Babilońska niedola I (Megas Alexandros)  4.99/5 (44)

39 min. czytania

Henri Adrien Tanoux, „Salammbô”

Wokół szkarłatnego namiotu uwijali się słudzy. Wynosili z rezydencji godnej podróżującego króla kolejne meble oraz dzieła sztuki i ładowali je na wozy. Przy wejściu straż trzymali rośli wojownicy o śniadych twarzach, z zakrzywionymi szablami przy bokach. Kalias i Dion musieli tu pozostać. Trak Jazon ujął za ramię zdezorientowaną Mnesarete i wprowadził ją do środka.

W przedsionku napotkali Hassana. Zwalisty kupiec komenderował pracami, lecz gdy tylko ujrzał przybyszów, natychmiast skupił na nich całą uwagę. Krótki rozkaz rzucony w języku aramejskim wystarczył, by niezliczeni słudzy czym prędzej się ulotnili. Wtedy też Trak ściągnął z ramion dziewczyny himation i zaprezentował ją w pełnej okazałości.

– Rad jestem, że znów się spotykamy, moja miła – rzekł Arab, zbliżając się do zielonookiej. – Na imię ci Mnesarete, prawda? „Wspominająca cnotę”? Cóż za nieodpowiednie miano dla niewiasty o twym temperamencie! Tylko skończony głupiec mógł ci je nadać. Nie obawiaj się jednak – otrzymasz ode mnie nowe, znacznie piękniejsze i celniejsze.

Mnesarete obejrzała się na Jazona.

– O czym on mówi?

Otyły mężczyzna zignorował ją i również zwrócił się do zastępcy Kassandra:

– Dziękuję ci, przyjacielu, za umożliwienie tej transakcji. Okazałeś się człowiekiem godnym zaufania, jakim cię obdarzyłem. Proszę, przyjmij ten drobny wyraz wdzięczności za twe pośrednictwo. – Następnie odpiął od swego pasa i podał Trakowi solidny i metalicznie pobrzękujący mieszek. – Umówioną zapłatę każę dostarczyć wprost do generalskiej kwatery.

– Zapłatę za co?! – krzyknęła dziewczyna z Argos.

– Czyż to nie oczywiste? – Hassan uśmiechnął się do niej równie przyjaźnie jak wtedy, gdy spotkali się po raz pierwszy, na targowisku, przy straganie z biżuterią. Tym razem jednak odpowiedziała mu pełnym wstrętu spojrzeniem. Tymczasem Jazon ruszył już ku wyjściu z namiotu.

– Nie zostawiaj mnie tutaj! – załkała zielonooka. – Nie zostawiaj mnie… z nim.

Trak nawet się nie obejrzał. Kiedy opuścił siedzibę księcia kupców, ten zbliżył się do Mnesarete. Załamana, spuściła głowę, lecz on wziął ją za podbródek i zmusił, by spojrzała mu w oczy.

– Najwyższa pora, bym wypróbował swój nowy nabytek. Rozbierz się, Hellenko.

Perska Odyseja XI: Dobicie targu

* * *

– Najwyższa pora, bym wypróbował swój nowy nabytek. Rozbierz się, Hellenko.

Słowa dotarły do Mnesarete jakby z wielkiej odległości. Ledwie usłyszała je przez szum tętniącej w skroniach krwi. Serce waliło jej jak oszalałe, oddech przyspieszył i stał się niemal bolesny. Umysł wypełniała jedna tylko myśl: on mnie sprzedał… Kassander mnie sprzedał!

Hassan stał tuż obok, na wyciągnięcie ręki. Rosły i zwalisty, samą swoją obecnością sprawiał, że czuła się przy nim drobna i całkowicie bezbronna. Ciemne oczy, niknące niemal w nalanej twarzy, wpatrywały się w nią zachłannie, lecz kąciki mięsistych warg unosiły się w łagodnym, niemal dobrotliwym uśmiechu. Sztywna od olejków broda sięgała mu aż po tors, na którym pysznił się łańcuch z kutego złota. Tego dnia przywdział sięgającą aż do kostek szatę w barwie indygo, bogato haftowaną złotą nicią. Tłuste palce lśniły od zdobiących pierścienie klejnotów. Kiedy indziej uderzyłby ją ten prowokacyjny wręcz przepych. Teraz jednak wpatrywała się w księcia kupców z mieszaniną niedowierzania, oburzenia i lęku.

– Nieposłuszeństwo – stwierdził po dłuższej chwili. – Dawno już nie kosztowałem jego cierpkiego smaku. Niewolnicy, którzy są przy mnie dłużej, doskonale wiedzą, jaką cenę przyjdzie im zapłacić za najmniejszy chociaż ślad oporu. Tobie jednak wybaczę ten jeden, jedyny raz. W przyszłości jednak nie oczekuj, bym był równie wspaniałomyślny.

Dziewczyna z Argos szerzej rozwarła oczy. On mnie sprzedał, pomyślała po raz nie wiedzieć który.

– Domyślam się, że to dla ciebie nowość – ciągnął łaskawym tonem Arab. – Jeszcze przed chwilą cieszyłaś się swobodą. Miałaś szkatuły pełne srebra i klejnotów oraz służki gotowe zaspokoić wszelki kaprys i zachciankę. Zaś ten, któremu to wszystko zawdzięczałaś, nawet nie trzymał cię zbyt krótko… Za co pięknie mu odpłaciłaś, biorąc sobie kolejnych oblubieńców! Z tym jednak koniec. Ostateczny i nieodwołalny. Wolna kobieta imieniem Mnesarete skonała, uduszona przez ogarniętego szałem zazdrości Macedończyka. Zapomnij o niej. Nie jesteś już tamtą niewiastą.

– Kim… – urwała i nerwowo przełknęła ślinę. Po tylu dniach nadal sprawiało jej to trudność. Gdy tego ranka spojrzała w swe odbicie w lustrze, dostrzegła, że ślady po dłoniach Kassandra wciąż znaczyły jej łabędzią szyję. – Kim więc jestem?

– Moją własnością, którą nabyłem za całkiem pokaźną kwotę. – W jego głosie pojawiły się twardsze tony. – Zdradziłbym ci, jak bardzo pokaźną, lecz to tylko podsyciłoby twą próżność. Nie ma zaś nic bardziej zbędnego niż próżna niewolnica.

– Zaszło jakieś nieporozumienie. – W końcu odważyła się zaprotestować. – Jestem wolną Hellenką, córką obywatela miasta Argos. Nikt nie może mną kupczyć…

Choć usilnie starała się przemawiać stanowczo, oczy miała spuszczone, a wzrok wbity w obszyte perłami sandały stojącego przed nią mężczyzny. Dlatego nie od razu dostrzegła, jak unosi rękę. Zaalarmował ją dopiero nagły ruch, na granicy pola widzenia. Głośny trzask rozszedł się po przedsionku namiotu, policzek zapłonął żywym ogniem. Siła uderzenia posłała Mnesarete na przykrywający nagą ziemię, haftowany w geometryczne wzory dywan.

Stojący nad nią Hassan potarł dłoń, którą wymierzył cios.

– Nigdy nie byłem w tym zapyziałym miasteczku, które nazywasz swą ojczyzną. Nie prowadzę z nim żadnych interesów. Lecz wiem, że Argos znajduje się bardzo daleko stąd. Jego prawa już cię nie chronią. Podobnie jak prawica Kassandra z Ajgaj.

Nie próbowała dźwignąć się z podłoża – zbyt mocno kręciło jej się w głowie. Czuła, że pół twarzy pulsuje tępym cierpieniem. Poza tym lękała się, że jeśli zbyt szybko wstanie, on uzna to za przejaw hardości i znów ją ukarze.

– Musisz zrozumieć, pięknooka – ciągnął Arab – że w chwili, gdy dobiłem targu z Jazonem, stałaś się kolejnym przedmiotem w mojej bogatej kolekcji. Takim samym jak tamta leżanka – wskazał gestem mebel, którego nie zdążyli jeszcze wynieść słudzy. – Każdy zaś przedmiot winien do czegoś służyć. Pora, byś i ty dowiodła swojej przydatności. Nie chcesz przecież, bym pożałował zakupu…

Mnesarete zaniosła się szlochem zrodzonym z bezsilności i upokorzenia. Pojęła, że nic, co powie lub uczyni, nie odmieni jej losu. Znalazła się w potrzasku. Nie mogła dostrzec żadnej drogi ucieczki. Pozostało jej tylko jedno: przetrwanie. Wciąż łkając, uniosła ręce do wiązań sukni, którą otrzymała dziś rano. I pomyśleć, że cieszyła się wówczas z tego daru! Uznała peplos z delikatnego, zielonego jedwabiu za zwiastun rychłego przebaczenia i pojednania z Macedończykiem. A przecież miał on na celu podkreślenie jej urody w oczach kupca… i być może podniesienie ceny, za którą ostatecznie została sprzedana. Teraz zaś, gdy targ został dobity, owe przystrojenie mogło iść precz. Nabywca chciał wszak obejrzeć zakupiony towar w całej okazałości.

– Widzę, że w pełni pojęłaś swoją sytuację – oznajmił Hassan. – Jestem rad. Nie lubię niszczyć tego, co należy do mnie.

Ostrożnie podniosła się z kobierca, obawiając się, że straci równowagę. Stanęła znów przed handlarzem, pokornie, z nisko pochyloną głową. Wiązania na lewym ramieniu puściły, spływający po ciele gładki jedwab odsłonił dorodną pierś. Usłyszawszy, jak jej pan i właściciel – tak właśnie zaczynała o nim myśleć – łapczywie wciąga powietrze, zajęła się wiązaniami na prawym. One również wkrótce poddały się zręcznym palcom. Suknia z szelestem osunęła się na ziemię i ułożyła wokół stóp. Świadoma, że nie powinna nic przed nim taić, opuściła ręce wzdłuż ciała i zastygła w bezruchu. On ujął ją za podbródek i zmusił, by uniosła ku niemu twarz.

Chwila milczenia przeciągała się. Hassan po raz pierwszy sycił oczy widokiem jej nagości. Niemal fizycznie czuła męskie spojrzenie przesuwające się po niej, od góry do dołu i z powrotem. Potrafiła sobie wyobrazić, co widzi, wszak ledwie klepsydrę temu przeglądała się w zwierciadle. Owalna twarz otoczona burzą kasztanowych loków. Duże oczy o szmaragdowych tęczówkach, teraz utkwione w podłożu, niewielki nos i pełne, uszminkowane jak u hetery usta. Jasna cera, gdzieniegdzie upstrzona piegami. Smukła szyja, szczupłe ramiona, drobne dłonie o długich palcach. Dorodne półkule piersi, zwieńczone sutkami również podkreślonymi egipską szminką. Lekko wypukły, nieskazitelny brzuch, którego wyglądu nie popsuły jeszcze porody. Szczupła talia przechodząca w rozłożyste biodra. Jędrne uda, a między nimi gładkie, bezwłose łono. Do tego kształtne łydki i nieduże stopy. Uroda, z której była zawsze tak dumna… a która teraz stała się przekleństwem.

Arab powoli obszedł ją dookoła i zatrzymał się tuż za plecami Mnesarete. Teraz mógł do woli podziwiać krągłości pośladków, które jeszcze niedawno rozpalały do białości żądzę Macedończyka. Najwyraźniej jemu również przypadły do gustu. Dziewczyna drgnęła, gdy ujął jeden z nich w dłoń i ścisnął. Drugą ręką sięgnął do jej piersi. Ją również zaczął miętosić w zachłannych palcach.

