
Ilustracja: Indragor przy użyciu AI Leonardo
Przedsłowie
Jeśli, drogi czytelniku, spodziewasz się czegoś poważnego w stylu Nad pięknym modrym Dunajem Johanna Straussa II albo Słoneczników Vincenta van Gogha, czy nawet upapranej gliną Camille Claudel w miłosnych objęciach Augusta Rodina, to zdecydowanie powinieneś zawrócić z tej drogi, póki czas. Temu opowiadaniu bliżej, ale tylko troszeczkę, do burleski. Naprawdę tylko troszeczkę. Bardzo troszeczkę. Jest to komedia erotyczna, ale nie pornograficzna, dlatego nie szukajcie tu wyrafinowanych albo ciągnących się jak guma do żucia opisów seksu.
Prawdę mówiąc, nic tu nie jest normalne.
Opisane zdarzenia dzieją się w przyszłości, w roku… Właściwie nie ma znaczenia w którym roku, bo skoro w przyszłości, to jeszcze nie miały miejsca, a nawet nie wiadomo, czy kiedykolwiek będą miały miejsce. Chociaż według pewnej teorii kosmologicznej istnieje nieskończona ilość wszechświatów takich jak nasz i zupełnie różnych od naszego. Wobec tego, stojąc na gruncie tej teorii, nie można mieć pewności, czy owe wydarzenia już się nie dokonały albo nie dokonają się w krótszej lub dłuższej perspektywie czasu. A może nawet dzieją się w tej chwili?
Przenieśmy się zatem w sam środek tych wydarzeń, do Królestwa Fantazji, gdzie…
Epizdod 1
Pewien dziennikarz, mówiąc bez ogródek, sprawiający wrażenie niezbyt lotnego, lądował właśnie na Fuchurze, zwanym też Smokiem Szczęścia, przed potężnymi wierzejami znajdującymi się między nie mniej potężnymi, pofalowanymi skałami ciągnącymi się aż po horyzont, tuż obok Wodospadu Rozkoszy z jednej strony i Wodospadu Rozpaczy z drugiej. Gdyby nie wielki czerwony napis „18+”, z większej odległości całość przypominałaby piz… No dobra, wystarczy, że chodzi o „18+”. Reszty sami możecie się domyślić. Z bliska, na wspomnianych wierzejach ktoś, nie wiedzieć kto i po co, pewnie jakiś sfrustrowany dowcipniś srajem… cholera jasna, przepraszam, to znaczy sprayem, namalował już mocno zatartą, ale nadal czytelną sentencję, będącą odwiecznym dylematem filozoficznym:
Oko za oko, ząb za ząb, to czemu dupa za pieniądze?
– Gdzie jesteśmy? – zapytał zdziwiony dziennikarz.
– No… chodziło ci o syf – odpowiedział smok, długi niczym rozciągnięta prezerwatywa.
– Wypraszam sobie prezerwatywę! – warknął smok – chcesz ze mną latać, to więcej szacunku w narracji proszę!
– No już dobrze, tylko żartowałem – odezwał się ugodowo dziennikarz. – To gdzie w końcu jesteśmy?
– Chciałeś syf, masz syf. To najgorsza speluna w Królestwie Fantazji. Jedna ze scen Gwiezdnych wojen była tu kręcona – zmełł beznamiętnie słowa smok.
– Mówiłem o SF!
– Ups! – wypaszczył się smok. – Nie dosłyszałem, wybacz, stary, ale jestem już stary. Ha, hu, to taki żarcik. Aha! I proszę mniej kwiecistych opisów do moich wypowiedzi, dobra?
– Zgoda, zgoda mocium panie, na wszystko zgoda, tylko lećmy już, zanim popsuje się pogoda, do krainy science fiction – odpowiedział zniecierpliwiony dziennikarz.
– Kiepski rym – usiłował dogryźć Smok Szczęścia.
– To wymyśl lepszy tekst! – warknął nerwowo dziennikarz.
– Proszę bardzo – odrzekł smok ze stoickim spokojem i typową pewnością siebie:
Pewien puzon z orkiestry
Pomylił kiedyś rejestry.
Zafałszował był ostro,
Dostał w czarę prosto.
– Trochę jakby nie na temat – rzucił kąśliwie dziennikarz, aby pomniejszyć swoją wpadkę z rymem.
– Nie wspominałeś, że ma być na temat, a i rym lepszy i fraszka zgrabna – zauważył smok jak zwykle błyskotliwie.
– No leć już! – zawołał zniecierpliwiony dziennikarz, nie chcąc przyznać, że w tym słownym pojedynku to smok był górą.
I polecieli.
Przelatując nad jakąś ciemną plamą, pismak z zawodowej ciekawości zapytał:
– A to co?
– Swego czasu ktoś zwiózł tu wszystkie nieudane, połamane, pokręcone opowiadania z portalu Najlepsza Erotyka i zwalił na wielką hałdę. A że to literatura ciężkawa, to pewnej nocy jak coś z ponurym rykiem nie łupnie! Powstała czeluść, w którą cały ten cudaczny chłam wpadł i ślad po nim zaginął, grzebiąc nadzieje wielu na zostanie poczytnymi pisarzami.
– Może i lepiej, że ślad zaginął – skomentował dziennikarz.
– Może i lepiej – zgodził się smok.
