Na żywioł (Barman-Raven)  2.8/5 (5)

TRYB CZYTELNICZY
9 min. czytania

Autor: Darq

Parking przed jednym z centrów handlowych późnym popołudniem. Grudzień – powinno być biało, zimowo i świątecznie, ale wokół – jak okiem sięgnąć – tylko czerń asfaltu i szarość ziemistych trawników.

Szedłem na spotkanie zupełnie bez planu. Zwykle sesje BDSM, w których pełniłem rolę strony dominującej, miałem dokładnie opracowane, zaplanowane, przewidziane. Zwykle, ale nie dziś. Dziś nie miałem nastroju ani siły. Kilkanaście godzin w biurze od wczesnego rana sprawiły, że jedyne, na co miałem ochotę, to szybki prysznic i sen. Ale obiecałem jej to spotkanie. Wiedziałem, jak trudno było wygospodarować te kilka godzin na nasze erotyczne ekscesy. Wiedziałem, że jej mąż nabierał coraz większych podejrzeń.

Miałem nadzieję, że coś wpadnie mi do głowy – jedna iskra, a plan się sam ułoży. Szedłem niespiesznie z biura na spotkanie. Szukając w głowie przebłysku, idei, pomysłu, który nadejdzie w skojarzeniu z billboardem, wystawą sklepową, mijanymi ludźmi… Czymkolwiek. Ale im bliżej miejsca, w którym mieliśmy się spotkać, tym mniej było możliwości.

Stanąłem przed parkingiem. Zapaliłem papierosa. Czekałem, czekałem.. a w głowie pustka. „Dobrze, nie ma co przedłużać – dziś będzie na żywioł”. Wszedłem na parking. Nie chciało mi się jej szukać – nie uzgodniliśmy miejsca, w którym miała czekać. Telefon i hasło: wyjdź do mnie!

W jednym z samochodów otworzyły się drzwi. Wysiadła moja uległa. Głośna muzyka zadudniła z głośników. Podszedłem do niej, delikatne musnąłem ustami jej wargi.

Wyglądała dokładnie tak, jak kazałem. „Cóż, pomysł z byciem surowym odpada. Nie mam nawet pretekstu, żeby ją ukarać”.

Spódnica, pończochy, mocny makijaż, czerwone paznokcie. Dokładnie tak, jak chciałem.

– Ładnie wyglądasz, suko…

Poczuła się pewniej. Było to ważne przy jej zdenerwowaniu – zwłaszcza, że miała prowadzić samochód.

Sadowiąc się w samochodzie, ponaglałem sam siebie w myślach. „Myśl! Szybko coś wykombinuj, bo nuda, to właśnie to, na co nie możesz sobie pozwolić. Myśl! Realizujesz plan albo tracisz kontrolę. Jasna cholera! Pierwszy raz w życiu nie przygotowałem sobie scenariusza.”

Pozwoliłem jej uruchomić silnik. Ruszyliśmy – wyjazd z parkingu.

– Dokąd jedziemy, panie? – pytała o wskazówki, a ja nie miałem bladego pojęcia, dokąd chcę jechać.

– Prosto, po prostu jedź prosto przed siebie. – Potrzebowałem trochę czasu.

Pogrążyłem się w rozważaniach, co dalej. Jechaliśmy w stronę mojego mieszkania. „Najwyżej ją zerżnę mocno i brutalnie”, zaświtało mi w głowie.

– Jak ci minął dzień… panie? – Nie była w stanie trzymać języka za zębami dłużej niż pięć minut.

– Dobrze, dziękuję – odpowiedziałem odruchowo.

Poczułem, jak narasta we mnie fala irytacji. Potrzebowałem momentu na zastanowienie się, a ona odzywała się niepytana.

 – Dobrze suko i przestań zawieszać tak głos tuż przed „panie” – ta przerwa jest zbędna. Ma jej nie być! – skarciłem ją.

