Randandill (Barman-Raven)  4.5/5 (2)

12 min. czytania

Brenda Clarke, „The Raven Priestess”, CC BY-NC-ND 2.0

Usiadła na wiklinowym fotelu w cieniu rozłożystej korony jednego z wielu drzew okalających polanę. Pozwoliła uspokoić się oddechowi. Dyszała ciężko, a przecież ten kawałek drogi potrafiłaby kiedyś przebiec w kilka minut bez najmniejszego śladu zmęczenia. Gorące popołudniowe powietrze drapało suchością w gardle.

„Jeszcze chwila i wszystko będzie w porządku” – pomyślała, rozprostowując bolące i opuchnięte od upału nogi. Bladą ręką z widocznymi wyraźnie jasno–brązowymi plamkami odgarnęła siwe włosy.

Czuła zmęczenie. Nawet nie fizyczne, chociaż na jej ciele widać było piętno minionych lat. Była zmęczona życiem. Jej psycholog powiedziałby, że to normalne wahania nastroju, ale to uczucie ciężaru, braku swobody z roku na rok stawało się coraz dotkliwsze.

I jeszcze ta banda nierobów próbująca na wszelkie sposoby uszczknąć coś z jej majątku. Nie zdawała sobie sprawy z tego, ile trzeba poświęcić będąc bogatą… Odsunęła od siebie te myśli.

– Nie po to tu przyjechałam, żeby myśleć o finansach – wymamrotała cicho pod nosem. Z ciężkim jękiem zmęczenia podniosła się i pochyliła nad stolikiem z mrożoną herbatą.

Może to nie był najlepszy pomysł, żeby odsyłać całą służbę, ale z drugiej strony lubiła te wyrwane z pędu życia samotne chwile na wyspie.

– Nie może pani zostawać sama. Potrzebuje pani bezustannej opieki lekarza. – Jej adwokat nie był zachwycony pomysłem samotnych wakacji.

Uśmiechnęła się do swoich myśli, a jej twarz pokryła się siateczką zmarszczek. Widziała strach w tym gryzipiórku. Strach, że może stracić kontrolę nad jej pieniędzmi. A niech się trochę pomartwi; za taką stawkę za godzinę może się trochę postresować. Musiała jednak przyznać mu rację – źle znosiła tropiki. Nawet ekskluzywny jacht nie był w stanie zrekompensować upału i słońca, oraz tych wszystkich drobnych niewygód, od których odwykła już dawno.

Z zimną szklanką w ręku usadowiła się znów w fotelu. Rozejrzała się wokół, mrużąc oczy w blasku zachodzącego słońca. Świeża zieleń drobnych krzaków kontrastowała z brunatno–zielonymi koronami wysokich drzew. Resztki dziwnej budowli malowniczo ozłacały promienie słońca. To były ruiny jakiejś świątyni pogańskiego kultu. Czytała w książce o tym kulcie. Szukała przez chwilę słowa w pamięci. „Jaki to był bożek? Randall, Randill jakoś tak… Randandill!” – imię rozbłysło w głowie. Ruiny wyglądały malowniczo, jak atrakcja stworzona specjalnie dla turystów. Mimo, że tchnęło od nich kiczowatością, lubiła patrzeć na te kilka zmurszałych murków. Znajdowała dziwną przyjemność w porównywaniu ruin budowli do siebie samej. Czuła się stara i zmęczona jak te ruiny. Oceniała, że nie zostało jej już wiele czasu, zanim zupełnie zniknie i zostanie zapomniana – tak jak ten bóg Randandill.

Chwilę siedziała jeszcze pogrążona w rozmyślaniach, a kiedy ostatnie przebłyski światła utonęły w oceanie, podreptała do dużego namiotu rozstawionego w rogu polany. Zapaliła wiszące lampy. W ich świetle krzątała się do snu.

„Jeszcze szklaneczkę i możemy położyć się spać.” Drżącą ręką nalała do grubej szklanki aromatycznego alkoholu.

Podniosła książkę leżącą na łóżku i znów usiadła w wiklinowym fotelu. Nie czytała, ale siedziała po prostu zasłuchana w odgłosy nocy. Słuchała brzęczenia owadów, nocnego nawoływania ptaków, szmeru liści poruszanych wieczornym wiatrem. Po kilku minutach jej głowa opadła na pierś.

Stara kobieta zasnęła okryta kocem, z dłonią zaciśniętą na książce przytulonej do piersi.

x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x

Drgnęła, czując wokół siebie obecność kogoś obcego. Zacisnęła dłonie i ze zdziwieniem poczuła między palcami ciepły piasek. Powoli otworzyła oczy. Przez chwilę jeszcze leżała, cicho nasłuchując czyjegoś oddechu, kroków na piasku. Nic, cisza. Rozejrzała się, nie podnosząc głowy. Nie było wokół nikogo.

– Kraaa!

Nagły dźwięk sprawił, że o mały włos nie krzyknęła. Niedaleko od niej, znacząc krzywymi łapami piasek, przestępował z nogi na nogę duży czarny ptak.

