To nie ma nic wspólnego z miłością (Marcin Mielcarek)  4.9/5 (13)

TRYB CZYTELNICZY
9 min. czytania

J. Nilsson Photo, „LR#-5889”, CC BY-SA 2.0

Wysiadł z taksówki i udał się prosto do bramy. Wiedział gdzie znajduje się skrytka na klucze, więc podniósł duży kamień pod niewysokim cyprysem i otworzył nimi furtkę. Wieczór był przyjemny, ciepły i niemal bezwietrzny, w powietrzu wisiał słodki zapach kwiatów, dochodzący zapewne z wielkiego ogrodu na tyłach domu. Przeszedł wyłożoną ozdobną kostką ścieżką i stanął pod drzwiami.

Nie zdążył nawet użyć dzwonka, a otworzyła mu w szlafroku, w dłoni trzymała kieliszek wina. To było ich piąte spotkanie w takim formacie, wcześniej korespondowali ze sobą mailowo i telefonicznie, trwało to chyba ze dwa miesiące. Potem wystarczyły tylko trzy wyjścia na miasto. W końcu zaprosiła go do siebie, do swojego wielkiego domu na przedmieściach. Z początku ich relacja miała charakter koleżeński, dużo rozmawiali, głównie wymieniali się spostrzeżeniami na temat literatury, muzyki, polityki i ogólnie – świata. To ona go znalazła, odezwała się do niego po przeczytaniu jakiegoś opowiadania w czasopiśmie literackim, w którym sama czasami gościła ze swoimi wierszami.

– W pewnym sensie traktuję je jako dobrą zabawę – powiedziała raz na ich temat, chyba kiedy po raz pierwszy widzieli się na żywo.

– Ich tematyka za wesoła nie jest – stwierdził wtedy.

– To forma oczyszczenia, wiesz? Rozumiesz, tak jak organizm pozbywa się toksyn, na przykład przez skórę czy układ moczowy, tak ja pozbywam się mojej Lype za pomocą poezji – wydeklamowała coś podobnymi słowami.

Na pewno zaś zapamiętał, co mówiła na ich drugim wyjściu. Byli wtedy w dobrym lokalu położonym przy promenadzie, siedzieli na zewnątrz, prawdziwe drewno na blacie miało przyjemną pod palcami fakturę, krzesła skrzypiały przyjemnie i były miękkie i wygodne, a pomarańczowe od ognia i lamp nocne powietrze, wydawało się mieć w sobie coś z przyjemności oglądania galopujących po trawiastej równinie koni. Zapamiętał jej słowa, bo to właśnie wtedy powiedziała, że nie szuka w nim kochanka.

– Do tego potrzebne są silne uczucia – przyznał jej rację.

– Seks? – zakpiła. – To nie ma nic wspólnego z miłością.

Teraz, z perspektywy czasu, jej poważny ton i kamienna twarz, wydawały się po prostu naiwne.

Przeszli z korytarza do salonu. W kominku trzaskał ogień i zawsze go to fascynowało. Przypominało mu ogniska z lat dzieciństwa, nocne siedzenie przy płomieniach w towarzystwie rodziny. Od wieków mieszkał już w mieście i brakowało mu czegoś takiego jak prymitywna siła i blask żywiołu. W tle, z głośników rozmieszczonych po całym domu – jej mąż był audiofilem – przygrywała muzyka klasyczna, chyba Maurice Ravel, a przynajmniej tak mu się wydawało, bo zanim ją poznał, nie miał głowy do tych wszystkich kompozytorów.

Przyniosła kieliszek wina dla niego, a potem oznajmiła swoim delikatnym, aksamitnym niczym płatek orchidei głosem:

– Poczekaj, miałam ogolić nogi, ale zapomniałam to zrobić. Zaczekasz, proszę, chwilę w salonie?

Zaproponował, że to on ogoli jej nogi.

– Naprawdę? – spytała zdziwiona.

– Tak, to przecież żaden problem – odparł. – Kiedy Ada była w ciąży, robiłem to za każdym razem. Właściwie tego nienawidziła.

