Boginki wodne (Ania)  3.91/5 (61)

18 min. czytania

Żródło: Max Pixel

Poprzednią część można przeczytać tutaj.

***

– Cała się kleję! – Agata stwierdza z obrzydzeniem. – Wy też! – Wskazuje na spermę przeciekającą przez palce Kamili i skapującą na podbrzusze fantoma. Zaraz potem sięga po pilota i wyłącza telewizor, na którym leci już kolejny feministyczny pornol.

– Ohyda! – przytakuje jej znad komórki Zośka.

– Możecie się umyć, brudasy – rzuca z rozbawieniem Wiola. – Wspólna kąpiel zawsze mile widziana. – Oczy aż jej się błyszczą na myśl o koleżankach ubranych jedynie w miękkie obłoczki białej piany, myjących się nawzajem ociekającymi wodą gąbkami, masujących bujne piersi, takie krągłe i sprężyste…

– Zboczuchy! – Zośka aż się wzdryga, niemal jakby widziała sceny malujące się w wyobraźni koleżanki.

– Co w tym zboczonego? – Sylwia pyta podejrzliwe. Jej zdaniem więcej dobrego, czułego, troskliwego dotyku, bez względu, czy erotycznego, czy przyjacielskiego, zdecydowanie zwiększyłoby poziom szczęścia na Ziemi, oczywiście zmniejszając u ludzi poziom kortyzolu. Make love, not war.

– Toż to niemal orgia! – Krótko ścięta brunetka z uroczym, zadartym noskiem wydaje się oburzona, wyraźnie nie dopuszcza myśli, że idąc razem pod prysznic można się po prostu umyć, nawet każdy sam. Bo raczej nie sądzi, że w nagości jest coś niestosownego. W przebieralni po WF-ie jakoś nigdy się nie peszy…

– Jaka orgia? – wtrąca blondyna. – Zwykłe dbanie o higienę, poza tym to bardzo ekologiczne, oszczędza się wodę.

– Nikt zresztą siłą do łazienki cię nie zawlecze – deklaruje gospodyni. – Nie obrzydzaj innym.

– Nawet ten troglodyta? – Dziewczyna wskazuje palcem gościa.

– Nawet! – Wiola groźnie marszczy brwi. – Jeśli spróbuje, powstrzymam go.

– Nie mam siły, żeby wstać, a co dopiero… – doręczyciel pizzy próbuje się wtrącić, ale dziewczyny, za wyjątkiem Kamili nadal wtulonej w jego ciało, zupełnie nie zwracają uwagi. Czuje się błogo rozleniwiony po trzech niespodziewanych spustach pod rząd, nadodatek w równie sympatycznym towarzystwie. Rzadko, bo rzadko, ale życie jednak czasami pozytywnie zaskakuje, choć musi przyznać, że teraz najchętniej olałby nawet mycie i po prostu poszedł spać.

– Okej, róbcie co chcecie, ale mnie w to nie mieszajcie. – Zosia wzrusza ramionami. – Zamawiam pizzę. Ktoś jeszcze zainteresowany? – Nie doczekawszy się żadnej odpowiedzi, zanurza się jeszcze głębiej w wirtualny świat.

– Idziemy? – Wiola nie zamierza odpuścić okazji do kolejnej zabawy, nawet jeśli oznacza to, że jest zboczona. Przynajmniej zdaniem niektórych.

Mężczyzna, mimo deklarowanego zmęczenia, zrywa się momentalnie, wprawiając pulchną brunetkę w konsternację. A tak rozkosznie było! Nie spodziewała się, że przytulanie może być równie przyjemne… Gdy wstał, w miejscu, gdzie wcześniej stykały się ich ciała, poczuła nieprzyjemny chłód. Pustkę. Najchętniej zmusiłaby go pociągnięciem za rękę do powrotu do poprzedniej pozycji. Niestety nie wypada.

– Nie, dzięki, ja zostanę. – Wzdryga się, przestraszona, że w gronie ładniejszych koleżanek gorzej wypadnie i będzie oceniana. Krytycznie. Nawet bardziej krytycznie, niż kiedy sama patrzy w lustro. Wtedy przecież nie ma równie spektakularnego porównania.

– Kam… – Wiola przenika jej motywy. – Daj spokój, przecież jesteśmy jak siostry…

– Nie ma czego się wstydzić – wtóruje Sylwia.

– No pewnie – dołącza Aga, choć wszystkie doskonale wiedzą, że chodzi o każdy nadmiarowy kilogram, każdy gram, zwalczany z zapałem, a jednak po wszystkich cud dietach wracający na swoje miejsce. Czasem mają wyrzuty sumienia, jedząc w obecności koleżanki, bo żrą jak świnie, przynajmniej dwa razy tyle, co ona, utrzymując przy tym mniej puszyste figury.

– Dajcie jej spokój, może ma okres. – Zośka rzuca wrogie spojrzenie. – Mnie nie będziecie zmuszać, bo jestem zbyt asertywna, a ją już tak, bo nie potrafi odmawiać?

Wiolka odwraca się i staje wmurowana – od miesięcy nie widziała, żeby koleżanka równie długo powstrzymywała się przed zerkaniem na błękitny ekranik. Czyli musi być wzburzona…

– Nie zmuszamy jej! – gwałtownie protestuje Sylwia.

