
Herbert James Draper, „Brama świtu”
77
Nie potrafili się powstrzymać i kochali jeszcze tej samej nocy. Ostatecznie, Aurora okazała się na tyle wspaniałomyślna, by dopiero rankiem wygnać ich ze swych włości, a oni czekali doprawdy zbyt długo. Nie było to zbliżenie godne dobrze wychowanego i wykształconego w sztuce miłości pana szlachetnej krwi. Nie dbał o wyszukane sposoby sprawienia rozkoszy swojej pani, ona z kolei nie przejmowała się przybraniem pozycji najkorzystniejszej dla skutecznego pozyskiwania mocy. Po prostu cieszyli się sobą, odzyskaną wolnością, perspektywą wspólnej przyszłości. Na tę krotką chwilę odsunęli myśli o nadal nierozwiązanych problemach i czekających wyzwaniach.
– Nareszcie mogę mieć cię wtedy i tyle, kiedy zechcę, paniczu – rzuciła Sudrun tuż przed tym, nim objęła sterczącego członka Marcusa zachłannymi ustami.
Ten jeden raz nie dodała przynajmniej, że jest tylko dziewczyną z ludu, dla której uprawianie prawdziwej miłości ze szlachetnie urodzonym stanowi owoc zakazany, najsurowiej zakazany. Niestety, zmuszony od pewnego czasu do abstynencji, niepewny, czy zdoła kiedykolwiek uwolnić się od przeklętych obręczy, Marcus nie wytrzymał. Trysnął niemal natychmiast, gdy tylko poczuł zaciskające się na przyrodzeniu wargi dziewczyny, nadgryzające delikatnie zęby, pracujący zapamiętale język. Nie cofnęła ust, przyjmując gorący, gęsty gejzer.
– Wybacz, Sudrun. Nie chciałem w taki sposób…
– Nic nie szkodzi, paniczu. Czegoś takiego nigdy nie doświadczyłbyś z żadną z tych szlachetnie urodzonych czarownic. Ciesz się miłością dziewczyny z ludu. Spróbujemy jeszcze raz, na pewno dasz radę.
Osłabiony, bo ten akurat efekt pojawił się w zwykły sposób, leżał bez ruchu na posłaniu, pozwalając Sudrun objąć prowadzenie. Najpierw dłońmi, a po osiągnięciu pierwszych rezultatów, ponownie wargami, zębami i językiem, przywróciła łodygę Marcusa do życia. Tym razem wykazał więcej opanowania. Czując wzbierający żar, przejął inicjatywę i pochwycił w dłonie głowę dziewczyny.
– Wystarczy. Siadaj i galopuj, jak na najlepsza amazonkę w Królestwie przystało.
Nie skończyło się na galopadzie, przeszła wkrótce w cwał, a odzyskujący siły chłopak coraz skuteczniej odgrywał rolę ognistego ogiera. Przypomniał sobie podobne sytuacje z Bereniką, w końcu Sudrun pozostawała w postaci panującej oficjalnie księżnej Siedmiu Bram i trudno było takich skojarzeń uniknąć, dochodząc do wniosku, że obydwie okazały się znakomitymi amazonkami, w siodle każdego rodzaju. Doprawdy, uzdolniona, zawołana i chętna do przejażdżek amazonka stanowiła dar Dobrej Bogini dla każdego mężczyzny. Silny, pewny dosiad przyzwyczajonych do podobnego wysiłku, umięśnionych i wytrenowanych ud dziewczyny przekładał się na silniejszy, dający niezrównaną rozkosz uścisk jej warg rozkoszy. Rozkosz ta odegnała wkrótce myśli o Berenice. Ujęty wspomnianym uściskiem fallus reagował z entuzjazmem. Szczęśliwie, wyzwolony niedawno od największego napięcia, nie tryskał natychmiast. Dało to obojgu możliwość długiego cieszenia się przejażdżką, złączeniem, wspólnie przeżywaną radością wyzwolenia, wypełnienia i ostatecznie, po długim, nieskończenie długim czasie, spełnienia. Tym razem oboje jęczeli z rozkoszy, gdy uwalniał się od trawiącego żaru i przelewał go w równie gorącą, oczekującą studnię Sudrun. Podobnie jak podczas ich pierwszego, pamiętnego zbliżenia na polanie pod dębem, nie poczuł ssania. Kochał się przecież nie z damą szlachetnego rodu, nie z czarownicą, choćby tylko podświadomie, ale jednak chciwą jego mocy, lecz z dziewczyną z ludu. Tym razem nie oznaczało to jednak podstępu, zdrady i śmiertelnego niebezpieczeństwa. A zmarnowana moc? Niech bierze ją kto chce, albo nikt. Nie miał zamiaru przejmować się czymś takim. Moc wróci, wróci szybko. Był przecież najsilniejszym jej stwórcą w całym Królestwie.
A jednak pomylił się w tych rachubach. Na trwały powrót mocy musiał poczekać, poczekać przynajmniej do rana. Sudrun miała bowiem własne plany na spędzenie tej nocy, plany, do realizacji których chętnie się przyłączył. Po wszystkim, wśród ciągle jeszcze głębokich ciemności przedświtu, typowych dla zimy północnych krain, zasnęli zbyt wyczerpani, by martwić się niepewną przyszłością, powrotem do Królestwa, oczekującymi nieuchronnie kłopotami. Dobra Bogini ofiarowała im w swej łaskawości tę jedną, niezrównaną noc.
Ranek okazał się już zdecydowanie mniej przyjemny, pomimo sprzyjającej pogody, promieni słonecznych odbijających się od wszechobecnego śniegu i ukazujących niezwykłe, surowe piękno ziem Północy. Piękno dostrzegalne pomimo widoku wypalonych ruin grodu, szczęśliwie również pokrytych roziskrzonym śniegiem. Sudrun wydała stosowne rozkazy zwijania obozowiska i formowania kolumny marszowej. Ludzie z Siedmiu Bram czynili to z ochotą, wyraźnie zadowoleni z rychłego powrotu na Południe. Niezależnie od magicznej osłony, gwarantowanej przez władczynię księstwa, nie ufali ani chwilowej poprawie pogody, ani równie zapewne krótkotrwałemu spokojowi ze strony barbarzyńców. Na tym tle ogólnego zadowolenia raził kontrast pochmurnego i ciskającego gromy z oczu sir Lucjusza. Pan Trzeci z najwyższym trudem zdobywał się na okazywanie minimum grzeczności swej rzekomej pani i małżonce, pozostałych członków orszaku po prostu ignorował. W szczególności samego Marcusa. Przykrym zdziwieniem okazała się również nieobecność Aurory. Dziewczyna musiała wymknąć się z obozu jeszcze nocą i nie raczyła zaszczycić opuszczającej jej ziemie wyprawy jakimkolwiek pożegnaniem. Z pewnością obserwowała jednak odjazd nieproszonych, a obecnie również niepożądanych intruzów, ukrywając się gdzieś w lesie i korzystając przy tym z magii. Marcus nie wyczuwał żadnych splotów, ale jej moc pochodziła aktualnie od Lucjusza, a wypytywanie w tej sprawie pana Trzeciego nie rokowało szans powodzenia. Może przynajmniej to Aurora zesłała dobrą pogodę? Ludzie Północy posiadali wszak wyjątkową biegłość w tej akurat dziedzinie magii. Marcusowi pozostała tylko taka nadzieja, kolejne, wrogie i lodowate rozstanie z Aurorą sprawiło bowiem dużą przykrość.
Sudrun przeciwnie, zdawała się tryskać niezwykłą energią, gdy dosiadając konia nadzorowała wymarsz orszaku, wydając całe serie niekoniecznie niezbędnych rozkazów.
– Wreszcie opuszczamy tę dziką i nieprzyjazną krainę, panie mężu. Ku mojej wielkiej radości.
– Czekają nas trudne wyzwania, pani i małżonko.
– Poradzimy sobie ze wszystkim. Zawsze zwycięska księżna Siedmiu Bram oraz służący jej wszelką pomocą wierni i oddani małżonkowie.
– Na jednego z nich raczej bym nie liczył, szlachetna pani.
– Za to polegam całkowicie na najbliższym memu sercu. Rozchmurz się, proszę, sir Marcusie. W końcu to nasz wspólny, triumfalny powrót po uwieńczonej pełnym sukcesem wyprawie. Wracamy w dodatku z nowo narodzoną dziedziczką i następczynią. Wypada okazywać radość, a nie smutek.
