Bożek VII-VIII (Szarik)  4.14/5 (7)

15 min. czytania

Kamień szlachetny ozdobiony grawerunkiem Priapa, źródło: Wikipedia

VII

Poweekendowy chaos w kuchni przerażał. Pozwoliłem sobie na pełne lenistwo, które zakończyło się, niestety, apokaliptycznym widokiem stert talerzy, talerzyków, kubków, sztućców i wszelkiego rodzaju pojemników na napoje. Nie przypuszczałem, że sam byłem w stanie aż tyle bałaganu wyprodukować. Bardziej przypominało to krajobraz po hucznej imprezie, niż po kilku dniach odpoczynku samotnego faceta. No nic, samo się nie sprzątnie. Osłoniłem nagość kuchennym fartuchem i zabrałem się do roboty. Chwała wynalazcy zmywarki. Tak swoją drogą, to straszny brak zapobiegliwości z mojej strony. A gdyby odwiedziła mnie sąsiadka z ochotą na seks na kuchennym blacie? Doprowadzilibyśmy zapewne do trudnych do opisania szkód w ludziach i kuchennych sprzętach. Wypełniona po brzegi zmywarka zaczęła przyjaźnie mruczeć, gdy usłyszałem jakże miłe sercu, i nie tylko sercu, pukanie do drzwi. Wędrowiec drgnął, skuszony błyskawiczną wizją przyjemnej podróży. Otworzyłem. W drzwiach stała oczywiście ona.

– Jest pan moją ostatnią nadzieją – wypaliła z prędkością karabinu maszynowego. Dopiero teraz ujrzałem, że ubrała się w elegancką, szarą sukienkę oraz cieniutkie, czarne pończoszki, rajstop bowiem nie uznawała. Tajemnicą pozostawała bielizna, coś jednak mówiło mi, że to zapewne czarne stringi. Ech, fartuszek uniósł mi się znacząco.

– Właśnie o pani myślałem. Wejdzie pani?

– Pomoże mi pan, czy nie?

– Proszę wejść i powiedzieć, o co chodzi.

Energicznie przekroczyła próg i zaczęła rzucać słowami z prędkością karabinu maszynowego.

– Niedźwiedź, to znaczy miś, zachorował.

– Ale to chyba problem zoo, a nie pani? – zaśmiałem się.

– Oj, nie taki miś. Pan sobie żartuje, a ja mam problem. Wystawiamy dzisiaj przedstawienie w przedszkolu, ważnym bohaterem jest miś śpiący w jaskini, a człowiek, który miał odegrać jego rolę, cierpi na jakąś grypę żołądkową, czy coś. Dzieciaki gotowe, scenografia gotowa, a misia brak.

– A któryś z rodziców? – bąknąłem, czując nadchodzącą katastrofę.

– Nie ma szans.

– Ale ja mam dziś o czternastej daily.

– Co pan ma? Nieważne zresztą, bo do tej godziny będzie pan już wolny.

Ubodła mnie troszkę tym brakiem zainteresowania, ale cóż począć, bywa. Wędrowiec już wrócił do zwyczajowych rozmiarów, gdy poczułem na nim jej ciepłą dłoń.

– Pomoże mi pan? Odwdzięczę się. – Mrugnęła zalotnie.

– Upiecze pani tort?

Jej mina była bezcenna, a moje przyrodzenie wolne.

– Dobrze. Upiekę, ale zagra pan tego misia?

– Zagram – najwidoczniej nie potrafiłem jej odmówić – ale pozwoli pani, że się ubiorę i zadzwonię do firmy?

– Oczywiście.

Drań w korytarzu zachowywał się dziś nadzwyczaj obojętnie. Przyglądał się niby, ale jego emocje pozostawały niewidoczne. Ciekawe co knuje, bo to, co jemu przeznaczone, to już pewnie wiedział.

– A mamy chociaż szansę na małą kawę? – zapytałem błagalnie.

– Niestety, nie. Musi się pan przebrać i poznać szybko rolę – zadecydowała.

