Leżąc w wannie, otoczona przyjemnie ciepłą wodą i mieniącą się pianą, fantazjuję o tym, że jestem TAM całkiem płaska. Skóra jest napięta i gładka. Nie ma żadnych fałdek ani wgłębień. Żadnych włosków. Nie ma mojej myszki. Jestem czysta i nieskalana. Zamknięta. Zapieczętowana. Nie da się mnie zgwałcić, spenetrować, wtargnąć w moje wnętrze. Kosmitka – uśmiecham się do siebie – dziwoląg.
Moje myśli idą dalej. Dzięki temu jestem bezpieczna, nie bezbronna i wystawiona na niebezpieczeństwo. Mogę szczytować, gdy ktoś pieści moje piersi, i sama mogę dawać przyjemność na wiele sposobów. Jestem tego pewna!
Wracam do moich fantazji na temat Grzegorza. Muszę zmienić ich scenariusz! Teraz nie może mnie już posuwać na biurku! A w zasadzie czemu nie? Napalona kładę się plecami na twardym blacie. Głowę spuszczam w dół, a dłońmi kurczowo trzymam się brzegów. On wkłada nabrzmiały członek w moje usta i powoli zaczyna się poruszać. Ugniata piersi. Mocno! Wiję się i jęczę, bo jest mi przyjemnie. Bardzo przyjemnie! On pachnie i smakuje rozkosznie. Waniliowo. Wdziera się w gardło. Głęboko i coraz szybciej. Dochodzę. Moje ciało drga spazmatycznie. Czuję, jak wbija się do samego końca, nabrzmiewa, dławiąc mnie i dusząc, a zaraz potem wystrzeliwuje swój ładunek. Nie czuję smaku ani konsystencji. Wszystko ląduje w żołądku.
***
Wolne chwile spędzam w „centrum dowodzenia”. Bardzo angażuję się w badania i czuję, że Grzegorz przestał być jedynym powodem. Dobrze mi tu. Mogę się do czegoś przydać. Uwielbiam Sonię. Często wychodzimy razem coś zjeść. Zazwyczaj do baru, w którym pracuje Ewa.
– Nie możesz pozwolić, żeby te wszystkie historie zaważyły na twoim życiu – mówi któregoś dnia Sonia. – Wiem, że są przygnębiające i straszne, ale nie każdy mężczyzna to potwór. Popatrz choćby na Michała, jest taki miły i chyba się tobą interesuje.
Czerwienię się. Wiem, że się mną interesuje. Nie jest nachalny, ale uważny. Może nawet trochę szarmancki. Sympatyczny. Zdarza mi się z nim flirtować i robić mu złudną nadzieję. On jest chłopcem, a ja potrzebuję mężczyzny. Śmiałego. Pewnego siebie. Samca alfa.
– Jest uroczy – bąkam.
– Ale ty chcesz czegoś innego? – Sonia przygląda się moim rumieńcom.
– Chyba tak… – Mówiąc to, czuję, że ona rozumie mnie lepiej niż ja sama.
– Szkoda, byłaby z was ładna para. – Uśmiecha się ciepło, a zmarszczki wokół jej oczu i ust pogłębiają się.
Cenię jej mądrość życiową i to, że potrafi nie dawać dobrych rad, tylko po prostu być i wspierać samą swoją obecnością. Wspierać budzącą się we mnie kobietę. Żałuję, że nie mam już babci, która mogłaby stać się dla mnie kimś takim jak Sonia.
– Wolę trochę starszych mężczyzn – wyznaję nieco zażenowana.
– Starszych? – dziwi się nieco. – Mam przed tobą chronić swojego męża? – Obraca sprawę w żart i obie śmiejemy się do rozpuku.
Tak przyjemnie się z nią gawędzi. Czemu ja nie potrafię być równie pogodna? Czemu jest we mnie tyle smutku i mroku? Wiem, że nie ma żadnego racjonalnego powodu. Taka już jestem! Chciałabym zbudować siebie od nowa. Tak, jak buduje się domek z klocków albo wieżę z zapałek.
