Barman-Raven zadebiutował na Dobrej Erotyce 20 pażdziernika 2008 roku, publikując miniaturę zatytułowaną „K.”. Po kilku miesiącach – 10 maja 2009 roku – powrócił z pełnowymiarowym opowiadaniem „Zakupy z Marią”, które na Najlepszej Erotyce pojawiła się 24 listopada 2013 roku.
Niedawno pomagałem znajomemu w przygotowaniu nowo kupionego mieszkania do remontu. Sprzątaliśmy pozostałości po poprzednich właścicielach: ubrania, meble, sprzęty kuchenne… Większość rzeczy trafiła prosto do śmietnika, ale wybrane postanowiliśmy oddać handlarzom na bazarze staroci. Bazar „Na Kole” to miejsce magiczne, obrosłe legendami, posiadające swój urok i niepowtarzalny nastrój. Wąskie uliczki pomiędzy stoiskami, kłębiący się wokół tłum ludzi, gwar rozmów i specyficzny klimat targowiska, na którym cena zależy wyłącznie od umiejętności negocjacyjnych kupującego. Mieszające się ze sobą zapachy: oliwionego żelaza, naftaliny, rdzawego złomu i lakierowanego starego drewna.
„Na Kole” można kupić każdą, najbardziej wymyślną rzecz.
Tu wszystko jest możliwe. Tu bez trudu podróżuje się w czasie – od jednego stoiska do drugiego, od międzywojnia do lat pięćdziesiątych. Kicz i arcydzieła wystawione obok siebie. Dęte blaszane miski i kute w żelazie świeczniki, złocone talerze i srebrne łyżeczki Gerlacha.
Kiedy przechadzałem się zatłoczonymi alejkami, wróciły wspomnienia zakupów z Marią.
Ale po kolei…
Poznałem ją w czasie jednego z tych napuszonych bankietów, na których wypada być i na których człowiek raczej nie bawi się zbyt dobrze – bal karnawałowy w jednym z warszawskich teatrów. Długo nie mogłem wybrać kostiumu dla siebie, aż w końcu, w ostatniej chwili kompletowałem strój z tego, co mogłem znaleźć w szafie rodziców mojej dziewczyny. Frak, cylinder, peleryna, do tego kilka wyuczonych na szybko sztuczek z kartami i przebranie gotowe – na tę jedną noc miałem stać się prestidigitatorem.
Kto wpadł na tak niedorzeczny pomysł, by wykorzystywać przestrzeń teatralną na potrzeby imprezy? Z przerażeniem w oczach patrzyłem na błyskające z głębi sceny dyskotekowe światła. Taka profanacja świątyni sztuk wywoływała we mnie mimowolne oburzenie. W drodze do toalety o mało nie zostałem poturbowany przez tłum paparazzi, bo przy wejściu pojawiła kolejna celebrytka. W kątach pozbawionej krzeseł sali, młodzi hipsterzy wciągali przez nos jakieś białe świństwo, na środku kilkanaście osób podrygiwało przy akompaniamencie arytmicznej i zupełnie niemelodyjnej muzyki. Wszyscy wypacykowani, sztucznie uśmiechnięci i nienaturalnie podekscytowani. „Warszawka” bawi się i tańczy.
Wciąż nie mogłem przyzwyczaić się do warszawskiego high-life, w który wciągała mnie Milena. Znalazłem się w gronie całkowicie obcych mi osób, a że między nami znów nastały „ciche dni” w pewnym momencie wylądowałem samotnie przy barze. Kląłem w żywy kamień. Po jaką cholerę mi to wszystko? Zamiast spędzić z kumplami spokojny wieczór przy piwie, musiałem znosić obecność tych wszystkich napuszonych baranów i jeszcze do tego robić dobrą minę do złej gry.
Siedziałem samotnie przy barze i bawiłem się kartami.
Nie zdążyłem wypić pierwszego drinka, kiedy obok mnie usiadła kobieta-wamp. Jasnowłose wcielenie Marleny Dietrich. Gładko zaczesana grzywka okalała twarz, mocny makijaż podkreślał pełnię ust i linię brwi. Ściśle przylegający garnitur opinał talię. Buty na wysokim obcasie i czarny, kobiecy cylinder, który położyła obok mojego na blacie, dopełniały całości. Musiałem przyznać, że jej stylizacja była naprawdę doskonała.
– Czarodzieju, masz ognia?
Zapatrzony w jej obszerny dekolt, drżącą dłonią odpaliłem papierosa w długiej lufce.
– Dzięki. – Popatrzyła na mnie badawczo.
– Umiesz jakieś sztuczki?
– Daj spokój…
– Ależ mi się trafiło. Czarodziej, który nie czaruje…
Uśmiechnęliśmy się oboje.
Najpierw rozmowa o niczym. Moja rozmówczyni też nie bawiła się dobrze. Było potwornie gorąco. Ja z peleryną, ona, jak się okazało, z peruką, obydwoje dotkliwie odczuwaliśmy brak klimatyzacji. Zaczęliśmy narzekać na organizację imprezy i rozmowa potoczyła się dalej sama.
– Powiedz mi, skąd ty się tu wzięłaś? W tym stadzie pozerów? – Naprawdę byłem zdziwiony tym, że potrafię z kimś wymienić dwa zdania bez marketingowego slangu.
– Też masz takie wrażenie? Że ci ludzie to jakaś straszna pomyłka? – roześmiała się.
– Wiesz jak to jest… Na niektórych imprezach musisz być, musisz się pokazać. – Napotkawszy moje spojrzenie, wyjaśniła:
– Ze względu na klientów…
– Współczuję, jeśli TO są twoi klienci – wyrwało mi się, zanim zdążyłem pomyśleć.
Roześmiała się ponownie. Początkowa rezerwa ustąpiła miejsce rozbawieniu.
Kolejne minuty i kolejne drinki. Atmosfera stawała się luźniejsza, a i brak klimatyzacji nie przeszkadzał już tak bardzo. Okazała się doskonałym kompanem, mógłbym z nią rozmawiać całymi godzinami. Roztaczała wokół siebie atmosferę uśmiechu, pozytywnej energii a poza tym, była bardzo kobieca, wręcz kokieteryjna. Rozmawialiśmy bez skrępowania, jakbyśmy znali się kilka ładnych lat. W końcu – jak zwykle po alkoholu – rozmowa zeszła na tematy seksu.
– Czy nie masz czasem ochoty być po prostu słabą kobietą? – zapytała w pewnym momencie.
– Ja…? Nie, dziękuję – odparłem z uśmiechem.