Poczłapałem więc bez zbędnej zwłoki w stronę szafy, oddając stery dowodzenia. Sam nie wiem, dlaczego zgodziłem się na ten szalony plan.

W przedszkolu przyoblekłem jakiś kosmaty strój i czułem się prawie gotowy do boju.

– Proszę się odwrócić, muszę panu wsadzić – wydała kolejny rozkaz.

– Pani wybaczy, ale nie przywykłem, by ktokolwiek mi coś z tyłu wsadzał – odpowiedziałem ubawiony.

– Proszę nie błaznować. Ogonek odpadł – dodała ze śmiertelną powagą.

Miś był wreszcie kompletny. Dzieci zajęte zabawą. Ona opierała się o stare pianino, które stało tam chyba od początku istnienia przedszkola. Nie mogłem się powstrzymać, by kosmatą łapą nie zacząć gładzić jej nóg. Poczynałem sobie coraz śmielej i zacząłem unosić brzeg sukienki. Bingo. Jak mogłem przypuszczać, pończoszki z delikatną koronką, jeszcze kawałek wyżej i … Trzepnęła mnie po łapie.

– Nie tutaj. Niech pan idzie za mną.

Nie powiem, by toaleta, w której właśnie się znaleźliśmy, zajmowała czołowe miejsce na liście miejsc wymarzonych do uprawiania seksu. Jednak ogień z jakim na mnie wskoczyła, rozproszył wszystkie wątpliwości i rozterki.

Udało mi się jakimś cudem wyłuskać malucha z okowów kostiumu i odsunąć pasek jej stringów, by znaleźć się w miejscu, na które czekałem od chwili, gdy wpadła do mnie rankiem. Kolejne trafne przewidywanie w sprawie stroju. Powoli poznawałem ją coraz lepiej i bardzo mi się to podobało. Jeszcze bardziej spodobały mi się wilgoć i ogień, które aktualnie napotkałem. Brakowało czasu na delikatność. Gwałtowne, szybkie spełnienie dopadło nas prawie równocześnie. Zdyszana, zsunęła się ze mnie, stając na drżących nogach. Poprawiła pasek stringów, jak gdyby chciała zachować w sobie jak najwięcej z tego, co przed chwilą każde z nas dało. Przykucnęła i złożyła czuły pocałunek na malejącej główce.

– Przecież nie chcemy pobrudzić stroju misia, nieprawdaż? – dodała i pochłonęła go w usta bez reszty.

Dzieci, oczywiście, zorientowały się, że coś jest na rzeczy.

– Prose pani, a cemu ma pani taką cerwoną buzie? – zapytał jakiś szkrab po powrocie do sali.

– Bo cieszę się na przedstawienie – odpowiedziała dość chyba przekonująco, wrócił bowiem do zabawy bez dalszych pytań. Mnie, na szczęście, nikt o nic nie pytał. Reszta też okazała się łatwa. Przetrwałem przedstawienie, zajmując miejsce w całkiem wygodnej jaskini oraz błaznując ku uciesze dzieciaków. W jej oczach widziałem wdzięczność. Po wszystkim podeszła do mnie.

– Dziękuję. Świetnie się pan spisał, w każdy możliwy sposób.

– Cieszę się, ale widzę, że coś panią męczy.

– Rodzice. A właściwie wizja spotkania z nimi – odpowiedziała cicho.

– Proszę mi oddać swoje majtki – szepnąłem jej na ucho.

– Ale jak? Po co? Tak na spotkanie z nimi bez? – Okazywała wyraźne zaskoczenie.

– To skutecznie odwróci pani uwagę.

– Może jednak jeszcze nie dzisiaj – odpowiedziała, nie do końca przekonana.

– To kiedy mogę liczyć na obiecany tort?

– W piątek wieczorem, zgoda? Ma pan potrzebny sprzęt, zrobimy go u pana.

Pasowało to do mojej wizji.

