Odkrywając siebie XVIII (Ania)  3.4/5 (20)

14 min. czytania

Źródło: MaxPixels

Sprawdzam w internecie. 8 kobiet François’a Ozona leci o dwudziestej. Będziemy mieli dwie godziny na dotarcie do kina. Ubieram się kobieco. W wiśniową, dzianinową sukienkę. Do tego czarne rajstopy, buty na niewielkim obcasie, czarna marynareczka i lekki makijaż. Takiej mnie jeszcze nie widział! Kiedy szykuję się do wyjścia – zdecydowanie zbyt wcześnie – mama pyta, czy na randkę. Rany, nie! W żadnym wypadku! Tylko czemu jestem taka podekscytowana? Dlaczego się stroję? No dobra. Przyznaję, że wychodzę z przedstawicielem płci przeciwnej. Ale nie wiem czy to randka. Zależy.

Do pizzerii docieram przed siedemnastą. Nie ma tłoku. Lokal nie różni się szczególnie od innych. Jest raczej nowoczesny niż przytulny. Stoliki w sam raz dla fast foodów. Łatwozmywalne. Zamawiam mrożoną herbatę i siadam. Możliwie najbliżej grubej, matowej szyby, za którą dwóch mężczyzn przyrządza pizze. Jeden z nich to Michał. Uwija się niczym mała mróweczka. Czemu? Lokal jest niemal pusty. Czyżby tyle zamówień z dostawą?

Mija dłuższa chwila, zanim mnie zauważa. Wydaje się zdumiony. Jego oczy świecą wesoło, gdy uśmiecha się do mnie promiennie. Odpowiadam tym samym.

Powoli sączę mój napój, przyglądając się uważnie Michałowi. W białym, długim fartuchu. Cały w mące. Wygląda strasznie seksownie. Jego mięśnie, gdy ugniata ciasto. Wyraz twarzy, gdy w powietrzu kręci plackiem. Rany! Przez moment chciałabym, żeby mnie wziął na blacie roboczym. Chciałabym tarzać się w tych wszystkich składnikach. Wybrudzić. Widzieć, jak biały pył sypie się na mnie z oprószonych włosów.

Ze świata fantazji wyrywa mnie młodziutka dziewczyna, stawiając przede mną olbrzymią pizzę i życząc smacznego.

– Ale ja nie zamawiałam – protestuję.

– Wiem. Michał zrobił ją specjalnie dla pani – dodaje konspiracyjnie.

Zerkam na niego. Uśmiecha się zadziornie. Nie jestem głodna, ale jak mogłabym nie przyjąć takiego prezentu? Musiał zrobić ją pod moim płomiennym spojrzeniem. Pożerany wzrokiem. Apetyczny. Unoszę jeden kawałek i biorę go do ust, patrząc prosto w oczy Michała. Kąsam łapczywie pizzę. Tak, jak chciałabym kąsać jego.

Nie rozumiem reakcji własnego ciała. Ledwie wczoraj je zaspokoiłam, a dziś znowu żąda swego!

Oczy Michała są ciemne i błyszczące. Pożądanie czy radość z tego, że mnie widzi? Że mi smakuje? Nie wiem. Zerka na mnie co chwilę, nie przerywając pracy. Jakby upewniał się, że nadal tu jestem. A ja przecież nie zamierzam nigdzie uciekać.

Pizza jest pyszna. Ciasto chrupiące, dobrze wypieczone, nieprzypalone. Ciągnący się ser i cała masa dodatków. Kiedy zerkam na talerz, stwierdzam, że każdy kawałek jest inny. Pewnie nie wiedział, co lubię i uznał, że tak będzie bezpieczniej. A może sądzi, że lubię różnorodność?

W końcu znika z mojego pola widzenia po to, by piętnaście minut później stanąć tuż nade mną.

– Wyglądasz pięknie. – Sprawia wrażenie autentycznie zachwyconego, kiedy całuje mnie w policzek.