– Młode, sprężyste, ciało – szepnął jej wprost do ucha, niemal parząc szyję i bark gorącym oddechem. – Jędrne tam, gdzie należy. Miękkie, gdzie potrzeba. Przypominasz mi Taslimę, najmłodszą z moich żon. Jestem ciekaw, czy potrafisz być równie namiętna…

To powiedziawszy, stanowczo pchnął ją w stronę leżanki. Idąc ku niej i czując, jak Hassan postępuje krok w krok za nią, uświadomiła sobie, że nie było żadnego przypadku w tym, iż akurat ten mebel nie został jeszcze wyniesiony i przygotowany do transportu. Musiało się tak stać na życzenie księcia kupców. Wiedział wszak, że tego ranka zostanie doń sprowadzona upragniona Hellenka, którą już parę dni wcześniej upatrzył sobie na targowisku. Mógł zatem wszystko zaplanować w najdrobniejszych detalach. A teraz, na tym właśnie posłaniu, przyjdzie jej „dowieść swojej przydatności”.

Gdy zbliżyli się do samotnego mebla, przyszło jej na myśl, że może powinna zwrócić się ku swemu właścicielowi, ulegle popatrzeć mu w oczy. Czarownym głosem zaproponować sposób, w jaki obdarzy go rozkoszą. Na Kassandrze wywierało to zawsze piorunujące wrażenie. Jednak w stosunku do Hassana nie potrafiła się przemóc. Nie budził w niej ani krzty żądzy; wręcz przeciwnie – jego dotyk przeszywał odrazą. Nie miała zresztą pojęcia, jak zareaguje na taką inicjatywę. Niektórzy mężczyźni nie życzyli sobie zbyt aktywnych i śmiałych kochanek. Wciąż za mało wiedziała o swoim nowym właścicielu. A przecież jej życie zależało od tego, czy trafi w jego upodobania.

Stwierdziwszy, że bierność jest bezpieczniejsza, pozwoliła, by pchnął ją na leżankę i po prostu zajęła pozycję na kolanach i łokciach. W rozkroku, wypinając w stronę Araba pośladki i eksponując widoczny poniżej srom. Głowę pochyliła w oczekiwaniu na ruch z jego strony. Jej włosy rozsypały się po posłaniu. Do uszu doszedł szelest, gdy on również pozbywał się odzienia. Zadrżała, czując, jak dłoń wsunęła się między jej uda. Zdusiła jęk bólu, gdy niemal natychmiast dwa palce wdarły się w pochwę. Hassan warknął coś w języku swego ludu. Nie zrozumiała ani słowa, lecz z tonu domyśliła się, że nie jest zadowolony. Była wszak zupełnie sucha. Lecz przecież czy mógł się spodziewać, że zwilgotnieje po tym, jak ją traktował?

Dawniej Mnesarete lubiła gwałtownych, wręcz brutalnych mężczyzn. Była gotowa znieść z ich rąk wiele: policzkowanie, szarpanie za włosy, bolesne klapsy, a nawet chłostę biczem. Ból, gdy zadawał go ktoś właściwy, potrafił sprawić, że puszczała soki. Niestety, Arab nie był kimś właściwym.

Przez parę długich chwil palce eksplorowały jej wnętrze. Wreszcie wycofały się, nie zdziaławszy niczego. Usłyszała odgłos obfitego splunięcia. Ponieważ ślina nie spadła na ciało dziewczyny, domyślała się, że złapał ją w dłoń, by następnie rozetrzeć po żołędzi. Wkrótce poczuła, że zwalisty mąż sadowi się tuż za nią, wywołując trzeszczący protest leżanki. Przypuszczenie potwierdziło się, gdy potarł członkiem miejsce między pośladkami. Czubek penisa był wyraźnie mokry i śliski.

W duchu przygotowała się już na to, że Hassan przepuści szturm na jej tylną bramę. Wszak nie tylko Hellenowie przepadali za tym rodzajem stosunku. Usiłowała więc rozluźnić mięśnie, by uczynić penetrację mniej dokuczliwą. On jednak, jakby po krótkim wahaniu, w czasie którego przyrodzenie sunęło to w górę, to w dół po najwrażliwszych punktach ciała Mnesarete, ostatecznie wbił się między wargi sromu. Uczynił to, jak wcześniej palcami, pospiesznie i głęboko. Syknęła z bólu, a potem wtuliła twarz w jedną z poduszek.

Ręce kupca zacisnęły się na jej biodrach. Jakże inny był to chwyt niż Kassandra, Nasakhmy czy Gelona. Palce tamtych były stwardniałe od miecza albo ciężkiej pracy. Palce Hassana były tłuste i miękkie, nieskalane fizycznym trudem. Wiedziała, że pozostawią na jej ciele ślady tylko tam, gdzie o skórę otrze się któryś z licznych pierścieni. Po pierwszym pchnięciu przyszły następne, równie niecierpliwe, wręcz gorączkowe. Już po kilku sztychach jej nowy właściciel zaczął ciężko dyszeć. „Chyba nie cieszysz się zbyt dobrą kondycją, mój panie”, pomyślała. Owa złośliwa satysfakcja musiała jej wystarczyć, nie wyglądało bowiem, by miała czerpać jakąkolwiek ze zbliżenia. Mimo śmiałych poczynań Araba, wilgotniała bardzo powoli. Choć raz po raz wbijał się w nią z impetem, jej brzoskwinia wciąż nie chciała puścić soku.

Na szczęście nie trwało to zbyt długo. W pewnej chwili mężczyzna wydał z siebie serię jęków, które przeszły w krzyk ekstazy. Wdarł się w nią po jądra. Poczuła, jak członek pulsuje w niej, a potem wypluwa z siebie sporą porcję nasienia. Przyjęła to równie obojętnie, jak wszystko, co zdarzyło się wcześniej. Hassan pochylił się nad nią, zwiększając nacisk dłoni na biodra dziewczyny. W tej pozie zastygł w bezruchu, smakując ostatnie skurcze rozkoszy. Dopiero gdy te całkiem minęły, powoli wysunął nabrzmiałego wciąż penisa. Leniwa strużka pociekła w dół uda Mnesarete.

Jeśli liczyła na chwilę wytchnienia, bardzo się pomyliła. Nagle upierścieniona dłoń wdarła się w gęstwinę włosów, chwyciła za nie mocno i szarpnięciem ściągnęła ją z leżanki z powrotem na dywan. Zdezorientowana, na klęczkach patrzyła, jak jej pan i właściciel staje nad nią, tak blisko, że nozdrza dziewczyny wypełniła kwaśna woń jego krocza. Wtedy też pierwszy raz ujrzała męskość Hassana – i to od razu z bardzo bliska, bo zaspokojony, lśniący od wilgoci członek zakołysał jej się tuż przed twarzą. Był obrzezany, jednak dla Mnesarete nie stanowiło to aż tak wielkiej nowości. Penis Nubijczyka Nasakhmy, z którym niegdyś połączył ją krótki, namiętny i tragicznie zakończony romans, wyglądał podobnie, z tym, że był ciemniejszy i znacznie dłuższy. Bardziej zaskoczyło ją gładko wygolone podbrzusze. W jej ojczystej Helladzie tak pieczołowita depilacja stanowiła wyłączny obowiązek niewiast. Lecz te błahe myśli zaraz poszły w zapomnienie. Usłyszała bowiem werdykt swego pana:

– Taka urodziwa. I zarazem taka zimna. Pomyliłem się w twej ocenie, pięknooka. Wcale nie przypominasz mojej Taslimy. Brak ci jej ognia. Na twoje szczęście, da się go rozniecić. Burhan, do mnie!

Z głębi namiotu wyłonił się rosły mąż, którego jedyne odzienie stanowiła przepaska biodrowa. Skórę miał nieco ciemniejszą od Hassana, za to twarz całkiem gładką i bezwłosą. Eunuch, pojęła niemal od razu. Zaufany sługa. Jak długo czekał tam na wezwanie? I dlaczego dzierży w dłoni zwinięty bat?

– Ta dziewka, która wciąż nie zasłużyła na imię – Hassan ponownie szarpnął ją za włosy – potrzebuje treningu, nim będę mógł ją włączyć do swego haremu. Brakuje jej należytego entuzjazmu. Zajmij się tym. Sądzę, że na początek wystarczy dziesięć razów. Może to przekona ją, by następnym razem postarała się mocniej!

Widząc, jak rzezaniec z trzaskiem rozwija bicz, Mnesarete poczuła, jak w dół grzbietu przebiega jej zimny dreszcz.

* * *

Dowodzone przez Kassandra z Ajgaj helleńsko-macedońskie wojska oddaliły się na wschód, nadal maszerując Królewską Drogą, która w tym miejscu ciągnęła się wzdłuż prawego brzegu Tygrysu. Ogromna karawana podążyła natomiast na południe. Teraz składały się na nią nie tylko setki wozów oraz eskorta wojowników z arabskiego plemienia Ghassanidów, lecz przede wszystkim – długie kolumny pędzonych w stronę Babilonu brańców. Jedynie dzieci i niektóre – co ładniejsze – kobiety trafiły na opróżnione ze sprzedanych towarów wozy. Pozostali musieli pokonać długą drogę pieszo. Dosiadający wielbłądów nadzorcy dbali o tempo, okrutnie batożąc każdego, kto został w tyle.

Było wiele powodów do tego pośpiechu. Po pierwsze, w obecnej chwili jeńcy stanowili dla Hassana i sprzysiężonych z nim pomniejszych handlarzy przede wszystkim brzemię. Należało ich żywić, poić, ochraniać przed dzikimi zwierzętami, a nade wszystko strzec, by korzystając z nieuwagi wartowników, nie zbiegli w głąb żyznej, mezopotamskiej równiny. Wszystko to kosztowało, powiększając jeszcze skalę i tak już ogromnej inwestycji.

Po drugie, wśród stłoczonych, brudnych, wycieńczonych marszem i karmionych czym tylko się dało mężczyzn i kobiet z każdym upływającym dniem mogła wybuchnąć plaga. W takim przypadku bramy Babilonu pozostałyby przed nimi zamknięte, a perspektywa zarobku stałaby się iluzoryczna niczym miraże, które Hassan znał ze swej pustynnej ojczyzny.

Po trzecie wreszcie – należało uczynić wszystko, by uniknąć ewentualnego pościgu wysłanego przez Nisibis, Aszur czy Arbelę. To w okręgach podległych tym miastom znajdowały się wioski, których ludność została uprowadzona. Żadne z nich nie ośmieliło się zaprotestować, póki chłopów chwytali żołnierze Kassandra, mogącego uchodzić za wykonującego rozkazy zwycięskiego króla Aleksandra. Teraz jednak, gdy jeńcy trafili w ręce Babilończyków, można było spróbować ich odbić. Hassan miał wprawdzie do dyspozycji cztery setki Ghassanidów, obawiał się jednak, że w razie konfrontacji z milicją któregoś z dumnych i zamożnych miast północnej Mezopotamii mogłoby to nie wystarczyć.

Podążający na południe szybko stracili z oczu brunatne wody Tygrysu i znaleźli się na monotonnej, pokrytej polami uprawnymi równinie, z rzadka tylko urozmaicanej samotnym wzgórzem czy też zagajnikiem. Ten jednostajny krajobraz miał im towarzyszyć przez kolejny tysiąc stadionów. Dopiero po ich pokonaniu trafią nad dolny bieg Eufratu, którego dolina zawiedzie ich do celu wędrówki – starożytnego miasta Babilon.

