Zachęcamy również do lektury Poprzednich odcinków opowieści o czterech przyjaciołach:
Sto tysięcy jednakowych Mikołajów
Świat bez miłości jest martwym światem – A. Camus „Dżuma”.
Czasem to jest potrzebne. Zdjąć maseczki. Nabrać pełne płuca pachnącego dymem papierosowym powietrza. Zetrzeć ręką zaciek z brzegu kufla i usiąść przy barze zmiatając rękawem marynarki zastany na nim kurz. Jak te sny, co ich przecież nie było. Usłyszeć szum nalewanego piwa i bezmyślnie wpatrzeć się w białą jak cycki nastolatki pianę. Cała czwórka milczała. Profesor poprawił na sobie marynarkę w kratę i podciągnął wystające spod brzegu spodni czarne skarpetki. Młody bezmyślnie macał się po zbyt dużej na niego kurtce, tak jakby niczego właściwie nie szukał, a odprawiał z niespotykanym pietyzmem rytuał stary jak świat. Ksiądz po prostu opadł. Osiadł na wysokim stołku jak okręt na mieliźnie i zastygł w bezwietrznej pogodzie piwnicznego baru. Barman zaś nalewał z cierpliwością godną Marka Aureliusza ostatni kufel, który z donośnym stukiem postawił przed sobą. Przetarł dłonią po twarzy z dźwiękiem przypominającym szorowanie papieru ściernego, aż dotarł do opuchniętej wargi i z westchnieniem podjął:
– Co do dresa. Najpierw jak w dobrym dramacie należy wam się kilka didaskaliów. Gdy rozpętała się burza wjeżdżałem na parking podziemny jednego z centrów handlowych. Strumienie wody, bo inaczej się określić tego nie dało i niebo rozjaśniające się od błysków wręcz nieustannie – westchnął ciężko. Za mną sznureczek aut, których kierowcy albo postanowili się ukryć przed ulewą albo jechali jak ja, na parking marketu budowlanego poziom wyżej. No i po środku parkingu na podporządkowanej on. Książe BMW, despota alufelg i jedyny dyktator ślepej osiedlowej uliczki. Jak większość ludzi mógł pojechać w prawo, zawrócić i spokojnie wyjechać. No, ale on nie. Wpycha się i próbuje w lewo. Przez dwa pasy wkurwionych kierowców. Nie byłem w najlepszym nastroju, a ostatnio pomyślunek działa u mnie z opóźnieniem. Zatrąbiłem. Na podziemnym parkingu był to odgłos kolejnego gromu. Dres i jego kolega, którzy kończyli wymuszać wyjechanie na wszystkich zamienili się jak dwa wściekłe gupiki w akwarium typu kula. Wysiąść nie mogli, bo za wąsko. Cofnąć nie mogli, bo podjechałem. Urządzili przedstawienie bluzgając i rzucając się we dwóch do jednej szyby, wykrzywiając pryszczate mordy.
– Zawsze w takich momentach wyobrażam sobie, że takie persony wygłaszają jakieś słynne cytaty. Na przykład w ustach tych dwóch widzę wykrzyczany, pełny skrajnych targających nimi emocji monolog z Henryka Piątego – mruknął profesor, po czym wypiął baryłkowatą pierś i zadeklamował: Za to rozgłoś w moich zastępach, że każdy, kto nie ma chęci do walki, może sobie odejść. Dostanie glejt i w kieszeń parę koron na podróż statkiem. Nie chcemy umierać u boku kogoś, kogo trwoży myśl, że może nam być towarzyszem w śmierci. Dzień dzisiaj mamy świętego Kryspina: ten, kto przeżyje ten dzień, kto bezpiecznie wróci do domu, zawsze już podniesie głowę i dumnie wyprostuje grzbiet na wzmiankę o dniu świętego Kryspina. Kto dzień ten ujrzy, ten w jego wigilię będzie co roku, do późnej starości, spraszał sąsiadów na ucztę słowami: Przecież to jutro świętego Kryspina!, podciągnie rękaw i blizny pokaże: Moja pamiątka po świętym Kryspinie!
