Stygmat (Barman-Raven)  4.78/5 (9)

29 min. czytania

Źródło: Pixabay

Co się stanie, kiedy spotkają się dwie osoby o dominujących charakterach, które jednocześnie mają na siebie wzajemnie ochotę? Co się stanie, jeśli tych dwoje przegada ze sobą pół życia i pozna doskonale swoje upodobania, zanim zobaczą się po raz pierwszy?

*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*–*

Nie przyjechała sama. Ja też nie byłem zupełnie swobodny.

Jej niewolnik i moja kochanka wiedzieli o tym, że Sonia i ja jesteśmy umówieni na kwadrans rozmowy. Zaledwie kwadrans, piętnaście minut – po to, by sprawdzić czy jest sens, czy rzeczywiście iskrzy między nami. Żeby się przekonać, czy łączy nas erotyczny trans, którego szukaliśmy w słowach.

Knajpka, w której odbywał się kolejny zlot osób z forum, powoli zapełniała się ludźmi. Czekałem z niecierpliwością, którą ledwie udawało mi się ukryć przed kochanką. Jest…!

Ten głos poznawałem nawet we śnie. Moja Łagodność, wyśniona i wymarzona dominująca kobieta. Weszła do pomieszczenia w swoim stylu… Perlisty śmiech, jasne spojrzenie, pełna elegancja. To się nazywa mieć entrée.

Nasze spojrzenia się spotkały – odnalazła mnie wzrokiem. Czułem, że to spojrzenie było przeznaczone tylko dla mnie. Intymny kontakt w sali wypełnionej ludźmi. Mrugnęła filuternie. Potwierdziła, że zostałem rozpoznany i ustalenia dotyczące naszej rozmowy są aktualne.

Kochanka tuliła się do moich pleców. Poczułem jej dłoń na brzuchu – delikatny, aksamitny dotyk. Dotknęła nosem mojej szyi i lekko dmuchnęła wprost w kark. Zapach, dotyk i szept:

– Chcę cię teraz. Tu i teraz. Całego… – Rozbudzone oczekiwaniem pożądanie zalało mnie falą gorąca, a w spodniach pojawiła się sztywność.

Podniosłem się, by przysunąć kieliszek wina z drugiego końca stołu. Pochyliłem się nad blatem i poczułem, że partnerka zaciska palce na moim pośladku. Nie miała skrupułów w demonstrowaniu, z kim przyszła dziś na imprezę. W tej chwili po prostu ostentacyjnie dotykała mojego tyłka. Wiedziała doskonale, że publiczne prowokacje podniecają mnie do granic wytrzymałości. Jeszcze kilka sekund. Musiałem mocno wyprężyć ciało, żeby sięgnąć po butelkę z winem. Dłoń z pośladków zaczęła przesuwać się w stronę krocza. Przyłapałem się na tym, że przymykam oczy i że w gardle rodzi się mruczenie.

Nie mogłem sobie na to pozwolić. Jeszcze nie teraz.

Uciekając biodrami przed pieszczotą, otworzyłem oczy. Napotkałem spojrzenie, którego nie chciałem jeszcze spotykać.

Utkwione we mnie stalowe oczy Soni sprawiły, że oblałem się rumieńcem wstydu.

Jak długo na nas patrzyła? Czy widziała wszystko? Czy zauważyła incydent przy stoliku, gdy oderwałem się od rzeczywistości i zatraciłem w dotyku?

Była otoczona grupą wyraźnie ją adorujących mężczyzn. Spomiędzy ich poruszających się sylwetek spojrzenie paliło moje policzki. Czułem skrępowanie i zakłopotanie, ale z drugiej strony ta sytuacja podsycała podniecenie. Patrzyła na nas. Dostrzegłem, że koniuszkiem języka oblizuje spierzchnięte usta. Podobało się Soni to podglądanie.

– Nalejesz mi jeszcze wina? – Kochanka domagała się uwagi. Swoją drogą, jej kieliszek już od kilku chwil stał pusty. Przechyliłem butelkę. Czerwona strużka pociekła wprost do szklanej bańki. I ten niekiedy najtrudniejszy moment – tak zakończyć nalewanie, by nie rozlać i by na butelce nie została cieknąca smuga. Lubię tak serwować alkohol, by sam akt podania był już przedsmakiem przyjemności z picia. Tym razem miałem kłopot, żeby skupić się wystarczająco. Kątem oka zauważyłem poruszenie. Jaśniejsza smuga w przytłumionym świetle… Wstała? Nie, Sonia po prostu podniosła się, by powitać kolejną z wchodzących osób.

– Uważaj! Co się z tobą dzieje…? – Zaniepokojony głos wyrwał mnie z zapatrzenia. Prawie przelałem wino w swoim kieliszku. Jeszcze chwilka i zalałbym stół.

Ale wiedziałem, że patrzy. Że pomimo całego tego towarzystwa wokół nie traci mnie z pola widzenia.

Kobieta, z którą dziś tu przyszedłem, przyglądała mi się z troską w ciemnobrązowych oczach.

– Kochanie, strasznie jesteś rozkojarzony. Coś się stało?

Podniosłem kieliszek do ust, zyskując na czasie, aby ułożyć satysfakcjonującą odpowiedź. Łyk o wytrawnym smaku. Znałem jeden sprawdzony sposób na rozwianie wszelkich wątpliwości.

Z pozostałą odrobiną czerwonego płynu na języku pochyliłem się w jej kierunku. Głęboko zanurzyłem się w pachnące winem usta. Jednak myślami wciąż śledziłem Sonię. Nadal czułem na sobie jej spojrzenie. Skoro chcesz patrzeć – patrz. Stłumiłem ochotę, by odwrócić się i sprawdzić, czy mój mały popis wywiera jakieś wrażenie. Wiedziałem, że patrzyła. To wystarczało.

Tańczący język wokół mojego, przygryziona warga, cierpki smak wina w połączeniu ze słodkim zapachem. Odleciałem. Zatracenie się w zaborczym i gwałtownym pocałunku. Jak zwykle, gdy kochanka pozwalała mi się pocałować, unosiłem się kilka centymetrów nad podłogą. Cały świat wokół przestawał istnieć, byłem tylko ja i ona. Odgrodzeni od rzeczywistości niewidzialną barierą zapachu.

Ktoś położył mi dłoń na ramieniu, wytrącając z rytmu. Ta ręka jak stalowa lina holownicza ściągnęła mnie w dół ku realności.

– Kruku, to ty…? – kobiecy głos się upewniał. Aż mi włoski na karku stanęły dęba. Sonia!

Czemu zadajesz tak idiotyczne pytanie? Przecież i ty wiesz, i ja wiem. Jasne… A więc udajemy, że się nie znamy? To raczej bez sensu, ale teraz to twoje rozdanie, więc zagrajmy tymi kartami.

– Khem. Zależy, kto pyta… – próbowałem zabrzmieć jak najbardziej spokojnie.

– Czy od tego, kim jest pytający, zależy to, kim jesteś? Jestem Sonia, mam nadzieję, że mnie kojarzysz, Kruku. – Delikatna dłoń wyciągnęła się w moją stronę

Całować? Uścisnąć? Polizać? Ugryźć? Co ja mam zrobić z tą twoją dłonią wyciągniętą na powitanie? Nie to, co powinienem i nie to, na co miałbym ochotę. Niech będzie staromodnie i elegancko.

Widziałem, jak mojej kochance oczy otwierają się ze zdumienia. Nigdy wcześniej nie przejawiałem nadmiernie wysokich standardów kultury osobistej – nigdy nie wstawałem, by podać komuś rękę.

Jak w zwolnionym tempie:

odsuwam krzesło,

podnoszę się, by ująć między palce jej dłoń,

krzesło za mną przewraca się,

odruchowo spoglądam do tyłu,

potrącona krawędź stołu unosi się ku górze,

przepełniony kieliszek chwieje się i wywraca,

czerwone wino rozpryskuje się wokół.

Pojedyncze krople szybowały powolutku, kreśląc szeroki łuk w powietrzu, żeby zakończyć swój lot na jasnoniebieskiej bawełnie.

– Jasna cholera…! – wyrwało mi się, zanim zapanowałem nad językiem. To moja ulubiona koszula. Czerwone wino szybko wsiąkało w materiał. W ręku wciąż trzymałem dłoń Soni. Czułem się jak sztubak, niezdarny młokos, który zachowuje się jak grubo ciosany klocek drewna. Skrępowanie i poczucie niezdarności. Równie głupio nie czułem się od czasów tak zamierzchłych, że już nieprawdziwych.

