Z miesiąc temu, właściwie przez przypadek, trafiłem na sympozjum medyczne, dotyczące zastosowania przy lekkich operacjach i zabiegach hipnozy zamiast znieczulenia i usypiania. Okazało się, że zalet takiego rozwiązania jest tak dużo, że farmakologiczne znieczulenie powinno od dziś być prawnie zabronione. Ale cóż, bardzo niewielu wie cokolwiek na temat – że tak to określę – hipnozy medyczno-uniwersyteckiej. Po prostu nie ma wystarczająco dobrych hipnotyzerów mogących na sali operacyjnej wziąć odpowiedzialność za pacjenta, którą dziś ponosi anestezjolog.
Mnie zainteresował szczególnie inny aspekt hipnozy. Na sympozjum wspomniano tylko mimochodem o hipnotyzerach doskonałych, mogących zahipnotyzować każdego w bardzo krótkim czasie. Tam też dowiedziałem się, że na hipnozę jest wrażliwy każdy człowiek – nawet im inteligentniejszy, tym bardziej podatny. Około jeden procent niewrażliwych to przeważnie pacjenci szpitali psychiatrycznych albo przypadki niedefiniowalne medycznie.
Już starożytni Sumerowie, Hindusi, Egipcjanie, Grecy czy Rzymianie wiedzieli o hipnozie tyle samo albo nawet więcej niż my dzisiaj, a na pewno wykorzystywali ją częściej i raczej do „niecnych” celów. Nie będę ukrywał, że kiedy wróciłem do domu, zaintrygowało mnie szczególnie wykorzystanie hipnozy do tych niecnych celów. Przez wiele dni czytałem o tym wszystko, co mi się nawinęło przed oczy. Okazało się, że także dzisiaj istnieje na świecie co najmniej kilkanaście osób o specjalnych predyspozycjach hipnotyzerskich. Wiele z nich jest pod specjalną opieką uniwersytetów i… policji. Skoro potrafią w kilka sekund zahipnotyzować dowolną osobę, wiele głupich pomysłów może przyjść im do głowy. To ci znani… A ci o których nikt nie wie, czasem łącznie z nimi samymi? Nikt nie zna liczby tych samorodnych talentów.
Aż przyszedł dzień, od którego zacząłem wierzyć w przypadki. Żona z dzieckiem gdzieś wtedy wyjechała. Byłem słomianym wdowcem przez kilka dni, a przynajmniej z widokami na bycie słomianym wdowcem… Zostawiono mi w piekarniku przyrumienioną szynkę, kilka miseczek niepowtarzalnych surówek i obrane ziemniaki do ugotowania albo upieczenia z szynką. Raj to mało powiedziane – mogłem oddać się ulubionym uciechom, nie dbając o przetrwanie… Przynajmniej przez najbliższe dwa-trzy dni. Planowałem wypad z kumplami żeby posmakować wielkomiejskiego życia „by night”, posiedzieć w Internecie na dziwnych stronkach, zniszczyć z połowę barku i robić wszystko to, czego nie wypadało albo nie mogłem, kiedy rodzinka mnie pilnowała. Słowem: „urwany ze smyczy”. Tego wieczoru planowałem wypad po okolicznych knajpach i weselszych przybytkach z kumplami, więc zostawiłem przygotowaną kolację na czarną godzinę – czytaj: na następne dni. Kiedy miałem zacząć się przebierać, usłyszałem dzwonek od drzwi wejściowych.
W drzwiach stała Ilona – najstarsza córka najstarszej siostry żony, 23-letnia studentka AWF-u, najładniejsza „małolata”, jaką znałem. Nie potrzeba chyba dokładniejszych opisów, ale mimo to się o nie pokuszę. 180 cm wzrostu, figura, o jakiej marzą modelki (te zdrowsze psychicznie – nie anorektyczki) i twarz aniołka okolona fryzurą a la Kleopatra. Żeby dopełnić widoku zapierającego dech w piersiach, ubrana była na czarno w krótki płaszczyk, jeszcze krótszą mini spódniczkę, kosmato-miękki wełniany golf i grube wełniane rajstopy; przy czym raj był częściowo widoczny spod mini, a stopy z przyległościami całkowicie były zanurzone w wysokich kozaczkach na średniej szpilce.
– Cześć, Jurek, może jestem nie w porę?
Pierwsza wystartowała, widząc moją szczękę w pełnym zwisie. Inaczej zaplanowałem wieczór, ale w tych okolicznościach przyrody byłem gotów zmienić wszystko diametralnie.
– Nie, nie, wchodź.
Z najniewinniejszym obłudnym uśmiechem zaprosiłem ją do środka. Nie podejrzewała mnie aż o taką przewrotność. Weszła rozjaśniona niewinnym uśmiechem. Do tej pory, kiedy brakowało jej kasy, zawsze mogła u cioci liczyć na nienajgorszą wyżerkę, a i jakaś zapomoga finansowa była niewykluczona… Od zawsze byliśmy po imieniu.
– Wejdź, Ilona, właśnie wstawiałem kolację – skłamałem bez zmrużenia oka.
– Nie ma Iwony? – Jej zdziwienie też nie było zbyt szczere.