– Nieee? – Pytanie brzmi niczym groźba.

– Nie, tylko namawiamy! – Złośnica niemal krzyczy.

– Trochę zbyt nachalnie. – Zośka siłuje się wzrokiem z Wiolą. Żadna nie zamierza odpuścić.

– Daj spokój, przecież chcą dobrze… – interweniuje po dłuższej chwili pulchna brunetka. Nie lubi jak się kłócą, szczególnie o nią. Naprawdę nic się nie stało, odpocznie na kanapie, a one już tam sobie zaoszczędzą tyle wody, ile im się żywnie podoba.

– Dobrymi chęciami… – warczy koleżanka.

– Tak, tak, wybrukowano butik Prady. – Sylwia próbuje rozładować napięcie, ale widać jej mały żarcik nikogo nie bawi.

– Żebyś wiedziała!

– Ależ drogie panie, w czym problem? Kto chce, niech idzie, kto chce, niech zostanie, można też chyba indywidualnie skorzystać z łazienki… – Fantom znów wychodzi przed szereg.

– Zamknij się! – Wiola i Zośka rzucają zgodnie, po czym wybuchają śmiechem.

– A już myślałam, że skoczycie sobie do gardeł – zauważa kąśliwie Aga. – Dobrze, że łączy was chociaż niechęć do mężczyzn.

– Jaka niechęć? – Blondyna udaje oburzenie. – Ja ich uwielbiam!

– Pasjami – dorzuca druga.

– Nie jesteś lesbijką ani asem? – niepewnie, acz z wyraźnym zainteresowaniem, dopytuje Kamila.

– Ja? – dziwi się Zośka, a gdy koleżanka lekko kiwa głową, otwiera szerzej oczy. – Skąd taki pomysł?

– No nie wiem… – Kamila próbuje wycofać się rakiem, zdecydowanie zbyt pochopnie wyszła poza własne granice komfortu. Policzki płoną już zdradliwym rumieńcem.

– Pewnie stąd, że nigdy nie widziała, żebyś interesowała się jakimkolwiek chłopakiem – usłużnie wyjaśnia Aga, przekonana, że lepiej nie pozostawiać podobnych niedopowiedzeń.

– W takim razie widziała może, żebym interesowała się jakąkolwiek dziewczyną? – Zośka mrużąc oczy przez chwilę przypomina złośliwą Małą Mi, nawet zadarty nosek wydaje się nieco bardziej szpiczasty.

– Cóż… – Zmieszana brunetka chciałaby się bronić, ale nie bardzo wie jak.

– Dlatego zapewne spytała o asa – wtrąca uszczypliwie Wiola.

– Że nie ślinię się, jak ty, na widok pierwszego lepszego mięśniaka, jeszcze nie znaczy, że nie jestem zainteresowana chłopcami. – Ostatnie słowo wybrzmiewa zaskakująco czule.

– Chłopcami? – Blondyna śmieje się chrapliwie. – Pedofilką jesteś?

– Koneserką – Zosia warczy.

– Dzieci? – Wiola nie odpuszcza.

– Nieśmiałości, niewinności, świeżości…

– Czyli pedofilka!

– To, że wolę prawiczków niż męskie dziwki, nie znaczy jeszcze, że jestem pedofilką! – gwałtownie oponuje zaatakowana.

– Nieee? A dałabym głowę, że trudno znaleźć pełnoletniego prawiczka… – Wiola dopiero teraz naprawdę brzmi jak wredna suka.

– Może nie wiesz, gdzie szukać… – Zośka też wydaje się jeszcze bardziej zgryźliwa.

– Spokój! – Sylwia wchodzi między nie, bo atmosfera robi się zdecydowanie zbyt gorąca.

Fantom z półuśmieszkiem kręci głową. Przydałby się popcorn – myśli. – Albo lepiej kisiel. Chętnie pooglądałby bójkę młodych, ślicznych dziewczyn. Najlepiej wszystkich pięciu jednocześnie, kończącą się lesbijską orgią. Nawet jeśli dalej uparcie by go ignorowały… w końcu nie można mieć wszystkiego. Zresztą kutas potrzebuje odpoczynku.

– Wiolka! – Agata gromi koleżankę wzrokiem, z pewnym opóźnieniem uświadamiając sobie, że przecież cały ten cyrk zorganizowały ze względu na bardzo nikłe doświadczenie pełnoletniej dziewczyny. A przecież kobiecie znacznie łatwiej znaleźć chętnego. Nawet wyłącznie do niewinnych zabaw, bo przecież nikt nie mówi od razu o traceniu dziewictwa!

– No co? – Zaatakowana tym razem zupełnie nie rozumie czym zawiniła.

– Kam… – Aga szepcze półgębkiem, przechylając lekko głowę w stronę siedzącej na kanapie brunetki.

Złośnica mruga, podążając wzrokiem we wskazanym kierunku. Ale o co do cholery…? – zastanawia się nerwowo. Jeszcze raz mruga.

– Spoko, nie potnę się, bo uważacie mnie za dziwadło. – Kamila wzrusza ramionami i odwraca głowę. Zdecydowanie nie chce być w centrum zainteresowania, czuje się z tym niekomfortowo.