– Kraaa! – Spoglądał na nią, przekrzywiając na bok głowę, zupełnie jakby się jej przyglądał. Możliwe, że to jego ciekawskie spojrzenie obudziło ją ze snu. Czy to był sen? Czy była nieprzytomna? Nie pamiętała żeby wczoraj…

– A sio! Wstrętne ptaszysko! – Zamachała rękami, a ptak ociężale, z wyraźnym lekceważeniem, poderwał się w powietrze. Nagle wróciły wspomnienia.

Z niedowierzaniem spoglądała na swoje nogi i ręce, dotykała miękkiej skóry.

– Jak to? Przecież… – Gdzie podziały się zmarszczki, plamki przebarwień? Przecież pamiętała dokładnie defekty swojej skóry. Jeszcze wczoraj wieczorem była starą zmęczoną kobietą.

– To musi być sen – wyszeptała spierzchniętymi z emocji wargami.

– Auuu! – Uszczypnęła się boleśnie w ramię. Odczekała ułamek sekundy.

Rzeczywistość wokół niej nie zaczęła rozpływać się i zamazywać. Piasek pod stopami był wciąż tak samo realny, morska bryza wyraźnie wyczuwalna, a jej ciało wciąż pozostawało młode i piękne. Młode jak kiedyś przed laty.

– Jeśli to sen, niech trwa jak najdłużej! – roześmiała się na całe gardło i pobiegła plażą, rozchlapując fale przypływu wdzierające się na brzeg.

Poznawała to miejsce. To była jej wyspa, jej prywatny kurort. Nieświadomie skierowała się w stronę, gdzie poprzedniego dnia zostawiła zacumowany jacht. Jednak w zatoce nie znalazła nawet najmniejszego śladu czyjejkolwiek obecności.

Powoli zapadał zmierzch, znad oceanu zaczęły napływać szare, ciemne chmury. Zanosiło się na deszcz. Zanim zdążyła wrócić do miejsca, gdzie obudziła się sama na plaży, zaczęły padać ciężkie, pojedyncze krople.

Zimna woda przyjemnie chłodziła rozpalone ciało, lecz już po chwili drżała w podmuchach chłodnego wiatru. Czuła, jak szczękają jej z zimna zęby, mokre włosy lepiły się do twarzy, wargi miała już z pewnością sine.

Postanowiła, że jak najszybciej musi dotrzeć do obozowiska. Marzyła o cieple namiotu i odrobinie rozgrzewającego alkoholu.

Uparcie przedzierała się przez tropikalne zarośla. Drogę oświetlało jej co jakiś czas białe światło błyskawicy, wydobywając z mroków dziwne, poskręcane kształty zwalonych pni i połamanych gałęzi. Droga stawała się coraz trudniejsza. Im bardziej stok wznosił się ku górze, tym z większą trudnością przychodził jej każdy krok. Przesiąknięta wodą ziemia usuwała się spod stóp, a zimne liście boleśnie chłostały skórę strugami lodowatego deszczu.

Od dłuższego czasu miała wrażenie, że jest obserwowana przez niewidzialne oczy. Wyczuwała spojrzenie uparcie przyklejone do jejpleców. Co chwila słyszała niepokojące szeleszczenie w okalającej wąską dróżkę gęstwinie. Gorączkowo zastanawiała się, czy na wyspie żyły groźne zwierzęta. Strach złapał za gardło zimnym uściskiem, czuła pulsujące tętno w skroniach. Nie szła już – biegła w stronę szczytu wzgórza.

Kolejne poślizgnięcie, stopa trafiła na miękką i wilgotną ściółkę. Mimo gorączkowych wysiłków nie mogła utrzymać równowagi. Poczuła, że lada moment upadnie, ostatkiem sił próbowała podtrzymać się na gałęzi, chwyciła się jej kurczowo.

Wtem z półmroku, na wysokości jej oczu zamajaczył ciemny kształt. Wprost na nią, otoczony rozpryskującymi się kropelkami wody frunął olbrzymi czarny cień. Puściła gałąź i zasłoniła głowę rękoma, straciła grunt pod nogami i ciężko upadła w mokre liście. Czarny cień przesunął się tuż nad nią.

Zanim zupełnie straciła świadomość, jak echo usłyszała własną myśl: „To ten kruk z plażyyyy.”

Stała w jasnym pomieszczeniu. Oślepiająca biel nie pozwalała określić wielkości pokoju. Podniosła wzrok; sufitu ani lamp też nie była w stanie dostrzec. Znajdowały się gdzieś tam, na granicy percepcji, ale jednak niewidoczne.

Było ciepło i sucho. Rozbłyskujący błyskawicami zielony koszmar stał się całkowicie odległy. Jednak ręce i twarz wciąż pokrywała rozmazana brązowa ziemia. Wciąż czuła wilgoć we włosach, a otarty w czasie upadku policzek piekł żywym ogniem, przypominając, że to, co się stało, było równie realne jak to białe pomieszczenie.

W oddali dostrzegła czarny punkcik, który szybko zbliżał się w jej stronę.

Już po chwili rozpoznała znajomy kształt – czarny ptak usiadł tuż przed nią na białej podłodze.

Przekrzywił głowę i przestępując niezgrabnie z nogi na nogę, przyglądał się jej, mrugając co chwila. Jakby się nad czymś zastanawiał.

