Niemoralna propozycja 1: Urzędnik (Historyczka)  3.63/5 (9)

16 min. czytania

Źródło: Pixabay

Wyobraźcie sobie, jak musiałam się czuć w chwili, gdy zdałam sobie sprawę, że nie mam innego wyjścia. Innego niż to –  po prostu muszę mu się oddać…?

Boże, jak ja to przeżywam. Jak to?! Mam pozwolić, żeby ta kreatura, ten ramolowaty urzędas, tak po prostu mnie posiadł? Nie! Nie może tak być! Ten łachudra miałby ot tak, po prostu się ze mną przespać?! Ze mną, szanowaną panią profesor, o nieposzlakowanej reputacji? Miałby do woli sobie mnie używać? Jak jakąś ladacznicę?! Niedoczekanie!

Mimo oburzenia oczyma wyobraźni widzę to niemal dokładnie:  stoję w jego obskurnym biurze, żywcem wyjętym z PRLu, przed zabałaganionym papierzyskami biurkiem, a ten typ świdruje mnie małymi, przymrużonymi oczkami, uśmiechając się jakoś jednocześnie ironicznie i… nieprzyzwoicie.

A ja? Elegancko ubrana, zadbana damulka, stoję zawstydzona, skonsternowana. Nie wiedząc, co robić. Czy każe mi się tak po prostu oprzeć o to biurko, a on tymi swoimi grubymi łapskami bezceremonialnie podwinie mi spódnicę? A może będę musiała rozłożyć się na tym blacie na plecach i sama podciągnąć kieckę? A może jego perwersyjny umysł podpowie jeszcze inne rozwiązanie? Gdy on będzie siedział za biurkiem, ja otrzymam polecenie, że mam przy nim kucnąć…

Okropne! Miałabym pewnie sama rozpinać rozporek jego spodni od tego wytartego, starego garnituru. Szarego, jak on sam i w dodatku śmierdzącego naftaliną.
Jakże będą mi drżeć palce, gdy będę rozpinać mu rozporek… To byłoby obrzydliwe, gdybym wyłuskiwała jego sflaczałą, pomarszczoną męskość… Ależ to byłoby upokarzające! Zwłaszcza, gdybym zaraz musiała ją wziąć do ust… Wyobrażacie to sobie?  Ja, jak mówią o mnie – wytworna damula, zawsze w porządnej, dopasowanej garsonce, eleganckich szpileczkach, z szykownie ułożoną fryzurą, klęczącą przed tym niechlujnym urzędasem w wyciągniętej i wytartej marynarce, trzymająca w buzi jego fiuta?! I odciskająca na nim ślad mojej krwistoczerwonej szminki…
Wyobrażam sobie, jak w tym poniżeniu, klęcząc, ssąc jego wątpliwą męskość, jestem chwytana za głowę, niczym lalka do zabawy, przyciągana…

Ale czy mniej poniżające byłoby, gdybym musiała udać się nie do gabinetu, ale do jego domu i tam pójść z nim do łóżka? Ciekawe jak mieszka taki urzędas… Za pieniądze z łapówek ani chybi jest urządzony. I ja tam, być może, musiałabym spędzić z nim całą noc? Całą noc znosić jego tłuste łapska na swoim ciele. Czuć jak maca mi pośladki, jak miętosi piersi, jak bawi się cipką… Jak bezpardonowo się w nią pakuje… Kiedy tylko chce… i w jaki sposób chce.

Swoją drogą… Ciekawe, gdzie mieszka?

Czy lepiej tam? Czy już lepiej, żeby wydupczył mnie na tym swoim starym biurku?

A wszystkie te dywagacje z jednego, głupiego powodu. Pan kierownik raczył nałożyć na moją mamę niebywale wysoki mandat karny, oraz obowiązek spłaty domniemanego należnego VATu wraz odsetkami. Jak to możliwe? Żeby to spłacić, nie wystarczyłoby sprzedać dom. Trzeba by mieć kilka domów do sprzedania. Jak do tego doszło?

Czy mogłam narazić moją biedną mamę na taki dramat?

Niestety nie mam czasu na zwłokę, już jutro muszę dać odpowiedź. Bardzo długo nie mogę zasnąć, wciąż myślę tylko o nim. Rozważam wariant, co by się stało, gdybym nie przyjęła jego „propozycji nie do odrzucenia”… No nie! Mama by tego nie przeżyła! I tak jest poważnie chora na serce. To by ją zabiło. Pozostaje niestety tylko jedno, jedyne wyjście. Po prostu… zgodzić się. Zgodzić, czyli mu się oddać… Natychmiast przed oczyma staje mi obraz, tego jak właśnie do niego idę. Jeszcze dumna i elegancka, a już złamana… Idąc, czuję na sobie wzrok przechodniów. Mam nieodparte wrażenie, że wszyscy, którzy mnie mijają, doskonale wiedzą, że idę mu dać.

