Odkrywając siebie XVI (Ania)  3.31/5 (14)

11 min. czytania

Nadixe, „Good Morning„, CC BY-NC-ND 3.0

Przez całą tę sytuację z Michałem czuję się nieswojo. Jestem poobijana psychicznie. Tęsknię za czymś, ale sama nie wiem za czym. Nie mam apetytu. Nie mogę spokojnie spać. Czyżby to było zaraźliwe?

Na kilka dni tracę też ochotę na seks. Tak, jakby moje ciało do mnie nie pasowało. Było niewygodne. Uwierające. Wrogie.

– Co jest Słonko, znudziłem ci się? – Dzwoni Andrzej.

– Nie, tylko jestem bardzo zajęta. – W pierwszej chwili kłamię, ale zaraz wszystko mu opowiadam.

Przekonuje, że w tej sytuacji potrzebuję zmiany otoczenia. Odrobiny rozrywki. Proponuje wyjazd na weekend, ale odmawiam. Nie mogę sobie na to pozwolić w środku semestru. Zresztą co miałabym powiedzieć rodzicom? Wyjeżdżam z kochankiem, nie martwcie się, on jest bardzo odpowiedzialnym, niemłodym już człowiekiem dymającym wszystko, co się rusza?

– W takim razie wymyślimy coś innego – deklaruje i rozłącza się.

Cóż takiego mógłby wykombinować, żeby wyrwać mnie z depresji? Nie wiem i nawet mnie to nie interesuje.

Zasypiam, wpatrując się w sufit. Tym razem nie mogę odnaleźć na nim konturów naszego kontynentu. Nie ma też nosorożca na tapecie. Inna gra świateł. Teraz jest małpka i wielka, groźna pięść wyciągnięta, żeby mnie ukarać.

Mój sen jest płytki i niespokojny. W uszach dudni jakiś głos. Niewyraźny. Próbuję się wsłuchać. W końcu domyślam się. Już kiedyś coś takiego… Kto raz wzgardził miłością, nie zasługuje na miłość. Czuję, jak zmieniam się w kamień. Najpierw serce. Potem skalistość rozprzestrzenia się dalej. Od środka ciała aż po koniuszki palców.

Budzę się zlana potem. Nie rozumiem własnych uczuć i lęków, ale bardzo nie chcę być teraz sama. Potrzebuję z kimś porozmawiać. Patrzę na zegarek. Czwarta w nocy. Wiem, że o tej porze nie mogę na nikogo liczyć. Na nikogo? Na pewno? Postanawiam sprawdzić.

– Taaak? – Po pięciu dzwonkach odzywa się chrapliwy głos. Czyżby Michał był przeziębiony?

– Spałeś? – pytam raczej chyba podejrzliwie niż troskliwie.

– Próbowałem.

– Hmm…

– Stało się coś, Gabi? – Brzmi, jakby się przejął.

– Nie, potrzebowałam tylko kogoś usłyszeć. Nie chciałam być sama…

– Cieszę się, że zadzwoniłaś właśnie do mnie. – Jego szept jest kojący.

– Michał – jęczę po chwili milczenia. – Ty mnie przerażasz. Twoje uczucie mnie przeraża.

– Przepraszam. – W tym jednym, prostym słowie jest tyle emocji, tyle bólu i jednocześnie tyle ciepła.

Rozmowa wkrótce się kończy. Niby nic w jej trakcie nie zostało wypowiedziane, a jednak bardzo wiele między nami zmieniła. Dziwne. A może wcale nie…

***

Wieczorem Anka wyciąga mnie na kręgle. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że o tylu rzeczach jej nie powiedziałam. Przez cały ten czas rozmawiałyśmy „o pogodzie”. Strasznie się przez to oddaliłyśmy. Bardziej dla rozrywki niż z ciekawości pytam ją, czy ma wibrator.

– No coś ty. – Śmieje się. – Chętnie bym spróbowała, ale gdyby moja matka znalazła w domu coś takiego!

– Przed nią nic nie da się ukryć – przyznaję.

– Jakby miała rentgen w oczach. – Moja przyjaciółka wygląda na coraz bardziej rozbawioną. – A ty masz? – Reflektuje się po chwili.

– Nie, robię podchody, ale wstydzę się iść kupić.

