Przeklęty – Rozdział 3 (Marigold)  4.94/5 (16)

18 min. czytania

Ferdinand Victor Eugene Delacroix, „Pożegnanie Romea i Julii”

Rozdział 3

Rok 1561, sierpień; dwór Elżbiety Tudor, królowej Anglii

Arlene od ponad roku przebywała na dworze królowej Anglii, Elżbiety. Pod jej okiem monarchini szkoliła się w łucznictwie, szermierce i posługiwaniu się muszkietem. Wielu dworzan niechętnie patrzyło na te lekcje, ale Elżbietę niewiele to obchodziło. Uwielbiała je i nie zamierzała z nich rezygnować. Niektórzy obawiali się wpływu, jaki ma na królową Arlene – a właściwie Aileen, bo takim imieniem się przedstawiała. Była zagadkową osobą, co niepokoiło doradców Elżbiety. Pomimo przyjaźni, jaka łączyła ją z królową, Arlene wiedziała, że jej czas na dworze dobiega końca. Zbyt mocno zaczęto interesować się jej przeszłością, co nie było dla niej bezpieczne, jednak zwlekała z odejściem.

Pierwszy raz od czterystu lat osiadła gdzieś na dłużej. Była już zmęczona wieczną tułaczką, dlatego postanowiła pobyć w jednym miejscu tak długo, jak się da. Wiedziała, że Kaidan i jego towarzysze przebywają w Szkocji i służą królowej Marii. Arlene miała tam zaufanych ludzi, którzy informowali ją dyskretnie o poczynaniach ukochanego. Po wiekach ciągłego bycia w drodze i udawania nastoletniego chłopca ponownie mogła stać się kobietą. Zapuściła włosy, które spływały kasztanową kaskadą na plecy i chodziła w pięknych sukniach. Niestety, ale jej uroda i inteligencja, a także aura tajemniczości, która ją otaczała, przyciągały rzesze mężczyzn, zwłaszcza tych cieszących się sławą uwodzicieli i hulaków. Arlene jednak traktowała ich chłodno. A im bardziej trzymała adoratorów na dystans, tym większe zainteresowanie wzbudzała – i to był jeden z powodów, dla którego musiała odejść.

Nim jednak opuści dwór, zamierzała cieszyć się towarzystwem królowej i dzisiejszym balem, który został zorganizowany z okazji jej dwudziestych ósmych urodzin. Na przyjęciu był obecny także Kaidan i jego dwaj zagadkowi przyjaciele: Brann i Odhan. Przybyli w imieniu Marii Stuart, królowej Szkotów. Mimo że nie znosiła Elżbiety, dążyła do spotkania z nią, by przy jej pomocy umocnić swą władzę w mocno skonfliktowanym kraju. Nie wszystkie bowiem klany sprzyjały Marii.

Przyjęcie rozpoczęło się od uroczystej kolacji z udziałem najznamienitszych gości, którzy zawitali do zamku na specjalne zaproszenie Elżbiety. Po wystawnej uczcie i otwarciu balu królowa udała się do swoich komnat. Arlene wiedziała, dlaczego Elżbieta tak szybko opuściła biesiadników. Towarzyszyła monarchini, kiedy John Dee – nadworny mag, uczony i najbliższy doradca Elżbiety – ostrzegał ją, że dzisiejszy wieczór upłynie pod znakiem niepokojącego układu ciał niebieskich. Według Johna to była zła wróżba i najlepiej, gdyby królowa nie pokazywała się w tym czasie publicznie. Elżbieta kategorycznie się temu sprzeciwiła, ale obiecała, że opuści towarzystwo, gdy tylko będzie mogła. I tak się stało. Reszta gości mogła bawić się do białego rana. Wielkie drzwi wychodzące na ogród otwarto szeroko, by wpuścić letnie powietrze i umożliwić gościom spacer w romantycznej scenerii pięknie oświetlonego ogrodu.

Arlene skwapliwie skorzystała z tej okazji. Kiedy jej towarzysz dostał pilną wiadomość i opuścił Arlene w pośpiechu, wymknęła się do ogrodu. Nogi same niosły ją w miejsce, gdzie stała urocza altanka z dużą, misternie zdobioną ławeczką pośrodku. Noc była spokojna, niezwykle ciepła jak na końcówkę lata w Anglii. Arlene zanurzyła się w przyjemną czerń. Ostrożnie usiadła na poduchach wyścielających ławkę i wystawiła twarz w kierunku księżyca w pełni, który świecił jasno. Arlene, pomna słów Johna Dee, patrzyła na nocne niebo, chcąc wypatrzeć te dziwne ciała niebieskie, o których mówił mag. Tymczasem księżyc świecił jak zawsze, rzucając wokół srebrny blask.

Czuły uśmiech pojawił się na ustach kobiety, kiedy przypomniała sobie dzisiejsze spotkanie ukochanego. Nie widziała go ponad rok. Tęskniła za nim rozpaczliwie, ale dla własnego dobra musiała się odseparować od Kaidana. Zbyt dużo bólu kosztowało ją ciągłe bycie tak blisko niego. Ciężko westchnęła. Droga, jaka ją jeszcze czekała, była długa i mroczna.

Niespodziewanie na jej splecione dłonie padł czerwony cień. Wystraszona Arlene poderwała głowę i spojrzała na księżyc. To, co zobaczyła, przeraziło ją. Srebrna kula zniknęła. Przeszedł ją dreszcz, gdy patrzyła na to dziwne zjawisko. Przyszła jej na myśl krew. Tak, księżyc wyglądał, jakby był zalany krwią. Ogarnął ją lęk. John Dee ostrzegał, że dzisiaj może wydarzyć się coś groźnego. Rozejrzała się wokół, otaczała ją nienaturalna cisza. Wydawało się, jakby przyroda wstrzymała oddech w oczekiwaniu na coś niezwykłego.