– Nooo nie ma, ale kolacja prawie już jest.
– To zaraz przyjdzie? – postanowiła zyskać pewność.
– Zaraz nastąpi jutro, albo pojutrze… Nie wiem – starałem się odpowiadać konstruktywnie.
Dała sobie spokój, nie drążąc już dalej tematu. Teraz wyczuliła swój zmysł powonienia, próbując wyczuć, co ją czeka w najbliższej przyszłości.
– Mamy pieczoną szynkę z dodatkami. Wolisz ziemniaki gotowane czy pieczone?
– Pieczone.
Najwyraźniej już zapomniała o Iwonie.
Odwróciłem się zatem, obierając kierunek na kuchnię. Zdążyła zdjąć kozaczki i cichutko się za mną powiła. To był rodzaj kobiety-gumy – kiedy szła, nie miała kości. Jej ciało dosłownie się wiło, a w dotyku czuło się tylko miękką i ciepłą jedwabistość… Miałem już parę razy okazję to sprawdzić. Nie widziałem jej wężowego chodu, ale czułem jej obecność na karku.
– Kwadransik i jemy – powiedziałem przed siebie.
Trzymała się niepokojąco blisko mnie, kiedy zwijałem się, próbując ją i siebie przekonać, że to były moje plany, przynajmniej od godziny.
Wszystko było już na ogniu, trzeba było czymś ją zająć.
– Napijemy się wina do kolacji – nie pytając, lecz twierdząc poszedłem do barku.
– Nie mogę, mam mecz w środę… Ale cooo tam… – Szybko się rozgrzeszyła – To jeszcze cztery dni.
Siedzieliśmy po minucie naprzeciwko siebie na fotelach i sączyliśmy czerwone kalifornijskie. Była szybsza… Dolałem. Jej czarne oczy zaczęły lśnić, jakby ktoś włączył w jej głowie małe reflektorki. W ciszy, jaka zapadła, nie było nic nienaturalnego, czuliśmy się dobrze w swoim towarzystwie. Była dumą i pięknym kwiatem całej rodziny ze strony żony, wszyscy ją hołubili, starając się usuwać wszelkie kłody spod nóg. Pierwszy raz widziałem ją, kiedy jeszcze byliśmy narzeczeństwem, a od tego czasu coraz piękniejsza „iskierka” – rodzinna ksywka – wiele razy wdrapywała się na kolana wujka.
Nie wyrzekałem się właściwie niczego, mogąc spędzać z nią czas. Sama możliwość bycia z nią (bez żadnych seksualnych podtekstów) była przyjemnością wynagradzającą na pewno zmianę planów. Lubiliśmy się i czas nam zawsze szybko upływał razem. Zresztą, do kumpli mogłem iść nawet po północy.
– No i jak ci leci? – zacząłem rodzinny wywiad.
– Nie jest źle. Dostałam najwyższe stypendium sportowe, nie wisi mi żaden egzamin. Nie jest źle – powtórzyła uspokajająco.
Wystarczyło poddać jej temat i dalej tylko słuchać. Zawsze traktowała mnie jak kumpla, przed którym można się wygadać. Jakiś czas temu z kłopotami sercowymi przyszła też do mnie, a nie do mojej żony albo swojej matki. Wychodziła nieźle, trzymając się moich rad, więc siłą rzeczy wiedziałem o jej wszelkich perypetiach naukowo-sercowo-sportowych najwięcej z rodziny.
Podwinęła pod siebie nogi na fotelu, delektując się aromatem nienajgorszego wina. Ciemny trójkąt utworzony przez zarys jej ud i brzeg mini sprowadził moje myśli na manowce. Na bardzo krótko – sam się skarciłem, wracając siłą woli do rzeczywistości. Zresztą czarne ubranie i takież rajstopy nie pozwoliły w półmroku wieczoru nic dojrzeć.
Wino i dochodzące z kuchni zapachy zaostrzyły nam apetyt. Wstałem, żeby zrealizować nasze kulinarne oczekiwania. Zerwała się, żeby mi pomóc i kobiecym okiem dopilnować estetyki podawania do stołu. Zawsze to robiła; nie była przecież gościem, ale prawie domownikiem.
Miałem dość po pierwszym kawałku. Siedziałem, podziwiając z niekłamaną przyjemnością, jak pochłania kolejny kawałek szynki, pustosząc jednocześnie miseczki z surówkami. Dolałem nam wina. Popijałem powolutku a „Iskierka” kolejne nalewane jej kieliszki traktowała jak kompot. Butelka poszła się… Musiałem wstać, żeby przynieść pękaty antałek tego samego napoju. Cotygodniowo uzupełniałem zapasy kalifornijskiego wina; od jakiegoś czasu posiłek bez wina większość mojej rodziny uważała za niepełny. Znowu dolałem, po pięciu minutach ponownie… Chciałbym mieć taką przemianę materii. Nie narzekałem na figurę, daleko mi jeszcze do brzuszka, ale żeby pochłonąć taką górę jedzenia… – mission impossible. I znowu musiałem dolać…
Po sprzątnięciu i zamknięciu zmywarki wróciliśmy do antałka. Zwinęła się jak kotka w fotelu, tym razem delektując się tylko wonnym napojem. Zrobił się już wieczór. Nie przepadałem za telewizją; z kolumn sączył się Pink Floyd, a z kinkietów na ścianach płynęło dokładnie tyle światła, żeby nie musieć widzieć nic, co byłoby zbędne do odbioru suity „Echa”.