– To może poszłybyśmy razem? Na przykład poszukać prezentu na wieczór panieński? – proponuje, wyraźnie zainteresowana wizytą w sex shopie.

– Może…

Kiedy docieramy na miejsce, ze zdziwieniem stwierdzam, że jakimś cudem w „naszej paczce starych znajomych” znalazł się również Michał. Nie patrzę już jednak na niego jak na prześladowcę albo zboczeńca. Bawimy się. Bardzo dobrze zresztą. Po przyjacielsku. Nie ma napięcia, niepewności, strachu. Chyba dlatego, że stara się być powściągliwy i nie okazywać swoich uczuć. Zachowuje spokój nawet, gdy inni mężczyźni próbują ze mną flirtować. Tak, jest zdecydowanie lepiej.

Odprowadza mnie do domu. To znaczy najpierw razem odprowadzamy Ankę, a potem spacerujemy wąskimi, pustymi ulicami aż dochodzimy do bloku, w którym mieszkam. Jest późno, więc nie zapraszam go do siebie. Nie pyta, czy może wejść. Daje mi całusa na pożegnanie, w policzek, i rusza w stronę dworca.

Pod niewinnym dotykiem ciepłych ust przypominam sobie jego dłonie błądzące po mnie tak niedawno. Zrobił mi dobrze i nie chciał nic w zamian. To niepodobne do żadnego z mężczyzn, których znam. Takie altruistyczne. A może jednak czuł się wykorzystany?

Postanawiam spytać. Kiedy do niego dzwonię jest jeszcze na pustym peronie i czeka na ostatni pociąg.

– Co czułeś, pieszcząc mnie? Doprowadzając do orgazmu? – walę prosto z mostu.

– Zachwyt. – Muszę przyznać, że takiej odpowiedzi się nie spodziewałam.

– Zachwyt?

– Byłaś taka piękna, tracąc nad sobą kontrolę – wyjaśnia. – I dałaś mi tę chwilę, pozwoliłaś na to patrzeć, być przy tobie, dotykać.

– Czyli cieszyłeś się, że sprawiasz mi przyjemność?

– Tak.

– Nie podniecało cię to? Nie chciałeś, żebym się odwdzięczyła?

– Nie, to było fascynujące i magiczne. Bardziej duchowe niż cielesne.

– Duchowe… – powtarzam jak echo.

– Bliskość, intymność… z ukochaną osobą.

Słyszę, jak na dworzec wjeżdża pociąg. Hamuje z piskiem. Ludzie wysiadają. On wsiada. Teraz już nie ma sensu zadawać takich pytań. Wątpię, żeby przy innych pasażerach odpowiadał szczerze.

– To takie słodkie – szepczę. – Aż za słodkie. Nie bardzo rozumiem.

– Ja też nie – przyznaje z prostotą. – Jeszcze nigdy… – Słowa więzną mu w gardle.

– Pogadamy kiedy indziej – przerywam mu. – Teraz chciałabym tylko podziękować ci za ten wieczór. Świetnie się bawiłam.

– Nie ma za co, ja również miło spędziłem czas.

Miło? Spodziewałabym się, że przeżył istne męczarnie. Był jak wciśnięty w gorset. Sztywny. Chłodny. Zdystansowany.

***

Zmiana stosunków z Michałem pozwala mi odetchnąć i wrócić do normalnego życia. Na uczelnię. Do badań. Do budzącej się seksualności. Znów od czasu do czasu się masturbuję, niestety nadal głównie fantazjując o Grzegorzu, a nawet czasami odwiedzam Andrzeja. Zaskakuje mnie, gdy spotykam u niego Sławka. W sumie nie powinno, bo sama prosiłam o złagodzenie bólu tego chłopaka.

Kiedy Andrzej otwiera drzwi, tamten siedzi na dywanie-trawniczku w salonie i skubie winogrona. Jest nagi od pasa w górę. Na jego cherlawej klatce piersiowej i na brzuchu widać blizny. Podłużne. Biegnące w różnych kierunkach. Później dostrzegam, że takie same ślady ma na plecach. Andrzej przytula go ciepło swoim silnym ramieniem. Zazdroszczę mu tej czułości. Też bym chciała.

