Był sobie łajdak: Fryzura dla faceta 1 (Louis Cyphre)  3.74/5 (22)

19 min. czytania

Kvakke, „1010042.16784326”, CC BY-NC-ND 2.0

Szedłem z pracy zatłoczonym chodnikiem, pełnym ludzi podobnych do mnie i zdążających w tym samym kierunku. Obijałem się ramionami o ramiona mężczyzn i schodziłem z drogi kobietom, którym wydawało się, że kobiecość mierzy się prawem do bezwzględnego parcia przed siebie. Były one jedynymi kolorowymi punktami w jasnoniebieskim świecie męskich dżinsów, od stóp do głów szarych, nijakich i bez fasonu. Szare, nijakie, bez znaków szczególnych głowy wystawały ponad kołnierzami z włosami ułożonymi szaro i nijako. Nic, co wyróżniałoby kogokolwiek ze stada baranów.

Wyglądałem identycznie. Dałem się wciągnąć w modę na nijakość. Jedyną rzeczą, która  odróżniała mnie od innych mężczyzn była fryzura. Od czasu służby w wojsku miałem na głowie dłuższego jeżyka. Dłuższego, niż dozwolony w ówczesnej armii. Przyzwyczaiłem się do niego ze względu na wygodę w spartańskim utrzymaniu – w  najgorszym razie wystarczało zwyczajne mydło, kilka litrów wody i mały ręcznik, by w awaryjnej sytuacji mieć błyskawiczną fryzurę. Gdy po dwóch latach w kamaszach wyszedłem ostatni raz za bramę koszar, to jeżyk pozostał razem ze mną. Co trzy tygodnie, czasem co cztery, przycinany był w pierwszym lepszym zakładzie fryzjerskim przez pierwszego lepszego fryzjera. Żadna sztuka, żadne takie tam stylizacje, po prostu ściąć o centymetr, przeczesać, zapłacić za usługę, uśmiechnąć się i wyjść. Tym bardziej, że natura zrobiła wszystko, by jasnoblond włosy przekształcić w pasma siwizny. Już wtedy wiedziałem, że mam czaszkę identyczną z czaszkami mężczyzn z rodziny mojej mamy. Jedyna część ciała, która mogła być nazwana kształtną, regularną i proporcjonalną. Cała reszta do tych kategorii estetycznych nie zaliczała się nigdy. Zupełny przeciętniak z figurą – jak sam to określiłem – białoruskiego chłopa.

Przeszedłem jeszcze kilka przecznic, omijając tłoczących się przed wejściami do sklepów ludzi, rozejrzałem się dookoła skręciłem głową w lewą stronę, zamykając jednocześnie oczy i uśmiechając się połową ust. Mój gest zniecierpliwienia, wyuczony w dawnych latach, podpatrzony w filmie ,,Zawód reporter”, gdy było mnie jeszcze stać na to, by się niczym nie przejmować. Otworzyłem oczy, rozejrzałem się za najbliższą ławką i zawróciłem w jej stronę, pozwalając innym zderzać się ze mną.  Mam czas, najwyżej się spóźnię. Gdzie się spóźnisz? Przecież nie masz nic, co wymagałoby nie spóźnienia. To jedna z zalet samotności – pod warunkiem, że pragniesz, by była zaletą.

Sięgnąłem do górnej kieszeni kurtki po camela, rozchyliłem rozerwaną bibułkę chroniącą papierosy i wydobyłem z miękkiej paczki przedostatniego. Zapaliłem i głęboko się zaciągnąłem. Nawet nie splunąłem odrobiną tytoniu, bo lata nałogu nauczyły mnie jak pali się papierosy bez filtra. Patrzyłem pół przymkniętymi oczami przed siebie i myślałem. Wydmuchiwałem ustami chmurę dymu i wciągałem ją nosem, by jeszcze raz poczuć zapach doskonałego tytoniu.

– Zmienię fryzurę.– powiedziałem na tyle cicho, by przechodnie nie usłyszeli, że rozmawiam sam z sobą.

Zmarszczyłem brwi tak, jak to robią ludzie, gdy szukają w pamięci czegoś, co jest na końcu języka, a jednak nie daje się przypomnieć. Szukałem najbliższych fryzjerów, bo powoli robiłem się głodny i nie miałem zamiaru kręcić się gdzieś daleko, a przede wszystkim musiałem coś zjeść. Ciepły hamburger w bułce wystarczy, by oszukać żołądek, a campingowa przyczepa przerobiona na fast food stała nie dalej niż sto metrów ode mnie. Wsadziłem ręce do kieszeni kurtki i ruszyłem w jej stronę. Zatrzymałem się przy skrzyżowaniu z wąską uliczką, rozejrzałem i wszedłem na asfalt. Po sekundzie do umysłu dotarło to, co zobaczyłem w zaułku. Był to standardowym krojem wymalowany na wystawowym oknie napis ,,Zakład fryzjerski”. Zwrot w lewo, prawie z marszu wyszedł mi lepiej niż na nauce musztry na placu apelowym. Wróciłem na chodnik i zatrzymałem się dopiero przed drzwiami.

