Never more (Barman-Raven)  3.61/5 (6)

11 min. czytania

Charlie Marshall, „Candle-Light and Reflections”, CC BY 2.0

A obiecywałem sobie, że już nigdy więcej. Pieprzone, krucze “never more”.

Miałem pokiereszowaną nie tylko głowę, ale i duszę. Wiem, brzmi banalnie do wyrzygu, ale tak było w rzeczywistości. Starałem się obudować na nowo murem sarkazmu i negowania jakichkolwiek emocji.

Kolejne partnerki lądujące w łóżku pozwalały pozbyć się seksualnego napięcia. Niektóre nawet polubiłem, inne przelatywały jak komety, zostawiając tylko zapach na pościeli. Żyłem co prawda bez emocjonalnych wzlotów, ale za to spokojnie i bezpiecznie. Słowo klucz: bezpiecznie. Nie miałem sił na przepychanki, udowadnianie, że nie jestem wielbłądem, wytrzymywanie scen zazdrości i oskarżeń o niewierność.

Proste życie – codzienna praca, sporadyczny seks, w każdy weekend opieka nad dzieckiem. Starałem się nie angażować i nie wciągnąć w coś bardziej wymagającego niż tylko kumpelstwo. I wychodziło to coraz lepiej.

Aż do teraz.

***

– Dzień dobry, ależ jestem podekscytowana!

Uśmiech poraził mnie swoją intensywnością. Przytulała mnie, jakbyśmy znali się od lat.

W końcu wydostałem się z jej objęć. Zaskoczyła mnie takim przywitaniem. Nigdy nie lubiłem niespodzianek. Jestem w stanie przewidzieć większość reakcji osób, z którymi mam kontakt. Obserwuję ich na co dzień zawodowo, naprawdę nie jest łatwo mnie zadziwić. Dlatego mam alergię na ludzi, którzy zachowują się niestandardowo – na tyle, żebym nie był na to przygotowany. Po ostatnich doświadczeniach z nieprzewidywalną wariatką ostatnią rzeczą, na którą miałem ochotę, było bycie zaskakiwanym.

Instynkt podpowiadał, bym brał nogi za pas. Ciekawość jednak zwyciężyła.

Po tym, jak wyplątałem się z jej ramion i doprowadziłem do porządku ubranie, pomaszerowaliśmy do mojej ulubionej knajpki.

Nie zamykała jej się buzia. Trajkotała, jakby jej ktoś za to płacił. Nie mogłem wyjść z podziwu, ile słów potrafiła wypowiedzieć w ciągu minuty. Wyraźnie przykrywała gadatliwością swoje skrępowanie.

Chyba źle rozegrałem początek. Powinienem być bardziej radosny, bardziej otwarty, bardziej ekstrawertyczny. Niestety, nie umiem okazywać entuzjazmu. Skutecznie się tego oduczyłem. Tak jest bezpieczniej.

Rozmowa. I kolejne zaskoczenie. Tak, wiedziałem, że jest inteligentna, ale jej sposób formułowania myśli, jasność spojrzenia i umiejętność prowadzenia dyskusji była oszałamiająca. Czy tak w ogóle może myśleć przedstawicielka płci pięknej? Jak się okazywało i jak miałem okazję się naocznie przekonać, istnieją takie kobiety. Takie, przy których zamiast leniwie i od niechcenia prowadzić dialog trzeba było wysilić neurony, by dotrzymać im kroku. Kolejne zaskoczenie, ale tym razem – przyznaję – pozytywne.

Przypatrywałem się interlokutorce, zastanawiając się, jak można łączyć powab młodziutkiej kobiety z taką dojrzałością. Wiedziałem, że jest ode mnie niemalże dekadę starsza, ale wyglądała nie jak MILF, ale zaledwie rozkwitła do kobiecości dziewczynka.

Cholerny brak spójności. Dysonans, który nakręcał daleko poza standardową sztywność w spodniach.

Spotkaliśmy się w wiadomym celu. To miał być wstęp do seksu. Specyficznego seksu. Obydwoje szukaliśmy w sferze erotycznej podniet polegających na męskiej dominacji i kobiecej uległości.