Kiedy wracamy do naszego kamerlika, jest tam już gwarno i ciasno. Michał, którego właśnie zmienił kolega, wybiera się na kawę. Ma jeszcze półtorej godziny do zajęć, ale czuje, że musi odpocząć. Sonia popycha mnie w jego stronę. Trochę speszona idę z nim. Rezygnuje z kawy. Zabiera mnie do herbaciarni. Jest w niej przytulnie i miło. Taki babciny salon wypełniony różnymi bibelotami, serwetkami, kilimami, z zasłonami w drobne kwiatuszki. Gdzieś w rogu stoi nieużywany od dawna samowar, maszyna do szycia firmy Singer, jest nawet wielka stara waga i czarno-białe zdjęcia miasta sprzed wielu, wielu lat oprawione w cienkie, złocone ramki.
Siadamy na wysłużonej kanapie, trochę zbyt blisko siebie. Peszy mnie to. Krępuje. Mam ochotę odsunąć się, ale nie chcę wyjść na dzikuskę. Herbatę pozwalam wybrać jemu. Sympatyczna kobieta, być może właścicielka, podaje nam ją w podgrzewanym dzbanuszku, instruując, że musi parzyć się jeszcze około pięciu minut. Zamawiam kawałek ciasta, szarlotki domowej roboty. Pyszna!
Początkowo rozmowa się nie klei. Trochę milczymy. Trochę wzdychamy. Później schodzi na temat badań. Okazuje się, że on również nie złożył zeznań. Interesujące. Zajmuje się tym od czterech miesięcy. Poświęca cały swój wolny czas. Jest bardzo pomocny. Pracowity. Rozmawiał z Grzegorzem, ale nie dociągnęli tego do końca. Podobnie jak w moim przypadku.
Oswajam się z nim. Jest bardzo sympatyczny i całkiem przystojny. I taki naturalny. Przez chwilę mam ochotę wyznać, że jestem zadurzona w Grzegorzu. Nie chcę, by niepotrzebnie marnował swój czas i energię. Nie zbieram się jednak na odwagę. Ostrzegam jednak, żeby nie liczył na zbyt wiele – nie jestem łatwa ani tym bardziej kochliwa.
– Mam nadzieję – rzuca, a ja nie rozumiem, o co mu chodzi. Ma nadzieję, że nie jestem łatwa? Czyżby był ambitny i lubił tylko trudne zdobycze? Wzdycham. Przygląda mi się. Sięgam po filiżankę, żeby choć trochę skryć się przed jego spojrzeniem. Napar jest rubinowy, przejrzysty i jak na razie jeszcze strasznie gorący.
– Nie mam zbyt dobrych doświadczeń z mężczyznami – szepczę i od razu żałuję, że cokolwiek powiedziałam.
Jego źrenice rozszerzają się, a wyraz twarzy staje się poważny.
– Mogę chyba marzyć o tym, że stanę się pierwszym dobrym? – Jego pytanie tak mnie zaskakuje, że krztuszę się herbatą.
– Każdy może marzyć, o czym tylko zechce – odpowiadam dziwnie piskliwym głosem. Ta rozmowa posunęła się zdecydowanie za daleko! – Tylko po co? Nie lepiej marzyć o czymś osiągalnym?
No tak, ja też marzę o czymś, czego nie mogę mieć, w dodatku nawet nie próbuję tego wziąć. Jak śmiem go pouczać! To, co powiedział, jest przecież słodkie. Jak miód. A ja go zniechęcam, straszna jędza ze mnie! Może powinnam podjąć flirt? Dać się uwieść? Spróbować? Nie jest przecież takim bucem, jak moi byli.
