Uciekam do sauny. Nie, żebym miał ku temu ważny powód, czy był do tego zmuszony. Uciekam z przyczyn, nazwałbym to: osobistych. Nie przepadam za gorącem panującym w drewnianym domku, ale mam nadzieje, że tu nie przytrafi mi się nic szczególnego.
Co mam na myśli, mówiąc – nic szczególnego? Już wyjaśniam.
Prawie rok temu w naszym mieście otworzono park wodny. Szklana kopuła, pod którą mieści się kilka basenów z różną głębokością, kilka sadzawek zwanych jacuzzi i atrakcja numer jeden, dzika rzeka. Są też zjeżdżalnie wodne i dwie rury do szybkiego zjazdu z różnym układem zakrętów.
We wszystkich tych atrakcjach, prędzej czy później, dochodzi do starcia ciał. To zwyczajne w takich miejscach jak przepełniony w weekendy basen, a tym bardziej dzika rzeka, gdzie ludzie bezładnie spływają z prądem między kilkoma sadzawkami. To nadal nic nadzwyczajnego, zgadzam się. Lecz od czasu jak postanowiłem w ten sposób relaksować się po tygodniu pracy, zauważyłem, że moje wizyty w tym miejscu są nietypowe. To zresztą złe określenie, powinienem raczej powiedzieć – niezwykłe. Aby to wytłumaczyć, zrelacjonuję wam jedną z takich wizyt.
Czas i pora nie jest tutaj istotna; aquapark ma swój stały klimat i stałą temperaturę powietrza i wody. Za to powinniście wiedzieć coś o mnie.
Mam dwadzieścia siedem lat i desperacko poszukuję dziewczyny mojego życia. No może nie od razu tej jedynej, ale choć by się znalazła jedna, która spędzałaby ze mną popołudnia i wolne dni, cieszyła się, trzymając mnie za rękę, idąc do sklepu, kina czy parku. By rozmawiała ze mną z zapałem na temat ostatnio oglądanego filmu. Była ze mną wieczorem i została do niedzielnego poranka ze śniadaniem i uśmiechem po spędzonej nocy.
Prawiczkiem nie jestem, ale moje doświadczenia w kontaktach z kobietami, rzadko wykraczają poza „miło cię poznać”, a nigdy nie docierają do wypowiedzi „może pójdziemy razem do kina?”.
Jako solidny pracownik biurowy, bez trudu obliczyłem średnią moich zaliczeń u kobiet. Dziewięć. Tyle miesięcy żyje w celibacie, zanim nieuważna, zdesperowana lub częściej upojona alkoholem dziewczyna odda mi swój skarb. Ze swoją bojaźnią wobec kobiet i tak mam szczęście, że nie kupiłem jeszcze do domu gumowej lalki, zamiast tego cierpliwie liczę miesiące do następnej szansy. Los jest dla mnie łaskawy i prawie w równych odstępach czasu obdarowuje okazją, którą potem pielęgnuję w pamięci przez długie okresy samotności.
Spytacie może: czemu żadna z tych dziewczyn nie dostrzegła we mnie swojego chłopaka, skoro i tak już się stało, to co powinno stać się gdzieś tam, po drodze? Nie wiem. To zagadka również dla mnie.
Powracając do miejsca, którym jest miejski park wodny, i moich w nim przygód. Proszę tylko, nie nastawiajcie się na jakiś romantyczny obraz i moją przemianę w super podrywacza. Moja opowieść może Was prędzej rozbawić lub co gorsza, wzbudzić w Was litość wobec mojej osoby.