– Jak rozkażesz, szlachetna pani.
– Skoro nie potrafisz pozbyć się tej ponurej miny, ukochany, a pamiętaj, że nie jest to kwestia bez znaczenia, to zlecę ci pewne zadanie. Będziesz towarzyszył księżnej Siedmiu Bram, która zamierza wypatrywać w szpicy pochodu ewentualnych niebezpieczeństw, usuwać zaspy i dbać o utrzymanie dobrej pogody. Czy mogę na tobie polegać?
– Oczywiście, dostojna pani. Oczywiście, Bereniko.
Tak, jak przewidziała Sudrun, konkretne zajęcie oderwało umysł chłopaka od ponurych rozważań, a przynajmniej nadało im bardziej konstruktywną postać. Musiał przecież wprawiać się w używaniu mocy w taki sposób, by wydawało się, iż czyni to udająca Berenikę Sudrun. A przy okazji czuwać jeszcze nad sir Lucjuszem, który jechał gdzieś w środku kawalkady, w nieuchronny sposób odzyskując i gromadząc magiczną moc. Zapewne wolniej niż Marcus, ale jednak. Sprzyjająca pogoda, czy to naturalna, czy też ofiarowana jako pożegnalny dar przez Aurorę, zaczęła się psuć wczesnym popołudniem. Najpierw zerwał się lekki, północny wiatr, potem nadciągnęły chmury, wreszcie sypnął z nich drobny, dokuczliwy jednak, gdyż niesiony coraz silniejszymi podmuchami śnieg. Chłopak zmuszony był naprawdę zabrać się do pracy i osłaniać orszak. Wobec zbliżającego się zmierzchu należało rozbić obóz. Jakżeby inaczej, na polanie z potrzaskanym dębem. Tamtędy wiódł szlak na południe, a odległość wynosiła akurat jeden dzień jazdy. Rozłożyli się zresztą z dala od samotnego drzewa, by skorzystać z osłony dawanej przez las. Sudrun ponownie dopilnowała wszystkiego, z Marcusem u boku. Przy jednym z ognisk spożyli skromny posiłek, wspólnie z sir Olgierdem, sir Lucjuszem oraz sir Adrianem. Pomimo wysiłków tego ostatniego, wieczerza upłynęła w raczej ponurej atmosferze, po czym Berenika, nadal w towarzystwie pierwszego małżonka, odwiedziła niedawno narodzoną córkę i następczynię. Zechciała następnie zaszczycić sir Marcusa zaproszeniem do wspólnego spędzenia nocy i pozostali wreszcie sami, w zamkniętej, odosobnionej kwaterze. Dziewczyna rzuciła się rozpaczliwie w objęcia chłopaka.
– To nie ma sensu, paniczu. To wszystko nie ma żadnego sensu – wyszeptała.
– Dawałaś sobie znakomicie radę przez cały dzień, Sudrun. Panowałaś nad wszystkim, szlachetna Bereniko. – Objął ją mocno ramionami.
– Nad wszystkim, oprócz magii. Tak, znakomicie udawałam księżną Siedmiu Bram, wydawałam rozkazy, chwaliłam i ganiłam, okazywałam surowość i łaskawość, dbałam o ludzi. Dużo mnie to kosztowało, poradziłam sobie jednak. Ale to ty musiałeś tworzyć sploty powietrza, bo chyba takich właśnie użyłeś, by osłabić wiatr i osłonić nas przed śniegiem. I pewnie robisz to nadal.
– Tak, robię! I będę splatał moc tak długo, jak długo okaże się to potrzebne. Zawsze i wszędzie. Zawsze będę przy tobie.
– Ale ja nie mam w sobie żadnej magii. I każda czarownica natychmiast to wyczuje! Mogę oszukiwać z twoją pomocą prostych ludzi, żołnierzy, służących, chłopów. Ale nie da się na to nabrać żadna pani szlachetnej krwi. Pamiętasz nasze spotkanie z Aurorą? Tutaj, na tej polanie, kilka dni temu? Od razu wiedziała, że nie jestem prawdziwą Bereniką. Nie jestem czarownicą. Musisz to pamiętać. Tak będzie zawsze, gdy pojawi się któraś z nich.
– Nie musisz, nie musimy się z nimi spotykać. Dwór Siedmiu Bram od dawna uważano za dziwaczny i na poły barbarzyński. Wszyscy bali się starej księżnej, unikali wchodzenia jej w drogę. Ona sama również rzadko kiedy składała wizyty, miała zresztą ku temu powody. Nikogo nie zdziwi, że Berenika naśladuje swoje poprzedniczki.
– Boję się, Marcusie. Boję się, że to nie pójdzie jednak tak gładko. Boję się, że wydarzy się coś nieprzewidzianego, że popełnię jakiś błąd, że ktoś nas zdradzi. Tak naprawdę, jestem przecież tylko dziewczyną z ludu. Sir Lucjusz nienawidzi nas oboje i chętnie przyczyni się do naszej zguby. Może rzeczywiście byłoby najlepiej, gdyby wtedy…
– Wystarczy już śmierci, mam jej na sumieniu zbyt wiele. Trudno żyć z czymś takim.
– Wiem. I kocham cię, paniczu, właśnie za to, jaki jesteś. Ale ze mną przy boku będzie ci bardzo trudno. Ze zwykłą gwardzistką, dziewczyną z ludu.
– Zawsze lubiłem gwardzistki, może to jeszcze pamiętasz? – Pocałował Sudrun, która przywarła do ust chłopaka z jakąś rozpaczliwą siłą. – A dziewczęta z ludu potrafią dawać rozkosz szlachetnie urodzonemu panu w sposób, na który nigdy nie zdecydowałaby się żadna z czarownic. O tym też chyba nie zapomniałaś?
– Nie, na pewno nie.
Sudrun opadła na kolana i zręcznie rozpięła pas Marcusa. Opuściła spodnie i gatki.
– Nie trzeba, wcale nie chciałem…
– Ale ja chcę, paniczu. Chcę, byś poczuł różnicę.
– Tylko pod warunkiem, że potem pozwolisz, bym odwdzięczył się w podobny sposób.
Nie odpowiedziała, jej usta, wargi i język znalazły już inne niż rozmowa zajęcie. Istotnie, poczuł różnicę. Dziewczyna zajmowała się jego przyrodzeniem z całym zapamiętaniem, w jakiś rozpaczliwie żywiołowy sposób. Żar rozpalił się niemal natychmiast.
– Nie tak szybko, zaraz dojdę…
Potrząsnęła tylko głową i zdwoiła jeszcze wysiłki. Istotnie, nie wytrzymał, lawa przelała się i trysnęła z niezwykłą mocą. Sudrun objęła go ramionami w pasie, przycisnęła mocniej głowę i spijała nasienie.
– Tak chcę – wydyszała. – Tak chcę, czegoś takiego nie zaznasz przy żadnej z nich.
Łagodnie odsunął dziewczynę. Płótnem namiotu targnął silny podmuch wiatru, w szczeliny wdarł się chłód północnej zimy. Marcus czuł osłabienie, ale nie zamierzał pozostać Sudrun dłużnym. Chłodem w tej akurat chwili nie przejmował się wcale, odegnają go oboje. Wspólnymi siłami.
– Teraz moja kolej.
– Jeśli tego sobie życzysz, paniczu.
– Tego sobie życzę i o to proszę, szlachetna pani.
Pomogli sobie nawzajem w pozbyciu się reszty odzienia i stanęli nago. Marcus ułożył Sudrun na posłaniu, w pozycji zalecanej podczas odbytych nauk jako najlepsza dla przyjmowania przez damę tego rodzaju rozkoszy i zamierzał przystąpić do własnej części zadania, nadal zgodnie z najlepszą szkołą odebraną w zamku niesławnej pamięci margrabiny. Gdy chciał pochylić się nad dziewczyną, namiotem targnął kolejny, lodowaty podmuch. Chłopak poczuł nagle zaciskające się wokół, niewidzialne więzy.