Sławek jest nieco spięty, ale nie wygląda już na tak przerażonego i bezbronnego. Chyba im ze sobą dobrze. Później pytam o to mojego kochanka.

– On jest jak pies – oświadcza.

– Jak pies? – dziwię się.

– Wierny, przyjacielski, oddany. Nawet jeśli go kopniesz, wróci i będzie się łasił – uściśla.

– Rany, Andrzej! – Jestem przerażona. – Ty chyba…

– Nie, proszę, nie kręcą mnie takie rzeczy.

– Uff – wzdycham.

– Jest nam ze sobą dobrze. On niczego nie oczekuje, bierze to, co chcę mu dać. Nie okazuje też zazdrości.

– Spędzacie razem dużo czasu?

– Taaa. – Teraz to on wzdycha. – Może nawet trochę za dużo, ale to dobrze na niego wpływa.

– Widzę, zmienił się – przyznaję z uznaniem.

Nie zgadzam się, gdy proponuje trójkącik. Nie żebym nigdy o tym nie fantazjowała. Nie żeby ten chłopak zupełnie nie był w moim guście. Po prostu uważam to za niesmaczne… w jego stanie. Jednak ta propozycja działa na moją wyobraźnię.

***

Przez całą drogę powrotną męczy mnie wizja Andrzeja i Sławka splecionych w uścisku. Całujących się. Jakże to nieprzyzwoite! Słodkie! Kuszące! Wyobrażam sobie, jak siadam między nimi. Jak ich dłonie i usta zaczynają błądzić po moim rozgrzanym ciele.

W pociągu próbuję odpędzić od siebie te obrazy, bo czuję, że się rumienię. Jest mi gorąco i zdecydowanie jestem wilgotna, a naprzeciwko siedzi całkiem przystojny chłopak. Zerka na mnie znad notatek. Boję się, że uzna, że jestem nim zainteresowana. Erotycznie! Ale czy powinnam bać się takich rzeczy? Teraz chętnie bym się na kogoś rzuciła i ostro zerżnęła.

Rany, Gabi! Robię głęboki oddech i próbuję się opanować, ale to wcale nie jest takie proste. Widzę, że mój towarzysz podróży ukrywa swój uśmiech za jakimiś papierami i zerka na mnie zawadiacko.

– Dobrze się czujesz? – pyta niby niewinnie.

– Tak, tylko trochę mi gorąco. – Mam wrażenie, że teraz już rumienię się po same czubki uszu!

– Może otworzyć okno? – w jego głosie pobrzmiewa rozbawienie.

– Tak, dziękuję. – Spuszczam skromnie wzrok niczym zawstydzona dziewica, a on przecież nie zrobił ani nie powiedział nic niestosownego.

– Mam na imię Tomek – wyjawia jak najpilniej strzeżoną tajemnicę.

– A ja Gabriela. – Staram się być miła i spokojna, ale hormony buzują. Naprawdę trzeba mi chłopa. I to już!

On wraca do swojego wcześniejszego zajęcia, a ja gapię się w szybę (niemiłosiernie brudną zresztą), zastanawiając się, czy nie zadzwonić do Michała… czy nie skorzystać z jego propozycji… Szybko jednak odpędzam od siebie tę myśl. To byłoby niestosowne. Robię chłopakowi mętlik w głowie, raz się na niego gniewając, raz przymilając, a raz wykorzystując. Wstrętna jędza ze mnie! Choć on też nieźle mi namieszał.

Kiedy wchodzę do domu, stwierdzam z ulgą, że nikogo nie ma. Niedbale zrzucam buty i pędzę do swojego pokoju. Kładę się wygodnie na łóżku i puszczam wodze wyobraźni, pieszcząc przy tym rozgrzane ciało. Wreszcie mogę swobodnie sobie ulżyć.

Jestem w mieszkaniu Andrzeja. Jest nastrojowo. Z głośników sączy się cicha muzyka, a pod ścianą stoi rząd wielkich świec. Siedzę na jednym z tych krzeseł wydrążonych z pni drzew. Andrzej i Sławek siedzą na trawnikowatym dywaniku. Są nadzy od pasa w górę. Bosi. Całują się namiętnie. Podziwiam muskularny tors Andrzeja i kruchość jego kochanka. Są cudni!