Jaka jest dzika rzeka, sądzę, że każdy wie. Kilka zbiorników połączonych zakrętami rwącej wody, a wszystko to zakończone szerokim zjazdem do głębokiego na ponad dwa metry basenu. Ten basen jest miejscem, o którym chcę wam teraz opowiedzieć. Jak każdy bawiący się tutaj dzieciak, tu nie ma dorosłych i każdy degraduje się zachowaniem do wieku poniżej nastolatka, wyczyniam różnorakie akrobacje; a to na brzuchu, plecach, czy zwyczajnie na siedząco, lub głową do przodu. Wszystko to, aby wpaść w kolejną nieckę wodną bez kontroli i w jak najdziwniejszy sposób. Tym razem wymyślam, by spłynąć na plecach, głową w dół. Wpadam z wysokiego progu i zanurzam się prawie do dna. Przez sekundę opadam swobodnie, ciesząc się nowym doświadczeniem, po czym ramionami wiosłuję ku górze. Nie zamykam oczu, więc wszystko widzę przez spienioną wodę; kolejne osoby wpadające za mną, innych płynących ku brzegowi. Nie zauważam jednak kobiety spadającej na mnie. Musiała spłynąć na siedząco z lekko rozsuniętymi udami. Jedną piętą uderza mnie w obojczyk, a kolano trąca moje ucho po przeciwnej stronie. Instynktownie zamykam oczy przed ciosem i tylko czuję, jak twarzą ląduje prosto w jej kroczu. Ciężar spadającego ciała wpycha mnie na powrót w głębinę, a ja już wykorzystałem zapas powietrza w płucach. Próbuję odepchnąć ją do góry i mocno napieram na pośladki. Kobieta nie pozostaje bierna i dłońmi napiera na moje czoło wystające między jej nogami. Wiosłuję rękami, odpycham uda i szamoczę głową, by wyzwolić się z pułapki. Płuca już domagają się oddechu, a ja ciągle jestem zanurzony. Udaje mi się tylko ustawić głowę tak, bym mógł otworzyć oczy. Widzę nad sobą zamazany obraz przerażonej kobiety i ramiona spychające mnie w dół. Widzę, że robi wszystko, by uwolnić nas oboje, lecz nadal opadamy w dół. Powoli wpadam w panikę. Obracając się, szoruję ustami gładką skórę ud i miękką wypukłość skrytą pod materiałem kostiumu. Gdy teraz o tym mówię, brzmi to całkiem dobrze, ale wtedy naprawdę widziałem oczyma wyobraźni, jak wyciągają moje zwłoki z basenu i patrzą bezradnie na mokre, nieruchome ciało. Gdy uświadamiam sobie, że mogę nie przetrwać tej błahej z pozoru przygody, przestaję być delikatny. Nie widząc spod wody zbyt wyraźnie, trafiam ją ręką w twarz. Szybko poprawiam się i tym razem dłoń ląduje na jednej z piersi; nie myślę w tym momencie, jaka to konkretnie część ciała. Lewą ręką pcham jej pośladek, prawą ściskam z całej siły miękką pierś, a głową szamoczę się między udami. Powoli kobieta przechyla się do tyłu i w prawo, by na końcu zsunąć się ze mnie. Jestem wolny. Uratowany. Wypływam na powierzchnie i łapczywie chwytam powietrze. Na razie nie myślę o niczym innym, tylko o oddychaniu. Spod wody wynurza się nieszczęsna kobieta i od razu spogląda mi w twarz. Jej jasna karnacja mocno kontrastuje z purpurą twarzy, a oczy… Jest w nich coś, co wcale nie wyraża lęku, złości. Wydaje mi się, że widziałem w nich wstyd. Ona pierwsza przeprasza. Ja nie wiem co powiedzieć, więc też przepraszam i już mam uciec, gdy jej spojrzenie zwraca moją uwagę na osoby stojące przy krawędzi basenu. Dwoje kilkuletnich maluchów wiwatuje kobiecie, wykrzykując „MAMO! MAMO!”, a za nimi stoi mężczyzna z mocno zatroskaną twarzą, podejrzliwie spoglądający to na mnie, to na matkę swoich dzieci.
Uciekam do jacuzzi. I tu małe wyjaśnienie; dlaczego uciekam. Bynajmniej nie ze wstydu wywołanego incydentem. Wstyd to dopiero będzie, gdy nie zdążę schować się, zanim moja wyobraźnia odtworzy wszystko od początku. Uciekam do sadzawki z wirująca, spienioną wodą i tam dopiero moja myśl oddziela lęk, panikę, ból spragnionych powietrza płuc, od dotyku, smaku i tego, co widziałem. Tam fantazja rozwija skrzydła i rozpala moją męskość. W bezpiecznym schronieniu, z dala od niepożądanych spojrzeń, zmysły dostarczają mi zapisu tego, co zdarzyło się kilka chwil temu.
Dłonie czują miękkość pośladków. Dotykam uda, brzuch, ramion, twarzy i w końcu piersi. Oczy widzą wykrzywioną grymasem przerażenia twarz dojrzałej kobiety. Podziwiają jej ciemne oczy, mały nosek i rozchylone usta. Teraz nie dostrzegam w niej tamtego lęku, wstydu, paniki. Jest dziewczyną z filmowych scen erotycznych. Na twarzy czuję ciągle ucisk ud, a na ustach zaś lekko rozchyloną w trakcie szamotaniny kobiecość; ciepło zmieszane z lekko mdłym smakiem, przesiąkającym się przez materiał majtek. Nadal go kosztuję.
Po takich przygodach długo uspokajam głowę oraz męskość. Wychodzę do szatni i uciekam do domu, gdzie wstydzę się za siebie i za swoje myśli. Obiecuję sobie, że więcej tam nie pójdę, że znajdę inną formę relaksu, że zapiszę się do jakiegoś kółka przyjaciół książki na przykład, że zdobędę dziewczynę. Że w końcu zdarzy się cud i anioł przyprowadzi swoją siostrę, która ukoi moją samotność duszy i ciała.
A w piątek, przed końcem pracy, kupuję w internecie karnet na cały weekend.