A jednak randka? Zastanawiam się, gdy zza placów wyjmuje pojedynczą, czerwoną różę. Przyjmuję ją nieco speszona. Od samego początku uznał to za randkę? Co ja u licha wyprawiam, znów mydląc mu oczy?! Znów wodząc go na pokuszenie.

Przebrał się i umył. Wyperfumował. Przyjemnie pachnie, ale chyba odrobinę zbyt intensywnie. Na nogach ma wysokie, częściowo rozsznurowane glany. Czarne bojówki. Czarny sweter z wyłożonym kołnierzem i trzema wielkimi guzikami. Nie wygląda już na piekarza. Ani śladu mąki.

Kładę kwiat na stole. Michał siada naprzeciwko mnie i patrzy rozmarzonym wzrokiem. Zachęcam go, żeby się częstował. Zjadłam ledwie dwa kawałki. Szkoda, żeby takie pyszności się zmarnowały. Je. Łapczywie. Przyglądam się temu nieco rozbawiona. Mnie też by tak pożerał?

– Wyśmienita ta pizza – komplementuję, choć w tej chwili bardziej fascynuje mnie jego apetyt.

– Cieszę się, że ci smakuje – odpowiada z pełnymi ustami.

Musiał być naprawdę głodny. Nie wiem, o której zaczął pracę. Nie zamierzam pytać. Nie moja sprawa. Na szczęście nie wygląda na zmęczonego. Jest rozradowany. Szczenięcy. Beztroski. Ma piękny uśmiech! Szkoda, że tak często go tego wszystkiego pozbawiam. Nagle stwierdzam, że jednak w ubraniu jest bardziej swobodny. Rozluźniony. Wtedy, w hotelu, musiał się czuć strasznie. Nawet nie chcę wiedzieć jak bardzo.

– Przepraszam – szepczę.

– Za co? – Podnosi wzrok, a mina mu rzednie.

– Że przeze mnie nie jesteś szczęśliwy.

Milczymy. Długo milczymy. W końcu trzeba się zbierać. Nie zjedliśmy wszystkiego. Chwyta mnie pod ramię. Wychodzimy. Jest piękny wieczór. Nieco chłodny. Gwiazdy wesoło mrugają, a my wolnym, spacerowym krokiem suniemy przed siebie.

– Dziękuję – tym razem to on się odzywa.

– Za co?

– Że jesteś tu ze mną.

– Nie ma za co. – Uśmiecham się blado. – Ale nie sądziłam, że to randka, a…

– Zachowuję się, jakby była, tak?

– Tak.

– Gabi, bo ja bardzo chciałbym, żeby to była randka – przyznaje ze smutkiem.

– Wiem – mój głos drży.

Chciałby usłyszeć coś więcej, ale ja mu tego nie powiem. Przykro mi. Taka jest prawda, mimo że ubrałam się, jakby to naprawdę była randka.

Przy kasie Michał upiera się, żeby zapłacić. Nie ustępuję. Każde z nas kupuje swój bilet. Oczywiście miejsca obok siebie. Nie komentuje wyboru filmu. Musical. Komedia. Z gwiazdami kina francuskiego. Pewnie wolałby horror, żebym tuliła się do niego ze strachu. Bawimy się jednak świetnie. Oboje.

– Podobała ci się pokojóweczka, co? – zagaduję.

– Niezła była – przyznaje.

– Wiedziałam! – krzyczę uradowana. – Blondyna jedna.

Nie jestem ani trochę podobna do Emmanuelle Béart z tymi jej pełnymi ustami, wielkimi oczami i idealnie upiętym kokiem. Nie jestem ani taka niewinna, ani taka wyuzdana.

– Tu nie chodzi o włosy. – Śmieje się. – Pokojówka to jedna z podstawowych, męskich fantazji, Gabi.

– Coś takiego! – oburzam się figlarnie.

– Coś takiego – przedrzeźnia mnie.

– Opowiesz mi?

– Co?

