Wczesny, piątkowy wieczór. Dworcowe światła i powolne hamowanie pociągu zmuszają mnie do wysunięcia z uszu drobnych słuchawek. Przeciągam się leniwie na nagrzanym, twardym siedzeniu, zapinam płaszcz, wysiadam. Przeszywa mnie okropny chłód wieczoru, pada, a ja nie mogę rozłożyć tej głupiej parasolki. Jestem zła na wszystko. Nie chcę myśleć, że jeszcze dziś będę musiała wrócić do domu, bo tak to miejsce, zupełnie bezpodstawnie, nazywam. Nie chcę myśleć o tym, że choćbym nie wiem co zrobiła, to i tak będę tu tkwiła. Nie chcę myśleć o tym, że za kilka dni wrócę do ludzi, którzy traktują mnie jak powietrze. To teraz nieistotne. Jest, parasolka w końcu się otworzyła. Czuję przyjemne mrowienie w całym ciele… Tak, jeszcze tylko kilka minut przechadzki znaną mi drogą i będę na miejscu. Uśmiecham się do siebie w duchu – znów będzie fajnie, znów zapomnę.
Ludzie, tłumy ludzi idących w przeróżne strony, to zajętych sobą, skupionych na czymś, zamyślonych, to znów chaotycznych i nerwowych. Światła wystaw, zapachy, wszechobecna muzyka. Kocham to. Tu nie czuję się sama, tu coś się dzieje. Mogę obserwować, lustrować, oceniać ich w myślach, a to wszystko siedząc przez nikogo niezauważona na ławce, z torebką czekoladowych orzechów. Ale nie patrzę na wszystkich. Mój wyszkolony wzrok umiejętnie przebija się przez napływające tłumy i we wstępnej selekcji wyłapuje tylko ten jeden, jasno określony typ. Panowie po czterdziestce, w garniturach, przystojni. Skanuję. Selekcja wtórna: zegarek, buty, teczka, żona. Nic. Kurcze, przecież nie jest aż tak późno, muszą jacyś być. Może na górze, pójdę i sprawdzę. Nie lubię zimy, bo trzeba wkładać płaszcz, jest niewygodny do pilnowania i noszenia. Najchętniej zostawiłabym go gdzieś, zamiast przedzierać się z nim przez to obozowisko. Cholera, nic mi dziś nie wychodzi. Podnoszę orientacyjnie wzrok… Super, konkurencja. Uroczo. Zdobywam się na najbardziej lekceważący uśmiech, na jaki tylko mnie stać, kiedy mijam dwie „koleżanki po fachu”. Głupie, wypacykowane dziwki. Nie jestem taka. Nie noszę legginsów i bluzek ciężkich od cekinów. Tak, czuję się od nich lepsza i chcę, by to widziały. Skromna, obcisła, czarna sukienka sięgająca do połowy uda, wysokie, czarne buty i delikatna, dziecięca twarz w otoczeniu ślicznych, złotych włosów. Słodki widok. Gdybym jeszcze tylko… Ała!
Co jest?! Podnoszę wzrok i rozchylam usta, żeby w geście protestu opieprzyć potrącającego mnie przechodnia i wtedy doznaję olśnienia. Skanowanie wstępne – akceptacja. Skanowanie wtórne – akceptacja. Uśmiecham się w myślach. Ustawiam wyraz twarzy przestraszonego, zdezorientowanego dziecka. Zadbana, pachnąca dłoń dotyka mojego ramienia. Na palcu obrączka z białego złota. Bingo!
– Przepraszam. Wszystko w porządku? – Pyta mężczyzna niskim, przyjaznym głosem, zsuwając dłoń z mojej ręki. Chyba się spieszy.
–Tak, chyba tak, to ja przepraszam, zamyśliłam się.
Uśmiecha się grzecznościowo i odchodzi szybkim krokiem, zerkając na zegarek. A ja patrzę za nim długo, aż zniknie i… uśmiecham się sama do siebie.
Tak, czerwona była ładniejsza. Zresztą czarnych mam całe mnóstwo, a czerwoną tylko jedną. Tak, kupię czerwoną, przy najbliższej możliwej okazji, a na razie pójdę jeszcze obejrzeć… albo nie – tam pójdę później, a teraz napiję się gorącej czekolady. Gdzie ta kawiarnia?
Rozglądam się orientacyjnie i nagle… Nie wierzę własnym oczom! Już wiem, gdzie się tak spieszył. Teraz wydaje mi się, że pasuje w moje ramy jeszcze bardziej. Nie wiem, czy to za sprawą kontrastu, który tworzy siedzący naprzeciw niego niski, pulchny, elegancko ubrany mężczyzna, który co chwila ze śmiechem, bardzo charakterystycznie uderza palcami w stojący przed nim komputer, czy po prostu wcześniej nie zdążyłam przyjrzeć mu się dokładniej. Podoba mi się jego spokój. Jest skupiony i wyraźnie czymś zainteresowany, a na żywe opowieści swojego towarzysza odpowiada jedynie ciepłym uśmiechem. Chyba już kończą, bo wesoły mężczyzna zaczyna zbierać ze stolika dokumenty. Tak, na pewno skończyli. Ściskają sobie dłonie i tamten odchodzi. Lepiej trafić nie mogłam.
