Odmienny Stan Świadomości (Radosky)  3.64/5 (54)

30 min. czytania

Źródło: Pixabay

Ośrodek dla młodzieży z zaburzeniami psychicznymi. Umieściła mnie tu babcia. Wariatkowo dla niepełnoletnich. Twierdziła, że nie dostrzegam różnicy pomiędzy prawdą, a fikcją. Uważała, że nie potrafię nawiązać kontaktu z rówieśnikami. Mówiła, że chodzi o bezpieczeństwo, moje i jej własne.

Trafiłem więc do ośrodka dla tych, którzy widzieli więcej od innych.

Przyczyna – przekonanie „graniczące z pewnością” o istnieniu gry komputerowej, która imituje cały świat.  Gry doskonałej, w której gracz nie zdaje sobie sprawy z tego, że to gra.  Gry symulującej prawdziwe życie. Życie simsów nowej ery.

Diagnoza – pierdolona schizofrenia paranoidalna. Nieprzystosowanie do życia w społeczeństwie, zaburzone relacje międzyludzkie, urojenia na temat własnej osoby.

Wyrok – konieczność intensywnego leczenia farmakologicznego.

A ja wiem, że to Babilon wyciąga wszędobylskie łapska po tych, którzy nie dostosują się do reguł gry. Żywię przekonanie, że zerwałem łańcuchy w jaskini Platona. Łańcuchy, które uwierały mnie i skazywały na oglądanie fałszywych cieni na ścianie. Cienie te, w które wszyscy jesteśmy wpatrzeni, zakłamują otaczającą rzeczywistość, rysują pseudo świat, zapełniony pseudo homo sapiensami.

Jednak koniec z tym.

Postanowione, klamka zapadła. Znikam z ośrodka, rozpływam w tłumie awatarów i zaczynam własną grę. Grę o najwyższą stawkę. O poznanie prawdziwej istoty i celu Babilonu, grę o autentyczne życie.

Uciec, ale jak?

Na myśl przychodzą mi światłowody. To sensowne. Światłowody przenoszą informację, a czym jest mój byt, jeśli nie informacją? A może Wifi? Sieć w ośrodku jest dobra, zapewnia szybki transfer danych. Nurtuje mnie jednak problem zero-jedynkowy. Czy jeśli zamienię postać swego jestestwa na zapis cyfrowy danych, to czy w przyszłości uda mi się odzyskać parabiologiczną formę?

Mam poważne wątpliwości.

Rezygnuję więc z ryzykownego pomysłu przemieszczania się światłowodami, odpuszczam też sieć bezprzewodową. Wybieram klasyczne hakowanie. Hakowanie przez zezowanie, polegające na przejęciu ciała awatara, simsa, ragdolla czy jakkolwiek inaczej to nazwać.  Technikę zdążyłem już opracować, a nawet, na niewielką skalę, przetestować. Wystarczy tylko zwielokrotnić perspektywę… Czekam na noc. W nocy w ośrodku przebywa mniej adwersarzy. Zaczynam więc działać po zapadnięciu zmroku.

Woda to dobry przewodnik, oblewam się więc litrową butelką szczawniczanki za złoty pięćdziesiąt i rozpoczynam łamanie systemu.

Wiem, że zołzowata stara rura, Róża, rozwiązuje krzyżówki. Kulawy Sławek śpi w składziku na środki czystości. Doktor Malitowski oddaje się w zaciszu gabinetu zamiłowaniu do pornografii.

Kusi mnie, żeby zhakować doktorka, popatrzeć na nieskrępowane ruchanie… A kto wie? Może i pozwolić pohasać konikowi? Wiem, jednak że to zły wybór. Największe zagrożenie stanowi stara rura i to w jej stronę zaczynam zezować.

Jestem ja i Róża. Ja i wiekowa bździągwa.

Jestem jak spróchniała jędza.

Jestem starą rurą.

Udało się! Przejmuję awatara przebrzydłej baby. Patrzę jej oczami, czuję jej trzewiami, słyszę jej uszami. Inaczej upust lub stolica państwa. Wpisuję w wolną rubrykę krzyżówki:  Rabat. I ruszam z miejsca, tocząc się przez korytarz niczym nienaoliwiona, zardzewiała lokomotywa. Nogi uginają się pod wpływem ciężaru ciała, w krzyżu mnie łamie, z gęby zajeżdża stęchlizną. I już wiem, skąd w takich ludziach tyle goryczy…

Dochodzę do drzwi pokoju, w którym przebywa moje prawdziwe ciało. Otwieram kluczykiem zamek. W ostatnim akcie planu doskonałego wracam do pomieszczenia dla personelu placówki, odnajduję piguły na sen i łykam jedną…. A potem jeszcze jedną… I kolejną… I nim słonica traci przytomność, zrywam połączenie…

Wracam do ciała. Jestem cały mokry, sam już nie wiem, czy to ta szczawniczanka, czy mój pot. Serce wyrywa się z piersi, a ręce drżą jak ćpunowi na detoksie. Udało się! Zhakowałem umysł Róży, przejąłem jej ciało niczym awatara i użyłem do odzyskania wolności!

Gdyby tylko babcia to widziała, gdyby tylko uwierzyła…

Wybrała jednak Babilon.

Ja wybieram tymczasem nieskrępowaną wolność. Wstaję z miejsca, przebieram się w suche rzeczy i niepostrzeżenie opuszczam pokój. Zgodnie z przypuszczeniami, chrapanie kulawego Sławka dochodzi zza zamkniętych drzwi składzika, przemykam więc przez korytarz cichutko i niezauważenie, zupełnie jak kogucik. Korci mnie, by zajrzeć do doktora Malitowskiego na piętrze, lecz przezwyciężam ciekawość i kieruję się wprost do wyjścia z ośrodka.

Jest noc. Jest ciemno. Jest jednak również lato i panuje przyjemna temperatura. Wspinam się na płot i zaliczam glebę przy zeskoku, ale nic sobie nie łamię.

Wyję do księżyca, składając przysięgę krzewom i drzewom, że od tej pory będę żył pełnią życia. Będę grał na najwyższym poziomie, potęgując swego skilla. Będę tańczył nago w strugach deszczu i płakał w kinie.

Uzbrojony w takie zaklęcia, ruszam na miasto. To jednak śpi, nieświadome podniosłości wydarzenia, które właśnie stało się moim udziałem. Nieważne, ta mieścina i tak jest dla mnie za mała, zbyt kołtuńska, przesadnie niedzisiejsza. Udam się do Rzeszowa! Albo jeszcze lepiej, ruszę zawojować prawdziwe megalopolis – dawny Paryż Wschodu, znany pod dumną nazwą Warszawy!

Potrzebuję jednak kasy. Bez kasy, gość taki jak ja, nie ma czego szukać w mieście takim jak Warszawa. Bitcoiny, zdobędę bitcoiny. Nagle wszystko zaczyna się układać w rozsądny plan. Przejmę wirtualne koparki, setki, tysiące maszyn, pracujących i wydobywających e-walutę w sieciowych kopalniach. Tym samym stworzę zalążek własnego bitcoinowego imperium.

Zanim to jednak nastąpi, przyda mi się parę papierowych banknotów.

Potrzebuję znaleźć frajera. Krążę więc po mieście, wyczekując świtu i odpowiedniego kandydata, lecz wyraźnie brakuje mi cierpliwości. Ten świat jest nie tylko zbugowany, ale i przepełniony lukami systemowymi. A ja przecież param się hakerstwem. Wyszukuję więc bankomat i rozkminiam, jak się do niego dobrać. Porażę go wiązką elektromagnetyczną! Albo jeszcze lepiej, niczym Zeus gromowładny, cisnę piorunem kulistym! Nie! Podejdę sposobem. Zadrwię sobie z wyznawców Mamony.

Odwiedzam uliczny kosz na śmieci i odnajduję paczkę po fajkach. Odrywam kawałek opakowania i tak uzbrojony ruszam na poszukiwanie pierwszego napotkanego bankomatu. Nawet największa dziura w tym kraju obsypana jest wydawaczami gotówki, toteż szybko odnajduję niezły okaz.

Wciskam w miejsce na kartę oderwany fragment opakowania, jednocześnie hakuję poprzez zezowanie.

