
Ilustracja: Unstableimagination z użyciem DALL-E
silvalen – tkanina pochodzenia roślinnego. Surowiec włókienniczy do jej produkcji pozyskiwany z kory drzew (z dużym prawdopodobieństwem Linum silvestris magnus) występujących jedynie w lasach Królestwa Elfów. Materiał wykazuje silne właściwości elastyczne przy zachowaniu charakterystyki włókien lnianych, tj. delikatności, przewiewności i doskonałej absorpcji wilgoci. Trudno dostępny. Proces obróbki surowca nieznany.
Tabela pojemności i modyfikatorów mocy […]
Encyclopaedia Magiae Vestimentorum. Oficyna Drukarska Gildii Magów Krawieckich
W nasycone magią powietrze gabinetu wzniosły się drobinki kurzu. Tańczyły w wielobarwnych promieniach biegnących od witraży, przeskakując pomiędzy pasmami kolorów. Ciemność patrzyła z pobłażaniem, jak światło zachodzącego słońca powoli słabnie, marnując swoją potęgę na dziecinne zabawy pyłków. Udający całkowity bezruch mrok sunął do przodu spod ścian, niezauważalnie obejmując w posiadanie kolejne cale kamiennej posadzki.
Sophie siedziała przy masywnym biurku i kończyła zapisywać swój plan zajęć. Szeroki snop błękitu padał prosto na włosy dziewczyny. W zetknięciu z intensywnym fioletem zimna barwa znikała niemal całkowicie, pozostawiając ślad jedynie na samych końcówkach splątanych loków. Ich jaśniejszy i chłodniejszy odcień przypominał teraz kwiaty lawendy w ostatni poranek lata.
Profesor Threadforge stał zamyślony przy sensomanekinie z parą oszronionych espadryli w rękach. Z zadumy wyrwało go skrzypnięcie fotela. Studentka najwyraźniej skończyła pisać.
– Czy… mogę zerknąć na notatki pana profesora? – usłyszał pytanie.
Obrócił się i zobaczył, jak młoda kobieta z ciekawością przygląda się stertom grubych ksiąg i zeszytów.
– Dobrze, ale tylko ze stosu po lewej. – Wskazał trzymanym w ręku butem, z którego kapnęła woda. – Tam są zaklęcia już przetestowane na sensomanekinie. Za nie zabierzemy się w pierwszej kolejności.
Ruszył w kierunku najbliższej półki.
– Bielizna? – usłyszał pełen zaskoczenia głos i zamarł w pół drogi.
Zmarszczył brwi i poczuł, jak jego policzki robią się cieplejsze. Znowu popatrzył w stronę biurka. Sophie kartkowała zeszyt z błyskiem w oczach.
„Przecież ten był na samym spodzie” – pomyślał, a potem zdał sobie sprawę, że fiolet płóciennej oprawki był niemal identyczny z kolorem włosów dziewczyny. „No tak! Mogłem się spodziewać, że najpierw sięgnie po niego”.
– Tak, są tam też zaklęcia zaprojektowane z myślą o bardziej osobistej odzieży. Ale tym akurat nie będziemy się…
– Ale dlaczego bielizna? – przerwała mu rozbawionym głosem.
Znowu weszła mu w słowo i zdenerwowała go swoją wesołością. Ta część odzieży stanowiła duże wyzwanie i prawie nikt się nią nie zajmował. Zdecydowana większość asystentów nie godziła się na tak intymne skanowanie, dodatkowo obawiając się, że we wrażliwych miejscach nawet drobne błędy mogą nieść dramatyczne skutki. Program wykładów omijał ten temat, a na zajęciach praktycznych surowo przestrzegano, by nie naruszać niczyjej prywatności. Zaprojektowanie tych zaklęć zajęło mu wiele tygodni. Znów ogarnęły go wątpliwości, czy na pewno wytrzyma z taką asystentką.
– A dlaczego nie? – zapytał ostro, stając przed półką. – Co konkretnie panią w tym bawi?
Kątem oka zauważył, że Sophie spojrzała na niego z niepokojem. Wrzucił uszkodzone buty do dużego pudła wypełnionego wypalonymi, podartymi lub częściowo rozpuszczonymi resztkami ubrań.
Głośny szurgot fotela oznajmił, że studentka wstała.
– Przepraszam, panie profesorze – usłyszał jej ostrożny głos. – Nie chciałam… Pozostałe zaklęcia wydają się, no… bardziej poważne? Zastanawiałam się po prostu, czy bielizna jest… warta pańskiego czasu?
Tym razem dziewczyna szybko się zorientowała, że jej słowa go zdenerwowały. Przez lata miał wrażenie, że nigdy szczerze go nie przeprosiła, a dziś po raz kolejny słyszał w jej głosie prawdziwą skruchę.
Cornelius wybrał nową parę espadryli i energicznym krokiem ruszył w stronę sensomanekina.
– Istnieją powody, panno de Clairiénne, dla których zaprojektowałem te zaklęcia – powiedział w końcu, podchodząc do maszyny. – Mimo że tematyka wydaje się pani błaha.
Chwilę milczała, jakby rozważając, czy może drążyć temat.
– No… właśnie te powody muszą być interesujące.
Cornelius kucnął i wkładając buty na mosiężne stopy, zastanawiał się, co odpowiedzieć. Nie chciał zagłębiać się ani w zawiłą historię przyjaźni z Victorem i powstania jego sieci wyjątkowych salonów, ani we własne plany co do wykorzystania obiecanej fortuny. Martwił się jednak, że studentka łatwo nie zrezygnuje.
– Pewnie chodzi o pieniądze – dopowiedziała.
Spojrzał na nią – opierała się o blat biurka, w ręku trzymając fioletowy notatnik.
– Tak. Można tak powiedzieć – potwierdził jej przypuszczenia, kończąc wiązać sznurówki.
Wstał, upewnił się jeszcze raz, że urządzenie jest wyłączone i kilkoma ruchami różdżki pogasił lampy.
Dziewczyna zgodnie z przewidywaniem nie dawała za wygraną:
– Nie wierzę, żeby panu profesorowi chodziło tylko o pieniądze.
– Ma pani rację. Chodzi o to, co można dzięki nim sfinansować. Są pewne ważne badania… – Przechylił głowę, wracając w stronę biurka. – Gildia nie tylko nigdy by ich nie wsparła, ale zrobiłaby wiele, żeby nikt nawet nie próbował ich rozpoczynać.
Stanął o krok przed studentką. Powstrzymał uśmiech na widok ciekawości płonącej w jej szeroko otwartych oczach. Przestąpiła z nogi na nogę i już otwierała usta, kiedy Cornelius szybko uniósł palec w górę.
– Nie powiem, co to za badania. Proszę nawet nie pytać – powiedział surowo i wyciągnął rękę po notatnik. – Nie wiem, do czego Gildia może się posunąć. Nie chciałbym ryzykować pani bezpieczeństwa.
Zmarszczyła gniewnie brwi i niechętnie oddała mu zeszyt.
– Dlaczego miałabym się ich bać? – rzuciła, lekceważąco wzruszając ramionami.
Zamyślił się, spoglądając na fioletowe płótno okładki.
– Ostatnio zdarzyło się kilka dziwnych wypadków… – urwał na chwilę, pocierając czoło. – Po prostu… proszę mi zaufać.
– Dobrze, panie profesorze – westchnęła, niechętnie godząc się nie drążyć tematu.
– A tym… – powiedział, unosząc w górę notatnik – … też nie będziemy się zajmować. Nigdy nie wymagałem od asystentów testowania zaklęć bielizny, więc również nie oczekuję tego od pani.
Patrzyła na zeszyt, powoli potakując, ale widać było, że coś nie daje jej spokoju.
– Te badania… Powiedział pan profesor, że są ważne. A jak pan profesor chce je dokończyć bez asystenta?