Przez jakiś czas panowała cisza. Prawie, bo było słychać świst powietrza opływającego szybko lecącego smoka.
– Widzisz jak prędko? Wystarczyły trzy zdrowaśki – wypowiedział się z dumą i elokwencją smok londując… hm… lądójąc…, eee… ładując… Cholera! Przyziemiając pod rydzem, wielkim jak ego niejednego polityka.
– A niech to marchewa przerośnięta! – zmełł w ustach przekleństwo pismak. – Gdzie my jesteśmy?! Nie otake science fiction mi chodziło! Statki kosmiczne, teleporty, kosmici…
– Aaa, takie science fiction! – załapał wreszcie smok. – Chyba tylko powinieneś był powiedzieć „nie o takie” – nie omieszkał jeszcze popisać się właściwą dla siebie błyskotliwością umysłu Smok Szczęścia.
– Czepiasz się szczegółów! – warknął rozeźlony dziennikarz.
– No dobrze, już się nie denerwuj. Każdy może się pomylić. Za trzy mrugnięcia okiem będziemy na miejscu. Orzeł 1 wystartował, komandorze Koenig! – ryknął smok, unosząc się spod grzyba.
Cztery mrugnięcia okiem później bezpiecznie wylądowali na parkingu Międzynarodowego Portu Kosmicznego imienia Lecha Wałęsy w Gdańsku, nieopodal, a może i opodal stanowiska startowego statku kosmicznego CH-UJ1701 Antrepryza.
– Kiwi pro kwo! – zaklął niedyplomatycznie dziennikarz. – Przez te twoje kłopoty z nawigacją spóźniłem się na lot, który miałem relacjonować.
– Co się tak pieklisz? Przecież kosmolot jeszcze nie wystartował. Widać ma opóźnienie. Czyli zdążyłeś dzięki mnie. Nie na darmo nazywam się Smokiem Szczęścia! – I gapiąc się na napis nad głównym budynkiem kosmoportu, dodał ze zdziwieniem: – Popatrz, ten Wałęsa to niezły agent, żeby tak załatwić sobie nazwanie portu swoim nazwiskiem.
– „Nazwanie nazwiskiem”, kiepsko ci to wyszło jak na inteligentnego smoka.
– Czepiasz się – zbagatelizował uwagę smok, zrzucając dziennikarza z grzbietu.
Epizdod 2
Hm… Zacznę od przedstawienia siebie. Nazywam się Makaren LaBamba. Redakcja mojego periodyku „Stosunki Międzygalaktyczne” wysłała mnie, abym zrelacjonował jeden wybrany dzień z życia na statku kosmicznym, który wyrusza w rejs, aby badać nieznane dziwne światy, nawiązywać nowe stosunki międzycywilizacyjne, śmiało przelatywać tam, gdzie jeszcze żaden człowiek nie przeleciał… I tak dalej.
Niestety, przez pierwsze dni lotu nie wydarzyło się nic godnego uwagi. Poznałem tylko pięć sympatycznych kadetek na praktyce z renomowanego Państwowego Instytutu Pilotażu Astronautycznego w Wąchocku, znanym pod skróconą nazwą „PIPA w Wąchocku”. Kadetkami: Katarzyną, Kateřiną, Kataliną, Katariiną i Katarujiną opiekowała się nie mniej, a może nawet bardziej sympatyczna starsza kujonka Karolina.
Jednak sześć dni później…
– Ukulele! – zaklęła siarczyście komandor Jolanta Jąder, dowódczyni statku CH-UJ1701 Antrepryza, z nosem utkwionym w monitorze, na którym widniał komunikat SOS.
Grymas niezadowolenia na twarzy komandor był dla wszystkich zgromadzonych na mostku nawigacyjnym wystarczająco wymowny, aby zrozumieć, że odebrane wezwanie pomocy było jej nie na rękę. Trudno się dziwić: pochodziło z transportowca towarowego, którego jedynym załogantem był kapitan Jan Cipowski, zakała Gwiezdnej Floty.
Krótka dygresja dla niezorientowanych.
Dlaczego zakała Gwiezdnej Floty? Jan Cipowski przyprawiał o ból głowy główną administratorkę osobową Gwiezdnej Floty, a także Naczelne Dowództwo. Jego kontakty z żeńskim personelem floty jakże często kończyły się urlopami macierzyńskimi pań, co powodowało niedobory żeńskiego personelu we flocie. Ogólnie mówiąc, miał dionizyjski styl bycia. Główna administratorka wezwała nawet kiedyś kapitana Cipowskiego celem reprymendy i udzielenia nagany na piśmie za takie traktowanie stosunków służbowych. Do udzielenia nagany jednak nie doszło, bo kilka miesięcy później główna administratorka osobowa GF udała się na urlop macierzyński.
Komandor nie miała jednak wyjścia. Zgodnie z regulaminem Gwiezdnej Floty, musiała pospieszyć na ratunek.
– Kierunek według namiaru sygnału SOS! Prędkość WAL-1 – wydała polecenie pilotowi twardym, nawykłym do rozkazywania tonem, po czym, wciskając przycisk interkomu, powiedziała: – Zespół ratunkowy na mostek! Starsza kujonka Karolina z kadetkami na mostek! Niech się uczą. – To ostatnie powiedziała już po zwolnieniu przycisku interkomu.
Wkrótce na mostku zjawiły się trzy kobiety w kombinezonach zespołu ratunkowego, a niedługo potem kadetki ze starszą kujonką Karoliną na czele.
