
Arthur Hugues, „La belle dame sans merci”
58
Zasypany śniegiem gródek tana Arnolda, czy raczej obecnie Aurory, sprawiał wrażenie, jak gdyby wojenne zmagania sprzed kilku miesięcy wcale nie miały miejsca. Spaloną bramę naprawiono, biały puch przykrywał inne ślady zniszczeń. Tylko ludzi widziało się mniej, może to jednak zła pogoda skłoniła ich do ukrycia się w chałupach. Nieliczni, którzy strażowali na wałach albo wykonywali jakieś prace gospodarskie obrzucali Marcusa i towarzyszącego mu sir Lucjusza ponurymi spojrzeniami. Nawet w słabym świetle zapadającego zmierzchu przynajmniej niektórzy musieli rozpoznać chłopaka, który przecież gościł tu przez dłuższy czas, ale wobec obecności dziewczyny powstrzymywali się przed wyrażaniem otwartej wrogości.
– Masz szczęście, że wszyscy uważają śmierć ojca za dzieło przeklętej młodej wiedźmy, nie twoje. W przeciwnym razie nawet ja nie zdołałabym ich powstrzymać i nie ośmieliłabym się ciebie tutaj sprowadzić.
To Aurora, nadal przepełniona otrzymaną od chłopaka mocą, powstrzymywała napór śnieżycy i umożliwiła przeprawę przez zaspy. Woleli nie ryzykować. Wjechali na dziedziniec i zajęli się końmi.
– Mam nadzieję, że nie podzielasz ich zdania? Tana Arnolda zabiła lady Berengaria, Berenika nie ponosi tutaj żadnej winy.
– Ale też jest wiedźmą, a tamta podszywała się oraz nadal podszywa, jak twierdzisz, pod postać twojej pani i małżonki. A zresztą, przez długi czas winiłam ciebie.
– Jak radzisz sobie z władaniem grodem i poddanymi? – postanowił zmienić temat.
– To nie są moi poddani, tylko wolni członkowie klanu.
– Ale wykonują twoje rozkazy, czy może prośby?
– Ktoś musi wszystkim zarządzać, ojciec cieszył się prawdziwym szacunkiem, ja staram się na podobny dopiero zasłużyć.
– Jak sądzę, nie przeszkadza w tym to, że posiadasz największe ku temu zdolności oraz najlepiej władasz mocą?
– Nie przeszkadza, ale też nie wystarcza – ucięła rozdrażniona, wychodząc ze stajni.
– Dobrze, że wróciłaś przez nocą, panienko. Czekam z wieczerzą. – To Marta stanęła w otwartych drzwiach dworzyszcza. – A i ciebie miło widzieć, młody paniczu. – Przynajmniej ktoś zdawał się cieszyć na widok Marcusa. – Zawsze mówiłam, że pasujesz do naszej dziewuszki i nie powinna cię wypuszczać.
– Witaj, Marto. Jestem głodny jak wilk i liczę na twoje specjały.
– Rzeczywiście, wydajesz się zabiedzony, paniczu, ale szybko cię odkarmię. Ciebie również, panie – Marta zwróciła się do Lucjusza. – Szczerze mówiąc, wyglądasz jeszcze gorzej, a podobno też jesteś księciem. I bardzo dobrze, obydwaj przydacie się panience jak znalazł. Bardzo się przydacie, tylko musicie zacząć dobrze jeść.
– Marto! – Już w przedsionku, zdejmując futrzany kaftan, Aurora próbowała zgromić gospodynię spojrzeniem.
– A co, czy nie mówię prawdy? Potrzebujesz mocy, panienko. Wszyscy chcemy, żebyś zebrała ją jak najszybciej i jak najwięcej. Wtedy nikt nam nie zagrozi, a tamci od Śnieżnego Niedźwiedzia albo ci głupcy znad Białej Rzeki będą trzymali się z daleka.
– Marto, proszę cię. Podaj lepiej wieczerzę, bo rzeczywiście jesteśmy głodni.
– Wszystko już gotowe, to ważne, żeby młodzi panicze z Południa nabrali sił.
Aurora poddała się i zrezygnowała z prób uciszenia gadatliwej gospodyni. Potrawy nie zawiodły oczekiwań Marcusa, proste, pożywne i obfite, smakowały wybornie po dwóch tygodniach obywania się zapasami zabranymi z zamku, a przyrządzanymi przez pozbawionych chyba zmysłu smaku barbarzyńców. Popijał niezłym piwem, zaoferowanym łaskawie przez Martę, która traktowała go niczym odzyskanego po latach syna, a przynajmniej siostrzeńca. Nawet Lucjusz, początkowo niechętny i pogardliwy, zmiękł trochę, pokonany luksusem spożywania naprawdę ciepłych potraw. Nie potrafił tylko przekonać się do piwa i niezręcznie spytał o wino, narażając się na niechętne spojrzenie Marty.
– Wybacz, panie, ale ziemie Północy nie rodzą wina, a nie mamy możliwości sprowadzania tego trunku z Królestwa – Aurora zadała sobie trud ratowania konwersacji.
– To dobre dla słabeuszy z Południa – prychnęła zirytowana gospodyni. – Piwo dodaje wigoru w walce oraz w łożu. Wypijesz je szybko i jesteś gotowy ruszać z oszczepem do boju. A wino tylko wszystko opóźnia i niepotrzebnie komplikuje nawet najprostsze sprawy, jak to się dzieje w tym waszym Królestwie.
– Marto, sir Lucjusz jest zmęczony. Przygotuj może kąpiel i wskaż mu jego izbę. Ja porozmawiam jeszcze z Marcusem, a on napije się tego tak zachwalanego piwa.
– I bardzo dobrze, myślę, że naszemu księciu drogi do jego izby wskazywać nie będzie trzeba?
– Marto, idź już wreszcie!
Po wyjściu gospodyni Aurora grzebała jeszcze przez chwilę drewnianą łyżką w resztkach potrawki.
– Jak widzisz, masz tutaj potężnego sojusznika, Marcusie. Od bardzo dawna suszy mi tak głowę.
– O co chodzi z tymi Śnieżnymi Niedźwiedziami znad Białej Rzeki?
– To nie jeden, tylko dwa różne klany. Dopóki żył ojciec, trzymali się z daleka. Teraz uznali, każdy osobno, że jesteśmy bliskimi kuzynami i powinniśmy się do nich przyłączyć. Też mi pomysł! Na szczęście są na tyle skłóceni, że pilnują się wzajemnie i nie odważyli na otwarty atak. Kto wie, czy nie nabiorą jednak odwagi, gdy rozejdą się wieści o tym, że mogę nosić syna księcia z Południa. Strach popchnie ich do działania.
– To dlatego tak bardzo potrzebujesz mocy? I dlatego odprawiłaś Martę?
– Marcusie, to nie tak. Naprawdę ci wierzę, naprawdę ucieszyłam się z twojego powrotu i naprawdę nie chodzi mi tylko o tę przeklętą moc!
– Ona na pewno nie zaszkodzi. Niedźwiedzie i głupcy znad Rzeki będą trzymać się z daleka, inni zresztą też, gdy tylko dowiedzą się, że książę powrócił i dysponujesz potężnym źródłem tej przeklętej mocy.
– Czy ona zawsze musi wszystko zepsuć?
– Zepsuła już bardzo wiele. Na Południu wielkie damy i szlachetnie urodzeni panowie pozostają w jej władzy, z jednych czyni niewolników, innych popycha do strasznych czynów. Niektórych sama doświadczyłaś, ale nie wiesz o wszystkich. Masz jednak rację, aby przerwać ten krąg muszę ci zaufać. W końcu przybyłem, by prosić o pomoc. Pomoc, której tylko ty możesz udzielić.
– Już to obiecałam i dotrzymam słowa. Chociaż nie bardzo pojmuję, w czym mogłabym się przydać. Masz już moją wiedzę, a mocy ci nie brakuje. My tutaj nie zbieramy jej nigdy wystarczająco dużo, by poważnie zagrozić wiedźmie.
– Moja moc nie działa przeciwko Berengarii, to dlatego przegraliśmy i musiałem uciekać.
– Przecież działała, sama jej używałam. Mocy uzyskanej właśnie od ciebie. Ty również to czyniłeś.
– Magiczna siła nie zadziała przeciwko władczyni magii, która jako pierwsza wzięła do łoża i uczyniła swym kochankiem gromadzącego ją mężczyznę szlachetnej krwi. Przynajmniej tego nauczyłem się po naszej klęsce.
