To był naprawdę wysoki budynek. Najpierw gapiłam się na jego szczyt, próbując zliczyć piętra, później podziwiałam kaskadę nowocześnie prezentujących się zagięć i wypustów, podkreślających modernistyczny ton architektury. Morze okien doskonale odbijało lipcowe niebo. Wszędzie musiała być klimatyzacja, więc okna pewnie wcale się nie otwierały. Pamiętam, że zastanowiło mnie wtedy, jak je myją, tak bez otwierania? Zerknęłam na zegarek, nie było już czasu. Wbiegłam w pośpiechu do holu. W recepcji dowiedziałam się, że muszę wjechać na ostatnie piętro i że w związku z usterką windy jadą wolno, na pół gwizdka, więc szybciej będzie po schodach. Jasne! Ja po schodach, w czerwonych szpilkach na samą górę. Wsiadłam do windy, a za mną mężczyzna w szarej marynarce, który pilnie studiując tablicę przycisków, zdawał się zerkać na mnie ukradkiem, co przyjęłam z rozdrażnieniem. Winda wlokła się dokładnie tak wolno, jak zapowiedziano w recepcji.
Nie miałam numeru, by zawiadomić, że się spóźnię. Pod pachą trzymałam swój atlas motyli, w drugiej ręce torebkę, wszystko we mnie pędziło, kręciło się i drżało, gdy tymczasem stałam niewzruszona, zamieniając tę całą prędkość w najwyższe skupienie, którym pchałam windę do góry. Tylko tyle mogłam zrobić. Mężczyzna, przyłapany na kolejnym spojrzeniu, odchrząknął i odwrócił się do mnie tyłem. Że niby czyta instrukcję. Musiała być zajmująca. Po wejściu do kabiny wybierz przycisk albo przyciśnij numer piętra, na które chcesz się dostać, no może jeszcze dodali coś o awariach i wzywaniu serwisu – to myśląc, rzuciłam okiem na jego buty. Ciemnozielone, zamszowe, ciepło kontrastowały z szarą wstęgą cienkich, materiałowych spodni, które, dobrze skrojone, apetycznie opinały pośladki. Koszula i marynarka też niczego sobie. Stał wyprostowany, pachnący i uśmiechnięty, bo obserwował jak mu się bezczelnie przyglądam. Natychmiast odwróciłam wzrok i faktycznie, instrukcja wydała się nagle bardzo interesująca. Zdawałam sobie sprawę, że przyglądał mi się teraz bezkarnie i niemal czułam na sobie ciężki dotyk tego spojrzenia. Winda jechała i jechała.
Dobrze, że organizatorzy byli na tyle uprzejmi, by przełożyć moje wystąpienie, dzięki czemu zawiodłam jedynie zwolenników agendy. Wykład się udał. Nawet bardzo. Motyle to moja pasja, nie rozproszyło mnie nawet, że wszystkie krzesełka były zajęte ani że w pierwszym rzędzie siedział on, mężczyzna z windy. Zanurzyłam się w temat, jak motyl w nektar i odleciałam, daleko od windy i sali. Na łąki zielone, w wolność powietrza.
Na ziemię sprowadziły mnie dopiero brawa słuchaczy. Mężczyzna w ciemnozielonych butach również klaskał. Odebrałam gratulacje, odbyłam kilka rozmów, gdy nagle przypomniałam sobie, że za chwilę muszę być w zupełnie innymi miejscu i że nie mam szans zdążyć. Powoli wycofałam się z tłumu, który wypełniał najwyższe piętro budynku i zeszłam po schodach poziom niżej, by w spokoju przywołać windę. Trochę trwało, zanim drzwi rozsunęły się z szumem.
Moje drugie przemówienie w obronie motyli ogarniała Małgorzata, koleżanka z roku, pomyślałam, że mogę do niej zadzwonić i zapowiedzieć, że nie zdążę na czas, tylko nie potrafiłam znaleźć telefonu. Zajrzałam do torebki i w tym samym momencie ruszyłam do kabiny, by potknąć się, sama nie wiem o co, i runąć do przodu jak długa, prosto w jego ramiona.
W panice próbowałam złapać równowagę, upadek mi jednak nie groził, mężczyzna w szarej marynarce przytrzymał mnie silnym ramieniem, pomógł odnaleźć pion, następnie przysunął odrobinę do siebie i zapytał, czy wszystko w porządku.
– Nie sądzę – odpowiedziałam, przygryzając wargę i mierząc się z siłą jego spojrzenia.