– Wanda Walikoń melduje zespół ratunkowy gotowy do akcji! – Zasalutowała dowódczyni służbiście.
– Teleportujecie się na uszkodzony towarowiec i wyciągniecie z kłopotów jedynego członka załogi, czyli dowódcę! I meldować na bieżąco postępy z akcji! – wydała polecenie komandor Jolanta Jąder.
– Rozkaz! – Trzyosobowy zespół ratunkowy udał się do sali teleportu.
Kilkanaście minut później Wanda Walikoń z dostrzegalnym trudem meldowała z uszkodzonego transportowca:
– Sytuacja opanowana. Członek… och… bezpieczny! – I zaraz się poprawiła: – Członek załogi, pani… komandor… bezpieczny.
W tle słyszalne były jakieś dziwne dźwięki, coś jak: „mocniej”, „głębiej”, „o tak”, „jak dobrze”, och, oooch”, „au” i tym podobne.
– Co się tam dzieje?! – Komandor Jolanta Jąder była wyraźnie zaniepokojona. – Co to za zakłócenia?! Wszystko w porządku? Potrzebujecie wsparcia?
Tymczasem zamiast rzeczowej odpowiedzi dało się słyszeć stłumioną wymianę zdań nieskierowaną do uszu komandor i raczej daleką od profesjonalnego raportu:
– Teraz ty, Wanda. – To był męski głos.
– Ależ kapitanie, proszę nie rozpinać mi skafandra!
– Cii… nie możesz być przecież gorsza od swoich podwładnych. – Zamruczał męski głos.
– Tak, tak, och, i tak nie mam siły – mamrotała Wanda Walikoń.
– Natychmiast proszę o meldunek!
Komandor Jolanta Jąder wykazywała coraz większe zaniepokojenie.
– Wszystko… tak, tak, wszystko w porządku pani ko… komandor – wysapała Wanda Walikoń. – Ooo… panie kapitanie, tak zaskoczył mnie pan od tyłu… Jak dobrze… Hm. Przepraszam pani komandor, ale powrót na Antrepryzę trochę się opóźni… Oooooch! Jak dobrze i głęboko… Tak, penetruj, penetruj, tak dobrze… Dawno nie było mi…
W tym momencie komandor Jolanta Jąder przerwała transmisję. Mimo że była to transmisja cyfrowa, dla wszystkich na mostku stało się jasne, że równocześnie była nacechowana mocnym ładunkiem analogowej, niezwykle erotycznej przyjemności. Być może też innym ładunkiem.
– Trzeba było wysłać męski zespół – mruknęła komandor, bardziej do siebie niż do zgromadzonych.
Pół godziny później cały, choć nieco zdyszany kapitan Cipowski zjawił się na mostku w otoczeniu uśmiechniętych i wyraźnie zadowolonych ratowniczek.
– Jasiu!!! Żyjesz!!! – wrzasnęła niespodziewanie, nie bacząc na etykietę, starsza kujonka Karolina i z ogłuszającym wizgiem rzuciła się wprost w ramiona kapitana Cipowskiego niemal w tej samej chwili, w której go dostrzegła. Kadetki zaś nerwowo przestąpiły z nogi na nogę.
Krótka dygresja dla niezorientowanych.
Zapewne niektórych z czytelników mogła zdziwić wyjątkowo emocjonalna reakcja starszej kujonki Karoliny. Jednak była ona spowodowana długoletnią bliską znajomością z kapitanem Cipowskim, datującą się na czasy liceum. Jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się więcej o tamtej licealnej znajomości, proponuję otworzyć minet (międzyplanetarna sieć – dawniej internet) i wyszukać stosowny materiał wpisując hasło: »Napalona kujonka i zakompleksiony prawiczek cipkarolina opowiadanie«.
– Kapitanie Cipowski – odezwała się komandor Jolanta Jąder – zaopiekuje się panem personel medyczny, konkretnie siostra Daj-ka. Z pewnością potrzebuje pan teraz wypoczynku. Przygotowałam kwaterę z wygodną koją.
Patrząc na komandor Jolantę Jąder, starszej kujące Karolinie wydało się, że w tym momencie mrugnęła okiem do kapitana Cipowskiego. Być może był to jednak tylko nerwowy tik spowodowany wieloletnią męczącą pracą na stanowisku kierowniczym. Mimo to Karolina poczuła ukłucie zazdrości w trudnym do precyzyjnego zlokalizowania miejscu, gdzieś w okolicy mostka. Było to tym bardziej dezorientujące, bo wszyscy akurat znajdowali się na mostku, tyle że dowodzenia.
– Siostro Daj-ka – zwróciła się teraz do pięknej długowłosej blondynki o błękitnych niczym Ocean Spokojny oczach w kształcie kurzych jaj, pełniącej na statku funkcję głównej pielęgniarki pokładowej – proszę zaprowadzić naszego gościa do jego kwatery i służyć pomocą w każdej sprawie. Zapewne nasz gość jest głodny, proszę zapewnić mu także posiłek i nie żałować kompozycji surówkowej z naszej uprawy roślin eko, bio, wege, bezglutenowej, bez GMO, bez MO i z wolnego wybiegu.
– Rozkaz! – odpowiedziała dziwnie rozanielona siostra Daj-ka, spoglądając zalotnie w kierunku kapitana Cipowskiego.