Arlene już chciała się zerwać z miejsca i biegiem ruszyć do zamku, kiedy czerwień zniknęła, a księżyc znowu rzucał jasne światło. Odetchnęła głęboko. Nawet nie zdała sobie sprawy, że przez cały czas trwania tego dziwnego zjawiska nie oddychała. Ulga, jaką poczuła, sprawiła, że opadła bez sił na oparcie ławki. Wszystko wróciło do normy, nawet przyroda podjęła swój nocny koncert. Miała wrażenie, jakby to wszystko tylko jej się przywidziało. Oparła głowę o ławkę i przymknęła oczy, by uspokoić rozszalałe serce.

Nagle w niedużej odległości usłyszała delikatny szelest. Zza wielkiego drzewa wyłonił się mężczyzna. Mimo nocnej pory, rozświetlanej tylko gdzieniegdzie pochodniami i promieniami pełni, twarz przybysza była doskonale widoczna. W świetle księżyca oczy nieznajomego lśniły niepokojąco. Jego spojrzenie hipnotyzowało. Serce Arlene zaczęło bić niebezpiecznie szybko, a w głowie zawirowało. Bała się, że pierwszy raz w życiu zemdleje. Lodowatymi dłońmi dotknęła wyschniętych ust.

„Jak to możliwe?” – to pytanie dudniło w jej głowie. „Co się dzieje?” Desperacko rozejrzała się wokół, ale nikogo nie było. Poza nim.

– Kaidan – szepnęła.

*

Kaidan stał w cieniu rozłożystego drzewa, by odpocząć od dworskich intryg, sztucznych uśmiechów, obietnic bez pokrycia, kłamstwa i fałszu. Noc kusiła spokojem i możliwością ukrycia się, chociaż na chwilę, więc wyszedł, by pobyć w samotności. Zastanawiał się, jak sprawić, żeby Elżbieta zgodziła się na spotkanie z Marią. Nienawidził tych dyplomatycznych sztuczek, uśmiechania się i przytakiwania, kiedy wiadomo było, że rozmówca, gdyby tylko mógł, najchętniej wbiłby nóż w plecy. Na swoje nieszczęście Kaidan był bardzo dobry w te salonowe gierki. Królowa Maria doskonale o tym wiedziała i dlatego to jemu powierzyła misję przeciągnięcia Elżbiety na swoją stronę.

Gdy mężczyzna analizował plan postępowania z królową Anglii, jego uwagę zwróciła nagła cisza. Wszystko umilkło w przestrachu. Kaidan spojrzał na księżyc i zamiast srebrnej poświaty zobaczył czerwoną, budzącą grozę kulę. Poczuł lęk – uczucie, o którego istnieniu dawno już zapomniał. Zafascynowany spoglądał w niebo, nie mogąc oderwać wzroku od oblanego krwią księżyca. Wisiał nisko nad ziemią, emanując groźnym pięknem. Czuł, jak drzewa wokół, nocne zwierzęta i owady pulsują wspólnym rytmem, spływającym z tej wielkiej kuli zalegającej na nocnym niebie. Nie wiedział, jak długo to wszystko trwało, gdy czerwień znikła, a przyroda na powrót ożyła.

Poruszony tym, co widział, Kaidan postanowił wrócić do zamku, gdy jego oczom ukazała się kobieta. Siedziała na ławeczce w uroczej altance otoczonej różami. Miała zamknięte oczy i wyglądała, jakby spała. Nie wiedział, skąd się tu wzięła. Musiała przyjść, kiedy jego uwagę przyciągnął księżyc. Sprawiała wrażenie nocnej wróżki, w pięknej, bladoniebieskiej sukni z granatowymi wstawkami. Krój sukni, zdobienia i użyte materiały wskazywały na osobę bardzo zamożną. Pomyślał, że nieznajoma jest zapewne gościem na dworze Elżbiety i bierze udział w dzisiejszej kolacji. Wielce zaintrygowany przyglądał się kobiecie. Nie zauważył jej wcześniej, bo gdyby tak było, nigdy by jej nie zapomniał. Jej uroda zapierała dech w piersiach. Szczupła twarz, z wysoko zarysowanymi kośćmi policzkowymi, różowymi ustami, które kusiły swym kształtem. Długie włosy koloru dojrzałych kasztanów opadały na plecy. Suknia z delikatnymi zdobieniami wspaniale podkreślała jej sylwetkę, wąską talię, pełne piersi i łabędzią szyję. Kaidan wstrzymał oddech z wrażenia. Poświata księżyca dodawała jej czaru. Musiał się poruszyć, bo kobieta wyprostowała się gwałtownie i z ręką na piersi zwróciła twarz w jego stronę. Widział, jak pobladła i wciągnęła głęboko powietrze. Jej oczy zrobiły się jeszcze większe ze zdziwienia, a usta utworzyły idealne „o”. Wyszedł z cienia. Przerażenie nieznajomej wzrosło. Dłoń zaciśniętą w pięść podniosła do ust, jakby chciała powstrzymać okrzyk.

– Nie musi się mnie pani bać – powiedział neutralnym głosem, starając się uspokoić kobietę.

Nie chciał, żeby uciekła z krzykiem. Pragnął się dowiedzieć, kim jest.

– Jest pani całkowicie bezpieczna, chociaż muszę dodać, że samotny spacer po ogrodzie, oddalonym od murów zamku, nie jest zbyt mądrym pomysłem.

Arlene wciąż w szoku, że Kaidan jest tak blisko, wręcz na wyciągnięcie ręki, nie mogła wykrztusić z siebie słowa. Gapiła się na niego, nie wierząc, że to wszystko dzieje się naprawdę. Czyżby Dee miał rację, że dzisiejsza noc będzie pełna magicznych zjawisk? Że w jakiś sposób zaklęcie Nathairy straciło swą moc? Teraz nie ma to znaczenia, najważniejsze, że Kaidan, jej Kaidan, jest tu, obok niej, że ją widzi. Nic innego się nie liczy. Jeśli nawet ma to trwać tylko moment, nie ma to znaczenia.