Andrzej delikatnie przejeżdża dłonią po bliznach. Potem zaczyna je całować. Po kolei. Wszystkie. Z przodu. Z tyłu. Po bokach. Sławek poddaje się tej pieszczocie. Zamyka oczy. Wzdycha. A ja nie mogę się powstrzymać. Podchodzę do nich i bardzo ostrożnie dotykam miejsca, które przed chwilą całował Andrzej. Chłopak drży pod moim dotykiem. Jego skóra jest gładka.

Nasz wspólny kochanek klęka między nami. Obdarowuje nas na zmianę pocałunkami i pieszczotami. Jego usta są gorące. Miękkie. Soczyste. I spragnione! Oczy ma zamglone i niewidzące. Jego język tańczy w moich ustach. Dłoń gładzi policzek. Czuję pustkę, gdy odrywa się ode mnie, ale widok ich złączonych ust jest cholernie podniecający.

Sławek jęczy, wijąc się pod wpływem jego pieszczot. Ja też chcę! Andrzej, jeszcze nie odrywając się od Sławka, wolną ręką sięga pod moją bluzkę. O rety! Mamusiu! Jak jego dotyk na mnie działa! Cała płonę! A przecież tylko gładzi mój brzuch.

Zaraz uwalnia górną część mnie z więzienia materiału. Całując w szyję, jednocześnie gładzi dopiero co oswobodzone piersi. Nie jestem mu dłużna. Liżę i kąsam wszystko to, czego jestem w stanie dosięgnąć. Ucho. Policzek. Szyję. Jego niesamowicie seksowne jabłko Adama. Moje ręce błądzą po jego plecach. Jest po prostu cudowny! Nieziemsko pachnie. Wygląda jak młody bóg. I całuje najlepiej pod słońcem!

Czuję wzbierającą falę pożądania. Mój oddech robi się płytki i niecierpliwy. Dokładnie tak, jak oddech Sławka. Wszyscy powoli odpływamy do krainy rozkoszy, zapominając o całym świecie. Jesteśmy tylko my i ten pokój, przypominający teraz ciemny las.

Kiedy znów odwraca się ode mnie, pochylam się, by rozpiąć mu spodnie. Naprężony penis wyskakuje z majtek. Jest ogromny. Purpurowy. Nabrzmiały do granic wytrzymałości. Lśni wilgocią. Oblizuję go, a Andrzej aż podskakuje. Jakie to przyjemne! Jaką ja mam nad nim władzę, trzymając tego urwisa w ręku!

Jęczy, kiedy biorę męskość do ust. Mieści się niemal cała. Gorączkowo ssę ją i liżę, pomagając sobie dłońmi. Nie patrzę w górę, ale mam niewyraźne wrażenie, że on właśnie w tej chwili to samo robi Sławkowi. Ta myśl kręci niesamowicie. Łańcuszek przyjemności. Żeby zamknąć to kółeczko, Sławek musiałby użyczyć mi jeszcze swoich ust. Wzdycham. Moja aksamitka tak bardzo chciałaby być teraz pieszczona. Obojętne czy palcami, czy językiem, byle wprawnie.

Nagle czuję, że ktoś dobiera się do moich spodni. Próbuje je rozpiąć i zsunąć. Nie zastanawiam się nad tym. Po prostu pozwalam mu to zrobić. Unoszę biodra i po chwili jestem już całkiem naga. Dotyk chłodnej dłoni na moich pośladkach jest przyjemny. Aż zbyt przyjemny! Jęczę przeciągle, ale ten odgłos tłumi kneblujący mnie fiut Andrzeja.

Czyjeś ręce błądzą po moich plecach. Wiem, że nie jego. On pieści swojego kochanka. Sławek też jest zbyt daleko. To musi być jakaś czwarta, tajemnicza osoba. Powstrzymuję ciekawość i skupiam się na doznaniach. Mruczę z zamkniętymi oczami, nadal szybko i mocno bawiąc się smakowitym lizakiem. Prężącym się w moich ustach. Drgającym pod moimi pieszczotami.