– Słuszna uwaga. Otóż… jeszcze nie wiem. – Podrapał się w tył głowy. – Ale proszę się tym nie przejmować. Znajdę kogoś.
Wiedział że, jedynym rozwiązaniem będzie wyprawa do innych ośrodków akademickich, by prosić magów o wypożyczenie asystenta, który miałby swobodniejsze podejście do prywatności. Spodziewając się, że będzie to trudne i czasochłonne, umieścił fioletowy notatnik na samym spodzie stosu zaklęć do przetestowania.
Zauważył w oczach studentki dziwny błysk. Wpatrzył się w nie uważnie. W ich turkusowej głębi wyraźnie odbijały się echa jakiejś walki, toczącej się w duszy młodej kobiety. Zacisnęła wargi, jej twarz pokryła się delikatnym rumieńcem. Spojrzała przelotnie na swoje ubranie, a potem zerknęła na profesora. Przestępując z nogi na nogę, potarła policzki, jakby chciała zetrzeć z nich kolor.
– Panie profesorze Threadforge, ja właściwie… – Wzruszyła nonszalancko ramionami, jakby chciała dodać sobie odwagi. – Ja nie mam nic przeciwko skanowaniu mojej… całego ubrania.
Uniósł brwi, a Sophie, słysząc, jak zabrzmiały jej własne słowa, roześmiała się i szybko dodała:
– Nie, no oczywiście, że mam! – powiedziała wesoło, czerwieniejąc mocniej, po czym spoważniała i odetchnęła głęboko. – Ale… ta rzecz, na którą Gildia by się nie zgodziła… Rozumiem, że to ważne?
Potwierdził. Odsunęła włosy z czoła i oświadczyła z mocą:
– No właśnie. A ja panu w pełni ufam, więc nie ma powodu, żeby… odzież intymna była jakimś problemem.
Cornelius delikatnie przekręcił głowę. Zaskoczyła go ta deklaracja. Wydawało mu się, że prosząc wcześniej o plan zajęć, wystarczająco jasno sugerował, że dziewczyna właściwie jest już przyjęta.
– Owszem, to raczej przełomowe badania. Pani postawa jest godna szacunku, ale zostawmy ten temat. Jak mówiłem, nigdy nie wymagam od moich asystentów testowania zaklęć bielizny.
Sophie najwyraźniej nie spodziewała się, że propozycja zostanie tak szybko odrzucona. Wyprostowała się i ze zmarszczonymi brwiami patrzyła, jak profesor ją okrąża i sięga po stojącą na biurku kryształową karafkę. Obróciła się za nim i oparła dłońmi o biurko.
– Wiem, że pan nie wymaga. Ja przecież… Ja sama… – plątała się. – Po prostu chcę, żeby pan wiedział, że jestem gotowa nawet na… no… po prostu na wszystko!
Cornelius przechylił naczynie. Udało mu się powstrzymać drżenie rąk. Kolory witraży błysnęły w strumieniu wody. Zakotłowała się w grubym szkle pierwszej, a potem drugiej szklanki.
Starał się nie myśleć o propozycji studentki. Ucisk w żołądku sugerował wyraźnie, że jakakolwiek tego typu współpraca z Sophie to bardzo zły pomysł.
– Nie musi pani tego robić – powiedział cicho. – Już zdecydowałem, że zostanie pani moją asystentką. Mamy mnóstwo pracy poza bielizną dla Victora.
Z jakiegoś powodu rumieńce na policzkach młodej kobiety stawały się coraz ciemniejsze.
– Dobrze. Dziękuję. Ja… Wcale nie mówię tego, żeby… – Westchnęła i przerwała na chwilę, a kiedy znów zaczęła mówić, w jej głosie pojawiła się irytacja. – Skoro będę asystentką pana profesora, to zupełnie nie rozumiem, dlaczego nie miałabym pomóc w zdobyciu funduszy na te ważne badania.
– Doceniam – powiedział z uśmiechem. – Naprawdę. Mimo to muszę odmówić. – Podniósł szklanki i podał jej jedną z nich.
Przyjęła ją i trzymała ostrożnie obiema rękami, nie spuszczając z profesora przenikliwego spojrzenia. Odcień jej oczu stawał się coraz chłodniejszy.
– Bardzo dziękuję, ale nie chce mi się pić. – Odłożyła ciężkie szkło z głośnym stukiem.
Profesor zastanawiał się, co takiego zrobił.
– Nie chciałbym, żeby pani czuła się urażona. Jest pani młodą, atrakcyjną kobietą i na pewno wyjątkowo ceni sobie pani swoją… prywatność. Mam wielki szacunek…
– Nie czuję się urażona – przerwała sztywno i wzruszyła ramionami, wciąż wpatrzona w blat biurka. – Dlaczego miałabym się tak poczuć?
– Ja… podziwiam pani gotowość do tak trudnych badań. Mimo wszystko uważam, że byłoby to… nieodpowiednie.
Podniosła wzrok, a w jej oczach zamigotały iskry.
– Doprawdy? Co pan ma na myśli?
Nabrał głęboko powietrza, ale zanim zdążył coś powiedzieć, Sophie zapytała ostro:
– Czy kiedy rozbieram się u uzdrowiciela, to czy to jest „nieodpowiednie”?
– Oczywiście, że nie.
– Testy zaklęć bielizny to podobna sytuacja. Odkładamy prywatność na bok, by zrobić coś, co jest ważne.
– Tak, ja…
– Dla mnie w tym nie ma zupełnie nic niestosownego. Chyba że dla pana profesora?
– Nie, dla mnie też…
– Wspaniale, a zatem zgadzamy się!
Cornelius długo wypuszczał powietrze, a potem wypił całą wodę do dna.
– Panno de Clairiénne, rozmowa na ten temat nie ma sensu. Niech będzie, że się zgadzamy. Nie byłoby w tym nic niewłaściwego. Ale mimo to nie będziemy się tym zajmować.
– Dobrze, ale dlaczego?
– Nie potrafię tego wyjaśnić. – Poczuł, że kolejny raz zaczyna tracić cierpliwość. – To po prostu jest wykluczone!
Przewróciła oczami.
– Już to gdzieś dzisiaj słyszałam – mruknęła.
Zacisnął zęby, oparł się o biurko i spojrzał surowo.
– Czy zamierza pani w tak arogancki sposób podważać każdą moją decyzję? – zapytał ostro. – Czy ja szukam asystentki, żeby ustalała za mnie kierunki badań?
Sophie zbladła i cofnęła się o krok.
– Nie, oczywiście, że nie. – Patrzyła szeroko otwartymi oczami. – Przepraszam. Chyba znowu się zapomniałam.
Przez chwilę wpatrywał się w nią intensywnie.
– Przyznaję, że wcześniej myliłem się co do pani – powiedział już spokojniej. – Ale tym razem… to naprawdę byłoby trudne. Trudniejsze, niż się pani wydaje. Dla mnie też. Obiecuję, że kiedyś wrócimy do tego tematu…
Nagle się zaciekawiła.
– Dla pana jest coś trudnego? A dlaczego?
Profesor przymknął oczy i powoli masował czoło.
– Znowu mi pani przerywa… – powiedział powoli, z wyraźnym trudem powstrzymując irytację. – Tak, dla mnie też to jest trudne. Jeszcze większa precyzja i… odpowiedzialność. Martwiłbym się…
– Przecież to ubranie jak każde inne. – W głosie Sophie znów pojawiła się nuta nonszalancji. – Chyba pan profesor trochę przesadza.
Zacisnął dłonie w pięści.
„Ona potrzebuje kolejnej lekcji pokory!” – pomyślał i nagłym ruchem sięgnął po fioletowy notatnik.
– Dobrze! – Otworzył go i zaczął kartkować. – Niech będzie! Proszę opisać swoją bieliznę, koncentrując się na materiałach i detalach.