Nie był to zakład ani lepszy, ani gorszy od innych. Szklane drzwi ozdabiały wypisane olejną farbą godziny otwarcia, jakieś nikomu niepotrzebne zawijasy ponad i poniżej  informacji oraz, już za szybą – teraz podciągnięte do góry – rolety. Zajrzałem do środka zanim sięgnąłem dłonią do klamki. Jarzeniówki na suficie jaskrawo oświetlały rząd drewnianych krzeseł, jakiś stół zupełnie nie pasujący do wnętrza, dwa stanowiska dla fryzjera – duże lustra, głębokie fotele dla klientów, przyborniki na kółkach na nożyczki, maszynki i cholera wie, co jeszcze, a co potrzeba, by można było zrobić fryzurę dla faceta. Naprzeciw drzwi, w samym rogu zakładu zrobiono kącik do mycia głowy. Tuż obok postawiono dużą, stacjonarną suszarkę. Wolnego miejsca pozostało tylko tyle, by czterech mężczyzn mogło swobodnie czekać z wyciągniętymi przed siebie nogami i by fryzjer się nie potykał.

Czy raczej potykała, bo fryzjer okazał się fryzjerką.

– Co mnie to obchodzi? Chcę zmienić fryzurę i obojętnie dla mnie jest, czy zrobi to mężczyzna, czy kobieta.

Przyglądałem się kilka sekund – jak mi się zdawało, na tyle długo, by zobaczyć, że mężczyzna siedzący w fotelu wyglądał całkiem nieźle, jak dla mnie wystarczająco dobrze, by zaryzykować moimi włosami – i  na tyle krótko, by nie wzbudzić sensacyjnego zainteresowania. Jednak robiłem to zbyt długo. Musiała zwrócić uwagę na cień sylwetki, bo odwróciła się w stronę drzwi i spojrzała mi wprost w oczy. Uśmiechnęła się lekko i przeniosła wzrok na włosy. Teraz już musiałem wejść.

– Dzień dobry. Chciałbym zmienić fryzurę na coś bardziej pasującego dla dojrzałego mężczyzny. Zrobi to pani? – Zapytałem,  zamykając za sobą drzwi. Odpowiedziała zawodowo miłym głosem, wciąż patrząc na mojego jeża:

– Tak, pod warunkiem, że będą nieco dłuższe. Za dwa, trzy tygodnie będę mogła coś z nimi zrobić, ale na właściwą fryzurę będzie pan musiał jeszcze poczekać kolejne dwa tygodnie.

 Pokiwałem głową w odpowiedzi:

– Dziękuję. Zajdę do pani po pracy. Do zobaczenia za dwa tygodnie.

Po tygodniu włosy zaczęły mi przeszkadzać. Na razie tylko tuż nad uszami. Odrastały i nie chciały się ułożyć, sterczały jak szczecina. Siwe, martwe, twarde. Łaskotanie było nie do wytrzymania i byłem zdeterminowany, by natychmiast wrócić do dawnego, prawie do nagiej skóry, jeża. Po dwóch tygodniach przestałem czuć łaskotanie; szczecina przemieniła się na ściernisko, by wbijać się powoli w ciało przy każdym poruszeniu głową. Nie pomagało mycie dwa razy dziennie, nie pomagało moczenie ani domowy sposób – wysmarowanie kremem Nivea. Brała mnie jasna cholera i zaczynałem rozumieć kobiety katujące swoje ciało tylko po to, by wyglądać ładniej. Przynajmniej w swojej ocenie. Przecież nie zawsze to, co nachalnie zachwalają agencje reklamowe jest naprawdę piękne. Reklamy rzucające się w oczy z każdego billboardu, z rozkładówki każdej gazety, z ekranu telewizora. Krzykliwe nastolatki bez grama ciała na kościach, z udami tak odstającymi, że można pomiędzy nimi przelecieć Thunderboltem i mieć jeszcze zapas miejsca na najdłuższe skrzydła, z dekoltami tak płaskimi, że wydaje się, by można było znaleźć odpowiednio małą miseczkę biustonosza.  I po co? Przecież cycki zostawiły w garderobach! Ci cholerni zawodowcy od reklam zakładają, że jestem idiotą, że dam się namówić na produkt wykreowany przez  mądrale w pampersach po eksternistycznym kursie dla socjologów z ,,centrali”.

