O magii krawieckiej III. Obsydian (Unstableimagination)  4.92/5 (12)

32 min. czytania

Ilustracja: Unstableimagination z użyciem DALL-E

obsydian (Lapis Obsidianus) – bardzo twarda i odporna na szereg czynników skała wylewna, naturalne szkło powstające w wyniku natychmiastowego stygnięcia lawy. Łatwość przywoływania sprawia, że jest częstym składnikiem kinetycznych barier obronnych. Problem kruchości rozwiązuje się stosując domieszki […]

 

Compendium Magiae Defensivae. Oficyna Drukarska Gildii Magów Bitewnych

 

Ogromna komnata zniknęła pochłonięta triumfującą ciemnością. Długie rzędy regałów, drążki z setkami ubrań, stoły robocze – wszystko to przepadło i pozostała jedynie mała wyspa z kamiennych płyt: krąg światła z biurkiem pośrodku, w którym powietrze zdawało się wibrować od gęstniejących emocji. Rozmyte sylwetki profesora i jego studentki odbijały się w wyblakłych szybkach witraży jak w małych kolorowych lusterkach.

Mrok napływał coraz bliżej przyciągany niewidzialną siłą. Światło magicznej lampy drżało pełne wątpliwości, czy powinno powstrzymywać ciemność. Przecież nie wydawała się ona groźna – podgrzana słabnącym blaskiem, raczej ciepła i miękka, otulała szczegóły wpatrzonych w siebie twarzy, a jednocześnie wyostrzała pozostałe zmysły.

 Zapach lawendy stał się głębszy, a w ciszy wyraźnie słychać było dwa oddechy i delikatny szmer tkaniny, kiedy Sophie próbowała zapiąć mankiet.

W zazwyczaj uporządkowanej głowie profesora panował chaos. Jaki był efekt pomyłki w parametrach czaru? Jakim sposobem zaklęcie sprawiło, że młoda kobieta w tak szczególny sposób straciła nad sobą kontrolę?

“To uniesienie na jej twarzy…”

Spojrzał w kierunku biurka. Na brzegu szerokiego drewnianego blatu leżały stanik i figi studentki. Dlaczego pozbyła się ich tak szybko? I dlaczego widok tych kawałków tkaniny wzbudza tak silne emocje?

Oderwał wzrok od bielizny i skierował go na zręczne palce, którym właśnie udało się włożyć srebrny guzik w wąski, podłużny otwór obrębiony błyszczącą nicią. Podszedł i postawił przewrócony fotel.

– Panno Sophie, czy mogłaby pani mi wytłumaczyć, co się właściwie stało? – zaczął ostrożnie. – Ja nic nie rozumiem. Skoro czar zmienił materiał w bardziej przyjemny, dlaczego pozbyła się pani bielizny, jakby parzyła?

Uniosła głowę, uśmiechnęła się niepewnie i potarła czoło.

– Nie, nie parzyła, ale… bardzo mnie rozpraszała. – Zastanawiała się przez chwilę. – Może spróbuję to panu pokazać. – Sięgnęła po figi i podeszła bliżej. – Czy mógłby pan wystawić rękę?

Domyślił się, o co chodzi: przy odpowiednio cienkiej tkaninie daje się czasem wyczuć stłumiony efekt niektórych rodzajów zaklęć, pod warunkiem, że materiał znajduje się blisko właściciela. Uniósł dłoń wnętrzem do góry, a Sophie zbliżyła do niej figi. Nagle zawahała się i spojrzała z niepokojem.

– Czy… to nie będzie dla pana zbyt… odpychające?

– Dlaczego miałoby być? – zdziwił się, zerkając na silvalen, który lekko połyskiwał w świetle lampy.

– No… nie wiem. W końcu to bielizna… Po całym dniu… – Zaczęła powoli cofać rękę.

– Nie jest odpychająca nawet w najmniejszym stopniu – powiedział żarliwie. – Zapewniam, że jest wręcz przeciwnie.

Skrzywił się, za późno zdawszy sobie sprawę, że taki entuzjazm jest całkowicie niestosowny. Młoda kobieta przechyliła głowę, a delikatny uśmiech przebiegł przez jej wargi.

– Aha – powiedziała, rozkładając figi i wsuwając je na jego dłoń. – Gdyby zmienił pan zdanie, proszę powiedzieć.

Ułożyła i wyrównała tkaninę. Szersza strona, ta która wcześniej opinała pośladki, leżała teraz na wyciągniętej ręce profesora, a reszta wisiała swobodnie pod spodem. Mężczyzna zacisnął wargi – miękki materiał wciąż był zaskakująco ciepły. Opuszki palców dotykały najgorętszego miejsca, gdzie doszyto drugą warstwę. Mógłby przysiąc, że białe włókna były tam lekko wilgotne. Przełknął ślinę. Zachwyt po raz kolejny wywołał w nim napięcie, a myśli splątały się jeszcze bardziej.

Sophie przycisnęła figi dłonią, tak że przylgnęły mocno do jego skóry. Pod wpływem jej dotyku zaklęcie wplecione w tkaninę znów zaczęło działać.

Cornelius wciągnął powietrze, bo materiał zmienił się całkowicie! Absolutna miękkość dawała wrażenie płynu, który poruszał się samoistnie i… drżał. Wibracje pojawiały się i znikały falami, a ich siła za każdym razem była trochę inna.

Ona to czuła w tych wszystkich miejscach…” – uświadomił sobie poruszony.

Przez ciało profesora przebiegł dreszcz, unosząc włoski na karku. Profesor spojrzał w oczy studentki, nieświadomie otwierając usta. Uśmiechnęła się, a on kręcił głową z podziwem. Magia krawiecka przywróciła mu jasność myśli.

– Fascynujące! – wyszeptał po chwili. – To najrzadszy rodzaj rezonansu tkaniny! Składowe harmoniczne miękkości, gładkości i elastyczności stały się idealnymi wielokrotnościami częstotliwości właściwej silvalnu. Każda z inną wartością – stąd te ciągłe zmiany…

Wpatrzyła się w niego błyszczącymi oczami, a kolejne włoski na karku dołączyły do tych już stojących.

– Jest pan geniuszem…

Uwielbienie i szacunek w jej głosie były tak wyraźne, że profesor zamrugał z zakłopotaniem. Z rosnącym wstydem pozwolił sobie na kilka długich sekund niezasłużonej chwały. W końcu odchrząknął.

– Niestety, panno Sophie. Bardzo chciałbym, by tak pani o mnie myślała, ale tym razem to był czysty przypadek. – Westchnął głęboko. – Gorzej. Po prostu… zapomniałem o modyfikacjach kątów różdżki pod tkaninę.

Podziw w morskich oczach płynnie przeszedł w zdumienie.

– Zapomniał pan?

Pokiwał głową z udawaną skruchą. Nie czuł jej, bo błąd zaowocował ekscytującym odkryciem, a dziewczynie nic się nie stało. Dodatkowo jego samopoczucie poprawiał dotyk kobiecej dłoni przez drżący silvalen.

Sophie w zamyśleniu przytknęła palec do podbródka.

– Teraz rozumiem, dlaczego tak bardzo chciał pan to rozproszyć.

Wzruszył ramionami.

– No cóż. Wydaje mi się, że to pani ponosi całkowitą odpowiedzialność za ten błąd.

Spojrzała z szeroko otwartymi oczami.

– Ja?!

– Oczywiście! – powiedział z poważną miną. – Zostałem przez panią rozproszony.

– Czyżby? Nie przypominam sobie… – Uśmiechnęła się szeroko, a po chwili dodała: – Ach, rozumiem! To jest ta lekcja, jak sobie radzić z popełnianymi błędami? Czyli należy zrzucać winę na kogoś innego, tak?

Uniósł wyżej brodę, ale nie mógł w pełni utrzymać powagi.

– Tak, ale to dopiero kiedy będzie pani miała swojego asystenta.

– Nie wiedziałam, że właśnie do tego pan mnie potrzebuje…

– A podobno czytała pani ogłoszenie. Sekcja “dodatkowe obowiązki”.

– Nie ma tam takiej sekcji! – Pokręciła głową. – A może chciał pan ją dodać, ale zapomniał?

Profesor stłumił śmiech. Ich dłonie rozdzielone jedynie cienką warstwą silvalnu drgnęły poruszone wspólną wesołością. W końcu dziewczyna odetchnęła i zapytała:

– A zatem? W jaki sposób pana rozproszyłam, panie profesorze?

W oczach kobiety zamigotały drobne iskierki. Cornelius spoważniał. Przecież doskonale wiedziała, skąd wzięły się problemy z koncentracją. Najwyraźniej chciała to usłyszeć od niego. Otworzył usta, ale słowa utknęły w gardle. Nie mógł powiedzieć studentce o jej zachwycającej urodzie. Cała ta rozmowa była nieodpowiednia. Zmarszczył brwi.

Sophie nie przestając się uśmiechać, lekko przechyliła głowę.

– Ujmijmy to w ten sposób – powiedziała cicho. – Byłam muzą tego przypadkowego odkrycia. Co więcej, ten istotny wkład uprawnia mnie do miana współautorki zaklęcia.

– To brzmi… niemal rozsądnie – przytaknął z powściągliwym uśmiechem. – Choć zapewne słowo muza” nie pojawi się w ostatecznej publikacji.

Przez chwilę po prostu stali w przyjemnej ciszy. Ciepły mrok dokoła gęstniał i zdawał się zbliżać do nich. W końcu dziewczyna zrobiła od niechcenia kroczek do przodu.

– Miał pan rację…

– W jakiej kwestii? – Powstrzymał odruch i nie cofnął się.

– Badania bielizny są dużo trudniejsze, niż myślałam.

Westchnął.

– Zapewniam, że to był pierwszy i ostatni raz.

– Nie! – zaprzeczyła szybko. – Nie o to mi chodziło. – Przesunęła stopę bliżej i szepnęła: – Po prostu wiem już, o czym pan mówił. Że mogą być… nieodpowiednie.

– Nie powinienem był się zgodzić…

Pokręciła głową, a figi między ich dłońmi zdawały się wibrować coraz mocniej.

– A ja myślę… – Zrobiła drugi, ledwie zauważalny krok, a jej oczy błysnęły wesoło. – Myślę, że takie odkrycie… warte jest odrobiny niestosowności. – Uśmiechnęła się szerzej i delikatnie pochyliła, zniżywszy głos. – Chociaż, gdyby ktoś nas teraz zobaczył, trudno byłoby to wyjaśnić…

Zamrugał otulony chmurą perfum. Wpatrzył się w figlarne spojrzenie. Bielizna była teraz tak blisko, że w lawendowy zapach wmieszały się subtelne nuty gorącej kobiecości. Cornelius wciągnął głęboko powietrze i ogarnęły go fale zachwytu wraz z silnym i absolutnie nieprzyzwoitym pragnieniem. Jego twarz stała się gorąca.