– Zaraz, jak to? Już? Teraz? – pytała zaskoczona.
Wczytał się w zaklęcia.
– Przecież jest pani gotowa na wszystko. A może ma pani ważniejsze sprawy? – zapytał surowo.
– Nie, ale myślałam…
– O, to będzie idealne! – przerwał i prostując się, wyszarpnął różdżkę zza pasa. – Proszę tu stanąć. – Wskazał oświetlone miejsce przed biurkiem, gdzie wcześniej zaczarował jej buty.
Sophie posłusznie zrobiła kilka kroków, a kolorowe refleksy światła zalśniły na jej włosach i ramionach.
– Czekam na opis. – Cornelius odłożył notatnik i podszedł do studentki. – Materiały i detale, panno de Clairiénne.
Na uroczej twarzy widać było zaniepokojenie, kiedy do dziewczyny dotarło, w jakiej sytuacji się postawiła. Otworzyła usta, ale nic nie powiedziała. Zerknęła na spódnicę. Przełknęła ślinę, a na policzki wróciły rumieńce.
– Mam na sobie… – zaczęła, ale głos utknął gdzieś po drodze i tylko pokręciła głową, patrząc na profesora z zaskoczeniem. – Może to rzeczywiście nie jest takie łatwe…
Założył ręce na piersi.
– Ale o co chodzi? Przecież lubi pani wyzwania. Bielizna to ubranie jak każde inne.
Roześmiała się nerwowo i potarła dłonie o siebie.
– No tak. – powiedziała i odetchnęła głęboko. – Mój stanik jest z białego silvalnu. Jest bardzo elastyczny i… wygodny. Ma prosty, szeroki krój. Płaskie ramiączka, podwójny pas materiału tuż pod… – Wskazała ręką. – Dwa płaskie szwy po bokach, brak zapięcia.
Zacisnął zęby. Melodyjny głos młodej kobiety opowiadającej z uroczym wysiłkiem o szczegółach swojej bielizny zauważalnie obniżał jego zdolność koncentracji.
„Silvalen” – skupił się, całkowicie wyłączając wyobraźnię, by poprawnie przeliczyć kąty ułożenia różdżki.
Leśne elfy przędły ten rzadki materiał z włókien białej kory sekretnego gatunku drzew. Tłumacząc się troską o naturę, używały wyłącznie pni przewróconych przez wiatr. Wielu jednak sugerowało, że elfy w ten sposób dbają głównie o odpowiednio wysoką cenę tkaniny.
Sophie zakołysała się na piętach, a kciukami odgarnęła fioletowe pasma na boki.
– Moje figi natomiast… – Głos znów odmówił jej posłuszeństwa. Roześmiała się i na moment ukryła czerwoną twarz w dłoniach. – Przepraszam.
Strzepnęła ręce, wzięła szybki wdech i kontynuowała:
– Moje figi są również z czystego białego silvalnu. Bez żadnych domieszek. Krój jest… hm… zwyczajny? Nie są zbyt wycięte, tak mniej więcej do połowy pośladków. Podwójna warstwa materiału… to znaczy nie wszędzie… – Ponownie zaczęła się plątać. – Tylko ten fragment… na dole – dokończyła szeptem.
Wbiła wzrok w barwne plamy u swoich stóp, a Cornelius przełknął ślinę. Tak jak przypuszczał, opisanie szczegółów własnej bielizny było dla młodej kobiety dużym wyzwaniem. Niestety dla niego też. Wciąż słyszał echa słów, urywanych, pełnych wstydu i wypowiadanych z wysiłkiem. Jego umysł opanowały opisy intymnych części garderoby, gesty drobnej dłoni, kształty, które mimowolnie kreśliła w powietrzu.
W końcu podniosła oczy i spojrzała na niego z wyraźną satysfakcją, jakby dumna, że zniosła upokorzenie. Skinął głową z uznaniem dla jej wysiłku.
– Dziękuję – powiedział, po czym z chaosu jaki panował w jego umyśle wyłowił pojedynczą myśl, która wydała mu się zabawna. – Jak to się stało, że nie ma tam nic fioletowego?
Zmarszczyła brwi.
– Słucham? – Mimo oburzenia, jej usta zadrżały. – Nie uważam, by to było stosowne pytanie, panie profesorze!
– Ma pani absolutną rację. Proszę wybaczyć. – Odchrząknął zmieszany.
Nie wytrzymała i uśmiechnęła się szeroko, zaraz jednak jej oczy zrobiły się okrągłe, jakby nagle o czymś sobie przypomniała. Skrzywiła się, przymykając oczy i pocierając czoło.
Cornelius westchnął głęboko.
– Panno de Clairiénne, jakich zmian w zaklęciach wymaga zwykle silvalen? – zapytał, by rozładować napięcie.
Popatrzyła z wdzięcznością i przez dłuższą chwilę mówiła, udowadniając po raz kolejny swoją doskonałą pamięć, a jej gładkie policzki na powrót zbladły. Kiedy skończyła, stanęła w gotowości.
Na chwilę zatrzymał spojrzenie na srebrzystych guziczkach kamizelki, a potem na granatowej spódnicy. Wizja skanowania bielizny stojącej przed nim młodej kobiety napawała go głębokim niepokojem. Wciąż uważał to za nieodpowiednie i był na siebie zły, że dał się sprowokować. Co gorsza, jakaś jego część wprost nie mogła się doczekać tego, co nastąpi. Podniósł wzrok. Jeśli wcześniej same stopy napełniły go dziwnym odczuciem, to co się stanie teraz?
Mocno zacisnął rękę na różdżce.
„Raz się szyje!” – rzucił w myślach. Uniósł ramiona i zaczął zaklęcie skanujące.
Podczas krótkiej chwili, kiedy dębowa różdżka kreśliła w powietrzu skomplikowane wzory, ostatnie promienie słońca odstąpiły, a ciemność spod ścian otuliła Sophie, jakby starała się ukryć ją przed Corneliusem.
Rozległ się wysoki dźwięk i wzmocnione magią zmysły profesora natychmiast przeniknęły półmrok. Pełna wyczekiwania twarz dziewczyny stała się tak wyraźna, jakby studentka znalazła się na dobrze oświetlonej scenie; słyszał jej oddech oraz bicie serca głośniej, niż gdyby przyłożył ucho do jej pleców.
Zanim skupił się na bieliźnie, uwagę mężczyzny przyciągnęło kilka zaskakujących szczegółów. Nierówne końcówki paznokci były starannie pokryte fioletowym lakierem. Po aroganckiej studentce nie spodziewał się tych postrzępionych śladów nerwowości. W bieli mankietów kryło się wiele spranych plam po atramencie. Niemal niewidocznych, ale dla magii skanującej nie do ukrycia. Dwa duże rozdarcia spódnicy zacerowane zostały dopasowaną, granatową nicią. Przechylił głowę, z zaskoczeniem obserwując urzekające drobne niedoskonałości.
„Och, przestań to wreszcie odwlekać!”
Zmniejszył obszar skanowania, koncentrując moc na właściwym celu. Jego świadomość objęła kamizelkę i przeniknęła przez dwie warstwy materiału. Chwilę jeszcze się wahała, po czym otoczyła dwie silvalniane półkule. Poczuł delikatną siateczkę ciasno splecionych nitek tworzących gładką powierzchnię stanika. Napięta, niesamowicie elastyczna tkanina przylegała mocno do krągłości, ściskając je, a jednocześnie zapewniając miękkie wsparcie.