– Ale przecież…
– Lady Berengaria nie była moją pierwszą, władającą mocą kochanką. To dlatego nasze czary działały wtedy przeciwko niej. Zmieniło się to w chwili, gdy zabiła tę panią magii, która jeszcze w Międzyrzeczu wzięła mnie do łoża. Szukała jej od dawna, aż w końcu znalazła. I teraz to ona zyskała odporność, jako następna w kolejce.
– W Międzyrzeczu? A więc to nie była Berenika? Czyżby to jednak ta twoja jakoby mało urodziwa siostra?
– Nie… Wtedy nie znałem całej prawdy. Uwiodła mnie własna matka, szlachetna margrabina Miranda, wielka pani Królestwa. Uwiodła niczym ulicznica, udając służącą. Chciała oszukać wiedźmę i przypłaciła to życiem. Ta służka, chociaż niczego nieświadoma, również. Z mojej winy, bo jak głupiec zdradziłem jej imię czarownicy. Nie wiedziałem, jakie to ma znaczenie.
– To, co wyprawiacie w tym waszym Królestwie, to co wyprawiają te jakoby szlachetnie urodzone damy, nie mieści się w głowie. Może jednak Marta ma rację, wino miesza wam rozum. Bo nawet ci durni Niedźwiedzie albo głupcy znad Rzeki nie wymyślili by czegoś takiego.
– Może to prawda. – Marcus pociągnął solidny łyk piwa.
– Nadal jednak nie rozumiem, w jaki sposób mogę pomóc. Bez ciebie nie zbierzemy tu wystarczająco wiele mocy, by zagrozić starej wiedźmie.
– Jest jeszcze Lucjusz, nie przywiozłem go tutaj, a prawdę mówiąc porwałem, tylko po to, by nie wpadł w ręce Berengarii. Berenika nie brała trzeciego męża do łoża i nie korzystała z jego mocy przed tą nieszczęsną bitwą, zrobiła to dla mnie i dlatego tak łatwo przegraliśmy, ale wyruszając na wojnę zdjęła ochraniacz i uwolniła chłopaka. Miała taki dziwny kaprys, ale to daje nam szansę. On może gromadzić moc, moc na którą wiedźma nie jest odporna, bo nie zdążyła uczynić Lucjusza swoim kochankiem.
– A więc chcesz, żebym…
– Nie, to nie wystarczy. Nie obraź się, ale nawet z mocą Lucjusza możesz nie poradzić sobie z czarownicą w otwartej walce. Ona również regularnie korzysta z dostarczycieli magicznej siły, przynajmniej kilku, będzie miała się na baczności i zna mnóstwo sztuczek. Nie chcę zresztą, żebyś samotnie stawała przeciwko niej. Ja nie zdołam w niczym pomóc.
– To jaki masz plan?
– Potrzebujemy innych kobiet z twojego ludu potrafiących gromadzić moc i posługiwać się czarami. Przynajmniej kilku, które kolejno wezmą Lucjusza do łoża.
– Chcesz wypchać je magią tego chłystka i rzucić przeciwko wiedźmie ze Złotej Bramy? Myślisz, że okażą się lepsze ode mnie? Niby z jakiej racji miałyby przystać na coś takiego? I dlaczego ja sama miałabym przystać na to, żeby brały moc i nasienie od, było nie było, szlachetnie urodzonego księcia z Południa? Na pewno będą próbowały począć synów z jego krwi.
– I dlatego się zgodzą, choćby Ragnega.
– A dlaczego ja sama miałabym oddać im taką przysługę?
– Bo cię o to proszę, bo to szansa, żeby pozbyć się wiedźmy.
– Uważasz, że zdołasz najechać z nimi Królestwo i zagrozić czarownicy? Na to moc Lucjusza nie wystarczy.
– To prawda, nie wystarczy. Mam co prawda wrażenie, że odkąd nie noszę ochraniacza, moja siła odradza się szybciej. Lucjusza i wszystkich innych panów też może to dotyczyć. Ale Berengaria, udająca Berenikę – prawowitą księżną Siedmiu Bram, w razie bezpośredniego ataku Ludu Północy uzyska pomoc innych władczyń mocy z Królestwa. Sama też nie byłaby zresztą bez szans. Nie mam zamiaru ruszać na żadną otwartą wojnę.
– To co chcesz zrobić?
– Spotkać się z nią tutaj. Prędzej czy później zostanie zmuszona, by wyruszyć na Północ. I to raczej szybko, gdy tylko utrwali odzyskaną władzę.
– W środku zimy?
– Mając dość mocy, zdoła bez trudu poprowadzić spory orszak, chociaż może nie armię. Ja też tak zrobiłem.
– Zaryzykuje samotną wyprawę?
– Będzie musiała. Po pierwsze, nie może zostawić mnie tutaj bez ochraniacza, sama wiesz dlaczego.
– Prawda, tego Lucjusza również. Nietrudno domyślić się, jakie masz wobec niego plany.
– Może nie wiedzieć o tym, że on nie nosi pierścieni. Ale tak czy inaczej, sir Lucjusz, oficjalny i prawowity trzeci małżonek księżnej Siedmiu Bram, uprowadzony siłą do dzikich barbarzyńców, potrzebuje pomocy. Błagał o to panią i żonę za pośrednictwem matki, hrabiny Lawinii z Wysokiego Lasu, dopilnowałem tego. Lady Lawinia też z pewnością nalega, by poślubiona małżonka pomogła jej synowi. Szlachetna pani będzie musiała coś zrobić, w końcu opieka nad mężami to jej obowiązek, wszyscy tego właśnie oczekują od wielkiej damy Królestwa. Pewna własnej siły i mając do załatwienia sprawy, które woli utrzymać w tajemnicy, wyruszy na Północ. A ja będę na nią czekał.
– Twoja moc nie działa przeciwko wiedźmie, zapomniałeś?
– Wykorzystam moc Lucjusza. Nie za twoim pośrednictwem, ale z twoim udziałem.
59
Przepowiednia Marty o tym, że Marcusowi nie trzeba będzie wskazywać drogi do jego kwatery, okazała się nader trafna. I to nie dlatego, że przydzielono mu tę samą izbę, którą zajmował poprzednio. O tym zresztą miał się dowiedzieć dopiero następnego dnia, a raczej późnym porankiem. Tymczasem kwestia ta ustąpiła miejsca znacznie ważniejszym zajęciom i o wiele bardziej intensywnym wrażeniom.
Kochali się z Aurorą długo i bardziej spokojnie niż w środku pokrytej śniegiem, przewiewanej lodowatym wiatrem równiny. Dziewczyna pomogła mu w zrzuceniu ubrania, on usłużył jej w ten sam sposób. Objęli się ramionami, przywarli w poszukiwaniu ciepła, odnaleźli usta. Gładził ją po plecach, przesunął dłonią w górę, wzdłuż kręgosłupa, pieścił włosy i nasadę szyi. Domyśliła się, że on również lubi podobny dotyk i odwzajemniła się z właściwą sobie hojnością. Pochylił głowę i całował sterczące sutki, ściskał w ustach, lekko przygryzał. Ona uczyniła to samo z uszami chłopaka, rozczesując palcami włosy. Może również pragnęła identycznej pieszczoty i wskazywała drogę? Niestety, nabrał ostatnio pewnego urazu wobec pukli, loków czy kosmyków zdobiących głowy pięknych dam i unikał bardziej zdecydowanego dotyku. W zamian objął Aurorę w talii i popchnął w kierunku pokrytego skórami łoża. Opadli łagodnie w dające szorstkie ciepło posłanie. Zamortyzował jej upadek i płynnie poszukał dłonią innego miejsca pokrytego kępką włosów. Przebył je niczym wytrawny wędrowiec, odnajdując ukrytą w gęstwinie studnię. Studnię, którą pragnął napełnić wilgocią. Pracował nad tym usilnie, ujmując najbardziej wrażliwy punkt w trzy palce. Ona również nie traciła czasu i pochwyciła własną zdobycz, nader już znaczących rozmiarów. Skoncentrowała się na spodniej stronie fallusa, jak lubił najbardziej i jak musiała to zapamiętać. Jęknął, czując budzącą się rozkosz. Uznając to za sygnał do bardziej zdecydowanych działań odepchnęła lekko chłopaka, dociskając dłońmi tors i skłaniając do nieruchomego zlegnięcia na łożu. Pochyliła się i zamknęła najważniejszy obecnie fragment osoby Marcusa w inny rodzaj uścisku. Wargi, zęby i język dziewczyny przystąpiły do ożywionej pracy, zatapiając fallusa w gorącej, wilgotnej i pełnej życia jaskini. Ponownie podjął pieszczotę szyi Aurory, tym razem przeczesał palcami włosy. Przecież zawsze lubił ich jedwabisty dotyk i złe wspomnienia nie zdołają odebrać mu tej przyjemności. Lekkie zaciśnięcie ust wywołało kolejny jęk bólu, połączonego narastającą rozkoszą. Tak, gdzieś w głębi budziła się do życia znajoma, gorąca lawa, wzbierając jeszcze powoli, ale zapowiadając już niepowstrzymany, triumfalny pochód. Chciał uniknąć tak szybkiego spełnienia, przecież tym razem nie chodziło o tę przeklętą moc. Spróbował delikatnie odsunąć głowę dziewczyny, ale ta nie zamierzała oddać zdobyczy i wzmocniła uścisk warg oraz tempo pracy języka. Jęknął ponownie, przybór stał się w wyraźny sposób bardziej znaczący.