Bawiłem się otwieraczem na krótkim łańcuszku, majtając nim bezmyślnie, w drugiej ręce trzymałem kieliszek… Pełne odprężenie. Ilona zwinięta w kłębek pociągała leniwie ze swojego kieliszka, spod zmrużonych powiek obserwując monotonny ruch otwieracza.
Szczęśliwa sytość i boski bezruch zapanował w pokoju.
Spod wpółprzymkniętych powiek mój wzrok znów zaczął błądzić po ciemnym trójkącie. Poruszyła udami, przyjmując wygodniejszą pozycję. Gdyby nie ten czarny kolor, obejrzałbym sobie najpiękniejszą część kobiecego ciała, a tak… tylko odcienie czerni. Od sadzy występującej złośliwie w najciekawszych zakamarkach do popielatej czerni na doskonałych udach i górze pełnych piersi. Powędrowałem wzrokiem na jej twarz… Była wpatrzona w niklowany błyszczący openerek, miarowo bujający się pod moją dłonią.
Zastanowiło mnie to. Czyżby… No tak, poznałem objawy pierwszej fazy hipnozy. Odprężenie, sytość, wewnętrzny spokój (wzmożony alkoholem) i koncentracja na wahadłowo poruszającym się błyszczącym przedmiocie. Okazja! Niepowtarzalna okazja do sprawdzenia moich nieznanych jeszcze możliwości. A i „króliczka doświadczalna” wymarzona… Byle tylko niczego nie spieprzyć.
– Jesteś śpiąca – monotonnie i powoli zacząłem jej wysyłać moje sugestie.
– Sama nie wieeem. Ciepło tu u ciebie i przyjemnie jak w domu.
W jej głosie nie mogłem się doszukać nawet grama dawnej żywiołowej, impulsywnej „Iskierki”. To był głos kogoś, kto za pięć minut będzie smacznie chrapał.
– To dobrze, że się czujesz odprężona, lekka, że jest ci cieplutko i miło. Ułóż się wygodnie i słuchaj muzyki. Czujesz lekkość, jest ci dobrze. Wszystkie kłopoty odłóż do jutra, zapomnij o nich teraz. Już zapomniałaś i tak jest bardzo dobrze… – gaworzyłem sobie powolutku.
Pisanie tego trwało krócej niż wypowiedzenie.
– …widzę, że masz ciężkie powieki. Jest ci teraz jeszcze lepiej… Jak doliczę do dziesięciu, zamkniesz oczy i odprężysz się całkowicie, a potem porozmawiamy. Jesteś szczęśliwa… jeden… dwa… trzy… powieki coraz bardziej ci ciążą… cztery… pięć… układasz się wygodnie… nic ci nie przeszkadza… sześć… siedem… uśmiechasz się szczęśliwa, rozluźniona… osiem… dziewięć… dziesięć…
Powieki powoli jej opadały i po doliczeniu przeze mnie do dziesięciu zamknęły się całkowicie. Kiedy doliczyłem do pięciu, o mało nie wybiła mnie z rytmu, zakładając prawą nogę na oparcie fotela. Mini podciągnęła się w pełni, tworząc szeroki pas na biodrach; wydatna górka spomiędzy ud, patrzyła centralnie na mnie. Kolor już był nieistotny. Widziałem każdy szew rajstop przylegających ściśle do wspaniałego ciała. Spod rozciągniętego na biodrach materiału przebijały białe majteczki. Ale dzielnie, nie gubiąc rytmu, doliczyłem do końca. Na twarzy miała niewinny, radosny uśmiech, który widziałem ostatnio kiedy była nastolatką.
– Możemy sobie teraz spokojnie pogadać. Odłącz się od wszystkich zewnętrznych hałasów. Zrelaksuj się całkowicie. Możemy się teraz pytać o wszystko i będziemy sobie odpowiadać dokładnie i wyczerpująco… tylko prawdę. Chcesz?
– Jasne. Mam parę pytań, ale do tej pory nie było okazji i trochę się wstydziłam… – Uśmiech szczęścia nie schodził jej z ust.
Wypięty, wydatny wzgórek Wenery nie dawał mi spokoju. A co tam, pójdę na całość, raz się żyje.
– Jest ci gorąco… jest ci bardzo gorąco… nie musisz się piec… możesz zdjąć te grube ciuchy, po co się męczyć… Jest ci niewygodnie w tych opiętych szmatkach…
Nie musiałem się długo produkować, bo usłyszałem:
– Faktycznie jest tu gorąco. Za ciepło się ubrałam.
Striptiz zaczęła od grubego golfa. Naprawdę nie było tu zimno. Mnie było gorąco w samym t-shircie i bawełnianych cienkich spodniach. I stawało się coraz goręcej.