Za cholerę tego nie rozumiem! Nie jestem z kongresówki. Nie jestem z dużego miasta pełnego nowinek cywilizacyjnych. Wychowałem się – przynajmniej przez pewien czas wychowywałem się – na wsi ukrytej przed wścibskimi oczami w gęstym lesie. W tej wsi przyszło mi bawić się z takimi chłopakami, jak ja. I z dziewczynami– pod warunkiem że zachowywały się jak chłopaki. Jedyną różnicą było to, że nasi rodzice urodzili się tysiąc kilometrów od siebie. Patrzyłem na wiejskie dziewczyny, na kobiety, na babcie. W moich czasach na wsi wszystkie staruszki były babciami dla wszystkich dzieciaków, a wszystkie dojrzałe panie – o ile na wsi można tak powiedzieć na kobietę w dawnym znaczeniu – były ciociami. Każda z nich miała wydatny biust, obfitą i wypukłą dupę i nogi może nie najzgrabniejsze, ale w zamian z mięsistymi udami. Dlatego nie dam się namówić na czterdzieści sześć kilogramów kości i dwa kilogramy kredowej skóry, dla niepoznaki ukrytej pod centymetrem ożywiających kosmetyków. Lgnę, jak ćma do ognia świecy, do grubasek! Do dużych cycków, do brzucha miękkiego, do falujących pośladków dupska sugerującego cholernie dużo radości dla mężczyzny, do takich ud, które gdy się zacisną – podduszają do utraty tchu! Do nadpizdzia tak pulchnego, by dwie złożone dłonie nie mogły go objąć! Do warg przyssanych szczelnie do kutasa i wchłaniających go w głąb! Bo niewiele wie o seksie ten, kto nigdy nie pieprzył się z grubaską!

Wytrzymałem do weekendu. Po pracy, pod kranem z zimną wodą, umyłem z kurzu głowę i włosy. Wycierałem się podkoszulkiem. I tak nie był  potrzebny pod flanelową, prawie robociarską koszulą. Podnosiło mi się ciśnienie, gdy miejski autobus tkwił w korkach wszystkich świateł, bo niemiecki złom zalał ulice, o których wcześniej nikt nie myślał, że będą służyć do jazdy samochodom osobowym. Wystarczyło, by żuki i stary się mieściły. Wyskoczyłem na przystanku, z impetem przeganiając stojących ludzi i bardzo szybkim marszem pognałem do fryzjera. Zdążyłem na kwadrans przed osiemnastą. Uspokoiłem oddech przed wejściem, sprawdziłem jak wyglądam, używając szyby jako lustra, ostatnią cząstką energii nacisnąłem na klamkę i wszedłem do środka.

Pod ścianą, na krzesłach siedzieli ze znudzonymi minami dwaj dwudziestolatkowie z prawie łysymi głowami. Jasne, ogolić maszynką, przemyć gąbką, wklepać krem i …następny do golenia, proszę! Po pięć minut na głowę. Zostaje więc jeszcze pięć. Na całą fryzurę pięć minut. Nie udało mi się ukryć płaczliwego tonu, gdy zaczynałem prosić:

– Dzień dobry pani. Wiem, że jest późno, ale nie jestem w stanie dłużej znieść łaskotania i kłucia. Czy znajdzie się czas dla mnie? Odwróciła się od chłopca na fotelu, spojrzała na mnie, a potem na wiszący na ścianie zegar:

– Raczej nie skończę przed zamknięciem, ale na pewno mogę zacząć – nabrała powietrza w płuca robiąc sekundową przerwę na – i skończyć dopiero wtedy, gdy pana obsłużę.

Odetchnąłem. No, nareszcie pozbędę się tej przestarzałej fryzury. Wciąż patrzyłem na jej twarz i wydawało mi się że zauważyłem delikatny uśmiech. Nie pozwoliła mi dostrzec nic więcej, bo wróciła do przerwanej pracy.

– Poczekam na zewnątrz i przy okazji zapalę na spokojnie – powiedziałem tonem udawanej obojętności, by nie zauważyła, że zwróciłem uwagę na  sposób w jaki mi odpowiedziała. Przerysowana, karykaturalna dwuznaczność tak pospolita, jak olszówki na podmokłej łące. Chwileczkę! Nie przyszedłem na korepetycje z ,,polaka”, niech mówi jak chce, bylebym tylko wyszedł stąd z nową fryzurą.

Stałem przed witryną z papierosem w ustach, z dłonią w kieszeni kurtki i  stopą  na niskim parapecie pod taflą szkła. Zaciągałem się co jakiś czas camelem i przyglądałem. Obrazy odbite w szybie nakładały się na wnętrze i zamazywały kontury. Widziałem jednak wystarczająco dobrze to, co miałem zobaczyć. Ubrana była w granatowo szarą spódnicę – na pewno nie mini, ale też nie taką, która ukrywałaby uda. Klasyczna spódnica kończąca się o dłoń nad kolanami, a w nią wpuszczona jasno błękitna koszula. Na nogach sportowe buty.  Całość ochraniał biały fartuch z obszyciem w jakimś odcieniu szarości, zawiązywany na plecach. Miał służyć nie tylko do zachowania czystości – zakrywał też, choć niezbyt udolnie spory biust. Jasne, niech się chłopaki nie rozpraszają.

Poruszała się zawodowo miękko, płynnymi ruchami, wyuczonymi przez lata praktyki. Tak chyba ,,tańczą” przy fotelu wszyscy fryzjerzy i wszystkie fryzjerki na świecie, niezależnie od miejsca. Jednak, gdy raz za razem zaciągałem się aromatycznym dymem,  poczułem, że to jest przedstawienie. Widziała mnie w swoim lustrze, więc musiała zauważyć, jak się gapię. Zgasiłem papierosa pod podeszwą, wszedłem do środka, usiadłem na wolnym krześle i zakończyłem ten teatr.