– Ale tak na serio… – nie dawała spokoju.
– Masz na to ochotę? – zdziwiłem się.
– Jesteś raczej osobą… hmm… władczą, dominującą w łóżku. Chyba – dodałem szybko, żeby nie odebrała tego jako propozycji.
– Niby tak, ale chciałabym w końcu trafić na prawdziwego faceta.
– No to dzisiaj masz niesamowite szczęście… – Znów udało mi się ją rozbawić.
– Niee… wiesz o co mi chodzi – przerwała, żeby zamówić kolejną wódkę
– …chodź gdzieś w cichsze miejsce pogadać.
Rzeczywiście, zaaferowany rozmową nie zauważyłem, że wokół nas zaroiło się od ludzi przeciskających się do baru.
Kiedy wstawała z wysokiego krzesła, lekko się zachwiała. Odruchowo podtrzymałem ją za łokieć, ratując przed upadkiem. Ten pierwszy kontakt odczułem jak porażenie prądem. Była gorąca i rozpalona. Cudownie pachniała perfumami i czymś jeszcze. Czymś, co przypomniało mi, że jestem facetem i właśnie objąłem niezwykle atrakcyjną kobietę.
– Ehm… Dam sobie już radę, dzięki. – Wyswobodziła się i tanecznym krokiem, kołysząc biodrami, poprowadziła mnie do stolika w rogu sali.
Z namaszczeniem odpalała papierosa. W końcu, zaciągając się dymem, zapytała:
– Słyszałeś może coś o dominacji? – w głosie słychać było ledwo wyczuwalne napięcie.
– Noo… tak, ale nie wiem, czy myślimy o tym samym. – Przedziwny zbieg okoliczności. Od kilku miesięcy bawiliśmy się w ten sposób z moją dziewczyną, ale nie czułem się wystarczająco przygotowany na teoretyczne rozważania. Prawdę mówiąc, nie chciało mi się wgłębiać w teorię – po prostu robiłem to, co czułem.
– Mówiłam ci, że zwykle kieruję ludźmi. W normalnym życiu jestem osobą dominującą, ale w łóżku… – Zawahała się. – Ale obiecaj, że nikomu nie powiesz!
Czyżby grała ze mną w jakąś gierkę? Popatrzyłem w roześmiane oczy. Zobaczyłem w nich nieśmiałe zaproszenie do flirtu.
– No daj spokój… przecież ja tu nikogo nie znam.
– Więc w łóżku – podjęła po chwili milczenia. – Chciałabym, żeby w łóżku ktoś przejął kontrolę, żeby facet był wręcz brutalny.
Kiedy mówiła, jej oczy jaśniały wewnętrznym blaskiem. Wyglądała cudownie. Miałem na nią cholerną ochotę, chciałem jej ciała. Widziałem w wyobraźni jej delikatną twarz wykrzywiona w grymasie rozkoszy, chciałem zgnieść w dłoniach piersi, poczuć smak na ustach, widzieć, że pragnie spełnienia, poczuć na sobie ciężar kobiecego ciała… Chętnie zaciągnąłbym ją do łóżka już teraz.
– Taaakie marzenia niedopieszczonej trzydziestki… – zmieszała się pod moim wzrokiem.
– Naprawdę chciałabyś tego? Brutalności?
– Mhm – kiwnęła głową.
W tym momencie poczułem dłoń na ramieniu. Roześmiana i zarumieniona od tańca Milena pojawiła się znikąd.
– A… tu się ukrywacie! – Wyszło na jaw, że dziewczyny znały się już wcześniej.
Nagły powrót mojej partnerki przerwał rozmowę. Przez resztę wieczoru nie mieliśmy okazji wrócić do tematu, ale kiedy wsiadałem już do taksówki, Maria podała mi ukradkiem swoją wizytówkę. Następnego dnia przeczytałem na odwrocie krótką notkę: „Zadzwoń”.
Minęło kilka dni, aż w końcu znalazłem chwilkę na spokojną rozmowę. Wybrałem numer. Bawiłem się małym kartonikiem, słuchając kolejnych sygnałów w słuchawce. Ze zdziwieniem zauważyłem, że z nerwów spociły mi się dłonie. W końcu usłyszałem jej głos.
– Halo?
– Cześć. Pamiętasz bal w teatrze? – spytałem, żeby przypomnieć jej sytuację i samego siebie.
– Tak, oczywiście.
– Prosiłaś, żebym zadzwonił…
– Tak. Spotkamy się? – od razu przeszła do konkretów.
Tego samego wieczoru umówiliśmy się na kawę.
Z jednej strony buzowałem podnieceniem, z drugiej całkowicie nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać. Cały dzień nie mogłem znaleźć sobie miejsca. W końcu postanowiłem, że nie będę się specjalnie szykował na to spotkanie. Żadnych oczekiwań, żadnych nadziei, żadnych planów. Intuicja podpowiadała, że ta wieczorna kawa może być początkiem interesującej relacji, ale na czym ona miałby polegać, wtedy jeszcze było dla mnie tajemnicą.
Siedziała skupiona nad parującą filiżanką. Jasne włosy miała upięte w mały kok. Bluzeczka, spódnica, buty na wysokim obcasie… ”Typowa przedstawicielka klasy średniej” – przeszło mi przez myśl. Przez moment poczułem różnicę wieku między nami; ja w wyciągniętych dżinsach i koszulce – ona elegancka, klasycznie ubrana. Ja prosto z uczelni – ona prosto z biura.
Zamówiłem coś do picia.
Nie miałem pomysłu na to spotkanie. Czułem się jak na pierwszej randce a jednocześnie zdawałem sobie sprawę z tego, że ta rozmowa ma inny charakter. Wyjąłem papierosy i położyłem na stole. Patrzyła bez słowa, jak sadowię się w fotelu.
– Słucham więc… – Pochyliłem się w jej kierunku.
– Nie wiem… Nie wiem, co się ze mną stało. Zwykle się tak nie zachowuję. – Mówiąc, bawiła się uszkiem od filiżanki. Nie przerywałem jej, ciekaw co z tego wyniknie.
Zamilkła na chwilę. Odpaliłem papierosa.
– Mogę też…? – Wskazała na paczkę.
Podałem jej ogień. Zauważyłem, że drżały jej dłonie.
– Zaczarowałeś mnie… czarodzieju – uśmiechnęła się nieśmiało. Zaciągnęła się głęboko. Chmura dymu osłoniła ją na chwilę przed moim spojrzeniem.
