– Obudź się, dojeżdżamy.
Żona niezbyt delikatnie wbiła mi łokieć pod żebro, wyrywając z drzemki wymuszonej kilkugodzinnym oczekiwaniem na lotnisku, nocnym lotem, wreszcie przedłużającym się dojazdem do hotelu. Czwarta w nocy czasu lokalnego, niezbyt dogodna pora, ale czegóż oczekiwać po nadzwyczaj korzystnej ofercie last minute, nabytej w zaprzyjaźnionej agencji turystycznej dosłownie kilka godzin przed wylotem? Z drugiej strony, miło zastąpić październikowe, polskie słoty jesiennym słońcem Marsa Alam, naładować akumulatory przed zimą. Autobus podjeżdżał pod monumentalne, główne wejście hotelu.
– Zajmij się bagażami, ja idę do recepcji – zadysponowała małżonka. – Byłoby dobrze szybko dostać pokój i złapać jeszcze trochę snu.
– Włóż to do paszportu. – Dyskretnie, a przynajmniej tak mi się wydawało, podałem dziesięciodolarowy banknot.
– Przepraszam, nie mieliby państwo rozmienić stu dolarów? – Głos pasażerki zajmującej kolejne siedzenie. – Nie zabraliśmy drobnych, a pewnie by się przydały.
– Niestety, mam tylko kilka banknotów o niskich nominałach – odparłem niezgodnie z prawdą.
Też coś, czy oni pierwszy raz w Egipcie? Nie po to obskoczyłem w ostatniej chwili kilka kantorów, zgarniając wszelką drobnicę, którą mieli na stanie, żeby teraz pozbywać się jej tak beztrosko. Pozbywałem się za to zielonych papierków z podobizną Waszyngtona w sposób o wiele bardziej racjonalny. Papierek dla kierowcy wyładowującego bagaże, papierek dla boya przejmującego walizki, papierek dla kelnera obnoszącego tacę z jakimiś paskudnie słodkimi drinkami powitalnymi. Drinkami tylko z nazwy, pozbawionymi bowiem śladowych nawet ilości alkoholu. W rezultacie tych zabiegów siedzieliśmy po chwili przy jednym ze stolików w nieczynnej zasadniczo strefie baru, sącząc Krwawą Mary (ulubiony napój mojej Pani i Małżonki) oraz plebejskie piwo, preferowane przez jej męża i Towarzysza Prawej Ręki.
– Gdzie można coś zamówić o tej porze? – spytał pewien spragniony turysta.
– Nie wiem, po prostu poprosili, żebyśmy tu usiedli i przynieśli.
– Przy recepcji zrobił się tłok, a nie miałam ochoty się przepychać – wyjaśniła żona cichym głosem, gdy natręt oddalił się w poszukiwaniu innego źródła procentów.
– Nie szkodzi, poczekamy. Tymczasem niech podadzą jeszcze jedną krwawicę i piwo. Zaschło mi w gardle. – Skinąłem dłonią na oczekującego najwidoczniej wezwania kelnera, nagrodzonego za wykazaną czujność kolejnym portretem pierwszego prezydenta USA.
Grupka przybyszów z Polski przewaliła się wreszcie przez recepcję, otrzymując klucze i ruszając ku przydzielonym pokojom. Zostaliśmy jako ostatni.
– Zapraszam państwa – wezwał nas szef zmiany. – Przepraszam, że musieli państwo czekać, ale mamy pewien problem.
– Jaki problem?
Odpowiedź recepcjonisty ubiegł ostry dźwięk dzwonka telefonu. Przez chwilę rozmawiał z kimś po arabsku, nie dochodząc jednak najwidoczniej do konstruktywnych rezultatów dialogu.
– Przepraszam, czy może ktoś z państwa mówi po rosyjsku?
– A o co chodzi? – spytała żona.
– Mamy drobny kłopot z gościem, Rosjaninem. Nie mówi w żadnym innym języku poza rosyjskim i nie potrafimy się z nim porozumieć. Nie chciałbym budzić kierownika i pomyślałem, że może ktoś z państwa…
– Mąż mówi dobrze po rosyjsku, co prawda, gorzej po angielsku – pochwaliła, a zarazem zdołowała mnie pani i małżonka. – Ale to nie kłopot. Porozmawia z tym Rosjaninem, powie mi, o co chodzi, a ja przekażę wam to po angielsku.