Czar skanujący w unikalny sposób zwiększał możliwości umysłu. Profesor był w stanie uważnie obserwować twarz Sophie, jednocześnie badając szczegóły ubioru. Patrząc w morskie oczy i w tym samym czasie obejmując świadomością stanik studentki, czuł dziwne gorąco. Z całych sił starał się ignorować ciepłą i delikatną skórę ukrytą pod spodem, ale nieposłuszne myśli badały każdy jej fragment z o wiele większą uwagą, niż to było konieczne, przekraczając po kolei wszelkie granice, jakie próbowała wyznaczyć przyzwoitość.
Rozszerzona świadomość profesora przesuwała się po zboczach wspaniałych pagórków, aż w końcu objęła dwa bladoróżowe okręgi na szczytach, gdzie skóra nie była już taka gładka. Delikatny grymas przebiegł mu przez twarz, kiedy przez moment starał się powstrzymać, a potem jego umysł zamiast tkaniną zafascynował się każdym detalem faktury aureoli. Wszystkie drobne zmarszczenia, fałdki i nierówności przejęły go zachwytem i potwornymi wyrzutami sumienia.
“Co robisz, stary durniu! Opanuj się! To studentka!”
Niemal w panice cofnął się z powrotem do materiału stanika, uciekł w bok, skupił się na gładkich plecach, notując w pamięci niewielką bliznę tuż pod lewą łopatką. Zmusił się, by ignorować skórę, i badał ponownie wszystkie fragmenty tkaniny, zapamiętując kształt.
Już był prawie gotowy przesunąć się w dół do kolejnego, jeszcze trudniejszego etapu, kiedy zdał sobie sprawę, że coś się zmieniło. Oddech dziewczyny przyśpieszył, więc stanik poruszał się teraz szybciej. Nie to go jednak zaniepokoiło. Zmienił się kształt ubrania, co mogło mieć przecież poważne konsekwencje. Świadomość zawróciła, by sprawdzić źródło zmiany. Sophie przygryzła wargę, a jej policzki wydawały się bardziej czerwone. Brwi mężczyzny zmarszczyły się w zadumie, lecz już po chwili uniosły się gwałtownie. Dwie kształtne półkule nie były już tak gładkie. Na szczycie każdej z nich silvalen wyraźnie się unosił, jak gdyby pod spodem ktoś umieścił ziarnko grochu, czy może raczej spory orzech pistacjowy.
Elastyczna tkanina stanika niemal drżała z wysiłku, naciskając, by ukryć zaskakującą zmianę. Na to było jednak już za późno. Magiczna percepcja profesora obejmowała twarde nierówności, a jego ciało zaczęło mimowolnie reagować.
„To przecież… ” – Przełknął ślinę. „Ale jak?”.
Zerknął na pociemniałe witraże. Żadne z okien nie było uchylone. Kiedy wykluczył przeciąg, musiał stawić czoła drugiemu z możliwych powodów subtelnej zmiany. Próbował zachować obojętność, zignorować intensywną czerwień, nabrzmiałą twardość i powiększony obwód. Z niepokojem spojrzał na studentkę. Była zaskoczona jego rozproszeniem.
– Wszystko w porządku, panie profesorze? – W jej oczach coś się tliło. – Jest aż tak źle, że chce pan wyskoczyć przez okno?
Cornelius skrzywił się w wymuszonym uśmiechu, zbyt przestraszony własną reakcją, by docenić żart. Z każdym uderzeniem serca podziw dla urody Sophie stawał się coraz większy, niebezpiecznie unosząc materiał spodni. Czoło mężczyzny zrosiły drobne krople potu. Zacisnął zęby i uspokoił oddech. Wrócił do skanowania. Zapamiętał ostateczny kształt stanika.
„Pospiesz się!” – Postanowił skończyć, zanim jego spodnie do reszty przestaną maskować niestosowne napięcie.
Rozszerzona percepcja profesora spłynęła po wąskiej talii studentki i zaczęła wnikać w ukrytą pod spódnicą białą tkaninę. Figi szczelnie otulały szerokie biodra i zgrabne pośladki. Zaczął skan z tyłu, tam gdzie materiał rozpinał się trójkątnie na dwóch kształtnych pagórkach. Podobnie jak przy staniku, wakacyjna opalenizna przechodziła za krawędziami bielizny w uroczą bladość.
“Nie możesz. Nie wolno ci tego zauważać!”
Zignorował szczegóły, pośpiesznie schodząc niżej w coraz węższy pasek misternie splecionych nici. Wyczuł miejsce, w którym doszyta była druga warstwa silvalnu, zapewniająca dodatkową wygodę najdelikatniejszej skórze. Mocniej zacisnął zęby, które zaprotestowały cichym zgrzytem. Sophie nagle przeniosła ciężar ciała na jedną nogę, a figi minimalnie się poruszyły. Cornelius zadrżał.
– Proszę… – wychrypiał. – Proszę się nie ruszać!
Dziewczyna posłusznie wróciła do poprzedniej pozycji, szepcząc przeprosiny. Profesor z najwyższym skupieniem wniknął świadomością w wąski skrawek pomiędzy udami, opinający najbardziej intymne miejsce. Silvalen był niestety bardzo elastycznym materiałem i przyjmował kształt otulanego ciała. Corneliusa rozpraszało stanowczo zbyt wiele detali łącznie z drobnym zagłębieniem pośrodku, gdzie tkanina malowniczo wpijała się pomiędzy dwie połówki.
“Dlaczego?! Dlaczego ona tak na ciebie działa?!”
Z sykiem wciągnął powietrze, mając wrażenie, że różdżka robi się śliska. Jakiś pierwotny zachwyt brutalnie usiłował pozbawić go kontroli nad zaklęciem skanującym i skierować je prosto w gorące, delikatne miejsce. Profesor Threadforge nigdy jeszcze nie walczył z tak silnym przeciwnikiem. Z poświęceniem bronił godności Sophie przed jakąś mroczną wersją samego siebie. Cicho jęknął z wysiłku, a ona spojrzała z niepokojem.
– Czy coś się stało, panie profesorze?
Zaprzeczył i natychmiast wstrzymał oddech, bo gwałtowny ruch głowy zakołysał obszarem skanowania. Percepcja musnęła gładką skórę ud raz po lewej, raz po prawej stronie. Uspokoił się. Ostatkiem sił minął najtrudniejsze miejsce i uniósł się w górę materiału. Zaczął oddychać z ulgą, jednak w chwili nieuwagi rozszerzona świadomość ponownie sięgnęła skóry. Na delikatnie zarysowanym wzgórzu wyczuł pojedynczy wąski pasek fioletowych włosków. Kształt i kolor zaskoczyły go i do reszty rozproszyły. Uniósł brwi. W głowie miał pustkę, a spowodowane zachwytem napięcie spodni stało się już całkowicie widoczne. Zamarł przytłoczony emocjami.
Sophie w jakimś nieodgadnionym przebłysku przewrotnej intuicji spojrzała w dół. Coś w profesorze jęknęło, a różdżka zadrżała w jego dłoni. Mimo półmroku oczy studentki zrobiły się okrągłe jak tamborki, błyskawicznie wypełniając się najczystszym przerażeniem, jakby zobaczyła trolla górskiego w szale bojowym.
Jej wzrok momentalnie odskoczył w górę oparzony widokiem uniesionej tkaniny spodni. Mężczyzna z wciąż rozszerzoną skanowaniem świadomością usłyszał wyraźnie, jak serce dziewczyny na chwilę gubi rytm, po czym zrywa się do galopu. Mimo kamiennego wyrazu twarzy lekko drżące usta studentki zdradzały wysiłek, z jakim ukrywała nieodgadnione emocje. Szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w jakiś odległy od profesora punkt.
Cornelius dokończył zaklęcie skanujące i z rezygnacją opuścił ręce. Litościwa kurtyna płaszcza opadła, kończąc to zawstydzające przedstawienie.
W przedłużającej się ciszy profesor przeklinał w myślach swój brak opanowania. Westchnął głęboko, coraz mocniej czując, że powinien coś powiedzieć.
