Jadąc ciemną, podziurawioną niczym ser szwajcarski drogą przeklinałem w myślach chwilę, kiedy wspólnie z żoną wpadliśmy na pomysł, by właśnie w tych dniach wybrać się na długo wyczekiwany urlop. Lato w Polsce ma jakieś osiemdziesiąt dni, a nam akurat trafiły się te najbardziej deszczowe, chłodne, można by rzec, wręcz angielskie. Oczywiście wszyscy znajomi namawiali nas, by polecieć gdzieś za granicę. Tunezja, Maroko, Grecja, Cypr, nawet oblegany przez polskich turystów Egipt, wszystkie te miejsca miały być według nich lepszą opcją, niż ryzykowny wypad na Mazury. Ale nie, my się uparliśmy i na przekór panującej modzie na egzotyczne wojaże, zdecydowaliśmy się spędzić ten urlop w kraju. Choć szczerze powiedziawszy, biorąc pod uwagę stan mazurskich dróg, czas, jaki zabrało nam dotarcie na miejsce, gęstość zaludnienia i niewielką liczba (a raczej całkowity brak) sklepów w okolicy, też mogliśmy poczuć się jakbyśmy wyjechali przynajmniej na Krym. Wolni od cywilizacji, całego wielkomiejskiego zgiełku. W końcu o to nam chodziło i wszystko byłoby super, gdyby nie ta cholerna pogoda.
Skoro już zdecydowaliśmy się zostać w kraju, dlaczego akurat Mazury? Powodów było kilka. Po pierwsze tutaj, w odróżnieniu od wypadu nad morze czy w góry, można poczuć prawdziwe odosobnienie, a na to chyba najbardziej mieliśmy ochotę. Zatłoczone szlaki górskie, czy zapchane plaże, tego chcieliśmy uniknąć. Dalsze powody to nasz sentyment i zakwaterowanie. Oba się łączą. Tutaj spędziliśmy nasze pierwsze wspólne wakacje, tutaj też osiem lat temu po raz pierwszy kochaliśmy się z Pauliną. No i na koniec, znajdujący się tutaj domek letniskowy, należący do rodziców mojej żony. Bardzo przytulny, powiedziałbym że wręcz luksusowy, o standardzie nie ustępującym czterogwiazdkowym hotelom. Teściowie ponoć korzystali z nieco regularnie, jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, teraz jednak ci emerytowani lekarze zaglądali tu niezwykle rzadko, nawet nie raz na rok. Za to ich dzieci gościły w tej oazie spokoju, kiedy tylko mogły.
Właśnie wracaliśmy z oddalonego o dwadzieścia kilometrów miasteczka, wioząc przepotężne zakupy, które starczyć nam miały do końca pobytu. Sporych rozmiarów krople deszczu miarowo spadały na szybę, wymuszając na wycieraczkach szybką pracę. W bagażniku naszego Jeepa Grand Cheerokee pobrzękiwały butelki wina, w radio leciała przyjemna, relaksująca muzyka. Zerkałem od czasu do czasu na żonę, która zapadła się w fotel i utkwiła zamyślone spojrzenie w bocznej szybie, przypatrując się przemykającym za oknem drzewom. To był nasz szósty dzień pobytu tutaj, piąty deszczowy, kolejny, podczas którego praktycznie nie wychodziliśmy z domku. Wyjątkiem były właśnie dokonane zakupy. Widziałem, że nie jest zadowolona z naszego wypadu. Miała ochotę na kąpiele w jeziorze, wygrzewanie się w słońcu, chodzenie po lesie, tymczasem robiliśmy dokładnie to samo, co moglibyśmy robić w domu. Kochaliśmy się, przygotowywaliśmy wykwintne dania, oglądaliśmy filmy i rozmawialiśmy. Niby było przyjemnie, ale jednak czegoś brakowało.
Zatrzymałem wzrok na jej bordowej sukience. Zdecydowanie zakupiła ją z myślą o nieco lepszych warunkach pogodowych. Dość krótka, sięgała nawet nie do połowy uda, odkrywając wspaniale opalone, długie, zadbane nogi mojej żony. Widać było, iż sporo czasu spędzała w fitnessclubach. Jej nogi łączyły smukłość, delikatność z lekką, ale jednak wypracowaną muskulaturą. Doskonale wiedziałem, jaka siła w nich drzemie, jak mocno umie nimi opleść swojego kochanka, jak potrafi zacisnąć uda na mojej głowie, gdy przeżywa orgazm. Przejechałem wzrokiem w górę po idealnym, szczupłym z lekko zarysowanymi mięśniami brzuchu i zatrzymałem się na piersiach. Deszcz, który zmoczył nas na parkingu, sprawił, iż sukienka idealnie je obklejała, uwydatniając sterczące brodawki. Biust mojej żony nie był zbyt duży, jednak nie potrzebował być większy. Idealne, niesamowicie jędrne półkule, zwieńczone cudownymi sutkami, nie za dużymi, nie za małymi, tworzyły przepiękny, wręcz powalający widok. Jedno z ramiączek sukienki opadło, nadając Paulinie lekko prowokującego wyglądu. Nie potrzebowałem niczego więcej, by naszła mnie ochota na seks.
Zdjąłem rękę z drążka zmiany biegów i położyłem ją na jędrnym udzie. Przesuwałem powoli, delikatnie, tak aby rozgrzać nieco zziębnięte ciało żony. Nie protestowała, przyjęła tę pieszczotę z nieukrywaną przyjemnością, cichutko pomrukując. Podwinąłem lekko sukienkę, masując wewnętrzną stronę uda. Nie trzeba było być geniuszem, by zorientować się, że ma na to ochotę. Najpierw rozchyliła lekko, prawie niezauważalnie nogi, a gdy moja dłoń powędrowała głębiej, zacisnęła je na niej. Paulina zaczęła delikatnie się poruszać, jakby to teraz ona masowała udami rękę, ocierała się o nią, najpierw powoli, lecz z czasem przyspieszała. Wzrok cały czas miała wlepiony w zmieniający się za oknem krajobraz. Nie mogłem się powstrzymać, by nie przesunąć dłoni dalej. Mimo, iż ściskała mnie bardzo mocno, pokonałem kilka centymetrów dotykając jedwabnych majteczek. Nie spodziewałem się tego, ale były już odrobinę wilgotne.
– Może chcesz się zatrzymać? – zapytałem z nieukrywaną nadzieją w głosie.
Spojrzała na mnie zalotnie, udając, że nie wie, o co mi chodzi. Zapadła się w siedzeniu, rozchylając na sekundę uda, tak, jakby chciała nimi zagarnąć moją dłoń. Przywarłem palcami do stringów, czując za cienką warstwą materiału rozpaloną szparkę. Zaczęła się poruszać w rytm brzmiącej muzyki, wręcz masturbować się przy pomocy mojej dłoni. Boże, ależ ona była wtedy seksowna. Zaczęło mi się robić naprawdę ciasno w dżinsach, tymczasem ona pojękiwała, odciągając uwagę od sytuacji na drodze. Błysk reflektorów i klakson nadjeżdżającego z naprzeciwka samochodu o mały włos nie doprowadziły mnie do zawału. Wyrwałem rękę z objęć ud żony i szarpnąłem kierownicą, wracając samochodem na właściwy pas jazdy. Gdy wyminęliśmy się, westchnąłem ciężko i przetarłem czoło, spoglądajac na Paulinę.
– Przepraszam skarbie, sama widziałaś, niemal bym nas zabił.
– Dla mnie byś nie zaryzykował? – uśmiechała się powalająco. – Jak tam wolisz. Patrz na swoją drogę.
Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie tym, co zaczęła wówczas robić. Podciągnęła skraj sukienki niemal po sam brzuch, odsłaniając turkusowe stringi, na których ciemna plamka odznaczała jej wilgotny rowek. Obserwowałem kątem oka, jak przesuwa materiał majtek w stronę prawego uda, odsłaniając wydepilowaną przed kilkoma godzinami szparkę. Była cudowna, lekko zaróżowiona, z delikatnie wystającymi wargami. Smukłe palce najpierw zaczęły masować okolice muszelki, by dopiero po kilku westchnięciach dotknąć tych najbardziej erogennych miejsc. Spomiędzy przygryzionych warg dobył się jęk rozkoszy. Błądziła palcem między wargami, od czasu do czasu dotykając łechtaczki. Wtedy to wyrywały jej się najbardziej rozkoszne pojękiwania. Przy tym wszystkim całkowicie ignorowała mnie, zachowując się tak, jakby była w aucie sama.
Skupiłem się na drodze, rozglądając się za jakimś zjazdem, gdzie mógłbym zatrzymać samochód, wtem poczułem na ustach jej palce. Były wilgotne, wręcz ociekały jej sokami. Nacierała nimi moje wargi.
– Zawsze mówiłeś, że lubisz mój smak. – poznawałem ten tembr głosu. Miała taki, gdy ogarniało ją naprawdę silne podniecenie, połączone z ochotą na dziką zabawę. – Nie masz teraz na mnie ochoty?
Co mogłem wówczas zrobić. Zassałem palce z rozkoszą, delektując się cudownym smakiem, lecz ona zaraz odsunęła dłoń. Teraz to lewą zaczęła masturbację, ale tylko na chwilę. Gdy stała się ona wystarczająco mokra, znów przycisnęła mi ją do ust, jednocześnie prawa powędrowała do najcudowniejszego miejsca, jakie mogło wówczas istnieć. Muzykę poczęły przygłuszać jej jęki, teraz już się ze mną nie drażniła, nie próbowała mnie jeszcze mocniej rozochocić. Czułem, że w tym momencie liczy się dla niej tylko własna rozkosz i temu się całkowicie oddała. Masowała wargi, coraz większą uwagę poświęcając łechtaczce.
Zredukowałem bieg na czwórkę, zwolniłem do czterdziestu kilometrów i trzymając lewą ręką kierownicę, prawą sięgnąłem w stronę krocza żony. Boże, z jej wnętrza wypływały niespotykane ilości żądzy. Uda były śliskie i wilgotne, jakoś w ogóle nie przyjmowałem się siedzeniem, które pewnie nasiąkało z każdą chwila podnieceniem Pauliny. Gdy zbliżyłem się palcami do łechtaczki, agresywnie odepchnęła moją dłoń, dając znać, iż nie życzy sobie, bym jej przeszkadzał. Była w stu procentach pochłonięta sobą, wiła się spazmach rozkoszy. Cóż mi pozostawało, skierowałem palec w stronę jej dziurki. Wiedziałem, że sama nie lubi sobie tam wpychać czegokolwiek, ale co innego, gdy robi to ktoś inny. Gdy znalazłem się u wejścia, momentalnie przyciągnęła kurczowo moją dłoń, wpychając cały palec do rozgrzanego i wilgotnego do granic możliwości wnętrza. Głośno jęknęła wyginając się w fotelu. Masowałem palcem ścianki pochwy, czując jak się rozszerza, wręcz mnie zasysa. Szybko dołączyłem kolejny palec, zastanawiając się, jak daleko będę mógł się posunąć.
– Włóż więcej! – wręcz warknęła. – Włóż, proszę!
Wepchnąłem do środka cztery palce i nie mogę powiedzieć, by przyszło mi to z trudem. Była tak rozpalona, tak chętna, że przez chwilę zastanawiałem się, czy aby nie spróbować w nią włożyć całej dłoni. Szybko jednak z tego pomysłu zrezygnowałem, bojąc się, że popsuję cała sytuację.
Patrzyłem to na drogę, to na uda żony, pomiędzy którymi ginęły moje palce, by za moment przenieść wzrok na wspaniałe jędrny biust, który zdawał się rozsadzać materiał sukienki. Całkowicie zapomniała o mnie. Jej lewa ręka powędrowała na piersi, ugniatając je, szarpiąc i ciągnąć sztywne sutki. Twarz Pauliny wykrzywiła się w grymasie podniecenia, nadając jej niemalże zwierzęcego wyrazu.
– Nie przestawaj! Nie waż się przestać! – To już nie były prośby, to był rozkaz.
Nadziewała się na moją dłoń, masując własną łechtaczkę oraz sutek. Ugniatała pierś z taką siłą, że musiało jej to sprawiać także ból, najwidoczniej jednak podniecenie było silniejsze. Przeżywała nieziemską rozkosz, ja w tym czasie tonąłem w morzu pożądania. Jak na złość, nigdzie nie dostrzegałem żadnego zjazdu. Zerknąłem na jej biust i nie mogłem się powstrzymać. Przywarłem twarzą do piersi, chwytając w zęby sterczący sutek. Westchnęła, jednocześnie samochodem szarpnęło, gdy zjechaliśmy na pobocze. Oderwałem twarz od biustu żony i przywróciłem naszemu jeepowi odpowiedni tor jazdy.
W tym momencie się zaczęło. Jej uda gwałtownie poczęły się rozszerzać, pochłaniając moje palce, z kolei ręka Pauliny masująca łechtaczkę jeszcze jakby przyspieszyła. Pochyliła się do przodu, by po chwili gwałtownie wypchnąć biust odrzucając głowę na siedzenie. Z gardła żony wydobył się dźwięk. Nie był to ani jęk ani krzyk, lecz coś jeszcze bardziej szalonego. Bardziej rozkosznego. Zaprzestała ruchów ręką, pochylając się w stronę kolan. Ciężko dyszała, widziałem jak pod wpływem głębokich wdechów zapadają się jej plecy. Powoli, najdelikatniej jak to było możliwe wyciągnąłem z niej swoje palce. Mokre, ociekające cudownym nektarem. Westchnęła.
Nie odzywając się ani słowem, patrzyłem na nią, pochłaniałem jej piękne ciało wzrokiem. Posłała mi spojrzenie zawstydzonej dziewczynki, jakby chciała w ten sposób wyrazić, że to wszystko stało się przypadkiem, nie z jej winy.
– Oba.
– Słucham? – w pierwszej chwili nie zrozumiałem.
– Oba głuptasie – jej brązowe oczy zalśniły.
Wtuliła się w moje ramię.
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Velaya
2024-09-05 at 10:27
Fajnie poczytać czasem o małżeńskich przygodach zwyczajnych bohaterów. Jest to miła odmiana od igrzysk BDSM, młodzieżowych romansów, zdrad, relacji opartych na korzyściach finansowych. Uważam, ze ta najczęstsza wciąż w społeczeństwie więź seksualna – wewnątrz małżeństwa – domaga się docenienia. I dobrze, że czasem jest na to miejsce.
Lucas
2024-09-08 at 14:07
Fajne, subtelne opko.