– Bylibyśmy zobowiązani.
– Dobroje utro, gospodin. Szto słucziłos? – rzuciłem do wręczonej mi słuchawki, uznając, że czwarta dwadzieścia to już poranek.
– Cholera, pieprzone Araby dały teraz jakiegoś Ruskiego!
„Ach, więc to taki Rosjanin.”
– Dzień dobry, o co chodzi? – Przeszedłem na język rodzimy.
– No wreszcie. Te jebane Arabusy nie chcą dać mi właściwego pokoju. Zapłaciłem za superior z widokiem na morze, a oni wciskają jakiś szajs! Zrób pan coś, tylko szybko, bo już późno!
– Proszę pana…
– No zamij się pan tym, czekamy tu już ponad pół godziny! Pierdolone brudasy, ostrzegali mnie przed nimi i mieli rację. Jeśli zaraz pan czegoś nie wymyślisz, to przysięgam, że złożę skargę, a w ogóle, to po raz pierwszy i ostatni przyjeżdżam do pieprzonego Egiptu!
– Niby z jakiej racji miałbym zajmować się tą sprawą? – Moja cierpliwość też osiągała swoje granice.
– W końcu za to ci płacą.
– Nikt mi tu za nic nie płaci.
– To nie jesteś pan rezydentem? Od godziny domagam się, żeby wezwali rezydenta!
– Jestem gościem tego hotelu, tak jak i pan. Przyjechaliśmy tu z żoną dwadzieścia minut temu i byliśmy akurat w recepcji. Poproszono mnie, żebym z panem porozmawiał, bo podobno mówi pan tylko po rosyjsku, a nikt na nocnej zmianie nie zna tego języka. Ale, jak słyszę, pan też nie zna rosyjskiego.
– Powiedz im pan, że…
– Powiem, ale nie mam zamiaru pracować jako pański tłumacz. Jestem na urlopie, a istotnie robi się późno i też czekamy na wydanie kluczy. – Zwróciłem słuchawkę. – To jakiś Polak, awanturuje się, bo nie dostał pokoju superior, za który zapłacił. Domaga się rozmowy z rezydentem.
Żona przekazała te informacje szefowi recepcji.
– No tak, mamy pewne zawirowania. – Wystukiwał coś na klawiaturze komputera. – Jego pokój będzie wolny w południe i wtedy otrzyma miejsce superior. Tę noc musi jednak spędzić tam, gdzie jest. Czy byłby pan tak uprzejmy i przekazał tę wiadomość pańskiemu rodakowi? – Wydał serię poleceń podwładnemu po drugiej stronie linii, po czym ponownie wręczył mi słuchawkę.
– Halo? Poproszono, bym przekazał, że w tej chwili nie mają pokoju superior. Dostanie go pan jutro w południe, a tymczasem proszą, by został pan w obecnym.
– Ale ja przecież… Powiedz im pan, że muszą coś zrobić!
– Mówiłem już, że nie jestem pańskim tłumaczem i też czekam na wydanie kluczy. Dobranoc.
Oddałem słuchawkę recepcjoniście, który przerwał połączenie.
– Bardzo dziękuję za pomoc i raz jeszcze przepraszam. Teraz możemy wreszcie zająć się rozlokowaniem państwa. Jak wspomniałem, jest z tym pewien problem… – Uważnie przeglądał paszporty i sprawdzał coś na ekranie terminala.
„O cholera, wykupiliśmy wyjazd w ostatniej chwili i pewnie nie zdążyła dojść rezerwacja.”
– Problem? – spytała niewinnie pani i małżonka.
– No tak, Madame. Mam dla pani dwie wiadomości, dobrą i złą.
– Proszę mówić.
– Zła wiadomość jest taka, że nie dysponujemy obecnie pokojem, który zamówiliście.
„No, tak. Nie doszła. Jasny gwint, pewnie wszystko się wyjaśni, ale nie o czwartej rano. A spać się chce.”
– Mam też jednak dobrą wiadomość. Przydzielimy państwu apartament w wyższym standardzie. Superior z dużym balkonem i pięknym widokiem na morze. Mam nadzieję, że będą państwo zadowoleni.
– Ale… – Zaskoczony próbowałem coś powiedzieć, niczym ostatni idiota. Niech mnie wytłumaczy późna pora.
– Oczywiście, bardzo dziękujemy. – Żona znalazła się o wiele bardziej na miejscu.