Wstała i ruszyła w stronę ukochanego. W każdej chwili spodziewała się, że coś im zaraz przeszkodzi i cała ta sytuacja rozwieje się niczym dym. Jednak bez przeszkód podeszła tak blisko niego, że czuła emanujące od niego ciepło. Uniosła swą szczupłą dłoń i dotknęła jego policzka, czując pod dłonią lekki zarost. Musnęła jego szyję i tors, aż znalazła miejsce, gdzie biło serce. Pod palcami wyczuwała jego mocne, równe uderzenia.

„To się dzieje naprawdę!” – krzyczał głos w jej głowie.

– Kaidan… – szepnęła.

W jej głosie było całe spektrum emocji: tęsknota, żal, rozpacz, zaskoczenie, niedowierzanie, radość i w końcu miłość.

Mężczyzna stał oszołomiony i jednocześnie zafascynowany postępowaniem pięknej nieznajomej. Miała nad nim przewagę, bo wiedziała, kim on jest. Gdy go dotknęła, poczuł napięcie w całym ciele. Jej chłodna dłoń, sunąca najpierw po jego twarzy, a potem po piersi, zostawiała żywy ślad, który pulsował w rytm jego tętna. A gdy na niego spojrzała i z bliska ujrzał jej oczy, zielone niczym najbardziej soczysta trawa, zamarł. Z trudem przełknął ślinę. Podobny kolor i wyraz oczu miała Arlene. Jego kochana Arlene! Przez głowę przeleciała mu myśl, że widzi właśnie ją! Arlene! Ale ona nie żyje! Nie żyje!

– Co pani robi?

Zły, że kobieta obudziła w nim bolesne wspomnienia, odsunął ją brutalnie od siebie. Odwrócił się plecami, dając sobie trochę czasu na powrót do normalności po szoku, którego doznał.

– Przepraszam – kobieta przemówiła drżącym głosem. – Pomyliłam pana z kimś.

Arlene wpatrywała się w swoje dłonie, które splotła mocno, by powstrzymać ich dygotanie.

– W porządku. – Kaidan nie chciał drążyć tematu, chociaż doskonale pamiętał, że zwróciła się do niego po imieniu. Trochę już uspokojony, odwrócił się w jej stronę. – Odprowadzę panią do zamku. Sama nie jest tu pani bezpieczna.

Arlene wpatrywała się w niego z takim żalem i tęsknotą, że Kaidan, nie wiedząc do końca, co robi, podszedł do niej, ujął dłonią jej podbródek, delikatnie uniósł i pocałował. Ledwie musnął jej usta, ledwie posmakował, a jego ciało stanęło w płomieniach. Poczuł, jak krew buzuje mu w żyłach od namiętności, którą obudził ten niewinny pocałunek. Przyciągnął ją mocno do siebie, tak że nie wiadomo było, gdzie kończy się on, a zaczyna ona. Wpił się gorącymi ustami w jej wargi. Badał językiem jej wilgotne wnętrze. Ręce, do tej pory bierne, błądziły po jej ciele, rozkoszując się wspaniałymi kształtami. Jego usta wędrowały po smukłej szyi, pozostawiając rozkoszny znak.

Arlene nie mogła powstrzymać jęków rozkoszy. Tuliła się do ukochanego, jakby chciała, żeby wchłonął ją w siebie. W głowie jej eksplodowało od przeróżnych doznań. Nic się teraz nie liczyło poza jego ustami na jej szyi, jego rękami na jej ciele.

Nagle mężczyzna odsunął się od niej gwałtownie. Chrapliwie łapał powietrze, pierś unosiła się szybko. Kiedy doszedł do siebie, popatrzył na nią z ogniem w oczach, mimo to odezwał się spokojnym tonem, podając jej ramię:

– Może już pójdziemy?

Arlene, zamiast położyć dłoń na męskim przedramieniu, mocno chwyciła jego rękę i ruszyła w stronę zamku. Zdezorientowany Kaidan szedł za nią. Nie zwracali uwagi na piękno nocnego ogrodu, skąpanego w świetle księżyca i blasku rozmieszczonych pochodni. Kobieta, nie chcąc tracić ani chwili z danego im czasu, szła szybkim krokiem przed siebie. Zeszła z głównej alei w jedną z bocznych ścieżek. Zrobiło się ciemniej, ciszej, jakby znaleźli się w innym świecie. Zaintrygowany mężczyzna dał się prowadzić tej dziwnej istocie. Niedługo potem znaleźli się na tyłach zamku. Kaidan domyślił się, że są w części, gdzie znajdują się prywatne komnaty najbliższych dworzan Elżbiety. Jego domysły potwierdziły się, kiedy lekko uchylonymi, balkonowymi drzwiami weszli do sporego pokoju. W rogu, na małym stoliczku, stała zapalona świeczka. Pewnie służąca zostawiła ją dla swej pani. Zdołał jedynie dostrzec, że pokój jest bogato i komfortowo urządzony, kiedy całą jego uwagę na nowo przyciągnęła niezwykła kobieta stojąca przed nim.

– Jak masz w ogóle na imię? – odezwał się do niej ochrypłym głosem, nie spuszczając z niej swych szarych oczu.

Kobieta podeszła do niego powoli. Świdrowała go swoim niesamowitym spojrzeniem, tak podobnym do…

– Aileen – odpowiedziała cicho.

Bała się powiedzieć mu prawdę. Mógł jej nie uwierzyć albo – co gorsza – pomyśleć, że była w zmowie z Nathairą.

„Aileen…” – westchnął w duchu Kaidan – „Nie Arlene. Zapamiętaj to sobie”.

– Co tu… – zaczął mówić mężczyzna, ale kobieta nie pozwoliła mu dokończyć. Położyła palec na jego ustach, żeby zamilkł.

– Wiesz dobrze, po co cię tu przyprowadziłam.

Arlene nie spuszczała z niego wzroku pełnego grzesznych obietnic. Kaidan nie odpowiedział. Patrzył na nią, próbując wyczytać w jej ślicznej twarzy jakiś podstęp czy żart. Jedyne, co zobaczył, to zmysłowe zaproszenie.