– Marzenia są po to, by wzbijać się wysoko w przestworza. – Jego głos jest cichy, łagodny i smutny. Czy ja go w jakiś sposób krzywdzę? Zaczynam mieć wyrzuty sumienia…
– Michał… – Nie bardzo wiem, co powiedzieć. – Jesteś fajnym facetem, ale ja…
– Nie lubisz fajnych?
– Coś w tym stylu.
– Jesteś zakochana w kimś innym?
– Nie, to chyba nie to. – Po jaką cholerą dopuściłam do tego, żeby ta rozmowa zeszła na podobne tory! Teraz muszę brnąć dalej, powiedzieć to w końcu głośno. – Nie jestem zakochana, tylko pragnę kogoś. Bardzo. Do bólu.
– I to nie jestem ja? – Michał uśmiecha się figlarnie, ale jego oczy jakoś nie pasują do tego uśmiechu.
– Nie. – Spuszczam wzrok z poczuciem winy.
– Co on takiego w sobie ma? – Brzmi desperacko.
– Pewność siebie, stanowczość…
– Też potrafię być pewny siebie – bąka, a na jego policzki wypełza rumieniec. To takie urocze! Wygląda po prostu cudownie!
– Teraz wyglądasz raczej na nieśmiałego – komentuję. Michał patrzy mi w oczy i pyta:
– Fantazjujesz o tym mężczyźnie, prawda?
– Tak – odpowiadam szczerze. – A ty o mnie? – pytam po chwili wahania.
– Tak. – Wiem, że mówi prawdę.
– Opowiesz mi o tym? – proszę, zanim zdaję sobie sprawę z tego, co robię. Teraz to ja oblewam się rumieńcem. Prowadząc te przeklęte wywiady, szybko nabrałam złych nawyków. Krzywię się.
– Jeśli tylko chcesz…
Matko boska! On jest gotów to zrobić! Czy chcę? Sama nie wiem. Z jednej strony to ciekawe. Ekscytujące. Ale z drugiej ‒ może prowadzić w absolutnie nieodpowiednim kierunku. Bardzo polubiłam opowieści moich respondentek o fantazjach i snach. Fantazje mężczyzn pewnie są inne. Te na dodatek dotyczą mnie. Osobiście. Cieleśnie. No i on może na coś liczyć.
– Wiesz, jednak nie jestem pewna, czy to dobry pomysł – wyduszam z siebie, grzebiąc widelczykiem w szarlotce. Przestała mi smakować. Czuję, jak ostatni kęs boleśnie przedziera się przez przełyk.
– Nie są takie straszne – zachęca, próbując wykrzesać ze mnie choć odrobinę entuzjazmu.
– Czemu chcesz mi je opowiedzieć?
– Bo mnie o to poprosiłaś i… Może też zdecydujesz się uchylić rąbka tajemnicy.
– Naprawdę nie wiem, co powiedzieć.
– Skoro tak, może chcesz posłuchać? – Kładzie dłonie na stoliku i uważnie im się przygląda. Prawdę powiedziawszy, wygląda, jakby walczył ze sobą. Jego głos zmienił się już jakąś chwilę temu. Stał się bardziej drżący, niepewny. Jakby ta rozmowa go bolała.
– Dobrze – zgadzam się w końcu, zamykam oczy i opieram wygodnie.