Patrzyłem na piękną, inteligentną i emocjonalną kobietę i zastanawiałem się, co ja mogę jej dać, oprócz mojego rozbuchanego libido i stonowanego okazywania emocji.

Czy to może wystarczyć?

Zwłaszcza że z samym BDSM miałem niemały kłopot. Ani nie poczuwałem się w pełni do roli mastera, ani do końca nie rozumiałem tego, co się w tym obszarze dzieje.

Czy prawdziwy dominujący może mieć wątpliwości? Czy może wciąż – po piętnastu latach – szukać swojej drogi w świecie sadomasochizmu? I co najważniejsze – czy taki człowiek zasługiwał na kogoś tak wartościowego jak moja towarzyszka dzisiejszego wieczoru?

Rozstaliśmy się, nawet bez pocałunku. Wracałem do domu z ulgą. Jeden z niewielu razy, kiedy rozum wziął górę nad chucią. Ulga połączona z zadowoleniem. Nie podjąłem ryzyka. Nie wyściubiłem nawet nosa z głębokich okopów. Zachowałem się zgodnie z zasadą naczelną – wszystko jest okej, dopóki bawimy się bez angażowania. Bezpiecznie.

Nocna Warszawa migała światłami latarni za oknami taksówki. Wjeżdżając na most, poczułem to po raz pierwszy. Malutki robaczek z powieści Łysiaka poruszył odwłokiem i zaczął swoją mozolną wędrówkę.

Jeszcze wtedy nie wiedziałem, co oznaczało to minitąpnięcie. Poczułem coś na kształt tęsknoty. Żalu, że ta noc skończyła się tak szybko. I ekscytacji na myśl, że spotkamy się następnego dnia.

***

Zwykle to ja wywoływałem emocje w partnerkach. Nasycałem się nimi i natychmiast poszukiwałem kolejnej ofiary, by dała mi posmakować swojego odczuwania. Byłem kimś (albo czymś) na kształt wampira emocjonalnego. Im większa amplituda emocjonalna u kochanki, tym większą przyjemność sprawiało mi czerpanie energii i karmienie się cudzym rozedrganiem, pożądaniem, strachem i miłością. Czułem się pusty w środku – jak blaszana bańka.

Pewnego wieczoru, kiedy oswoiłem się już z przenikliwością kochanki, siedząc przy drewnianym stole, na którym płonęła pojedyncza świeca, wyjaśniałem swoje zauroczenie jej osobą:

– Widzisz, zupełnie nie przeszkadza mi ta twoja – jak mówisz: nadmierna – emocjonalność. Prawdę mówiąc, potrzebuję jej. Ja sam jestem jak cymbał brzmiący – pusty w środku.

Popatrzyła na mnie uważnie. W brązowych oczach odbijał się płomień świecy.

– Nie jesteś wcale pusty. Jesteś tylko bardzo przestraszony.

Aż mnie zatkało. Swoje zmieszanie ukryłem, odpalając papierosa. Uśmiechnąłem się poprzez chmurę dymu. “Myślisz, że tak dobrze mnie znasz, że aż tak już się przed tobą odkryłem? Ja niczego się nie boję” – najpierw przyszło wyparcie.

“A może jednak masz rację? I boję się tak bardzo, że nawet nie przyznaję się przed sobą samym? Niemożliwe, nie mam powodów, żeby się bać” – następnie zaprzeczenie.

A potem rezygnacja i zwątpienie: “Kurwa mać! Ależ jestem popierdolony. Czego ty, moja słodka dziewczynko, szukasz u gościa, który boi się nie tylko okazywać emocje, ale również je odczuwać?”

Wyciągnąłem do niej rękę. Pod palcami poczułem skórę jej dłoni. Było w tym dotyku tyle ciepła i łagodności, że zaparło mi dech.

Miało być “never more”. Pieprzyć to!

Pochyliłem się w jej stronę. Wziąłem ją sobie. Wargami, językiem, zębami. Zaborczy, gwałtowny, zachłanny. Nie czekałem na rodzące się pożądanie, nie kierowałem się jej odczuwaniem, nie nastawiałem się na jej przyjemność. Zgwałciłem ją w usta pocałunkiem. Pozbawiłem oddechu. Wdarłem się pomiędzy zęby, przejechałem językiem po dziąsłach, a potem po podniebieniu. Przytrzymana wplątaną w jej włosy dłonią nie miała możliwości ruchu.