Podziałało. Zamilkła.

Popatrzyłem na nią. Wiedziałem, że z każdą sekundą mój wzrok przeszywa ją coraz bardziej, że czuje się na wskroś prześwietlana. Patrzyłem na nią i myślałem: „Co ja z nią dziś zrobię? Powinna być zaskoczona, zdezorientowana… ale jak?”

Zbliżaliśmy się do mojego domu. Dotarliśmy do świateł, na których powinniśmy skręcić. Włączyła kierunkowskaz.

– O, co to, to nie! Nie będziesz dyktować, dokąd jedziemy. Przecież mówiłem: prosto!

Jechaliśmy ciemną ulicą rozświetlaną stojącymi w równych odstępach latarniami. Wylotówka na Gdańsk. Wylotówka… Tak! To jest to! W minionym tygodniu napisałem opowiadanie o karze wymierzanej suce. Akcja rozgrywała się właśnie na wylotówce, tyle że do Katowic.

Plan zaczął sam się kształtować w myślach. Szczegóły uzależniłem od okoliczności, ale ogólny zarys był już gotowy. Uśmiechnąłem się do siebie. Uznała to za zachętę do rozmowy. Tym razem już z pełnym przekonaniem, z pewnością w głosie kazałem jej się zamknąć. Znów zamilkła.

Idiotyczna gra w to, kto ma władzę. Od najmniejszych drobnostek po sprawy kluczowe. Nakręcało ją to, w jaki sposób ją traktowałem. Nie byłem ciapowatym mężem, nieuświadomionym pantoflarzem, który przez swoją – normalną w każdym związku – spolegliwość już dawno stracił wszelkie atrybuty męskości. Byłem jej Panem, a ona moją suką. Ja wydawałem polecenia – ona je wykonywała. Za każde nieposłuszeństwo dostawała karę – i sama świadomość takiego układu ról między nami sprawiała, że podniecenie ciekło jej po udach. Im bardziej byłem władczy, im bardziej chamski, tym większą znajdowała w tej relacji przyjemność.

Doprowadzałem ją do stanu zwierzęcia seksualnego. Krótkie komendy, całkowite posłuszeństwo i pozbycie się jakichkolwiek znamion cywilizacji – jedyna myśl w jej głowie to: więcej, chcę jeszcze więcej. I spokój, jaki ta degradacja dawała – nie było bizneswoman, nie było żony, nie było córki, nie było kobiety. Wszystkie role społeczne zostały ograniczone do jednego – była suką. Zwierzęciem nastawionym na seks – na czerpanie z seksualności pełnymi garściami, na najbardziej brudne i perwersyjne zachowania. Bez wstydu, bez zahamowań. Całkowite uwolnienie od gorsetu moralności. Zapinała obrożę na szyi i całe świat przestawał istnieć. Znikały wszystkie problemy i kwestie do rozwiązania – było tylko podniecenie i rozkosz niedostępna w zwykłym seksie. Bo kto inny zmusiłby ją do powstrzymania się od przyjemności, by wytrzymać tak długo, że orgazm był jak trzęsienie ziemi? Kto inny zmusiłby ją do przełamania wstydu wpojonego przez całą socjalizację? Kto inny akceptowałby śluz, ejakulat, łzy i krew, kto inny dawałby poczucie całkowitej akceptacji?

Wyjechaliśmy poza miasto. Widziałem, jak strach rósł w jej wnętrzu, jak powoli przestawała kontrolować swoje ciało. Przygryzała nerwowo wargę, zakrywała co jakiś czas dłonią usta, oddychała urywanie i płytko. Minęliśmy motel, jeden, drugi. Za każdym razem zwalniała, jakby podejrzewając, że każę jej zjechać na parking i za każdym razem z westchnieniem ulgi przyspieszała, kiedy mijaliśmy rozświetlone tablice z cenami pokoi.