– Proszę, zaczekaj. Nie chcę tak szybko…
– Ale może to ja chcę poczuć cię jak najszybciej – odparła, nieopatrznie uwalniając jednak przy tym pochwycony uprzednio łup. Wykorzystał okazję, tym razem to on popchnął Aurorę, a gdy opadła na skóry, wbił się głową i ramionami pomiędzy jej uda.
– Chwilę poczekasz, moja pani.
Nie tracił więcej czasu na próżne przemowy, docisnął dłońmi skórę powyżej łona dziewczyny, delikatnie, bo przypomniał sobie o jej stanie, nie stawiała zresztą oporu, odsłaniając w ten sposób i wywabiając kwiat rozkoszy. Usta szybko przywarły do otwierającego się pąka, język podjął znajomą pracę. Przesuwał czubkiem z lewa na prawo i z powrotem, w poprzek najwrażliwszego punktu, w taki sposób mógł czynić to z największą prędkością. Uniosła nogi, wspierając stopy na ramionach chłopaka. Poczuł, jak drży, posłyszał coraz głośniejsze jęki. Zmienił rytm pracy języka, przesuwał nim teraz z góry na dół. Wymagało to poruszania całą głową, wiedział z doświadczenia, że nie utrzyma długo takiego tempa. Ale zwykle wystarczało mu sił i zwycięsko dochodził do celu. Pamiętał jeszcze, by docisnąć biodra do szorstkiej skóry posłania. Nie na tyle, by wywołać niewczesny wytrysk, ale pomagało to utrzymać stan odpowiedniego pobudzenia.
Ciało Aurory zamarło w napiętym bezruchu, by po chwili rozluźnić się w kolejnych skurczach, towarzyszyły temu jęki dziewczyny. Oderwała dłońmi głowę Marcusa, przyciągnęła do własnej, biodra obojga zwarły się w odwiecznym tańcu. Jeszcze tylko jej palce pomogły wsunąć się fallusowi w przeznaczone ku temu miejsce i narastająca fala lawy mogła ruszać ku swemu celowi. Pochylił się, ujął skrzyżowane nad głową ręce kochanki, przywarł wargami do jej ust. Wargi i języki obojga stały się kolejnym źródłem poczucia bliskości. Nasienie i moc w nieunikniony sposób pragnęły wydostać się na zewnątrz i przeniknąć w ciało Aurory. Próbował jeszcze przedłużyć tę cudowną chwilę, ale nie wytrzymał zbyt długo. Skurcze mięśni oraz głośne jęki ujawniły to dziewczynie tuż przed wytryskiem. Przywarła mocniej biodrami, przyjmując składany jej dar, podczas gdy Marcus zamarł w bezruchu, chcąc oddać wszystko, co tylko zdoła, czując już znajome ssanie oraz nadchodzące, nieuchronnie osłabienie.
Leżeli potem wtuleni w siebie i okryci dającymi ciepło skórami. Ściskała lekko przyrodzenie chłopaka, on pieścił delikatnie jej sutki. Jak zwykle, to obdarowana mocą pani szlachetnej krwi, odczuwająca zapewne przypływ rozsadzającej ją energii, podjęła rozmowę.
– Po raz kolejny przekonuję się, Marcusie, że gromadzisz magiczną siłę w niepowtarzalny sposób. Nikt nie zdoła ci w tym dorównać.
Miał już na tyle doświadczenia, by powstrzymać się przed wypytywaniem o szczegóły oraz możliwe obiekty tych porównań.
– I nie chodzi mi tylko o mężczyzn z Ludu Północy – Aurora okazała się znacznie bardziej bezpośrednia, najwidoczniej do pewnych spraw podchodzono tutaj bez niedomówień. – Nic w tym dziwnego, skoro jesteś prawdziwym księciem z Południa, ale zauważyłam też, że obecnie zbierasz moc znacznie szybciej i obficiej niż poprzednio. Czy rzeczywiście sprawia to brak ochraniacza? A może po prostu dorastasz?
– Może i tak, czarodziejko. Ale podejrzewam, że ma to jednak związek z ochraniaczem. To przyrządy magiczne, a lady Berengaria wspomniała kiedyś przy mnie, że zmniejszają zdolność błękitnokrwistych panów do gromadzenia mocy i w zasadzie byłoby lepiej, gdyby takich nie nosili. Wtedy nie zwróciłem na to uwagi, bo i tak wszystkich nas zakuwa się zwykle w te pierścienie, by zachować dar magicznej siły wyłącznie dla prawowitej pani i małżonki, a także po to, byśmy usłużyli jej z najwyższą ochotą zawsze, gdy tylko tego zechce, ale zapewne miała rację. Ona wie bardzo wiele o tej przeklętej mocy, a odkąd uwolniłem się od ochraniacza, moja siła chyba istotnie rośnie. Powraca coraz szybciej, a gdy już wróci, nigdy mi jej nie brakuje, by rzucić jakiś czar. Czuję się silniejszy, silniejszy nawet niż podczas bitwy z wiedźmą pod twoim grodem, gdy nie upłynęło dużo czasu od chwili, gdy zdjęła pierścienie, by przejąć moją moc. Zamierzała wówczas mnie zabić, a ja uciekłem. Ale co z tego? Moja magia nie działa teraz przeciwko wiedźmie. Już nie.
– Ale jest jeszcze Lucjusz, skoro i on nie nosi ochraniacza, to i jego siła powinna rosnąć. Jeżeli ją przejmę, może zdołam pokonać wiedźmę, gdy przybędzie na Północ, jak twierdzisz. Potrafię przejąć bardzo wiele mocy, inne kobiety z klanów nie będą nam do niczego potrzebne.
– Na pewno nie wygramy w ten sposób, Berengaria zachowa czujność i również zbierze magiczną siłę. A dysponuje kilkoma dostarczycielami, w tym przynajmniej jednym porównywalnym z Lucjuszem, jeśli nie lepszym. To jej drugi małżonek, a raczej drugi małżonek Bereniki, sir Olgierd z Głębokich Ostępów, czy jak mu tam.
– W takim razie córki i siostry innych wodzów też nic na to nie poradzą. Będzie ich więcej, ale i tak liczy się głównie moc Lucjusza. My sami, Ludzie Północy, nie dysponujemy nią w nadmiarze.
– Mówiłem już, że nie zamierzam wydawać Berengarii bitwy ani z twoim, ani z ich udziałem.
– To w jaki sposób chcesz ją pokonać?
– Zrobi to Lucjusz. Fałszywa księżna Siedmiu Bram przybędzie tu po to, by uwolnić swoich dwóch uprowadzonych mężów, nad którymi sprawuje opiekę i wobec których powinna wykonać obowiązki pani i żony. A gdy już to uczyni, bo zapewne wymyśli coś takiego, by zmusić mnie i Lucjusza do powrotu i oddania się w jej ręce, to dopuści nas do swego łoża i własnej osoby. Poza wszystkim, potrzebuje przecież naszej mocy. Mnie nie będzie się obawiała, bo nie mogę jej zagrozić, ale Lucjusz zdoła zapewne ją zaskoczyć.
– Tyle, że on nie zna żadnych zaklęć…
– Ona też będzie tak uważała. A Lucjusz nie zna zaklęć w tej chwili, za to ja znam pewną bardzo zdolną nauczycielkę…
– Chcesz, żebym…
– Tak, Auroro. Chcę, byś nauczyła go czarów. Tylko nie pytaj chłopaka o zdanie, bo może odmówić, a nawet stawić opór. Coś takiego już mi się przydarzyło, gdy próbowałem przekazać komuś taką wiedzę. To nie był Lucjusz i również nie znał się na magii, ale nie chciał otworzyć umysłu, a ja nie zdołałem się przebić. Pomiędzy kobietą a mężczyzną idzie to o wiele łatwiej, zwłaszcza, gdy łączą się w miłosnym zespoleniu. Sami tego doświadczyliśmy. Wepchniesz mu tę wiedzę, nawet bez jego zgody, nawet wbrew woli.