Widzę, jak wyciąga portfel i kładzie pieniądze na blacie, dopijając kawę. Muszę coś wymyślić, bo inaczej… Cholera, wychodzi. Ruszam szybkim krokiem przed siebie.
–Przepraszam… – mówię uprzejmym głosem, zbliżając się do niego.
–Tak? – Odwraca głowę w stronę mojego głosu.
– Czy wie Pan może, która jest godzina?
Odchyla mankiet i zerka na zegarek.
– Dziewiętnasta czterdzieści pięć.
– Dziękuję, właśnie szłam do… – robię pauzę i wstrzymuję oddech. Rozchylam delikatnie wargi. Zaczynam mrugać i powoli wypuszczam z siebie ciężkie powietrze. Dotykam dłonią czoła. Mężczyzna przygląda mi się przez moment i kładzie rękę na moim ramieniu.
– Coś się stało?
– Nie, nie, w porządku, tylko trochę zakręciło mi się w głowie. Już jest dobrze. – mówię drżącym głosem i robię niepewny krok naprzód.
– Chyba nie bardzo. Może usiądź na chwilę.
– Naprawdę, wszystko okej. Muszę tylko… – znów biorę głęboki oddech i przymykam powieki. – Pójdę do toalety…
– Poradzisz sobie sama? – ton jego głosu jest spokojny, ale jakby nieco niechętny. Wiem, że pyta, bo tak wypada, bo tak powinien.
–Tak, tak, dziękuję. – drżącą dłonią zaczesuję włosy za ucho i nagle uginam na chwilę kolana.
– Mhm, widzę. Chodź. – wciąż trzymając rękę na moim ramieniu popycha mnie delikatnie do przodu.
Wchodzimy. Czuję, jak dotyka mnie chłodne, wilgotne powietrze. Słyszę cichy trzask drzwi. Opieram wciąż lekko drżące dłonie na blacie umywalki, podnoszę pochyloną wcześniej głowę i spoglądam w lustro. Napotykam jego wzrok. Przez chwilę stoimy w milczeniu, a ciszę przerywa tylko mój głośny, głęboki oddech.
– Lepiej Ci?
Kiwam potakująco głową.
– Na pewno?
Kiwam ponownie.
– Jesteś tutaj sama? Może poprosić kogoś, żeby się tobą zajął?
– Nie, nie trzeba. Zrobiło mi się tylko trochę słabo. Już wszystko dobrze. Przepraszam za kłopot.
– Poradzisz już sobie sama?
Jego pytanie brzmi bardziej jak stwierdzenie, a on sam prostuje się lekko i robi krok w tył. W tym momencie odwracam się i podnoszę wzrok. Patrzę mu w oczy, a na mojej twarzy pojawia się delikatny uśmiech. Podchodzę i dotykam leciutko palcem jego koszuli. Widzę jak jego twarz się zmienia. Nie odwracam wzroku, a mój palec bardzo powoli sunie niżej.
– Przepraszam, ale co ty robisz? – pyta dość stanowczym, choć niemniej zakłopotanym głosem.
Nie odpowiadam, a jedynie uśmiecham się śmielej i wsuwam mu za spodnie dwa palce.
–Dziecko, bój się Boga, co ty sobie myślisz?
– Myślę, że możemy się jakoś dogadać. – odpowiadam spokojnie.
– Że niby w jakiej, konkretnie, kwestii, co? Zabierz rękę. – jest wyraźnie podenerwowany i zmieszany. Chwyta moją dłoń i próbuje odsunąć od siebie, jednak nagłym ruchem zaciskam palce na jego pasku.
– Obydwoje możemy sobie coś dać – mówię odpinając powoli ciężą, metalową klamerkę, a on patrzy na mnie w milczeniu, wciąż jakby zaskoczony, a wręcz zszokowany. Uśmiecham się zachęcająco i, kiedy tylko jego spodnie przy pomocy moich dłoni zaczynają się zsuwać, opuszczam niewinnie wzrok.
Tak naprawdę nigdy nie zastanawiałam się, czy lubię to robić. Kiedy przed nim klękam czuję jednak, że jestem na właściwym miejscu. Jego penis jest duży, choć nie ma jeszcze pełnego wzwodu. Musi być bardzo czuły, bo twardnieje gdy tylko moje usta go dotykają. Najpierw delikatnie, niewinnie. Obejmują główkę i zaczynają ją lekko ssać, włączając do zabawy język. Z każdą chwilą wargi obsuwają się coraz niżej. Czuję, jak je wypełnia, jak staje się coraz większy. Oddech mężczyzny nieco przyspiesza, a na jego twarzy pojawia się uśmiech, kiedy wysuwam penisa z ust i zaczynam delikatnie lizać, całego, od czubka główki, aż po sam dół. Gdy tylko mój wilgotny, gorący język wplątuje się pomiędzy jądra, słyszę ciche westchnienie. Ponownie obejmuję go wargami i przyjmuję w siebie głęboko, jak najgłębiej mogę. Czuję jak dłoń mężczyzny dotyka mojej głowy, a palce wplątując mi się we włosy, dopychają ją silnym ruchem. Zaczynam się krztusić. Wypełnia mi całe usta, wbija się w gardło, nie mogę oddychać. Po chwili jednak ręka cofa się i ciągnąc lekko włosy zmusza mnie do podniesienia się z kolan.