Minęli pierwsze wioski – były to owe osady-widma, na życzenie Hassana opróżnione z mieszkańców przez tesalskich jeźdźców oraz szybkonogich Traków. Pędzeni na powrozie niewolnicy z tęsknotą w oczach żegnali swe domostwa. Nie mieli jednak czasu, by długo je opłakiwać – pilnujący tempa Ghassanidzi byli bezlitośni. Zbrojne w batogi ręce unosiły się i opadały. Trzask razów i przepełnione bólem wrzaski niosły się daleko po równinie.

Mnesarete spędzała kolejne, podobne do siebie niczym krople wody dni na wozie należącym do samego Hassana – wraz z dwudziestoma najpiękniejszymi spośród mezopotamskich branek. Książę kupców strzegł ich jak oka w głowie – o każdej porze dnia towarzyszyło im czterech orężnych jeźdźców. O to, by żadnego z nich nie skusiła uroda eskortowanych dziewcząt, dbał natomiast sam Burhan. Zajmował wprawdzie miejsce obok woźnicy, lecz jego oczy były stale zwrócone na cenny ładunek. Ilekroć jakiś zbrojny podjechał zbyt blisko lub zapatrzył się na którąś z uprowadzonych wieśniaczek, eunuch wydawał z siebie ostrzegawcze warknięcie, a potem rzucał kilka ostrych słów po aramejsku. To zawsze wystarczyło, by ostudzić zapał nawet najbardziej jurnych kawalerzystów.

Choć nie musiały iść w poganianej co i rusz kolumnie, ich nadgarstki i szyje nie były krępowane grubymi sznurami, a stopy nie krwawiły co wieczór od kamieni gościńca, warunki, w jakich podróżowały kobiety nie należały do szczególnie wygodnych. Ciągnięty przez trzy pary bawołów wóz toczył się wprawdzie raźno, lecz podskakiwał na każdej nierówności gruntu, sprawiając, że pasażerkom aż dzwoniły zęby. W środku panował tłok i ścisk, który z początku prowokował konflikty, głośne kłótnie, a niekiedy nawet rękoczyny. Z czasem między mezopotamskimi chłopkami wytworzyła się pewna, zrodzona ze wspólnej niedoli, solidarność, lecz Mnesarete nigdy nie została do niej dopuszczona. Była wszak rodaczką mężczyzn, którzy najechali ich wioski i zniewolili rodziny. Choćby z tego powodu nie należała się jej najmniejsza choćby życzliwość.

Pierwszego dnia chciała tylko odsunąć się od drewnianych ścian wozu, które podrażniały wychłostane przez Burhana plecy. Stłoczone obok kobiety wydarły się na nią w swej niezrozumiałej mowie i jeszcze mocniej docisnęły do nieheblowanych desek. Z czasem szykany i drobne akty przemocy – na tyle skryte, by nie dostrzegli ich strażnicy – stały się elementem jej codzienności. Kiedy o poranku i zmierzchu rozdawano strawę, drewniane miski wydzielane przez nadzorców wędrowały, przekazywane z rąk do rąk, aż trafiły do wszystkich branek. Dziwnym trafem Mnesarete zawsze otrzymywała swoją porcję jako jedna z ostatnich, często z dodatkiem plwocin którejś z sąsiadek. Najgorzej jednak było z wypróżnianiem się. Ponieważ wóz toczył się przez cały dzień i zatrzymywał tylko po to, by napoić zwierzęta, branki musiały załatwiać swe potrzeby publicznie, na oczach strażników, wychylając się przez tylny brzeg pojazdu. Za każdym razem, gdy Hellenka przepychała się w tamtą stronę, a potem wracała na wyznaczone sobie miejsce, zarabiała z pół tuzina niby to przypadkowych kuksańców, a czyjaś pięta boleśnie następowała jej na stopę.

Noce również nie przynosiły dziewczynie z Argos wytchnienia. Żadna z mezopotamskich branek nie chciała dzielić z nią lichych, słomianych mat, jakie otrzymały do spania. A że tych było niewiele i musiały zawsze posłużyć paru kobietom naraz, Mnesarete pozostawała tylko naga ziemia. Rano budziła się zatem brudna, zmarznięta i zesztywniała, z poczuciem, że podczas snu oblazło ją wszelkie robactwo żyjące w urodzajnej glebie.

Przez pierwsze dni wędrówki prawie nie widywała księcia kupców, chyba że gdzieś w oddali, blisko czoła karawany. Czasem dosiadał rumaka dumnej perskiej rasy, potężnej bestii zdolnej udźwignąć jego tuszę, częściej jednak krył się w wykonanej z hebanu i złota lektyce dźwiganej przez tuzin barczystych tragarzy. Po tym, jak pierwszy raz wypróbował nową własność, nie spieszył się z ponownym przyzwaniem Mnesarete do swej siedziby. Zresztą, z uwagi na pośpiech poniechano codziennego rozbijania wielkiego, szkarłatnego namiotu, istnego pałacu o płóciennych ścianach, który czynił oszałamiające wrażenie nad brzegami Tygrysu. Zmuszony okolicznościami, nawet Hassan zdecydował się sypiać skromniej, w zwykłym szałasie podobnym do tych, które rozbijali dla siebie jeźdźcy wielbłądów.

Napięcie owych początkowych dni było doskonale wyczuwalne. Z łatwością odczytywała je z nerwowych spojrzeń za siebie ghassanidzkich wojowników i zaciętych twarzy babilońskich kupców. Czasem, ściśnięta na wozie lub bezsenna na chłodnym gruncie, Mnesarete marzyła o tym, co by się stało, gdyby pościg jednak ich dopadł. Oswobodzeni chłopi wróciliby zapewne do swych wiosek, by po staremu uprawiać ziemię i uiszczać podatki w jej płodach. Lecz jaki byłby jej własny los? Czy odzyskałaby bezprawnie odebraną wolność? A może zamieniłaby po prostu jednego pana na innego? Lecz gdyby nawet tak właśnie się stało… Była pewna, że widok upokorzenia i publicznej egzekucji Hassana wynagrodziłoby jej bardzo wiele.

Czwartego dnia niektórzy z pędzonych w kolumnie jeńców zaczęli tracić siły. Ponieważ byli powiązani między sobą powrozami, każdy, kto zostawał w tyle, spowalniał również innych. Ghassanidzi reagowali na to z bezwzględną surowością. Ilekroć dostrzegli kogoś niezdolnego do utrzymania narzucanego tempa, chłostali go tak długo, aż przyspieszył kroku. Jeśli to nie pomogło, zeskakiwali z wielbłądów, odcinali więzy nieszczęśnika od sąsiadów, a następnie podrzynali mu gardło. Czynili to na oczach pozostałych, by w ten sposób skłonić ich do większego trudu. Zwłoki porzucano bez pochówku, wprost na drodze, lub ciskano w okoliczne krzaki.

Za każdym razem, gdy uśmiercano któregoś z wieśniaków, przez kroczące obok tłumy przechodził żałosny lament. Nikt jednak nie próbował protestować ani tym bardziej stawiać oporu. Mieszkańcom tych ziem od niezliczonych wieków wpajano uległość oraz posłuszeństwo. Czynili to najpierw Akadowie, potem Asyryjczycy i Babilończycy w czasach świetności ich imperium, zaś po jego upadku Persowie. W końcu cechy te stały się nierozerwalnie związane z naturą lokalnego ludu. Zmieniali się tylko panowie, lecz harap spadający na pochylone karki pozostawał ten sam.

Ostatecznie jednak te drakońskie metody okazały się kompletnie zbędne. Północny horyzont pozostał pusty. Żaden oddział nie cwałował przez równinę, wznosząc kłęby kurzu. Widocznie Nisibis, Aszur i Arbela pogodziły się z poniesionymi stratami. W końcu nawet Mnesarete musiała przyjąć do wiadomości, że odsiecz nie nadejdzie. A jej nowy właściciel pozostanie nim przez dłuższy czas. Jeśli pragnęła przetrwać, musiała zaakceptować ów stan rzeczy. I podjąć starania, by uczynić sytuację jak najbardziej znośną.

Pod wieczór ósmego dnia dotarli nad brzeg szerokiego kanału irygacyjnego. Wreszcie nawet najbardziej lękliwi straganiarze uznali, że zagrożenie minęło. By dać temu wyraz, Hassan nakazał rozbicie szkarłatnego namiotu. Zapędzono do tej pracy około setki brańców, więc olbrzymia konstrukcja szybko wzniosła się nad równiną, a następnie została wyposażona we wszystko, co potrzebne do wygodnego, a nawet wystawnego życia. Ziemię przykryły kosztowne perskie dywany, a do kolejnych pomieszczeń, stosownie do ich przeznaczenia, wniesiono meble, transportowane dotąd na kilku solidnie wyładowanych wozach. Książę kupców nawet w trasie lubił mieszkać w olśniewającym stylu. Teraz zaś, gdy było już bezpiecznie, uznał, że pora wrócić do dawnych zwyczajów.

Mnesarete i jej towarzyszki podróży również miały na tym skorzystać – Burhan oznajmił im najpierw po aramejsku, a zaraz potem po grecku, że najbliższą noc spędzą wygodniej, w namiocie pana. Przedtem jednak musiały zmyć z siebie pył podróży. Gdy popatrzyły nań bez zrozumienia, wskazał im mętne wody kanału irygacyjnego. W istocie, naniesione przez stulecia osady zbierające się zwłaszcza na jego brzegach, pozwalały na łagodne zejście do wody oraz kąpiel. Z początku dziewczęta wstydziły się rozebrać i podjąć ablucje, tym bardziej że wokół zebrali się Ghassanidzi, w oczekiwaniu na widowisko. W końcu jednak, gdy eunuch pogroził im biczem, usłuchały.

Jedna po drugiej zrzucały łachmany i jak najprędzej zanurzały się aż po szyję, licząc, że wzburzona ruchem woda choć na chwilę zapewni im ochronę przed niechcianymi spojrzeniami. Mężczyźni nic sobie nie robili z tych zabiegów. Gwizdali, wznosili okrzyki i głośno wymieniali się uwagami na temat każdej ze ślicznotek. Zielonooka odczekała najdłużej, jak to było możliwe. Ruszyła ku zbiornikowi dopiero wtedy, gdy Burhan postąpił w jej stronę, jakby od niechcenia bawiąc się batem. Czuła na sobie dziesiątki par oczu, gdy uwalniała się od peplosu z zielonego jedwabiu – teraz brudnego, przepoconego i w paru miejscach rozdartego. Zignorowała ich lepkie spojrzenia, wykrzywione pożądaniem twarze i bez wątpienia wulgarne słowa w języku, którego na szczęście i tak nie rozumiała. Mimo poniżających okoliczności stwierdziła, że woda jest rozkosznie chłodna. Nim zdążyła oddalić się od brzegu, dogonił ją eunuch. Nie smagnął jednak po udach, zamiast tego wcisnął jej w dłoń spory kawałek mydła z olejku cyprysowego.

– Wyszoruj się dokładnie – rzucił tonem rozkazu. – Pan lubi czyste kobiety.

Mnesarete z trudem stłumiła grymas obrzydzenia.

* * *

Po kąpieli eunuch nie pozwolił Hellence włożyć na powrót sukni, stanowiącej jej jedyny dobytek, ostatnią pamiątkę wyniesioną z poprzedniego życia. Zdecydowanie chwycił dziewczynę za nadgarstek i poprowadził, nagą i bosą, ku szkarłatnemu namiotowi. Mijani z bliska Ghassanidzi nie kryli rozbawienia, z ochotą spoglądając na kołyszący się biust, zagłębienie łona i lśniące wciąż wilgocią pośladki. Jakiś śmiałek wyciągnął nawet rękę, by pomacać pierś, gdy przechodziła tuż obok, lecz jedno spojrzenie Burhana wystarczyło, by dłoń zastygła niczym obrócona w kamień, w połowie drogi ku swemu celowi.