– Sudrun…
Równie niewidzialny knebel zablokował usta Marcusa. Pojął wreszcie, że ktoś posłużył się magią. W niezbyt może wyrafinowany, ale skuteczny sposób. Sięgnął po własną moc, by przeciąć wrogie sploty powietrza. Sięgnął i nie znalazł. Prawda, dopiero co pozbył się magicznej siły, tryskając nasieniem. Dostrzegł, że dziewczyna również w nienaturalny sposób znieruchomiała. Posłyszał szelest opadającej zasłony wejścia namiotu i w polu widzenia pojawił się Lucjusz w pokrytym śniegiem, zimowym odzieniu. Białe płatki nadal wirowały dookoła, unoszone słabnącym podmuchem, który wdarł się do kwatery razem z nieproszonym gościem.
– Teraz zapłacisz wreszcie za swoją zdradę. Nie musiałem nawet długo czekać na odpowiednią chwilę. Spodziewałem się, że gdy tylko znajdziecie okazję, zlegniecie w łożu niczym króliki. Pewnie zrobiliście to już wczoraj, ale wtedy ja również nie miałem mocy. No i była tam jeszcze ta barbarzyńska dziewka, równie zdradziecka jak ty. Ona też kiedyś zapłaci, ale to później. Ty będziesz pierwszy.
Rozpaczliwie poszukał mocy, nadal nic. Upłynęło zbyt mało czasu, nawet dla najsilniejszego maga szlachetnej krwi w całym Królestwie. Zdany był w tej chwili na łaskę czy raczej niełaskę Lucjusza. Niezbyt wprawnego w posługiwaniu się magią, nie dysponującego większymi zasobami mocy, ale w tu i teraz niepokonanego. Niepokonanego przynajmniej dla pewnego głupca, który zapomniał o podstawowych zasadach bezpieczeństwa. Musi zyskać na czasie, niestety, obecnie nie był nawet w stanie wydusić słowa z ust. Przecież nie może zginąć w tak głupi sposób, nie teraz, nie po tym, gdy uniknął znacznie większych niebezpieczeństw, gdy doprowadził do upadku i śmierci wiedźmy. Dobra Bogini nie dopuści do czegoś takiego.
Istotnie, Dobra Bogini wysłuchała tych modłów, ale w jakże przewrotny sposób. O ile miała z tym wszystkim cokolwiek wspólnego. Lucjusz zamierzał bowiem zemścić się w znacznie okrutniejszy sposób.
– Zdradziłeś i zamordowałeś Gonan. To teraz patrz.
Z narastającym przerażeniem Marcus ujrzał jak Sudrun, pomimo krępujących ją więzów, poruszyła odrobinę głową, jak rozchyliła nieco szerzej usta.
– Tak, ona umiera. – Głos Lucjusza zdradzał silne emocje, żal, nienawiść, strach.
Twarz dziewczyny pociemniała, raz jeszcze rzuciła się rozpaczliwie. Tak, pan Trzeci nie był mistrzem we władaniu mocą. Ale sploty, które stworzył, okazały się wystarczające. Wystarczające, by pozbawić Sudrun oddechu, by odbierać jej życie z każdą upływającą chwilą. Marcus z całych sił pragnął rzucić się z pomocą, zabić drania, którego sam niedawno uratował. Więzy powietrza wytrzymały. – „Nie tędy droga, głupcze. Szukaj mocy!” – Niestety, moc zawiodła. Zawodziła, jak zawsze w najważniejszych chwilach. W lochach Złotej Bramy, gdy umierała Anita, na polanie, gdy zamierzała zabić go wiedźma, na zasypanej śniegiem przełęczy, gdy wrogowie ruszali do ataku, a ich własne wojska szły w rozsypkę. Nadal nie znajdował w sobie najmniejszego śladu magii, Lucjusz dobrze wybrał czas zemsty.
Sudrun walczyła jeszcze rozpaczliwie o oddech, ale przegrywała tę ostatnią bitwę w swoim życiu. Pozostały tylko oczy, wpatrzone w Marcusa, pełne niezwykłego blasku, blasku niosącego przesłanie miłości. Skupił się na tych oczach, ignorując siniejącą skórę twarzy. Raz jeszcze sięgnął ku źródłom mocy, czy wyczuł jakieś drgnienie? Niczego już nie dostrzegał, o niczym innym nie myślał. Szukał, szukał, szukał… Moc nadal się wymykała, nadal nie potrafił nic uczynić.
– Koniec, ona nie żyje. – Głos Lucjusza przebił się przez otaczającą umysł Marcusa osłonę skupienia. Daremnego i bezsilnego skupienia. – Nie sprawiło mi to przyjemności, ale musiałeś ponieść karę. Teraz czujesz to, co ja.
Bezużyteczna bańka rozpadła się, przywracając chłopaka okrutnemu światu. Blask oczu Sudrun zgasł. Reszty Marcus wolał nie dostrzegać.
– Chciałbym, byś cierpiał tak przez wieczność, ale nie stać mnie na podobną rozkosz. Wiem, że jesteś silniejszym magiem i nie spocząłbyś, szukając zemsty. Dlatego musisz zginąć tu i teraz, zanim odzyskasz moc. Twoja kolej, panie Pierwszy.
78
Usiłował wydać jakiś dźwięk, wypowiedzieć jakiekolwiek słowo. Usta nadal blokował knebel powietrza. Marcus liczył na to, iż Lucjusz, jak każdy niemal głupiec, będzie chciał nasycić się chwilą triumfu, rozluźni sploty i da się wciągnąć w rozmowę. A wtedy uda się może zyskać na czasie, powróci choćby odrobina mocy. Przecież nigdy nie trwało to długo, potrzebuje tylko krótkiej zwłoki. Pan Trzeci pamiętał jednak o wyjątkowych talentach wroga i wiedział, że nie powinien tracić czasu. Węzeł zacisnął się i chłopak nie zdołał zaczerpnąć następnego oddechu.
– Umrzesz tak jak ona. Chciałbym, by trwało to dłużej, ale nie mogę ryzykować.
Podobnie jak Sudrun rozpaczliwie próbował wykonać jakikolwiek ruch, rzucić się na Lucjusza czy choćby nabrać powietrza. Nie zdołał. Zmusił się, by raz jeszcze poszukać mocy, była to jedyna prawdziwa szansa. Nadal niczego nie znalazł. I chyba nigdy już nie znajdzie.
A jednak cud się wydarzył, Dobra Bogini wysłuchała jego modlitw. Co prawda, z opóźnieniem i w okrutny sposób. Narzędziem interwencji uczyniła zaś Aurorę. Nadal walczący o oddech Marcus poczuł z radosnym zdumieniem, iż duszący węzeł zniknął, pozwalając płonącym płucom ugasić ogień cudownie zimnym, lodowatym wręcz powietrzem. Z mniejszym już zdziwieniem ujrzał, jak po raz kolejny tego wieczoru unosi się zasłona, do namiotu wpadają wirujące płatki śniegu, a w wejściu staje Aurora. Poznał ją, pomimo ciężkiego, zimowego odzienia oraz zakrywającego głowę kaptura. Tylko ona byłaby w stanie poradzić sobie z mocą Lucjusza w tak łatwy, natychmiastowy sposób. Do żadnej konfrontacji bowiem nie doszło. Po prostu, wybrane przez dziewczynę, a stworzone przez pana Trzeciego sploty rozpadły się bez śladu, jak gdyby nigdy nie istniały. Nie wszystkie zresztą, chłopak nadal nie mógł bowiem poruszyć niczym więcej niż językiem oraz pracującymi ciężko płucami. Pojawiły się za to węzły nowe, krępujące tym razem Lucjusza. Jego twarz przybierała powoli siną barwę.
– Co chcesz zrobić? – wydyszał Marcus.
– To, co on sam zapowiedział. Co uczynił Sudrun i chciał uczynić tobie.
– Ale…
– Nadal zamierzasz go ratować? Po raz drugi i po tym, gdy stał się mordercą?
Nie odpowiedział. Nie, nie chciał ratować Lucjusza. Drań zasłużył na śmierć. Gdyby nie uprzednie, niewczesne skrupuły samego Marcusa, Sudrun żyłaby nadal.
– Nie, nie musisz odpowiadać. Tak czy inaczej, wezmę to na siebie. I tak nic nie możesz zrobić.