– Boy odwiezie państwa oraz walizki melexem.
– Raz jeszcze dziękujemy.
– Proszę, oto państwa paszporty. – Recepcjonista zwrócił dokumenty. – Sir, widzę tutaj, że za kilka dni obchodzi pan okrągłą rocznicę urodzin?
– To prawda, między innymi z tego powodu zdecydowaliśmy się na ten wyjazd.
– Będziemy o tym pamiętać. Życzymy udanego wypoczynku.
***
Dwa dni później, wracając z basenu znaleźliśmy wsuniętą pod drzwi kopertę.
Drogi Panie
W imieniu dyrekcji oraz personelu mamy zaszczyt zaprosić Pana wraz z Osobą Towarzyszącą na uroczystą kolację z okazji przypadającej jutro rocznicy Pańskich urodzin. Prosimy o potwierdzenie przyjęcia zaproszenia dzisiaj w recepcji, a jutro około godziny ósmej wieczorem o okazanie niniejszego biletu szefowi głównej restauracji. Wskaże przygotowany dla Pana stolik. Mamy nadzieję, że pobyt upływa w przyjemnej atmosferze.
Dyrekcja
– No proszę, dotrzymali obietnicy. Miło z ich strony.
– Wiesz… Przyszło mi coś do głowy – powiedziała żona. – Musimy iść na targ.
– Ale tu nie ma targu, szczera pustynia. Najbliższy jest chyba w Port Ghalib, dziesięć kilometrów stąd.
– Jeździ tam codziennie hotelowy bus.
– Ale miałaś jutro nurkować.
– Przełożę nurkowanie na pojutrze… Albo może lepiej o dwa dni. Jeszcze zdążę mieć wystarczającą przerwę przed lotem – zdecydowała. – Jutro po śniadaniu jedziemy na ten targ.
– Ale po co?
– Skoro nas zapraszają, bo chyba to mnie zamierzasz zabrać, co?
– Oczywiście, Moja Pani.
– Skoro więc mam wystąpić w Egipcie na uroczystej kolacji, to muszę się odpowiednio przygotować.
– Przecież masz jakieś eleganckie ciuchy.
– Ech, nic nie rozumiesz…Widziałam, że zabrałeś te nowe sandałki?
– Podobają mi się. I są akurat w egipskim stylu – przyznałem.
– No właśnie. Jeszcze z nich nie skorzystaliśmy, to teraz będzie doskonała okazja. Istotnie, znajdę do nich jakąś odpowiednią szmatę, ale potrzebuję właściwych dodatków.
– A jakich konkretnie, Moja Pani? – spytałem zaciekawiony.
– Zobaczymy, co się trafi.
***
Dodatki istotnie robiły wrażenie. Najbardziej gustowna z dostępnych imitacja staroegipskiej biżuterii, którą mojej pani udało się najpierw wynaleźć w którymś z kolei sklepiku, a następnie nabyć w dość przystępnej cenie po długich, jak zwykle tutaj „dramatycznych” targach. W ich końcowej fazie zgodziła się za niewielką dopłatą dołożyć do zakupów tradycyjne insygnia władzy faraonów – koronę obydwu krajów, pozłacaną pasterską laskę oraz również złocisty bicz.
– Zamierzasz zabrać to na kolację?
– Oczywiście. Od razu zwróciłam uwagę na te drobiazgi i dlatego poświęciłam pół godziny na przymierzanie i targowanie się właśnie tutaj.
– Bardzo sprytnie jednak udawałaś, że wcale ci na nich nie zależy.
– No właśnie, sami je w końcu zaproponowali i nie próbowali zdzierać skóry. – Żona uśmiechnęła się z satysfakcją.
– Wykazałaś talenty handlowe godne królowej Hatszepsut.
– To ta, która wysyłała okręty do kraju Punt po złoto, kadzidło i skóry egzotycznych zwierząt? Opowiadałeś o jej osiągnięciach.
– Dokładnie. Panowała samodzielnie i dobrze zasłużyła się Egiptowi, występowała jednak publicznie w męskim przebraniu, nawet ze sztuczną brodą. Ty natomiast powinnaś raczej przybrać postać boskiej Nefretete.
– Mam nadzieję, że nie zawiodę oczekiwań mojego Towarzysza Prawej Ręki – podsumowała pani i małżonka z kolejnym uśmiechem.