– Mogę to zrobić, ale wtedy nie zdołam niczego przed nim ukryć. Otrzyma wszystkie czary, które znam ja sama. Czy tego właśnie chcesz? Mówisz, że niezbyt się lubicie, kto wie, czy nie użyje swojej mocy przeciwko tobie?
– Trudno, podejmę to ryzyko. Ja również będę miał się na baczności, dysponuję ostatecznie większą siłą, a przeciwko Lucjuszowi moja magia zadziała.
– Ale nie zdołasz zmusić go, by zaatakował wiedźmę, co istotnie mogłoby ją zaskoczyć. Gdy tylko powróci na dwór księżnej Siedmiu Bram, takiej czy innej, gdy powróci do wygód cywilizacji, zapewne o wszystkim natychmiast jej opowie i wybierze łatwe, bezpieczne życie pod władzą pani i małżonki. Nie sprawia wrażenia buntownika.
– To nie będzie jednak Berenika, której mógłby zaufać, ale stara czarownica. A ona dba jedynie o własne korzyści i dąży do celu zabijając wszystkich, którzy mogliby jej zagrozić.
– Dla Lucjusza nie stanowi to zapewne większej różnicy. Wątpię, by podzielał twoje płomienne uczucia wobec Bereniki.
– Może i nie podziela, ale nie jest też kompletnym głupcem. Dla lady Berengarii zawsze będzie stanowił zagrożenie, dysponując skuteczną wobec niej mocą oraz wiedzą, jak się nią posłużyć. Gdy tylko stara księżna się w tym zorientuje, nie zawaha się przed usunięciem niebezpieczeństwa. Wiem o tym z własnego doświadczenia. A ja uświadomię Lucjuszowi ten stan rzeczy, zapowiem, że w razie potrzeby sam ujawnię wiedźmie jego umiejętności. Los chłopaka byłby wtedy przesądzony, przypuszczalnie nie powróciłby nawet żywy z tej wyprawy w śniegi. Uderzy pierwszy, albo sam zginie.
– Zapomniałeś o czymś i nie doceniasz księżnej, Marcusie. Jeżeli to wszystko, co przypuszczasz i o czym mówiłeś jest istotnie prawdą, to posiada ona jeszcze jeden sposób zneutralizowania mocy Lucjusza. I na pewno nie zawaha się przed jego wykorzystaniem.
– Wiem, kluczem jest Berenika, prawdziwa Berenika. To dzięki niej moc Lucjusza może zadziałać przeciwko wiedźmie, bo jako pierwsza wzięła go do łoża.
– Właśnie! A gdy już Berengaria uczyni to jako druga, skoro sam zamierzasz oddać chłopaka w jej ręce, to cóż powstrzyma starą księżną przed pozbyciem się Bereniki? Ciąża i nadzieja na narodziny następczyni tronu Siedmiu Bram oraz kolejnego, przyszłego wcielenia wiedźmy? Ciąża nie trwa wiecznie, a wtedy nic już nie pomoże twojej ukochanej.
– Berengaria nie będzie tą drugą, już o tym mówiłem, na tym między innymi opiera się mój plan.
– A więc zamierzasz wykorzystać mnie samą również i w tym celu?
– Ona nie będzie ani drugą, ani nawet trzecią w kolejce, będzie dziesiątą albo dwudziestą. Zależy to tylko od tego, ile obdarzonych błękitną krwią kobiet z Ludu Północy zdołamy sprowadzić tutaj dość szybko, by wepchnąć je do łoża Lucjusza. Liczę, że gdy rozpuścisz wieści, przybędzie bardzo wiele chętnych, pożądających mocy oraz dziecka spłodzonego przez prawdziwego księcia z Południa. Wystarczająco wiele, by lady Berengaria nigdy nie mogła mieć nadziei na odnalezienie i zabicie ich wszystkich. Wtedy pozostałoby jej tylko usunięcie Lucjusza. Oczywiście, on nie musi o tym wszystkim wiedzieć. Ma tylko zrobić to, co do niego należy. Tymczasem będą to zabawy w łożnicy z córkami i siostrami tanów, a na koniec lekcja magii, której udzielisz mu ty sama.
– Na koniec?
– Postaramy się odsyłać te dziewczyny, gdy tylko dostaną to, na czym im zależy, a przy okazji zabezpieczą skuteczność mocy Lucjusza. Ty zostaniesz na miejscu, po co dawać wiedźmie jakąkolwiek okazję? Nie chcę narażać cię na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Zajmiesz się chłopakiem na samym końcu.
– Jakież to szlachetne z twojej strony, sir Marcusie. Godne prawdziwego księcia. A czy ty sam nie zechcesz przypadkiem wziąć udziału w tym rykowisku? Drugi rozpłodowy buhaj najlepszej krwi przyciągnąłby jeszcze więcej chętnych jałówek.
– Nie chcę, ze względu na Berenikę i ze względu na ciebie, Auroro.
– Bo tak bardzo dbasz o moje bezpieczeństwo?
– Bo uzyskana ode mnie moc i tak nie zadziałałaby przeciwko wiedźmie. A moja krew i moje nasienie są silniejsze niż krew i nasienie Lucjusza, są najsilniejsze w całym Królestwie. Nosisz córkę lub syna z tej krwi. Jeżeli Dobra Bogini pozwoli, ona albo on staną się największymi władcami magii wśród Ludzi Północy. Nie mów mi, że nie zależy ci na czymś takim.
– Zależy mi na bardzo wielu rzeczach.
– Gdy prosiłem cię o pomoc uprzedzałem, że nie będzie to łatwe.
– A ja odpowiedziałam, że poniosłam już wiele ofiar i gotowa jestem na kolejne. Nie cofam tej obietnicy, chociaż nie przypuszczałam, że poprosisz o coś takiego.
– Masz wielkie serce, Auroro.
– Chcę pozbyć się wiedźmy i wychować przyszłego króla albo królową Północy. Nie mylisz się co do tego i dobrze o tym wiesz. Dotrzymam danego słowa i mam nadzieję, że ty również zdołasz uczynić to samo.
– W jakiej sprawie?
– Tych wszystkich jałówek, które zbiegną się tutaj, nie bacząc na zaspy i śnieżyce. Ale zanim się pojawią, sprawdźmy, czy twoja moc rzeczywiście odradza się tak szybko, jak twierdzisz.
60
Nie musieli czekać dłużej niż pięć dni, pomimo zimy wieści rozchodziły się szybko wśród Ludu Północy. Sprzyjała temu zapewne poprawa pogody, pierwsi goście przybyli bowiem w południe mroźnego, ale słonecznego dnia. Marcus musiał przyznać, że surowa, zimowa kraina prezentowała się pięknie w blasku stojącego nisko, ale oślepiająco jasnego słońca. Śnieg skrzył się na dachach budynków, naprawionych wałach grodu, uginających się pod białym ciężarem gałęziach drzew. Nigdy dotąd nie widział północnych ziem w takiej właśnie olśniewającej, zimowej szacie. Kojarzył je tylko z nieustannymi zawieruchami, sypiącymi w twarz igłami lodu oraz przenikliwymi podmuchami wiatru. W dużej części sam był temu winien, czyż razem z Bereniką przez wiele dni nie przyzywali usilnie złej pogody? Obecnie wspólnie z Aurorą powstrzymywali się od podobnych ingerencji, które nie posłużyłyby ich planom. Być może żywioły powietrza i wody, zmuszane uprzednio do srożenia się ponad miarę, brały teraz szczególny odwet i wracały do równowagi, pragnąc ukazać się od bardziej przyjaznej strony?
Nie zastanawiając się dłużej nad podobnymi sprawami zaprosił Aurorę na przejażdżkę po okolicach grodu, Demon potrzebował ruchu. Spowodowany zmianą pogody dobry nastrój skłonił nawet Marcusa do zaproponowania udziału w wyprawie sir Lucjuszowi, ten jednak uprzejmie odmówił, wspominając coś o okropnym zimnie. Możliwe, że nie potrafił docenić urody zimowego krajobrazu, albo też naprawdę cierpiał z powodu chłodu. Najpewniej jednak nadal żywił urazę wobec Marcusa i rozszerzył to uczucie również na Aurorę oraz wszystkich pozostałych barbarzyńców. Tylko dogadzającą mu przy stole Martę zdawał się darzyć odrobiną sympatii. No i dobrze, nie będzie przeszkadzał wiecznie skwaszonym humorem.