– Miewam taki sen – niemal szepcze. – Jest Wigilia. Późny wieczór. Wszyscy już rozpakowali prezenty i dawno zasnęli. Tylko ja niespokojnie kręcę się po domu, czegoś szukając. Zupełnie przypadkiem trafiam na strych. Wygląda inaczej niż w rzeczywistości, jest dużo większy, wysprzątany. Nie wiadomo skąd wziął się tam kominek i olbrzymia, pięknie udekorowana choinka, jak z amerykańskich filmów. Świecą się na niej różnokolorowe lampki, a obok stoi wielki prezent. Tekturowe pudełko zdobi wielka kokarda, ale żeby dostać się do środka, wystarczy zdjąć wieczko, nie trzeba jej rozwiązywać. Na czerwonym pudełku złotym flamastrem ktoś napisał moje imię. Niepewnie zbliżam się i unoszę wieczko. W środku jesteś ty. Skulona, ubrana w kusy mikołajowy płaszczyk obszyty białym gronostajem. Na głowie masz czerwoną czapkę z białą lamówką i pomponem. Na nogach kozaczki, wysokie, prawie do kolan, na obcasie, sznurowane z przodu. Biorę cię na ręce i wyjmuję z pudełka. Stawiam na podłodze i napawam się twoim widokiem. Jesteś piękna i jesteś moja. – Jego spojrzenie zaczyna płonąć. – W końcu dostałem cię pod choinkę. Wiem, że mogę zrobić z tobą, co zechcę, ale nie spieszy mi się. Podziwiam cud, jakim jesteś.
Wzdycham. Robi się sentymentalnie, a przecież zapowiadało się ciekawie. Michał chyba zauważa rozczarowanie na mojej twarzy, ale nic nie mówi. Czeka. Ewidentnie czeka, aż ja odezwę się pierwsza.
– I co dalej? – Spełniam jego niemą prośbę.
– Nic. – Uśmiecha się rozbrajająco. – Zazwyczaj budzę się, patrząc na ciebie, czasem zaczynając rozpinać mikołajowy strój.
– Szkoda. – Moje oczy uciekają przed jego wzrokiem. – A gdybyś naprawdę dostał mnie w prezencie, co byś ze mną zrobił? – Czemu nie ugryzłam się w język, zanim zadałam to idiotyczne pytanie?!
– Gabi! – Michał nabiera powietrza głęboko w płuca.
– Tak? – Sadystka ze mnie!
– Nie jesteś zabawką. Nie chcę się tobą bawić. Chciałbym wiele rzeczy zrobić RAZEM – wyraźnie akcentuje ostatnie słowo.
– Na przykład?
– Chciałbym cię pieścić. Wycałować całe twoje ciało.
– A więc jednak bawić się mną – rzucam kpiąco, znów bezmyślnie.
– Nie! – głośno oponuje. – Kochać się z tobą.
– Czemu? Przecież prawie mnie nie znasz! – Zaczynam się irytować. Mam ochotę wstać i wyjść, ale to mogłoby go zranić.
– Nie wiem czemu. Po prostu. To irracjonalne.
– Masz rację, irracjonalne. Mogę się z tobą pieprzyć, to mnie wiele nie kosztuje, ale…
– Nie możesz się ze mną kochać? Czemu? – drąży, wyraźnie zaciekawiony.
– Nie chcę. – Przemawia przeze mnie wredna wiedźma.
Nie jestem pewna, czy oczy Michała stają się wilgotne, czy tylko mi się wydaje. Żeby złagodzić siłę swoich słów, próbuję chwycić go za rękę. Odsuwa ją. Jest urażony. Nawet ja wiem, że nie ma nic gorszego niż urażona męska duma. Trafiłam w czuły punkt!
– Michał! – Teraz z trudem przychodzi mi wyduszenie z siebie czegokolwiek. Jest mi przykro. Bardzo przykro. Żałuję. Nie powinnam w ogóle tu przychodzić. Nie z nim! – Ja… ja fantazjuję o tym, jak ten mężczyzna bierze mnie mocno i władczo. Jak posuwa mnie na biurku, unieruchamia, oddaje innym, rozkazuje… Chyba tego potrzebuję. Nie wiem. Nie jestem pewna.
Jego oczy robią się wielkie jak pięć złotych. Usta rozchylają się. Patrzy zdumiony. Zaskoczony. Zszokowany. Czy to go odstraszy? Czy jest zniesmaczony? Czy ja jestem zboczona? Moje marzenia są perwersyjne, ale czy ja też taka jestem?
