Wszystkie tajemnice anonimowego nudesa (Vee)  4.64/5 (11)

17 min. czytania

Ilustracja: Vee

Powietrze w sali matematycznej było ciężkie niczym ołów. Charakterystyczna woń kredy i taniego papieru podręczników ustępowała powoli zapachom niesionym przez wchodzących uczniów. Kwaśny pot wygrywał walkę o prymat z nachalnymi kosmetykami dziewczyn, zaś nieznośny fetor ukraińskich szlugów Kaszany oznaczał, że zbliża się ostatnia lekcja. Trzask drzwi za wchodzącym na końcu Filipem Chmielewskim znikł w zgiełku dogasających rozmów, rozpinanych plecaków i opadających na ławki przyborów.

Zazwyczaj to on był najostrzejszą kredką w piórniku, ale tego dnia, gnębiony przeziębieniem, nie wyglądał najlepiej. Słabość lalusia bezwzględnie wykorzystywały jasne kosmyki włosów, które jeden po drugim skakały za burtę jego nienagannej zwykle fryzury. Chłopak się tym nie przejmował. Ledwo wiedział gdzie i dlaczego w ogóle jest. Na autopilocie podszedł do swojego miejsca. Tam mechanicznymi ruchami przygotowywał się do zajęć. Na stole wylądowały kolejno: cyrkiel, ołówek oraz długopis. Linijkę najwyżej pożyczy. Już miał odruchowo wyciągnąć książkę od matmy, gdy dostrzegł pomiędzy jej kartami błyszczący odbitym światłem jarzeniówki skrawek śliskiego papieru. Ocknął się natychmiast. Nigdy nie używał zakładek, a ta wyglądała na wetkniętą w pośpiechu. Co to takiego? – zastanawiał się. Niepotrzebny paproch, uczniacki liścik? Sięgnął zaciekawiony po znalezisko. To, z jednej strony puste, po odwróceniu okazało się amatorskim zdjęciem.

Naga dziewczyna.

Ukazana od stóp po obojczyki niewiasta nijak nie przypominała gorących lasek z neta. Sprawiająca wrażenie filigranowej, rozkosznie zaokrąglona tu i ówdzie, stała prosto, z jedną ręką wzdłuż ciała oraz drugą uniesioną poza kadr, prawdopodobnie trzymającą telefon. Zamiast silić się na pozy, które zamaskują jej mankamenty, pokazywała się taką, jaką jest. Uderzony falą nieznanego mu dotąd seksapilu, Filip bez ustanku wodził wzrokiem po porcelanowej skórze. Nie zwracał wcale uwagi na przykrótkie nogi czy ledwo zauważalną fałdkę na brzuchu. Chciał tylko pogłaskać dla niepoznaki wąziutkie barki, by potem przyssać się do niedużych, acz ładnie podkreślonych piersi. Jego serce pełną parą pompowało krew ku dołowi, wyostrzając przy tym wszystkie zmysły. Właśnie wtedy zwietrzył podstęp. Co, jeśli to jeden z kumpli pobrał losową spośród miliona podobnych grafik i podrzucił mu dla draki? Wątpliwości w mig rozwiały kolejne obserwacje. Chłopak dopiero teraz dostrzegł za naguską turkusowe zasłony przebieralni, a także charakterystyczne wieszaki z Ciuszka, popularnego sklepu dla młodzieży w Grzeszynie.

Jeśli dotąd nie dostał fioła na punkcie nieznajomej, to od tej pory był już w niej kompletnie zadurzony. Myśl o tym, jak rozbiera się w miejscu publicznym tylko dla niego, a także świadomość nieuchwytnej bliskości między nimi, doprowadzały go do szaleństwa. Kolejne sekundy maniakalnego wpatrywania się w apetyczne ciało pozwoliły mu wedrzeć się do jej umysłu, dzięki czemu pojął z kim ma do czynienia. Ze skromną dziewczyną, która dopiero uczy się samej siebie i nie rozumie jeszcze, że kobietą wystarczy być. Niewinne paluszki bez lakieru na paznokciach, z trudem powstrzymujące się przed zasłonięciem sedna, uświadomiły mu, na jak wielką odwagę musiała się zdobyć, zanim przełamała wewnętrzne opory.

– Filip…

I jeszcze te uda, stykające się w mimowolnej obawie przed tym, że wedrze się między nie i zrobi jej krzywdę! Gdyby tylko mógł, uspokoiłby ją. Powiedział prosto w twarz, którą tak bardzo pragnął zobaczyć, żeby się nie bała. Nie był jednak do końca pewien, czy stojąc przed nią, zdołałby nad sobą zapanować.

– Filip! – Pani Dulska traciła cierpliwość. Mało nie podskoczył. – Możemy zaczynać?

Blondas spojrzał na nią tępym wzrokiem, po czym obejrzał się za siebie. Szukał na twarzach koleżanek porozumiewawczego uśmieszku, iskry w oku, rumieńców na policzkach lub czegokolwiek, co zdradziłoby w nich postać ze zdjęcia. Te owszem, uśmiechały się, albo raczej podśmiechiwały się z jego gapiostwa. Schował więc zdjęcie głęboko do plecaka z taką ostrożnością, jakby ukrywał nagość własnej dziewczyny. Przytaknął nauczycielce i bez słowa usiadł na krześle.