– Wcale nie za dziwadło! – gospodyni protestuje.

– Może nie, ale skaczecie wokół niej, jakby była z porcelany. – Zośka również w tym wypadku popisuje się brakiem wyczucia.

– Raczej jak kosmitę z zielonymi czułkami na głowie… – głos naczelnej dziewicy niepokojąco drży.

– Przecież wszystkie cię kochamy. – Wiola siada na kanapie i obejmuję koleżankę ramieniem.

– I dlatego robię za nierozgarniętą maskotkę? – Dziewczyna ociera wierzchem dłoni łzy gromadzące się w pięknym, piwnym oku. Najpierw w lewym, prawe wygląda jeszcze na suche.

– Za nierozgarniętą robi raczej nasza pedofilka – Sylwia nieudolnie żartuje.

– Pewnie… – Kamila ciężko wzdycha.

– Idiotki! – Zośka w końcu wraca do kontemplowania czterech cali swojej komórki.

Pozostałe dziewczyny zbijają się wokół brunetki, obejmując ją ze wszystkich stron. Agata klęka u jej stóp. Tylko fantom tkwi bezsensownie pośrodku salonu, w skupieniu obserwując przebieg wypadków. Dziwi się szybkości zmian nastrojów. Czyżby to te sławne, szalejące hormony? Nie bardzo wie, co ze sobą zrobić, najchętniej uciekłby do łazienki, ale do tego przydałby się czysty ręcznik.

– Jesteś piękną, wspaniałą kobietą – szepcze czule Aga. – Dobrze, że nie marnujesz czasu na byle dupków, którzy nie potrafiliby cię docenić. Kiedy trafisz na odpowiedniego, wszystko potoczy się swoim biegiem…

Przemowa chyba nieszczególnie dociera do adresatki, zalanej już teraz łzami. Zainteresowanie pozostałych, zamiast przynieść ulgę, tylko pogorszyło sprawę. Bez niego zdusiłaby w sobie niechciane emocje, upchnęłaby głęboko narosłe żale, ale tak? Tak nie potrafiła ich już odepchnąć, zalały ją, przed oczami stanęły wszystkie chwile, gdy czuła się gorsza. Od przyciągającej uwagę płci brzydkiej Wioli, od zawsze perfekcyjnej Agaty, od nieludzko inteligentnej Zosi i chyba przede wszystkim od prącej konsekwentnie do przodu Sylwi. Niby nie najpiękniejszej, niby nie najmądrzejszej, ale potrafiącej idealnie wykorzystać swoje zasoby i nadarzające się okazje. Kutej na cztery łapy. Co gorsze, przyjaciółki zawsze starały się nie okazywać wobec niej wyższości, a te starania były tak sztuczne i karkołomne, że czasami wręcz śmieszne. Żałosne. Przecież tylko kompletny idiota uwierzyłby, że metr siedemdziesiąt siedem to mniej niż metr sześćdziesiąt trzy, że miseczka D jest mniejsza od B, a czterech eks to mniej od żadnego. Próbuje uspokoić coraz bardziej urywany oddech. Nie chce się całkowicie rozkleić. Tym bardziej przy obcym chłopie, który gapi się na nie bez zażenowania. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.

– Ciii… – Sylwia głaszcze ją po głowie, ale pocieszanie przynosi odwrotny skutek od zamierzonego.

– Udusicie ją zaraz – niespodziewanie wtrąca się Zosia. – Lepiej dajcie jej trochę przestrzeni i otwórzcie okno.

Doręczyciel pizzy reaguje pierwszy i mimo mrozu panującego na zewnątrz, wpuszcza do środka nieco świeżego powietrza.

Kamila czuje się niczym histeryczka, ale z wdzięcznością przyjmuje rozluźnienie morderczego uścisku. Tak, zdecydowanie przez chwilę wolałaby być ignorowana. Czemu nikt nigdy nie potrafił zrozumieć, że „uspokój” sprawia, iż bardziej się denerwuje, a „nie płacz”, że łzy zaczynają lecieć ciurkiem? A może jednak Zosia rozumie? Z pozoru tak nieludzko zdystansowana…

– Czyli nie jesteś asem? – Wiola dla rozluźnienia atmosfery wraca do poprzedniego tematu.

– Muszę cię rozczarować: nie. – Zośka złowrogo mruży swoje przenikliwe oczy.

– Ale gustujesz w dziewicach? – upewnia się Aga.

– Prawiczkach raczej – uściśla. – Niemniej dziewictwo nie ma tu nic do rzeczy, to tylko sztuczny, kulturowy konstrukt.

– Konstrukt? – Sylwia jest pod wrażeniem skomplikowanego słownictwa koleżanki. – A błona dziewicza? – Niemniej nie do końca rozumie, choć o różnych „konstruktach” ostatnio sporo się nasłuchała. Głównie w związku z gender (po polsku rodzajem). Zosia wytknęła pani od biologii, że nie u wszystkich zwierząt płeć jest zdeterminowana genetyczne, ryby na przykład mogą ją zmieniać w ciągu życia. Ależ była chryja! Później zabrali się jeszcze za ptaki, u których to samice mają dwa różne chromosomy płci (ZW), a samce dwa takie same (ZZ)…

– A słyszałaś kiedyś o kulcie dziewictwa wśród wilków albo lemurów? – Koleżanka wchodzi w tryb szalonej wykładowczyni, gotowej cały świat przekonywać do swoich racji.