***
Odświętnie nakryty stolik na najlepszym tarasie restauracji, uroczysty pochód orszaku kelnerów, udekorowany płonącymi świeczkami tort (szczęśliwie nie próbowali dokładnie oddać liczby lat), muzyka w stylu „Marsza tureckiego”, sypiące iskrami pochodnie, odśpiewane chóralnie „Happy Birthday tu You”, toast przyzwoitym jakoby szampanem (nie gustujemy w tym trunku, więc musieliśmy uwierzyć na słowo), szybko rosnący tłum gości, przyłączających się do śpiewu i oczywiście filmujących widowisko telefonami. A raczej nie tyle całe to przedstawienie, co jego główną bohaterkę, moją Panią i Małżonkę, w jednej osobie wcielenie Kleopatry, Nefretete, Hatszepsut (oczywiście prywatnie), Nefertari, Nitokris oraz wszystkich innych królowych starożytnego Egiptu, których imion większość z zebranych nigdy pewnie nie słyszała. Nie omieszkałem podać własnej komórki któremuś z kelnerów, ja również chciałem mieć ten film. Do tego seria fotografii.
– Czy oni trochę nie przesadzają? – spytała żona, gdy zostaliśmy wreszcie sami, sącząc tradycyjnie krwawicę oraz piwo niezgorszej (jak na Egipt) marki „Luksor”.
– Obsługa czy goście?
– Jedni i drudzy.
– Nie co dzień trafia się okazja, by podziwiać podobne widoki.
– Teraz to ty przesadzasz. – Uśmiechnęła się pięknie. – Ale przynajmniej miałeś ciekawe przyjęcie urodzinowe.
– W stylu córki tego ruskiego miliardera, która wynajęła na podobną okazję świątynię Ramzesa II w Karnaku i zorganizowała tam przyjęcie na 800 osób, występując w stroju Nefretete, złożonym głównie z biżuterii?
– No aż tak to nie. Trzeba zachować odrobinę klasy – oceniła pani i małżonka.
– Tym niemniej, to musiało być interesujące doświadczenie. Trochę popili, odbyła się jakaś orgia i nawet coś podobno poniszczyli. Ale tatuś zapłacił komu trzeba i sprawa ucichła.
– Ejże? Czyżbyś żałował, że nie skorzystałeś z zaproszenia? – spytała z kpiącym błyskiem w oku.
– Sama powiedziałaś, że trzeba zachować klasę.
– Publicznie jak najbardziej. Ale to, co dzieje się w sypialni królowej, to już jej prywatna sprawa. I ewentualnie tych, których do niej wezwie. – Uśmiechnęła się zachęcająco.
– Wezwie w liczbie mnogiej?
– Wiesz, że nie. Ale… Zajadaj wreszcie tort, zamów krwawicę i nie pij już piwa. Weź koniak czy coś w tym rodzaju. A potem idziemy do tej sypialni. Mam ochotę wypróbować wszystkie nowe zabawki – oświadczyła zdecydowanym tonem.
***
– Wiesz, po co cię wezwałam?
Pani i Małżonka, czy raczej obecnie Królowa i Bogini, rozsiadła się w fotelu, bawiąc się biczem. Pasterską laskę odłożyła niedbale na stoliku.
– Abym usłużył ci, o Boska Pani. – Klęczałem u jej stóp z pochyloną głową.
– A skąd takie przypuszczenie, niewolniku?
– W naszych kwaterach krążą opowieści o takich wezwaniach, Najwspanialsza.
– Ciekawe… Może powinnam kazać obcinać wam po wszystkim języki? Co najmniej języki… Może zacznę od ciebie?
– Pozwól, bym wykazał, iż byłaby to duża strata, Najjaśniejsza.
Poczułem ostre smagnięcie przez nagie, pochylone plecy. Bicz, chociaż w sumie zabawka, potrafił sprawić całkiem poważny ból. Zwłaszcza, gdy dzierżyła go dłoń zdecydowana i doświadczona.
– Jesteś bezczelny, niewolniku. Należałoby wysłać cię od razu do kopalni albo przynajmniej przykuć do wiosła na królewskiej barce. Skoro jednak już cię wybrałam, sama nie wiem z jakiego powodu, może właśnie za sprawą tej bezczelności, pokaż przynajmniej, że potrafisz się przywitać.