– Tak, piątek będzie idealny. Zobaczymy się jednak wcześniej, mam nadzieję?

– Myślę, że powinien pan już iść do pracy. – Cmoknęła mnie w policzek. – Oczywiście, jeszcze raz dziękuję. Te kosmate łapki są cudne, panie misiu.

No i narobiła. Wędrowiec znowu podniósł łeb, a ja mam przecież pracować. Te kobiety … sama słodycz.

Po kilku minutach dotarłem do firmy, w sumie to akurat chwilę przed codzienną odprawą. Zeszło trochę czasu w tym przedszkolu, ale jako szefowi przysługują mi w końcu jakieś przywileje. Ulubienica przeszła samą siebie w doborze stroju. O ile dekolt jeszcze umiarkowany, to spódniczka tak krótka, że w pewnych warunkach mogłaby zastąpić pasek. Powitała mnie czarującym uśmiechem, po czym, upuściwszy długopis, teatralnym gestem odwróciła się do mnie tyłem i trzymając nogi proste, wykonała pełen skłon ku podłodze. Szpilki, szewek pończoch, ich koronka i… piękna, lśniąca wilgocią kobiecość. Płatki pełne, każda para godna swej nazwy, soczyście wybarwiona, a do tego z głębi wyziera wyrazista perełka. Wszystko skąpane w rosie, gotowe, wyczekujące. Wyprostowała się i spojrzała na mnie z tryumfem. Musiałem mieć rewelacyjną minę. Rano przedszkole, teraz to. Moje biedne serce. Ale dość rozczulania się, durnieję widać od nadmiaru rozkoszy, której doświadczam. Prowadzenie spotkania okazało się za to koszmarem, dałem popis braku profesjonalizmu, plącząc się w słowach przy każdym spojrzeniu na dziewczynę. To więc drań zaplanował skrycie na ten dzień. Trudno. Jego boskie prawo, dam radę. Przetrwałem jakimś cudem do piątku, a na zakończenie cotygodniowej odprawy wyciągnąłem bożka.

– Kochani moi poddani – podjąłem próbę ukrycia stresu błaznowaniem – nadszedł moment, by przekazać tę oto cudowną figurę w kolejne ręce. Przyniosła mi ona moc niezapomnianych doznań. Mam nadzieję, że nie wyczerpałem całej mocy. Któż jest zatem następny w kolejności?

– Przecież szef wie, że ja – odezwała się ulubienica, patrząc wyczekująco w moje oczy.

– Proszę. Opiekuj się nim ładnie. – Podałem figurkę.

– Może być szef tego pewny. – Wyczekiwanie zmieniło się w jej oczach w ogień.

– Dobrze, kochani. Ogłaszam przyśpieszony weekend. Znajcie pański gest.

Pomruk zadowolenia przebiegł po sali, za to w jej oczach dostrzegłem drobny zawód. Otrząsnęła się jednak szybko, wzięła figurkę i wyszła ze wszystkimi.

Wróciwszy do domu usiadłem z kieliszkiem wiśniówki, gapiąc się w rozpalony troszkę bezmyślnie ogień w kominku. Oddałem moc w inne ręce, wrócę więc do normalności, do borykania się silną samokrytyką, do trudu i mozołu w zdobywaniu kobiecych względów. Zaczęła mnie dopadać depresja. Najbardziej chyba będę odczuwać brak sąsiedzkich wizyt, które zapewne ustaną. Z tej otchłani czarnowidztwa wyrwało mnie pukanie do drzwi.

– Wygląda pan na zaskoczonego – powiedziała, gdy zobaczyła mnie w progu. – A przecież obiecałam tort. – Uniosła siatkę pełną różnych produktów.