To już pora. Minęliśmy właśnie znak o podporządkowanej ulicy kilkaset metrów przed nami.

– Zwolnij. Zjedź na prawy pas. Zaraz będziemy skręcać.

Mówiłem to tonem, który sugerował, że to wszystko jest od dawna zaplanowane i że prowadzę ją do z góry wyznaczonej lokalizacji. Znów przygryzła wargę. Kiwnęła mi tylko głową, że zrozumiała. Zwolniliśmy. Pojawił się zjazd.

– Tu, panie?– Drżącym głosem upewniła się, czy to właściwy skręt. Pomyślałem: „Nie mam pojęcia… ale niech będzie!”

– Tak to tu, w prawo. – Przed nami zamajaczyło skrzyżowanie. – A teraz prosto. – Dawałem instrukcje, jakbym jeździł tą drogą codziennie rano do pracy.

Przed nami jeden samochód.

– Zwolnij – Czerwone światła samochodu przed nami szybko znikły w oddali. – Zatrzymaj się. – Auto stanęło prawie w miejscu na pustej bocznej drodze.

Była roztrzęsiona ze zdenerwowania i strachu.

– Zjedź na pobocze. Tak, żebyśmy nie tarasowali drogi. – Skręciła tak gwałtownie, że prawie wjechaliśmy do rowu.

– Wyjdź z samochodu. Chodź tu do mnie. – Uchyliłem drzwi. Chciałem się pobawić jej strachem, że nas ktoś zobaczy.

Zgodnie z moimi poleceniami wypięła się do mnie tyłem, podciągnęła spódnicę.

Wyglądała jak tania kurwa, tirówka, taka sama, jaką opisałem w opowiadaniu. Przesuwałem dłonią po jej pośladkach. Co chwila podnosiła głowę, rozglądając się na boki, nabijając się przy tym mocniej na moje palce, które penetrowały jej kobiecość. W jej ruchach z łatwością dostrzegałem, jak bardzo była zdenerwowana i jednocześnie jak bardzo podniecona. Czułem jej wilgoć, jej gorąco na moich zimnych palcach.

Sięgnąłem do schowka po wibrator. Potarłem o pośladki i wsunąłem końcówkę w srom, kiedy na horyzoncie zamajaczyły światła samochodu.

Nie poprawiłem suki z parkowaniem, więc nasze auto ze światłami postojowymi, prawie w rowie, z pootwieranymi drzwiami musiało zwrócić uwagę kierowcy przejeżdżającego obok nas. Zsunąłem jej spódnicę w dół, spodziewając się, że będzie trzeba wyjaśnić sytuację.

Samochód zatrzymał się i zawrócił. Zaparkował tak, żeby oświetlać nas światłem reflektorów. Odważny facet, pomyślałem, kiedy zobaczyłem, że kierowca jest sam.

– Idź, powiedz, że wszystko jest w porządku.

Klepnąłem kochankę w pośladek, wysyłając ją, żeby się tłumaczyła. Była tak skupiona na moim dotyku, że kilka sekund zabrało jej zrozumienie polecenia. Zapaliłem papierosa. Przyciszona rozmowa. Chwila ciszy. Wróciła na swoje miejsce.

– Wsiadaj.

Po chwili znów jechaliśmy przed siebie. Teraz już wiedziałem doskonale, jakiego miejsca szukam. Potrzebowałem bocznej polnej dróżki z dala od szosy. Spokojnego miejsca, gdzie nie będziemy wzbudzać podejrzeń.

Popatrzyłem na sukę – roztrzęsiona, zdenerwowana, podniecona.

Z uśmiechem podałem jej wibrator. Zrozumiała sugestię – wsunęła go sobie, nie przestając prowadzić samochodu.