Oprócz nas w windzie był ktoś jeszcze, ale zaraz wyszedł, trafiwszy na swoje piętro. Zostaliśmy sami. Winda ślimaczyła się swoim nowym tempem i już mi to wcale nie przeszkadzało.
– Dziękuję – dodałam nieśmiało.
– Nie ma za co. – Czarujący ton jego głosu sprawił, że miałam wrażenie, jakby wciąż mnie dotykał. W końcu znalazłam telefon, był rozładowany. W mig rozszyfrował moje westchnienie.
– Chcesz zadzwonić?
– Nie… wystarczy jak zamówisz mi taksówkę.
– Dokąd jedziesz? Podwiozę cię.
Co za facet, pomyślałam i starałam się na niego nie patrzeć, bo jeszcze sekunda dłużej w jego oczach i zgodziłabym się na wszystko.
– Nie, dzięki, dam sobie radę, może na taką nie wyglądam, ale potrafię sobie poradzić.
Kiwnął głową, że zrozumiał. Zapadło milczenie, winda zdawała się zwalniać jeszcze bardziej. W pewnym momencie stężałam, to reakcja na jego dotyk. Zaczął dotykać moich włosów, odsunął je i uniósł podbródek. Byłam już w jego mocy i nie miałam nic do powiedzenia. Pomyślałam, że zrobię co będzie chciał i wystraszyłam się własnych myśli, a on dotykał mnie ustami, krążył nimi, całował moje, przygryzał wargi. Czułam jak wzbiera we mnie ogromna fala. Męska dłoń powędrowała po udzie, pod sukienkę. Niemal namacalnie wyczułam zdziwienie z powodu braku bielizny. Zdziwienie, które zmieniło się w satysfakcję i coś jeszcze, coś, co miałam poczuć za chwilę.
– Czekałam na coś takiego całe życie – powiedziałam nie swoim głosem. Było mi gorąco i momentalnie zaschło w ustach. Czułam, że jestem mokra i że już pora, chciałam go przyjąć, czułam, że nie wytrzymam ani chwili dłużej. – Proszę cię – szeptałam, jęczałam, wzdychałam. – Zlituj się.
Przycisnął mnie do ściany, naparł pieszczotami, chwycił za biodra i uniósł. Oplotłam go nogami w pasie i poczułam język w ustach, dotykał nim mojego, pieścił, prowokował.
Atlas grzmotnął o podłogę windy, strony rozsypały się w nieładzie kolorowego wachlarza, by wylosować samiczkę północnoamerykańskiego gatunku Anartia amathea, którą pociąga ciemność. Ciemność jego oczu i odgłos sprzączki paska, sukienka powędrowała w górę i po chwili wszedł we mnie, cały. Jęknęłam, żeby wiedział, że mi dobrze, a on zaczął przesuwać się w środku, agresywnie, energicznie. Zacisnęłam się na drążącym mnie organie i czując jego puls, doszłam, gromadząc w sobie gorący deszcz, wypełniający moje wnętrze, po brzegi.
Jeszcze przytulaliśmy się krótko, wymieniając oddechy, jeszcze spróbowałam jego szyi jadowitym pocałunkiem i spytałam:
– To może jednak mnie podwieziesz?
– Zgoda – odparł, poprawił moją sukienkę i zapiął spodnie. Drzwi się rozsunęły, więc dotarliśmy na parter. Powietrze w kabinie było przesycone seksem. Podnieciła mnie myśl, że osoby które weszły po nas, będą mogły domyśleć się, co między nami zaszło. Jeszcze przed zasunięciem się drzwi windy spojrzałam na te szare, beznamiętne twarze. Nie, nie miały o niczym pojęcia. Szkoda.
– Masz ochotę na kawę? – jego głos wydawał się zupełnie inny, spokojny i zaspokojony.
Nie odpowiedziałam, chwyciłam go za dłoń i pociągnęłam w stronę wyjścia.
– Gdzie twój samochód? Prowadź – odezwałam się dopiero na parkingu.
Nic nadzwyczajnego, srebrny sedan żwawo zamrugał awaryjnymi.
– Zapraszam – oznajmił swoim aksamitnym głosem i szarmancko otworzył drzwi.
Po chwili usiadł za kółkiem i zapiął pasy. Zamiast zapuścić silnik, westchnął. Prześwietlił mnie swoim spojrzeniem, chwycił za włosy i zdecydowanie przyciągnął.
Nasze usta złączyły się w intensywnym pocałunku, jego ręka sunęła w górę uda i nie czekając na moją reakcję, zmieściła się we mnie, w moim płonącym wnętrzu, dwoma palcami zuchwałej dłoni. To było tak nieoczekiwane i zarazem oczywiste, że jęk ugrzązł mi w gardle. Kolejne fale podniecenia drażniły narastające napięcie.
