Nauczyciel (Rita)  3.71/5 (367)

23 min. czytania

Poniższe opowiadanie jest publikowane powtórnie w ramach cyklu Retrospektywy. Pierwszy raz pojawiło się na portalu Najlepsza Erotyka 21 października 2013 roku.

Jerzy Grzelak nieco zbyt mocno zaciągnął krawat. Kołnierzyk wpił mu się w szyję, więc lekko krzywiąc usta, poluzował jedwabną materię. Poprawił wszystkie fałdy rozcierając je starannie opuszkami. Gdy materiał układał się już idealnie, z zadowoleniem spojrzał w lustro.

Pięćdziesiąt lat. Pół wieku. Tyle liczył sobie nauczyciel historii, samotnie zajmujący rozległy parter poniemieckiej willi. Skronie zabarwiła mu siwizna, ale włosy pozostały gęste, lekko kręcone, miękko układające się w półdługiej fryzurze. Twarz, delikatnie poznaczoną zmarszczkami, golił gładko, pozostawiając jedynie bokobrody. Ten charakterystyczny zarost dodawał mu odrobiny ekstrawagancji. I zdecydowanie wyróżniał się na tle przeciętnej całości.

Lubił ponadczasowe ubrania, dobrej jakości wełnę, miękkie tweedy i klasyczne kroje.

Maj tego roku był niezwykle gorący, toteż na koszulę z cienkiej, wysokogatunkowej bawełny narzucił jasną, letnią marynarkę. Nie układała się tak dobrze jak dawniej. Zimą przybrał na wadze, a zamiłowanie do dobrej kuchni i wiosenna kontuzja kostki uniemożliwiły mu dojście do formy. Zdecydował więc nie zapinać guzika.

Stanął w salonie i rozejrzał się uważnie. Kran w kuchni zakręcony. Gaz również. Lodówka zamknięta. Telewizor, jak zwykle, odłączony od gniazdka. Radio, żelazko, komputer. Papierosy zgaszone. Popielniczka opróżniona. Sprawdzenie w myślach całej listy zajmowało mu od trzech – w pośpiechu, do dziesięciu minut. Tym razem czas go nie gonił, więc mógł nawet przejść spokojnym krokiem do łazienki i przekonać się, że wszystko należycie zabezpieczył.

W przedpokoju wsunął beżowe półbuty na stopy i wyszedł, pieczołowicie zamykając za sobą drzwi. Zanim dotarł do kutej bramki, zawrócił, nacisnął kilkukrotnie klamkę, i podążył, już spokojny w kierunku liceum.

Droga wiodła przez park, który o tej porze roku wyglądał wręcz pocztówkowo w swojej urodzie. Kwitnące majestatyczne magnolie, feeria barw zasadzonych przy przedwojennych willach różaneczników, zapach majowego kwiecia, to wszystko wprawiało Jerzego w doskonały nastrój. Ale nie tylko to. Miał dziś zajęcia z 1 a. Lekcje z tą żeńską klasą zapewniały mu od dziewięciu miesięcy wiele radości. Naprawdę wiele.

***

Nauczyciel lubił swoją samotność. Zdążył do niej przywyknąć i zbytnio mu nie doskwierała. Wieczorne chwile spędzone w wygodnym fotelu, z ciekawą lekturą sprawiały mu tyleż satysfakcji, co przyglądanie się studentkom z wysokości tarasu, na którym lubił spędzać letnie popołudnia. I jedno i drugie zajęcie nie wymagało od niego zbyt wielu starań. Bibliotekę posiadał bowiem doskonale zaopatrzoną, a młodym adeptkom pedagogiki wynajmował pierwsze piętro swojej willi. Toteż zwykle starał się łączyć przyjemne z pożytecznym, wystawiając siedzisko na częściowo zadaszoną werandę i dzieląc swą uwagę między zawiłości fabuły a wdzięki dwudziestoletnich kobiet.

Niekiedy, gdy czuł, że sama obserwacja nie zaspokaja jego potrzeb, zapraszał wybraną lokatorkę do siebie. Lata doświadczenia i swoiste, można rzec, znawstwo natury tych młodych dziewcząt, sprawiało, że do tej pory większość wieczorów kończyła się jego sukcesem. Schemat był prosty, lekko modyfikowany przez Jerzego w zależności od nastroju, pory roku lub też po prostu, w zależności od uwodzonej kobiety. Zwykle zaczynał od zaproszenia na herbatę. Spotkanie przy kawie, w jego opinii, miało bardziej oczywisty i jednoznaczny wydźwięk. Herbata była napojem neutralnym, nie mającym konotacji seksualnych. Zwykły, podany w ciężkim kubku napar z cytryną i cukrem, ewentualnie miodem, wzbudzał zaufanie. Sprawiał, że mężczyzna wydawał się zupełnie nieszkodliwy – ot, lekko ekscentryczny samotnik w okularach, pedant i zapalony czytelnik. Nic groźnego.

Po takim wstępie, kobiety zazwyczaj rozluźniały się, zaczynały pozwalać sobie na żarty. Zapraszał je więc do salonu, gdzie, siadając na sofie, stawały się bardziej podatne na subtelne manipulacje. Nie potrzebował wiele czasu, by trafnie odczytały jego intencje. Był spokojny, nienachalny. Uprzejmością i nieco staroświecką kurtuazją zyskiwał w ich oczach. Na niewielkiej uczelni studiowały zazwyczaj dziewczęta z rodzimego miasta, ewentualnie przyjezdne z pobliskich niewielkich miejscowości. Przywykłe do bezpośrednich, często chamskich podrywów ze strony rówieśników, łatwo ulegały wdziękowi starszego od nich o ćwierć wieku nauczyciela. Zamiast klepania po tyłku i bezczelnych odzywek spotykały się z adoracją, komplementami i szacunkiem.

To wystarczało. Zwykle jedno, dwa (w przypadku jednej, dość cnotliwej brunetki – aż cztery) spotkania, sprawiały, że w sypialni z szerokim łożem kobiety spełniały jego pragnienia. Zrzucając przed nim odzież stawały się jeszcze mniej pewne siebie, jakby nagle zdawały sobie sprawę z niestosowności własnego zachowania. Stawały nieśmiało, niemal zawsze w tym samym miejscu, między orzechową biedermaierowską komodą a framugą okna, zasłaniając wstydliwie piersi i łono. Jerzy żywił przekonanie, że przed kolegami ze studiów nie były takie skrępowane. Żadna nie okazała się dziewicą, kiedy je brał, stąd wniosek ten miał uzasadnienie. Podobały mu się jednak właśnie takie. Uroczo zawstydzone, przejęte niczym pensjonarki.

Lubił smakować te chwile. Kiedy leżał na łóżku, ubrany i czekał. Patrzył. Obserwował ich mimikę, niepewne ruchy dłoni, rumieniec pokrywający policzki. Badał ich reakcje ze spokojem, studiując te zachowania jak naukowiec. Na chłodno, z dystansem. Przedłużał moment oczekiwania, doprowadzając swoje ofiary do narastającego zniecierpliwienia. Zaczynały przestępować z nogi na nogę, oddychać głośniej, chrząkać znacząco. Jedną ta próba przywiodła do łez, które potem z taką czułością scałowywał z piegowatych policzków. Lecz większość stała w świetle księżyca, naga, zawstydzona. Nie mógł się powstrzymać, to był jego rytuał. Musiał doprowadzić każdą z nich do błagania. Prosiły o różne rzeczy. Czasem o to, by się z nimi kochał, częściej – by już je zerżnął. Zapewniały, że zrobią wszystko, czego będzie od nich chciał, byle pozwolił im już podejść do siebie. Niektóre z przerażeniem pytały, czy dobrze zrozumiały jego pragnienia, czy nie wyszły na zwykłe, puszczalskie dziewuchy, rozbierające się przed obcym mężczyzną.