Wstaję i wychodzę. Nie wiem, ile słyszała właścicielka. Unikam jej wzroku i speszona wybiegam na ulicę. Jak najdalej. Potrzebuję teraz spaceru. Świeżego powietrza. Muszę przeanalizować to, co się stało. Jaka jestem głupia! Co ja najlepszego zrobiłam! Zaczynam płakać, łzy spływające po policzkach oczyszczają, zmywają ze mnie brudne pragnienia, wszystkie nieczyste myśli. Teraz już nic nie chcę, niczego nie pragnę. W tej chwili mogłabym raz na zawsze zapomnieć o mojej seksualności, schować ją głęboko do szuflady.
***
Wieczorem całkiem załamana leżę w łóżku i płaczę w poduszkę. Sama nie wiem, czemu ta rozmowa aż tak na mnie zadziałała, czemu tak bardzo mnie boli. Kiedy odzywa się moja komórka, nie mam ochoty odbierać. Patrzę na wyświetlacz – nieznany numer. Ktokolwiek dzwoni, jest bardzo uparty. Próbuje raz, drugi, trzeci. Za piątym razem nieco rozzłoszczona naciskam zieloną słuchawkę. Jestem niemal pewna, że zaraz usłyszę pieprzonego telemarketera, ale może jednak to coś naprawdę ważnego?
– Halo – zaczynam niepewnie i obawiam się, że w moim głosie słychać wszystkie dzisiejsze łzy.
– Jezu, Gabi! – Nie dociera do mnie jeszcze, z kim rozmawiam, ale odnoszę wrażenie, że mężczyzna po drugiej stronie odczuł ulgę. – To ja, Michał. Tylko błagam, nie rozłączaj się.
Skąd, u licha, ma ten numer?! Ach tak, pewnie z bazy. Przez moment mam ochotę rzucić telefon w kąt. Roztrzaskać go. Wyładować na nim całą swoją frustrację. Ton głosu Michała jest jednak hipnotyzujący, słychać w nim coś desperackiego i jednocześnie pewną dozę determinacji. Milczę. On też milczy. Słyszę jego oddech.
– Przepraszam – odzywa się w końcu. – Poczułem się tak, jakbym dostał obuchem w głowę. Musiałem pozbierać myśli. Ty chyba też, prawda? – Daje mi chwilę na odpowiedź, ale nie zamierzam powiedzieć ani słowa. – Proszę, odezwij się – jęczy błagalnie, ale nie jestem w stanie. – No dobrze… Jeśli nie chcesz, chociaż posłuchaj. Zaskoczyłaś mnie. Bardzo mnie zaskoczyłaś. Może nawet trochę przestraszyłaś. Nie wiem, czy naprawdę właśnie tego chcesz, czy tylko chciałaś mnie wystraszyć, zniechęcić. Jeśli tego właśnie pragniesz, będziemy musieli porozmawiać. Ja… ja bardzo chciałbym spróbować dać ci wszystko, czego potrzebujesz. No może poza dzieleniem się tobą. To dla mnie niedopuszczalne, ale reszta jest… możliwa.
Rozłączam się. Bez słowa. Jest mi strasznie ciężko na sercu. Rany! Jak ja mu teraz spojrzę w oczy? Jak mam tam wrócić i pracować z nim ramię w ramię, jak gdyby nigdy nic?!
***
Zasypiam. I zgadnijcie co mi się śni? Jestem prezentem gwiazdkowym! Śnieżynką stojącą przed kominkiem jak wmurowana. On siedzi w głębokim fotelu i patrzy na mnie. Z zadowoleniem. Z aprobatą. Przez chwilę jest łagodnym i czułym Michałem. Później Grzegorzem. Znów Michałem. Od tych zmian kręci mi się w głowie!