Delikatny taniec opuszek na mojej skórze trwa i trwa, nie zbliżając się do sedna. Plecy – wzdłuż kręgosłupa, na boki i zygzakiem. Pośladki. Uda. Kark. Brzuch. Piersi. Drżę, kiedy zaczepia o sutki. Twardnieją, wyrywając się ku tym zwinnym palcom. Ich właściciel to rozumie. Czuje. Chwyta je. Delikatnie ściska. Kręci. Zupełnie nieświadomie zaczynam bujać biodrami. Zachęcająco jak napalona suka. Mój tyłek jest bezwstydnie wypięty, kolana nieco rozszerzone. Moja ociekająca wilgocią kobiecość musi być doskonale widoczna.

– Mogę? – słyszę za sobą zmysłowy szept.

Jasne! To chyba oczywiste, że tak! Mam ochotę krzyczeć, ale tylko nieznacznie kiwam głową, nie chcąc wypuścić z ust swojej zabawki.

Wsuwa we mnie palec. Boleśnie wolno. Kciukiem masuje mój klejnocik. Aż kręci mi się w głowie od tego wszystkiego. Zaraz chyba całkiem odpłynę! Eksploduję! Zatacza w środku kręgi. Dosyć duże. Ta pieszczota jest intensywna i rozpierająca. Bosko!

W odpowiedzi mocniej zaciskam usta na Andrzeju. Wydaje z siebie ryk. Dziki i zwierzęcy. Jak Tarzan. Przyspieszam. Napieram. Jestem zachłanna. Niecierpliwa. Jestem już na krawędzi, gdy czuję jak nasz tajemniczy towarzysz wysuwa ze mnie palec. Jęczę zawiedziona. Chcę protestować, ale nim to robię, czuję kutasa taranującego moje bramy. Zamieram. Wsuwa się gwałtownie, rozciągając mnie do granic możliwości. Wielki. Gorący. Równie spragniony jak ja.

– O tak, mała – słyszę chrapliwy głos.

Tak! Ma rację, jest doskonale! Jestem taka otwarta i gościnna. Chętna. Witam mojego gościa z radością. Wręcz z euforią! Dobijam pośladkami do jego bioder, żeby wszedł głębiej, dosięgnął samego dna, istoty mojego jestestwa.

Słyszę, jak dyszy, poruszając się we mnie w szaleńczym tempie. Czuję, jak mnie rozdziera. Przyjemnie wypełnia. Moja wilgoć chlupocze przy jego zamaszystych ruchach. Tak! Tak! Tak! Zachwycam się. Rozgrzana i gotowa na spełnienie.

Ssę zapalczywie. Równie szybko, jak jestem posuwana. To zgrany rytm. Wszyscy we czwórkę jesteśmy niczym jeden mechanizm. Wiem to. Czuję. To dodaje mi sił. I kiedy tak delektuję się naszym zespoleniem, czuję, jak penis Andrzeja pęcznieje gotowy do eksplozji. Rośnie. Rośnie, mimo że wydawało się to już niemożliwe. Wypełnia mi usta, zmuszając do jeszcze szerszego otwarcia. To mnie kręci! Jego przyjemność. Jego podniecenie. Jego rozkosz. To jest to, co wystrzeliwuje mnie w kosmos!

Eksploduje w moich ustach, zalewając wnętrze gorącą i lepką spermą. Nie jestem jej w stanie połknąć. Nie teraz, kiedy całe moje ciało pręży się i wije w konwulsjach. Biały płyn kapie na dywan, ale nie zwracamy na to uwagi. Znajdujemy się teraz w innym wymiarze.

Moje jęki. Moje drżenie. Mój orgazm. Doprowadzają do szaleństwa penetratora. Dochodzi, rozpierając się we mnie. Dobijając. Z cichym, przeciągłym pomrukiem. Rany! Dalej czuję to ciepło. Tę błogość. Orgazm trwa w nieskończoność, odbierając mi wszystkie siły.

Padam na dywan, a oni obok mnie. Odwracam głowę. Tomek?! Mój dzisiejszy współpasażer?! Uśmiecham się do mojej chorej wyobraźni. Spowalniam swoje ruchy. Zmniejszam nacisk. Orgazm był naprawdę wspaniały! I nie potrzebowałam do niego ani jednego kochanka!

Przejdź do kolejnej części – Odkrywając siebie XVII

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Kolejna udana część cyklu. Nie schodzisz poniżej pewnego poziomu, i bardzo dobrze.