Jak powinnam się ubrać na takie spotkanie? Na pewno szeroka spódnica… No tak, luźna, bo nie wiadomo wszak, w jakich okolicznościach zechce mnie wyobracać… Pończochy? Bezapelacyjnie. Po to, żebym nie musiała ich ściągać… Może kabaretki? Nie… niech nie myśli, że jestem jakąś dziwką…

Powoli orientuję się, że te myśli zaczynają w jakiś przedziwny sposób mnie ekscytować. Wspominam chwilę, kiedy pierwszy raz pojawiłam się w jego gabinecie… Jak wbijał we mnie wzrok, niczym drapieżnik szpony w ciało ofiary.
Komplementował mnie.

– Jest pani najatrakcyjniejszą i najelegantszą kobietą, jaka tu do mnie trafiła. Prawdziwa dama.

Schlebiało mi to. Aż do momentu, gdy zasugerował, że mama może uniknąć mandatu i spłaty nienależnego zwrotu VATu. Ale nie za darmo… Sugestia była zawoalowana, lecz czytelna. Jeśli byłyby jakiekolwiek wątpliwości, rozwiewało je spojrzenie – pożądliwe, zaborcze. Jasno komunikujące: „Laluniu, muszę cię mieć! Nie wypuszczę cię ze swych łapsk, dopóki nie wezmę na warsztat. Dopóki cię nie zaliczę!” Zaliczę? O nie. Z pewnością w myślach nie użył tego słowa. – Dopóki nie prześpię się z tobą? – To też zbyt delikatny wariant… – Próbowałam przeniknąć jego umysł i odnaleźć wulgarne słowa, które się w nim kołatały – Dopóki… cię nie wyobracam! – Nie… też nie, raczej – Dopóki cię porządnie nie przedymam…
O tak… złowieszczość spojrzenia jasno to komunikowała. Lubił bezceremonialnie gapić mi się w dekolt. Potem, znów sprośnie uśmiechając się rzucać: „Pani Marta ma czym oddychać.” Zgrywał nieco dżentelmena, nawet odprowadził mnie do drzwi, ale chyba głównie po to, żeby napatrzeć się na moją pupę. Fakt, miałam wtenczas dopasowaną, obcisłą spódnicę, więc mógł doskonale obejrzeć sobie kształt mojego tyłka.
To racja, że na wizytę do niego wystroiłam się jeszcze bardziej kusząco niż zazwyczaj, choć i na co dzień staram się nosić bardzo kobieco. Ale to nic dziwnego, zależało mi na tym, by załatwić pozytywnie sprawę mamy. Liczyłam, że dobrze umalowana, elegancko i powabnie ubrana, swoim wdziękami wpłynę na decyzję urzędnika. Tymczasem sprawy przybrały biegunowo wprost odległy przebieg. Moje wdzięki istotnie podziałały na pana kierownika, lecz, tylko umocniły jego nieprzejednane stanowisko. Oczywiście po to, by móc mi złożyć ową niemoralną propozycję…

Ależ się wtedy oburzyłam.

– Co też pan sobie wyobraża?! Że kim ja jestem? Nie ma mowy.

Teraz jednak, nie mogąc zasnąć, zdecydowanie mięknę… moje stanowcze „nie” się ulatnia się jak kamfora.

Ja też się rozpływam…

Ale co to?! Pan Ignacy włazi do mojego pokoju. Patrzy na mnie z obleśną miną, tak drapieżnie…
– Ależ co pan tu robi?

– Przyszedłem cię wreszcie nawiedzić, moja ty damulko…
– Ależ ja jeszcze nie wyraziłam zgody…

– Ale nie kłopocz się, po co twoja zgoda… sikoreczko? – Jego twarz wyraża jeszcze bardziej sprośnie jego podniecenie.

– Nie… proszę… jeszcze nie zdecydowałam się, czy się panu oddam…

– Oddasz, oddasz. Dasz mi, paniusiu… Wiesz dobrze, że mi dasz…

Brutalnie popchnięta na łóżko, padam na plecy. Sprężyny skrzypią niemiłościwie.
Zadziera mi spódnicę, mimo, że trzymam ją rozpaczliwie dłońmi.

– Nie… nie… proszę…

– Co my tu mamy? Seksowne pończoszki-kabaretki! Ładnieś się wystroiła i przysposobiła do dawania dupy!

Z lubością zrywa moje stringi, a ich strzęp chowa do kieszeni.