Sophie spoważniała i szeroko otworzyła oczy. Jej zawstydzony wzrok uciekł w dół. Poruszyła się do tyłu, a ramię drgnęło, by zabrać figi.

Profesor był szybszy. Drugą ręką przykrył dłoń dziewczyny, powstrzymując jej zamiar; przycisnął, czym na powrót rozprostował drobne palce.

Popatrzyła mu w oczy, zadając nieme pytanie. Spróbowała zabrać rękę, ale już bez przekonania, bo mężczyzna trzymał mocno.

– Pani wybaczy, ale jeszcze badam ten efekt.

Starał się mówić spokojnie, ale w tonie jego głosu zabrzmiało coś pierwotnego. Napięty materiał spodni poruszył się w cieniu poły płaszcza.

Sophie zrobiła krok do tyłu.

– Rozumiem, ale… te figi… – szepnęła. – Może lepiej będzie, jeśli już pójdę…

Otworzył usta, po czym je zamknął, ale nie zwolnił uścisku. Jego głowa była pełna coraz bardziej splątanych, chaotycznych myśli i odczuć. Nie chciał, by wyszła. Pragnął dalej odkrywać z nią kolejne tajemnice magii krawieckiej. Jeśli pójdzie, czy wróci? Znów przypomniał sobie początek rozmowy, kiedy chciał się jej pozbyć. Ostre, nieprzyjemne słowa. Poczuł wstyd i nagły silny niepokój. Co będzie, jeśli ona też sobie to przypomni? Jeśli wycofa podanie?

– Panno Sophie… – Jego głos zabrzmiał chrapliwie.

– Tak? – Spojrzenie morskich oczu wędrowało po twarzy mężczyzny.

Cicho odchrząknął.

– Czuję się zmuszony, by jeszcze raz przeprosić. Wcześniej źle panią potraktowałem. Dziękuję, że zniosła pani mój… podniesiony głos. – Westchnął. Spojrzenie studentki zmiękło, a na wargach pojawił się cień uśmiechu. – Tak bardzo się myliłem… Badania z panią okazały się wyjątkowo owocne…

Słuchała z lekko przechyloną głową. Trzymając jej rękę zamkniętą w swoich dłoniach, profesor mówił dalej:

– Nie mam wprawy w komplementach… jak wcześniej pani zauważyła. – Dołeczki w policzkach Sophie się pogłębiły. – Do rzeczy. Jest pani… wyjątkowo utalentowana. Pani pamięć, wiedza i pasja są imponujące. Ja… nie wierzyłem… Przyznaję ze wstydem… Ale teraz już to widzę. Jestem zaszczycony, że złożyła pani podanie.

Skłonił głową z szacunkiem, a dziewczyna odruchowo odpowiedziała ukłonem, lekko uginając kolana.

 Zawahał się na moment.

– Podziwiam również pani ogromną wyrozumiałość. Dołożę wszelkich starań, by reakcje fizjologiczne już więcej nie stanęły nam …

Zasłoniła usta, powstrzymując śmiech. Cornelius przymknął oczy.

“Stanęły?! I po co o tym przypominasz?!”

– Może i nie ma pan wprawy w komplementach… – wyszeptała po chwili z podziwem – …ale ciekawszych jeszcze nie słyszałam. Mojej wyrozumiałości nikt nigdy nie pochwalił.

Zanim odpowiedział, Sophie spoważniała, a w jej twarzy pojawiła się niepewność.

– Panie profesorze… – zaczęła ostrożnie – …pan chyba nigdy nie powiedział tylu miłych słów na raz. Właściwie to przez te cztery lata nie słyszałam w ogóle, żeby powiedział pan choć jedno takie zdanie.

Mężczyzna lekko się żachnął.

W głosie młodej kobiety coraz wyraźniej pobrzmiewała podejrzliwość:

– Czy…? – Zawahała się. – Przepraszam, ale muszę się upewnić. Czy czasem nie mówi pan tego wszystkiego tylko dlatego, że trzyma pan rękę w moich majtkach?

Profesor zamrugał i poczerwieniał. Cofnął szybko ręce, ściągnął figi z dłoni i zmiął.

– Oczywiście, że nie! – powiedział z oburzeniem. – Ręczę, że to nie miało żadnego związku! Przecież nie miała ich pani nawet na sobie! Ale nawet gdyby…! To znaczy!… Wtedy nigdy bym…!

Roześmiała się.

“No tak, naturalnie! To był żart…” – Zacisnął wargi i przeczesał włosy.

Mimo wszystko zaczął się zastanawiać, czy dotyk bielizny nie ma żadnego wpływu na jego myśli. Bez wątpienia coś z jego głową było nie w porządku.

Rozpromieniona studentka wyciągnęła otwartą dłoń przed siebie, mówiąc:

– W takim razie zapiszę pana komplementy w pamiętniku, bo sama sobie jutro nie uwierzę, co powiedział mi profesor Threadforge.

Cornelius zerknął na rękę dziewczyny i oddał figi.

Nie był już w pełni swoich władz umysłowych. Trudne i intensywne przeżycia tego wieczoru mocno odcisnęły się na jego psychice. Przyszło mu do głowy, że jednak powinien rozwiać wszelkie wątpliwości, czy na pewno magicznie zmieniony silvalen nie miał wpływu na jego emocje.

„Jeszcze dwa, trzy miłe zdania” – pomyślał, wpatrując się w zachwycający uśmiech. „Teraz, kiedy już nie dotykam jej bielizny”.

Sięgnął do wnętrza głębiej niż zwykle, a może nawet głębiej niż kiedykolwiek. Poszukał najszczerszych słów, jakie chciałby jej powiedzieć. Z zaskoczeniem odnalazł ich w duszy setki, a nawet tysiące! Uwięzione głęboko pod jakąś dziwną twardą skorupą wirowały i przepychały się między sobą, od dawna pragnąc, by profesor je wypowiedział lub choćby zdał sobie sprawę z ich istnienia.

Skrzywił się z lekkim niesmakiem, bo słowa układały się w pretensjonalne zdania, jakie czasem widywał w prasie brukowej, gdzie drukowano powieści w odcinkach. Brał ostrożnie jedno po drugim i zmieniał szybko w coś na tyle stosownego, by móc powiedzieć to na głos.

Chcę nauczyć cię wszystkiego, co wiem. Patrzeć, jak twój talent rośnie i rozkwita w trakcie wspólnych badań. Chcę słuchać twoich niezliczonych pytań, pomysłów i śmiać się z twoich żartów. Chcę, by każdy dzień zaczynał się twoim promiennym uśmiechem w uchylonych drzwiach mojego gabinetu.

– Ja… z przyjemnością podejmę się pani dalszej nauki. Mam nadzieję… że będzie pani mogła przychodzić jak najczęściej.

Skinęła głową z entuzjazmem, a Cornelius znowu sięgnął w głąb siebie.

To prawda, że ciepło twojej bielizny mnie urzeka, przytłacza kobiecością zaklętą w delikatnej tkaninie, która miała szczęście oplatać twoje ciało. Ale to nie ten zachwyt podpowiadał mi słowa.

– Zapewniam, że to nie dotyk pani bielizny przeze mnie przemawiał.

Słysząc, jak profesor znów się tłumaczy, zachichotała. Kolejne zdania już same pojawiały się w głowie mężczyzny:

Twój cudowny zapach sprawia, że nawet moje myśli nabierają lawendowych odcieni; plączą się i tracą ostrość, szukając wśród fioletowych kwiatów nut twojego ciała.

– I nie był to też zapach… pani perfum…

Uśmiech Sophie zadrżał jak płomień świecy na przeciągu. Usta wciąż jeszcze utrzymywały gasnącą wesołość, ale oczy kobiety patrzyły już z powagą, powoli otwierając się coraz szerzej.

Mógłbym bez końca podziwiać, jak emocje błyszczą w twoim spojrzeniu, nieustannie zmieniając jego kolor. Płynąć razem z twoim nastrojem od słonecznej turkusowej laguny do pochmurnej głębi oceanu.

– Ani nawet pani niezwykłe oczy… – powiedział ciszej, niejasno zdając sobie sprawę, że chyba już przekroczył granice taktu.

Ostatnie echa radości dogasły na wargach dziewczyny. W świadomości profesora rzeka natrętnych słów płynęła coraz szybszym nurtem.

Chcę każdym zmysłem poznawać twoje piękno. Odnaleźć wzrokiem wszystkie szczegóły, chłonąć ich aromat i smak, słuchać coraz szybszego oddechu. Chcę dotykiem opowiadać ci mój zachwyt, otulić nim każdy cal twojego ciała – tak długo, aż odkryjesz rozkosz niepojętą nawet dla twojego błyskotliwego umysłu.

“Co?!”

Niemal zakrztusił się, słysząc własne myśli. Skąd w nim te nieprzyzwoite pragnienia wobec studentki? Skąd te cukierkowe, naiwnie nastoletnie słowa? Nie mógł przecież nic z tego powiedzieć! Nie powinien nawet tego czuć!

– Jest pani wyjątkowo… emm… To znaczy, pani uroda… – Wciągnął głęboko powietrze. – Ja chciałbym… pragnąłbym…  – Głos uwiązł mu w gardle.

Sophie uniosła brwi, a jej oczy zrobiły się dziwnie błyszczące. Oszołomiony Cornelius zastanawiał się, czy czasem nie jest chory.

– Proszę mi wybaczyć, panno Sophie. – Przyłożył rękę do czoła, jakby sprawdzał temperaturę. – Ja… ja naprawdę nie wiem… Nie powinienem…

Miał wrażenie, że gorączka udziela się również dziewczynie. Resztki opanowania i rozsądku zniknęły z jej spojrzenia wyparte przez niedowierzanie i coś jeszcze. Dolne powieki wyraźnie drgnęły pod ciężarem wilgoci. Zmarszczył czoło.

Czy ona będzie płakać?”

Nie widział smutku, złości ani goryczy. Gorączkowo błądziła wzrokiem po jego twarzy. Patrzyła tak przenikliwie! Aż zaniepokoił się, że Sophie w jakiś niemożliwy sposób wyczyta wszystkie niestosowne słowa w jego umyśle.

Nagle przestała się dziwić, jakby coś zrozumiała. Turkusowe oczy rozmarzyły się w ten szczególny sposób, jaki widział tylko u niej. Nie patrzyła na niego, jak na profesora.

„Ach, jakże ona jest…!”

Nie dokończył myśli. Sophie zrobiła szybki krok. Stając na palcach, odcisnęła na wargach mężczyzny krótki gorący pocałunek.

Zakołysał się. Studentka zbladła i natychmiast się cofnęła. Figi ześlizgnęły się na posadzkę.

– Najmocniej pana przepraszam! – szepnęła. – Nie wiem, co ja sobie…

Ręce profesora opadły bezwładnie. Gdzieś w jego umyśle rozległ się trzask pękającego obsydianu. Stał bez ruchu, a emocje całkowicie uwolnione z magicznego więzienia eksplodowały.