Jej ruchy były mocno zwolnione, ale przez to jeszcze bardziej seksowne i sugestywne. Usiadła na brzeżku fotela i zdjęła golf. Ściągając go, podciągnęła wysoko biały t-shirt, ukazując wspaniały płaski brzuszek z głębokim pępuszkiem i biały koronkowy, biustonosz, dokładnie wypełniony mięciutką zawartością. Nie sposób było nie zauważyć, że był o numer za mały, bo obejrzałem sobie dokładnie pełne, jędrne piersi od dołu, a ciemne wydatne sutki z brązowymi aureolkami, wyraźnie przebijały przez koronkę. T-shirt opadł, ale szopa potarganych włosów tworzyła z niej boginię seksu.
– Zdejmij biustonosz, bo widzę że mocno cię uciska – podpowiedziałem spokojnie.
– Jasne, właśnie miałam taki zamiar…
T-shirt znowu powędrował wysoko; wygięła ręce do tyłu rozpinając haftki. Przez kilka sekund uwolnione piersi kołysały się na boki, przyciągając mój wzrok. Gdyby potrwało to dłużej, zahipnotyzowalibyśmy się chyba nawzajem. Kiedy ściągała biustonosz bez zdejmowania koszulki, obejrzałem sobie wnikliwie jej doskonały biust…
Teraz wstała, rozpinając jednocześnie mini. Po kilku sekundach, wijąc się, wyswobadzała się z opiętego kawałka czarnego materiału. Stała w białym podkoszulku i czarnych grubych rajstopach, zastanawiając się, co dalej robić.
– Gumka rajstop bardzo cię uciska… zdejmij je…
Miała nowy cel. Zahaczyła kciukami o rajstopy, ściągając je razem z białymi majtkami. Robiła to lepiej od najlepszej striptizerki. Powolutku ukazywał się wygolony czarny paseczek nad różową szpareczką, potem gładkie sprężyste uda o nieskazitelnej linii. Doszła do kolan i usiadła na fotelu, rozchylając uda. Nie widziałem siebie, ale tak musiała kiedyś wyglądać żona Lota. Powoli ściągała rajstopy z lewej łydki, potem stopy. To samo z prawej. Majteczki zostały na kolanach. Rajstopy powędrowały na golf, biustonosz i miniówkę obok fotela.
Teraz znowu wstała, jednocześnie leniwie podciągając majteczki. Kiedy były już na miejscu, przyjęła pozycję sprzed striptizu, zawieszając nogę na oparciu. Tylko że teraz majteczki tak się przesunęły, że cała prawa warga razem z łechtaczką były na wierzchu. Czarny pasek lśniących włosków próbował się przebić za wszelką cenę przez delikatne koronki. Rozłożyła się na fotelu, nawet na moment nie otwierając oczu.
Dopiero teraz spostrzegłem, że dbając tak o „wygodę” Ilonki, sam wpędziłem się w nieliche niewygody. Członek zrobił mi namiot ze spodni, jakiego już nie widziałem od lat. Czubek tego namiotu był już mocno zaplamiony; bokserki, jak czułem, jeszcze bardziej. Poprawiłem te „niewygody”, lekko i bezgłośnie się unosząc.
Leżała rozciągnięta w fotelu z zamkniętymi oczami i uśmiechem na rozchylonych ustach.
– Teraz możemy spokojnie porozmawiać –skonstatowałem cicho.
– Pewnie, o czym tylko chcesz – zgodziła się spolegliwie.
– Lubisz seks?
No przecież to mnie interesowało najbardziej.
– Jak możesz pytać? To najlepsze, co może nam się przytrafić!
Domyślałem się, że nie należała nigdy do kółka różańcowego, ale taki bezwarunkowy entuzjazm… Musiała naprawdę lubić te klocki. Jej mama też nie była święta. Już miałem okazję kilka razy ją wymacać. Zasłaniała się alkoholem, udając pierwszą niewinną. Raz nawet, gdyby żona nie wyszła z łazienki, doszłoby na pewno do konsumpcji. Oczywiście, Ula udawała mocny poimprezowy sen.
Podejście do seksu jest jednak pochodną wychowania i tego jak te sprawy są traktowane w rodzinnym domu. W jednym pokazanie kolan spod koszuli nocnej jest ciężkim przestępstwem moralnym; w drugim dzieci nawet nie odwrócą głowy, gdy mama czy tata na golasa szukają po całym domu szlafroka po kąpieli. Iskierka nie była pruderyjna, tak samo jak jej matka czy moja żona.
– Kiedy miałaś pierwszego faceta?
– To było na imprezie u kumpeli w ogólniaku. Miałam 17 lat. Wtedy mnie rozdziewiczyli, ale pierwszego loda to zrobiłam jeszcze na koloniach po podstawówce.
– Jak to się stało? – Musiałem mieć wypieki na twarzy.
– Co? Lodzik czy orgietka u kumpeli?
Była bardziej konkretna ode mnie.
– I to, i to… Po kolei…
Coraz bardziej zasychało mi w gardle.