Jestem ja i bankomat.

Jestem jak kawałek metalowego gówna z prymitywnym oprogramowaniem.

Jestem gotówkomatem.

Wydaję… sto złotych!

Nie, wydaję … tysiąc złotych!

A nie… idę na całość … wysypuję na zewnątrz dziesięć tysięcy złotych!

Czuję, jak ten szmal przeze mnie przechodzi, zupełnie jak gdybym przeczyszczał jelita. Dosłownie sram kasiorką!

Zaspokoiwszy tę naturalną potrzebę, zrywam połączenie.

Wracam do siebie, leżąc pod bankomatem opatulony grubym hajsem. Wprawdzie nigdy sam tego nie doświadczyłem, ale czuję się jak po ostrym melanżu. Tak przynajmniej to wyglądało na ekranie. Zbieram kasę, wypychając nią kieszenie spodni i bluzy. W dłoń wpada mi Sobieski, oznaczony nominałem pięciuset złotych. Podnoszę banknot ku wschodzącemu słońcu. I dumam nad wartością tego kawałka papieru.

Ile mogło kosztować wydrukowanie?

Niewiele, odpowiadam sobie. To twórcy Babilonu wmówili ragdollom jego znaczenie. A ci uwierzyli. Tak jak kiedyś uwierzyli w złotego cielca, tak teraz z namiętnością oddają cześć papierowemu Sobieskiemu i całej reszcie drukowanych, królewskich umrzyków.

Bo niby dlaczego złoto czy ten kolorowy banknot jest więcej wart niż woda niezbędna do życia?

Gdzie tu sens? Gdzie logika?

Ten świat jest niedorzeczny, nieprawdziwy. Ktoś napisał wadliwy program…

Targam Sobieskiego i rozsypuję fragmenty po chodniku.

– Pojebało cię?

Słyszę głos kobiety i wyrywam się z filozoficznej zadumy.

– Ja tu sprzątam, a ty zaśmiecasz chodnik… Nie szanujesz czyjejś pracy?

„To niewolnica Babilonu.” – Tłumaczę sobie w myślach. – „Musisz być cierpliwy, Świętopełku. Nawet niewolnicy zasługują na odrobinę szacunku. W końcu, naprawdę ciężko pracują. Nie śmiej się z daremności ich trudu”.

Sięgam do kieszeni i wyjmuję plik banknotów. Podaję kobiecie.

– Kpisz sobie ze mnie?

– Nie, proszę pani, pragnę wyrazić wdzięczność za pani pracę…

– Wynoś się smarkaczu i przestań więcej śmiecić, bo inaczej wsadzę ci ten kij w dupę! – Kobieta wymachuje miotłą niczym samuraj mieczem, zupełnie jak gdyby w dłoni trzymała katanę, a nie kawałek drewna.

Oddalam się więc jak niepyszny. Wraz z nastaniem poranka na ulicach pojawia się coraz więcej ludzi. Śpieszno im do pracy, szkoły, na zakupy. A gdybym tak, choć odrobinkę, ulżył ich ciężkiej doli?

„Podaruj im, Świętopełku, trochę słońca. Spraw, by na ich twarzach zagościł uśmiech.”

Staję więc na środku rynku, wyciągam z kieszeni banknoty i zaczynam krzyczeć:

– Pieniądze! Kasa! Szmal! Oddam pieniądze za darmo! Bez podatku i bez zbędnych formalności!

Ludzie przechodzą bokiem, zerkając ukradkiem, jak gdyby zobaczyli wariata. Ja tymczasem niestrudzenie wymachuję rękoma i drę ryja na pełen regulator.

– Mam waszego boga, Mamona, i nie zawaham się go podarować!

Wreszcie moje starania zostają wynagrodzone. Niepewnym krokiem podchodzi amator tanich trunków.

– Przepraszam, mogę troszkę? – mówi grzecznie, wskazując palcem na plik banknotów w moich dłoniach. Myślę sobie, że ma fajnego wąsa i wręczam mu równowartość ośmiuset złotych. Czy dobrze wykorzysta ten podarunek?

– Miłego dnia, przyjacielu!

– Dziękuję – odpowiada i na koniec udziela mi niespodziewanego ostrzeżenia. – Uważaj, chłopcze, na skarbówkę. Jak zobaczą, że rozdajesz pieniądze na lewo i prawo, z pewnością będą chcieli cię dojechać…

Kiwam głową ze zrozumieniem. Urzędnicy to uprzywilejowana kasta służąca interesom Babilonu. Dyrektor takiej placówki z pewnością jest potężnym bossem, do pokonania, którego może brakować mi jeszcze expa.

„Spokojnie, Świętopełku, niedawno odzyskałeś wolność. Musisz zdobywać kolejne poziomy umiejętności, zanim rzucisz wyzwanie najpotężniejszym niemilcom”.

Misja zaczyna mnie jednak męczyć i nużyć. Spodziewałem się większego odzewu, ale ludzie rzucają tylko podejrzliwe spojrzenia, węsząc jakąś pułapkę. Czyżby spodziewali się ukrytej kamery?

Zaczynam więc zwracać się do nich bezpośrednio.

– Chce pani pieniądze?

– Nie…

– A może pan potrzebuje trochę kasiorki na drobne wydatki?

– Przepraszam, śpieszę się do pracy…

– A może zakochani skorzystają? Za pół roku przecież mamy walentynki?

– A dziękujemy, dziękujemy bardzo… Czy aby na pewno prawdziwe?

I tak pozbywam się tysiaka. Rola dobroczyńcy to ciężka i wymagająca misja. Przypominam sobie, że w filmach dobrzy bohaterowie rozrzucają kasę na dookoła, a tłum rzuca się, by zbierać pieniądze. Robię więc tak samo. Rozsypuję pieniądze na wszystkie strony, przepuszczając tym sposobem kilka tysięcy. Niestety, nikt nie pada na kolana by grindować zasoby, jedynie z tyłu słyszę donośny krzyk baby:

– Ty blady skurwysynie, mówiłam, żebyś nie śmiecił! Ja ci dam!

Odwracam się, a tam znajoma sprzątaczka leci prosto na mnie z kijem. Przypomina nieokrzesanego berserka, gotowego zwyciężyć lub zginąć.

Przez moment dumam, czy aby na pewno nie powinienem stawić czoła antagonistce, ale instynkt decyduje inaczej. Biorę nogi za pas i spieprzam przed siebie. Uciekając, słyszę jeszcze niknące w oddali wyzwiska. Na moje szczęście, poczucie obowiązku skłoniło babsztyla do zaniechania dalszego pościgu i posprzątania ulicy z pieniędzy…

Kończę z tym miastem. Oddaliwszy się z rynku, trafiam na dworzec kolejowy.

Przypadek?

Nie sądzę!

Przeglądam rozkład jazdy i decyduję się na kupno biletu wprost do miasta nieskończonych możliwości. Tam, gdzie internet jest najszybszy, a userzy-lanserzy dostają kasę za daremne filmiki na youtube albo zdjęcia na insta. Do warszawskiej megalopolis.

***

W pociągu opanowuję przedział tylko dla siebie. Korzystając z dobroczynnej samotności, relaksuję się, dokonując zarazem retrospekcji wydarzeń z ostatnich godzin.

„Wiele dziś osiągnąłeś, Świętopełku. Przechytrzyłeś system, odzyskałeś swobodę wyboru. Pokazałeś swoje możliwości i drzemiący potencjał. Nie zapominaj jednak, że cień Babilonu wciąż za tobą podąża. Miej się na baczności…”

Wszystko, co dobre, jednak kiedyś się kończy. A wtedy pojawia się jeszcze lepsze. A przynajmniej tak mi się wydaje, gdy drzwi otwierają się szeroko, a do przedziału wchodzą dwie nastoletnie lasencje.

– Wolne? – pyta brunetka i nie czekając na moją odpowiedź, rozsiada się na wygodnie na fotelu. Natychmiast dołącza do niej poruszająca się z gracją łani blondynka.