To akurat była prawda, podwójna prawda. Nadal nie czuł mocy, uświadomił sobie nadto, że zgodnie z poznanymi niedawno prawidłami magii, jego własne czary nie zadziałałyby przeciwko splotom Aurory. Miał już okazję się o tym przekonać. Dziewczyna wolała jednak zapewne nie przypominać o tym w tak szczególnej chwili. Mógł więc tylko przyglądać się agonii pana Trzeciego, miotając się pomiędzy pełną nienawiści satysfakcją, a obrzydzeniem i odrazą. Na szczęście, nie trwało to długo. A może tylko sam Marcus zupełnie inaczej zapamiętał upływ czasu gdy umierała Sudrun, a następnie on sam dusił się we wrogim uścisku powietrza? Bezwładne ciało Lucjusza opadło na zasłane skórami, zamarznięte klepisko.
– Skąd…
– Postanowiłam odprowadzić was do granicy ziem Ludu Północy, do granicy moich włości. Uznałam to za obowiązek gospodyni.
Sploty martwego pana Trzeciego rozwiały się niczym dym, Marcus wreszcie odzyskał swobodę ruchów, stał jednak skamieniały.
– Skąd wiedziałaś?
– To, że Lucjusz spróbuje się zemścić było oczywiste. Podobnie jak to, że uczyni to tuż po tym, gdy zlegniecie z Sudrun i oddasz nasienie. Oddasz nasienie i stracisz moc.
– On mógł wybrać czas widząc, że idziemy razem do namiotu. Ale skąd ty wiedziałaś?
– Marcusie, nie doceniasz ani mnie, ani nawet pana Trzeciego. Utrzymywałeś swoją mocą bańkę dobrej pogody, chroniłeś obóz przed zamiecią. Gdy ta bańka pękła, gdy powróciła śnieżyca, dla wszystkich zorientowanych sprawa stała się zupełnie jasna. A prawda, powinnam się tym zająć. Chociaż może jeszcze nie teraz, trzeba najpierw ukryć ciała. Wobec Lucjusza nie będziesz chyba odczuwał żadnych wyrzutów sumienia? Niestety, podobnie musimy postąpić z Sudrun, zwłaszcza, że pozostaje przecież w postaci Bereniki.
– O czym ty mówisz? Ona nie żyje! Nie żyje, bo przyszłaś za późno! Mnie uratowałaś, ale dlaczego nie zdążyłaś pomóc Sudrun?
– Przybyłam tak szybko, jak tylko zdołałam. Gdy tylko zniknęły sploty chroniące wasz obóz przez zawieją. Ale musiałam uprzednio trzymać się w pewnej odległości. Nie zdążyłam, wybacz, jeśli zdołasz.
– Zrobiłaś to specjalnie! Nigdy nie lubiłaś Sudrun!
– Miałam niewiele okazji, by ją poznać. Początek naszej znajomości istotnie nie wypadł najlepiej, później doceniłam jej odwagę i lojalność. Tego nikt nie może Sudrun odmówić. Obrażasz mnie takimi podejrzeniami, Marcusie. Przybyłam tak szybko, jak tylko zdołałam. Nikt z nas nie mógł zresztą mieć pewności, co do planów Lucjusza. Równie dobrze mógł bez żadnej zwłoki zabić was oboje albo zacząć od ciebie. Kogo bardziej nienawidził?
Umilkł, zawstydzony. Aurora mówiła prawdę. Nie zniżyła się też do wypominania Marcusowi jego własnej, bezdennej głupoty. To on sam sprowadził nieszczęście, najpierw upierając się przy oszczędzeniu pana Trzeciego, a następnie przejawiając kompletny brak zdolności przewidywania. Nigdy już nie zdoła uwolnić się od poczucia winy. Nie tylko zresztą z powodu śmierci Sudrun… Czy potrafi natomiast uwolnić się od podejrzeń wobec Aurory?
– Masz rację. Musimy ukryć ciała. Tylko co to zmieni? Może powinniśmy raczej natychmiast porzucić obóz i uciekać? Bez prawdziwej czy fałszywej pani Siedmiu Bram nie mamy czego szukać ani tutaj, ani w księstwie.
– Tak, moglibyśmy schronić się na Północy. Wielu spośród moich ludzi musiało jednak ocaleć, w różnych kryjówkach albo pomniejszych grodach i wioskach. Wiedźmie zależało tylko na nas, na mnie i na tobie, może jeszcze na Lucjuszu oraz tych wszystkich córkach i siostrach tanów, które zdążył zapłodnić. Jeżeli jednak porzucimy obozowisko, cóż stanie się z księstwem?
– Nie mam pojęcia. Pewnie znajdzie się jakaś daleka krewna z bocznej linii albo Rada Królestwa ureguluje kwestię następstwa.
– Chciałbyś tego?
– Nie! Prawowitą następczynią, prawdziwą księżną Siedmiu Bram jest Blanka, córka Bereniki i moja. Ale tak jak teraz, nie będzie miała raczej szansy zasiąść na tronie.
– Ja również nie chciałabym tego, o czym mówisz. Kolejna władczyni księstwa w ciągu kilku miesięcy zabita lub zaginiona na ziemiach Północy. To musi wywołać reakcję, nową wojnę. Wprawdzie stara wiedźma nie żyje i wątpię, by ktokolwiek w Królestwie zdołał dorównać jej w zbrodniach i nienawiści wobec mego ludu, ale wojny nie chcemy. Potrzebujemy wreszcie pokoju.
– Cóż jednak możemy zrobić?
– Znalazłby się pewien sposób…
– Jaki sposób… Nie, nie mówisz tego poważnie. Masz obowiązki wobec własnego ludu.
– I zrobię to właśnie dla mojego ludu. No, nie tylko dla Ludzi Północy. Może jeszcze dla pewnego księcia z Południa.
– To nawet mogłoby się udać…
– Nie ujmując niczego Sudrun, to ja o wiele lepiej nadaję się do odegrania roli księżnej Siedmiu Bram. Moc i magia nie sprawią żadnego kłopotu. Oczywiście, o ile zechcesz współpracować, książę.
– Musiałbym rzucić na ciebie czar zmiany postaci… Każda pani szlachetnej krwi w Królestwie wykryje coś takiego…
– I cóż z tego? Czy którakolwiek ośmieli się podjąć próbę zdjęcia takiego czaru? Byłaby to śmiertelna obraza. O ile dobrze zrozumiałam, prawie wszystkie wiedźmy z Południa poprawiają w podobny sposób własną urodę i nie pałają ochotą do ujawnienia prawdziwego wieku oraz wyglądu.
– Dobrze wiesz, że ty akurat urody poprawiać nie musisz. Berenika również nie musiała. Ale masz rację, coś takiego oznaczałoby wielką zniewagę. Nikt nie zechce narazić się na gniew księżnej Siedmiu Bram.
– A gdyby nawet któraś spróbowała, spotkałaby ją stosowna odprawa. Ostatecznie, mój pierwszy małżonek to najlepszy twórca i dawca mocy w Królestwie.
– Blanka zostanie ogłoszona następczynią i w stosownym czasie obejmie tron. To mój niezbywalny warunek, jestem to winien Berenice.
– Oczywiście, nauczę ją wszystkiego, czego będzie potrzebowała. Może jednak zrezygnujemy z tych czarów dotyczących ochraniaczy?
– Nauczymy ją w zamian wielu innych rzeczy, sprzecznych z prawami Królestwa.
– Głupimi prawami.
– Tak, pora je zmienić, na ile tylko zdołamy.
– Ja też mam swoje warunki, Marcusie. Chcę urodzić syna i następstwo w księstwie Siedmiu Bram niewiele mnie obchodzi. Ale kolejna księżna musi skończyć z wyprawami na Północ oraz zachować pokój. Ja z kolei jestem to winna ojcu oraz mojemu ludowi.
– Oczywiście, nauczymy ją szanować Lud Północy i żyć w pokoju.
– A jeżeli ona, albo ktokolwiek inny, spróbowałby kiedyś kolejnego najazdu, otrzyma stosowną odprawę. Zamierzam urodzić wielu synów, synów obdarzonych mocą.
– Jeśli tylko zechcesz, pomogę ci w tym.
– Z przyjemnością, Marcusie. Nie zamierzam jednak sprzedawać ich na jakikolwiek dwór, będą i pozostaną ludźmi Północy.
– O ile wystarczy tam dla nich miejsca.
– Mamy inne zwyczaje w tych sprawach, niż Królestwo. Ale o to będziemy się martwić później. Tymczasem mam jeszcze jedną prośbę… Liczę, że nie będziesz się sprzeciwiał.