Uśmiechnęła się. Kobiecy uśmiech pełen iskierek rozbawienia w oczach pozwolił mi przezwyciężyć zakłopotanie.

– Przepraszam… – Czyste szaleństwo, zanim się dobrze poznaliśmy ja już cię przepraszam.

– Chyba obiecałem ci kwadrans…?

– Mhmm… – Jej wyczekiwanie odebrałem jak zaproszenie.

– Potrzebuję chwilki, żeby doprowadzić się do porządku.

– Mhmm… Poczekam tu na ciebie – Sonia usadowiła się naprzeciwko kochanki.

– Miałyście okazję się już poznać…? – Przedstawiłem je sobie i pospieszyłem do łazienki.

Kawiarniana toaleta rozświetlona była żółtym światłem zachodzącego słońca. Chciałem jak najszybciej wrócić do stolika, by przekonać się czy chemia działa również w pozawirtualnej rzeczywistości. Zastanawiałem się wielokrotnie, czy będę spełniał oczekiwania Soni i czy uzna mnie za choć trochę podobnego do wizerunku, jaki sobie wykreowała w wyobraźni.

W dużym lustrze tuż nad umywalką mogłem ocenić, jak mocno poplamiłem winem koszulę. Oprócz paru małych plamek, które na szczęście udało się zaprać, nie miałem większych śladów wypadku z kieliszkiem. Szybki rzut oka na to jak wyglądam. Całkiem nieźle – podobałem się sam sobie, tylko pozioma zmarszczka na czole irytowała swoją niezmiennością. Bez względu na to, jaką miałem minę, zawsze tam była. Jak stygmat.

Wracałem. Decyzja po mojej stronie zapadła dawno. Już po pierwszych sekundach kontaktu wzrokowego chciałem jej całej. Zarówno myśli, uwagi, jak i ciała, fizycznej bliskości. Ten kwadrans był dla niej – ja już go nie potrzebowałem.

Czy jednak ten czas jest Soni potrzebny? Przecież pierwsze kilka sekund zazwyczaj wystarcza,aby podjąć decyzję na „tak” lub na „nie”. Więc… formalność. Niech zatem tak się stanie.

– Kochanie, pozwolisz…? – Wiedziałem, że zareagują obie. Ale nie spodziewałem się, że ta mała prowokacja odniesie aż taki skutek. Zauważyłem, że w ostatniej chwili Sonia zatrzymała głoski uciekające mimowolnie z jej ust. Przygryzła wargi i wpatrywała się we mnie z wyrzutem.

Kochanka tylko podniosła wzrok i uśmiechnęła się.

– Ty bajerancie. Masz swój kwadrans. Ale masz być grzeczny! – Pochyliła się nad stołem i pocałowała mnie wprost w usta.

– Za piętnaście minut jesteśmy z powrotem – Rzuciłem jeszcze przez ramię i już mogłem skupić całą swoją uwagę na Soni.

– W drugiej sali jest wolny stolik – podpowiedziałem kierunek. Ruszyła przede mną pewnym krokiem.

Blond włosy miała spięte w mały kok, elegancka bluzka opinała ramiona i biust, wąska spódnica i buty na obcasach dopełniały obrazu. Wyglądała dokładnie tak, jak ją sobie wyobrażałem.

Zatrzymała się przed stolikiem. Po zawahaniu, które miejsce wybrać, usiadła nie czekając, aż odsunę jej krzesło. Była swobodna, pewna siebie, nieskrępowana. Albo tylko umiejętnie maskowała swoje zdenerwowanie.

– Czego się napijesz? – Chwilę milczenia przerwało pojawienie się kelnera.

Niezobowiązująca wymiana zdań na temat wina. Złożone zamówienie. Cisza na tle szumu kawiarni pełnej ludzi.

Przypatrywałem się jej z rosnącym podnieceniem. Była miękka i łagodna w ruchach. Każda poza, każdy gest były kwintesencją delikatnej, kruchej kobiecości. A jednocześnie było w niej coś władczego. Coś, co urzekało stanowczością, zdecydowaniem, determinacją. Patrzyłem zachłannie, rejestrując każde poruszenie, każde skrzywienie ust, każde zmarszczenie brwi. Powoli uczyłem się charakterystycznego dla niej stylu poruszania się… Kobiecego swingu, według którego kołysań i rytmu można wspólnie tańczyć lub uprawiać seks.

Czułem na sobie badawcze spojrzenie. Domyślałem się, że robiła dokładnie to samo co ja. Sprawdzała wszystkie domysły na temat mojego sposobu bycia. Obserwowała i zapisywała w pamięci każdy ruch.

– Sonia… – zacząłem zdanie, ale zanim cokolwiek zdążyłem powiedzieć, pochyliła się w moją stronę i przykryła opuszkami palców moje usta.

– Ciiiiii. Nic nie mów. Już wszystko zostało powiedziane.

– Ale… – Nie pozwoliła mi dokończyć i przerwała w pół zdania.

– Po prostu bądź ze mną – zabrzmiało jak prośba.

Zmieszany poprawiłem się na krześle. Łyk wina, by opanować wzburzone myśli.

Czy czujesz „chemię”, Jery? Nie wygłupiaj się z takimi pytaniami! 

A czy ona chce? Mhm… to pewne. Popatrz! Całe jej ciało krzyczy: weź mnie! Cała jest jednym wielkim pożądaniem. Zatem… kiedy? Trzeba dobrze dobrać moment… Pocałuję ją teraz… Nie – to jeszcze za wcześnie. Niech się oswoi ze mną. I niech pragnie tego równie mocno jak ja.

Dotknąłem jej dłoni leżącej na stole. Łagodność dotyku. Miękka, delikatna skóra wypielęgnowanych dłoni. Łagodność jak ta, którą słyszałem w głosie przez telefon, kiedy obudziłem ją zimowym świtem po przegadanej nocy. Oddała dotyk, napinając palce i rozpościerając je na chłodnym blacie. Wsunąłem się pomiędzy nie, chłonąłem fizyczny kontakt, ciesząc się każdym milimetrem skóry, której mogłem w końcu dotknąć, która była realna, istniejąca, która była – tu i teraz.

Nie wiem, kiedy pochyliła się w moją stronę. Usta na moich wargach. Dotyk trwał króciutko, to było ledwie muśnięcie, jak dotyk wilgotnych, nabrzmiałych skrzydeł motyla.

– Chodźmy już… – Jej słowa sprawiły, że otworzyłem oczy. – Nie jesteśmy sami.

– Mhmm, szkoda… – znów wyrwało mi się, zanim pomyślałem.

Sonia zacisnęła usta, jakbym dotknął wrażliwego miejsca. Czy nie chciała sama tego przyznać? Czy niepotrzebnie nazwałem niewypowiedziane dotąd pragnienie?

Sala. Tłum. Gęstniejący dym papierosów. Usiadłem obok kochanki. Widziałem, że przygląda mi się uważnie.

– Hmmm? – Pytające spojrzenie

– Mam na nią straszną ochotę – szepnąłem w pachnące ucho. Wtuliłem twarz w obojczyk, zanurzając się w powodzi odurzającego zapachu.

– Nie pozwalam – z uśmiechem odpowiedziała ściszonym głosem. – Nie, dopóki ja tu jestem.

Żeby wiedziała, jak prorocze będą jej słowa.

– Możemy się do was przysiąść? – Nie wierzyłem własnym oczom. Sonia z obcym facetem zatrzymała się przy naszym stoliku.

– Nie ma nigdzie miejsca, a skoro z Ravenem już się znamy, pomyślałam… – Jeszcze chwila milczenia z naszej strony i sytuacja za moment zrobiłaby się niezręczna.

– Jasne. Siadajcie. – Wtulona w moje ramię kochanka wskazała miejsca po przeciwnej stronie stołu. Zastanawiałem się, czy z premedytacją odgrodziła mnie od Soni na szerokość blatu. Miliony myśli na sekundę. Na szczęście rozmowa potoczyła się sama, bez mojego aktywnego udziału. Kilka chwil i wyczułem, że panie znajdują porozumienie. Kolejny drink. Rozmawialiśmy o wszystkim, swobodnie, bez skrępowania.

