Pamiątka z Walentynek (Maksim Wolff)  3.38/5 (21)

18 min. czytania

Carl Jones, „I’ve been expecting you”, CC BY-NC 2.0

Nie wybrałem tego baru. Był po prostu po drodze, a zobaczywszy wiszący nad chodnikiem drewniany szyld, nabrałem nagłej ochoty, by napić się dobrego alkoholu. Gdy przekroczyłem próg tego bogato urządzonego lokalu, objawił mi się zamysł, prymitywny co prawda, ale bardzo kuszący, by upić się w trupa i choć na parę godzin wymazać z pamięci tych kilka minut z przeszłości, gdy stałem pod drzwiami i nasłuchiwałem.

Trzecią porcję szkockiej wypiłem bez pośpiechu, sącząc ją powoli, czując, jak alkohol z wolna rozmiękczał twardą grudę żalu tkwiącą w gardle, rozkręcał imadło miażdżące mi żebra, a co najważniejsze, spowalniał myśli, obrazy i uczucia.

Opróżniłem tumblera z przekonaniem, że odpowiednia ilość whisky utopi gorycz i ból, a może, jak bardzo się postaram, gdy będę dość uparty, pozwoli mi odwlec w czasie to, co będę musiał zrobić, z czym będę musiał się zmierzyć.

Barman nalał mi kolejnego, a ja podziękowałem grzecznie, choć nastrój miałem podły i tłumiłem w sobie chęć nakrzyczenia na niego z byle powodu. Bezwiednie popatrzyłem w brązowy płyn uwięziony w szkle, przyjrzałem się mu z udawanym zainteresowaniem, jakbym był go bardzo ciekaw i dążył do odkrycia tajemnicy w nim ukrytej, lecz ta ucieczka nie zdała się na nic i nieznośne obrazy sprzed godziny wciąż uporczywie wracały, nie pozwalając o sobie zapomnieć. Powracały też dźwięki słyszane zza zamkniętych drzwi i uczucia, jakie wówczas doświadczałem: bolesne, miażdżące, trujące i towarzyszące im myśli: gwałtowne, destrukcyjne, mordercze. Powracało też pytanie, które wciąż słyszałem w mojej czaszce: Dlaczego nie otworzyłem tych cholernych drzwi?! Dlaczego?!

Szybkim ruchem uniosłem ciężką szklankę do ust i wlałem w siebie całą zawartość. Barman zjawił się natychmiast, nawet nie czekając na moją prośbę, jakby wyczuwał, że tego od niego żądam i żądać będę już zawsze. Co prawda nalewał coraz mniejsze porcje, ale to nie miało znaczenia. I tak się upiję, i tak zwale się tu, na tę podłogę, i tu zapomnę o wszystkim – powtórzyłem w myślach postanowienie, a jemu tylko podziękowałem, jak poprzednio, grzecznie i z wymuszonym uśmiechem.

– Poproszę dla mnie to samo – odezwała się kobieta, która nagle pojawiła się tuż obok, na sąsiednim hokerze. Co ona tu robi? – pomyślałem – Dlaczego usiadła obok mnie? Dlaczego nie wybrała któregoś z wielu wolnych miejsc, a wcisnęła się między mnie, a ścianę kończącą bar?

Kelner usłuchał jej prośby, po czym szybko się oddalił.

– Ciężki dzień? – zagadnęła i upiła mały łyczek, zostawiając na szkle czerwony ślad pomadki. Ponuro spojrzałem na nią kątem oka z nadzieją, że mój wzrok odstraszy ją i zostawi mnie samego. Nie pomogło. Uśmiechnęła się przyjacielsko, odgarnęła jasny kosmyk z policzka i zagadnęła ponownie:

– Chyba nie masz zamiaru tu siedzieć sam. Nie w taki dzień jak dziś, prawda?

– Przepraszam, ale nie mam nastroju – odparłem, starając się być grzeczny i stanowczy zarazem. Liczyłem, że szybko zrezygnuje z ponurego pijaczka, jakim się stałem i poszuka sobie kogoś bardziej pozytywnie nastawionego do życia.