– Zupełnie zapomniałem. Proszę, niech pani wejdzie. – Zaproszenie okazało się nieco już spóźnionym, bo zdążyła śmiało przekroczyć próg. Nie pozostało mi nic innego, niż powlec się za nią do kuchni, którą momentalnie opanowała. Nie mogłem jej wszak odmówić. Seks, alkohol i słodycze, to rzeczy, których zazwyczaj nie odmawiam. Lubiła to samo, więc… Mieszała, dodawała, cudowała. Stałem jak słup soli, gapiąc się na jej wprawne ruchy. Jakaś niewidzialna siła w końcu pchnęła mnie w jej kierunku. Dłonie złapały z kraniec kiecki i uniosły w górę. Odwróciła się do mnie.

– Już myślałam, że się nie doczekam.

– Będzie miała pani cały tyłeczek biały od mąki.

– Myślę, że jakoś to przeżyję. – Wskoczyła na blat i objęła mnie nogami.

– Myślę, że tak. – Westchnąłem radośnie, zanurzając się w wilgotność.

Tort będzie musiał poczekać. Chyba wyślę draniowi kawałek kurierem, z podziękowaniem, bo jak nic, zostawił mi troszkę mocy na dłużej.

VIII

Siedziałem przy stole z filiżanką kawy w ręce. Z twarzy nie znikał mimowolny uśmiech. Część ludzi zapewne określiłaby go jako uśmiech sytego kocura, a mnie po prostu było dobrze. Wzrok kierował się na kanapę, a przed oczyma stawało to, co niedawno się tam wydarzyło. Chociaż minęło już kilka dni, odkąd przekazałem figurkę w inne ręce, sąsiedzkie wizyty nie ustały. Miałem wrażenie, że nabrały wręcz nowej jakości. Nie czułem się wspomagany przez magiczne siły, ale normalnie pożądany. Ona stała przede mną, mówiąc prosto w oczy:

– Mam dziś tylko krótką chwilę.

Podszedłem i uwolniłem ją od bluzeczki.

– Pozwoli pani, że to też zdejmiemy. – Znacząco zerknąłem na stanik. – Miałabym ochotę wycałować te skarby.

– Pyta pan o pozwolenie? Oczywiście. Nawet pomogę.

– Myślę, że to nie będzie potrzebne. Radzę sobie z zapięciami. – Stanik wylądował na podłodze, a ja nie czekając na dalsze zezwolenia, pozbawiłem ją też spodni.

– Faktycznie, zapiąć pan potrafi.

– Świntuszka z pani.

Uśmiechnęła się szeroko i obejmując za szyję, wskoczyła na ręce.

– Teraz ma mnie pan całą.

– A niby jak mam teraz zdjąć pani majtki?

– Teraz to proszę mnie zanieść na kanapę i przykryć kocem, a ja sobie popatrzę jak pan się rozbiera.

Posłusznie wykonałem polecenie. Rozebrałem się, a chociaż według mnie atrakcyjność mego ciałka pozostawała dyskusyjna, jej wybitnie się podobało. Wzrok skoncentrowała dziś na moich udach. Zawsze siedzi mi w głowie jakiś złośliwy chochlik, który korci, by psocić. O choćby pozostać nago, ale w skarpetkach. Ponoć to najbardziej podniecający dla kobiety widok świata. Spojrzałem na nią. Zrzuciła z siebie koc i z wyraźnym rozbawieniem obserwowała moje zabiegi.

– Coś pan strasznie dziś marudzi z tym rozbieraniem, a ja tu stygnę.

No nic, skarpetki też jednak opuściły moje stopy, w końcu nie mogę jej zbytnio onieśmielać. Za to wędrowiec zdecydowanie ożywił się na roztaczający się przede mną widok.

– Pani podniesie tę pupę, też chcę panią całą nagą.

– Tak jest. – Wdzięcznie zasalutowała i karnie uniosła tyłeczek.