– Fantazję oczywiście – żądam stanowczo.

– Ale…

– Nie ma żadnego „ale”! – Nie pozwalam mu zaprotestować.

– Więc – zaczyna niezwykle cicho, rozglądając się nerwowo po ulicy. – Widziałbym cię w trochę innym stroju niż ten filmowy. W podobnej sukience, ale znacznie krótszej. Ledwo zakrywającej twój seksowny tyłeczek. Buty… mogłyby być takie, ale równie dobrze mogłyby być proste, czarne szpilki albo nawet te, które masz teraz. Oczywiście pończochy, fartuszek, czepeczek, czy jak to się tam nazywa.

– I co dalej? – ponaglam go, gdy przerywa.

– Nic. Chciałbym cię taką oglądać. Na przykład jak wycierasz kurz.

– Tylko oglądać? – dopytuję.

– Och, Gabi – wzdycha. – Na początek na pewno tylko, a potem…

– Potem?

– Okazałoby się… – Uśmiecha się zadziornie. – Tyle że pokojóweczka powinna być nieśmiała i uległa.

– Uległa?

– Posłuszna – poprawia się.

Posłuszna! Hmm… Może nawet fajnie byłoby spełnić taką fantazję. Pan i służąca. Zabawić się. Z Grzegorzem! Grzeczna, spokojna, niby nieświadoma swojego uroku, a jednak prowokująca.

– Nie opowiesz więcej?

– Nie ma czego opowiadać, naprawdę. – Uśmiecha się ciepło.

– Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że nie dotknąłbyś mnie, gdybym była w takim stroju – wyrzucam z siebie.

– Pewnie nie mógłbym się powstrzyma…

– No właśnie. Więc co byś zrobił?

– Gabi, nie mam pojęcia. – Rozkłada ramiona i zatrzymuje się przede mną.

Nie ma pojęcia! Jego uśmiech jest rozbrajający. Szczery. Czy naprawdę zakochany mężczyzna może chcieć przebierać swoją ukochaną jak lalkę? Ciekawe. Może. Ja chyba nigdy tak naprawdę nie… Jak mogę wiedzieć takie rzeczy? Robi mi się przykro. Nie chcę, żeby w myślach przebierał mnie, rozbierał ani wkładał w moje usta słowa, których być może nigdy nie będę miała ochoty powiedzieć. Chciałabym mu zabronić fantazjować. Śnić. Wyobrażać sobie.

– Zmieńmy temat – proszę.

– Okej. O czym chcesz pogadać? – On chyba też czuje ulgę, że nie zamierzam drążyć.

Chętnie po prostu posłuchałabym Michała. Jego przyjemnego, niskiego głosu. Trzeba wymyślić jakiś neutralny temat! Dzieciństwo? Uczelnia? Badania? Hmm… trudny wybór. Może ulubiony kolor albo ostatnie wakacje. Plany na następne? Tak naprawdę nic z tych rzeczy mnie nie interesuje.

– Opowiedz mi o tamtym związku ze starszą kobietą – rzucam dość obojętnym tonem. To mnie naprawdę interesuje, choć wiem, że nie powinno.

– Gabi. – Patrzy na mnie przerażonym, pytającym wzrokiem. – Czemu? – wydusza ze ściśniętego gardła.

– Jestem ciekawa, już podczas wywiadu nie dawało mi to spokoju – szepczę, nieśmiało odwracając wzrok. – Nie chcesz? – pytam głośniej i dosyć podejrzliwie, starając się mu przypomnieć, że obiecywał zrobić dla mnie wszystko.