Dziewczyny. Sama ich obecność sprawia jakimś magicznym sposobem, że zapominam o Babilonie, ucieczce, babci i zezowaniu. Ich zapach wypełnia moje nozdrza, głosy uszy, a kształty oczy. Nie mam wątpliwości, że moc płci pięknej jest olbrzymia. Wiem też, że dotychczas sama obecność dziewczyn paraliżowała wszelkie moje starania. Jednakże zmieniłem się, wskoczyłem na wyższy poziom.

– Hej! Dokąd to jedziecie, moje miłe? – zagaduję śmiało i odważnie, ponieważ dupeczki uwielbiają pewnych siebie facetów, a ja jestem panem sytuacji.

– A to my się znamy? – Brunetka zerka na mnie spode łba.

Spokojnie, nowy ja, nie da się spłoszyć.

– Ha! Z pewnością się poznamy! Jestem…

Zawieszam się. „Jestem Świętopełk”… Przecież nie mogę tego powiedzieć, nie po tym, gdy tak wiele osiągnąłem – gadam z laskami! I to takimi w skali zajebistości dziesięć na dziesięć.

– Zawiesiłeś się? Mam cię zresetować? – Brunetka wykrzywia usta w ironicznym uśmieszku. Podświadomie wyczuwam, że jest hejterką. Bardzo ładną hejterką…

– Jestem… Jestem Brajan! – wypalam, tracąc niemal całe siły. Brajan brzmi dobrze, zachodnio, amerykańsko… – A wy, dziewczyny, jak macie na imię?

– Żaneta – odpowiada blondynka. – A to jest…

Zwraca się w stronę koleżanki, ale ta wchodzi jej w słowo.

– Nikola – oznajmia z drapieżnym uśmieszkiem. – Jestem Nikola…

Coś mi tu nie gra, ale zamiast drążyć temat, pogrążam się w milczeniu.

– Więc dokąd jedziesz, Brajanie? – Ciszę przerywa Żaneta.

– Do Warszawy. – Próbę miłej konwersacji z urokliwą blondynką przerywa koleżanka.

– A więc… Brajan… – Ironia w głosie Nikoli jest aż nadto wyczuwalna. – Jedziesz do Warszawy, a zdradzisz nam, w jakim celu?

Muszę coś wymyślić, to moja szansa, by odwrócić losy tej potyczki.

– Jadę do Warszawy – dukam łkającym głosem. – Jadę się rozerwać! Same wiecie… Megalopolis, imprezki… Zabawa do białego rana…

– To ty, Brajan, żyjesz na krawędzi. – Czarnowłosa dziewczyna chichocze. Jest równie złośliwa, co piękna. – Prawdziwy zwierzak z ciebie! Król melanżu…

Kiwam głową.

– Powiedz … Brajan, masz dziewczynę? – Nikola nie zamierza odpuszczać.

– Nie! – Panikuję, nie spodziewając się takiego pytania.

– Nie masz dziewczyny? To może wolisz chłopców?

– Tak! To znaczy nie! – Język pląta mi się w gębie, a co gorsza, ten żenujący spektakl ogląda miła Żaneta. Katastrofa. – Lubię dziewczynki! To znaczy lubię dziewczyny! – Kropelka potu spływa mi z czoła. Cała pewność siebie ulatnia się wraz z otwarciem buzi przez tę hejterkę.

– Miałeś kiedyś jakąś dziewczynkę? To znaczy dziewczynę… Wiesz, co mam na myśli. – Nikola zdaje się świetnie bawić moim kosztem.

– Nie! To znaczy tak! Mam wiele dziewczynek… To znaczy, miałem wiele dziewczyn… – Plątam się w zeznaniach, próbując ratować sytuację, lecz wygląda na to, że sprawa została definitywnie przegrana.

– Tak jak mówiłam, zwierzak z ciebie. – Czarnowłosa antagonistka idzie za ciosem. Sam  nie wiem, czy bardziej jest śliczna, czy może wredna? – Prawdziwy dziki, nieokiełznany zwierzak… A ty, Żanciu, co o tym sądzisz?

– Nic. – Na twarzy blondynki rysuje się jakby rozczarowanie moim zachowaniem, a może tak mi się tylko wydaje?

Nikola pochyla się ku koleżance i szepcze, ale tak, abym wszystko słyszał:

– Popatrz na jego spodnie, popatrz na tę koszulkę i bluzę… Wygląda, jakby urwał się z wariatkowa…

Zapadam się w sobie coraz bardziej. Skąd ona wie, że uciekłem z ośrodka? A może tylko tak mówi?    Sam nie wiem, co o tym myśleć, mam mętlik w głowie.

Tymczasem dziewczyna nie przestaje mnie oczerniać.

– Popatrz na te jego pryszcze? Myślisz, że to zaraźliwe? Może lepiej stąd uciekajmy?

I nie czekając na odpowiedź koleżanki, podrywa się z miejsca, ciągnąc ją za rękę w stronę wyjścia.

– Cześć … Brajan… – rzuca na odchodnym.

Zostawszy sam, pogrążam się w konsternacji. Jak to możliwe, że stając się panem życia, królem awatarów i ragdolli, nie potrafię okiełznać jednej siksy?

Niechętnie to przyznaję, ale Nikola cieszy się wybitnie wysokim skillem.

Skill jest ważny. Każdy człowiek dysponuje zmienną ilością punktów, w zależności od umiejętności, jakie posiada i które zdoła nabyć. Im więcej user zdobył umiejętności, tym więcej ma punktów, a w efekcie posiada wyższego skilla. Skill determinuje więc, jaką faktycznie pozycję zajmuje dana osoba w społeczeństwie Babilonu: hejtera, nerda, frajera, a może bossa?

Nerdowie, to ci, którzy pozwalają pomiatać sobą hejterom. Zazwyczaj mają jakiś potencjał i umiejętności, czasem robią karierę w strukturze Babilonu, lecz zawsze skrycie marzą, by być kimś takim, jak hejterzy.

Hejterzy pomiatają nerdami, to iluzoryczna elita społeczna. Stoją na szczycie drabinki i szczają na wszystkich z góry. Sekret sukcesu hejterów polega na opanowaniu jakieś umiejętności, począwszy od polityki, poprzez pokazywanie gołej dupy, aż po akwarystykę i wmówieniu pozostałym, że tylko oni mają w danej kwestii rację (lub ich nagie cycki są najlepsze). Często robią to przez obrażanie, wyszydzanie lub mało przyjemne aluzje.

Frajerzy to osobna grupa społeczna. Prawdziwe przegrywy, które są zbyt ułomne, aby stać się nawet pomiatanymi. Rola frajera to najgorsze, co może nas spotkać. Nic dziwnego, że tworzą najliczniejszą grupę niewolników Babilonu.

Bossowie natomiast to tajemnicza grupa, która faktycznie dzierży w rękach władzę nad światem, a o której mało kto słyszał, mało kto cokolwiek wie.

– „Ale ty, Świętopełku, jesteś ponad nimi wszystkimi. Złamałeś kod Babilonu, zrzuciłeś kajdany niewoli. Stoisz wyżej, niż ktolwiek inny”.

A jednak Nikola mnie udupiła jak stara, wyciągająca wtyczkę kompa z kontaktu. Nie potrafię puścić tego płazem.

Moja śliczna, idę po ciebie…

Zaczynam zezować.

Jestem ja i Nikola.

Jestem jak hekatomba gotowana z sosem obciachu i zaprawiona nutką goryczy.

Jestem pustą siksą.

Rżę jak klacz, sam nie wiem z czego. Zajmuję osobny przedział z Żanetą. Wyśmienicie. Muszę coś obmyślić, coś, co pozwoli mi skompromitować przejętego ragdolla. Zniszczyć, upokorzyć, wdeptać w ziemię. Grę czas zacząć.

W nowym ciele czuję się lekko, jakbym tańczył w chmurach. Mam nieskazitelnie gładką skórę, delikatne dłonie, długie włosy opadające bezładnie za plecy i na piersi…

Piersi… Mam piersi… Nigdy w życiu nie znalazłem się tak blisko prawdziwego cycka, a teraz mam nawet dwa!

– Uważam, że jest milutki – mówi Żaneta, najwyraźniej „wszedłem” w połowie dyskusji.

– Kto? – dukam, pierwszy raz artykułując dźwięki w ciele ragdolla.