Sprawnie pozbawiłem ją tych gustownych koronek, odrzucają gdzieś za siebie. Rozsunęła nogi, dając sygnał, gdzie pragnie ugościć mnie najbardziej. Klęknąłem między udami. Palec wskazujący dotknął jej ust. Nabrał wilgoci i zaczął dzielenie ciała dziewczyny na pół, aż dotarł w okolice o wiele wilgotniejsze. Jego miejsce zastąpił kciuk, gdy reszta dłoni pieściła wzgórek. Wędrowiec był gotów, by znów zagłębić się w tę rozkoszną dolinę. Pochyliłem się nad nią. Złapała mego przyjaciela w dłoń, kierując nim we właściwy sposób. Najpierw jednak roztarła jego czubeczkiem wilgoć, rozdzielając przy okazji płatki. Pchnąłem zdecydowanie, do samego końca. Ledwie zdążyła wycofać dłoń. Najwidoczniej tego jednak właśnie chciała. Jęknęła dziko, oplotła mnie nogami, dociskając do siebie jeszcze mocniej. Wychodziłem i wracałem, ocierając się raz o jedną, raz o drugą stronę, by po dobiciu, gnieść niemiłosiernie jej perełkę. Nieskończone pokłady wilgoci wypływały w ilości tak wielkiej, że cały worek wędrowca aż ociekał. Pierwsze drobne skurcze zachęciły do jeszcze intensywniejszej eksploracji. Nie trwała długo, nie mogła. Od pierwszego naszego zbliżenia owładnęła mną obsesja wilgoci. Gorąco zalało gościnne wnętrze, a jej pojedyncze skurcze zamieniły się w jeden olbrzymi. Sapiąc ciężko, opadłem na dziewczynę, omal nie rozgniatając. Szczególnie usta, zmysłowe i nieustannie kuszące. O dziwo, nie skarżyła się. Sprawiała wręcz wrażenie, że to zniewolenie moim ciężarem bardzo jej odpowiada. Rozejrzałem się wokół i nagle parsknąłem śmiechem.

– Co pana tak bawi?

– Może pani wytłumaczyć, co pani majtki robią na mojej lampie?

Śmiejąc się, zaczęliśmy akrobatyczne przetasowanie na kanapie, w wyniku którego jej głowa spoczęła na moim torsie, a ja mogłem zatopić nochal w pachnących włosach dziewczyny. Nie potrafiłem również powstrzymać się od głaskania pleców.

– Czy mi się wydaje, czy robi się pan jakiś taki romantyczny?

– Raczej stary i muszę złapać oddech.

– Nic z tych rzeczy. Przecież czuję.

– Proszę mi tu nie psuć reputacji samca alfa.

– Jeszcze brakuje beknięcia, strzału w tyłek i pytania, co do żarcia?

– O żarcie potrafię zatroszczyć się sam. Teraz naszła mnie jednak ochota na inną przekąskę.

– Czyli?

Wyswobodziłem się i uklęknąłem na podłodze. Złapałem kruszynę za nogi i usadowiłem rozwartą na brzegu kanapy.

– Właśnie na to. Od dawna pragnąłem to zrobić.

Wyraz jej twarzy przedstawiał zaskoczenie, aczkolwiek nie bez  wyraźnego śladu zadowolenia.

– Ale jak, tak teraz? Dlaczego? Robił pan to kiedyś?

– Tyle pytań. Teraz, zaraz, natychmiast. Bo jest pani nadal taka pobudzona, a ja już zapomniałem, jaki to cudowny smak.

Otworzyła się z pełnym zaufaniem. Język wędrował wzdłuż całej szczelinki. W górę trącając perełkę, w dół wślizgując się w środek. Perfekcyjna mieszanina smaków, ze znaczącą jednak przewagą jej własnych. Cała sierść na moim pysku pokryła się tym nektarem. Złapała mnie za głowę, odciągając od łona.

– Dość. Chcę pana pocałować.

– Chyba teraz ja powinienem udać zdziwienie?

– Chcę i już – powiedziała stanowczo i osunęła się na moje uda, zatapiając wargi w moich ustach. Ponownie oplotła mnie nogami. Wędrowiec nieśmiało wystawił łeb, muskając czubkiem  kobiecość. Soki spływały po skórze.

– Podniesie się pani na chwilkę?