– Chcę, żebyś się ze mną kochał, jakby świat miał się za chwilę skończyć. – Mówiąc to, zaczęła odpinać guziki sukni.

„To nie dzieje się naprawdę” – pomyślał Kaidan.

Mimo to wziął kobietę za rękę i podprowadził do łoża przykrytego kapą. Świeca w rogu pokoju dawała wystarczająco dużo światła, by mogli się widzieć, a on pragnął oglądać każdy, najmniejszy fragment jej ciała.

Arlene przeszył rozkoszny dreszcz, kiedy zauważyła, jak Kaidan na nią patrzy, jak pieści ją wzrokiem. Oczy mężczyzny pociemniały, gdy powoli rozchylająca się suknia odsłaniała coraz więcej mlecznobiałej skóry. Im mniej guzików zostało do odpięcia, tym ich oddechy coraz bardziej się rwały, a pożądanie pulsowało między nimi niepokojąco. Arlene czuła, jak jej piersi robią się pełniejsze, sutki twardnieją, zamieniając się w twarde kamyki. W końcu góra sukni opadła, odkrywając gorset. Kaidan kazał się kobiecie odwrócić i nie spiesząc się, zaczął go rozsznurowywać. Mimo że ręce mu się trzęsły, zdołał ją z niego uwolnić. Pomógł jej ściągnąć ciężką spódnicę i konstrukcję, na której się opierała, aż Arlene stanęła przed nim w samej koszulce.

Gdy na nią patrzył, z długimi, kasztanowymi włosami przerzuconymi przez jedno ramię, z zielonymi oczami, które obiecywały rozkosze, jakich dotąd nie przeżył, na pełne piersi, z wyraźnie zaznaczonymi sutkami, rysującymi się pod tkaniną, i smukłe nogi, które zaraz miały się dla niego rozchylić, odniósł wrażenie, że stoi przed nim istota z legend, czarodziejka.

Uniósł dłoń i palcem dotknął kącika jej oka, musnął policzek, potem obrysował nim usta, sunął wzdłuż krzywizny szyi, przejechał po obojczyku, następnie delikatnie popieścił pierś i trącił twardy guziczek. Słyszał niespokojny oddech kobiety, ale nie miał litości i w słodkiej torturze kierował się dalej. Musnął napięty brzuch i włożył palec między gorące uda. Powoli wepchnął go w miękkie loczki, okrywające jej płeć, i dalej do wnętrza, które buchało żarem i wilgocią. Arlene lekko westchnęła, zamknęła oczy i odchyliła głowę. Zmieniła się w dotyk, cała była tą wilgocią i gorącem, które pocierał. Jęknęła cicho, gdy kciukiem pogłaskał mały, napięty pączek u szczytu ud. Kaidan czuł, jak jego palce robią się coraz bardziej mokre od jej żądzy, gdy wysuwał je z niej delikatnie. Arlene mruknęła coś nieskładnie, nie chcąc, by przerywał. Mężczyzna zaśmiał się cicho.

– Spokojnie – szepnął – mamy czas.

Arlene, w burzy zmysłowych doznań, pomyślała, że jedyne, czego nie mają, to właśnie czas. Ale nic nie powiedziała, w pełni oddała się ukochanemu, pozwalając mu dyktować tempo ich miłosnego zespolenia.

Kaidan oderwał się na chwilę od partnerki, by pospiesznie ściągnąć z siebie ubranie. Chciał jak najszybciej, na swojej nagiej skórze, poczuć to cudowne kobiece ciało. Zdjął z niej koszulkę i rozkoszował się wspaniałym widokiem jej ślicznych kształtów. Stanął za nią, a dłonie położył na piersiach, które wręcz prosiły się o pieszczoty. Zaczął je delikatnie ugniatać, a spragnione dotyku szczyty pocierać. Arlene całym ciałem oparła się o Kaidana, bo bała się, że zaraz upadnie. Mężczyzna, nie przestając dotykać jej biustu, wodził ustami po aksamitnej szyi. Przejechał językiem po całej długości, wdychając odurzający zapach kobiety. Czuł, jak się pręży i napiera na jego dłonie, domagając się więcej pieszczot. Jej namiętna reakcja sprawiła, że jego członek był twardy jak stal. Nie mogąc dłużej wytrzymać tortur, obrócił Arlene twarzą do siebie i przywarł ustami do nabrzmiałych od pocałunków kobiecych ust. Języki złączyły się w gwałtownym pojedynku. Dłonie błądziły gorączkowo po nagich, spoconych ciałach. Rozgrzana skóra reagowała na każde, nawet najlżejsze muśnięcie. Kaidan ujął apetyczne pośladki kobiety i mocno je ścisnął, przyciągając do siebie.

Arlene jęczała w ekstazie, kiedy położył ją w końcu na łóżku i przylgnął ustami do piersi. Wygięła się w łuk, chcąc więcej i więcej. Język Kaidana lizał jeden sutek, podczas gdy dłonią mocno pieścił drugą uroczą półkulę. Wsunął udo między jej nogi, napierając ciałem na ciało. Temperatura tych miłosnych zapasów rosła z każdym ich oddechem, westchnieniem, dotykiem. Arlene bez żadnego skrępowania, wręcz bezwstydnie oddawała się ukochanemu. W każdy swój pocałunek czy pieszczotę wlewała całą miłość, tęsknotę i ból, jaki w sobie nosiła przez te czterysta lat. Kiedy oboje byli na skraju zmysłowego napięcia, Kaidan rozsunął jej uda i wszedł w nią jednym mocnym pchnięciem. Arlene objęła nogami biodra ukochanego, by być jeszcze bliżej niego, i poddała się rytmowi jego uderzeń. Mężczyzna na moment wstrzymał się od jakichkolwiek ruchów, wpatrując się w nią z takim uniesieniem, że Arlene poczuła, jak łzy napływają jej do oczu. Podczas tej jednej czarownej chwili zrozumiała, że nigdy się nie podda i będzie walczyć o ich miłość z samym diabłem. Kaidan podjął rytm i zaczął napierać na nią dziko, bez wytchnienia. Zauważył, że spojrzenie kobiety zachodzi mgłą rozkoszy, która zbliżała się nieubłaganie. Patrzył, jak wygięła się w łuk i z głośnym okrzykiem szczytuje. On sam pchnął jeszcze dwa razy i opadł na nią, czując rozlewający się po ciele orgazm. Zmęczony, ułożył głowę w zagłębieniu szyi Arlene. Serce biło mu tak mocno, jakby odbył pojedynek na śmierć i życie.