Na odsłoniętych błoniach wokół siedziby Aurory porywiste wiatry zmiotły większość śniegu i mogli puścić konie w umiarkowany galop. Harcowali tak przez pewien czas, a chcąc zmusić wierzchowca do większego wysiłku, Marcus zaproponował następnie wyścig do krawędzi lasu. Wygrał bez trudu, poniewczasie przypominając sobie, że konie Ludzi Północy nie dorównują Demonowi, a umiejętności jeździeckie barbarzyńców ustępują jego własnym. Aurora pozostała daleko w tyle, gdy zwolnił wśród pierwszych drzew, zmuszony do tego zalegającymi tutaj znacznie głębszymi zaspami. Zawracając, wyczuł ślad użycia mocy. Ktoś posłużył się w lesie splotami powietrza, w niezbyt dużej odległości. Zaniepokojony ruszył ku dziewczynie, dając znaki, by nie zbliżała się do ściany drzew i zachowała czujność. Czyżby lekkomyślnymi zabawami na śniegu naraził ich na niebezpieczeństwo? Ale przecież wiedźma żadnym sposobem nie mogła pojawić się tutaj tak szybko.
Na szczęście, to nie Lady Berengaria wynurzyła się spośród pokrytych białym puchem świerków, zamiast niej na równinę wyjechał kilkuosobowy orszak niewątpliwych Ludzi Północy, czterech mężczyzn i dwie kobiety. Przelotny grymas na twarzy Aurory uświadomił Marcusowi, że niechętnie witani goście nie muszą wcale pochodzić z księstwa Siedmiu Bram.
– To tan Godryk znad Białej Rzeki – rzuciła dziewczyna. – I proszę, sprowadził obydwie siostry. Chciwiec, zresztą żadna z nich nigdy nie ustąpiłaby drugiej w takiej sprawie.
Na dłuższą rozmowę nie starczyło czasu, przybysze zbliżali się bowiem szybkim kłusem, korzystając z wolnego od zasp podłoża.
– Witaj, pani Auroro! – zawołał Godryk. – Cóż za szczęśliwe spotkanie, spodziewaliśmy się ujrzeć cię dopiero w twoim dworzyszczu.
– Skorzystaliśmy z dobrej pogody żeby przegonić konie.
– Z radością przyjęliśmy twoje zaproszenie i także mamy nadzieję na przegonienie koni, zarówno ja, jak i moje siostry. Podobno trzymasz w stajni dorodnego ogiera z Południa? Geldra i Gonan chętnie skorzystają. Czy to ten tutaj?
Obydwie przybyłe kobiety, jasnowłose i w miarę urodziwe, na ile zdołał ocenić w zimowym odzieniu, wbiły spojrzenia w chłopaka.
– Jestem Marcus z Siedmiu Bram i w roli ogiera występowałem na Południu. Tutaj przybyłem między innymi po to, by tego uniknąć. Twoje miłe siostry, panie, nie będą jednak rozczarowane.
– W moich stajniach znajdę dla was innego konia, również z dobrej, południowej krwi – wtrąciła Aurora.
– To coś nowego, ogier nie chce być dłużej ogierem. – Godryk rubasznie uderzył Marcusa w plecy. – A może zamierzasz zatrzymać go tylko dla siebie, Auroro?
– Panie Godryku, niezręcznie mi o tym mówić, ale wiesz zapewne, że to wiedźmy z Południa pragną zawsze zachować nasienie własnych ogierów. Coś takiego mnie właśnie spotkało i obecnie nie mogę kryć klaczy innych niż Berenika z Siedmiu Bram. Nie odpowiadała mi taka sytuacja i oto kolejny powód mojej ucieczki. Liczę, że w przyszłości uda się coś w tej sprawie poradzić. Ale tymczasem to sir Lucjusza nie dotyczą, na szczęście, podobne ograniczenia.
Wolał posłużyć się kłamstwem, by uniknąć rysującego się sporu. A przywódcy barbarzyńców powinni przecież cokolwiek wiedzieć o szczególnych metodach stosowanych przez szlachetnie urodzone damy z Królestwa celem poskramiania i właściwego układania posiadanych ogierów, dla niepoznaki zwanych małżonkami. Trzeba tylko uprzedzić zawczasu Martę, by ucięła wszelkie plotki domowników.
– Odważna i pełna poświęcenia decyzja, panie Marcusie. – Czy tan spojrzał na chłopaka z czymś w rodzaju współczucia? Być może, za to Geldra i Gonan, niech śnieżne demony porwą wszystkie kobiety, wbiły wzrok z tym większym zainteresowaniem. – Jeżeli ten Lucjusz jest równie dobrej krwi, to moje siostry chętnie się o tym przekonają.
– Najchętniej wypróbowałybyśmy was obydwu, sir Marcusie. – To chyba Gonan, ale także Geldra uśmiechnęła się znacząco.
– Niestety, w obecnej chwili to niemożliwe, szlachetne panie.
– Mnie samemu żaden ogier nie jest potrzebny – kontynuował Godryk. – Ale również chętnie przegoniłbym konia, zwłaszcza w towarzystwie pełnokrwistej klaczy. A jesteśmy przecież, Auroro, dalekimi wprawdzie, ale jednak najbliższymi obecnie krewnymi i połączenie naszych rodów okazałoby się dla wszystkich korzystne.
– Tan Walter z klanu Śnieżnego Niedźwiedzia miałby zapewne inne zdanie na ten temat – odparła dziewczyna.
– Ten starzec, którego włosy mogłyby z powodzeniem zastąpić ich znak rodowy? Nie możesz mówić tego poważnie.
– Tym niemniej, również tutaj przyjedzie i to pewnie niedługo. Obydwaj macie prawie równie krótką drogę. Przybędzie razem z córką, by i ona skorzystała z siły i talentów sir Lucjusza. Skorzystają wyłącznie z talentów sir Lucjusza, jak to przed chwilą usłyszałeś. Podobnie jak i wszyscy inni tanowie, którzy zdążyli już zapewne wyruszyć, oraz ich córki i siostry.
– Holder z Gorących Źródeł nie ma ani siostry, ani córki w odpowiednim wieku, ale z pewnością nie przepuści takiej okazji i weźmie obydwie żony. – Godryk roześmiał się głośno, pojmując, że przynajmniej w tej chwili niczego więcej nie osiągnie.
– Ruszajmy do grodu, robi się późno. A Gonan i Geldra chcą zapewne jak najszybciej poznać sir Lucjusza.
– Przede wszystkim zamierzają wyprzedzić tę niedźwiedzicę Wandę i obydwie żony Holdera. – Tym razem śmiech Godryka zabrzmiał bardziej szczerze.
Nieoceniona Marta stanęła na wysokości zadania i nie zaskoczyło jej pojawienie się gości, kilkudaniowy posiłek pojawił się na stole wkrótce po tym, gdy rozkwaterowali się w swoich izbach i zeszli do świetlicy. Zapewne zresztą spodziewała się rychłego najazdu tanów oraz ich sióstr, córek, a nawet żon, zawczasu czyniąc odpowiednie przygotowania. Następczyni tana Arnolda nie mogła przecież okryć się hańbą, ani tym bardziej dać podstaw do przypuszczeń, że nie radzi sobie z władaniem klanem i nie stać jej na wystawne uczty. Marcus zdążył jeszcze zamienić ukradkiem kilka słów z gospodynią.
– Pani Marto, proszę przykazać wszystkim, by nie ważyli się nikomu rozpowiadać o mnie i pani Aurorze. Berenika, wiedźma z Południa, zakuła moje przyrodzenie w żelazne pierścienie i obecnie nie mogę usłużyć żadnej damie. Uczyni to Lucjusz i tym będą musiały się zadowolić. A wstyd nie pozwala mi rozmawiać o moim nieszczęściu, ani tym bardziej komukolwiek go ukazać. Te dwie, Gonan i Geldrę, zżera wprawdzie ciekawość, ale nic z tego. Obiecałem to Aurorze, bez tego kłamstwa trudno byłoby jednak słowa dotrzymać i nie urazić przy tym wszystkich tanów.
– Dobrze wiem o co im chodzi. Chciałyby ukraść najlepszą moc i najlepsze nasienie, do których nie mają prawa i których nikt im nie obiecywał. Nie tylko one zresztą. Niedoczekanie ich, wywłoki jedne. To panienka Aurora i tylko ona urodzi syna z krwi prawdziwego księcia. Nie obawiaj się, paniczu, nikt z naszych się nie wygada. Już ja tego dopilnuję.