Była moja. Z mojej woli, z mojego podniecenia, z mojego pożądania.

Odsunąłem się na kilka centymetrów od twarzy kochanki. Wstrząsały nią drgawki. Nieprzytomny wzrok, przyspieszony oddech. Ciemny róż szminki rozmazany na twarzy.

Jeszcze raz wziąłem ją sobie. Całą. Jak moją własność. Bez szacunku dla delikatności. Istniała po to, bym mógł zatopić się w jej usta i brać przyjemność. Bez oglądania się na sprawiany ból. Istniała po to, bym mógł bawić się oddechem i szorstkością języka.

Jak marionetka dała sobą pokierować. Niżej, niżej, jeszcze niżej. Opadła na kolana.

– Chciałaś mnie całego?

Popatrzyła na mnie niewidzącym wzrokiem. Kiedy naprężony członek oparł się o jej policzek, otrząsnęła się z letargu. Łapczywie nakryła go ustami.

Zaledwie kilka liźnięć i zapakowałem kutasa głęboko w gardło. Otworzyła się na mnie, pozwalając na głęboką penetrację. Pozwoliłem sobie na brutalność.

Rżnąłem ją miarowo w usta przez kilka sekund. Chwyciłem za włosy i oderwałem głowę od mojego łona. Cieniutkie smużki śliny zmieszane z ejakulatem ciągnęły się między ustami a prąciem. Całe ciało mojej kochanki się trzęsło. Nie panowała nad drżeniem głowy, potrząsała nią jakby w proteście przed tym, co z nią robię. Już nauczyłem się, że był to ewidentny dowód tego, jak bardzo jest podniecona. Fetyszystka śliny i spermy.

“Jesteś moja. Tylko moja. A jestem cały… – Zawahałem się. – A co z “never more”? Zakochać się jeszcze raz…? No żesz kurwa! Czy mogę to powiedzieć? Czy mogę złożyć t a k ą deklarację? Przecież nie jestem na to gotowy. Nigdy nie będę gotowy. Nie dam sobie ponownie skopać tyłka. Jeden raz wystarczy. Stul dziób i nie daj poznać po sobie, że ci zależy.”

***

Kolejny wspólny wieczór. Obcisła spódnica, bluzka, pod którą rysowały się piersi. Niedbała elegancja, styl, który zwalał mnie zawsze z nóg. Na pierwszy rzut oka było widać, że ta kobieta ma klasę i że dobrze się czuje w biznesowym casualu. Swoboda w ruchach i naturalność w każdym geście. Dojrzała kobiecość w pełnym rozkwicie.

Zwykle to do mnie należała przewaga wieku i doświadczenia życiowego. Dziwne uczucie. Takie odwrócenie ról było dla mnie zaskoczeniem. Rzeczywiście, czułem się przy niej czasami chłopięco.

– Mój chłopczyk… – uśmiechała się promiennie.

Cholera! Przecież ja tu mam grać pierwsze skrzypce. Znałem doskonały sposób na przywrócenie właściwego rozkładu ról.

Poprowadziłem ją przed okno. W nos drażnił mnie zapach perfum. Delikatna nuta zapachowa, która jak mgiełka otaczała jej szyję i dekolt. Doskonała mieszanka zapachu i feromonów, upajająca swoją intensywnością. Podciągnąłem spódnicę, obnażając pełne kule pośladków. Moja dłoń powędrowała pomiędzy uda. Podniecenie nawilżyło opuszki palców.

– Poczekaj tu chwilę, nigdzie się nie ruszaj.

Brakowało jednego, znaczącego elementu. Naga szyja prowokowała do ugryzienia, a nie mogłem sobie pozwolić na ekstrawagancję pozostawienia odcisku swoich zębów na jej skórze. Obroża z metalowymi kolcami eliminowała tę pokusę. Poza tym ostatecznie określała nasze relacje.

Podniosła włosy, pomagając mi w zapięciu skórzanej obręczy.

Odszedłem na kilka kroków, żeby przyjrzeć się swojej uległej.