Lekcja nieznośnie się dłużyła. Filip bez skutku próbował zebrać myśli, które krążyły wokół tajemniczej postaci. Chciał raz jeszcze na nią spojrzeć, lecz w warunkach szkolnych wiązało się to ze zbyt dużym ryzykiem. Wycierając zasmarkany nos, zrozumiał, że cieknie mu nie tylko stamtąd. Przewrócił oczami i westchnął ciężko. Dyskretnie poluzował pasek spodni, jednak nadal brakowało w nich miejsca. Musiał czym prędzej znaleźć ujście dla buzujących emocji. Tylko co zrobić, skoro za bardzo szanował poświęcenie anonimki, by załatwić sprawę minutką w toalecie? Okazja nadarzyła się, gdy to Tomek, kolega z ławki, wyszedł za potrzebą. Filip od razu dopadł do jego zeszytu. Z szatańskim uśmieszkiem narysował mu swojego penisa w skali jeden do jednego. Długość odmierzył pożyczoną linijką.

Przez kolejne kilka dni nie było dla Filipa godziny, w której nie próbowałby poznać tożsamości tajemniczej postaci. Im dłużej się jej przyglądał, tym więcej dostrzegał w niej sprytnej manipulatorki, aż w końcu poczuł na sobie bezczelny uśmieszek znad kadru fotografii. Już nie była taka niewinna. Pewna swego rzucała mu wyzwanie w grze, w którą go wciągnęła. To oznaczało wojnę. Blondas niby wiedział, że traci zdrowy rozsądek, ale zamiast nabrać dystansu, postanowił poruszyć niebo i ziemię, byle tylko ją zdemaskować.

Najbliższe posiedzenie tajnego Bractwa Koneserów Kobiet odbywało się zwyczajowo w głównej siedzibie – drewnianej altanie na działce Filipa. Rozpoczął je od pytania, czy któryś z chłopaków nie widział przypadkiem, jak ktoś grzebie mu w plecaku przed matmą. Zakapturzeni chłopacy wymienili się pytającymi spojrzeniami. Nikt nie posiadał żadnych informacji. Lider stowarzyszenia poczuł zawód, choć w głębi serca dobrze wiedział, że to byłoby za proste. Musiał przejść do planu B. Pokrótce streścił zebranym historię zdjęcia.

– Początkowo myślałem, że podrzucił mi to któryś z was, pajace – przemawiał dalej – dlatego zrobiłem skan naszą super drukarką w bibliotece i wysłałem Szczurowi.

– Poddałem obraz wnikliwej analizie pikselowej pod kątem potencjalnego fotomontażu – wyjaśnił wywołany do tablicy Szczur. – Wiarygodność materiału źródłowego została zredukowana przez fizyczne zanieczyszczenia na zdjęciu, musiałem też uwzględnić błąd przesyłu danych podczas skanowania. Mogę jednak stwierdzić, że na osiemdziesiąt pięć procent tło nie zostało doklejone i fotografia rzeczywiście powstała w Ciuszku.

– Brawo, Filip. Masz to zdjęcie od kilku dni, a już udało ci się je porządnie zanieczyścić. – Po przytyku Tomka w altanie aż zawrzało od śmiechu.

Gospodarz odetchnął z ulgą. W niedługim czasie podjął kontrowersyjne decyzje o dołączeniu do grupy dwóch przegrywów i przyjął za dobry omen, że nierozumiejący jego wizji kumple odpuścili temat. Kolejna już obecność Szczura spotkała się na początku obrad ze sporym niezadowoleniem. Oto Tomek, najlepszy przyjaciel Filipa, poczuł się urażony wtajemniczeniem w sprawę zdjęcia najpierw tego frajera. Rudy z kolei miał problem z zaakceptowaniem nowego punktu w regulaminie bractwa, mówiącego o zakazie bicia innych członków podczas spotkań. Dopiero gdy ktoś mu pocisnął, że członka to zbić może sobie w domu, osiłek wreszcie zamknął ryj.

Tymczasem gruby Denis pociągnął kabel ze znajdującego się w szopie Pokoju Degustacji do rzutnika, umożliwiając Filipowi wyświetlenie anonimowego nudesa na zrobionym z prześcieradła ekranie. Nastała cisza, irytująco przerywana przeciskającym się przez szczeliny altanki śpiewem budzącej się wiosny. Wszyscy przybrali eksperckie miny. Tam, gdzie anonimka widziała tylko nagie ciało, oni dostrzegali niekończące się możliwości.

– Ona chciała, żebyś jej szukał. Inaczej zrobiłaby selfie w anonimowym miejscu – stwierdził już na poważnie Tomek.

W ślad za nim podążyli inni:

– Ukryła włosy, nie nosi biżuterii.

– Nawet swoje ubrania schowała pod rzeczami ze sklepu.

– Brak znaków szczególnych.

– Moglibyśmy zidentyfikować ją po telefonie, gdyby go nie wykadrowała… – włączył się Szczur.

– Gdyby była odwrócona tyłem, wystarczyłoby zadzwonić do Marka – dodał Michałek.

– Ja tam wolę ją oglądać z przodu. Fajniutka jest. – Słowa niebieskowłosego Jacola rozluźniły atmosferę, ale Filip szybko przypomniał wszystkim o powadze śledztwa.

– Filip… – Nad głową Michałka zapaliła się żarówka. – Ona schowała to zdjęcie do książki z matmy, bo wiedziała, że to ostatnia lekcja. Mogła to zrobić przez dosłownie cały dzień. Nie sposób zawęzić obszaru poszukiwań.