– Panno de Clairiénne… – zaczął, pełen wyrzutów sumienia.
– Nie ma o czym mówić! – rzuciła, kręcąc szybko głową.
– W żadnym wypadku nie chciałem okazać braku szacunku – powiedział cicho. – Niektórych reakcji fizjologicznych nie można w pełni kontrolować…
– Ach, doprawdy? – Policzki młodej kobiety, które płonęły już w trakcie skanowania, teraz były jeszcze ciemniejsze. – To bardzo ciekawe…
– Trudność skanowania mnie zaskoczyła…
– Tak, mnie również…
Po raz kolejny ciężko odetchnął.
– Proszę przyjąć moje najszczersze przeprosiny.
– Przecież nic się nie stało! – powiedziała odrobinę cieplejszym głosem i wzruszyła ramionami. – Naprawdę!
Oczy Sophie wciąż patrzyły przed siebie, starannie omijając wzrok profesora, ale po chwili w ich kącikach pojawiły się malutkie zmarszczki. Cornelius przechylił głowę, widząc w jej spojrzeniu coraz więcej iskier. Spodziewał się oburzenia i gromów wściekłości ze strony studentki, a tymczasem jej reakcja zaczynała przypominać powstrzymywaną wesołość. Zmęczony domysłami, po prostu zapytał:
– Czy… to jest dla pani zabawne?
Zasłoniła usta i pokręciła przecząco głową, ale zmrużone oczy już wyraźnie się śmiały. Mężczyzna przeczesał włosy, zdezorientowany.
– Rozumiem – powiedział. – Ja… No cóż.
Zerknęła na profesora i widząc jego minę, w końcu nie wytrzymała i parsknęła śmiechem. Zaskoczony cofnął się o krok i obserwował chichoczącą dziewczynę. Coś ciepłego i niepokojąco przyjemnego rozlewało się po jego skurczonym żołądku. Nie pamiętał, kiedy ostatnio ktoś tak beztrosko się z niego śmiał. Zamiast wstydu czy gniewu poczuł wielką ulgę, a całe napięcie szybko uleciało. Zamrugał, ukrywając zachwyt. Dołeczki w czerwonych policzkach wydawały się teraz jeszcze piękniejsze, a lekko zmrużone oczy aż skrzyły się radością.
Sophie poprawiła kamizelkę.
– Właściwie niektórzy by powiedzieli, że to pewien rodzaj szacunku – powiedziała wesoło. – A może nawet komplement! Choć, jeśli mam być szczera, niezbyt wyszukany.
Cornelius podrapał się po głowie, wciąż nie do końca wierząc w to, co właśnie się wydarzyło. Młoda kobieta kontynuowała żarty:
– Przyznam, że nie spodziewałam się aż tak… ogromnych trudności!
Zacisnął usta. Owszem, zasłużył na kpiny. Zniesie je z godnością. Przez chwilę wydało mu się, że w jej wesołości było jeszcze coś więcej. Mimo początkowego szoku wydawała się teraz całkiem zadowolona ze swojego wpływu na spodnie profesora. Zapewne dlatego, że miała doskonałą okazję do drwin.
– Proszę mi wierzyć, że ja również, panno de Clairiénne… – westchnął. – Cieszę się, że panią rozbawiłem. Rozumiem, że nie chowa pani urazy?
– Niczego już przed panem nie chowam, panie profesorze. – Rozłożyła ręce z szerokim uśmiechem. – Wszystko już pan widział!
Słysząc tę aluzję, potarł czoło i spróbował zmienić temat.
– Panno Sophie, proponuję już do tego nie wracać.
Zaskoczona dziewczyna drgnęła i na moment całkowicie spoważniała, a Cornelius uświadomił sobie, że nieumyślnie użył bardziej osobistego zwrotu, niż miał to w zwyczaju.
– Przepraszam, czy mogę się do pani tak zwracać?
Twarz studentki rozkwitła w łagodnym uśmiechu.
– Tak, oczywiście!
Zamyślił się pełen wątpliwości. Wiedział, że nie powinien skracać dystansu, który i tak znikał między nimi w zbyt szybkim tempie. Było już jednak za późno, a imię było dużo łatwiejsze do wymówienia.
Sophie odchrząknęła.
– Myślę, że nie możemy przerwać. Przecież najtrudniejsze już za nami. Czy chce mi pan powiedzieć, że obnażyłam się na darmo?
– Na szaty!… Przecież pani się nie obnażała! – zaprzeczył odruchowo z lekkim oburzeniem.
– No nie wiem… W pewnym sensie… – Zastanawiała się przez chwilę, po czym wzruszyła ramionami. – Czy mimo tego… dużego problemu, jaki napotkaliśmy, dał pan radę ukończyć skan?
Spojrzał niemal z przerażeniem.
„Czy ona nigdy nie przestanie?”
– Tak, ukończyłem – wykrztusił. – Przyznaję, że zasłużyłem na pani kpiny, ale czy w końcu moglibyśmy zapomnieć o tamtym niefortunnym wydarzeniu?
Uśmiechnęła się szerzej, jej wesołe oczy zajaśniały jakimś osobliwym rozmarzeniem.
– Pewnych widoków nie da się zapomnieć.
Profesor zaniepokoił się, że studentka nie da mu spokoju. Po chwili jednak przypomniał sobie dwa inne problemy, na które natrafił w trakcie skanowania.
– Ostrzegam, że dalsza rozmowa o niekontrolowanych reakcjach fizjologicznych mogłaby zawędrować w obszary niewygodne również dla pani. Proszę nie zapominać, jak dokładny jest skan.
Słysząc sugestię, wyprostowała się. Popatrzyła na swoją kamizelkę ze zdziwieniem.
– Co? Ja przecież… Czy coś…?
Przytaknął, odpowiadając na niezadane pytanie, a Sophie domyśliła się, że powinna zmienić temat.
– No dobrze. A zatem, czy mógłby pan rzucić czar, zanim skan się rozproszy? W ten sposób nasz wspólny wysiłek nie zostanie zmarnowany.
Cornelius przyłożył palce do skroni, przymknął oczy i pogrążył się w skupieniu. Skan silvalnianej bielizny wciąż znajdował się w jego umyśle, razem z wszystkimi uroczymi szczegółami właścicielki. Skoncentrował się na magii krawieckiej. Przypomniał sobie słowa i gesty zaklęcia, a myśli natychmiast wyostrzyły się, odsuwając się od kobiecych wdzięków. Świadomość niebezpieczeństwa, jakie w precyzyjnej magii niosły ze sobą emocje, szybko stłumiła reakcje ciała.
– Tak – powiedział, otwierając oczy. – Jeśli jest pani pewna.
Skinęła głową i stanęła prosto, lekko rozsuwając stopy. Słońce za zewnątrz już zaszło i światło witraży z coraz większym trudem przeciwstawiało się ciemności.
– A tak właściwie, to co testujemy? – zapytała, poprawiając włosy.
Skoncentrowany na magii poczuł się bardziej pewny siebie.
– To proste zaklęcie o ograniczonym działaniu. Powinno też być względnie bezpieczne. – Odrzucił poły płaszcza, a wzrok studentki zanurkował, prześlizgując się po całkowicie już gładkim materiale spodni. – Viktor po prostu chciał, by bielizna była bardziej przyjemna w dotyku. Osiągnąłem to kombinacją zwiększającą miękkość, gładkość i elastyczność tkaniny, nie obniżając przy tym jej wytrzymałości. Jak pani zapewne pamięta z wykładów, jest to główny problem przy tego typu zaklęciach. – Uniósł różdżkę. – Silvalen z natury jest już bardzo delikatny, więc różnica powinna być niemal niewyczuwalna.
Poruszył dłonią, zapalając dużą kulistą lampę na biurku. Mrok cofnął się, a Sophie zamrugała, zaskoczona światłem.