Łysy młodzieniaszek właśnie wręczał jej pieniądze za strzyżenie. Przyjęła, podziękowała cicho, schowała banknot do kieszeni fartucha i wydała resztę. Zanim na fotelu usiadł ostatni przede mną przyszły łysol, zamiotła obcięte włosy. Miałem rację. Ani pognieciony fartuch, ani znoszony, pozbawiony zupełnie fasonu biustonosz nie były w stanie ukryć wielkości jej piersi.  Osiem godzin pracy na stojąco, przez sześć dni w tygodniu robiło swoją robotę i zmęczenie było widoczne aż za bardzo. Znużona do cna kobieta, która jeszcze czuje się kobietą, lecz wie, że za rok, czy dwa i tego już nie będzie. Mężczyźni wchodzą i wychodzą. Siadają na fotelu i w milczeniu czekają, aż włosy zostaną obcięte.  Mało ich obchodzi cały świat. Śpieszą się przecież do osiedlowej siłowni. Kurczaki, brojlery hodowane na wzór i podobieństwo lalki Mattel. Wychodzą na ulicę i zapominają niemal natychmiast o bożym świecie, a noc spędzą z równie plastikową dziewczyną. Zaczynam zazdrościć kolegom z pracy, mającym zwyczajne żony, zwyczajne dzieciaki i zwyczajne życie, zwyczajne dwie butelki piwa co wieczór, zwyczajną butelkę wódki w sobotnie popołudnie i zwyczajnego kaca w poniedziałkowe poranki.

Teraz ja.

Stała wyprostowana, z nogami rozstawionymi na szerokość bioder. W dłoniach trzymała pelerynę dla mnie, zasłaniając nią kilka kilogramów nadwyżki na brzuchu. Zapraszała na fotel. Jeśli nauczyłaby się uśmiechać, to nieźle będzie wyglądała – pomyślałem, podchodząc do fotela. Mogłem teraz ocenić jej wzrost. Była o głowę niższa ode mnie i gdybym spuścił oczy w dół, to być może zobaczyłbym pępek poprzez dekolt. Nie zobaczyłem. Dwa rozpięte guziki to o wiele za mało, by móc na to liczyć. Skupiłem się zatem na jej obliczu.

Usiadłem w fotelu, zostałem opatulony peleryną i opuszczony odrobinę niżej. Poprawiłem się na nim tak, by wygodniej było mnie ostrzyc. Patrzyłem w jej odbicie w lustrze i starałem się pokrótce opisać, co chciałbym mieć na głowie, gdy skończy pracę. Mogłem teraz gapić się na nią tak długo,  ile tylko zapragnąłem.

Owalna, nieco pucułowata twarz, dość duże, wydatne usta – lecz bez nadmiernie wielkich warg, proporcjonalny nos i szeroko otwarte, niebieskie oczy. Czoło zasłaniała czarna grzywka fryzury z przedziałkiem. Reszta włosów sięgała jej ramion. Takie kobiece buzie, których widuje się setki dziennie, nazywa się – z braku innego, lepszego określenia – sympatycznymi. Patrzyła wprost w oczy i słuchała moich słów.  Na koniec pochyliła lekko głowę, dając znak, że zrozumiała, wzięła w dłoń grzebień i zaczęła rozczesywać.

Trudno jest mi nazwać to, co się wtedy stało. Gdy tylko wsunęła palce we włosy poczułem narastającą przyjemność. Coś takiego czujemy podczas jedzenia ulubionego ciastka, albo picia ulubionego alkoholu. Nic, co można porównać do dotyku kobiety, która celowo chce wywołać w mężczyźnie podniecenie. To było uczucie zbliżone do wydłużonego stanu plateau, lecz niewywołanego pieszczotą nakierowaną na seks. Moje ciało rozluźniło się i zapadłem w senność, ramiona zsunęły z oparć. Poczułem, że gdy pochylała się nade mną, że łokciem dotykam jej podbrzusza. Odsuwała się ode mnie odrobinę za wolno, tak jakby było to najzupełniej przypadkowe i niewinne dotknięcie. A jednak ja czułem ciepło i miękkość, pomimo wielu warstw materiału, i kutas w spodniach zaczynał dawać znaki, że powinien mieć więcej miejsca dla siebie. Gdy otwierałem oczy, by spojrzeć w lustro, jej twarz nie zdradzała, że cokolwiek się wydarzyło. Ani dobrego, ani złego. Było mi cholernie wygodnie w tym starym, fryzjerskim fotelu.