Długie nogi obleczone w pończochy, wypięta pupa, podciągnięta spódnica i pochylony tułów kochanki jako żywo przywodził na myśl sceny z “Sekretarki”.

Moja kobieta była zdecydowanie bardziej atrakcyjna niż aktorka z filmu.

W dłoniach ściskałem bambusową trzcinkę. Lubiłem jej kształt i sztywność. Moje ulubione narzędzie do zadawania bólu. Precyzyjnie użyte mogło ledwie naznaczyć bólem albo zafundować rozległe obrażenia podskórne sięgające do mięśni. Przy odrobinie starań potrafiłem uderzać samą końcówką, pozostawiając na ciele krótkie, intensywne znaki lub uderzać całą długością, znacząc skórę długimi pręgami.

Świadomość, że będę jej dziś używał, dawała ekscytację już dawno zapomnianą.

“Tylko tak, żeby nie było dziecka” – przypomniał mi się wiersz Bursy. Cóż, dziś ta fraza brzmiała odrobinę inaczej: “Tylko tak, żeby nie było śladów”.

“Jestem pieprzonym sadolem” – pomyślałem, biorąc zamach. Świst bambusa i drgnięcie całego ciała partnerki. I jeszcze raz. Różowe pręgi układały się równiutko jedna przy drugiej. Zduszony skowyt bólu. Zaciśnięte pięści. Zamknięte oczy. I pulsujące bólem ślady.

Nie biłem mocno. Nie lubiła tego typu doznań. Nie czerpała z tego przyjemności jak masochistka. To, co mogło podniecać, to świadomość mojego nakręcenia tą sytuacją. I poddanie się woli kogoś silniejszego, nawet jeśli w zamian otrzymywała ból. Paradoks uległości – czerpać przyjemność z poniżenia, z bycia wykorzystywaną.

Jak bardzo chciałem wyrysować na jej pośladkach sine pręgi… Jak bardzo chciałem sprawić, że wyłaby z bólu i miotała przekleństwa… Jak bardzo chciałem zostawić ślady nabiegłe krwią… Ale nie tym razem.

Przerwałem, nim zdążyła zaprotestować.

Podszedłem na odległość oddechu i napawałem się jej odczuwaniem. W zagłębieniu pleców zebrała się odrobina potu. Nie zastanawiając się, co robię, zlizałem warstewkę słonej wody. Zapiekły mnie wargi. Wtedy uświadomiłem sobie, że przez cały ten czas, utrzymując kontrolę nad sobą, bezwiednie przygryzałem wargi.

Przytuliłem twarz do gorących pośladków.

Po chwili, kiedy już całkiem naga podsuwała biodra pod dotyk palców, dotarło do mnie, jak mocno odczuwam naszą relację. Byłem urzeczony tym, jak pięknie wygląda w blasku świec. Ciepłem jej ciała, łagodnością ruchów i oddaniem wyczuwalnym w każdym geście.

Ni stąd ni zowąd poczułem, że szklą mi się oczy. “Co się ze mną dzieje? Przecież ja nigdy nie płaczę.” Nie chciałem odrywać swojej dłoni od wilgotnej skóry kochanki, więc tylko potrząsnąłem głową. Poczułem, jak po policzku jedna za drugą ciekną mokre drobinki. “Co się ze mną dzieje? Zachowuję się jakbym… był zakochany.”

– Co się stało? – Oczywiście dostrzegła te kilka łez.

“Kocham cię i nie radzę sobie z tym uczuciem. Mam nadzieję, że to rozumiesz. Tak dawno nie otwierałem się na nikogo, że nie wiem, jak mam się teraz zachowywać” – chciałem powiedzieć, ale zamiast tego usłyszałem, jak moje usta mówią:

– Jesteś taka piękna…

***

Całe łóżko było mokre. Podniosłem się z kolan, karmiąc wzrok widokiem kobiecego ciała. Rozłożone białe uda odsłaniały szerokie, różowe pęknięcie. Najpiękniejsza pizda na świecie. Jej właścicielka oddychała głęboko. Bezwstydna. Bezwolna. Oszołomiona.