Po długich minutach Kaidan stoczył się z Arlene i położył z boku. Okrył ich kapą, a kobieta wtuliła się w niego z leciutkim westchnięciem. Mężczyzna nie wiedział, co powiedzieć. Wpatrywał się tylko w malowidła, które zdobiły sufit. Takiego spełnienia i rozluźnienia nie czuł od dawna. Nawet nie wiedział, kiedy zasnął.

Arlene przyglądała się ukochanemu, gdy był pogrążony w głębokim śnie. Oparta na łokciu, wodziła palcem po twarzy mężczyzny. Po prostym nosie, zmysłowych ustach, czarnych mocnych brwiach. Sen wygładził napięte rysy mężczyzny. Nie był już groźnym wojownikiem, ale pełnym uroku człowiekiem, z którym spędziła najszczęśliwsze chwile wieki temu. Pojedyncza łza pojawiła się w kąciku jej oka i spłynęła po policzku, by delikatnie opaść na twarz mężczyzny. To musiało go obudzić, bo otworzył oczy i napotkał jej zielone spojrzenie.

Arlene bez słowa odrzuciła kapę i odkryła Kaidana. Usiadła na nim okrakiem, pochyliła się i zaczęła go całować. Najpierw nieśmiało, a potem mocno i głęboko. Kiedy oderwała wargi od ust, zaczęła kąsać jego szyję. Kaidan jęknął przeciągle. Później zajęła się sutkami, brzuchem i w końcu jego męskością, która dumnie sterczała między nogami. Niezwykle dokładnie badała ją, pieściła i lizała. Mężczyzna przez cały czas miał zamknięte oczy, nic nie mówił, tylko jego oddech zdradzał spalającą go namiętność. Arlene, gdy poczuła, że Kaidan jest na skraju spełnienia, oderwała od niego usta. Podniosła się, by po chwili opaść na twardego członka, otulając go swoim gorącym wnętrzem. Oboje westchnęli, gdy zaczęła unosić się i opadać w rytm uderzeń ich serc. Arlene przyśpieszyła, czując zew rozkoszy. Nic się nie liczyło, poza ekstazą, która była tuż-tuż. Szczyt osiągnęli jednocześnie, krzycząc donośnie, jakby to, co przeżyli, było ponad ich wyobrażenia. Arlene osunęła się na Kaidana. Uda jej drżały, siły opuściły, czuła tylko wielką błogość. Tym razem oboje zapadli w sen.

Arlene ocknęła się gwałtownie. Spojrzała w stronę okna. Pierwsze promienie słońca nieśmiało pojawiały się na granatowym niebie.

„Świta” – pomyślała.

Nagle poczuła, jak coś spycha ją z Kaidana. Jakaś ściana, która powoli, ale skutecznie zaczyna izolować go od niej. Serce ścisnęło jej się z przerażenia.

„Nie!” – chciała krzyknąć. „Jeszcze nie! Za wcześnie!”

Ale siła, która ich oddzielała, była nieprzejednana. Budowała między nimi coraz większy mur. Arlene patrzyła na ukochanego ze łzami w oczach. Coraz bardziej oddalał się od niej, nie czuła już jego ciepła ani zapachu. Została pustka i krwawiące serce. Chwyciła koszulkę, szybko ją na siebie nasunęła i uciekła do ogrodu. Skryła się za drzewem, gdzie nikt jej nie mógł zobaczyć, i zalała się łzami. Łkała, jakby nigdy nie miała przestać, za utraconą miłością. W końcu łzy ustały, ale żal w sercu pozostał.

*

Kaidan budził się powoli. Obrazy tego, co wydarzyło się w nocy, docierały do niego kawałek po kawałku. Rozejrzał się po pokoju. Jego nocnej partnerki nie było. Sam nie wiedział, co tak naprawdę czuje. Ulgę? Smutek? Złość? Wstał, ubrał się i nie oglądając się za siebie, wyszedł.

Świt coraz bardziej przeganiał czerń nocy. Kaidan energicznym krokiem szedł przez park, który wciąż tonął w mroku. Chciał jak najszybciej dotrzeć do swej komnaty, wziąć kąpiel, przemyśleć to, co się stało.

Z zamyślenia wyrwał go męski głos – ktoś wymówił jego imię. Kaidan się zatrzymał, poczuł zagrożenie i napiął mięśnie, czekając na cios. Zza wielkiego pnia wyłonił się mężczyzna dorównujący mu wzrostem i sylwetką. Pierwsze promienie słońca oświetlały jasne, długie do ramion włosy, lekki zarost i niebieskie oczy.

„Wiking – pomyślał Kaidan – groźny przeciwnik”.

Rozpięta do połowy koszula nieznajomego ukazywała umięśnioną pierś, a długie nogi były lekko rozstawione. Mężczyzna trzymał w dłoni nóż, zwany kordelasem, który lśnił złowrogo w pierwszych promieniach słońca.

– Czyżbym miał przyjemność ze słynnym Bardelem, który wśród skrytobójców nie ma sobie równych? – Na twarzy Kaidana pojawił się uśmiech, który mógł przerazić największego oprycha.

– Kaidan, żywa legenda, na którego poluje pół Europy! – Wiking zgiął się w parodii ukłonu.

– Nie wiedziałem, że jestem aż tak sławny.

– Bardziej, niż myślisz – odparł blondyn.

– Znalazłeś mnie. I co teraz?