Głośno, by mnie obudzić, powiedziała: – Dziękuję – i zdjęła ze mnie pelerynę. Musiałem mieć głupią minę, bo uśmiechnęła się jak do dziecka. Patrzyłem w lustro na moją nową fryzurę. Góra była wprawdzie za krótka, ale nabrała już swojego kształtu, natomiast skronie, boki i tył wyszły dokładnie tak, jak chciałem, by wyszły. Byłem naprawdę ucieszony. Wyglądałem o niebo lepiej, niż z tym ohydnym jeżem. Gdybym mógł, to skakałbym z radości. Musiałem przestać się cieszyć, by zapytać o cenę za usługę. Podała małą kwotę, opuszczając powieki. Zdziwiłem się, że tylko tyle i wyciągnąłem z kieszeni banknot dwudziestozłotowy. Wzięła go ode mnie i poprosiła, bym poczekał na resztę. Podeszła do pełnych, drewnianych drzwi, otworzyła je ze skrzypieniem i weszła do jeszcze jednego małego pokoiku, gdzie urządzona była kuchenka i miejsce na odpoczynek przy stoliku na kawę. Nie zamknęła ich za sobą,  gdy zdejmowała fartuch i wieszała go na stojaku. Uśmiechnąłem się, wiedząc tym razem, że chciała mi pokazać swój biust, a ona wiedziała, jak wielkie wrażenie na mnie to wywrze. Otworzyła metalową kasetę, włożyła banknot do środka, wyszukała dwie monety i wróciła do mnie z drobnymi. Przyglądała się mojej twarzy i nie mogła ukryć wyrazu satysfakcji z tego, co zrobiła z moimi włosami. Stanęła moim zdaniem stanowczo zbyt blisko. Wyciągnąłem odwróconą do góry dłoń w jej stronę, tym razem bacznie uważając, by samemu nie posunąć się za daleko. Położyła na niej piątkę i dwójkę. Poczułem jak środkowy palec kobiety sunie delikatnie po mojej skórze. Jeszcze tego brakowało! Więcej sygnałów nie można było wysłać?

– Zapraszam za dwa tygodnie, nawet, jeśli o tej porze.– pożegnała się tonem takiego zawodowca, którego nic nie wyprowadzi z równowagi, w mgnieniu oka wolnym od całego napięcia. Podjąłem tą jej grę w ciepło-zimno:

– Jest pani bardzo uprzejma. Dziękuję, że zechciała zostać dłużej, by zrobić mi przyjemność. Słowa ,,pani” mówiłem tak przeciągle i z takim akcentem, by stworzyć dystans. Teraz powinna powiedzieć, że cała przyjemność jest po jej stronie, ale nie zrobiła tego, podtrzymując jednak kontakt wzrokowy. Wyprostowałem się, zrobiłem obrót na pięcie i wyszedłem.

Zanim dotarłem na przystanek, mój wewnętrzny Narcyz kazał przeglądać się w co drugiej witrynie. Jest dobrze! Jeszcze lepiej. Dłuższe niż do tej pory włosy pasowały do siwych kosmyków, tu i tam. Przestałem być niewidzialnym.

* * *

Już nie było tak, że fryzjerem mógł być każdy. Wiedziałem, że gdybym wybrał się do innego, to pomimo moich tłumaczeń i opisów i tak nie udałoby się powtórzyć takiej samej fryzury. Nie było powodu, by zachodzić do pierwszego lepszego zakładu, gdy tutaj fryzjerka już wie co lubię. Oszukiwałbym samego siebie, gdybym nie przyznał się do tego, że ta kobieta podobała mi się tak bardzo, by ryzykować prowokacyjne, zaaranżowane, ,,przypadkowe” dotknięcia. Mieściłem się swobodnie w fotelu i wcale nie musiałem aż tak szeroko rozkładać ramion. Ale chciałem. Chciałem, by ona udawała, że jej brzuch tylko przypadkiem mocno opiera się na moim ramieniu, gdy musi pochylić się nad moją głową. Taka dziecinna, bezpieczna dla obu stron gra, którą można w  każdej chwili przerwać i być tylko ,,włosami do przystrzyżenia”.

Przychodziłem do niej mniej więcej co trzy tygodnie, czasem w środku tygodnia, innym razem pod koniec. Zabawa w udawanie, że nic się nie dzieje trwała nadal i nadal sprawiała przyjemność. I być może by tak pozostało, gdyby nie to, że zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Unikaliśmy jednak, jak ognia, każdego tematu, który mógłby skierować się w stronę relacji pomiędzy mężczyzną a kobietą. Miałem ku temu powód.

Wśród wielu fantazji seksualnych na pierwszych miejscach znajduje się ubiór. Uniform. Męski mundur, albo damski fartuszek. To może być pielęgniarka, lekarka, pokojówka. Albo… fryzjerka z najbliższego zakładu. Może to też być lodowato zimna biznesmenka w skrojonej na miarę garsonce. I, na drugim biegunie – półnaga dziwka w kurewskim gorsecie, tanich pończochach i czerwonych szpilkach. Jasne, że mam fantazje erotyczne, mam sny po których budzę się z cholernie twardą erekcją, ale do czasu tamtego strzyżenia nie marzyłem o seksie z fryzjerką. Co z tego, że czułem delikatną rozkosz, skoro przez myśl mi nie przychodziła możliwość, że mógłbym sięgnąć po coś więcej. Ona i ja? Po co? Przecież tak jest dobrze. I bezpiecznie. To przyjemne mrowienie i  radość z dobrze ułożonej fryzury wystarczy, by zasypiać z uśmiechem. Po co się dobrowolnie pakować w kłopoty? Zdarzyło się to chyba za dziesiątym razem. Albo dwudziestym. W gruncie rzeczy nie ma to znaczenia, stało się i już.