Upiła nieco wina z kieliszka, który ustawiłem uprzednio obok laski i znacząco wysunęła stopę. Znając zasady etykiety i pamiętając, iż zaszczyt adoracji stóp Władczyni wymaga osobnego pozwolenia, upadłem na twarz i całowałem posadzkę, po której stąpała. Nie uratowało mnie to jednak przed kilkoma kolejnymi smagnięciami.
– Czy ty nigdy niczego się nie nauczysz? Ile razy mam powtarzać, że niewolnik całuje stopy Królowej klęcząc, a nie wijąc się po podłodze – rzuciła cokolwiek niekonsekwentnie, za to autentycznie rozzłoszczona. Podkreśliła to używając bicza, zdecydowanie nie tylko ceremonialnej zabawki, jak miałem właśnie okazję się przekonać. – A teraz przywitaj się wreszcie.
Uniosłem się na kolana, pochyliłem głowę i przywarłem ustami do mosiężnego krążka osłaniającego grzbiet stopy, dekoracyjnego elementu stylizowanego na starożytny sandałka. Po chwili całowałem już pokryte złocistym lakierem paznokcie Bogini. Końcówką pasterskiej laski, którą ponownie ujęła w dłoń, nakazała bym ruszył wyżej – kostki, kolana, delikatna skóra wnętrza ud. Rozchyliła nogi, otwierając dostęp do jeszcze ciekawszych miejsc. Okazało się, że nie zostały niczym osłonięte, moja Pani przejawiała dużą zdolność przewidywania.
– Udowodnij teraz, że warto, abyś zachował ten niewyparzony język.
Takiego rozkazu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Ruszyłem eksplorować gęsty ogród, a następnie ukryte w jego gęstwinie skarby. Szybkie, poprzeczne ruchy muskające nabrzmiały nieco kwiat rozkoszy, zlizujące całkiem już obfitą wilgoć. Zarobiłem jeszcze trzy albo cztery smagnięcia przez plecy i pośladki. Wiedziałem, że moja Bogini wzmaga w ten sposób własne pobudzenie, och, lubiła świst bata i odgłos rzemieni spadających na nagą skórę. Jęki oraz błagania o litość również, ale obecnie nie mogłem zaoferować tych ostatnich. Nie ośmieliłem się przerwać pracy, licząc na to, iż narastająca fala rozkoszy złagodzi kolejne uderzenia. Istotnie, po wydaniu pierwszego, cichego jeszcze jęku zadowolenia, nie używała już bicza. Jej dłonie znalazły inne zajęcie, otwierając szerszy dostęp do tajemnych wrót, wypełnionych gęstą, wilgotną rosą. Zlizywałem ją zapamiętale, wzbudzając kolejne jęki i coraz bardziej wyczuwalne dreszcze. Jako usługujący pięknej i potężnej Królowej, klęczący u Jej stóp, smagany biczem, zdany na łaskę Władczyni niewolnik, poczułem przypływ własnego podniecenia. Całkiem solidny przypływ. Obawiałem się jednak, iż może to nie wystarczyć w decydującej chwili, gdy będzie oczekiwała natychmiastowej gotowości do innej jeszcze służby. Korzystając z tego, iż nie skrępowała mi dłoni, raz i drugi dyskretnie podrażniłem fiuta. Ryzykowałem niezadowolenie, a nawet gniew Monarchini, wybrałem jednak właściwą chwilę. Głośne jęki, wyczuwalne napięcie i początki dreszczy sugerowały, iż moja Pani osiąga kolejne stopnie rozkoszy, koncentrując uwagę tylko na wybranych poczynaniach swego niewolnika.
Już! Głośny jęk przechodzący w okrzyk ekstazy, napięcie mięśni, seria silnych dreszczy. Pochwyciła moje uszy, oderwała usta od wrót rozkoszy, odsunęła głowę spomiędzy ud. Popchnęła w tył, w miarę łagodnie upadłem na plecy. Bogini spłynęła zręcznie w siodło mych bioder, dłońmi odsunęła najpierw zaplątane fałdy sukni, a następnie odnalazła i poprowadziła penisa. Stosownie nabrzmiałego, nie sprawiającego zawodu.