Zamykam oczy, żeby uciec przed tym przepoczwarzającym się mężczyzną. Zawroty głowy jednak nie ustają. Wręcz nasilają się. Niechętnie unoszę powieki. Odkrywam, że teraz jestem przywiązana do kręcącego się koła fortuny. Wciąż w czerwonym płaszczyku. Kiedy moje nieprzyzwoicie rozchylone nogi wędrują w górę, strój opuszcza się, odsłaniając czerwone szorty (również od mikołajkowego kompletu, obszyte białym futerkiem) i nagi brzuch. Niepokój i ekscytacja toczą w moich żyłach nierówną walkę. Bezbronna, zdana na jego łaskę, ich łaskę, sama nie wiem, czy to dobrze, czy źle, czy zmierzamy w stronę realizacji moich najskrytszych fantazji, czy w kierunku wynikających z nich koszmarów. W oczach Grzegorza, w jego gestach jest coś przerażającego, zupełnie obcy mi rodzaj determinacji. Michał wygląda natomiast jakby dobrze się bawił, rozluźniony, psotliwy. Ciepły, łagodny uśmiech zakochanego mężczyzny daje mi chwilowe, złudne, poczucie bezpieczeństwa. Nie skrzywdziłby mnie przecież. Wiem jednak. że gdy tylko mrugnę, znów będzie ze mną ten drugi. Wrogi. Nieobliczalny.
Koło stopniowo zwalnia. I dobrze, bo rotacja wyraźnie mi nie służy. Czapeczka spadła. Rozpuszczone włosy raz zamiatały podłogę, raz zakrywały oczy. Wchodziły do ust. Łaskotały w szyję. Przez ich chaotyczną, ciągle obracającą się kurtynę widzę niewyraźnie, jak Grzegorz bierze do ręki połyskującą niebieskawo strzałkę, waży ją chwilę w dłoni, zastanawia się i celuje. Rzuca. Trafił celnie, w ściśle opięte czerwonym materiałem podbrzusze, ale o dziwo nie wbiło się we mnie żadne ostrze, nie zabolało ani trochę, poczułam jedynie mrowienie, dość intensywne, rozchodzące się koncentrycznymi falami po ciele. Dziwne, ale nawet przyjemne. Inne. Zagadkowe. Pobudzające. Uświadamiające poziom podniecenia. Ociekam śluzem, szorty muszą być przemoczone, szczególnie że wżynają się między wargi sromowe, zapewne doskonale uwidaczniając ich kształt.
Mimo odczuwanej przyjemności krzyczę:
– Nieee… – nie rozumiejąc własnych reakcji, bojąc się. Przede wszystkim perwersyjnych pragnień, które mogłyby skłonić mnie do błagania o więcej. Szczególnie Grzegorza, w tej chwili przerażającego.
Nikt nie reaguje. Widownia ukryta w mroku siedzi spokojnie. Rozglądam się spanikowana, tymczasem Grzegorz sięga po kolejną rzutkę. I jeszcze jedną. I jeszcze. Wszystkie trafiają dokładnie w to samo, rozedrgane, pulsujące i mokre, miejsce, z perfidną wręcz regularnością. Ten rytm, to łaskotanie, odbiera mi wszystkie siły, muszę się poddać, muszę pozwolić sobie na odczuwanie przyjemności… jak dziwna by nie była.