– Zdziwiona? – Usłyszała głos, który niewątpliwie wydobywał się z gardła kruka, ale przecież to niemożliwe, żeby ptak…

– A to, że masz ciało dwudziestolatki jest możliwe? – Odpowiedź na niedokończoną myśl zupełnie zbiła ją z tropu.

– Nie rozumiem. – Jej własny głos dobiegał jakby z oddali.

– Co tu się dzieje? Kim jesteś? – Czuła się coraz bardziej poirytowana i zagubiona. To wszystko wyglądało zbyt realnie na sen, ale jednocześnie za mało logicznie i zbyt nieprawdopodobnie na rzeczywistość.

– Dostałaś dar.

– Ja? Dar… jaki dar? Przecież o nic nie prosiłam.

– Pamiętasz, jaka była dziś twoja ostatnia myśl przed zaśnięciem? – kruk mówił głosem uspokajającym, ale jednocześnie pewnym i mocnym, jakby wiedział wszystko.

Przypomniała sobie, jak prosiła opatrzność, Boga, naturę, cokolwiek… o jedną noc. Jedną noc, kiedy mogłaby być znów młoda.

– Mój pan przesyła ci pozdrowienia. – Pióra kruka zalśniły jak diament, zakręciło się jej w głowie od opalizującej czerni.

– Kim jest twój pan?

– Myślałaś dziś o nim. – Całym ciałem poczuła błysk.

Znów otoczyła ją wilgoć dżungli i tropikalna ulewa.

Z niedowierzaniem wtuliła głowę w mokre liście. Nic nie rozumiała z tych wizji, obrazów i zdarzeń.

„Mój Boże! Mam nadzieję, że nie zwariowałam.” Oczami wyobraźni zobaczyła siebie na szpitalnym łóżku oplecioną kroplówkami i otoczoną tłumem pielęgniarek. Nieruchoma stara twarz, pomarszczone dłonie na kołdrze.

Kolejna zimna struga wlewając się na plecy odpędziła te myśli.

– To jakaś bzdura – powiedziała głośno, kwitując wizję szpitala. – Jestem przecież tu i teraz.

Podniosła się na kolana. Cała umazana błotem; do mokrej skóry gdzieniegdzie przylgnęły mokre liście. Z trudem utrzymując się na nogach wznowiła mozolną wędrówkę na szczyt wzgórza. Zobaczyła prześwit w zaroślach i już po chwili znalazła się w jaśniejszym kręgu polany. Tej samej, na której poprzedniego wieczora… Ten jeden dzień wydawał się tak odległy. Jej życie było zaledwie cieniem, jak dawno nieodświeżane wspomnienia.

W półmroku z trudem można było dostrzec linię drzew odgradzających łąkę od dżungli. Szła przed siebie prawie na ślepo, brnąc w morzu ociekających wodą traw. Nieświadomie skierowała kroki w stronę ruin świątyni. Tam, gdzie pamiętała ją jeszcze wczoraj.

Mimo, że burza straciła na gwałtowności, z nieba wciąż padał rzęsisty deszcz. Pośród skruszonych murków i gruzów miała nadzieję znaleźć choć skrawek suchego miejsca. Wyczuwając przed sobą przeszkody, powolutku zbliżała się do świątyni.

Kiedy dotarła do celu oniemiała z wrażenia; zamiast gruzowiska, w niebo pięły się ciemne mury budowli. Przebiegła wzrokiem po czarnym kamieniu. Niedaleko od miejsca, w którym stała, jaśniało zagłębienie, niewielka nisza w litej bryle. Przesunęła się w jej kierunku, dotykając dłonią ściany. Budynek sprawiał wrażenie zimnego i nieprzystępnego, jednak od czarnych, wilgotnych murów promieniowało ciepło.

„Musiały się nagrzać w słońcu” – próbowała znaleźć racjonalne uzasadnienie, choć od zachodu słońca minęło ładnych parę godzin.

Powoli, potykając się na szerokich stopniach, weszła pomiędzy ciemne ściany. Poczuła, jak naprężona skóra odpoczywa od gradu kropel. Tu przynajmniej było sucho i ciepło. Na twarzy poczuła delikatny podmuch rozgrzanego powietrza. Wiedziona impulsem, powoli wymacując przed sobą drogę, ruszyła za cieplejszą smugą. Z trudem udało jej się w ciemnościach wyczuć nagły uskok korytarza. Ze zdziwieniem odkryła, że zza kolejnego zakrętu sączy się wąską smużką światło. Przyspieszyła kroku. Za zakrętem ciągnęła się dalsza część korytarza, z każdą sekundą robiło się cieplej i jaśniej. Błoto pokrywające jej kolana i ręce szybko wysychało. Czuła szorstkość piasku pomiędzy palcami.

„Wyglądam pewnie jak siedem nieszczęść.” Zajęta myślami o swoim wyglądzie nie zauważyła, że korytarz rozszerzył się. Zaskoczona widokiem zatrzymała się w pół kroku.

Stała na progu olbrzymiej komnaty oświetlonej przytłumionym, ciepłym światłem. Sufit okrągłej sali ginął w półmroku. Na samym środku zauważyła mężczyznę. Stał odwrócony tyłem, manipulując przy rzemieniach na wyrastającej z podłogi białej kolumnie. Na dźwięk jej kroków nieznajomy odwrócił się.