– Chcę z tobą iść do łóżka. Chcę się z tobą kochać. – I po chwili ciszy. – Pytanie tylko, czy ty tego chcesz?
Zatkało mnie z zaskoczenia.
Widziałem, że jeśli się zawaham, poczuje się urażona, a jeśli zareaguję zbyt entuzjastycznie, uzna mnie za napalonego szczeniaka. Wybrałem najbezpieczniejszy wariant.
– Tak już? Od razu, teraz? – Pozostawiłem sobie furtkę. W każdej chwili mogłem obrócić wszystko w żart.
– Tak – odpowiedziała krótko, wpatrując się w moją twarz.
Kolejny raz poczułem zmieszanie i skrępowanie, ale…
– Jedziemy do ciebie? – To pierwsze, co przyszło mi do głowy.
Rzuciła pieniądze na blat i szybko wstała od stolika, jakby z obawy, że któreś z nas się rozmyśli.
Wsiedliśmy do jej samochodu.
Jako pasażer mogłem swobodnie obserwować Marię prowadzącą samochód. Zdałem sobie w pewnym momencie sprawę z niedorzeczności sytuacji. Właśnie przed chwilą umówiliśmy się na seks, a teraz spokojnie siedzieliśmy obok siebie, czekając, aż dojedziemy do jej domu. Popatrzyłem na kobietę, która za kilka chwil stanie się moją kochanką. W gestach i sposobie bycia widać było nie znoszące sprzeciwu zdecydowanie oraz nieograniczoną energię. Ale jednocześnie szósty zmysł podpowiadał mi, że opowieści o brutalnym, dominującym facecie nie były czczą gadaniną podpitej trzydziestki. Podkreślmy, bardzo smakowitej trzydziestki.
Podciągnięta spódnica odsłaniała znakomite nogi obleczone połyskliwą lycrą. Zapatrzyłem się na bose stopy manipulują pedałami, przy każdym manewrze. Dostrzegła spojrzenie, bo z uśmiechem w głosie zapytała:
– No co? Chyba nie myślałeś, że będę prowadzić w szpilkach?
– Szczerze…? Nie miałem nigdy takiego problemu.
– Lubię prowadzić, ale nie w tych butach. – Wskazała głową na tylne siedzenie, gdzie leżały szpilki.
Milczeliśmy przez resztę drogi.
– No, i już jesteśmy…
Zatrzymała samochód na podjeździe, zgasiła światła i pochyliła się w moim kierunku. Pocałowała mnie delikatnie, jakby potwierdzając naszą wspólną decyzję. Usta pachniały kawą i słodkim błyszczykiem do ust.
Weszliśmy do domu. Małe schodki i duże drzwi, a wewnątrz poczucie przestrzeni i swobody. Ogromny, dwukondygnacyjny salon nie raził natłokiem sprzętów. Ustawione oszczędnie meble sprawiały wrażenie antyków.
– Masz tu niezłą kolekcję – przyznałem z uznaniem. Widać było wyczucie i oko osoby pasjonującej się stylem retro. Nie zdążyłem obejrzeć nawet części kolekcji, kiedy przywarła do mnie ciałem.
– Mam na ciebie straszną ochotę – wydyszała, wtulając się piersiami we mnie. Zdjęła kurtkę z moich ramion i pozwoliła jej opaść na podłogę. Zgniotła moje usta zaborczym pocałunkiem.
Oparła się całym ciężarem, pozbywając się w tym czasie szpilek. Przywitał mnie drażniący zapach. Aromat ciała, które błaga każdym swoim centymetrem, by je zaspokoić, które każdym porem skóry daje znać, że jest gotowe do spółkowania.
Kwaśno-słodki zapach wypełniał nos i drażnił kubki smakowe na języku. Oblizałem spierzchnięte wargi. „Jezus Maria! Zgwałcę ją chyba od razu, tu i teraz” – pomyślałem. Próbowałem zapanować nad przyspieszonym biciem serca, głęboko oddychając. Zamiast ulgi, poczułem, że oprócz nozdrzy, zapach wypełnił gardło i płuca. Duszący, skwaśniały aromat seksu. Nęciła, obiecując spełnienie. Odkąd poczułem jej bliskość, byłem w stanie myśleć tyko o nadchodzącej kopulacji. Mocny, choć niewidoczny ślad, prowadził wprost do niej. Jak kotka w rui wabiła swoim zapachem.
Przed oczami stanęły mi obrazy, układające się w całość: jej dwuznaczny uśmiech, kołyszący się chód, długie nogi na szpilkach, pogardliwe spojrzenie i ciasno opięta pupa. Któż mógłby oprzeć się pierwotnej magii?
Przełknąłem ślinę. Chciałem odzyskać kontrolę nad sobą, chciałem wyzwolić się z opętania i jednocześnie poddawałem się magnetyzmowi skondensowanej i zamkniętej w zapachu chuci.
„Rozerwę ją na strzępy, zgwałcę, wypatroszę…” – słowa kłębiły się pod czaszką, nie umiejąc nazwać tego, co działo się ze mną pod wpływem jedynie zapachu. Gdyby tylko zdawała sobie sprawę z tego, do jakiego stanu mnie doprowadziła… Ależ doskonale to wiedziała! A może nie… Może bardziej wyczuwała, że za zanurzenie się w jej gorącym wnętrzu oddałbym wszystko. Wbić się do dna, zagłębić się, utonąć. Poczuć na sobie aurę zapachu niemal fizycznie możliwego do dotknięcia.
Wypełniało mnie czyste pożądanie. Podniecenie rozsadzające głowę, pragnienie nie do nasycenia.
Wyschnięte gardło drapało przy każdym oddechu. Wpiłem się ustami w kobiecą szyję. Zapach zmienił natężenie. W dominujący nurt cielesnych woni niepostrzeżenie wkradła się nuta perfum – ledwie wyczuwalny słodki smak – czyniąc całość mieszanką wybuchową.
W pewnym momencie przypomniałem sobie o jej marzeniach, by ktoś potraktował ją brutalnie. Postawiłem wszystko na jedną kartę. Odsunąłem ją od siebie.
Trzask! Policzek nie był wymierzony silnie, ale pogłos niósł się po całym salonie. Powoli podnosiła głowę. Z napięciem czekałem na to, co zobaczę w oczach. Zdziwienie, zaskoczenie, złość?
– Za co? – płaczliwym tonem wykrztusiła, nie odsuwając się ani na centymetr.
– Bo miałem taki kaprys. Kładź się! – Szarpnąłem ją za ramię i popchnąłem w stronę kanapy.