– Zabiję cię – odpowiedział Bardel, patrząc prosto w zimne, szare oczy.

– Wielu próbowało i jak sam widzisz, wciąż chodzę po tym świecie. – Kaidan wpatrywał się w rywala zza lekko opuszczonych powiek.

– Skoro o mnie słyszałeś, to wiesz, co potrafię. – Blondyn uderzał niedbale ostrzem noża po udzie.

– Mnie się nie da zabić – ostrzegł do Kaidan.

– Zobaczymy. – Bardel wzruszył lekceważąco szerokimi ramionami. – Poza tym mam przewagę – wskazał na nóż – a ty, jeśli dobrze się domyślam, nie masz przy sobie żadnej broni.

– Kilka razy udało mi się zabić człowieka gołymi rękami.

– Nie wątpię.

Kaidan odrzucił, przerzucony przez ramię, kubrak. Biała koszula, którą miał na sobie, kontrastowała z czarnymi włosami i opaloną skórą. Szare oczy stały się skupione, dostrzegały najmniejszy ruch. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ma przed sobą godnego siebie przeciwnika. Kordelas w dłoni wikinga nie ułatwiał sprawy. Wiedział, że nie będzie to łatwe starcie.

– Szkoda czasu na gadanie, niedługo wszyscy wstaną. Lepiej, żeby nasze małe tête-à-tête odbyło się bez świadków. – Bardel zatrzymał się kilka kroków od Kaidana.

– Zaczynajmy – wycedził przez zęby jego przeciwnik.

Bardel, nic nie mówiąc, kiwnął tylko głową i ruszył do ataku. Stal śmignęła tuż przed torsem Kaidana, ale ten zdołał odskoczyć na bezpieczną odległość, śmiejąc się cicho. Bardel zmarszczył gniewnie brwi i ponownie zaatakował. Zmienił chwyt noża ostrzem do dołu. Zamarkował kopnięcie i niemal jednocześnie uderzył uzbrojoną dłonią. Atak był tak szybki, że Kaidan nie zdążył zrobić uniku. Udało mu się jedynie zblokować i odepchnął ramię wikinga, lecz ten nie poprzestał na jednym uderzeniu. Tym razem Bardel kopnął naprawdę, zmienił chwyt i uderzył z obrotu, rękojeścią. Trafił w bark. Kaidan poczuł ból, lecz zanim napastnik ponowił uderzenie, był już poza zasięgiem noża.

Kordelas rzucał błyski, kiedy Bardel z furią atakował adwersarza. Kaidan bronił się skutecznie, uśmiechając się złowrogo do przeciwnika. Każdym swoim gestem prowokował go do ataku, czekając na dogodny moment, by wytrącić rywalowi nóż z ręki. Krążyli po niewidzialnym okręgu, obaj zaskoczeni umiejętnościami przeciwnika. Bardel był coraz bardziej zły, że ofiara cały czas mu się wymyka, i wściekle napierał na Kaidana.

Pot zaczął zalewać obu mężczyzn, koszule przylgnęły do mokrych torsów. W ciszy, która panowała wokół, słychać było tylko ich chrapliwe oddechy. Krążyli, nie spuszczając z siebie wzroku. Czas mijał, ale żaden z nich nie zdołał uzyskać przewagi. Obu powoli opuszczały siły. Oddychali z coraz większym trudem, ręce omdlewały od wysiłku, płuca paliły przy każdym wdechu, a nogi drżały od tego niebezpiecznego tańca. W końcu Kaidan zdołał wytrącić nóż z ręki Bardela, by następnie połączyć się z nim w stalowym uścisku. Siłowali się niczym starożytni gladiatorzy na arenie. Czas płynął, krew z rozciętych warg i łuków brwiowych spływała po obu torsach, twarze pokryły się siniakami, połamane żebra utrudniały ruchy, a obtarte do kości knykcie szczypały. Kaidan, wykorzystując coraz większą słabość rywala, otoczył jego szyję ramieniem i zaczął dusić. Bardel rzucał się, chcąc za wszelką cenę wyrwać się z żelaznego uścisku, który powoli wysysał z niego powietrze.

– Kto cię nasłał? – zapytał z gniewem Kaidan, trzymając z całej siły rywala.

Bardel milczał.

– Mów! – Ryknął Szkot, mocniej zaciskając stalowe ramię.

Coraz bardziej zamroczony wiking wycharczał:

– Elżbieta.

Kaidan zmarszczył groźnie brwi.

– Królowa?!

Bardel potwierdził, nieznacznie potakując głową. Uchwyt zelżał, a mężczyzna osunął się na ziemię, łapiąc gwałtownie powietrze, jak ryba wyciągnięta z wody.

Kaidan chwycił leżący nieopodal nóż i przyłożył mu go do szyi.

– Z jakiego powodu królowa Anglii nasyła zabójcę na zwykłego posła?

Bardel spojrzał na niego opuchniętymi od ciosów oczami.

– Jesteś zbyt zręcznym dyplomatą. Za dużo europejskich dworów udało ci się przekonać do Marii Stuart, co bardzo zdenerwowało Elżbietę. Poza tym wiesz, jak ona nie lubi Szkotów – powiedział, uśmiechając się drwiąco.

Kaidan wbił ostrze noża w szyję mężczyzny, aż popłynęła cienka strużka krwi. Bardel zaśmiał się tylko ponuro.

– Mówiłeś, że ciebie nie da się zabić. Nie wiem, co miałeś na myśli, ale mnie również nie da się zabić.

Kaidan popatrzył na niego uważnie.

– Co to znaczy? O czym ty mówisz? – zapytał.

Wiking się zawahał. Wiele ryzykował, wyjawiając Kaidanowi prawdę, ale dużo słyszał o prawości Szkota. Poza tym nie chciał skończyć z poderżniętym gardłem albo rozprutym brzuchem. Gdyby ktoś go znalazł z takim stanie, mogło to okazać się dla niego zbyt niebezpieczne.