– Cóż takiego?
– Udam się z tobą na Południe pod postacią Bereniki. Jako nowa księżna nawiążę stosowne kontakty i złożę stosowne wizyty. Oczywiście, w towarzystwie pierwszego małżonka. Ale teraz muszę jeszcze pozostać tutaj. Może przez miesiąc, trzeba odnaleźć i zorganizować moich ludzi, wspomóc ich w trudnych dniach. Jeżeli Dobrzy Bogowie pozwolą, w tym czasie przyjdzie na świat nasz syn, co ułatwi podróż na Południe i ułożenie tamtejszych spraw. Księżna Berenika powróci już z córką i następczynią.
– Skoro tak musi być – odparł z wahaniem.
– Musi. Następnie ruszymy spiesznie do Złotej Bramy. Wiem, jak bardzo zależy ci na dziedzictwie Blanki. Ale potem też będę, będziemy tu wracać. Może nie na letnie wyprawy wojenne, tylko zimowe polowania? Co ty na to?
– A wiesz, że nigdy nie miałem okazji zapolować w tutejszych lasach? Jak dotąd, polowano tylko na mnie.
– Postaram się, byś nie żałował tych łowów, zarówno dawnych, jak i przyszłych.
– Drogo mnie kosztowały, bardzo drogo.
– Mnie również, Marcusie.
Ostrożnie spróbował ją objąć, pocałować. Nie cofnęła ust… Poczuł kolejny, zimy podmuch i odruchowo postawił osłonę powietrza.
– Skoro powróciła twoja moc, książę, rzuć wreszcie odpowiedni czar i uczyń mnie Bereniką. Na początek musimy zająć się wszystkim tutaj, w obozie. Zamieć uspokoisz później, tuż przed moim odjazdem. Ach, byłoby dobrze, gdybyś przekazał mi jednak w wolnej chwili tę umiejętność zmiany postaci. Skoro mam występować w podwójnej roli, okazałoby się to bardzo przydatne.
– To skomplikowany czar, moja pani…
– Znamy jednak dobry sposób nauki, czyż nie, książę? Oczywiście, gdy pogodzisz się już z żałobą. I raczej nie w tym namiocie.
– Zamienię go w popiół przy pierwszej okazji.
– Chętnie ci w tym pomogę.
Epilog
Złota Brama prezentowała się pięknie i dumnie w blasku stojącego wysoko, letniego słońca. Podobnie jak w dniu, gdy Marcus ujrzał zamek po raz pierwszy, wieże zdobiły chorągwie ze znakiem Bramy. Obecnie jednak towarzyszył mu nie tylko Łabędź Międzyrzecza, ale również wiele innych godeł szlachetnych rodów Królestwa. Zaproszenia rozesłali, rzecz jasna, do wszystkich władztw, wymagała tego zwykła uprzejmość. Nie spodziewali się jednak, że zostanie przyjęte przez prawie połowę panujących obecnie władczyń mocy.
– Czy pamiętasz kiedyś tak liczny zjazd, panie i mężu?
Aurora, która wyjątkowo szybko odzyskała po połogu wigor i energię, może dlatego, że twarde życie w północnej dziczy nie pozwoliło jej nigdy pozostawać bezczynną, dosiadała pięknego lecz spokojnego wałacha. – „Trzeba będzie nauczyć ją wreszcie prawdziwej jazdy i zapoznać z Demonem.” – Obiecał sobie po raz kolejny Marcus. – „To ważny szczegół i nie wolno o tym zapomnieć.” – Ciąża uniemożliwiała do tej pory bardziej zdecydowane próby, obecnie na przeszkodzie mógł już stanąć tylko niesforny charakter konia. Przyjaciel, który tyle razy ratował mu skórę, nie powinien wyrażać zbyt gwałtownego sprzeciwu. Przyjmował z ręki Aurory ulubione przysmaki, tolerował pieszczoty dłoni. Nie próbowała jednak jeszcze dosiadu. Tymczasem jako wymówka przed okazywaniem typowych dla prawdziwej Bereniki, wybitnych umiejętności jeździeckich, służyły nowej księżnej narodziny córki i dziedziczki. O tym, iż tak naprawdę powiła syna, wiedzieli tylko nieliczni.
Myśl o Berenice, a w ślad za nią pojawiło się wspomnienie kolejnej, niezrównanej amazonki – Sudrun, przywołała smutek. Nie czas na to, czekają ich obowiązki. Poklepał Demona po szyi, po czym uznając, iż nawiązanie przez Aurorę rozmowy zostanie przyjęte przez wszystkich jako przyzwolenie, trącił piętami bok wierzchowca, zrównując się niemal księżną i odstając tylko o pół końskiej głowy. Etykieta nie pozwalała na jazdę łeb w łeb, a była to przecież okazja oficjalna.
– Nie mam pojęcia, pani i żono. Jestem tutaj przybyszem z zewnątrz. – Bliskość pozwalała na bardziej swobodną rozmowę, należało jednak zachować minimum ostrożności.
– To teraz twój dom, nasz dom. Dom i przyszłe dziedzictwo Blanki.
– Dlatego cieszę się, że na oficjalną inaugurację twego panowania oraz formalne przedstawienie następczyni przybyło tak wiele dam z Królestwa. Mogę przypuszczać, że nigdy dotąd Złota Brama nie miała tylu gości. Stara księżna wzbudzała raczej różnego rodzaju obawy.
– Te wszystkie księżne, hrabiny i baronowe przygnała tu ciekawość, sir Marcusie. Nie potrafiły jej opanować.
– Ciekawość nowej władczyni Siedmiu Bram, niezrównanej pani mocy i wojowniczki, zwyciężczyni w wielu bitwach. – Nie dodał, że uważano ją za największą w dziejach pogromczynię barbarzyńców.
– Och, nie znasz kobiet, sir Marcusie. Najbardziej intryguje je romantyczna historia porwanego przez uzurpatorkę i dzikusów z Północy księcia, przystojnego, odważnego, dzielnie znoszącego trudy niewoli. Nie masz pojęcia, jak często mnie o to wypytują. Częściej nawet, niż próbują sondować czar przemiany postaci.
– Pozwalasz im na to?
– Do pewnych, dopuszczalnych granic. Niech żyją w przekonaniu, że poprawiam urodę, podobnie jak one wszystkie, a po porodzie tak naprawdę muszę wyglądać niczym okropna jędza.
– To oszczerstwo, moja pani!
– Niech myślą, że to jednak prawda, poczują się lepiej i nie będą zazdrosne. Wystarczy, że zazdroszczą mi pierwszego małżonka.
Rozmowę przerwało zbliżenie się orszaku lady Mirelli, nowej margrabiny Międzyrzecza. Towarzyszyło jej, w stosownej odległości, już dwóch małżonków. Marcus musiał przyznać, iż kolejne małżeństwo również siostrze posłużyło. Prezentowała się nader korzystnie, w doskonale dobranym, zapewne przez sir Jasona, luźnym jednak stroju jeździeckim. Lady Mirella była w czwartym miesiącu ciąży. Szlachetne panie wypowiedziały słowa pozdrowienia, wymieniając następnie uścisk ramion. Nie zsiadały przy tym z koni. Z wierzchowców zeskoczyli natomiast wszyscy ich małżonkowie, w tym Marcus i Olgierd. Obydwaj dostąpili honoru ucałowania podanej łaskawie dłoni pani Międzyrzecza, podczas gdy sir Jason oraz przedstawiony tymczasem sir Gwidon z Ostrej Grani, drugi małżonek margrabiny, powitali w podobny sposób panią Siedmiu Bram.
– Gratuluję kolejnego małżeństwa, Dostojna Pani, oraz rychłych narodzin następczyni, co oby sprawiła Dobra Bogini.
– Och, Marcusie, drogi braciszku. Tak się cieszę, że cię widzę. Wstań już z kolan, proszę. Pięknie wyglądasz, młody, przystojny, odważny. Gdybym nie była twoją siostrą, musiałabym pozazdrościć lady Berenice. A ty musisz koniecznie opowiedzieć o swoich przygodach, umieram z ciekawości. Oczywiście, za twoim przyzwoleniem, droga księżno. Muszę też koniecznie zobaczyć małą lady Blankę. To z pewnością słodkie dziecko, mam nadzieję, że już niedługo urodzę jeszcze słodsze. Nasze córki na pewno się zaprzyjaźnią, podobnie jak nasze matki oraz my same.