Przygniotłem ciałem. Brutalnie rozdarłem lycrę rajstop, zdarłem majtki, sięgając ręką pod spódnicę. Wbiłem się w jej wilgotność. Poddała się całkowicie. Rozwarła nogi. Wszechobecna śliskość ułatwiła mi drogę. Zanurzyłem się głęboko, wycofałem i znów przygniotłem jej ciało. Przymknęła oczy i poddała się całkowicie mojemu dotykowi.
Z każdą sekundą wzmacniałem ruchy w jej wnętrzu. Poruszałem się energicznie. Pośpiesznie, jakbym robił to po raz pierwszy. Przesuwałem się pomiędzy rozchylonymi nogami, pocierając podbrzuszem o łono. Oparłem dłonie w zagięciu jej kolan. Rozsunąłem je jeszcze bardziej, zmuszając kochankę do podniesienia pupy. W tej pozycji mogłem obserwować, jak bordowy trzon porusza się pomiędzy bladością warg sromowych.
– Lubisz patrzeć na swojego kutasa, przyznaj się – wychrypiała.
– Lubię… patrzeć… jak… mój kutas… ciebie… rżnie… – odpowiedziałem, łapiąc oddech.
Ach, jakże lubiłem ten widok. Tak, przyznaję, byłem fetyszystą swojego penisa. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak dużą przyjemność sprawia mi oglądanie swojego kutasa, dopóki nie przyłapała mnie na gapieniu się na nasze połączone ciała.
Zsunęliśmy się z kanapy na podłogę salonu. Nie zważając na to, że twardy parkiet wbijał się w kolana, wchodziłem na całą głębokość pochwy. Ciało kochanki odpowiadało na każde pchnięcie drżeniem i coraz większym napięciem.
Pieprzyliśmy się jak zwierzęta, a jej krzyki niosły się po pustym domu. Posuwałem ją z całej siły, najbrutalniej jak mogłem. Gorące wnętrze ściśle otaczało moją męskość. Zaciskała się przy każdym ruchu. Skupiłem się na własnych odczuciach. Podrzucałem biodra i wbijałem się w głąb pochwy. Maria dyszała wprost w moje ucho, jej przyspieszony oddech był dowodem podniecenia. Oplotła mnie nogami.
Przez postronnego obserwatora to, co się działo, mogłoby być z pewnością uznane za gwałt. Brałem ją egoistycznie. Raz za razem, wykorzystując całą swoją siłę. Poczułem rozkosz, rozlewającą się po całym podbrzuszu. Nie byłem w stanie dłużej przeciągać kopulacji. Wyszarpnąłem penisa na zewnątrz. Skurcze orgazmu były jak dreszcze. Białawy płyn wystrzelił na jej brzuch i piersi.
Zostawiłem ją zwiniętą na podłodze. Wyszedłem do kuchni, szukając czegoś do picia. Kiedy wróciłem, wciąż leżała, ciężko dysząc, na środku salonu.
– Wstawaj. Zamkniesz za mną drzwi. – Podniosła się na czworakach. Chwyciłem ją za włosy i odgiąłem głowę do tyłu.
– Podobało ci się, suko? – Wtedy chyba po raz pierwszy użyłem tego określenia. Nie czekałem na odpowiedź. Rozszerzone podnieceniem źrenice mówiły więcej niż każde słowa.
Wyszedłem do przedpokoju. Zakładałem już kurtkę, kiedy przyszła z pochyloną głową. Podarta bluzka wisiała na ramionach, odsłaniając brzuch i piersi. Zamykając drzwi, pocałowałem ją mocno i zaborczo.
– Do zobaczenia. Tak? – Widziałem, że chce coś powiedzieć.
– Mam nadzieję, że powtórzymy to jeszcze kiedyś.
Powtórzyliśmy. Nie raz.
Powoli oprócz samych technik seksualnych związanych z dominacją poznawaliśmy relacje, jakie nawiązywały się między nami.
To było coś zupełnie innego niż dotychczasowe zabawy. Traktowałem Marię jak dzikie zwierzę podczas tresury. Nasz seks mieszał w sobie atawistyczny wybuch brutalnych emocji ze świadomym nurzaniem się w rozpuście. Doszliśmy do momentu, kiedy świadomie pozwalałem jej na przeistaczanie się w uległą, kiedy pozwalałem jej chodzić na smyczy, kiedy drżała na dźwięk gniewnego tonu w moim głosie, kiedy z wyrachowaniem poniżałem ją i zadawałem ból.
Dziś, patrząc na związek z perspektywy kilkunastu lat, widzę, że postępowałem wtedy „w poprzek” wszelkich zasad, jakie stosuję w relacjach bdsm dzisiaj.
Nie uzgodniliśmy, czego oczekujemy od siebie nawzajem, nie porozmawialiśmy o tym, co lubimy. Wszystko działo się w płynnych granicach, które wspólnie, na bieżąco ustalaliśmy. Każde spotkanie było balansowaniem na krawędzi bezpieczeństwa – i jej, i mojego. To był szalony i niebezpieczny okres w moim życiu. Maria… hmm… dziwne, ale nigdy inaczej o niej nie myślałem – nie Marysia, ale właśnie Maria – zupełnie oddała się w moją władzę. Ufała mi całkowicie, mimo iż byłem sporo od niej młodszy. Ja odwdzięczałem się zupełną szczerością i seksualnym spełnieniem.
Spotykaliśmy się ukradkiem wieczorami. Zabierała mnie spod uczelni, jechaliśmy do niej, kochaliśmy się, a potem wracałem do domu w objęcia kochającej i niczego nieświadomej Mileny.
W końcu trafił się weekend, kiedy mogłem poświęcić jej więcej niż tylko kilka godzin.
Zbudziłem się wczesnym porankiem z dziwnym poczuciem, że coś jest „nie tak”. To nie było moje łóżko, nie mój pokój, nie ten zapach pościeli… Kilka sekund na rozbudzenie i dotarło do mnie, że jestem z Marią i że dziś miałem przygotowany dla niej specjalny prezent.
Odwróciłem się na bok, spojrzałem na moją uległą, na moją niewolnicę. Blond włosy rozsypały się na poduszce, długie rzęsy delikatnie podkreślały owal oczu. Spokojnie oddychała przez na wpół rozchylone usta. Jedną rękę miała wsuniętą pod głowę. Przez sen poruszała długimi palcami. Jej dłonie zawsze mnie podniecały. Uwielbiam wypielęgnowane, zadbane kobiece dłonie.