– Nieee… – Aga odpowiada niepewnie, choć przecież pytanie nie było skierowane do niej. – Ale błona dziewicza występuje tylko u ludzi…

– Gówno prawda! – oburza się Zośka.

– Jak to? – Dziwią się wszystkie, fantom też, więc przynajmniej w kupie im raźniej.

– A tak! – oznajmia triumfalnie. – Po pierwsze to tylko fałd skórny, który miewa różny rozmiar i kształt, czasem zamyka pochwę, czasem nie, zwykle nie trzeba uprawiać baletu, żeby pękła ot tak, bez wiedzy i świadomości posiadaczki. Tyle, że przez durne fetyszyzowanie przyczyniła się do cierpienia miliardów kobiet – kontynuuje gniewnie. – Choćby tych ukamienowanych w noc poślubną, bo na prześcieradle zabrakło plamy krwi. Gorzej, że po dziś dzień spory odsetek Afrykańczyków wierzy, że seks z dziewicą leczy AIDS, tak jak dawniej wierzono, że leczy kiłę, a przez to gwałcone są małe dziewczynki, nawet niemowlęta. I oczywiście tym samym zarażane. Ale wbrew wszelkim twierdzeniom o wyjątkowości człowieka – łagodzi nieco ton – występuje u wielu ssaków, u części naczelnych, w tym lemurów, lam, słoni, świnek morskich, fok, szczurów… Co ciekawe, u niektórych gatunków zrasta się, zamykając ujście pochwy poza okresem rui. Jest nawet teoria, że stanowi przystosowanie do środowiska wodnego, bo wiele ssaków morskich ma ją lepiej rozwiniętą…

– To może jeszcze powiesz – wtrąca blondyna, korzystając z pauzy zrobionej na głęboki wdech – że łechtaczkę też mają inne zwierzęta?

– Pewnie, że tak! – Ich samozwańcza wykładowczyni brzmi teraz radośnie, wręcz entuzjastycznie.

– I okres? – Aga podbija stawkę.

– Owszem!

– A skąd to wszystko wiesz? – Kamila trzepocze rzęsami.

– Z książek…

– Nie z netu? – upewnia się Sylwia. Nie przypomina sobie, żeby widziała kiedykolwiek koleżankę z książką w ręku, non stop widzi ją natomiast z komórką.

– Nie, choć można trafić na fajne edukacyjne filmiki. Na przykład o rozmnażaniu hien cętkowanych.

– Hien? – pytają chórkiem.

– Tak. – Zośka uśmiecha się szelmowsko.

– Co w nich ciekawego? – Wiola koniecznie chce się dowiedzieć, a przecież nie zacznie teraz guglać. Hieny generalnie nie wzbudzają jej sympatii, za dużo naoglądała się Króla Lwa, ulubionej bajki młodziutkiego wujka, opiekującego się nią, gdy matka robiła doktorat.

– Na przykład to, że jeśli ci się wydaje, że to kobiety rodzą w bólach, grubo się mylisz – ze złośliwą satysfakcją tłumaczy koleżanka, jedyna w tym gronie deklarująca niechęć do posiadania potomstwa. – Natura potrafi mieć bardziej sadystyczne pomysły. Na przykład rodzenie przez łechtaczkę.

– Ała! – Sylwia blednie na samą myśl, bo jej klejnocik jest wyjątkowo delikatny i kapryśny. Czasem w trakcie zabawy zaczyna boleć, niwecząc marzenia o orgazmie. Ugniatany sprawia też, że jazda na rowerze dłużej niż godzinę wydaje się torturą. Niezależnie od kształtu i miękkości siodełka. Spodenki z gąbkami na dupie też nie pomagają.

– Dobra, nie brnijmy w ten temat – ucina Aga, w pełni świadoma, że mogą zaraz zostać wtajemniczone w wyjątkowo krwawe szczegóły, Zośka gotowa z sadystyczną satysfakcją opisywać pękające ciała jamiste i skowyt biednego zwierzęcia.

Nawet fantom oddycha z ulgą, że niebezpieczeństwo rozmawiania o porodach ustało. Słyszał kiedyś urywki pogaduszek ciotek i szczerze mówiąc wątpi, by zniósł więcej. Bez względu na omawiany gatunek. Tylko facet (w dodatku niezbyt wrażliwy) mógł ukuć określenie „cud narodzin”, skoro zwykle to po prostu rzeź.

– To może wróćmy do łechtaczek… – nieśmiało proponuje Kamila. – Po prostu… bez rodzenia przez nie… – Boleśnie sobie bowiem uświadamia, że ani na biologii, ani na zajęciach z wychowania do życia w rodzinie, nikt nigdy nie napomknął o tej części ciała, została całkowicie zbyta milczeniem. Nie myślmy i nie rozmawiajmy o różowym słoniu, a wtedy przestanie istnieć.