Przy każdej wizycie w aquaparku jestem molestowany i chowam się w miejscu, gdzie jestem najmniej narażony na takie sytuacje. Spytacie pewnie: dlaczego uważam, że jestem molestowany? Przecież to był zwykły wypadek. Otóż nie. Sam do pewnego czasu myślałem podobnie, ale zbyt częste przygody tego typu, gdzie pewne części ciała dwojga ludzi nie powinny spotykać się w miejscach publicznych, zaciekawiły mnie na tyle, że zacząłem to analizować. Obserwowałem też innych, szukając podobnych sytuacji. Nic poza uderzeniami w mało intymne części i tylko od czasu do czasu ekshibicjonistyczny akcent w wykonaniu dziewczyny gubiącej stanik. Wszystko w normie. Ale gdy tylko ja wejdę do wody (poza jacuzzi), wszystko się zmienia. Podam kolejne przykłady.
Basen sportowy: Poruszam się po w wyznaczonym torze i nikt nie powinien mi przeszkadzać. A tymczasem po zaledwie dwóch długościach wypływam niespodziewanie, wprost między piersi dziewczyny, mało co nie całując ją w usta. Nawet się nie uchyliła. Skąd ona się tu wzięła?
Spływ rurą do basenu: Odczekuję przepisowe dziesięć sekund, by nie zderzyć się z człowiekiem spływającym przede mną. Wskakuję plecami i głową w dół, żeby było ciekawiej, a już na pierwszych metrach dogania mnie młódka z koleżankami. Zaciska dłoń na wypukłości moich kąpielówek. Krzyczy, śmiejąc się do rówieśniczek, a wyciągniętą do przodu ręką pcha moje klejnoty. Nie patrzy do przodu, ale chyba ma kontakt ze swoją rączką? Nie wie, co trzyma w dłoni? I to z taką zawziętością, jakby od tego zależało jej życie?
Uwalniam się z uścisku i wykręcam nogami w dół. To nie koniec. W brodziku małolata ląduje twarzą na mojej piersi i sunie w dół. Obrywam metalową spinką stanika w nos i przywieram policzkiem do brzucha gówniary. Szybko wydostaję się z wody i dyskretnie spoglądam na reakcje gapiów. Nikt nic nie zauważył, a młódka okazała się co najmniej dwudziestoletnią dziewczyną. Chichocząc z przyjaciółkami, pobiegły ku drabince prowadzącej do wlotu rury.
Pomyślicie zapewne, że to dalej nic takiego i dziewczyna zwyczajnie nie myślała o tym, co trzyma w dłoni. Też tak sądziłem, więc przeprowadziłem eksperyment.
Opieram się plecami o ścianę basenu i czekam biernie. Zamykam oczy, by nie zmącić wyniku eksperymentu i rozluźniam ciało; ramionami przytrzymuje się brzegu. Może pięć minut. Tyle wystarczyło, by pośladki cofającej się dziewczyny uderzyły mnie dokładnie w to miejsce. Uciekała przed wodnym atakiem koleżanki, to zrozumiałe, ale czemu nie odsunie się ode mnie gwałtownie, tylko lekko podskakuje, wciąż ocierając się pupą o rosnący niepokój tuż za nią?
Na koniec lekki skłon i odbija ode mnie jak statek od pirsu. Czy ja w ogóle dla niej istniałem jako żyjąca istota? To też nie jest dowód? Więc co powiecie na ten przykład?
To samo miejsce, inny dzień, inna pora. Tym razem przywieram piersią do kafelków i zamykam oczy. Nie mija minuta, a czyjaś dłoń wślizguję się szybko w luźną nogawkę szortów i zaciska na mnie. Robię paniczny zwrot. Przede mną stoi mocno zdziwiona kobieta. Mamrocze coś o pomyłce i swoim mężu. Uciekam. Potem co prawda widzę ją w towarzystwie faceta w identycznych szortach, ale on jest znacznie wyższy ode mnie.
W końcu zacząłem podejrzewać, że jestem zwykłą ofiarą losu. Że kobiety mają psi zmysł i wyczuwają mój strach i że sam prowokuję ich ataki. Że jestem zbyt słaby, by się odgryźć, więc można mnie bezkarnie atakować. I to robią. Wynajdują mnie w tłumie, zachodzą od tyłu i niby przypadkiem jej dłoń, pierś, czasami usta, lądują na różnych miejscach mojego ciała. Pewna czterdziestka posunęła się tak daleko, że wsunęła jakimś cudem moją rękę w swoje majtki. Chwyciła mnie za dłoń i wprowadziła na sekundkę pod ciasno przylegający materiał. Przytrzymała na tyle długo, bym dokładnie poczuł jej wargi, po czym wyszła z basenu i wolnym krokiem odeszła w stronę szatni. A ja czym prędzej do jacuzzi.
Myślę, że bawią się mną. Chcą zobaczyć mój wstyd. Chcą zemścić się na męskiej populacji, a ja jestem łatwą ofiarą.