– A to będzie mój łup!

W mgnieniu oka mnie dosiada… Czuję na sobie ciężar, który sprawia, że nie mogę się nawet ruszyć. Za to moje nogi rozsuwają się na boki… Natychmiast między nimi czuję coś obcego. Obiekt wielki i twardy. Czuję jak szoruje po szparce… jak próbuje się w nią wedrzeć, napiera… Wreszcie świątynia kobiecości kapituluje i wpuszcza agresora. Ten wtłacza się bezpardonowo. Wkrótce wypełnia mnie potężny pal. Wielki! Długi i gruby. Mam wrażenie, że przebija mnie na wylot! Czuję jak rozpycha piczkę, rozciąga jej ścianki wręcz do granic fizycznej wytrzymałości!

– Nie… nie… proszę…

Lecz wkrótce moje – „nie” – zastępują żałośliwe jęki – „aaaa aaaaa!”
Nikczemnik okazuje się być wyjątkowo wulgarny.

– Ty zdzirowata damulko. Rozepcham ci tę „sakwę”, że nie będzie już taka ciasna! Będziesz miała dziurwę, jak rozjechana rozjebunda!

Chce mnie drań poniżyć! Z roli damulki sprowadzić do roli jakiejś lafiryndy!
Ależ brutalnie mnie ładuje! Stary dziadyga, a pracuje jak młot pneumatyczny! Tak mocno i… szybko! Cóż za łomot sprawia mojej piczce! A co będzie, jak mi zmajstruje dzieciaka! Pełna przerażenia zaczynam go błagać, aby przestał.

– Panie Ignacy! Niech pan uważa… Chyba nie chce pan ze mnie zrobić mamusi…

Nikczemnik tym bardziej przyspiesza!

– A dlaczego by nie?! Dlaczego nie przyozdobić eleganckiej paniusi gustownym brzuszkiem! Aż się prosi, żeby takiej panience zmajstrować akuratny prezencik – bobasa!
I cóż ja mogę na to począć??? Nic. Zupełnie nic..Mogę tylko sobie pokrzyczeć… W wyniku moich stęknięć i krzyków, do pokoju wparowuje… moja mama!

– O mój Boże! – Załamuje ręce. – Córuchno, co ty robisz pod tym panem?!

Czuję potworny wstyd. Przyłapana przez rodzicielkę… w takiej pozie! Z podciągniętą spódnicą, z rozłożonymi nogami, dźganą przez otyłego urzędasa.
Który ani myśli zaprzestać pracy swych lędźwi! Usilnie szturcha mnie bez wytchnienia! Wtem mama dostrzega, że to pan referent z urzędu skarbowego, do którego tyleż razy pielgrzymowała!

– Pan Ignacy! Co pan robi mojej córce?!

– Jak to co… – sapał, nadal nie przestając mnie piłować, ani nawet nie zwalniając, wywołując potworne moje skrępowanie – córuchna rozchyliła mi kalafiora, to jej robię przegazówkę!
– Mamusiu! Ratuj! – wzywam pełna nadziei. Jakże okazuje się krucha! Napastliwy urzędas wciąga interweniującą rodzicielkę, a wszak to szczuplutka kobietka, razem ze mną pod siebie! Jej spódnica solidaryzuje się z moją… rychło zostaje podciągnięta. Jurny referent ładuje na przemian raz jedną z nas, raz drugą.

– Każdą z was wygrzmocę po równo! Każdej z was zostawię pamiątkę. Będziecie spacerowało po swojej wiosce z równo sterczącymi bębenkami!

Słychać naprzemiennie moje popiskiwanie i głośne stękanie rodzicielki. Nagle jęki cichną z wolna i jakby rozmywają się… wszystko się rozmywa…

O Boże! Jak to wspaniale, że to był tylko sen…

Z drugiej strony – miałabym to już za sobą.

Zwlekam się z łóżka, myśląc wyłącznie o czekającej mnie decyzji. Staję na wprost lustra. W odbiciu widzę całkiem zgrabną kobietę, o długich nogach, w różowej, seksownej, prześwitującej koszulce nocnej. Dość dobrze widać przez nią piersi. Kształtne półkule, zarysowujące się brodawki i sterczące sutki. No może są nieco za duże te moje cycki… Odwracam się tyłem… pupa zgrabna, jednak również spora, lecz czyż mężczyźni nie tego właśnie szukają? Czyż nie kręcą ich takie krągłości?
Zatem, jeśli się zdecyduję na ten krok, chyba nieodzowny, będę dla tego łachudry niewątpliwie niezłym łupem… O którym będzie rozpamiętywał do końca życia… i… to niestety bardzo możliwe – chwalił się kolegom. Kuźwa! Przy jakimś piwsku miałby opowiadać o tym, jak mnie podszedł? Jak mnie sobie używał?! Potworne!