– Brajan. Za ostro go potraktowałaś… – Blondynka jest doprawdy urocza, ewidentnie poznała się na mnie.

– Znasz mnie, jestem zimną suką. Taka już się urodziłam!

– Dlaczego masz taki dziwny głos? Przeziębiłaś się?

Cholera, najwidoczniej przejmując ragdolla, niechcący zmieniam nieco brzmienie głosu. To chyba tak zwany efekt Czerwonego Kapturka…

– Przewiało mnie w korytarzu!

W odpowiedzi troskliwa Żanetka przymyka okienko w przedziale.

Jednak problem dwóch ciał, czyli niedopasowania do przejętego awatara, nie zajmuje na długo mojej uwagi. Czuję dziwne łaskotanie w podbrzuszu i już wiem, w co zagram.

– Żanciu – mówię dziewczęcym głosikiem. – Jest mi gorąco! Jest mi duszno! Muszę się rozebrać!

– Oszalałaś! – Dziewczyna nie zorientowała się, że jej przyjaciółka stała się moim ragdollem. Ale też kto w Babilonie przypuszczałby, że coś takiego jest w ogóle możliwe? – Ktoś może wejść i cię zobaczyć!

– A niech sobie patrzy… – Macham ręką i zaczynam się rozbierać. Normalnie nigdy bym się na coś takiego nie odważył. Ale teraz jestem awatarem, a moja rzeczywistość stała się grą. Mogę robić wszystko, bez żadnych ograniczeń…

Zrzucam koszulkę, odsłaniając uroczy biały staniczek, pod którym kryją się jeszcze wspanialsze cycuszki. Sięgam drżącymi rękoma do tyłu, starając się rozpiąć biustonosz. Szarpię się nieporadnie, mocuję z cienkim materiałem, bez efektów. Nie wiem, jak to ustrojstwo zdjąć, ale i skąd mam wiedzieć? Nigdy tego nie robiłem.

– Pomóż mi to zdjąć – zwracam się błagalnie do wyraźnie skrępowanej Żanety. Ta niechętnie łapie mój stanik i rozpina wprawnym ruchem. Materiał opada, uwalniając powabne piersi. Ale czad!

Mam cycki do własnej dyspozycji! Jaram się coraz bardziej, bezceremonialnie chwytam oburącz dwa atrybuty i zaczynam się nimi bawić. Są jednocześnie nęcąco miękkie i kusząco pulchne. Nie mogę oderwać od nich dłoni!

Zdegustowana Żaneta wyraża wzrokiem ostentacyjną dezaprobatę, ale nie baczę na to, tylko nieustannie ugniatam cycuszki. Dwoma palcami chwytam sterczące sutki i szczypię je dopóty, dopóki nie zaczynają twardnieć. Ogarnia mnie dziwny, nieznany stan. Ściska mnie w dołku i muszę sobie jakoś z tym poradzić. Zdejmuję szorty. Zaciskam uda i zaczynam ocierać je o siebie, dzięki czemu przyjemność wraca raz za razem. Czuję, że to jednak za mało. O wiele za mało. Zakazany owoc kusi coraz bardziej. Żaneta tymczasem siedzi obok mnie i nie wie, co ze sobą zrobić. Gram dalej. Zdejmuję majteczki, a moim oczom ukazuje się cudowna perła w koronie. Najprzedniejsze źródło namiętności… W postaci pokrytej meszkiem cipkobrzoskwinki. Emocje sięgają zenitu, ogarnia mnie gorączka. Nigdy w życiu nie byłem tak blisko tej najważniejsze części ciała dziewczyny. A teraz nie tylko jestem blisko, ale chwilowo posiadam własną! Dłonie opadają w dół, jak gdyby przyciągał je magnes. Niemożliwie rozkoszne uczucie kłucie w dołku niemal obezwładnia to ciało. Gdy jestem niemal gotowy, tuż nad muszelką wyciągam paluszek i muskam punkt Zero. Odlatuję…

Nagle następuje gwałtowny reset. Mimowolnie wracam do siebie, nie potrafiąc zapanować nad emocjami. Widok psotki, możliwość obcowania z nią, okazał się ponad moje siły…

Nabrzmiały penis wypycha spodnie. Jestem cały spocony i podekscytowany, przejąłem ciało niezłej lalki i niemal dogodziłem jej/sobie?! Zabawiłem się jak nigdy w życiu, poznając wstydliwe sekrety tej wrednej zołzy. Król życia powrócił i ma się lepiej, niż kiedykolwiek przedtem! Aż mnie nosi, by sprawdzić, co dzieje się w przedziale moich nowych koleżanek. Nie mogę, ani nawet nie chcę się powstrzymać. Zaczynam zezować.

Jestem tylko ja i Żaneta.

Jestem jak złotowłosa Afrodyta.

Jestem uroczym dziewczęciem.

– Ja pierdolę, dlaczego jestem goła?! – Nikola wciąga ponownie majtki. A ja, zamiast rozkosznego kłucia, czuję ból w dołku. Jaka szkoda, chętnie bym jeszcze popatrzył…

– Nie pamiętasz? – Udaję zdziwienie, czarnulka zakłada tymczasem stanik. – Masturbowałaś się! Tutaj! Przy mnie! Mówiłaś, że masz kurewską chcicę i nie możesz się pohamować!

– O czym ty pierdolisz? – Nikola sprawia wrażenie zdezorientowanej. – Przysnęłam, a ty, zboczucho, mnie rozebrałaś… Miej się teraz na baczności.

– Mówiłaś też, że chcesz dać Brajanowi! – prowokuję towarzyszkę.

– Temu lamusowi? Nawet gdybym mu podstawiła dupę pod nos, to nie wiedziałby, co z nią zrobić… Przecież gdyby krowy chodziły w majtkach, to on cipki by na oczy nie zobaczył… Ten gość…

Poproszę bileciki do kontroli… Chłopcze?… Dobrze się czujesz?

Reset.

Wracam do siebie, nade mną sterczy wysoki gość z wąsem i pytaniem na ustach. – Czy dobrze się czujesz?

– Tak, wszystko w porządku. – Jestem zdezorientowany, przejmowanie awatarów, życie na dwa ciała, okazuje się znacznie trudniejsze, niż sądziłem.

– Coś się stało z twoimi oczami, chłopcze… Nigdy niczego podobnego nie widziałem… – Facet sprawia wrażenie zatroskanego.

– Cierpię na syndrom otwartych oczu podczas spania. – Wymyślam na poczekaniu. W obecnych czasach każdy cierpi na jakiś syndrom. Posiadanie syndromu stało się wręcz dla niektórych sposobem na życie albo wyjaśnieniem czegoś niezrozumiałego.  – Wie pan, że podczas spania zezujemy pod powiekami, jak opętani?

– Zdumiewające! Nie wiedziałem! – Gość pogrąża się w krótkiej refleksji, po czym przybiera swój naturalny wyraz twarzy idioty. – No dobra… Poproszę bilecik…

Wpadam na kolejny pomysł, by dokuczyć złej, okrutnej i wrednej Nikoli. Zaraz po zniknięciu konduktora, zaczynam znowu zezować.

Jestem ja i bileciarz.

Jestem jak skretyniały frajer.

Jestem wąsatym konduktorem.

Właśnie wchodzę do kolejnego przedziału. Podróżują w nim mąż z żoną i dwójką dzieci.

– Siemano! Poproszę bileciki do kontroli!

– Proszę bardzo. – Kobieta podaje mi bilety, sprawdzam, czy wszystko się zgadza, po czym chamsko rzucam je babie z powrotem, bekając na dodatek niczym zwykły ordynus. Wychodzę z przedziału, kątem oka dostrzegając jeszcze zdegustowany wyraz twarzy pasażerów. Nie reagują jednak na moje zachowanie. Klasyfikuję ich bezbłędnie –  to nerdowie! Nic tu po mnie.

Następny przedział zajmują moje ulubione znajome… Otwieram drzwi i zastaję tam Żanetę z Nikolą, właśnie wciągającą na siebie skromną koszulkę.

– Serwus! – Uśmiecham się dobrotliwie. – Bileciki do kontroli!

Nastaje cisza. Zgodnie z moimi przypuszczeniami, dziewczyny jadą na gapę.