– Zgaduję: kobieta.

Nie miałem ochoty odpowiadać.

– Więc zgadłam – rzekła, a w jej głosie nie było tryumfu, lecz smutek. Smutek, który zaskakująco pasował do mojego stanu ducha.

– To nieprawda, że my, kobiety, jesteśmy słabe. Wręcz przeciwnie, potrafimy zranić, i to mocno.

Miała przyjemny głos, łagodny i wydało mi się, że jej słowa, choć ciche, tłumiły myśli w mojej głowie.

– Naprawdę nie musisz – wydusiłem z siebie, starając się ją zniechęcić w delikatny sposób.

Nie rozumiałem motywu, w jakim celu przysiadła się do mnie, co w ten sposób chciała osiągnąć, a może nie było to takie skomplikowane, może powód był bardzo oczywisty, ale ja nie miałem ochoty dłużej się nad tym zastanawiać.

– Dziś Walentynki – odezwała się, a w jej głosie mogłem wyczuć daleką ostrożność, jakby nie była pewna mojej reakcji na te słowa.

Więc jednak o to jej chodziło. Tylko czemu ja, nie ci przy barze, albo kelner, albo ktokolwiek inny?

– Barman! – krzyknąłem głośniej, niżbym chciał, jednak on nie zareagował i udał, że mnie nie słyszy, więc krzyknąłem jeszcze raz, ale i to nie poskutkowało.

Nie pomagasz mi bracie – pomyślałem i nie wiedząc czemu, zaśmiałem się głośno, a potem spostrzegłem, że mój tumbler nie jest pusty i zaśmiałem się ponownie, tylko ciszej, nie czując wcale zawstydzenia.

– Mocno cię trzyma. Naprawdę była tego warta?

– Była? – Spojrzałem na nią z oburzeniem. – Dlaczego mówisz… była?

– Przepraszam. – Spuściła wzrok, nerwowo chwyciła dłonią drinka i upiła połowę. – Nie chciałam być natrętna.

– To ja przepraszam, nie powinienem na ciebie naskakiwać… ja, po prostu…

– Przeżywasz to prawda? – jej głos znowu stał się łagodny i uspokajający. – Rozstania bolą, wiem coś o tym.

– Tylko że nie było żadnego rozstania – dodałem, nie bacząc już na to, że zwierzam się obcej osobie. Najwidoczniej alkohol topił z wolna moje synapsy, które zapominały przesyłać impulsy rozsądku, dając pierwszeństwo spontaniczności.

– Tylko co? – spytała, gdy szykowałem się do pochłonięcia kolejnej porcji whisky.

– Ona nie wie – odpowiedziałem, odstawiając puste szkło na blat.

Dziewczyna milczała chwilę. Zapewne próbowała odgadnąć mój problem, zastanawiała się, jak do mnie dotrzeć, jak zmusić mnie, bym jej wszystko opowiedział. Tylko po co? Dla jakiego celu była gotowa poświecić ten wieczór na wysłuchanie moich żali, stracić tę noc dla nieznajomego i jego trosk? Poczułem jednak ulgę i nagle uświadomiłem sobie, że chcę jej poświecenia, że przyda mi się towarzystwo kogoś, kto pozwoli mi wypowiedzieć słowa i myśli krzyczące w mojej głowie.

Wpatrywała się w mój pochylony profil, widziałem kątem oka, że spogląda też na moje dłonie, jak się bawię, obracając nieprzerwanie szklankę.

– Nie możesz jej tego powiedzieć, prawda? – próbowała zgadywać.

Spojrzałem na nią zaskoczony trafnością jej słów i tym razem mój wzrok zatrzymał się na jej twarzy dłużej niż tylko przelotnie. Była ładna, ale nie przesadnie, rysy jej zdradzały mocny charakter, pasujący raczej do korporacyjnej harpii, niż do zagubionej duszyczki, jaką grała przede mną. Uśmiechała się do mnie uśmiechem na pograniczu smutku i nadziei, a w brązowych oczach dostrzegłem oczekiwanie, ale też niepewność, a może i lęk, nie byłem pewny.