Zdjąłem zupełnie przemoczoną koszulę. Boże, jaką miałem na nią ochotę! Ta kobieta odbierała mi rozum. Karmiła moje najbardziej perwersyjne marzenia. Tak jak choćby teraz. Uwielbiam seks oralny, ale to, że mój język będzie w stanie wywołać kilkukrotny wytrysk u mojej kobiety, było dla mnie całkowitym zaskoczeniem.

Niesamowite! Fontanna spomiędzy ud zalała moją twarz, rozprysła się wokół i zachlapała łóżko, a także mnie samego. Całkowite zaskoczenie. Po obu stronach.

Nie byłbym sobą, gdybym nie spróbował, jak smakuje. Spodziewałem się żelazistego smaku – charakterystycznego dla końcówki menstruacji – ale mój język napotkał smak lekko słonej morskiej wody. Jeśli uznać, że miałem do czynienia z fetyszystką spermy i śliny, to we mnie narodził się właśnie wielbiciel kobiecego ejakulatu. Chciałem zlizać z jej pachwin, ud i warg sromowych wszystkie pozostałości squirtu. Nie spodziewałem się, że moje zabiegi sprawią, że fontanna tryśnie jeszcze raz. Jeszcze obficiej. Mocny strumień trafił wprost do moich ust, zabierając możliwość oddychania. Zakrztusiłem się, ale nie oderwałem języka od kobiecości. Mój umysł przeżywał orgazm – przyssany do łechtaczki odczuwałem coś na kształt szczytowania.

Z oddali dobiegł głos pytający:

– Czy ty masz dwa języki…? – I wtedy jakbym otworzył tamę. Wokół mnie rozlała się płynna rozkosz. Skurcze pochwy wypuszczały kolejne fale słonawego płynu, jakby próbując mnie utopić. Z ustami pełnymi jej soków podniosłem się znad wszechobecnej mokrości.

W kilka sekund pozbyłem się spodni i poprowadziłem wzwiedzionego penisa wprost w pulsujący srom. Przyjęła mnie z westchnieniem. Rozmyte dotychczas spojrzenie skupiło się na mojej twarzy. Jakby próbowała wyczytać wszystkie emocje, całą przyjemność, całą rozkosz, którą ona sama mnie obdarowywała.

Im bardziej skupiałem się na egoistycznym pierdoleniu jej ciała, tym bardziej błyszczały oczy, tym twarz kochanki stawała się jaśniejsza.

Podkuliłem jej kolana pod brodę. Domyśliła się, czego pragnę. Była jedyną kobietą, przy której nie musiałem się bać, że sprawię ból, wchodząc za głęboko. A teraz chciałem ją mieć dla siebie całą. Do samego krańca pochwy. Z pełną swobodą i pełnym rozpasaniem.

Jebałem, zmieniając tempo, raz gwałtownie i szybko, raz powoli i z wyrachowaniem. Byłem delikatny i brutalny, nieśmiały i zdecydowany.

W końcu mogłem pozwolić sobie na brak kontroli. W końcu odczuwałem całym sobą. A ona na to wszystko mi pozwalała. Wtulona w moje ciało spijała każdy oddech, każdy jęk i każdy grymas na twarzy. Czułem, jakbyśmy zespolili się w jeden organizm – perpetuum mobile, którego elementami były nasze wciąż i wciąż nienasycone siebie nawzajem ciała. Orgazm był jak porażenie piorunem. Bez kontrolowania się, bez opanowania – wbiłem się głęboko na całą długość.

Odczuwanie, którego nie sposób przekazać słowami, bo wykraczające poza zdolność pojmowania. Spełnienie i na poziomie fizyczności i umysłu. Jakby niewidzialne nici przenikały i ją, i mnie, wiążąc nas we wspólną całość.

Po chwili – nie wiem jak długiej – poczułem delikatny dotyk jej dłoni na policzku. Wiedziałem już, że znalazłem swoje dopełnienie.

Nie byłem w stanie wymówić ani słowa. Ale one chyba nie były już potrzebne.

***

Dawno minęła północ. Leżała przed kominkiem z kieliszkiem białego wina w dłoni. Refleksy ciepłego światła podkreślały jej rysy twarzy. Zaspokojona wariackim seksem w nocnym lesie oddychała miarowo. Pod powiekami miałem jeszcze jasność pośladków, pomiędzy którymi przesuwał się ciemny kształt mojego członka. Szeroko rozstawione nogi drżały w rytm kolejnych pchnięć. W nikłej poświacie wewnętrznych lampek samochodu widziałem oparte o maskę SUV-a jasne dłonie.