Nikt nie przerwał koledze zbyt długiego monologu, ale gdy ten skończył i łyknął piwa Barman jak gdyby nigdy nic kontynuował swoja historię.
– No, nie byli tak wygadani. Ogólnie nie pamiętam żadnego monologu z ich ust, gdy mnie dopadli przed wejściem do Liroya, za to niewątpliwie kilka kurew poleciało. Z tego, co pamiętam, bo mi się na pewnym etapie ich dancingu film urwał.
Wyciągnął grzałkę i włożył w nią dziwnie krótkiego papierosa, zaciągnął się i wypuścił chmurę dymu pachnącego miętą. Rosnąca w najbliższych okolicach zakładów azotowych w Puławach. Pozostali jak na komendę sięgnęli do kieszeni i odpalili papierosy. Jedynie Młody zrezygnował ze swojego odruchu Pawłowa i zacisnął dłonie aż mu palce zbielały.
– Tam za nimi stała taka dziewczyna. Widziałem ją zanim zemdlałem – mruknął Barman krzywiąc się i zaciągając ponownie. Jej długie, lekko kabłąkowate blade nogi w tych czarnych szpilkach.
– Zauważyłeś coś więcej z pozycji sprowadzonego do parteru? Kostki też miała ładne?
– Resztę obejrzałem w szpitalu – przerwał, spojrzał na swoich przyjaciół i spuścił głowę. Następnie po dość dziwnym zbiegu okoliczności przyjrzałem się dokładnie u siebie w mieszkaniu, gdy ściągnąłem z niej wszystkie ciuchy. Jest trochę nieproporcjonalna. Zbyt duże piersi. Gruszkowata pupa. Szczupłe, pałąkowate ramiona i nogi, ale tak, kostki ma akurat ładne – dokończył i uśmiechnął się.
– Opiszesz, co tak naprawdę między wami zaszło? – spytał Ksiądz.
– Właściwie, to sam nie wiem – mruknął obity i wpatrzył się w znikającą powoli pianę dni pękającą pęcherzyk po pęcherzyku na tafli piwa. – Na początku prosiła, żebym nic nie mówił policji, bo jej brat, prymitywny dres, ma już wyrok w zawiasach i upierdliwego kuratora, wiec teraz dostałby wyrok bezwzględny i to jeszcze w warunkach recydywy. Potem pomogła mi pozbierać ciuchy i spakować się w plastikową torbę, bo moja narzeczona nie mogła po mnie przyjechać. Milczała na przystanku autobusowym z tą siatką szmat i drobiazgów w zaciśniętych dłoniach, a ja nie lubię jak kobiety milczą – wziął głęboki oddech, a potem sięgnął po ścierkę i zaczął kulistymi ruchami wycierać bar – na pierwszym spotkaniu poza szpitalem powiatowym już nie gadaliśmy o tym osiłku, a śmialiśmy się. Z głupich dowcipów. Z ludzi. Śmialiśmy się, patrząc sobie w oczy. Całując się. Miała trochę suche i spierzchnięte wargi. Za to bardzo słodkie. Dopiero wczoraj przyznała się, że przed tą randką jadła truskawki z cukrem i śmietaną.
– Skoro to trochę trwa, to te siniaki na twarzy powinny były stać się żółte – zauważył trzeźwo profesor.
– Tamte już zniknęły – machnął ścierą barman – znów dostałem po pysku od jej brata. Chyba wczoraj – spojrzał na zegarek i dodał – przedwczoraj. Regularnie rzuca się do mnie po pijaku, uznając to za doskonała formę rodzinnej rozrywki.
– Taka regionalna odmiana monopoly. Poznałeś jej rodzinę – powiedział Profesor – to już zaawansowane wobec tego.
– Poznał jej rodzinę zanim się zakochał – zachichotał pierwszy raz tej nocy Młody. – muszę dodać, że dość przyziemne.
– Przyasfaltowe nawet – dodał Ksiądz.