– Mamy do czynienia ze sprytnym indywiduum – skonstatował Denis, który miał fazę na mądre słowa.

Wszystkie tropy prowadziły donikąd. Członkowie Bractwa coraz częściej uśmierzali rosnące upokorzenie łyczkami zimnego piwa. No bo jak to możliwe, że nie potrafili zidentyfikować fajnej przecież dziewczyny, którą każdego dnia mijali na szkolnych korytarzach? W akcie desperacji ustalili, że najlepszym rozwiązaniem będzie analizowanie każdej koleżanki z osobna. Ta żmudna, choć całkiem miła praca, również nie przyniosła spodziewanych rezultatów. Krystyna miała za duży biust, Olga była zgrabniejsza, Basia za wysoka, u Oli nie zgadzał się odcień skóry, a Końską dyskwalifikowały krzywe nogi. Czytający po kolei listę dziewczyn Jacol w życiu nie pomyślałby o Julce, ale znalazłszy jej imię, aż podrapał się po niebieskiej czuprynie. Figura się zgadzała, do tego gęsty bober między nogami doskonale pasował do jego wyobrażenia tej osoby.

– Julka ma duże znamię na obojczyku! – przekrzyczał go chór wykutych na blaszkę prymusów.

– Skoro nie Julka, to może Martyna? Podobna budowa ciała – zaproponował Tomek.

– Martyna na pewno nie! – uniósł się Jacol. – Ona by tego nie zrobiła…

Pozostali uśmiechnęli się do siebie. Tajemnicą Poliszynela było, że czuje on miętę do popularnej Apostołki. Mimo to Filip zignorował protesty i podzielił prowizoryczny ekran na dwie części – po jednej widniał nudes, zaś po drugiej kolejne zdjęcia Martyny ze skrupulatnie uzupełnianej bazy danych Bractwa. Podczas gdy Jacol siedział obrażony z rękami założonymi na piersi, chłopacy analitycznie porównywali obie sylwetki. Wszyscy bardzo poważnie podeszli do swoich obowiązków. Jedynie Rudy dzielił uwagę pomiędzy prześcieradło, a Szczura, którego wciąż nie akceptował, a ten z kolei patrzył wszędzie tam, gdzie nie było Rudego. Nagle pełną skupienia ciszę przerwało nerwowe wciskanie przez Filipa strzałki w prawo, dopóki ze smutkiem nie zrozumiał, że przelecieli już wszystkie zdjęcia z fapfolderu Martyny.

– To mogłaby być ona, ale… – Kwaśna mina Tomka wyrażała niemałe wątpliwości.

– Co tak naprawdę wiemy o jej cyckach? – Michałek przybrał pozę greckiego myśliciela i popadł w zadumę.

– Gówno wiemy, bo nosi tylko te sweterki – dodał Rudy.

– Powinni je spenalizować. – Gruby Denis nie doczekał się aprobaty dla swojej mądrości.

Tomek porozumiewawczo kopnął pod stołem Filipa. To mogła być Martyna, ale równie dobrze któraś z kilkunastu innych dziewczyn. Gospodarz rozpoznał zmęczenie na twarzach kumpli i wiedział, że żadne piwo nie podniesie już morale grupy. Wstał i podziękował wszystkim za przybycie, rozpoczynając przemowę od „panowie”. Z bólem przyznał, że ich zasoby okazały się niewystarczające, ale nie ma się co dziwić, skoro na poważnie działają dopiero od niedawna. Na koniec wystosował apel, w którym prosi wszystkich o wzmożoną czujność na szkolnych korytarzach i przekazywanie nawet szczątków informacji.

– Choćbyśmy mieli dokonać tego przed samą maturą. – Teatralną pauzę wypełniło gniewne zgniecenie puszki po piwie. – Pewnego dnia odkryjemy prawdę.

 

Julka usiadła przy biurku z kubkiem syropu, który przed dodaniem czterech łyżeczek cukru mógłby uchodzić za herbatę. Siorbnęła łyczek gorącego naparu, po czym odłożyła go na kolorową podstawkę przy starym komputerze stacjonarnym. Ten zgrzytnął rozpaczliwie, jakby wydawał z siebie ostatnie tchnienie. Dziewczyna nie dała się zwieść pozorom i cierpliwie poczekała na załadowanie swojego bloga. Z nawału obowiązków internetowa „Ulka” nie zaglądała na niego przez ładnych kilka dni. Nie mogła wiedzieć, że pod jej nieobecność ta niewielka, intymna przestrzeń zmieniła się nie do poznania.

Już w panelu administratorki została zaatakowana przez powiadomienia o dotacjach, które odbijały się w momentalnie zeszklonych oczach. Z wrażenia aż zasłoniła usta. Kiedy raz jeden dostała wartego dziesięć złotych wirtualnego dmuchawca, nie mogła zasnąć z radości, że ktoś docenił jej pracę. Teraz otrzymała takich sześć, ponadto cztery pikselowe tulipany i wyceniany na sto złotych bukiet cyfrowych róż od niejakiej FUNki. Julka nie posiadała się ze szczęścia. Przecież za tyle pieniędzy mogłaby kupić wymarzoną letnią sukienkę, a do tego przez pewien czas dawać trochę więcej na tacę! Musiała ochłonąć. Podniosła się niechętnie z fotela, żeby otworzyć okno. Jeszcze zanim wczesnowiosenne powietrze na dobre rozgościło się w pokoju, znów siedziała wpatrzona w monitor.