– A więc… – Robi wyraźną pauzę. Nie wiem, czy waha się, czy raczej układa w głowie odpowiedź. – Była moją nauczycielką matematyki, chodziłem do niej na korepetycje, absolutnie beznadziejny z matmy. Mieszkała z rodzicami, ledwie po studiach, mogła mieć jakieś dwadzieścia pięć–dwadzieścia sześć lat. Ja miałem czternaście, prawie piętnaście i być może byłem już wtedy bardziej doświadczony niż ona. Na pewno bardziej oczytany – uściśla nieco drwiąco. – Była ładna, drobna, z niewielkim biustem i ślicznymi zielonymi oczami, ale była taką szarą myszką, ubierającą się skromnie. Aż za skromnie. Moje zainteresowanie wyraźnie ją peszyło, rumieniła się, spuszczała wzrok, odsuwała rękę, gdy tylko ją musnąłem swoją, a jednak odnosiłem wrażenie, że czasem celowo upuszcza ołówek, żebym mógł go podnieść i że specjalnie zakłada spódnice, żebym podnosząc go miał lepsze widoki. Na szczupłe, blade, starannie ogolone nogi. Czasem wręcz dostrzegałem drobne zacięcia, miałem ochotę je pocałować. Liznąć. Podobnie jak smukłe, małe stopy, z których aż chciałoby się strzepnąć jakiś paproch. Hormony szalały, sama rozumiesz. Stawał mi z byle powodu, w końcu byłem nastolatkiem, może nieco nieśmiałym, ale bez przesady. Postanowiłem spróbować. Na jednej z lekcji to ja zrzuciłem coś z biurka. Chyba gumkę. Kopnąłem ją głębiej pod ścianę, a później zsunąłem po nią z krzesła. Odwracając się, żeby wstać, otarłem się twarzą o nagie nogi nauczycielki i bezczelnie spojrzałem jej w oczy. Była czerwona jak burak, ale nie zbeształa mnie ani nie odsunęła się.

– A jednak uwodziciel – wtrącam z satysfakcją.

– Uwodziciel? – Zerka zdziwiony.

– Tak. Zastanawiałam się, czy zostałeś uwiedziony, czy uwiodłeś.

– Hmm… Mnie się wydaje, że trudno robić takie rozróżnienia. Ona prowokowała, nie mając odwagi zrobić nic więcej, ja po prostu okazałem się odważniejszy. Albo brawura bardziej pasuje do młodego wieku…

– Prowokowała! – syczę, udając gniew. – Każdy gwałciciel tak twierdzi.

– Ale ja jej nie zgwałciłem! – Michał stanowczo protestuje. – Tamtego dnia ukląkłem tylko między jej rozłożonymi nogami, sama je rozstawiła szerzej pod moim dotykiem, i głaskałem je. Długo, powoli, delikatnie. Całe nogi, ale nic poza tym. Miała taką błogą minę. Była zarumieniona, oddychała płytko. Mi drżały z emocji ręce, ledwo nad nimi panowałem, ale starałem się wodzić palcami szalenie delikatnie, muskać aksamitnie gładką skórę. Na następnych zajęciach ostentacyjnie zrzuciła książkę. Nawet po nią nie sięgałem, od razu zabrałem się do roboty. – Uśmiecha się łobuzersko. – Też tylko głaskanie. Może byłem nieco śmielszy, ale niewiele, dłonie dalej drżały, pewnie sobie wyobrażasz, że dla takiego gówniarza to olbrzymie emocje. Jeszcze ta ekscytująca różnica wieku, mimo delikatnej urody była kobietą, nie dziewczynką. Kilka lekcji później sama skierowała moją rękę bezpośrednio na bawełniane majteczki. Dotykałem ją tam dosyć niezdarnie, a ona cichutko mruczała i przygryzała wargi. Choć nie bardzo wiedziałem co robię, doszła, wijąc się w konwulsjach. Później w pośpiechu doprowadziła się do ładu i dokończyliśmy lekcję. Nie muszę chyba mówić, że nic z niej nie zapamiętałem? Odwdzięczyła się dopiero następnym razem. Zaspokoiła mnie ręką, niby w podobny sposób, jak zaspakajałem się sam, a jednak zupełnie inaczej. Zupełnie inna była intensywność, piorunująca wręcz. Mimo że robiła to znacznie wolniej i delikatniej. Szybko wytrysnąłem, brudząc biurko i znajdujący się na nim zeszyt. Mój zeszyt do matematyki. Następne zajęcia odwołała, więcej już jej nie odwiedziłem w domu. Później mogłem tylko fantazjować. Nie odważyłem się nagabywać jej w szkole ani na ulicy.