Bezwstydnie dotykają mnie, z premedytacją wpędzając w jeszcze większe zażenowanie, wstyd i lęk w kontaktach z nimi.
Zanim musiałem ewakuować się do drewnianego piekiełka, siedziałem w swoim azylu chlorowanej gorącej wody i rozpamiętywałem ostatni atak na moją osobę. Dziewczyna w moim wieku; może rok, dwa, młodsza. Wpadając na mnie w środkowym basenie dzikiej rzeki, przeleciała ustami po moim brzuchu, piersi i pocałowała w usta. Tak, w usta. I nie był to przypadek, tylko pocałunek zabarwiony językiem. Uśmiechnęła się do mnie, zatrzepotała rzęsami i wytrzymałą moje spojrzenie tak długo, aż spaliłem się wstydem i uciekłem. Nie było słowa, przepraszam, wytłumaczenia pomyłki, wyjaśnienia pocałunku, tylko uśmiech, po którym serce wpompowało mi całą krew w czaszkę, barwiąc policzki purpurą.
Uciekłem.
Cały kompleks aquaparku to nie tylko hala z basenami, dziką rzeką i rurami. Jest też pomieszczenie z trzema saunami i sala ze stołami do masażu. Wszystko to oddzielone szklaną ścianą, przez którą widać kto korzysta z czego. Dawno zauważyłem, że z masażu korzystają prawie wyłącznie kobiety, a do sauny zachodzą wszyscy, unikając tej z prawej, w której teraz samotnie dochodzę do siebie. Dlaczego właśnie tu? A bo okazało się, że moje dotychczasowe schronienie, tak bezpieczne przez kilka miesięcy, stało się miejscem kolejnej napaści na mnie.
Jeszcze czułem smak jej języka, miękki dotyk warg mocno zaciskających się na moich ustach, gdy posiadaczka tego uśmiechu wskoczyła w sam środek sadzawki, a potem usiadła po mojej prawej stronie. Zgrabne nogi powoli zanurzyły się w wirującej kipieli i krągłe pośladki spoczęły tuż obok. Niebieski trójkącik przesunął mi się przed oczami, zaraz też mogłem podziwiać idealny pępek zagłębiający się w wodzie. Dwie sfery niebieskich półkul prawie musnęły mi twarz, a na koniec dostałem w policzek długimi kosmykami mokrych włosów; pachnących słodkimi kwiatami i wodą z basenu.
Wiem, że trafiłem na mistrzynię. Nigdy nie widziałem, by ktoś tak umiejętnie balansował ciałem przy wchodzeniu do jacuzzi. Nikt nie traci tu w ten sposób równowagi. Nikt nie wpada na innych i nie kładzie dłoni na obcym ramieniu. Nie nachyla się, spoglądając głęboko w oczy. A jednak ona robi to w tak dyskretny sposób, że starsze małżeństwo siedzące naprzeciw jakby w ogóle tego nie zauważa. Wiem, że powinienem uciec, jak najdalej, najlepiej do domu. Ale nie mogę. Jeszcze nie ochłonąłem po ostatnim incydencie, a już dostaje kolejny cios. Jeszcze myśl błądzi po przywierających do mnie kobiecych ustach, gdy oczy rejestrują już obraz zgrabnej dziewczyny w niebieskim bikini.
Jedyny ratunek to zgasić światło. Nie mam takiej możliwości, więc zamykam oczy. Uciekam. Do domu. Za blisko. Do pracy i problemów. Do niezapłaconej raty. Do czekającej mnie rozmowy z herod-babą siedzącą za drzwiami z napisem „Dyrektor”. Do znienawidzonego kolegi zza biurka, który systematycznie wbija mi szpilki w moją nieśmiałość do kobiet. Źle. Żadnych kobiet. Rachunki. Kredyt. Za mała pensja. Za dużo pracy. Za wysoki abonament. Za mało darmowych minut. Serce nadal pompuję we mnie krew, ale już równomiernie i spokojniej. Jestem gotowy, już mogę wstać, gdy jej biodro dotyka mnie i wszystkie problemy znikają, ustępując nic nieznaczącemu muśnięciu skóry o skórę. Drugie spotkanie naszych bioder odbija się na rytmie serca. Za chwilę zostanę uwieziony tu na zawsze. Dość! Wstaję gwałtownie i uciekam przed wstydem i spojrzeniem triumfatorki.
Do szatni nie mogę, zawsze tam jest sporo ludzi, do innego basenu też nie. Uciekam za szklaną ścianę, do salki z drewnianymi domkami. Uchylam drzwi ostatniego z prawej. Jestem sam. Pakuję się w kąt i podkurczam kolana, skrywając narastającą twardość. W nowym miejscu (jestem pierwszy raz w życiu w saunie) nie mam odwagi puścić wodzy wyobraźni. Nie rozmyślam nad alternatywnym światem, w którym jestem Jamesem Bondem bezbłędnie korzystającym z takich okazji. Nie pozwalam sobie nawet na wspomnienie dotyku kobiecego ciała. Prawie na głos powtarzam jak mantrę słowa, które mają wyleczyć mnie i pozwolić wrócić do domu; Rachunki, Kredyty, Problemy w pracy, Światowy konflikt.