Dopiero teraz zauważam jego błyszczące podnieceniem oczy. Chwyta mnie za nadgarstek i mocnym szarpnięciem podciąga do góry, sadzając na blacie. Nie patrzy na mnie. Jest jakby nieświadomy. Nerwowym ruchem podciąga sukienkę gwałtownie rozsuwa mi uda. Słyszę własny jęk, kiedy wchodzi we mnie cały, jednym, mocnym pchnięciem. Zagryza wargi i czuję, jak zaczyna poruszać się coraz gwałtowniej. Wypełnia mnie całą, aż do bólu, z każdym ruchem dłońmi rozchylając bardziej moje nogi. Słyszę jego głośne, urywane oddechy i ciche westchnienia. Opiera dłoń na lustrze i przysuwa mnie do niego kolejnymi pchnięciami. Czuję, jak zaczyna we mnie pulsować i drżeć. Wstrzymuję powietrze i wtedy on pociąga mnie z całej siły za rękę, zrzucając na podłogę i, nim zdążę cokolwiek zrobić, chwyta za włosy przyciągając głowę do swojego krocza. Zanim dobrze rozchylę usta wchodzi w nie i dociska mnie do siebie. Odruchowo zaciskam palce na jego biodrach i nagle czuję ciepło rozlewające się w gardle. Jego drżące ciało zastyga w bezruchu, a z moich ust, cienką strużką zaczyna wypływać gęsta, lepka sperma. Jego uścisk słabnie i powoli mogę odsunąć głowę. Biorę głęboki oddech i delikatnie podnoszę się z kolan. Mężczyzna nie patrzy na mnie. Stoi obok, opierając czoło o chłodną ścianę i zapina spodnie. Spoglądam w lustro i wierzchem dłoni wycieram twarz. Po chwili on podnosi na mnie wzrok i nic nie mówiąc wyciąga z kieszeni portfel. Kładzie na blacie obok mojej ręki kilka banknotów.
– Uważaj na siebie. – mówi chłodno i wychodzi, poprawiając marynarkę.
Przez jakiś czas stoję bez ruchu. Uśmiecham się do siebie… Tak, kupię czerwoną.
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Absent absynt
2024-06-19 at 08:54
Opowiadanie przedstawia wstrząsającą wizję świata, w którym ludzie należą tylko do dwóch kategorii, galerianek i ich sponsorów. A wszystko to w służbie nieskrępowanej konsumpcji.
Ciekawe, ile młodych kobiet nosi dziś blizny na duszy po młodości wypełnionej okazjonalną prostytucją. Ilu facetów przekonanych, że mogą sobie kupić każdą za cenę czerwonej kiecki.
Pytanie tylko, co nas bardziej niszczy: nieskrępowany kapitalizm… czy nasza własna inreresowna natura?
Megas Alexandros
2024-06-21 at 00:14
Późny kapitalizm na pewno ma tu swój udział.
Widać to szczególnie dzisiaj. Wprawdzie galerianki przestały być tak rzucającym się w oczy problemem, za to miliony kobiet założyły sobie konta na onlyfans i tam sprzedają swą intymność (prawda, że za nieco lepsze pieniądze, przynajmniej niektóre, jak w każdym tego typu biznesie, 5% na topie zgarnia gros wpływów). Oczywiście spora część mediów jeszcze to zachwala, promując sex-working pod różnymi postaciami, od prostytucji, bo bycie 'dziewczyną przed kamerkami’ i opakowując go w feministyczne slogany o kobiecej autonomii i 'decydowaniu o swoim ciele’.
Myślę, że sufrażystki, ale też feministki z lat 60-tych, przewracają się w grobach na myśl o tym, że ich idee zostały, nomen omen, sprostytuowane w służbie wolnego rynku usług seksualnych.
Pozdrawiam
M.A.
Velaya
2024-06-21 at 11:02
Niestety muszę się zgodzić z Megasem. Czytałam, że w USA już 1,4 mln kobiet ma konta na onlyfans. Prostytuowanie się zostało rozbrojone niewinnym terminem 'sex working’ i spopularyzowane przez media masowe.
Galerianki były symptomem powszechnej komercjalizacji seksu. Od ich zamierzchłej już epoki choroba poczyniła duże postępy.
Thorin
2024-06-23 at 13:59
Ułożyłem o tym opowiadaniu fraszkę:
„Taka historia się często zdarza,
Spotkanie kurwy i kurwiarza,
Ona nieletnia, on bogaty,
Potem kupi sobie sukienkę,
Niepotrzebne jej kwiaty”
Żyjemy w czasach śmierci romantyzmu, flirtu i uwodzenia. Wszystko zostało utowarowione i zmonetyzowane.