– Wiele wieków temu zostałem ukarany wiecznym życiem i dopóki nie odpokutuję za swoje grzechy, będę błąkać się po tym padole.

Kaidan przejechał ręką po zmaltretowanej twarzy i położył się koło niego.

– Witaj w bractwie Przeklętych.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Cześć, Marigold!

Mimo wielu krytycznych uwag pod adresem pierwszych rozdziałów Przeklętego, wyglądałam już kontynuacji tej historii. I nie rozczarowałam się. Może tylko zbyt ubogimi dekoracjami historycznymi – w ogóle nie czułam tego klimatu elżbietańskiego dworu, bohaterowie równie dobrze mogliby się bawić na uczcie u Ryszarda Lwie Serce czy przyjęciu u współczesnego nam króla Karola. Przydałoby się więcej opisów miejsc, ubrań, obyczajowości, by lepiej można było odnaleźć się w epoce. No, ale to naprawdę jedyny problem, jaki dziś zgłoszę.

Konstrukcja tego rozdziału pozwoliła docenić najmocniejsze strony Twojej prozy, a zniwelowała pewne jej słabości. Skupienie na Kaidanie i Arlene/Aileen sprawiło, że swą doskonałością przestali tak bardzo odróżniać się od tła, po prostu byli godni siebie nawzajem. Ich spotkanie po 400 latach rozłąki było tak romantyczne, jak można się było spodziewać, tym bardziej, że oboje doświadczyli go w tak odmienny sposób – dla niej było to najważniejszy moment tych czterech wieków, łyk chłodnej wody po wędrówce przez pustynię, dla niego zaś na poły przelotna przygoda, jakicj wiele miał przez ten czas, a na poły sen o dawno utraconej ukochanej.

Scena erotyczna, na którą czekałam po pozbawionym jej wstępie do tej historii całkiem wdzięczna i satysfakcjonująca. No i tu moja ciekawość – wiemy, że przez te 4 wieki Kaidan miał sporo miłostek. A co z Arlene? Czy wypłakiwała swe smutki w silne ramię jakiegoś mężczyzny? Czy znalazła u niego krótkotrwałe, acz cenne pocieszenie? Czy też cały ten czas spędziła niczym zakonnica? Jestem bardzo ciekawa jej erotycznych przygód, bo podczas nocy z Kaidanem wykazywała całkiem sporą biegłość w miłosnych zmaganiach!

No i trzymam kciuki za kolejne rozdziały – byśmy otrzymali je niebawem i odpowiednio dorodne 🙂

Witaj, Diano!

Cieszę się, że po raz kolejny nagrodziłaś moje opowiadanie komentarzem, a także że masz trochę mniej uwag do tej części w porównaniu z poprzednimi.

Widzę, że muszę pewne sprawy dotyczące „Przeklętego” wyjaśnić. Historii Kaidana i Arlene nie piszę na bieżąco, została zakończona jakiś czas temu, jeszcze przed publikacją na NE. (Tworząc tę opowieść, nawet nie myślałam, że przeczyta ją szersze grono Czytelników). Jako autorka jestem już wśród innych bohaterów.
Szczerze, to miałam obawy, czy moja „powieść” pasuje do tak znakomitego portalu właśnie ze względu na erotykę. „Przeklęty” nie epatuje seksem, akurat takie sceny nigdy nie były moim priorytetem, chociaż, oczywiście, się pojawiają. Chciałam stworzyć miks: trochę przygody, historii, dramatu, erotyki.

Historia Kaidana miała także posłużyć do wprowadzenia Czytelnika w świat Przeklętych: w jaki sposób kolejni towarzysze dołączają do jego drużyny, jakie relacje między nimi panują itp. Właściwa opowieść Kaidana i Arlene zaczyna się we współczesności.

Co do doświadczenia seksualnego Arlene, ona i Kaidan poznali się cieleśnie jeszcze jako narzeczeni. I kolejna rzecz: wiele wieków spędziła wśród mężczyzn, którzy raczyli chłopca, jakiego udawała Arlene, różnymi „damsko-męskimi” opowieściami.

Diano, musisz mi wybaczyć, ale nie wszystko będzie tak, jakbyś sobie tego życzyła, mimo to mam nadzieję, że na koniec stwierdzisz, że warto było poświęcić swój czas na przeczytanie „Przeklętego”.

Pozdrawiam

Udana kontynuacja obiecującego początku, Arlene i Kaidan mogą spotkać się w całej pełni (chociaż tylko ona zdaje sobie z tego sprawę) na dworze Elżbiety I dzięki niezwykłej anomalii astronomiczno-magicznej, przewidzianej przez słynnego maga i cudotwórcę tamtych czasów (dla wielu szarlatana), Johna Dee. Opis tego spotkania w wersji erotycznej przedstawiony w sposób gorący, a przy tym subtelny. Do tego kontrapunkt w postaci krwawego pojedynku, zakończonego dookoptowaniem kolejnego członka drużyny. Ciekawy sposób wykorzystania wiedzy o epoce. Pozdrawiam.

Neferze, cieszę się, że zwróciłeś uwagę na postać Johna Dee, który bywał również na dworze Stefana Batorego, dziękuję również za interesujące podsumowanie tej części „Przeklętego”.

Nadgoniłam z lekturą całości i mam kilka pytań: jak to jest z tą nieśmiertelnością przeklętych? W ogóle nie mogą zginąć, czy po prostu trzeba się bardzo natrudzić, by takiego zakatrupić? Bo jeśli są faktycznie nieśmiertelni, to cała ich odwaga jest kompletnie fałszywa – po prostu uczestnicąc w walkach nic nie ryzykują, poza bolesnymi, lecz szybko kurującymi się ranami.

A skoro spytałam o śmierć, to kolejne pytanie dotyczyć będzie życia: czy przeklęci mogą spłodzić dzieci albo być w ciąży? Bo w czasie ich krótkiego sam na sam po 400 latach rozłąki Kaidan dwukrotnie doszedł głęboko z Arlene. Więc może wyniknąć z tego Dziecko Niespodzianka….