Niemożliwe! To nie jest możliwe! To nie może być on! Stała oniemiała, twarzą w twarz ze swoją miłością sprzed lat. To jednak on – Grzegorz. Na jego punkcie oszalała jeszcze przed wyjazdem do Stanów. Jej największa miłość, najsilniejsze zauroczenie. Wciąż nie mogła o nim zapomnieć. A teraz tu… on… Niezmieniony, taki, jakim go zapamiętała. Wyciągnął do niej rękę. Wciąż milcząc, skinął głową. Jak zaczarowana uległa jego wzrokowi i niczym marionetka, bez udziału własnej woli, na drżących nogach podeszła. Bała się, że mężczyzna lada moment zniknie, rozpłynie się i rozwieje jak senne marzenie.

Zatrzymał ją i ściskając ciepłą dłonią poprowadził w stronę marmurowej kolumny. Widziała już, co poprawiał, kiedy nagle się tu pojawiła. Skórzane sprzączki czekały, by objąć jej ręce w nadgarstkach. Bezwolnie pozwoliła mu przykuć się do kamiennego słupa. Wysoko zawieszone ręce, nogi związane w rozkroku.

Wszystko to działo się obok niej, jakby patrzyła na siebie oczami innej osoby.

Zobaczyła, że ponownie się zbliża. W ręku trzymał czarny, wąski pasek materiału. Podszedł bliżej i delikatnym ruchem zasłonił jej oczy. Poczuła na powiekach dotyk włosków aksamitu. Miła szorstkość odbierająca wzrok i światło. Poddała się czerni dotyku.

Czekała, co będzie działo się dalej. Z każdym oddechem wyostrzały się pozostałe zmysły. Wyczuwała zapach męskiego ciała, aromat jego perfum, tak dobrze znany i tak długo oczekiwany. Nie panowała nad sobą, jej ciało wygięło się, szukając kontaktu z dotykiem ukochanego. Jęknęła przeciągle skrępowana więzami.

Położył dłoń na jej ustach. Wyrażony bez słów nakaz milczenia.

Zawstydziła się. Tak bardzo chciała, żeby był z niej zadowolony, ale jednocześnie tak pragnęła jego dotyku. Z napięciem słuchała cichych kroków wokół. Wyczuwała ruch powietrza wywołany poruszeniami. Nagle zapadła cisza. Poczuła ciepły oddech na policzku. Dłonie błądziły po jej ciele. Zsunęły powoli w dół strój kąpielowy. Stała teraz nago, wyprężona, z dłońmi przywiązanymi ponad głową. Zawstydziła się i poczuła gorąco rumieńca na policzkach.

Drgnęła przestraszona, kiedy jej skóry dotknęła mokra i ciepła gąbka. Czuła delikatny dotyk materiału. Strużki ciepłej wody ściekały po brzuchu, łaskocząc spływały na łono i dalej na uda. Poddała się pieszczocie. Z nieskrywaną przyjemnością odbierała tę nietypową kąpiel. Dotyk mydła na brzuchu, jego dłoń gładko przesunęła się na piersi. I w tej samej sekundzie poczuła, jak twardnieją jej sutki, jak stają na baczność wrażliwe na każdy dotyk. Czuła palce na skórze, jakby przechodził przez nią prąd. Łaskotanie w podbrzuszu narastało z każdą chwilą. Spokojnie i dokładnie zmył z niej najdrobniejsze grudki błota. Skóra pachniała olejkiem kąpielowym i czystością.

Miękkość ręcznika po koszmarze tropikalnej burzy odebrała jak delikatną i czułą pieszczotę. Każdy centymetr ciała został łagodnie osuszony. To, co się z nią działo, było wynikiem sprzecznych uczuć – rozluźnienia i spokoju oraz podniecenia i napięcia.

Wciąż nie padło żadne słowo, chociaż ledwo panowała nad sobą. Miała ochotę krzyczeć, dziękować i błagać o jeszcze. Nacisk dłoni na biodra przywrócił odrobinę trzeźwości. Kolejny raz naparł na jej ciało i zrozumiała sugestię. Powoli obróciła się przodem do kolumny. Musiała stanąć na palcach i skrzyżować nadgarstki, bo krótkie rzemienie nie pozwalały na swobodę ruchów. Przytuliła twarz do gładkiego kamienia. Nie myślała już. Oddała się całkowicie nastrojowi, ciemności przed oczami, dotykowi jego dłoni, które teraz równomiernie rozprowadzały oliwkę. Czuła jak opuszki palców przebiegły od bioder przez plecy do karku wywołując dreszcze podniecenia. Ręce zsuwały się po nawilżonej skórze, pobudzając i wprawiając ją całą w drżenie.

Z każdą chwilą, gdy dłonie błądziły po ciele, rozluźniała się i odprężała. Ten kontakt fizyczny przynosił ogromną przyjemność i spokój.

