuję, że biczowanie będzie łagodne (chyba, że wolisz mocniej – ale to już pozostawmy do omówienia na priva 😉 )!
Pozdrawiam
M.A.
Indragor
2025-07-04 at 01:11
„ A przecież w czymś takim by się prosiło o opisanie odczuć bohaterki wynikających z tego seksu, a nie tylko czynności, do jakich dochodzi w trakcie”.
Tak, ale…
Przecież to list pożegnalny, a nie nowela. Pojawiły się w nim fragmenty z życia, które w tym momencie budziły w niej jakieś emocje.
„Kto jednak jest narratorem „epilogu”? Kto nam mówi o tym, że znaleziono bohaterkę w ten sposób?”.
Czy to ważne? Wiemy, że martwą znalazł jej psychiatra. A ta notatka? Może sporządził ją jakiś szeregowy policjant. Postać bez znaczenia. Tak, można byłoby dodać parę słów, ale wtedy opowiadanie byłoby dłuższe ;).
„Właściwie tylko dlatego, że po tym, jak mu opowiedziała o swoim traumatycznym życiu, to stwierdził, że to doskonały moment na seks i odejście w swoje strony. Ot, tak po prostu. Bo faceci (i zdruzgotane psychicznie baby) tak robią”.
Czasami – tak.
„I dlatego ona się zabiła,”
Nie dlatego, ale o tym było wyżej.
Fajny, dość szczegółowy komentarz 🙂
PS. „Szklany klosz Sylvii Plath (nie znacie? Jak wy możecie wtedy funkcjonować i nazywać się ludźmi?)
A »Szklana menażeria« Tennessee Williamsa się liczy?
Androidka
2025-07-04 at 18:31
Ależ panie Kocie!
»Tak, ale… Przecież to list pożegnalny, a nie nowela. Pojawiły się w nim fragmenty z życia, które w tym momencie budziły w niej jakieś emocje«
Na tym polu tekst faktycznie punktuje — szczególnie w części quasi-biograficznej, gdzie poznajemy życie Alicji.
Problemem są dla mnie sceny uniesień, zapisane w taki sposób:
„Muzyka rozbrzmiewała z nową siłą, kiedy zębami zsuwał moje wilgotne majtki i szybkim ruchem odrzucał je na bok. Zagłuszała mój pierwszy jęk, kiedy sprawnym językiem drażnił łechtaczkę…”
W tym momencie mój uśmiech zamienia się w gniewną podkowę.
Sam pan Kot podkreśla: to list pożegnalny. Czy gdyby, nie daj Czarna Boziu, pan Kot pisał swój ostatni list i wspominał „najlepszą kobietę swojego życia”, to napisałby:
„Szarpała moim kindybałem – prawą ręką, bo lewej bym nie dał – z taką pasją, że myślałem, że go urwie. A jak brała do ust, to językiem śmigała wokół żołędzia z taką precyzją, że aż wyłem wniebogłosy”?
No właśnie. Bardziej zapadają w pamięć emocje i to, co dzieje się w głowie i duchu. Dobry seks często kończy się jak urwany film: budzisz się przy kimś, kto ma łopatę w ręku i paniką w oczach.
Można więc taką scenę przerobić np. tak:
„Muzyka pulsowała, a on już zdzierał ze mnie przemoczoną bieliznę. Dotykał mnie tak, jakby nie ciała, lecz duszy — jakby próbował ją oswoić, opleść, zatrzymać. Z mojej krtani wydobywały się dźwięki, których nie rozpoznawałam. A kiedy świat znikał we mgle, jego plecy były ostatnim punktem oparcia.”
Bo, jak stoi w instrukcji obsługi Androidek: »Najlepiej dążyć do pisania dowcipu. Nie tłumaczyć, co jest zabawne — po prostu działać«. I tak samo jest z erotyką: nie chodzi o „łechtaczkę” i „penisa” w trybie dydaktycznym. Bo to potem boli w sklepie zoologicznym:
– Jeden… ykhm, przepraszam, rozmarzyłam się… jeden penis cielęcy wędzony poproszę.
Serio: emocje, metafory, bliskość > scenariusz porno z serii „Ralph i jego śmierdziel”.
»Czy to ważne? Wiemy, że martwą znalazł jej psychiatra. A ta notatka? Może sporządził ją jakiś szeregowy policjant. Postać bez znaczenia. Tak, można byłoby dodać parę słów, ale wtedy opowiadanie byłoby dłuższe ;).«
Otwieramy tekst sceną z Alicją wkładającą list do koperty. A potem… bum — reportażowa notka policyjna jakby wyrwana z zupełnie innego świata.
Rozwiązania są dwa:
– albo pokazujemy samobójstwo z perspektywy Alicji (jej ostatni moment – coś na kształt zamknięcia klamry),
– albo usuwamy scenę z kopertą i rozpoczynamy bezpośrednio od listu.
A na koniec? Wystarczy trik o wielkiej sile: podwójny Enter. Prosta przerwa typograficzna, która tworzy iluzję epilogu.