Kłus, galop, cwał! Poruszając gwałtownie głową, Najjaśniejsza zgubiła koronę lotosu i papirusu, która potoczyła się w jakiś kąt. Nie zwróciła na to uwagi, z Władczyni Górnego i Dolnego Kraju przeobraziła się bowiem w Królową Amazonek, ujeżdżającą ognistego rumaka. Nadawała rytm, do którego dostosowałem własne ruchy bioder. Oparła dłonie na moich skrzyżowanych nad głową nadgarstkach, ujmując je niczym cugle i podkreślając swoją władzę. Omiotła twarz falą gęstych, czarnych włosów, utraciłem przywilej podziwiania jej roziskrzonych oczu, owiany w zamian silnym, podniecającym zapachem perfum „Good Girl” Caroliny Herrery. Moich ulubionych, nie tylko z powodu doznań czysto węchowych. Opakowanie też robi wrażenie.
Jeszcze kilka ruchów bioder, silne uderzenie piętami w uda rumaka, przy którym zdołała zahaczyć skórę metalicznymi końcówkami obcasów i wystrzeliłem, dołączając własny okrzyk do wydawanych już uprzednio przez galopującą Amazonkę. Lawa gromadziła się od pewnego czasu, wzbierając niczym pełne żaru jezioro, obecnie znalazła wreszcie ujście. Trwało to kilka długich chwil, ostatecznie jednak podniecenie opadło.
– Tak szybko? A dopiero co zaczęłam naprawdę galopować. – Jak zawsze, wyraziła żal z powodu zbyt wcześnie zakończonej przejażdżki.
– Wybacz, Boska Pani. Podniecałaś dziś swego sługę na tysiąc sposobów.
– Wybaczę, jeśli dowiedziesz, że masz też zręczne palce. W przeciwnym razie trafisz na folwark do pracy przy rozwożeniu gnoju.
W zgodnym rytmie ułożyliśmy się w znanych, komfortowych pozycjach. Sięgnąłem ku pokrytemu falą wilgoci pąkowi, obecnie rozkwitłemu kwiatowi rozkoszy. Z pewnym trudem objąłem trzema palcami, wyślizgiwał się drań na wszelkie sposoby. Ale nie chciałem przecież rozwozić gnoju, musiał więc ulec doświadczeniu oraz talentowi. Delikatne, szybkie jednak i zdecydowane ruchy pomogły mojej Pani powrócić do stanu ekstazy, a przynajmniej uzyskać jej namiastkę. Pierwsze nadeszły jęki zadowolenia, potem napięcie mięśni i dreszcze. Odsunęła moją rękę zanim musiałbym zmienić zmęczoną dłoń, czego nie lubiła. Objęliśmy się mocno, wdychałem zapach jej włosów.
– Jak ci na imię, niewolniku? – spytała cichym głosem.
– Nefer, Najwspanialsza.
– Zapamiętam.
– Dziękuję, moja Pani. Byłaś dziś prawdziwą Królową i Boginią, zawsze nią jesteś.
– Czyż nie po to przyjechaliśmy tutaj właśnie teraz? Masz przecież urodziny. Poczuj się niczym faraon.
– Przy tobie mogę być jednocześnie faraonem i niewolnikiem.
– I bardzo dobrze. A teraz szybko pod prysznic!
Leżąc już w szerokim, wspólnym łożu naszego superiora, zauważyła autentycznie zadowolona:
– Masz ciekawe pręgi na skórze, bardzo podniecające, bardzo. Uderzałam tylko po plecach i tyłku, żeby dało się ukryć je pod bokserkami i koszulką, ale opalać się już nie będziesz.
– I tak tego nie lubię, a tutejsze słońce potrafi nieźle przygrzać. Przypomnij sobie twoje przygody podczas pierwszego wyjazdu. Szkoda tylko barku w basenie, to całkiem przyjemne miejsce.
– Wejdziesz tam w t-shircie i tyle. Przynajmniej nie spalisz ramion, siedząc w wodzie i popijając drinki.
– Ty to wiesz, jak bawić się po królewsku, moja Pani.
– A właśnie, gdy wrócimy, opiszesz wszystko w swoim stylu i przedłożysz u stóp Tronu. Jeżeli opowiadanie spodoba się Królowej, wrzucisz je sobie na neta. Będziesz też mógł liczyć na inną nagrodę…
– A jakąż to? – Mocniej objąłem jej ramiona.
– Dostąpisz zaszczytu adorowania stóp Królowej pełzając po podłodze, skuty łańcuchami. – Przytuliła się bliżej i resztę wyszeptała wprost do ucha. – Ale to na samym końcu, bo jeszcze zepsułbyś się przed czasem.