Palce powoli wędrowały w dół, przesunęły się po pośladkach, ledwie musnęły kobiecość i zatrzymały się na udach. Powoli, spokojnie sunęły znów w górę. Poczuła własne drżenie i napięcie narastające z każdą sekundą, gdy zbliżał się do pulsującej kobiecości. Jeszcze chwila i czuła już dotyk na drodze do swojego wnętrza. Nie wytrzymała napięcia i jęknęła, spodziewając się, że bez trudu wedrze się w jej ciało. Przesunęła biodra w tył w próbie przyjęcia go w siebie, ale natrafiła na pustkę. Cofnął dłoń tuż przed tym upragnionym momentem.

Nie panowała nad drżeniem mięśni. Czuła pulsowanie przyspieszonego tętna na skroniach. Pragnęła tylko jednego; by wszedł w nią i pozwolił jej na spełnienie, by doprowadził do rozładowania napięcia i pragnienia, jakie paliło jej wnętrze. Miała wrażenie, jakby podbrzusze miało lada chwila eksplodować, nabrzmiałe sutki aż bolały z podniecenia.

Marzyła o takich emocjach, często w fantazjach była wiązana, ale nawet w tych najśmielszych marzeniach nie wyobrażała sobie, że aż tak ją to podnieci.

– Błagam, wejdź we mnie. Proszę. – Usłyszała swój głos. Wyczuwała obecność wokół siebie. Czarna opaska wciąż zakrywała oczy, ale czuła na sobie jego spojrzenie. Oparła się twarzą o kolumnę, wypięła jeszcze mocniej pośladki i wyszeptała: – Błagam, błagam…

Poczuła silny ucisk na biodrach. Męskie uda przytuliły się do jej nóg. Oczyma wyobraźni zobaczyła, jak prowadzi swoją męskość wprost ku jej wnętrzu. Powoli gorąca sztywność zanurzała się w jej ciele.

Poczuła, że odlatuje, unosi się ponad ziemią. Przed oczami wybuchły fajerwerki, feerie świateł i kolorów. Dochodząc prawie na sam szczyt, zaczęła krzyczeć, zrobiło się jej słabo. Kolory ustąpiły miejsca ciepłej czerni. Wszechświat skupił się w tym jednym, w tej jednej części jej ciała. Jeszcze chwila i…

x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x–x

– Kraa! Kraa! – Powoli otworzyła oczy. Sine światło poranka oświetlało polanę. Małe kropelki porannej rosy lśniły słabym blaskiem na okrywającym ją kocu. Ze zdziwieniem podniosła oczy. Na gałęzi nieopodal, trzepocząc skrzydłami, usadowił się czarny ptak. To jego krakanie usłyszała, gdy…

Zacisnęła znów powieki, a po naznaczonej zmarszczkami twarzy powoli spłynęła łza.

Stara kobieta siedziała w fotelu i szlochała bezgłośnie jeszcze kilka chwil. Nie zwróciła nawet uwagi, gdy kruk z głośnym szumem skrzydeł wzbił się w powietrze i zniknął nad drzewami.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tags:
Blog Comments

Ależ miło się zaskoczyłam, kiedy zobaczyłam opowiadanie autorstwa Barmana. Myślałam, że zniknął.
Język jak zawsze niezwykle swobodny, sprawia, że opowiadanie czyta się w błyskawicznym tempie. I z przyjemnością. Interesująca historia, chociaż nie dałabym za nią 'piąteczki'. Właściwie odbieram ten tekst bardziej jako zarys niż pełnoprawne opowiadanie.
Zauroczyło mnie jedno zdanie: "Poddała się czerni dotyku." Jest przepiękne.

A mnie akurat nie,poezja na siłę,"orłacień".Ale och,ach,miło znowu poczytać opko Autora.
Zmartwiona jestem natomiast nieobecnością Rity.Wy nie?

@Zu, z Ritą mamy kontakt, chwilowo musiała się oddalić do innych obowiązków, ale na pewno powróci:-) Tak więc nie martw się, nie zniknęła.

Podoba mi się. Faktycznie, jak zauważyła Siostra można to rozwinąć i to do całkiem obszernych wielkości. Twoje opowiadanie stwarza możliwości pociągnięcia wielu wątków.
Niestety wybacz, ale strasznie razi interpunkcja, fleksja i powtórzenia. Tych dwu ostatnich nie ma dużo, ale są tragicznie zauważalne.
UWAGA SPILER
No i do tej pory próbuję sobie wyobrazić jak bohaterka się obróciła przy tej kolumnie skoro miała związane w rozkroku nogi i jak Grzegorz ściągnął przez te nogi w rozkroku strój kąpielowy 😀 W mojej wyobraźni wygląda to dość akrobatycznie 😛
Ale ogólne wrażenie dobre. Chętnie przeczytałbym jeszcze raz, ale rozwinięte i po jeszcze jednej korekcie.

Chętnie posłucham o "interpunkcji, fleksji i powtórzeniach", Ty, Czepialskie Smoczycho. Uśmiech. Zawsze warto jest się czegoś od innych nauczyć.
Natomiast Twoje uwagi odnośnie "akrobacji" wykonywanych w więzach są, moim skromnym zdaniem, nieuprawnione. Autor ma prawo nie opisywać szczegółowo wszystkich detali. Przeczytałem jeszcze raz fragment i wydaje mi się ok. Zwłaszcza, że wiem, iż opisu dokonywał ekspert, a nie amator obdarzony dużą wyobraźnią. Jestem pewny, że Barman Raven wiedział, co pisze.
Zgadzam się ze wszystkimi, że tekst pachnie malizną i dałoby się go znacząco rozwinąć. Ale nie każdy projekt jest dla jego twórcy wart rozbudowy.