Czuł smak pocałunku na wargach. Zacisnął rozdygotane dłonie w pięści.

Wstrząśnięta dziewczyna szukała czegoś w jego twarzy. Z każdą chwilą wydawała się coraz bardziej przestraszona.

– Proszę…! – szepnęła błagalnie. – Niech pan coś…

Cornelius podszedł bliżej. Górował nad nią.

Uniosła wilgotne spojrzenie. Wydukała:

– Obiecuję, że to już nigdy… Nigdy! Ja…

Chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Wodził wzrokiem po bladych policzkach, długich czarnych rzęsach i fioletowych lokach.

Usta studentki zadrżały, lekko wyginając się w dół. Przyciągały go, niemal błagały, by je jakoś uspokoił.

Skąd ten ogień w środku? Wbrew sobie zaczął się pochylać. Zacisnął zęby, by powstrzymać nieposłuszne ciało.

Sophie zamrugała. Po policzku popłynęła łza. Sięgnął i kciukiem otarł kroplę. Zbyt czule.

„Nie powinienem…”

Drgnęła, ale nie cofnęła się. Wstrzymała oddech.

Zobaczył iskrę nadziei w jej spojrzeniu i zrozumiał, że jest za słaby.

Zanurzył dłoń w miękkim fiolecie i przyciągnął dziewczynę do siebie. Nie stawiła żadnego oporu. Jej powieki nagle stały się bardzo ciężkie, a wargi powoli rozchyliły się, uwalniając ciepłe westchnienie ulgi.

Dotknął jej ust swoimi, ledwie musnął. Zakazany smak uderzył w jego zmysły.

“To twoja studentka!”

Zamarł. Wyrzuty sumienia obudziły zamroczony rozsądek. Trwali w niedokończonym półpocałunku. Ciepłe oddechy mieszały się coraz szybciej.

„Jest prawie dwa razy młodsza…!”

Słowa w głowie odbierały mu możliwość nawet najmniejszego ruchu.

„Jej kariera… i twoja …”

Z każdym uderzeniem serca pożar w jego duszy huczał coraz mocniej. Rozsądne myśli wybuchały płomieniem jedna po drugiej, tracąc treść i znaczenie jak skrawki notatek ciśnięte w ogień. Kiedy ostatni zamienił się w popiół, Cornelius uległ.

Drgnął i wpił się w usta dziewczyny.

Odczucie gorącej wilgotnej miękkości przeniknęło go na wskroś.

Sophie wydała z siebie stłumiony ciepły dźwięk. W zmysłowym brzmieniu profesor usłyszał ten sam rozmarzony zachwyt, który wcześniej widział w jej spojrzeniu.

Drobne wargi poruszyły się, nieśmiało oddając pocałunek.

Delektował się nim powoli i ostrożnie, nie dowierzając, co robi ze swoją studentką. Delikatne usta dziewczyny pieściły go z rosnącym entuzjazmem. W ich smaku wyczuwał słodkie, lekko kwaskowe nuty, które coraz wyraźniej przypominały…

“Ciasto z jagodami…”

Czubkiem nosa roztarł na jej policzku resztkę łzy.

Dziewczęce palce wsunęły się w jego włosy, wywołując dreszcz. Dotykała go ostrożnie, z jakąś niezwykłą czułością. Słyszał, jak oddech kobiety przyśpiesza.

Objął ją mocniej. W miarę jak wargi studentki wyzbywały się resztek zahamowań, jego ręce również  poczynały sobie coraz śmielej. Palce ślizgały się po bawełnie, gładząc plecy i talię dziewczyny, z zachwytem badając kobiece kształty.

Westchnął.

Zacisnął palce i z całych sił przyciągnął Sophie. Spił z jej ust stłumiony okrzyk:

– Och!

…gdy jej miękkie ciało przylgnęło do jego uniesionych spodni.

Tym razem nie czuł wstydu, kiedy zaskoczył ją swoim „niewyszukanym komplementem”. Wargami poczuł, jak dziewczyna się uśmiecha. Pocałunek natychmiast nabrał jeszcze więcej smaku. Przylgnęła mocniej. Tkaniny ich ubrań tarły o siebie, próbując rozdzielić napierające ciała, jednak kobiece ciepło i miękkość przenikały przez materiał niepowstrzymanie, zalewając zmysły mężczyzny falami doznań.

Sophie cofnęła się. Ruszył za nią; razem stawiali kolejne kroki, aż w końcu przyparł ją do biurka. Dłoń dziewczyny wślizgnęła się między nich i oparła się na męskiej piersi.

Wyczuł ślad oporu i natychmiast oderwał się od studentki.

Patrzyli na siebie, dysząc, jakby właśnie obiegli mury akademii.

Stała przed nim zupełnie inna kobieta. Kształtne, rozchylone usta błyszczały karminową, lekko rozmazaną czerwienią. Oczy, przed chwilą jeszcze pełne strachu i łez, skrzyły się namiętnością.

Zamrugała. Żar w spojrzeniu przygasł, pojawiła się niepewność.

– Co…? – szepnęła, z trudem łapiąc oddech.  – Co my…?

Pokręcił tylko głową, nie mogąc znaleźć słów. Wciąż obejmował jej talię. Chciał ją znów przyciągnąć, ale drobna dłoń powstrzymywała go niczym potężna bariera.

Sophie oblizała wilgotne wargi.

– Chcę… Muszę wiedzieć! – W zdyszanym szepcie zabrzmiała stanowczość. – Co to znaczy?

Chaos emocji nie pozwalał się Corneliusowi skupić. Błyszczące usta coś do niego mówiły, ale on tylko myślał o ich smaku.

– Ja… – wykrztusił.

– Dlaczego? Dlaczego mnie pan tak całuje…? W TAKI sposób… – Jej głos zadrżał, niemal przestała go odpychać. – Nikt tak…

– Nie wiem… – Przyciągnął się bliżej, próbując zebrać myśli. – Nie planowa…

– Ile? – szepnęła, a jej dłoń znów nabrała siły.

Zmarszczył czoło, nie rozumiejąc. Sophie zapytała głośniej:

– Ile studentek już pan tak oczarował… – Odsunęła go mocniej. – Udaje pan takiego!… Nie wiem… A potem…?

Cornelius trochę oprzytomniał.

– Co? To absurd! Ja nigdy…!

Zmrużyła oczy.

– Miałabym w to uwierzyć? – Przechyliła głowę. – Wszystkie w Witchenmoor wzdychają do pana!…

Niedorzeczność jej słów przebiła się nawet przez płomienie pożądania.

– O czym pani mówi?! – Powiedział zdumiony. – Nikt do mnie nie wzdycha! Nigdy bym studentki…!

Urwał, zdawszy sobie sprawę, że przecież właśnie to zrobił. Pocałował studentkę!

Ta myśl powinna wzbudzić w nim odrazę do samego siebie. Zamiast niej wypełniała go jedynie chęć, by zrobić to ponownie.

– Nic takiego nigdy wcześniej się nie zdarzyło! – oświadczył kategorycznie.

Dziewczyna wpatrywała się uważnie w jego twarz. Miał wrażenie, że czyta w nim jak w otwartej księdze. Dlaczego jej usta wydawały się jeszcze piękniejsze? Szminka nierówno roztarta poza kontur warg nie powinna przecież dodawać tyle uroku.

Sophie się uśmiechnęła.

– Ach tak? – Uniosła wyżej brodę, jej oczy znów zapłonęły. – Więc ja jestem pierwsza?

Nie odpowiedział, zafascynowany grą migoczących płomieni w turkusowym spojrzeniu.

Przechyliła lekko głowę. Coś się zmieniło. Dziewczęca dłoń na jego piersi już nie była barierą. Poruszyła się, delikatnie go gładząc.

– Profesor Cornelius Threadforge… – powiedziała uroczyście. – Twórca nowoczesnej magii krawieckiej. – W jej głosie coraz wyraźniej słyszał satysfakcję. – Stracił panowanie nad sobą przez jakąś tam studentkę…

Mężczyzna skrzywił się.

“Stracił panowanie nad sobą…” – powtórzył w myślach.

Spróbował je odzyskać. Skupił się, by zignorować szalejący wewnętrzny pożar. Z tytanicznym wysiłkiem oderwał ręce od jej ciepłej talii.

– No cóż. Stało się. Nie ma wytłumaczenia dla mojej słabości. Nawet to, że jest pani najbardziej utalentowaną… – Sophie przygryzła wargę. – …najbardziej błyskotliwą i najbardziej… uroczą studentką w historii akademii, nie powinno sprawić…

Urwał, widząc jak ogień w oczach kobiety gwałtownie wzbiera. Wydawał się inny niż wcześniej, pełen jakiejś niebezpiecznej determinacji.

“Co się z nami się dzieje? Czy to jakiś efekt uboczny tamtego zaklęcia?”

Oparła się dłońmi o drewniany blat i wciągnęła się na niego. Usiadła wygodnie i wbiła w niego intensywne spojrzenie.

– Niech pan jeszcze tak mówi. Bardzo proszę. Może uda mi się zapomnieć, że jestem bezczelna, bezmyślna i leniwa.

– Nie, panno Sophie. – Pokręcił głową. – Ja już dziś za dużo powiedziałem. Dopilnuję, by od jutra wyraźniej wytyczyć granice naszej współpracy. Naprawdę powinna pani już iść.

Siedząc na biurku, delikatnie odchyliła się do tyłu i oparła dłońmi o blat za plecami. Ruch spowodował, że kolana wysunęły się spod brzegu spódnicy. Zgrabne łydki opięte podkolanówkami zaczęły się lekko kołysać.

Z wysiłkiem oderwał od nich wzrok.

– W ogóle nie jest pan ciekawy, co jeszcze dziś możemy odkryć? – szepnęła.

Oczywiście, że był ciekawy. Przełknął ślinę, czując napływ żądzy.

– Panno Sophie, proszę… Musi pani już iść.

Spojrzała na spodnie.

– Przecież widzę wyraźnie, że pan nie chce, żebym poszła.

Oczywiście, że nie chciał. Zacisnął wargi. Chciał czegoś innego. Chciał…

“Nie!”

Podszedł do biurka w rozpaczliwym zamiarze ściągnięcia dziewczyny z blatu i wyprowadzenia za drzwi.

Wyprostowała się, a w jej ręce pojawiła się różdżka. Uniosła ją w powietrze. Zdziwiony zatrzymał się. Spojrzała gdzieś za niego. Po kilku słowach zaklęcia, usłyszał metaliczny zgrzyt.

“Zamknęła drzwi!”

Tętno Corneliusa przyśpieszyło.

Spróbował spiorunować ją wzrokiem. Nie zadziałało. Chyba źle odczytała jego spojrzenie, bo uśmiechnęła się zmysłowo, a turkusowe oczy zapłonęły namiętnością.