– Dlaczego? Byłeś mało delikatny?

– Nie, to nie to. Chodziło chyba o jej ego, to znaczy godność. Uwłaczało jej to, że sama nie mogła tego zrobić. Rozumiesz, Ada pracuje w pewnej korporacji, to znaczy pracowała, na stanowisku młodszego kierownika, bo teraz jest na macierzyńskim i kwestia jej dalszej kariery jest niepewna. Zawsze przejawiała ambicje. Jest do przesady samodzielna. Nie lubi się mną wyręczać.

Napuściła wody do wanny i zrzuciła szlafrok. Weszła do środka, wcześniej sprawdzając czy woda jest odpowiednio gorąca. On przez chwilę mógł podziwiać jej ciało – piersi, brzuch, pośladki. Chociaż nie raz widział je już wcześniej, nie raz studiował dokładnie, nadal go fascynowała. W końcu położyła się, ale tak aby nie zamoczyć głowy. Gęsta piana na powierzchni ukrywała teraz jej ciało.

Podwinął rękawy i wziął się do pracy. Wyciągnęła wysoko najpierw lewą, a potem prawą nogę. Namaczał jej skórę wodą z pianą, robił to z nieprzyzwoitą nabożnością, przejeżdżał delikatnie maszynką. Jej łydki zaróżowiły się od temperatury wody.

– Muszę przyznać, że masz wprawę – oznajmiła, patrząc na to, jak ostrza jeżdżą po jej skórze.

– Wspominałem już, że podobają mi się twoje nogi?

– Mówiłeś.

– Masz smukłe łydki.

Pocałował jedną z nich, bardzo czule złożył na jej skórze swoje wilgotne wargi, a ona zaśmiała się niczym podlotek.

– Łydki ładne, ale za to mam grube uda – powiedziała. – Moja matka mówiła, że to od bułek, którymi się za dzieciaka zajadałam. Ciągle powtarzała, że od tych białych bułek będę miała grube nogi.

– To bzdura.

– Oczywiście, że bzdura. Była to pewna kwestia wyparcia, przerzucenia własnych mankamentów na mnie, bo ona posiadała takie uda, że mogłaby cię nimi udusić.

– Na pewno zgodziłbym się, gdybyś to ty chciała zrobić to swoimi.

Kiedy skończył golić jej nogi, posiedzieli jeszcze jakiś czas w łazience. Ona kazała mu dolać sobie wina. On pił bardzo mało. Muzyka fortepianu wkradała się przez niedomknięte drzwi. Spuścili wodę w wannie i napełnili ją jeszcze raz. Oboje z przejęciem wyszukiwali małych włosków tonących w odmętach odpływu. Wydawało się to dziwnie satysfakcjonującym zajęciem.

– To ohydne – oznajmiła w końcu, przerywając błogi stan spokoju.

– Nie wiem, co w tym ohydnego.

– Te wydzieliny, włosy, martwy naskórek, paznokcie. Ludzkie ciało jest czasami ohydne.

– Nie twoje.

– Tylko tak mówisz.

– Słowa są przecież ważne.

– Słowa to tylko słowa.

Podczas kąpieli pozwoliła mu się dotykać. Całowali się oszczędnie i kiedy jego palce powędrowały między jej uda, zamruczała niczym kotka. Lubiła kiedy ją dotykał, wiedział już, jak powinien to robić. Niespiesznie, zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Sama łechtaczka, bez penetrowania. W kilka minut doprowadził ją do orgazmu. Uwielbiał patrzeć, kiedy szczytowała. Zamknięte oczy, zaciśnięte usta i ten jęk zachwytu. Miała piękną twarz, śliczny zadarty nos, pieprzyk na policzku. Czasami wyobrażał ją sobie jako młodą dziewczynę. Musiała być wtedy nieziemska, to znaczy poza jakimkolwiek zasięgiem. Nigdy nie poznał jej męża, ale zawsze nurtowało go, jaki był. Facet zdolny do zdobycia takiej kobiety. Od piętnastu lat razem. Wiedział jedynie, że był i jest bardzo bogaty. Czy pieniądze naprawdę stanowiły o istocie rzeczy?