Karelu, mam wrażenie, że odbierasz ten komentarz jako personalny atak. Czyżbyś odpowiadał za korektę Randandilla? 😛 Tak czy siak moim zamiarem nie było wytknięcie nikomu, że słabo pisze, a zwrócenie uwagi, że pojawiają się błędy, które mogą razić czytelnika. Nie sądzę, aby komentarze pod tekstem były najlepszym miejscem do wytykania sobie błędów, prześlę Ci je zatem prywatnie, skoro chętnie słuchasz o interpunkcji, fleksji i powtórzeniach to spełnię Twoją prośbę :).
Tak jak wspomniałem tekst jest dobry. Podoba mi się. Chciałbym przeczytać coś dłuższego, czego Randandill byłoby częścią, bo tak jak wspomniałem jest wiele wątków, które w oparciu o ten tekst można by pociągnąć.

Prześlij, proszę. Komentarza nie odbieram jako atak, ale jako sygnał, że trzeba dokonać dodatkowych korekt, i tyle. Przecież nazwałem Cię pieszczotliwie, Czepialskim Smoczychem. Gdybym poczuł się atakowany, reakcja byłaby inna.

Błędy można wytykać, moim zdaniem, również publicznie na blogu. Ale jak wolisz 🙂
Dziękuję za sygnał o usterkach, konkrety będą mile widziane, Smoku.

Cieszę się 🙂 (z tego odbioru). Przesłałem swoje spostrzeżenia 🙂

Twoje spostrzeżenia, gdy je przejrzałem, uważam za całkowicie słuszne. Przekazałem poprawki Redakcji. Jeszcze raz bardzo dziękuję. Spostrzegawcze (i dużo więcej wiedzące o zawiłościach języka polskiego ode mnie) z Ciebie, Smoczycho 🙂

Nie maślij, bo uznam, że czegoś chcesz 😛

Z filarem się zgadzam, ale strój kąpielowy może być na przykład zawiązywany na biodrach. Ach, ta męska niewiedza 🙂
Można się również zgodzić, że tekst ma potencjał i mógłby być ciut dłuższy. Ale nie wszyscy, jak my Smoku, lubią rozbudowane prace 🙂
Z drugiej strony sądzę, że Autor przekazał wszystko to, co chciał. Pozostawił sporą swobodę Czytelnikowi odnośnie interpretacji. A że tekst jest bardzo oniryczny, można puścić wodzę fantazji.
"Zacisnęła znów powieki a po naznaczonej zmarszczkami twarzy powoli spłynęła łza." – przyjemne wspomnienia mogą być czasami wręcz bolesne, zwłaszcza, kiedy człowiek przemierza swą ostatnią prostą.

kenaarf

kenaarf, jestem facetem, ale nie ignorantem 😛 Stroje kąpielowe to niemal mój fetysz, więc wiem, że są różne cuda. Po prostu zabrakło tej jednej informacji, która pozwoliłaby mi wyobrazić sobie bohaterkę właśnie w takim stroju, którego zdjęcie jest możliwe w ten sposób.
Właśnie nie do końca zgadzam się (już abstrahując nieco od tekstu Barmana), że takie pozostawienie dużej swobody jest najlepszym rozwiązaniem. Oczywiście każdy z nas wyobraża sobie czytany tekst na swój sposób, przede wszystkim bazując na własnym doświadczeniu i preferencjach. Więc jeśli w tekście nie pojawi się jakaś informacja to wyobrażam sobie to na swój sposób. W momencie, kiedy pojawiają się zgrzyty typu tego, który omawiamy (strój kąpielowy) to uważam, że jest to zbyt duża swoboda pozostawiona czytelnikowi.
Jak wspominam we wcześniejszych komentarzach tekst mi się podoba, ale nie przymykajmy oczu na babole 😛

Dla Ciebie "babol", dla mnie nie. Kwestia postrzegania niuansów zależy od nas samych. Ja nie miałam problemu z wyobrażeniem sobie skąpych sznureczków lejących się biodrach kobiety. I mimo, że we własnych tekstach zbyt wiele tłumaczę, to tutaj mój mózg potrafił iść na skróty (nie tylko w kontekście nieszczęsnego stroju kąpielowego, który w zasadzie nie powinien stanowić epicentrum naszej dyskusji).

kenaarf

Toteż, ze względu na to, że strój nie jest epicentrum dyskusji nie kontynuujmy tego. Inaczej to postrzegamy, a przecież to wspaniałe, że ludzie są różni. Ty sobie wyobraziłaś kobitkę w stroju ze sznurkami i wszystko Ci zagrało, ja wyobraziłem sobie normalne figi i pojawił się zgrzyt przy ściąganiu tego ustrojstwa z rozstawionymi nogami 😉

po prostu szacun dla autora

Trochę jak dla mnie zbytnio naszkicowane, a za mało w tym farby. Chciałbym by Autor pokusił się o rozbudowę tekstu. W obecnej postaci to jest przyczynek do opowiadania a nie pełnoprawne opowiadanie.