Pozbywszy się zimowego odzienia, Geldra i Gonan okazały się nierozróżnialnymi niemal bliźniaczkami, całkiem przy tym niebrzydkimi. Przy stole nadal wprawdzie rzucały Marcusowi pełne zaciekawienia spojrzenia, ale uwagą obdarzały również i Lucjusza. Okazało się, że jak na prawdziwego, błękitnokrwistego pana przystało, zabrał jednak w bagażu strój, który podczas uczty na zamku margrabiny Międzyrzecza uchodziłby wprawdzie za pośledni i mało wyszukany, ale w północnej dziczy okazał się prawdziwym objawieniem. Powiadomiony o przybyciu „szlachetnie urodzonych dam” postanowił pewnie zaprezentować się w odpowiedni, jego zdaniem, sposób. Nałożył nawet beret i wykonał przed bliźniaczkami dworski ukłon, niech go Dobra Bogini wspomoże. Trzeba jednak przyznać, że w podobny sposób uhonorował najpierw Aurorę, tytułując ją „panią zamku”. Mimo woli Marcus zżymał się, dostrzegając, że popisy Lucjusza wywarły pewne wrażenie na dziewczętach. Może to i lepiej, przynajmniej okażą się mniej natarczywe względem jego własnej osoby. Byle tylko nie zawrócił zbytnio w głowie Aurorze, zgodnie z planem ona również miała przecież wziąć pana Trzeciego do łoża.
Lucjusz uważał zapewne swoje zachowanie za podyktowany obyczajem i dobrym wychowaniem sposób okazywania szacunku szlachetnym damom, musiał jednak zdumieć się reakcją tychże dam. Te bowiem wpatrywały się w chłopaka niczym kupiec na końskim targu w dorodnego ogiera, trudno było nie odwołać się do takiego właśnie porównania. W podobnie bezpośredniej formie dały też zresztą wyraz swoim zamiarom. Gdy podtrzymując zgodnie z zasadami konwersację, pan Trzeci wyraził nadzieję, że ich podróż nie okazała się zbytnio męcząca, Gonan – a może Geldra – przeszła szybko do rzeczy.
– Czujemy się doskonale, Lucjuszu. Mamy nadzieję, że ty również, miły panie. Przybyłyśmy tu specjalnie dla ciebie. – Druga z sióstr rzuciła wprawdzie w tej chwili spojrzenie na Marcusa. – I spodziewamy się, że staniesz na wysokości zadania, jak na dorodnego mężczyznę przystało. Wszystko robimy zawsze razem i tej nocy zamierzamy wspólnie odwiedzić cię w łożu. Wzmocnij się więc jadłem i piwem, ale zachowaj umiar, by żadna z nas nie okazała się poszkodowaną.
– Szlachetne panie?
– Córka tana Arnolda obiecała nam moc i nasienie księcia z Południa, tak samo dobre, jak te, które dostają wasze wiedźmy, by potem najeżdżać nasze ziemie. Moje siostry dopilnują, byś dotrzymał owej obietnicy. – Godryk uniósł puchar z piwem, przepijając do Lucjusza. – Nie obawiaj się, niczego im nie brakuje i znają się na rzeczy. Ochoty też im nie zabraknie, jak dotąd jeszcze nikt się nie uskarżał.
– Ale, ja… – Pan Trzeci spojrzał z niedowierzaniem na Aurorę, następnie na Marcusa.
– To zgodne z obyczajami Ludu Północy, nie obawiaj się Lucjuszu – odezwała się „pani zamku”.
– I lepiej się pospiesz. Wyruszyliśmy nie czekając na poprawę pogody i przybyliśmy pierwsi. Nie chcemy, by Gonan i Geldrę wyprzedziła niedźwiedzica Wanda, żony Holdera albo kobiety z innych rodów. Moje siostry chcą najlepszego i możliwie najświeższego nasienia. Oczywiście, z poszanowaniem praw naszej gospodyni. – Tym razem Godryk przepił do Aurory.
– Ale ja nigdy…
Na szczęście nikt nie dowiedział się, co pan Trzeci zamierzał właściwie powiedzieć. Gerldra, a może Gonan, przejęła bowiem inicjatywę i siadając na kolanach Lucjusza przerwała mu pocałunkiem. Przez chwilę próbował jeszcze uwolnić usta, z pomocą dziewczynie przyszła jednak siostra, obejmując nieszczęśnika ramionami, przywierając do jego pleców, zrywając beret i szepcząc coś do ucha. Przerodziło się to w niekoniecznie delikatne przygryzienie tej wrażliwej części ciała.
– Skoro już tak dobrze zaczęłyście, nie traćcie czasu. – Godryk raz jeszcze uniósł puchar. – Nie wiadomo przecież, kiedy przybędą inni tanowie. Może już jutro?
– Doskonały pomysł, prawda Geldro? – zauważyła dziewczyna wpijająca się dotąd w wargi Lucjusza. – Zrobiło się już ciemno i sama wpadłam na podobną myśl.
– Jak to inni tanowie? Co chcecie ze mną zrobić? Ja nie… Auu…
Geldra przygryzła mocniej, a Gonan ponownie zamknęła usta Lucjusza własnymi. Zwabiona może niecodziennymi odgłosami, w drzwiach świetlicy pojawiła się gospodyni.
– Marto, odprowadź proszę naszych gości do izby sir Lucjusza.
– Jak powiesz, panienko.
Marta nie kryła uśmiechu zadowolenia i Marcus pojął, że ona również została wciągnięta do wymierzonego przeciwko panu Trzeciemu spisku. Ciekawe, czy w międzyczasie posłano łoże świeżą pościelą? Bo o wzmacniającym siły mężczyzny piwie gospodyni na pewno nie zapomniała. Opierający się jeszcze ostatkiem woli Lucjusz został niemal uniesiony nadspodziewanie krzepkimi ramionami niecierpliwych oblubienic, po czym w miarę spokojnie dał się wyprowadzić na korytarz. Dobiegły jeszcze stamtąd odgłosy niezbyt gwałtownej szamotaniny oraz oddalających się kroków. Marcus wyczuł delikatny splot powietrza. Tak, barbarzyńskie dziewczęta miały w zanadrzu różne środki przekonywania.
– Auroro, niech mnie pożre śnieżny niedźwiedź, on o niczym nie wiedział! – Godryk pokładał się ze śmiechu, dla uspokojenia opróżniając kolejny puchar piwa.
– Na Południu mają inne zwyczaje. Mógłby jeszcze objawić jakieś opory czy skrupuły i sprawiłby kłopoty.
– A tak wszystko pójdzie gładko. Nie obawiaj się, Gonan i Geldra naprawdę znają się na rzeczy. Poradzą sobie znakomicie i nawet ten zabawny chłopak z Południa będzie zadowolony. Myślę, że obejdzie się bez używania mocy. No chyba, że akurat coś takiego mu się podoba?
– Nie mam pojęcia, nie znam go aż tak dobrze. – Aurora wzruszyła ramionami. – Wszystko jedno, to twoje siostry mają zostać zadowolone.
– Już one potrafią tego dopilnować, obydwie razem i każda z osobna, nie obawiaj się.
„Ciekawe, czy Lucjusz straciwszy cnotę, zdoła chociaż ocalić ten idiotyczny, dworski kostium? Skoro w taki sposób działa na tutejsze kobiety, mógłby się jeszcze przydać. A może lepiej jednak, by te demonice poszarpały go na strzępy.” – Marcus przypomniał sobie, że eleganckie maniery Lucjusza zdawały się bawić Aurorę. Niewykluczone jednak, że odreagowywała w ten sposób potworne wspomnienie sir Oswalda? Oderwał się od ponurych myśli i skupił na aktualnych wyzwaniach. A tych nie brakowało.
– Skoro już moje siostry i książę z Południa tak szybko znaleźli wspólne zajęcie, a drugi z twoich panów nie może się przyłączyć, ani też zająć w należyty sposób samą gospodynią, to cóż nam pozostaje, Auroro?
Godryk spojrzał w niedwuznaczny sposób na dziewczynę, unosząc przy tym puchar. Gest ten nasunął Marcusowi szczęśliwy pomysł.
– Wprawdzie nie mogę usłużyć twoim pięknym siostrom, tanie, ani też naszej wspaniałej gospodyni, ale mogę się z tobą napić. – Nie dając rozmówcy czasu na odpowiedź, ponownie napełnił obydwa naczynia i wzniósł toast. – Za urodę i niezrównane talenty szlachetnych dam Ludu Północy!
Godryk wychylił trunek, nadal przy tym pożerając Aurorę wzrokiem. Ta jednak wykorzystała poświęcenie Marcusa.
– Skoro wy również, dzielny tanie i szlachetny książę, znaleźliście wspólne, zajmujące obydwu zajęcie, pożegnam się i zostawię was samych. Długiego wieczoru i spokojnej nocy. Każę Marcie przysłać więcej piwa.