Ona jakby czytając mu w myślach powiedziała:

– Wojciech jest teraz w Chinach. Chyba nawet w Pekinie. Dobija pewnie targu z samym Xi Jinpingiem. Niedługo nasz rynek zaleje tani chiński olej. Będziemy smażyć schabowe na tłuszczu z Państwa Środka. Słowiańsko-azjatycka kuchnia. Co ty na taki miks kulturowy?

– Zawsze wolałem schabowe na smalcu. Babciny przepis, jadłaś chyba kiedyś coś takiego?

– Przecież wychowałam się w PGR-ze.

Wrócili do otwartej kuchni, to znaczy ogromnego pomieszczenia połączonego z salonem. Blaty wykonane były z marmuru. Ich biel raziła swoim połyskiem w wieczornym słońcu wpadającym przez szklaną ścianę, wychodzącą na ogród. Otworzyli sobie butelkę przedniego wina, zagranicznego. Nigdy nie zapytał, czemu pije tyle wina, domyślał się oczywiście, że w jakiś sposób pomagało jej to funkcjonować na co dzień. On sam też pewnie potrzebowałby jakiegokolwiek wsparcia, siedząc w tak wielkim, pustym domu.

– To wino Wojciech przywiózł chyba z Portugalii, z samej Lizbony – powiedziała.

– Całkiem dobre.

– To śmieszne.

– Co jest śmieszne?

– Że opowiadam ci o tym wszystkim, o tym całym szerokim świecie, jaki mój mąż widział, kiedy sama najdalej byłam w Czechach. Gdzie swoja drogą wcale mi się nie podobało.

– Masz awersję do ludzi. Do podróżowania. Mówiłaś.

– Tak, mam awersję do świata.

Usiedli przed ogromnym telewizorem i włączyli serial. Mieli wspólny serial, oglądali go tylko będąc razem. Popijali wino, a on robił masaż jej stóp. Kciukami jeździł i naciskał podeszwy, zajmował się palcami, a ona syczała i jęczała z rozkoszy.

– Wiesz, że Wojtek nigdy mnie nie masował? – powiedziała.

– Naprawdę? – spytał zaskoczony.

– Tak. Kiedy raz go o to poprosiłam, powiedział mi, że wykupi mi tygodniowy pobyt w SPA. Nie rozumiał tego, że chcę, aby zrobił to osobiście. Wszelkie sprawy i problemy rozwiązywał przy pomocy pieniędzy. Zawsze tak było. Nie wymienił w tym domu własnoręcznie chyba nawet żarówki.

– Pieniądze rozleniwiają ludzi.

– Pieniądze czynią ich bogami.

Kiedy odcinek serialu dobiegał końca, zaproponowała, że mogą pójść do sypialni. Miała ogromne łóżko, wcześniej nawet nie wyobrażał sobie, że łóżko może być aż tak obszerne. Z całą pewnością nie zmieściłoby się do jego sypialni w bloku.

Siedział teraz na jej udach i masował plecy. Oboje byli już nadzy.

– Codziennie mijam na ulicy osobników z ludzką twarzą, których jedynym egzystencjalnym celem jest zabieranie tlenu innym – oznajmiła, wzdychając, kiedy naciskał na odpowiednie kręgi. – Świat jest przeludniony, ale piąta rewolucja przemysłowa to zmieni. Słabo wykwalifikowanych robotników zastąpią autonomiczne roboty, które nie potrzebują praw pracowniczych, ubezpieczeń zdrowotnych, urlopów, pensji, premii. Pytanie jest więc następujące. Czy jako wysoko rozwinięte społeczeństwo, jako cywilizacja, potrzebujemy wegetujących osobników, pozamykanych w swoich dusznych, betonowych klatkach?

– Okropna wizja.