Drzwi nagle uchylają się, wpuszczając trochę jasnego światła i uśmiech skryty pomiędzy czarnymi, długimi włosami. Niebieski materiał na biodrach robi pełen obrót. Włosy zafalowały jak balowa suknia, a długie nogi zaprowadziły całość w przeciwległy kąt sauny i tam wspięły się na środkową ławeczkę. Usiadła, podparła dłonie na rancie drewnianej ławki i schyliła głowę, całkowicie skrywając we włosach twarz.
Nie patrzę w jej stronę, patrzę w miejsce, w miejsce przy drzwiach, gdzie zawias łączy się ze ścianą. Jest umocowany na trzech grubych śrubach. Skupiam się na tym fragmencie konstrukcji. Staram się ustalić jego wytrzymałość, oceniając jednocześnie wagę drewnianych podwojów. Obliczam szybko możliwy kąt rozwarcia drzwi przy zastosowaniu innych zawiasów, byle by tylko nie spojrzeć na swoją towarzyszkę. Byle nie zobaczyć w jej ciele kobiecych kształtów, krągłości, wypukleń i dołeczków. Byle nie dostrzec w niej piękna tak bardzo upragnionego przez moją niezaspokojoną męskość. Lecz widzę. Patrzę w trzy metalowe łby śrub, a sylwetka skulona na ławeczce jest obecna na skraju mego pola widzenia. Zamazana i niewyraźna tkwi z boku. Nie porusza się, nie unosi głowy, nie odchyla czarnych włosów zasłaniających twarz. Zapewne patrzy na swoje stopy, może na podłogę, gdzie znalazła dla siebie trzy łepki gwoździ tkwiące w desce. Może wcale nie chcę mnie poniżyć, ośmieszyć, znieważyć mojej męskości. Może nie przyszła tu pokonać mnie swym wdziękiem, by następnie wyjść z dumnie uniesioną głową i uśmiechem pogardy dla mnie. Może to anioł w ciele kobiety szukającej tak jak ja – miłości.
A może tylko jestem naiwny. Wpadła na mnie w basenie, potem przyszła dopełnić dzieła zniszczenia do jacuzzi. Teraz siedzi ze mną w małym domku, ze słabym światłem i czeka. Czeka na chwilę, sekundkę, gdy nie wytrzymam i mój wzrok podąży wzdłuż jej ciała. Gdy zapomnę o ostrożności i pozwolę sobie na dyskretne zerknięcie w jej stronę. By skraść piękno, nasycić oczy obrazem idealnych proporcji. Zapamiętać kolor włosów, oczu, ust. Barwę gładkiej skóry. Wyczekuje mojej wścibskości błądzącej po jej udach, piersiach, ustach i zrewanżuje mi się spojrzeniem, który spali mnie żywcem. Wiem o tym.
Wiem, że przegrałem, ale tym razem jestem gotów ponieść klęskę w zamian za skrawek obrazu wyrwany i zapisany w pamięci. Jesteśmy sami, a ona nie patrzy w moją stronę. Nie ma nikogo, kto widziałby moją porażkę. Nikt się nie dowie. Nie rozpowie nikomu.
Odwracam wzrok od zawiasu i spoglądam w miejsce tuż pod jej stopami; na podłogę. Trzy ciemne plamki znaczą miejsca, w których skryte są gwoździe trzymające deskę. Potem powoli wspinam się do drobnych stóp, kostek i podążam dalej ku kolanom. Nie śpieszę się i nie chcę uronić nic z tego widoku, za który postanowiłem zginąć.
Okrągłe uda i biodra twardo oparte na drewnianej desce. Piękne dłonie z czerwonymi paznokciami i smukłe ramiona bez śladu opalenizny. Proste włosy, niedawno mokre i w nieładzie, spływają z głowy wprost na ramiona, sięgając prawie ud. Nie widzę twarzy. Tylko pierś wychyla się zza czarnej kotary, pokazując niebieską krągłość. Za chwile uniesie twarz i zada cios. Lecz zanim zginę, otrzymam dar. Oczy w otoczce czarnych rzęs. Delikatny nosek i usta, w których jest oddech raju.
Otrzymam obraz jej twarzy, będącej ideałem kobiecej urody. Czekam na to z lękiem, ale też z obietnicą nagrody.