I wtedy na scenę wkracza Michał. Również bierze połyskującą niebiesko strzałkę, jakby naelektryzowaną, rzuca bez większego namysłu czy jakiejkolwiek przymiarki. Nie pudłuje. Trafia w serce. Trafiony zatopiony! Uderzenie jest silniejsze, oszałamiające, choć bezbolesne. Drżę. Prawie jakby poraził mnie defibrylatorem. Nadal się kręcę. Powoli. Zdecydowanie wolałam strzały w podbrzusze…
Przejdź do kolejnej części – Odkrywając siebie IX
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Megas Alexandros
2020-05-08 at 00:31
Z satysfakcją odnotowuję, że akcja w końcu ruszyła naprzód, a Gabriela stała się bohaterką aktywną, a nie tylko żyjącą relacjami innych 🙂
Banałem jest już chyba stwierdzenie, że w męskim postrzeganiu kobiety sporą rolę odgrywa dualizm święta/dziwka. Czasem pragniemy jednego, czasem drugiego, a najlepiej, by oba te aspekty harmonijnie łączyły się w jednej osobie. Okazuje się jednak, że kobiece postrzeganie mężczyzny wcale się tak bardzo nie różni. Gabi pragnie wprawdzie Grzegorza, fantazjuje o tym, by mu się oddać i zostać przezeń wykorzystaną, uprzedmiotowioną, poniżoną. A jednocześnie mogłaby się zakochać w poczciwym, przyzwoitym Michale. W ostatniej fantazji próbuje połączyć te dwa aspekty męskości – drapieżność i opiekuńczość. Pożądanie i miłość.
Jak zwykle okazuje się, że pragniemy niemożliwego, a zatem to, co jest z pewnością będzie miało posmak zawodu. A przecież – i tak nie powstrzymamy się przed skosztowaniem.
Czekam na kolejny odcinek!
Pozdrawiam
M.A.
Ania
2020-05-11 at 09:27
Hmmm… nie wiem czy to niemożliwe, Aleksandrze. Każdy z nas ma publiczną i prywatną twarz, czasem różniące się skrajnie. Fakt, że mężczyznom często łatwiej wejść w tryb „dziwki”, ale obie płcie to robią. Czasami 🙂
She Wolf
2020-05-08 at 23:14
Niesamowite jak daleko mogą zaprowadzić nas fantazje. Jak bardzo mogą się zmieniać i modyfikować pod wpływem realnych przeżyć. Bardzo dobrze się czytało. Czekam na więcej. 🙂
Ania
2020-05-11 at 09:24
Cieszę się, że się podobało 🙂
Karel Godla
2020-05-10 at 16:57
Świetnie napisana szczera i prawdziwa rozmowa z Michałem. No i oczywiście epizod z Sonią jak zawsze znakomity.
A na marginesie stwierdzam, że mechanizmy ewolucji nadal tkwią w marazmie i nie zmieniły preferencji kobiet od kilkudziesięciu co najmniej tysięcy lat.
Wolno się toczy koło jej zmian.
Uśmiechy,
Karel Godla
Ania
2020-05-11 at 09:24
A preferencje mężczyzn zmieniły? 😉
Karel Godla
2020-05-11 at 11:59
Owszem. Dowód masz w kanonach piękna dawnych i dzisiejszych dzieł rąk męskich. Wenus z Willendorfu vide chude szkapy dnia dzisiejszego 🙂
Ania
2020-05-12 at 09:51
Moda i preferencje seksualne to dwie zupełnie różne rzeczy. Kiedy spojrzysz naprawdę na dzieła męskich rąk, zwykle mają znacznie pełniejsze kształty niż modelki z pierwszych stron gazet, fakt że nie dorównują wymienionej Wenus, ale w gruncie rzeczy nie wiemy dlaczego i po co powstała ta figurka, ani tym bardziej czy miała coś wspólnego z preferencjami seksualnymi większości żyjących wtedy mężczyzn.
Karel Godla
2020-05-12 at 13:45
Venus wydawała mi się zawsze pewnym symbolem kobiecości. Symbolem i kropka. Do czasu, gdy stwierdziłem, że przedstawia pewien typ urody i budowy istniejący w świecie rzeczywistym. To był dla mnie szok.
Moda to przecież też preferencja, zaszczepiona czasem przez głupka a czasem przez mędrca, ale to pierwsze zdaje się występować częściej.
Poszukiwanie brutalności i dominacji w seksie jest pozostałością po ewolucyjnych wymogach czasów minionych, być może jeszcze przydatne, ale już coraz mniej. Patrzę na to z politowaniem i tyle.