Jakiż kontrast w porównaniu ze spokojem obecnej chwili.

Uwielbiałem te momenty, kiedy byliśmy sam na sam ze sobą i kiedy cały świat przestawał istnieć. Chwile, w których patrzyła mi prosto w oczy, a ja tonąłem w źrenicach.

Milczeliśmy, choć było tyle do opowiedzenia. Czasem warto zachować słowa na później, by nie rozpraszały uwagi, by jeszcze intensywniej odczuwać bliskość.

Chciałem zatrzymać czas. Chciałem, żeby ten moment spokojnego milczenia trwał w nieskończoność.

Taką mam ją przed oczami. Taką mam niemalże na wyciągnięcie dłoni. Taką ją chowam w pamięci.

Niestety. Kruk miał chyba rację.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tags:
Blog Comments

Nigdy nie komentuję choć znam wszystkie teksty, niektóre prawie na pamięć… Nie komentuję bo zwykle słów mi brak i nie jestem w stanie zdobyć się na żaden mądry komentarz. Jednak po kolejnym "WOW" postanowiłam zaznaczyć swoją obecność. Powoli łapię się na tym, że najpierw sprawdzam czy tekst napisał Barman-Raven, a jak sie okaże ze "Tak!" to z ogromnym podnieceniem połykam tekst bez względu na porę dnia i nocy. Jednak ostatnio teksty są jakby bardziej smutne… Mniej techniki więcej emocji. Dla mnie na plus! Choć szkoda że jest więcej smutku niż radości 🙂 tak czy siak chyba powoli staję się twoją oddaną psycho-fanką, co w pewnym sensie mnie przeraża. Chyba jestem jednak bardziej popieprzona niż mi się wydawało do tej pory, bo nigdy nie spodziewałabym się po sobie tak silnych reakcji na serwowany klimat. Kończąc, czekam na więcej, bo już jestem głodna kolejnej porcji twojej twórczości.
~Oddana fanka

Ten tekst nie wydaje się być smutny. Zakończenie może i owszem, ale tym razem czytam o BR zadowolonym, niemalże szczęśliwym choć lekko skonsternowanym i z obawami czy wszystko interpretuje jak należy.
"Mniej techniki więcej emocji." Dla mnie także na plus. Może więcej Kruka w Kruku? Jednak chyba nie byłby sobą gdyby nie zaskoczył dosadnymi, soczystymi opisami.

NoNickName

Niemal słyszy się głos Kruka snującego w zadumie tę czułą opowieść. Bo właśnie czułość przede wszystkim mnie w tym tekście ujęła. Jeszcze jeden dowód na to, że mężczyźni potrafią pisać o głębokich uczuciach, choć tak rzadko o nich mówią.
Piękno splotu słów urzeka. Świetne metafory. Wulgaryzmy jak smagnięcia owej bambusowej trzcinki na delikatnym kobiecym ciele. Nie powiem "wow", ale westchnę z zazdrością nad kunsztem Autora.

już niedługo usłyszysz na żywo 😉 będzie audioopowiadanie 🙂

Dziękuję pięknie Paniom za tak łaskawe słowa.
Nie lubię tłumaczyć co autor miał na myśli, ufam w inteligencję czytelniczek i czytelników NE, więc niech za komentarz wystarczy wyimek z tekstu piosenki

"When here in my mind
I have been blind
Emotionally behind
I have faith I will find
The mercy in you "

"A ma dusza z tego cienia, co komnatę zaległ wzdłuż,
Nie powstanie – Nigdy Już!"
Edgar Allan Poe, przeł. Zenon Przesmycki

Kruku, genialne nawiązanie do mojego ulubionego autora.