Całe zamieszanie spowodowane było historią o wykradzeniu sekretów Bractwa Koneserów Kobiet z ich zeszytu, w którym oceniali wygląd szkolnych koleżanek. Wpis ten w niespełna tydzień dwukrotnie przebił liczbę wyświetleń wszystkich pozostałych notek razem wziętych! To przełożyło się rzecz jasna na szokującą liczbę komentarzy, które Julka czytała bez opamiętania.

Początkowo wierne obserwatorki skupiły się na samej treści sensacyjnego wpisu – doceniały spryt oraz determinację autorki, a co bardziej bezpośrednie podkreślały też, że choć same postąpiłyby podobnie, kradzież jest zła i należy się jej wystrzegać. Zaraz po nich przybyła druga fala internautek. Te, głównie pod nowymi dla Julki nickami, rozpływały się nad jej blogiem. Obie grupy połączyły się w dyskusjach nad tym, czy tajne Bractwo Koneserów Kobiet funkcjonuje tylko w szkole Ulki, czy może w innych placówkach jest po prostu nieco bardziej tajne. Ktoś zainicjował nawet fantazjowanie o analogicznym stowarzyszeniu zrzeszającym dziewczęta: jak mogłyby się nazywać, co robić i czy swoją działalność zdołałyby utrzymać w tajemnicy?

Następnie nad ulkowelove.blox.pl zebrały się ciemne chmury. Pojawiały się głosy prześcigających się w teoriach spiskowych, rozhisteryzowanych wielbicielek. Niepokoiło je, że autorka, która przecież pod koniec kultowego już wpisu prosi o rady, nagle znika bez słowa. Julka przypomniała sobie strach, jaki towarzyszył jej po uświadomieniu sobie, że w notesie Bractwa zostawiła swój długi, ciemny włos. Mimowolnie zerknęła na wiszący nad drzwiami krzyżyk i w duchu podziękowała opatrzności. Co by zrobiła, gdyby zakończone żarliwym amenem modlitwy o brak spostrzegawczości chłopców, nie zostały wysłuchane? Wolała nie wiedzieć. Tym bardziej po sugestii jednej z nowych czytelniczek, że Ulka mogła zostać przez Bractwo porwana. Na szczęście Analia69, stała bywalczyni, wcieliła się w rolę moderatorki i uspokoiła towarzystwo.

Dziewczyny przyjęły jej słowa z umiarkowanym optymizmem, po czym szybko doszły do nowego konsensusu: może rzeczywiście Ulka nie loguje się na bloga codziennie, może jest cała i zdrowa, ale niebezpieczeństwo wciąż czyhało za rogiem, dlatego dla własnego dobra powinna chłopakom zadośćuczynić, najlepiej zdradzając im własny sekret.

Julka, którą w związku z kradzieżą gnębiły tak silne wyrzuty sumienia, że odpuściła nawet comiesięczną spowiedź u księdza Arka, wierciła się niespokojnie. Debata trwała. Oto ktoś zaproponował, żeby podała chłopakom adres bloga. Inna osoba sugerowała zdradzenie im, czy już się całowała lub uprawiała seks. Ależ wywołałoby to w nich emocje! Od samego wyobrażania sobie ich min, twarz blogerki przybrała barwę pomidorka dojrzewającego na słońcu. I to jeszcze przed dotarciem do komentarza Analii69, który zebrał niebotyczną wręcz ilość lajków:

„Może i my chcemy wiedzieć, co myślą chłopacy, ale oni wolą nas oglądać. Ulka powinna zdradzić im tajemnice swojego ciała”.

– Po moim trupie… – szepnęła do siebie Julka.

Nigdy by się przed nimi nie rozebrała. Choćby nawet chciała, nie znalazłaby w sobie dość odwagi na coś tak niemoralnego! Mimo to weszła z czytelniczkami w polemikę, głównie dla podbicia liczb na blogu i przypodobania się algorytmom. Początkowe motywacje szybko ustąpiły zwykłej ciekawości: co pomyśleliby koledzy na jej widok? Czy zdołałaby ich zawstydzić? A może coś więcej? Gdy tak bujała w obłokach, ktoś zaproponował, żeby Ulka wysłała im nagie zdjęcie. Niewinna sugestia drążyła jej umysł niczym kropla w skale. To naprawdę miało sens! Jeśli Bractwo zorientuje się w kradzieży, łatwo powiąże Julkę z nadesłanym zdjęciem i uzna je za uczciwą zapłatę. Gdyby nawet kradzież uszła jej płazem, oddaniem fotografii odpokutuje swoje ciężkie winy. W obu przypadkach wygrywa. Mimo to decyzja nie należała do łatwych. Przytłoczona ciężarem sprawy blogerka postanowiła zrobić przerwę, podczas której utworzyła krótki wpis z podziękowaniami za wsparcie i zaprzeczyła, jakoby znajdowała się w niebezpieczeństwie. Zdradziła też, że między lekcjami nieświadomy posiadanej przez nią wiedzy Filip umawiał się z chłopakami na kolejne spotkanie Bractwa, o czym niebawem zamierzała napisać więcej.

Następnie wysłała pierwszą wiadomość prywatną do Analii69. Potem kolejną i kolejną.