Wyciągnął rękę i położył na jej ramieniu. Zaczął zbierać siłę woli, by zepchnąć ją z biurka w stronę drzwi.

Nie zdążył. Studentka chwyciła dłoń mężczyzny i poprowadziła w dół.

Prosto na swoją pierś.

Zamarł. Sprężysta miękkość wstrząsnęła nim do głębi.

Sophie popatrzyła z tak autentycznym, pełnym gniewu oburzeniem, że profesor niemal uwierzył, że to on sam wykonał ten niestosowny ruch.

– Przepraszam… – powiedział odruchowo, zanim dojrzał iskry wesołości w oczach dziewczyny.

– Ależ… – Przycisnęła dłoń mocniej. – …nie ma za co…

Poczuł, jak otoczone bawełną ciepło wtula się w jego palce.

Uwolniona zachwytem żądza natychmiast przejęła kontrolę nad profesorem. Dłoń mężczyzny poruszyła się, sięgając po więcej, zachłannie mnąc bluzkę.

Sophie obserwowała rękę profesora z ciekawością. Na jej wargach zalśnił pełen satysfakcji uśmiech.

Cornelius przestał myśleć o niestosowności. Kobieca krągłość coraz bardziej go urzekała. Palce nie zatrzymywały się nawet na chwilę. W końcu na samym szczycie odkryły twardą wysepkę, po czym z czułością rozpoczęły badania jej kształtu. Na nowo odnajdywał szczegóły poznane przy skanowaniu.

Uśmiech Sophie zamienił się  w pełną natchnienia powagę. Wciągnęła głęboko powietrze, a błyszczące pożądaniem oczy zamgliły się.

Wzmocnił nacisk i usłyszał, jak młoda kobieta wypuszcza urywane, drżące tchnienie. Oczarowany sięgnął drugą ręką śmiało podwajając dawkę wrażeń.

Wprowadził delikatny okrężny rytm, skupiając się na najtwardszych, najbardziej wrażliwych miejscach, które muskały wnętrza jego dłoni. Coraz bardziej wymięta bawełna również uległa emocjom i zamiast tłumić wrażenia, zaczęła je potęgować. Subtelnie zwiększała tarcie i marszczyła się w delikatne fałdki, które tańcząc po napiętej skórze piersi, wzmacniały doznania.

Oddech dziewczyny całkowicie się rozregulował; urywane westchnienia podążały za rytmem rąk Corneliusa. Błyszczące usta rozchyliły się, a w spojrzeniu błysnęło zaskoczenie.

– Incroyable…! Moi, jamais je… – wydyszała, jej powieki powoli opadły. – C’est absolument merveilleux…!

Wstrząsnął nim dreszcz zachwytu.

Gwałtownie przełknął ślinę, czując, jak potok melodyjnych słów rezonuje w jego wnętrzu. Znowu coś odkrył w młodej kobiecie! Intensywne doznania stopiły w niej kolejną barierę, za którą skrywała się jeszcze głębsza, pierwotna część jej duszy. Tajemnicza i zmysłowa, myśląca i czująca tylko w swoim ojczystym języku.

Uwięziona w spodniach męskość szarpnęła się, boleśnie napierając na materiał. Mężczyzna zignorował odczucie pochłonięty brzmieniem aksamitnego, wibrującego głosu dziewczyny.

Ruch w dole przyciągnął spojrzenie profesora. Zgrabne kolana powoli rozsunęły się na boki; granatowa tkanina spódnicy opadła niby kurtyna między uda, usiłując choć trochę złagodzić nieskromną pozę studentki.

Żar we wnętrzu profesora zapłonął ze zdwojoną siłą.

Poczuł delikatny dotyk na dłoniach. Podniósł wzrok.

Sophie odsunęła jego ręce i rozpięła bluzkę. Odsłonięte piersi zakołysały się – jedna w półmroku, druga w ciepłym świetle lampy.

Spodnie mężczyzny wypełniał tępy, twardy ból. Zacisnął pięści, czując obezwładniającą potrzebę. Pole widzenia zdawało się kurczyć, ograniczać do siedzącej naprzeciwko niego studentki. Sięgało od błyszczących pod fioletem oczu poprzez falujące nagie piersi aż do cudownie niestosownego zaproszenia szeroko rozłożonych kolan. Próbował wzrokiem przeniknąć przez gęstą tkaninę do miejsca jeszcze niedawno otulonego silvalnianą bielizną. Niemal widział, jak dziewczyna się tam na niego otwiera.

Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że jego palce kończą właśnie odpinać ostatni guzik rozporka.

Sophie nagrodziła go promiennym, pełnym tryumfu uśmiechem.

Profesor zbliżył się. Żadna rozsądna myśl nie odważyła się go powstrzymać.

Uniósł krawędź granatowego materiału. Wąski, fioletowy pasek wskazał mu drogę.

Skierował naprężoną męskość ku błyszczącym wilgocią wargom. Najbardziej „nieodpowiedni” dotyk złączył ich ciała.

Sophie gwałtownie wciągnęła powietrze.

Dłonie mężczyzny zacisnęły się na biodrach kobiety. Wpatrzył się w turkusowe spojrzenie.

Drżała, wstrzymując oddech w oczekiwaniu.

Naparł.

Rozwarła oczy szerzej. Upojenie zamieniło dwa głośne wydechy w urwane fragmenty i rozrzuciło w ciszę.

Zamarł.

Świat zniknął; zamienił się w dojmującą rozkosz. Intensywne odczucie niemal dławiło Corneliusa. Drżąc, raz po raz przełykał ślinę, nie wierząc zmysłom. Gorąca wilgoć otulała go, pieściła w rytm oddechu kobiety, wpatrzonej w niego z zachwytem.

Wycofał się i naparł ponownie.

Przyjemność zapłonęła jeszcze mocniej, zupełnie jak żar pod wpływem silnego podmuchu. Widział, jak Sophie przez chwilę walczy ze sobą, przygryzając mocno usta, ale nie udało jej się powstrzymać pełnego słodyczy jęku.

Ooh, mon Dieu!

Zamknęła oczy, a jej głowa odchyliła się do tyłu.

Przeszedł go dreszcz. Gdy przytłoczony doznaniami znów znieruchomiał, dziewczyna przylgnęła i oparła swoje czoło o jego. Dygotała.

– Encore! – wyszeptała prosto w wargi mężczyzny. – Je veux encore… et encore…!

Głos studentki był teraz niższy o tercję, a może nawet o kwartę. Wibrował głęboką słodyczą, jakby został zanurzony w miodzie, a znaczenie drżących słów stawało się w zadziwiający sposób jasne.

Zacisnął mocniej dłonie na otoczonych spódnicą biodrach. Pojawił się rytm, a Sophie poddała się mu całkowicie.

Za każdym razem oplatający go wilgotny atłas przenikał jego zmysły coraz silniejszą przyjemnością.

Dziewczyna próbowała patrzeć w oczy mężczyzny, jednak jej spojrzenie stawało się coraz bardziej zamglone. Na chwilę odzyskiwało ostrość, by zaraz znów ją tracić, kiedy wzbierała kolejna fala rozkoszy.

Cornelius nie przyśpieszał, chcąc jak najdłużej cieszyć się cudowną chwilą. Napięcie w obydwu rozpalonych ciałach było tak duże, że błyskawicznie znalazły się one na samej granicy możliwości odczuwania. Mężczyzna słyszał coraz bardziej urywany oddech, czuł, jak dotyk drobnych dłoni staje się chaotyczny. Urzeczony zbliżającą się chwilą zacisnął mocniej palce na jej biodrach i rytmicznie spychał ją w przepaść rozkoszy.

Zamarła bez tchu. Zacisnęła wargi i poczerwieniała. Całe jej ciało wyprężyło się, a rozmarzone spojrzenie zadrżało.

Jęknęła.

Mężczyzna poczuł, jak wszystko w niej eksploduje. Zacisnęła wokół niego satynowe wnętrze, pociągając za sobą w ekstazę.

Uśmiechnęła się, czując jak on do niej dołącza.

Ze wzrokiem utkwionym w twarzy dziewczyny wypełniał ją porcjami wilgotnego ciepła. Sophie mieszała ich odczucia okrężnymi ruchami bioder, aż stały  się jedną wspólną rozkoszą. W akompaniamencie urywanych westchnień kołysanie zwalniało, aż w końcu jedynie zdyszane oddechy poruszały dwoma splecionymi ciałami.

Cornelius odczuł jak siły go opuszczają. Zakołysał się na niepewnych kolanach, a męskość zaczęła tracić napięcie. Głowa Sophie opadła na jego pierś. Przytulił ją, czując w sobie rytm dwóch szybko bijących serc.

Zbliżył twarz do rozgrzanych włosów i oddychał ich zapachem. Przygotował się na uderzenie wyrzutów sumienia.

Nie nadeszło.

Zmarszczył czoło. Eksplozja spaliła całe pożądanie, ale zamiast spodziewanego poczucia winy, czuł coś zupełnie innego. Silne emocje mieszały się w nim w jakichś szalonych proporcjach, a wszystkie były skierowane na trzymaną w ramionach kobietę.

Zaskoczony objął ją mocniej i pogrążył się w wypełniającym go cieple, odkładając na później rozmyślanie o konsekwencjach.

Na twarzy poczuł ostrożny dotyk palców. Sophie delikatnie pogładziła jego policzek. W drżeniu drobnej dłoni wyczuwał niepewność. Kiedy dotarła do ust, pocałował opuszki.

Przywarła mocniej.

Sam miał wątpliwości, czy to wszystko wydarzyło się naprawdę, czy ta dziwna lekkość i ciepło w środku są prawdziwe. Ciało mężczyzny – splątane z tą cudowną kobietą, wciąż połączone z nią w najbardziej intymny sposób i ściskane jej ramionami z zaskakującą żarliwością – w to wierzyło. Umysł – odrzucał rzeczywistość jako zupełnie nierealną.

Myśli profesora przerwało nagłe drżenie na ramionach i delikatny napływ sił z płaszcza. W miarę jak fala energii przesuwała się z ramion w głąb ciała, zmęczenie w mięśniach znikało. Kiedy odnawiający strumień magii dotarł do podbrzusza, stało się coś dziwnego.

Męskość drgnęła i zaczęła błyskawicznie pochłaniać moc. Cornelius poczuł potężny przepływ energii i gwałtowny wzrost napięcia. Na ramionach pojawiło się ciepło.

Wciągnął powietrze. Dopiero co zaspokojone pożądanie nagle wróciło. Młoda kobieta z zaskoczeniem odsunęła głowę i popatrzyła pytająco.

– Panie profesorze? – zapytała. – Co się…?

Nie odpowiedział. Obsypał jej zdziwienie gorącymi pocałunkami, przed którymi cofała się ze śmiechem, starając się ich unikać.