Bez słowa uniosła się nieco, bym mógł usiąść w pozycji lotosu. Spojrzała w dół i przerwała ciszę.

– Da pan radę, staruszku?

– Ledwo, ale mam chęć. Wilgoć sprawia cuda. Koniec dyskusji jednak, ktoś tu czeka na panią, z nadzieją, że się na nim powierci.

Opuściła się, przyjmując ponownie mego najlepszego przyjaciela. Pozwoliłem jej nadawać rytm, a ona nie ustawała w całowaniu kosmatej mordki. Chciałem ją złapać za pośladki, jednak to ona pochwyciła moje dłonie, rozkoszując się nimi. Kręciła tyłeczkiem powoli, delektując się każdym ruchem. Gorące, pełne piersi przylgnęły do mojego torsu. Nie doszło jednak do powtórnego szczytu. Ważniejsze okazały się harmonia i radość. Cieszyłem się z tego jak dzieciak, więc chyba faktycznie robię się romantyczny.

– Przyszłam tylko na chwilkę, a pan, jak zwykle, zawrócił mi w głowie.

– Czy to reklamacja? – zapytałem z uśmiechem.

– W żadnym wypadku.

Cmoknęła mnie w policzek i zniknęła za drzwiami.

Cudowne wspomnienie, a to dopiero ranek. Ech, a teraz czas na powrót do rzeczywistości i rozmowę z ulubienicą. Zapowiedziała się już, więc się nie wywinę.

Gdy wszedłem do biura, bożek wyszczerzył się na mój widok,  zupełnie tak, jak wtedy, gdy mieszkał jeszcze u mnie. Teraz jednak stał czujnie na jej biurku. Dziwne, że nie zabrała go do domu. Czy tak chciała oznaczyć teren łowiecki?

– Dzień dobry szefie. – Usłyszałem zza pleców. – Możemy porozmawiać?

– Dzień dobry. Oczywiście, przecież się umówiliśmy.

Nie lubię biur typu open space. Koszmar imitujący grupę, klient jednak decyduje, gdzie pracuje jego zespół, więc moje pojęcie wspólnoty niespecjalnie się liczyło. Zero prywatności, z małym jednak wyjątkiem.

