Bożek IX-X (Szarik)  4.5/5 (6)

12 min. czytania

Bożek Priap wygrawerowany w metalu, źródło: Wikipedia

IX

Stres. Niezwykły stan, który może dać zdolność przenoszenia gór, albo pozbawić męskości i pogrzebać człowieka w nicości. Przysunąłem kanapę bliżej dużego okna balkonowego. Kocham światło, zmysłowy mrok pobudza, ale to światło daje życie. Mimo trochę chłodniejszego dnia, słońce rozkosznie przygrzewało przez szybę. A ja byłem w stresie. Sprawy firmy pochłaniały myśli, zmuszałem się do walki, choć rzeczywistość przygniatała, a może czyniły to tylko moje wyobrażenia? Jeden wielki bałagan. Pozornie cel znajdował się na wyciągnięcie ręki, kolejne kamienie milowe zostały osiągnięte zgodnie z planem, ja jednak czułem niepewność. Wysokie notowania i pozytywne oceny potrafią nic nie znaczyć. Umysł, obciążony tym wszystkim, przejmował władzę nad ciałem. Wyłączał pożądanie, sprawiał, że najwięcej radości płynęło z tego, co widzę. Zadumany i pochłonięty własnym światem, musiałem nie usłyszeć pukania, ani też skrzypienia otwieranych drzwi.

Stanęła przede mną w sukience, przesłaniając słoneczny blask. Dając jednak w zamian możliwość podziwiania nóg, gdyż sukienka stała się całkiem przeźroczysta. Chwila ta trwała krótko. Uniosła skraj materii, wsunęła ręce. Zaczęła się zsuwać po pończochach delikatne koronki majtek. Gdy opadły na kostki, wyszła z nich wdzięcznie. Uklęknęła i bez zbędnej zwłoki zaczęła rozpinać moje spodnie. Zrobiwszy to, sugestywnie pociągnęła je w dół, zmuszając mnie do uniesienia przyciężkiego dupska. Wędrowiec leżał skulony, a w swej drobnej posturze niczym nie przypominał dziarskiego zdobywcy. Sprawiał wręcz wrażenie, że łypie ciekawie na dziewczynę swym jedynym okiem, jak gdyby nie wiedział, co może nastąpić. Ponownie uniosła sukienkę. Wie, że uwielbiam cieszyć oczy jej piękną gładkością, tym skrzyżowaniem delikatnej niewinności, z poznaną już, przyjemną lubieżnością. Zajęła miejsce na moich kolanach i od razu połączyła nasze usta.

Pocałunek był długi, wręcz drapieżny. To jej język zdobywał mnie, to jej wargi rozgniatały moje, a ja się temu poddawałem, by dopiero po pewnym czasie zacząć odwzajemniać, podejmując pozorny pojedynek. Dłonie złapały za krągły tyłeczek, ściskając silnie. Byłem pewien, że gdybym je puścił, to widniałby na nich diabelski odcisk moich palców. Najbardziej odczułem jednak ciepło bijące z jej łona. Krople podniecenia zaczęły spadać na łeb wędrowca. On, zmarnowany, zniechęcony, powalony stresem, drgnął leniwie. Niby od niechcenia, zaczął się unosić, szukając drogi do oazy. Gdy tylko dotarł na skraj źródła, nie było już siły, która mogłaby powstrzymać go przed pójściem dalej. Rozsunąłem uda, sprawiając, że opadła niewielkim ciężarem wprost na czyhający w gotowości pal. Bez słowa skargi przyjęła go w siebie. Co tam skargi, z wyraźną oznaką zadowolenia. Unosiła się i opadała, dalej i dalej, aż wbił się cały. We własnym rytmie, kręcąc biodrami, szukała miejsca, w którym dotyk sprawia największą przyjemność. Dociskałem dłońmi jej pośladki, sprawiając, że i tak ciasna dolina stała się jeszcze ciaśniejsza, a każdy skrawek czuł gorący dotyk.

Gdy przyśpieszyła znacząco, otworzyłem ją jednak na siebie, aż do granicy bólu. Spazmy przyszły gwałtownie, a mój stres też jakby się ulatniał, z każdą porcją nasienia, którą przyjmowała. Znieruchomiała. Gdyby nie pojedyncze skurcze ciągle nawiedzające jej ciało, można by pomyśleć, że tylko siedzi na moich kolanach i całuje. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że wszystko to odbyło się w oknie, na oczach sąsiadów, ale przede wszystkim słońca, które teraz grzało jej wypięty tyłeczek. Stanęła znów przede mną na chwiejnych nogach, z kpiącym uśmiechem na twarzy.