– Wiecie przecież, że tu chodzi o nią – mruknął ciszej Barman. – Z Agnieszką wszystko wydaje się takie proste. Poranna kawa. Gotowanie. Seks jest prosty. Nieoczywisty. Niebanalny, ale prosty. Bez udawania. Bez długich przygotowań. Cały czas spędzany razem to powolne nakręcanie się. Drobne gesty podgrzewające atmosferę do momentu w którym rzucamy się na siebie, zdzieramy ubranie i kochamy. Nie pieprzymy się. Nie zaspokajamy. Uprawiamy miłość. Jeszcze gdybyście słyszeli, jak krzyczy. Myślałem, że mnie to będzie peszyło, ale nie. Jej głos odbija mi się w głowie, gdy idę pusta ulicą – pokręcił głową i uśmiechnął się. Potem postawił swoje piwo przed Profesorem.
– Długofalowe skutki pobicia też mogą mieć wpływ na omamy słuchowe – zaprotestował niewyraźnie obdarowany.
– Dziś chyba nie wypiję tego piwa. Nie żebym nie miał ochoty. Mam. Dawno nie siedzieliśmy tutaj razem. Nie było okazji. Tylko wiecie, ona tam na mnie czeka. Przytuli jak wejdę do mieszkania. Stanie na palcach i da mi buziaka. O tutaj – postukał się palcem wskazującym w szczękę. – Chcę to czuć. W pełni, nie przez mgłę alkoholu. Zaciągnąć się jej zapachem, a nie wonią piwa ze swoich ust.
– Cieszę się, że ci się powodzi – mruknął markotnie Młody i sięgnął po piwo postawione przed Profesorem. Pociągnął długi łyk i potrząsnął głową, po czym znów zastygł na swoim krześle. Dopiero teraz Barman powiódł ponownie wzrokiem po swoich trzech przyjaciołach i zobaczył pospuszczane czoła, oczy tępo wbite w blat i dłonie zaciśnięte na kuflach. Przed Księdzem dymił stosik niedopałków z oderwanymi wcześniej filtrami.
– Kolejka na koszt firmy? – zapytał nieśmiało. – Co się dzieje chłopaki?
– Nic się nie dzieje i o to chodzi – odpowiedział po dłuższej ciszy Profesor. – Po rozwodzie zamieszkałem w kawalerce na końcu miasta, do której ciężko wraca się w stanie wskazującym, a jeszcze gorzej zaprasza kobietę po wspólnej kolacji. Jedyna dziewczyna, która zjadła ze mną posiłek dwukrotnie to pani doktorant. Cały czas czuję się nieswojo z tym, ze prawdopodobnie wykorzystuję zależność służbową.
– Ładna jest? – dopytał Barman.
– Śliczna jak namalowana – parsknął we własne piwo profesor po czym z wyciągniętej z kieszeni piersiówki chlapnął coś do kufla i zamieszał energicznie – gorzej z charakterem. Wybija się z tłumu pod tym względem nawet na wydziale prawa, a wierzcie mi, tam jest ostra konkurencja w kategorii sukowatości.
– Uprawialiście już seks? – spytał Młody.
– Nieeeee. Trochę się boję – przyznał ostatecznie Profesor.
– Wiesz, są teraz takie tabletki na wspomożenie potencji– pocieszył go Ksiądz – nawet ty dasz radę, a skoro jest młodsza i jeszcze apetyczna…
– Nie chodzi o potencję, bo na nią, dziękuję, ale nie narzekam – ofuknął go oburzony rozmówca. – Obawiam się tego, że po wszystkim będę musiał z nią o czymś pogadać, a brakuje nam tematów nawet przy pracowym espresso. Jest po prostu potwornie nudna i zarozumiała. Dla niej krytyka to coś na kształt dania kuchni białoruskiej, które nie powinno się pojawiać w karcie porządnej restauracji.
– Wiesz, seks bywa piękny – skonkludował Młody zwracając się do Barmana – ale podejrzewam, że Profesor chciał powiedzieć, że istnieje także życie po ostrym numerku. Oraz konsekwencje jego popełnienia – skrzywił się. – Miłość fizyczna jest prosta. Rodzina jest potem trudna, a twoja ma jeszcze skłonności do zachowań agresywnych względem ciebie i kiepski gust motoryzacyjny.
– Odezwał się Pan Podbipięta – ryknął weselej Profesor i klepną Młodego w plecy.
– Czemu Podbipięta? – spytał Barman i wbił wzrok w śmiejącego się najgłośniej Księdza.