Nim jednak zdołała coś więcej powiedzieć, Jasiu posłał jej tak uroczy uśmiech, iż wywołał nim kolejny napad zazdrości starszej kujonki Karoliny, na szczęście krótkotrwały. Całkowicie uzasadniony, bo w odpowiedzi na ten uśmiech siostra Daj-ka niespodziewanie wysunęła swój rozdwojony język, oblizując nim nieskromnie wargi i nos, zamykając przy tym oczy, aby nie dostała się do nich ślina.
Jeszcze jedna krótka dygresja dla niezorientowanych.
Siostra Daj-ka pochodzi z planety Plot-kar, słynącej nie tylko z kobiet o pięknych długich blond włosach wszędzie, ale także będących posiadaczkami długich i ciętych języków. Są również niezwykle wymagające i skrupulatne pod każdym względem, szczególnie seksualnym. Do tego stopnia, że żaden Ziemianin nie zdołał jeszcze w pełni zadowolić mieszkanki planety Plot-kar. Co prawda, po Galaktyce krążą słuchy, że jedynym Ziemianinem, któremu się to udało, był kapitan Cipowski, jednak nie ma na to oficjalnego potwierdzenia w dokumentach, więc być może to tylko plotki.
Wkrótce kapitan Cipowski tanecznym krokiem opuścił mostek statku, obejmując wpół siostrę Daj-kę i podśpiewując refren starej pieśni:
Gdzie ta keja, przy niej ten jacht
Gdzie ta koja wymarzona w snach
Gdzie te wszystkie sznurki od tych szmat
Gdzie ta brama na szeroki świat.
Gdzie ta keja, przy niej ten jacht
Gdzie ta koja wymarzona w snach
W każdej chwili płynę w taki rejs
Tylko gdzie to jest, gdzie to jest?*
Zamieszanie i gwar ucichły. Kadetki z uwagą przyglądały się pracy zespołu na mostku, gdy niespodziewanie…
– Mamjaja! – zawołała władczo do mikrofonu interkomu komandor, aż kadetki zapiszczały, podskakując. Tymczasem komandor Jolanta Jąder po krótkiej pauzie kontynuowała: – Młodszy pilot Mamjaja zgłosi się na mostek!
Gdy tenże się zjawił i objął stery CH-UJ1701 Antrepryza, komandor zeszła z mostka i udała się w sobie tylko znanym kierunku.
Trzynaście minut i czterdzieści dziewięć sekund później.
– Alarm! Alarm meteoroidowy! – odezwała się sztuczna inteligencja kosmolotu, zwana potocznie „Szin”. – Za siedemnaście minut nastąpi kolizja z rojem meteoroidów. Za pięć minut może dojść do kolizji z forpocztą! Ominięcie roju niemożliwe. Kolizja nieunikniona – głosiła beznamiętnie infernalne wieści.
– Ale co? Jak to? Mete… Skąd tu? Czy… – mamrotał pod nosem bez wątpienia zupełnie zaskoczony młodszy pilot Mamjaja.
Ku zdziwieniu obecnych jego dezorientacja zaczęła przeradzać się w panikę. Drżącą ręką wcisnął przycisk autopilota i zaraz po nim kolejny z napisem „wspomaganie sterowania przez Szin”.
– Nie mam doświadczenia w przelocie przez rój meteoroidów – zakomunikowała Szin.
– Dlaczego? – zadał drżącym głosem pytanie Mamjaja.
– Bo jestem sztuczna, a rój meteoroidów prawdziwy. Ty jesteś od pilotażu! Wyłączam się – rzekła urażona głupim pytaniem.
Młodszy pilot Mamjaja z przerażeniem i bezradnością rozejrzał się po zgromadzonych na mostku.
– A… Źle się czuję – jęknął, po czym poderwał się z fotela i trzymając się za brzuch, pognał do klopa, porzuciwszy stery Antrepryzy.
Na mostku zapanowała konsternacja, a rój był coraz bliżej. Nastąpiło kilka minut zawieszenia. Z pewnością coś należało zrobić. Tylko kto miałby podjąć decyzję? Normalnie powinien młodszy pilot Mamjaja, ale on zabunkrował się w kiblu! Wpatrzone z nadzieją i przerażeniem w oczach kadetki w końcu zmusiły starszą kujonkę Karolinę do działania.
– Katalina, sprawdź, jak tam pilot Mamjaja!
– Ale on jest w kiblu – pisnęła Katalina.
– To co? Wyciągnij go jakoś! Szybko, sytuacja nadzwyczajna!
– Rozkaz starsza kujonko!
Tymczasem Karolina sięgnęła po rozwiązanie awaryjne. Włączyła kierunkowy interkom.
– Komandor Jolanta Jąder – potwierdziła dowódczyni kontakt.
– Pani komandor, mamy problem na mostku. Rój meteorytów…
– Meteoroidów. Mamjaja poradzi sobie – przerwała komandor.
– No właśnie nie. Całkowicie się rozsypał! Zamknął się w kiblu i nie wychodzi od czterech minut!
– Dobrze, już idę – odpowiedziała z lekką zwłoką. W jej głosie pobrzmiewały nuty niezadowolenia. Nim się rozłączyła, do uszu Karoliny dobiegły ciche słowa komandor: „Jasiu, puść, muszę iść”.