– Strasznie się pan ubrudził.

– To może pomoże mi pani?

Oblizała figlarnie usta.

– Chyba pan sobie żartuje. – Zakręciła się jak fryga. Nie zdążyłem nawet dać jej klapsa za tę rażącą niesubordynację gdyż czmychnęła do kuchni. Ze spodniami w garści poczłapałem rad nie rad do łazienki. Po powrocie ciężko opadłem na krzesło. Za każdym razem, gdy mijała mnie w swoim szaleńczym pędzie, próbowałem ją złapać, zerknąć, dotknąć, by w jakiejkolwiek formie poznać, jak wilgotna struga dociera do koronki pończoch. Kręciła się, odwrócona do mnie plecami. W końcu, zirytowany, wstałem i przycisnąwszy ją do blatu, zapytałem wprost.

– Czy może mi pani wytłumaczyć, co się tutaj dzieje?

– Przyszłam z lekarstwami.

– Lekarstwami? – zapytałem szczerze zdziwiony.

– Tak. Na pańską chandrę, bo od kilku dni widzę, że dzieje się coś niedobrego. Nie pytam, ale czuję. Aż się wystraszyłam, że pan się rozchorował, albo co gorsza, że już na pana nie działam. Jednak ta jakże prosta sztuczka przywróciła do życia kogoś z pozoru niezainteresowanego.

To fakt. Wystarczyło by pokazała mi swoją gładkość, docisnęła ustami, a ja już byłem gotowy wypełnić ją bez wahania.

– A te pozostałe lekarstwa?

– Wiem, że potrafi pan gotować, ale czasem odmiana w kuchni też dobrze działa, więc dziś ja coś przygotuję.

Już dawno nie zdarzyło się, bym po tak krótkim czasie znów był gotów. Opuściłem spodnie i po prostu wbiłem się w nią.

– Już myślałam, że się nie doczekam. Niech mnie pan weźmie, tu i teraz.

Kopulowałem z nią jak królik. Pieprzyłem mocno, bez wytchnienia, zupełnie nie zważając na jej satysfakcję. Wizja własnego spełnienia zawładnęła bez reszty moimi zmysłami, aż do szczytu, który nadszedł na szczęście równie szybko, co erekcja. Spełnienie pomieszane ze wstydem.

– Dziękuję. – Odwróciła się do mnie i pocałowała.

– Pani mnie? – Zdziwienie miało często stawać się dzisiejszego dnia moim udziałem.

– Tak, przy panu czuję się … – Zarumieniła się i odwróciła ponownie w stronę blatu.

– Jak?

– Nie, nic, nieważne. Idzie pan jeszcze dziś do pracy, bo nie wiem, czy mam się śpieszyć?

– Niestety tak. – Przyznałem to z wyraźną niechęcią. Jej słowa jednak ugrzęzły gdzieś głęboko w pamięci. Zmieniła temat i zaczęła trajkotać radośnie. Nie wiem nawet o czym, nie zapamiętałem również, co właściwie zjedliśmy. Czas i przestrzeń przestały istnieć. Uspokoiłem się. Poczułem się gotowy na zderzenie z pędzącą lokomotywą i pewien, że nawet wtedy dam sobie radę. Zerknięcie na zegar przywróciło mnie brutalnie do rzeczywistości.

– Cholera, muszę iść.

– Już znikam, mam nadzieję, że lekarstwa panu posłużyły?

– Zdecydowanie. – Uśmiechałem się szeroko niczym stary, syty kocur.

Cmoknęła mnie tylko w policzek i zniknęła za drzwiami, a ja przebrałem się i poszedłem do pracy.

Harmider panujący tam od jakiegoś czasu nie służył produktywności. Ludzie zerkający niepewnie po sobie, martwiący się o swoją przyszłość. Trudno, trzeba zacisnąć pośladki i grać rolę wodza. Zacząłem naprędce zwoływać wszystkich w jedno miejsce, gdy Bożek łypną na mnie znacząco. Co ten drań znów kombinuje? Czuję się dziś więcej niż zaspokojony, a on coś kręci. Wybił mnie z rytmu. Moja skromna grupka zebrała się jednak, więc trzeba było przystąpić do dzieła.