Jej dłoń delikatnie musnęła sztywniejącego lekko fiuta, upewniając się, że słowa wywarły oczekiwany efekt.
– Ale teraz śpij. To nie Pałac, jesteś na urlopie.
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Thorin
2024-12-03 at 21:59
Zabawna historia, jak widzę, prawdziwa. Czwarta ściana padła pod koniec, w jednej z wypowiedzi małżonki.
Nie rozumiem tylko, po co tyle miejsca zajmuje ta nieszczęsna rozmowa z rodakiem przez telefon. Trochę przez to opowiadanie traci rytm. Na szczęście wkrótce potem go odnajduje i potem jest już dobrze.
Nefer
2024-12-04 at 21:40
Epizod z „rosyjskim turystą” jest akurat w 100 % autentyczny, niestety (podobnie jak i niektóre z jego konsekwencji – zapoczątkował bowiem cały ciąg wydarzeń). Swego czasu bardzo mnie rozbawił, pomimo wczesnej pory dnia, i nie potrafiłem odmówić sobie zamieszczenia go w opowiadaniu. Cóż, autor pisze niekiedy również dla własnej przyjemności. Cieszę się natomiast, iż spodobał Ci się dalszy ciąg tekstu. Dziękuję za wizytę i pozdrawiam.
Diana
2024-12-04 at 14:23
Siadałam do lektury w nadziei na kolejną wyprawę do starożytnego Egiptu w stylu Pani Dwóch Krajów… więc współczesność przyniosła mi lekki rozczarowanie. Z drugiej strony, tytuł powinien mi był zasugerować, bym nie liczyła na prawdziwego faraona. Cóż, kiedy zmyliła mnie ilustracja!
Kiedy już otrząsnęłam się z zawodu i skupiłam na samym opowiadaniu, szybko zaczęłam się dobrze bawić. Wyszła fajna historia, choć z początku nie było to takie oczywiste.
Może warto zapoczątkować serię „podróże z Neferem”? Wygląda na to, że autor nie nudzi się na urlopach, a wtedy nie nudzimy się i my 🙂
Nefer
2024-12-04 at 21:50
Każdy zasługuje niekiedy na urlop i zmianę otoczenia (czy w tym wypadku epoki). Nie zapominam jednak o starożytności i coś tam skrobię. Cieszę się, że opowiadanie potrafiło Cię rozbawić. Na urlopie nikt nie powinien się nudzić i życzę wszystkim dobrej zabawy przy takich okazjach. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam.
Megas Alexandros
2024-12-05 at 00:30
Neferze,
w te ponure dni grudniowe przyniosłeś nam trochę egipskiego słońca i za to należą Ci się podziękowania 🙂 Urlop to ważny moment w życiu, kto wie, czy nie najważniejszy, czy całe życie nie polega właśnie na wyczekiwaniu na owe upragnione parę dni wolności, oddzielone od siebie długimi okresami kieratu. W końcu człowiek nie jest stworzony do pracy 8 czy więcej godzin dziennie. Nasi zbieraccy przodkowie zapewniali sobie pożywienie w ciągu paru krótkich godzin, a resztę czasu mogli poświęcić na zachwycanie się światem, romansowanie czy malowanie po ścianach jaskiń. Właśnie to – a nie skłonność do długiej, żmudnej i alienującej pracy – tkwi w naszych genach. Tak więc celebrujmy każdy dzień urlopu, wszak jest to powrót do naszego naturalnego stanu! Naszej elementarnej conditio humana.
Pozdrawiam
M.A.
P.S. Podobnie jak Diana, chętnie wróciłbym do Twojego antyku, ale chyba pozostaje czekać w tej kwestii na kolejne rozdziały Sofonisby – których wyglądam z niecierpliwością!
Nefer
2024-12-05 at 11:39
Badania naukowców (co prawda „amerykańskich” – ale to samo potwierdzono w Australii) wykazały, że jeżeli po czterdziestce człowiek pracuje więcej niż 40 godzin tygodniowo, traci zdolności poznawcze. A tego przecież byśmy nie chcieli, czyli ruszamy na urlop!
PS. Ja też wziąłem właśnie taki urlop od przedstawiania końcowej, najtragiczniejszej odsłony historii Sofonisby. Ale wiem, że czeka.
Dzięki za wizytę i pozdrawiam.