– Aha – powiedziała, mrużąc oczy, a po chwili skojarzyła: – Zaraz, zaraz… – Osłoniła ręką czoło. – Pana przyjaciel… Niech pan nie mówi, że to ten od Victor’s Mystery?!
Cornelius kiwnięciem głowy potwierdził przypuszczenie, a studentka szeroko otworzyła usta. Co prawda bielizna tej marki była noszona jedynie przez królowe i księżniczki, ale znali ją właściwie wszyscy. Profesor obserwował, jak spojrzenie kobiety na powrót rozjarza się fascynacją. Bez wątpienia docierało do niej, że testowane zaklęcie trafi do najbardziej prestiżowych salonów, jakie istnieją. W dodatku jedynych, które nie uznawały zwierzchnictwa Gildii i nic jej nie płaciły.
Uśmiechnął się w duchu, po czym skupił się na możliwych niebezpieczeństwach przytłoczony poczuciem odpowiedzialności za zdrowie swojej nowej asystentki. Kilka głębokich oddechów i już był gotowy. Spojrzał jeszcze w turkusowe tęczówki, w których odbijało się ciepłe światło lampy, ale nie mogąc sobie pozwolić nawet na odrobinę rozproszenia, po prostu zamknął oczy.
– Proszę się nie ruszać – przypomniał i zaczął rzucać zaklęcie przyjemnego dotyku.
W jego umyśle wciąż płonął obraz bielizny, czuł najmniejsze detale jej struktury. Słowa inkantacji płynęły z ust, tworząc osnowę magii, a sekwencja ruchów różdżki wplatała skomplikowane wątki mocy w nowy czar.
Silny niepokój o Sophie uodparniał profesora na jej wdzięki. Zadowolony z siebie i z przejrzystości myśli wprowadzał zaklęcie w silvalen stanika. Z kamiennym spokojem i chirurgiczną precyzją zaczarował nierówne fragmenty uniesione przez wciąż twarde sutki. Tym razem serce mężczyzny biło spokojnie; nie poświęcił ani odrobiny uwagi na podziw. Był bardzo skupiony, by nie uszkodzić magią delikatnej skóry.
Z każdą chwilą był coraz bardziej w swoim żywiole. Zajął się dolną częścią bielizny. Przechylił lekko głowę i zamaszystymi ruchami skierował utkany strumień mocy w materiał fig. Z łatwością zmienił tkaninę na pośladkach, w żadnym momencie nie zbliżając się nawet do ich jedwabistej powierzchni. Trochę zwolnił w najtrudniejszym miejscu, gdzie podwójna warstwa zdradziecko zagłębiała się w podłużnej rozpadlinie pośrodku – nawet tu użył magii precyzyjnie, nie pozwalając sobie nawet na odrobinę rozproszenia. Kończąc, dopilnował, by nie ucierpiał żaden z uroczo fioletowych włosków przyciśniętych materiałem do jasnej w tym miejscu skóry.
Opuścił dłonie i otworzył oczy. Silny blask spod spódnicy przez chwilę oświetlał fragment kamiennej podłogi między nogami Sophie.
– Och! – wyszeptała zdumiona, a jej kolana delikatnie się ugięły.
Szybko przygotował się do rozproszenia magii. Studentka jednak uniosła rękę.
– Nie, nie! Wszystko jest w porządku, tylko… – Przechyliła głowę, pochylając się. – Na pewno nie pomylił pan zaklęć? Zapewniam, że różnica jest bardzo wyraźnie wyczuwalna!
Cornelius nie opuszczał ramion.
– Oczywiście, że nie – zaprzeczył i zaczął dopytywać: – Ale co pani czuje? Co się zmieniło?
Zamyśliła się, poruszyła ramionami i zakołysała biodrami.
– Jakbym… miała na sobie… – przeciągnęła się lekko. – Jakby mnie ktoś… Hmm. Sama nie wiem jak to opisać… Materiał stał się… naprawdę przyjemny! To na pewno. Jednocześnie lżejszy i bardziej miękki, ale w jakiś sposób intensywny… jakby ciepły? – Wciągnęła głęboko powietrze, łącząc nogi. – Och! Wydaje się poruszać… zmieniać… drżeć? Trochę jak strumień wody… To nie ma sensu, prawda?
Profesor myślał gorączkowo, raz po raz przebiegając w głowie sekwencję. Nagle sobie coś uświadomił i zbladł. Zapomniał o modyfikacjach pod rodzaj tkaniny! Rzucił dokładnie tak jak na bawełnę, a to oznaczało zbyt mocne zmiany dla delikatnego silvalnu!
– Panno Sophie! Chyba muszę to rozproszyć!
– Co? Nie! – zaprotestowała. – Naprawdę jest w porządku! Nic mnie nie boli, nie uciska. To wyjątkowy efekt… miły, wręcz… rozpraszający…
Zawahał się, a dziewczyna ruszyła powoli w stronę fotela. Mężczyzna zastanawiał się nad możliwymi konsekwencjami zbyt miękkiego, gładkiego i elastycznego materiału. Nie powinno stać się nic złego. Ale skąd wrażenia ciepła? Drżenia? Może jeszcze gdzieś się pomylił? Studentka powoli obchodziła biurko ostrożnymi kroczkami.
– To ja może zrobię notatkę… – powiedziała, a on cofnął się, robiąc przejście.
– Jest pani pewna? – zapytał pełnym obawy głosem.
Potwierdziła gestem, zaciskając wargi. W głowie profesora tysiące małych mosiężnych kółek zębatych raz po raz obliczały efekty pomyłki i choć żaden z wyników nie wskazywał na bezpośrednie niebezpieczeństwo, mężczyzna wciąż był biały jak silvalen. Nigdy jeszcze nie popełnił takiego błędu. Studentka ostrożnie usiadła w fotelu.
– Och! – wyrwało się z jej ust głośne westchnienie.
Czerwona na twarzy rzuciła słaby uśmiech profesorowi i odsuwając lampę, wzięła czysty arkusz papieru. Zaczęła pisać, co chwilę poprawiając pozycję. Mężczyzna uważnie obserwował powstającą notatkę i z niepokojem słuchał coraz szybszego oddechu dziewczyny, która często przerywała, marszczyła czoło i przechylała głowę. Cały czas się wierciła; na moment prostowała plecy, niemal niezauważalnie wypinając pośladki, by po chwili lekko się pochyliwszy, przesunąć biodra w przód.
„Jest jej niewygodnie” – pomyślał odkrywczo. „Jak to możliwe, że bardziej miękki materiał zmniejsza komfort siedzenia?”
Ciało mężczyzny interpretowało drobne ruchy zupełnie inaczej niż jego umysł, reagując intuicyjnie kolejnym wzrostem napięcia. Zdziwiony odruchowo nasunął płaszcz na ramiona, zasłaniając spodnie jego połami. Młoda kobieta zakołysała się w fotelu i znowu głośno westchnęła. Nie był to jednak odgłos zniecierpliwienia sugerujący niewygodę, ale raczej pełen zachwytu długi oddech, jaki można wydawać, zanurzając się w ciepłej kąpieli. Dłoń Sophie zadrżała i przerwała pisanie. Dziewczyna znieruchomiała wpatrzona w krzywo zapisany znak. Światło lampy przeświecało przez karafkę z wodą, tworząc na papierze drżący refleks.
– Przepraszam, ale… chyba nie dam rady się skupić – powiedziała słabo i opadła w przód, opierając czoło na częściowo zapisanym arkuszu. – Ten czar jest naprawdę… wyjątkowy! – Stłumiony, lekko drżący głos wydobywał się spod rozsypanych na biurku drobnych fioletowych loków.
Zaniepokojony profesor przestąpił z nogi na nogę.