– Moi drodzy, wiem, że wszyscy martwimy się, co będzie dalej. Nie ukrywam, że do mnie również docierają jedynie szczątkowe informacje, jednak nikt, powtarzam nikt, nawet nie zasugerował wstrzymania projektu. W związku z tym, przyjąłem założenie, że robimy wszystko dalej zgodnie z harmonogramem. I to w sumie tyle. Odmaszerować – dodałem na koniec żartobliwym tonem. Nie wiem czy ich uspokoiłem, czy nie. Trudno, mnie rozliczają z wykonania zadania, ich w dłuższej perspektywie zapewne również. Z poczuciem spełnionego szefowskiego obowiązku udałem się zrobić sobie kawę. Wymyślna maszyna znacząco przekraczała skomplikowaniem obsługi moje skromne zdolności. Zza pleców usłyszałem jednak głos ulubienicy.

– Pomóc, szefie?

– Gdyby była pani taka miła.

W tym momencie poczułem jej drobne dłonie wślizgujące się w moje spodnie. Zacisnęła palce na niczego nie spodziewającym się przyrodzeniu, próbując masować zdobycz w ciasnej przestrzeni. Mimo tych niesprzyjających warunków oraz porannych przeżyć, mój przyjaciel drgnął. Musiała to wyczuć, bo zaczęła działać bardziej zdecydowanie. Z oddali dobiegł jednak zbliżający się stukot obcasów. Niechętnie wyjęła ręce, a ja pośpiesznie poprawiłem koszulę.

– Szefie, przecież to banalnie proste. Naciska się ten guzik i ulubiona kawa gotowa. – Demonstracyjnie wdusiła jakiś przycisk i filiżanka zaczęła się napełniać.

– Hmm, nie przeszkadzam?

Usłyszałem jakże znajomy głos. Przez głowę przemknęło porzekadło, że jak diabeł nie może, to babę pośle, bo jakim cudem przedarła się przez ochronę i dotarła aż tutaj, bez zwrócenia czyjejkolwiek uwagi? Odwróciłem się. Nie patrzała na mnie, ale na moją ulubienicę. Gdybym potrafił zmierzyć napięcie tych krzyżujących się spojrzeń, to obawiam się, że piorun kulisty byłby przy nich niczym.

– Ależ skąd – pałeczkę przejęła ulubienica – naszego szefa przerasta obsługa ekspresu do kawy i ciągle trzeba mu pomagać.

Zrobiła ze mnie technicznego analfabetę, żyjącego równocześnie z nowych technologii. Niezła kombinacja.

– Nie będę państwu przeszkadzać. – Skinęła tylko głową i odeszła w kierunku swojego biurka.

Musiałem również i ja szybko odzyskać rezon.

– Co panią tu sprowadza?

Schowała się za szafką i uniosła sukienkę. Tę samą, co rano, odsłaniając pończochy na których zastygły nasze soki, z ciepłym uśmiechem na ustach i chochlikami tańczącymi w niebieskich oczach.

– Zapomniałam życzyć panu miłego dnia, chciałam też przypomnieć pewien widok.

Stałem osłupiały. Spowodowana stresem impotencja odeszła nieodwołalnie w zapomnienie, bo moje spodnie wyraźnie się wypełniły.

– O, widzę, że dobrze trafiłam z niespodzianką. – Spojrzała znacząco na moje krocze. – To ja już pójdę.

Pozwoliła opaść sukience i cmoknęła mnie w policzek, celowo starając się, by ulubienica to zauważyła. Później okręciła się tak, aby mignęła koronka pończoch i tanecznym krokiem opuściła biuro. Cały zestaw. Bożek rechotał, trzymając się za brzuch. Bawił się widać setnie, jak gdyby chciał mnie w ten sposób ukarać za uprzednią odmowę poddania się jego mocy. Powinien uważać, bo jak mu ktoś uszykuje stos, to spłonie na nim szybko. W oczach ulubienicy zauważyłem za to podjęte wyzwanie. Gdzie ja się w tym wszystkim, biedny żuczek, odnajdę? No i masz, nowy stres, impotencja murowana.