– Bileciki do kontroli – ponaglam. – Macie, czy nie?

– Nie mamy, proszę pana. – Żaneta stęka, zupełnie jak gdyby za chwilę miała przełknąć smażone bycze jądra. Pamiętam, nie ona jest moim celem.

– Proszę nas nie karać mandatem – odzywa się Nikola. Migdali oczami, próbując wywrzeć na mnie wrażenie. – Śpieszyłyśmy się na pociąg, a w kasie była duża kolejka…

– Kara za przejazd bez biletu wynosi pięćset złotych! – Mówię i delektuję się wrażeniem, jakie wywieram na dziewczynach. Aż muszę to powtórzyć dla lepszego efektu. – Pięćset złotych od osoby! Plus wysiadka na najbliższym przystanku… Gratis!

– Proszę, nie! – Wyjękuje Żaneta. – Musimy dojechać do Warszawy…

– Czy nie może nam pan dzisiaj odpuścić? – Nikola dalej udaje słodką trzpiotkę.

– Nie mogę! – Grzmię groźnie, po czym dodaję łagodniejszym tonem głosu. – Ale mogę wam zamienić karę…

– Czego pan od nas oczekuje? – Głos Nikoli nagle staje się chłodny i rzeczowy.

– Waszych fotek! – Przypatruję się dziewczynom i widzę strach w ich oczach. Milczę sekundkę, pozując na pedryla i dodaję z entuzjazmem. – Oczywiście, bez ciuszków… Albo takich prawie nagusieńkich… Macie czas do najbliższego postoju. Prześlijcie mi na telefon… – Podaję swój numer, kłaniam się i wychodzę.

Wracam do siebie. – „Albo prawie nagusieńkich??? Jesteś debilem Świętopełku…” – Czytałem lepsze teksty, ale tak czy inaczej, czas mojej zemsty nadchodzi. Nadchodzi bardzo szybko. Nie potrafię się powstrzymać i zaczynam znowu zezować. Muszę sprawdzić, co tam słychać u dziewcząt…

Jestem ja i Nikolka.

Jestem jak zwiastun nadchodzącej dżumy z obłędnymi czarnymi włosami.

Jestem hejterską piersiastą pięknisią. W skrócie hpp.

– Spieprzajmy stąd, Niki, nim ten obleśniak każe nam sobie laskę postawić. – Żaneta wyraźnie panikuje. Po prawdzie, nic do niej nie mam. A w zasadzie, to ją nawet lubię… Jednak też chętnie popatrzyłbym na ciałko takiej laleczki…

– Daj spokój, nie panikuj. – Staram się uspokoić koleżankę. – Strzelimy sobie kilka fotek i po sprawie…

– Ocipiałaś! – Żaneta zaczyna się coraz bardziej denerwować. – Nie będę robiła żadnych fotek!

– No, dokładnie! O cipkę cały ten ambaras – żartuję, ale dostrzegam krzywe spojrzenie blondynki i dodaję pojednawczo. – Dobra, dobra… Nie musisz twarzy pokazywać… Jemu chodzi o coś innego…

Nie czekając na odpowiedź, ponownie zaczynam rozbierać to kuszące ciało. Po chwili zostaję w samym staniku, którego tradycyjnie już nie potrafię rozpiąć. Życie bywa okrutne…

Łapię za telefon i robię buziaka w stronę obiektywu. Strzelam sobie śliczne selfie. Zgiętą w łokciu ręką podnoszę piersi uwięzione w staniku, a drugą pstrykam im fotki. Następnie siadam w głębokim rozkroku i kieruję telefon ku swojej muszelce. Naciskam guzik kilka razy, starając się o jak najlepsze ujęcie.

– Rozbieraj się! – rozkazuję Żanecie, a sam kucam i kieruję telefon ku własnej pupci.

– Nigdy w życiu! – deklaruje blondyna, podczas gdy ja tymczasem robię kolejne ujęcie, tym razem pośladków i małej dziurki znajdującej się pomiędzy nimi. W tym momencie obiecuję sobie przejąć za wszelką cenę telefon faceta…

– Nie pierdol mała, nie mamy wyboru… – Robię maksymalne przybliżenie fona do łona. W pamięci urządzenia lądują kolejne, gorące ujęcia.

– Nie chcę… – Żaneta nadal protestuje, ale zaczyna się rozbierać. Odwracam się w jej stronę i gapię zachłannie. Okazuje się prawie równie ładna jak Nikola, ma nieco krótsze włosy, a gdy odpada staniczek, dostrzegam, że i piersi są nieco skromniejsze. Dobrze jednak współgrają z resztą tego ponętnego ciałka!

Raz jeszcze łapię za telefon i pstrykam tym cudeńkom parę fotek. Zupełnie jak gdybym pracował w „Playboyu”…

– Teraz kuciapa! Pokaż mała, co tam masz na dole! – rozkazuję, a dziewczyna niechętnie ściąga majtki.

Staje przede mną zawstydzona i nagusieńka. Cipkę ma gładką jak jedwab. Ani milimetra włosów… Jest cudowna. Niecierpliwie pstrykam parę zdjęć. Wczuwam się w rolę i każę dziewczynie pozować z wypiętym tyłkiem i uniesioną nogą. Wszystko, co najlepsze, musi być na wierzchu… Jaram się coraz bardziej, wiele bym dał, żeby znaleźć się na miejscu Nikoli w swoim prawdziwym, męskim, odpowiednio wyposażonym ciele. Życie bywa jednak brutalne, nawet dla jego króla. Nic więcej tutaj nie zdziałam, nie mam najważniejszego – szkarłatnego ptaka!

– Wystarczy – mówię i zaczynam bawić się telefonem Nikoli. Odnajduję fejsa i wchodzę w edycję profilu. Diabeł we mnie szczerzy zęby. Wgrywam zdjęcie wypiętej dupy dziewczyny jako fotkę profilową. Przy okazji podpisuję swoje dzieło : „Cała ja”.

Zemsta została dokonana!

– Co robisz? – zwraca się do mnie Żaneta, która, niestety, zdążyła się tymczasem ubrać.

– Idę do tego oblecha… Zaczekaj tutaj…

Wpadam na kolejny, szatański pomysł. Krew buzuje mi w żyłach.

Nie zważając na to, że mam na sobie jedynie biustonosz, a psotę na wierzchu, wychodzę i przemykam po ciasnym korytarzu parę przedziałów dalej. Niestety, nikogo nie ma, a wiele dałbym, żeby zobaczyć minę jakiegoś leszcza na widok gołej super laski…

Trudno, nie mogę czekać… Mam silną potrzebę. Powraca nowo poznane uczucie kłucia w dołku… Wchodzę awatarem do przedziału, w którym znajduje się moje prawdziwe ciało. Wygląda ono okropnie, znajduje się w pozycji siedzącej i zezuje jak oszalałe. Z ust cieknie ślina. Na kroczu rysuje się wypukłość – oczywisty znak, że stoi mi pała.

Decyduję się na ostateczny, desperacki krok. Zrobię to sam ze sobą przy pomocy awatara! Pojęcie samogwałtu nabierze tym samym nowego znaczenia!

Tym sposobem stracę też odium prawiczka. Pochylam się nad spodniami i rozpinam je, następnie ściągam w dół majtki i odsłaniam sterczącego penisa.

„Cholera, ale ładny.” – Oceniam rzeczowo własny symbol męskości. W dołku kłuje mnie coraz bardziej. Broszka Nikoli to prawdziwy demon rżnięcia! Obsłużyłaby zespół piłkarski, gdyby tylko otrzymała odpowiednią szansę…

Na razie jednak musi jej wystarczyć mój kutas.