Opustoszałe uliczki podwarszawskiej miejscowości, pomarańczowe światło latarni i jej twarz skupiona i jednocześnie wykrzywiona z wysiłku, żeby nad sobą zapanować. Wibrator burczał cicho pomiędzy nogami. Widziałem, jak jej powieki same opadały w dół, widziałem, jak źrenice uciekają do góry – była na granicy orgazmu. Zjechaliśmy na przeciwległy pas drogi. Światła z naprzeciwka.

– Skup się, suko! – Prawie na nią krzyknąłem.

Otrzeźwiło ją to na moment. Znów skupiła się na drodze. i znów byłem świadkiem jej walki z samą sobą, z narastającym pożądaniem, z trudnym do opanowania łaskotaniem w podbrzuszu, które powoli zaczynało boleć.

Zjechaliśmy na pobocze. Musiała rozładować choć trochę to napięcie, jeśli nadal miała pełnić funkcję kierowcy. Rozłożyła szeroko uda i tak, jak jej kazałem, zaczęła posuwać się wibratorem. Jęczała i rzucała głową. Seksualny amok. Nie była w stanie kontrolować własnego ciała, ale mimo to zażądałem:

– Nie kończ jeszcze. Nie wolno ci skończyć.

Odsłoniła piersi. Jeszcze szerzej rozłożyła nogi, kiedy sięgnąłem mocno i brutalnie po jej biust. Rolowałem sutki, szczypałem i tarmosiłem, ściskałem i miażdżyłem skórę w silnym dotyku dłoni. Była na samym skraju orgazmu, trwała na cieniutkiej granicy, której nie wolno było jej przekroczyć. Była posłuszna i dzięki temu sięgała po rozkosz, której normalnie nie doświadczała z innymi facetami. Podniecenie kochanki zaczęło się udzielać i mnie. Już nie chciało mi się spać, już nie byłem zmęczony. Kobieta na siedzeniu obok szamotała się w takt ruchów własnej ręki.

Mijały nas kolejne samochody, oświetlając białym światłem jej spoconą twarz. Po przeciwnej stronie ulicy pojawili się jacyś piesi. Wyszarpnąłem spomiędzy ud wibrator. Chwyciłem ją za włosy. Z siłą, która zupełnie nie była potrzebna – tylko po to, żeby dać jej do zrozumienia, że jest pod całkowitą kontrolą, skłoniłem jej głowę w stronę mojego członka. Złapała go łapczywie ustami, jakby rekompensując mi swoje niespełnienie. Ssała i lizała z zaangażowaniem. Chwila poświęcona na moją przyjemność, która równocześnie studziła już szczytujące ciało kochanki.

– Wystarczy.

Podniosła się i wytarła usta wierzchem dłoni.

– Wycofaj i skręć w pierwszą drogę w prawo.

Zauważyłem wcześniej, że droga, która minęliśmy jest doskonała do moich celów; polna, nieuczęszczana, ciemna i cicha.

Posłusznie skierowała samochód w tamtą stronę. Na skrzyżowaniu minęliśmy grupkę motocyklistów. Wjechała w wyboistą dróżkę. Kilka chwil potem kazałem jej zgasić silnik.

W samochodzie unosił się zapach kobiecego podniecenia. Wszędobylski aromat śluzu wyciekającego z pochwy. Zawsze byłem zapachowcem. Moje własne podniecenie pod wpływem takich bodźców osiągnęło już górne rejestry. Gdybyśmy tylko mieli więcej czasu dla siebie, mógłbym nasycić swoje kubki smakowe…

Sięgnąłem do kieszeni po komórkę – sprawdziłem aktualny czas. Mieliśmy jeszcze godzinę dla siebie. Za mało na porządną minetę. Cóż, tym razem muszę zadowolić się samym zapachem.

Na polnej drodze, na której staliśmy, zajaśniały światła motocykli. Jechały w naszą stronę. Kochanka podniosła dłoń, zakrywając po raz kolejny tego wieczoru usta. Bała się, bała się tak, jak jeszcze nigdy w życiu, że spełnię swoją obietnicę – że kara, którą opisałem stanie się rzeczywistością, że oddam ją innym. Moje przypadkowe sprawdzenie godziny wydawało się elementem wcześniej ustalonego planu.