– Nie słyszałeś? Pierwszy numerek z jego nową dziewczyną zakończył się ciąża mnogą i za pół roku rodzą mu się trojaczki. Normalnie następnym razem zamiast lecieć na kobietę powinien nabyć kupon totolotka. Oraz strzepać w międzyczasie.
Młody znów zapadł się w sobie i smutno pogrzebał po kieszeniach. Skorzystał w końcu z paczki podanej przez jednego z kumpli i odpalił. Trochę się usprawiedliwiał, że żona prosiła go, by rzucił i dlatego nie kupuje. Po spotkaniu z nimi tak czy siak będzie pachniał jak bezdomny, ochrzan murowany i dlatego się skusił. W zeszłym miesiącu miał trzydziestkę i w jego fryzurze pojawiło się wiele siwych włosów. Ułożył sobie też życie tak jak potrafił i wcale nie gorzej niż reszta z nich, czego mieli świadomość. No ale Młody zawsze dla nich pozostanie młody. Nawet jeśli spoważnieje i nabawi się siwizny totalnej wywołanej stresem z powodu trójki bliźniaków i kobiety robiącej mu chryje za kilka papierosów.
– Znoszę jej humory, masuję stopy i przytulam. Tak chyba wygląda ta dorosłość i odpowiedzialność za pożądanie seksualne i zamknięte apteki w okresie kwarantanny – Młody dopalił papierosa i zgasił go drżąca dłonią w popielniczce. – Alternatywą pozostają tylko alimenty na trojaczki. Ty chyba – wskazał oskarżycielsko Barmana– powinieneś się także nad tym zastanowić.
– To znaczy?
– Miałeś już datę wyznaczoną na ślub ze swoją dotychczasową narzeczoną – podjął Młody – sala wybrana, orkiestra zamówiona i nawet nas zaprosiłeś do kościoła. Trzeba to odwołać. Głęboko współczuję ci powiadomienia głównej zainteresowanej. Rewolucja październikowa to przy twojej wolcie spacerek. W roli KGB w tym dramacie historycznym wystąpi Godzilla, która już zamówiła biała sukienkę.
– Szkoda, że nie da się odwołać ślubu sprzed dziesięciu lat – powiedział Ksiądz, ratując Barmana, który wcale nie miał ochoty odpowiadać na niewygodne pytania dotyczące rozstania, a nagle pobladł. – Ogólnie ostatnio mój seks przypomina debatę prezydencką. Jest ostry, satysfakcjonujący, ale korespondencyjny – kontynuował.
– Niemożliwe, kolejna znajomość z pielgrzymki? Czy zaliczyłeś jakieś niewielkie nawrócenie twojej dziewicy orleańskiej? – odgryzł się za niedawny żart z jego sytuacji Młody.
– Raczej zaparcie się świętego Piotra. Też kogoś poznałem. – wyznał w końcu i zacisnął zęby. – Całkiem sympatyczny rudzielec z niej. Wygadana, elokwentna. Ma poczucie humoru, które nie zatrzymało się na etapie latającego cyrku Monty Pythona. Jest dość brzydka i pozbawiona gracji. Wysoka jak brzózka. Gdy biegnie, przypomina trochę nowo narodzonego cielaka. Boję się wtedy, że zaplącze się o swoje nogi i nie wpadnie, a wyrżnie mi w ramiona. Kiedyś wam opowiem. Postawię flakon. Zamkniemy drzwi. Puścimy coś ze Sprecords. Kiedyś, ale nie dziś. Sam do końca nie wiem, co o tym… co o niej myśleć. Jednakże czuję się w obowiązku zainterweniować – dodał i oderwał filtr z kolejnego papierosa, zanim włożył go do ust. – Słuchajcie, miłość nigdy nie jest łatwa. Szczególnie taka romantyczna. Taka, która trafia cię po czterdziestce czy trzydziestce. Czy wtedy, gdy jak nasz przyjaciel masz zaplanowany ślub. Nie ma dobrego momentu, by się zakochać. Nie chodzi o to, że ktoś staje się temu winny lub, że to jego wybór. Nie mamy na nią wpływu. Czasem jedyne, co możemy zrobić, to po prostu zaakceptować to, co przyniosło nam życie. To jak ci biedni Angole z wiersza Profesora. Nie pozostaje nic innego, niż stanąć z opuszczonymi do kostek gaciami z łukiem w ręku naprzeciw szarżującej, najznamienitszej kawalerii całej Europy, zakutej od stóp do głów w stal– zakończył i zdał sobie sprawę, ze Profesor chyba jednak cytował dramat. Co prawdopodobnie pasowało jeszcze lepiej.