Wywołało to kolejny niespodziewany atak zazdrości starszej kujonki. Musiała się jednak opanować. Wydarzenia na mostku wymagały skupienia. To nie był dobry moment na roztrząsanie, co komandor Jolanta Jąder robiła z Janem Cipowskim w jednej kajucie, tym bardziej że z kibla, gdzie zadekował się pilot Mamjaja, wyszła ze spuszczoną głową i płaczliwą miną samiutka Katalina. Była wyraźnie przygaszona, a z jej włosów kapała jakaś ciecz.
– Co się stało? – zapytała starsza kujonka.
– Osikał mnie… – Rozpłakała się kadetka Katalina.
– Katarzyna, Katariina, zajmijcie się Kataliną. Weźcie apteczkę pierwszej pomocy! – rozkazała starsza kujonka Karolina, nie tracąc zimnej krwi. – Nie tę! Tę po lewej. Ta po prawej to apteczka ostatniej pomocy! – doprecyzowała, widząc pomyłkę zestresowanych kadetek.
Zaraz potem coś walnęło w statek, aż iskry się posypały. Marchew przegniła! – zaklęła w myślach Karolina. To ta forpoczta. Jeśli statek wpadnie w główny rój bez pilota, to… – Starsza kujonka niczym nożem przerwała coraz mroczniejszy tok myśli. Nie czas na dramatyzowanie! Za chwilę doświadczona komandor Jolanta Jąder opanuje sytuację.
Kilkadziesiąt sekund później ktoś załomotał w drzwi wejściowe do mostka. Zaraz potem rozległ się trzask interkomu, a po nim głos komandor Jolanty Jąder:
– Nie można otworzyć drzwi! Chyba się zacięły! Spróbujcie od środka!
Starsza kujonka natychmiast podskoczyła do drzwi i wcisnęła czerwony przycisk awaryjnego otwierania. Coś zazgrzytało, zawarczało, ale drzwi nie drgnęły. Pozostało spróbować ręcznie, ale i to nie przyniosło rezultatu.
– Kateřina do mnie! – Przywołała najsilniejszą fizycznie kadetkę.
Obie stękając, próbowały ręcznie przynajmniej uchylić drzwi. Bez rezultatu. Zdesperowana starsza kujonka Karolina ponownie walnęła, tym razem z całej siły, w przycisk awaryjnego otwierania. Uszkodzony przycisk wystrzelił ze ściany jak z procy, coś ponownie zazgrzytało, zawarczało, ale znowu bez efektu. Drzwi ani drgnęły.
To ta forpoczta musiała zablokować drzwi – pomyślała Karolina. Spróbowała sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek w historii Gwiezdnej Floty doszło do takiego wypadku, żeby nie można było dostać się na mostek dowodzenia z powodu uszkodzonych drzwi. I nie była w stanie przypomnieć sobie takiego precedensu. Cóż, kiedyś zawsze musi być ten pierwszy raz – westchnęła filozoficznie. Teleportacja na mostek! – zabłysnął w głowie starszej kujonki Karoliny pomysł. Jednak jak szybko zabłysnął, tak równie szybko zgasł. Ze względów bezpieczeństwa na pokładzie statku teleportacja była niemożliwa.
– Drzwi zablokowane na cacy – zameldowała zwięźle komandorce starsza kujonka.
– Ukulele! – Siarczyste przekleństwo komandor Jolanty Jąder z trudem przecisnęło się przez głośnik interkomu. – Nie ma wyjścia. Radźcie sobie sami. Wracam do kajuty.
– I co teraz? Ktoś musi… sterować… – Niepewny głos i wystraszony wzrok kadetki Katarujiny był aż nadto wymowny.
Oczy wszystkich zgromadzonych na mostku, nawet łącznościowca, spoczęły na Karolinie. Prawie wszystkich. Młodszy pilot Mamjaja nadal okupował kibel.
– Ale… Ale ja nie mam jeszcze dyplomu pilotażu! – zawołała zdumiona.
– Ktoś musi – pisnęła Katarzyna.
– Właśnie! – Podjęła temat Katarujina. – Ty, starsza kujonko, jedyna z nas potrafisz pilotować… I na pewno sobie poradzisz.
– Ratuj nas! – Unosząc się kilkakrotnie na palcach płaczliwie jęknęła Katalina ze wciąż mokrymi włosami. Na szczęście nic już z nich nie kapało.
– Nie na darmo masz tytuł kujonki – naciskała Kateřina.
Tak! Jestem kujonką i to starszą! – powiedziała do siebie z dumą Karolina, podbudowana słowami kadetek. Nie mogę ich zawieść! Wzięła głęboki wdech dla dodania sobie odwagi, po czym, nadając ruchom zdecydowany charakter niczym komandor Jolanta Jąder, pomaszerowała na fotel pilota i usadowiła się w nim.
A może się uda obejść problem? – pomyślała szpakami karmiona Karolina.
Wcisnęła przycisk „autopilot”, „wspomaganie sterowania przez Szin” oraz na wszelki wypadek „turbo”.
– Musisz przeprowadzić nas przez rój meteoroidów, inaczej statek zostanie zniszczony! – próbowała wywrzeć presję na sztuczną inteligencję starsza kujonka Karolina.
– Już mówiłam! Nic nie poradzę! Rój jest naturalny, a ja sztuczna. Sama sobie radź! Wyłączam się. – Dwa ostatnie zdania powiedziała z irytacją, po czym rzeczywiście się wyłączyła.