Chwyciłem ją za podbródek i obróciłem tak, że patrzyła mi prosto w oczy.

– Zaufaj mi, suko. Nie bój się…

Cała aż drżała ze strachu. Nie było w tym charakterystycznej dla niej maniery, nie było wyzywającego spojrzenia. Był czysty, fizycznie wyczuwalny strach.

– Myślisz, że oddam cię komuś innemu?

– Tak, panie, boję się. – Rzucała przerażone spojrzenia w tylną szybę, w której coraz bliżej widać było zbliżające się motocykle.

– Zaufaj mi.

– Tak panie. Ufam… – Spuściła wzrok.

Zamknąłem jej twarz w dłoniach.

Pierwszy z trójki motocykli minął nasz samochód, zaglądając z zaciekawieniem w szybę. Westchnienie ulgi i rozluźnienie. Kilka sekund później przejechał drugi i trzeci.

Oddech drżącej w moich dłoniach kobiety powoli się uspokoił – suka przełamała strach i nie zawiodła się.

– Wyjdź z samochodu. Chodź do mnie.

Z entuzjazmem spełniła moje życzenie.

– Wypnij się. Daj mi swój tyłek.

Wysunęła gołą pupę w moją stronę. Członek sam znalazł drogę do jej anusa. W pochwie brzęczał już wibrator. Jęknęła z bólu, kiedy zanurzyłem się w jej wnętrzu. Oparła dłonie o moje kolana. Skarcona przeniosła je na otwarte drzwi. Wibrator wypadł z niej kiedy rozłożyła nogi, przyjmując mnie w swoje wnętrze. Wsunęła go z powrotem.

– Zrób mi dobrze! – Kolejne polecenie

Coraz szybciej nabijała się na sztywny członek. Opadała coraz gwałtowniej, sterowana moimi dłońmi na biodrach. Przez ściankę pochwy czułem drżący wibrator. Jeszcze kilka ruchów i zobaczyłem, jak bije pięścią w szybę od samochodu. Opadła do tyłu, przygniatając mnie swoim ciężarem. Krzyczała przez zachrypnięte gardło. Suka miała orgazm.

Podniosłem ją i wyjąłem mokrego fallusa z jej tyłka.

– Klęknij. Weźmiesz go. – To miało być pytanie, ale zabrzmiało jak rozkaz.

Klęknęła na zeschniętej trawie pobocza. Objęła mojego penisa ustami. Wzięła go głęboko. Gorące wilgotne wargi i ciepły język. Mocno wsadzała go sobie w gardło. Jeszcze kilka ruchów języka i ręki i wytrysnąłem. Zakrztusiła się, część nasienia trafiła na twarz.

– Dobra sunia… Grzeczna suka… – wyszeptałem spierzchniętymi wargami.

W odpowiedzi zobaczyłem szeroki uśmiech.

Po chwili usiadła za kierownicą.

Zauważyłem rozmazane pasemko spermy na policzku. Pochyliłem się, żeby je zetrzeć.

– Nie… Zostaw. Lubię Cię nosić na sobie.

Całą drogę powrotną do Warszawy uśmiechała się tym jedynym w swoimi rodzaju uśmiechem – uśmiechem spełnionej kobiety.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tags:
Blog Comments

Przy takich Twoich opowiadaniach jestem jak dziecko, które dostało swój ulubiony przysmak. Biegnę po literach – spragniona każdej następnej. Docieram do końca, zapominając, że powinnam coś ocenić. Pewien reżyser opowiadał kiedyś czym charakteryzuje się dobrze zrobiony film. Jeśli oglądając przestajesz zastanawiać się nad ruchem kamery, sposobem kadrowania lub oświetlenia, jeśli historia wciąga Cię i pochłania w taki sposób, że jesteś w środku niczym jeden z bohaterów i nie wiesz jak i kiedy pojawiły się napisy końcowe – to to jet dobry film. I tak było w tym przypadku. Chociaż wydaje mi się, że już to kiedyś czytałam – wciągnęło mnie równie mocno.