Kołdra zsunęła się na bok, odkrywając większą część ciała mojej kochanki. Przesunąłem wzrokiem od łagodnego wygięcia szyi, przez wciąż (mimo trzydziestu paru lat) jędrne piersi, płaski opalony brzuszek, delikatny łuk bioder, uda i łono z ciemnym trójkącikiem włosów. Była naprawdę piękną i atrakcyjną kobietą.
Starając się nie zbudzić kochanki, odgarnąłem powoli kosmyk włosów, który drażnił jej skórę. Słodko wyglądała, kiedy przez sen marszczyła nos, próbując pozbyć się łaskotania. Leżałem zasłuchany w miarowy oddech i pomyślałem, że jest mi po prostu dobrze. Zasnąłem.
Obudził mnie zapach kawy. Maria owinięta w sięgający do połowy ud ręcznik, kucała obok łóżka. Uśmiechnąłem się. Mówiłem o tym, że jedyną możliwością abym nie zbudził się wściekły, jest gorąca aromatyczna kawa tuż po otwarciu oczu.
Szybki prysznic, śniadanie i kolejna kawa.
– Zbieramy się. Jedziemy na zakupy. – Popatrzyła zaskoczona. Karcący wzrok poderwał ją z krzesła. Chwilę później siedzieliśmy w samochodzie.
– Jedziemy na Wolę. Dokładnie poprowadzę już na miejscu. – W czasie drogi wyjaśniłem, co będziemy kupować i gdzie.
– Chcę, żeby dzisiejszy wieczór był inny. Dziś cofniemy się w czasie. Lubisz lata trzydzieste, prawda? – Milcząco przytaknęła.
– Kupimy kilka akcesoriów, gadżetów. A potem będziesz miała całe popołudnie na przygotowania. Dobrze?
– … – nie odezwała się.
– Pytałem czy się zgadzasz?! – Lubiłem tę zabawę, zawsze znalazł się powód do tego, żeby przypomnieć, kto rozdaje karty i w jaką grę gamy
– Tak. Zgadzam się. Cokolwiek zechcesz.
Zaparkowaliśmy niedaleko bazaru. Wysiadając z samochodu, zobaczyłem jej odbicie w szybie wystawy sklepowej. Letnia bawełniana sukienka ładnie kontrastowała z ciemno opaloną skórą. Delikatne zwężenia i rozcięcia odkrywały co nieco, pozostawiając jeszcze wiele dla wyobraźni. Wyglądała szałowo. Już widziałem te spojrzenia facetów przechodzących obok. Lubiłem się nią chwalić, a jej z kolei sprawiało przyjemność to, że byłem z niej dumny.
Weszliśmy między stoiska. Trzymając ją za rękę, poprowadziłem pomiędzy budy i stragany coraz bardziej w głąb targowiska, w labirynt malutkich uliczek.
Widziałem jak bardzo podobała się jej atmosfera i ten specyficzny klimat.
– Nigdy tu nie byłaś? – zapytałem ze zdziwieniem, widząc jej rozpaloną twarz. Była zafascynowana antykami i starociami. Bazar „Na Kole” powinien być pierwszym miejscem, które powinna odwiedzić.
– Nie, to jest mój pierwszy raz. – Spuściła oczy, a ja roześmiałem się z dwuznaczności jej słów.
– Dobrze. Teraz ty poprowadzisz. Szukamy czegoś naprawdę specjalnego.
– Czegoś konkretnego? – Znów zmieszała się przestraszona własną śmiałością.
– Na razie nie. Po prostu się rozglądamy. Pewnie coś się trafi. No ruszaj, możesz sobie poszaleć.
Szedłem dwa, trzy kroki za nią, z przyjemnością oglądając, jak moja kobieta ulega nastrojowi i atmosferze bazaru.
Uwielbiałem się tam włóczyć. Grająca gdzieś orkiestra podwórkowa, głosy targujących się sprzedawców, dźwięki muzyki ze starej winylowej płyty, kiedy ktoś próbował, czy gramofon na korbkę naprawdę działa.
Czułem przyspieszone bicie serca, kiedy widziałem, jak Maria daje się porwać klimatowi, jak podnosi drobiazgi ułożone wprost na ziemi i jak dyskutuje z handlarzami. Używała ich specyficznego języka. Znajomością tematu, urodą oraz uśmiechem czarowała sprzedawców. W ciągu pół godziny przesunęliśmy się o kilka stoisk, a do miejsca, w które dyskretnie ją kierowałem, pozostało jeszcze parę metrów.
W końcu dotarliśmy. Stragan z aparatami fotograficznymi.
– Wybierz jeden. – Zostawiłem jej ostateczny wybór. Ufałem, że towar wart jest oglądania. Tydzień wcześniej wyszukałem miejsca, które mieliśmy dziś odwiedzić.
Pochyliła się nad brązowymi skrzyneczkami obitymi skórą. Zadała jakieś pytanie sprzedawcy. Rozmawiali jak dwoje starych znajomych. Była niesamowita. Uśmiechała się promiennie, nieświadomie poprawiła opadający na policzek kosmyk włosów. Facet, który sprzedawał aparaty, już był pod jej urokiem. Wybrała lustrzankę niemieckiej produkcji.
– Jeszcze statyw. Aha, i upewnij się, że działa – odpowiedziałem na jej pytający wzrok. Kucnęła oglądając statywy. Sukienka opięła okrągły tyłek. Poczułem jak hormony stają mi dęba. Z trudem opanowałem ochotę, żeby nie zaprowadzić jej na zaplecze jednego ze straganów i nie kochać się w samym środku bazaru.
– No już! Zapłać i idziemy dalej – przynagliłem ją. Kilka minut później dotarliśmy do części z książkami i starymi grafikami.
Poprowadziłem ją w stronę starych fotografii. W jednej z otwartych tekturowych walizek leżały zdjęcia retro erotyki z okresu międzywojennego. Widziałem jak rozbłysły jej oczy. Z uwagą pochyliła się nad stertą zdjęć. Wyciągnęła rękę i tuż przed dotknięciem walizki zreflektowała się.
– Mogę?
– Tak, tak – odpowiedzieliśmy jednocześnie ze sprzedawcą.
– Dzień dobry, szukamy czegoś właśnie w tym stylu. Czy to wszystko co pan ma? – Domyślałem się, że musi być jeszcze gdzieś walizka „mniej poprawna”.
– Popatrz, jakie ładne. – Maria pokazała mi kobiecy akt na tle wielkiego łoża.
– Mhm, ładne – potwierdziłem i lekceważąc ją, zwróciłem się do sprzedawcy.
– Nie ma pan czegoś… mniej grzecznego z tego okresu?