Ale czy jest inna droga? No nie… Nie ma. Nic mi nie przychodzi do głowy.

Nie pozostaje mi nic innego, jak zdecydować się na ten okropny i uwłaczający krok. O dziwo – sama się zaskakuję – ta myśl już nie budzi we mnie takiego przerażenia jak jeszcze dzień wcześniej. Mało tego, mam wrażenie, że zaczyna mnie… O nie, tego nie mogę dopuścić do siebie!

Gdy kąpię się pod prysznicem, szczególnie starannie myję piersi i… cipkę. Porządnie namydlam i szoruję moje cycki, jakbym chciała, by prezentowały się jak najkorzystniej… To samo z moją szparką. Najpierw przychodzi mi myśl, że wymywam z niej pozostałości po niechlujnym urzędasie… Z czasem, moja dłoń pracująca w linii góra-dół rozpędza się. Niespodziewanie, ten zabieg niezwykle mnie podnieca, zaczynam silniej trzeć piczkę, niemal do bólu. Nie mogę powstrzymać jęków.

Strój dobieram stojąc przed lustrem – tak  jakbym już zdecydowała, że mu się oddam. Zakładam skąpe, koronkowe stringi, grafitowe pończochy i koronkowy stanik zapinany z przodu.

Którą spódnicę wybrać? Tak, jak już wczoraj o tym przemyśliwałam – jakąś porządnie rozkloszowaną. Taka będzie najwygodniejsza… Natychmiast sama łapię się za słowo. Najwygodniejsza do czego?!

Decyduję się na tę granatową. Przypominam sobie moment, gdy kupowałam ją w galerii i zakładałam w przymierzalni. Wtedy też pomyślałam sobie, że taka kiecka może być szczególnie użyteczna w sytuacjach pewnego typu… Teraz zakładam ją powoli, obserwując własną czynność w lustrze. Wreszcie układam materiał na sobie. Ależ ta spódniczka ładnie na mnie leży! Do tego prezentuje się całkiem seksownie!

Patrząc na swe odbicie, chwytam za brzegi materiału i unoszę kieckę na wysokość do połowy ud. To musi być megakuszący widok dla mężczyzn! Teraz zadzieram spódnicę wysoko. O tak! To byłby dopiero arcypodniecający widok dla tego urzędasa – długie nogi w pończochach, zwieńczonych koronkowymi manszetami, pupa widoczna doskonale, bo wszak ileż mogą zakryć stringi? No i cycki… łatwo mi rozpiąć ten stanik… Przed lustrem robię to, jakby na próbę. Miseczki łatwo uwalniają dwie ciężkie półkule.

Zawstydzam się, jakby rzeczywiście moje nagie, dyndające piersi zobaczył teraz nagle obcy mężczyzna. Bluzka rozpinana. Tak, niech będzie na zatrzaski, kto wie, czy ten rozpustnik nie będzie chciał jej szarpać? Jeszcze tylko szpilki. Czarne, klasyczne, ale na całkiem wysokim obcasie, pewnie ze trzynaście centymetrów. Wydam się mu wyższa, niż jestem…

Wygładzam spódnicę i górę. Ależ ja się prezentuję! Niby skromnie… a jednak dzięki klasycznemu stylowi bardzo elegancko… niby zwyczajnie, a jednak dzięki kuszącemu krojowi kiecki i opiętej na biuście bluzce niezwykle seksownie.

Ostatnie chwile na decyzję.

No i co tu zrobić? Ale… czy ubierając się w taki sposób przypadkiem właśnie nie zdecydowałam? Czy nie zdecydowałam się, że mu się oddam? W myślach międlę inne określenie – bardziej kolokwialnie – że mu najzwyczajniej dam?

Ignacy Surowy – ależ drżą mi ręce, gdy wybieram numer telefonu.

– Więc… cóż… chyba nie mam innego wyjścia… Muszę się zgodzić na pańską propozycję…
W słuchawce słyszę przełykanie śliny.

– Przyjadę po panią jeszcze dzisiaj, po pracy.

Tego dnia kompletnie nie mogę się skupić na prowadzeniu lekcji. Jakbym sama nie słyszała swojego głosu, myślę tylko o tym, co czeka mnie po zajęciach. Gdzie mnie zabierze? Jak się będzie wobec mnie zachowywał? Czy będzie nadal nieco zgrywał dżentelmena, czy może natychmiast zacznie się do mnie brutalnie dobierać?