– Skoro upiera się pani, by go nie rozpraszać, może się pani przebierze? – Wskazał odruchowo parawany w ciemnym rogu komnaty, mimo że studentka nie patrzyła. – Tam, w rogu…
– Yhm – potwierdziła stłumionym mruknięciem, ale nie zmieniła pozycji.
– I nie musi pani zapisywać sekwencji, wystarczą same wrażenia. Szczególnie że są tak… niespodziewane.
– Dobrze – mruknęła ponownie, nie poruszając się. – Tylko… odpocznę… chwilę… – westchnęła głęboko.
Przechylił głowę i potarł kark. W tym momencie Sophie gwałtownie się wyprostowała, odpychając od biurka. Refleks światła na papierze zakołysał się. Twarz dziewczyny była cała czerwona. Kilka fioletowych pasemek przylepiło się do czoła i policzków. Z trudem łapała oddech.
– O nie! – powiedziała z nagłym niepokojem. – Nie, nie, nie…
Cornelius znieruchomiał. Dziewczyna wciągnęła głęboko powietrze. Jej oczy rozszerzyło autentyczne przerażenie.
– Och! Profesorze, to…! – Jej głos stawał się coraz wyższy. – Ja…! Non, ce n’est pas possible!…
Przełknęła ślinę. Rozejrzała się, jakby szukała pomocy.
Zdezorientowany mężczyzna zrobił krok w jej stronę.
– Panno Sophie, co się dzieje?!
Nie odpowiedziała, wyraźnie unikając jego wzroku. Spróbowała wstać, ale się rozmyśliła i opadła na fotel. Widząc panikę w rozbieganym spojrzeniu, nie czekał już dłużej. Zaczął rzucać awaryjne rozproszenie magii. Serce biło mu jak oszalałe.
Zerknęła na niego, zaczęła kręcić głową. Nagle szarpnęła się gwałtownie do tyłu. Jej oczy zamgliły się. Wcisnęła plecy w oparcie fotela, jedną ręką zasłoniła usta, tłumiąc jęk, a drugą chwyciła krawędź biurka. Skóra wokół fioletowych paznokci pobielała. Splecione nogi wyprostowały się, uderzając lekko w spód drewnianego mebla. Zamarła w tej pozycji. Woda w karafce zadrżała. Dziewczyna całkowicie wstrzymała oddech. Szkarłat rozlał się z policzków nawet na czoło, uszy i szyję. Stęknęła cichutko. Zamknięte powieki, lśniące śliwkowoszarym cieniem, zacisnęły się kilka razy. Długie rzęsy podkreśliły drżeniem nieuchwytny, ale zauważalny rytm. Wstrząśnięty profesor pomylił słowa zaklęcia. Różdżka ze zgrzytem sypnęła iskrami.
„Zdechła nić!”
Zaczął jeszcze raz. Skupił się. A raczej próbował. Objawy Sophie go dezorientowały. Musiał jak najszybciej rozproszyć popsutą magię. Napięcie w spodniach wzrosło, unosząc materiał jeszcze wyżej. Nawet tego nie zauważył. Jego umysł wypełniał niepokój o młodą kobietę. Niemal przerażenie. Ciało jednak płonęło zachwytem. Spojrzał na twarz studentki. Miała w sobie coś cudownego! Była tak bardzo zmieniona! Rozogniona! Piękna!
„Skup się!”
Różdżka przyśpieszyła.
Studentka w końcu złapała oddech i dysząc, opadła na fotel. Jej ciało się rozluźniło. Pochyliła się, ukryła czerwoną twarz w dłoniach.
– Aaach…! – wydała z siebie cichy, pełen zażenowania jęk.
Zerknęła na profesora spomiędzy palców.
– Proszę… niech pan tego… nie rozprasza – powiedziała z trudem. – Nic… mi nie jest.
Cornelius w tym momencie skończył zaklęcie i różdżka rozbłysła z cichym brzęczeniem. Coś w słowach dziewczyny go przekonało – odchylił strumień mocy i skierował go w bok. Z niskim buczeniem, magia rozproszyła się na kamieniach posadzki.
– Panno Sophie, przecież widzę, że coś się dzieje!
Opuścił ręce, pozwalając, by płaszcz zasłonił spodnie.
– Och, naprawdę, nie ma się czym przejmować! – Słabo się uśmiechnęła, oderwała ręce od twarzy i zaczęła poprawiać zmierzwione włosy. – Zapewniam, że to nic takiego. Po prostu nagle źle się poczułam. – Przechyliła głowę i dodała dużo ciszej: – Albo raczej… dobrze się poczułam…?
– Dobrze? To nie wyglądało…
– Bardzo proszę! – przerwała błagalnym tonem, unosząc dłoń. – Nawet nie chcę wiedzieć, jak to wyglądało! Zakręciło mi się w głowie i tyle. Zapomnijmy o tej… chwili słabości.
Umilkł niezdecydowany. Zachowanie wzbudziło w nim skrajne emocje. Obawa o bezpieczeństwo dziewczyny powoli mijała, ale wciąż wypełniał go zachwyt. Bardzo chciał zrozumieć, co dokładnie się wydarzyło, ale uszanował jej prośbę. Chowając różdżkę z westchnieniem, obiecał sobie przemyśleć to później.
– Profesorze Threadforge, to zaklęcie ma ogromny potencjał – tłumaczyła Sophie zdyszanym głosem. – Upieram się, by go nie rozpraszać, bo efekt jest inny, niż pan mówił, więc to mógł być przypadek. Muszę jak najszybciej zapisać sekwencję. – Sięgnęła po pióro.
Trochę się uspokoił. Już otworzył usta, by wyjaśnić, że to jego błąd spowodował nieoczekiwane zmiany, kiedy młoda kobieta znieruchomiała. Pióro wysunęło się z drżących palców.
– No nie! – krzyknęła z oburzeniem. – Znowu?! – Wyprostowała się gwałtownie.
– O co chodzi, panno Sophie!? – profesor złapał się za głowę.
Wstała. Odepchnięty zbyt mocno fotel zakołysał się na krawędzi, przechylając się w stronę upadku. Niepewna zerknęła w stronę odległych parawanów. Rumieńce szybko wracały na jej policzki.
– Czy mógłby się pan odwrócić? – zapytała, a hałas przewracającego się mebla zmieszał się z jej słowami.
– Wywrócić? – Popatrzył na leżący fotel nieprzytomnym wzrokiem.
– Och, nieważne! – Przewróciła oczami i sięgnęła do bioder.
Szybkimi ruchami palców zwijała materiał spódnicy w górę. Zastygł w bezruchu, mimowolnie śledząc unoszącą się w górę granatową krawędź. Rozsądek w końcu podpowiedział mu, o co go prosiła. Spróbował odwrócić głowę, lecz szyja ani drgnęła. Po chwili nad gładką skórą odsłoniętych ud błysnęła tkanina bielizny. Sophie zaczepiła ją kciukami i jednym płynnym ruchem ściągnęła w dół. Spódnica opadła, a wzrok profesora zaplątał się w rozpięte między zgrabnymi kolanami białe figi. Cornelius zdwoił wysiłki, aż w końcu udało mu się oderwać spojrzenie od silvalnu i wbić je w kamienną podłogę. Na tyle niedaleko, aby kątem oka widzieć, jak studentka zsuwa figi do końca i rzuca je na biurko.
Odetchnęła. Przez chwilę stała w bezruchu wsłuchana w siebie, po czym zacisnęła wargi. Sprawnie rozpięła srebrne guziczki i pozbyła się czarnej kamizelki. Ten ruch znów przyciągnął spojrzenie mężczyzny.
– Czy mogę pani jakoś…? – zaczął pytanie.