– Uciekłem – odparłem, odwracając wzrok, skupiając się na pustym tumblerze – uciekłem, zanim byłoby za późno.

– Przed czym uciekłeś? – spytała, a ja niespodziewanie poczułem ciepło jej ciała, choć nie zauważyłem, by się przysunęła, ba, mógłbym przysiąc, że nawet nie drgnęła na swoim siedzeniu, jednak poczułem je, i to ciepło zaniepokoiło mnie. Źródło tego niepokoju tkwiło gdzieś głęboko we mnie, w moim wnętrzu. Pomyślałem, że to stres, że to bezmyślna reakcja ogłupiałego traumą umysłu.

– Czy coś ci groziło? – dziewczyna nie ustępowała, a ja czułem coraz większą ochotę, by rozmawiać. Zdawałem sobie sprawę z tego, że to mógł być tylko alkohol, że może popełniałem błąd, zwierzając się dopiero co poznanej osobie, ale ja już nie czułem różnicy między obcą kobietą na końcu świata i tą, której ciepło właśnie odczuwałem. Był też mój ból, a on ustępował, gdy otwierałem usta: czy to wlewając w nie alkohol, czy wylewając z nich słowa.

– Byłem tam i tylko stałem, nikt mnie nie widział i nie słyszał i nie, nic mi nie groziło – odpowiedziałem na jej pytanie.

– Coś się tam stało, komuś stała się krzywda?

Na słowo „krzywda” poczułem lęk; całkowicie niezrozumiały w tych okolicznościach. Czyżbym swoją krzywdę utożsamiał z lękiem?

– Nie miało mnie tam być, ale wróciłem wcześniej. Otworzyłem drzwi do mieszkania, sądząc, że jest puste, bo nie powinno być tam nikogo o tej porze.

– Ale ktoś był, prawda – wtrąciła, chcąc mnie pośpieszyć.

– Tak. Ktoś był, a raczej byli. Z początku nie rozpoznawałem słów, wydawało mi się, że ktoś szepcze, coś przesuwa, usłyszałem uderzenie grubego szkła o twardą powierzchnię, a potem męski głos. Byłem pewny, że to włamywacze.

Przerwałem, uświadomiwszy sobie, że mam puste szkło. Chciałem, by było pełne, gdy będę go potrzebował. Barman dostrzegł moje spojrzenie. Poprosiłem, by też nalał mojej towarzyszce. Przyjęła mój poczęstunek z niemą aprobatą.

– Nie znam tego mężczyzny – kontynuowałem, gdy tylko zostaliśmy sami – z pewnością bym rozpoznał głos. Ten był mi całkowicie obcy. Stałem w przedpokoju i nasłuchiwałem. Głos i dźwięki dochodziły zza drzwi sypialni. Podszedłem bliżej i wtedy usłyszałem wyraźniej. Jej słowa, drżące, urywane, rozmyte, jakby ktoś utrudniał jej poprawne wysławianie się. Chciałem wpaść tam i… a potem ona powiedziała…

– Co powiedziała, mów.

– Powiedziała… zażądała… by ją kochał mocnej.

Zamilkłem, czując, jak ból powraca, jak piętrzy się we mnie, chcąc chwycić mnie za gardło i udławić, lecz zatrzymał się w piersi i tam ugrzązł, nie czyniąc mi większej szkody. Opróżniłem szybko szklankę, ale na wiele to się nie zdało. Dziewczyna skinęła na barmana, który szybko uzupełnił mojego tumblera.

Wypiłem, zanim zdążył się odwrócić i odejść, więc dolał szczeniacką porcję i dopiero wówczas szybko się ulotnił.

– To była twoja żona?

– Tak.

– Ale powiedziałeś, że nikt cię nie widział, czy ty…

– Tak – uprzedziłem jej pytanie – nie wszedłem do sypialni, nie widziałem ich, a oni nie wiedzą, że tam byłem.

Liczyłem, że po wyznaniu wszystkiego bolesne obrazy stracą swą moc, ale tak się nie stało. One nadal tam były, niewyraźne już, rozmyte alkoholem, rozdwojone, ale nadal ukazywały prawdę.