Odruchowo układam bluzkę na biuście. I od razu w głowie świta mi obraz – jak tłuste paluchy rozrywają jej guziki… Jak rozpięta bluzka odsłania biust w koronkowym staniku…

Odruchowo też gładzę spódnicę, przy czym natychmiast wyobrażam sobie, że ta kiecka ma posłużyć jednemu – ma zostać zadarta.

Myślę sobie – a ja? Ja do czego mam posłużyć? Jaka będzie moja rola? Mnie, tu na lekcji – taką ważną, dowodzącą wszystkimi w klasie, ma przypaść funkcja nie ważniejsza niż dmuchanej lalki – zaspokojenia samczych chuci!

Prawie nie słyszę odpowiedzi uczniów, zdaje mi się że oni snują się, jakby za mgłą. Coś prawią o rozbiorach, o upokorzeniu Polski. Niedługo to ja będę rozebrana… i nie mniej upokorzona…

W pewnym momencie dostaję smsa. Ku mojemu zdziwieniu – od Surowego.
„Nawet nie wie pani jak się cieszę, że się Pani zgodziła. Ale, żebym miał pewność, może Pani wysłać potwierdzenie smsem?”

A to drań! Co on sobie wyobraża?! Pewnie chce się nasycić moim upadkiem. Chce się delektować poczuciem, że jeszcze dziś będzie mnie miał.

Początkowo postanawiam zignorować wiadomość. A co to, mam obowiązek odczytywać na lekcji smsy? Po chwili jednak czuję potrzebę odpowiedzeniu mu, ale tylko zdawkowo – „tak” – wpisuję. Lecz nie wysyłam tego. Wkrótce jednak wymazuję słowo, a wklikuję – „Zgadzam się. Jeszcze dziś będzie pan mnie miał.”

Sama się zaskakuję, że to wpisałam. A jednak, z jakiegoś powodu mnie to ekscytuje, choć nie chcę się przyznać sama przed sobą.

Szybko dostaję odpowiedź: „Doskonale! A czy mogę wiedzieć, jak się pani ubrała na nasze spotkanie? Co ma pani na sobie?”

Zadrżałam. Ten zbok autentycznie jara się na mnie. Na to, że do niego przyjdę. A to wywołuje we mnie dziwny rodzaj emocji.

„Spódnicę i bluzkę” – wpisuję tekst. Ale po chwili dodaję „oraz pończochy”.

Pewnie drań jest ciekaw moich majtek i stanika…

Odpisuje natychmiast – „Czy mogę prosić o zdjęcie?”

Początkowo decyduję się zignorować prośbę. Jednak powoli uświadamiam sobie, że wszak to ja jestem od niego zależna… to ja winnam zabiegać o jego dobrą wolę… Tym bardziej czuję się zniewolona… osaczona… Tylko dlaczego to mnie w jakiś dziwny sposób działa…

Na przerwie, w łazience, wyczekuję aż nikogo tam nie będzie, po czym robię sobie fotkę. Najpierw jedną z góry, potem drugą – odbicie w lustrze. Kurcze… w tym ujęciu, w szkolnej łazience, odnoszę wrażenie, że biust wydaje się większy, że kiecka bardziej seksowna, że wyglądam jeszcze apetyczniej, niż rano, kiedy w domu przeglądałam się w lustrze.

Wysyłam zdjęcie.

Ta kanalia, pewnie teraz, śliniąc się, pożera mnie wzrokiem tak samo jak wtedy, gdy byłam u niego w biurze… A może nawet, jak to mówi młodzież „marszczy freda” patrząc na moje zdjęcie? Z drugiej strony – po co? Skoro już za kilka godzin, będzie miał mnie na żywo… Słowo „miał„ to trafne określenie…

Podrywa mnie dźwięk smsa. Wysłał odpowiedź.

„Dziękuję! Fenomenalnie Pani wygląda! Jaka szkoda, że nie w minispódniczce, choćby takiej, w jakiej Pani kiedyś u mnie była. Ale i tak prezentuje się Pani nad wyraz powabnie! Nie mogę się już doczekać spotkania. Niech mi Pani wierzy, odliczam każdą minutę. A propos. Czy to są rajstopy, czy pończochy?”

Zbok! – myślę sobie – ciągle myśli o mnie… i o tym co skrywam pod spódnicą… Ponownie pierwotnie decyduję się zignorować pytanie, ale znów, jakaś siła pociąga mną, jak za sznurki..

– To pończochy.

Czuję jakiś rodzaj podniecenia, zdradzając mu swój sekret skrywany pod spódnicą.
Pończochy! Teraz już wiesz, że będziesz miał łatwy dostęp… wystarczy, że zadrzesz mi kieckę – myślę w duchu. Znów dźwięk smsa. Błyskawicznie odpowiada.