Absent absynt

Sprawiłem sporo kłopotów Karelowi zostawiając go sam na sam z tekstem, w którym roiło się od błędów. Dziękuję za wyrozumiałość. Dziękuję również za pomoc.

Co do samego tekstu… Kilka lat temu zostałem poproszony przez „świeżynkę” w warszawskim świecie bdsm o napisanie delikatnego opowiadania o niej i o jej aktualnym chłopaku.
Chyba nie tego się spodziewała ;], ale wydaje mi się, że historyjka wciąż może być interesująca.

Kwestia sznureczków i majtek – przyznaję, że zaliczyłem pewnie zbyt duży „skrót myślowy”.
Swoją drogą nie ma nic piękniejszego niż opuszczone do kolan kobiece majtki.

Lubię gdy tekst daje pole manewru wyobraźni, kiedy jest właśnie tylko szkicem. Historia nie zyskałaby na niczym, gdyby ją napakować mnóstwem szczegółów. Wątki poboczne, warte rozwinięcia zostały z premedytacją obcięte, by nie zagubić głównego nurtu, osi opowieści – snu, wizji starej kobiety.

Barmanie, mi nie do końca chodziło o szczegóły typu majtki miała takiego i takiego koloru, a bardziej o rozwinięcie tej historii. Tak, żebym wiedział kim jest kobieta, jak się tam znalazła, żebym wiedział coś więcej o Grzegorzu i o Randandillu. W tej historii widziałbym jakieś wydarzenia zanim dojdzie do spotkania bohaterów.

A co do baboli – kto z nas ich nie popełnia 😛 Będziesz mógł się odegrać już za dwa dni 😀

Ojej jakie to arcybanalne i do bólu kiczowate.
Mnóstwo frazesów i naiwnych zagrywek typu: spojrzenie ptaka budzące kobietę(a nie jego głośne krakanie przypadkiem)

Spełnione przez zapomnianego boga (o wybitnie naiwnym imieniu) marzenie starej kobiety( a co by się stało gdyby zażyczyła sobie pokoju na świecie bueh bueh)

Wszystko tak naiwne i naciągane z czernią dotyku na czele, plus nagminne powtórzenia i silenie się na karkołomne oryginalności, które kończą się lądowaniem na karku właśnie.
Nie wiem czy to debiut autora czy nie, ale sądzę, że wszystko to kłóci się nieco ze zobowiązującą chyba do czegoś nazwą tego portalu. : )

Pozdrawiam

AS

Ciekawe jaki świetny tekst kolega starski by napisał. Trkst Barmana nie jest zły. Czyta się sprawnie. Nie wiem co wy macie z tym rozczulaniem się nad konkretnymi zdaniami. Czytaj tekst jako całość. A czerń dotyku to akurat całkiem ciekawy przykład synestezji.
Starski, czego się spodziewałeś? Kolejnej akcji po imprezie, gdzie całe opowiadanie to opis stosunku, przedstawiony z dokładnością i dosadnością filmu porno?

Starski – masz rację z banalnością i kiczowatością. Naiwny ten tekścik. Przyznaję, że miałem sporo oporów czy pokazać go szerszej publiczności. Jednocześnie… mam do niego niewytłumaczalny sentyment.

Ciekawe jest to podejście: „Narzekasz, a sam byś potrafił?” no bo gdy czytam marne opowiadanie, oglądam kiepski film albo jem niesmaczną pizzę, czy nie mam prawa wyrazić swojej krytycznej opinii, tylko dlatego, że sam nie kręcę filmów, nie kulam pizzy czy nie potrafię napisać?

Jeśli ku zbawieniu ludzkości sam powstrzymuję się od tworzeniem gniotów, mogę wymagać podobnej postawy i od innych, którzy samokrytyki nie stosują lub nie są świadomi własnych występków.

„Tekst Barmana nie jest zły. Czyta się sprawnie.” – Instrukcje z ikei też nie są w takim razie złymi tekstami, bo czytają się sprawnie i etykiety na butelkach coca coli również. C o c a – c o l a – Czytane zylion razy. Zupełnie jak frazesy i klimaty z wyżej wymienionego opowiadania. "Czytelność" tekstu nie jest zaletą ani wyznacznikiem wartości tylko koniecznym jego składnikiem, nie może to jednak wynikać z banalności samego tekstu.

Nie rozczulam się nad pojedynczymi zdaniami, chętnie napisałbym tylko o moich osobistych odczuciach, bez potrzeby wracania do tekstu, ale wiem, że autorzy doceniają argumenty i przykłady.

Czego się spodziewałem? Gdybym się czegoś spodziewał, nie zaczynałbym lektury.

Jeśli potrafisz napisać opowiadanie o kolejnej akcji po imprezie, gdzie całość to opis stosunku, przedstawiony z dokładnością i dosadnością filmu porno i mnie przy tym nie znudzić to bardzo chętnie je przeczytam i pochwalę. Jeśli postanowiłeś tylko postrzelać sobie pif paf w obronie opowiadania kolegi, wbrew zdrowemu rozsądkowi i opinii samego autora to już inna para kowbojek.