– Kwestia nastawienia, punktu siedzenia. A co byś powiedział na nieśmiertelność? Pewnie cię już o to pytałam, ale bardzo mnie to nurtuje. Na przykład twoją jaźń wgraną do sieci. Co ty na to?

– To nie byłbym ja.

– Ja uważam inaczej.

– Ale przecież wtedy nie mógłbym cię dotykać. Ciało też jest ważne.

– Tylko pod względem seksualnym. Dzisiejsze nowoczesne społeczeństwo jest w fazie przejściowej, ale na bardzo dobrej drodze do uniwersalizmu.

– A skręt w prawo?

– Jaki skręt w prawo?

– Trump i Stany, Milei w Argentynie i tak dalej.

– Chodzi ci o obecne polityczne nastroje? To jest ostatnia łabędzia nuta. Agonalna reakcja, pośmiertne drgawki. Dziwne właściwie byłoby, gdyby coś takiego nie wystąpiło. Zresztą, jakie to ma znaczenie? Karty już dawno zostały rozdane, nieliczni oczywiście to rozumieją, a większość nie ma nawet bladego pojęcia, co jest grane.

– A co z ludzkim duchem?

– Zabawny jesteś. Czasami taki naiwny. To słodkie.

W końcu poprosiła go, by ją pocałował. To znaczy, tak mówiła w kontekście minety. Takie słowo chyba nie przeszłoby przez jej dystyngowane usta. Przewróciła się na plecy, a on zajął się całą resztą. Z początku pieścił jej piersi, do których miał ogromną słabość. Rzadko kiedy kobiety w Polsce miały brązowe, naprawdę ciemne brodawki. Mówiła, że to kwestia genów – część jej rodziny pochodziła ponoć od Tatarów. Łaskotał ją po miękkiej skórze brzucha, całował i dmuchał w pępek, pieścił po chłodnych udach, kiedy ona wydawała z siebie zadowolone okrzyki. W końcu zajął się jej łechtaczką. Wplotła mu palce we włosy i bez słów prowadziła go, instruowała. Pozwoliła mu zająć się sobą dwukrotnie, pierwszy raz przyszedł szybko, na drugi musieli chwilę poczekać.

– Jesteś taki dobry – powiedziała, kiedy przytulił się do jej nagiej piersi.

– Dziękuję.

– No chodzi mi o to, co stało się przed chwilą. Mówię o tym, że jesteś dobrem, które mnie nagle spotkało. Zastanawiam się tylko, jak długo będzie jeszcze trwać. Chyba napiszę o tym wiersz.

– Przecież piszesz wiersze tylko o złych rzeczach.

– Wypadałoby dla odmiany pochwycić trochę promieni słońca i zniewolić je w zdaniach.

Potem przyszedł moment na który czekał cały tydzień, o którym myślał przez cały tydzień. Zapytała go, jak ma się nim zająć. Pozwalała mu na wszystko, co tylko chciał i z początku wykorzystał jej ciało bojąc się, że wypuści z garści skradzione złoto, ale szybko przestał być zachłanny. Poprosił, by położyła się na brzuchu. Chwilę napawał się widokiem uległego ciała, dotykał je, całował. W końcu usiadł na jej udach i frykcyjnymi ruchami doprowadził się do orgazmu między pulchnymi, miękkimi pośladkami. Nie doszło do żadnej penetracji, nie chciał tego, nie potrzebował właściwie. Nie dzisiaj. Nauczył się czerpać przyjemność z okruchów.

– Kiedy się zobaczymy? – zapytał, kiedy wychodził już z jej domu.

– Niedługo – powiedziała i pocałowała go na pożegnanie.

Taksówka czekała już za bramą. Wsiadł do niej i później jadąc, patrzył beznamiętnie przez okno. Niczego nie dostrzegał. Ulice, domy, ludzie, ptaki. Nie widział ich. Myślał tylko o następnym spotkaniu.

 

***

 

Kiedy wszedł do mieszkania, powitała go z dzieckiem na rękach. Pocałował ją i córkę, a potem poszedł do kuchni. Podgrzał sobie na kolację obiad, zrobiła jego ulubioną potrawę.