– Cóż… – Hiperkujonki nie trzeba namawiać. – Ma je wiele gatunków ssaków, ale też niektóre gady i ptaki. Maciory mają długie i spiczaste, torbacze rozdwojone, foki, morsy, niedźwiedzie posiadają nawet kość łechtaczki. Jedne z największych w stosunku do rozmiarów ciała mają czepiaki czarnorękie, u których często bywa mylona z penisem, choć w zasadzie to mniej niż pół centymetra. Bywa też, że przez łechtaczkę biegnie, podobnie jak w penisie, cewka moczowa… u hien cętkowanych, kretów, lemurów… więc tym łatwiej o pomyłkę.

– W takim razie skąd wiadomo, że to łechtaczka? – Wiola zdaje się nie dowierzać w zasłyszane rewelacje. Już zaczyna kombinować, gdzie mogłaby je zweryfikować. Rzecz jasna jutro, bo dziś jeszcze chciałaby się nieco zrelaksować, najlepiej z użyciem fantoma jako zabawki erotycznej.

– Stąd, że to nie kutas? – strzela Sylwia.

– Przez umiejscowienie, budowę, zastosowanie? – Zośka wraca do swojego normalnego, ironicznego tonu, choć jeszcze nie opuszcza wzroku na komórkę, bijąc tym samym wszelkie rekordy.

Doręczyciel pizzy przygląda jej się uważnie. Zaangażowana w rozmowę wygląda znacznie atrakcyjniej, z zaróżowionymi policzkami i błyszczącymi oczami. Dochodzi do wniosku, że w zasadzie odstręczający w dziewczynie jest jedynie chłód, nawet odrobinę przesadna powaga w niczym nie przeszkadza. Posłuchałby chętnie erotycznych wykładów tylko we dwoje, rozpraszając ją pieszczotami.

– Zastosowanie? – pulchna brunetka bąka instynktownie, nim uświadamia sobie idiotyzm podobnego pytania, koleżanka jednak nie zamierza oceniać.

– O tak! – mówi rozpromieniona. – Zwierzęta uwielbiają się masturbować, a samice czasem wręcz w trakcie stosunku pocierają sobie łechtaczki, niemal tak samo jak kobiety. O delfinach uprawiających seks dla przyjemności pewnie słyszałyście? Uprawiają też lesbijski, genitalia stymulując płetwą grzbietową. Szympansy natomiast zabawiają się owocami mango.

– Chryste! – jęczy Aga. – Więcej nie tknę mango!

– Daj spokój! – Blondyna kręci głową z rezygnacją, bo nigdy nie pojmowała obsesji szatynki na punkcie źle pojętej higieny. Skórę by sobie zdarła, szorując druciakiem pod prysznicem, gdyby ktoś na nią splunął. Nie mówiąc już o wytrysku na twarz. Dziw, że w ogóle uprawia seks. – Tych małp pewnie przy życiu została ledwie garstka… większa szansa, że na targu kupisz wykorzystywanego seksualnie ogórka – dodaje nieco złośliwie.

– A szympansice wprawiają w drżenie liście… robiąc prowizoryczny wibrator. – Ich drobna wymiana zdań bynajmniej nie zniechęca upartej wykładowczyni.

Wiola powoli zaczyna podejrzewać, że koleżanka nie jest pedofilką, a zoofilką, bo opowiadanie o zwierzętach najwyraźniej szalenie ją kręci. O seksie zwierząt. Anatomii zwierząt. Masturbacji zwierząt. Odrobinę to perwersyjne, wręcz niesmaczne, ale naprawdę nigdy nie widziała jej równie zaangażowanej. W nic poza gapieniem się na smartfona. Masssakra!

– To i tak mniej hardcorowe niż posuwanie żaby – wtrąca doręczyciel pizzy.

– Posuwanie żaby? – Złośnica nie ukrywa konsternacji, co bynajmniej nie znaczy, że mięśniak traci w jej oczach. Nie oczekiwała inteligencji, oczytania ani ogłady. Nie od pomocy naukowej. Zabawki. Grunt, że jest potulny i wydaje się mieć zadatki na uległego.

– Widziałem w internecie filmik jak samiec bonobo używał żaby jako masturbatora – wyjaśnia mężczyzna, a bujna wyobraźnia sprawia, że wszystkie poza Zośką momentalnie jęczą z niesmakiem.

– Toż to znęcanie się nad zwierzętami! – Wiola reaguje szczerym oburzeniem, choć początkowo używanie płaza wydało jej się dziwaczną ciekawostką. Masturbatory też jako gatunek zerżnęliśmy od innych? A potem butnie ogłaszamy się koroną stworzenia!

– Powiedz to bonobo zamkniętemu w zoo… – rzuca Agata.

– Przeżyła? – Kamila jak zwykle popisuje się naiwnością.

– Kto? – Do fantoma nie dociera sens pytania.

– Jak to kto? Żaba!

– Wątpię… – mamrocze Zośka, po czym sprowadza rozmowę na właściwy tor. – Z pochwami też bywa różnie. Nawet u kobiet zdarza się, że nie mają żadnej albo wręcz przeciwnie: dwie, choć to bardzo rzadkie przypadki. Pewnie ciągną się za nami jako spadek po przodkach. Niektóre naczelne, choćby lemury katta, tak, tak, te urocze z Madagaskaru, mają dwie macice, podobnie torbacze. U kangurów długostopych, przy tych dwóch macicach, doliczono się aż trzech pochew, przy czym ta trzecia to centralny kanał porodowy. Hieny i dziobaki natomiast w ogóle nie mają pochwy.