Jeśli uwierzyliście, jeśli wydaje wam się, że nagle zdobędę się na odwagę i przełamię w sobie wstyd, zabiję w sobie niepewność, to znaczy, że zupełnie mnie nie rozumiecie. Nie wiecie, jak to jest pragnąć kobiety i nie móc jej tego powiedzieć. Jak boli nieśmiałość obezwładniająca i paraliżująca w tym momencie, w tej sekundzie, gdy jej wzrok napotyka mój własny, a ja spalam się w sobie, ginę w jej oczach, a potem widzę w nich już tylko litość i rezygnację.
Potem odwraca spojrzenie i zapomina o moim istnieniu. A ja płonę wciąż i mam ochotę stać się powietrzem. Nie widzieć wzroku kolegów, znajomych, obcych. Nie widzieć w ich oczach odbicia swojej słabości, swojej porażki. I tych uśmieszków; litościwych, kpiących, poniżających.
Nic z tego. To moje opowiadanie, ale nie ja w nim jestem bohaterem.
– Przychodzę tu w każdą sobotę i każdą niedzielę – głos delikatny, dochodzący jakby za mgły, słaby i lekko drżący, nagle wypełnia przestrzeń między nami.
– Przychodzę tu zawsze w te dni, bo wiem, że ty tu będziesz – jej głos nie ma mocy, jest dziewczęcy, młody i nieśmiały.
– Jestem zawsze kilka minut przed tobą, czekam na ciebie przed kasami. Czekam, by wejść tuż za tobą i jestem zawsze blisko ciebie. Gdy idziesz do pływackiego, przechadzam się obok. Idziesz na dziką rzekę, ja jestem zawsze tuż za tobą. Gdy spływasz rurą, biegnę do wylotu, by być blisko, gdy wyjdziesz z brodzika. Jestem zawsze w pobliżu.
Nie podnosi wzroku. Skryta w swoich włosach wypowiada słowa, które brzmią w mojej głowie jak podsłuchana rozmowa.
– Zobaczyłam cię pierwszy raz szóstego września. Byłam z koleżanką i jej chłopakiem. Nie spojrzałeś wtedy na mnie. Nie zauważyłeś, jak wpadłam niechcący na ciebie i zraniłam paznokciem w pierś. Odszedłeś do jacuzzi. Szybko skryłeś się w wodzie i zamknąłeś oczy. Pobiegłam za tobą, chciałam przeprosić i… Chciałam powiedzieć, że jest mi przykro, że tak się stało. Nie wiedziałam jak podejść, jak zwrócić na siebie uwagę, więc stałam z boku i patrzałam na twoją twarz. Taką łagodną, radosną, uśmiechnąłeś się, a ja pomyślałam, że to z mojego powodu. Głupie prawda? Przecież nawet na mnie nie spojrzałeś. Długo wówczas stałam w miejscu. Na tyle długo, byś znudził się wygrzewaniem i wyszedł do szatni. Przeszedłeś obok i nawet nie spojrzałeś na mnie. Ale ja nie mogłam już zapomnieć twojej twarzy. Warowałam tutaj codziennie przez kolejny tydzień, zanim odkryłam dni, w które przychodzisz.
Słowa wypowiadane przez dziewczynę siedzącą w przeciwległym rogu docierają do mnie z opóźnieniem. Rejestruje wyrazy, ale nie ich sens. Słyszę, lecz nie mam pewności, co znaczą zdania przerywane krótkimi pauzami. Wiem, że mówi do mnie. Opowiada zdarzenia sprzed kilku miesięcy. O jakimś zajściu między nią a mną. Tylko dlaczego opowiada mi to teraz? Tu, w saunie wypalającej skórę i płuca?
– Nie mogłam cię zapomnieć. Starałam się, chciałam, ale nie potrafiłam przestać myśleć o tobie. Marzyłam i płakałam. Tęskniłam za sobotą i niedzielą, za twoim widokiem. A gdy to nadeszło, robiłam wszystko, byś choć raz spojrzał na mnie. Chociaż na sekundkę. Przechodziłam obok, czekałam na twojej drodze, siadałam naprzeciw ciebie. A ty traktowałeś mnie jak powietrze. Mijając omijałeś wzrokiem. Spuszczałeś oczy, gdy uśmiechałam się do ciebie. Ale któregoś dnia spadłeś na mnie. Pamiętasz? Przytrzymałam cię, gdy wpadałeś z dzikiej rzeki do basenu poza budynkiem. Uderzyłeś mnie w udo. Bolało, ale to nic. Spojrzałeś na mnie i powiedziałeś „Przepraszam”. Stałam i nie wiedziałam co powiedzieć, całkiem zaskoczona, nie zrobiłam nic, by cię zatrzymać. Odszedłeś. Wiedziałam gdzie cię szukać, lecz nie miałam na tyle śmiałości, by usiąść obok i zagadnąć. Zrobiłam to dziś. Sama sprowokowałam upadek. Wpadłam w twoje ramiona i skradłam pocałunek. Przepraszam, ale dziękuje Bogu za to, że nie poszedłeś do szatni, tylko tu, gdzie mogę ci to wszystko opowiedzieć.