Bez słowa, kręcąc głową z dezaprobatą, błyskawicznie rozpięła mankiety. Wciągnęła ręce, pozostawiając puste rękawy wiszące swobodnie. Przez chwilę poruszała ramionami, a jej zwinne dłonie coś naciągały i przekładały pod spodem. Profesor szeroko otworzył oczy. Domyślał się, że chodzi o stanik, ale nie mógł zrozumieć, co dokładnie Sophie z nim robi.
W końcu dziewczyna westchnęła z ulgą, ponownie wsuwając ręce w bluzkę. Sięgnęła do kołnierzyka i po chwili drobne palce przeciągnęły przez niego silvalen, który przypominał teraz białą apaszkę wokół jej szyi. Zdjęła skrawek tkaniny przez głowę i rzuciła obok fig.
Wstrząśnięty mężczyzna wypuścił wstrzymywane powietrze. Coś magicznego było w zręcznych kobiecych ruchach balansujących na krawędzi przyzwoitości, by błyskawicznie pozbyć się bielizny.
– Imponujące! – wyszeptał zafascynowany.
Młoda kobieta prychnęła.
– To? To było imponujące? – zapytała z niezadowoleniem, poprawiając zmierzwione włosy i pomiętą bluzkę. – Cztery lata najwyższej średniej, a pana szacunek wzbudziło dopiero ściągniecie majtek i stanika? Naprawdę?
Profesor udał śmiech.
– Och, nie! W żadnym wypadku, panno Sophie! – usiłował wybrnąć. – Podziwiam wszystkie pani talenty! Ale ten stanik naprawdę mnie zaskoczył. Nie sądziłem… To niemal topologicznie niemożliwe!
– Niemożliwe? – zapytała już łagodniej, zapinając rękawy. – Ma pan ewidentne braki w znajomości geometrii przestrzennej. Albo zapomniał pan, jak elastyczny jest silvalen.
Profesor potrząsnął głową, próbując pozbyć się mgły, która opanowała jego umysł. Myśli, zwykle szybkie i przenikliwe, płynęły teraz z coraz większym trudem, plącząc się i gmatwając. Najpierw wstrząsnęło nim skanowanie intymnej garderoby młodej kobiety. Potem tajemnicza chwila słabości, która jednocześnie zachwyciła go i zafrapowała. W wyobraźni ciągle jeszcze widział jej oczy przysłonięte drżącymi rzęsami, słyszał ciężki, pełen ulgi oddech, kiedy opadła z sił. A teraz jeszcze ta skrajnie nieprzyzwoita świadomość, że pod wierzchnim ubraniem studentka nie ma na sobie już nic więcej.
„Czy to wciąż jeszcze są badania magii krawieckiej?”
Niepokój, podziw i ekscytacja burzyły się w nim, jak w jakiejś niezwykłej miksturze.
Zerknął na zegar. Sophie powinna wyjść z gabinetu już dawno temu, ale coraz mocniej wypełniało go pragnienie dalszych eksperymentów. A przecież zwykle każda minuta z irytującą studentką ciągnęła się w nieskończoność! Jak to się stało, że te dwie godziny minęły tak niepostrzeżenie?
Młoda kobieta stała lekko pochylona, skoncentrowana na nieposłusznym materiale rękawów. Nie unosząc głowy, rzuciła mu krótkie spojrzenie, uśmiechając się miękko.
Corneliusowi po plecach przebiegł dreszcz.
„Badania” – pomyślał. „Chodzi tylko o badania”.
Przejdź do kolejnej części: O magii krawieckiej III. Obsydian
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Blog Comments
Emilia
2025-04-15 at 11:36
Po poprzednim, zapoznawczym rozdziale alcja znacząco przyspieszyła! No i rumieńców więcej, zarówno u bohaterów, jak i czytelników! Bardzo przypadła mi do gustu ta część. Niby bez seksu, a tak naprawdę z całkiem pokaźną ilością!
unstableimagination
2025-04-17 at 07:31
Głęboka czerwień policzków bohaterek i czytelniczek to mój najwyższy priorytet!
Bardzo się cieszę, że się podobało. 🙂
Tomp
2025-04-15 at 18:58
Pomysł z masturbielizną przedni. Znam kobietę, która chce taką dostać na urodziny. Autorze – czy można u Ciebie zamówić komplecik? Tak, wiem… Niestety nie da się, bo mag krawiecki musi pracować na żywym organizmie klienta. W dobie handlu internetowego to istotne ograniczenie… 😉
unstableimagination
2025-04-17 at 07:28
Teoretycznie, za odpowiednią opłatą mag krawiecki mógłby dojechać do klienta… Gildia jednak pilnuje, by łączyć usługę ulepszenia tylko ze sprzedażą nowych (drogich) ubrań.
Megas Alexandros
2025-04-15 at 21:07
To jest, drodzy Państwo, to, co nazywamy bardzo udaną kontynuacją.
Rozwija wątki z rozdziału 1, dodaje dużo więcej (choć wciąż dość subtelnej) erotyki, buduje napięcie między bohaterami i pozbawia ich nieco zahamowań. A wszystko to w solidnej ramie zapewnionej przez wciąż ledwie naszkicowany, ale jak się wydaje, dość spójny i nieźle przemyślany świat.
Wciąż mamy do czynienia tylko z dwojgiem postaci. Czy z czasem pojawi się więcej? Być może jest to sztuka rozpisana wyłącznie na dwie role. Są na tyle sympatyczni, że miło się z nimi przebywa. Z drugiej strony, postacie poboczne mogłyby stanowić jakąś komplikację czy wyzwanie, zagrozić ich małemu, hermetycznemu mikrokosmosowi. Pozostaje nam czekać na ciąg dalszy i kolejne atrakcje.
Pozdrawiam
M.A.
Tomp
2025-04-15 at 21:47
A mi podoba się właśnie jedność miejsca, czasu, akcji i bohaterów. Tym bardziej że nie jest to jakaś nudny opis seksu z Pornhuba rodem, tylko pełna niuansów narracja na temat rodzącej się bliskości dwojga ludzi.
Velaya
2025-04-16 at 10:13
Opisem seksu bym nie pogardziła, wierzę, że unstable stać na coś więcej niż scena z pornhuba. A po dwóch odcinkach budowania napięcia liczę, ze w kolejnym profesorowi dane będzie wreszcie zanurzyć się w fioletowych włoskach… i wcale nie tych na głowie jego asystentki!
unstableimagination
2025-04-17 at 07:23
Przecież to studentka! Profesor nigdy by…! Nawet by o tym nie pomyślał!
Nawet w najskrytszych, najgłębszych marzeniach…
Emilia
2025-04-17 at 22:59
🙂 No Co Ty
unstableimagination
2025-04-18 at 07:42
Profesor nie ma pojęcia, do czego jest zdolny…
Cichy Bob
2025-04-16 at 23:12
Świetne! Bardzo dobrze się czytało. No i cieszę się, że moje stópkowe podejrzenia się nie ziściły 🙂
unstableimagination
2025-04-17 at 07:25
Cieszę się, że czytanie było przyjemne!
Mimo wszystko zaintrygowałeś mnie tymi stópkami… Ciekawe, czy udałoby się ich wpleść ciut więcej w następnym opowiadaniu… 😉
Nefer
2025-05-01 at 12:23
Bardzo dobra kontynuacja, nie ma tu erotyki w wersji „bezpośredniej”, narasta jednak urocze napięcie pomiędzy bohaterami. Pojawiają się też kolejne wątki wzbogacające uniwersum – tajemnicze badania niechętnie widziane przez Gildię. Nie wątpię, że z czasem poznamy ich przedmiot. Pozdrawiam.
unstableimagination
2025-05-02 at 10:23
Dziękuję za przeczytanie i komentarz!
Na wyjaśnienie zakresu tych badań będzie niestety trzeba poczekać trochę dłużej. Jestem jednak głęboko przekonany, że w końcu ono nadejdzie (gdzieś między czwartą a szóstą częścią).