Dzięki takiemu układowi miejsc mogłem cieszyć wzrok jej gestami i uśmiechem. Z jednej strony miałem wtuloną we mnie kochankę, która coraz śmielej dotykała mnie pod koszulą. Czułem je długie, chłodne palce na plecach, jak delikatnie naciskały i drapały moją skórę. Pokój w hotelu, już zarezerwowany, czekał na nas, by to, co przekazywała dotykiem jako obietnicę i nie do końca sprecyzowaną sugestię, mogło się spełnić. Czekała nas kolejna upojna noc. Festiwal zaspokajanego pragnienia.

Nagle poczułem muśnięcie na łydce. Delikatny dotyk, który nie skończył się na jednorazowym kontakcie. W pierwszym momencie chciałem schylić się, żeby sprawdzić, czy pod stołem nie zaplątał się pies. Ale kiedy napotkałem wzrok kobiety siedzącej naprzeciwko i zobaczyłem w nim diabelskie ogniki rozbawienia – zrozumiałem, kto mnie dotyka.

Ciepła stopa przesunęła się po kolanie i zatrzymała na wewnętrznej stronie uda. W jednej chwili napiąłem bezwiednie wszystkie mięśnie i zesztywniałem na krześle, które nagle stało się straszliwie niewygodne. Zdusiłem w sobie odruch, by zacisnąć uda. Dłonie kochanki na plecach i powoli sunąca w górę bosa stopa Soni. Na całe szczęście zwisający obrus skrywał dokładnie wszystko, co działo się pod stołem. Poprzez cienki materiał spodni wyczuwałem każde drobne poruszenia palców. Wbiłem spojrzenie w stół, bojąc się, że przyspieszony oddech albo rozszerzone źrenice zdradzą stan, w jakim się znajdowałem. Cała uwaga skupiła się na dotyku.

Powoli, łagodnie i bez pośpiechu stopa spoczęła na moim kroczu. Prawie uniosłem się na siedzeniu. Sztywność w spodniach została mocno przyciśnięta. Podniosłem wzrok i zobaczyłem, że moja kusicielka przygryza wargę, manipulując przy tym stopą tak, by sprawić mi jak najwięcej przyjemności. Zdawałem sobie sprawę, że bawi ją sytuacja – obserwowała, jak staram się zapanować nad pożądaniem i jednocześnie jak ulegam pokusie. Jej rozpustne spojrzenie pytające: „Czy nie tego właśnie chciałeś?” podniecało jeszcze bardziej.

Z gardła wyrwał mi się pomruk podniecenia. Kochanka wzmocniła dotyk na plecach, odczytując – poniekąd trafnie – że narasta we mnie pożądanie. Przesunąłem bezwiednie biodra w przód oddając pieszczocie wrażliwy region. Stopa Soni przesunęła się wzdłuż całej długości napiętego członka. Raz po raz. Czułem dreszcze przebiegające wzdłuż kręgosłupa za każdym razem, kiedy jej palce docierały do żołędzi. Uśmiechała się przekornie, ale widziałem, wręcz czułem, że jest nie mniej podniecona ode mnie. Po raz kolejny tego wieczoru przymknąłem oczy i już… już…

– Drrrryń! Drrryń! – dźwięk telefonu zadziałał jak zimny prysznic.

Torebka leżąca obok na krześle wibrowała i wydawała głośne dźwięki. Dotyk na plecach skończył się, kiedy kochanka zaczęła gorączkowo szukać telefonu. W tym samym momencie poczułem, jak stopa kobiety siedzącej naprzeciwko wyślizguje się spomiędzy ud.

Odbierając połączenie, moja partnerka dała znak, że musi wyjść w spokojniejsze i cichsze miejsce.

– Nie słuchałeś mnie, Kruku! – Odrobina nagany w głosie Soni, a w oczach milczące porozumienie. – Przynajmniej nie dość uważnie…

– Wybacz mi – uśmiechnąłem się bardziej do swoich myśli niż do niej: – Żebyś wiedziała, co mam zamiar ci zrobić, jak już będziesz moja. – A ona odwzajemniła uśmiech.

– Oj… chyba niedobre wieści. – Sonia okazała się dobrym obserwatorem.

Podniosłem wzrok i zobaczyłem gestykulację oraz minę kobiety, z którą występowaliśmy dziś jako para. Była wściekła, ale i zmartwiona jednocześnie. Znałem już to spojrzenie. Przewidywałem dalszy rozwój sytuacji.

Po chwili, mocno przyciskając swoje łono do mojego uda, obejmowała mnie za szyję rękoma.

– Przepraszam cię, kochanie. Nie mogę mu nie pomóc… On by mnie w takiej sytuacji nie zostawił. Wybaczysz swojej ulubionej kochance? Wiedziałem, że plan na ten wieczór legł w gruzach. Nic nie było w stanie odwieść mojej towarzyszki od powrotu do domu. Jeszcze tylko jeden głęboki pocałunek na pożegnanie i po chwili odprowadzałem ją do taksówki.

Zanim wsiadła, wyraziła krótką prośbę. Z zawahaniem wspięła się na palce i zbliżywszy usta do policzka, wyszeptała:

– Opowiesz mi, jaka była… ze szczegółami.

Zanim zdążyłem zareagować, trzasnęły drzwi samochodu i odjechała.

W drodze powrotnej kilkukrotnie zatrzymywali mnie kolejni znajomi, dołączający do grona użytkowników forum. Małe rozmowy o niczym, drobne ploteczki; kto, z kim, w jakim układzie i dlaczego. Standard rozmów na tego typu imprezach.

Każdy metr dzielący mnie od mojego miejsca, każda osoba, z którą wypadało zamienić choć kilka zdań, powodowały coraz większe zniecierpliwienie.

Wszedłem do sali. Sonia, zajęta rozmową, siedziała w towarzystwie mężczyzny, z którym zobaczyłem ją po raz pierwszy.

Dyskusja pochłonęła całą jej uwagę. Siedziała pochylona w przód, z oczami utkwionymi w twarzy towarzysza. Poprawiła niesforny kosmyk włosów, który wydostał się spod upięcia i drażnił policzek. W ręku trzymała zapalonego papierosa. Zachłannie zaciągnęła się dymem, potrząsnęła głową i zaczęła coś wyjaśniać z uśmiechem. Była tak skupiona, że nie zauważyła, że przyglądam się już dłuższą chwilę. Mogłem pozwolić sobie na sycenie oczu jej ruchami, mimiką i gestami. Coś chyba łączyło ją z rozmówcą. Nie krępowała się kontaktu fizycznego, bo od czasu do czasu dotykała go, przerywając mu lub akcentując jakieś frazy – nie słyszałem w gwarze kawiarni, o czym rozmawiają.

Przeniosłem wzrok na niego; widać było, że jest nią zafascynowany, spijał każde słowo z jej ust, wsłuchany i zapatrzony jednocześnie. Pełne skupienie uwagi.

Czy tak właśnie wygląda rozmowa Dominującej z uległym? Kolejny raz położyła rękę na jego kolanie, a ja poczułem ukłucie zazdrości.

Czy miałem prawo do posiadania jej dla siebie na wyłączność? Czy mogłem sobie uzurpować takie prawo? W teorii oczywiście nie. Ale podświadomie, bez udziału mojego własnego umysłu zaanektowałem ją dla siebie. Była moja na zasadzie wzajemności. Kontakt fizyczny, dotyk, pocałunek, nawet seks. Byłem w stanie przymknąć na to oko. Ale uwagę chciałem mieć na wyłączność. A jego słuchała z uwagą, o jakiej ja marzyłem od kilku miesięcy. 

Kilka kroków zaledwie wystarczyłoby, żeby im przerwać. Ale nie chciałem sprawiać wrażenia zaborczego. Nie chciałem przyznać się, że każdego, któremu ona poświęci choćby jedno spojrzenie, najchętniej udusiłbym gołymi rękoma.

Tak zanurzyłem się we własnych myślach, że nie dostrzegłem, kiedy ich rozmowa zmieniła charakter. Sonia zacisnęła usta. Zmarszczyła brwi. Zobaczyłem, jak lekceważąco wydyma policzki i wypuszcza powietrze. Jedno zdanie. Nie słyszałem tonu głosu, ale widziałem reakcję, jaką wywołał. Mężczyzna podniósł się, obrócił na pięcie i ruszył w stronę baru.

Jej chmurne spojrzenie w końcu odnalazło moją sylwetkę. Zmiana, jaka dokonała się na jej twarzy, była zadziwiająca. Pełen uśmiech, jasny wzrok, zachęcające skinienie.

Kiedy podszedłem, zapytała wprost:

– Długo tak na nas patrzyłeś, Kruku?

– Wystarczająco…

Kolejny raz poprawiła pasemko włosów.