– Lodzik… to nic ciekawego. Chodziłam pod koniec podstawówki z takim Jackiem z klasy. Pojechaliśmy wtedy razem na kolonie. Kiedyś nocą poszłam do ubikacji. Kiedy wracałam, natknęłam się na niego w ciemnym korytarzu. Zaczął mnie całować i obmacywać. Nawet nie skojarzyłam, kiedy mi ściągnął spodnie od pidżamy i nie chciał oddać. Potem powiedział, że jeśli mu nie zrobię tego ustami, wciągnie mnie tak rozebraną do sali chłopaków, gdzie spało ich chyba z dziesięciu. Kazał mi kucnąć i wepchnął go w gardło. To był chyba najkrótszy mój lodzik w życiu. Wtedy poznałam ten smak… Ale potem oddał mi dół od pidżamy i nawet odprowadził do sali. Do końca kolonii jeszcze parę razy obciągałam mu w krzakach za szkołą i dałam mu się lizać. Wolał, kiedy ja mu to robiłam…
Zapadła cisza.
– A jak straciłaś cnotę?
Niewiele było mi trzeba do wytrysku. Spodnie na pewno już były do prania.
– Będziesz się śmiał. Właściwie to od paluszka.
Rumieniec na jej twarzy się pogłębił.
– Przez cały ogólniak siedziałam w ławce z Ewą, moją najlepszą kumpelą. Jej starzy mieli wielki dom. Kiedyś pojechali gdzieś na wczasy, zostawiając ją i jej starszego brata samych. Pamiętam, że niedługo potem jej brat poszedł na studia… Czy do wojska? W każdym razie tamtej jesieni wyjechał…
Nastąpiła chwila zadumy.
Siedziałem w ciszy, czekając na ciąg dalszy. Na twarzy mojej Kleopatry zarysował się wysiłek, ale zaraz powrócił uśmiech. Prawa dłoń z oparcia powędrowała na odsłoniętą łechtaczkę. Złapała ją między kciuk i palec wskazujący, zaczynając delikatnie ją głaskać.
– Miałam wtedy spać u Ewy. Była wspaniała zabawa. Skończyła się może koło drugiej w nocy. Okazało się, że została z nami jeszcze taka Gośka, a u brata Ewy zostało chyba ze czterech jego kumpli.
Spałam w łóżku z tą Gośką, a Ewa na tapczanie obok. Padłyśmy jak kawki. Przez sen poczułam, że ktoś mi ściąga majtki. Potem wepchnął mi palce w cipkę; zabolało… ale potem było już przyjemnie. Wtedy się obudziłam. Nadchodził świt, wszystko było widać. Na Gośce obok leżał taki przystojny szatyn i rypał ją, aż jęczała, a Ewa na tapczanie obciągała takiemu fajnemu blondynowi z klasy matematycznej. Chciałam wstać, ale jej brat położył się na mnie, mocno przytrzymując. Chwilę później poczułam jego wielki członek. Wepchnął się do końca. Zaczęłam krzyczeć, ale wpadło jeszcze jakichś dwóch chłopaków i jeden wepchnął penisa do ust mnie, a drugi Gośce…
To był długi ranek. Każda z nas miała chyba każdego… Pamiętam, że Ewa obciągała nawet swojemu bratu. Dziwne, ale żadna z nas nie zaciążyła.
Skończyła. Opuściła głowę na ramię, zajmując się coraz intensywniej łechtaczką. Teraz już szorowała palcami po rowku, nie oszczędzając coraz bardziej wydatnego dzyndzelka.
– Jak często się sobą bawisz?
Nie mogłem odpuścić okazji, żeby dowiedzieć się czegoś nowego.
– Zawsze jak coś mnie podnieci, albo przed snem w łóżku, jak za długo nie mam chłopaka.
– Za długo? To znaczy ile? – drążyłem.
– Oj, nie nudź. Czasami dzień, a czasami miesiąc. Zależy od tego, czy mam chcicę…
– A co teraz tak cię podnieciło?
– Wspomnienia… i ty…
– Przecież mnie nigdy nie widziałaś nago.
– Zdaje ci się…
Zbaraniałem.
– Kiedy mnie widziałaś?
– Jak matka ci obciągała, gdy spałeś z ciocią u nas.
Zatkało mnie zupełnie.
– Kiedy to było?
– Parę lat temu na imieninach matki. Szłam w nocy do łazienki i przez niedomknięte drzwi wszystko widziałam. Spaliście bardzo mocno – ty z brzegu… Mama klęczała długo, zanim jej się spuściłeś, ale wszystko połknęła. Później, kiedy już wiedziałam, jak się to robi, też miałam ochotę to zrobić, ale nigdy już tak mocno nie spaliście… I widziałam jeszcze kiedyś, jak dmuchałeś Iwonkę w nocy. Myślę, że nie masz się czego wstydzić. Podobał mi się…
Już wiem, kiedy to było. Wymacałem wtedy najstarszą siostrzyczkę w tańcu i pod stołem niemiłosiernie, ale Darek – jej mąż – miał wtedy fazę na picie. Przetrzymałem go, ale potem byłem tylko ciałem do następnego południa. A z Iwoną… Kochaliśmy się u nich wiele razy. No i małolata… Na pewno wtedy jeszcze była w ogólniaku. Usypiałem już, kiedy zobaczyłem Ilonkę w nocnej koszulce, otwierającą nasze drzwi. Kiedy zobaczyła, że na nią patrzę, cichutko się wycofała. Nie podejrzewałem, co się wtedy plątało w tej pięknej główce. A dziś zobaczyłem to wszystko w innym świetle.