Nieznaczna przewaga wyrażająca się w jego ubiorze a ich nagości, okazywała się mieć kapitalne znaczenie. A jemu zapewniała mnóstwo satysfakcji.

Czasami jednak, całkowicie tracił zainteresowanie studentkamii. Czasami… bardzo rzadko, pojawiała się bowiem osóbka, która odbierała mu cały rozsądek. Dla której mógł stać się niczym Humbert Humbert dla Lolity, całym światem, największym przekleństwem, źródłem namiętności i zgorszenia.

Czasami trafiała pod jego skrzydła piętnastolatka.

***

Jerzy Grzelak szedł dość szybko przez rozświetlony wiosennym słońcem park, myśląc o pierwszej lekcji, którą poprowadził w klasie humanistycznej na początku września. Z łatwością, jaka cechuje doświadczonych nauczycieli, wychwycił z dziewczęcej masy jednostki, które w jego ocenie wyróżniały się na tle pozostałych. Bystrzejsze, pracowitsze, bardziej rzetelne i oczywiście te ociekające wręcz niewinnym urokiem. Ola, Oleńka… Była idealna. Zdolna i leniwa. Uwielbiał takie. Najłatwiej było je ukarać za zasłużone przewiny, a one błyskawicznie, dzięki nieprzeciętnej inteligencji, nadrabiały zaległości i osiągały najlepsze wyniki. Metoda kija i marchewki sprawdzała się wyśmienicie. Olusia… tak. Dziewięć miesięcy grania na młodzieńczych emocjach, motywowania do wytężonej pracy, opłaciło się z nawiązką. Miała szansę na szóstkę. Jeśli oczywiście nie spocznie na laurach i nie odpuści ostatniego miesiąca nauki.

Zbliżył się do gmachu liceum od strony rzeki. Kątem oka spostrzegł, że ulubiona małolata stoi za niewysokim murkiem i pali papierosa. Kryjówka nie była zbyt dobra, Jerzy widział z jaką przyjemnością oparta o kamienną ścianę smarkula zaciąga się dymem, przymykając przy tym oczy. Biała koszulka z marszczonymi rękawkami opinała szczupły tułów. Spod cienkiego materiału prześwitywał koronkowy stanik. Jerzemu zdawało się, że widzi prężące się pod nim ciemne sutki. Czerwona spódnica w duże, białe kwiaty podjechała wysoko, gdy nastolatka zgięła nogę w kolanie. Opalone udo kusiło wzrok nauczyciela, hipnotyzowało i zmuszało jego zdradziecki umysł do wędrówki wzdłuż ciepłej skóry, aż do granicy białych majtek. A nawet dalej, tam, gdzie nie mógł, nie powinien… a tak pragnął.

Niewysoki szesnastolatek podszedł do Oli i objął ją w pasie ramieniem. Dłoń szybko ześlizgnęła się na napięte pośladki, a druga zagłębiła się pod białą bluzeczką. “Bezczelny typ…”, pomyślał Jerzy, który wiele by dał, by zamienić się z chłopakiem miejscami. By móc gładzić młodą skórę, ściskać wąską talię i nieduże cycuszki, by pieścić, całować… Penis drgnął, więc nauczyciel z niechęcią odwrócił głowę i podążył po kamiennych schodkach do budynku szkoły. Ale właśnie wtedy, gdy przekraczał próg liceum, w jego głowie zakiełkował plan. Widział bowiem, z jaką lubością nastolatka poddawała się chłopięcemu dotykowi, bystry wzrok zanotował kokieteryjnie mrużone oczy, nonszalancko wydmuchiwany dym z wydętych, młodziutkich ust. To wszystko sprawiło, że umysł pracował na najwyższych obrotach, analizując wszelkie ewentualności, zagrożenia, ale przede wszystkim korzyści. Był pewien, że wszystko pójdzie po jego myśli.

***

Lekcja przedłużała się nieznośnie. Dziewczyna zerkała co chwila na zegarek, ale wskazówki jakby zamarły i nie chciały się przesunąć na upragnioną 14.45. Co prawda lubiła historię, ale bez przesady, nie o tej porze. Ze znudzeniem przygryzała długopis, wyglądając przez okno.

Na boisku czwartoklasiści grali w piłkę. Było całkiem ciepło, więc część chłopaków pozdejmowała koszulki. Widok był naprawdę wart uwagi, więc dziewczyny siedzące przy oknie korzystały z okazji i dyskretnie lustrowały męskie torsy. Nauczyciel musiał zdawać sobie sprawę z tego, że uwaga uczennic nie jest kierowana na jego słowa. Nie powinien się zresztą dziwić, była połowa maja. Lekcje stały się już jedynie formalnością, oceny zazwyczaj do końca roku nie ulegały zmianie. Ola miała trzy piątki i dwie szóstki. Najwyższe noty uzyskała za odpowiedzi ustne. Elokwentnej uczennicy z łatwością przychodziło prezentowanie nabytej wiedzy. Poza tym nawet lubiła pana Jerzego, “Profesora Jerzego”, jak najczęściej go nazywała. W liceum nie było oczywiście profesorów, ale stary zwyczaj wymagał, by uczniowie zwracali się w ten sposób do nauczycieli. Było to dziwne, ale zdążyła się przyzwyczaić. Jednak nauczyciela od historii po prostu uwielbiała nazywać “profesorem”. Widziała, że mężczyzna marszczy wtedy brwi, cicho zasysa powietrze i unosi w uśmiechu kącik wąskich ust.

Spostrzegła również, że podobają mu się warkoczyki. Kiczowate, uroczo słodkie warkoczyki trzymające w ryzach jej popielate włosy. Zaplatała je więc przed każdą lekcją historii. Chwyciła końcówkę warkocza w usta i z rozmarzeniem spoglądała przez okno. Ostatnia lekcja. Piątek.

Profesor Jerzy nie był w jej typie. Był za stary. Starszy nawet od jej rodziców. Zbyt poważny, wydawało jej się, że w ogóle nie potrafi żartować. A nawet jeśli żartował, to robił to pod postacią ironicznych uwag, których znaczenia nie pojmowała. Zawsze miała wrażenie, że dworuje z niej, rzucając te dwuznaczne aluzje. A nie lubiła, kiedy ktoś się z niej śmiał. Poza tym… pomimo świetnych ocen, Ola trochę obawiała się profesora. Coś, w jego spojrzeniu, w wolno cedzonych niskim głosem słowach sprawiało, że na lekcjach historii nie potrafiła się w pełni rozluźnić.

Gust uczennicy odbiegał jednak od standardowych wyborów nastolatek. Wraz z koleżanką oglądały na okrągło brane z zaprzyjaźnionej wypożyczalni video filmy z Jeremy Ironsem. Co prawda kilka z nich opatrzonych było różową karteczką z odręcznym napisem “dla dorosłych”, ale dziewczyny dobrze znały właścicielkę.

Lolita… Zazdrościły młodziutkiej Dominique Swain, że może obcować z cudownym aktorem. Pragnęły obie, by w ich życiu pojawił się taki mężczyzna, doświadczony, starszy, opętany obsesją na ich punkcie. By uczył je wszystkiego, co powinna wiedzieć kobieta. By mogły z radosnym piskiem wskakiwać i obejmować udami jego biodra. By malował im paznokcie u stóp… Często leżały we dwie w łóżku i marzyły o TAKIM mężczyźnie. Cudownym, lekko nieśmiałym, mądrym. Szukały wśród nauczycieli jego odpowiednika, ale nigdy nie wytypowały profesora od historii.

– Ola! – dziewczyna wciąż przygryzała koniuszek warkoczyka, wyglądając przez okno. Ostre słońce grało w jej płowych włosach o lekko mysim odcieniu, krótki rękaw bluzki zsunął się z ramienia, odsłaniając cieniutkie ramiączko stanika.

– Ola… – głos nauczyciela przebił się wreszcie do jej uszu. Drgnęła, wyczuwając w nim groźbę. Wstała, poprawiając rękaw bluzki. Zerknęła na zegar wiszący nad drzwiami. Trzy minuty do dzwonka. Może woźna zadzwoni wcześniej… w końcu był piątek.

– Odpowiedz na moje pytanie. – nauczyciel wpatrywał się w nią świdrującym spojrzeniem. Miała wrażenie, że przewierca ją na wylot, zna wszystkie jej tajemnice. No i oczywiście wie, że ona nie ma pojęcia, o co pytał. Lekko zwiesiła głowę.

– Czemu nie odpowiadasz? – mówił ledwo dosłyszalnie, ale w klasie zapanowała gęsta cisza, więc jego szept dotarł do każdej z dziewcząt.

– Ja nie wiem, o co pan pytał, panie profesorze… – wydukała, patrząc na swoje paznokcie. Różowy lakier odpryskiwał już z kciuków.

– O starożytny Rzym, droga panno. Kończymy już omawiać ten okres, więc chciałem, byś streściła to, co mówiłem podczas dzisiejszej lekcji. – uśmiechnął się z przekąsem – Czy potrafisz coś powiedzieć na ten temat?

Wiedział, że nic nie powie. Przecież całą lekcję gapiła się przez okno. Poza tym, starożytność ją nudziła. A to był taki dobry dzień, pomyślała zrezygnowana. “Podły…”, rzuciła nauczycielowi gniewne spojrzenie ciemnoszarych oczu.

– Nie – bąknęła.

– Co – nie? – mężczyzna przechylił głowę.

– Nie potrafię streścić dzisiejszej lekcji.

Dzwonek zabrzmiał ostro, wyrywając klasę z odrętwienia. Od razu podniósł się gwar, a Ola westchnęła z ulgą. Sięgnęła po torbę i szybko wcisnęła do niej podręcznik i zeszyt. Już ruszała w kierunku drzwi, kiedy zatrzymało ją krótkie pytanie, wypowiedziane jadowitym tonem.

– A ty dokąd…?

Sala opustoszała. Profesor stał w tym samym miejscu co poprzednio, na lekkim podwyższeniu. Krzywe nogi i lekko wystający brzuch nie nadawały mu wyglądu filmowego amanta. Twarz miałby nawet przystojną, gdyby nie te bokobrody i przydługawe włosy. W połączeniu z jasnymi oczami i regularnymi rysami przywodził Oli na myśl bohatera z epoki napoleońskiej. Teraz jednak patrzył na nią w taki sposób, że dreszcze przebiegły wzdłuż dziewczęcego kręgosłupa. “Niech nie przesadza… co ja takiego zrobiłam?”

– Podejdź bliżej, Olu. – Z ociąganiem postąpiła kilka kroków, stając tuż przed nauczycielskim biurkiem. – Spójrz na mnie… – Tembr głosu złagodniał, dało się posłyszeć nutę troski. – Martwi mnie twoje zachowanie. Wiem, że do matury zostały ci jeszcze ponad trzy lata, ale nie powinnaś lekceważyć nauki. Masz potencjał – uśmiechnęła się pod nosem. Uwielbiała pochwały, nie potrafiła zapanować nad radością nawet z najdrobniejszej. – Nie chciałbym, byś go zmarnowała. Pomyślałem… – zawiesił głos, zmuszając ją do spojrzenia mu prosto w oczy. – Pomyślałem, że mogłabyś czasami przychodzić do mnie na dodatkowe zajęcia, poszerzające zakres wiedzy, która jest w normalnym programie szkolnym.

Uczennica stała, zbita z tropu. Nie tego się spodziewała. Oczekiwała srogiej bury, a spotkała ją propozycja, której nie mogła odmówić. Gdyby odpowiedziała przecząco, nauczyciel poczułby się urażony, że odrzuca oferowaną pomoc. A to mogło mieć przełożenie na oceny. Musiała się zgodzić, chociaż dziwne uczucie niepokoju zagnieździło się w jej w żołądku. A przecież nie miała powodów do obaw…

– Dziękuję, panie profesorze… – Zarumieniła się, nie wiedząc czemu. – To wspaniała propozycja.

– Oczywiście… – Nauczyciel poklepał porozumiewawczo jej dłoń – to będzie nasza tajemnica. Nie mogę oficjalnie prowadzić z tobą żadnych dodatkowych zajęć, więc mam nadzieję, że potrafisz dochować sekretu. – Mrugnął znacząco i uśmiechnął się. Całkiem ładnie się uśmiechnął, musiała to przyznać.

– Oczywiście, panie profesorze. Nikomu nie powiem. – odpowiedziała uśmiechem.

– To co, pierwsza lekcja dziś, o osiemnastej?

– Eeee, no pewnie, jasne. – Musiała odwołać spotkanie z przyjaciółką, ale trudno. Profesor wciąż przyglądał się jej badawczo z wieloznacznym uśmiechem na twarzy. Ten grymas mógł oznaczać wszystko. I krył w sobie jakąś tajemnicę. Mężczyzna napisał coś pośpiesznie na karteczce i podał jej, przytrzymując nieco za długo dłoń dziewczyny. Dziwne podekscytowanie wkradło się do myśli uczennicy.

– To mój adres. Bądź punktualnie. Do zobaczenia, Olu.

– Do widzenia, panie profesorze.

***

Gdy wyszła z klasy, Jerzy rozparł się w niewygodnym krześle. Zerknął na dół. W spodniach miał namiot, niczym napalony młokos. “Cudowna, ta dziewczyna jest absolutnie cudowna…”, pomyślał z uśmiechem, pocierając lekko krocze. Był niezmiernie z siebie zadowolony, bo czuł, że dopiął swego. Po chwili, kiedy wybrzuszenie w okolicy rozporka nieco zmalało, wstał i lekkim krokiem ruszył ku wyjściu.

***

Wróciwszy do domu, nauczyciel począł się krzątać. Był podekscytowany jak rzadko. Odczuwał podniecenie na myśl o tym, że ulubienica za kilka godzin przekroczy próg jego domu. A jednocześnie wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju. Miał świadomość, że znów przekracza pewną granicę. Przyzwoitości, moralności. Jak zwał, tak zwał. Jerzy wiedział, że zachowuje się niestosownie, ale pragnienie obcowania z małolatą stłumiło jego naturalną zdolność racjonalnego myślenia.

Nerwowymi ruchami ścierał niewidoczne kurze. Poprawił serwetki, odkurzył, zmył talerzyk i szklankę pozostałe po śniadaniu. Przygotował książki, które planował wykorzystać podczas lekcji. Fotel i sofkę ustawił w taki sposób, by stały dokładnie naprzeciwko siebie. Sofka była niska, siadający zapadał się w nią głęboko. Jeśli tylko uczennica nie zmieni spódnicy na spodnie, będzie miał cudowny widok na gładką skórę jej ud. Z pewnością sytuacja będzie dla niej krępująca, będzie się wiercić na siedzisku. Może nawet się zarumieni. Lubił, kiedy się rumieniła. Na pewno zaplecie nogi, by bronić oczom nauczyciela widoku bielizny.

Pobudzona wyobraźnia co i raz podsuwała Jerzemu cudowne, nierealne wizje zbrukanej niewinności. Członek napierał na spodnie, niecierpliwiąc się bezczynnością właściciela. Jerzy jednak postanowił, że nie dotknie się aż do momentu, gdy uczennica nie opuści jego mieszkania. Podsycał w sobie narastającą euforię, ściągając wodze fantazji, gdy nakazywała mu przycisnąć słodką nimfetkę do ściany w przedpokoju, gdy tylko wejdzie do jego domu i wziąć ją tam, miauczącą i piszczącą z bólu i ekstazy… Jerzy potarł wybrzuszenie w spodniach i poprawił uwierające przyrodzenie.

Jeszcze jedna rzecz i będzie niemal gotowy. Z jednej z niższych półek w bibliotece wziął cienką książeczkę. Pożółkły papier, pozaginane rogi i lekko rozklejona okładka wskazywały, że wybrał pozycję często i chętnie czytaną. Znalazł odpowiedni fragment i zaznaczył zakładką. Następnie zaniósł do łazienki i położył na szafeczce. Dziewczyna, napojona herbatą, z pewnością uda się tu za potrzebą, a wrodzona ciekawość zmusi ją do przeczytania wybranych wersów. Taki był plan. I Jerzy nie wątpił, że zostanie w pełni zrealizowany.

Jeszcze tylko chwila na przebranie się, i był gotowy. Przeszedł na taras i oparł się o balustradę. Czekał.

***

Umysły piętnastolatek działają w sposób nieprzewidywalny. Przynajmniej dla nich samych. Zaskakujące zakończenie lekcji historii wprawiło bowiem Olę w dziwne podenerwowanie i jeszcze dziwniejszą euforię. Mężczyzna, który do tej pory był dla niej kolejnym nauczycielem, nudnym i banalnym, przemienił się w uosobienie Humberta z ukochanej opowieści o nimfetce. Stało się to tak szybko, tak nieprzewidzianie, że dziewczyna nie mogła się opanować.

Obiad zjadła w roztargnieniu i pędem pomknęła na górę, do swojego pokoju. “Lekcja… indywidualna lekcja wykraczająca poza program szkolny…” Nie wiedziała, czy to z nią jest coś nie tak, czy rzeczywiście to zdanie miało podwójne dno. Dno, które wywoływało u piętnastolatki drżenie kolan i mrowienie w podbrzuszu. Pobiegła do łazienki i weszła do wanny. Woda, zamiast koić nerwy i łagodzić podekscytowanie, tylko pobudzała jej wyobraźnię. Sięgnęła dłonią pomiędzy uda. Była tak śliska, że dopiero silny strumień prysznica zmył śluz z palców. “I to wszystko na myśl o pięćdziesięcioletnim facecie z bokobrodami! Niedorzeczne…” Wyszła z wanny, wysuszyła włosy i zaplotła warkoczyki. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. Wyglądała naprawdę ślicznie. Ślicznie, niewinnie i uroczo.

“A jeśli będzie chciał mnie zgwałcić?!” Zamiast przerażenia, po ciele dziewczyny rozlało się błogie ciepło. “O rany… ale jestem zboczona…” Była dziewicą, z chłopakami pozwoliła sobie do tej pory jedynie na dość niewinne pieszczoty, i to przez ubranie, więc myśl o starszym mężczyźnie przyciskającym ją do łóżka, rozkładającym jej nogi we władczym geście i wsuwającym wielkiego członka w niewinną cipeczkę doprowadziła ją na sam skraj wytrzymałości. Oddychała głęboko, czując, jak z wnętrza wyciekają kolejne krople wilgoci. “Co na siebie włożyć…?” Zerknęła do szafy i na górnej półce znalazła coś idealnego. “O taaaak, na pewno mu się spodoba…” Uderzyła się dłonią w czoło, by przypomnieć swojej rozbrykanej wyobraźni, że idzie na lekcję historii. Historii! Nie dotarło.

Sukieneczka była pozornie tak niewinna jak jej właścicielka. Czerwona, w białe kropeczki, obcisła, ale bez dekoltu i z krótkim rękawkiem, ze zwykłej bawełny, długości do pół uda. Jednak, kiedy materiał znalazł się na nastolatce, kiedy już otulił ciasno jej drobne, dziewczęce ciało, efekt był piorunujący. Smakowity, ale nie przekraczający granicy przyzwoitości. Chciała zrobić na nauczycielu wrażenie, ale nie mogła dopuścić, by uznał ją za dziwkę.

***

“Asz to kurwa…” pomyślał cytatem z Olbrychskiego *, kiedy ujrzał uczennicę drobiącą kroczki w sandałkach na koturnie. Jerzy był koneserem, znał kobiece sztuczki, wiedział, czego może się spodziewać po małolacie. Efekt przeszedł jednak jego najśmielsze oczekiwania.

Ta sukienka była dla niego. Wiedział o tym i odczuwał satysfakcję. Udało się jej go zaskoczyć i za to w myślach przyznał dziewczynie piątkę. Chrząknął, pomachał do uczennicy, która odpowiedziała rozbrajającym uśmiechem i poszedł do przedpokoju otworzyć drzwi.

– Spóźniłaś się. – powiedział odrobinę zbyt ostro, ale musiał zamaskować jakoś rosnące podniecenie. Dziewczyna zarumieniła się, mrucząc przeprosiny. Doleciał do niego jej zapach. Słodki zapach piętnastolatki. Wyczuwał lekką nutkę mydła, i ledwie uchwytny zapach świeżego potu. Bardzo przyjemny, zresztą. Nagrzana ostatnimi promieniami słońca skóra wydzielała ciepłą woń. Stanął przy ścianie i ręką wskazał jej salon. Musiała przejść blisko niego, zrobił to celowo, nie mógł sobie odmówić otarcia się o jej ramię. Kiedy musnęła ukrytą w sukieneczce piersią jego torsu, doleciał go odurzający aromat. Robiąc krok, rozszerzyła uda, a uwolniony zapach dziewczęcego krocza dotarł do jego nozdrzy. Zawirowało mu w głowie, przymknął więc oczy i oparł się o chłodną ścianę. Och, jak pragnął zerżnąć małolatę na podłodze w przedpokoju. Albo opartą o komodę z tyłeczkiem wypiętym wysoko w górę, czy przyciśnięta do ściany plecami, patrzącą na niego spod zmrużonych powiek…

– Proszę… – chrząknął, by przywrócić głosowi naturalny, niski ton – proszę cię do pokoju. Usiądź na sofie, tam przygotowałem materiały na dzisiejszą lekcję. Ja tymczasem przyniosę herbatę.

– Dobrze, panie profesorze. – uśmiechnęła się. “Figlarnie?”

Kiedy wrócił do pokoju, zastał uczennicę siedzącą na fotelu, który przygotował dla siebie. Dość wysokim, niemal tak wysokim jak stojące nieopodal krzesło, z miękko wyłożonym siedziskiem.

– Miałaś usiąść na sofie. – powiedział, spoglądając na nią z dezaprobatą.

– Było mi niewygodnie. Przepraszam, panie profesorze, ale stąd lepiej widzę materiały.

“Cwana… cwańsza, niż sądziłem.” Ustawił herbatę na stoliku i, niejako zmuszony przez uczennicę, usiadł na niskiej sofie. Nie przywykł do takiego traktowania. Ale musiał przyznać, że ta gra zaczęła mu się podobać. Małolata siedziała wyżej od niego, i by z nim rozmawiać, musiała spoglądać w dół. Widział błąkający się na jej ustach uśmieszek zadowolenia. Miała wrażenie, że wygrała. Sięgnął po leżącą na sofie paczkę papierosów i zapalił, rzucając od niechcenia.

– Wiem, że palisz… więc pewnie dym ci nie przeszkadza. Poza tym, nie jesteśmy już w szkole… – Zamilkł, badając jej reakcję. Nastolatka przygryzła pełną wargę, tak że stała się jeszcze czerwieńsza, a następnie znów obdarzyła go pięknym uśmiechem.

– Nie przeszkadza, panie profesorze. – Pokiwała stópką w nieco zbyt topornym, jak na jego gust, sandałku. A potem zrobiła coś, co sprawiło, że opadł z głębokim westchnięciem na miękkie oparcie. Płynnym ruchem, przełożyła nogę z jednej na drugą. Wolno, bardzo wolno, ukazując oczom nauczyciela na chwilę to, co kryła w zwieńczeniu ud. Ta rozkoszna tajemnica została zdradzona w ułamku sekundy, kiedy Jerzy ujrzał ciemne włoski na łonie. Sharon Stone nie zrobiła tego lepiej. Postać grana przez aktorkę była dojrzałą kobietą, świadomą swoich czynów. A nauczyciel miał przed sobą dziewczynę, ba, można powiedzieć nawet dziewczynkę testującą własny seksapil i reakcje samców. Kolejny punkt dla uczennicy. Jerzy zastanawiał się chwilę, co zrobiłaby małolata, gdyby zagrał bardziej bezpośrednio. Był niemal pewien, że przerażona jego śmiałością, opuściłaby w popłochu dom. A tego nie chciał.

Wstał więc, by zmienić układ sił. A przede wszystkim, by nie wpatrywać się zachłannie w cień pod czerwonym materiałem sukieneczki. Zaczął zadawać pytania. Świadom jej niewiedzy, delektował się zażenowaniem egzaminowanej. Dziewuszka straciła rezon, policzki zaróżowiły się wyraźnie, a ręce zacisnęła w piąstki. Starała się odpowiadać, ale próby zaimponowania nauczycielowi elokwencją przypominały błądzenie we mgle. Stanął za nią, by móc wdychać dziewczęcy zapach. A także, by wybić ją z rytmu, by zasugerować małej, że może nawet jej nie słucha, zmusić do bardziej usilnych starań. Położył dłonie na oparciu fotela. Głowa uczennicy mimowolnie przechyliła się do tyłu, jakby w oczekiwaniu pieszczoty. Jak kotka domagająca się głaskania. Albo suczka nadstawiająca łepek do drapania za uchem. Resztką zdrowego rozsądku powstrzymał się przed dotknięciem jej włosów. Przed pociągnięciem za jeden z warkoczyków. „Co za bestia…”, pomyślał, gdy odchodził na bezpieczną odległość od kuszącego ciała.

Lekcja mijała niczym sen na jawie. Cudowny sen starego zboczucha. Jerzy krążył wokół zajmowanego przez Oleńkę fotela, jak Wilk wokół Czerwonego Kapturka. W pobudzonej wyobraźni jego zębiska były długie i ostre. Łapczywie kąsały miękkie ciałko, a pazury szarpały materiał sukieneczki, aż zostałyby z niej jedynie czerwone strzępy. Na delikatnej skórze pozostawiałby purpurowe ślady swojego szaleństwa. Jerzy przymykał oczy i widział to wszystko, widział jak dziewczynka leży na łóżku z szeroko rozrzuconymi nogami, jak nawija warkoczyk na palec, jak rozchyla wargi w lubieżnym uśmieszku, jak wzywa go, błaga, prosi by wypierdolił ją, by wygrzmocił ociekającą wilgocią dziurkę…

Nauczyciel podszedł sztywnym krokiem do okna. Kutas napierał na spodnie, przed oczami miał różową mgłę, a słowa wypowiadane przez nastolatkę zlały się w potok ciągnącej się jak miód pieszczoty. Nieważne, że mówiła o republice, o cesarstwie, o kulturze, o Cezarze, o podbojach i upadku. Dla niego mogła recytować nawet etykietę parówek, a i tak byłby wniebowzięty.

– Panie profesorze… – “Czy to do mnie mówi?”

– Panie profesorze. – powiedziała głośniej, a w jej tonie wychwycił jakby ironię. Odwrócił się i zmierzył małolatę, surowym spojrzeniem. – Czy pan mnie słucha, profesorze?

– A jak ci się wydaje, młoda damo?

– To proszę powiedzieć, o czym przed chwilą mówiłam. – Uśmiech, jaki zagościł na jej ustach był wart miliony. Takiego wyrazu samozadowolenia, triumfu i dzikiej, dziecięcej radości nigdy nie widział. Zapragnął jednym ostrym zdaniem zmazać tę radosną minę z jej twarzyczki, ale nie potrafił.

– Masz mnie. – Odpowiedział, rozkładając ręce w bezbronnym geście. – Rzeczywiście, zamyśliłem się. – Spojrzał na zegarek. Dochodziła dwudziesta, mała była już u niego prawie dwie godziny. – Czas szybko leci, na dziś już wystarczy.

– Czy mogę jeszcze skorzystać z toalety? – “No, nareszcie! Lepiej późno niż wcale.”

– Jasne, w korytarzu te drugie drzwi na lewo.

***

Ola pośpiesznie udała się do toalety. Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, oparła się o framugę i odetchnęła z ulgą. Nigdy nie podejrzewała siebie, do tej pory oczywiście, że może odczuwać takie podniecenie na myśl do podstarzałym nauczycielu. Czy to surowy ton jego głosu, ostre spojrzenie jasnych, błękitnych oczu, czy może ten wzrok, którym ją obdarzał, gdy myślał, że ona nie widzi… Coś sprawiało, że w żołądku nastolatki fruwały całe zastępy motyli, kolana miała miękkie, a między udami czuła ślad wilgoci. Decyzję, żeby nie zakładać majtek na lekcję z nauczycielem historii, podjęła dwieście metrów od jego domu. Weszła w gęste zarośla, i zdjęła bieliznę, wciskając wilgotne zawiniątko na dno torby. Na myśl o tym, że postępuje tak bardzo nieprzyzwoicie, robiło jej się ciepło w podbrzuszu.

Nigdy nie odważyłaby się na taki gest wobec chłopaków ze szkoły. Ale wobec profesora, ośmieliłaby się na wiele. Odnosiła wrażenie, że taka właśnie mu się podoba. Trochę bezpruderyjna, zepsuta, ale też pełna obaw. Widziała jak zachłannie wpatrywał się w jej krocze, kiedy rozchylała uda. A w szybie stojącej naprzeciwko fotela komody spostrzegła niepewne gesty nauczyciela, gdy pragnął dotknąć jej włosów. Och, jak bardzo chciała, żeby to zrobił. Specjalnie zbliżała głowę, żeby dać mu do zrozumienia, że może. Nie uczynił tego, podszedł do okna, ale Ola zauważyła, wybrzuszenie w spodniach i nieobecny wzrok.

Wstydziła się swojej śmiałości. Chwilami odnosiła wrażenie, że to nie ona prowokuje profesora, tylko jakaś inna dziewczyna. Dziewczyna, której nie zna, której zachowania nie potrafi przewidzieć. Napawało ją to lękiem.

Usiadła na sedesie. Skupiła się, żeby oddać mocz. Z powodu nagromadzonego podniecenia, było to niezmiernie trudne. Wargi sromu napęczniały od pulsującej krwi, co sprawiło, że dopiero po chwili ciecz popłynęła mocnym strumieniem. Uczennica rozejrzała się wokół. Na szafeczce, na odległość ręki leżała cienka książeczka. Stara, pożółkła, z włożoną weń zakładką. Nie miała żadnych wątpliwości, że to lektura przygotowana dla niej. Szczególnie, kiedy sięgnęła po książkę i odczytała tytuł. “Ars amatoria” Owidiusza. Rumieńce znów wystąpiły na jej policzki. Zaczęła pośpiesznie wertować kartki, z zaciekawieniem chłonąc kolejne wersy.

“Całuj – jeśli ci dziewczyna

nie zabrania całowania…

Całuj również wtedy,

jeśli całowania ci zabrania.

Może zacznie stawiać opór

i przybierze groźną postać.

Lecz się nie daj na to nabrać.

Pragnie pokonaną zostać.”

“No jasne, że tak!”, pomyślała z uśmiechem. Dwa tysiące lat minęły od napisania tych słów, a nic nie straciły na aktualności.

“Mówisz, że to gwałt? Lecz gdybyś

duszę kobiet dobrze znał ty,

wiedziałbyś, że nic milszego

nie ma dla nich nad te gwałty…”

Łono dziewczyny pulsowało w szalonym rytmie. Sięgnęła dłonią między nogi i wyczuła nabrzmiałą łechtaczkę. Tak czułą i wrażliwą, że nawet najdelikatniejsze muśnięcie wywołało dreszcze. “On chciał, żebym to przeczytała. Zostawił to dla mnie. Pragnie mnie… On mnie pragnie… O Boże…” Jęknęła, kiedy drobne paluszki wślizgnęły się do mokrego wnętrza. Pośpiesznie przerzuciła kartki, do miejsca, które zaznaczył gospodarz.

“Powoli dążcie do celu,

moi kochankowie mili…

Opóźniajcie szczyt rozkoszy –

jeżeli was nic nie pili.

Przerywajcie słodką pracę,

aby trwała jak najdłużej.

Przed najśmielszymi pomysły

niechaj żadne z was nie stchórzy…

Drżącą światłością zaświecą

twej dziewczyny słodkie oczy,

jako złoty słońca promień

drży odbity w wód przeźroczy…

Wyrazy żądzą dyszące…

Szepty namiętne i skargi

na zbielałych wargach mrące…

Palące jak ogień wargi…

Uniesiony namiętnością,

nie wyprzedzaj twojej pani.

Najmilej, gdy jednocześnie

przybijecie do przystani.”

Gdy tylko pomyślała o tym, że przecież nauczyciel siedzi w pokoju, czeka na nią, kiedy ona czyta przygotowane przez niego słowa, kolejne krople wilgoci spłynęły po jej palcach. Oddychała ciężko, siedząc na sedesie w niewygodnej pozycji, i niecierpliwie pocierając nabrzmiały pączek. Gdy przypomniała sobie, że nie zamknęła drzwi do łazienki, przed oczami stanęła jej wizja wkraczającego do pomieszczenia profesora Jerzego, który potępiającym spojrzeniem i tym swoim beznamiętnym głosem, upokorzyłby poczerwieniałą z pragnienia nastolatkę. Na pewno pytałby ją, czemu nie ma na sobie majtek i jakim prawem masturbuje się podczas lekcji w jego domu. Stwierdziłby, że nie szanuje poświęcanego jej czasu. A potem by ją ukarał. Och, jak pragnęła być przez niego ukarana! Przełożyłby ją przez kolano i sprał jej tyłek, aż skóra spurpurowiałaby do cna. Zmęczona ręka przylegałaby do obolałych pośladków na długie chwile, klapsy przechodziłyby w pieszczoty, uderzenia w gładzenie, ból w rozkosz.

– Olu – głos przedarł się do jej świadomości dopiero po kilku sekundach – Olu, czy wszystko w porządku?

Zamarła z palcami na łechtaczce, purpurowymi policzkami i wstrzymanym oddechem. Przez żółtą, matową szybkę w drzwiach zauważyła twarz nauczyciela. Tak blisko… Był tak blisko, że wystarczyło by go zaprosiła i spełniłyby się jej fantazje. Nie miała jednak tyle odwagi. Rozsądek wziął górę, ale dłoń bez przerwy błądziła między dziewczęcymi nogami.

– Wszystko w porządku, panie profesorze. Za chwilę wyjdę. – odpowiedziała drżącym głosem.

Cisza. Nauczyciel nie odchodził. Wciąż widziała niewyraźny zarys jego profilu, niemal przyciśniętego do szyby. Chłonęła ten widok, przywołując ponownie obraz karzącego ją profesora.

Piętnastolatka wiła się na sedesie, doprowadzona tą słodką wizją do obłędu. Opuszki zaciskały się na napuchniętej łechtaczce, kwiliła cicho, zamykała oczy, otwierała usta i przesuwała języczkiem po wyschniętych wargach. Nauczyciel był obok. Tylko kilka metrów dzieliło ją od pożądanego mężczyzny. Wsunęła w ciało dwa palce, odczuwając lekki ból, gdy przeciskała się przez wąski otwór w błonie dziewiczej. Penis mężczyzny rozerwałby ją na strzępy, nawet gdyby był delikatny. I tak byłby przecież dużo większy od tego, co właśnie rozpierało ścianki jej pochwy. Ale chciała tego, chciała tego bólu, który płynnie przechodził w nadciągające spełnienie. Ze świstem zassała powietrze i wstrzymała jej jak najdłużej. I odleciała, z obrazem surowego mężczyzny z bokobrodami i w krawacie pod zaciśniętymi mocno powiekami.

Kiedy otworzyła oczy, profesora już nie było przy drzwiach.

***

Dziwna ta łazienka. Do tej pory irytowało go, że dźwięki niosły się, aż do salonu, mimo zamkniętych drzwi. Ale teraz… Teraz chłonął wszystkie odgłosy z zapartym tchem i wypiekami na policzkach. To, że mała była podniecona, wiedział. Aromat sączącej się wilgoci był doskonale wyczuwalny we wnętrzu pokoju. Jednak wyraźnie dosłyszalne zduszone jęki, mlaszczący odgłos i szelest papieru wybiły go z kruchego spokoju, który osiągnął, gdy uczennica poszła do toalety. Co by było, gdyby teraz tam wszedł? Czy oddałaby mu się z ochotą i radosną beztroską? Czy raczej wrzasnęłaby z przerażenia?

Stanął przy framudze drzwi i oparł o nią spocone czoło. Widział ją jak przez mgłę. Gruba szyba uniemożliwiała mu dostrzeżenie szczegółów. Ale to co zobaczył wystarczyło, by pozbawić go tchu. I ten jej głos… cichy, jękliwy głos podnieconej dziewczyny. Tego było za wiele. Wrócił na sztywnych nogach do siedziska.

Zacisnął dłonie na oparciu fotela i wsłuchał się w dochodzące dźwięki.

Kiedy ostatnie westchnienie wybrzmiało w łazience, nauczyciel wstał i wyszedł na wieczorny chłód. Oparł się o balustradę, zapalił papierosa i głęboko się zaciągnął. Dym wypełnił mu płuca. Nie potrzebował dodatkowych bodźców, ale lubił je sobie dostarczać. Drażnić się ze sobą, wystawiać na próby i testować charakter. Żar oparzył mu palce, więc zgniótł niedopałek, wyciągnął drugiego papierosa i odpalił.

Zanim ją usłyszał, zdążył wyczuć. Ten zapach był jak narkotyk. Wciągnął go głęboko w nozdrza, upajając się jego słodko – mdłym aromatem. Odwrócił się powoli. Było już przed dwudziestą pierwszą, ostatnie promienie słońca zniknęły za lasem jakiś czas temu. Drobną postać oświetlało żółte światło ulicznych latarni. Przebyty orgazm pozbawił ją uprzedniej buty i nachalnego seksapilu. Stała niepewnie, w tych topornych koturnach, w przykrótkiej sukience. Bez majtek.

– To ja już sobie pójdę… – wyszeptała niemal nie patrząc mu w oczy.

Wyciągnął bez słowa paczkę papierosów i ją poczęstował. Zbliżyła się niepewnie, jak płoche zwierzątko. Wzięła papierosa, ujęła go w wilgotne usta i podsunęła twarz do jego dłoni. Kiedy zapalił zapalniczkę, a blask ognia rozjaśnił jej twarz, spojrzała w górę. Prosto w oczy mężczyzny. Zadrżał pod tym wzrokiem. Bo wiedział, co się w nim kryje. Zauważył nieme przyzwolenie, zachętę. Mógł ją wziąć. Mógł ją rozdziewiczyć tu, na tym tarasie, przy świetle latarni i bladych jeszcze gwiazd. Nauczyć ją wszystkiego, wypieścić tak, że pamiętałaby go nawet za kilkadziesiąt lat. Jako swojego nauczyciela. Mentora. Przewodnika… “Boże, jeśli jesteś, daj mi siłę!”

Palili bez słowa, mierząc się wzrokiem. Dym spowijał młodziutką twarz, sprawiał, że wyglądała jak dziecko, robiące coś zakazanego. A zarazem w jej oczach czaiła się kobieta, kobieta, którą już niedługo się stanie, którą staje się na jego oczach… Jerzy przygryzł wargę i wyciągnął dłoń. Wtuliła policzek w jej zagłębienie, jakby robiła to już tysiące razy. Pocierała aksamitną skórą o szorstkość jego ręki. Zmrużyła oczy i wpatrywała się w niego jak kotka. Wyczekująco, prowokacyjnie. Świadomie. Zaciągnął się dymem i wydmuchał prosto w jej twarz. Nie uchyliła się, nie zakaszlała, nie zamknęła oczu. Rozszerzyła nozdrza i wciągnęła go, przyjmując w siebie. Zaciągnęła się mocno, aż łzy pojawiły się w kącikach szarych ślepek, podeszła krok, stanęła na palcach i wypuściła dym bezpośrednio w jego lekko rozchylone usta. Dotknęła wargami, miękkimi, soczystymi wargami męskiej skóry i pocałowała delikatnie.

– Idź już. – wycharczał.

Popatrzyła na niego z wyrzutem. Z takim wyrazem, jaki mają dzieci, gdy odbierze im się ulubioną zabawkę. Bardzo podobnym, do spojrzenia odrzuconej kobiety.

– Koniec lekcji na dziś.

* cytat z filmu pt. “To ja złodziej”

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Jak by to Kubuś Puchatek powiedział 😉 😉 😉 "Sam Miód"

Bardzo fajne:) W zalewie tekstów o nastoletnich chłopcach snujących fantazję o nauczycielkach to się wyróżnia. Czytałem z dużą ciekawością, tutaj to ta dziewczyna jest tak naprawdę bardziej trawiona pożądaniem niż on. Rozwiązała ów problem w naprawdę uroczy sposób. Oczywiście całkiem spora część mnie żałuje braku bardziej spektakularnego finału. Zabrakło odwagi?:)
Ale..
Jako zdecydowany fan kategorii "Solo" na NE, zostawiłem najwyższą ocenę. Właśnie za fajnie opisany akt tego typu.
Pozdrawiam,
Foxm

Podobało mi się. Scena finałowa to majstersztyk. Napięcie, emocje i zaskakująca pointa.
Już się bałem, że zrobisz z tego serię…

Niestety historia, która do tej sceny prowadzi ma kilka mankamentów.

Nadmierne uproszczenia:
"Zamiast klepania po tyłku i bezczelnych odzywek spotykały się z adoracją, komplementami i szacunkiem. To wystarczało."
To znamy inne dwudziestki

"Lecz większość stała w świetle księżyca, naga, zawstydzona. Nie mógł się powstrzymać, to był jego rytuał. Musiał doprowadzić każdą z nich do błagania."
Spał z nimi tylko w czasie pełni? Ale to pryszcz – niewiarygodne jest to, że pięćdziesięciolatek leżąc w ubraniu na łóżku sprawiał, że młode, atrakcyjne dziewczyny BŁAGAŁY o seks. Supermoce…?

I największy minus:
Relacje profesora i Oli w początkowej fazie są sprzeczne;
Z jednej strony "Spostrzegła również, że podobają mu się warkoczyki.(..)Zaplatała je więc przed każdą lekcją historii." ale z drugiej "nie był w jej typie. Był za stary." oraz "trochę obawiała się profesora" plus "Krzywe nogi i lekko wystający brzuch"
a potem znienacka Jerzy który był "kolejnym nauczycielem, nudnym i banalnym, przemienił się w uosobienie Humberta z ukochanej opowieści o nimfetce. Stało się to tak szybko, tak nieprzewidzianie, że dziewczyna nie mogła się opanować." Dla mnie tak szybko i niespodziewanie, że niewiarygodnie.

I dwie końcowe uwagi:
"niczym kobra w fakira" – metafora prosto z wora…
"Kutas napierał na spodnie" – niepotrzebna wulgaryzacja. Akapit wyżej, a i owszem, ale tu… zbędne.

overall 4 ode mnie

Usunęłam kobrę – rzeczywiście pasuje jak pięść do nosa, a zwracał mi już na to porównanie uwagę Karel. I cieszę się, że spodobała się ostatnia scena 🙂

@Fox Nie zabrakło odwagi – pisałam już o różnych rzeczach, więc mogłam też opisać gorącą scenę, pełną tryskania, pchania, ruchania i innych atrakcji. Ale nie chciałam. Bo to opowiadanko miało być do granic wręcz wypełnione pragnieniem, ale też świadomością obu stron, że nie wolno, nie można, nie wypada. No i niespełnieniem.
A jak się historia potoczy między bohaterami od momentu, w którym ich zostawiłam – to już pozostawiam Twojej wyobraźni.
A podpowiem, że marzyło mi się opisanie jednej, niezwykle apetycznej sceny ze wskaźnikiem…

Dziękuję za komentarze!

To niedopowiedzenie jest prima sort!

A czemu nie zmienisz "kutasa" na bardziej neutralnego "penisa"?

A mi się kobra podobała, bo widziałam kiedyś sama, jak wyskoczyła:-)

Opowiadanko jest smakowite, że tak powiem i całe szczęście, że bez sceny konsumpcji. Idealne właśnie takie, jak jest, gdyż albowiem ponieważ czasem fantazja jest piękniejsza od rzeczywistości.

A co do starszych profesorów – uczył mnie pewien niesamowity profesor. Brzydki był okropnie, nieforemny i oczywiście dużo starszy, ale miał taką osobowość i jakiś magnetyzm w sobie, że był przez to szalenie pociągający. Może ponadprzeciętna inteligencja, głęboka wiedza, elokwencja – no, w każdym razie był czarujący, choć chyba tego nie wykorzystywał w tak niecny sposób jak bohater Rity. W każdym razie – wierzę w prawdopodobieństwo sytuacji.

Jeżeli do tego Jerzy G. był zręcznym manipulatorem a jego ofiary nie miały doświadczenia, to i mógł je doprowadzić do płaczu i błagań.
Rito, wskaźnik to raczej pan od geografii, nie?

Ja pamiętam, że na historii również były mapy, więc wskaźnik jest jak najbardziej możliwy 🙂

Barmanie, odnoście Twoich zarzutów:
1. Nie znam dzisiejszych dwudziestek 🙂 Ale przed powiedzmy dziesięcioma – piętnastoma laty, czyli w czasach, o których opowiada ten tekst myślę, że znalazłoby się całkiem sporo dziewczyn, które poddałyby się urokowi takiego trochę staroświeckiego podrywu. Szczególnie, że pod wpływem umiejętnej adoracji miękną mury ( i kolana ;). A Jerzy znał się na tym – musiał być dobrym psychologiem by dopasować działania do "ofiary". Tak starałam się to przedstawić.
2. Miss słusznie zauważyła – Jerzy był "zręcznym manipulatorem" – tak potrafił poprowadzić dziewczyny, że one same podejmowały decyzje, a on powstrzymywał się od szybkiego okazania aprobaty. Były wówczas skonfundowane, nie wiedziały czego oczekiwać. W codziennych relacjach z rówieśnikami spotykały się z bezpośrednią wymianą informacji – "chcesz się bzykać?" "tak" "to chodź do pokoju w akademiku". A tu miały do czynienia ze swoistą grą, która kontrastowała z ich doświadczeniami.
3. Czy odczucia Oli są sprzeczne…? Pamiętam nauczyciela w liceum, który uwielbiał, kiedy nosiłam warkoczyki. Był dla mnie zupełnie aseksualny, ale to, że je zaplatałam wiązało się z wymiernymi korzyściami – byłam rzadziej odpytywana, dostawałam lepsze oceny od koleżanek za podobne prace. Tylko za te warkoczyki i uśmiech. Ola podobnie początkowo traktowała Jerzego – jako nauczyciela, na którego "znalazła sposób".
A czy piętnastolatka może w ciągu godziny zmienić zdanie o kimś? No jasne, że tak! Pamiętam z czasów liceum, że wystarczyła jakaś wzmianka od koleżanki, że dany nauczycie czy aktor jej się podoba i zaczynała patrzeć na niego już inaczej. Czasem to był sen – jeden sen. Czasem zapach, który wydal mi się niezwykle erotyczny. Dlatego w tym tekście to poufałe zaproszenie na indywidualną lekcję mogło stać się dla bohaterki takim bodźcem pobudzającym.

A tak na marginesie… Pamiętam, Barmanie, jak wzdragałeś się przed kategorią "nasto". Przy tym opowiadaniu nie miaeś oporów? 😉

Pozdrawiam
Rita

Kurcze… Opowieść zaczyna się przewrotnie. Od studentek. A później mnie wciągnęło choć i tak zabezpieczyłem się szybkim skanem całości.

Może jest tak jak mówicie dziewczyny, ale to jest "post factum". Ja tego nie znalazłem w opowiadaniu. W mojej ocenie – mało wiarygodne.
"A czy piętnastolatka może w ciągu godziny zmienić zdanie o kimś? No jasne, że tak!" – tu pretekstu do tej zmiany nie zobaczyłem. [przeczytałem przed momentem jeszcze raz ten fragment]
Nawet zręczny manipulator leżąc na łóżku w ubraniu pozbawiony jest wszystkich atrybutów manipulacji – pozostaje mu tylko głos i oczy, znad okrągłego brzuszka i krzywych nóg… Dobra – zakładam, że to taka konwencja i że dziewczyny były już zmanipulowane zanim trafiały do sypialni. 🙂

Dzisiejsze 20tki… zjadłyby pana profesora żywcem. Bez cebulki. Te które jakoś tam kojarzę.

Jakie żarłoczne 🙂 Dobrze, że z nimi nie obcuję, bo zostałyby ze mnie kosteczki 😉
Ha! Udało mi się Ciebie podejść tymi studentkami – może kiedyś jeszcze spróbuję.

Dobry wieczór!

Choć motyw lolitki i satyra zbytnio na mnie nie działa, natomiast "Lolita" bynajmniej nie była moją ulubioną książką Nabokova, podszedłem do tekstu Rity z pewną rezerwą, bez większego entuzjazmu, ale też bez jawnej niechęci. Czasem na NE pojawiają się przecież rzeczy, które erotycznie w ogóle mnie nie pociągają, ale nadrabiają to interesującą fabułą.

Wprawdzie fabułą jest szczątkowa, tym niemniej lektura opowiadania okazała się nadzwyczaj przyjemna. Niepostrzeżenie wciągnęła mnie gra prowadzona przez Jerzego z Olą (a może przez Olę z Jerzym). Smakowałem rozproszone po tekście fragmenty erotyczne, nie doznając ani razu przesytu (bo były rozproszone nader oszczędnie 😉 Czytałem z autentyczną ciekawością, co dalej. Odczułem nawet lekką irytację, docierając do zakończenia. Bo przecież okazało się to wszystko grą – Autorki z czytelnikiem. I podobnie jak Jerzy, musiałem obejść się ze smakiem.

Gratuluję dobrego opowiadania, Rito. Naprawdę udało Ci się mnie czytelniczo zaangażować. A to zawsze cenię sobie w lekturze.

Pozdrawiam
M.A.

Bo mi ten kutas pasuje, szczerze mówiąc. Jest zaraz po opisie jego "czerwonokapturkowych" fantazji i ta dosadność mnie nie razi. A poza tym lubię to słowo 🙂

Brawo, Rito.
Jaka dosadność? Przywróćmy kutasa językowi erotyki jako słowo preferowane, choć nie jedyne.

Zgadzam się z Ritą. "Kutas" to słowo, które jest dosadne (aż się widzi ten kawał mięcha), ale swojskie. "Penis" kojarzy mi się z biologią, jest taki… Bezpłciowy.
Eileen

A co do Czerwonokapturkowych fantazji…
https://www.youtube.com/watch?v=IOZ6ptqcbUc

Tak mogłyby wyglądać koszmary Jerzego.

No i szlag trafił odwyk!
Opowiadanie super,choć za moich czasów,eee…profesorowie wonieli podróbką Fahrenheita,co odrzucało mnie skutecznie.A dziś piętnastolatki nie czytają,oglądają focie na Instagramie.
Iiii,jak się nie weźmiesz za "Czwartą noc",to znajdę zastosowanie dla kilku wskaźników(laserowych)!

Eee tam, daj sobie spokój z odwykiem… Co będziesz się gdzieś przed nami chować, a tu jest tak przyjemnie przecież:-)

I tak oszukiwałam …
Jak to przed wami!!! Przed sama sobą ,ze to niby robotą się zajmę,akurat!

Przeczytałem na luzie. Super. Rośniesz, Rito, w takich prostych, banalnych, bezpretensjonalnych(bo to się udało) opowiadankach. Przelawirowałaś między niebezpieczeństwami – wyszło naturalnie i z prostotą, z nastrojem unikalnym. Brawo!
Była jakaś kobra? Jak się czyta na luzie, a nie okiem nauczyciela sprawdzającego wypracowanie, nie widać takich drobiazgów.
Ciekawe, kto to był? – ta brunetka, która potrzebowała aż 4 spotkań. Niemożliwe 🙂
Ciekawe, czym nas zaskoczysz w przyszłości.

Dzięki mój korektorze, lubię pochwały 😉

Ach te ciała pedagogiczne… Są czasem szalenie pociągające. 🙂
Lily

Nie wciągnęło mnie. Może dlatego, że nigdy nie wodziłam oczami za nauczycielami – wydawali mi się starzy jak świat i całkowicie aseksualni. Jak to powiedziała moja 15 – letnia znajoma: "Nie wiadomo, na co oni czekają…" ;)))

Co do dzisiejszych dwudziestek – potwierdzam: otwarte, odważne, żarłoczne i to bez względu na płeć ciała pedagogicznego… cóż , świat idzie z postępem;)

Dołączam się do grona wzdychających do ciał pedagogicznych. Pamiętam z LO nauczyciela od historii 🙂 Śmiesznie ubierający się, z szopą rudych włosów i niezbyt uroczą aparycją. Ale z taką właśnie charyzmą, inteligencją, o której wspominaliście 🙂 Wzdychałam i fantazjowałam o nim dobre kilka miesięcy… Opowiadanie w końcówce bardzo mi się podobało, i właśnie tak jest idealnie. Wcześniejsza treść, przyznam rację Barmanowi, w kilku momentach trochę mniej spójna z tym jak sobie wyobrażam zachowanie nastolatek. Nie wiem czy to jednak, aż tak łatwo się zmienia z nie w moim typie na tak chcę go uwieść. Chyba, że te fantazje o starszym panu wyglądały 'nie jest w moim typie (urody), ale jest taki stanowczy i surowy że przechodzą mnie dreszcze', nie wiem :). Ale i tak jestem Twoją wielką fanką. Pamiętam swoją konsternację jak z wypiekami czytałam jako jedno z pierwszych Twoje opowiadanie, mając w fantazji, że pisze je jakiś mężczyzna, z którym odczuwam pokrewieństwo doświadczania i jakąś wspólnotę w zmysłowości. Doszłam do końca, czytam autor, a tu Rita 🙂 Zastanowiło mnie, to nie powiem 🙂 Z pozdrowieniami!

Które opowiadanie wprawilo Cię w konsternację, zdradz, nim ciekawa 🙂

Ciepła i nastrojowa wariacja na temat Lolity, świetnie napisana! Bohaterów nie da się nie lubić, choć przecież w zasadzie nie ma ich za co lubić 😉

Z niecierpliwością czekam na nowe teksty jednej z największych gwiazd Najlepszej Erotyki…

A.

Napisz komentarz