Zmiażdżyłam udami, twardą niczym kamień, mokrą dłoń jego dotyku. Nie dał mi ani chwili wytchnienia, z twarzą bliską mojej, liczył uderzenia serca. Lokomotywa mojego podniecenia pędziła jak szalona naprzód i kiedy torowisko nachyliło się stromym zboczem, zauważył, że wiele więcej już nie wytrzymam, że przepadnę z biegiem niosącej mnie rzeki, na sam dół skalnego wodospadu. Nie obędzie się bez krzyku, któż nie krzyknie spadając z wysoka, komu się okrzyk nie wydrze z gardła, choćby ze wszystkich sił planował zachować milczenie?
Zawarczał silnik, zagłuszył mnie. Pojazd drgnął i po chwili znaleźliśmy się wśród innych przemieszczających się losowo samochodów. Mój oddech rozmazał się na szybie i lekko ostygłam, przynajmniej na tyle, by trzeźwo zapytać:
– Gdzie jedziemy?
– Czy to ważne gdzie? Ważne po co! – Zerknął na mnie i puścił oko.
Czując go wciąż w sobie, a właściwie czując głód po jego obecności, poruszyłam się na fotelu, by zmienić pozycję i nagle zrobiło mi się bardzo wesoło. Zauważył, że się śmiałam, więc uśmiechnął się również.
Był dobrym kierowcą. Bez trudu połykał pasy rozdzielające kierunki ruchu, wyprzedzając maruderów. Samochodem jednak trzęsło i kołysało, złapałam więc za uchwyt.
– Przepraszam – natychmiast to zauważył. – Lubię szybką jazdę, teraz będzie spokojnie.
Faktycznie, zwolnił i włączyliśmy się do miejskiego ruchu, z pozoru wyglądając na kolejną beznamiętną parę. Poczułam się pewniej. Niewielka wypukłość w okolicach rozporka zdradziła mi, że również był podniecony. Przesunęłam paznokciem od jego szyi do mostka, a później odpięłam swój pas, pochyliłam się nad nim i pocałowałam w szyję. Zrozumiał i jechał teraz jeszcze wolniej i ostrożniej.
Studiując uważnie jego oblicze, odpięłam pasek, wysunęłam go ze spodni, po czym rozpięłam rozporek. Chwyciłam za spodnie i zsunęłam je z niego, razem z bokserkami. Chciał tego, uniósł odrobinę biodra, żeby ułatwić mi zadanie.
Dotknęłam go językiem, przesunęłam w górę i w dół, później chwyciłam u nasady i wsunęłam sobie do ust, głęboko, aż po migdałki. Ssałam i lizałam na przemian, uciskając i zwalniając uchwyt, obserwując jak twardnieje i odrobinę się powiększa. Jechaliśmy wolno i ostrożnie, oddychał głęboko, jakby w pojeździe było za mało powietrza. W tle cicho pracowała klimatyzacja, utrzymując kruchą równowagę temperatury. Zacisnęłam na nim usta, żeby lepiej mnie poczuł, lekko przygryzałam i znów smarowałam mechanizm językiem. Czułam, że napięcie sięga zenitu. Członek powiększył się znów odrobinę, zaczął pulsować. Jeszcze chwilę i skończy – myślałam – ale nie, zjechał na pobocze, zaciągnął hamulec ręczny i nie wyłączając silnika, zaprosił mnie do siebie. Łagodnie, choć w środku z pewnością się spieszył, pędził, drżał i wirował.
Usiadłam na nim, ale jeszcze go nie wpuściłam. Pozwoliłam się całować, odpiąć guziki sukienki, zsunąć ramiączka stanika. W tym czasie poradziłam sobie z jego koszulą, otworzyłam ją, jak otwieram nowe albumy motyli. Z ciekawością i pasją przesunęłam dłonią po gorącym, pachnącym przyjemnie wnętrzu. We mnie się też od razu podniosła temperatura, złożyłam pocałunek na skórze. Uwolnił moje piersi, zderzył brodawki z ustami, całował je czule, jednocześnie podnosząc sukienkę i próbując wtargnąć we mnie na oślep. Podobał mi się ten pośpiech, imponował mi, ale odsunęłam się.
– Mógłbyś mnie skrępować? – zapytałam z niewinną miną. Patrzył na mnie przez chwilę nie rozumiejąc.
– No wiesz, ręce, chociażby do kierownicy.