– „Dlaczego zawsze zakochuję się w tych niesfornych kosmykach?” – Byłem przekonany, że mówię w myślach. Stąd moje zdziwienie, kiedy roześmiała się i zapytała:

– Zakochałeś się we mnie? Oj, niedobry Kruku, mówiłam przecież, że nie jestem kobietą, w której wolno Ci się zakochać. – Chyba lubiła wprawiać mnie w stan konfuzji.

Przykryłem zakłopotanie śmiechem. Gardłowym, niskim, głębokim. Takim, który zwykle innych wprawiał w zakłopotanie.

– Hahaha… Nie jestem j e s z c z e w tobie zakochany, ale…

– Ale! Nie może być żadnego „ale”. – Umiała grać w przerzucanie się uszczypliwościami, choć tym razem już nie była roześmiana

– Dobrze, już dobrze. Obiecuję, że się w tobie nie zakocham. Jeśli takie rzeczy podlegają obietnicom. – Temat wciągnął nas w rozważania nad świadomymi wyborami. Mógłbym Soni słuchać godzinami. A przecież tyle mogłem, tyle chciałem opowiedzieć. Jednocześnie świadomość, że w końcu miałem ją na wyciągnięcie dłoni, podnosiła włoski na karku. Czułem delikatny zapach perfum zmieszany z wonią papierosów, mogłem jej dotknąć…

– Khem! – Usłyszałem za plecami znaczące chrząknięcie.

– Postaw to tutaj! – Sonia wskazała wzrokiem stół, a mężczyzna, z którym wcześniej rozmawiała, postawił na nim kieliszki.

– Siadaj – padło kolejne polecenie. Teraz już wiedziałem, jaki rodzaj relacji łączy parę. Ale wiedziałem też, że potrafią rozmawiać jak równy z równym. Widziałem przecież przed chwilą, jak się zachowywali. Czyżby teraz dawali przedstawienie dla mnie? A może to kwestia intymności kontaktu? Cała masa pytań. Jak zwykle w przypadku Soni miałem tysiące znaków zapytania i ledwie kilka podpowiedzi.

– Nie mieliście okazji się poznać? To jest Radek, mój… Jakby to określić? Radek jest mój. Po prostu mój. – Wymieniliśmy uścisk dłoni.

– Radek, chodź tutaj. – Pociągnęła mężczyznę za rękaw.

– Wybacz na chwilkę – rzuciła w moją stronę. Odwróciła się do towarzysza i szepnęła kilka słów.

Na twarzy Radka mogłem obserwować reakcje. Od zdziwienia, poprzez niedowierzanie, aż po zniechęcenie i sprzeciw.

– Pogadajcie sobie spokojnie. Ja muszę na chwilkę… – Nie chciałem brać udziału w rodzącym się konflikcie. Tego typu rozmowy powinny toczyć się możliwie intymnie. Na szczęście w drzwiach pojawiła się kolejna znajoma sylwetka. Podniosłem się i zostawiłem Sonię tłumaczącą „swojemu” Radkowi, dlaczego dziś będzie potrzebować większej swobody.

Wiedziałem jedno – będzie dziś moja. Nieważne, na jakich zasadach. Czy jako uległa, czy jako domina, czy jako „waniliowa” kochanka. Miałem pewność, że dziś będziemy się kochać.

Początkowe drżenie i niepewność uleciały, ustępując miejsca narastającemu z każdą chwilą podnieceniu. Może to kwestia alkoholu, który powoli wsączał się w żyły, albo po prostu oswojenie się z sytuacją, że Sonia była blisko, realna, a nie wirtualna.

W głębi mnie erotyczna Bestia obudziła się i podniosła łeb w poszukiwaniu łupu. Oblizała się i wyszczerzyła kły – dziś będzie karmienie.

Podszedłem do baru. Kilka słów zamienionych z barmanką. Kolejny kieliszek wina.

Z każdą sekundą czułem wzbierające pożądanie i coraz szybciej pulsującą krew w żyłach. To już jeden z ostatnich kieliszków. Nie miałem zamiaru się wstawić, chciałem mieć stuprocentową percepcję, żadnego przytłumienia. Stan upojenia alkoholowego gwarantował dobrą zabawę, bez widocznych oznak zdenerwowania czy niecierpliwości, a przy tym był również gwarancją długotrwałego wzwodu.

Podszedłem do grupy znajomych, żeby zająć się rozmową, by nie myśleć bezustannie, co ona teraz mówi, komu poświęca czas, żeby zapanować nad zniecierpliwieniem, by odwrócić uwagę. Kolejny znajomy, kolejna rozmowa w szmerze kawiarnianego gwaru.

Znów zmieniłem miejsce, wciąż nie mogąc znaleźć wyciszenia, wystarczająco absorbującego zajęcia. Każda rozmowa, każdy kontakt powodował wzrost poirytowania. Nie skupiałem się na spotkanej osobie, lecz zmuszałem się do tego, by omijać myślami tematy związane z osobą Soni. Każda sekunda bez widoku jej sylwetki, bez jej zapachu, powodowała wzrost poziomu agresji, kumulowała negatywne emocje. Dodatkowo w przejściu między salami ktoś potrącił mnie w ramię.

Staliśmy z intruzem obróceni do siebie tyłem, ale dotyk nie był przypadkowy. Ten ktoś bezceremonialnie rozpychał się w przejściu. Poirytowanie wzięło górę nad dobrym wychowaniem. Odruchowo wręcz naparłem na ciało, które naciskało na mnie coraz mocniej.

Moja presja miała zmusić do ustąpienia. Ale wyczułem zdwojony opór. Tego było już za wiele. Półobrót i… stanąłem twarzą w twarz z Sonią. Była równie zaskoczona jak ja.

Z bliska widziałem, jak rozszerzają się jej źrenice. Staliśmy kilka centymetrów od siebie. Jeśliby pochyliła się do przodu, jej biust oparłby się o mój tors.

Zawieszenie i zatrzymanie chwili trwało ułamki sekund. Nie myślałem, co robię, kiedy przesunąłem się w jej kierunku. Może chciałem ją objąć, może wystarczyłoby, aby pozwoliła mi wchłonąć z bliska swój zapach. Usta same powędrowały w kierunku kobiecych warg. Odchyliła się, unikając pocałunku. Przesunąłem się w stronę Soni o kolejne kilka centymetrów. Stała tuż pod ścianą, nie mogąc cofnąć się już ani o krok. Naparłem na jej ciało. Odepchnęła mnie ruchem bioder. Kolejny krok naprzód. Kolejny opór i jeszcze mocniejszy nacisk. Szybko oddychała przez rozchylone usta, patrzyła szeroko otwartymi oczami wprost w moją twarz. Niedowierzanie? Wyzwanie? Sprzeciw? Podniecenie?

Wyczułem bardziej niż zobaczyłem, że podnosi w górę dłonie. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, ścisnąłem mocno nadgarstki i uniosłem nad głowę, opierając ręce o ścianę. Nie protestowała, ale jednocześnie cały czas musiałem pokonywać opór. Zadarte ku górze ramiona, a pomiędzy nimi twarz, którą chciałem obsypać pocałunkami…

Przytrzymując drżące ramiona Soni, powolutku pochylałem się ku jej twarzy. Chciałem wgryźć się w jej pełne wargi, wedrzeć językiem pomiędzy usta, dotknąć wnętrza, zaznać jej smaku.

Kiedy policzek dotknęło ciepło oddechu, tuż, tuż nad powierzchnią jej ust zatrzymałem ruch. Unoszące się w przyspieszonym oddechu piersi opierały się o moją koszulę, drażniąc dotykiem. Oczy miała półprzymknięte, ale przypatrywała mi się uważnie. W nozdrza łaskotał zapach jej perfum; korzenny i słodki zarazem. Usta pachniały winem i szminką. Można było wyczuć wyraźną nutę podniecenia, ciepło rozbudzonego kobiecego ciała. Nie mogłem oderwać od Soni spojrzenia, a z drugiej strony marzyłem, żeby zamknąć oczy i dać się ponieść fali zapachu i bliskości jej ciała.

Moje udo, które do tej pory było intruzem pomiędzy jej kolanami, teraz zostało swobodnie wpuszczone pomiędzy rozchylone nogi. Oplotła mnie uściskiem i wysunęła biodra w przód. Uniosła twarz ku górze, usta rozchyliły się jakby zapraszając do pocałunku. Ciepło na udzie jednoznacznie sugerowało, że Sonia jest podniecona.