Smutek, brak nadziei, emocjonalne biczowanie się bohatera wspomnieniami. To to, co odczytuję z Twojego opowiadania. I nie będę pytał co autor miał na myśli 🙂

Wielki szacun

Pozdrawiam
Smok

Pozwolę sobie nieśmiało zaprotestować, to nie są wspomnienia. Historia ma ciąg dalszy. Kochany Autorze, wprowadzasz czytelników w błąd, poproszę nieśmiało o wykreślenie ostatniego zdania. 🙂 Unicorn_Woman

Smoku ;]

Unicorn_Woman, w tamtym czasie, gdzy powstał tekst rzeczywistość opisywana w opowiadaniu dla głównego bohatera wyglądała właśnie tak.
Narracja pierwszoosobowa może sugerować utożsamianie autora z głównym bohaterem, ale jeśli opiszę gwałt, zabójstwo lub inny okropny czyn czy sięgniesz po telefon wybierając 112? Oczywiście że nie. Dlaczego? Bo narrator/główny bohater to nie ta sama osoba co autor. Dystans do tego co czytamy jest niezmiernie ważną cechą.
Oczywiście posiłkuję się wydarzeniam ze swojego życia, nastrojami, uczuciami ale jeśli opowiadanie zostaje pokazane publicznie traci swój osobisty charakter. Polega korekcie, modyfikacjom, "szlfowaniu" i po którymśtam z kolei sczytywaniu zaczyna funkcjonować jako osobny – zakończony i zamknięty – byt.

Nasza relacja Unicorn_Woman trwa nadal, szczęśliwie nie zakończyła się tego ostaniego wieczoru i moja pamięć może karmić się kolejnymi obrazami, dzięki którym mam nadzieję napisać jeszcze nie jedno opowiadanie ku chwale NE! ;]

Już mnie korciło, aby napisać dokładnie to samo, ale z telefonu było to nie wygodne, a jak usiadłem do komputera to mnie uprzedziłeś 🙂

Co można jeszcze zrobić, aby czytelnicy przestali utożsamiać narratora/bohatera z autorem? :-/

Tak jeszcze dorzucę z odmętów internetu 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=QzR4cyTL2Gc

Barmanie,
jak mamy zachować dystans do twoich opowiadań skoro emocje w nich zawarte są tak dobrze opisane? Gdy sami podczas czytania je odczuwamy? Gdy ten ból, rozdarcie, lęk jest tak rzeczywisty, że nie podobna by był tylko wymyślony? Opisany, gdy Autor jest szczęśliwy…
Takie teksty tylko dowodzą tego iż Autorzy piszący tutaj należą do jednych z NAJLEPSZYCH.
Dziękuję za to opowiadanie.
Ktoś.

Być może później napiszę bardziej obszerny komentarz. W tej chwili jestem w stanie napisać jedynie że jest to jedno z najlepszych i najbardziej szczerych opowiadań jakie miałem okazję czytać.
Jestem pod dużym wrażeniem. Gratulacje! 🙂

Jeszcze raz dziękuję.

Barman ulega deformacji, bo wspomniana wcale nie musi mieć pejoratywnego wydźwięku. Popatrzmy na jego teksty z przed kilku lat. Inny facet.
Tylko zadaję sobie pytanie, czy rzeczywiście mogę pisać o zmianie? Czy może Autor jest bardziej świadom siebie? Może, co innego jest teraz wyznacznikiem jego życia. A może łatwiej, dzisiaj niż "wczoraj", przyznać się przed samym sobą, że ma się uczucia, że coś może boleć, na kimś zależeć.
Wcześniejsze teksty to plejada erotyzmu obleczonego emocjami. Teraz emocje, wrażenia i refleksje są główną przyprawą podanej przez Autora erotyki.
Lubię nowego (?) Barmana.

kenaarf

Wiwisekcja Kruka na podstawie tekstu… Która to twarz Barmana? Do 50tki mi nieco jeszcze brakuje :]

Nie tekstu, tylko całej twórczości Kolegi dostępnej na NE.
Która to twarz… Prawdziwa, jak mniemam.

Nie mogę zrozumieć po co w tekście te wulgaryzmy? Dla mnie są drażniące i nijak nie pasują do klimatu…

Muszę jeszcze raz przetrawić tę schizę – zwłaszcza graficznie, bo mi niszczy psychę.
Emocje! K***a! Naucz mnie tego!

Albo może lepiej nie… :p

Gregu – ja piszę jak baba, jak ostatnio usłyszałem. Ty jesteś chłop. I niech tak pozostanie ;]

Leave a Comment