Pozdrawiam

AS

http://www.najlepszaerotyka.blogspot.com/2013/12/bettie.html tu znajdziesz takowy tekst – rąbanka mego autorstwa;] mam nadzieję że nie znudzi.

Smoku – nie jestem dziewicą, którą trzeba bronić przed adoratorami, mimo to dziękuję. Starski ma rację – może krytykować – takie jego czytelnika prawo.
Historia powinna się bronić sama. Choć przyznam, że oprócz "łagodności" opisu nie wiem o jakich klimatach mówi Starski. Czytałeś gdzieś podobne opowiadanie?

Barmanie, rzeczywiście tak jak się przyjrzałem moim komentarzom to trochę to tak wygląda, ale nie bój się, pomimo tego, że smoki lubią dziewice to bardziej zależało mi na obronie opowiadania, bo uważam, że jest dobre.
Po prostu nie do końca rozumiem co jest naiwnego w imieniu boga? To, że pojawił się w Warhammerze? Bo innego wytłumaczenia nie widzę. No i co jest kiczowatego w tym opowiadaniu, bo akurat wyznaczniki kiczu omawiałem dosyć solidnie podczas zajęć z krytyki literackiej i żadnego z nich tu nie dostrzegam.
Marzenie starej kobiety? Dlaczego zostało spełnione? A dlaczego nie? Co by było, gdyby zażyczyła sobie pokoju na świecie? A co to za głupie pytanie. Przecież jedno życzenie może być spełnione, a drugie nie. Nie widzę tu naiwności, kiczu i słabej pisaniny. To utwór literacki, to autor kreuje bohaterów i świat przedstawiony takim, jakim chce żeby był. Czytelnik oczywiście ma prawo tej wizji nie kupić, ale komentarze takie jak Starskiego to nie krytyka, bo ta powinna być obiektywna. Pisząc "chętnie napisałbym tylko o moich osobistych odczuciach" autor komentarza dobitnie pokazuje, że nie ma pojęcia czym jest krytyka.
Teksty typu instrukcję z IKEI i napis CocaCola też czyta się sprawnie sobie podaruję, bo to pokazuje, że autor tych słów nie ma pojęcia jaka jest różnica między utworem literackim, a innym tekstem. Nie ma pojęcia chyba o funkcjach języka i tekstu, albo zgrywa takiego ignoranta. Nadmienię tylko, że różnice między tekstem literackim a np. instrukcją obsługi to podstawa programowa języka polskiego w szkole podstawowej (żona akurat niedawno z dzieciakami to omawiała).

Barmanie, mnie się podoba, myślę, że wielu innym czytelnikom także. Dziewicą nie jesteś i nie będę Cię tak traktował, ale tekstu będę bronił, bo jest dobry.

Ja mam tylko nadzieję, że to nie Ty drogi smokuwawelski prowadziłeś te zajęcia z krytyki literackiej, bo wtedy to, że zdarzyło ci się na nich zdrzemnąć to nie grzech.

pozdrawiam

AS

Widzę argumenty się kończą i schodzimy z rzeczowej dyskusji na rzecz osobistych przytyków. Jak powiedział Jean Jacques Rouseau: Obelgi – to argumenty tych, którzy nie mają argumentów.

A on to powiedział teraz przed chwilą, czy jeszcze zanim napisałeś pierwszą odpowiedź do mojego komentarza?

Wpadłem tutaj tylko po to, żeby "odwiedzić" znajomego. Przeczytałem jego opowiadanie plus pierwsze lepsze z głównej strony. Diabeł mnie podkusił żeby brać się za napisanie spostrzeżeń.
Nie miałem zamiaru wszczynać tu żadnych dyskusji, zwłaszcza tak jałowych i zakłócać sielankowego klimatu Waszej społeczności.

Pozdrawiam i jak to napisał autor powyższego opowiadania:
znikam, rozpływam się i rozwiewam jak zły sen.

AS

Witam,
Znam to opowiadanie jeszcze z czasów ś.p. DE i przyznam szczerze, że to jest jedno z moich ulubionych tego Autora, którego twórczości jestem wiernym admiratorem. Być może nie jest takim studium ludzkich dusz i zachowań jak np. "Wilczyca z Buchenwaldu". może tak mocno nie dotyka emocji jak inne Barmana. Jest na pewno jednym z łagodniejszych, prostszych i łatwiejszych do odbioru tekstów, ale jednakowoż bardzo mi się podoba. Może to kwestia zagrania na nucie fantastycznej, którą bardzo lubię. Przyznam szczerze, że mam takie wrażenie, jakoby mój gust był jednym z najmniej wymagających wśród czytelniczej braci NE, gdy czytam komentarze i niektóre uwagi wobec przeróżnych tekstów. Jak dla mnie jednak liczy się najbardziej to, że czytam to opowiadanko z wielką przyjemnością, Autor (co wiadomo nie od dziś) pisze swobodnie, także treść mnie mocno zadowala, nie umiem więc postawić innej oceny niż maksymalna.
Pozdrawiam.
SP

Leave a Comment