Gdy w końcu znaleźli się wśród płóciennych ścian, Mnesarete poczuła absurdalną ulgę. Owszem, uciekła sprzed oczu dziesiątek jurnych mężczyzn, którzy marzyli tylko o tym, by ją posiąść, choćby na gołej ziemi. Lecz przecież prowadzono ją przed oblicze jeszcze jednego, najbardziej rozpustnego ze wszystkich. On zaś z pewnością nie ograniczy się do patrzenia. Na razie jednak kroczyła po miękkich kobiercach, słuchając dobiegającej skądś, subtelnej melodii granej na lirze. Zważywszy na wszystko, co wydarzyło się w ostatnim czasie, była to wyraźna odmiana na lepsze.

Zatrzymali się na chwilę w pomieszczeniu służącym za łazienkę. Oprócz ceramicznego nocnika i mosiężnej wanny, uwagę zwracał tutaj niski stół, na którym ułożono w równych rzędach mnóstwo flakonów z wonnościami i olejkami do nacierania brody, włosów i ciała. Burhan pochylił się nad kolekcją i szybko znalazł to, czego szukał. Gdy uniósł wieczko flakonu, Mnesarete wciągnęła w nozdrza upajającą mieszankę wanilii, cynamonu i jaśminu. Eunuch wylał nieco pachnidła na rękę, następnie zaczął rozprowadzać je po szyi i za uszami dziewczyny. Kolejne porcje zostały wmasowane w jej pachy i biust, a następne wtarte między pośladki i uda. Znosiła te zabiegi w spokoju, zdając sobie sprawę, że każdy protest może zostać surowo ukarany. Kiedy palce kastrata sunęły po jej podbrzuszu, przygryzła dolną wargę, by nie wypuścić z ust cichego jęku. Jakby na przekór wszystkim nieszczęściom, które na nią spadły, ciało wciąż potrafiło upominać się o swe potrzeby. Hellenka była rozpaczliwie spragniona dotyku, pożądała uwagi mężczyzny. Pech chciał, że nie tego, dla którego była właśnie szykowana.

Odnaleźli go w jednej z komnat położonych najdalej od wejścia. Oświetlały ją liczne lampy oliwne. Ktoś, być może mocarni tragarze, którzy codziennie dźwigali na swych barkach lektykę, wstawił tu ogromne łoże z baldachimem wspartym na czterech kolumnach z drewna cedrowego. Wokół posłania rozmieszczono mnóstwo skrzyń na odzienie i inne użyteczne w podróży przedmioty; znalazło się też miejsce na wysokie zwierciadło z wypolerowanego brązu, podtrzymywane w pionie na mosiężnych podporach. Hellenka stwierdziła, że nigdy nie posiadała tak dużego lustra. Zaraz jednak pojęła, że jego rozmiary były w pełni uzasadnione, skoro właśnie przeglądał się w nim jej otyły pan. Usługiwali mu dwaj młodzi, przystojni niewolnicy, których musiał przywieźć tu aż z Babilonu. W niczym bowiem nie przypominali mezopotamskich wieśniaków. Efebowie pomogli Hassanowi pozbyć się długiej szaty w barwie ochry. Jeden z nich jął rozwiązywać mu sandały, podczas gdy drugi podał posrebrzany, wypełniony winem puchar. Książę kupców spojrzał ostatni raz w swe odbicie i zwrócił się ku nowoprzybyłym.

– Jesteś wreszcie, moja wciąż bezimienna niewolnico! Gdzież się podziewałaś? Czekam na ciebie od dobrej pół klepsydry!

Choć arogancja owych słów rozdrażniła Mnesarete, nie zapomniała o tym, że tuż za jej plecami stoi milczący, skory do zadawania cierpień eunuch. Dlatego opuściła wzrok i spokojnym, wręcz uniżonym głosem odparła:

– Wybacz, panie. Poinstruowana przez twojego sługę, spędziłam dłuższy czas w kąpieli. Chciałam się dla ciebie dokładnie oczyścić.

Uśmiechnął się na te słowa i postąpił dwa kroki bliżej.

– Niebawem przekonamy się o twojej dokładności.

Kolejny krok sprawił, że znów górował nad Hellenką, zwalisty i podobnie jak ona, całkiem nagi. Spoglądając w dół, chcąc nie chcąc, ujrzała, że Hassan ma już erekcję. Ciemny członek wznosił się dumnie nad całkiem pozbawionym owłosienia podbrzuszem. Pozbawiona napletka żołądź lśniła w blasku oliwnych lamp.

– Wyczuwam, że od ostatniej schadzki zaszła w tobie jakaś przemiana. Czyżbyś wreszcie pogodziła się z losem?

Nie ośmieliła się podnieść oczu, w obawie, że ujawni tlący się w nich niepokorny ogień. Zamiast tego odrzekła:

– Bóstwem, które czczę ponad wszystkie inne, jest cypryjska Afrodyta. Zawsze otaczała mnie opieką i odpowiadała na wznoszone modły. Jej to zawdzięczam ocalenie przed gniewem Kassandra z Ajgaj. Skoro zatem Zrodzona z Piany posyła mnie do twego łoża, kimże jestem, by się jej sprzeciwiać?

Nastała przedłużająca się chwila ciszy. Choć uparcie patrzyła w dół, czuła na sobie spojrzenie małych, czujnych oczu.

– Przyjmuję taką odpowiedź – stwierdził w końcu Hassan, a następnie wyciągnął ku niej dłoń z pucharem. – Skosztuj wina, niewolnico. Niech twoja krew również zapłonie!

Posłusznie przyjęła naczynie i uniosła je do ust. Wino było przyprawione czymś pikantnym, szczypało w język, lecz zaraz po przełknięciu zaczęło mocno rozgrzewać. Tymczasem jej pan odprawił gestem obydwu efebów. Najwyraźniej Burhan też zamierzał się oddalić, lecz kupiec na to nie pozwolił.

– Zostań tutaj – rozkazał, cały czas spoglądając na Hellenkę. – Możesz się jeszcze okazać przydatny.

Nie miała czasu zastanawiać się nad zawartą w owych słowach groźbą, bo nagle Hassan złapał ją za ramię i pociągnął w stronę łóżka. Uczynił to tak gwałtownie, że wypuściła z rąk puchar. Reszta wina rozlała się po dywanie, barwiąc wyhaftowane na nim żółte i białe romby na czerwono. Nie wyglądało jednak na to, by jej pan w ogóle się tym przejął. W tej chwili absorbowało go coś zgoła innego. Silnym pchnięciem posłał Mnesarete na pościel. Upadając na nią, poczuła pod plecami oraz pośladkami jedwab. Oczywiście. Tacy jak on nie sypiali na pośledniejszych tkaninach. Sam również wgramolił się na posłanie i ruszył ku niej na kolanach i rękach.

Pamiętając, czym skończyło się ich poprzednie zbliżenie, tym razem postanowiła być bardziej gorliwa. Wyciągnęła ku niemu ręce, zarzuciła mu je na szyję, ucałowała mięsiste wargi. Sztywne od olejków wąsy oraz broda kłuły ją w policzki i szyję, lecz zignorowała ową drobną niedogodność. Poczuła, jak język Araba wychodzi na spotkanie jej własnemu. To utwierdziło Hellenkę w przekonaniu, że podąża słuszną ścieżką. Rozchyliła szeroko uda i jęła ocierać się nimi o boki mężczyzny. Sapnął i opadł na nią całym ciałem, dociskając do posłania. Przez chwilę ciężar odebrał Mnesarete oddech. Jej pan wcale się tym nie przejmował, wciąż wpijając się w miękkie usta. Zaczynała już wpadać w panikę, gdy w końcu podniósł się na jednym ramieniu i popatrzył na nią z góry.

– Znacznie lepiej – ocenił. – Jeszcze trochę, a uwierzę, że istotnie jesteś wyznawczynią Afrodyty…

Drugą dłoń zacisnął na jej piersi. Westchnęła przeciągle i niemal natychmiast zmysłowo oblizała wargi. Powoli wprawił w ruch swe biodra, pocierając nabrzmiałą męskość o jej łono. Na trzonie penisa, który przesuwał się między wargami sromu, musiał poczuć pierwsze krople wilgoci, bo uśmiechnął się z triumfem. Wreszcie reaguję tak jak sobie życzy, pomyślała Mnesarete. Ciekawe, co powie na to…

Sięgnęła ręką w dół, między ich ciała. Śmiało odnalazła penisa i zacisnęła wokół niego palce. Arab zastygł w bezruchu, jakby nagle zląkł się o własne przyrodzenie. Czym prędzej go uspokoiła, naprowadzając żołądź na właściwe miejsce. W końcu zdobyła się na to, by spojrzeć mu prosto w oczy.

– Proszę, wejdź we mnie, panie – przemówiła tonem, który dotąd zachowywała jedynie dla Kassandra i to tylko podczas ich najgwałtowniejszych igraszek, kiedy odnajdowała rozkosz w uległości. – Tak bardzo pragnę otulić cię sobą…

Jakiż mężczyzna odmówiłby tak pokornemu błaganiu? Hassan pchnął raz, drugi, trzeci. Tym razem poszło mu łatwiej, bo w pochwie Mnesarete nie brakowało wilgoci; jej brzoskwinia obficie spłynęła sokami. Czyżby książę kupców zaczynał na nią działać tak, jak mężowie, którym kiedyś, w innym życiu, oddawała się z własnej, nieprzymuszonej woli? Nie, to musiał być napitek. „Skosztuj wina, niewolnico. Niech twoja krew również zapłonie!” Czyż nie tak właśnie powiedział? Może pikantna przyprawa miała zamaskować smak rozpuszczonego w trunku narkotyku? Jedno nie ulegało wątpliwości. Odkąd poczęstował ją napojem z własnego pucharu, czuła narastające pragnienie spółkowania. A teraz właśnie on je zaspokajał… Hellenka jęczała przy każdym sztychu i nawet nie musiała za bardzo udawać. Dłonie zacisnęła na ramionach Araba; pozwoliła, by powieki opadły, przysłaniając szmaragdowe tęczówki, z których słynęła. W pełni skupiła się na twardej, wyprężonej męskości szturmującej jej miłosną jaskinię. Co rusz otulała ją mięśniami, starając się dostarczyć kochankowi jak najmocniejszych doznań.

Niestety, tak samo jak za pierwszym razem, szybko dała o sobie znać słaba wydolność księcia kupców. Mężczyzna zaczął zbliżać się do swojej ekstazy w chwili, gdy Mnesarete dopiero się rozgrzewała. Z ust coraz częściej wyrywały mu się jęki przechodzące w stłumione krzyki, lędźwie przeszywały kolejne silne skurcze. Zrozumiała, że nie doścignie go w drodze na szczyt. Może potem, gdy on już wytryśnie, zdoła dokończyć palcami. Nie lubiła dochodzić w ten sposób, ale teraz desperacko, rozpaczliwie wręcz pragnęła spełnienia. I czuła narastającą pewność, że nie otrzyma go od Hassana.