X

Projekt powoli dobiegał końca. Sam odczuwałem to dobitnie w ten sposób, że czas spędzany w firmie wydłużał się jakoś podstępnie z każdym dniem. Doszedłem już nawet do tego, że stałem się tym, który zarówno zapala, jak i gasi światło. Moje mróweczki także zasuwały bez wytchnienia, jednak to ja czułem się zobowiązany, by wszystko spiąć w całość. I nadeszła ta wiekopomna chwila, gdy trzeba zaprezentować wyniki prac zarządowi. Mogłem zasuwać od rana do wieczora, ale oddałbym prawie wszystko, by nie być zmuszonym do odgrywania tej szopki. O, nie dlatego, że chciałem coś ukryć, oni oczekiwali jednak syntetycznej prezentacji z mnóstwem pięknych obrazków, wykresików, marketingowych pierdół, które ich samych oraz konkurencję powalą na kolana, a mnie obchodziło tylko to, żeby wszystko działało jak należy, nie przewracając równocześnie użytkownikom świata do góry nogami. Ale ten kto płaci, ten wymaga. Spiąłem więc pośladki i zacząłem tworzyć pełen bzdetów pokaz. Chociaż „tworzyć” to zbyt górnolotne określenie, „spróbować stworzyć” o wiele bardziej odpowiadało rzeczywistości. Do rzeczy, które mnie przerastają, czyli obsługi firmowego ekspresu do kawy albo pralki automatycznej, którą łatwiej naprawić niż uruchomić, mogę spokojnie dorzucić kolejny kamyczek – program do prezentacji. Diabli nadali. Kolejna godzina w gwizdek, a to ciągle wygląda jak kupa jeża. Zerknąłem zniechęcony na biurko ulubienicy. Posąg stał dumnie, z miną trudną do rozszyfrowania. Nie rechotał, nie mrugał ślepiami, nie uśmiechał się szyderczo. Po prostu dumał, a może knuł? Jego też nie potrafiłem rozszyfrować. Czułem się tym wszystkim przygnieciony. Z tej czeluści rozpaczy wyrwał mnie niespodziewany dotyk na ramionach. Z początku delikatny, później jednak bardziej stanowczy, zamieniający się w masaż.

– Szefie, a nie pora już iść do domu?

– Mógłbym w sumie zadać takie samo pytanie.

– Powiedzmy, że siedzenie samej w mieszkaniu, wiedząc, że mój dzielny szef wypruwa sobie żyły, gryzło moje sumienie.

– Cóż za nadmiar empatii – próbowałem ironizować. – A do tego tym masażem zapewnia pani całkiem niezłą rozrywkę ochronie.

– Cholera, zapomniałam o tym. – Szybko cofnęła ręce. – Żyjemy przecież w świecie permanentnej inwigilacji, a ja muszę dbać o reputację – dodała, śmiejąc się.

– No właśnie, a kontakty ze starszym satyrem po godzinach, na pewno jej nie wzmocnią.

Podświadomie rzuciłem spojrzeniem w kierunku Bożka. Jego mina nadal wyrażała głęboką zadumę.

– Z czym się szef tak morduje o tej nieludzkiej godzinie?

– Z prezentacją naszych rezultatów. Zostało jeszcze trochę czasu, ale zanim to dopracuję z pewnością minie wieczność. Siedzę więc i dłubię.

Usiadła na biurku. Nie przypominała porannej lubieżnej kocicy, czatującej na wątpliwą cnotę szefa. Miałem teraz przed sobą normalną, młodą dziewczynę, w szarych legginsach, sportowych butach i luźnej koszulce. Nic też nie wskazywało na jakieś fantazyjne koronki pod spodem. Niedbale machająca nogami niczym mała dziewczynka, z włosami spiętymi w kucyk. Moja samcza wyobraźnia musiała, oczywiście, zadziałać, kierując myśli na materię opinającą zgrabne uda. Skarciłem się za to, ale bez efektu.

– Szefie, a mogłabym coś zaproponować?

– Coś, to znaczy co?

– Może ja zrobiłabym tę prezentację?

– Wydaje mi się, że ma pani nawet drobne zaległości z bieżącymi zadaniami, szczególnie z dokumentacją, a tutaj mówi o braniu na siebie nowych obowiązków. To chyba nie jest dobry pomysł.

– Źle się wyraziłam. Chciałabym zaproponować taką małą rywalizację. Szef będzie szykował swoją prezentację, a ja, po godzinach, swoją. Później, bez podawania autorstwa, poddamy je pod głosowanie naszemu zespołowi.