Staliśmy w przejściu pomiędzy salami, zawahani tuż przed pocałunkiem.

Dotknięcie kobiecych warg było jak impuls elektryczny. Istniały tylko nasze złączone w delikatnym dotyku usta.

Nie mogłem pozwolić sobie na to, by posiąść ją tu i natychmiast. Poza tym drażnienie się i stopniowanie przyjemności jest jedną z tych cech, które lubię w sobie najbardziej.

– Wystarczy! Jeszcze będę się mógł tobą nacieszyć. – Zanim zdążyłem pocałować Sonię, przerwałem kontakt.

– Ale… – słyszałem niedowierzanie w jej głosie. Wręcz nutę irytacji.

Uwolniłem kobietę z uścisku. Znów trzymaliśmy bezpieczny dystans.

– Chodźmy do sali… – Potrzebowałem chwili rozluźnienia, bo zesztywniały penis boleśnie dawał o sobie znać

– Kruku…! – Odwróciłem się w odpowiedzi na wołanie.

Sonia mocno chwyciła koszulę na mojej piersi i gwałtownie przyciągnęła do siebie. Z ust znajdujących się milimetry od moich usłyszałem prośbę, prawie polecenie:

– Pocałuj mnie w końcu, do cholery!

Język sam znalazł drogę do wnętrza kobiecych ust. Mocno i zaborczo. Tak, jak tego chcieliśmy obydwoje. Nie siłowała się ze mną. Pozwoliła mi na taniec wewnątrz, na pełną penetrację do granic bólu. Z zamkniętymi oczami oddała się żądzy. Wsunąłem się najgłębiej, jak mogłem, wyprężony szukałem krańca, by wycofać się po chwili i pozwolić jej przejąć inicjatywę. Szorstkość jej mokrego języka na moich ustach, sekundy zatracenia, ugryzienie w wargę, koniec. Tak nagle jak się zaczęło, tak samo nagle się skończyło.

– Zbierajmy się stąd… – Nie oponowałem, bo wyraziła nasze wspólne pragnienia.

Zdziwione spojrzenia znajomych, że wychodzę na samym początku imprezy. Kilka chwil w oczekiwaniu na taksówkę.

Bez słowa wsiadła do samochodu. Pozwoliła mi zdecydować, dokąd jedziemy.

Nasze dłonie spotkały się mimochodem. Czułem, że jeszcze chwila i przestanę nad sobą panować.

Taksówkarz opowiadał banalną historię o swojej byłej żonie. Przez grzeczność mruczałem zwyczajowe „mhm” w momentach, gdy zawieszał głos. Po chwili chyba zrozumiał, że nie znajdzie w nas wdzięcznych słuchaczy. Widziałem, jak w lusterku przygląda się mojej partnerce.

Dysząca niespełnieniem, rozpalona, z błyskiem seksualnego amoku w oczach była niewątpliwie łakomym kąskiem. Sonia w tej chwili zupełnie nie zwracała uwagi na otoczenie. Siedziała oparta o część drzwi i kanapę tylnego siedzenia, z szeroko rozsuniętymi nogami, jak na seksualnym polowaniu – prowokująca i wyuzdana.

– Masz na mnie ochotę? – zapytała półgłosem. Bez wątpienia słyszalnym również z przodu taksówki. Zauważyłem spojrzenie kierowcy w lusterku. Spojrzenie mówiące: „Ale masz, stary, fart!”

– Mhm… – udało mi się wychrypieć przez zaciśnięte z podniecenia gardło.

– Chcesz? Chcesz mnie spróbować? – kusiła i prowokowała.

– Tu i teraz? – postanowiłem podjąć tę grę.

Uwolniła dłoń z mojego uścisku i położyła na swoim łonie. Szelmowski uśmiech i ogniki w oczach upewniły mnie, że ma ochotę ze mną zagrać.

– Mam poprosić? – Po raz kolejny nasze usta zetknęły się na moment krótkiego pocałunku.

– A o co byś chciał poprosić?

Taksówkarz miał problemy ze skupieniem uwagi na prowadzeniu pojazdu, zerkając co jakiś czas w lusterko. Patrzyłem na nią z podziwem i przestrachem jednocześnie. Odczytywała moje myśli, zanim zdążyłem je wypowiedzieć. Doskonale potrafiła manipulować moimi emocjami. Wiedziałem, że wie, że on patrzy. Wiedziałem, że wie, że ja zdaję sobie z tego sprawę. Wiedziałem, że wie, jak bardzo mnie takie jej zachowanie denerwuje i podnieca jednocześnie.

– Chciałbym poznać twój smak. Tu i teraz. – Prowadziła grę w tę stronę, a mi sprawiało to niesamowicie dużo przyjemności.

Jej ręka powoli odnalazła drogę do brzegu spódnicy. Długie palce zatrzymały się na pierwszym z guzików zapięcia.

– Ale nie słyszałam magicznego słowa. – W tembrze głosu można było usłyszeć, że jest rozbawiona i podniecona jednocześnie.

– Abrakadabra? – Nie mogłem odmówić sobie złośliwości.

– Nie… – Przygryzła zalotnie wargę.

– Czary–mary? Hahahaha – roześmiałem się w głos.

– Jeśli nie poprosisz… – zawiesiła głos.

Z przedniego siedzenia wręcz słychać było podpowiedź. Facet siedział jak na szpilkach, to rzucając spojrzenia do tyłu przez ramię, to zerkając w lusterko.

– Poproszę. – Chciałem, żeby głos zabrzmiał ciepło i erotycznie. Spodziewałem się, że wkładając rękę w spódnicę zamknie oczy, by wczuć się w manipulacje palców sunących pomiędzy materiałem a udami, ale ona wciąż patrzyła. Obserwowała, jak reaguję na jej działania i na zachowania taksówkarza. Lubiła prowokować. Lubiła patrzeć. Lubiła widzieć, że jest atrakcyjna i że doprowadza mężczyzn do granic wytrzymałości.

Jęknęła cicho, kiedy jej palce znalazły kobiecość. Na sekundy zamknęła oczy.

Wyglądała niezwykle erotycznie.

Ziiiiiiit…! Pisk opon taksówki otrzeźwił wszystkich. O mały włos najechalibyśmy na tył samochodu, który zatrzymał się przed nami.

Na szczęście hotel znajdował się ledwie kilkaset metrów dalej. Przy płaceniu facet mrugnął do mnie porozumiewawczo.

– Ależ masz pan fuksa! – Wyczułem zazdrość i podziw.

– Dziękuję, reszty nie trzeba. – Trzasnąłem drzwiami, zanim dodał kolejną uwagę.

Dogoniłem Sonię już w foyer hotelowym. Stała pochylona nad kontuarem z głową wspartą na jednej dłoni. Palce drugiej trzymała tuż pod nosem, wąchając z uwagą własny zapach.

– I co teraz, Kruku?

– Teraz napijemy się chyba wina. Masz ochotę?

Przytaknęła z niedowierzaniem. Już na tyle się znaliśmy, żeby oczekiwać czegoś więcej niż picia wina w hotelowej kawiarni.

Zgodnie z jej przypuszczeniami nie miałem zamiaru marnować ani chwili dłużej na kokietowanie, podchody i całą tę grę przed-wstępną.

– Poproszę o butelkę czerwonego.

– Oczywiście. – Lubiłem ten hotel za to, iż wdrożył kulturę przyjaźnie nastawionego do gości personelu.

W pół zdania odgadywane zamiary, dyskrecja i kameralny nastrój.

Klucz cicho zadźwięczał o metalową skuwkę breloczka. To też było miłe, że drzwi otwierały się tu nie przy pomocy karty elektronicznej, ale staromodnego klucza.

Cichy szum windy. Sonia jak każda kobieta przeglądała się w lustrze. Poprawiła ten sam niesforny kosmyk, wymykający się wciąż spod upięcia i niedbałym ruchem strzepnęła niedostrzegalny pyłek z rękawa.

Drzwi rozsunęły się z cichym dzwonkiem. Uwielbiam tę klasykę, sam jestem chyba jeszcze trochę staromodny. Szybko odnalazłem wzrokiem numer pokoju. Jeszcze chwila i już byliśmy sami.

Z uśmiechem ulgi usiadła na sofie i oparła nogi na poręczy. Lekko zsunęła buty, tak że wisiały zaczepione na palcach odsłaniając pięty.

– Podasz mi papierosa? – zapytała zupełnie niewinnie. Podałem jej również ogień.

– Jasne, proszę pani.