Dzięki moja najwierniejsza czytelniczko.
To prawda, tekst ma prawie tyle lat co najmłodsi czytelnicy NE, ale miło było wrócić do tych wspomnień.
Swoją drogą to właśnie Tobie zawdzięczam swoją obecność najpierw na Dobrej Erotyce a potem tu na NE. Więc jeszcze raz: dzięki.

Doskonały i zmysłowy tekst. Z wielką przyjemnością się z nim zapoznałem.

Podoba mi się pokazanie dwóch rzeczywistości: tej, postrzeganej przez uległą, i drugiej, obnażonych myśli Pana. Wiara kobiety w Plan, to wiara w miraż, w dekorację. Ale dla niej to prawda. Czytelnik zna i inną prawdę – prawdę braku Planu. Więc jedno wydarzenie odbierane na dwa skrajnie różne sposoby. Prawda zrelatywizowana.

Kruku, nie pokusiłbyś się o datowanie swoich tekstów? Powyższa opowieść jest napisania innym stylem niż chociażby „Never more”. Miło było by prześledzić rozwój Twojego pisarstwa na przestrzeni lat. 🙂

Dzięki Kubusiu (Fatalisto – chciałoby się dodać).
Datowanie w moim przypadku nie zadziała – za każdym razem zmieniam coś w tekstach a daty określam wg zupełnie subiektywnych kryteriów:
Jest czas zamierzchły, potem era Obsesji, następnie epoka Kotki potem długi czas smuty i ostatni czas – era Jednorożca.

Ten tekst powstał w „zamierzchłym czasie”. Pisarsko to prehistoria (z lekkim retuszem).

Widzisz, dla mnie nawet taki sposób datowania (rok kalendarzowy to przecież też tylko kwestia umowy społecznej) byłby cenny, bo Twój styl pisania zmienił się na przestrzeni… doświadczeń 🙂 Swoją drogą ciekawy sposób dzielenia życia na etapy.

Czasami brak planu to najlepsze rozwiązanie. Droga „na żywioł” potrafi być wyboista, ale nieoczekiwany finał wędrówki wynagradza znój podróży. Oczywiście piszę to z perspektywy uległej, która pławi się w niepewności chwili.
Nie lubię planowania, stąd pewnie moja szczególna aprobata dla powyższego tekstu.

Brak planu można wybaczyć tylko jeśli ma się kreatywną głowę,albo mnóstwo szczęścia. Z punktu widzenia dominującego.
Częstokroć brak planu oznacza ryzyko. Konsekwencje zazwyczaj ponosi strona ulegająca. Okaleczenia, blizny, poparzenia, martwica, zagrożenie życia.
Życie nauczyło mnie planowania – „dobry spontan to zaplanowany spontan” (pozdrowienia dla zoozy). Najlepiej mieć kilka potencjalnie możliwych planów – wygląda jak spontan, a jest bezpieczne, z ryzykiem ograniczonym do minimum.

„dobry spontan to zaplanowany spontan”.
Wciąż się podpisuję pod tym hasłem 🙂
zooza

„Oczywiście piszę to z perspektywy uległej, która pławi się w niepewności chwili.”
Bo to wyjątkowo ekscytująca perspektywa jest! Bez dwóch zdań! Co nie zmienia faktu, że ktoś musi być czujny żeby spontan mógł czuć ktoś 🙂
pozdrawiam,
zooza

Podniecające.

Widzę Cię Eileen. I cieszę się, że Cię widzę.

Leave a Comment