Łapię oburącz męski organ, kurde – zaklinam rzeczywistość, nic nie czuję! Cóż za ironia – super lala trzyma w dłoni mojego penisa, a ja nie mogę tego kontemplować w swoim ciele… No nic, musi mi wystarczyć uczucie kłucia w dołku i satysfakcja z widoku stojącego fiuta. Ściskam go swoimi drobnymi, niewieścimi paluszkami i zaczynam masturbować! O tak! W tym jestem dobry! W waleniu konia osiągnąłem poziom ekspercki! Penis na zmianę to znika, to znów pojawia się w moich dłoniach. Ściągam napletek w dół, by po chwili ponownie wciągnąć na górę. Doskonale wyczuwam majestat fallusa, ale ciągle nic z tego nie mam. Coraz bardziej kłuje mnie w dołku, samym struganiem marchewki nie zadowolę jednak pipeczki. Puszczam więc kutasa i sposobię się do decydującego ataku. Rozprawiczenia, bo na rozdziewiczenie Nikoli już raczej za późno…

Drżę na całym ciele, sam nie wiem, czy z podniecenia, czy ze strachu przed nieznanym. Staję nad sterczącą pałą i zaczynam opuszczać się wprost na nią. Po chwili czuję, jak uderza w moje dziewczęce krocze i ślizga się po jego powierzchni. Panikuję i uciekam biodrami. To nie takie proste, jak wydaje się na filmach… Próbuję więc ponownie. Pełna determinacja. Kucam nad pałą, jednocześnie łapię ją jedną ręką. Serce bije coraz szybciej, zaczynam rozumieć, dlaczego pieprzenie jest takie ważne. Dla takich chwil się żyje!

Namierzam kutasa do wejścia we mnie. Brutal rozpycha się nachalnie, a ja kucam coraz niżej i niżej… Czuję, jak czubek przenika przez niewidzialną barierę i jest już we mnie. Zastygam w bezruchu, delektując się chwilą. Hurrraaaa, baza zdobyta. Mam cipkę! Jestem w cipce!

Uczucie gorącej przyjemności rozchodzi się po całym organizmie. Zbieram się na odwagę i wsuwam penisa głębiej, niemalże do połowy długości! Cóż za uczucie! Właśnie odkryłem swoje życiowe powołanie! Chcę jeszcze! Chcę głębiej! Chcę poczuć kutasa całą sobą – już nawet zaczynam utożsamiać się z tym ciałem… Puszczają hamulce i opadam do końca. Miliony połączeń nerwowych umocowanych w kuciapie wysyłają jednoczesny, zajebisty sygnał ekstazy.

– Co wy tu, kurwa, robicie!

Nagły reset.

Wyrywam się ze stanu zezowania, a Nikola zsuwa się ze mnie. Przez jedną jedyną, ale jakże rozkoszną i niezapomnianą sekundę, zaznaję w swoim ciele przyjemności, jaką dać może tylko uczucie dzidy maczającej ostrze w wilgotnej szparce. Powrót do rzeczywistości okazuje się jednak nader brutalny.

W drzwiach stoi konduktor z równie głupkowatą, co zszokowaną miną. Ja tymczasem siedzę beztrosko z pełnym wzwodem na widoku, a obok kuli się rozebrana Nikola, nieświadoma tego, co przed chwilą zaszło. Sodoma i Gomora w najświeższym wydaniu.

– Mam siedemnaście lat! – krzyczę. – To legalne!

– Jebane smarkacze, nie w moim pociągu! W głowach wam się poprzewracało! – Facet burzy się ponuro.

– Ja nic nie zrobiłam, ja nic nie zrobiłam – Nikola tymczasem powtarza się, jakby złapała laga. – Ja nic nie zrobiłam!

– Ubierz się wreszcie! – Konduktor jest wściekły. – Co powiedzieliby twoi rodzice, gdyby zobaczyli, jak się prowadzisz?

– Nie mam ubrania, nie mam ubrania! – Czarnowłosa ponownie zaczyna się nakręcać. Jest w samym staniku, świeci broszką po oczach, a jej ciuchy zostały w innym przedziale… Nastaje chwila niezręcznego zażenowania. Ja, ona i wąsaty frajer wspólnie dzielimy ten moment krótkiej konsternacji. Wreszcie gość ściąga swoją służbową kurtkę i daje Nikoli, żeby się okryła. Nic jednak nie uszło moim oczom. I pomimo całego wstydu, gdzieś w głębi żywię przekonanie, że było warto!

– Muszę  poinformować o wszystkim waszych rodziców – oznajmia facet. – Seks nie jest dla niepełnoletnich…

Nie mam pojęcia, z której bajki on się urwał. Przecież w obecnych czasach wszyscy się walą – najwyraźniej frajer ma nieaktualne oprogramowanie. A może po prostu mózg mu się zgliczował?

– Nic nie zrobiłam, nic nie zrobiłam! – Dziewczyna dalej jedzie po najprostszej lini obrony. – A już na pewno nie z nim! – Zarazem pomału daje oznaki odzyskiwania dawnej buty.

Nie mogę jednak dopuścić, aby gdzieś zadzwonił. Z pewnością wyszłoby na jaw, że uciekłem z ośrodka i ściga mnie wszędobylski Babilon. Na dodatek ładowałem w pociągu jakąś łatwą małolatę… To byłoby jak złe zakończenie dobrze rozpoczętej gry.

Na szczęście, nawet Babilon nie jest w stanie kontrolować wszystkiego. Pociąg zatrzymuje się na jakieś stacji i to stwarza szansę, jaka nadarza się raz na milion okazji. Wystrzeliwuję niczym z procy i rozpychając się, wybiegam najpierw z przedziału, a potem z pociągu. Biegnę dalej, biegnę po życie i wolność, niemal słysząc za sobą słowa: „Biegnij, Forest, biegnij”…

Więc biegnę i biegnę, aż tu…

– Zaczekaj! – Słyszę znajomy głos. Zatrzymuję się i spoglądam do tyłu. Stoi tam Nikola, dysząc ciężko za zmęczenia. W zasadzie, ma na sobie tylko przydługawą kurtkę frajera z pociągu. Działa na mnie, jak zawsze, ale do cholery, wolałbym jej więcej nie oglądać. Bo niby jak mam wytłumaczyć to, co wydarzyło się w przedziale?

Żywię jeszcze nadzieję, że nie powróci do tego tematu…

– Kurwa, pryszczak, co stało się w pociągu? Nic nie pamiętam…

– Gonił nas ten facet. Też zapomniałaś kupić bilety? – Odgrywam głupka.

– Nie udawaj większego debila, niż jesteś w rzeczywistości. Ocknęłam się z cipą na wierzchu! – Dziewczyna, poza posiadaniem wredngo charakteru, okazuje się też, jak dla mnie, stanowczo za wulgarna. – A ty siedziałeś ze sterczącym chujem… Chciałeś mnie zgwałcić! Odurzyłeś mnie i chciałeś zgwałcić! Jesteś chorym zboczeńcem…

„Albo raczej napalonym nastolatkiem.”  – Myślę sobie, po czym odpowiadam:

– Też nic nie pamiętam, spałem, gdy usłyszałem tego gościa. – W pewnym sensie nawet nie kłamię… – A potem obudziłem się, a ty klęczałaś nade mną…

– Kłamiesz, pryszczak! Kłamiesz! – Lalka patrzy na mnie krzywo…

– Nie kłamię! – zarzekam się. – Przysięgam!

Nastaje nieznośna cisza. Nikt z nas nie chce drążyć tematu. W zasadzie, to wolałbym drążyć coś innego… Postanawiam więc odwrócić jej uwagę. Rozglądam się dookoła, badając teren.

Oddaliliśmy się od stacji na znaczną odległość. Stoimy na jakimś pustkowiu, a krajobraz wokół nas składa się z wysokich traw i niskich krzewów.

– Jesteśmy na jakimś zadupiu. – mówię. – A miałem dojechać dziś do Megalopolis…

– Żaneta została w pociągu… – Nikola wraca myślami do koleżanki. – A ja nie mam pojęcia, co to za dziura…

Uświadamiam sobie, że śliczna hejterka jest jak rzep uczepiony psiego ogona i lepiej dla mnie będzie, gdy nasze drogi się rozejdą. Ale nie potrafię jej zostawić. Wciąż wypełnia moje myśli, przeganiając nawet ponure chmurzyska Babilonu.

„Pamiętaj, Świętopełku, wiele dziś osiągnąłeś, ale najtrudniejsze dopiero przed tobą. Tam, dokąd zmierzasz, nie ma miejsca na amory”.