Arab przyspieszył ruchy bioder. Pochylił się nad dziewczyną i wycharczał jej do ucha parę słów w jakimś egzotycznym dialekcie. Na tyle już zdołała osłuchać się z aramejskim, by mieć pewność, że był to inny język. Może mówiono nim w jego ojczyźnie, tajemniczym królestwie Saby? Czy były to czułostki, czy też poniżające wyzwisko? Nie zastanawiała się nad tym długo. Korzystając z faktu, że znalazł się tuż obok, obsypała mu szyję żarliwymi pocałunkami. Ciałem otyłego mężczyzny wstrząsnął dreszcz. Po raz ostatni wdarł się między jej uda i zaczął donośnie szczytować. A kiedy już zachrypł od krzyku, ponownie otoczyła go ramionami i przyciągnęła ku sobie. Tym razem była lepiej przygotowana na jego tuszę.

Hassan odpoczywał na niej przez dłuższy czas, a jego oddech i szaleńcze bicie serca powoli się uspokajały. W końcu na tyle powrócił do sił, by uwolnić Hellenkę od swojego ciężaru. Czując, jak mięknący członek wyślizguje się z jej przepełnionego wnętrza, wydała z siebie cichy jęk zawodu. Zaraz jednak posłała właścicielowi roznamiętnione spojrzenie.

– Mam nadzieję, że cię nie rozczarowałam, mój panie.

– Było znacznie lepiej niż poprzednio – odparł, ocierając pot z czoła. – Ale wciąż daleko od doskonałości. Nie ma rady, trzeba kontynuować trening. Burhanie!

Obejrzał się na eunucha, który ani na chwilę nie opuścił pomieszczenia i obojętnie obserwował ich stosunek. Mnesarete wstrzymała oddech w oczekiwaniu na to, co zaraz usłyszy.

– Wymierz tej niewolnicy dziesięć razów batem – rozkazał jej pan i władca. – A potem dodaj jeszcze pięć za rozlane wino i zniszczony dywan!

* * *

Tego wieczoru dwadzieścia urodziwych cór Mezopotamii zgromadzonych w przeznaczonej dla nich komnacie płóciennego pałacu zasypiało przy akompaniamencie świstów tnącego powietrze bicza oraz rozdzierającego skowytu Hellenki. Kiedy w końcu Burhan przyprowadził ją, nagą i słaniającą się, do wspólnej izby, żadna z branek nie przesunęła się, by zrobić jej miejsce na macie. Mnesarete osunęła się wprost na bogato haftowany kobierzec. Na wpół omdlała po doznanym właśnie cierpieniu, baczyła jednak, by ułożyć się na brzuchu. Wolała nie myśleć o tym, co czekałoby ją, gdyby spływająca z pleców krew poplamiła kolejny dywan.

* * *

Trzy dni później karawana dotarła wreszcie do brzegów drugiej z ogromnych rzek przecinających mezopotamską równinę – Eufratu. Wzdłuż jej nurtu także wytyczono kamienny trakt – nie tak szeroki i dobrze utrzymany, jak perska Królewska Droga, ale i tak lepszy niż przykurzone i na wpół zarośnięte ścieżki, które pokonywali dotąd. Tego wieczoru postój został zarządzony wcześniej niż zwykle, długo przed zachodem słońca.

Korzystając z okazji Hassan polecił zliczyć pozostałych przy życiu jeńców. Okazało się, że wciąż jest ich ponad trzy tysiące dwustu. To zaś znaczyło, że mniej niż trzy setki kobiet i mężczyzn nie wytrzymały trudów forsownego marszu na południe. Dla babilońskich handlarzy były to akceptowalne straty. Obecnie chodziło o to, by już ich nie mnożyć. Jeźdźcom wielbłądów nakazano, by odtąd nie uśmiercali pozostających w tyle. Mieli z nich uformować dodatkową kolumnę i prowadzić w ślad za resztą. W ten sposób karawana wydłuży się i być może nawet spowolni tempo marszu, ale teraz, gdy zagrożenie ze strony północnych miast minęło, można już było sobie na to pozwolić.

Mnesarete wciąż podróżowała na wozie w niechętnym jej towarzystwie najpiękniejszych dziewcząt. Nie odzyskała swego zielonego peplosu, pozostawionego nad brzegiem kanału. Teraz nosiła go jedna z mezopotamskich chłopek. Choć suknia nadawała się już tylko do podarcia na szmaty, jej nowa posiadaczka wydawała się z niej zadowolona. Zapewne w swoim biednym, znojnym życiu nigdy nie przywdziała czegoś równie wspaniałego. Hellence zaś przypadło szare giezło, porzucone przez tamtą. Gdy pierwszy raz wciągała na siebie sztywne od brudu odzienie, nie czuła nawet wstrętu. Płonące bólem plecy nie pozwalały skupić się na niczym innym.

Dopiero gdy zagoiły się jej rany, postanowiła upomnieć się o swoje. Stało się to na piaszczystych brzegach Eufratu. Któregoś wieczoru odział wielce rozochoconych Ghassanidów zaprowadził kobiety na plażę, by mogły zażyć kąpieli. Oczywiście nie było mowy o tym, by ich smagli nadzorcy odwrócili na ten czas spojrzenia. Zresztą, branki do tego stopnia przywykły już do obnażania się przed mężczyznami, że uczyniły to bez zbędnych fochów. Milcząca obecność Burhana gwarantowała, że tamci ograniczą się do patrzenia.

Zarówno Mnesarete, jak i złodziejka peplosu długo pławiły się w rozkosznie chłodnej wodzie, myjąc zarówno ciała, jak i włosy. Dziewczyna z Argos wynurzyła się jako pierwsza. Nie poszła jednak po zostawione nieopodal szare łachmany, lecz zbliżyła się do przewieszonej przez nadrzeczny głaz zielonej sukni. Gdy tylko po nią sięgnęła, usłyszała zza pleców gniewny krzyk. Oczywiście nie zrozumiała ani słowa. Zwróciła się ku swojej przeciwniczce i powoli, wyraźnie oznajmiła:

– To moja suknia. Pozwoliłam ci ją nosić przez parę dni, ale wystarczy.

Urodziwe, smagłe oblicze chłopki wykrzywił pełen furii grymas. Wyrzuciła z siebie kolejną tyradę, niewątpliwie obfitującą w soczyste inwektywy. Hellenka jednak nie przejmowała się tym, czego i tak nie mogła zrozumieć. Uniosła suknię, by wciągnąć ją przez głowę. Wtedy wieśniaczka zaatakowała. Wymierzyła Mnesarete policzek – nie tak bolesny jak ten od Hassana, lecz wystarczająco mocny, by wytrącić ją z równowagi. Korzystając z tego, że się zachwiała, mezopotamska branka rzuciła się na nią i wywróciła na piasek. Przez dłuższą chwilę przewalały się po nim, krzycząc, kopiąc i próbując wydrapać sobie wzajemnie oczy. A nade wszystko – dostarczając zgromadzonym wokół przedniego widowiska. Żaden ze strażników nie próbował interweniować ani tym bardziej rozdzielać zmagających się dziewcząt. Rozbawieni, zaczęli wznosić okrzyki, niczym Hellenowie dopingujący podczas igrzysk ulubionych zawodników.

Mnesarete walczyła ze wszystkich sił, jakby wcale nie chodziło o doszczętnie zeszmaconą suknię, lecz o ostatnie okruchy godności, które jeszcze jej zostały. Obrócona w niewolnicę, regularnie bita i wykorzystywana, tym razem za nic nie chciała odpuścić. Lecz mimo to szala zwycięstwa nieuchronnie przechylała się na stronę wieśniaczki. Nawykła do ciężkiej pracy w polu była po prostu silniejsza. Raz jeszcze znalazła się na górze i tym razem powstrzymała ich ciągłe obroty. Przycisnęła Hellenkę do podłoża i parokroć z impetem zdzieliła pięścią po żebrach. To wycisnęło dziewczynie z Argos powietrze z płuc. Kiedy desperacko próbowała zaczerpnąć tchu, tamta sięgnęła po zanurzony w nadrzecznym osadzie pokaźny otoczak. Uniosła go oburącz nad głowę, by zadać decydujący cios.

Potem wszystko rozegrało się jak w zwolnionym tempie. A przynajmniej tak zapamiętała to Mnesarete. Przecinający powietrze trzask. Rzemień bicza owijający się wokół szyi chłopki. Mocne szarpnięcie w tył, podrywające ją z kolan. Narzędzie mordu wysuwające się z dłoni i opadające na plażę z głuchym tąpnięciem.

Hellenka podniosła się z wysiłkiem i wsparła na łokciu. Obficie spluwając zmieszanym z krwią piaskiem, patrzyła, jak Burhan zamaszystymi ruchami zwija bat, przyciągając mezopotamską brankę coraz bliżej siebie. On mnie uratował, pojęła w nagłym przebłysku zrozumienia. Zawdzięczam życie swojemu oprawcy.

Eunuch pochwycił niedoszłą zabójczynię i wypowiedział kilka ostrych słów. Zebrani wokół Ghassanidzi przyjęli je z żywiołowym wręcz entuzjazmem. Mnesarete nie mogła pojąć przyczyn ich wesołości, dopóki nie ujrzała, jak Burhan popycha ku nim nieszczęsną brankę. W jednej chwili ich opanowanie zniknęło bez śladu. Rzucili się na dziewczynę niczym wygłodniałe zwierzęta. Ponieważ już była naga, nie musieli nawet zdzierać z niej ubrania. Po prostu obalili na ziemię i siłą rozwarli nogi. Pierwszy z nadzorców, zapewne wyższy rangą, uklęknął między śniadymi udami. Przez moment mocował się ze swoją dżalabiją; w końcu podciągnął ją aż nad biodra, obnażając wyprężoną męskość. Opadł na unieruchomione przez kompanów ciało i pchnął mocno. Złodziejka peplosu zawyła.

Hellenka zdołała wreszcie podnieść się z piasku. Zakołysała się na wciąż miękkich nogach, lecz nie upadła. Przez jakiś czas patrzyła na pohańbienie niedawnej rywalki – mężczyźni między jej nogami zdążyli się już zmienić dwukrotnie, kolejne trzy tuziny czekały na swą kolej – a potem odwróciła się od niej plecami. Sięgnęła po zieloną suknię i wciągnęła ją przez głowę. Jak dobrze było znów poczuć na skórze jedwab!

* * *

Tej nocy Hassan ponownie wezwał ją do siebie.

Nim jednak stanęła przed jego obliczem, na polecenie Burhana zażyła jeszcze jednej kąpieli – tym razem w osobistej wannie księcia kupców. Tragarze dźwigający na co dzień lektykę z hebanu i złota teraz donosili kociołki z ukropem oraz letnią wodą, które wlewali do mosiężnego wnętrza, aż udało się osiągnąć właściwą temperaturę. Gdy zanurzała się w parującej toni, z ust Mnesarete dobył się jęk szczerej rozkoszy. Tak bardzo za tym tęskniła… Teraz brakowało tylko, by niewolnice – Melisa i Parmys – jęły masować ją i mydlić. Już miała je zawołać, gdy przypomniała sobie, że żadna z owych dziewcząt już do niej nie należy. Melisa została nawet – wciąż nie mogła uwierzyć w tak rażącą niesprawiedliwość – wyzwolona! W przeciwieństwie do niej, której wolność bezprawnie odebrano. Zaprawdę, bogini przeznaczenia, Tyche, miała przewrotne poczucie humoru.

Oderwała się od tych nieprzyjemnych myśli, uniosła powieki. I napotkała beznamiętny wzrok Burhana.

– Pan nie należy do najcierpliwszych z ludzi – stwierdził rzezaniec. – Będzie lepiej dla ciebie, jeśli się pospieszysz.