Po dwóch dniach intensywnej korespondencji miała nową przyjaciółkę. Bratnią duszę, tak samo jak ona poszukującą osób, przed którymi mogłaby się bezpiecznie otworzyć. Jakże wstyd było Julce za spowodowaną nickiem wcześniejszą niechęć do Analii69, gdy ta opowiedziała swoją historię. Okazała się wychowaną w duchu chrześcijaństwa uczennicą liceum, naprawdę nazywała się Analia, co symbolizuje mądrość, a „69” oznaczało liczbę szwów założonych po wypadku samochodowym. Julka sprawdziła to. Rzeczywiście istniało takie imię, choć w Polsce nosiły je zaledwie czterdzieści cztery kobiety. Co prawda nie znalazła pasującej do opisu dziewczyny na Facebooku, ale ponad połowa osób o tym imieniu w ogóle nie istniała w sieci lub ukrywała swoje dane. Julka sama chciałaby ograniczyć korzystanie z mediów społecznościowych, dlatego tylko wzmogło to jej szacunek do internetowej koleżanki.

O tym, jak i o wielu innych rzeczach, mogłyby rozmawiać bez końca. O modzie, relacjach z chłopakami, kwestiach wiary i rzecz jasna bieżących problemach Ulki. Zdaniem Analii sprawę należało rozwiązać nudesem, zaś Julka trzymała się nadziei, że być może istnieje inny sposób. W chwilach zagubienia pomocy zwykła szukać w swoim ulubionym Starym Testamencie. Ileż razy przerzucała się w gronie Apostołek biblijnymi frazami, żeby rozstrzygnąć spory moralne! Oj tak, Julka była w tej grze bezkonkurencyjna i ochoczo rzuciła wyzwanie Analii. To był błąd.

Analia, znaczy mądra.

Julka z kretesem poległa w szermierce na cytaty z Pisma. Ilekroć znajdowała argument za biernością i przeczekaniem burzy, zostawała kontrowana jednoznacznymi interpretacjami innych fragmentów. Porażkę przyjęła z honorem. Dzięki niej zrozumiała, że w myśl idei „oko za oko” powinna złożyć w ofierze swoje ciało na ołtarzu chłopięcych umysłów, by te w swej ciekawości nie zbłądziły ku pornografii i pokazać im jak naprawdę wygląda kobieta. W ten sposób nie tylko zmaże swój grzech, lecz także wykorzysta szansę na zrobienie czegoś dobrego.

Podczas spaceru po Parku Brzozowym zaczęła obmyślać plan. Zdjęcie musiało być wykonane w pomieszczeniu rozpoznawalnym, a jednocześnie zapewniającym anonimowość. Najpierw przyszła jej do głowy szkolna toaleta, ale ta była zdecydowanie za mała. Z tego samego powodu odrzuciła przebieralnię na basenie. W końcu przypomniała sobie o obszernych przymierzalniach w Ciuszku. Te miały zresztą dodatkowy atut – sporych rozmiarów lustra. Oczywiście wiązało się to z pewnymi komplikacjami. Własne ubrania postanowiła zakryć innymi, wziętymi ze sklepowych wieszaków, a telefon umieścić wysoko poza kadrem. Tylko co zrobić z charakterystycznym znamieniem na obojczyku?!

Skontaktowała się z Analią69. Wytłumaczyła, że Bractwo bez problemu rozpozna ją po znamieniu, a wówczas wszyscy wezmą ją za ladacznicę. Kiedy cały plan zawisł na włosku, internetowa przyjaciółka zaproponowała retusz w Photoshopie, który dodatkowo zdejmie z niej wszystkie podejrzenia. Nie było już odwrotu.

Nazajutrz Julka udała się do Ciuszka. Owładnięta stresem, ledwo łapała oddech, do tego gryzł ją typowy dla odzieżowych sklepów zapach. Na miękkich nogach obeszła kilka stanowisk, wzięła ubrania, jakich nigdy nie chciałaby mieć, a następnie udała się z nimi do przymierzalni. Tam zrzuciła z siebie wszystko. Spojrzała na własne odbicie, nie mogąc uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Co jeśli ktoś ujrzy bose stopy w centymetrowej luce między podłożem a kotarą lub przez pomyłkę wejdzie do kabiny? Wszystkie próby pozbycia się katastroficznych myśli spełzały na niczym, a poczucie bezradności dodatkowo potęgował nieprzyjemny powiew na zroszonej potem skórze. Głośno przełknęła ślinę. Musiała wziąć się w garść! Nauczona doświadczeniem, spięła włosy w kok. W pośpiechu uniosła komórkę na wysokość głowy i już miała pstryknąć fotkę, gdy nagle na ekranie telefonu błysnął jej naszyjnik z krzyżykiem. Czym prędzej go zdjęła. To wszystko trwało zdecydowanie za długo! Była pewna, że jeszcze chwila, a jej serce niechybnie wyskoczy z piersi. Resztkami sił zebrała w sobie odwagę, by raz jeszcze wyprostować się nie tylko przed lustrem, ale i Filipem, Marcinem, Tomkiem oraz wszystkimi tymi, którzy kiedyś zobaczą to zdjęcie. Upewniła się, że nic więcej jej nie demaskuje, po czym kilkanaście razy nacisnęła migawkę. Nie tracąc czasu na przyjrzenie się efektom, migusiem założyła własne ubrania. Z Ciuszka wyszła bez żadnych zakupów.