Spróbuj — działa.
» Czasami – tak«.
Okej, ale Dorian w tej historii wypada jak… emocjonalna pałka. Dziewczyna dzieli się bolesną historią, a on po chwili z nią sypia. Znamy różne reakcje na stres, jasne, ale to wygląda jak: „Opowiedziałaś mi o traumie? Wskakuj do łóżka”.
Gdyby jakiś facet powiedział mi: „Właśnie się dowiedziałem, że umieram / tracę wzrok / życie mnie zgniotło”, to raczej nie zdejmowałabym majtek przez głowę. Zaproponowałabym wyjazd, czas, coś wspólnego — nie szybki numerek.
Podsumowując: w tym opowiadaniu jest potencjał. Forma epistolarna? Piękny pomysł. Ale potrzeba więcej precyzji, konsekwencji, oddechu.
To nie musi być szwajcarski zegarek, ale przynajmniej niech nie wali się sprężyna przy pierwszym zgięciu ręki.
»A „Szklana menażeria” Tennessee Williamsa się liczy?«
Spotkajmy się pośrodku:
„Nazywam się Cezary Baryka, od 20 minut jestem właścicielem tego oto szklanego domu. Powoli zaczynam żałować zakupu, w nocy pizga w dzień parówa, 0 wentylacji i brak kanalizacji robią swoje. Zgadza się CAPI. Ehhhh….. „
Tomp
2025-07-04 at 20:16
A co Ty, Androidko, na propozycję, by napisać Alicję… po swojemu?
Kiedyś na NE było coś, co nazywano pojedynkiem. Trochę inna zasada niż postprodukcja istniejącego opowiadania, ale może, Szanowni Rządzący Portalem, moja propozycja spotka się z akceptacją? Dla mnie byłoby frapującym doświadczeniem czytać różne wersje tej samego pomysłu. W swoim życiu raz taki eksperyment zaliczyłem i efekt był znakomity.
Megas Alexandros
2025-07-04 at 23:14
Nie wiem, Tompie, do kogo się zwracasz per „Szanowni Rządzący Portalem”, wydaje mi się, że Najlepszą rządzi społeczność jej Autorów. A społeczność ta nigdy nie narzucała nikomu tematów. Sam pomysł na opowiadanie nie jest objęty prawami autorskimi, więc nie widzę przeszkód, by kilku Autorów wzięło na warsztat ten sam pomysł i twórczo go rozwinęło.
Pozdrawiam
M.A.
Tomp
2025-07-05 at 00:34
Sądziłem, że skoro „Utwór jest chroniony prawem autorskim”, to jego oczywiste przeróbki wymagają zgody autora bądź jego plenipotentów.
Megas Alexandros
2025-07-05 at 00:39
Na warsztat trafiłby, jak rozumiem, pomysł na utwór, a nie sam tekst. Przecież cała zabawa polega na tym, by napisać coś nowego w oparciu o wykorzystane przez Abbie motywy. A motywy, zaczerpnięte choćby Lewisa Carrolla, już ochronie praw autorskich nie podlegają.
Pozdrawiam
M.A.
Indragor
2025-07-06 at 00:06
„Szarpała moim kindybałem – prawą ręką, bo lewej bym nie dał – z taką pasją, że myślałem, że go urwie. A jak brała do ust, to językiem śmigała wokół żołędzia z taką precyzją, że aż wyłem wniebogłosy”
Ha, ha. Kto wie, kto wie 😀
Ogólnie masz rację, Androidko, chociaż nie wiem, czy aż tak mocnych słów bym użył przy krytyce. Pewnie nie. Jak wcześniej napisałem, opowiadanie nie jest doskonałe, azaliż czy musi, by się podobać?
„Muzyka pulsowała, a on już zdzierał ze mnie przemoczoną bieliznę. Dotykał mnie tak, jakby nie ciała, lecz duszy — jakby próbował ją oswoić, opleść, zatrzymać. Z mojej krtani wydobywały się dźwięki, których nie rozpoznawałam. A kiedy świat znikał we mgle, jego plecy były ostatnim punktem oparcia”.
No tak, ale to chyba tylko androidki tak potrafią 😉
„Otwieramy tekst sceną z Alicją wkładającą list do koperty. A potem… bum — reportażowa notka policyjna jakby wyrwana z zupełnie innego świata”.
A czyż autorzy książek nie stosują na nas czytelnikach czasami takich zabiegów w postaci kubła zimnej wody na koniec? Tu co prawda aż tak źle nie jest, ale czy takie zakończenie to coś złego?
„Zaproponowałabym wyjazd, czas, coś wspólnego — nie szybki numerek”.
No tak, to Ty. Ale ludzie cierpiący na depresję często mają problem, by się zebrać i wyjść po zakupy. A gdzie tam wyjazd!
„To nie musi być szwajcarski zegarek, ale przynajmniej niech nie wali się sprężyna przy pierwszym zgięciu ręki”.
Ale przyznasz, że ta sprężyna mimo wszystko w cztery litery się nie wbija…