– A jakie lata dokładnie interesują?
– Powiedzmy późne trzydzieste.
Facet zniknął we wnętrzu drewnianej budki. Wrócił po chwili, taszcząc walizkę podobną do tej, której zawartość przeglądała kochanka.
– Proszę bardzo.
Otworzyłem wieko i zobaczyłem taką samą bezładną kupę obrazków. Erotykę i akty zastąpiły pornograficzne zdjęcia kochających się par. Przerzuciłem kilka, ale to wciąż nie było to, czego szukałem.
Maria tymczasem wdała się w dyskusję ze sprzedawcą. Spierali się o to, kiedy pojawiły się pierwsze kolorowe zdjęcia. Nie podejrzewałem jej o tak rozległą wiedzę. Mężczyzna powoli ulegał jej urokowi.
– Widzę, że państwo się znają na rzeczy, więc czymś się pochwalę.
Wrócił z małym pudełkiem. Kiedy je otworzył, Marii z wrażenia otworzyły się usta. W środku ułożone jedna obok drugiej, poprzedzielane małymi kawałkami flaneli leżały szklane płytki z kolorowymi zdjęciami. Wiedziałem, że mam przed sobą prawdziwy skarb. Ostatni raz taką kolekcję oglądałem kilka lat temu w Łodzi. Ta była tym cenniejsza, że przedstawiała kobiece akty. Maria oniemiała z wrażenia. Ona również dostrzegła unikatowość tego zbioru.
– Ile takie cudeńko pana kosztowało? – zacząłem targowanie się. Wiedziałem, że to jest to!
– Dużo. – Tryumfalny uśmiech faceta świadczył o tym, że naprawdę musiał trafić na okazję.
– Tak z ciekawości pytam…
– Mam jeszcze to… – Przyniósł z budy urządzenie, które wyglądało jak tuba kalejdoskopu. Z jednego końca tubusu wystawał kabel elektryczny, na drugim zaś znajdował się uchwyt na szklane płytki negatywów.
– Za każde ze szkiełek dałem po pięć dych.
– A mogę obejrzeć? Powinny mieć na dole datę – Obracałem szklaną płytkę w palcach. „1943″ – w dolnym rogu wyraźnie było widać malutkie cyferki.
– Wezmę je za… Ile ich tu jest? Siedem sztuk. Niech będzie dwieście złotych i jeszcze pięć dych za opakowanie i te tuby. Czyli dwieście pięćdziesiąt i biorę. – Naprawdę zależało mi na tych negatywach.
– Nie no, dwieście pięćdziesiąt to trochę mało. Pan popatrzy jakie…
– Dobra, niech będzie trzy stówy – przerwałem mu wpół zdania
– Okay. Nie zarobię, ale co tam… Widać że się pan zna, więc przynajmniej w dobre ręce.
Miałem pewność, że zyskiwał na transakcji co najmniej dwieście procent, ale było warto. Nawet moje oko laika mi to podpowiadało. Taka kolekcja nie trafiała się często.
– Dziękuję, chodź, idziemy. – Kochanka wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi oczami. Podałem jej pudełko.
– Potrzymaj. Jeszcze tylko kilka drobiazgów i możemy wracać.
Następne stoisko przy którym stanęliśmy – srebrna biżuteria.
Zatrzymaliśmy się obok długiego stołu, na którym stały malutkie szufladki wyłożone czerwonym aksamitem ze srebrnymi ozdobami. Tuż obok leżały pośniedziałe patyną czasu medale, a na końcu lśniły w słońcu porcelanowe figurki. Maria stała przed stolikiem ściskając pudełko ze szklanymi negatywami. Pochyliła się nad biżuterią.
Tymczasem ja zanurzyłem się w charakterystycznej toni zapachów, obrazów i dźwięków bazaru.
„Macie coś tam na sprzedaż? Biorę wszystko za pięć złotych! Hahahaha” – ktoś głośno zaczepiał chłopaków niosących spore pakunki. Słychać było brzęczenie rowerowych szprych, szuranie stóp, przyciszone rozmowy. Nawet teraz, kiedy zamknę oczy, widzę i czuję tę atmosferę. Zapach starych, długo nieużywanych rzeczy mieszał się z pyłem wzbijanym z placu niezliczoną ilością kroków. Szum i gwar targowiska.
Wybrałem kilka bransoletek.
– Która podoba ci się najbardziej?
– Nie wiem. Może… – Zastanawiała się, nie mogąc podjąć decyzji.
– Dobrze, weźmiemy te dwie – zadecydowałem za nią.
Jedna, zrobiona z dużych srebrnych krążków idealnie nadawała się na obrożę. Drugą, zrobioną ze srebrnego łańcuszka kupiłem z myślą o kostce kochanki.
Droga powrotna dłużyła się niemiłosiernie. Sobotnie popołudnie i korek w centrum. Po drodze kupowaliśmy jeszcze klisze do aparatu. Dojechaliśmy do domu, kiedy zachodzące słońce chowało się za horyzontem.
Maria ledwo trzymała się na nogach, jednocześnie z niecierpliwością oczekiwała wydarzeń wieczora.
Weszliśmy na górę, wprost do sypialni, gdzie samotnie królowało łóżko.
– Zsuniesz wszystko w kąt. Obrazy mają zniknąć ze ścian. Przygotuj przedłużacz. Chcę żeby oprócz tej szafki i łóżka nie było tu żadnych innych przedmiotów. Rozumiesz, co masz zrobić?
Zadanie nie było trudne. Pokiwała głową.
– Pamiętasz, jak byłaś ubrana, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy?
– Tak, mam gdzieś jeszcze ten strój – uśmiechnęła się nieśmiało
– Dobrze. Tak masz dziś wyglądać. A teraz znikaj. Chcę odpocząć.
Po prysznicu zajrzałem do sypialni. Zgodnie z moimi poleceniami w pomieszczeniu oprócz łóżka i szafki nie było żadnych mebli. Dokładnie tak, jak sobie tego życzyłem.
Przygotowując scenografię zastanawiałem się, czy spodoba się jej ten klimat. Już za parę chwil miałem się o tym przekonać.
Kiedy wszystko było gotowe, zszedłem na dół. Przebrałem się w świeżą koszulę i spodnie.
– Maria, zrobiłaś kolację?
– Tak, czeka w kuchni. To, co najbardziej lubisz.
– Dobrze, idź się przebierz. Dziś zjem sam. – Każde niezrozumiałe zachowanie interpretowała na moją korzyść. Sama doszukiwała się w tych męskich kaprysach elementów dominacji – jej poniżenia i mojej władczości.