Po powrocie do domu wybrała najkorzystniejsze ujęcie. Mimo że zamierzała pozostać anonimowa, część niej chciała zrobić na chłopakach dobre wrażenie. Wysłała plik do Analii, a ta w magiczny sposób usunęła znamię tak, że nie było po nim ani śladu. Pozostała kwestia doręczenia zdjęcia. Najłatwiej byłoby wysłać je na e-mail Filipa, domniemanego lidera Bractwa, ale Julka panicznie bała się namierzenia przez adres IP. Na cyfrowej wersji obrazu z pewnością łatwiej byłoby również odkryć ingerencję programu graficznego Analii. Z tych powodów postawiła na doręczenie fizycznej kopii zdjęcia. Fotografię wydrukowała drukarką rodziców na papierze zakupionym specjalnie na tę okazję z blogowych dotacji. Wydumała także, kiedy mogłaby niezauważenie wsunąć je do plecaka Filipa.

Była przerwa między pierwszą a drugą lekcją. Plecaki klasy 2c stały niestarannie ułożone wzdłuż ściany przed salą profesor Brylskiej. Na korytarzu pustka. W końcu wszyscy ciągnęli na dziedziniec, gdzie mogli odetchnąć wiosennym powietrzem i nacieszyć się łaską słonecznych promieni. Tymczasem Julka ostrożnie stąpała po starym gumolicie, byle tylko ten nie zdradził jej obecności doniosłym piskiem. Uklękła dla niepoznaki ze swoim plecakiem, po czym zaczęła grzebać w tym należącym do Filipa. Szybko znalazła w nim książkę od matematyki, do której zręcznie wsunęła zdjęcie. Czuła, że raz na zawsze oddaje chłopakom materialną cząstkę siebie, ale w chwili tej nie miała już wątpliwości, co należy zrobić. Ledwo zapięła plecak Filipa, a tuż przed nią wyrosła sylwetka Basi. Świat Julki zatrzymał się. Jej życie lada chwila miało zostać zniszczone. Nie wiedziała co gorsze: zostać puszczalską czy złodziejką? Rozpaczliwe poszukiwania wyjścia z sytuacji przerwało nagłe odkrycie, że outsiderka nie zauważyła niczego podejrzanego.

– Hejka-naklejka! – przywitała się Julka. – Co słychać?

 

„Gdybym była taka ładna, też nie umiałabym w photoshopa”.

Ksiądz Arek z przechyloną głową przyglądał się krytycznie wiadomości. „Umiałabym w photoshopa” było bardzo trendy i cool, ale dla wzmocnienia młodzieżowości postanowił dodać na końcu dwa emotikony z wytkniętym językiem. Idealnie. Choć przez ostatnie kilka dni czarny przycisk na ekranie tabletu parzył go niczym rozżarzony węgiel, tym razem bez lęku wcisnął enter. Zimny wiatr zaszumiał złowrogo za oknem, z parteru dobiegały odgłosy krzątającej się po kuchni siostry Józefiny. Wiedząc, że wieczorem nikt nie będzie go już niepokoił, poprawił się wygodnie na prostym łóżku o solidnej, drewnianej ramie.

Spał na nim od przeszło trzech lat, kiedy to z silnym postanowieniem poprawy przybył pełnić bożą posługę do Grzeszyna. Tak samo jak w poprzednich miejscach, szybko zaskarbił sobie sympatię wiernych pogodą ducha i niezrównaną wręcz pasją do wszystkiego, co robił. Szczególny kontakt nawiązywał z młodzieżą. Nic w tym dziwnego. Będący w wieku chrystusowym duszpasterz mógł jej starszobratować przy jednoczesnym zachowaniu ojcowskiej estymy. Czuł się lubiany, doceniany i tak wspaniale wolny od problemów. Wreszcie odnalazł swoje miejsce na ziemi. Przynajmniej dopóki do drzwi nie zapukały dawne demony. Otworzył.

Wtedy jeszcze myślał, że tylko je uchyla. Że Analia69, internetowa tożsamość do śledzenia młodych blogerów i blogerek nigdy nie dosięgnie niewinnych dusz przez cyfrową barierę kodu binarnego. Przez chwilę działało. Bóg mu świadkiem, naprawdę działało! Skąd miał wiedzieć, że pewnego feralnego dnia usłyszy w konfesjonale historie znane mu z ulkowelove.blox.pl?

Początkowo próbował temu zaradzić, ograniczając kontakt z Julką do minimum. Zaprzestał rozmawiania z nią po lekcjach religii, a nawet wycofał się z prowadzenia spotkań na plebanii. Cóż z tego, skoro młoda wierna chodziła na spowiedź wyłącznie do niego? Zresztą sam nie potrafił zrezygnować z lektury jej wirtualnego pamiętnika. Za bardzo ją lubił. Tak samo jak Elę spod Poznania i Miłosza z Podlasia. Po „incydencie” z tym ostatnim, biskup wpadł w furię i tylko dzięki bożej opatrzności zgodził się dać zagubionemu kapłanowi kolejną szansę.