– Oboje wiemy, jak to się skończy – westchnęła. – Bez względu na to, co uczynię, jak wiele dołożę starań, nie zdołam w pełni go zadowolić. Wtedy wyda swój rozkaz, a ty go wykonasz.

Nic na to nie odpowiedział, ale też nie odwrócił od niej spojrzenia. Wciąż obserwował pławiącą się dziewczynę, w dziwny, całkiem wyzuty z pożądania sposób. Chyba nikt przedtem tak na nią nie patrzył, wliczając w to wytrzebionych służących, których miała w Koryncie i Atenach.

– Wciąż ci nie podziękowałam.

– Za co? – Jego twarz pozostała nieodgadniona.

– Uratowałeś mnie tam na plaży. Tamta kobieta…

– Próbowała zniszczyć lub uszkodzić własność pana. – Burhan wszedł jej w słowo. – Musiałem temu zapobiec.

Ten człowiek żyje dla Hassana, uświadomiła sobie Mnesarete. Każdy krok, który stawia, każdy haust powietrza, który zaczerpuje… służą wyłącznie interesom jego właściciela. W jaki sposób osiąga się taką, prawdziwie psią lojalność? I czy na końcu treningu, któremu jestem poddawana… ja również się taka stanę?

Złapała rękoma za brzegi wanny i podniosła się z cudownie ciepłej wody. Eunuch osuszył jej ciało ręcznikiem i zaaplikował pachnidło, wcierając je w te same co ostatnio miejsca. Następnie zaprowadził Hellenkę do sypialni. Znów oświetlały ją lampy oliwne – chyba było ich nawet więcej niż poprzednio. Zajmowały niemal każdą płaską powierzchnię na podróżnych skrzyniach. Płomienie odbijały się w zwierciadle z brązu, przez co zdawały się jeszcze liczniejsze. Pozostałe izby oraz sale płóciennego pałacu tonęły w gęstniejącym mroku, lecz tutaj panowała jasność.

I może w tym tkwił błąd, pomyślała Mnesarete. Oto bowiem ujrzała czekającego na nią Hassana. Całkiem już nagi, wpółsiedział na łożu z lubieżnie rozrzuconymi na bok nogami. Blask stu lamp ujawniał wszystkie mankamenty jego wyglądu: nalaną twarz, której gęsta broda nie była w stanie przydać cech męskości czy zdecydowania; miękką, falującą przy każdym poruszeniu klatkę piersiową; zbyt obfity brzuch, w którego cieniu zdawało się ginąć przyrodzenie; nadmiernie wydatne uda. Być może kupiec mógł niegdyś uchodzić za przystojnego mężczyznę, lecz od tamtych czasów minęły co najmniej dwie naznaczone brakiem umiarkowania dekady. Wygodne, dekadenckie życie obróciło drapieżnego syna pustyni w otłuszczonego mieszczucha, który przy każdej sposobności wysługiwał się innymi. Jego oczy lśniły gorączkowym blaskiem. Czyżby przed schadzką wypił kielich przyprawionego nie wiedzieć czym wina? Jeśli tak właśnie było, cieszyła się, że nie zostawił ani kropli dla niej. Dziś w nocy potrzebowała nade wszystko przytomności myśli i pełnej kontroli nad własnym ciałem.

– Chodź do mnie, pięknooka – wychrypiał. – A ty, Burhanie, nie oddalaj się. Twoja obecność może okazać się konieczna…

Nie myśl o czekającej cię chłoście, powiedziała sobie w duchu. Nie myśl o biczu rozdzierającym do krwi ciało. Musisz skupić się w pełni na nim i jego ekstazie. Dać mu coś, czego nie otrzymał dotąd od żadnej z żon ani niewolnic… Posłuszna nakazowi, ruszyła w stronę łoża, kołysząc uwodzicielsko biodrami. Minęła plamę na dywanie, która kosztowała ją tyle cierpienia. Nie myśl o czekającej cię chłoście… Ta sama jasność, która podkreślała wady Hassana, uwydatniała również niezliczone wdzięki Mnesarete. Niech jej właściciel patrzy. Niech raduje się swoim zakupem. Widziała, jak otwiera szerzej oczy, jak łapczywie wciąga powietrze w płuca. Tej nocy spełnię wszystkie twoje marzenia. Również te, o których istnieniu jeszcze nie wiesz.

Wsunęła się na łoże i na czworakach dołączyła do swego właściciela. Już pierwszy pocałunek potwierdził wcześniejsze przypuszczenie – usta mężczyzny smakowały zarazem pikantnie i słodko. Zawarty w winie narkotyk krążył już w jego żyłach, pobudzając żądzę. To czyniło jej zadanie zarazem łatwiejszym i trudniejszym. Oparła dłoń na torsie Araba, lekko pchnęła go na posłanie. Zaciekawiony jej inicjatywą, spełnił niewypowiedziane życzenie. Popatrzyła znacząco w dół, zaczesując kilka niesfornych loków za ucho. Drugą ręką ujęła członek i przesunęła po nim palcami, w górę i w dół. Oblizała wargi, jakby nie mogła już doczekać się przysmaku. Usadowiła się wygodniej, obejmując udami jedną z nóg kochanka. Dla wzmocnienia efektu, osunęła się na jego kolano łonem. Bardzo wolno pochyliła się nad podbrzuszem mężczyzny, bacząc, by opadające w dół włosy ani na moment nie zasłoniły mu widoku. Oczywiście czynił to sam brzuch, lecz książę kupców wsparł się na łokciach i spoglądał teraz znad niego.

Przez dłuższą chwilę przyglądała się z góry męskości, suwając tylko po niej palcami. W pulsowaniu trzonu czuła wzmagające się napięcie, rosnące zniecierpliwienie. W końcu rozchyliła usta i przesunęła po samym czubku penisa językiem. Z satysfakcją usłyszała błogi jęk Hassana. Powtórzyła, uzyskując taką samą reakcję. Dopiero wtedy ujęła żołądź między wargi i jęła powoli masować. Uścisk dłoni rozluźnił się, tak by on mógł w pełni skupić uwagę na wrażeniach dostarczanych ustami. Nie chciała przecież, by zbyt szybko osiągnął spełnienie.

Upierścienione dłonie co i rusz zaciskały się na pościeli, oddech jej pana i władcy przyspieszył. Co jakiś czas przerywała masaż i sunęła językiem po całym przyrodzeniu, od żołędzi aż po jądra. Je również lizała, a nawet ostrożnie brała do ust. Gdyby mogła sięgnąć jeszcze dalej, również by to uczyniła, lecz mężczyzna musiałby jej w tym pomóc, choć trochę unosząc biodra. Ponieważ jednak się do tego nie kwapił, pozostawiła ową szczególną pieszczotę na inny raz. Nie wątpiła, że po tym, czym go obdaruje, rychło otrzyma ponowne wezwanie.

Penis Hassana, już wcześniej nabrzmiały, wyprężył się jakby jeszcze mocniej. Owiała go swym oddechem, otarła się policzkiem o ciemną od bijącej w nim krwi żołądź, a następnie zaczęła się podnosić. Przesunęła się w górę ciała kochanka, przełożyła nogę nad jego biodrem, na moment dając mu doskonały widok na rozchylone w tej pozycji wargi sromu. Spojrzenie księcia kupców było tak intensywne, że niemal parzyło jej ciało. Przełknął głośno i tylko cudem nie zachłysnął się własną śliną. Usiadła mu na podbrzuszu i poczuła pod sobą twardą męskość. Wprawiła własne biodra w powolne kołysanie, jeszcze mocniej się o nią ocierając.

Teraz wpatrywał się w piersi, drżące w rytm niespiesznych ruchów. Delikatnie ujęła go za nadgarstki i położyła duże, smagłe dłonie na biuście. Chciała, by skupił się właśnie na miękkich półkulach i wieńczących je różowych brodawkach. Tymczasem powoli uniosła biodra i sięgnęła za siebie. Odnalazła pulsujący żądzą członek i nakierowała go między pośladki. Jak dotąd Hassan współżył z nią dwukrotnie i za każdym wypełnił łono nasieniem. Jeśli dotąd nie uczynił jej brzemienną, to prędzej czy później mu się to uda. Istniał tylko jeden niezawodny sposób, by temu zapobiec.

Arab jęknął przeciągle, gdy żołądź zaczęła naciskać na tylne podwoje Mnesarete. Choć ze wszystkich sił starała się rozluźnić, a wcześniej zadbała o obfite nawilżenie, pokonanie tej pierwszej przeszkody nie przyszło łatwo. Męskość, choć nieszczególnie długa, była jednak szeroka w obwodzie. Kiedy dziewczyna z Argos osuwała się niżej, miała wrażenie, jakby nawlekano ją na pal. By nie krzyczeć, mocno przygryzła wargę. Usta wypełnił metaliczny posmak krwi. W końcu mięśnie ustąpiły, tak jak niegdyś przed Kassandrem czy ogromnym Nasakhmą, wpuszczając kolejnego zdobywcę.

Zastygła w bezruchu, by przywyknąć do nowego doznania. Czuła, jak pot spływa jej po skroni i plecach. Zdawała sobie jednak sprawę, że nie może długo pozostać bezczynna. Hassanowi wkrótce przestanie wystarczać pieszczenie jej piersi. Już teraz ściskał je zbyt mocno i boleśnie gniótł między palcami sutki. Dlatego wznowiła ruchy bioder, powoli unosząc się i opadając. Za każdym razem penis wbijał się nieco głębiej, torując sobie drogę w wąskim tunelu. Uniosła powieki i popatrzyła prosto w oczy księcia kupców. Wciąż lśniły od rozpuszczonego w winie specyfiku, lecz ogień, który w nich gorzał, był całkiem naturalny – i dobrze jej znany.

Pora, by i jej spojrzenie rozjarzył szmaragdowy płomień.

Jedną rękę wsunęła we włosy i przeczesała je nerwowym gestem, tak że na nowo rozsypały się po ramionach. Drugą skierowała niżej, między swoje szeroko rozwarte uda. Palce odnalazły drobny pagórek łechtaczki. Teraz to ona jęknęła, wcale nie udając. Choć penetracja wciąż przynosiła znacznie więcej bólu niż przyjemności, to właśnie udało się rozbudzić jej drugi biegun.

Hassan dyszał ciężko, na tors i czoło wystąpił mu pot. Z natury niecierpliwy, zaczął wyrzucać biodra w górę, wychodząc naprzeciw jej ruchom. Sztychy stały się gwałtowniejsze i bardziej przenikliwe. Domyślając się, dokąd to zmierza, Mnesarete zastygła, pozwalając, by przez jakiś czas tylko on wysilał się i trudził. Przyspieszyła jedynie pieszczoty własnej kobiecości. Okrężne, niby przypadkowe błądzenie palców sprawiało, że przyjemność w końcu wzięła górę nad cierpieniem.

Tymczasem Arab zaczął opadać z sił. Zdecydowanie powinien popracować nad kondycją, stwierdziła w duchu. Już nie podrzucał jej na sobie, a jedynie lekko unosił przy każdym, niezbyt silnym pchnięciu. Stopniowo dołączała do niego, bacząc, by z jednej strony nie wywołać przedwczesnego wytrysku, a z drugiej nie sprawić, że napięcie opadnie. Wysunęła rękę z włosów, pogładziła nią policzek, szyję i tors kochanka. Otarła się paznokciami o smagłą skórę, nie po to, by zadrapać, lecz by lekko pobudzić. Po raz pierwszy, spółkując z Hassanem, czuła, że posiada władzę, zarówno nad jego doznaniami, jak i nad sobą. Tego właśnie było jej trzeba. Niespiesznie kołysząc się na biodrach kochanka zmierzała ku własnej ekstazie, nie pozwalając, by ją wyprzedził.