Późny fajrant nie pozostawiał mi zapasu czasu, by gdziekolwiek zjawiać się o właściwej porze.  Tym razem jednak panował całkowity spokój i przed osiemnastą w zakładzie nie było już nikogo, kto miałby ochotę na strzyżenie. Fryzjerka tylko czekała na to, by wskazówki zegara wyprostowały się w pionową linię i przeglądała jakiś kolorowy magazyn, jakich jest pełno w każdym kiosku. Nudę można było kroić nożem. Uśmiechnęła się do mnie, gdy wszedłem do środka. Po dawnym udawanym uśmiechu nie było śladu. Teraz uśmiechała się naprawdę. Wskazała na fotel i poprosiła, bym usiadł JAK NAJBARDZIEJ WYGODNIE. Uczyniłem to, grzecznie jak uczeń podstawówki. Widocznie szykowała się do wyjścia, bo jej fartuch nie był zawiązany. Zanim sięgnęła po grzebień i nożyczki, starannie poprawiła na mnie pelerynę, by rozprostować fałdy na ramionach. Poczułem zapach jej perfum. Mam uwierzyć w przypadki?

Rozczesywała mi włosy, okrążając fotel z każdej strony i sprawdzając w lustrze, jak dużo należy ściąć, by nic się nie zmieniło. Wreszcie usłyszałem dźwięczny klekot nożyczek. Zamknąłem oczy i powoli zapadałem w letarg. To nie ja wysunąłem ramię. To ona mocno docisnęła do niego swoje ciało. Drgnąłem, lecz się nie wycofałem. Chciałem, by to trwało. Wciąż zamknięte oczy pomagały mi ukryć narastające podniecenie. Kutas pęczniał z każdym uderzeniem serca. Stój tak przyciśnięta i daj mi się tym cieszyć! – Pomyślałem resztkami świadomości.

– Czy oglądał pan wczoraj reportaż w telewizji? – Przerwała ciszę.

Ale nie przerwała nacisku. Odpowiedziałem, że nie, bo z rzadka cokolwiek oglądam na telewizorze, uważając że i tak nic ciekawego nie zobaczę. Wolę oglądać pirackie kopie filmów w Internecie.

– Bo wczoraj był reportaż o zakładzie fryzjerskim dla panów, gdzie dziewczyny pracują ubrane jedynie w bikini. Reporter rozmawiał z klientami i z pracownicami, pytając o reakcje. Oglądałam i słuchałam z zaciekawieniem, bo to jest taki  wyjątkowy zakład, do którego młodzi mężczyźni ustawiają się w długiej kolejce. Dziewczyny są młode, szczupłe, zgrabne, z ładnymi buźkami. Nie dziwię się, że mają wzięcie.
Otworzyłem oczy, choć bardzo nie chciałem, bo powieki musiały ważyć po sto kilogramów na sztukę. Patrzyłem w lustro przed sobą i widziałem w nim jak stoi, zastygła w swojej pozie, na szeroko rozstawionych stopach, tak jakby bardzo chciała, by moje ramię trafiło dokładnie tam, gdzie trafiło – na jej podbrzusze! Ręce opuściła luźno wzdłuż ciała i nie zasłaniała widoku na  unoszące  się i opadające  w rytm oddechu piersi. Nieruchoma figurka czekająca na przeznaczenie.

– Zamknij drzwi. Zamknij drzwi na klucz.– poprosiłem , po raz pierwszy zwracając się do niej na ,,ty”.

Nielicznym dane jest ujrzeć, jak ślicznie wygląda kobieta, gdy przekracza swoje granice. Reszta musi wierzyć na słowo. Na jej twarzy, kiedy walczy ze wstydem, lecz podniecenie pcha ją naprzód – można wyczytać wszystkie odcienie emocji. To wtedy jest najpiękniejszą i wtedy może przeżyć swój największy triumf. Albo klęskę nie do zniesienia – gdy jej ofiara zostanie odrzucona.

Pożądanie wygrało ze wstydem. Odetchnęła, gdy tylko podjęła decyzję. Zamknęła drzwi na klucz, opuściła rolety i znów stanęła przy mnie tak, bym widział ją w lustrze. Całą! Oboje baliśmy się przerwać ciszę. W zasadzie można już było przerwać tą grę, bo napięcie stało na krawędzi orgazmu. Mój kutas do najmniejszych nie należy i gdy tylko zaczyna stawać, to żadne dżinsy nie są wystarczająco duże, by się w  nich zmieścił. A ona  widziała mnie tak samo dobrze, jak ja ją, więc musiała dostrzec erekcję. Stawiam dolary przeciw kasztanom, że właśnie wtedy bawełna jej majtek przestawała wchłaniać wilgoć spływającą z warg i wnętrza pizdy, a śluz spływał już po nylonie rajstop. Bo wyobraźnia to wariatka cwałująca na oklep na oszalałym ogierze! Dwoje ubranych od stóp do głów ludzi właśnie przeżywało wspólną rozkosz. To była ostatnia okazja, by wstać z fotela, przeprosić za swoje fantazje i… wyjść, a potem nigdy już tu nie wrócić. Gdybym to zrobił, świat wróciłby do równowagi. Po kwadransie opanowalibyśmy swoje pożądanie i po paru dniach zapomnieli, że to się zdarzyło. Tylko, że ja nie wstałem, a ona nie miała już sił na opór. Była w tym stanie, w którym kobieta jest zdolną do wszystkiego. Nawet tego, o czym wcześniej  bała się fantazjować.