– Ależ profesorze! Przecież to… mmm… fizjologicznie… mmm… niemożliwe, żeby tak szybko…! – Słowa zaskoczenia znikały w wygłodniałych ustach mężczyzny.

Przyciągnął ją do siebie. Przez chwilę jeszcze próbowała coś powiedzieć, ale zamknął jej usta swoimi. Złapał za pośladek i przysunął bliżej krawędzi. Zaczął poruszać biodrami w niepohamowanym rytmie.

Przestała uciekać. Delikatne dłonie zacisnęły się na włosach profesora. Poczuł jak jej ciało mięknie i dostosowuje się do tempa. Pożądanie mężczyzny przelewało się w dziewczynę, na powrót wypełniając jej pierś szybkim oddechem. Usta Sophie rozchyliły się, zassała jego wargę i chwyciła ją zębami.

Ciepło na ramionach zamieniło się w gorąco. Przyśpieszył. Choć zmęczenie zniknęło, strumień energii z płaszcza nie malał – wartki jej nurt nadal wzmacniał ciało profesora.

Coś pomiędzy stęknięciem a pomrukiem wyrwało się z jego gardła. Wszystkie mięśnie jeszcze mocniej się naprężyły. Nawet myśli stały się ostrzejsze, jakby moc docierała do umysłu.

Raz po raz wbijał się w ciasne wnętrze, a rosnąca przyjemność jedynie zwiększała żądzę. Wydało mu się, że komnata zajaśniała dwukolorowym światłem. Palce na Sophie zacisnęły się mocniej.

Otworzyła oczy. Rozszerzyły się strachem. Z trudem oderwała usta od całujących ją warg.

– Profesorze! – usłyszał zduszony krzyk. – Pan się pali!

Spojrzał po sobie. Rzeczywiście. Palił się.

– To nic – rzucił.

Płomienie z płaszcza przyjemnie muskały jego szyję i włosy. Rytm bioder przyśpieszył.

– Jak to nic?! – dziewczyna jęknęła, wyciągając ręce do zapięcia płaszcza.

Powstrzymał ją uspokajającym gestem.

– To runo owcołaków…! – wydyszał. Sophie zmarszczyła czoło, więc dodał: – Ten ogień nie jest groźny…

Zobaczył, jak strach w jej oczach zmienia się w fascynację. Sięgnęła, ostrożnie dotykając błękitno-pomarańczowych płomieni. Poczuł, jak ciało dziewczyny znów się rozluźnia. Bawiła się, na przemian zabierając dłoń i ponownie ją zanurzając w dwukolorowych językach. W ich blasku twarz studentki wydała się jeszcze piękniejsza.

Pomyślał, że w tym momencie nawet prawdziwy ogień nie oderwałby go od Sophie. Żar rozkoszy mieszał się w nim z wciąż napływającą energią, uderzając coraz mocniej do głowy.

Wypełniała go moc. Gdy przycisnął biodra dziewczyny do biurka, z cichym jękiem wypuściła powietrze. Wodziła błyszczącym, pełnym podziwu spojrzeniem po jego twarzy i płonących ramionach. Poczuł jak zgrabne nogi zaplatają się wokół jego bioder, a obcasy czarnych bucików wbijają się w jego napięte pośladki.

Zacisnął zęby i narzucił jeszcze szybszy rytm. Przygryzła wargi, patrząc mu intensywnie w oczy. Ponownie zatracił się w zachwycie swoją przyszłą asystentką. Sięgał w jej ciało głębiej i bardziej zachłannie, napawając się jednocześnie ciasnym, gorącym wnętrzem i urodą rozpromienionej twarzy.

Rozkosz rosła rytmicznie aż do granicy, po czym przekroczyła ją i… rosła dalej. Ciało zaskoczonego mężczyzny nie eksplodowało, ignorując nakazy fizjologii. Jego umysł nagle wzleciał wysoko ponad szare, pofałdowane wzgórza kory mózgowej.

Poczuł się zupełnie inaczej. Ogarnęło go zadziwiające zrozumienie własnego ciała, niemal jak tkaniny przy skanowaniu. Nadmiar płonącej energii dał mu absolutne panowanie nad sobą. Stłumił własną przyjemność i skupił się na Sophie. Jej odczucia i potrzeby stały się bardziej wyraźne. Z łatwością czytał je z napięcia mięśni, zamglonego spojrzenia i urywanego oddechu; pojmował w jaki sposób rozkosz, wzbudzona jego ruchem, rozchodzi się w ciele kobiety.

Zrozumiał, że może jej dać o wiele więcej.

Subtelnie zmienił tempo, zmodyfikował kąty natarcia, sięgając do jeszcze bardziej wrażliwych miejsc. Morskie oczy rozszerzyły się, kiedy twarda męskość zaczęła poruszać się w niej w zupełnie nowy sposób.

Pchnął ramiona dziewczyny, kładąc ją na plecach. Wsunął pod fioletowe włosy miękki notatnik. Nadmiar rozkoszy coraz głośniej wydostawał się z jej rozchylonych ust.

Spojrzał w dół. Fioletowy pasek włosów falował w rytmie oddechu Sophie. Tuż poniżej, szeroko rozpostarta, przyjmowała go w całości w hipnotyzującym rytmie. Wspólna wilgoć pokrywała najbardziej intymne, roztańczone części ich ciał. Błyszczały w świetle płomieni i lampy.

Je… je ne saisis pas… mais… – dyszała coś nieprzytomnie głosem ociekającym namiętnością. – Je vous implore… Faites-moi ça encore…

Z satysfakcją obserwował, jak rozkosz obezwładnia leżącą na biurku kobietę. Ruchy jej bioder stawały się coraz bardziej gwałtowne.

Piękna twarz rozjaśniła się w uniesieniu.

– Ah, mon professeur! – wydyszała, wsuwając dłonie w swoje rozrzucone włosy.

Przytrzymał mocniej, a wstrząs ekstazy wycisnął z dziewczyny jęk.

Poczuł, jak rozpalone wnętrze zaciska się wokół niego w gwałtownym rytmie.

Uderzona łokciem lampa zakołysała się.

Pod jego palcami mięśnie studentki zadrżały z wysiłku, próbując unieść pośladki.

Mocno trzymał wijące się ciało, nieprzerwanie kołysząc biodrami. Biurko zaczęło się chwiać. Kilka ksiąg upadło na posadzkę

Kiedy Sophie w końcu opadła z sił i znieruchomiała, Cornelius jedynie zwiększył szybkość ruchów.

Otworzyła oczy i spojrzała na niego ze zdumieniem. Oddychała z wysiłkiem.

Krew profesora wrzała nasycona pożądaniem. W upartym, hipnotyzującym rytmie uderzał w dziewczynę, wypełniając komnatę nieprzyzwoitymi odgłosami. Ciepły aromat kobiecości coraz wyraźniej dominował nad lawendą. Rozchodził się w powietrzu, prowokując mrok, który zdawał kłębić się i coraz mocniej napierać na światło lampy i błękitno-pomarańczowych płomieni płaszcza.

Profesor pochylił się. Z czoła studentki odgarnął spocone włosy.  Z wpatrzonych w niego oczu zniknęło pytanie. Wrócił ogień i uwielbienie. Biodra Sophie drgnęły i ponownie zaczęły się kołysać.

Spojrzał w dół.

Szeroko rozpostarty, wilgotny kwiat dygotał po każdym uderzeniu. Ciemnoczerwone, jedwabiste płatki wyglądały tak delikatnie, jakby mógł je pieścić jedynie najłagodniejszy i najczulszy dotyk. Tymczasem Cornelius miażdżył je, zgniatał i przebijał, a one drżały z rozkoszy. Widział, jak chętnie wychodzą naprzeciw. Czuł, że pragną jeszcze więcej.

Podniósł wzrok.

Twarz Sophie płonęła. Rozrzucone loki, błyszczące oczy, policzki ozdobione szkarłatnymi rumieńcami – wszystko to kołysało się w bezwstydnym rytmie, jaki nadawały biodra mężczyzny. Namiętność, zachwyt i pożądanie przeplatały się na delikatnej twarzy, uwydatniając jej urodę. Każda z emocji przez chwilę dominowała, by zaraz zniknąć przykryta kolejną. Drobne ciało drżało coraz mocniej, nie mogąc poradzić sobie z intensywnymi odczuciami.

Zachwycony jeszcze przyśpieszył, jeszcze zwiększył siłę.

Masywne biurko zgrzytnęło ostrzegawczo. Raz, drugi.

Zgiął się w pół, oparł łokciami o blat. Płonący płaszcz okrywał ich oboje, a jej twarz była teraz o cal.

Napierał od góry, aby nie przesuwać dostojnego mebla. W zdyszane oddechy wplatało się jedynie ciche, pełne oburzenia trzeszczenie.

W błyszczących, okolonych fioletowymi lokami oczach odbijał się jego własny otoczony płomieniami zachwyt. W delikatnej twarzy dostrzegał niedowierzanie. Czuł, jak drobne ciało znów napina się, nieubłaganie zbliżając się do kolejnej, jeszcze silniejszej eksplozji.

Sophie usiłowała coś szepnąć, ale usta tylko poruszały się bezgłośnie. Ujęła dłońmi twarz mężczyzny. Otworzyła szeroko oczy i znieruchomiała na moment. Drobne palce zacisnęły się na jego policzkach z zaskakującą siłą.

Z zachwytem wsłuchał się w serię krótkich gwałtownych wydechów.

Uśmiechnął się. Jego biodra pracowały bez wytchnienia. Czuł wyraźnie, że już za chwilę będzie mógł doprowadzić Sophie do kolejnej ekstazy. A potem kolejnej. I kolejnej.

W tym momencie ambitne plany profesora legły w gruzach.

Płomienie gwałtownie zgasły. Strumień energii podtrzymujący niewiarygodną wytrzymałość wyczerpał się. Spóźniona rozkosz sięgnęła szybującego wysoko umysłu mężczyzny i ściągnęła go w dół w oślepiającym wybuchu.

Stęknął. Kobieta uniosła się na łokciach i dotknęła czołem jego czoła. Dwa ciała drgały w idealnej harmonii.

Wypełniał obfitym gorącem pulsujące wnętrze, wciągając rozpalony oddech dziewczyny do swoich płuc.

Gabinet zdawał się wirować.

Dziewczyna z westchnieniem opadła na biurko. Długie rzęsy zasłoniły oczy. Cornelius chłonął ich urok, obmywany słabnącymi falami rozkoszy.

Que… qu’est-ce que tu m’as fait? – Piękno niezrozumiałego szeptu zmieszało się z ostatnim echem uniesienia.

Odpowiedział, jak umiał – długim czułym pocałunkiem.

Przerwał mu ból zmęczonych mięśni. Oderwał się od dziewczęcych ust i z trudem się wyprostował.