– Chcesz to dzisiaj nadrobić?
Byłem pewien, że chce. I że nie trzeba jej namawiać.
Wstałem, odpinając spodnie. Przy małej pomocy palców bokserki opadły razem ze spodniami. Zaśliniony sztywny fiut celował swoim okiem w czoło Ilony, kiedy ta, kierując się węchem, dłonią zgarnęła go prosto do ust. Oj, nie miała ona płytkiego gardła. Byłem tak podpalony, a jej język tak zwinny i pracowity, że to właściwie wstyd dla dorosłego faceta wystrzelić po minucie, po kilkunastu suwach. Po omacku załatwiła mnie ekspresowo na cacy.
– Smaczny jesteś…
Dwa kroki do tyłu i opadłem na swój fotel, a ona jakby nigdy nic wróciła do miętolenia mlaskających już teraz głośno warg i ciemno różowej łechtaczki. Jeśli ona może, to ja też.
– Nie wolałabyś, żeby jakiś facet się tobą zajął? –zasugerowałem cicho.
– No wreszcie. Jak myślisz, po co robię cały ten szoł. Na początku wspominałeś tylko o szczerej rozmowie o wszystkim…
– Dobrze, wysuń biodra do przodu i nie myśl o niczym innym.
Rozstawiła nogi, opierając je o oparcia fotela i zwisając lśniącą teraz cipeczką za fotelem. Szpareczka była malutka i ciasna, ale wzgórek bardzo wydatny. W prawie szpagacie, płatki się rozchyliły, opierając się o wałeczki po obu stronach. Twarda duża łechtaczka prężyła się nad jasno czerwoną rozwartą jamką. Nie warto było się ubierać.
Skwapliwie uklęknąłem, wpijając się od razu językiem w rozwartą szeroko jamkę. Usta objęły płateczki całkowicie. Język pracował niczym tłok w szparce. Po kilku minutach potrzebowałem odpoczynku. Już nie nadwyrężając mięśni języka, delikatnie zająłem się sztywną łechtaczką. Głęboko oddychała, wiercąc biodrami. Przejechałem językiem wzdłuż szparki, zjeżdżając stopniowo w jeszcze bardziej erogenne rejony. Tego już nie wytrzymała – drżąc i wijąc się nadziana ciągle na wibrujący język. Znowu zająłem się coraz sztywniejszym dzyndzelkiem. Tym razem wydobyłem z niej już jęk na wydechu i syczący wdech przez zęby. To wyglądało jakby walczyła ze sobą, żeby nie okazać orgazmu. Znowu zjechałem niżej. Teraz już jej biodra robiły za wibrator na najwyższym biegu. Wróciłem do łechtaczki. Wtedy zorientowałem się, że od jakiegoś czasu to już jest przecież orgazm za orgazmem.
Nie mogłem dopuścić do tego, żeby się obudziła. Odsunąłem się delikatnie, wracając powoli na fotel. Cała jej twarz pokryta była malutkimi kropelkami potu; ze szparki ściekała ambrozja. Nie mogłem dopuścić, żeby się zmarnowała. Wróciłem na czworakach, teraz już delikatnie zlizując dokładnie wszystko. Smakowała wspaniale. Powoli ochłonęła, dochodząc do siebie. Nawet spod powiek wyciekły dwie malutkie łezki.
– Dlaczego robiłaś wszystko, żeby nie okazać przeżywania orgazmu? – zapytałem spokojnie i bez emocji, jakbym pytał o drogę do najbliższego bankomatu.
– Ja już tak mam. Krzyczałbyś w pokoju w akademiku, gdzie są wokół tłumy, albo kiedy za jedną ścianą śpi młodszy brat, a za drugą rodzice?
– No faktycznie, jest to jakieś wytłumaczenie, ale z drugiej strony wszystko dusisz w sobie, tracąc połowę przeżyć.
– Masz rację. – Z zamkniętymi oczami popadła w zadumę.
– Może lepiej zdejmij te majteczki. Nie ma sensu się nimi ściskać, jeśli nic nie zakrywają ani nie ogrzewają.
Znowu delikatna, cicha sugestia.
– Masz rację – powtórzyła, ściągając białe koronki i rzucając je na biustonosz.
Nagle jakby coś się w niej odblokowało.
– Przeżyłam coś takiego po raz pierwszy w życiu. Myślę, że nie ostatni. Możesz ze mną robić to zawsze, kiedy tylko będziesz chciał.
W jej głosie ponownie usłyszałem energię.
Hipnoza wymuszała szczerość i wyznania, które na pewno nie padłyby w innych okolicznościach. „Oj, piękna, najchętniej nie wychodziłbym spomiędzy twoich ud, gdyby to było możliwe”, pomyślałem, nie wypowiadając jednak tego na głos.