Nie było wyjścia. Trzeba było samej mocno ująć ster w dłonie. Rój meteoroidów zbliżał się nieubłaganie.
Szybkim ruchem, nie patrząc, bo rozkład klawiszy konsoli sterowania znała na pamięć, wcisnęła przycisk łączności z maszynownią. A przynajmniej tak jej się wydawało.
– Maszynownia! Wszystkie systemy sprawne? – Musiała to wiedzieć.
– Eee… tego… wszystko sprawne, tylko to zęzownia, a nie maszynownia. – Osoba po drugiej stronie komunikatora była wyraźnie zakłopotana.
– Przepraszam – odpowiedziała cicho starsza kujonka Karolina, po czym spiekła raka. Co za wstyd przed kadetkami. Taki prosty i żenujący błąd popełnić!
Nie miała jednak czasu na rozczulanie się nad sobą. Ponownie wcisnęła przycisk, tym razem właściwy, i powtórzyła pytanie:
– Maszynownia! Wszystkie systemy sprawne?
– Tu maszynownia! Wszystkie systemy w normie. Lekko przecieka podajnik siarczku sodanu orgazmitowanego, ale to nie wpływa na sprawność urządzeń. Zresztą już tym przeciekiem się zajmujemy.
– Moc jedna czwarta – zakomenderowała starsza kujonka.
– Jest jedna czwarta – padła odpowiedź po paru sekundach.
Była to sprytna decyzja. Przez rój i tak nie będzie można lecieć szybko, a ograniczenie mocy napędu ułatwi płynne, a tym samym bezpieczniejsze manewrowanie, w tym przyspieszanie i zwalnianie.
Wlecieli w chmurę odłamków skalnych. Widok był tyleż piękny co groźny. Wokół statku śmigały większe lub mniejsze głazy, niektóre o wymyślnych kształtach fallusów lub wagin. Jednak starsza kujonka Karolina nie mogła podziwiać tego widoku. Musiała całą swoją uwagę skupić na omijaniu niebezpiecznych meteoroidów. Mimo to co jakiś czas słychać było szurnięcia i lekkie uderzenia naturalnych obiektów kosmicznych o sztuczną konstrukcję Antrepryzy. Pełen napięcia lot trwał prawie czterdzieści minut. Dosłownie na kilkanaście sekund przed opuszczeniem roju starsza kujonka Karolina musiała się zdekoncentrować albo czegoś nie zauważyć, bo nagle coś łupnęło potężnie w statek. Na szczęście wkrótce byli już bezpieczni. Wtedy odezwała się kadetka Kateřina:
– Za nami ciągnie się… – zaczęła, ale przerwała, lekko się rumieniąc.
– Co?! Dokończ! – rozkazała starsza kujonka Karolina.
– Gówno – pisnęła, jeszcze bardziej się rumieniąc.
– Jak się odzywasz! Co to za odpowiedź! Melduj regulaminowo! – strofowała kadetkę starsza kujonka.
– Ale… Ale naprawdę za nami ciągnie się… gówno – jęknęła z rezygnacją ostatnie słowo Kateřina.
Starsza kujonka spiorunowała wzrokiem kadetkę. Nie uzyskawszy jasnej odpowiedzi, postanowiła zasięgnąć informacji inaczej.
– Wszystkie sekcje meldować o stratach i uszkodzeniach – zawołała do mikrofonu.
Meldunki z poszczególnych sekcji statku brzmiały optymistycznie, aż do momentu…
– Zgłasza się szambownia. Poważne uszkodzenia. Rozwaliło szambo i mamy duży wyciek!
– No mówiłam, że gówno – cichutko powiedziała kadetka Kateřina.
– Najważniejsze, że się udało i nikt nie ucierpiał. – Starsza kujonka Karolina wstała zza konsoli, wcześniej przełączając sterowanie na automatyczne.
Uśmiechnęła się trochę niepewnie i wtedy rozległy się brawa osób zgromadzonych na mostku. Kadetki nie wytrzymały i zaczęły przytulać się, obściskując starszą kujonkę, szczęśliwe, że przeżyły dzięki jej umiejętnościom nawigacyjnym. Nawet podśmierdująca Katalina.
– Wiecie co? – odezwała się ponownie do zgromadzonych starsza kujonka Karolina. – Może nie mówmy o tym rozwalonym szambie. Mało prawdopodobne, aby jakiś statek kiedyś natknął się na… na… na chmurę… no wiecie. W raporcie napiszę, że towarzyszyły nam niezidentyfikowane obiekty latające. Takie… Takie mikro cygara. Zgoda?
Nikt nie zaprotestował.
I tym akcentem zakończył się ten pełen emocji szósty dzień na statku kosmicznym CH-UJ1701 Antrepryza.
A co z młodszym pilotem Mamjaja? Właściwie gówno. Lepiej spuśćmy na tego chłoptasia zasłonę milczenia. I wodę w klozecie.
Epizdod 3
Sto dwadzieścia siedem lat, cztery miesiące, osiemnaście dni, czternaście godzin, sześć minut i dwanaście sekund po poprzednich wydarzeniach.