Nie wierzę, że to się dzieje. Nie wierzę, że słyszę słowa z jej ust relacjonujące incydent sprzed kilku miesięcy. Pamiętam, jak czerwony paznokieć boleśnie zaznaczył różową linię na mojej piersi. Jak piekła podrażniona skóra zamoczona w chlorowanej wodzie. Pamiętam też dziewczynę w czarnym koku i czerwonym stroju kąpielowym. Uciekłem wówczas i dzień się dla mnie skończył. Pamiętam też czarne oczy dziewczyny, którą uderzyłem łokciem. Jej zdziwienie. Chyba chciała mnie opieprzyć, otworzyła usta z grymasem na twarzy, lecz ja szybko uciekłem. Była zbyt piękna, bym miał odwagę choćby spojrzeć na jej twarz. Nazbyt bliska marzeniu… Dziś nie poznałem jej. Czy to na pewno ona? Rozpuszczone włosy zmieniły ją w inną dziewczynę. Równie piękną, może nawet piękniejszą, lecz nie tą samą.
– Zakochałam się – unosi rękę i odchyla czarną zasłonę, odsłaniając twarz. Czarne rzęsy, szeroko otwartych oczu powoli zwracają się w moją stronę. A ja nie uciekam. Nie odwracam wzroku, nie podnoszę ciała, nie wybiegam, szukając kolejnej samotni, gdzie ogień wstydu strawi moje wnętrze.
Czarne oczy unoszą się i zatrzymują na mojej piesi. Włosy odgarnięte do tyłu z wolna przedostają się przez obojczyk i spływają w dół, na powrót skrywając policzek z uroczym dołeczkiem pośrodku. Uśmiecha się i ponownie odsłania twarz. Patrzy na mnie, a ja na nią. Ja wprost na jej twarz, równie pięknej jak u mitycznej królowej Sparty , ona w moją pierś, skrywając źrenice pod długimi rzęsami.
– Przepraszam. Musiałam to powiedzieć. Chciałam, byś to wiedział.
Milczy. Przez minutę nie zmieniamy pozycji, nie poruszamy ustami, mam wrażenie, że nie oddychamy. Dociera do mnie, że ona czeka. Oczekuje mojej odpowiedzi. A ja nie wiem co zrobić, co powiedzieć. Przez sekundkę myślę o ucieczce, lecz nie czuję takiej potrzeby; nie odnajduje w sobie wstydu. Jest tylko bezradność.
– Zrozumiem, jeśli teraz wyjdziesz i zapomnisz o mnie. Jestem na to przygotowana. Zdaje sobie sprawę, że mogę ci się nie podobać, że masz inną, że nie jesteś zainteresowany. Zrozumiem to. Wyjdę, jeśli wolisz być sam. Zrozumiem to.
A ja wcale nie mam ochoty, aby wyszła. Mało tego, cała ta dziwna sytuacja i jej szczera wypowiedz, jej wzrok nieszukający zwycięstwa, koi moją nieśmiałość i nakazuje mi zostać.
Więc nie robię nic, tylko dalej pochłaniam przepiękny obraz dziewczęcej twarzy.
Ale coś musi się stać, któreś z nas musi w końcu podnieść się i opuścić drewniany domek wypełniony gorącym ponad przyjemność powietrzem. Wiem też, że jeśli pierwszy wyjdę, to przepadnie upragniony dar, w który przestałem wierzyć. Że gdy któreś z nas wstanie do drzwi, wydarzy się coś nieodwracalnego, coś niszczącego, coś, czego będę żałował, a serce nigdy mi tego nie wybaczy.
I w tym momencie drzwi, jak zapowiedz nieszczęścia, otwierają się, wpuszczając lekki podmuch świeżego powietrza.
– Co wy tu na Boga robicie?! – Mężczyzna w pomarańczowym kombinezonie z naszywką i logiem aquaparku spogląda na nasze wystraszone postacie wciśnięte w kąty pokoiku.
– Nie umiecie czytać?! Sauna jest zepsuta, nie trzyma stałej temperatury. I kto wam pozwolił zdjąć kłódkę z zamka?!
Nie było żadnej kłódki.
– Wynocha mi stąd!
Szybko wstajemy i ruszamy do drzwi. Wpierw ona, bo są wąskie, potem ja i jesteśmy już na zewnątrz. Chłodne powietrze otrzeźwia mnie na tyle mocno, bym poczuł jej dłoń w moim uścisku. Z niedowierzaniem spuszczam wzrok. To niemożliwe, by sama wsunęła się w moją rękę. To ja ją pochwyciłem. Trzymam dłoń dziewczyny, pięknej, uroczej, spalającą moją męskość swą urodą i nie mam ochoty puścić. Chyba boje się, że wyrwie się mi, więc zaciskam mocnej palce.
– Trochę boli.
– Przepraszam – szybko zwalniam uścisk.