– Dziobaki jakoś mnie nie dziwią… – wzdycha nieco znudzona Sylwia.

– Bo to dziwaki. – Tylko fantom śmieje się ze swojego „żartu”.

Onieśmielony brakiem reakcji, bez ustaleń z gospodynią, udaje się jednak do łazienki. Niestety sam, choć zdecydowanie wolałby zabrać którąś z nich. Tylko którą? Odrobinę czułości pewnie okazałaby wyłącznie zmysłowa, krągła brunetka, najsympatyczniejsza w całym gronie. Chudsza brunetka pewnie najwyżej by patrzyła, nie zbliżając się nawet o milimetr, do tego kręcąc tym uroczym zadartym noskiem z byle powodu. A może kontynuowałaby wykład o anatomii? Pewnie nie tylko o samicach co nieco wie. Z pozostałymi mogłoby być potencjalnie ostrzej i ciekawiej, gdyby została mu choć odrobina energii… szczególnie na blond demona. Dumnego i władczego. Co prawda przeczuwa, że złośnica nie miałaby nic przeciwko bierności – na przykład podczas dobierania się do jego nietkniętego tyłka – ale taka bierność tym bardziej wymaga siły. I odwagi.

– Nasz kultura bardzo niechętnie odnosi się do genitaliów – Zośka nie przerywa ani na chwilę. – Szczególnie żeńskich. Ale świat nie kończy się na kulturze judeochrześcijańskiej. Jeden z arabskich poradników szczegółowo opisuje aż trzydzieści osiem rodzajów pochew! Kamasutra też rozróżnia pochwy o różnych rozmiarach i zapachach. Pachnące kwiatem lotosu, sezamem, słoniowym piżmem…

– Długo tak możesz? – Sylwia ziewa, choć pozostałe patrzą na koleżankę z fascynacją, zdziwione nagłą przemianą i entuzjazmem wyraźnie słyszalnym w głosie.

– Zamknij się – Wiola syczy na malkontentkę.

– Niby czemu? Nie obchodzi mnie kulturowe podejście do genitaliów…

– Temu, że nas obchodzi – Agata również brzmi mało przyjaźnie. – Zresztą wydaje mi się, że powinno, bo wpływa na twoje życie.

– Oj tam, bez przesady…

– Z przesadą, z przesadą – mruczy złośnica. – Nie wolałabyś mieć między udami boginek wodnych zamiast sromu?

– Że co? – Oczy Sylwii robią się wielkie jak pięć złotych.

Nymphaea. – Tym razem Wiola przejmuje edukacyjną pałeczkę. – Boginki wodne, po łacinie przynajmniej do szesnastego wieku tak nazywano wargi sromowe.

– Ciekawe dlaczego?

– Bo zawsze są mokre?

Dociekania etymologiczne przerywa dziewczynom dzwonek do drzwi. Sylwia zerka pytająco na gospodynię, ta na Wiolę, ta na Kamilę.

– Eeee… – Nagle zrywa się Zośka. – To pewnie moja pizza!

Wiola z rezygnacją kręci głową. Wszędzie walają się pudełka z niedojedzonymi resztkami, fakt, że zimnymi, ale zawsze można było wrzucić je na kilka minut do mikrofalówki, a przy odrobinie determinacji nawet do piekarnika. Przecież ich nie wyrzucą, nawet jeśli niektóre smakują wyjątkowo paskudnie.

Kamila, choć rozleniwiona i senna, skuszona wizją ciepłego posiłku – wcześniej nie tknęła ani kawałka, w końcu trzyma dietę – zerka na dłoń. Rzeczywiście powinna ją umyć. Zastygła sperma przypomina łuszczącą się skórę albo paskudną, silikonową maseczkę, którą zdziera się partiami. Bez przekonania, w końcu na kanapie jest przyjemnie nawet bez miśka do przytulania, ociężale wstaje i chwiejnym krokiem, bo nagle zakręciło jej się w głowie, rusza doskonale znaną trasą do łazienki dla gości. Aga i jej rodzina korzystają wyłącznie z tych na górze, dlatego ta często wydaje się opustoszała i zimna, bez osobistych drobiazgów i śladów kropel na kabinie prysznicowej, za to z zapasem czystych ręczników oraz całą masą nowych, nieużywanych szczoteczek do zębów.

Gdy otwiera drzwi, zaskakuje ją palące się światło, uchyla jej jednak szeroko i staje oniemiała. Wysoki, postawny mężczyzna, z harmonijnie zbudowanym, wydepilowanym ciałem namydla się właśnie wśród gęstej pary w smugach gorącej wody. Wygląda cholernie seksownie! Cholernie!

– Dołączysz? – odwraca się i pyta.

Kamila głośno przełyka ślinę. Scena niczym z najgorętszej fantazji erotycznej, nic tylko korzystać, jednak w życiu się przy nim nie rozbierze! Za żadne skarby świata! Nigdy! W fantazjach sama nie ustępuje urodą Selenie Gomez, realnie natomiast przypomina raczej Bibendum. Niestety. Ale patrzeć mogłaby akurat wiecznie…

– No chodź. – Mężczyzna uchyla kabinę. – Umyjesz mi plecy.