Zachodnią bramę starego cmentarza na planecie Ziemia mijała właśnie młoda dziewczyna z naręczem kolorowych kwiatów. W ten bezwietrzny ciepły dzień jej niebieskie włosy z delikatnymi pasemkami zieleni skrzyły się w świetle Słońca powoli zbliżającego się do horyzontu. Kobiety tej rasy jako dzieci, mają zielone włosy, które w okresie dojrzewania stopniowo zmieniają kolor na niebieski, by stać się takimi całkowicie po zakończeniu okresu dojrzewania. W przypadku tej dziewczyny delikatne zielone pasemka zdradzały, że proces dojrzewania jeszcze się nie zakończył. Była nastolatką.
Jej pewny krok alejkami między rzędami nagrobków sugerował, że dziewczyna doskonale wie, dokąd zmierza, i przypuszczalnie robi to nie po raz pierwszy. W pewnym momencie zatrzymała się przed jednym z nagrobków. Uważny obserwator mógłby dostrzec na nim napis: „Jan Cipowski kapitan Gwiezdnej Floty”. Dziewczyna stała nieruchomo przez kilka minut, po czym złożyła wiązankę kwiatów na kamieniu nagrobka. Niespodziewanie w tym samym momencie powiał chłodny wiatr, przynosząc z głębi cmentarza, a może nawet zza murów, niezwykle ciche, ale wyraźne słowa:
Czemu ty dręczysz mnie, córko grabarza?
Świeże kwiaty wciąż przynosisz do mnie tu.
Przestań już dręczyć mnie i nie powtarzaj,
Jak twój ojciec sypał ziemię na mój grób.**
A może to nie były słowa? Może to tylko wiatr tak złudnie zaszumiał w koronach drzew? Dziewczyna chwilę jeszcze stała, po czym odwróciła się i odeszła. Jednak po kilku krokach się zatrzymała. Obróciła w kierunku obecnej kwatery kapitana Jana Cipowskiego, na moment jeszcze raz spojrzawszy, jakby czegoś oczekiwała. Następnie ponownie się odwróciła i już zdecydowanym krokiem ruszyła tam, skąd przyszła: ku zachodowi Słońca.
————————
* Fragment tekstu piosenki „Gdzie ta keja”. Słowa Jerzy Porębski.
** Fragment tekstu piosenki „Córka grabarza”. Słowa Mariusz Gawrych.
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Blog Comments
Tomp
2025-04-24 at 21:06
Ha! I co Wy na to?
Burleski na NE chyba jeszcze nie było, skumbrie w tomacie, kurtka na wacie. No to ją macie.
Co nowy autor, to ożywcza zmiana gatunku. Najpierw pensjonarskie klimaty z hogwartopodobnej Akademii u Unstableimagination, potem żołnierska szorstkość (żeby nie powiedzieć: wulgarność) jammera106, a teraz burleskowata space opera Indragora. Na brak urozmaicenia nie można narzekać.
A szambo wywaliło. Na szczęście nieszkodliwie, a nawet ku zadowoleniu niektórych czytelników.
Megas Alexandros
2025-04-24 at 21:54
Tompie, burleski?
Chyba mylisz gatunki 🙂 Burleska to forma teatralna używająca w ograniczonym zakresie muzyki. Powyższy tekst to raczej farsa w konwencji science fiction albo erotyczna parodia klasycznej space opery. Farsy i parodie już na łamach NE miewaliśmy (że wspomnę choćby cykl „Aleja 69”, ale faktycznie – nie pośród gwiazd, meteorytów i galaktyk. A zatem bez wątpienia jest to dla nas pewna nowość. Ale jednak nie burleska. Sam jestem ciekaw jak ta ostatnia wyglądałaby w formie czysto literackiej – bez muzyki, spektaklu, świateł i przeróżnych efektów specjalnych.
No i współczesna burleska również zawiera w sobie elementy krytyki społecznej, mniej lub bardziej złośliwy komentarz pod adresem zastanej rzeczywistości. Tego w tekście Indragora nie znajduję. Jest tu raczej pieprzny humor i zabawa konwencją, trochę w poetyce Mela Brooksa.
Pozdrawiam
M.A.
Tomp
2025-04-24 at 22:38
Primo – przyznaję, że dałem sobie narzucić nazewniczą interpretację autora.
Secundo – poza formą teatralną wszystko w tym opowiadaniu jest burleskowate: i seksualność, i tandetność, i zaproszenie do współudziału. Czy farsie ze striptizem daleko do burleski? Nie słyszysz muzyki sfer niebieskich ani melodii pękającego szamba? 🙂
O elemencie krytyki społecznej w burlesce nie czytałem.
Indragor
2025-04-25 at 01:10
Dziękuję za pierwsze dwa komentarze (i mam nadzieję, że nie ostatnie) 🙂
Co do burleski, to jak w przedsłowiu — tylko tak troszeczkę. Są przecież dwa cytaty piosenek. Można sobie podłożyć w odpowiednich miejscach dźwięk z YT i wtedy… tak troszeczkę zbliżyć się do burleski. Ale Megas ma rację, pisząc: „farsa w konwencji science fiction albo erotyczna parodia klasycznej space opery”.
unstableimagination
2025-04-25 at 12:33
Skojarzyło mi się z „Autostopem przez Galaktykę”.
Większość bardzo mi się podobała.
Najbardziej – dezorientujący mostek, apteczka ostatniej pomocy i irytująca się Szin.
Kilka fragmentów wydało mi się niepotrzebnych.