– Dlaczego nie przerwałeś tego?

– Nie miałem odwagi.

– Nie rozumiem…

– Gdybym tam wszedł, nie byłoby już odwrotu. To byłby koniec.

– Chyba rozumiem – powiedziała po chwili. – Masz ciągle nadzieję, że uda się to naprawić, prawda?

– Chyba tak – odpowiedziałem, już nie wierząc w te słowa. W tamtym momencie, gdy stałem w korytarzu własnego domu i słuchałem, jak moja żona jęczy z rozkoszy pod innym mężczyzną, jak szepcze do niego słowa kiedyś zarezerwowane tylko dla moich uszu, myślałem, że ból minie i przyjdzie zapomnienie. Że wystarczy ukryć swoje myśli głęboko przed nią i przed światem i przeczekać zły czas. Udawać przed sobą, że to się nie stało, że to był tylko koszmarny sen, z którego jutro się obudzę i wszystko będzie jak dawniej.

Trwałem w błędzie. To był koniec. Koniec, na który nie zasłużyłem. Poczułem żal do siebie, ale też i do niej i do tego, co nas przez te kilka lat małżeństwa trzymało. Czy popełniłem błąd? Dlaczego zrezygnowała ze mnie? Jak długo udawała, że jestem dla niej jedyny i najważniejszy?

– Co teraz czujesz? – dziewczęcy głos przerwał tok moich myśli, które zatrzymały się na jednym, nowym uczuciu.

– Czuję złość.

Nie spytała, dlaczego i do kogo, nie musiała, przecież było to takie oczywiste. Wypiliśmy następną kolejkę, potem jeszcze jedną, aż straciłem rachubę. Rozmawialiśmy o związkach. O tym, co łączy ludzi i co ich później dzieli. Temat podjęła ona, wpierw nieśmiało, ważąc każde słowo, bacząc, by nie dotknąć zbyt mocno moich ran. Mówiła o swoim ostatnim związku; o wielkich nadziejach, o wierze w miłość i jedynego człowieka. O tym, jak wszystko się skończyło, jak któregoś dnia przestali się umawiać, a z czasem nawet do siebie dzwonić. Teraz była sama, ale nie przestała wierzyć w miłość i ciągle na nią czekała.

Wyszliśmy razem, gdy w barze nie było już nikogo, a noc była już mroczna i zaskakująco ciepła. Spytała, czy mam gdzie się podziać. Skłamałem, że mam przyjaciela po drugiej stronie miasta. Byłem już zbyt pijany, by postarać się o lepszą wymówkę. Zatrzymała taksówkę i zaproponowała, że wysiądzie po drodze. Nie miałem nic przeciwko. Gdy usiedliśmy obok siebie, poczułem jej ciepło z podwójną siłą. Poczułem też jej zapach i po raz pierwszy zwróciłem uwagę na perfumy, jakich używała. Pachniała słodkimi kwiatami, delikatnie i niewinnie. Przytuliła się do mojego boku, a ja nie protestowałem. Podobał mi się ten niepokój, który pierwszy raz poczułem przy barze, a teraz natrętnie właził mi w głowę. Spodobała mi się myśl, że z jej pomocą mogę coś uratować.

To nie byłem ja. Nie moje myśli, nie moja osoba i nie moje ciało. To ktoś obok mnie pragnął zemsty, a ja się tylko temu przyglądałem. Stałem tuż obok i patrzyłem, jak moja dłoń dotyka jej ramienia. Jej spojrzenie, pełne ufności, a potem dłoń spoczęła na gorącym i kuszącym wzrok udzie. Patrzyłem na to, czując rosnącą radość z zemsty, jaką właśnie zapoczątkowałem.

Nie było już bólu, tylko gniew.