– Rozbierz się powoli. Chcę widzieć, jak to robisz. Pozostań w bieliźnie i butach. Nie składaj ubrania w kostkę, zrzuć je na podłogę. – Powiedziałem, stanowczo zbyt cicho jak na zdecydowanego mężczyznę. I co z tego? Mogłem nie otworzyć ust, a ona i tak by to uczyniła. Bo wewnętrzne pragnienie kazało jej się zrzucić dla mnie ubranie.

Zaczęła od fartucha. Wystarczyło, że zdjęła troczek z szyi. Pod spodem była znana mi już spódnica i biała, prawie o męskim kroju, bluzka wyłożona na wierzch. Tylko guzik pod szyją był odpięty. ,,Jaka grzeczna dziewczynka”, pomyślałem. Rozpinała bluzkę niezdarnie, trzęsącymi się palcami., ,Jak ona mnie ostrzyże w takim stanie?!” to była druga myśl. Wreszcie się udało i mogłem odsłonić nieco jej ciała.

Miałem rację. A raczej, to moja wyobraźnia miała rację. Wreszcie mogłem zobaczyć jej biust. Razem z biustonoszem. I, w obu przypadkach się nie myliłem. To były bardzo ładne, pełne, mięsiste piersi o rozmiarach dotąd przez mnie niewidzianych. Gdybym do tej pory nie miał erekcji, to w tej chwili dostałbym jej na pewno. Stanik, nieprzeznaczony do tego, by ktoś go podziwiał, miał swoją długą historię. Musiał przeżyć niejedno pranie i biel straciła swój blask, a fason zaniknął. Widocznie jednak był bardzo wygodny i dlatego dotąd służył. Właścicielka aż tak obfitych piersi na pewno miała ogromne kłopoty z wygodą i nie dziwiłem się, że bielizna jest w takim stanie. W spodniach miałem sterczącego kutasa i co mógł mnie obchodzić w takiej chwili biustonosz? Poniżej piersi  ujrzałem spory brzuch, który jednak nie był balonikiem i – jak na mój gust – mógł dać mężczyźnie bardzo wiele przyjemnych doznań. Wydawało mi się wtedy, że mam już pełną erekcję, ale kutas udowodnił mi, że nadal może stwardnieć. Niech to cholera weźmie!

Wstyd przejmował inicjatywę. Zasłoniła skrzyżowanymi ramionami  brzuch, a na wypływające z miseczek piersi położyła swoje dłonie. Bordowy lakier paznokci jeszcze mocniej podkreślił kontrast.

– Proszę, to tylko spódnica. Możesz się wstydzić, ale zdejmij ją. Poczuj się przez chwilę, jak tamte dziewczyny z telewizora. Pokaż swoje biodra. Stań przy mnie w bieliźnie i wyobraź sobie, że i jej nie ma! Zrób to dla siebie… I dla mnie.

Opuściła dłonie, sięgnęła do tyłu, przez chwilę pokazała mi, ile ją to kosztuje wstydu i rozpięła suwak spódnicy. Zsunęła ją z bioder i wtedy nagle przestała się wstydzić. Pozostała tylko w cielistych rajstopach, figach i butach. Wilgotnej, rozlanej, dużej plamy na kroczu dłużej ukryć już się nie dało. To tego się wstydziła! Fakt, że jest podniecona, że ma pragnienia i że czuje przyjemność stanowił dla niej źródło zażenowania!

To była zupełnie inna osoba.. Już nie było dawnej fryzjerki, tej znużonej, zmęczonej i we własnym mniemaniu nieatrakcyjnej. Teraz miałem przed sobą kobietę spełniającą swoje marzenia i próbująca poczuć smak własnego szczęścia.

– Już pan nie musi udawać, że ramiona same się wysuwają poza oparcie. Może je pan położyć wygodnie i szeroko. Proszę nie zamykać oczu i nie spać. Proszę na mnie patrzeć, gdy będę pracowała.

Tak, jak zawsze, stanęła z nożyczkami i grzebieniem w dłoniach, w lekkim rozkroku, pochyliła się nad moją głową i zaczęła strzyżenie.

– Stoję za daleko, proszę pana?

– Tak. Stoisz zbyt daleko, by było ci wygodnie i  przyjemnie. Przysuń się bliżej.

Posłusznie zrobiła pół kroku i oparła się podbrzuszem o moje ramię i łokieć. Gdy tylko poruszyłem się z wrażenia i mocniej nacisnąłem na cipkę, straciła równowagę. Zamiast oddechu usłyszałem świst powietrza w gardle i głośne westchnienie. Jedno jedyne westchnienie.