– Patrząc na to z perspektywy czasu, chciałbyś to powtórzyć?

– Tak i raczej nic bym nie zmienił.

– Swojego pierwszego razu też nie?

– Hmm… To akurat było głupie, byłem za młody.

– Dobrze, że choć tego się wstydzisz. – Śmieję się nie wiedzieć czemu, bo przecież to wcale a wcale nie jest śmieszne!

– Skoro tak mówisz.

Pocałunek, którym mnie żegna, też wydaje się randkowy. Pierwszorandkowy. No i ta śliczna, czerwona róża. Michał jest słodki. Szczególnie, gdy się nie smuci. Jak jednak mogłabym się z nim spotykać, mając równie ogromną ochotę na jego kuzyna? Szkoda.

***

Przed snem wyobrażam sobie olbrzymi, pusty hotel. Mieści się w przedwojennej kamienicy, bardzo eleganckiej. Zdobne sztukaterie. Malowidła. Grube kotary zasłon. Schody wyściełane czerwonym dywanem. I na tym tle ja jako pokojówka. Ubrana w czarną sukienkę sięgającą połowy ud, spod której kokieteryjnie wyziera biała, falbaniasta halka, pończochy (tradycyjne, na pasku), biały fartuszek oraz niebotycznie wysokie szpilki.

Ścielę ogromne, barokowe łoże, kiedy boy wprowadza Grzegorza. Stawia jego bagaże na wiekowym parkiecie, a ja zmieszana przepraszam i zapewniam, że pokój zaraz będzie gotowy.

Szacowny gość, ubrany w czarny garnitur i grafitową koszulę rozpiętą pod szyją, siada w głębokim fotelu. Zostajemy sami. Pan i służąca. Kończę swoją pracę, z pedanterią poprawiając każdą fałdkę, wyginając się przy tym w najdziwniejszych pozycjach. Patrzy na mnie. Wiem to i właśnie dlatego tak staram się zapewnić mu ciekawe widoki. Chcę, żeby zobaczył gołe ciało nad moimi pończochami. Żałuję, że włożyłam majtki. Chciałabym być dla niego całkiem naga. Pokazać wszystko.

– Jeszcze tam trzeba wygładzić. – Wskazuje fałdkę po drugiej stronie łóżka, a ja, zamiast przejść dookoła, klękam na jego skraju i wyciągam się, żeby dosięgnąć nierówności. Wiem, psuję w ten sposób własną pracę, ale za to mogę wypiąć w stronę Grzegorza tyłeczek odziany w półprzeźroczyste, czarne majteczki. Sztywna sukienka unosi się zadziornie do góry i odsłania wszystko. Musi mieć piękny widok na moje nogi i zadek. Rumienię się, ale raczej z podniecenia niż ze wstydu. Nie mam odwagi spojrzeć na Grzegorza, więc skromnie spuszczam wzrok.

Jestem rozpalona i mam olbrzymią nadzieję, że podejdzie od tyłu i mnie weźmie. Gwałtownie. Bezceremonialnie. On jednak nie podnosi się ze swojego wygodnego miejsca.

– Chodź do mnie – syczy przez zęby.

Już zamierzam wstać i podejść, oblana rumieńcem i zawstydzona swoją wcześniejszą śmiałością. Swoją lubieżnością. On jednak rozkazuje, bym zrobiła to na kolanach. Padam na ziemię. Uwierzcie, że chętnie! Z gracją, kocimi ruchami i tęsknym spojrzeniem powoli zbliżam się do jego stóp.

– Grzeczna sunia – chwali mnie i głaszcze po starannie upiętych włosach. – A teraz pokaż co umiesz – dodaje, rozpinając rozporek.