Lady Mirella szczebiotała radośnie, pomimo objęcia rządów w Międzyrzeczu, pod pewnymi względami zmieniła się niewiele – „Jak ona sobie z tym wszystkim radzi?” – Zapytał sam siebie Marcus. Wymienił konwencjonalne słowa powitania z sir Jasonem, również w doskonale dopasowanym stroju podróżnym, po czym podszedł do sir Gwidona. Ten odział się elegancko, ale bardziej praktycznie. Najwidoczniej nie zamierzał rywalizować z panem Pierwszym, przynajmniej w dziedzinie ubiorów.
– Witaj, panie. Mam nadzieję, że wasza podróż przebiegła spokojnie i wygodnie.
– O, tak sir Marcusie. Nasza pani, szlachetna margrabina, wymaga szczególnej opieki i dokładamy starań, by zapewnić jej wszelkie wygody.
– My również postaramy się o to zadbać. Dostojna księżna uczyniła mnie za to osobiście odpowiedzialnym, jako brata lady Mirelli. W razie potrzeby, nie wahaj się zwracać do mnie w każdej sprawie, sir Gwidonie.
– Zapewne skorzystam z twojej uprzejmości, panie. Znajdziemy niejedną okazję do rozmowy. Nie wątpię, że przygotowałeś wszystko doskonale, a w razie potrzeby przekażesz życzenia i potrzeby mojej pani szlachetnej księżnej Berenice.
– Z pewnością.
– Wsiadajcie na koń, moi panowie. Lady Mirella zechce zapewne odświeżyć się po podróży, a wieczorem zapraszam na ucztę. Przybyliście jako jedni z ostatnich i w zamku przebywa już wiele szlachetnych dam Królestwa oraz ich małżonków. Uroczystości rozpoczną się pojutrze
– Podróżowaliśmy powoli ze względu na mój stan, droga księżno. Mam nadzieję, że nie sprawiliśmy kłopotu. Moi panowie dbają o mnie nawet przesadnie i nalegali, by nie forsować tempa.
– To w pełni zrozumiałe, lady Mirello. Musisz koniecznie odpocząć.
Na spokojną rozmowę znaleźli czas dopiero późnym wieczorem, oczywiście w łożu.
– Wiesz Marcusie, twoja siostra wydaje się bardziej nawet podatna na wszelkiego rodzaju sugestie niż opowiadałeś.
– Z tego co pamiętam, interesowała się głównie strojami i zabawami, potem również kandydatami na małżonków i wreszcie samym sir Jasonem.
– Za kilka miesięcy urodzi syna lub córkę. Lepiej, by była to córka. Wtedy tym bardziej skupi na niej całą uwagę.
– Zauważyłaś jej drugiego męża? Sir Jason to odpowiednik Mirelli, doskonale się dobrali. Natomiast sir Gwidon to zupełnie inna sprawa, mam wrażenie, że dba o usuwanie spod stóp swojej pani i małżonki wszelkich przeszkód, nie tylko podczas podróży do Złotej Bramy.
– Nowej margrabinie najwyraźniej to nie przeszkadza, a my możemy to wykorzystać. Cóż, ja mogę co najwyżej okazać mu łaskawą uprzejmość. Ty z nim porozmawiaj i wybadaj, potrzebujemy sojuszników.
– To prawda, wszelkiego rodzaju sojuszników.
– Skoro już poruszyliśmy tę kwestię…
– O co chodzi, Auroro?
– Otrzymałam propozycję małżeństwa, Marcusie.
– Kto to ma być?
– Właściwie… Właściwie, to jest aż dwóch kandydatów. Pierwszy to sir Nathan, syn arcyksiężnej Naranii ze Środkowej Niziny, drugi to sir Sewerian, syn diuszesy Sylwany z Szerokiego Stepu.
– I któregóż to wybrałaś, księżno Bereniko z Siedmiu Bram?
– Nie ja ich wybrałam, tę propozycję przedstawiła, nieoficjalnie oczywiście, Rada Królestwa. Arcyksiężna i diuszesa to władczynie potężnych księstw i przywódczynie dwóch głównych stronnictw w Radzie.
– Tym trudniej będzie ci wybrać.
– Nie zrozumiałeś, Marcusie. Nie muszę wybierać, miałabym poślubić ich obu.
– Co takiego?
– Rada zezwoli, bym mogła poślubić kolejnego małżonka w zamian za zmarłego tragicznie sir Lucjusza, ofiarę podłych barbarzyńców i podstawionej przez nich uzurpatorki, którego nie zdołałam uratować, pomimo wszelkich starań. Będzie to nadzwyczajny dowód uznania, wdzięczności za zwycięstwa nad barbarzyńcami oraz oficjalne uwolnienie od wszelkiej winy i niesławy. To ostatnie też dano mi do zrozumienia, możesz nie wątpić. Swoją drogą, arcyksiężna i diuszesa nigdy nie zgodziłyby się na to, by tylko ta druga doprowadziła do podobnego małżeństwa i sojuszu.
– Oczywiście, nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia. Znam zwyczaje Królestwa.
– Och, Marcusie! Wytargowałam, że zachowasz pozycję pierwszego małżonka. Nie było to łatwe, ale postawiłam taki nieodwołalny warunek. Pomogła wzajemna rywalizacja obydwu tych dam.
– Herb Środkowej Niziny to Biały Koń, a Szerokiego Stepu również Koń, tylko czarny. Jakże stosownie, będziesz mogła ujeżdżać obydwa te ogiery równocześnie.
– Marcusie! Oczywiście, będę musiała wymagać dopełnienia obowiązków, chodzi zresztą o kontrolę nad ich mocą, ale nie zamierzam urządzać tutaj szkoły jazdy konnej.
– Ciekawe zresztą, czy naprawdę przejmiesz panowanie nad mocą sir Nathana i sir Seweriana? Przekonałem się, że różnie z tym bywa.
– A ja przekonałam się, że twoja siła nie ma sobie równych. Dopóki ufamy sobie wzajemnie, nikt nie zdoła nas pokonać. Może zresztą zdołamy przeciągnąć ich na swoją stronę. Sir Olgierd powoli pozbywa się dawnych ograniczeń.
– Skoro wspominałaś o szkole jazdy, to powinnaś w końcu dosiąść Demona. To ważne, sama wiesz dlaczego. Pomogę ci. Do tej pory dobrą wymówką było wyczerpanie po porodzie i opieka nad córką, ale nie da się używać jej wiecznie.
– Wiesz Marcusie… Wolałabym w sumie zyskać nową, dobrą wymówkę. Przydałaby się też, by przynajmniej początkowo trzymać sir Nathana i sir Seweriana na dystans, bez urażania ich samych oraz arcyksiężnej i diuszesy. Nie chciałabym powtórzyć błędu Bereniki z sir Lucjuszem, ale nie pałam też ochotą na zbyt intensywną naukę jazdy z całym stadem ogierów.
– Co masz właściwie na myśli, księżno Siedmiu Bram?
– Obiecałeś pomoc w pewnej sprawie, panie Pierwszy Małżonku. Chce mieć wielu synów, którzy odświeżą krew Ludu Północy, synów posiadających twoją moc, Marcusie.
– Nie za wcześnie?
– Na pewno nie! Bierz się wreszcie do rzeczy, bo pomyślę, że omyliłam się nalegając, byś zachował pozycję Pierwszego Małżonka.
Aurora nie pozostawiła mu wyboru, ujmując sztywniejąca szybko męskość Marcusa w uścisk zręcznej dłoni. Poruszała nią w znany sobie sposób, najbardziej pobudzający chłopaka, w górę i w dół, z silniejszym uściskiem od spodu. Odwdzięczył się, odnajdując ustami sztywniejący sutek, a dłonią tajemny pąk rozkoszy. Pod delikatnym, ale zdecydowanym dotykiem palców, rozkwitł wkrótce w wilgotny rosą kwiat. Spieszył się, wiedząc, iż sam nie wytrzyma zbyt długo. Rozkosz sprawiana przez dziewczynę okazywała się zbyt intensywna. Ona również wydała jęk ekstazy, ale ostatecznie to on musiał poprosić o litość.
– Nie tak szybko, bo nie wytrzymam.