Zaciągnęła się głęboko i dmuchnęła w moją stronę.

– Czemu jesteś taki złośliwy?

– Przecież za to właśnie mnie… – W połowie zdania przerwało mi ciche pukanie do drzwi.

Obsługa hotelowa. Ciemna, smukła butelka czerwonego wina. Kieliszki. Wciąż nie zajrzeliśmy nawet do sypialni, choć tylko uchylone drzwi dzieliły salon od wielkiego małżeńskiego łoża.

Z papierosem w dłoni usiadłem w fotelu naprzeciwko rozłożonej swobodnie na sofie dominy. Milczeliśmy obydwoje. Cisza przerywana szelestem tlącego się tytoniu.

Zawieszeni w zatrzymanym czasie. Jak na obrazie mistrzów flamandzkich. Ciepłe jasnożółte światło, przyciemniony brąz mebli i pastelowe, ciepłe ściany pokoju. Wijące się w powietrzu smugi dymu. Dwoje ludzi. Dwa światy. Jedno pragnienie. Potrzebowaliśmy tego wyciszenia. Uspokojenia zmysłów. Oderwania się od zgiełku spotkania ze znajomymi.

Sonia uśmiechnęła się i wychyliła, żeby sięgnąć po stojący na podłodze kieliszek. Zabrakło kilku centymetrów. Rad nie rad podniosłem się i przesunąłem kieliszek w jej stronę. Nie za daleko. Nie za blisko. Wyczuwałem na sobie kobiece spojrzenie. A w środku wzbierające jak fala powodziowa napięcie i pożądanie. Zapach jej ciepłego ciała. Sięgając po kieliszek, dotknęła mojej dłoni.

Pragnąłem jej całej. Chciałem jednocześnie Sonię mieć i móc cieszyć się momentem oczekiwania na spełnienie. Ale dotyk sprawił, że nie mogłem dłużej powstrzymywać pragnienia. Jak iskra, która spowodowała zapłon.

Zanim zdałem sobie sprawę z tego, co robimy, zatopiłem się wargami w jej usta. Mocno i długo. Bez potrzeby kontroli sytuacji, bez obserwowania jej reakcji, bez przewidywania kolejnego kroku. Długo i mocno. Nie spieszyliśmy się. Nie było gorączkowego zdzierania z siebie ubrań, gonitwy za każdym dotykiem, wyścigu, kto weźmie więcej z uścisku i z pocałunku. Powoli i z wyrachowaniem smakowałem moje marzenie. Oddychała głęboko, piersi falowały w rytm przerywany moim dotykiem. Oparła dłonie na mojej klatce piersiowej. Delikatnie odepchnęła mnie od swojego ciała. Popatrzyła wprost w oczy.

– Jesteśmy nienormalni. Wiesz?

Tym razem ja zamknąłem jej usta, kładąc na nich dłoń.

– Wiem, ale nie będę się dziś tym przejmować…

Kolejny pocałunek. Chwila mocowania się i sporu o kontrolę. Nie chciałem wygrywać. Pozwoliłem jej przejąć przewodzenie, pokierować dotykiem i naszymi ciałami. Zamknięte oczy, wyczulone zmysły. Brała ze mnie wszystko, co mogłem jej zaoferować. Cały kunszt całowania, od nieznacznych drgnień i muśnięć, po mocne i brutalne zachłyśnięcia się oddechem. Nie myślałem, nie planowałem, nie obserwowałem – byłem dla niej, na jej wezwanie, dla jej przyjemności, samemu zanurzając się w doznania.

– Poczekaj – wyszeptała podnosząc się z sofy – niewygodnie mi w tym…

Nieskrępowana moim spojrzeniem rozpinała powoli guziki bluzki. Brakowało tylko tego, żeby odwróciła się i poprosiła o pomoc w rozpięciu naszyjnika.

– Czy możesz? – Pochyliła głowę w przód, odgarniając włosy z karku.

Podniosłem się z kieliszkiem wina. Wyraźnie chodziło o odpięcie łańcuszka zaplątanego w haftkę bluzki. Podszedłem do niej bliżej.

Ogarnął mnie znów jej zapach. Jak mam nad sobą zapanować, by nie wziąć jej po prostu brutalnie, tu i teraz?

Odstawiłem kieliszek na blat komody, przed którą staliśmy. Nasze sylwetki w półcieniu odbijały się w lustrze na wprost. Oparłem dłonie o ciepły i pachnący kark.

Gdzie to zapięcie ma skuwkę? Uwagę rozproszył dotyk opiętych spódnicą pośladków. Podjąłem jeszcze jedną próbę uchwycenia małych elementów zapięcia, przesunąłem dłonią po jej szyi. W dole nacisk pupy na już sztywniejącego fallusa jeszcze się wzmocnił. Sonia wygięła ciało cichutko mrucząc:

– Przestaniesz się w końcu bawić? – Spojrzenie w lustrze ponaglało i zachęcało do bardziej śmiałych kroków.

Jej zapach, wcześniejszy dotyk i teraz ta jawna prowokacja. Kropla przelała czarę.

Jeden ruch ręką do włosów. Pamiętałem, żeby nie ciągnąć za mocno. Głowa odchylona w tył. Sekundy poszukiwania zakończone głębokim kontaktem ust i języków. Była drapieżna i gwałtowna. Czułem jej zęby na języku i wargach. Ból ledwie zauważalny w amoku podniecenia. Moja dłoń pomiędzy rozchylonymi połami bluzki. Zacisnęła zęby na moim języku w odpowiedzi na zgniecenie jej piersi w uścisku. Kołysaliśmy się w rytm wewnętrznej muzyki. Falujący dotyk, który pozwalał na intensyfikację doznań. Nie przestając się całować, jak w narkotycznym transie pocieraliśmy się o siebie, dając przyjemność i zarazem stymulując własne doznania.

Wydobyłem na wierzch obydwie jędrne półkule. Jeszcze niedostępne dla mojego języka, ale już stwardniałe sutki sterczały, świadcząc o podnieceniu.

Wypięta pupa zataczała kółka na moim łonie – zapraszała do obnażenia. Naparłem na usta Soni, zmuszając ją do pochylenia się. Jeszcze chwila i moje dłonie znalazły w końcu brzeg spódnicy. Jedno mocne pociągnięcie ku górze. Odsłonięte uda opięte pończochami kusiły swoją nagością. Przebiegłem opuszkami palców pomiędzy dwiema alabastrowymi kolumnami, tak żeby nie łaskotać, ale jednocześnie stopniować siłę dotyku.

Jedną ręką przytrzymywała mnie za szyję odchylona w tył, kiedy druga… Druga właśnie odnalazła zapięcie rozporka. Moment na walkę z zamkiem błyskawicznym. Jest. Mocny, silny dotyk. Cały zesztywniałem. Jej kciuk odnalazł wędzidełko. Zaledwie kilka ruchów dłoni i doprowadziła mnie do pełnego pobudzenia.

Sonia uśmiechnęła się, a w oczach dostrzegłem, że właśnie przyszedł jej do głowy pomysł. Próbowała się odwrócić, ale powstrzymałem ją wzmocnieniem uścisku. Czyżby naprawdę myślała, że trzymając w dłoni mojego penisa ma nade mną władzę? Paznokcie zaczęły boleśnie wbijać się w delikatną skórę członka. Zanim pomyślałem, biodra odruchowo uciekły w tył, uciekając spod bolesnego dotyku. Naparłem mocniej na jej ciało, przycisnąłem do drewnianego mebla.

Wypięta pupa zapraszała. Nie szukałem drogi. Odnalazłem ją intuicyjnie, wyczuwając wilgotne wargi sromowe. Jeden ruch bioder.

Wygięła się jeszcze bardziej, wtulając tyłem we mnie.

Rozbudzone przez kilka godzin przesileń, mocowania się i przekomarzania zmysły wybuchły w ekstatycznym spazmie. Czułem jej pulsowanie i swoje drżenie. Krótki moment znieruchomienia.

Powoli wysunąłem się i wszedłem w nią z powrotem. Bez pośpiechu penetrowałem jej wnętrze, pozwalając Soni na całkowite skupienie na sobie. Zaciśnięte powieki, napięte do drżenia wszystkie mięśnie, przygryzione usta… Wiedziałem, że jest podniecona, ale stwierdzenie, że po zaledwie kilku chwilach znajdowała się na skraju orgazmu, stanowiło spore zaskoczenie. Pierwszy raz zaczynałem seks z tak wysokiego C. Uśmiechnąłem się do tej myśli. Podniecenie Soni mile połechtało moje ego.