Sophie zamrugała. Pomógł jej usiąść i przyciągnął. Otoczył ją ramionami, a ona oparła mu policzek o kamizelkę.

Poruszyła głową, wtuliwszy się mocniej. Cornelius czuł jak jej oddech przenika tkaninę i rozlewa się ciepłem po jego skórze. Było coś niezwykłego w pieszczocie miękkich włosów i gorących policzków. Odniósł wrażenie, że Sophie próbuje zostawić odrobinę swojego koloru i zapachu na jego piersi. Chciał, by robiła to jak najdłużej.

Zignorował rozsądek, który szeptał mu, że zrobił coś bardzo złego. Przytłoczony emocjami znów nie miał w sobie miejsca na poczucie winy. A przynajmniej jeszcze nie teraz. Mimo absolutnej niestosowności sytuacji obejmowanie Sophie wydawało się najbardziej naturalną i właściwą rzeczą, jaką zrobił od bardzo dawna.

Cornélius… – szepnęła niemal niesłyszalnie.

Wypełniająca go dziwna mieszanka uczuć zawirowała jeszcze mocniej. Otworzył szeroko oczy, słysząc jak inaczej zabrzmiało jego imię w jej ustach.

Delikatnie głaskał splątane włosy. Całkowicie stracił poczucie czasu. Żadna z tych niewielu kobiet, które w życiu trzymał w ramionach, nie wzbudziła w nim takiego poczucia bliskości i radosnego ukojenia. Kolejne minuty mijały niepostrzeżenie.

W końcu Sophie westchnęła.

– Tego nie mogę zapisać w pamiętniku…

Uśmiechnął się.

– Zgadzam się. Nie możesz.

Przez chwilę bawiła się guzikiem jego kamizelki.

– I tak nie umiałabym tego opisać  – szepnęła.

„Tak, to rzeczywiście byłoby trudne” – pomyślał, przeczesując palcami jej włosy.

Wciąż wtulona, pokręciła głową.

– Nie wiedziałam, że emocje aż tak mogą… Jak pan to ujął? Zaburzyć racjonalną perspektywę?

– Mnie również ciężko w to uwierzyć…

– Na szczęście to tylko pojedynczy wypadek przy badaniach i więcej się nie wydarzy, prawda?

Usiłowała zadać to pytanie żartobliwym tonem, jednak pod koniec jej głos lekko zadrżał. Poczuł, jak dziewczyna zastyga w oczekiwaniu na jego odpowiedź.

Zapadła cisza, mimo że Cornelius doskonale wiedział, co powinien powiedzieć. Że to nigdy nie może się powtórzyć. Że jest tyle powodów, głównie dla jej dobra, dla których muszą natychmiast zakończyć to, co właśnie się zaczynało.

Poczuł strach i wciągnął głęboko powietrze.

– Sophie, posłuchaj…

Zesztywniała. Drobne ręce przestały go obejmować, odsunęła się delikatnie.

Spróbował kontynuować:

– To jest bardzo skomplikowane…

Jeszcze bardziej się cofnęła, jednocześnie lekko, ale stanowczo go odpychając. Gdy się odsunął, zadrżała i złączyła nogi, naciągając bluzkę na piersi. Zapinał spodnie, obserwując jej twarz. Nie patrzyła na niego, skupiona na własnych guzikach.

Czuł, że im dłużej milczy, tym bardziej dziewczyna zamyka się i oddala. Rozsądek chwycił go za gardło i ścisnął, szepcząc do ucha, że to najlepsza droga.

„Nawet nie musisz nic mówić. Zobacz, już się domyśliła”.

Ból był nie do zniesienia. Nie mógł patrzeć na nagle pobladłe policzki, na spuszczoną głowę, na drżące palce zapinające bluzkę.

– Nie mogę ci obiecać, że to się więcej nie wydarzy.

Dziewczyna podniosła chłodne spojrzenie. Milczała, najwyraźniej czekając na dalsze wyjaśnienia. Profesor mówił dalej:

– Ja nigdy czegoś takiego… Nie rozumiem co się stało… To, co we mnie wywołujesz… Mam poważne obawy, że nie potrafię tego opanować. – Rozluźniła się, a jej wzrok się ocieplił. – Ja… chyba nie chcę tego opanowywać. Powinienem, ale…

Zacisnęła wargi, powstrzymując uśmiech. Cornelius podszedł bliżej i oparł się o biurko obok niej. Kręcił głową w milczeniu.

Studentka przysunęła się bliżej i dotknęła jego ramienia.

– Ja… ja też mogłam… powinnam… wyjść…

– To moja odpowiedzialność, Sophie.

Westchnął głęboko.

Trwali chwilę w ciszy. Poczuł drobną dłoń na swojej. Wsunął palce między jej.

Sophie zamruczała i ścisnęła go mocniej.

– Jak to możliwe, że… tak długo? – zapytała. – A ja… tyle razy! I tak… intensywnie! – Pokręciła głową z niedowierzaniem. – Ja nigdy…

Ciepły głos był pełen szczerego podziwu, a profesor słuchał, uśmiechając się z zadowoleniem.

– No cóż, być może mam talent nie tylko do magii…

– To płaszcz, prawda?

Skrzywił się lekko i westchnął.

– Tak, to płaszcz… – potwierdził bez entuzjazmu.

– Ale jak? Skąd ogień? Co to za zaklęcie?

– Panno de Clairiénne, znowu zadaje pani za dużo pytań.

Zaśmiała się cicho, a on podniósł połę płaszcza i kilka razy potarł bardzo mocno o spodnie. Niewielkie dwukolorowe języki przez chwilę pełgały po tkaninie.

– To wełna z runa owcołaków – wyjaśnił. – Wystarczy ją lekko rozgrzać, a pojawia się ogień. Zupełnie nieszkodliwy. To rodzaj mechanizmu obronnego tych zwierząt. Robią wszystko, by sprawiać wrażenie niebezpiecznych. Potrafią regulować temperaturę skóry, a tym samym wywoływać płomienie.

Przypomniał sobie, jak dziwnie się czuł, głaszcząc ogniste pyszczki i drapiąc między powykręcanymi rogami. Kiedy stado się z nim oswoiło, runo zwierząt szybko zgasło i tylko wodziły za nim czerwonymi ślepiami, mrucząc z zadowolenia niemal jak koty. Nie mógł uwierzyć, że kłapanie zębami i krzesanie iskier racicami to tylko kolejne przejawy sympatii.

Dziewczyna poruszyła się, siadając wygodniej na krawędzi biurka.

– Ale dlaczego płaszcz się rozgrzał? – zapytała. – Chciałabym wszystko dobrze zrozumieć.

– Oczywiście, panno de Clairiénne, skoro pani nalega. – Wstał i odchrząknął. – Otóż zaklęcie w płaszczu ma uzupełniać siły właściciela, kiedy wykryje zmęczenie.

– Zmęczenie? – zapytała wesoło. – Czy ja pana zmęczyłam?

– Poniekąd. To stary czar – mówił, przechadzając się przed biurkiem tam i z powrotem. – Zakłada jedynie ubytek sił, nie specyfikując dokładnego rodzaju osłabienia. Wygląda na to, że zaklęcie dopuszcza się ciekawych interpretacji, co jest zmęczeniem, a co nie.

Sophie uśmiechnęła się szeroko.

– Obydwoje byliśmy wyczerpani…

– Tak. A ponieważ zmęczenie było… znaczne, płaszcz aktywował ogromną ilość mocy. Jej szybki przepływ obciążył tkaninę, która bardzo się rozgrzała. Zwykła wełna zapewne spłonęłaby. Razem ze mną. – Oczy dziewczyny rozszerzyły się. – Na szczęście, wełna z runa owcołaków już stosunkowo lekko podgrzana zaczyna wypromieniowywać nadmiar ciepła w postaci nieszkodliwych płomieni. Dzięki temu płaszcz nigdy nie osiąga niebezpiecznej temperatury.

Sophie drobnymi ruchami palców układała włosy.

– To naprawdę bardzo ciekawe – westchnęła. – Czyli skąd dokładnie wziął się wzrost temperatury?

Zmarszczył brwi.

– Panno de Clairienne, przecież właśnie to wyjaśniłem! – powiedział surowym głosem. – Przepływ ogromnej mocy…

Urwał. Młoda kobieta patrzyła na niego wyczekująco. Niemal tym samym, przenikliwym spojrzeniem, co na wykładach.

– Panno Sophie… – powiedział, pocierając kark.

– Tak, panie profesorze?

– Dlaczego pyta pani o coś, o czym właśnie przed chwilą mówiłem?

– Och, przepraszam. – Wzruszyła ramionami z rozbrajającym uśmiechem. – Po prostu uwielbiam, kiedy mówi pan fascynujące rzeczy. Mogłabym słuchać tego bez końca.

– Hm…

Cornelius zamyślił się i długo rozważał znaczenie jej słów.

A potem opowiedział jej wszystko. Jak zdobył z Victorem wełnę, jak razem badali jej właściwości, i wreszcie jak opracowali zaklęcie, które umieścili w dwóch bliźniaczych płaszczach. Zasypał ją szczegółami i z satysfakcją obserwował, jak rozpalają wyobraźnię kobiety.

Zegar zaczął wybijać godzinę. Studentka z niepokojem uniosła głowę.

– Dziewiąta! Za piętnaście minut zamkną mi dormitorium! – powiedziała, zeskakując z biurka.

Rozejrzała się, złapała bieliznę i wcisnęła ją do plecaka. Założyła kamizelkę, a potem zaczęła zbierać rozrzucone księgi i notatniki.

– Nie trzeba… Niech pani już idzie, żeby zdążyć.

– Ależ panie profesorze! – oburzyła się. – Jaką byłabym asystentką, gdybym zostawiła tu taki bałagan!

Obserwował z przyjemnością, jak błyskawicznie układa księgi i zeszyty w równe sterty. Zauważywszy coś na blacie, na moment zamarła. Zerknęła z delikatnym uśmiechem na mężczyznę, sięgnęła po chusteczkę i starła wilgoć z biurka.

Kiedy skończyła, podeszła do niego z plecakiem na ramieniu. Stanęła na palcach, pocałowała go w policzek i pobiegła w stronę drzwi.

Sięgnął po różdżkę. Zamek otworzył się ze zgrzytem, zanim Sophie nacisnęła klamkę.

Zatrzymała się w przejściu.

– Do jutra, panie profesorze? – Spojrzała pytająco.

Mimo półmroku wydało mu się, że w jej twarzy widzi błysk niepokoju.

– Tak. Do jutra, panno Sophie – odpowiedział uspokajająco.

Stała chwilę bez ruchu, przygryzając wargę, po czym podbiegła do niego z powrotem. Pocałowała go w usta. Mocno i długo. Jeszcze raz oczarował go lawendowy zapach. Odsunęła się i popatrzyła w jego oczy bardzo uważnie. Ujął delikatną twarz w dłonie i powiedział z absolutnym przekonaniem:

– Wszystko będzie dobrze.