Strzeliłem sobie raz, ale to tylko jeszcze bardziej mnie podgrzało. Jak to zrobić, żeby ją przelecieć? Kochać się z nią długo i bez żadnych ograniczeń, nie bojąc się, że ją obudzę. Nie było takiej możliwości. Mogłem to zrobić tak, jak chciałem tylko po wybudzeniu jej…
Leżała rozłożona całkowicie na fotelu, od biedy mogącym robić za mini-kanapę. Od dłuższej chwili znowu podziwiałem nieskazitelne piękno jej ciała, jej najintymniejszych zakamarków. Jej skóra była tak apetyczna – gładziutka, lekko opalona, bez rozstępów, najmniejszej skazy… Chodząca, a właściwie leżąca teraz doskonałość. Dziewczyny wydają grube tysiące, żeby chociaż trochę zbliżyć się do takiego ideału, a ta ma wszystko ot tak, bez wysiłku.
Cichutko oddychała przez nos, chyba nieświadomie kusząc swoją doskonałością. Nie mogłem jednak na chama się w nią wepchnąć. Najlepiej gdyby inicjatywa wyszła od niej, kiedy ją obudzę. I miałem jeszcze parę pytań…
– Ilu miałaś chłopaków? – postanowiłem dowiedzieć się wszystkiego z najlepszego źródła.
– O co ci chodzi? Ilu miałam chłopaków, z iloma spałam, czy ilu zrobiłam dobrze?
Nadal była konkretniejsza ode mnie, sprawiając ciągle wrażenie śpiącej.
– Opowiadaj po kolei – poddałem się.
– Teraz chodzę z moim trzecim, spałam z… siedmioma, a obciągałam…
Zamilkła na dłuższą chwilę.
– Byłeś dwudziesty pierwszy – obliczyła po minucie.
– A z kim było ci najlepiej?
– Mój aktualny jest najlepszy i jest zawsze, kiedy go potrzebuję.
Przecież mieszkali w tym samym akademiku – teraz skojarzyłem.
– …ale twoja minetka była najlepsza, jaką miałam do tej pory.
Ooo, mam jakieś plusy, pomyślałem. Może jednak coś z tego wyjdzie.
– A kiedy ostatnio tak mocno się podnieciłaś?
– …? Kiedy teraz do was jechałam, w autobusie był straszny tłok. Jakiś chłopak przykleił się do mnie. Kiedy się nie odsunęłam, wymacał mnie dokładnie. Chciał nawet wsadzić mi łapę w majtki, hi hi, ale spódnica była za ciasna. Jak mnie zobaczyłeś, byłam cała mokra.
Uśmiech nie schodził jej z ust.
Zapomniałem z tego wszystkiego się ubrać i mój mały znowu zaczął mi uświadamiać, że jest gotowy i chętnie gdzieś by się pomoczył.
– Byłaś kiedyś zgwałcona?
Nie darowałbym sobie, gdybym o to nie zapytał.
– Nie, tylko na imprezie u Ewy, już ci mówiłam. Chociaż nie. Z miesiąc temu wracałam z Arturem z imprezy w „Podziemiach”. Kiedy przechodziliśmy na skróty przez jakieś podwórze, wepchnął mnie do klatki, zdarł mi majtki i zapakował tak, że aż krzyknęłam. Potem skończył mi w ustach. Ale to właściwie nie był gwałt…
Brakło mi pytań, bo zachowanie mojego korzenia zaprzątało przynajmniej połowę moich pracujących teraz szarych komórek. Jednak nie oszukiwał – musiał się trochę pomoczyć.
– Musisz wracać do akademika czy możesz spać u nas?
Zaczynał mi świtać pewien plan.
– Artur czeka, ale może sobie trochę poczekać. Jest mi tak bosko, że chętnie prześpię się w jakiejś świeżej pościeli.
– No to słuchaj. Zaprowadzę cię teraz do łóżka, położysz się i kiedy po odliczeniu od dziesięciu do jednego, powiem „już”, zapadniesz w głęboki, mocny sen. Ale połóż się tak, żeby mi ułatwić bawienie się twoją szparką i biuścikiem. Chcesz tak?
– Jasne. Brzmi interesująco… I co dalej?
Miała na twarzy ciemny rumieniec.
– Kiedy powiem „już”, zapomniesz też kompletnie, co się tutaj działo i o czym rozmawialiśmy. Jak będę się tobą bawił i przebudzisz się, kieruj się tylko instynktem, nic nie pamiętając od kolacji. Dobrze?
– Ale jesteś sprośniak. Ale mam na ciebie straszną ochotę. Wszystko jasne – uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
– To teraz zaprowadzę cię do łóżka. Trzymaj mnie za ręce i idź ostrożnie.
Wstała, wyciągając przed siebie ręce. Ująłem je, stojąc do niej tyłem. Zacząłem robić za lokomotywę. Doprowadziłem ją do łóżka w pokoju gościnnym i ustawiłem tuż przy nim. Ujmując ją za ramiona, delikatnie posadziłem na brzegu. Przez przypadek mój mały uderzył ją w policzek, przesuwając się zaraz potem po ustach. Wykazała się niezłym refleksem, łapiąc go zwinnie ustami i wpychając do połowy. Jej głowa zaczęła poruszać się odruchowo w tym chyba najstarszym ruchu świata. Zdążyła wykonać parę suwów.
– No nie, muszę zadbać, moja droga, żeby mi starczyło tych małych, wijących się przynajmniej na dwa numerki. Kładź się grzecznie.
Stanowczo przerwałem nieplanowanego lodzika.
– Słodziutki – wyszczerzyła w uśmiechu białe, równe ząbki.
– Połóż się wygodnie.
Opuściła główkę na wykrochmaloną poduszkę, podciągając tułów na środek łóżka. Pamiętając, co mówiłem, rozłożyła szeroko nóżki rozwierając sklejone, błyszczące płatki. Znów byłem bliski strzału.
– Nie musisz kombinować gumek, mam spiralkę – oznajmiła sennie.
– Pięknie. A teraz jak powiem „już”, mocno zaśnij. Dziesięć… dziewięć… … dwa… jeden… już.
Spała mocno, z rozchylonymi ustami, cichutko posapując.
– Ilona – sprawdziłem cicho.
Nie słyszała. Spała mocno. Wyeksponowana kobiecość była magnesem, od której nie tak łatwo było oderwać wzrok. Delikatnie przykryłem ją kołdrą. Musiałem jeszcze zrobić parę rzeczy. Pozbierałem jej ciuszki, przenosząc je obok łóżka – niech rano myśli, że wszystko było normalnie – pogasiłem światła, umyłem dokładnie małego.
Zahipnotyzowałem laseczkę, o której nawet nie śmiałem marzyć. Potrafię to. Dowiedziałem się czegoś, co postawiło prawie na głowie moje rodzinne stosunki z siostrą żony i jej córką. Ale to nie koniec bilansu wieczoru. Mogłem zahipnotyzować żonę i poznać jej najtajniejsze sekrety; chociaż to akurat jeszcze jest do przemyślenia. Nie przypuszczałem że mogę dowiedzieć się czegoś, co mogłoby doprowadzić do rozwodu, ale strzeżonego…
Jest jeszcze sąsiadka Ala, siedząca prawie ciągle sama całymi dniami blondyneczka. Dlatego pije u nas tyle kaw. Można by niejedno jej zasugerować… Poza tym musiałem zaplanować następną rozmowę z Ulą – na pewno jeszcze będzie nieraz okazja na rozmowę sam na sam. Ale i tak najlepsze ciągle przede mną.
Otworzyłem cicho drzwi naszej gościnnej sypialni, podkręcając lekko ściemniaczem światło.
Ilonka leciutko pochrapywała. Nie zmieniła pozycji, odkąd wyszedłem. Stojąc z wyprężonym członkiem, ściągałem powoli z niej kołdrę, oglądając znów te wszystkie doskonałości. Powoli położyłem się między jej nogami, opuszczając spragnione usta na jasno różową szpareczkę. Sapnęła głośniej, uginając nogi w kolanach i robiąc mi między nimi więcej miejsca. Dalej spała, już tylko posapując.
Lizałem dokładnie cały wzgórek, wpijając się ustami w rozchylające się pod naciskiem języka słodkości. Poznałem smak i zapach jedwabistych ud. Zjechałem językiem między jędrne, gładziutkie pośladki i po chwili znów wracałem, znacząc ślad języka śliną do sztywnej łechtaczki. Wszystko lśniło od jej soków i mojej śliny. Była cała tak mokra… Rozszerzyłem delikatnie palcami rowek. Na przemian mój język wylizywał jej łechtaczkę i drążył jej ociekającą jasno czerwoną jamkę. Poczułem intensywniej wypływające soczki i przypiąłem się do rozwartych płatków, wszystko dokładnie wysysając. Nagle przestałem słyszeć – tak mocno ściskała udami moją głowę. Kiedy po minucie ucisk zelżał, podniosłem głowę i zobaczyłem, że dalej śpi spokojnie, oddychając przez nosek. Podciągnąłem się, zbliżając głowę do idealnego biuściku. Był taki gorący i sprężyście miękki… Sztywny sutek na języku smakował wybornie. I ciągle sztywniał… Znowu zaśliniona główka, znalazła wreszcie wejście między płatkami. Już czas. Wepchnąłem się, mocno dobijając do tylnej ścianki.
Otworzyła oczy, gwałtownie się budząc.
– Aaach, to ty!
Oczy się przymknęły, a z ust wydarł się głęboki jęk.
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Thorin
2024-10-02 at 23:39
Opowiadania Gala mają swój niepowtarzalny styl i klimacik. Narrator jest zawsze napalonym skurwielem pierwszej wody, zawsze gotowym, by złamać reguły moralności czy obyczaju, byle tylko zamoczyć. Dawajcie więcej Gala, koleś wie, co robi 🙂
Megas Alexandros
2024-10-05 at 23:37
Bardzo interesujące zastosowanie hipnozy!
Opowiadanie trochę perwersyjne, biorąc pod uwagę relacje między narratorem i Iloną. Ale przecież niczego innego nie spodziewamy się po Galu 🙂 Grunt, że dobrze napisane, czyta się wartko i lekko, do momentu gdy nie zacznie się analizować moralnego wymiaru całego zdarzenia…
Pozdrawiam
M.A.