– Dziękuję Pani! To fantastyczna wiadomość! Ubóstwiam kobietki w pończoszkach! Czy może Pani teraz wyjść do łazienki i zrobić zdjęcie, tak, bym widział Pani nóżki w tych nylonkach?

– Nie! – wpisuję w wiadomości. Jednak nie mam odwagi mu jej wysłać.
Kurcze… przecież prawdopodobnie za kilka godzin on mnie… Zrobi ze mną, co zechce… Zatem takie żądanie, choć właściwie to niby prośba, stanowi najniewinniejszą broń z jego rozpustnego arsenału.

Przepraszam uczniów i wychodzę. Serce bije mi jak oszalałe, gdy zmierzam do toalety. Zamykam główne drzwi. Towarzyszy mi dziwne uczucie, gdy podciągam spódnicę.
Pstryk.
Na ekranie rysuje się scenka iście erotyczna – ponętnie zadarta kiecka odsłania długie nogi w pończochach i szpilkach. Wysokie obcasy powodują, że nogi zdają się jeszcze dłuższe. Na udach wyraźnie rysują się koronki nylonów, oddzielające je od jaśniejszego obszaru ciała.

Ty stary pryku! – myślę sobie, patrząc w telefon – teraz dopiero nabierzesz na mnie chrapki… Nie ma szans, żebyś mi przepuścił… Nie ma.

Tym razem dłużej czekałam na smsa.

– Paniusiu! Nawet nie wiesz, jak wielką radość mi sprawiłaś! Doskonałe, rozkoszne ujęcie! Nie muszę chyba mówić, co się dzieje w moich spodniach. Ależ nabrałem na Ciebie ochoty… Ale w takim razie poproszę jeszcze jedno zdjęcie, Pani. Twej słodkiej brzoskwinki.

A to cham! – zagrzmiałam na niego w myślach. Taka propozycja wydała mi się totalnym naruszeniem mojej intymności. Planowałam mu odpisać bardzo dosadnie.
Jednak po chwili oswajałam się już z jego poleceniem. Oburzające żądanie upokarzało mnie, lecz z dziwnego powodu nabierałam chęci na jego spełnienie. Wręcz dużej chęci.

Głos wewnętrzny polemizował ze mną samą:

– Za kilka godzin  będziesz musiała nie tylko pokazać to, co masz między nogami, ale pozwolić, by właśnie tam poużywał sobie, jak tylko żywnie zapragnie!

Przegrywam dyskusję sama z sobą.

– Racja… niebawem będę należała do niego ja… i moja piczka… Zdjęcie? Czym przy tym jest zdjęcie?

Znów idę do toalety na przerwie. Drżącą ręką wkładam telefon pod spódnicę. Wcześniej zsuwam koronkowe majtki. Tylko trochę rozchylam nogi.
Pstryk.
Patrzę w ekranik.

Boże! Nigdy wcześniej nie widziałam się z takiej perspektywy! Nie spodziewałam się, że zdjęcie mojej waginy będzie aż tak wyraźne… Dłonie drżą mi bardziej niż liście osiki, kiedy posyłam fotkę Surowemu. Tuż na początku kolejnej lekcji przyszedł sms zwrotny.
– Wyśmienita! Przeurocza i smakowita brzoskwinka! Pomyśleć, że już na mnie czeka, już sposobi, żeby się ze mną zaznajomić!

Już teraz droczy się ze mną… – pomyślałam – dobrze, że nie ma kolejnych poleceń…

Dokładnie w tym momencie przychodzi kolejny sms. Podskoczyłam.
Co jeszcze mi napisał?

– Bardzo podoba mi się ten wąski paseczek nad nią. Uwielbiam takie! No i co za oprawa – te koronkowe majtusie zsunięte na bok – mistrzostwo świata.
A czy może mi Pani wyznać, czy ta jamka jest ciasna?

A to gagatek! Pastwi się nade mną. Chce, żebym sama zdradzała mu intymne sekrety.

Aż sapię ze złości. Uczniowie wpatrują się we mnie zaciekawieni. Jak dobrze, że nie widzą treści smsów! Wracam do pytania Antoniego i tym razem czuję, że odpowiedź sprawi mi przyjemność. A niech wie! Niech wie, że trafi mu się wąska cipa!

Odpisuję:
– Ciasna.

Nie muszę czekać długo na odpowiedź.

– Doskonała! Marzenie!