Chwyta dziewczynę za rękę i pociąga w swoją stronę. Brunetka zapiera się, ale z każdą sekundą jej opór maleje. Jak mogłaby odmówić takiemu przystojniakowi? Nim orientuje się, w czym rzecz, ubranie ocieka już wodą. Nie ma to jednak najmniejszego znaczenia, kiedy całuje ją równie zmysłowy mężczyzna. Powoli, leniwie, z czułością, delikatnie muskając i zasysając wargi. Do tego rękami pieści szalenie wrażliwą szyję. Kark. Uszy. Ramiona. Dziewczyna drży – wrażenia są oszałamiające.

Pocałunek trwa i trwa, zapalając pod powiekami Kamili fajerwerki. Najpierw małe, nieśmiałe, różowe i żółte, potem już z rozmachem rozbłyskujące wszystkimi kolorami tęczy, szczególnie fioletem i czerwienią, a gdy mężczyzna lekko przygryza jej dolną wargę, iskrzące drobnymi migotliwymi gwiazdkami. Chyba jęczy, mruczy, ale wcale nie jest tego pewna, bez wątpienia jednak przyciąga to muskularne, twarde, mokre ciało, tak inne, tak przyjemnie inne…

– To co, umyjesz mi plecy? – Czuje zawód, gdy usta odrywają się od ust, by wyszeptać pytanie.

Mruga, nie rozumie, pocałunek wystrzelił ją w kosmos i teraz nagle, bez ostrzeżenia spadła na Ziemię. Zupełnie skołowana. Fantom daje jej jeszcze jednego, krótkiego buziaka, niczym nagrodę pocieszenia, po czym odwraca się tyłem. Ach, plecy! Okej…

Żeby sięgnąć po żel, musi na chwilę zanurzyć się w strumień wody, nie waha się jednak długo. Bierze butelkę, wyciska odrobinę cytrusowego płynu, rozciera go w dłoniach, po czym kładzie je płasko poniżej męskich łopatek, mniej więcej na wysokości wzroku. Ma mokrą lewą połowę włosów i znaczną część ubrania, kapie z niej, a jednak jedyne co czuje, to ciało prężące się pod ostrożnym dotykiem. Żywa istota, wyraźnie nadstawiająca się do pieszczot, niczym łaszący się kot.

Bada palcami całą powierzchnię pleców, ale choć kusi – o matko! niewyobrażalnie kusi! – nie schodzi ani milimetr niżej na dwa przyciągające wzrok krągłe pagórki. Ależ on ma dupę! Kształtną, pełną, wypukłą, mocno odznaczającą się od pleców, a jednak wąską. Pewnie o połowę węższą od jej. Sprawdziłaby jaka jest w dotyku, przejechałaby też po umięśnionych ramionach, jednak nie będzie go przecież chamsko, bezwstydnie obmacywać.

– Jezu… cała jesteś mokra… – mężczyzna jęczy z przerażeniem, odwróciwszy na moment głowę. Wcześniej, egoistycznie skupiony na sobie po prostu cieszył się przyjemnymi doznaniami, teraz zaczyna mieć wyrzuty sumienia. – Zdejmij to… – Sięga ku bluzce Kamili, żeby pomóc jej uwolnić się z mokrego materiału, ale dziewczyna umyka.

– Nie… dzięki… nic mi nie będzie… – Odsuwa się jeszcze bardziej.

– Rozchorujesz się! Zagrzej się pod ciepłym strumieniem – namawia bezskutecznie. – Dobra, jak chcesz, wyjdę – proponuje. – Poproszę dziewczyny o suche ciuchy.

– Dobrze, poczekam tu. – Kamili nie spieszono wychodzić z łazienki, bo uważa, że zapewne wygląda koszmarnie z fałdkami oblepionymi mokrym ubraniem, rozmytym makijażem i wodą kapiącą z włosów. Zdaniem doręczyciela pizzy wygląda pięknie, ale nawet gdyby zdobył się na komplement, nie uwierzyłaby mu.

– Chwileczkę. – Owija nagie biodra dużym, kąpielowym ręcznikiem wyjętym wcześniej z szafki, po czym wychodzi, zamykając za sobą drzwi, żeby z łazienki uciekło jak najmniej ciepła. Nie chce mieć tej słodkiej istotki na sumieniu.

W salonie nie ma nikogo, nawet przyklejonej zwykle do komórki szczupłej brunetki, ale zza ściany dochodzą głośne śmiechy. Wychodzi do holu, przecież ma misję, nie będzie czekał aż wrócą. Najpierw uderza go chłód ciągnący od uchylonych drzwi wejściowych, później dostrzega grupkę gospodyń i górującą nad nimi głowę… kolegi z pracy.

– Damian? – głupkowato pyta.

– Artur, stary, dobrze, że żyjesz, już się martwiliśmy. – Kumpel uśmiecha się przepraszająco. – Ale do roboty chyba nie masz co wracać…

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Znowu Ania? Ciągle Ania?! 😉

Otwieram lodówkę – Ania. Wkładam pranie do pralki – Ania. Pełna obaw zaglądam pod kołdrę… No, na szczęście tam jej jeszcze nie ma! Ale obawiam się, że to tylko kwestia czasu 😀

Owszem, to tylko kwestia czasu…

Oho! Powiało grozą… Muszę jak najszybciej przeprowadzić Męża do piwnicy 😛

Ależ Ateno, Twój mąż mi w niczym nie przeszkadza 😉

No, no….. wykład o anatomii zwierząt…. doprawdy imponujący. Napracowałaś się.