Ksiądz Arek długo ją wykorzystywał, ale zdobywszy wcale-nie-anonimowego nudesa, nagle znalazł się po drugiej stronie Rubikonu. Choć zdążył poznać każdy piksel nadesłanego zdjęcia, wpatrzony w ekran wciąż odkrywał w nim nowe szczegóły. Tym razem nie zamierzał zadowalać się samym patrzeniem. Otoczył dziewczynę kordonem funkcji korektora graficznego i stopniowo zmuszał ją do ulegania niecnym zachciankom. Tu zwężał, tam poszerzał, wprawiając Julkę w iście erotyczny ruch. Mało tego! Bawił się kolorem, a także poprawiał kontrast. Za pomocą kilku tylko suwaczków potrafił sprawić, by najciekawsze krzywizny kobiecego ciała przepychały się w kolejce przed jego oczy. Owładnięty obsesją, nie czuł wyrzutów sumienia z powodu śmiałych prób ingerencji w boskie stworzenie. Doszedł do takiego pobudzenia, w którym nie widział już nic poza sceną z przymierzalni. I wciąż pragnął więcej. Skierował myszkę na międzynóże, po czym kilkakrotnie przybliżył obraz. Robił to już wiele razy, lecz teraz z nadzieją, że po wprowadzeniu korekt, dostrzeże coś nowego w gęstym zalesieniu. Nic z tego. Musiał obejść się smakiem.

Po tym zawodzie do świadomości kapłana na powrót przebijał się niewielki świat jego pokoju. Czysta kołdra na łóżku, proste meble, niewielki obraz na białej ścianie. Dotarło do niego, co się stało. Z obrzydzeniem odrzucił tablet i energicznie podniósł się z łóżka, jakby pełzał po nim jadowity wąż. Spojrzał na urządzenie z poczuciem zdrady. Tylko czy na pewno to on został zdradzony? Z napięcia na czole wystąpiła mu pokaźna żyła. Postanowił zrobić coś, na co nigdy nie zdecydowałby się w towarzystwie – podwinąć rękawy. Cięte blizny na przedramionach przypominały o nastoletnich czasach, gdy próbował wypruć z siebie całe zło. Wtedy Bóg przybył mu na ratunek. Dlaczego do cholery nie zrobi tego teraz?! W suchych ustach księdza Arka dojrzewał krzyk, ale to tylko pogorszyłoby sytuację. Zresztą dobrze wiedział, co należy począć. Usunąć zdjęcie z tabletu, a następnie wszystkie konta z blogosfery. Niestety, nie był gotowy na taki ruch. Zamiast tego obszedł parę razy pokój, aż w końcu spoczął na klęczniku pod oknem. Miał z niego dobry widok na strzelistą wieżę kościoła z czerwonej cegły. Nabrał głęboko powietrza. Czy ktoś go w ogóle wysłucha? Musiał spróbować. Owinął wokół dłoni drewniany różaniec i wypowiedział pierwsze słowa. Modlił się za najbardziej potrzebujących.

Zaczął od siebie.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tags:
Blog Comments

W miejscach, gdzie zmienia się osoba narratora, przydaloby się światło, bo teraz treść się zlewa. Może dlatego nie zrozumiałem, o co autorowi w tym opowiadaniu chodzi.
Modlitewnik to mala, bo kieszonkowa, książeczka. „Spoczywanie” na nim to jakiś masochizm.

Tomp, masz rację w sprawie modlitewnika. Mnie chodziło o klęcznik, a to słowo wydało mi się bardziej sugestywne. Wciąż mam focha, że słownik nie uznaje mojej wersji 🙂

Co do światła, to w nadesłanej wersji wszystkie rozdziały były od siebie oddzielone znakiem, którego – jak podejrzewam – nie zna tutejszy edytor tekstu. Poproszę o zrobienie odstępów starym, dobrym enterem, bo ten konkretny chochlik może mocno wpłynąć na odbiór opowiadania 🙁

Za wspólny czas nad tekstem dziękuję oczywiście Ani. Praca korektora często zostaje niezauważona, a wierzcie lub nie, ale tekst po drobnych (lub nie) zmianach prezentuje się o wiele lepiej niż dotychczas 🙂

Zdecydowanie mam nadzieję, że lepiej, a nie gorzej…

Ciekawe, że modlitewnik mi umknął… może nie jestem mocna w słownictwie kościelnym, ale bez przesady 😉

Swoją drogą może powinniśmy zrobić wśród odbiorców ankietę czy ich zdaniem niebieskie włosy są „kolorowe”. Każde włosy mają jakiś kolor, naturalny lub nie, ale przymiotnik „kolorowy” najczęściej znaczy tyle co „wielobarwny”, czyli posiadający wiele kolorów (nawet nie odcieni!).

Uśmiechy

A.

Aniu, modlitewnik to mój błąd. Nie przyszłoby mi do głowy, że to słowo ma tylko jedno, odnoszące się do książeczki znaczenie.

Również ciekawi mnie co inni myślą o kolorowych włosach Jacola 🙂

Ba! Każdy błąd jest zawsze błędem autora! Korektor się pod niczym nie podpisuje! 😉

Jest taki mem z gościem z zaskoczoną miną i podpisem „This escalated quickly”. I takie jest to opowiadanie. Każda kolejna odsłona przebija poprzednią. Aż do ostatniej, która przebija wszystko i wprowadza do tej ogólnie zabawnej historii elementy thrillera.

Bardzo mi się spodobało narastanie napięcia, ale trochę boję się w którą stronę to pójdzie, teraz, gdy do zabawy dołączył prawdziwy drapieżnik.

I czy Julka nie stanie się kolejnym „Miłoszem z Podlasia”.