Czekam na Twoje kolejne teksty, Indragorze! 🙂
Indragor
2025-04-25 at 16:45
„Autostopem przez Galaktykę” też opiera się na absurdalnym humorze, chociaż nawet nie myślę porównywać się z twórczością Douglasa Adamsa, tym bardziej że „Autostopem…” jest „trylogią w pięciu częściach”, a nie krótkim opowiadaniem 😉
Szkoda tylko, że nie wspomniałeś, co Twoim zdaniem jest niepotrzebne. Ciekawe byłoby poznać.
A tak w ogóle – dziękuję za komentarz. Im ich więcej, tym lepiej 🙂
unstableimagination
2025-04-27 at 09:34
Konkretnie chodziło mi o dwa fragmenty : „O zablokowanych drzwiach” i „O uszkodzonym szambie”.
Odebrałem je może nie tyle jako “niepotrzebne”, co może trochę za długie i odciągające uwagę od innych – ciekawszych i bardziej zabawnych. 🙂
Indragor
2025-04-27 at 16:21
Aha, rozumiem. Pierwsze, wydawało mi się, że wprowadza czytelnika w odpowiednią dramaturgię zdarzeń. A drugie miało na celu uniknięcie na koniec efektu „i żyli długo i szczęśliwie”. Coś musiało być nie tak. Pewnie można by napisać to lepiej, ale wyszło jak wyszło 😉
Martyna
2025-04-25 at 15:20
A mi się nie podobało praktycznie nic.
Humor przyciężkawy, najczęściej gatunku fekalnego, albo oparty o sprośne nazwiska czy deformację słów.
Epizdod 3, haha, Jan Cipowski i pilot Mamjaja, hihi, no a za statkiem leci gówno… po prostu boki zrywać, pod warunkiem, że nigdy nie wyrosło się z gimnazjum.
Zamiast fabuły – ciąg coraz bardziej żenująco nieśmiesznych gagów.
Wydaje mi się, Indragor, że mogłeś się lepiej przywitać z czytelnikami.
Indragor
2025-04-25 at 17:24
Cóż, fabuła tego opowiadania opiera się na absurdzie. Rozumiem, że nie każdemu taki humor może odpowiadać. Jedni wolą jabłka, inni gruszki. Gdyby wszystkim podobało się to samo, świat byłby nudny. Dzięki za komentarz 🙂
Tomp
2025-04-25 at 21:31
Słuchajcie no, Indragor! (Stylizacja zamierzona). Wiecie, Indragor, pierwsze koty, jak mówią, na płoty. Czy jakoś tak… Więc rozumiecie?
Indragor
2025-04-26 at 00:47
„pierwsze koty, jak mówią, na [za] płoty”
Bardzo śmieszne…
Tomp
2025-04-25 at 21:31
Nareszcie jakiś negatywny, a nawet zjadliwy komentarz na NE, bo już myślałem, że tu się autorów tylko głaszcze (a chłoszcze komentatorów). Poczułem się ośmielony do ujawnienia mojego krytycznego rysu charakteru. Drżyjcie, autorzy i autorki! A że nie sztuka wbijać ostrze krytyki w debiutanta, lękajcie się Wy, najwyżej oceniani!
Thorin
2025-04-26 at 10:05
Mówiąc językiem tego opowiadania, dupy mi nie urwało, ale chętnie przeczytałbym więcej o przygodach kapitana Cipowskiego eksplorującego wszystkie dziury (niekoniecznie czarne) Drogi Mlecznej.
Mam wrażenie, że ten bohater ma potencjał, tylko zabrakło mu okazji, by naprawdę rozbłysnąć i rozwinąć swoje, no, powiedzmy skrzydła. Jest szansa na sequel o nim, czy to typowy one shot?
Indragor
2025-04-27 at 16:15
Dzięki za komentarz. Opowiadanie było pomyślane jako zwariowana komedia SF, coś jak tekstowy odpowiednik filmu „Spokojnie, to tylko awaria” czy „Kosmiczne jaja”. A przynajmniej w tym stylu. Nie mam w planach ciągu dalszego, ale kto wie, co przyniesie przyszłość?
Caraxes
2025-04-27 at 00:48
Może ja prosty chłopak jestem, ale śmiechłem parę razy podczas lektury. Czyli na mnie podziałało. Kciuk w górę.
Indragor
2025-04-27 at 16:16
Miło mi, że opowiadanie Cię rozbawiło. Ostatecznie taki był cel jego napisania, aby rozbawić czytelnika 🙂
Lucas
2025-05-03 at 08:56
Przesłanie tego opowiadania jest dla mnie dość mętne, niektóre gagi działają, inne nie. Szału nie ma, ale wstydu też nie, dam czwóreczkę.
Indragor
2025-05-03 at 15:12
Dziękuję za czwóreczkę 🙂
A czy zawsze musi być przesłanie? To jest typowo rozrywkowe opowiadanie. Nie należy doszukiwać się jakiejś głębi. Jeśli już, to pewnej parodii znanych filmów 😉
Modron
2025-05-03 at 19:56
Jak to mówią na mieście, opowiadanie w pytę. Tudzież, jak mawiają w innych miastach, opowiadanie całkiem w cipkę. Śmiech to zdrowie, a pretensjonalność skraca życie. Chill out.
Indragor
2025-05-04 at 17:19
Dzięki za podzielenie się wrażeniami z lektury 🙂