Ale nie o tym chciałem. Robisz błąd (może nieświadomie), i moja uwaga tyczy się wszystkich pisanych przez Ciebie tekstów.

Dialogi. Dialogi są za gęste. Przy każdej linijce zamieszczasz komentarz dotyczący tego co robi dana postać, co czuje, jak reagują inni… Przebijanie się przez to jest szalenie męczące, a nawet wk…

Ja rozumiem, jest kilka osób, reagujących impulsywnie, żywiołowo, ale mimo wszystko.. nie opisuj każdego, najdrobniejszego gestu, zwłaszcza że partie dialogów są krótkie. To fatalnie wpływa na dynamikę akcji. I po prostu, najzwyczajniej w świecie, źle się czyta.

Nieprawda? A weź dwie osoby (w tekstach, gdzie dialog rozgrywa się między dwojgiem), daj im swoje teksty, niech czytają i zachowują się w ich trakcie w taki sposób, jak to opisujesz. Stań z boku i się przyglądaj. Zobaczysz wtedy, że będą się rzucać jak marionetki, a wiele gestów jest niepotrzebnych.

Sztuka pisania dialogów jest trudną sztuką.

Jak najbardziej świadomie, Aureliusie. Osobiście nie znoszę „suchych”, pozbawionych didaskaliów dialogów, które obecnie są bardzo popularne. Po kilku kwestiach bardzo łatwo pogubić się kto co mówi, poza tym w pisanych dialogach, gdy autor o to nie zadba, brakuje całej mowy ciała, intonacji, przez co intencje ukryte pod słowami stają wie zupełnie nieczytelne. Czytelnik może sobie wtedy wiele dopowiedzieć, ale nie zrozumie zamysłu autora, tylko naniesie na tekst własne znaczenie.

Serdecznie pozdrawiam

Ania

To, Droga Pani, trzeba tak pisać dialogi, aby było wiadomo kto co mówi. Przeważnie rzecz rozgrywa się między dwoma osobami i nie jest to znowu aż takie trudne. Właściwe intencje też można ukryć między wierszami.

W odwiecznej wojnie między dialogami „suchymi” a „mokrymi” stoję po stronie pustyni. A tak poważnie – trzeba rzecz wyważyć, bo Twoje podejście jest nie do przyjęcia. Doszło do tego, że czytałem same dialogi odpuszczając resztę. A chyba tak być nie powinno, prawda?

Tutaj rzecz rozgrywa się między sześcioma bohaterami, w tym pięcioma dziewczynami w tym samym wieku, mówimy więc o innym stopniu trudności. Nie widzę też powodu do ukrywania intencji.

Nawet w matematyce to samo równanie można rozwiązać na wiele sposobów, a mówimy o literaturze. Nie ma, Aureliusie, jednego słusznego sposobu pisania. Ty wolisz dialogi „suche”, ja „mokre”, ktoś woli brunetki, ktoś inny blondynki. Zadowolenie wszystkich jest po prostu niemożliwe, bo oczekiwania czytelników są nader często sprzeczne…

Serdecznie pozdrawiam

Ania

Aniu,
Tak trzymać! Czasem dialog jest tak wyrazisty, że nie wymaga didaskaliów. A w podobnej sytuacji jak w powyższym opowiadaniu jest wręcz odwrotnie – wymaga. Mokro, mokro, mokro. Żadne sucho. Niektórzy to by chcieli, żeby tekst przypominał ciąg lakonicznych sms-ów, bo są do tego przyzwyczajeni. Być może taka jest przyszłość, ale póki co… bawmy się na mokro.
Uśmiech,
Karel Godla
P.S.Może napiszecie wspólnie z Ateną jakąś historyjkę a la trójkącik czy coś?

Zabawy na mokro zawsze są przyjemniejsze… nawet w trójkątach 😉

I to jest perełka, Aniu…. Te dialogi, one się skrzą dowcipem, ale nie suchym, są po prostu błyskotliwe. Umiesz tworzyć chemię między bohaterkami, czytelnik ją czuje. Każda z tych dziewczyn jest trochę inna, każda ma osobowość, moi bohaterowie na przykład są jak odbici od sztancy, w gruncie rzeczy podobni do siebie, Twoi nie…

Ty umiesz eksponować bohaterkę z nadwagą tak, że czujemy jej emocje czytając, umiesz sprawić, że Zosia, którą do tej pory mieliśmy w dupie wychodzi na kumatą, trochę tajemniczą dziewczynę, którą chciałoby się zerżnąć. Uważam, że ta seria nie może się skończyć. Nie powinna.
Zignorowałem fakt, że to nie jest specjalnie erotyczne, jeśli ktoś ma dwie szare komórki, gwizdnie z uznaniem, a na samo wspomnienie o tym tekście się uśmiechnie.
Lis

Raczej trudno zgodzić się ze stwierdzeniem, że Maks i Łowca Jeleni są od jednej sztancy…

Napisz komentarz