Zatrzymałem ruch w środku. Zmieniłem rytm. Bawiłem się jej ciałem i reakcjami na stymulację. Podnosiłem tempo, by nagle, tuż „przed”, zwolnić i wydłużyć ruchy. Przyspieszałem i wzmacniałem siłę uderzeń bioder o jej pośladki. Pojękiwała cicho przy każdym ruchu. Czułem jak wokół penisa zaciska się wilgotna i ciepła obręcz mięśni. Niesamowite wrażenie otaczającego zewsząd wilgotnego ciepła.

– Nie chcę tak – wyszeptała spierzchniętymi ustami Poczułem dłoń na swoim udzie, jak wstrzymuje moje ruchy. Po chwili wysunąłem się z jej wnętrza. Oparła się całym ciałem o mnie.

Wydawała się taka drobna, wręcz zagubiona. Podniosła wzrok ku górze. Nie było w nim zagubienia ani słabości. Patrzyła na mnie dojrzała i świadoma swoich żądz kobieta. Wzrok mówił, że dziś będę użyty do zaspokojenia pragnień.

– Chodź! – Opuściła spódnicę, tak by nie krępowała ruchów i pociągnęła mnie w stronę sypialni.

– Rozbieraj się! – rzuciła polecenie, sama już pozbywając się bluzki.

– Szybko. Chcę już. – Z impetem usiadła na łóżku. W następnej chwili na podłogę upadły zrzucone niedbale szpilki. – No… chodź!

Klęczała przodem do mnie w samych pończochach. Rozpuszczone blond włosy tworzyły jasną falę po jednej stronie twarzy. Wiedziałem, że tą pozycją chce mnie skusić, sprawić, żebym nie mógł zapanować nad sobą i żebym uległ pożądaniu.

– Dokąd ci tak spieszno, jaśnie pani? – Jeszcze nad sobą panowałem, więc chwila droczenia się mogła nam sprawić przyjemność.

Wróciłem po kieliszki z winem. Odstawiłem je na jednej z nocnych szafek. Być może będą przydatne. Lubię przecież bawić się smakiem wina wymieszanego z podnieceniem. Podałem Soni kieliszek. Wciąż klęcząc, podniosła głowę i zbliżyła usta do krawędzi kieliszka w mojej dłoni. Spod rzęs obserwowała, jakie robi na mnie wrażenie. Była świetna w tego typu grach. Doskonale wyczuwała moje małe fetysze, potrafiła wykorzystać każdy z nich. Teraz też z pełną świadomością prowokowała i kokietowała. Wypiła ledwie łyczek, ale tą małą gierką sprawiła, że czułem mrowienie w podbrzuszu. Zdawała sobie sprawę z tego, że jestem wzrokowcem i że takie prowokacje są niezwykle skuteczne.

W końcu wyplątałem się ze spodni i bielizny. Rozpinając koszulę, podszedłem do krawędzi łóżka… Nabrzmiały członek zakołysał się tuż przed jej twarzą.

– Chodź tu, maluszku… – uśmiechnęła się, zbliżając jednocześnie usta do prawie bordowej żołędzi. Zanim zdążyłem zareagować, mocno ścisnęła dłonią prącie i pociągnęła mnie na łóżko. Już po chwili siedziała na mnie okrakiem, przyciskając moje nadgarstki do poduszki. Jeśli nie liczyć jej pończoch i mojej do połowy rozpiętej koszuli byliśmy kompletnie nadzy. Blisko siebie. Po kilku miesiącach marzeń i wyobrażania sobie tego momentu. Poczułem dreszcz podniecenia, aż mną podrzuciło na chłodnej pościeli.

– Aż tak masz ochotę? – Uniesione w zapytaniu brwi Soni na moment odwróciły moją uwagę od biustu kołyszącego się tuż przed moim nosem. Próbowałem dosięgnąć go ustami, ale mocny nacisk na dłonie i silnie zaplecione nogi na moim brzuchu uniemożliwiały jakiekolwiek ruchy. Jeszcze raz spróbowałem sięgnąć do nabrzmiałego sutka. Bez skutku.

– Będziesz grzeczny? – Po raz kolejny dostrzegłem diabelskie ogniki rozbawienia w jej oczach.

Kiwnąłem głową na znak zgody. W odpowiedzi pochyliła się, pozwalając moim wargom opleść grudkę sterczącą na zwieńczeniu piersi. Zamruczała, kiedy język przejechał wokół sutka. Jeszcze bardziej naparła na moją twarz. Chciałem dać jej maksimum doznań i przyjemności. Podgryzałem, ssałem i całowałem na przemian. Całą uwagę skupiłem na tym, by doprowadzić ją do pełnego podniecenia, tak bym znów miał nad nią kontrolę.

Ten moment skupienia mojej uwagi wykorzystała, żeby przywiązać mi nadgarstki do wezgłowia łóżka. Kiedy zorientowałem się, że właśnie jestem unieruchamiany, było już za późno na reakcję. Szarpnięcie, którym próbowałem się wyswobodzić, upewniło mnie, że już nic nie poradzę. Że jestem po prostu spętany. Odchyliła się ku górze, uciekając spod mojego dotyku. Oparła dłonie na moich piersiach, zaczęła przy tym delikatnie pocierać swoją wilgotną kobiecością o moje nabrzmiałe prącie. Wzmocniła nacisk na moje sutki i już po chwili poczułem przeszywający, ale jednocześnie przyjemny ból mocno ściskanych brodawek. Powieki same zasłoniły mi widok. Czerpałem pełnymi garściami doznania oferowane przez zmysł dotyku. Śliskie i gorące płatki otaczały penisa, paznokcie maltretowały moje sutki. Czułem, jak napinają się wszystkie mięśnie, jak pożądanie wylewa się płynnym ołowiem na całe podbrzusze.

Zdałem sobie sprawę, że jeszcze moment i eksploduję. I w tym momencie czubek męskości został otoczony gorącą wilgotnością. Byłem w niej. Lekki ruch bioder. Kolejne zakołysanie się jej ciała. Wszedłem na całą długość. Odruchowo dłonie rozpoczęły ruch w stronę karku Soni. Chciałem chwycić ją mocno za szyję, nabić jeszcze głębiej na siebie, podyktować tempo.

Więzy na nadgarstkach boleśnie wrzynały się w skórę, ale jedyne, co mogłem zrobić, to poddać się ruchom partnerki, przyjąć jej dictum.

Sonia powoli nabierała tempa. Każdy kolejny ruch był o pół taktu szybszy od poprzedniego. Unosiła się i opadała, nadziewając się na sterczącą męskość. Raz za razem. Bez chwili zawahania. Coraz mocniej i coraz szybciej.

Popatrzyłem na nią. Zatracona w rozkoszy. Tonąca w spełnianiu żądań swojego ciała. Na moment otworzyła oczy, po raz kolejny nasze spojrzenia się spotkały dzisiejszego wieczoru. Milczące porozumienie. Zjednoczenie w narastającej przyjemności. Nie przerywając ani na chwilę penetracji, zmieniła lekko pozycję. Oparła łokcie na poduszce i objęła moją głowę dłońmi. Zwykle ja tak traktuję swoje partnerki. Odbieram słuch, ograniczam swobodę ruchów i mogę bez przeszkód posuwać kobiece ciało pod sobą. Świadomość odwrócenia ról jeszcze bardziej wzmagała podniecenie. Jej biodra pracowały rytmicznie, spierzchnięte usta zawisły tuż nad moimi, czułem nadchodzącą falę orgazmu. Sonia jeszcze bardziej wzmocniła pchnięcia i zaczęła spazmatycznie pojękiwać. Wtuliła się w moje ciało. Gorąca, pachnąca seksem, rozedrgana, na skraju szczytowania. Nagle poczułem ciepło oddechu na szyi. Zatracona w amoku kochanka syciła się mną w każdym calu. Jej język odnalazł zagłębienie w barku, przejechał wzdłuż szyi, by zakończyć swą drogę na uchu.

– Nie, błagam, jeszcze nie. – Miałem wrażenie, że jeśli jeszcze raz dotknie mnie w ten sposób, to oszaleję z nadmiaru bodźców. Ale ona zamiast przestać, zintensyfikowała swoje działania.

Jej język muskał, gładził i łaskotał erogenne strefy mojego ciała. Wyprężyłem się. Nie panowałem nad własnym ciałem. Chciałem wedrzeć się w głąb jej brzucha, zgnieść ją w uścisku i po prostu posiąść. Kolejny spazm targnął moim ciałem. Jakimś cudem udało mi się wyswobodzić rękę.