– Przecież to nielogiczne. Strata czasu i energii. Dwie osoby robiące to samo, czyste marnotrawstwo. Nie zgadzam się. A na dodatek, a nuż pani wygra i co, stracę resztki dumy szefa. – Puściłem do niej oczko. – Odmawiam stanowczo.

– Chciałabym dokończyć myśl. Obie zostaną przedstawione jako dzieło szefa.

– Nonsens. Miałbym sobie przypisywać cudzą pracę? W imię czego?

– Nie do końca. Jeśli szef wygra to ja … – Zawiesiła na chwilę głos, przeskakując nagle do kolejnej myśli. – A jeśli ja, to szef się dla mnie rozbierze – dokończyła szybko, zerkając czujnie.

– Absurd. Czy to pomysł tego tam dżentelmena? – Skinąłem głową w kierunku jej biurka.

– Nie, mój własny. – Wzrok miała nieustępliwy i hardy.

– Przyjmując, że się zgodzę na tę niedorzeczność, to nie sądzi pani, że moja fizyczność jest stosunkowo mało atrakcyjna? I jak to niby miałoby się odbyć?

– Nie uważam tak. A na dodatek, szef może się cieszyć mną codziennie, a ja wcale. – Zrobiła nadąsaną minę dziecka, któremu odmówiono lizaka. – Mógłby to szef zrobić choćby u mnie, albo w pokoju socjalnym – sprostowała szybko.

– To śmieszne. Czuję w tym jednak jego działanie.

Bożek unosił oczy ku górze, udając, że nie o nim mowa.

– Proszę, niech szef to przemyśli. Bardzo proszę. – Teraz jej ton brzmiał wręcz błagalnie.

– Ok, przemyślę, choć w zasadzie powinienem przełożyć przez kolano i wybić głupie pomysły z głowy, ale tak troszkę mi nie wypada.

– To ja chętnie się temu poddam. – Znów figlarny uśmiech zagościł na twarzy.

– Dosyć. Idziemy do domu i porozmawiamy o tym jutro.

Wstała posłusznie, po czym, nie omieszkawszy pokręcić tyłeczkiem, wyszła przed mną z biura. Oczywiście, moja wyobraźnia nie myliła się i w tych legginsach faktycznie wyglądała apetycznie. Westchnąłem głośno, pogasiłem lampy. Ledwie zbliżyłem się do domu, to jak na komendę, w całej dzielnicy zgasły światła.

– No ładnie. Nawet szansy na herbatę nie będzie – zacząłem złorzeczyć pod nosem. – Dobrze, że mam choć jakieś świeczki.

Z trudem, ale udało mi się dokonać wieczornej toalety, a ciepłą herbatę zastąpiło zimne jeszcze piwo. Ciszę przerwało znajome pukanie do drzwi.

– Nie przeszkadzam?

– Nie. Proszę wejść.

Wydawała się lekko przestraszona.

– Jestem dziś sama, a nie lubię mroku, czy mogłabym … – zawiesiła głos.

Skinąłem głową, a ona podeszła bliżej. W nozdrza uderzył delikatny i mimo późnej pory świeży zapach. Patrząc na nadal wilgotne włosy, mogłem być prawie pewien, że kąpiel również ma już za sobą. Zacząłem ją powoli rozbierać. Nie było tego dużo i po krótkiej chwili stała przede mną naga. W blasku świecy widziałem jak jej ciało przeszył zimny dreszcz. Wziąłem więc na ręce i zaniosłem pod ciepłą kołdrę. Zrzuciwszy płaszcz kąpielowy, wtuliłem się zaraz obok. Dwa nagie ciała szybko zaczęły się wzajemnie rozgrzewać. Było mi dobrze. Nie to, żeby wtulony we mnie, nagi tyłeczek nie kusił. Nie miałem ochoty, zmęczony i lekko znieczulony piwem, na coś więcej. Wystarczała mi jej bliskość i ciepło. Pełna pierś wypełniająca dłoń. Zapach. Mrok otulił wszystko. Spokojna i rozgrzana zasnęła szybko, a ciszę podkreślał miarowy oddech. Nie widząc praktycznie nic, wodziłem po niej palcami, odkrywając na nowo, co zdążyłem już poznać. Ona, jakby w odpowiedzi, cichutko pomrukiwała z lubością przez sen. Wszystko, co w zasięgu dłoni, zostało na nowo zbadane, aż w końcu wróciłem do ciepłej piersi. Myśli przed chwilą tak błogie i przyjemne, zakłóciła jednak firma, a na dodatek propozycja ulubienicy. Przywykłem już do jej codziennych prowokacji, ale ta dzisiejsza okazała się zaskoczeniem. Nie zamierzam się ugiąć, prezentacja również sama się nie zrobi. Koniec. Jutro też jest dzień, to o tym pomyślę. Na szczęście i mnie zaczął ogarniać sen, przerywając zbędne dywagacje.