Czekała na mnie w salonie. Wyglądała dokładnie tak, jak ją zapamiętałem z pierwszego wieczoru.
– Jesteś głodna?
– Tak, troszkę tak.
– Dobrze, idź coś zjedz. Czekam na górze.
W sypialni podłączyłem tuby mini rzutników do prądu, włączyłem muzykę. Z głośników popłynął stary, przedwojenny jazz. Nagranie, w którym słychać było trzeszczenie czarnej płyty.
Weszła do pokoju pospiesznie. Widziałem, jak zdziwiona zwalnia z każdym krokiem. Znów udało mi się ją zaskoczyć. Podświetlone negatywy rzucały obrazy na ściany. Jasne światło, świat w wyblakłych kolorach. I akty kobiece na zdjęciach z lat trzydziestych, do tego muzyka oraz jej strój. Czarny garnitur, cylinder. Podróż w czasie.
Stałem oparty o aparat rozstawiony na trójnogu statywu.
– Chodź tu do mnie – podeszła niepewnie. Wyjąłem świeżo kupioną srebrną obrożę. Pochyliła głowę i pozwoliła mi ją zapiąć na swojej szyi. Srebrne krążki doskonale pasowały do stroju.
Uśmiechnęła się prezentując nową biżuterię.
– Stań na środku. O tak… Zapal papierosa. – Wokół jej twarzy dym uformował jasnoniebieską poświatę. Wyglądała prześlicznie. Dojrzała kobiecość w eleganckim stroju. Tak właśnie wyobrażałem sobie wyzwolone kobiety brylujące na salonach Berlina, Paryża czy Warszawy. Męski stój jeszcze bardziej podkreślał jej kobiecą sylwetkę.
Klick! pierwsze zdjęcie. Przesłona ustawiona na maksymalny czas naświetlania. Klick! klick! Maria stała na środku pokoju, wciąż lekko skrępowana.
– Uśmiechnij się. Dmuchnij w moją stronę. – Powoli zaczęła wczuwać się w klimat. Kolejne zdjęcia.
– Rozepnij marynarkę. Noga na łóżko. Oprzyj się o kolano. Świetnie! – Wyglądała cudownie: kusząco i niedostępnie zarazem. Jak bywalczyni nocnych klubów i kabaretów, która wykorzystuje swoje ciało, by wodzić za nos bogatych mężczyzn. W tle słychać było jedynie przyciszoną muzykę. Ktoś właśnie grał solówkę na trąbce.
– Zsuń cylinder bardziej na czoło. – Złapałem jej gest, kiedy sięgała do ronda…
– Rozchyl marynarkę… – W rozcięciu widać było zarys piersi opiętych stanikiem. Kolorowe filtry oświetlały sylwetkę Marii i całą ścianę za nią.
– Wyglądasz cudownie – pochwaliłem pochylony nad aparatem. Uśmiechnęła się zadowolona z komplementu. Czuła się coraz bardziej swobodnie. Powoli z zaskoczonej sytuacją uległej przemieniała się w modelkę, biorącą aktywny udział w sesji zdjęciowej.
– Zdejmij marynarkę. Usiądź na łóżku i rozchyl nogi. Taaak… Pochyl się.
Klick! klick! – aparat co chwila wydawał z siebie charakterystyczny odgłos. Tak na prawdę nie chodziło o zdjęcia, ale o to, by przełamała w sobie barierę. Żeby poczuła się atrakcyjna i podziwiana, żeby pozwoliła sobie na chwilę wyuzdania i śmiałości.
– Dobrze – chwaliłem każdą pozycję i gest jaki robiła. Z trudem powstrzymywałem się przed zgwałceniem tych rozchylonych ud. Pragnąłem jej ciała, ale jednocześnie chciałem doświadczyć czegoś niezwykłego. Robiąc jej zdjęcia w takiej scenerii, zaspokajałem swój głód nowych doznań.
– Świetnie, zdejmij perukę. Powoli… Właśnie tak.
Zmieniłem kliszę w aparacie.
– Zsuń spodnie, zrób to powolutku.
Materiał delikatnie przesuwał się po jej krągłych pośladkach. Już zupełnie nieskrępowana pozwalała mi zaglądać obiektywem aparatu w jej najintymniejsze części ciała. Zaczęła bawić się sesją fotograficzną na równi ze mną.
Negatywy malowały jej ciało na wiele odcieni. Jak jedwabna tkanina obrazy falowały i załamywały się na jej piersiach i udach przy każdym ruchu.
– Jesteś cudowna. – Kolejna klisza zmieniona w aparacie.
Bezwstydnie prężyła się przede mną w samych pończochach, staniku, butach na obcasie i cylindrze.
– Stań w rozkroku. – Wykonała polecenie.
– Dotykaj się i patrz na mnie. – Jej dłoń powoli wsunęła się między uda. Palce bez trudu odnalazły drogę. Jasnoniebieskie ciało kusiło obietnicą seksu.
Klick! klick!
Moja modelka przymknęła powieki. Oddychała głęboko przez rozchylone usta.
– Pragnę cię… – wyszeptała
– Nic nie mów.
– Proszę… Nie wytrzymam długo – w jej głosie słychać było błagalny ton.
– Nie wolno ci skończyć. Połóż się na łóżku. Rozchyl nogi. Pokaż mi jak jesteś podniecona.
Przez aparat patrzyłem na różową kobiecość. Widziałem, jak kropla po kropli wypływa z niej podniecenie.
– A teraz połóż się na brzuchu. Wypnij tyłek.
Klęcząc prezentowała mi swoją wilgotność. Nie było w niej nic oprócz wstrzymywanego podniecenia. Nie panowała nad jęczeniem.
Klick! klick! aparat fotograficzny dawał mi poczucie dystansu i pozwalał panować nad pożądaniem.
– Rozchyl pośladki. – Przesunąłem się tak, żeby móc fotografować jej wgniecioną w pościel twarz. Fascynujący widok kobiety zawieszonej tylko siłą woli na skraju orgazmu.
– Włóż w siebie palce. – Zadrżała pod swoim własnym dotykiem.
– Zrób sobie dobrze, ale powolutku. Bez pośpiechu.
Kosztowało ją to wiele wysiłku, ale postępowała tak, jak tego oczekiwałem. Uwielbiałem ją tak katować. Doprowadzić na sam szczyt i odmówić spełnienia. Była wtedy najpiękniejsza. Rozpalona i drżąca. Najbardziej moja.