– Wracam na stację, może złapię następny pociąg – oznajmia nagle Nikola, a ja, wbrew zdrowemu rozsądkowi, wbrew wszystkiemu, co logiczne i pewne w tym zgliczowanym świecie, drepczę tuż za nią. Negatywne emocje i wątpliwości ustępują pod wpływem widoku długich, rozrzuconych w nieładzie włosów i zgrabnych, nagich nóg, wystających spod kurtki konduktora.

„Czyżbyś się mylił, Świętopełku? Czy to nie Babilon jest główną mocą sprawczą, ale pupcie i cycki laseczek? A może to tylko jeden z odcieni Babilonu? Może program Babilonu sprawia, że dupy odciągają naszą uwagę od tego, co istotne?”.

Tyle pytań, a odpowiedzi brak. W tym momencie przypominam sobie, jak to jest być Nikolą. Oddychać pełnymi piersiami… Pachnieć kwiatami, o istnieniu, których nie miałem wcześniej pojęcia… Przyciągać innych samą swoją obecnością…

Myślami wracam do sekretu, który dziewczyna skrywa między udami. I którego doświadczanie, połączone ze zgłębianiem, potrafi opętać nawet kogoś takiego jak ja. Jak mogłem tak długo istnieć bez płci przeciwnej?

Nie mam pojęcia. Wiem, że od tej pory chcę poznawać i zaznawać intymne tajemnice naszych ciał. Jestem podniecony. I zarazem spragniony zaspokojenia pomiędzy udami mojej towarzyszki. Jestem też królem życia, a król musi bzykać, dużo bzykać… Bzykanie to najprawdziwsze sedno życia, mojego życia.

Zauważam tymczasem, że wokół nas nie ma nikogo… A dziewczyna idzie dwa kroki przede mną…

„A gdybyś, Świętopełku, tak rzucił się na nią? Wziął tutaj, na ziemi, przed stacją kolejową, nie pytając o zdanie?”.

Rozglądam się jeszcze raz dookoła – pustka… Tylko ja, owładnięty ideą ruchania nastolatek, ona wredna i kurewsko podniecająca oraz mój sterczący kutas. Jest więc nas trzech, ale stosunek sił rozkłada się korzystniej dla mnie i mojego sztywnego sojusznika.

Dwa do jednego…

– Słuchaj, pryszczak… – zaczyna, ale już nie kończy. Czy to ja, czy może Babilon przejmuje nade mną kontrolę – nie wiem. Rzucam się na dziewczynę, gotowy zaspokoić tę nowo odkrytę potrzebę za wszelką cenę. Nawet cenę gwałtu.

Upada na ziemię, a ja razem z nią. Przez chwilę tarzamy się, walcząc ze sobą. Bliskość jej ciała dodatkowo mnie nakręca. Chwytam za schowany w staniku cycek i ściskam z całych sił. Jest taki, jakim go zapamiętałem, cudownie miękki i jędrny…

A potem dzieje się coś, czego się nie spodziewałem. Pięść Nikoli ląduje na mojej twarzy, a kolano wbija się w krocze. Sekundę później zwijam się z bólu na kępie jakiejś trawy…

– Pryszczak, jednak nie kłamałeś… – Głos brunetki brzmi, o dziwo, spokojnie. – Prawdziwy zwierzak z ciebie. Jebaka jakich mało… Chciałeś mnie zgwałcić dwa razy w przeciągu jednej godziny…

Po czym spluwa wprost na mnie. Teraz to ona sterczy nade mną, upokorzonym i zwijającym się z bólu. Na twarzy znów rysuje się typowy dla niej sarkastyczno – hejterski uśmieszek. Cóż za dziewczę!

– Żegnaj, pryszczak – oznajmia, gdy już nasyciła oczy moim poniżeniem i odwraca się, by odejść w stronę stacji.

– Zaczekaj! – wykrzykuję. – Mam pieniądze! Dużo pieniędzy!

Zatrzymuje się.

– Tak? I co z tego? – Z tymi rozrzuconymi, czarnymi włosami doprowadza mnie do obłędu. Penis nie przestaje wypychać spodni…

– Zapłacę ci! Tysiąc złotych! – Jestem żałosny, ale bardziej jeszcze zdesperowany i napalony. – Wystarczy, że mi dasz…

Nikola podchodzi pomału, nic nie mówiąc, po czym uderza mnie z liścia w twarz. Piecze jak cholera. Skąd w tak niewielkiej dziewczynie tyle siły?

– Zrozum, pryszczak… Nigdy, ale to nigdy nie dostaniesz mojej dupy!

– Jestem Brajan – oznajmiam. –  I nie chcę twojej dupy… Wystarczy, jak zrobisz lodzika!

Ponownie nastaje cisza. Mierzymy się wzrokiem, ale tym razem okazuję twardość i nie ustępuję. Czuję, że szczęście jest już tak blisko…

– Dam ci tysiąc złotych – ponawiam propozycję. – Tylko zrób mi dobrze…  Proszę…

Jestem gotów błagać, ale dawno już zakopałem uczucie wstydu.

– Ok, ale płatne z góry! – mówi głosem pozbawionym emocji.

– Stoi! – Mnie natomiast rozpiera entuzjazm. Sięgam do kieszeni, wyjmuję pieniądze i odliczam tysiąc złotych. Nikola łapczywie wyrywa mi je z rąk.

– Ok, zgadza się – oznajmia fachowo po przeliczeniu, po czym…  Klęka tuż przede mną. Głowę ma na wysokości krocza. Nie dowierzam w to, co się dzieje! Super laska za chwilę postawi mi laskę! I to dobrowolnie!

Z góry obserwuję dalszy przebieg akcji. Nikola działa fachowo, zupełnie jak gdyby już to kiedyś robiła. Czuję, jak jej zgrabne i sprytne dłonie rozpinają rozporek. Po chwili spodnie opadają, za nimi majtki. Spoglądam w dół i widzę sterczącego kutasa pomiędzy drobnymi, dziewczęcymi palcami. Wciąż nie potrafię uwierzyć, że to dzieje się naprawdę! Akcja rodem z filmów porno, oglądanych wieczorami po kryjomu, przy wyłączonym dźwięku. A jednak dzieje się, ze mna w roli głównej! Podniecenie sięga zenitu.

Nikola zaczyna fachowo obrabiać moją kuśkę, jeżdżąc tymi rączkami w przód i w tył. I nie przestaje tego robić. Napięcie rośnie z każdą ulotną, ale jakże rozkoszną chwilą, dążąc do nieuniknionej eksplozji. Krew buzuje mi w żyłach. Nie dowierzam w to, co się dzieje, ale oczy nie kłamią. Wygrałem.

Dziewczyna na klęczkach robi mi laskę.

– Powiedz, jak będziesz dochodził – oznajmia chłodnym, rzeczowym głosem.

– Weź go do buzi…

– Co się mówi?

– Proszę? – odpowiadam.

Czuję najpierw jej oddech na członku. Następnie delikatne wargi i zwinny języczek przejeżdżają po czubku penisa. A potem…

A potem zagłębiam się w jej ustach!

Bierze mnie do buzi! Oddycham gwałtownie, wprowadzając gorejący miecz nieco głębiej. Osiągam błogostan. Z rozkoszy odchylam głowę, rękoma łapię jej cudowne włosy. Zaczynam nimi szarpać, wymuszając na dziewczynie swój własny rytm fellatio.

Nie tylko poddaje się mojej woli, ale sama zaczyna się nakręcać. Ciągnie jak szalona, przybliżając mnie siódmemu niebu. Coraz bardziej rozochocony penis na przemian pojawia się i znika w ustach dziewczyny.

Więcej do szczęścia mi nie trzeba.

Jaja zaczynają mi drgać, tyłek mrowieć, a kutas pulsuje, zwiastując biały strzał. Doniosłość chwili uświetniają rozkoszne spazmy, wyrzucające strużki spermy. Wyciągam kutasa z jej ust i spuszczam się wprost na włosy. Doprowadzają mnie do szału… A przyozdobione moim mleczkiem, wyglądają jeszcze efektowniej.

– Jestem w raju – podsumowuję całą akcję, już zaspokojony, ale i zmęczony. Zupełnie, jak gdyby dziewczyna wyssała ze mnie całą energię…

– Cieszę się niezmiernie. – Nikola ma niepokojąco spokojny ton głosu. Czyżby to już robiła? Ciągnęła za pieniądze? A może daje jeszcze coś więcej? – Jednak miałeś mi powiedzieć, gdy będziesz się spuszczał… Jak ja teraz wyglądam?!