Zastanawiam się, jakie teraz perwersyjne żądanie otrzymam?
Może – udowodnienie tej ciasności… – włożenie dwu paluszków i zrobienie wtedy zdjęcia…
Aż ciarki przechodzą mnie na samą myśl, że wykonuję taką fotkę w kiblu…
A może jego rozpustna natura podpowie mu jeszcze bardziej perwersyjne rozwiązanie…? Co może rozkazać?

Na przykład, może zechcieć, żebym zrobiła sobie palcówkę… Symulowała ruchy frykcyjne??? I do tego – nakręciła filmik! Boże! Nie… Wyobrażam sobie, że nagrywam wówczas w toalecie również dźwięk – jak jęczę…

Teraz dopiero przeszły mnie dreszcze! Fantazja podpowiada mi, że podczas kręcenia tej „produkcji” z kabiny obok – ktoś mnie podsłuchuje!

Na szczęście już żadnego smsa nie dostaję. Poza tym, w którym polecił mi czekać na przystanku autobusowym przy ryneczku i w którym pisze, jak bardzo nie może się doczekać… Nie oszczędzając mi pikantnych słów:

– Proszę przygotować swoją słodką, wypielęgnowaną i ciaśniutką myszkę na istną katorżniczą przeprawę…

No i znów przebiegają mnie ciarki pod wpływem tych słów. Przymykam oczy i wyobrażam sobie tę scenę, w której tak hucznie dostaję do wiwatu…

Do końca lekcji nie myślę już o niczym innym, jedynie o tym, że czeka mnie „ostre rżnięcie”. Ale, czy rzeczywiście on będzie ostry? Podobno krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje. Poza tym, przecież on ma już swoje lata. Może nie sprawdzi się jako mężczyzna? Może nie „stanie” na wysokości zadania?

Zastanawiam się też, jak się w ostatnich godzinach przygotować psychicznie do tego, żeby pójść do łóżka z zupełnie obcym mężczyzną. No właśnie? Czy być neutralną? Czy po prostu rozłożyć przed nim nogi i pozwolić mu, żeby się na mnie wyżywał, żeby się we mnie zaspokoił? Nie wyrażając żadnych uczuć, leżeć pod nim?

Czy też wprost przeciwnie? Być pod nim głośną? Wzdychać i jęczeć, nawet udawać jak bardzo przeżywam to, że on mnie bzyka?

Wiadomo, że on wolałby to drugie, najchętniej pewnie połączone z moimi okrzykami zachwytu, typu: – Panie Antoni, ależ pan mnie ostro pieprzy!

Niedoczekanie! Nie dam mu tej satysfakcji…

Nieustannie zerkam na zegarek w telefonie. Ostatnia lekcja pędzi jak szalona, niby dopiero się zaczęła, a już bliżej do końca! Wciąż te same myśli kołaczą mi się w głowie. Gdzie będę musiała mu się oddać? A może wywiezie mnie do lasu? I zaciągnie gdzieś w krzaki, jak tirówkę? Wyobrażam sobie, jak najpierw przed nim kucam, a potem, jak jedną ręką oparta o drzewo, drugą podciągam spódnicę wypinając się przed mym „amantem”. Czy może wcale nie będzie dżentelmenem, ale okaże się brutalem? Takim, co to lubi porwać na dziewczynie ubranie? A może nawet przylać w tyłek?, Czy może być wulgarny? Jakimi epitetami mógłby obdarzyć mnie taki zboczuch? Suka? Dziwka? A może nawet – kurwa? Jak ja wtedy powinnam reagować?

No i wreszcie – czy wystarczy mu, że raz mnie wyobraca? Czy będzie mnie trzymał na przykład całą noc i kilka razy będę musiała znosić jego umizgi i dawać mu tyłka?

A jaki okaże się podczas zbliżenia? Czy będzie wchodził we mnie delikatnie? Czy  wprost przeciwnie – wbije się bezpardonowo, drapieżnie… Na ile ostro mnie zerżnie?

Na koniec lekcji czekam jak na ścięcie. Ten dzwonek zadzwonił za szybko! Wychodząc ze szkoły, nie zauważam ani uczniów, którzy mówią mi: „do widzenia”, ani kolegi – matematyka. Marek komentuje to:

– Głowa w chmurach, chyba jesteś zakochana!

Jasne, kuźwa – myślę w duchu i zaraz sobie sama dodaję – zakochana… a czy nie idę właśnie się kochać?