Cześć, Emilia! Na Ciebie zawsze można liczyć 🙂 Nie bardzo mam się z czym nie zgodzić, więc powiem coś innego. Mianowicie, dalsze losy Julki są już wielu czytelnikom znane. Zawarły się w… jednym z pierwszych moich opowiadań, które jeszcze nie pojawiło się na NE. To czyni śledzenie komentarzy na tym portalu szczególnie intrygującym. Czasami widząc reakcje zastanawiam się, w jakiej kolejności powinno się czytać poszczególne teksty i chyba zawsze dochodzę do wniosku, że w dowolnej. Nie chcę Ci niczego zdradzać.

Może tyle, że warto zostać w Veersum. Obiecuję nie zjadać własnego ogona 🙂

Ciekawie rozpisane perspektywy i ładnie nakreślone portrety psychologiczne całej trójki. Nie wiem, kto mnie bardziej przekonuje – klasowa dewotka, lecz niepozbawiona pewnej zmysłowości, czy ukrywający swą prawdziwą naturę ksiądz. Najsłabiej na ich tle wypada Filip, bo nie jest aż tak charakterystyczny, ale i on daje radę jako klasowy chad.

A korzystając z okazji, Vee, chciałam podziękować za wzięcie mnie w obronę w wątku wiadomym 🙂

Cieszę się, że polubiłaś moje postacie i, jak rozumiem, całą historię. Tym bardziej, że opowiadanie ma nietypową dla mnie formę, która nie dla każdego okazuje się zrozumiała. Pozwolisz, że stanę nieco w obronie Filipa. Choć pierwszy rozdział jest pisany z perspektywy Filipa, uważam że występuje w nim bohater kolektywny – całe Bractwo. Julka (Ulka) rzuca wyzwanie nie tylko blondasowi, ale całej, potężnej organizacji. Jej członkami są charakterni chłopcy i większa kreacja Filipa doprowadziłaby chyba do przesytu. Jego postać i tak jest już dobrze wykreowana w innych tekstach (akurat tych, które Cię nie zainteresowały), stąd tutaj taka decyzja. Czy słuszna, nie wiem 😀

PS. Filip uwodził Julkę na jej osiemnastce w moim pierwszym tekście na NE. Minęło półtora roku, a historia zatoczyła koło. Pamięta ktoś? 🙂

Dobry wieczór,

był taki moment podczas lektury podrozdziału Julki, w którym zacząłem podejrzewać, że za Analią69 ukrywa się… Szczur. Fakt, że niedawno wstąpił do Bractwa Koneserów Kobiet, ale przecież może grać na dwa fronty, prowadząc własną, makiaweliczną intrygę i podpuszczając jednych na drugich.

Wybrane przez Ciebie rozwiązanie jest równie ciekawe, lecz jestem mocno przywiązany do mojej pierwotnej teorii 🙂

Ogółem bardzo ciekawe opowiadanie, także od strony formalnej. Któregoś dnia muszę przeczytać raz jeszcze wszystkie opowiadania Veersum, być może układając je według klucza personalnego (a nie samej chronologicznej kolejności tekstów), tak by prześledzić wszystkie te powiązania. Czuję, że sporo smaczków umyka mi przez to, że teksty pojawiają się w sporych odstępach czasu i jakby celowo traktują o różnych wątkach. Kiedyś tak właśnie uczynię. Rozwikłam te wszystkie splątane linie fabularne. Tylko znaleźć na to tak ze dwa tygodnie wolnego czasu… ech, to większe science-fiction niż opowiadanie Indragora!

Pozdrawiam
M.A.

Megasie, to i tak nieźle, że wyczułeś intrygę pod Analią69. Ta „postać” po raz pierwszy pojawiła się w „Ocenach…” i miała odegrać tylko epizodyczną rolę. Staram się jednak plastycznie podchodzić do tego, co mam. W ogóle… kto wiedział o istnieniu takiego imienia? Dla mnie to była jedna z zabawniejszych chwil procesu twórczego.

A Szczur? Widzę sporo argumentów za, ale i kilka przeciw (jeden sam wymieniłeś). Wydaje mi się, że Dawid Myszkowski jest postacią lubianą, dlatego zapewniam, że dokona on jeszcze wielkich rzeczy!

Nie mam porównania z innymi twórcami, ale wydaje mi się, że smaczków i nawiązań jest w Veersum rzeczywiście całkiem sporo. Od czasu do czasu takie dostaję głosy. Oczywiście trudno wyłapać smaczki w publikacjach z minimum miesięcznymi odstępami. Tym bardziej, że zazwyczaj skaczę po mikroświatach moich postaci i wątki wiążą się co kilka opowiadań. Skoro jednak nawet Szczur i Raffaello zdobyli ostatnią bazę, to nie ma rzeczy niemożliwych 🙂

Z całego opowiadania najbardziej zaintrygowała mnie postać księdza Arka. Mam nadzieję, że stanie się on bohaterem kolejnych! Tym bardziej, że Pan Hyde coś nie kontynuuje swojego cyklu o grzesznym kapłanie, więc pojawiła się na NE ważna i domagająca się wypełnienia nisza!

Thorinie, ks. Arek pojawił się ponad rok temu w innym opowiadaniu jako puszczenie oczka w stronę Pana Hyde’a. W tym tekście poniekąd puszczam drugie oczko. Kto wie, czy zdjęcie Julki ostatecznie nie wylądowało w bazie biskupa? No, ale to nie moja historia. Nie wykluczam jakiegoś wątku z ks. Arkiem w przyszłości. Warto przy tym pamiętać, że nie jest on tak cyniczny, jak ks. Józef 😉

Leave a Comment