Uśmiechy,
Karel Godla
Ania
2020-05-13 at 11:52
Brutalność i dominacja to tylko jeden z poszukiwanych aspektów… są różne gusta i guściki, o czym zapewne mogło przekonać się wielu z naszych autorów, kobiety uwielbiają bowiem kreatywność. I słowa. A to raczej wytwór nowszych czasów niż pragnienie siły i pozycji. Pragnienie młodości i odpowiedniej różnicy między obwodem talii i bioder, trzyma się u mężczyzn natomiast mocno ;p
Karel Godla
2020-05-13 at 20:51
Płodność – dzięki niej gatunek jeszcze istnieje, choć nie wiadomo jak długo 🙂
Ania
2020-05-14 at 09:37
Tak, ale ukierunkowanie na płodność to właśnie mechanizmy ewolucji – umówmy się, nie za każdym razem uprawiając seks, marzymy o zostaniu rodzicami 😉
Karel Godla
2020-05-14 at 11:39
Prawie za każdym razem, uprawiając seks, mamy nadzieję, że nie będzie konsekwencji – tak bym to ujął.
Uśmiechy,
Karel Godla
Ania
2020-05-14 at 12:45
Tak więc zamiłowanie do oznak płodności działa przeciw nam ;p
Karel Godla
2020-05-14 at 15:32
Ciekawe spostrzeżenie. Nie wiem skąd wywiedzione 🙂
A w ogóle trudno dyskutować nt. ewolucji. Myli się wciąż i wciąż, zwycięża wciąż i wciąż. Budzi pogardę wciąż i wciąż. Napawa nadzieją wciąż i wciąż. Zawikłana.
Uśmiechy,
Karel Godla
Ania
2020-05-14 at 15:59
Owszem, zawikłana, ale wpływ na preferencje seksualne kobiet ma tak mocny, jak na preferencje seksualne mężczyzn 😉
Karel Godla
2020-05-15 at 08:26
Powiedziała w tonie Pani z Warsztatów…
Trudno się nie zgodzić.
Uśmiechy,
Karel Godla
Ania
2020-05-15 at 15:12
Od-uśmiechy! 😉
Szerksznas
2020-05-15 at 00:15
Przepraszam, że się wtrącam, ale mogę prosić o zamienienie słowa „transparentny” w tekście na „przejrzysty”? Czasem wystarczy jedna drobna rzecz, żeby odebrać całą przyjemność z lektury i to jest właśnie to słowo.
Pozdrawiam i czekam na następny odcinek.
Ania
2020-05-15 at 15:15
Ależ proszę 🙂
W pierwszej chwili chciałam odpisać, że każdego denerwują inne słowa i wszystkich się nie zadowoli, ale potem pomyślałam, że jeśli mogę kogoś uszczęśliwić równie tanim kosztem to w sumie czemu nie…
Serdecznie pozdrawiam
A.
Szerksznas
2020-05-15 at 23:16
O, dziękuję. 🙂 Są jeszcze ludzie w tym internecie. 🙂
Miałem napisać przy części, w której pierwszy raz pojawiła się Sonia, ale jakoś nie wyszło: kiedy mniej więcej toczy się akcja opowiadania? Bo jeśli w zupełnie naszym czasie, to na jakąż to wojnę poszedł był mąż Soni, skoro ma ona 80 lat? A jeśli brał był udział w II wojnie (na co wskazuje treść), to Sonia miałaby teraz około stu lat. To może nie ma żadnego znaczenia dla fabuły jako takiej, ale mnie z racji na wykształcenie i ogólne zamiłowanie do znajdowania dziury w całym gryzie.
Pozdrawiam.
Ania
2020-05-16 at 18:50
Rzeczywiście w tekście trudno znaleźć jasne wskazówki, przyznaję. Pisząc zdecydowanie myślałam o samym początku obecnego wieku… więc mi się z grubsza zgadzało 😉
Serdecznie pozdrawiam
Ania