Wzięli drugą czy trzecią kolejkę. Dopalili papierosy wygrzebane w paczkach. Powroty, uznali w końcu zgodnym milczeniem, nigdy nie są łatwe. Bar Schronisko znów może być otwarty do późna, ale światła jego okien oświetlają tylko niewielki skrawek chodnika, na którym pojawiają się tak samo często zakochani, co samotni. Seks bywa prosty, ale miłość, szczególnie w czasach zarazy, już nie. Zdarza się. Nawet jeśli nie wszystkim. Niewiele ma wspólnego z losem czy fartem. Znacznie więcej ze szczęściem, obitym pyskiem i ilością komplikacji jak po zabiegu przeprowadzonym przez kazachskiego chirurga wojskowego.
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Ania
2020-07-27 at 20:22
Buuuu… liczyłam na coś nieco bardziej rozrywkowego i kąśliwego jednocześnie…
Megas Alexandros
2020-07-28 at 17:10
Też spodziewałem się ostrzejszej krytyki zastanej rzeczywistości – ale Koper zaskoczył nas i stworzył coś niemal romantycznego 🙂 Hymn na cześć miłości, bez względu na to, kto jest jej podmiotem.
Pozdrawiam
M.A.
Ania
2020-07-28 at 18:50
Tak, brakuje nieco pazura i jak na Kopra jest słodziusio, niemniej miło przeczytać na NE coś jego autorstwa. Nawet bardzo miło. Szkoda tylko, że tyle ogonków pozjadane i interpunkcja kuleje…
Seelenverkoper
2020-07-29 at 00:32
Słodziutko jak na Kopra. Zawsze byłem niepoprawnym romantykiem. Czasem trzeba to przypomnieć. Nawet opisy kobiet u mnie są bardziej nacechowane romantyzmem niż typową erotyką. Rozrzewnieniem. Poza tym tyle się ostatnio nasłuchałem narzekań na BDSM i okolice ze postanowiłem zluzować postronki czwórce przyjaciół if y know what i mean.
Foxm
2020-07-28 at 02:07
Cholera, im jestem starszy tym bardziej lubię ten styl 🙂 Moje poczucie humoru nie jest jakoś szczególnie wyrafinowane, więc chichotałem. Najbardziej ujął mnie domniemany monolog dresów. Dobra rzecz bardzo dobra, gorzka jak gorzała i drapiąca w gardło jak papierosowy dym.
Seelenverkoper
2020-07-29 at 00:33
Nie mów, że nie chciałbyś być trepowany, jeśli byś musiał być już skopany w rytm Mickiewicza bardziej niż powiedzmy Ostrego.
Batavia
2020-07-28 at 08:21
Świetne… naprawdę świetne.
Mało ostatnio czytam na NE, chroniczny brak czasu, ale tego, że skusiłem się w pracy przeczytać nie żałuję.
Taaak… „Szkoda, że nie da się odwołać ślubu sprzed dziesięciu lat…” – coś w tym jest.
Pozdrawiam B.
Seelenverkoper
2020-07-29 at 00:34
Przyznam, że liczyłem że zwrócisz raczej uwagę Batavio na seks korespondencyjny ;]
Batavia
2020-07-29 at 07:18
Znam to z autopsji… ;D
Karel Godla
2020-07-28 at 19:40
Tak, Nietypowe, jedyne w swoim rodzaju. Metaforycznie ryż z perłami a nie odwrotnie. Przeczytałem także część pierwszą. Kolejne zostawiłem na wolniejszy czas. Uśmiech, czasem zachwyt i zazdrość, że autor tak dobrze i swobodnie operuje słowem.
Uśmiechy,
Karel Godla