Ale…

„Gorączkowo ssę ją i liżę, pomagając sobie dłońmi.”

Czy nie powinno być „ssię”?

„W odpowiedzi mocniej zaciskam usta na Andrzeju. Wydaje z siebie ryk. Dziki i zwierzęcy.”

W pierwszej chwili pomyślałem, że to Gabi tak ryczy. No ale nie, ma przecież kutasa w ustach:)

„Andrzej i Sławek siedzą na trawnikowatym dywaniku. Są nadzy od pasa w górę.”

Nie podoba mi się to, strasznie sztuczne. A może siedzieli z gołymi torsami?

„On wraca do swojego wcześniejszego zajęcia, a ja gapię się w szybę”

Jest was dwoje. Wiadomo, że wraca do SWOJEGO zajęcia, przecież nie do TWOJEGO.

Z satysfakcją stwierdzam, że poprawiłaś dialogi. Jednakże…

– On jest jak pies – oświadcza.

– Jak pies? – dziwię się.

Nie pisz „dziwię się”, bo „jak pies?” zawiera w sobie owo zdziwienie. Jeśli już koniecznie chcesz, to napisz „powtarzam zdziwiona”

– Wierny, przyjacielski, oddany. Nawet jeśli go kopniesz, wróci i będzie się łasił – uściśla.

– Rany, Andrzej! – Jestem przerażona. – Ty chyba…
.
Patrz wyżej. „Zamieram przerażona”, bo że jesteś, to już widać

– Nie, proszę, nie kręcą mnie takie rzeczy.

– Uff – wzdycham.

Patrz wyżej.

„– Co czułeś, pieszcząc mnie? Doprowadzając do orgazmu? – walę prosto z mostu.

– Zachwyt. – Muszę przyznać, że takiej odpowiedzi się nie spodziewałam.

– Zachwyt?”

Nie każda odpiska musi być od razu przy dialogu. Spróbujmy to rozbić.

– Zachwyt.
Otworzyłam usta. Muszę przyznać, że tego się nie spodziewałam.
– Zachwyt?

I tak dalej, i tak dalej. Ale jest znacznie lepiej niż poprzednio.

Aureliusie, muszę Cię zmartwić: nic nie poprawiałam. Ten tekst jest znacznie starszy od „Boginek” i o ile nieco doszlifowany to zdecydowanie nie w kwestii dynamiki dialogów.

Pozwolę też sobie zwrócić uwagę na świętą trójcę: autor-narrator-bohater. Nawet przy narracji pierwszoosobowej nie powinieneś czuć się upoważniony do zrównywania tych trzech osób. Nie jestem Gabi ani żadną inną moją bohaterką, ja je powołuję do życia.

Ale skoro już jesteśmy przy narracji… W pierwszej osobie liczby pojedynczej zdecydowanie powinno być „ssę”, w trzeciej osobie byłoby „ssie”. Tak samo, gdyby to Gabi wydawała z siebie ryk, byłoby „wydaję”. Jeśli jest „wydaje”, wiadomo, że chodzi o trzecią osobę, więc nie o narratorkę. Nieuważny z Ciebie czytelnik 😉

I nie wiem jak Ty, ale ja nie otwieram ust ze zdziwienia albo zachwytu… to zbyt teatralne, żeby było prawdziwe.

Serdecznie pozdrawiam

A.

Po kilku gęstych od interakcji międzyludzkich rozdziałach przychodzi czas na nieco spokojniejszy, w którym pozostawiona sama sobie Gabi pogrąża się w swobodnych fantazjach. Fakt, że nie pojawia się w nich Grzegorz, może świadczyć o tym, że nieco „wyleczyła” się z tej obsesji. Za to coraz coraz większą rolę w jej życiu odgrywa Michał. Wygląda na to, że „psie” uczucie, jakim darzy naszą bohaterkę zaczyna jednak w jakiś sposób na nią działać 🙂

Ale to tylko krótka chwila oddechu. Spodziewam się, że niedługo Gabi znów przejdzie do badań praktycznych nad seksualnością – zarówno swoją, jak i cudzą. A zatem – naprzód, do kolejnego rozdziału!

Pozdrawiam
M.A.

Zdaje się, że spora część ludzi uwielbia psie, bezmyślne uwielbienie 😝

Napisz komentarz