Przejdź do kolejnej części – Niemoralna propozycja 2: Droga

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Zaczęliśmy publikację bardzo długiego opowiadania Historyczki, które jak sądzę, przypadnie do gustu zarówno miłośnikom jej twórczości jak i w ogóle Czytelnikom Najlepszej Erotyki. Są tu wszystkie ulubione motywy Autorki, ale i kilka takich, których dotąd nie spotykałem w jej pracach. Akcja jest wartka, bohaterka wydaje się nieco bardziej niż poprzednie chętna do tego, by być wykorzystaną, zaś urzędnik śmiało zmierza do wytyczonego celu. Całość napisana jest pięknym językiem, który wprowadza do erotycznego słownika mnóstwo uroczych słów i podlana sporą porcją poczucia humoru. Polecam!

Z pozdrowieniami
M.A.

Ulubione motywy Historyczki eksploatowane do znudzenia, zmieniają się tylko bohaterowie i sytuacje. Gdyby traktować to opowiadanie z przymrużeniem oka to jest nawet całkiem niezle, gdyby zaś na poważnie, to…

Od opowiadania Historyczki rozpocząłem komentowanie tekstów tutaj, powiedziałem wtedy, że opowiadanie aż roi się od blędów wszelakiej maści. Teraz się już nie roi, autorka poczyniła wyraźne postępy w technice pisania. Błędy rzecz jasna są, ale zbytnio nie przeszkadzają ani nie rzutują na jakość tekstu w sposób szczególny. Idzie więc ku lepszemu.

Opowiadanie jest tym lepsze dla czytelników, którzy nie spotkali się jeszcze z twórczością Historyczki i nie znają utartych schematów.

A scena, gdzie pan urzędnik dźga na przemian matkę i córkę jest….. no…. serdecznie się uśmiałem:)

Gdyby ktoś chciał poznać wszystkie sprośne słówka tego świata, to może je znaleźć w jednym miejscu.

Ps. A teraz na poważnie. Naprawdę nie chcesz wyjść ze swojej strefy komfortu i zmierzyć się z czymś nowym, nieznanym?

W erotyce nie chodzi o jakiekolwiek opisane strefy.
Tu i teraz chodzi tylko o emocje!
Nie rozumiesz tego?
A zatem w realu jesteś tylko nic nie wartym teoretykiem made in pseudo kościół taki i owaki.

Cóż można rzec o tym opowiadaniu? Klasyczna Historyczka. Wszystkie jej stałe fetysze. Nic więcej, ale i również nic mniej. Dla koneserów jej charakterystycznego (i charakternego) stylu. Mi podoba się ta formuła, choć podejrzewam, że dla innych może być nużąca.

Dziękuję za sympatyczne komentarze 🙂
Pochwała od takiego Mistrza jak Megas Aleksandros, że język jest piękny, a porcja humoru – spora – to dla mnie wielce budujące 🙂

Niestety, przyznaję się bez bicia, nie mam zamiaru jednak wykraczać poza swój kanon. Nawet chyba nie potrafię zdefiniować – dlaczego?
Może, przepraszam, że używam nadto górnolotnego porównania, jak kanony ikon. Wyjście poza schemat spowodowałoby, że nie byłyby ikonami 🙂

Dziękuję, Historyczko!

I tak uważam, że w tym opowiadaniu wyszłaś trochę poza swoje tradycyjne pole, dodając (w późniejszych rozdziałach) elementy lesbijskie oraz incestu. Przyznam, że nie pamiętam, by w Twoich poprzednich pracach często się pojawiały.

Pozdrawiam
M.A.

„Niestety, przyznaję się bez bicia, nie mam zamiaru jednak wykraczać poza swój kanon. Nawet chyba nie potrafię zdefiniować – dlaczego?”

Ale ja potrafię. Piszesz w kólko o tym samym, zmieniają się tylko postacie i sytuacje; z intensywności eksploatacji tego poletka wnioskuję, że musi Cię to zajebiście podniecać skoro ciągle nie masz dosyć:)

Masz swoje fetysze i piszesz o nich dla przyjemności, dla własnego zaspokojenia. Czy można Cię za to winić? Nie. Piszesz o tym co lubisz i basta. Zasadniczo mam tak samo. Też mam swoje fetysze o któych z lubością piszę i doszedłem już do takiego poziomu „mistrzostwa”, iż do zaspokojenia samego siebie nie potrzebuję żadnej publikacji. Wystarczy mi samo napisanie i już;)

Natomiast pytanie brzmi – czy zamierzasz napisać czterysta osiemdziesiąt trzy opowiadania o tym samym czy chcesz się rozwijać i spróbować czegoś innego?

Ale za jedno muszę Cię zganić. Gdy przyszło co do czego okazuje się, że Marta nie ma nazwiska! A niechby się nazywała… Dobrowolska, Dąbrowska, Skrzetuska, Podbipięta, Borzobochata, Kuncewicz czy jakkolwiek sobie życzysz. Niech będzie realną (chociaż fikyjną) postacią.

Napisz komentarz