– Co tam u Michała? – spytała, wchodząc za nim. – Długo wam dzisiaj zeszło w tym barze.

– Po staremu, to znaczy nie najgorzej, wiesz jaki on jest – odparł. – Ma dylemat czy zmienić pracę.

– Chce zmienić pracę?

– Nie chce. Ale nie ma wyboru.

Spojrzał na swoją żonę i uśmiechnął się. Lubił na nią patrzeć, mimo wszystko naprawdę to lubił. Czuł wtedy spokój, jego duszę ogarniało ciepło. Byli małżeństwem od dwóch lat, znali się od czterech. Nigdy nie sądził, że będzie robił to, co robi. Ada nigdy nie była w jego typie, to znaczy pod względem fizycznym nie pociągała go aż tak bardzo i oczywiście nie była to jej wina. Po prostu gustował w innym typie kobiet, do których Ada nie należała. Zrozumiał to dopiero niedawno, nigdy wcześniej takie sprawy nie zaprzątały mu głowy. Rzecz jasna nie sądził, że tak szybko stanie się to problemem. A raczej, że kiedykolwiek będzie to miało znaczenie.

Wziął od żony dziecko, uniósł je wysoko, pod sufit. Zaczął łaskotać ustami brzuch córki. Mała, różowa twarz zaczęła się śmiać.

– Uważaj na nią – powiedziała Ada.

Było to raczej automatyczne, bo przecież wiedziała, że nie zrobi jej krzywdy. Uważała go za dobrego ojca, za dobrego partnera. Chodził do pracy na poranne zmiany, ale i tak wstawał nocami do córki. Przebierał ją, karmił, bawił.

Kiedy oddał jej dziecko, stwierdziła przerażona:

– Kochanie, skaleczyłeś się.

Spojrzał na swoją dłoń. Faktycznie. Nie było to jakieś małe skaleczenie, a szeroko szrama na wierzchu dłoni. Wyglądająca jak pociągnięcie ostrym nożem. Rana wciąż świeża, z której ciekła krew.

– Nie mam pojęcia skąd się wzięła – powiedział autentycznie zaskoczony.

Poszedł do łazienki i włożył dłoń pod strumień zimnej wody. Rozcięcie szczypało go nieprzyjemnie. Nie patrzył w tym czasie na siebie w lustrze. Nie potrafił.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tags:
Blog Comments

Po kilku bardzo mrocznych opowiadaniach Marcina przyszedł czas na promyk nadziei, nieco rozjaśniający ciemności. Nie, wciąż nie jest to klasyczna, romantyczna bajka jak z Disneya, ale tego chyba nikt się po Autorze nie spodziewał 🙂 Tym niemniej, bohater nie szoruje po dnie ludzkiej egzystencji, nurzając się w nałogach i ryzykownych zachowaniach. Wręcz przeciwnie: na pierwszy rzut oka jest wręcz pokazowo poukładany, ma fajne życie i wydawałoby się, świetlaną przyszłość przed sobą. A jednak czegoś mu brakuje i ta deprywacja motywuje go do opisanych w tekście działań. Jego kochanka również nie okazuje się zagubioną życiowo patuską – wręcz przeciwnie, oferuje raczej rzut oka w umysłowość zblazowanych luksusem elit fantazjujących już o świecie jutra. Jak zwykle nie obędzie się bez filozoficznych przemyśleń i czasem dość zaskakujących nawiązań. Co wychodzi z tego miksu smaków i motywów? Naprawdę dobra lektura, którą z całego serca polecam.

Pozdrawiam
M.A.

Nic dodać, nic ująć.

Czytałam gdzieś, że pierwsze parę lat po urodzinach dziecka to moment wysokiego ryzyka zdrady ze strony ojca. Jego partnerka jest zaabsorbowana niemowlęciem i często nie ma ochoty ani sił na seks, a facecie te potrzeby nie ustają.