Jego fiut jest wielki, purpurowy z pożądania i taki piękny! Aż zapiera mi dech. Z nieukrywanym entuzjazmem biorę go do ust. Zachłannie. Nie mieści się jednak cały. Moja żuchwa stawia opór, moje gardło się buntuje, ale ja i tak nie ustaję w wysiłkach, próbując przezwyciężyć wszystkie ograniczenia. Chcę całego! Mój lizaczek.

– Wystarczy – mruczy po chwili. – Teraz na łóżko!

Wykonuję polecenie i znowu klękam. Wyciągam się do przodu, opierając twarz i piersi o złoto-brązową narzutę. Podchodzi do mnie. Leciutko klepie mój tyłek. Chyba jest zadowolony. Mój Pan jest zadowolony! – cała się raduję.

Pociąga za majteczki i z niezadowoleniem stwierdza, że założone są porządnie – pod pas. Będzie je musiał ze mnie zedrzeć (na samą myśl płonę) lub zdjąć, pracowicie odpinając wszystkie zapinki (to może być istna tortura!). On jednak tylko odciąga majteczki na bok, po czym uważnie mi się przygląda. Mojej bezwstydnej orchidei! Mięsistej i wilgotnej.

Drżę pod delikatnym dotykiem chłodnych dłoni. Czuję jego palce u samego wejścia, u samych wrót. Ślizgają się po mnie. Pieszczą. Rozpalają do granic możliwości. Pragnę, by wdarły się do środka. Tak głęboko, jak to tylko możliwe. By penetrowały mnie pożądliwie. Odkrywały moją uległość. Moją gotowość. Moją żądzę. Jęczę. Głośno. Napieram na niego.

Zabiera ręce i robi krok w tył. Doskonale wiem, że chce mnie męczyć. Torturować. Odsuwać spełnienie. Chce, żebym błagała. Żebym otworzyła się jeszcze bardziej i jeszcze bardziej uległa. Spokorniała. Przecież on nie musi mi dać tego, czego pragnę. On nic nie musi. Ja istnieję dla jego przyjemności, nie on dla mojej. Mówi to całym sobą. Jest taki opanowany i władczy. Ja taka nie potrafię być. Nie chcę. Chcę okazywać mu swoją słabość.

– Zdejmij majtki – rozkazuje.

Czemu ich ze mnie nie zedrze?! Nie posiądzie mnie tu i teraz?! Brutalnie! Szybko! Cała płonę, ale jestem tu przecież po to, by wykonywać jego polecenia. Zaciskam uda, próbując odzyskać panowanie nad własnym ciałem. Staję na chwiejnych nogach. Ostatkiem sił! Odpinam jedną zapinkę. Zsuwam majteczki poniżej zapięcia i znów ją zapinam. Potem następną, i następną. Jedna noga jest wolna. Mógłby teraz rzucić mnie na łóżko i bez żadnych przeszkód zerżnąć, ale nie… Będzie tylko patrzył. Przyglądał się, jak drżącymi rękami robię to samo z drugiej strony.

Kiedy majtki są już poniżej wszystkich sześciu zapinek, zsuwam je z siebie powolnym i łagodnym ruchem, a potem wychodzę z nich. Staram się zrobić to dla niego pięknie. Z gracją. Jednak ledwo jestem w stanie ustać o własnych siłach. Chwieję się.

– Usiądź – znów rozbrzmiewa władczy głos Grzegorza. Jakiż seksowny! Męski!

Rozglądam się niepewnie, a on wskazuje brzeg łóżka. Opadam na nie z ulgą. Podchodzi i klęka przede mną. Czyżby mój pan miał ochotę spróbować mojego miodku? Drżę. Nie! On tylko sięga do mojej nogi. Przejeżdża zamaszyście od stopy do samego końca pończoszki, nie muskając nawet odrobiny nagiej skóry. I z powrotem. Zdejmuje but. Gładzi stopę. Przejeżdża po podbiciu. Łaskocze. Bardzo przyjemnie łaskocze. Robi to samo z drugą nogą, ale chyba jeszcze wolniej. Nie wytrzymam! Z trudem łapię oddech.