Podałam mu pasek. Po chwili przywiązał mi nadgarstki do kierownicy, byłam unieruchomiona, na jego łasce, mógł ze mną zrobić co tylko chciał. Poczułam się dziwnie. Zastanawiałam się, dlaczego o takiej sytuacji wcześniej w ogóle myślałam. W jednej chwili utraciłam autonomię działań, wystraszyłam się tego, choć przecież sama o to poprosiłam. Może nie powinnam sobie tak głęboko ufać? A jemu?
Zaczęło się. Nie było już odwrotu. Zbliżył się do mnie, tak, że poczułam na szyi ciepło z jego ust. Przykrył mnie cieniem swojej postaci, ale nie rzucił się wygłodniały, nienażarty, tylko oglądał dłuższą chwilę, a później rozpoczął swoją wędrówkę z dobrym smakiem od piersi, bawił się nimi powoli, ugniatając i pieszcząc, lokomotywa znów ruszyła. Jedna z rąk pojawiła się między moimi udami, jak wcześniej, z tym, że teraz nie mogłam mu przerwać ani odwrócić uwagi innymi doznaniami, nie mogłam, a on bawił się mną, prowadził nad przepaść. Tańczyłam przy samej krawędzi. Wtedy lepiej zrozumiałam własne życzenie. Pan życia i śmierci, rozkoszy i bólu – to było dodatkowo podniecające. Robił co chciał, a ja myślałam, że eksploduję.
Nagle wszystko się zmieniło, bo znalazł się we mnie, głęboko. Szarpnęłam się, ale pasek przypomniał mi o moim położeniu. Poczułam ból na nadgarstkach i rozkosz w sobie, oba intensywne doznania ściśle zmieszały się ze sobą, spotęgowały siebie nawzajem. Poruszyłam biodrami, instynktownie, nadziewając na niego, obciągając mu pochwą, pieprząc go z całej siły. Bez rytmu, jakiejkolwiek równowagi, raz mocniej, raz wolniej. Wciąż mnie całował. Znikło pobocze, ulica, inne samochody, zniknął świat, czułam że coś nadchodzi, coś, czym będę się długo chwalić przed samą sobą. Pozostał tylko mój szept:
– Mocniej, zaraz dojdę…
Wbił się we mnie, jakby chciał mnie ukarać, przepołowić na pół. Zrobił to jeszcze raz, równie mocno, niemal doprowadzając mnie do krzyku, po czym zatrzymał się na chwilę i stało się, pędziliśmy razem w otchłań, trzymając się za ręce, choć moje były skrępowane za plecami. Czułam, jakbyśmy biegli na spotkanie czegoś wielkiego. Dyszeliśmy, wzdychaliśmy, chłonęliśmy powietrze wokół nas. Tuliłam się w jego ramionach. W końcu uwolnił mnie i pozwolił, by stęsknione dłonie rozpełzły się po jego rozpalonej skórze. Czułam w sobie jego puls. Tłoczył go we mnie, powoli, nieustannie, w końcu stał się coraz słabiej wyczuwalny, i zwolna wygasł.
Nie rozłączyliśmy się jednak. Pozostaliśmy tak, jakby to wciąż trwało, jakby dreszcz podniecenia, mokre napięcie naszych ciał nie miało zamiaru nas opuścić. Zawinęłam go w swoje ramiona i słuchałam, a on wciąż jeszcze goszcząc we mnie, zapytał cicho:
– Spotkamy się jeszcze?
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Aleksandra
2021-01-18 at 23:04
W kilku linijkach od stanowczej odmowy przeszłaś do penetracji. Postępowanie bohaterki jest nielogiczne, mogłaś ja choć trochę zbudować, jakoś mimochodem napomknąć o tym jaka jest, zdradzić jakąś jej cechę. To opowiadanie jest zbyt oszczędne, wymaga rozbudowania, aby trzymało się kupy. Czemu w tekście slużą motyle? Niczemu, są ozdobnikiem wstępu. Mamy wstęp i seks. Sama 'akcja’ to pół tekstu, dla mnie za dużo, aby to było erotyczne, a nie pornograficzne. Na NE jest dużo miniatur lepiej zbudowanych. Ale sądzę, że jest tutaj potencjał. Chętnie przeczytam kolejne publikacje Autorki 🙂
VBR
2021-01-19 at 08:48
Od odmowy do działania upłynęło nie kilka, tylko kilkanaście wierszy. Biorąc pod uwagę rozmiar opowiadania, to… nie było za bardzo na co czekać. Gdyby zaczęli się wdawać w przydługawe dyskusje, mogłoby do niczego nie dojść. Po prostu nie zdążyliby się dotknąć przed ostatnią kropką. Motyle pojawiają się w tekście kilka razy, służą jako wstęp i o ile się nie mylę, szkicują nam wstępne linie charakteru bohaterki. „Oszczędne” opowiadania też się mogą trzymać kupy. Fakt, że jest krótkie i pozostawia z niedosytem, ale dzięki temu jest konkret, czyli kawa na ławę. Długie opowiadania gromadzą mało czytelników. Aleksandro masz ciekawe podejście do erotyki. Ja myślę, że nie jest ona jednak zależna od ilości akcji w tekście, lecz od jej jakości, a tutaj autorka mnie nie zawiodła.