Uśmiechnęła się i wybiegła z gabinetu, zamykając za sobą drzwi.

Cornelius podszedł powoli do biurka, usiadł w fotelu i odetchnął głęboko. Przez chwilę wsłuchiwał się w szybki stukot obcasów na korytarzu, zastanawiając się, jak mógł kiedyś uważać ten odgłos za nieprzyjemny.

Pogrążył się w zadumie. Dopóki trzymał ją w ramionach, wydawała się taka rzeczywista, ale teraz? To przecież nie mogła być prawda! Profesor Threadforge i Sophie de Clairiénne?

„Czy ty do reszty straciłeś rozum?”

Przypomniał sobie, ile razy prychał z pogardą, czytając w gazetach, jak podobne romanse niszczyły kariery. Ile razy kręcił głową, myśląc, jakim trzeba być idiotą, by uwikłać się w coś takiego. Gdyby ktoś odkrył taki związek, nie tylko Sophie byłaby skończona. Witchenmoor był bezwzględny dla kadry, która angażowała się w nieodpowiednie relacje.

Dotknął blatu tam, gdzie siedziała dziewczyna. Palcem obrysował miejsce, w którym drewno pociemniało od wspólnej wilgoci.

Oparł czoło o dłoń. Na wypełniającą go wcześniej radość i podekscytowanie coraz wyraźniej padał cień niepokoju i wyrzutów sumienia.

Wybiegł myślami do jutrzejszego spotkania. Uśmiechnął się. A potem sięgnął jeszcze dalej w przyszłość i jego radość zgasła. Spóźniona burza strachu i poczucia winy uderzyła z całą mocą.

Czy on naprawdę powiedział jej przed chwilą, że wszystko będzie dobrze? Przecież oprócz kilku ulotnych chwil razem, nic innego nie ma prawa być dobrze! Wciągnął gwałtownie powietrze, myśląc, jak bardzo wszystko się skomplikuje. Przed oczami nagle przebiegały mu, jedna po drugiej, możliwe konsekwencje, zupełnie jakby otworzył zakazaną księgę i nie mógł przestać patrzeć. Zbladł i przeczesał włosy obiema rękami.

„Na srebrne spodnie Albertusa! Jej rodzice są w moim wieku!”

Przełknął ślinę i zmusił umysł, by ten oderwał się od przerażającej przyszłości.

„Spokojnie. Dopilnujesz, by nikt się nie dowiedział. Ona znudzi się tobą i wszystko wróci do normy.” – Ta myśl, zamiast go uspokoić, sprawiła jedynie zaskakujący ból.

Skrzywił się.

„Co się ze mną dzieje!?”

Wyciągnął przed siebie palce. Drżały.

Spojrzał z nadzieją na piętrzące się przed nim stosy ksiąg. Może praca go uspokoi? Otworzył notatnik na zaklęciu usuwającym blizny i zniekształcenia skóry, nad którym pracował, kiedy mu przerwała. Przebiegł wzrokiem po znakach.

Poczuł ulgę, gdy jego rozbiegane myśli wplatały się w magię krawiecką.

Szybko zauważył błąd, którego wcześniej tak długo nie mógł znaleźć. Wziął do ręki pióro. Trzymał je przez chwilę, myśląc o drobnej uroczej dłoni, kreślącej staranne symbole. Westchnął i naniósł poprawki. Jego oddech powoli się uspokajał.

„Blizna pod łopatką” – przypomniał sobie, pisząc. “Doskonale.”

Zamknął zeszyt i odłożył go na samą górę stosu zaklęć do testowania.

„Jutro zaczniemy właśnie od tego.”

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tags:
Blog Comments

No i doczekaliśmy się końca (?) opowieści.
Ci, którzy oczekiwali seksu profesora ze studentką, powinni się poczuć zadowoleni. Autentycznych profesorów polskich uczelni ostrzegam: nie tylko Gildia tego nie lubi. I nie macie, panowie, płaszcza z owcołaków, więc płeć piękna nie musi odejść zadowolona.
Wprawdzie autor zarzeka się, że to skończona całość, ale oczyma wyobraźni widzę kolejne części: relegowany mag Cornelius z biedną asystentką chodzi od krawca do krawca by oferować swoje usługi. Odebrano mu licencję, więc wszystko, co ma, to umiejętności, miłość i… magiczny płaszcz (którego mu zazdroszczę, jak niektóre kobiety przekonwertowanej bielizny).
Czy to mało?
Na pewno starczy na kolejną serię.
Język Magii krawieckiej jest nietypowo łagodny; autor wzdragał się przed stosowaniem szerokiej gamy nazw anatomicznych, choćby neutralnych i naukowych, co zaowocowało szeregiem dziwnych i oryginalnych przenośni.
Kolejna nietypowa cecha to powolne tempo narracji. Podobnie jak w niektórych dramatach scenicznych czas czytania jest dokładnym odzwierciedleniem czasu akcji. Ciekawe, czy tylko ja to zauważyłem?

Odpowiedz

unstableimagination

Kłopoty z tempem narracji mam od zawsze i chyba nigdy do końca się ich nie pozbędę. 🙂
Oczywiście, skończona całość nie wyklucza kontynuacji. Ja również widzę oczyma wyobraźni możliwe przyszłości. Jedna z nich jest nawet szczegółowo zanotowana.
Twoja wizja – tułaczka od krawca do krawca – ma swój urok. 🙂
Jeszcze raz dziękuję Tompie za doskonałą zabawę przy redakcji tego tekstu!

Niezwykle satysfakcjonujący finał – choć dla bohaterów tej historii to dopiero początek! Z pewnością nie bedzie im łatwo jednocześnie rozwijać i ukrywać swego związku, ale wierzę w nich! A Witchenmoor może się schować ze swoją pensjonarską moralnością!

Zresztą, gdyby uczelnia zwolniła Corneliusa i jego asystentkę, totalnie widzę ich zakładających sieć markowych sklepów dla dorosłych z bielizną erotyczną ze stymulującego silvalenu i wzmacniającymi potencję strojami z runa owcołaków! W branży odzieżowej research & development nie musi przecież odbywać się w murach akademii!

Odpowiedz

unstableimagination

Bardzo mnie cieszy, że finał jest dla Ciebie satysfakcjonujący! To w końcu najważniejsze.
Planowałem to jako 10-minutową miniaturę, ale jedynie udowodniłem sobie po raz kolejny, że nie umiem pisać krótko. Nie dość, że wyszło 90 minut, to ta historia, jak słusznie zauważasz, jest właściwie początkiem.
Twoja wizja przyszłości (w przypadku wydalenia z akademii) jest zdecydowanie bardziej optymistyczna niż Tompa. 🙂
Dziękuję za komentarz i za to, że przeczytałaś!

Jeśli koniec wieńczy dzieło, to cykl „O magii krawieckiej” został uwieńczony godnie.

Choć zgadzam się z Emilią, że dla Corneliusa i Sophie dopiero zaczynają się schody. A droga do szczęścia bez wątpienia będzie kręta.

Podobnie jak Tomp zauważyłem ostrożność Autora w używaniu terminów anatomicznych (i na szczęście również: slangowych czy zdrobniałych). Jak widać, można opisać miłosny akt nawet bez posiłkowania się takim słownictwem.

Jedność miejsca, czasu i akcji wzorowo zachowana, przynajmniej w obrębie poszczególnych rozdziałów (wydaje mi się, choć może się mylę, że między I i II mija jednak parę dni?). Wydarzeń jest tu niewiele, natomiast dużo dzieje się w myślach, słowach i gestach. Jeśli coś mi tu przeszkadzało, to tylko uśmiechająca się nieco zbyt często (i wyrażająca tym chyba każdą możliwą emocję) Sophie. Ale to drobny szczegół. Całość uważam za bardzo udaną.

Po tak dobrym początku czekamy zatem na kolejne dzieła!

Pozdrawiam
M.A.

Odpowiedz

unstableimagination

Oficjalnie między I i II nie ma przerwy, ale właściwie… Myślę, że nie ma dużej przeszkody, by te kilka dni tam minęło. Można uznać, że para oszronionych butów w rękach profesora na początku części II, jest inną parą butów niż ta, którą ściąga z sensomanekina pod koniec części I. Możliwe, że część czytelników w tym miejscu wręcz podświadomie doda upływ czasu, jako uwiarygodnienie dalszego (zbyt?) szybkiego rozwoju emocji.
Ciąg dalszy na pewno będzie bardziej obfity w wydarzenia, choć w głowach wciąż dużo się będzie działo. Czy to oznacza jeszcze wolniejszą narrację? Tego jeszcze nie wiem. 🙂
Postaram się również podszkolić Sophie w nowych sposobach wyrażania emocji. Rzeczywiście chyba mam słabość do jej uśmiechu. 🙂
Jeszcze raz bardzo dziękuję za możliwość publikacji i wszystkie komentarze!

Czyli oficjalnie potwierdzasz, że będzie ciąg dalszy? Sądząc po komentarzach vox populi zdecydowanie się tego domaga 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Odpowiedz

unstableimagination

Czy mogę oficjalnie potwierdzić ciąg dalszy?
Myślę, że tak. Chyba bym pękł, gdybym go nie napisał. 🙂
Ciąg dalszy musi nastąpić – inaczej Nefer nie dowiedziałby się, czym są „tajemnicze badania niechętnie widziane przez Gildię”. 🙂
Niestety, moje tempo pisania jest bardzo wolne – nawet wolniejsze od ślimaczego tempa mojej narracji! A do tego muszę parę innych rzeczy napisać wcześniej.
W międzyczasie chętnie wsłucham się jeszcze w vox populi 🙂
Mam nadzieję, że w komentarzach pojawią się jeszcze jakieś sugestie, co należałoby poprawić w moim pisaniu, zanim zabiorę się za kolejne części?

Ciepło, o którym pisałam w komentarzu pod pierwszym rozdziałem wciąż tu jest – co więcej, rozlewa się na czytającą i grzeje wszystkie właściwe miejsca, niczym bielizna z silvalenu 🙂 scena miłosna jest tyleż piękna, co uroczo amoralna.

Z drugiej strony, która z nas kiedyś nie zadurzyła się w profesorze i skrycie liczyła, że ten jednak zignoruje uczelniane standardy i w sposób całkiem nieakceptowalny skróci dystans?

To naprawdę powszechne, to zaakochiwanie się w profesorach? Nadal, mimo szkół koedukacyjnych?
Wprawdzie dziadek mojej żony jako bywały (nauczał przedtem angielskiego we Francji i francuskiego w Anglii) profesor szkoły średniej ożenił się ze swoją uczennicą ledwo zdała maturę, ale mam w pamięci głównie scenę z Indiana Jonesem i panną z napisem na powiekach. 🙂

Odpowiedz

unstableimagination

Och, Tompie! Widać od razu, że nigdy nie byłeś studentką przystojnego profesora, który w dodatku w ogóle nie zwraca uwagi na Twoje wdzięki. 🙂
Poza tym mylisz zakochanie z zadurzeniem!