O takiej pobudce marzyłem. Nie musiałem otwierać oczu by wiedzieć, co się dzieje. Wykorzystała poranną erekcję i otuliła ją miękko ciepłymi wargami. Wilgotny język tańczył na głowie wędrowca. Pocałunki obsypywały całą jego posturę. Wyciągnąłem dłoń w poszukiwaniu. Trafiłem. Palce płynnie wsunęły się w wilgotną dolinkę. Czując to, nie potrzebowałem wiele. Poruszenia dłoni synchronizowałem z ruchami bioder. Cała gorąca euforia wylądowała w jej ustach. Nie ustawała jednak w pieszczotach i wręcz siłą musiałem przyciągnąć jej głowę.

– Dzień dobry. Jak miło, że się pan obudził.

– Dzień dobry. Zawsze od rana realizuje pani marzenia?

– Nie zawsze, ale staram się.

– Czuję się zobowiązany – odpowiedziałem z uśmiechem. – I jak ja się pani odwdzięczę?

– Dobrą i gorącą kawą do łóżka na początek.

– Na początek, a dalej?

– Dalej? Niech pomyślę, może leniwym głaskaniem i wilgotnym buziakiem?

– W którą część ciała?

– Nad tym się jeszcze zastanowię. Teraz kawa.

Niechętnie podniosłem się z łóżka i szukałem okrycia.

– A może się pan nie ubierać? Ma pan całkiem fajny tyłeczek. – Pociągnęła za szlafrok.

– Pewnie zmarznę i skurczę się okrutnie, ale dlaczego nie, taką pobudkę należy wynagrodzić.

Bujając oklapłym przyrodzeniem, poszedłem do kuchni. Jej wzrok grzał mi pośladki i było to całkiem miłe uczucie. Może kiedyś nabiorę pewności siebie w tym względzie, teraz jednak kawa. Na podziwianie zadka w lustrze przyjdzie jeszcze czas.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Szariku, czy chcesz mi powiedzieć, że mimo przemożnej mocy Bożka, nasz bohater wciąż jest wierny swojej sąsiadce-nauczycielce? I jak dotąd niemal do niczego nie doszło między nim i ulubienicą z pracy? Przyznam, że z każdym odcinkiem moja frustracja wywołana tym faktem narasta 😀 Tak nie może dłużej być! Zaczynam już wątpić w moc bożka – wszak zmienił posiadacza, a narrator wciąż ma powodzenie u nauczycielki, podczas gdy ulubienica wciąż nie jest w stanie go usidlić (choć teraz ona dysponuje mocą). Cytując klasyka: nein, nein, nein, NEIN!

A mówiąc poważnie: wciąż dobrze się to czyta. Niestety, koniec projektu zbliża się wielkimi krokami. Czyżby zakończyć miał się również ten cykl?

Pozdrawiam
M.A.

Światem rządzą różne moce, może moc bożka musi ustąpić przed inną? Nie wypada psuć niespodzianek, więc nie mogę powiedzieć co będzie dalej 🙂 Ale cieszę się, że opowieść wywołuje emocje, to duży komplement jest. 🙂

Wielceś tajemniczy, Szariku! Wiem jednak, jak trudno się czasem ustrzec przed spoilerami, więc nie cisnę dalej 🙂 Życzę dużo natchnienia i mam nadzieję na kolejne zajmujące odcinki już niedługo!

Pozdrawiam
M.A.

Trudno i to bardzo. Nie chcę jednak psuć niespodzianki i twardość gotowanej marchwi zachować muszę, ku przyjemności czytelników 😉 O odrobinę cierpliwości proszę. Mam nadzieję, że kolejna część niedługo się pojawi i również Ci się spodoba 🙂
Pozdrawiam
Sz.

Dobry kolejny odcinek serii, choć w sumie niewiele się dzieje. Czekam jednak na coś bardziej mięsistego 🙂

Dziękuję za pozytywną ocenę. Troszkę „treści” jeszcze się pojawi 😉

Napisz komentarz