– To zapraszam do pokoju relaksacyjnego. – Wskazałem drogę, bardziej z uprzejmości, niż z potrzeby. Czułem, że coś mnie pcha, by rzucić się na nią, jednocześnie wiedziałem, że gra toczy się teraz na jej zasadach. A może na zasadach bożka? Po wejściu do środka przekręciłem klucz w zamku, starając się zagwarantować maksimum prywatności. Stała tyłem do mnie. Ubrana niewyzywająco, w bluzeczkę i nieprzesadnie dopasowane spodnie. Kobieco, ale gustownie. Sam nie wiem, co mnie popchnęło, podszedłem bliżej i odgarniając jej włosy, palcami musnąłem uszy, by po chwili dotknąć szyi. Zaczęła rozpinać guziki bluzeczki. Dłonie wyruszyły na dalsze poszukiwania. Przeszły na obojczyki, rozchylając kołnierz i powodując, że materiał zaczął zsuwać się z ramion. Czułem chłód własnej skóry, chyba ze zdenerwowania. To, co teraz robiłem, ewidentnie kwalifikowało się jako molestowanie. Byłem jej przełożonym i coś takiego nie miało prawa się wydarzyć, choćby pchało nas do tego całe stado barbarzyńskich, pierwotnych totemów. Działo się jednak, a ja nie potrafiłem się powstrzymać. Niby przypadkiem trąciłem sterczące brodawki. Jej oddech stał się płytszy i wyraźnie przyśpieszył. Palce przesunęły się od ramion ku środkowi tułowia, wzdłuż podstawy piersi. Poznawałem manualnie to, co tak kusząco prezentowało się, gdy rozchyliła płaszcz w korytarzu mojego mieszkania. Uniosła ręce i złapawszy mnie za kark, ściągnęła głowę tak, bym oparł ją na jej ramieniu. Ścisnąłem drobne brodawki, a usta zaczęły całować szyję. Odchyliła się odrobinę, by dać jeszcze lepszy dostęp. Opuściłem jedną z piersi, próbując dotrzeć niżej. Zatrzymała mnie jednak, zanim osiągnąłem cel. Krążyłem wokół pępka, podejmując kolejną próbę, znów jednak zablokowaną. Pozostałe pieszczoty przyjmowała z wyraźną ochotą, pozwalając muskać uda, o ile nie zbliżam się zbytnio do łona. Łapiąc za biodra, przyciągnąłem jej drobne, półnagie ciało, sadzając ostatecznie na kolanach. Pozwoliła całować drobne piersi, by nagle uchwycić właściwy moment i zatopić się w moich ustach. Dłonie niecierpliwe pieściły ciało. Oderwałem się od gorących warg. Przygryzałem brodawki do granicy bólu, który od razu łagodziłem pocałunkiem. Niezwykła kombinacja ssania, przygryzania, pocałunków i dotyku, spowodowała, że zaczęła wiercić się niespokojnie, dyszeć i mruczeć z zadowolenia. Wiele bym dał, by móc sprawdzić mój wilgotny fetysz. Poznać, czy tam również nie ubrała dziś bielizny. Jednak to jej dłoń nagle spoczęła na wypukłości moich spodni. Tak, jak gdyby moje niespełnienie dodatkowo ją napędzało. Zacisnęła uda i prężąc się na moich kolanach, zaczęła jęczeć, próbując zagłuszyć dźwięk przez zaciśnięte zęby i boleśnie wbijając paznokcie w moje  ramię. Oddech uspokoił się równie szybko, jak przed chwilą przyśpieszył, uniosła się z kolan. Ubrała się, nawet na mnie nie patrząc.

– Szefie, dziękuję za dzisiejszą rozmowę. Mam nadzieję, że następnym razem omówimy również inne tematy. – Skinęła głową w kierunku mojego rozporka.

Po jej wyjściu siedziałem oniemiały. Bożek zwyciężył? Jego moc jest naprawdę tak olbrzymia, czy też ja taki słaby? A może dostarczył właśnie kolejnego dowodu na poparcie mojej teorii małych piersi? Temat na doktorat? Resztę dnia przeżyłem chyba jedynie na zasadzie odruchów bezwarunkowych. Całe życie toczyło się gdzieś obok. Tylko każde przejście obok jej biurka i szczerzącej się figury potwierdzało, że to się dzieje. Mieszkanie powitało za to pustką. Nawet filiżanka kawy nie cieszyła. Zapasy czekolady gdzieś wyparowały, pozostało zajrzeć do barku, czy nie zabłąkała się tam jakaś zapomniana butelczyna. Znajome pukanie do drzwi. Chociaż każde z nas miało swój świat i pełne prawo do niezależności, trochę obawiałem się tego spotkania. Stała w progu, z opuszczonymi oczyma. Wciągnąłem ją więc do środka.

– Czy coś się stało?

– Tak, nie, nie wiem. Chyba zasłużyłam na solidne lanie.

Przemoc fizyczna wobec kobiet nie kręciła mnie zupełnie, a po moich dzisiejszych wyczynach tym bardziej nie czułem się do karania uprawniony.

– Chyba?

– Chyba. Poszłam do …

– Ciiii… – Zamknąłem jej usta pocałunkiem. – Nie musi pani niczego wyjaśniać. Nie mam prawa pani karać.

– Ale …

– Nie. – Przypomniało mi się, że coś dla niej przygotowałem.

– Ale ja chyba tego właśnie potrzebuję. Niech mnie pan ukarze, jakkolwiek, sama nie wiem.