Z tym gniewem pojechałem pod jej mieszkanie i wysiadłem wraz z nią. Z tym gniewem poszedłem za nią i wsiadłem do windy. Uśmiechała się, gdy spytałem o piętro, a potem przycisnąwszy jej drobne ciało do ścianki klatki wiozącej nas w górę, posmakowałem czerwonych ust. To nie byłem ja, a jednak czułem rosnące we mnie podniecenie. To ktoś obok mnie zadarł jej sukienkę, lecz to moje palce czuły ciepło łona. To nie ja zdecydowałem, by zdjąć koronkowe majteczki, ale byłem tym, który schował je do kieszeni marynarki.

W progu mieszkania zachwiałem się, jakby jakaś część mnie broniła się przed tym, co chciała zrobić druga połowa. Być może był to ostatni krzyk umierającego we mnie rozsądku, albo zbyt duże stężenie alkoholu we krwi zachwiało moją motoryką.

– No chodź – szepnęła niecierpliwym głosem i pociągnęła mnie za pasek spodni w głąb korytarza. Dałem się wprowadzić do jej mieszkania i nie czułem się już straconym mężczyzną. Miękkie, gorące usta całowały moje wargi, twarz i szyję. Drobne dłonie zsunęły marynarkę z ramion, a potem delikatne palce niecierpliwie uwalniały guziki koszuli. Łapczywy, nierówny oddech owiewał odsłonięty tors, gdzie od czasu do czasu składała drobne pocałunki, wpierw na piersi, potem na brzuchu, a na koniec, zmuszona pożądaniem, uklęknęła przede mną.

Spojrzała mi w oczy, zadzierając wysoko głowę, a ja poczułem się wolny od wszystkiego i świat poza tym mieszkaniem przestał istnieć.

Nie uśmiechała się sztucznie, chcąc ukryć resztki wstydu. Nie udawała spokojnej i racjonalnej dziewczyny, która z góry zaplanowała każdy ruch i teraz go realizowała. Zachowywała się, jakby kierował nią instynkt pchany pierwotnym pragnieniem. Przez kilka sekund trzymała mnie za biodra, jakby bojąc się, że odsunę się, odrzucając jej ofertę i patrzyła mi w oczy dzikim, pożądliwym wzrokiem. Upajałem się widokiem pięknej twarzy otoczonej blond włosami w stylu messy i obserwowałem, jak dłonie zbliżają się do metalowej sprzączki, jak wciąż nie przerywając kontaktu wzrokowego, rozpina pasek, a potem wskazującym palcem podważa pierwszy z dwóch guzików spodni.

Słyszałem oddech dziewczyny, głęboki, pozbawiony rytmu i wyobraziłem sobie bicie jej serca: głośne, śpieszne, w gwałtownych skurczach pchające krew do najdalszych zakamarków ciała rozgrzewając usta, skórę, piersi i łono. Wsunęła dłoń w spodnie, powiedziała krótkie „Wow”, zauważywszy brak slipek i palcami objęła moją męskość, wpierw delikatnie, a potem zamknęła dłoń, prawie miażdżąc napęczniały mięsień.

Westchnąłem, czując nagły przypływ pożądania, a wtedy ona delikatnie się uśmiechnęła. Przez chwilę dłoń gładziła mnie tam, sunęła po trzonie, dotykała opuszkami palców odsłoniętej główki, bawiła się ukrytym przed jej wzrokiem narządem, jak nieodkrytą kartą, którą przyjdzie jej zagrać, a potem odpięła ostatnie guziki, pozwalając opaść moim spodniom na podłogę.

Już nie patrzyła na mnie, tylko na trzymaną w dłoni męskość, którą z wolna masowała. Rozsunęła szerzej kolana, wypięła pupę do tyłu, wyginając przy tym plecy, po czym klęcząc okrakiem niczym na biodrach mężczyzny, wsunęła czubek penisa w usta. Oparłem się dłońmi o drzwi za mną, jakbym bał się, że zaraz stracę równowagę i zacisnąłem zęby, czując nagłe uderzenie rozkoszy. Z mojej perspektywy przedstawiał się wspaniały widok, od którego nie mogłem oderwać oczu. Widziałem, jak pochłania mnie coraz bardziej, głębiej, mocniej zaciskając wargi i nagle rusza do ataku niczym oszalała egipska Anat, gnając to w przód, to wycofując się, unosząc przy tym biodra, jakby ujeżdżała niewidocznego rumaka. A moje podniecenie, za sprawą jej ust i dłoni, rosło i wciąż rosło, podsycane dodatkowo widokiem jęczącej z rozkoszy, dyszącej z podniecenia kobiety.