Nie mając innego wyjścia, barbarzyńca nalał do opróżnionych pucharów, a Marcus pomyślał, że wieczór istotnie zapowiada się długi, ale czy noc okaże się spokojna?
61
Wieczór w towarzystwie tana zakończył się nadspodziewanie szybko. Zgodnie z obietnicą Aurory, Marta osobiście przyniosła niedobranym towarzyszom pękaty dzban piwa. Złocistego trunku z pewnością nie mogło im zabraknąć. Godryk przejął na dobre obowiązki gospodarza i raz za razem napełniał puchary.
– Oby Dobrzy Bogowie wsparli twojego Lucjusza!
Wypili, barbarzyńca nalał nalał ponownie.
– Tu, na Północy, potrzebujemy mocy i silnego nasienia! Powiadają, że twoje jest najlepsze ze wszystkich i to dzięki tobie młoda wiedźma zwyciężyła w bitwie oraz zabiła Arnolda, podczas gdy stara nie zdołała zdobyć grodu i sama zginęła w starciu z Aurorą. W obydwu przypadkach ta zwycięska moc pochodziła właśnie od ciebie, czyż nie?
– To prawda, panie. Ale nie jestem winny śmierci tana Arnolda, lady Berenika przejęła tylko moją moc, ostatecznie musiałem jej usłużyć jako prawowitej małżonce.
– Nikt nie ma o to do ciebie pretensji, chłopcze. – Tan przyjaźnie uderzył Marcusa w plecy. – A już ja najmniej. I przekonawszy się o sile twojego nasienia, ta cała Berenika postanowiła zachować je tylko dla siebie i zakuła twoje jaja, co? To dopiero prawdziwe barbarzyństwo! My żyjemy tutaj w zgodzie z naturą i nie odmawiamy sobie ani mocy, ani przyjemności. Ten chłopak z Południa właśnie się o tym przekonuje. – Wymierzając kolejne klepnięcie w ramię, Godryk zachwiał się bardziej niż Marcus. Czyżby piwo robiło już swoje?
– Dlatego właśnie od niej uciekłem, panie.
Czyżby tan nie znał wszystkich szczegółów i nie zdawał sobie sprawy ze zdolności Marcusa do posługiwania się mocą? Jeżeli tak, to chłopak nie zamierzał wyprowadzać go z błędu. Czuł zresztą narastające zawroty głowy i myśli zaczynały mu się mieszać. Ci barbarzyńcy warzyli naprawdę mocne piwo. Postanowił zwolnić tempo i zrezygnował z prób dotrzymania kroku Godrykowi. Zachowanie tana potwierdziło wkrótce słuszność tej decyzji. Mowa barbarzyńcy stawała się coraz bardziej bełkotliwa i Marcus nie musiał już silić się na podtrzymywanie rozmowy. Po samotnym opróżnieniu drugiego czy trzeciego pucharu towarzysz oparł ciężko ramiona na stole. Zdołał jeszcze napełnić i wychylić następne naczynie, okazało się ono jednak ostatnim. Pokonany siłą trunku, Godryk opadł głową na blat, rozlewając niedopite piwo. Rozległo się głośne chrapanie i tan przegrał wieczorną bitwę. Doprawdy, nie ucztowali tu niczym na zamku margrabiny. Ciekawe, jak matka zareagowałaby na taki widok?
Przypomniał sobie z pewnym trudem, że szlachetna Lady Miranda, margrabina Międzyrzecza, wcale nie okazała się ostatecznie aż tak szlachetną, a obecnie nie żyje. Tak, czas kończyć, całe szczęście, że wypił zdecydowanie mniej niż barbarzyńca. Powstanie z ławy i przejście do własnej izby i tak okazało się zadaniem raczej trudnym. Na miejscu zdołał jeszcze opłukać twarz w misie z zimną wodą. Przywróciło to Marcusowi przytomność na tyle, że pamiętał o zdjęciu butów. Na więcej nie starczyło Marcusowi woli i sił. Runął na posłanie, podążając w ślady Godryka.
O ile pokonany barbarzyńca pozostał wprawdzie pod stołem, to mógł jednak spokojnie odespać wieczorne pijaństwo, podczas gdy zwycięskiemu Marcusowi sztuka ta się nie udała, pomimo faktu, że zdołał dotrzeć do własnego łoża. I to właśnie okazało się zgubą chłopaka. Przekonał się o tym, gdy z odmętów ciężkiego snu wyrwało go wrażenie, iż ktoś niezbyt delikatnie rozpina mu guziki koszuli, ściągając jednocześnie spodnie. Aurora? Ale jakim sposobem czyni to jednocześnie? Czy może wzrok płata figle, rozdwajając postać dziewczyny? Skupił spojrzenie i upewnił się, że ma jednak do czynienia z dwiema, nader żwawymi postaciami, z których pierwsza uporała się właśnie z koszulą, podczas gdy druga poradziła sobie tymczasem ze spodniami. Dłonie obydwu spotkały się przy gatkach chłopaka, zrywając je w jednej chwili zgodnym ruchem. Zręczne palce zachłannie obmacały przyrodzenie Marcusa, badając je dokładnie i stanowczo, niczym wojenny, czy może złodziejski łup.
– Co wy… – Nadal zamroczony przeklętym piwem, zdobył się tylko na tyle. Bliższa z postaci przerwała próbę uniesienia się do pozycji siedzącej, opadając własnym ciałem na tors chłopaka i przywierając wargami do jego ust. Wargami niewątpliwie kobiecymi, gorącymi i wilgotnymi, płeć nocnego gościa potwierdzała też fala opadających włosów oraz dotyk jędrnych piersi. Druga z dziewczyn unieruchomiła nogi Marcusa, nadal drażniąc dłonią fallusa. Przekreśliło to niezbyt energiczne próby wyrwania się z niewoli, przez głowę przemknął pomysł, że mógłby użyć mocy, czy jednak sytuacja wymagała aż tak zdecydowanych środków? Miał zresztą problemy z zebraniem myśli, czy to skutkiem oparów alkoholu, czy też w następstwie poczynań obydwu kobiet, bo pojął wreszcie, kto złożył mu niespodziewaną wizytę.
– Próbowałeś nas okłamać, książę. To bardzo nieuprzejme z twojej strony. Wcale nie dotknęło cię aż tak straszne nieszczęście, jak o tym mówiłeś.
Zdołał odpowiedzieć, gdyż obdarzająca go pocałunkiem bliźniaczka uwolniła usta Marcusa.
– Ale w jaki sposób…
– Ten miły chłopak, Lucjusz, opowiedział nam o wszystkim.
No, tak. To, że w obecnej chwili zadał tak głupie pytanie dawało się jeszcze wytłumaczyć stanem zamroczenia, ale o panu Trzecim zapomniał przecież dużo wcześniej, zanim jeszcze napił się po trzykroć przeklętego piwa. Pomyślał o tym, by uprzedzić Martę, a zapomniał o samym Lucjuszu.
– Okazał się naprawdę miły, gdy już pokazałyśmy mu, jakie przyjemności dotąd go omijały. Ty również możesz ich zakosztować, książę, chociaż zamierzałeś nas oszukać.
– Wiemy też, że potrafisz posługiwać się mocą i jesteśmy na to przygotowane – dorzuciła druga z sióstr.
– To nie będzie potrzebne, Geldro. Prawda, książę? Mocy ci nie brakuje, ale przecież nie będziemy marnować jej w jakiś głupi sposób. I jeszcze spalilibyśmy przy okazji cały gród, nie mówiąc o tym, że wszyscy poznaliby waszą małą tajemnicę.
Wypowiedziawszy te słowa Gonnan nie czekała już na odpowiedź Marcusa, pochyliła głowę i pochwyciła sterczącego fallusa w gorące, zachłanne usta. Zacisnęła wargi po czym szybkimi, posuwistymi ruchami oswobodziła żołądź z osłony napletka, pomogły w tym zęby dziewczyny, zdecydowane, lecz jednocześnie zadziwiająco delikatne. Na swój łup czekał już język, który w zadziwiający sposób owinął się wokół najwrażliwszego fragmentu ciała chłopaka. Jęknął z rozkoszy, ale w tej samej chwili usta ponownie zamknęły mu wargi drugiej z bliźniaczek. Wyciskała pocałunek, dążąc do zwarcia i pojedynku języków, w którym wkrótce zyskała zdecydowaną przewagę. Zatopił się w tych zmaganiach, czując jednocześnie, gdzieś w głębi, narodziny znajomego żaru. Dziewczyna poderwała się i wykorzystując oszołomienie Marcusa szybkim ruchem zmieniła dosiad, odwracając się i umieszczając głowę chłopaka pomiędzy własnymi udami, ręce zaś unieruchomiła kolanami.