Tu jednak wydaje się, że problem leży głębiej. Narrator w swoim ułożonym życiu nie dostaje czegoś więcej, niż tylko seksu. Jego zaspokojenie jest na ostatnim miejscu. Sam nazywa to czerpaniem przyjemności z okruchów. Co takiego znajduje więc u kochanki, czego brakuje mu u Ady? Intelektualnej podniety? Upajającego smaku owocu zakazanego?

No i ta szrama na końcu, nie wiadomo skąd pochodząca. Kara za nieszczerość? Chyba tak ją bohater odbiera, nie mogąc sobie w łazience spojrzeć w oczy w lustrze.

Też o tym czytałem, ale tak jak słusznie zauważasz problem jest głębszy. Trochę trudny do określenia, nienamacalny.

Szanowni Czytelnicy NE,

Teraz już mi nikt nie zarzuci, że nie potrafię ładnie pisać. 😉

Ładnie piszesz zawsze. Pozytywnie? Niekoniecznie, nawet w tym opowiadaniu jest mnóstwo znaków zapytania 🙂

Dobre teksty zostawiają po sobie coś. Na przykład zapytania. Dzięki.

Interesująca jest dynamika między kochankami, ich, że tak się wyrażę, rachunek rozkoszy. Ona szczytuje dwukrotnie, po jego pieczołowitych zabiegach. On tylko raz, nawet nie przez penetrację, a ocieranie się o jej ciało. Widać, że to ona rządzi niepodzielnie w tym związku, ustala, co będą robić (kąpiel, serial między orgazmami) i kiedy łaskawie udostępni mu swoje ciało. Bohater jest pasywny, godzi się na to, co dostaje, a nawet gdy ma wolną rękę, zadowala się okruchami.

Oboje żyją w związkach, z których na jakimś etapie wyparowała miłość, a pewnie jeszcze wcześniej namiętność. Wcale nie uważam tego opowiadania za pogodne. Traktuje o substytutach, nieszczerości, zabawie na boku, która ma ubarwić szare, pozbawione radości życie, podobnie jak pseudointelektualne dywagacje o świecie jutra i fantazje o eksterminacji 'wegetujących osobników pozamykanych w dusznych betonowych klatkach.

Nawiasem mówiąc, bohater opowiadania też zalicza się do tej grupy, mieszka w bloku z żoną i dzieckiem. Ta durna golddigerka nawet nie zdaje sobie sprawy, że tym monologiem obraża również jego. Albo zdaje sobie sprawę, tylko nic jej to nie obchodzi.

Nie, to wcale nie jest pogodny tekst.

Pogodny nie, ale ładny, bo bez słownych ekscesów. Dzięki za komentarz!

Korekta przepuściła sporo błędów:

'To tego potrzebne są silne uczucia – przyznał jej rację.”
„Wydawały się to po prostu naiwne.”
Brak przecinków: „Kiedy skończył golić jej nogi posiedzieli jeszcze jakiś czas w łazience.”
„Kiedy odcinek serialu dobiegał końca zaproponowała, że mogą pójść do sypialni”

Zgadzam się z Velaya, to opowiadanie nie jest pogodne ani optymistyczne. Nie ma w nim brudu, wymiotów, kaca i biedy, ale… Bohaterka wydaje się być pretensjonalną, przekonaną o własnej wyjątkowości kobietą, która zabija czas i nudę znajomością z wyraźnie zafascynowanym nią facetem. Korzysta z uprzywilejowanej pozycji, której „dorobiła się” poślubiając bogatego człowieka. Nie wzbudza sympatii, raczej żal, żyje w złotej klatce, która zdaje się jej nie przeszkadzać. Czym się różni ta złota od betonowej? Tym, że ma marmurowe blaty?
Facet to kompletny idiota, zadurzony w kimś, kto dla niego jest nieosiągalny. Fizycznie i pod względem majątku to „nie jego liga”, więc cieszy się z każdego obcowania z bóstwem. Może nawet wie, że jest wykorzystywany, ale mu to nie przeszkadza, bo inaczej nie dostąpiły zaszczytu dotykania i rozmawiania z taką kobietą.
Oboje są równie żałośni w swoich staraniach, żeby zapchać czymś pustkę emocjonalną i utrzymać pozory szczęśliwego życia.
Lubię, jak autor pisze, mimo wspomnianych na początku usterek w stylistyce. Moja analiza jest tego najlepszym dowodem:) pozdrawiam

Korekta przyjmuje krytykę i bije się w piersi (jednocześnie drugą ręką wprowadzając szybko poprawki).

A z Twoimi ocenami bohaterów zasadniczo się zgadzam, może bardziej w przypadku kobiety. Myślę, że narrator nie jest takim kompletnym idiotą, jest po prostu słaby i uległ fascynacji niewłaściwą osobą. Któż z nas nie ma w swojej historii takich epizodów? Oczywiście w jego wypadku stawka jest wysoka: ryzykuje rozwalenie tej rodziny, którą udało mu się zbudować. Pytanie, czy w ogóle dostrzega w niej jakąś wartość. Chyba jednak tak, bo w końcu, w łazience dopadają go wyrzuty sumienia, co dowodzi, że nie jest kompletnym egoistą.

Pozdrawiam
M.A.

Nigdy nie miałam zbyt wiele szacunku do facetów, którzy zdradzają żony. Uległ fascynacji i tyle. To go nie tłumaczy.
Owszem, takie zachowanie jest bardzo ludzkie i zdarza się często. Ale nie jesteśmy zwierzętami i mamy możliwość wyboru, czy podążamy za zauroczeniem, czy nie.
Pozdrawiam 🙂

„Nigdy nie miałam zbyt wiele szacunku do facetów, którzy zdradzają żony”.
A do żon zdradzających mężów? Bo przecież po tej drugiej stronie tak jest.

Przecinki nigdy nie były moją mocną stroną.

Jja bym jednak chciał zrozumieć, skąd ta szrama. I jak się ma „strzelby Czechowa”.

Ja raczej się strzelbą Czechowa nigdy nie przejmowałem, a jeżeli już – to intuicyjnie. Szrama to fizyczna manifestacja jego sumienia. Pozdrawiam!

No i cała tajemnica tego elementu fabularnego wyjawiona!

Myślę, że czasem lepiej pozostawić pewne sprawy domysłom 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Zgadzam się 🙂 Ja nawet miałam podejrzenia, czy nie skaleczył się w czasie golenia jej nóg!

To byłoby jedyne logiczne wytłumaczenie. No, ale jego pretensjonalna kochanka z pewnością zauważyłaby podczas oglądania serialu, że kala krwią jej kanapę 🙂

Mogłem się nie odzywać. Przynajmniej tekst wzbudza cokolwiek ;O

Wyjątkowo dobre opowiadanie w swojej kategorii (o zdradzie) – pokazuje zarówno blaski jak i cienie okłamywania najbliższych. Bo ze zdradą jest jak z alkoholem. Najpierw upaja, ale w końcu zawsze dogania człowieka podły kac.

Trochę smutne. Dwoje ludzi, którzy swoje najlepsze lata mają za sobą. I mają tego świadomość, a także świadomość nietrafionych (wystygłych?) związków małżeńskich, że teraz tylko schodami w dół… Jednak chcą jeszcze, póki okazja, skorzystać z promieni Słońca chylącego się ku zachodowi. Przynajmniej ja tak odbieram to opowiadanie.

„Karty już dawno zostały rozdane, nieliczni oczywiście to rozumieją, a większość nie ma nawet bladego pojęcia, co jest grane”.
Akurat z tym trudno się nie zgodzić 🙁

Najlepsze lata za sobą? Odniosłem wrażenie, że przynajmniej narrator jest stosunkowo młodym człowiekiem, zresztą, jego kochanka, choć wydaje się nieco starsza, to pewnie nie więcej niż 10 lat.

Pozdrawiam
M.A.

Leave a Comment