– Podnieś głowę. – Klick! Tuż przed jej ustami zakołysał się mój wyprężony penis.
– Weź go do ust. – Zajęczała przyjmując kutasa głęboko w gardło.
– Teraz możesz już kończyć… – Obiektyw pokazywał zbliżenie zaciśniętych powiek i warg mocno obejmujących moją męskość.
Klick! klick! Poruszała coraz szybciej palcami wewnątrz siebie i coraz szybciej jej język wibrował na moim członku. Obydwoje zbliżaliśmy się do orgazmu.
Klick! klick! klick! Aparat bez przerwy robił zdjęcia, kiedy nie panowałem już nad sobą, wybuchając całym ładunkiem nasienia w jej ustach. Kutas wyślizgnął się spomiędzy warg, ciągnąc za sobą jasnoszarą strużkę.
Kochanka zacisnąwszy zęby, wtuliła twarz w poduszkę. Jeszcze przez chwilę pojękiwała rzucana dreszczami orgazmu, aż w końcu podniosła głowę i ze zmęczonym uśmiechem wyszeptała:
– Dziękuję.
.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Anonimowy
2013-11-25 at 13:14
Czytałam to opowiadanie już wcześniej, ale teraz spojrzałam na nie zupełnie inaczej – skupiłam się na czymś innym. Tym razem główna rolę odegrały stare przedmioty. Oddając się lekturze Twoich opowiadań uczestniczy się w opisywanych scenach. Dziś uczestniczyłam w spacerze po Kole: wśród starych mebli, naftowych lamp, spatynowanych cukiernic cieszących oczy i duszę. Czas powrócić do cotygodniowych wypadów na bazar w poszukiwaniu piękna. Za to ja "dziękuję".
P.S. Nie byłabym sobą, gdybym nie wyobraziła sobie zdjęcia kobiety przy barze z papierosem w dłoni, której twarz rozświetlana jest jedynie przez ogień zapalniczki.
Megas Alexandros
2013-11-25 at 21:04
Dobry wieczór!
No, no. Całkiem smaczne opowiadanie. Znacznie lepsze od "Headhuntera", bije na głowę "Przyjaciela w prezencie". Język i styl jak zwykle dobre (tym razem bez irytujących powtórzeń "dłoni" i "wyuzdań"). Fabuła nie jest jakoś strasznie rozbudowana, ale służy popychaniu akcji do przodu. Chciałbym, by jakoś została domknięta ta klamra ze znajomym, od którego wszystko się zaczęło. Jeśli robi się retrospekcję, to na koniec trzeba wrócić do czasu teraźniejszego, choćby po to, by w kilku słowach zasugerować, jak skończyła się znajomość z Marią (i czy Milena się dowiedziała, ale to już nadmiar szczęścia). Bez tego tekst wydaje się niedokończony.
Pomysł z targowiskiem staroci bardzo ciekawy. Nigdy nie sądziłem,że można połączyć BDSM z wędrówką po bazarze 🙂 A jednak nie gryzło się ze sobą. Stylizacja Marii też ciekawa, kojarzy się z "Kabaretem". Sesja zdjęciowa, mniam, mniam. Choć miałem nadzieję na bardziej interesujący finał.
Ogólnie, solidne opowiadanie erotyczne, oparte na dobrym, plastycznym pomyśle. Niewiele brakuje mu do wybitności. Ale jednak – trochę brakuje 🙂
Pozdrawiam
M.A.
Patrycja
2016-06-28 at 15:51
A więc od Marii wszystko się zaczyna. Bohater wstępuje na drogę niestandardowych relacji seksualnych, czyli BDSM.
Wystarczyło przypadkowe spotkanie kobiety pragnącej mocnych wrażeń w seksie, by obudzić w narratorze dominatora. Który młody, zdrowy i buzujący testosteronem dwudziestolatek odrzuciłby taką propozycję. Zapewne było to jak wygrana szóstki w lotto 🙂
Bohater jest zafascynowany nowo odkrytą grą erotyczną. Widać, że zdobyta władza go upaja. Tak łatwo wchodzi w swoją rolę, że nie ma oporów przed uderzeniem kochanki w twarz i nazwanie suką. Bycie bezwzględnym bez wątpienia mocno go kręci. A niewyżytej trzydziestolatce odpowiada taka relacja.
Interesujące jest tylko, czy to element gry, czy naturalne predyspozycje narratora do stosowania przemocy.
Bohater potrafiący podporządkować sobie dużo starszą i życiowo doświadczoną kobietę, musi być typem samca alfa 🙂
Ponownie pojawiają się fetysze. Tym razem jest fetysz penisa 🙂 Był już u Autora fetyszysta wydzielin, pewnie czytając kolejne opowiadania natknę się na inne fetysze. Widocznie ten mężczyzna tak ma i wszystko, bądź prawie wszystko go podnieca 🙂
Szkoda, że Autor w jakiś sposób nie zaznacza chronologii przygód bohatera. Opracuję więc własny system 🙂
Pozdrawiam
Barman Raven
2016-06-30 at 12:54
Patrycjo,
Co do fetyszyzowania… Każdy obiekt, każde zjawisko może być fetyszem, bo seks jest w głowie a nie w genitaliach – dlatego kontekst jest wszystkim. Popularne ostatnio słówko „narracja” ;] którą narzucamy postrzegając ludzi i rzeczy, którą nasz mózg narzuca nam w oparciu o doświadczenie i cechy wrodzone – ta „narracja”, ten kontekst spuszczony ze smyczy pozwala cieszyć się zarówno z eleganckiej bielizny i jedwabnych pończoch na pasie jak i z discopolowych białych kozaczków, z chłodnej niedostępności i z totalnego odsłonięcia swojej fizyczności. Wystarczy do tego odrobina pomysłowości nieograniczonej kagańcem „nie wypada” wyobraźni.
Jeśli masz wolną od „nie wypada” głowę, wszystko staje się możliwe. A czy dla spełnienia partnerki uderzenie w twarz to takie poświęcenie?
Co do początków – niech i tak będzie:]
Tak, masz rację, bohater to typowy, no może nie do końca typowy (bo refleksyjny), macho. Samiec Alfa „opętany kobiecością” jak już ktoś zauważył. Który upaja się władzą w łóżku. I który w ten sposób… ale to pewnie już wiesz.
Mam nadzieję, że każda z twarzy Jerrego będzie dla Czytelnika ciekawa.
Patrycja
2016-07-01 at 01:45
Wszystko zaczyna się w głowie. Nie tylko seks ?
Patrycja
2016-06-28 at 17:38
Tautologia niezamierzona ?