W końcu mogłem przytrzymać kobietę i pokierować naszym ruchem. Kiedy tylko położyłem dłoń na karku, cała zadrżała. Palce znalazły ułożenie – mocny uścisk. Wzmocniłem nasz dotychczasowy rytm. Nabijałem ją na siebie, jakbym chciał się przebić na wylot, z całych sił, bez opamiętania. Na barku wciąż czułem jej zaciśnięte usta, wirujący język.

Dreszcze orgazmu przebiegły przez jej ciało, zanim spostrzegłem nadchodzące pierwsze oznaki szczytowania. Do ust dołączył twardy nacisk zębów. Drżące ciało na mnie, pulsujące podniecenie i coraz bardziej zagłębiające się w moim ramieniu zęby kochanki. Spazm i zawieszenie. Kolejny spazm, kolejna chwila zasłuchania w ekstazę.

Nie czułem bólu. Czułem tylko ciepło rozlewające się z miejsca, które całowała i gryzła Sonia. Wypełniło mnie całego. Zatraciłem się. Czułem, jak moje ciało i ciało kochanki współgrają ze sobą, jakby tańczyły, ale wydawało się, że bez udziału naszej świadomości. Moje spełnienie przyszło wraz z jej szczytem. Jeszcze moment zawieszenia i opadliśmy obydwoje bez sił na pościel.

Wtuliła się we mnie i chwilę potem usłyszałem jej równy oddech. W ustach czułem metaliczny, słodki posmak rozkoszy.

Zwykle krew spijana z moich warg smakowała bólem. Bez względu na to, czyja to była krew i czyj ból. Dziś nie było bólu. Dziś było zatracenie się w rozkoszy. Ślady będę nosił na sobie długo. Być może na zawsze pozostanie stygmat. Odciśnięty ślad jej pożądania na moim ramieniu.

Wpatrywałem się w mglisty cień kieliszka na ścianie. Gęste czerwone wino zamieniło się w półprzejrzystą czerń. Już zapadał zmrok. Jeszcze pół nocy przed nami. Pół nocy zabaw z cielesnością i smakowaniem dotyku. Pół nocy, żeby nasycić się rozkoszą spotkania.

.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Zacznę od drobnych niedociągnięć na początku opowiadania.
Trzykrotne powtórzenie słowa pośladki w jednym akapicie – wiem, że trudno jest zastąpić czasem zastąpić ten wyraz, ale trzeba się postarać. by dobrze brzmiało i nie raziło podczas czytania.

noblesse oblige – szlachectwo zobowiązuje
którego zachowuje – który zachowuje
Ciepła stopa przesunęła się poprzez kolano – coś tu nie gra (wzdłuż kolana, z kolana wyżej na udo)
Po wielokroć powtórzone słowo "prowokacja".

Ale potem… potem, Barmanie, nawet jeśli jakieś błędy się zawieruszyły to już nie zwracałam na nie uwagi. Bo nastrój tekstu jest wspaniały. Doskonale pamiętałam ten tekst z DE i ponownie przyznaję mu najwyższą notę, mimo drobnych uchybień. Mój ulubiony twojego autorstwa, w jakiś sposób korespondujący, w moim odczuciu z Zapachem Uległości.

No i to ukąszenie na koniec. Jak wisienka na torcie.

Poprawki nie dotarły na czas np. "Ciepła stopa przesunęła się po kolanie i zatrzymała na wewnętrznej stronie uda. "
Wczoraj był upiorny dzień. Dzisiaj jeszcze gorszy. 🙂 Samo życie.

Rito, nastrój znany, bo głowna bohaterka Zapachu Uległości, funkcjonowała w Stygmacie jako "kochanka" z pierwszej części tekstu.

Przeczytałam.

"Co się stanie, kiedy spotkają się dwie osoby o dominujących charakterach, które jednocześnie mają na siebie wzajemnie ochotę?"
Pierwsza myśl? Oj posypia się iskry!

Przy "abrakadabra" – kąciki ust uniosły się w szerokim uśmiechu.

Piękne byłoby zdjęcie mglistego cienia kieliszka na ścianie, wina zamienionego w półprzejrzystą czerń.

A generalnie? Napisałam Ci kiedyś, że umiesz budować nastrój i tempo! Piszesz sugestywne i czasem ma się wrażenie, że stoi się obok i obserwuje całą scenę – jakby ją podglądając.
Nie ma tu zbędnych słów.
Wiem, że bardziej konkretne recenzje otrzymasz. Moja będzie mało rzeczowa…Czy mi się podobało? Tak, kur..a, bardzo!

Dziękuję. Mam nadzieję że można było znaleźć choć trochę tych iskier.

Czy wiesz że możesz komentować będąc zalogowaną.

Iskrzyło!

Anonimowo na razie wystarczy.

To poprawiajcie chłopaki – bo szkoda, żeby dobry tekst miał takie zgrzyty 🙂

Poprawki z wigilii publikacji zaimplementowane, Rito. A mam nadzieję, że Areia wrzuci jeszcze te drobiazgi, które nadesłałem dzisiaj przed chwilą

Nakarmiona emocjami – uwielbiam.
Delektując się każdym słowem, przeczytałam jednym tchem z lubieżnym uśmiechem na ustach.

…mam nadzieję do syta.

Autorze,
Dobra scena z rozlaniem wina. Ino graficzna ingerencja w rozmieszczenie zdań psuła efekt. Ja bym nie dzielił enterami poszczególnych fraz.
Zaskok w drzwiach knajpy takoź mi się podobał. Takie mgnienie pośród obszernego tekstu ale zapamiętane.
Pozdrawiam,
Karel

Wyśmienity tekst, fabuła dobra bo prosta, no i wiele smakowitych scen. Mi do gustu najbardziej przypadła jazda taksówką. Napięcie, ciągnące się wysoką nutą od pierwszych zdań tekstu, prawie że nie do zniesienia pod koniec opowiadania.

Po tagach i pierwszym akapicie spodziewałem się czerwonych smyczy i pań w lateksie, czyli oklepanej formy. Przez to bałem się, iż zepsujesz tak misternie nabudowane napięcie. Bardzo mi ulżyło, że podszedłeś do tematu z taką subtelnością i dobrym smakiem. Dzięki temu wyszedł z tego naprawdę majstersztyk.

PS W moich oczach słowo "sztubak" jak i wszystkie jego odmiany stało się Twoim znakiem rozpoznawczym ;D

Paco, dzięki.
Moje bdsm jest inne, więcej w nim dominacji niż sadomasochistycznych praktyk. Sztubak? To tylko wrażenie.

A Ty co umiesz robić? Tak, to jest to, co umiesz robić 😉 Co tu będę się powtarzać, ślicznie po prostu napisane. Nie czytałam tego głową, a raczej chłonęłam opisywane wrażenia. I nie mogę uwierzyć, że piszesz takie opowiadanie 'na zimno', jak to gdzieś tam komentując, zalecałeś. To się da bez odczuwania napięcia napisać? Jak rozprawkę o przewadze diety warzywnej nad chipsową? Na prawdę?

ekstensyfikacjo dziękuję. Tak, piszę z emocjami, to oczywiste.
Pisząc nowy tekst zanurzam się w zupełnie innym świecie.Jeśli opisuję wspomnienia to dzieje się tak, jakbym wskakiwał w machinę czasu i przenosił się do okresu z mojej własnej przeszłości. Jeśli pozwalam sobie na fantazje i tworzenie nowych światów – wtedy funkcjonuję na styku dwóch realności. Jedna, ta prawdziwa wokół mnie, która wymaga uwagi, czasu i zainteresowania, oraz ta druga – obrazy jak obłoki mgły kłębiące się w mojej głowie, mieszające się ze sobą wrażenia zapachowe i kolorystyczne. Jestem wstanie wyobrazić sobie ostrość krawędzi przedmiotów wykorzystywanych w opowieści,czuję nieomal wrażenia dotykowe – odróżniam ciepłe powierzchnie od tych chłodnych, wyczuwam w umyśle chropowatość i gładkość dotyku. Kiedy opowieść wciąga mnie samego, kiedy sam jestem zainteresowany historią dziejącą się w mojej wyobraźni, jestem w stanie współodczuwać emocje bohaterów.
A potem na zimno tnę, ciacham i kroję. 🙂 Jebanie też nieźle mi wychodzi ;]

Napisz komentarz