Patrzę na niego spod wpółprzymkniętych powiek. Jest piękny! Jego policzki również nieznacznie się zarumieniły, a oczy zrobiły szkliste. Coś się zmieniło. Spokój zniknął bezpowrotnie. Teraz już nie ma innego wyjścia, innej drogi. Tylko spełnienie! Pełna satysfakcja, której narzędziem mam być ja. Moje ciało.

Chwyta mocno w obie dłonie moją lewą stopę i zbliża ją do ust. Co on chce zrobić?! Jestem brudna! Od pięciu godziny sprzątam pokoje. Moja stopa jest pewnie słona od potu. Wyrywam się, ale nie mam żadnych szans. Zresztą kimże jestem, by odmawiać memu panu…

Ssie mały paluszek. O matko! Jakie to przyjemne! Wiję się i pulsuję. On trzyma mocno. Dobrze. Musi. Inaczej mogłabym zrobić mu krzywdę. Albo wyrwać się, mimo że wcale tego nie chcę. Jęczę. Zaciskam zęby na własnym ramieniu.

Teraz następny palec. Wszystkie po kolei. Na końcu duży paluch. Jest bosko! Żarłocznie bierze do ust więcej i więcej, aż wszystkie moje słone paluszki są wchłonięte. Zasysa je i liże, a ja rozpływam się pod tą pieszczotą. Inną niż wszystko co znam. Doprowadzającą do szaleństwa. Zmysłową.

Puszcza stopę. Szkoda… Zaraz bierze jednak drugą i zaczyna wszystko od nowa. Rozpadam się na tysiące kawałków pod dotykiem zwinnego języka! Jestem jednym wielkim odczuciem! Pragnieniem. Przez chwilę wierzę, że mogłabym tak dojść. Doznać całkowitego spełnienia. Pełni szczęścia.

Przerywa. Przysiada. Łapie oddech. Uspokaja własną żądzę. Zamyka płonące oczy. Co czeka mnie teraz? Da mi w końcu ukojenie? Wypełni mnie sobą po brzegi? Czekam. Drżę. Łapię powietrze. Nadal spragniona jego bliskości. Jego bolesnej i bezpośredniej bliskości.

Zrzuca marynarkę. Dopiero teraz? Jakoś nie zdawałam sobie sprawy z tego, że nie rozebrał się ani trochę. Podwija rękawy koszuli. Jego ruchy są pewne i stanowcze. Dyszę. Nie wiem, czy wolno zrobić mi cokolwiek innego.

Chwyta mnie za tyłek ciężko spoczywający na pościeli i sprawnym ruchem obraca na brzuch. Ostrym pociągnięciem za biodra ustawia we wcześniejszej pozycji. Daje klapsa. Aua! Soczystego klapsa w bezwstydnie wypięte pośladki. Moja cipulka różowi się przed nim. Otwiera. Spragniona i pożądliwa jest zapewne już pąsowa. Błyszcząca na dowód swojej gotowości. Gościnna i zachęcająca.

Jeszcze jeden klaps. I jeszcze jeden. Zaciskam zęby, żeby nie krzyczeć. Jeśli jemu to sprawia przyjemność, muszę mu to dać. Wytrzymać. Jego dłonie znów po mnie błądzą. Po nogach – od stóp aż do samego końca. Po ich słodkim zwieńczeniu. Po pośladkach. Po materiale sukienki. Nie jest już delikatny. Czuję niecierpliwość. Pragnienie.