Oddech wrócił do normalności, sytuacja przestała być dziwną i napięcie znalazło ujście w szybkim orgazmie. Śmiała się jak dziewczynka, strzygąc mnie i czesząc z takim impetem, jakby się paliło. Dwadzieścia minut później wstawałem z idealnie podciętymi i ułożonymi włosami. Czułem się niezręcznie, nie wiedząc co mam teraz zrobić. Zapłacić i wyjść, jakby w całym zajściu nie było nic dziwnego, czy może lepiej będzie, jak to co się wydarzyło pozostanie właśnie czymś nadzwyczajnym?

Przytuliłem ją do siebie i pocałowałem w policzek. Nie podsunęła mi ani ust, ani drugiego policzka. Wraz z wyciszeniem wróciło zawstydzenie. Zacząłem się zastanawiać, czy nie żałuje tego, co zrobiła. Jednak nie żałowała:

– Dziękuję panu. To, co poczułam, gdy spełniłam swoją fantazję było niesamowite, niespodziewanie przyjemne i radosne. Dziękuję.

Objęła mnie ramionami i teraz to ona pocałowała w policzek. Schwyciłem ją w pół, kładąc lewą dłoń na wypukłości pośladka, a prawą dłonią objąłem prawie całą, ukrytą pod majtkami i rajstopami cipkę. Próbowała zacisnąć uda i obronić się przed dotykiem, lecz w ułamku sekundy zrezygnowała z tego i wysunęła biodra do przodu. Moje palce poruszały się we wszystkich kierunkach, mając otwartą przestrzeń na pieszczoty, muśnięcia, ściskania, pocierania i… klapsy. Ani nylon rajstop, ani bawełna fig nie przeszkodziły w kolejnym , szybkim orgazmie. Poczułem go na swojej dłoni, ociekającej nie tylko od śluzu. Kobieta  nie wytrzymała, impuls moczu przebił się przez materiał wbrew jej woli. Ach tak! Tego też się wstydzi?! Odsunęła się ode mnie na długość ramion.

By pokazać jej, że wcale się nie przeraziłem, podniosłem dłoń do nosa i ust. Pachniała kobietą. Intensywnie pachniała. Patrzyłem w oczy sprawczyni zamieszania i powoli oblizywałem każdy palec. Stała nieruchomo, oddychając głęboko i głośno. Następny orgazm czaił się za rogiem…

Uśmiechnąłem się do niej najmilej, jak potrafiłem, a potem sięgnąłem tą samą dłonią do kieszeni, wyciągnąłem zmięty banknot i go oddałem. Nie czekałem na resztę. Przesłałem jej buziaka w powietrzu, przekręciłem klucz w zamku i wyszedłem.

,,Jak tylko wejdę do domu, to walnę szkopa w hełm”, pomyślałem, nadal rozgrzany. „Kto by pomyślał, że zwyczajne strzyżenie może się tak skończyć?”

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

A ja wciąż, uparcie będę pytała: gdzie ten łajdak? Przecież bohater opowiadania to zupełny poczciwiec. Nawet nie wykorzystał fryzjerki, choć była rozgrzana i gotowa. Wrócił do domu, zwalił gruchę i poszedł spać – taki przyzwoity 🙂

Opowiadanie nieco słabsze od poprzedniego, ale z numerka wnioskuję, że to nie koniec przygód w zakladzie fryzjerskim!

Właśnie bardzo nieprzyzwoity, Emilio.
Nauczył kobietę uczucia głodu, wiedząc że potem wystarczy tylko kliknąć palcami, by dostać wszystko.
Łajdak to nie jest krygowanie się, ani tania reklama.
On jest cholernym łajdakiem.
Z nowa fryzurą.

Dobry wieczór!

Z przyjemnością przeczytałem ciąg dalszy erotycznych przygód „łajdaka” (podobnie jak Emilia nie rozumiejąc, skąd taki przydomek). Jak się okazuje, nawet wizyta w salonie fryzjerskim może być początkiem czegoś pięknego! Od dziś będę zwracał dokładniejszą uwagę na strzygące mnie kobiety. Kto wie, co w nich drzemie 😀

Pozdrawiam
M.A.

Jak to, kto wie?
Diabeł!
Na wszelki wypadek nie pytaj się fryzjerek, co w nich się ukrywa, bo może się okazać, że przypadek Łajdaka jest tylko zabawą grzecznych dzieci?

Ta część podobała mi się nieco mniej niż „Ratusz”, za dużo tu gadania o włosach i wewnętrznych monologów bohatera, a za mało igraszek z fryzjerką 🙂 oldschoolowy klimat wciąż czuć i to jest fajne, mam nadzieję, że kolejny odcinek będzie powrotem autora do formy.

Przepraszam.
Poprawię się.
To znaczy, czasu nie cofnę, ale lepiej opiszę stare, dobre czasy, gdy …

L.C.

Może wstęp jest nieco przydługi, ale zdecydowanie należą się brawa za opis fryzjerki, który jednocześnie jest fascynujący i odpychający. Wyszło bardzo plastycznie.

Napisz komentarz