Aleksandra
2021-01-20 at 14:59
Pewnie, masz racje, że to kwestia moich czytelniczych preferencji. I kawa na ławie nie zawsze jest tym co cenię.
MRT_Greg
2021-02-12 at 15:27
Mogłem niedopatrzyć ale motyle są na początku – żeby jakoś wytłumaczyć, po co kobitka sunie na górę – i w windzie (tym razem w dół), gdy hobbystyczny atlas stał się mało ważny. Choć na moment pojawiła się łacińska nazwa i motyl. Tyle. Za mało. A – imo – mocny wątek, by go tak po łebkach potraktować.
Megas Alexandros
2021-01-19 at 02:07
Witam nową Autorkę Najlepszej Erotyki!
Opowiadanie, którym przedstawiłaś się Czytelnikom NE jest krótkie i zwięzłe, nieco chaotyczne, przyjemne w lekturze, lecz pozostawiające niedosyt. Czuję jakby stanowiło dopiero przedsmak delicji, jakimi możesz nas uraczyć 🙂 Podobnie jak moja Przedmówczyni widzę Twojej twórczości duży potencjał, Lilly. Mam nadzieję, że z czasem w pełni go wykorzystasz! „Spotkamy się jeszcze?” jest niezłym początkiem, oby teraz było wyłącznie lepiej!
Pozdrawiam serdecznie
M.A.
Ania
2021-01-19 at 13:12
Również witam 🙂
Obiecujący debiut. Szczególnie że ostatnio brakuje na naszych łamach prostych, krótkich opowiastek.
Dobre porno nie jest złe 🙂
Serdecznie pozdrawiam
Ania
Nefer
2021-01-19 at 13:47
Ja również witam nową Autorkę i życzę sukcesów. Obecne opowiadanie wydało mi się bardzo oszczędne jeśli chodzi o stronę fabularną, która praktycznie w nim nie istnieje – chociaż trafiło się w niej potknięcie, i to dosłownie 🙂 ). Dominują fragmenty erotyczne, oparte na dość powszechnie występujących motywach i fantazjach (szybki seks w windzie, kontynuacja w samochodzie). Warstwę erotyczną ożywiają jednak udanie pewne mniej banalne akcenty, np. nietypowe zainteresowanie bohaterki butami partnera przy równoczesnym ignorowaniu samochodu (uwaga, panowie !) albo prośba o przywiązanie rąk do kierownicy. Charakterystyka postaci lepiej wypada w przypadku bohaterki (o której czegoś tam się dowiadujemy: słabo zorganizowana, fascynująca się przyrodą i motylami, zapewne zaangażowana w kwestie ochrony środowiska) niż bohatera (zadbany i dobrze ubrany, sprawny kierowca – nic specjalnie oryginalnego). Pod względem językowym tekst bardziej niż poprawny.
MRT_Greg
2021-02-12 at 15:19
Witaj
Gdy we wstępie widzę nawiązanie do architektury, moja uwaga zostaje złapana a gdy jeszcze pojawia się jakaś firma przedstawienia hobbystycznego, tym chętniej zapoznaję się z tekstem.
Niestety po ciekawym wstępie, gdy miałem nadzieję wypłynąć na szerszy akwen, okazało się, że im dalej tym płyciej. W końcu – posługując się nadal marynistyczną frazeologią – utknąłem na mieliźnie.
Gdyby autorka jeszcze w kilku miejscach nawiązała do wspomnianych motyli (ich zachowań, okresów godowych, systematyki), jej bohaterka byłaby zdecydowanie bardziej ludzka i wyrazista. Byłaby człowiekiem a tak to jest manekinem, robotem z zaprogramowanymi hasłami.
Szkoda, że początkowy motyw został tak zaprzepaszczony.
Ale… Że to debiut, liczę iż kolejne opowiadania będą bogatsze w treść, tzw mięso Najlepszej Erotyki.
Bo warsztat jest w porządku, a i erotyka też na poziomie.
Pozdrawiam
MRT