Nowo zdobyty prymat był jednak stale zagrożony. Książę kupców nigdy świadomie nie oddałby kontroli, a już z pewnością nie kobiecie. Musiała zatem dokładać starań, by nie spostrzegł, że oto z pana stał się sługą, podążającym za jej życzeniami. Za każdym razem, kiedy wydawało się, że pragnie wydać rozkaz, opadała nań całym ciałem i zamykała usta pocałunkiem. Dopiero gdy łagodniał w jej ramionach, podnosiła się i wznawiała miłosny taniec.

Nie miała pojęcia, jak długo to trwało. Za sprawą coraz intensywniejszych pieszczot zatraciła poczucie czasu. Kiedy podniecenie zaczęło w niej wzbierać i spiętrzoną falą rozlewać się poza podbrzusze, Mnesarete przyspieszyła. Znów mocniej nabijała się na męskość swego pana. On zaś łapczywie chwytał powietrze ustami i zaciskał dłonie na jej biodrach. Palce gorączkowo pocierały miłosny wzgórek. Odchyliła głowę do tyłu, usta poruszyły się w bezgłośnej modlitwie. Czy Afrodyta wysłucha? Nie złożyła wszak żadnej ofiary…

Zrodzona z Piany raz jeszcze okazała swoją łaskę.

Hassan wydał z siebie ochrypły krzyk. Hellenka dołączyła do niego. Ich wspólny hymn na cześć bogini dał się słyszeć we wszystkich komnatach szkarłatnego namiotu. Złączone ciała przeszył jeden dreszcz. To jednak nie był wcale koniec. Mnesarete wciąż masowała swój najwrażliwszy punkt, epicentrum wszystkich doznań. Jej mięśnie gorączkowo zaciskały się wokół penisa, wywołując kolejne erupcje przyjemności. Razem wznosili się, coraz wyżej i wyżej, osiągając szczyty, których istnienia wcześniej nie podejrzewali.

Nawet czuwający nieopodal Burhan, który nie raz i nie dwa obserwował swego pana zabawiającego się z kochankami obojga płci, był zaskoczony tym, co właśnie zobaczył.

Nim osunęła się w objęcia Hassana, zielonooka wypowiedziała bezgłośne „dziękuję”. Przyrzekła sobie w duchu, że gdy tylko nadarzy się okazja, odwdzięczy się Cypryjce za jej hojne dary. Złoży ofiarę z co najmniej tuzina gołębi. Musi tylko znaleźć w Babilonie właściwy ołtarz.

Arab otoczył Mnesarete ramionami. Całowali się teraz spokojniej i bez pośpiechu. Piersi Hellenki rozpłaszczyły mu się na torsie, wilgotne wciąż łono ocierało o jego wygolone podbrzusze. Członek wysunął się z ciasnego wnętrza, lecz pozostał w zagłębieniu między jędrnymi pośladkami. Rozleniwieni i ociekający potem, stygli po przeżytej ekstazie. Długo, długo później książę kupców z wysiłkiem podniósł się na łokciu i przywołał wciąż obecnego w sypialni Burhana. Leżąca u jego boku dziewczyna wzdrygnęła się i przygotowała na najgorsze.

– Mój panie? – W głosie eunucha brzmiała niezachwiana wierność.

– Możesz udać się na spoczynek. Dziś w nocy nie będę cię już potrzebował.

Widząc, jak jej kat i wybawca zarazem składa niski pokłon, odwraca się na pięcie i odchodzi, zostawiając ich samych w alkowie, Mnesarete poczuła, jak coś chwyta ją za gardło. Nie chciała w owej chwili płakać, lecz słodkie łzy ulgi popłynęły same. Reakcja kochanki wpierw zaskoczyła, a wnet rozbawiła Hassana. Mocniej przyciągnął ją ku sobie i jął scałowywać wilgoć z jej policzków.

– Kiedy znajdziemy się w Babilonie – mówił potem, gładząc kasztanowe włosy Hellenki – z dumą wprowadzę cię do mojego haremu. Doprawdy, zasłużyłaś na to, by stać się jego ozdobą.

Nie wiedziała, jak na to odpowiedzieć, więc po prostu uśmiechnęła się z wdzięcznością.

– Jestem pewien, że moje żony cię znienawidzą – parsknął śmiechem. –Przekonasz się, jak bardzo są zazdrosne o mężowskie względy. Ale sądzę, że poradzisz sobie z nimi. Wtedy, na plaży nad Eufratem, dobitnie pokazałaś, że masz w sobie ogień. Później dowiodłaś tego tu, w łożnicy. Zumurrud, Dżamila i Taslima będą musiały przez jakiś czas obejść się ze smakiem, kiedy ja będę się sycił nową faworytą!

Mnesarete wspomniała swój pobyt w Koryncie, u boku Kassandra z Ajgaj. Macedończyk również dzielił swój czas i uwagę między nią i trzy inne konkubiny, a także niezliczone pornai i hetery. Czy „dziś” tak bardzo różniło się od „wtedy”?

– Tutaj, na trakcie, mogłaś być bezimienną nałożnicą – ciągnął Hassan. – Ale w haremie będziesz potrzebować miana. Nadaję ci zatem imię Nasrin, które w mej ojczystej mowie oznacza dziką różę. Noś je z wdzięcznością oraz dumą. I nigdy, przenigdy nie przynieś mi wstydu.

– Dziękuję, mój panie – odparła żarliwie, wiedząc, że tego właśnie od niej oczekuje. Ujęła w ręce jego smagłą dłoń i złożyła na niej kilka gorących pocałunków. – Przysięgam, że nie pożałujesz okazanej mi łaski.

* * *

Mijały kolejne dni. Podobne do poprzednich, a przecież jakże inne. Karawana nadal trzymała się brzegu Eufratu, zaś Hassan podróżował w lektyce z hebanu i złota. Najbardziej uderzające zmiany dotyczyły bliskiego otoczenia Mnesarete.

Po zbiorowym gwałcie na plaży złodziejka peplosu została dołączona do kolumny idących pieszo kobiet. Gdy tylko zostawała parę kroków w tyle, podjeżdżał do niej któryś z Ghassanidów i okrutnie smagał biczem. Widząc jej upadek, pozostałe mezopotamskie chłopki zaczęły bać się zielonookiej i trzymać od niej na bezpieczny dystans. Tak więc choć nadal podróżowała na wozie, to teraz miała dużo więcej miejsca, by wyciągnąć nogi lub, jeśli chciała, zdrzemnąć się, zwinięta w kłębek. Niby przypadkowe kuksańce, podkładanie nóg czy następowanie na stopę poszły w zapomnienie. Kiedy pod wieczór otrzymywała miskę, jedzenie nie smakowało już śliną towarzyszek podróży. A kiedy śmiało zaglądała im w oczy, to one pierwsze lękliwie opuszczały spojrzenia.

Niekiedy, wpatrzona w płynącą leniwie rzekę, słuchała ich prowadzonych półszeptem rozmów, próbując rozróżnić poszczególne słowa. Wyglądało na to, że spędzi w Babilonie dłuższy czas, powinna zatem nauczyć się języka. Zdołała już się zorientować, że aramejski pełnił na Wschodzie taką samą rolę, jak greka na Zachodzie – stanowił mową powszechną, dzięki której można się było dogadać z każdym. Musiała więc go opanować – od tego będzie zależeć jej przyszłość.

Na razie jednak nie potrafiła przeniknąć dziwnego, szemrzącego dialektu. Wychwytywała bezbłędnie tylko jedno słowo, kiedykolwiek pojawiało się w rozmowach wieśniaczek. Jej nowe imię – wypowiadane zawsze z obawą, niczym miano złośliwego bóstwa, którego nie należy wzywać bez przyczyny. Nasrin. Dzika róża. Niech i tak będzie.

* * *

Nadrzeczny trakt, który dotąd mieli niemal na wyłączność, nagle ożył. Teraz przemierzały go również inne karawany, nadciągające od strony Babilonu, samotni jeźdźcy, będący chyba przewożącymi listy gońcami, a nawet patrole konnicy, złożone zarówno z Persów, jak i Hellenów. Widząc po raz pierwszy od dawna swoich pobratymców, Mnesarete poczuła szybsze bicie serca. Wystarczyłoby do nich zawołać, pomachać ręką i poprosić o pomoc, a uwolniliby ją od Hassana i narzuconego jej jarzma. Tak przynajmniej sądziła, pokładając wiarę nie tyle w mocy ustanowionych przez króla Aleksandra praw, lecz w swej urodzie, której jak dotąd nie zdołał oprzeć się żaden z mężczyzn.

A jednak, z jakiejś przyczyny, której sama dobrze nie pojęła, nie odważyła się na to. Może wciąż odczuwała dumę ze świeżo wywalczonej pozycji przy boku Hassana i nie chciała jej tracić na rzecz niepewnej przyszłości. Kto wie, w czyje ręce by wpadła i czego zażądałby jej wybawiciel w zamian za przywróconą wolność? Potrafiła być szczęśliwa w Koryncie – znajdzie sposób, by być szczęśliwą w Babilonie. To prawda, że jej nowy pan nie mógł się równać z Kassandrem czy Gelonem, jurnymi i męskimi Macedończykami, których spotkała na swej drodze… Lecz przecież jeden z nich próbował ją zgładzić, a drugi tchórzliwie porzucił. Skoro tak ją rozczarowali, spróbuje swoich szans z arabskim potentatem.

Karawana księcia kupców była tak liczna, że zajmowała całą szerokość nadrzecznego traktu, ciągnęła się zaś przez dobre parę stadionów. Czyniła miejsce jedynie dla patroli; wszyscy inni musieli zjechać z drogi i cierpliwie poczekać, aż przetoczy się obok. Wśród babilońskich handlarzy dało się wyczuć narastające podniecenie. Wiedzieli, że zbliżają się do celu trudnej i znojnej wyprawy. Już niedługo ich opróżnione przez związane z nią wydatki kufry zaczną napełniać się brzęczącym srebrem.

Któregoś dnia na horyzoncie, ponad niekończącymi się polami oraz przecinającą ją nitką rzeki, zamajaczyła pozioma, ochrowa kreska. Na jej widok jadący przy czole karawany handlarze wznieśli pod niebo radosne okrzyki. Nawet podróżujący w lektyce Hassan uchylił zasłonę i wyjrzał, by zobaczyć, co się dzieje. Stłoczone na wozie mezopotamskie branki zaszemrały niezrozumiale i nerwowo. Mnesarete przysłoniła twarz ręką dla ochrony przed słońcem i zmrużyła oczy.

– Co to takiego? – spytała wreszcie.

Siedzący obok woźnicy eunuch obejrzał się na nią.

– To Mury Zewnętrzne Nabuchadnezzara – oznajmił. – Za nimi jest już Babilon.

Przejdź do kolejnej części – Babilońska niedola II

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Dobry wieczór,

mam dziś przyjemność zaprezentować kolejną historię ze świata Opowieści helleńskiej i Perskiej Odysei.

Tym razem wracamy do dawnej nałożnicy Kassandra, Mnesarete. Gdy Macedończyk dowiedział się o wielokrotnych zdradach, najpierw w szale zazdrości próbował ją udusić, a potem, gdy stało się jasne, że nie potrafi się na to zdobyć, sprzedał dziewczynę babilońskiemu kupcowi. Teraz, wzgardzona przez kochanka i obrócona w niewolnicę, musi przetrwać. Czy jej się to uda? Przekonacie się czytając kolejne rozdziały „Babilońskiej niedoli”.