No i pytanie za 100 punktów – czy takie dziecko też będzie przeklęte?

A poza tym – dobry początek.

Mało tu elementów wskazujących na konkretne czasy, w których znaleźli się bohaterowie. I miejsca. Mam wrażenie, że równie dobrze mógłby to być Mediolan albo Sewilla. Ale rozumiem, że autorka nie zaprząta sobie tym głowy, skupiając się na historii byłych (?) narzeczonych.
Swoją drogą, jeśli Kaiden dłużej zatrzyma się w jednym miejscu, np. Szkocji, to otoczenie również zacznie coś podejrzewać, np.że się nie starzeje.
Pytania w komentarzach bardzo ciekawe 🙂
Mnie jeszcze zastanawiał seks oralny w wykonaniu Arlene. Biorąc pod uwagę poziom higieny w tamtych czasach i dość pruderyjne podejście (jeszcze!) do tematu seksu, prawdopodobieństwo takiego zdarzenia jest raczej nikłe. To bardziej XVIII wiek.
Mam nadzieję na więcej anomalii astronomicznych i pogodowych, które pozwolą kochankom się spotykać częściej, niż raz na 400 lat!

Witaj, Velaya!

Napiszę, jak ja to wszystko widzę.
Przeklętych nie można zabić, przy życiu trzyma ich klątwa, która została na nich rzucona z różnych powodów.
Nie zgodzę, ze stwierdzeniem, że ich odwaga jest fałszywa. Służą swoim niemałym doświadczeniem czy to w walce, czy w innych dziedzinach życia. Gdyby ktoś dowiedział się o ich nieśmiertelności, byliby w ogromnym niebezpieczeństwie, dlatego trzymają się razem i chronią siebie nawzajem. Nie zostają długo w jednym miejscu, by nie wzbudzać podejrzeń. Zmieniają kraje czy nawet kontynenty.
Wiesz co, tym pytaniem o dzieci to mnie zastrzeliłaś! Ja o żadnym dziecku nic nie wiem, a jestem najlepiej poinformowana 😉 Przyjmijmy, że podczas seksu z Kaidanem Arlene miała dni niepłodne, a on na swoje erotyczne przygody wybierał doświadczone kobiety, które wiedziały co, w razie czego, robić.
A czy takie dziecko byłoby nieśmiertelne/przeklęte? Myślę, że nie, bo nieśmiertelności/klątwy, w tym przypadku, się nie dziedziczy, bo nie została ona rzucona na ród, tylko na konkretnego człowieka.

Naprawdę mi miło, że opowieść jak na razie się podoba.

Dobry wieczór!

Kolejny rozdział i kolejna historyczna epoka. Tym razem dwór królowej Elżbiety, zamiast wojny dyplomacja (choć są to przecież tylko różne narzędzia osiągania tych samych celów), no i tajemnicze zjawisko przewidziane przez słynnego astrologa. Zjawisko, które na chwilę osłabia klątwę i pozwala Kaidanowi spotkać się ponownie z Arlene.

Zlitowałaś się w końcu nad nieszczęsną dziewczyną, która od 4 wieków jest cieniem swojego ukochanego, nie mogąc go jednak dotknąć ani zamienić z nim choć słowa. Mam nadzieję, że to, co otrzymała starczy jej na długo, bo pewnie teraz każesz jej czekać aż do współczesności, kiedy proroctwo dopełni się.

Scena w pałacowych ogrodach bardzo mi się podobała, jest ładnie rozpisana i zmysłowa, bez nadmiernej dosłowności. Natomiast scena z Bardelem trochę nadwyrężyła moje zawieszenie niewiary. Taki zręczny zabójca, a nie uderzył z ukrycia, korzystając z elementu zaskoczenia, tylko wyszedł i uciął sobie pogawędkę ze swoją ofiarą? Nie brzmi to zbyt profesjonalnie. Co by się stało, gdyby Kaidan rzucił się do ucieczki, albo narobił hałasu, ściągając do ogrodu służbę? Zastanowiło mnie też, dlaczego Kaidan nazywa go wikingiem – kiedy już prawie pół tysiąca lat minęło od śmierci „ostatniego wikinga” Haralda Hardrady i ustania najazdów łupieżców zza morza na Anglię.

Tak czy inaczej, Bardel dołączył do drużyny. Czyli teraz liczy ona czterech przeklętych, czy w międzyczasie dołączył ktoś jeszcze? Ciekaw jestem, co będą próbowali osiągnąć, mając taką koncentrację silnych i groźnych wojowników. Czekam więc na kolejny rozdział – i zapewne następną epokę. Czasy dyktatury Cromwella? Rewolucji francuskiej? A może od razu przemysłowej? Jestem pewny, że będzie ciekawie.

Pozdrawiam
M.A.

Caly ten biznes z Bardelem wydaje mi się podejrzany. Najpierw koleś ujawnia się bez potrzeby i daje pokonać, a potem zdradza zleceniodawczynię i jej motywy. Cholernie niska etyka zawodowa.

Nawiasem mówiąc, trudno uwierzyć, by królowa Elżbieta sama zatrudniała cyngli i jeszcze zdradzała im powody, dlaczego zleca to czy inne zabójstwo. Takimi rzeczami zajmują się raczej zaufani słudzy, wybierani przez wzgląd na dyskrecję i niemielenie ozorem.

Tak więc cała ta scena wydała mi się mocno naiwna i stworzona tylko po to by obsypać Kaidana kolejnym wiadrem komplementów (taki z niego zdolny dyplomata, że królowa chciała go zdjąć z europejskiej szachownicy). No i od początku ukazuje Bardela jako człowieka lekkomyślnego, niekompetentnego i nieumiejącego dochować tajemnicy. Zastanawiam się, po co Kaidan chciałby kogoś takiego w drużynie.

Dobrze, że spotkanie Arlene i Kaidana po latach fajna i apetycznie opisana, bo ratuje w moich oczach ten rozdział.

Napisz komentarz