– To wchodź, na co czekasz? Chcę głęboko, bardzo głęboko.
Nie tracąc czasu uniosła się i opadła na łokcie oraz kolana. Zajął pozycję za plecami Aurory, jej ręka dopomogła w szybkim odnalezieniu gorącej i wilgotnej studni. Zanurzył fallusa, ujął dłońmi pośladki, pchnął głęboko, tak jak pragnęła. Powtarzał pchnięcia, rytmicznie pracując biodrami. Wychodziła naprzeciw, jęcząc i wbijając dłonie w materac. Nie wytrzymał długo, wyrzucił z siebie przepełniającą go rzekę żaru. Moc i nasienie przelewały się obficie, trafiając do czekającej chciwie studni. Nadchodzące nieuchronnie osłabienie spowalniało umysł i mięśnie Marcusa. Opadł na posłanie, Aurora spoczęła obok, z głową na torsie chłopaka.
– Chcę urodzić drugiego syna, Arnold potrzebuje brata, wielu braci. Chcę urodzić wielu twoich synów, Marcusie. Nauczymy ich posługiwania się magią i staną się niezwyciężeni. Na czele takiego zastępu nikogo nie będziemy musieli się obawiać. Przeciwnie, to nas będą się bać, zostawią w spokoju.
Pomyślał, że ten plan wydaje się odrobinę zbyt prosty i jego realizacja nastręczyć może wielu problemów. W tej chwili nie miał jednak siły, by tłumaczyć to Aurorze i zaproponować coś bardziej finezyjnego. Chciał odpocząć i cieszyć się wywalczonym szczęściem. Niech Królestwo i barbarzyńcy przynajmniej do jutra martwią się sami o siebie.
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
emeryt
2023-02-09 at 22:11
Nefer, napisałeś cudowną powieść, co prawda to zakończyłeś ją tak aby móc w każdej chwili kontynuować dodając część drugą. Serdecznie pozdrawiam, życząc dużo zdrowia dla Ciebie wraz z pierwszą czytalniczką, niech kłopoty i braki czasu omijały Was szerokim łukiem. Jeszcze raz pozdrawiam: emeryt.
Nefer
2023-02-13 at 11:19
Masz w sumie rację, ta historia mogłaby być kontynuowana, z innymi jednak protagonistami oraz innymi punktami ciężkości. Byłaby to już zupełnie nowa powieść, zapewne równie obszerna. Nie wiem, czy zdzierżyli by ją Czytelnicy oraz sam autor. Dlatego zakończyłem w tym miejscu, po niepełnym i gorzkim, ale jednak zwycięstwie bohaterów.
Wielkie dzięki za wytrwałą lekturę, komentarze i życzenia. Oczywiście, ja również pozdrawiam.
Megas Alexandros
2023-02-09 at 23:01
Dobry wieczór!
I tak oto dobiega końca jedna z najobszerniejszych i najdłużej tworzonych (pierwsze rozdziały opublikowane zostały n łamach NE we wrześniu 2017 roku!) opowieści na łamach Najlepszej Erotyki. Nefer stworzył pasjonującą historię rozpisaną na stosunkowo niewiele postaci, lecz każda z nich okazała się godną zapamiętania. Do końca niepokoiłem się o losy moich faworytów (czy raczej: faworytek, bo szczególnie upodobałem sobie niektóre z kochanek Marcusa) nie będąc pewnym, kto ocali życie, a komu pisana jest zagłada. Teraz padły już wszystkie odpowiedzi. Pozostała czytelnicza satysfakcja bez szczypty nawet przesytu i odrobina żalu, że nie wszystko potoczyło się tak dobrze, jak mogło – taki to już problem z zakończeniami typu „bitter-sweet” – cytując klasyka, „coś się kończy, coś się zaczyna”. Ktoś musi zginąć, by przetrwać mógł ktoś.
Najważniejsze jednak, że świat czarownic znów stanie się również światem czarowników – pierwiastek męski, przez wieki prześladowany, eksploatowany i tłumiony, zdaje się wracać na należne mu, równoprawne miejsce, może nie w drodze rewolucji, którą przewidywałem komentując poprzednie rozdziały – ale po cichu, podskórnie, jednak w sposób niepowstrzymany. Możemy się domyślać, że ziarna zasiane przez Marcusa i ostatnią z jego wybranek wydadzą bogaty plon i wiedźmy wciąż władające królestwem zorientują się w sytuacji dopiero, gdy będzie już za późno. Krainy barbarzyńców, chronione przez nowe pokolenie magów zdołają się obronić przed inwazjami z południa, a może nawet zagrozić jego dominacji. Być może z czasem wytworzy się nowa równowaga sił, która przyniesie zbrojny, ale jednak pokój.
Oczywiście finał „Nowego świata czarownic” stanowi silną motywację i zachętę również dla mnie, bym ostro wziął się do roboty nad własnym, ciągnącym się jeszcze dłużej cyklem. Mam nadzieję, że udzieli mi się nieco wytrwałości i konsekwencji Nefera, który finałem wieńczy kolejne już swoje dzieło. Które w moim przekonaniu zajmuje już w przepastnej bibliotece Najlepszej Erotyki godne miejsce obok „Pani Dwóch Krajów”. Jestem również bardzo ciekaw, czym jeszcze uraczy nas ów Autor. Bez względu na to, za co się zabierze, jestem pewien, że utka zajmującą opowieść.
Pozdrawiam serdecznie
M.A.
Areia Athene
2023-02-11 at 10:55
A propos obszernych i długo tworzonych opowieści…
Kiedy doczekamy się kolejnego rozdziału tej, której pierwszy odcinek opublikowano – o zgrozo! – w październiku 2015 roku? 😉
Megas Alexandros
2023-02-11 at 13:42
Niebawem 🙂 Znacznie bliżej, niż dalej. Ale proponuję tą sekcję komentarzy pozostawić jednak na dyskusję o „Nowym świecie czarownic”, opowieści, która właśnie odnalazła swoje zakończenie!
Pozdrawiam
M.A.
Nefer
2023-02-13 at 11:51
Jest to dobra okazja, by pogonić Cię nieco do pracy, Aleksandrze. Doskonale wiem, że masz rozliczne obowiązki w świecie realnym, a i portal wiele zawdzięcza Twojej energii (korekty, dbanie o harmonogram, dobór ilustracji, zamieszczanie tekstów oraz liczne, trafne i bynajmniej nie zdawkowe komentarze). Tym niemniej, Twoi bohaterowie i Czytelnicy od dłuższego już czasu nie mogą doczekać się kontynuacji „Odysei”. Do dzieła więc!
Co do moich „Czarownic”, powieść dobiegła wreszcie finału, który realizował się zresztą od kilku już rozdziałów, które w sumie należałoby potraktować łącznie. Pewnych, mnie samego również zasmucających, okoliczności nie dało się uniknąć bez naginania praw logiki. Z przyczyn oczywistych Sudrun nie nadawała się, niestety, do odgrywania roli księżnej Siedmiu Bram. Musiałoby to zakończyć się zdemaskowaniem i katastrofą, zwłaszcza z Lucjuszem w pobliżu. A z drugiej strony, nigdy nie porzuciłaby Marcusa, dla którego uczyniła już tak wiele. On również nie potrafiłby jej odprawić, nawet dla własnego dobra dziewczyny. Daję zwykle bohaterom wiele swobody i to się na nich obecnie „zemściło”. Stworzyli sytuację, z której „jedynym wyjściem jest śmierć” (że zacytuję klasyka powieści sensacyjnej). Oczywiście, to w dużej mierze rezultat działań Marcusa, który akurat w najmniej odpowiedniej chwili chciał odkupić własne poczucie winy i przerwać korowód śmierci, które spowodował – najpierw nieświadomie, a później już celowo, wszystko w imię zwycięstwa nad wiedźmą. Doprowadził do jeszcze większej tragedii i będzie musiał z tym żyć. Ale przynajmniej zakończenie nie wypadło w stylu hollywoodzkiego happy endu. W szerszej perspektywie można mieć graniczącą z pewnością nadzieję, że istotnie stosunki w tym świecie ulegną stopniowej zmianie. Działania Aurory i Marcusa (na gruncie politycznym, a przede wszystkim w sypialni) doprowadzą do odrodzenia męskiego komponentu magii. W przeszłości bywał niszczycielski i destruktywny, ale i rządy magii kobiecej nie okazały się wcale lepsze. Przewyższały nawet poprzednią epokę zakłamaniem oraz wyrafinowanym okrucieństwem. Najlepsza jest równowaga, co również zauważyłeś, a na której skorzysta także upośledzony dotąd Lud Północy.