Odpowiedz

unstableimagination

Który z autorów, nie marzy właśnie o takim odbiorze tekstu! 🙂 To wielka dla mnie radość!
Zapisuję więc w pamiętniku: “uroczo amoralny” tuż obok “ujmujący”.

W jednym z pierwszych komentarzy, jakie popełniłam w ramach czytelniczej posługi, zapytałam autora »Gladii et vaginæ« czy jest on mnichem, który samodzielnie spisał tę opowieść czy też wykradł z Watykanu.
Autora trylogii »O magii krawieckiej« wypada mi więc zapytać: Czy on na pewno jest pełnoletnim mężczyzną, czy raczej podszywającą się pod niego wczesnonastoletnią (13-15 lvl) dziewczyną, która właśnie odkryła »Zmierzch«, k-POP i inne zastosowanie dla twardych poduszek czy też innych obiektów służących do tarcia między udami.
A pytanie to wynika z tego, w jak wielu miejscach ta historia jest łagodna, urocza wręcz z pewnym dodatkiem pikanterii, która podkreśla te walory. Taka to czekolada z dodatkiem chilli.
Docenić chcę bardzo mocno, że to dobrze zbudowana i przemyślana trylogia (a właściwie jedno opowiadanie pocięte na odpowiednie kawałki). W pierwszej mamy nakreślonych bohaterów i czym się zajmują, druga nie choruje na częstą przypadłość „środka”, a trzecia stanowi tę wisienkę na torcie. Zupełnie, jakby autor doskonale znał moją prywatną zasadę: „zasiew, wzrost, zbiór”.
Mackami podpisuje się też pod komentarzem Velayi (mam nadzieje, że dobrze odmieniłam nick – jeśli nie, to przepraszam) spod części I: Dobrze, że bohaterowie są pełnoletni. Co więcej, że nie dochodzi tutaj do nadużyć (jakie mogłyby wyniknąć z relacji Profesor-Studentka), a samo „konsumowanie uczuć” to suma chęci, fascynacji etc. Podkreślone to jest fascynacją Sophie wobec profesora (przekraczającą momentami ubóstwienie, ale o tym za chwilę), ale też sam Cornelius stanowi pewnego rodzaju tamę, która nagle zaczyna pękać (co jest naprawdę dobrze przedstawione).

Niestety, nie obeszło się bez głupotek (subiektywnych, bo ktoś inny może uznać to za zalety).
Mocno malujesz otoczenie słowem i czasem tworzysz niemal męczące ścianki ekspozycji. Domyślam się, że służyć to miało mocniejszemu zbudowaniu nastroju miejsca akcji, ale z drugiej strony czasem miałam wrażenie, że jest tego za dużo i nie służy niczemu. Z gimbazy pamiętam, jak nam na polskim tłumaczyli, że opisy przyrody w »Siłaczce« służą oddaniu stanu mentalnego bohaterów, tutaj tego nie czułam.
Chwała jedynie, że chociaż opisy bohaterów umiejętnie wplatasz w tekst, a nie przedstawiasz ich w formie „tabliczki znamieniowej” (czyli wzrost co do centymetra, rozmiar stanika i waga) jak lubię to określać.

Inna sprawa to coś, o czym wspomniał Megas Alexandros, czyli Sophie jako postać jednej emocji i uśmiechu. Poszłabym z tym dalej: emocje bohaterów w tym opowiadaniu są naprawdę dziwnie nakreślone. O ile w części pierwszej ta rozmowa kwalifikacyjna jeszcze jakoś ujdzie (chociaż przeskakiwanie ze złości do radości zajmuje tylko kilka zdań), tak w części trzeciej stawia we mnie dwie kapibary.
Jedna zwraca uwagę, że już w części pierwszej Cornelius mówi o tym, że Sophie musi nauczyć się panować nad emocjami. Zrozumiałe, że (wyraźnie!) pobudzona seksualnie studentka stojąca przed swym obiektem uwielbienia raczej nie będzie panowała nad sobą i pocałuje go, co ostatecznie rozwali w.w. tamę profesora, który sam nie potrafi zrozumieć, co właściwie czuje wobec młodziutkiej ślicznotki.
Druga każe mi patrzeć na to, że natychmiastowo dostajemy dziwną kłótnię, że to on ją uwodzi! I instant seks na zgodę! Chyba oboje potrzebują bonka i pójść do napalonego więzienia! A potem jeszcze po seksie równie szybkie mentalne dochodzenie do siebie! I właściwie brak wyraźniejszej puenty, która by z tego wynikła poza tym „to co, jutro wracamy do pracy? Udajemy, że rozdziewiczyliśmy mojego biurka z tysiącletniego drzewa?”

Nie będę kłamała: Uwielbiam, co dzieje się w części drugiej. Zadziało to na mnie to jak kocimiętka. Odwrotnie się czułam, czytając „finalny” seks. Nie jest napisany źle (widywałam gorsze) ani (na wielkie szczęście) nie uderza w nutki „świńskich historyjek”. Jest pewną konsumpcją uczuć zebranych w sobie. Tylko nie umiem się obejść wrażeniu, że ta scena penetracji jest mocno na doczepkę i niepasujące do tej konkretnej linii fabularnej. Czy opowiadanie by straciło, gdyby po samym pierwszym pocałunku wątpliwości Corneliusa i przekonanie, że nie powinien się tego dopuszczać? Postawił granicę? Znów można zobaczyć dwie kapibary, które grają w Texas Holdem. Jestem w stanie wyobrazić sobie jednak, jak niepocieszona Sophie wychodzi i zostawia swoją bieliznę na stole, a potem opis męskiej masturbacji lub wyobrażania sobie przez profesora jakby takowe zbliżenie by przebiegało. No, ale druga znów wskazuje efekt „kropli drążącej skałę”.

No i ostatni zarzut, jaki mogę wskazać czubkiem macki to tempo, które właśnie dobitniej pokazuje fakt, że gdyby wygładzić (szpachlą) sceny uniesień to trzynastolatki by czytały to z wypiekami. Płomienne uczucie między bohaterami rodzi się błyskawicznie, jak zapałka wrzucona do kanistra benzyny lub płaszcz z wełny owcołaka. Są takie sytuacje, gdzie by to zagrało, ale tutaj wymaga to naprawdę mocnego zawieszenia niewiary, że tak gładko i szybko do tego doszło (lub jak lubię to określać: „scenariusz wymaga, aby teraz”). Czasem aż prosi się o pewno przystopowanie, poeksploatowanie tego w miejscu kolejnego opisu wyglądu pracowni lub wyjaśniania magii. Ta zresztą we wszelakiej IHMO najlepiej działa, kiedy jest traktowana na zasadzie „zapalania światła” lub „jechania rowerem” (czyli traktowana jako pewnego rodzaju oczywistość dla bohaterów i narratora, a czytelnik sam wyłapie, w miarę jak jest ona użytkowana).

Niemniej, jak zawsze to produkt darmowy i pisany przez osobę, jaka raczej robi z pasji. I produkt bardzo dobry, zadowalający i spełniający swoje zadanie (część druga!). Nie mogę być wobec takowego surowa niczym kurczak w zamrażarce. Wady, nawet jeśli są, to nie przyćmiewają zalet. Zresztą, kilkukrotnie napomknęłam, że ucieka od wielu większych i cięższych grzechów, których pełna lista byłaby dłuższa – więc ich brak jest największą pochwałą.
Czytanie całości (i miejmy nadzieje, w przyszłości jakiś dalszych losów duetu) było przyjemną podróżą (a fragmentów części drugiej przeprawą przez gorące i kosmate miejsca) i uświadomiło tylko, jak rzadko w literaturze erotycznej dostaje właśnie takie kostki czekolady z chilli pisane przez małoletnie pensjonariuszki. Jako, że to cykl na ten moment skończony, to zostawiam mu Błyszczącą Fioletową Gwiazdkę Aprobaty Androidki (BFG AA) i życzę autorowi dalszych sukcesów.

Odpowiedz

unstableimagination

Już myślałem, że wspaniała przygoda, jaką jest czytanie reakcji na mój tekst, dobiegła końca. A tu taka ogromna (i to dosłownie) niespodzianka! 🙂
Bardzo Ci dziękuję Androidko za przeczytanie i za tak długi i jakże malowniczy komentarz!
Od razu na wstępie rozwieję Twoje wątpliwości: tak jak Tomp nie jest ani mnichem, ani watykańskim włamywaczem, ja również jestem jedynie zwyczajnym pełnoletnim facetem, który pisze wyłącznie z myślą o dorosłych czytelniczkach. 🙂
Po prostu wierzę, że jest wiele takich, które – mimo dojrzałości – ucieszy łagodność języka. Co więcej, mam nadzieje, że właśnie ta łagodność pozwoli im przymknąć oko na niedostatki fabularne i zostawiać kolejne warstwy niewiary odwieszone na z trudem pokonywanych ściankach ekspozycji – by na koniec zupełnie pozbawione sceptycyzmu mogły cieszyć się w pełni siłą emocji bohaterów.
Tak więc obok moich ulubionych “uroczo amoralny” i “ujmujący” dopisuję “czekolada z chilli”. 🙂
“Sophie jako postać jednej emocji i uśmiechu.”
Tego trochę nie rozumiem. Uważam, że Sophie oprócz uśmiechów pokazuje w opowiadaniu wiele, często ekstremalnie silnych emocji. Wręcz spodziewałbym się zarzutu, że jest rozchwiana emocjonalnie, co może nie pasować (choć według mnie pozornie) do najlepszej studentki na roku.
Zgodziłem się z Megasem, że być może uśmiechów jest za dużo i w niektórych sytuacjach zapewne należałoby dodać więcej niuansów, ale z tą “jedną emocją” to przyznaję, że nie wiem, o co dokładnie chodzi.
Dziękuję za wszystkie miłe słowa. Dzięki Twojej szczerości niosą większą wartość. Najbardziej mnie ucieszyło, że właśnie część druga przypadła Ci do gustu, bo to zdecydowanie moja ulubiona.
Jeszcze bardziej dziękuję za uwagi krytyczne – jest bardzo trudno otrzymać tego typu odzew, a dla mnie osobiście jest on niezwykle wartościowy.
Wiele zalet tego tekstu, o których wspominasz, jest zasługą innych malowniczych komentarzy, które dostałem dawno dawno temu, bardzo daleko stąd. Można powiedzieć, że to opowiadanie wręcz wzrastało w ametystowo-androidowym świetle z orbity. 🙂
Dziękuję za Gwiazdę i mam wielką nadzieję kiedyś zasłużyć na kolejną i może następnym razem również za scenę seksu.

Leave a Comment