– Liż, książę!
Podjął się tej służby, starając się dorównać zręcznością i szybkością języka drugiej z bliźniaczek, nadal zajmującej się ze znajomością rzeczy jego własnym przyrodzeniem. Zrodzony gdzieś w trzewiach żar nieubłaganie narastał, przebijając się ku wyzwoleniu. Nie był w stanie jęczeć z rozkoszy, wyrażał ją jednak jednak silnym drżeniem mięśni. Unieruchomione ręce i nogi nie zdołały wprawdzie uwolnić się z uścisków dwojga doświadczonych amazonek, ale obydwie musiały dostrzec narastające podniecenie ofiary. Ta z nich, która ściskała udami głowę Marcusa i której służył językiem, wzmocniła nacisk, chwytając jednocześnie sutki chłopaka i drażniąc je niezbyt delikatnie. Opóźniło to nadchodzącą eksplozję, a biorąc bolesne pieszczoty za żądanie przyspieszenia własnych działań, Marcus wzmocnił jeszcze tempo. Wysiłki te nagrodziło nagłe zesztywnienie oraz głośny jęk dziewczyny. Gwałtownym ruchem poderwała się z kolan, odepchnęła siostrę i sama zawładnęła przyrodzeniem chłopaka, dosłownie nabijając się na sterczącego fallusa. Zanim zdążył zareagować, uniosła i opuściła biodra, a gorąca lawa wyrwała się wreszcie na wolność. Tryskał, jęcząc z rozkoszy. Miał ochotę krzyczeć, ale zajmująca się uprzednio penisem bliźniaczka przywarła wargami do ust Marcusa i uniemożliwiła zbyt głośne wyrażanie przyjemności. Uczucie ssania oraz następujące po nim osłabienie dowiodły zdolności jednej przynajmniej z sióstr do przyjmowania mocy.
– Wygrałam, Gonnan – wydyszała ta dosiadająca nadal bioder Marcusa.
– Owszem, wygrałaś. – W głosie siostry dało się usłyszeć nuty zawodu i niezadowolenia. – Ale następnym razem będzie mój.
– Tak się umawiałyśmy. Nie wycofuję się z naszego układu, a jego moc warta jest każdych starań
– Następnym razem, moje panie?
– Oczywiście. Nie zdołasz równie dobrze usłużyć nam obu jednocześnie, mężczyźni zawsze tracą przy takich okazjach siłę i werwę. Ale szybko je odzyskują, zwłaszcza prawdziwi książęta z Południa.
– Nie mam zamiaru stać się buhajem wszystkich władających mocą kobiet z Północy.
– Usłużyłeś jednak Aurorze, więc usłużysz teraz i nam. Reszta o niczym się nie dowie, możesz nadal opowiadać bajeczki o tym, że wiedźma Berenika zakuła cię w żelazne pierścienie. Dotrzymamy twojej, waszej tajemnicy.
– To żadna tajemnica, skoro Lucjusz się wygadał.
– Ale może nią pozostać, chłopiec nikomu więcej nic już nie powie. Obiecał to. – Roześmiała się cicho Gonnan, a może Geldra.
– Obiecał?
– Obiecał dochować tajemnicy w sprawie rzekomego zniewolenia twych zdolności, książę. W zamian my obiecałyśmy Lucjuszowi kolejne, równie ekscytujące spotkania.
– Ale dlaczego…
– Dlaczego chcemy skorzystać z twojego nasienia czy dlaczego ukrywamy kłamstwa, którymi próbowaliście raczyć nas z Aurorą?
– Bo twoja moc oraz twoje nasienie są najlepsze i nie mamy zamiaru dzielić się nim z wszystkimi córkami, siostrami, żonami, kuzynkami, matkami i ciotkami tanów które wkrótce się tu zbiegną oraz Dobrzy Bogowie wiedzą z kim jeszcze,. – Druga z bliźniaczek odpowiedziała na pytanie siostry, zanim nadal oszołomiony wypitym piwem oraz wrażeniami Marcus zdążył zebrać myśli.
– My też chcemy począć prawdziwego władcę lub władczynię mocy i następne rywalki są nam niepotrzebne, Aurora wystarczy. Na to nic w tej chwili nie możemy poradzić, ale innym wara od ciebie, książę. Dla wszystkich pozostałych nosisz pierścienie nałożone przez tę sukę, Berenikę.
– Nawet Lucjusz nie będzie już temu zaprzeczał, dopilnujemy tego na nasz własny sposób.
– I zapewniamy, że okaże się skuteczny.
– A ty, miły panie, nie wygadaj się przypadkiem przed Aurorą. Tylko wtedy możesz liczyć na nasze milczenie w tej sprawie.
– Wkrótce odwiedzimy cię ponownie.
Nie dając chłopakowi dojść do słowa, dwa sukuby ucałowały kolejno usta i penisa Marcusa, po czym opuściły izbę w sposób równie swobodny, jak uprzednio się w niej zmaterializowały. Oprócz zwyczajnego osłabienia odczuwał silny ból głowy, nadal z trudem zbierał myśli. Nie wiedział jeszcze, czy wtajemniczy Aurorę w dzisiejsze wydarzenia, ale jednego był pewien. Pragnął z całych sił, by Lady Berengaria przybyła jak najszybciej. Lepiej już zmierzyć się z wiedźmą, niż z apetytami kobiet Ludu Północy.
Przejdź do kolejnej części – Nowy świat czarownic 62-65
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Megas Alexandros
2021-02-06 at 02:25
Kolejne rozdziały upływają bohaterom na intrygach i tworzeniu planów. A jak już wiemy z twórczości Nefera, plany mają to do siebie, że często idą w diabły w konfrontacji z rzeczywistością 🙂 Domyślam się, że stara wiedźma niedługo nadciągnie i rozpocznie się ostateczna konfrontacja. Trzymam kciuki za Marcusa i Aurorę, za Berenikę jedynie w drugiej kolejności.
Podobała mi się spora dawka humoru, przede wszystkim wynikająca z interakcji Marcusa ze spragnionymi jego siły, bezpruderyjnymi córami Północy. Zarówno on, jak i Lucjusz będą mieli w najbliższych dniach pełne… ręce roboty. Już Gonnan i Geldra o to zadbają. Że o pozostałych córkach, siostrach i żonach barbarzyńskich wodzów nie wspominając 🙂
Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały i – mam nadzieję – konfrontację z główną antagonistką naszych bohaterów. Tuszę, że będzie iście wybuchowa!
Pozdrawiam
M.A.
Nefer
2021-02-08 at 15:52
Uznałem, że sytuacja posiada pewne aspekty komiczne, zwłaszcza odnośnie zderzenia tradycjonalisty Lucjusza z obyczajami Północy. Ale okazało się, że również mający już niejakie doświadczenie w tych kwestiach Marcus dał się zaskoczyć. Jak zobaczymy, pewien znaczący – niezamierzony zresztą – udział w nocnych przygodach bohatera miały też jednak inne osoby. Jego błyskawiczna kapitulacja nie była tylko rezultatem brawurowej ofensywy klanu znad Białej Rzeki czy też własnej ochoty.
Dzięki za wizytę i pozdrawiam
Thorin
2021-02-08 at 23:04
Zmierzamy do finału, czyż nie, Autorze?
Liczę, że będzie dynamiczny, krwawy i satysfakcjonujący. Tak jak zakończenie Pani Dwóch Krajów.
Pozdrawiam i życzę wiele twórczych sił!
Nefer
2021-02-09 at 17:03
Tak, finał coraz bliżej. Zamknięcie części wątków zostało już zaplanowane, w kilku innych przypadkach bohaterowie muszą się jeszcze opowiedzieć, co właściwie uczynią. Gdy to nastąpi, opowieść będzie finiszować. Dzięki za wizytę i życzenia. Pozdrawiam
Radosky
2021-02-22 at 14:35
Sceptycznie nastawienie Lucjusza zmienia się pod wpływem niewiast i ich sekretnych sztuczek. Choć plan Markusa wydaje mi się zbyt prosty. Czarownica opanowała sztukę przetrwania do perfekcji, jest bardzo dobra w te klocki, możliwe nawet, że surwiwal Nowego Świata opanowała lepiej od tajników alkowy (a jest w tym wyśmienita)… Czy Lucjusz dałby radę zgładzić kogoś takiego, nawet jeśli opanowałby magię?
Nefer
2021-02-22 at 18:43
Obawiam się, że masz rację w tej kwestii. Tymczasem mogę powiedzieć tylko tyle. Pozdrawiam. (-: