Nowy świat czarownic 45-47 (Nefer)  3.67/5 (25)

46 min. czytania

Wojciech Kossak, „Lady Godiva”

45

Na chwałę oficerów Siedmiu Bram okazało się, że potrafili zachować umiar w piciu nawet w czasie oficjalnej uczty zwycięstwa i oprócz samego generała Harolda słów rzekomej księżnej wysłuchać mogła większość wyższych dowódców.

– Moi panowie. Wiadomości, które otrzymałam, zmuszają mnie do jak najszybszego powrotu do Złotej Bramy. Nie stało się nic złego, ale względy polityki Królestwa wymagają mojej obecności w stolicy. Wyruszam bez zwłoki, jeszcze tej nocy.

– Natychmiast polecę zebrać eskortę.

– Nie zrozumiałeś mnie, generale. Zamierzam podróżować z największą możliwą szybkością. Oznacza to galopadę na Demonie, najściglejszym koniu, jakiego kiedykolwiek dosiadałam. Sir Marcus łaskawie zgodził się go odstąpić. Niestety, nawet mój małżonek nie może mi towarzyszyć, nie mamy drugiego takiego wierzchowca. Pojadę więc sama. Każ przygotować najlepszego luzaka na zmianę i zapasy na tydzień drogi.

– Pani, to niebezpieczne.

– Nie obawiaj się, generale. Podejmowałam już podobne misje podczas tej kampanii, na zlecenie matki. Posiadam obecnie dość mocy, by poradzić sobie z każdym zagrożeniem, zarówno magicznym, jak i ze strony barbarzyńców. To zasługa nieocenionego sir Marcusa. – Nie odmówiła sobie posłania w stronę chłopaka znaczącego uśmiechu.

– Skoro tak uważasz, pani, stanie się, jak powiedziałaś. – Oficer gestem dłoni odesłał jednego z adiutantów, by dopilnował przygotowań. – Jakie masz jednak rozkazy dla armii?

– Kończymy kampanię. Odnieśliśmy wielkie zwycięstwo, ale nadeszła już jesień. Pora wracać przed początkiem zimy. Jutro rozpoczniesz odwrót, generale, szczegóły zostawiam na twojej głowie. Nie wątpię, że wszystkiego dopilnujesz. Barbarzyńcy są w rozsypce, ich czarownice nie zdołają zebrać szybko mocy. Wątpię, by planowali nowy atak albo próbowali przeszkadzać w odwrocie. Gdyby jednak zaszło coś niespodziewanego, gdyby chcieli podjąć negocjacje albo może wydać jednak jeszcze jedną bitwę, ostateczną decyzję we wszystkich tych sprawach pozostawiam mojemu pierwszemu małżonkowi, tu obecnemu sir Marcusowi. Ustanawiam go namiestnikiem nad armią i przekazuję prawo wydawania rozkazów. Czy wszyscy dobrze mnie zrozumieliście, moi panowie?

– Dostojna Pani, szlachetnie urodzeni książęta nie zajmują się zwykle podobnymi sprawami. – Harold ośmielił się jednak podnieść obiekcje, polecenie młodej władczyni wydało mu się zapewne ekstrawaganckim kaprysem.

– W pełni ufam mojemu pierwszemu małżonkowi, nadto wprowadziłam go w aktualną sytuację oraz moje zamierzenia. Zamierzenia, które wolę zachować tymczasem w tajemnicy. Czy dobrze się zrozumieliśmy? W razie konieczności sir Marcus podejmie stosowne decyzje zgodnie z otrzymanymi instrukcjami. Do spraw czysto wojskowych wtrącać się nie będzie.

– Jak rozkażesz, pani. – Generał nie wyglądał na zadowolonego.

– Po powrocie was wszystkich oraz całą armię czekają stosowne nagrody i wyróżnienia. Złota Brama powita was jak bohaterów. Odnieśliśmy tu przecież wspólnie wielkie zwycięstwo.

Sudrun próbowała rozładować sytuację. Z pewnością uraziła ambicję oficera, musiała jednak przecież zapewnić Marcusowi choćby częściową swobodę działania. Traktowany jako szacowny, wymagający ochrony i pozbawiony prawa głosu pan szlachetnej krwi nie zdziałałby zbyt wiele w obliczu jakiejś nieprzewidzianej sytuacji. Czy i teraz, otrzymując niechętnie widziane przez  nowych podwładnych pełnomocnictwa, zdoła w razie potrzeby uczynić coś więcej? Oboje bardzo ryzykowali rozdzielając się, ale nie widział innego sposobu pokrzyżowania planów wiedźmy oraz uratowania Bereniki.

Zawiadomiono, że konie czekają w gotowości, zaopatrzone w odpowiednie zapasy.

– Doskonale, moi panowie. Liczę, że wszystkich was ujrzę wkrótce w dobrym zdrowiu w stolicy. A ty, sir Marcusie, nie spraw mi zawodu. Twego powrotu oczekiwać będę ze szczególną niecierpliwością. Postaram się zawiadomić cię o rezultatach mojej misji, pamiętaj, że zawsze chętnie nazwę cię moim zwycięskim rycerzem.

– Ja również życzę ci powodzenia, pani i małżonko. I również będę wyczekiwał wieści, a zwłaszcza ponownego spotkania.

– Nie przedłużajmy tych pożegnań.

Sudrun podała mu dłoń do ucałowania, przyjęła salut zebranych oficerów i wyszła z namiotu. Szybki tętent dwóch koni oznajmił wyjazd księżnej.

– Czy masz dla nas jakieś nowe rozkazy, panie? – spytał nienaturalnie obojętnym tonem głosu Harold.

– Nie. Niech żołnierze odpoczną, jutro zaczniemy przygotowania do odwrotu. Wy też tymczasem odpocznijcie.

– Jak sobie życzysz, panie.

Zadowalając się tym połowicznym zwycięstwem, Marcus wycofał się do swojej kwatery. Z pewnością nie pójdzie łatwo, przynajmniej część oficerów wydawała się niechętna jego nowej roli. Miał nadzieję, że okażą jednak posłuszeństwo poleceniom księżnej. I nie powinno wydarzyć się nic szczególnie niepokojącego. Jeżeli przewidywali słusznie, stara wiedźma znajdowała się już w drodze do Złotej Bramy. To misja Sudrun wydawała się o wiele bardziej ryzykowna, to ona będzie musiała stawić czoła wszelakim niebezpieczeństwom i wykazać się sprytem. W dodatku, całkowicie pozbawiona talentów magicznych. On przynajmniej ma w odwodzie czary, chociaż nie powinien ich używać.

Barbarzyńcy też nie wydawali się obecnie groźni. Jedynie Aurora, jak ona sobie z tym wszystkim poradzi? Z pewnością przeklina teraz jego imię oraz chwilę, gdy ofiarowała mu wiedzę o rzucaniu zaklęć. Przeklina przekonana, że odpłacił najgorszym złem w zamian za okazaną sobie pomoc i zaufanie. Te myśli nie pozwalały zasnąć bardziej nawet niż niepokój o Berenikę i Sudrun. Musi coś zrobić, by przekonać dziewczynę o własnej niewinności. Wreszcie, o świcie, wpadł na pewien pomysł.

Nie chcąc dodatkowo drażnić generała odczekał, aż obóz przebudzi się do życia i dopiero wtedy odszukał oficera.

– O co chodzi, panie? – Harold wydawał się zajęty wydawaniem rozkazów dotyczących przygotowań do zwinięcia obozu.

– Czy wzięliśmy jakichś jeńców podczas wczorajszej bitwy?

– Niezbyt wielu, panie. W większości lżej lub ciężej rannych. Najbardziej poszkodowanych dobiliśmy na miejscu. Pozostałych, jeżeli wytrzymają trudy marszu, zabierzemy do Złotej Bramy. Jeżeli nie, z pewnością już nigdy więcej nie staną przeciwko nam z bronią w ręku.

–  A brańcy pojmani wcześniej?

– Tych księżna kazała systematycznie odsyłać, najpierw stara pani, a potem również młoda.

– Rozumiem, chciałbym zobaczyć jeńców wziętych wczoraj.

– Jak sobie życzysz, panie. Wybacz jednak, że nie będę ci towarzyszył, mam sporo do zrobienia. – Generał przywołał adiutanta i wydał mu rozkaz zaprowadzenia sir Marcusa do zagrody w której trzymano więźniów.

Istotnie, nie było ich więcej niż trzydziestu. Wszyscy sprawiali wrażenie poszkodowanych w bitwie, z pospiesznie i niezbyt starannie nałożonymi opatrunkami. Zachowywali się z ponurą obojętnością, świadomi niewesołego losu, jaki ich czeka. Jeżeli przeżyją, trafią może do pracy przy karczowaniu lasów albo gorzej jeszcze, do kopalni. Jeńców skuto na wszelki wypadek łańcuchami, dając przynajmniej wodę i trochę strawy. Bez szczególnego zdziwienia Marcus zorientował się, że to w większości ludzie spod znaku Srebrnego Lisa, sprawiający wrażenie bardziej prymitywnych i barbarzyńskich od nielicznych tutaj wojowników poległego tana Arnolda. Przyglądał się uporczywie tym ostatnim, szukając jakiejś znajomej twarzy. Wreszcie znalazł. Wydało mu się, że rozpoznał starszego już wiekiem wojownika, trzymającego często straż na wałach grodu.

– Przyprowadź tego tam człowieka z obandażowaną ręką, chciałbym porozmawiać z nim na osobności.

Adiutant przekazał polecenie kilku strażnikom i wkrótce przed Marcusem stanął zachowujący nadal ponurą obojętność barbarzyńca.

– Służyłeś w grodzie tana Arnolda? – upewnił się.

– Tak, panie.

– Wiesz, kim jestem? Poznajesz mnie?

– Tak, panie. Byłeś u nas jeńcem, nasz tan i jego dziewuszka traktowali cię dobrze. Potem uciekłeś w jakiś dziwny, może czarodziejski sposób, nie widziałem tego na własne oczy, ale różnie ludzie o tym mówili. A teraz Dobrzy Bogowie sprawili, że zostałeś tutaj panem i słuchają twoich rozkazów, a my przegraliśmy i popadliśmy w niewolę. Ale nie łudź się, że chociaż twoja wiedźma zabiła naszego tana ogniem i przegraliśmy bitwę, złamała ducha wolnych Ludzi Północy. Nasza dziewuszka, panienka Aurora, też potrafi ciskać płomienie i dostała starą wiedźmę. Sam to widziałem, a i ty może również. Na pewno nie podaruje spalenia ojca, taka śmierć żąda zapłaty.

Marcus poczuł nieprzyjemny dreszcz, nie zrezygnował jednak ze swoich planów.

– Wezwałem cię właśnie w sprawie panienki Aurory. Mam wiadomość, która może okazać się dla niej ważna. Czy jeżeli cię uwolnię, przysięgniesz na Dobrych Bogów, że przekażesz wiernie moje słowa? Panience Aurorze i tylko jej?

– A czegóż to miałaby wysłuchiwać od wroga?

– To nie twoja sprawa. Przysięgnij na Dobrych Bogów. A może wolisz zgnić w niewoli? Jeżeli przysięgniesz, każę wypuścić również twoich pobratymców.

– Co to za wiadomość, panie?

– Najpierw przysięgnij!

– Przysięgam na Dobrych Bogów, że przekażę twoje słowa, panience Aurorze. Tylko jej i tak szybko, jak zdołam. Ale co ona z nimi zrobi, to już jej wola.

– Dobrze, o nic więcej mi nie chodzi.

Marcus starannie ważył teraz myśli. Nie ośmielił się napisać listu, który mógłby wpaść w niepowołane ręce.  Ale i posłańcowi nie mógł przecież ujawnić całej prawdy.

– Powiedz… powiedz, że Marcus z Międzyrzecza i Siedmiu Bram żałuje tego, co się stało. Żałuje, że wiedźma zabiła tana Arnolda, a on nie zdołał temu zapobiec. I raduje się, że Aurora utrzymała wtedy osłonę. Jeżeli zechce, to może przekonać się o prawdziwości tych słów jutro pod dębem nad rzeką, o tej samej porze.

– To ma być to przesłanie? Ona bardzo dobrze wie, kto zabił jej ojca. W twoje zapewnienia nie uwierzy, a co do dębu i rzeki, nic z tego nie pojmuję.

– Nieważne, te słowa nie są skierowane do ciebie, wojowniku. Powtórz, co usłyszałeś.

– Żałujesz, że zginął nasz tan i cieszysz się, że panienka się obroniła. O tym, że to prawda, może przekonać się nad jakąś rzeką, pod dębem.

– Jutro o tej samej porze, wojowniku. To ważne, więc zapamiętaj. I to, że tana zabiła wiedźma. To jeszcze ważniejsze. Przysięgnij, że powtórzysz dokładnie takie słowa panience Aurorze.

– Już raz przysięgałem – obruszył się, urażony.

– A więc załatwione. Potrafisz i możesz jechać konno?

– Niezbyt dobrze, ale jakoś podołam, nawet z tą ręką.

– Dam ci konia i jedź do grodu. Tak jak obiecałem, uwolnię również twoich towarzyszy. Aha, powiedz jeszcze panience Aurorze, że w Królestwie też lubimy kwiaty i chętnie oddam jej to, co sama mi kiedyś ofiarowała.

Odprawił barbarzyńcę i ponownie wezwał przydzielonego sobie adiutanta.

– Przygotujcie Stokrotkę, konia, na którym przyjechałem przedwczoraj do obozu i dajcie temu człowiekowi. Uwalniam go i niech wraca do swoich.

– Ale, panie…

– To rozkaz.

– Tak, panie.

Młody oficer przekazał stosowne polecenia, nie wydawał się jednak w pełni przekonany o ich słuszności. Oddalił się wkrótce, pod pretekstem odnalezienia konia. Może i zajął się również tym, ale przede wszystkim powiadomił generała Harolda. Toteż generał pojawił się przy zagrodzie jeńców, zanim przyprowadzono Stokrotkę.

– Co zamierzasz, panie?

– Odsyłam jednego z jeńców, by zaniósł wiadomość barbarzyńcom. Pozostałych też uwalniam, na znak dobrej woli.

– Zamierzasz z nimi negocjować, panie? Teraz, gdy pokonaliśmy ich w wielkiej bitwie?

– Tak. To posłuży interesom księstwa i naszej dobrej pani.

– Ona sama nic o tym nie mówiła.

– Ale jest to zgodne z jej zamierzeniami i dała mi upoważnienie do podejmowania działań, które uznam za słuszne i korzystne dla Siedmiu Bram, sam słyszałeś.

– Tak, słyszałem. I dlatego nie będę się sprzeciwiał, chociaż wcale mi się to nie podoba.

– Niczego więcej nie oczekuję, generale.

– W takim razie pozwól, panie, że wrócę do moich obowiązków.

– Jeszcze jedno. – Marcus, podniesiony na duchu zwycięstwem w tej pierwszej utarczce, postanowił poruszyć ważniejszą sprawę.

– Cóż takiego, panie?

– Zostaniemy tu jeszcze dwa dni, odwrót rozpoczniemy pojutrze.

– To niemożliwe, panie. Otrzymaliśmy inne rozkazy.

– To niezbędne dla podjęcia negocjacji.

– Dostojna lady Berenika, księżna Siedmiu Bram, a twoja pani i małżonka, wyraźnie rozkazała przed wyjazdem, abyśmy odwrót rozpoczęli już dzisiaj. Ty sam, panie, również musiałeś to słyszeć.

Generał nie odmówił sobie tej satysfakcji. Istotnie, Sudrun wypowiedziała na odjezdnym takie słowa, nie przywiązując pewnie do nich większego znaczenia, a oto stały się przeszkodą dla realizacji  planów Marcusa.

– Dała mi prawo decyzji.

– Ale nie prawo zmiany jej własnych, wydanych osobiście rozkazów. I te rozkazy naszej pani wykonam.

Chłopak pojął, że dyskusja nie ma sensu. Harold, urażony w swojej dumie, stawi w tej sprawie opór niechętnie widzianemu zwierzchnikowi, skoro znalazł ku temu dobry pretekst. Czy zresztą on sam miał prawo opóźniać wymarsz? Czyż nie powinien samemu jak najprędzej ruszać ku Złotej Bramie? Sudrun i tak nie zdąży, co prawda, w żaden sposób wesprzeć, ale przecież nawet gdyby wszystko poszło dobrze, Berenika będzie potrzebowała jego magicznej siły. Będzie jej potrzebowała, żeby ukazać się wszystkim jako prawdziwa pani magii i umocnić władzę, zagrożoną przez własną matkę. Z drugiej strony, nie mógł przecież zostawić w obecnym stanie spraw z Aurorą.

– Rozumiem, generale. W takim razie, niech główne siły ruszają już dzisiaj, pod twoim dowództwem. W ten sposób wykonasz rozkazy szlachetnej księżnej, naszej pani i mojej małżonki. Ja zostanę tutaj jeszcze dwa dni z kilkoma szwadronami jazdy. Nieobciążeni taborami, dogonimy was bez trudu.

– Nie mogę na to pozwolić.

– To w żaden sposób nie sprzeciwia się rozkazom lady Bereniki i mieści się w zakresie pełnomocnictw, których mi udzieliła. Jak może pamiętasz, dotyczyły one również możliwych rozmów z barbarzyńcami.

Tym razem to on stanął na mocnym gruncie i generał nie mógł odmówić, nie posuwając się do granicy niesubordynacji.

– Zostawię ci, panie, pięć szwadronów.

– Dziękuję, generale. To w zupełności wystarczy. Jeśli chcesz, możesz wracać do swoich obowiązków.

Podniesiony na duchu, obserwował jak uwalniano jeńców. Wybrany przez niego posłaniec dosiadł konia i niezbyt pewnie pokłusował w stronę ściany lasu. W tym tempie dotrze do grodu może przed wieczorem. Czy Aurora uwierzy w niewinność Marcusa? I czy zrozumie przesłanie? Na pewno to, że chciałby się z nią spotkać w miejscu, w którym wiedźma zastawiła swoją pułapkę. Ale czy pojmie, że mówiąc o zwróconym darze ma na myśli nie tylko konia i ewentualnie jej własnych ludzi, do czego można by się odwołać, gdyby jego słowa w jakiś sposób trafiły jednak do niepowołanych uszu, ale przede wszystkim to, że w zamian za umiejętność rzucania czarów zamierza teraz oddać dziewczynie własną moc. Moc, której ona sama z pewnością bardzo obecnie potrzebuje. A gdy już to uczyni, stanie wobec niej bezbronny i w ten sposób udowodni swoją niewinność. I czy Aurora zechce taki dowód przyjąć?

Snując te myśli, obserwował rozkuwanie i uwalnianie jeńców. Ci nie dostali już koni, ostatecznie nie miał zamiaru rozdawać ich dziesiątkami. Pomimo obojętnych spojrzeń, którymi go obrzucali, musieli jednak wiedzieć, kto dał  im wolność. Może nie miało to większego znaczenia, ale na pewno nie zaszkodzi.

Pomimo tego, że armia Siedmiu Bram zasiedziała się w tym miejscu przez dłuższy czas obóz zwinięto sprawnie. Żołnierze wydawali się zadowoleni z końca kampanii, z tego, że wracają do siebie, do czekających ich nagród i dowodów uznania, pełnych podziwu spojrzeń pozostawionych w domu bliskich, czy choćby opłaconych za srebro dziwek, do kufli piwa, które będą im stawiać spragnieni opowieści o bitwie bywalcy gospód. Gdy odpowiednio uporządkowane kolumny ruszyły w drogę, podjechał generał Harold w towarzystwie innego, równie ponurego oficera.

– Zgodnie z rozkazami dostojnej księżnej idziemy ku przełęczy i Złotej Bramie. Tak jak sobie tego życzyłeś, panie, zostawiam ci tutaj pięć szwadronów. Pułkownik Morcar będzie dowodził twoją eskortą.

Młodszy z oficerów zasalutował, uderzając pięścią w tors.

– Życzę pomyślnego marszu, generale. Mam nadzieję, że spotkamy się za kilka dni.

Harold wyraźnie zwlekał z odjazdem, zapewne ciekawy rozkazów, jakie sir Marcus wyda dowódcy wydzielonego oddziału. Chłopak nie dał mu tej satysfakcji i dopiero gdy generał dołączył w końcu do jednej z grup konnych, odezwał się do Morcara.

– Pułkowniku, zostaniemy tu najpewniej do jutra. Powierzam ci organizację i zabezpieczenie naszego obozu.

– Czy to wszystko, szlachetny panie?

– Na razie tak. Resztą zajmiemy się jutro.

Nawet jeżeli Morcar zamierzał wysłać do generała posłańca z wiadomościami, to i tak nie miałby nic do przekazania. A następnego dnia będzie za późno, by Harold mógł przeszkodzić planom chłopaka. Marcus zrozumiał już bowiem, że nikt nie wypuści go z obozu samego. Na coś takiego nie zgodziłby się żaden z oficerów. Samotne misje mogła podejmować księżna, jeżeli uznała to za potrzebne, ale osłaniała ją przecież magia. A panów szlachetnej krwi należało chronić przed wszelkimi niebezpieczeństwami. Takie rozkazy obowiązywały zawsze i wszędzie. Błękitnokrwiści byli zbyt cenni, a zarazem zupełnie bezbronni. Przeklął w duchu paradoks obecnej sytuacji. Oto Sudrun przemierza samotnie ziemie barbarzyńców w ryzykownej misji, nie mając w sobie ani odrobiny magicznej siły, podczas gdy on, przepełniony  mocą i potrafiący jej używać, zmuszony jest udawać wymagającego silnej eskorty arystokratę. Eskorty, której będzie musiał w jakiś sposób się pozbyć, jeżeli spotkanie z Aurorą miałoby dojść do skutku. Sposób przychodził mu do głowy tylko jeden. Użyje właśnie magii, nic innego nie zdoła wymyślić. Pewnie uda się wytargować z Morcarem, by przy wyjeździe z obozu towarzyszyło mu jutro niekoniecznie aż pięć szwadronów, ale mniej niż pięćdziesięciu ludzi to już na pewno nie. Gdyby miał tutaj Demona, mógłby pomyśleć o czymś innym, ale tak, pozostawały tylko czary. Czy miałby zabić wszystkich towarzyszących mu zbrojnych i zrzucić winę na barbarzyńców? Taki pomysł podsunęła na odjezdnym Sudrun, może nawet na serio. On nie potrafi się chyba na coś takiego zdobyć, nie chciał stać się niosącym śmierć i zniszczenie szalonym czarownikiem z opowieści.

Resztę dnia spędził na nerwowym krążeniu po obozie, na szczęście wszyscy, łącznie z pułkownikiem, schodzili mu z drogi, a sam Marcus też nie wtrącał się w codzienne sprawy odpoczywających żołnierzy. Nadal niczego przydatnego nie wymyślił. Ranek wstał zimny, dżdżysty i pochmurny, w powietrzu dawało się już wyczuć jesień. Z trudem wytrwał do wczesnego przedpołudnia. Pora spotkania nie została wyznaczona dokładnie, a i nad rzekę miał spory kawałek drogi, uznał więc, że może i powinien już ruszać. Zresztą i tak nie potrafił usiedzieć dłużej na miejscu.

Zgodnie z przewidywaniami, Morcar nie zgodził się na samotną eskapadę błękitnokrwistego pana i nalegał na zabranie przynajmniej jednego szwadronu. Marcus zdołał wytargować zmniejszenie eskorty do połowy tej jednostki, pięćdziesięciu konnych. Z całym zdecydowaniem pułkownik oświadczył natomiast, że osobiście obejmie dowództwo oddziału.

– To moje najważniejsze zadanie, szlachetny panie. Po to tutaj jestem, bo przecież nie po to, by dowodzić obozem.

Na to Marcus nie znalazł odpowiedzi. Ruszyli w nasilającym się deszczu, chłopak kluczył i udawał, że zastanawia się nad wyborem drogi. Nie miał zamiaru prowadzić żołnierzy eskorty w pobliże miejsce spotkania. Co mógł zrobić? Mżawka zmniejszy skuteczność czaru ognia, ale magicznej siły i tak na pewno by mu nie zabrakło. Nie chciał jednak korzystać z tego śmiertelnego żywiołu. Drażniące oczy krople deszczu nasunęły wreszcie lepszy pomysł. Jego zastosowanie wymagało większego wysiłku, musiał sięgnąć równocześnie po sploty wody i powietrza. Jeżeli jednak wszystko pójdzie dobrze, zgubi eskortę i nikt nie powinien zorientować się w tym, że użył magii. Ogniste kule nie rodzą się same z siebie, ale gwałtowne zawieruchy oraz siekące deszczem wiatry i owszem. Nadal klucząc po lesie przygotowywał potrzebne zaklęcia, próbując swoich umiejętności i stopniowo wzmacniając siłę żywiołów. Wreszcie uderzył z całą mocą, wodą oraz powietrzem. Na ludzi i konie spadła prawdziwa fala niesionego wiatrem deszczu, oślepiając i ogłuszając. Niezbyt gęste w tym miejscu poszycie lasu nie zdołało temu przeszkodzić. Pamiętał o tym, by w odpowiedniej chwili wysunąć się do przodu i postawić następnie osłonę, obejmującą jednak tylko jego samego i dosiadanego konia. Słaby poblask chroniącej przed żywiołami bariery rozpłynął się w ogólnej zawierusze. Ponieważ czuł się coraz pewniej przy pracy z żywiołami, otworzył przed sobą wolną od wiatru i deszczu ścieżkę, którą ruszył naprzód, pozostawiając walczących z nawałnicą żołnierzy eskorty. Ich nawoływania oraz rżenie koni wkrótce osłabły i zostały gdzieś w tyle. Rzęsista ulewa zacierała przy okazji ślady kopyt. Poczuł się odrobinę winny wobec ludzi, którzy zamierzali tylko go chronić, ale lepiej przecież, że trochę zmokną. Alternatywą było wszak spalenie na popiół. Dlatego podtrzymywał jeszcze przez jakiś czas sprowadzony na oddział potop, oddalając się zarazem pospiesznie. Potem zmniejszył siłę żywiołów, naturalne nawałnice o takiej gwałtowności nie trwały przecież wiecznie, rozszerzając jednak zarazem obszar objęty nadal zawieruchą. Dzięki temu żołnierze z pewnością szybko go nie znajdą.

Zmienił teraz kierunek jazdy i podążył  w ogólnym kierunku rzeki. Trafił na nią wreszcie, dalej niż się spodziewał, ruszył wodą w górę nurtu. Miał nadzieję, że nie stracił w tym wszystkim orientacji i jedzie we właściwą stronę. Towarzysząca mu naturalna mżawka nie wymagała już stawiania osłon. Wreszcie dotarł na skraj dobrze zapamiętanej, porośniętą trawą równiny. W oddali majaczyło samotne, potężne drzewo. Deszcz osłabł jeszcze bardziej i widoczność poprawiła się. Mógł teraz bez żadnych wątpliwości rozpoznać pokiereszowane przez Aurorę konary dębu. Tak, to z pewnością tutaj. Nikt jednak w wyznaczonym miejscu nie czekał, chociaż południe dawno już minęło. Może powodowany niecierpliwością przybył za wcześnie? A może dziewczyna ukrywa się gdzieś wśród drzew, podobnie jak i on obserwując okolicę? Jeżeli w ogóle zdecydowała się przybyć oraz ofiarować mu możliwość wyjaśnień. A może przybędzie tylko po to, by dokonać zemsty w chwili, gdy on sam odda moc i znajdzie się na jej łasce? Nie, nie wierzył, by okazała się zdolna do takiej perfidii. By sięgnęła po sposób, którego obawiali się dawni czarodzieje i który dla niejednego musiał stać się zgubą. Jeżeli Aurora rzeczywiście się pojawi, to z pewnością da mu szansę.

Nie mógł jednak w nieskończoność ukrywać się wśród drzew. To on poprosił o spotkanie i powinien pierwszy wyjechać na otwartą przestrzeń, choćby po to, by udowodnić własną szczerość. Niech go Dobra Bogini wspomaga, od tej rozmowy zależy bardzo wiele. Ścisnął konia łydkami i ruszył naprzód. Powoli zbliżał się do brodu i rosnącego przy nim dębu. Nadal nikogo. Podjechał już na tyle blisko, że mógł rozpoznać szczątki nieszczęsnego Orła. Dzielny rumak ocalił mu życie kosztem własnego, a słaby czar wzniecony przez wiedźmę nie zdołał spopielić go bez reszty. Nadpalone, ogryzione już częściowo przez padlinożerców kości budziły nieprzyjemne skojarzenia. Przejechał rzekę i ominął je szerokim łukiem.  Zatrzymał się pod drzewem. Nadal nikogo. Może posłaniec nie przekazał wiadomości, może Aurora jej nie zrozumiała? Wydawało się to mało prawdopodobne, raczej już mu nie uwierzyła. A może, aż dreszcz przeszedł od tego przypuszczenia, może to ona podejrzewa go o zamiar zwabienia jej w zasadzkę i spalenia ogniem, jak miałby to w  przekonaniu dziewczyny uczynić podczas bitwy z ojcem?

Ponurym rozmyślaniom zawtórował nieprzyjemny skrzek kruka. Czarnopióry padlinożerca przysiadł przy szczątkach Orła i szarpał jakieś nadgniłe już resztki mięsa. Najwyraźniej nie przejmował się obecnością Marcusa. Zirytowany chłopak ruszył konno, chcąc przepłoszyć paskudę. Nie pozwoli przynajmniej na to, by kości dzielnego rumaka ogryzały przy nim takie kreatury. Ptak z niechęcią odleciał. Wtedy zauważył coś niezwykłego. Zeskoczył z siodła, przyklęknął. Na odsłoniętej częściowo czaszce konia leżała wilgotna od deszczu wiązka stokrotek. Wziął ją w dłonie, zasuszone, bo zerwane  zapewne wiosną kwiatuszki rozsypywały się w rękach. Ale nie tylko dlatego. Z jednej strony bukiet nosił ślady ognia, który spopielił tam wszystkie kwiaty.

46

Zbrojnych z oddziału pułkownika Morcara napotkał późnym popołudniem. Nie ukrywał się już, nie kluczył po lesie i nie przywoływał ulewnej zawieruchy. Nie miał takiej potrzeby i dostrzeżono go, gdy tylko zbliżył się do przetrząsającego niezbyt gęsty las patrolu.

– Jesteś, szlachetny panie. Dzięki niech będą Dobrej Bogini, szukamy cię od chwili, gdy spadła ta nawałnica.

– Ja również zgubiłem drogę.

Nie zamierzał mówić nic więcej, to nie była ich sprawa. Cóż mogło obchodzić zwykłych żołnierzy, że planował spotkać się z przywódczynią ich wrogów, spróbować wyjaśnić Aurorze, że nie zabił jej ojca, który to czyn cała armia Siedmiu Bram uznawała za powód do chwały samej księżnej Bereniki, że za jedyny sposób udowodnienia prawdy uznał oddanie dziewczynie własnej mocy i zdanie się na jej łaskę? I cóż mogło ich wreszcie obchodzić, że odrzuciła poselstwo, nie tyle nawet zignorowała, ale odrzuciła, przypominając Marcusowi, ile jej zawdzięcza i jak za to podziękował. Płacąc złem za dobro. Bo tak pojmował podrzucony niewątpliwie z rozkazu Aurory, a może nawet przez nią osobiście, nadpalony bukiet stokrotek. Czyż nie tak nazywała się klacz, którą mu podarowała? Czyż nie uznała kwiatów o tej nazwie za symbol daru o wiele ważniejszego? I czy osmalenie ogniem nie stanowiło innego jeszcze znaku, znaku czynu, który to jemu przypisywała? Przynajmniej nie szukała zemsty, choć mogła to zrobić. Czy przyglądała mu się z ukrycia, jak troskliwie zebrał kwiatuszki, zawinął w jakąś chustę i schował za pazuchę? Jeżeli nawet, to nie próbował nawoływać dziewczyny czy dawać jej jakichkolwiek znaków. Skoro nie zechciała się spotkać, to w żaden sposób nie zmieni teraz jej decyzji. Może kiedyś, w bliżej nieokreślonej przyszłości, może nie zamknęła drogi do porozumienia. Żywił nadzieję, że ten bukiet oznacza i to. Dlatego ukrył kwiatki jak najdroższy skarb. A może wszystko to sobie tylko wyobrażał, by uspokoić własne sumienie?

– Musimy natychmiast zawiadomić pułkownika, panie. – Słowa dowódcy patrolu przywróciły Marcusa do rzeczywistości.

– Oczywiście, żołnierzu.

Jeden z jeźdźców uniósł do ust róg i wydał serię umówionych dźwięków. Po niedługim oczekiwaniu zaczęły one sprowadzać kolejne grupki zbrojnych. Sygnalista powtarzał je zresztą co pewien czas. Wreszcie zjawił się sam Morcar.

– Co się stało, panie? Nie mogliśmy cię znaleźć, a odpowiadamy za twoje bezpieczeństwo.

– Zgubiłem drogę w tej przeklętej zawierusze.

– Szukamy cię przynajmniej od południa, nawałnica nie trwała aż tak długo.

Uznał, że oficer nie da się zbyć równie łatwo, jak jego ludzie. Miał swoje rozkazy, wydane zapewne na odjezdnym przez generała Harolda. Skinął na Morcara, oddalili się od uszu żołnierzy.

– Pułkowniku, nie potrzebowałem waszego towarzystwa i to ty narzuciłeś się ze zbędną eskortą. Wykorzystałem ulewę, by was zgubić i wykonać zadanie zlecone mi przez samą księżną Berenikę. Na czym polegało, nie twoja sprawa.

Miał świadomość, że lepiej zorientowani domyślą się, że zależało mu na jakichś kontaktach z barbarzyńcami, skoro rozkazał uwolnić jeńców. Nie zamierzał się jednak tłumaczyć. Lepiej zasłonić się rzekomymi rozkazami Bereniki. Jeżeli cały plan się powiedzie, pani i małżonka w razie potrzeby je potwierdzi. A jeżeli Sudrun się nie uda, nie będzie to miało żadnego znaczenia. Najważniejsze, by nikt nie zaczął podejrzewać go o magiczne sprowadzenie ulewy..

– Jak uważasz, szlachetny panie. Pamiętaj jednak, że odpowiadamy za twoje bezpieczeństwo i tych rozkazów nikt nie zmienił.

– Doceniam twoją troskę i postaram się nie narażać więcej żołnierzy na podobne kłopoty. A teraz wracajmy do obozu. Jutro ruszymy w ślad za głównymi siłami.

– Wedle rozkazu, szlachetny panie.

Tak jak przypuszczał, oficer nie ośmielił się wypytywać o szczegóły owych zamierzonych rozmów. Marcus wiedział, że nie uniknie plotek i domysłów, te i tak nieuchronnie by się jednak pojawiły, a potwierdzając niektóre z nich, odwracał przynajmniej uwagę od okoliczności zgubienia eskorty i tego, że musiał zdecydowanie zbyt mocno liczyć na szczęśliwy dla siebie traf, jakim okazała się deszczowa nawałnica. Nikt nie powinien podejrzewać, że temu szczęśliwemu trafowi dopomógł. A wszystko i tak na próżno. Żywił nadzieję, że przynajmniej Sudrun wiedzie się lepiej. Miała przed sobą przynajmniej siedem dni drogi, zapewne pokona je szybciej, dosiadając Demona i wiedząc, ile od tego pośpiechu zależy. O ile nie spotka jej jakaś zła przygoda, przemierza w końcu kraj wroga. A na końcu drogi zadanie najtrudniejsze. Na jej korzyść działały zaskoczenie i przekonanie, że przybywa jako zwycięska, prawowita władczyni. Starą wiedźmę wyprzedzi na pewno, o ile nic złego się dziewczynie nie przydarzy. Tak czy inaczej, do Siedmiu Bram dotrzeć jeszcze nie mogła. Przed nią nadal dwa, trzy dni drogi.

Tymczasem to oni bez przeszkód zajechali do obozu. Przemoczeni żołnierze z ulgą przyjęli możliwość ogrzania się i odpoczynku. Siedząc samotnie w obszernym namiocie księżnej Marcus popijał zaprawione korzeniami  wino, bez końca obracał w dłoniach zasuszone stokrotki, martwił się o Sudrun oraz myślał o Berenice. Jeżeli nawet cały ten szalony plan się powiedzie, to co dalej? Jak pani i małżonka przyjmie jednoczesne objęcie władzy w potężnym księstwie, opromieniona przy tym świeżą, ale fałszywą chwałą największego zwycięstwa nad barbarzyńcami, oraz wiadomość o nowych, nieograniczonych niemal umiejętnościach magicznych pierwszego męża? Kochał swoją panią, nie wątpił, że i ona podziela podobne uczucia, ale czy zdoła podzielić się również władzą? Co prawda, on tej władzy wcale nie pragnął, sama jednak pchała się mu w ręce. Posiadając taką moc i zdolności nie nadawał się do roli nijakiego małżonka, posłusznego dostarczyciela magicznej siły. Berenika w nagłym odruchu podarowała mu pierwszy czar, ale teraz będzie musiała zdać sobie sprawę z nowej sytuacji. A władzę nad księstwem uważała za należne jej dziedzictwo. I jeszcze sprawa z Aurorą oraz barbarzyńcami. Pani i małżonka nie wydawała się okazywać wobec nich szczególnie przyjaznych uczuć. Może nie prowadziłaby wojny w sposób równie okrutny jak matka, czy da się jednak nakłonić do zawarcia pokoju? Po wszystkim, co się stało? Bo przecież nie zdoła tego ukryć, zresztą nie miał takiego zamiaru. Cokolwiek by się nie wydarzyło, są sobie nawzajem potrzebni i będą musieli się dogadać. Przynajmniej tyle, ale nie chciał opierać wspólnej przyszłości na takiej tylko podstawie. Pragnął czegoś więcej, znacząco więcej. I zależało mu na tym o wiele bardziej niż na władzy czy tej po tysiąckroć przeklętej mocy.

Główne siły dogonili drugiego dnia niezbyt forsownej jazdy. Droga przebiegła spokojnie, nie natrafiali na żadne oznaki oporu barbarzyńców. Powrót nieobliczalnego pana szlachetnej krwi, w dodatku obdarzonego przez księżną niecodziennymi pełnomocnictwami, niespecjalnie ucieszył generała Harolda. Z pewnością pułkownik przesłał mu już wiadomości o poczynaniach Marcusa, nie musiał więc niepokoić się o jego losy. Przyjął nominalnego zwierzchnika z kwaśną miną.

– Dobrze, że wróciłeś, panie. Będziemy mogli przyspieszyć marsz. Prawdę mówiąc, musimy to uczynić, bo kończą nam się zapasy, a o żywność tutaj trudno. Te ziemie zdążyliśmy już spustoszyć, przynajmniej konie znajdują jeszcze dość trawy, ale ludzie też potrzebują jedzenia.

– Nie mam nic przeciwko szybszemu pochodowi.

– Właściwie, to zamierzam ponownie rozdzielić wojska. Kraj wydaje się spacyfikowany, mniejszym kolumnom będzie łatwiej o zaopatrzenie, a i tak poszczególne kontyngenty powinny powrócić do swoich zamków.

– Nasza pani nie wydała w tej sprawie żadnych rozkazów. – Marcus pomyślał, że należałoby raczej zachować wojska w całości, zwłaszcza wobec nieznanych przecież do końca zamiarów krążącej gdzieś wiedźmy. – Myślę, że bezpieczniej byłoby kontynuować marsz razem.

– To niemożliwe, panie. Decydują o tym ważne powody i nie zdołasz tego zmienić.

– Mam upoważnienia od samej księżnej.

– Ale nie dotyczą one spraw czysto wojskowych. Dokładnie takie rozkazy wydała na odjezdnym nasza pani, a tutaj mamy taką właśnie sytuację. Jutro zaczniemy rozdzielać oddziały, poza wszystkim, przyspieszy to powrót w bardziej cywilizowane okolice. Idzie zima.

Po raz kolejny Marcus mógł się przekonać, z jaką niechęcią generał przyjął jego nieoczekiwaną pozycję namiestnika i wykorzystywał każdą okazję, by zachować faktyczne dowództwo. Pojął, że nie zdoła zmienić decyzji Harolda. Trudno, trzeba mieć nadzieje, że Sudrun dociera właśnie do Złotej Bramy i ich plan się powiedzie. A może już się powiódł? To teraz najważniejsze.

Przez kolejne trzy dni poszczególne oddziały odrywały się od głównych sił i ruszały w stronę swoich stałych kwater w różnych punktach granicy. Przynajmniej pochód istotnie udało się przyspieszyć. Nie mieli zresztą żadnych powodów, by pozostawać dłużej na niegościnnej ziemi barbarzyńców i żołnierze cieszyli się z rychłego powrotu. Marcusa rozsadzały niecierpliwość i niepokój, Sudrun z pewnością musiała już dotrzeć do Złotej Bramy. Cóż tam się stało? Najchętniej i on wyruszyłby na południe, samotnie albo niechby i nawet na czele przydzielonej mu eskorty. Nie wiedziałby jednak, w co się właściwie pakuje. I co z armią, której trzon przynajmniej nadal miał pod wątpliwą, ale jednak kontrolą. Gwardzistka obiecała w razie powodzenia swojej misji wyprawić posłańca. A właściwie, to posłanie powinna przecież przesłać prawdziwa Berenika, jego prawowita pani i małżonka. Najlepiej, gdyby wysłała samą Sudrun, w jej własnej już postaci. Przecież tak czy inaczej, musiała ją po swoim uwolnieniu dziewczynie przywrócić, bo dla dwóch księżnych w jednym zamku miejsca nie było. Liczył dni, które upłynęły od wyjazdu gwardzistki, drogę, którą miała do przebycia, tempo ich własnego, nadal zbyt powolnego marszu.

Minął jeden niespokojny dzień, podczas którego spodziewał się już powrotu Sudrun. Potem noc i poranek następnego, przedpołudnie. Wydał rozkazy, by natychmiast doprowadzono każdego posłańca przybywającego ze Złotej Bramy. Nadal nic… Czy coś mogło pójść nie tak? Czy gwardzistka nie zdołała wypełnić swojej misji? Czy stara księżna potrafiła ją jakiś cudem wyprzedzić? A może napotkała na jakieś inne, nieprzewidziane przeszkody?

Wreszcie, z trudem zachowywana cierpliwość Marcusa została wynagrodzona.

– Szlachetny panie, przybył goniec z zamku.

– Dawać go tu natychmiast!

Miał nadzieję, że ujrzy Sudrun, ale pojawił się jakiś nieznany mu, zmęczony trudami szybkiej jazdy żołnierz.

– Jakie wieści przynosisz?

– Pozdrowienia od szlachetnej księżnej Bererniki oraz skierowane do ciebie, panie, pismo.

– Czy księżna pozostaje w dobrym zdrowiu?

– Tak, panie. Oczekuje powrotu zwycięskiej armii oraz swojego zwycięskiego rycerza. Takie słowa poleciła mi powtórzyć.

– Dawaj ten list!

Przypomniał sobie, umówione z Sudrun hasło. A więc chyba wszystko przebiegło pomyślnie? Pomimo to, z trudem zdołał opanować niecierpliwość, podziękować posłańcowi i polecić, by zadbano o jego potrzeby. Okazało się, że goniec przywiózł jeszcze pismo do generała Harolda i zamierza jak najszybciej wręczyć je dowódcy armii. Dzięki temu Marcus zyskał po odprawieniu żołnierza chwilę spokoju, z dala od badawczych spojrzeń niechętnego mu oficera. Pospiesznie złamał pieczęć ze znakiem Bramy.

Do szlachetnego sir Marcusa,

pierwszego małżonka księżnej Bereniki z Siedmiu Bram.

 

Ukochany!

 

Zawiadamiam Cię z radością, że udało się pomyślnie przeprowadzić sprawy, które zmusiły mnie do opuszczenia armii i powrotu do Złotej Bramy. Mogę teraz z niecierpliwością wyglądać powrotu mojego zwycięskiego rycerza, który oby nastąpił jak najszybciej. Nasza rozłąka trwała zdecydowanie zbyt długo, dobrze jednak wiesz, że nie mogłam postąpić inaczej. Wszystko zdaje się układać pomyślnie, chociaż nadal mam jeszcze sporo do zrobienia, by oficjalnie ustanowić moje rządy w Siedmiu Bramach i uporządkować znane Ci kwestie związane z objęciem dziedzictwa po śmierci bohaterskiej Lady Berengarii. Z pewnością przydadzą się przy tym Twoja pomoc i rada, obecność pierwszego małżonka doda też splendoru stosownym uroczystościom. Tym bardziej, że pomimo odczuwanej żałoby, będziemy mogli ogłosić poddanym oraz całemu Królestwu dobre nowiny. Niech uradują wszystkich wieści o zwycięstwie nad barbarzyńcami oraz o utrwaleniu nieprzerwanej linii krwi Siedmiu Bram. Miałeś w tym swój wielki udział i zamierzam to docenić, uznając Twoje zasługi oraz wybitną pozycję. Ale nie tylko z tego powodu oczekuję Twojego szybkiego powrotu, o czym powinieneś dobrze wiedzieć, mój zwycięski rycerzu. Mam nadzieję, że i Ty podzielasz moje uczucia.

Zamierzam również odpowiednio uhonorować i wynagrodzić dzielnych żołnierzy oraz gwardzistów, którzy zasłużyli się podczas tej kampanii. Złota Brama, nasze księstwo i całe Królestwo przyjmą Was jak bohaterów. Wydałam stosowne rozkazy w tej sprawie także w piśmie do generała Harolda, raz jeszcze potwierdzając pełnomocnictwa, których udzieliłam Ci, ukochany, opuszczając obóz. Nie wątpię, że potrafiłeś wykorzystać je zgodnie z moimi zaleceniami, a obecnie bez przeszkód doprowadzisz wojska do Złotej Bramy. To ważne, bo chciałabym godnie powitać mojego zwycięskiego rycerza. Oby Dobra Bogini zesłała Ci zdrowie, pomyślność oraz szybki, bezpieczny powrót.

 

Kochająca Cię z całego serca

Berenika

księżna Siedmiu Bram.

Czytał te słowa niecierpliwie, zachłannie, z narastającą radością. A więc udało się! W liście, który musiała przecież napisać Berenika, aż trzykrotnie użyto umówionego hasła. Jego ukochana pani i małżonka została uwolniona i objęła władzę w księstwie. Zapowiadała niedwuznacznie, że docenia i wynagrodzi zasługi Sudrun, o co trochę się obawiał. Co więcej, dawała do zrozumienia, że wie również o jego własnych, nowych umiejętnościach i magicznej potędze. Gwardzistka musiała jej o tym opowiedzieć, to oczywiste. Berenika wcale jednak małżonka nie odrzuca, przeciwnie, zamierza ułożyć ich wzajemne stosunki w nowy, niespotykany w Królestwie sposób. W jaki konkretnie, nad tym już się nie rozwodziła, ale przecież mogący wpaść w niepowołane ręce list zupełnie nie nadawał się do omawiania takich kwestii. Na pewno wszystko jakoś się ułoży, skoro przecież łączy ich miłość! A o tym Berenika zapewniała w każdym prawie zdaniu. I będą mieli córkę, dziedziczkę, zapewne zamierza ogłosić tę nowinę przy okazji oficjalnego objęcia tronu księstwa oraz powitania zwycięskich wojsk. Wszystko układa się znakomicie. Tylko stara wiedźma nadal stanowi zagrożenie i zapewne nie udało się jej unieszkodliwić, bo tak chyba należało zrozumieć wzmiankę o tym, że nowa księżna ciągle ma jeszcze wiele do zrobienia. I wreszcie on sam otrzyma satysfakcję za wszystkie impertynencje generała Harolda, skoro Berenika na nowo potwierdziła zwierzchnią pozycję swego pierwszego małżonka w armii, nadaną mu co prawda przez Sudrun, ale obecnie w pełni już prawowitą. Nie pozostaje nic innego, niż wracać jak najszybciej do Złotej Bramy, wiodąc armię. Trochę uszczuploną, ale w sumie nie ma to chyba większego znaczenia? Berenika z pewnością potrzebuje magicznej siły i powinien się pospieszyć, już choćby z tego powodu, jeśli już nie ze względu na uczucia obojga zakochanych w sobie małżonków. Przez chwilę powrócił do myśli o porzuceniu obozu i wyruszeniu przodem. Jednak nie, jego pani i żona wyraźnie podkreśliła w zakończeniu listu, że powinien czuwać nad armią. No tak, wiedźma nadal krąży gdzieś w pobliżu. Tak czy inaczej, marsz należy przyspieszyć. Może to i dobrze, że generał rozdzielił wojska. Tylko dlaczego Berenika nie przysłała z listem oraz wieściami Sudrun? Dziewczyna mogłaby opowiedzieć o swoim sukcesie, a on dowiedziałby się o wszystkim z pierwszej ręki. Przecież raczej nie zapałały do siebie nagłą, wzajemną sympatią, która stanęłaby na drodze szybkiego rozstania? Może Sudrun była jeszcze do czegoś nowej księżnej potrzebna w Złotej Bramie? A może… A może po prostu pani i małżonka odczuwała coś w rodzaju zazdrości? Skoro musiała już dowiedzieć się o Aurorze… Przypomniał sobie jednak wreszcie coś, o czym powinien pomyśleć już dawno. Przecież Berenika nie posiadała obecnie magicznej mocy, pozbawiona jej skutkiem prowokacji Lady Berengarii. Nie byłaby więc w stanie zdjąć czaru nałożonego na Sudrun, o ile ten nie wygasł samoistnie. A to on przecież dołożył wszelkich sił, by wzmocnić i wydłużyć jego działanie. Czyli zapewne gwardzistka nadal występuje pod postacią Bereniki i musi ukrywać się przed wszystkimi, może nawet w tych samych lochach, z których uwolniła prawowitą księżną. Tak, jego własna moc z pewnością przyda się jak najszybciej, zarówno samej pani i małżonce, jak i dzielnej Sudrun.

Odrzucił te niepokojące myśli i wybrał się na poszukiwania Harolda, który powitał chłopaka z miną jeszcze bardziej chmurną niż zazwyczaj. Najwidoczniej otrzymane od pani Siedmiu Bram rozkazy nie przypadły mu do smaku. Zgodzili się przynajmniej w sprawie przyspieszenia tempa marszu. Generał oceniał czas pozostały do powrotu na kolejnych siedem dni i takie też wiadomości posłali do stolicy. Sam Marcus dołączył prywatny list do Bereniki, w którym w oględny sposób wyrażał swoją radość z powodu uwolnienia ukochanej i objęcia przez nią tronu, a w zupełnie już otwarty zapewniał o własnej miłości, oddaniu i tęsknocie. Odnośnie Sudrun czy Aurory wolał nie czynić żadnych aluzji, takie sprawy omówią dopiero w cztery oczy. Po kilku dniach, gdy na horyzoncie majaczyło już graniczne pasmo górskie, otrzymał sformułowaną w podobnym tonie odpowiedź.

Z dużym napięciem obserwował stopniowe przybliżanie się wyniosłych, pokrytych już w dużej części śniegiem szczytów. Miał wrażenie, że poznaje okolicę, ale może to narastająca niecierpliwość podsuwała mu takie wyobrażenia. Wreszcie dotarli do przełęczy i pierwszych, wysuniętych posterunków. Dzień wstał posępny, słońce przesłaniały gęste chmury, przynajmniej jednak nie padało. Do Złotej Bramy pozostawało jeszcze pół dnia marszu. Na spotkanie z Bereniką nie musiał jednak czekać aż tak długo. Znaki dymne oraz posłańcy przekazali z wyprzedzeniem wiadomości o powrocie wojsk i młoda księżna wyjechała armii oraz pierwszemu małżonkowi naprzeciw. Prawda, powinien się tego spodziewać, pamiętając o ich pierwszym spotkaniu na błoniach zamkowych. Teraz też potężna warownia majaczyła gdzieś w oddali, gdy pojawił się podążający szybko w ich stronę silny oddział konnych pod sztandarem Bramy. Ponieważ w tej bezpiecznej już okolicy pozwolono mu jechać w straży przedniej, Marcus ujrzał orszak jako jeden z pierwszych. A przede wszystkim galopującą śmiało na jego czele amazonkę. Berenika! Wreszcie, po tylu tygodniach! Czy ona nie przesadza, przecież nosi w łonie ich córkę… Ale co tam, z pewnością sama wie lepiej, na co może sobie pozwolić. A teraz i on chce jak najszybciej wziąć ukochaną w ramiona. Ona z pewnością pragnie tego samego.

Wysunął się do przodu, pozostawiając za sobą szeregi żołnierzy. Samotna sylwetka oderwała się w odpowiedzi od grupki towarzyszy. Oczywiście, księżna dosiadała Demona, jakżeby inaczej. Wydawało mu się również, że wśród jeźdźców świty dostrzega jeszcze jedną amazonkę, Sudrun. Kolejne dowody tożsamości pani i małżonki, gdyby jeszcze takowych potrzebował. Pomyślał przelotnie, że jednak czar przestał działać i gwardzistka odzyskała własną postać. Czyżby użył zbyt mało mocy? Na szczęście, zaklęcie utrzymało się wystarczająco długo, by dziewczyna wykonała swoją misję. Nie zwalniając biegu konia, Berenika uczyniła drobny gest dłonią i powiał wiatr, rozdzierający w wybranym miejscu niską powałę chmur. Chłopak wyczuł splot magii powietrza. Spotkali się w połowie drogi, już w blasku słońca, zarumienieni od gonitwy, przejęci przepełniającymi ich uczuciami.

– Marcusie!

– Bereniko!

– Wróciłeś, ukochany. Wróciłeś jako zwycięski rycerz, jako wyzwoliciel.

– Dobrze widzieć cię w zdrowiu na grzbiecie Demona, ukochana.

– Może powinieneś sprawdzić, czy to rzeczywiście Demon?

– Nie mam co do tego wątpliwości.

– Lepiej jednak przywitaj się z przyjacielem i upewnij. A ponadto wypadałoby, żebyś w odpowiedni sposób powitał swoją panią i małżonkę, sir Marcusie. W końcu wszyscy na nas patrzą. Zauważ, że poprawiłam światło. – Przez twarz dziewczyny przemknął figlarny uśmiech. – No jazda, zeskakuj z konia.

Podobnie jak niegdyś, gdy przy wjeździe do obozu sprawdzał tożsamość udającej młodą księżną Sudrun, upadł na kolana i przywarł czołem do sierści zwierzęcia. Tak, to on, Demon, który również rozpoznał swego pana i przyjaciela. Dosiadająca wierzchowca amazonka dostarczyła usprawiedliwienia dla gestu Marcusa, podając mu dłoń do ucałowania. Cofnęła ją niechętnie, tak jak niegdyś gwardzistka. Czy może Sudrun opowiadała księżnej nawet o takich szczegółach? A może obydwie wpadły na ten pomysł niezależnie od siebie? Nieważne, nie miał zamiaru uskarżać się na sposób przywitania z żoną i czworonożnym przyjacielem. Może ustanowią nawet taki własny, prywatny zwyczaj?

Berenika uśmiechnęła się ponownie.

– A teraz powinieneś jeszcze upewnić się w sprawie własnej pani i małżonki.

Niespodziewanie, wbrew wszelkim zwyczajom etykiety zeskoczyła z siodła i ujmując głowę klęczącego nadal chłopaka, przysunęła ją do własnego łona.

– Czujesz? To nasza córka, lady Blanka. Potrafi już okazywać swoje kaprysy, nieznośna pannica!

W pierwszej kolejności przekonał się, że kształty żony wydają się nieco bardziej niż poprzednio obfite. Czy wyczuł jakieś poruszenie w głębi łona? Nie zdążył nabrać pewności, bo  dziewczyna poderwała go z kolan i wzięła w ramiona, obdarzając pocałunkiem.

– Co ty wyprawiasz, Bereniko. Przecież wszyscy na nas patrzą – wypowiedział te słowa, gdy uwolniła jego usta.

– I co z tego, ukochany? Niech widzą, jak księżna Siedmiu Bram wita zwycięskiego rycerza, który dzielnie spisał się na polu bitwy i wspiera swoją panią w trudach wojny oraz sprawowania rządów. A wiadomość o poczęciu naszej córki i dziedziczki księstwa i tak ogłosimy już wkrótce całemu Królestwu.

– W takim razie, miło poczuć cię w ramionach, pani i żono. Miło zaznać twego pocałunku, ukochana.

– Ja również długo na to czekałam.

– Nie traćmy więc czasu. Dość już się napatrzyli, ruszajmy do zamku. Nowa księżna Siedmiu Bram z pewnością potrzebuje wiele mocy, by utrwalić swoje rządy, a jej pierwszy małżonek z ochotą tę moc ofiaruje.

– Marcusie, ukochany, jest jeszcze jedna sprawa. – Dziewczyna wyswobodziła się z ramion męża i sprawiała wrażenie odrobinę zakłopotanej.

– O chodzi, Bereniko? Wszystkie inne sprawy mogą poczekać. Chyba nie stało się nic złego?

– Nie, nic złego się nie stało. Ale muszę ci kogoś przedstawić.

– Kogóż to?

Zamiast odpowiedzieć, księżna skinęła dłonią w stronę własnego orszaku, którego członkowie trzymali się dotąd taktownie z daleka, nie przeszkadzając w powitaniu małżonków. Od tej grupki oderwał się teraz samotny jeździec, elegancko odziany młody chłopak, dosiadający konia w męskim siodle. Zbliżywszy się, zeskoczył na ziemię i lekko skłonił. Szczerą, przystojną twarz ożywiał niepewny uśmiech.

– Wzywałaś mnie, pani?

– Sir Marcusie, pierwszy mężu, chciałabym, abyś kogoś poznał. Oto twój nowy brat, a mam nadzieję, że w przyszłości również towarzysz i przyjaciel, sir Lucjusz z Wysokiego Lasu, obecnie z Siedmiu Bram, mój trzeci małżonek.

47

Marcus nie bardzo pamiętał, w jaki sposób zdołał przebrnąć przez oficjalne ceremonie powitania zwycięskiej armii. Nie przypominał też sobie, jakie mniej lub bardziej uprzejme słowa zamienił z Lucjuszem, panem Trzecim, bo przecież jakieś słowa musieli wypowiedzieć. Radosny entuzjazm mieszkańców zamku, gorąco przyjmujących powracających żołnierzy, również nie zdołał poprawić nastroju chłopaka. Nade wszystko pragnął jak najszybciej porozmawiać z Bereniką. Co ona zrobiła i właściwie dlaczego? Jego własna moc już jej nie wystarczała? Czy jako wielka pani Królestwa zapragnęła korzystać z służby więcej niż jednego małżonka? A może po prostu ochłodła w swoich uczuciach? Pytania te pozostawały bez odpowiedzi, na szczerą rozmowę z księżną Siedmiu Bram nie miał bowiem tymczasem żadnych szans. Berenika witała oficerów i żołnierzy, przyjmowała paradę zwycięskich oddziałów, rozdawała nagrody i odznaczenia. Z niespodziewaną irytacją zauważył, że wydaje się dobrze zorientowana w przebiegu bitwy i zasługach poszczególnych formacji. No tak, Sudrun musiała zdać jej szczegółową relację. Czy o Aurorze oraz ich własnym spotkaniu pod dębem również? Czy to dlatego Berenika zdecydowała się na tak szybkie zawarcie kolejnego małżeństwa?

Humoru chłopaka nie poprawiła bynajmniej obecność Lady Lawinii z Wysokiego Lasu, matki sir Lucjusza. Szlachetna pani oczekiwała ich w zamku i w przesadny sposób komplementowała triumfy młodej księżnej, wyrażając nadto przy każdej okazji nadzieję, iż jej własny syn okaże się godny tak wspaniałej małżonki oraz usłuży żonie we wszelkich planach i przedsięwzięciach. Na Marcusa nie zwracała większej uwagi, począwszy od oficjalnej prezentacji, gdy potraktowała z lekceważeniem. Toteż z prawdziwą satysfakcją ujrzał wyraz twarzy arystokratki, gdy po przyjęciu parady Berenika ogłosiła wszem i wobec, iż nosi w łonie następczynię tronu, spłodzoną z pierwszym mężem. Hrabina nie zdołała ukryć zawodu i niezadowolenia. Nowy wybuch entuzjazmu zarówno żołnierzy jak i zwykłych poddanych sprawił chłopakowi krótkotrwałą radość, następnie zmuszony był jednak stać u boku Bereniki oraz przyjmować niekończący się korowód składających gratulacje dworzan, oficerów i urzędników. Wielu z nich czyniło to zapewne szczerze, ale ich słowa coraz bardziej irytowały Marcusa. Oto zwyciężył wielkiej bitwie, uratował i uwolnił ukochaną, dał jej sławę oraz władzę nad potężnym księstwem, a po tym wszystkim będzie musiał dzielić się nią z jakimś chłystkiem? Uświadomił sobie, że pani i małżonka z całą pewnością musiała już skonsumować drugie małżeństwo, korzystając z osobistej służby i mocy pana Trzeciego. Bo przecież zdobyła skądś magiczną siłę! Zdjęła czar z Sudrun i użyła splotów powietrza, rozpędzając chmury. Wtedy nie zwrócił na to uwagi, obecnie z trudem powstrzymywał się przed sięgnięciem po moc własną. Pogoda poprawiła się, może dzięki staraniom Bereniki, a on z przyjemnością zesłałby burzę, która rozpędziłaby całe to zgromadzenie!

Chętnie porozmawiałby też z Sudrun, ale gwardzistka trzymała się z daleka. A on miał nadto własne obowiązki, księżna wydała bowiem wielką ucztę. Żołnierze i lud mieli świętować na błoniach, gdzie rozpalono już liczne ogniska, pieczono mięsiwo i rozlewano z beczek piwo. Znaczniejszych gości Berenika zaprosiła do wielkiej sali. Doczekał się wreszcie chwili, gdy sam mógł zająć przy takiej okazji honorowe miejsce po lewej stronie pani zamku, wyprzedzając w hierarchii Lucjusza. Po prawej stronie księżnej zasiadła Lady Lawinia, mając z kolei u lewego boku towarzyszącego jej w podróży małżonka. Marcus nie starał się nawet zapamiętać jego imienia. Uczta zdawała się ciągnąć w nieskończoność, z trudem zachowując opanowanie przyjmował kolejne gratulacje, spełniał toasty oraz oddawał pani i żonie zwyczajowe usługi przy stole. Dostrzegł, że ponaglany znaczącymi spojrzeniami matki, sir Lucjusz również oferował się czy to z napełnieniem kielicha, czy to z pokrojeniem mięs na talerzu Bereniki. Wszystko to przypominało nieszczęsne wieczerze urządzane w Międzyrzeczu przez margrabinę. Czy oto on sam przeobrażał się już w nijakiego, nadskakującego pani zamku małżonka? Czy w taki sposób miało wyglądać ich wspólne życie?

– Po tak wielkim zwycięstwie zechcesz zapewne, droga księżno, na stałe odepchnąć barbarzyńców i poszerzyć granice swego władztwa? W razie potrzeby możesz liczyć na moją pomoc – odezwała się hrabina Lawinia. – A także na służby mojego syna, oczywiście. Z prawdziwą radością wesprzemy w tej sprawie Siedem Bram i przysłużymy się całemu Królestwu. Ja sama moimi wojskami, Lucjusz mocą.

– To bardzo szczodra i szlachetna oferta, hrabino. Skorzystam z niej, gdyby okazała się potrzebna.

– Moja armia nie dorównuje twojej, oczywiście, ale jestem przekonana, że magiczne zdolności Lucjusza przewyższają te, które posiada wielu innych szlachetnie urodzonych panów. Musiałaś się już o tym przekonać. Odda  je chętnie na twoje usługi.

– To zaszczytny obowiązek każdego pana błękitnej krwi, droga hrabino.

– Oczywiście, ale to pani zamku wybiera wedle własnej woli. Pozwól, że jako bardziej doświadczona w tych kwestiach, wskażę tutaj na zalety ochraniacza. Bywa, że damy, zwłaszcza w wiośnie swego życia, ulegają szlachetnym, ale nieprzemyślanym kaprysom. To prosta droga do wielu kłopotów. Uwierz, najlepszy na to sposób to szybkie poślubienie zwyczajowej liczby mężów oraz nałożenie im obręczy wierności i cnoty. Wtedy wszystko układa się jak należy. A Lucjusz to młodzieniec starannie wychowany, który z pewnością kłopotów nie sprawi.

– Nie wątpię, że dołożyłaś po temu wszelkich starań, hrabino.

– To z kolei mój obowiązek jako matki.

– Będę pamiętała o twojej szczodrej ofercie pomocy.

– Możesz liczyć na moje oddziały w każdej chwili.

– Niestety, Szlachetna Pani, musieliśmy zakończyć tegoroczną kampanię z powodu nadchodzącej zimy. – Marcus nie zdołał się powstrzymać. Ta głupia wiedźma nie dość, że natarczywie wpychała tego swojego Lucjusza do łoża Bereniki, to jeszcze ganiła ją za zauważony zapewne brak ochraniacza na genitaliach pierwszego małżonka księżnej. – Mrozy i śniegi w tych północnych krainach potrafią okazać się naprawdę dotkliwe. Mam nadzieję, że wszyscy wojownicy z Wysokiego Lasu zdołają je wytrzymać.

– Sir Marcusie, nalej nam, proszę, odrobinę czerwonego wina. To zawsze dobrze robi na chłód, a nie chciałabym, by nasz gość odczuł surowość tutejszego klimatu – Berenika ucięła w zarodku rodzący się spór. – Teraz, gdy wkrótce możemy spodziewać się pierwszego śniegu, musimy odłożyć wszelkie plany kampanii przeciwko barbarzyńcom do przyszłego roku. Ale dziękuję za twoją propozycję, droga hrabino.

Nie pozostało mu nic innego, niż sięgnąć po dzban.

– Marcusie, proszę. Porozmawiamy, gdy tylko zdołamy się stąd wyrwać – szepnęła Berenika do pochylonego nad nią i dolewającego wina pierwszego małżonka.

– Jak sobie życzysz, pani – odparł i napełnił z kolei puchar Lady Lawinii, która podziękowała ledwie widocznym skinieniem głowy.

Przez dalszą część ciągnącego się w nieskończoność bankietu zachowywał milczenie, czyniąc tylko zwyczajowe grzeczności obecnym przy stole damom. Przynajmniej Lady Lawinia, osadzona przez gospodynię, nie próbowała już występować z nieproszonymi radami. Nie tak wyobrażał sobie jednak powitalną ucztę zwycięstwa. Wreszcie Berenika przerwała ten męczący obowiązek.

– Wybacz, szlachetna pani, a i wy, moi panowie, ale w obecnym stanie odczuwam jednak pewne zmęczenie i chciałabym udać się na spoczynek. Mam nadzieję, że okażecie zrozumienie dla tej słabości. Możecie, oczywiście, kontynuować wieczerzę razem z innymi gośćmi.

– Ja i sir Gerard również udamy się do naszych pokoi – odparła pani Wysokiego Lasu. – Towarzystwo dobrze wychowanego małżonka bywa często przyjemniejsze niż gwarna zabawa, potrafi też odegnać zmęczenie.

– Chętnie skorzystam z tej rady, hrabino. Sir Marcusie, czy zechcesz odprowadzić mnie do moich apartamentów?

– Z przyjemnością, pani i żono.

Dostrzegł ledwie zauważalny cień na twarzy Lady Lawinii, pozwoliło mu to odrzucić nasuwające się usilnie wspomnienia z Międzyrzecza. Porzuconym na pastwę samotności panem Trzecim zupełnie się nie przejmował.

Zachowując milczenie, przemierzyli z Bereniką drogę do jej pokojów. Okazało się, że wprowadziła się do nich ponownie, rezygnując z bardziej zapewne wystawnej kwatery pani zamku, używanej niegdyś przez Lady Berengarię. Marcus nigdy tam nie trafił, ale nie uważał tego za wielką stratę.

– Bereniko, dlaczego? – Słowa te nasunęły się same, gdy tylko zostali we dwoje za zamkniętymi drzwiami.

– A cóż innego mogłam zrobić, Marcusie? Przybyli tu na moje jakoby zaproszenie, wręcz nalegania, naginając zasady tradycji i obyczaju. Miałam zrezygnować z zaślubin, odprawić ich wszystkich i zyskać w ten sposób nowych wrogów?

– I tylko z tego powodu sprzeniewierzyłaś się naszej miłości? Tylko dlatego, by nie urazić jakiejś pomniejszej hrabiny z Lasu czy czegoś tam? Przyznaj się, potrzebowałaś mocy tego całego Lucjusza! Że też wcześniej nie przyszło mi to do głowy! Nie pomyślałem nawet wtedy, gdy użyłaś dzisiaj magii powietrza! Ależ byłem głupi!

– Głupotą to popisujesz się teraz, Marcusie. Tak, potrzebowałam mocy. Cóż to za księżna Siedmiu Bram, która nie może rzucać czarów? Zwłaszcza, gdy lady Berengaria krąży gdzieś w okolicy, jak zapewniała mnie Sudrun, czekając na okazję, by nam wszystkim zaszkodzić. Takiej sposobności na pewno by nie zmarnowała, a Lucjusz mógłby łatwo wpaść w jej ręce.

– Więc dał ci moc. Ciekawe, czy większą od mojej, jak na to liczy jego matka? I czy sprawił przy tym większą rozkosz?

– Co to za pytania? Nie muszę się zresztą tłumaczyć. Jako pani księstwa mam prawo do czterech małżonków, a ty jesteś wprawdzie pierwszym, ale tylko jednym z nich.

– Zyskałem prawo do zadawania takich pytań po tym, co mi obiecałaś, po tym, co dla ciebie zrobiłem, po tym, gdy uwolniliśmy cię z lochów i oddaliśmy władzę.

– Prawdę mówiąc, to zasługa nie twoja, tylko Sudrun. Nie przepadam za nią, nigdy nie przepadałam, ale to naprawdę dzielna dziewczyna i zamierzam hojnie ją wynagrodzić. Nawet pomimo tego, że musiała poświęcić Orła.

– Właśnie, Sudrun. Dlaczego to jej nie przysłałaś z listem? Żeby przypadkiem nie opowiedziała o twoim nowym mężu? W swoich pismach także nawet się o nim nie zająknęłaś. Nie wątpię też, że nakazałaś milczenie posłańcom. Tylko po co, żeby zwabić mnie w pułapkę?

– Marcusie, skoro jesteśmy już przy opowieściach Sudrun, to rzeczywiście miała sporo do opowiedzenia. Zwłaszcza o twoich własnych przygodach. O tej barbarzyńskiej księżniczce Aurorze i o tym, w jaki sposób zdobyłeś wiedzę o czarach.

– Dzięki temu przegnaliśmy twoją matkę, wygraliśmy bitwę, uczyniliśmy cię w oczach całego Królestwa największą pogromczynią ludzi Północy, uwolniliśmy z lochu i osadziliśmy na tronie.

– Nie próbuj tylko twierdzić, że kochałeś się z tą Aurorą po to, żeby mi pomóc. Teraz to ja mogłabym spytać, czy oddawałeś jej moc bardziej ochoczo niż mnie i czy odczuwałeś przy tym większą rozkosz? A może to ona brała więcej tej rozkoszy od ciebie?

– Bereniko, proszę cię… Nie miałem innego wyjścia!

– Ja również nie, może zechcesz to zrozumieć? I jeszcze sama Sudrun… Jak to się stało, że przybrała moją postać? O ile wiem, barbarzyńcy nie znają się na takich akurat czarach.

– Jeżeli opowiedziała ci wszystko, to wiesz, w jaki sposób.

– Wiem… Wiem i to mogę zrozumieć oraz wybaczyć. Chyba, że nie opowiedziała wszystkiego?

– Nie mam pojęcia, co dokładnie naopowiadała. Wtedy, gdy stara księżna przysłała ją w twojej postaci, byłem przekonany, że to ty, Bereniko… Przyjechała na grzbiecie Orła i dosiadła mojego Demona, czego sama księżna nigdy nie potrafiła. Byłem pewien, że to ty!

– Powiedziałam już, że to rozumiem i nie żywię żalu, przynajmniej do ciebie. Lady Berengaria to mistrzyni tego rodzaju oszustw. Żal mi tylko Orła…

– Wiem, ocalił moje życie. Ja też wolałbym, żeby nie musiał ginąć. A Sudrun… Tak, kochaliśmy się jeszcze raz, gdy już wiedziałem, że to nie byłaś ty. Na to nie mam wytłumaczenia.

Zdecydował się na wyznanie, pamiętając o ich pierwszych niesnaskach, zasianych przez starą księżną i zażegnanych głównie dzięki jego własnej szczerości.

– Pewnie przekonywałeś ją w ten sposób, by podjęła się swojej misji? Bo przecież na pewno nie zrobiła tego dla mnie.

– Nie… Wyruszyła do Złotej Bramy dla siebie samej, bo czuła się winna zdrady i chciała ją odkupić. Co zresztą uczyniła.

– Zdrady wobec ciebie, wobec własnego ukochanego, a nie swojej prawowitej władczyni!

– Czy to aż takie ważne? Odkupiła wszelkie winy, zarówno wobec mnie, jaki i wobec ciebie. Tylko dzięki niej zasiadasz na tronie Siedmiu Bram zamiast gnić w lochu.

– Ty również się do tego przyczyniłeś i tak wolę to odbierać. Ale pozostaje jeszcze ta Aurora, która dała ci wiedzę o czarach… Musiałeś wywrzeć na niej wielkie wrażenie.

– To ty, Bereniko, ofiarowałaś mi pierwszy czar. Dzięki niemu zabiłem sir Oswalda i uratowałem Aurorę. A teraz ona myśli, że spaliłem jej ojca i z pewnością nienawidzi. Musisz o tym wiedzieć, skoro Sudrun opowiedziała ci o przebiegu bitwy.

– I z tego powodu lady Berengaria próbowała cię zabić. Ostrzegałam, żebyś uważał, ale ty wolałeś uratować piękną dziewczynę, która w podziękowaniu rzuciła ci się w ramiona. – Najwidoczniej z ostatnich słów Marcusa Berenika usłyszała tylko to, co chciała usłyszeć.

– Miałem pozwolić, żeby po raz kolejny zabił kogoś na moich oczach? Po tym, co widziałem w lochach Złotej Bramy?

– Nie kogoś, tylko piękną księżniczkę! Ciekawe, czy wyuczyła cię wystarczająco dobrze!

Bez ostrzeżenia w stronę Marcusa ruszył w powietrzu solidny dzbanek, stojący na jednej z szafek. Dopiero po chwili wyczuł sploty powietrza i zorientował się, że Berenika użyła mocy! Postawił osłonę i powstrzymał pocisk w ostatniej chwili. W ślad za pierwszym ruszyły jednak następne, jakieś naczynia, wazony, świeczniki i inne przedmioty, które można znaleźć w apartamencie damy, w końcu nawet solidne krzesło. To ostatnie uderzyło w barierę z taką siłą, że upadając na podłogę rozpadło się na kawałki.

– Bereniko, co ty wyprawiasz?

– Zobaczymy, czy z tym też sobie poradzisz!

Posłała prawdziwą kulę ognia! Może nie aż taką, by spalić chłopaka na popiół, ale na pewno solidnie poparzyć, gdyby trafiła na przykład w twarz. Zdążył zmienić rodzaj zapory, odeprzeć i opanować ogień. Ćwiczenia z Aurorą istotnie się przydały.

– Przestań!

– Osłon też cię wyuczyła. Po co tu wracałeś? Nie jestem ci już do niczego potrzebna! No dalej, pokaż, jak sam potrafisz uderzać ogniem! Przynajmniej ten czar otrzymałeś ode mnie!

– Przestań, mówię!

Nie zważając na jego słowa, dziewczyna rzuciła teraz solidną strugę płomieni. Aż się spocił, przejmując i neutralizując również to uderzenie. Mogła mu naprawdę zaszkodzić. Czy rzeczywiście powinien odpowiedzieć w ten sam sposób? Sięgnął po czar unieruchomienia. Przecięła jednak nakładane pęta zanim zdążyły się solidnie zacisnąć. W odpowiedzi wzmocniła posyłany przeciwko chłopakowi żar.

Osłaniając się błękitną barierą skoczył ku Berenice i pochwycił ją w ramiona, unieruchamiając w uścisku.

– Przestań! Co ty robisz? Oszalałaś?

Szarpała się bezsilnie. Tego rodzaju więzów nie potrafiła rozerwać. Smagnęła jeszcze raz powietrzem, spróbowała zburzyć podłogę komnaty, Marcus potrafił jednak skutecznie i na czas zablokować przywoływane żywioły. Potrząsnął postacią żony.

– Przestań wreszcie! Chcesz mnie zabić, spalić zamek czy tylko zużyć całą moc, którą posiadamy?

– Chcę okazać się lepszą od tej twojej księżniczki! W czymkolwiek, choćby miało mnie to kosztować życie! Lepszą, skoro wolałeś jej miłość i nauki!

– Przecież wróciłem do ciebie! Wróciłem, bo się kocham! I dużo lepiej jeździsz od niej konno, jeśli ta wiedza miałaby ci w czymkolwiek pomóc. Oni nie mają tam dobrych koni.

– Ta  Aurora na pewno potrafi za to galopować na innych wierzchowcach. Przyznaj się, na pewno zdążyłeś się o tym przekonać, skoro trafił się jej taki rumak!

– Nazywała mnie raczej psem niż rumakiem. No, z czasem awansowałem na mastiffa.

– A ty jak ją nazywałeś, piękną księżniczką?

– Ona akurat nie cierpi, gdy tak do niej mówić. Nie cierpi wszystkich szlachetnie urodzonych dam z Królestwa i możliwe, że ma w tym słuszność!

O dziwo, ostatni gniewny okrzyk Marcusa w jakiś sposób uspokoił Berenikę. Przynajmniej na tyle, że przestała wyrywać się z jego uścisku. Zachował czujność, ale nie sięgnęła już po moc.

– Może rzeczywiście ma – przyznała niespodziewanie. – Wystarczy spędzić kilka dni w towarzystwie chociażby takiej lady Lawinii, by przyznać jej rację. A hrabina Wysokiego Lasu nie wydaje się jeszcze taka najgorsza, objawia tylko irytującą głupotę i nadmierną ambicję.

– Przynajmniej w czymś się zgadzamy, Bereniko.

– Dlaczego nie zostałeś więc u barbarzyńców, skoro trafiają się tam piękne i dzielne księżniczki, a szlachetne panie z Królestwa napawają cię taką odrazą?

– Nie wszystkie, Bereniko. Wiesz dobrze, że nie wszystkie. – Nadal trzymał dziewczynę w ramionach, nie próbowała się wyrywać, a nawet odwzajemniła uścisk. – Istnieją pewne wyjątki.

– Nie mów mi tylko, że porzuciłeś barbarzyńców wyłącznie z mojego powodu. Miałeś potęgę mocy oraz wiedzę o czarach, piękną księżniczkę u boku i nie krępował cię żaden ochraniacz…

– Jakie to miało znaczenie, gdy dowiedziałem się, że mogę ci pomóc, ukochana. Wiedźma zwabiła mnie w ten sposób w pułapkę i próbowała zabić, ale sama wpadła we własne sidła i wszystko skończyło się dobrze.

– Uratował cię Orzeł, a także Aurora, która w ten sposób spłaciła własny dług. Wiesz, czasami jej zazdroszczę. Ja niczego nie potrafiłam ci ofiarować. Niczego naprawdę istotnego…

– Mylisz, się ukochana…

– Tylko dlaczego ona po tym wszystkim cię puściła? – Berenika z uporem drążyła temat. –  Na jej miejscu nie pozwoliłabym ci odejść.

– Chciała pokoju dla swego ludu. A ja… Ja obiecałem, że nowa księżna Siedmiu Bram da im ten pokój. – Wolał nie wspominać o Ragnedze i planach wodzów z Północy wobec własnej osoby. To z pewnością nie były słowa, które Berenika w tej akurat chwili pragnęłaby usłyszeć.

– A potem odniosłeś w moim imieniu największe w dziejach zwycięstwo nad barbarzyńcami. Doprawdy, zadziwiające są wyroki Dobrej Bogini.

– Dzięki temu możesz teraz ofiarować im pokój z własnej woli, jako triumfująca i łaskawa księżna Siedmiu Bram.

– Zobaczymy. Nie pałam do tych dzikusów wielką miłością. Zima da nam trochę czasu w tej sprawie, tym bardziej, że wcale nie brakuje innych kłopotów.

– Stara księżna, twoja matka?

– Proszę, nie chcę, żebyś tak ją nazywał. Nie pokazała się w okolicy. Ale z pewnością nie zrezygnuje. Tym bardziej, że walczy o coś więcej, niż tylko życie i władzę. Dowiedziałam się okropnych rzeczy.

– Jakich to?

– O tym później. I tak straciliśmy już mnóstwo czasu. Nie tak pragnęłam powitać mojego zwycięskiego rycerza, przypominającego jednak bardziej gradową chmurę, niż ukochanego męża.

– Ja również inaczej sobie to spotkanie wyobrażałem, pani i małżonko.

– Nie czyńmy więc wzajemnych wyrzutów, Marcusie, tylko zacznijmy to powitanie od nowa, jak udało się poprzednim razem.

– Co masz na myśli, Bereniko?

– A to! Zamiast marnować moc na wzajemne kłótnie, zajmijmy się wreszcie jej gromadzeniem!

Dziewczyna wycisnęła gorący pocałunek na wargach chłopaka. Jej dłonie błądziły po plecach Marcusa, sięgnęły klamry pasa i guzików kubraka. Odwzajemnił się tym samym, chociaż wytworna toaleta, którą Berenika przybrała na oficjalną ucztę, okazała się bardziej skomplikowana w obsłudze i stawiała większy opór. Małżonka nie musiała natomiast tracić czasu na zdejmowanie ochraniacza i już po chwili trzymała w ręku swoją zdobycz. Czując, jak własna męskość nabrzmiewa w jej dłoni, Marcus niecierpliwie szarpnął za jakiś stojący mu na przeszkodzie element stroju żony, rozległ się trzask rozrywanego materiału. Wolną ręką Berenika ochoczo dopomogła chłopakowi w tym dziele zniszczenia, nie przerywając przy tym drażnienia spodniej strony fallusa. Pomyślał przelotnie, że jeżeli tryśnie nasieniem, odda również moc i znajdzie się na jej łasce. Czyż miało to jednak w tej chwili jakieś znaczenie? Tak długo czekał na tę chwilę, zwodzony dodatkowo wyobrażeniami tworzonymi przez wiedźmę. Niech wszystkie demony piekieł porwą tę po tysiąckroć przeklęta moc! Nadzy już, opadli na posłanie, wtulił twarz we włosy żony, na nowo poszukał ust, poczuł smak i zapach Bereniki. Zręczne ruchy jej palców przegnały ostatnie, niespokojne myśli. Sam poszukał teraz kwiatu rozkoszy dziewczyny, zastając go gorącym i wilgotnym. Nieważne, czy bardziej pragnęła bliskości ukochanego, jego nasienia czy też napływu mocy. Da jej to wszystko razem. I jeszcze rozkosz równą tej, którą sam w tej chwili odczuwał. A przynajmniej spróbuje, bo własne podniecenie narastało w bardzo szybkim tempie.

– Bereniko, poczekaj. Ja już za chwilę… W taki sposób nie zdążę…

– Nieważne, tak właśnie chcę. Zbyt długo na to czekałam.

Kilka wprawnych ruchów dłoni dziewczyny doprowadziło Marcusa na skraj spełnienia.

– Teraz, szybko – wyrzucił z siebie.

Berenika chciała go dosiąść, może zamierzając jednak rywalizować z Aurorą w tej szczególnej sztuce jeździeckiej. Zwykle nie miał nic przeciwko temu ale nagła myśl o Lucjuszu sprawiła, że sprzeciwił się zamiarom żony.

– Nie tak, uklęknij i opadnij na ręce.

Nie protestowała lecz pospiesznie wykonała polecenie, pomagając Marcusowi wsunąć nabrzmiałego fallusa. Naparł z całej mocy, kładąc dłonie na pośladkach Bereniki. Kilka kolejnych pchnięć i jęknął z rozkoszy, czując wzbierającą falę przypływu. Nie zamierzał już zwalniać czy czekać na ukochaną. Po prostu, w tej chwili nie potrafiłby przestać, a zresztą, czyż w taki właśnie sposób nie oddawał mocy w najskuteczniejszy sposób? Nie dokończył tej myśli, przerwanej eksplozją gorąca, własnym okrzykiem, poczuciem spełnienia i uwolnienia. Do rzeczywistości przywróciło go znajome ssanie i nagłe osłabienie. Opadł na posłanie u boku pani i małżonki. Oto wpadł w zwykłą pułapkę, czyhającą na wszystkich mężczyzn-czarodziejów. Zaspokojenie czy to miłości, czy to pożądania pozbawiało ich mocy, niezależnie od  posiadanej zazwyczaj potęgi. Dwukrotnie już w podobnej chwili próbowano go zamordować. Ale wtedy miał do czynienia z prawdziwą wiedźmą, a teraz oddał przecież nasienie i magiczną siłę ukochanej. Nieważne, że ich spotkanie po długim rozstaniu nie wypadło najlepiej i czynili sobie wzajemnie wyrzuty. Przecież to nie mogło zniszczyć ich miłości! On właśnie to udowodnił, a Berenika niechybnie uczyni to samo. Tymczasem pozwoliła mu powoli odzyskiwać siły, zwykłe po oddaniu mocy osłabienie powoli mijało.

– Dziękuję, Marcusie. Sprawiłeś się wspaniale. – Dziewczyna obdarzyła go pocałunkiem.

– Mam nadzieję, że dałem ci więcej mocy niż Lucjusz, wbrew temu, co wygadywała jego matka.

– O wiele, wiele więcej. Więcej niż kiedykolwiek. Chyba nie przejąłeś się gadaniną tej starej wrony?

– Radziła ci, żebyś nałożyła mi ochraniacz. W tej chwili mogłabyś to uczynić, oboje dobrze o tym wiemy.

– Marcusie, obiecuję, że nigdy tego nie zrobię. Nigdy, cokolwiek miałoby się jeszcze wydarzyć. Kocham cię i ufam ci, od ciebie pragnę tego samego, a jak mogłabym oczekiwać tej wzajemności, zakuwając wbrew twojej woli w pierścienie?

– Inne panie szlachetnej krwi tak właśnie czynią.

– Bo nie potrafią zdobyć miłości i zaufania swoich małżonków, same również im nie ufają i w ten sposób wiele tracą. Nie jest szczególną tajemnicą, że wzmocniony magią ochraniacz, nałożony akurat na genitalia błękitnokrwistego, zmniejsza jego zdolność do gromadzenia mocy.

– To dlaczego…

– Ależ głuptas z ciebie. Bo nie ufają swoim mężom i obawiają się, że stracą gdzieś tę moc z jakąś dziewką z ludu, rozsiewając w dodatku bez potrzeby szlachetną krew.

– A ty mi ufasz, Bereniko?

– Chcę ci zaufać, Marcusie. To najważniejszy powód. Oboje wiemy też jednak dobrze, że w twoim przypadku ochraniacz tylko częściowo spełniłby swoje zadanie. Moc i tak możesz zużyć,  nikt nie zdoła ci w tym przeszkodzić. Chcę ci zaufać.

– Przekonałem się też jednak, że panie szlachetnej krwi albo wiedźmy, jak często nazywają was za plecami, zaufać nie potrafią i gotowe są zabijać mężczyzn władających magią. Twoja matka próbowała już dwukrotnie. I zawsze w takiej samej chwili. Właśnie takiej, jak obecna, gdy czarownik staje się bezbronny.

– Nie jestem lady Berengarią! Wiem, że stara księżna, bo nie zamierzam nazywać jej dłużej moją matką, próbowała zabić cię zaraz po tym, gdy się z nią kochałeś. I wiem, że oddając mi dzisiaj moc okazałeś swoją miłość i zaufanie. Nie zamierzam ich zawieść. I dlatego ani cię nie zamorduję, na co może w skrytości ducha liczyłeś. – Uśmiechnęła się uroczo, podkreślając, że tylko żartuje. – Ani też nie nałożę ci ochraniacza. W zamian oczekuję, iż nasienie oraz moc zachowasz jednak dla swojej prawowitej pani i małżonki, a magii używać będziesz z rozsądkiem. Dość już mamy kłopotów, niepotrzebne nam plotki o potrafiącym rzucać czary pierwszym mężu nowej księżnej Siedmiu Bram.

– Twoja matka może je rozpuszczać niezależnie od tego, co zrobimy. Tylko po to, by nam zaszkodzić, chociażby przed Radą Królestwa

– Proszę, nie nazywaj jej moją matką. Wątpię, by miała to zrobić. Dobrze wie, że sama ma bardzo wiele do ukrycia i zainteresowanie Rady jej niepotrzebne.

– A co z lady Lawinią? Nie spodoba się jej, że nie noszę ochraniacza. Zdążyła to już zauważyć i skrytykować.

– Wkrótce ją odeślę, gości w Złotej Bramie wystarczająco długo. Jej towarzystwo nie należy do szczególnie przyjemnych, jak zdążyłeś się przekonać, panie i mężu. A nadto nie chcę, by wtrącała się w sprawy pomiędzy mną, a Lucjuszem. Zapewne nie spodobałoby się jej również to, jak zamierzam go potraktować.

– Chcesz może zdjąć ochraniacz i jemu? – spytał, nieprzyjemnie jednak zaskoczony.

– Nie, aż tak mu nie ufam. Może kiedyś, ale tymczasem w żaden sposób na coś takiego nie zasłużył. I chyba wcale tego nie oczekuje, ani też nie pragnie.

– Matka wychowała go w tradycyjny sposób, ale wiem z własnego doświadczenia, że ochraniacz potrafi uprzykrzyć życie.

– Tym niemniej, będzie musiał się do niego przyzwyczaić. Zwłaszcza, że chcę ci ofiarować szczególny dar, mój panie pierwszy małżonku.

– Jakiż to i co to ma wspólnego z Lucjuszem?

– Jesteś moim pierwszym mężem, Marcusie, a w sercu jedynym. Udowodnię to, nie korzystając z mocy pana Trzeciego.

– Jak to?

– Nie zamierzam dzielić z nim łoża. Ten przywilej zostawiam tylko dla ciebie.

– To niezgodne z tradycją, żadna pani szlachetnej krwi nigdy tak nie postępowała. I wszystkie potrzebują przecież jak największej mocy.

– To ja wybieram, skąd tę moc wezmę. To słowa lady Lawinii, sam słyszałeś. I wybrałam ciebie, mój ukochany. To mój dar, dar miłości. Mocy masz wystarczająco wiele, z pewnością jej wystarczy. A Lucjuszowi oraz jego matce, gdyby w jakiś sposób się o tym dowiedziała, wyjaśnię tymczasem wszystko moim szczególnym stanem.

– Nie wiem, czy to najlepszy pomysł.

Mówiąc to, Marcus nie okazał się zupełnie szczery. Niech mu Dobra Bogini wybaczy, ale odczuł satysfakcję, nie dbając o możliwe cierpienia nieszczęsnego Lucjusza.

– Podjęłam już decyzję w tej sprawie, mój panie pierwszy i jedyny mężu. Musiałam go poślubić, ale nie chcę, by to małżeństwo zniszczyło naszą miłość. A teraz, zanim zajmiemy się mniej przyjemnymi sprawami, chcę się przekonać, czy podjęłam słuszną decyzję. Nie wątpię, że nie nosząc od tygodni ochraniacza, o wiele szybciej niż niegdyś odzyskujesz moc. Czyż  nie tak, sir Marcusie?

– To prawda. Jeżeli się nad tym zastanowić, to rzeczywiście tak było, odkąd uciekłem z rąk lady Berengarii.

– Udowodnij to więc!

Jak sobie życzysz, szlachetna pani. – Sięgnął i znalazł, rozpalając knot jednej z ocalałych i zgaszonych dotąd świec.

– Nie o taki dowód mi chodziło, sir Marcusie.

Dotknęła dłonią fallusa chłopaka, przekonując się, że wróciła mu zdolność nie tylko do rzucania magicznych zaklęć.

Przejdź do kolejnej części – Nowy świat czarownic 48-50

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wejdź na nasz formularz i wyślij je do nas. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Po długiej wyprawie w dzikie krainy, Marcus wraca w końcu do cywilizacji. I wszystkich związanych z nią problemów.

Te trzy rozdziały nie obfitowały w szczególnie dramatyczne wydarzenia, których Autor dotychczas nam nie skąpił. Nasi bohaterowie mają chwilę oddechu – być może przed kolejną burzą. Mogą nieco odpocząć i nacieszyć się dotychczasowymi zwycięstwami, choć czasem nawet triumf potrafi być zaprawiony goryczą.

Berenika okazała się nieco małostkowa i pamiętliwa, mam jednak nadzieję, że nie zapomni o tym, kto jest jej prawdziwym wrogiem. Ciekaw jestem, jaką rolę odegra jeszcze Aurora. Bo nie wierzę, że zniknie na zawsze w dzikich ostępach. No i co z Sudrun? Myślę, że zasługuje na coś więcej za wykazaną odwagę.

Problem z tą historią mam taki, że choć Autor uparcie pcha Marcusa w objęcia Bereniki, to ja byłbym bardziej zadowolony z każdego innego układu – czy to ze związku naszego maga z dumną córką barbarzyńców, czy z odważną strażniczką. Zobaczymy jednak, może Nefer znowu nas zaskoczy i przygotuje naprawdę trudny do przewidzenia finał! 🙂

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

To rzeczywiście cisza przed burzą, bo wrogowie nie śpią i szykują dla bohaterów nieprzyjemne niespodzianki. Dla Marcusa taką niespodzianką okazało się już zresztą kolejne małżeństwo Bereniki. Obiecała, że jej „prawdziwym” mężem pozostanie tylko sam Marcus, ale czy będzie chciała i mogła tego zobowiązania dotrzymać? Bo ono również ujawni za jakiś czas nieoczekiwane konsekwencje. Aurora, oczywisćie, nie zniknie w „dzikich ostępach”. Okaże się jeszcze istotną postacią w tej opowieści. Preferencje uczuciowe Marcusa… de gustibus itd., ale i on może znaleźć się w dość szczególnej sytuacji w tej kwestii.
Dzięki za komentarz i pozdrawiam.

Widzę, że do końca jeszcze daleko 🙂

Liczę bardzo na pojawienie się Autory, a może i na Sudrun – że zechce jednak zawalczyć o własne, a nie tylko cudze szczęście.

Ciekaw jestem, w jaki sposób objawi się Berengaria. W końcu to ona wciąż jest prawowitą władczynią księstwa – mimo wszelkich iluzji i oszustw, które wokół siebie wzniosła. Wciąż może odzyskać kontrolę, z pewnością wojsko będzie wobec niej lojalne. Tak więc Marcus potrzebuje przynajmniej na razie Bereniki. Kiedy groźba starej księżnej zostanie ostatecznie zażegnana… cóż, fabuła może potoczyć się w różnych, zgoła nieprzewidzianych kierunkach 🙂 No ale to już słodka tajemnica Autora.

Pozdrawiam
M.A.

Bardzo trafnie przewidziałeś niektóre z nadchodzących wydarzeń (ale które konkretnie, zdradzić w tej chwili nie mogę). Kilka istotnych, poruszanych już w fabule kwestii pozostało jeszcze do wyjaśnienia, parę rozdziałów zamierzam więc jeszcze dopisać.
Pozdrawiam

Chwila oddechu zarówno dla bohaterów jak i czytelnika. Pora na porządkowanie sytuacji . Berenika zyskała kolejnego męża , co powoduje objawy zazdrości u się Marcusa. Ale taka rola młodzieńca szlachetnego rodu . Aurora coś szykuje tylko pytanie czy obronę czy działania zaczepne ? Bo szansę na pokój są nikłe . Pozostaje jeszcze zakochana Sundrum i trzeci mąż. A na dodatek gdzieś w ciemnościach czai się Berengaria … Zamiast mniej niewiadomych jest ich więcej . Mnożysz te zagadki Autorze. Pozdrawiam serdecznie AnonimS

Jak trafnie zauważyłeś, to chwila oddechu (czy jednak rzeczywisćie?) dla bohaterów, bo za progiem szykują się nowe kłopoty. Okażą się one powiązane z rożnymi dawnymi tajemnicami, które dotąd nie wyjaśnione, stopniowo zaczną wychodzić na jaw, powodując istotne konsekwencje dla bohaterów.
Dziękuję za wizytę i pozdrawiam

Spotkanie Marcusa z Bereniką i sceny ich zazdrości to wyższy, jakże imponujący poziom hipokryzji. Zwłaszcza sam bohater ma sporo za uszami, a na dodatek miewa problemy z utrzymaniem ośrodka decyzyjnego w górnej części ciała. Jego stosunek i relacja z Aurorą jest co najmniej dwuznaczna. A mimo to robi sceny zazdrości małżonce.
Cóż, miłość jest zjawiskiem wymykającym racjonalnemu poznaniu.
Marcus nauczył się sporo, nie tylko czarow, ale także w kwestii polityki, intrygi. Jednak czy okiełzna także swe uczucia i namiętności?

Sam dobrze wiesz, że w grach miłosnych sprawiedliwości nie ma. Od innych wymagamy wiele, sobie samym pobłażamy i wynajdujemy rozliczne usprawiedliwienia. Zresztą, czy tylko w miłości tak bywa? Taka już natura ludzka. A tutaj bohaterowie mają przynajmniej silny bodziec dodatkowy, niezależnie od wszystkiego, muszą trzymać się razem. Oczywiście, lepiej gdyby szczerze się pogodzili. Zakłdam, że nadchodzące wydarzenia zmuszą ich do pewnych wzajemnych ustępstw również w kwestii zazdrości. 🙂
Dzięki za komentarz i pozdrawiam.
(Przy okazji, co z „Komedią”? Od dawna nie pojawiła się kontynuacja…)

Napisz komentarz