Pociągnąłem ją za sobą do salonu. Usiadłem na krześle, ustawiając dziewczynę na środku pomieszczenia. Stała potulna, gotowa na wszystko. Rozpiąłem jej spodnie i opuściłem na kostki razem z majtkami. Ucałowałem gładkość, po czym kazałem przełożyć się przez kolana jak do lania. Nie chciałem jednak sprawiać bólu. Klaps miał być tylko symbolem, którego pragnęła. Zaraz za nim spoczął na ślicznym tyłeczku pocałunek. Palce za to zwiedziły rozkoszne płatki. Sięgnąłem po przygotowaną niespodziankę. Wsunąłem końcówkę nowego przyjaciela w jej wnętrze. Zacisnęła nerwowo swój skarb przed nieznanym. Dopiero kolejne pocałunki rozluźniły ją ponownie. Wniknął głębiej i zaczął cichutko powarkiwać. Czułem, że przypadł dziewczynie do gustu, wyszeptała jednak:

– Chcę pana.

Pomogłem jej wstać, starając się, by nowy gość nie opuścił wnętrza. Dopiero gdy się wyprostowała, wysunąłem go delikatnie i odstawiwszy, uwolniłem wędrowca. Usiadła na nim tyłem, a ledwo go pochłonąwszy, zaczęła nadawać tempo. Warczący znów znalazł się w mej dłoni i dotknął czubeczkiem jej perełki, a gdy przesunąłem nieco dalej, również i mnie udzieliły się jego wibracje. Nie musiałem długo czekać na jej szczyt, podobnie jak i na własny. Siedziała spokojnie, wyciszając emocje, pozwalając, bym opuścił ją mięknąc. Pocałowała mnie.

– Dlaczego w taki sposób?

– By dała mu pani moje imię.

– Pana, po co?

– Będę wtedy blisko, nawet gdy mnie nie będzie.

– Pan naprawdę jest romantyczny.

– Możliwe, raczej jednak szalony. Przyjmie pani prezent?

– Myślę, że tak, ale …

– Ale? Chcę, by była pani spełniona, zasługuje pani na to.

W oczach dostrzegłem łzę. Nie wiem, czy bożek był ze mnie dumny, czy też wręcz przeciwnie. Trudno, jego problem, ona jest o wiele ważniejsza.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Kolejny odcinek „Bożka” przeczytałem z przyjemnością, widząc, jak nasz bohater staje się nieco głębszy, bardziej skomplikowany, a może po prostu – romantyczny, co zarzuca mu jego kochanka z wyższego piętra. Cieszę się również, że do przodu ruszył wątek ulubienicy z pracy. Skoro na naszego bohatera spłynęła magia bożka, grzechem byłoby ją wykorzystać tylko w stosunku do jednej niewiasty – tym bardziej, że skurczybyk działa teraz na dwa fronty 🙂

Mam nadzieję, że wbrew słowom narratora, nie zniknie zbyt szybko z życia obydwu pań. Pomysł na scenę w przedszkolu świetny, szkoda, że nie została bardziej rozbudowana w jej komicznym aspekcie. Ogólnie, podobało mi się, proszę o więcej!

Pozdrawiam
M.A.

Dziękuję za Twe życzliwe słowa. Bożek przewrotną naturę ma i oprócz mocy ogromnej, psikusy robić lubi. Cieszę się, że sprawiłem przyjemność tym tekstem. Kolejny wolą bogów zapewne też tu zawita 😉

Stwierdzam, że ten cykl jest świetną odtrutką na świąteczną podniosłość i obżarstwo 🙂 soczystość scen mam wrażenie wzrosła, szczegółowość opisów również. I oby tak dalej!

Pisząc go, nie spodziewałem się, że będzie poprawiać trawienie, ale podoba mi się taki efekt uboczny 😉 Dziękuję i zapraszam do dalszej lektury 🙂

Kapitalna seria, co parę minut parskam śmiechem podczas lektury. Szkoda, że odcinki nie pojawiają się częściej!

Dziękuję 🙂 Niestety „produkcja” zawsze trochę trwa, a i publikacja też. Z dobrych wieści, kolejny odcinek się robi 😉

Napisz komentarz