Teraz to ona wzmacnia uścisk, a jej usta w lekkim uśmiechu wypowiadają zdanie nieistniejące w moim słowniku.
– Może jutro pójdziemy razem do kina?
Uwierzycie?
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wejdź na nasz formularz i wyślij je do nas. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Ania
2019-08-13 at 08:54
Słodka, urocza opowiastka… Początek sprawił, że liczyłam na więcej, gdzieś w środku zaczęłam mieć wyrzuty sumienia (lubię nieśmiałych chłopców, wiele dziewczyn lubi… kiedyś z koleżankami „uwzięłyśmy” się na jednego, zakładając o to, która pierwsza zobaczy jaki on ma kolor oczu – zawsze rozmawiając z nami spuszczał wzrok), a pod koniec nawet ucieszyłam się z takiego a nie innego zakończenia. Historia niby mało wiarygodna, ale czyta się dobrze.
Tylko trochę szkoda, że masz tendencję do zjadania ogonków 😉
Maksim Wolff
2019-08-13 at 15:17
Historia niby mało wiarygodna a jednak dużo z tego co napisałem zdarzyło się w rzeczywistości.
A ogonki… Cóż, zawsze miałem do nich słabość. Widocznie brakuje mi czegoś i organizm domaga się, abym je pochłaniał przy każdej okazji.
Dziękuję za przychylny komentarz.
Pozdrawiam
Maksim Wolff
Ania
2019-08-14 at 12:24
To ja dziękuję za miłą lekturę 🙂
Megas Alexandros
2019-08-13 at 14:00
Zabawna historia o chorobliwie nieśmiałym młodzieńcu, któremu przydarza się coś niezwykłego. Może przez to niezbyt wiarygodnego, ale przecież to współczesna baśń, a te nie muszą być realistyczne 🙂
Wśród mrocznych historii, które zazwyczaj królują na Najlepszej, powinno być czasem miejsce dla takiego przebłysku słonecznego blasku. Zwłaszcza w wakacje!
Pozdrawiam
M.A.
Maksim Wolff
2019-08-13 at 15:20
A ja miałem obawy, że opowiadanie jest przesłodzone, aż mdłe.😀
Widać myliłem się, a może tylko trafiłem w odpowiedni czas 😀
Dzięki za komentarz i pozdrawiam
Maksim Wolff
Absent absynt
2019-08-13 at 18:59
Dawno nie zaglądałem, ale jak się okazuje, warto było.
Autor stworzył kompaktowe, sympatyczne opowiadanie. Czy to arcydzieło? Bynajmniej. Ale przez te 18 minut lektury (jak uprzedza napis na początku) miałem na ustach banana. A to cenne.
Maksim Wolff
2019-08-14 at 20:43
Cieszę się, że się podobało.
Pozdrawiam.
Maksim Wolff
Niezalogowany anonim
2019-08-15 at 08:37
Trochę przegadane, ale nagradza to finał, który daje szansę na happy end. Jak ja lubię happy end’y!
Mick
2019-08-31 at 01:42
Witam. Udane opowiadanie. Oczywiście można by wiele pisać na temat rozlicznych pytań jakie zadaje sobie bohater. Doradzać poprzez pryzmat jeszcze niedawno przeżytej młodości. Jednak mnie zauroczył fakt, że mężczyzna okazujący tak wielką nieśmiałość, doświadczył fascynacji ze strony płci przeciwnej. Przeważnie taka fascynacja jest przywilejem mężczyzn: charyzmatycznych, silnych, zwycięzców.
Marzenia które snuje bohater, nie są bynajmniej odosobnione i czasami mam wrażenie że bylibyśmy (panowie) bez nich bardzo nieszczęśliwi. Marzenia wszak pozostają idealne i wcale nie muszą konfrontować się z rzeczywistością. Wystarczy zechcieć by nie opuszczały strefy wyobraźni.
Czasami bywa, że utwory NE zostają nagrywane. Doprawdy chciałbym usłyszeć wyznanie dziewczyny, czytane melodyjnym głosem lektorki. Co prawda nie Osiągnąłeś w tym miejscu wyjątkowej głębi intymności, ale doznanie fonograficzne (że się tak wyrażę) mogło by być ciekawe.
Pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów :).
Agnessa Novvak
2019-09-04 at 21:45
Bardzo przyjemna opowiastka 🙂 Niby seksu nie ma, a przecież erotyzm wręcz się (jak przystało na opowiadanie dziejące się na basenie) wylewa.
Tak polemizując z komentarzami o prawdopodobieństwie (lub nie) historii – z osobami nieśmiałymi, ale takimi bardzo bardzo, trzeba uważać 😉 Też bardzo 😉 Bo jak bariera skrytości, introwertyzmu, czy czego tam jeszcze, zostanie w końcu przerwana, to może się okazać, że kryje się za nią tyle uczuć i emocji że…