Na koniec dziękuję za wytrwałą korektę obszernego przecież tekstu oraz dobór wysmakowanych ilustracji.
Finis coronat opus, co i Tobie, śladem Ateny, daję pod rozwagę.
Megas Alexandros
2023-02-14 at 10:06
Dobrze, już dobrze, Odyseja pisze się 🙂
Ale trochę smutno i pusto będzie na Najlepszej bez regularnie zamieszczanych Czarownic, mam wiec nadzieję, Neferze, że i Ty uraczysz nas niedługo kolejnym swoim dziełem 🙂
Pozdrawiam
M.A.
Thorin
2023-02-10 at 12:38
Dobrze było, aż się skończyło.
Wyznam, nie mogę wybaczyć autorowi śmierci Sudrun. Finał nadchodził wielkimi krokami, najgorsi wrogowie padli trupem, jedyne zagrożenie wyniknąć mogło z faktu planowanego wcielenia się gwardzistki w Berenikę… a wtedy wchodzi ten gnojek, Lucjusz, ze swymi śmiesznymi pretensjami. Marcus powinien mu już dawno temu ukręcić pusty łeb. A tak, zamiast nagrody za wierną służbę, dzielna kawalerzystka otrzymała śmierć w męczarniach. Tak się kończy pielęgnowanie czystego sumienia.
Poza tym nie mam zastrzeżeń do finału. Nie jest może jakiś szczególnie bombastyczny, bo to, co najważniejsze wydarzyło się już wcześniej, ale w satysfakcjonujący sposób zamyka wszystkie wątki. Szkoda, że już pewnie nie spotkamy się z tymi bohaterami, ale myślę że zasłużyli na dłuższy odpoczynek. A Neferowi należą się podziękowania za ukończenie swej powieści. Nie każdy to czyni w naszych czasach!
Nefer
2023-02-13 at 12:06
Tak, Sudrun zapłaciła najwyższą cenę za to, iż Marcus chciał uwolnić się od poczucia winy, chciał przerwać spowodowane przez siebie pasmo śmierci. Po raz kolejny, w tragiczny sposób przekonał się, że czyste sumienie to nieosiągalny luksus w tym świecie, brutalnym, chociaż ukrywającym okrucieństwo pod maską wyrafinowanej kultury. Niestety, śmierć Sudrun okazała się od pewnego momentu jedynym, logicznym wyjściem fabularnym. Każde rozwiązanie w stylu hollywoodzkiego happy endu byłoby wzięte z sufitu. Samo zakończenie powieści dokonywało się od kilku poprzednich rozdziałów i należy potraktować je łącznie. Podziały zastosowane podczas publikacji wynikały przede wszystkim z objętości tekstu oraz czasu pracy autora.
Dziękuję za lekturę oraz częste komentarze.
Pozdrawiam
Werner
2023-02-12 at 10:20
Czytałem dotąd te historię bez komentowania, ale wydaje mi się, że ukończenie dzieła w takiej skali zasluguje na coś więcej, niż cichą uwagę. Chciałem napisać, że bardzo mi się podobało to, co napisałeś, Neferze. Przez parę ostatnich lat dostarczyłeś mi wiele radości, wzruszeń, niepokojów, rozrywki. I za to serdecznie dziękuję!
Nefer
2023-02-13 at 12:11
To, iż ktoś czyta publikowaną przez kilka lat i raczej obszerną opowieść, a w dodatku potrafi się ona jeszcze spodobać, to największa satysfakcja dla autora. Dlatego bardzo dziękuję za poświęcenie chwili czasu na wstawienie komentarza. Za wytrwałą lekturę również.
Modron
2023-02-14 at 16:30
Powieść ukończona? Zabieram się więc za czytanie!
Nefer
2023-02-15 at 20:53
Zapraszam do lektury.
Czytelnik
2023-02-18 at 22:21
Po raz drugi wypełniam pole komentarza. Autorze! Nie czytałem zakończenia świadomie, chociaż z niecierpliwością czekałem na zakończenie cyklu. Piszę komentarz przed rozpoczęciem (dla mnie) miłej lektury która, wzbogacona erotyką, jest dla mnie szkicem dziejów w krainach, którą Autor stworzył. Dziękuję za stworzenie fabuły, dla której erotyka była (powtarzam się) uzupełnieniem zgrabnie poprowadzonej fabuły. Dziękuję. Za te chwile spędzone z bohaterami i za te przerwy pomiędzy opublikowaniem kolejnych odcinków.
Megas Alexandros
2023-02-19 at 20:59
Dobry wieczór,
nasz filtr antyspamowy wysyła pierwszy komentarz nadany z danego adresu e-mail do moderacji, dlatego nie pojawił się od razu na stronie. Gdy komentarz z danego adresu raz zostanie zweryfikowany przez moderatora i pojawi się na NE, kolejne komentarze z tego samego adresu będą się już pojawiać od razu. Musimy zamieścić jakieś szersze wyjaśnienie tego mechanizmu, by Czytelnicy nie zniechęcali się do komentowania.
Pozdrawiam
M.A.
Nefer
2023-02-19 at 21:59
Za przerwy w publikacji (a zdarzały się z różnych przyczyn) przepraszam, ale takie życie. Dzięki za wpis, do lektury zapraszam. Problemy z wpisaniem komentarzy wyjaśnił już Aleksander. Mam nadzieję, że nie zniechęcą na przyszłość.
Radosky
2023-03-08 at 22:42
Gratuluję ukonczenia Nowego Świata Czarownic.
Lady Berengaria już dawno zakończyła zywot, jednak jej duch wciąz unosił się w opowiadaniu (a moze mojej wyobrażni?) i jak pojawiała się jakaś kryzysowa sytuacja, to automatycznie zastanawiałem się czy Berengaria nie przybrała nowej postaci – czy to Sudrun, czy Aurory, a może i samego Lucjusza (o ile w ogóle była mozliwość przybrania męskiej postaci)…
Kolejna z zagadek, którą ciężko było przewidzieć – jak skończą bohaterki opowiadania i która pozwoli Markusowi zająć miejsce u swego boku. Damy stopniowo wykruszały się, aż w finałowej rozgrywce zostały Sudrun i Aurora. Koniec końców zawsze pozostaje 1 % szansy iż Lady B. (czy jakie tam było jej pierwotne imię, bo chyba nie zostało to ustalone?) zastąpiła tę która się ostała na końcu…
No i Markus – psioczyłem na niego, ale koniec końców przetrwał, wywarł swój wpływ na całe uniwersum, no i wyśmienicie wywiązywał się z roli jednoosobowej elektrowni. Niech żyje długo i szczęśliwie!
Pozdrawiam
R.
Megas Alexandros
2023-03-09 at 00:16
Jednoosobowa elektrownia – niezwykle podoba mi się ten termin w odniesieniu do głównego bohatera oraz roli, którą często i ochotnie odgrywał 🙂
Pozdrawiam
M.A.
Nefer
2023-03-09 at 08:33
Dzięki za wytrwałą lekturę oraz regularne komentarze. Marcus dorastał i nabierał doświadczenia w tym zakłamanym i brutalnym (pomimo zewnętrznej warstwy wyrafinowania) świecie. Nie wyrósł może na bohatera idealnego, czyli supermana i rycerza w jednym, czegoś się jednak nauczył. Tego, że w brudnej grze nie da się zwyciężyć bez ofiar oraz kompromisów z własnym sumieniem. Wyciągnął z tego wnioski i odniósł częściowe zwycięstwo, pozostało obciążone sumienie. Przynajmniej zakończenie nie wypadło w cukierkowym, hollywoodzkim stylu.
Mnie również wydało się bardzo trafnym określenie „jednoosobowa elektrownia”. (-: Chciałem stworzyć historię rozwijającą pomysł świata, w którym sex staje się podstawowym instrumentem sprawowania władzy, w stopniu większym jeszcze (i pozbawionym jakiejkolwiek zasłony dymnej) niż w naszym własnym uniwersum. Jak wyszło, pozostawiam ocenie Czytelników.
Pozdrawiam