Przerywa. Majstruje przy rozporku. Celuje. Napiera. Bierze mnie. W końcu! Jestem taka wypełniona. Taka oddana. Delektuję się tym uczuciem. On jednak szybko wychodzi ze mnie i czuję pustkę. Znów wypełnienie. Znów pustka. Te stany następują po sobie bardzo szybko. Trwają krótko. Są gwałtowne. Jest w nich jakaś desperacja. We mnie jest desperacja. Chcę więcej! Ile bym dała za to, by czuć go wszędzie. Jednocześnie ssać go i mieć w sobie.

Moje pośladki wychodzą naprzeciw jego biodrom. Mechanicznie. Bezwiednie. Dziko. Coś przełączyło się w mojej głowie. Teraz działa automatyczny pilot. Już nie myślę. Nie jestem sobą. Nie istnieję. Jest tylko jego penis i moja cipka zaciskająca się na nim. Jestem niewolnicą rozkoszy. Jego niewolnicą.

Czuję, jak szarpie moje włosy. Boleśnie wyrywa je z okowów wsuwek. Chwyta. Ciągnie. Dyktuje rytm. Włada mną. Moim ciałem i duszą. W końcu jestem tu tylko po to, by dawać mu rozkosz. By brać rozkosz, którą on chce mi dać.

Kiedy jego panis szturmuje ostro moje bramy, czuję jak coś we mnie narasta. Wzbiera. Kiełkuje. Wylewa się. I już wiem, że nie ma odwrotu. Jeszcze ruch, dwa i będzie po wszystkim. Odfrunę. Będę szybować.

Krzyczę, a on pęcznieje we mnie. Przyspiesza. Dyszy. Pulsuje. Zalewa mnie. Dochodzę, czując palącą mnie w środku powódź. Opadający na mnie ciężar jego ciała. Jest bosko! Jestem i jednocześnie mnie nie ma. Lżejsza. Zmęczona. Spełniona. Szczęśliwa. W końcu wykonałam moje zadanie – dałam mu siebie, dałam mu spełnienie. A przy okazji… sama oderwałam się w końcu od ziemi.

Przejdź do kolejnej części – Odkrywając siebie XIX

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Nie wierzę, że cholerne feministki mogą tak ładnie powiedzieć Przepraszam. A jednak ładnie. I jak tu wierzyć?
No po prostu wielkie zamieszanie w mojej nieskomplikowanej głowie…
Uśmiechy dla wszystkich poza Autorką

Dla Autorki uśmiechy podwójne
Karel Godla

Potrafią nawet ładniej! ;D

Od-uśmiechy

A.

EEE tam. To zdarza się tylko w bajkach. No, może czasem w powieściach i materiałach reklamowych feminizmu.
W życiu? Nie sądzę. Ale dobrze jest pomarzyć, do czego powyższy rozdział inspiruje.
Feminizm to odruchowa reakcja, ale przyszłość ją wyeliminuje, mam nadzieję.
Uśmiechy tym razem dla Wszystkich,
Karel Godla

Rozumiem, że Ty preferujesz lektury straszące feministkami porywającymi chłopców, żeby zmienić im płeć? :’D

Aniu, genialne.

Miło mi, że przypadło Ci do gustu 🙃

Muszę przyznać, że fantazje Gabi robią się coraz smakowitsze, nawet jeśli nie grzeszą oryginalnością (wszak zapożycza je od swoich męskich rozmówców 🙂 ). Nasza bohaterka jako apetyczna pokojówka, służąca, niewolnica. Czytało mi się o tym bardzo miło!

Z drugiej strony „w realu” pozostaje niepoprawną manipulantką, bawiącą się emocjami nieszczęsnego Michała i wciąż dającą mu złudną nadzieję. Bardzo jestem ciekaw, jak długo będzie w stanie ciągnąć tą grę i kiedy wreszcie skupi swe zabiegi na tym z kuzynów, którego w istocie pragnie.

Usatysfakcjonowany zabieram się do lektury kolejnego rozdziału!

Pozdrawiam
M.A.

Aż jestem ciekawa ilu jeszcze czytelników kibicuje Grzegorzowi! 😉

Pozdrawiam

A.

Napisz komentarz