– Przecież wyciągnąłem. – Może gadam jak dupek, ale przecież interes to interes?!

– Zetrzyj to… – Wciąż klęczy przede mną, tym razem z pochyloną głową. Podoba mi się jej uległość, jakże kontrastująca z wcześniejszą butą. Zrywam jakiś liść z krzewu i zaczynam wycierać nasienie z włosów. Dziewczyna sięga do kieszeni kurtki konduktora i wyciąga smartfona. Zupełnie nie przejmuje się, że urządzenie nie należy do niej. Namiętnie sprawdza coś na necie.  Scenka musi wyglądać komicznie: chłopak z opuszczonymi spodniami i ptakiem na wierzchu wyciera włosy klęczącej dziewczynie, która bawi się smartfonem…

– Kurwa! – klnie w swoim nagannym stylu. – Dlaczego zablokowali mi fejsa?

„Bo wrzuciłem na niego zdjęcie twojej psiuty?”

– Nie mam pojęcia… – Lepiej zmienić temat, zresztą mam ochotę nawiązać z nią bliższy kontakt. Może po tym, co zrobiliśmy, okaże się to możliwe? – Słuchaj Nikola… Dlaczego naprawdę uciekłaś z domu?

– Stary miał problemy w biznesie. Włożył cały swój interes tam, gdzie nie powinien –  komunikuje obojętnym tonem, po czym dodaje – muszę się wysiusiać…

– Możesz iść…

Nie wierzę. Dziewczyna całkiem mi ulega, nawet mówi, kiedy musi się odlać…

Niewątpliwie, jestem królem życia. Mocnym graczem, seksualnym sułtanem i zdobywcą najlepszej dupy, jaką widziałem…

Spoglądam na zwisającą kuśkę i konstatuję, że tak właśnie wygląda zwycięstwo… Dostojny zwis, pełen relaks i całkowite panowanie nad sytuacją. Czy może być lepiej?

Może. Mam świetlane perspektywy, zabiorę Nikolę do Wawy, gdzie stanę się graczem na najwyższym poziomie. Jestem pewien, że po tym, co się wydarzyło, dziewczyna ulegnie mi do końca i dopuści wreszcie do równie upragnionej, co z pewnością rozkosznej norki…

Sygnał lokomotywy wyrywa mnie z rozmyślań. Widzę, jak pociąg odjeżdża ze stacji. W drzwiach dostrzegam znajomą postać, lecz w pierwszym odruchu nie przyjmuję do wiadomości tego, co obserwuję. Niewątpliwie, mam laga. Wytężam więc wzrok, upewniając się, że nie padłem ofiarą także glicza. A jednak, widzę to, co widzę. W drzwiach wagonu stoi Nikola i mógłbym przysiąść, że śmieje się ze mnie z uroczą parszywością. Tak, jak tylko ona jedyna potrafi.

Co to może znaczyć!? Coś tu nie gra. Sięgam do kieszeni, szukając reszty swoich pieniędzy. Sprawdzam wszystkie po kolei, ale nic nie znajduję. Ani jednego banknotu. Czarnowłosa diablica zajebała mi całą kasę!

Wydymała mnie ostro i to bez mydła. I to w momencie, gdy mój triumf wydawał się oczywisty…

– Kobiety… – komentuję pod nosem.

Odczuwam lekką złość, ale też pozostaję pod wrażeniem tej dziewczyny. Ma cholernie wysokiego skilla. Mógłbym zacząć zezować i wejść w nią ponownie, sprowadzić i ukarać za kradzież oraz pogardę, ale wolę pozwolić jej odjechać. Czuję, że nasze ścieżki jeszcze się skrzyżują…  W końcu oboje zmierzamy do tego samego miejsca…

Podciągam spodnie i kieruję się w stronę miasteczka. Po kilku minutach znajduję taksówkę – starego opla omegę.

– Do Warszawy, proszę – oznajmiam, siadając z tyłu wozu.

– To będą dwie stówy. Masz tyle forsy, chłopcze? – Facet nie ma zamiaru ruszać.

– Oczywiście – kłamię i udaję, że szukam pieniędzy. A zamiast tego zaczynam zezować.

Jestem ja i kierowca.

Jestem jak Rysiu driver.

Jestem taksiarzem.

Sięgam po jego portfel, odnajduję dwie setki i wkładam sobie samemu, zezującemu z tyłu, do kieszeni. Wracam.

Całość trwa parę sekund, a gość nawet się nie zorientował, że płacę mu jego własną kasą.

– Proszę bardzo. – Podaję dwieście złotych. – Proszę na główny dworzec kolejowy w stolicy… Tylko niech się pan pośpieszy… Ktoś tam na mnie czeka.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Winszuję, Autorze, winszuję!

Bardzo rozbawiło mnie, ale i usatysfakcjonowało Twoje opowiadanie. Świetny pomysł, dobrze przemyślany styl, idealnie dobrane słownictwo. Sądziłem, że na końcu cała ta historia zakończy się powrotem bohatera do ośrodka zamkniętego (np. obudzi się i stwierdzi, że to był tylko sen/majaki) ale wybrałeś jednak inne rozwiązanie, które mogłoby wręcz zapowiadać ciąg dalszy – choć myślę, że to lepiej, iż opowieść urywa się właśnie tu. Dzięki temu nie mamy ostatecznej pewności co jest prawdą, a co urojeniem chorego umysłu „Brajana”. Tak czy inaczej, wydarzenia toczą się błyskawicznie, a jego „skill” zapewnia Czytelnikom nieustającą rozrywkę. Babilon ściga naszego bohatera, a on uparcie się nie daje i wciąż hackuje system (oczywiście zezowaniem). Zaś tuż za horyzontem czeka nań megalopolis – upragniona stolica. W sumie jestem ciekaw, jak by sobie tam poradził. I czy napotkałby znowu „Nikolę” i „Żanetę”.

Oby więcej takich świeżych i oryginalnych dzieł! I sobie, i Autorowi, i Najlepszej z całego serca życzę.

Pozdrawiam
M.A.

W końcu coś bez epidemii w tle! 🙂

Ejże, Nowy świat czarownic Nefera też nie był o epidemii 🙂

Fakt…

Rzeczywiście, przedstawiona historia jest niejednoznaczna i zostawia czytelnikowi pewne pole do interpretacji. Pierwszoosobowy tryb narracji sprzyja tutaj wiarygodności wersji bohatera, lecz jakby ta sama opowieść wyglądała, gdyby przedstawiła ją np. Nikola? Zapewne odczucia byłyby inne…

Zakończenie jest otwarte i jest swego rodzaju furtką dla mnie, aby gdzieś, kiedyś nawiązać do opowiadania.

Wydaje mi się, że w otaczającym nas świecie samych złych wiadomości, opowiadanie może być dla czytelnika miłą odskocznią od zmartwień.

I tego też życzę wszystkim czytającym, zarówno komentującym, jak i milczącym. Mniej smutku, więcej radości.
Pozdrawiam
R.

Moim zdaniem, pomysł świetny i wart kontynuacji wręcz wieloodcinkowej. Tyle, że trzeba by się zastanowić nad jakimś dobrym zarysem rozwoju akcji, kręgosłup fabuły trzeba by stworzyć 🙂
Uśmiechy,
Karel Godla

Bardzo dobre opowiadanie, czy raczej początek powieści? Obydwie wersje wydają się możliwe, osobiście odebrałem utwór jako prolog większej całości. Napisane żywo, z pazurem, przedstawiające nie tylko przygody erotyczne początkującego bohatera (może tylko w sferze jego fantazji, skoro ma problemy z psychiką), ale również wiele poczynionych „krzywym okiem” obserwacji współczesnego świata i społeczeństwa. Aż chciałoby się poczytać dalej, dlatego też, m. in., optuję za wersją powieści.
Pozdrawiam.

Nie mogę obiecać napisania bezpośredniej kontynuacji, ale bardzo prawdopodobne, że w pewien sposób wrócę do tej (i nie tylko tej) historii…

Napisz komentarz