Przyznam, że od dawna chciałem wrócić do tej bohaterki. Tais otrzymała własną Opowieść, a potem jeszcze trzyczęściowe opowiadanie pod tytułem „Melijska Idylla”, Likajna przypomniała o sobie w „Korynckich nocach” i pewnie jeszcze powróci. Spośród konkubin Kassandra tylko Mnesarete zdawała się porzucona i zapomniana. Niniejszym o niej przypominam, choć nie wiem, czy byłaby z tego zadowolona. Tytuł nie jest przypadkowy – Szmaragdowooką czeka w w Mezopotamii wiele ciężkich doświadczeń. Ale ponoć to one kształtują charakter – a ona jak dotąd prezentowała światu raczej swój charakterek.

Tak więc zapraszam do lektury!

M.A.

P.S. Podziękowania należą się jak zawsze niezawodnej Arei Athene, która cierpliwie przeczytała tekst i oczyściła go z błędów! Ateno, jesteś najlepsza!

Genialne. Czekam niecierpliwie na dalszy ciąg….

Witaj Marku!

Ciąg dalszy powstaje. Myślę, że następny będzie rozdział Perskiej Odysei, a potem wracam do Babilonu.

Pozdrawiam
M.A.

Cześć autorze. Od X lat wchodząc tu omijałem twoje opowiadania jako nie interesujące mnie z powodu braku zainteresowania tematyką historyczną.

Powiesz mi w jakim okresie historycznym umieściłeś swą opowieść? Pytam bo mowa jest o Arabach co sugeruje na VII wiek naszej ery, ale i o Macedończykach i Babilonie jako takim co sugeruje czasy mniej więcej V max III wieku przed naszą erą. Taka różnica w czasie – sięgająca nawet wspomnianych 1200 lat jest praktycznie taka sama jak od powstania określenia Arab do czasów nam współczesnych.

Witaj, AnonimusieMaximusie!

Cieszę się zatem, że po 10 latach postanowiłeś jednak przeczytać jeden z moich tekstów. Mam nadzieję, że przypadł Ci do gustu i może zachęcił do lektury kolejnych 🙂

Co do czasu akcji, „Opowieść helleńska” rozgrywa się w 331 r. p.n.e., natomiast „Perska Odyseja” w kilku kolejnych latach. Pierwszy rozdział Babilońskiej niewoli to zima 331/330 r.

Arabowie nie pojawili się na Bliskim Wschodzie w VII wieku naszej ery – istnieli tam od tysiącleci, choć większość żyła wówczas na Półwyspie Arabskim (a nawet w jego południowo-wschodnim krańcu, w królestwie Saby, wokół miasta Mariabn), skąd jednak stopniowo migrowali na okoliczne terytoria – do Palestyny, na półwysep Synaj.

W prologu „Perskiej Odysei”, który z kolei rozgrywa się w 327 r. p.n.e., w starożytnym mieście Gaza (w dzisiejszej Autonomii Palestyńskiej), mowa jest o plemionach Beduinów oraz Nabatejczyków, którzy byli aktywni w tym regionie. W 312 r. p.n.e. czyli 9 lat później, miała miejsce historyczna kampania wojenna macedońskiego wodza Antygona Jednookiego przeciwko Nabatejczykom.

W „Babilońskiej niewoli”, którą przeczytałeś, wprowadziłem plemię Ghassanidów. IV wieku przed naszą erą żyli oni jeszcze w Królestwie Saby, czyli w dzisiejszym Jemenie. Można domyślać się, że Hassan, który również pochodzi z owych okolic, właśnie tam zrekrutował owych wojowników pustyni.

Pewne pomniejsze plemiona arabskie istniały w Mezopotamii na ponad dwa tysiące lat przed islamskim podbojem tych ziem. Wiadomo, że brały udział w wojnach między tamtejszymi miastami-państwami, jako oddziały posiłkowe. Dlatego uznałem, że postać Hassana – kupca działającego pomiędzy Sabą i Babilonem jest jak najbardziej wiarygodna. Zwłaszcza po podboju Mezopotamii (oraz kawałka Półwyspu Arabskiego) przez Persję, która zapewniając tym ziemiom pokój, ułatwiła handel na duże odległości.

Pozdrawiam
M.A.

Masz rację z dokładnością dotyczącą faktów historycznych. To kogo obecnie nazywamyArabami owszem wykształciło się w VII wieku. Jednak wcześniej można także mówić o Arabach acz w innym węższym znaczeniu. Trochę jak z Rzymianami. Moja wina. Chciałem błysnąć a się zbłaźniłem.

Nie mniej jednak racji nie masz w dwóch miejscach. X oznacza niewadomą a nie liczbę 10. Ponadto nigdzie nie napisałem, że przeczytałem twoje opowiadanie… Scrollowałem je w dół i zobaczyłem słowo Arabowie. Może się kiedyś skuszę.

Miłego.

Dobry wieczór,

wydaje mi się, że znaczenie słowa „Arabowie” nie uległo zmianie w VII wieku – dalej chodziło o przedstawicieli któregoś z plemion mających swe korzenie na Półwyspie Arabskim. W VII wieku po prostu część plemion (zwłaszcza tych mieszkających wokół Mekki i Medyny) przyjęło nową wiarę, islam i napędzane religijnym ferworem rozpoczęło okres gwałtownych podbojów.

Jednocześnie plemiona, które wcześniej wyemigrowały z Półwyspu Arabskiego (np. wspomniani Ghassanidzi) i uległy chrystianizacji, wcale nie przyjęły łatwo islamu. Owszem, wraz załamaniem się władzy bizantyjskiej zostały podbite i znalazły się pod władzą kalifatu, ale długo jeszcze trzymały się chrześcijaństwa. Co akurat nowi, muzułmańscy władcy tolerowali.

A co do lektury moich prac, mogę tylko zachęcać 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Mam pytanie czy to oblężenie perskiej twierdzy się zakończyło? I czy Kassander w końcu uczynił niewolnicą tą perską arystokratkę, która dowodziła wojskami perskimi. Zadaje to pytanie bo dopiero teraz wszedłem na najlepszą erotykę a o ile pamiętam w o statnim rozdziale Kassander został poddany operacji trepanacji czaszki.

Witaj, Anonimie!

Kassander wciąż dochodzi do siebie po operacji, a oblężenie nadal trwa – mam nadzieję, że w sierpniu uda mi się opublikować kolejny rozdział „Perskiej Odysei” (XXVIII), traktujący o zmaganiach z Jutab/Parysatis.

„Babilońska niedola” to z kolei miniopowieść poświęcona dawnej nałożnicy Kassandra, Mnesarete, którą ostatni raz widzieliśmy w Perskiej Odysei XI. Chronologicznie rozgrywa się kilka miesięcy przed wojną z Jutab i oblężeniem Pasargadów.

Pozdrawiam
M.A.

Witaj Aleksandrze. Porzuciwszy (chwilowo, mam nadzieję) Kassandra ruszyłeś z nową odsłoną swojej rozgałęzionej sagi, czyniąc jej bohaterką znaną skądinąd (i niezbyt lubianą) Mnesarete. Pierwsza odsłona przypomina jako żywo szekspirowskie „Poskromienie złośnicy”, obawiam się jednak, iż charakterek dawnej nałożnicy Kassandra prędzej czy później da o sobie znać. Duże brawa za wysmakowany styl, żywe opisy scen erotycznych, bogactwo szczegółów historycznych i obyczajowych, dobry warsztat. A ponieważ Kassander nadal odczuwa skutki odniesionych ran, z przyjemnością poznam dalsze losy jego byłej kochanki. Kto wie, czy nie zdoła wykorzystać nowej pozycji, by zaszkodzić dawnemu panu?

Witaj Neferze!

Kassander przechodzi rekonwalescencję, mam nadzieję wrócić do niego w sierpniu!

Tymczasem ruszyłem w końcu temat, który nurtował mnie od paru ładnych lat. Sądząc po tym, jak szybko i łatwo powstał pierwszy rozdział przygód Mnesarete, potrzebowałem takiego urozmaicenia.

Cieszę się, że premiera nowego cyklu przypadła Ci do gustu! „Poskromienie złośnicy” to ciekawy trop, być może pewne podświadome inspiracje dziełem Szekspira miały tu miejsce, z drugiej strony Babilońska niedola nie jest pomyślana jako komedia i raczej nie należy się spodziewać klasycznie szczęśliwego zakończenia.

Mnesarete – czy może raczej już Nasrin – wejdzie w świat orientalnego haremu rządzący się okrutnymi prawami. Będzie musiała odnaleźć własne miejsce w jego sztywnej hierarchii, zanurzyć się w grę intryg oraz namiętności, wśród których najsilniejszymi zdają się zazdrość i nienawiść. Czy uda jej się wspiąć na szczyt? A może jej natura sprawi, że potknie się i spadnie w przepaść.

Kolejne rozdziały przygód Szmaragdowookiej, mam nadzieję, już wkrótce!

Pozdrawiam
M.A.

Niewiem jakim sposobem, ale zaczynając czytać opowieść umknął mi … jej tytuł i byłem przekonany, że to jest oficjalna część Perskiej Odysei. Także czytałem zdumiony i zastanawiałem się jak Autor połączy wątek poboczny Mnesarete z Kasandrem? I czy ta pierwsza będzie miała udział w upadku tego drugiego? Oczyma wyobraźni widziałem zemstę zdradzonej kobiety i to jeszcze takiej wyjątkowo wrednej i występnej…
A potem dobrnąłem do końca i zorientowałem się, że to inna historia. Chociaż połączenia ścieżek obydwu nie można jeszcze wykluczyć.

A wracając do tematu. Mnesarete żyje i dzięki wrodzonemu sprytowi i umiejętnosciom awansuje w hierarchi nałożnić Hassana. Kupiec, poskromiciel zapewne niejednej hardej niewiasty trafił na trudną sztukę, ale zdaje się, że i ją złamał… Tylko czy aby naprawdę ? Coś mi się wydaje iż, Mnesarete nie zadowoli się rolą nałoznicy co prawda bogatego, ale jednak grubasa półimpotenta. Albo wrodzony temperament wpędzi ją w nowe problemy, albo co bardziej prawdopodobne Hassan spadnie z tej klaczy z złamanym karkiem…

Cieszę się, że początkowe nieporozumienie zostało wyjaśnione 🙂

Tak, Babilońska Niedola to swoisty spin-off Perskiej Odysei (tak jak Korynckie Noce były spin-offem Opowieści helleńskiej, a Melijska Idylla odnosiła się do obydwu cykli). Opowiada o dalszych losach Mnesarete. Czy jej szlak kiedyś jeszcze skrzyżuje się z drogą Kassandra z Ajgaj? To się okaże. Na razie dziewczyna z Argos musi się zmierzyć ze znacznie surowszym i bardziej okrutnym panem.

Hassan w istocie poskromił już wiele kobiet. Łamie je tak, jak jeździec łamie wolę konia. Myślę jednak, że Zielonooka zdoła go jeszcze parę razy zaskoczyć. W kolejnym rozdziale trafi do haremu i zacznie walczyć o swoje miejsce w zastanej hierarchii. Czego dowie się o tym miejscu, wypełniających go kobietach oraz o tajemnicach swojego pana i władcy? Czy uda jej się to wykorzystać dla poprawienia swojej sytuacji?

Przekonamy się już niedługo!

Pozdrawiam
M.A.

Napisz komentarz