Uwolniła mnie na chwilę, ale tylko po to, by dłonią wyłuskać z dekoltu pierś, którą mocno ścisnęła i na powrót zajęła się twardzielem.

Chyba bym doszedł bezwstydnie i w zdecydowanie zbyt krótkim czasie, spaliłbym się, stojąc w korytarzu, z dala od sypialni, nie posmakowawszy piersi i nie poznawszy wilgoci pieszczącej mnie dziewczyny, gdybym wcześnie nie wypił sporej porcji alkoholu. Sądzę, że to ratowało mnie przed jej niepohamowaną żądzą, ale nie mogłem mieć pewności, czy w którymś momencie nie przekroczę niewidzialnego progu i wystrzelę w sposób niekontrolowany. Tak więc uwolniwszy się z koszuli wiszącej mi na ramionach, wyłuskawszy stopy z butów i spodni, chwyciłem dziewczynę za ręce i podniosłem z kolan. W oczach miała obłęd, usta nabrzmiałe krwią, rozchylone do pocałunku, łapczywie wciągały powietrze. Wpiłem się w nie łakomie, chcąc jak najszybciej poczuć ich smak i delikatność, jednocześnie dłonią odnalazłem na plecach suwak sukni i pociągnąłem go w dół. Sama uwolniła ramiona z materiału, który opadł i zatrzymał się w talii. Z lekkim trudem przecisnąłem suknie przez krągłe biodra, a potem powodowany ciekawością, przerwałem pocałunki i odsunąwszy ją trochę, spojrzałem na dziewczynę. Miała zgrabne nogi i krągłe uda, szerokie biodra, wąską talię, lekki brzuszek, a raczej sadełko tuż nad kością skrywającą jej kobiecość. Stanik w kolorze bordo skrywał jedną pierś, gdy druga niezgrabnie wystawała z niego, celując we mnie nabrzmiałym sutkiem. Długa szyja przywodziła mi na myśl kobiety z arystokracji. Usta wciąż rozchylone i dwa białe ząbki chowające się pod górną wargą dodawały jej niewinności, w którą mógłbym uwierzyć, gdyby nie oczy pełne lubieżnego wyuzdania. Sięgnęła za plecy, by rozpiąć stanik.

– Nie – powiedziałem stanowczym głosem, który wydał mi się zbyt głośny i dodałem już szeptem – chcę byś była w nim, gdy będziemy się pieprzyć.

Przez jej twarz przeleciał grymas.

– Lubisz tak? – spytała i zrobiła krok w tył, chowając jednocześnie pierś – podobam ci się w nim?

Skinąłem głową i ruszyłem za nią.

– Lubisz zostawić sobie coś na później – stwierdziła, odgadując moje intencje.

Znowu kiwnąłem głową, wciąż krocząc za nią, aż zatrzymała się na progu uchylonych drzwi i tam dostałem ją w swe ramiona. Szybkim ruchem poderwałem  ciało dziewczyny i wniosłem do ciemnego pokoju. Podszedłem do łóżka i wolno ją na nim ułożyłem.

– Chcesz patrzeć? – spytała i nie czekając na moją odpowiedź, zapaliła nocną lampkę, która lekko rozproszyła ciemność przyjemnym, żółtawym światłem.

Ciało mojej kochanki zabłysło złotem, a włosy stały się niczym łan zboża. Westchnęła głośno, gdy rozchyliłem jej uda i wdarłem się językiem między nie. Nie śpieszyłem się, wolno okrążając łechtaczkę, sunąc wzdłuż warg, naciskając twardą krawędź jej wnętrza i przyglądałem się unoszącym się wolno piersiom skrytym w grubym materiale ozdobionym koronkami. Od czasu do czasu unosiła głowę i wówczas mogłem zobaczyć jej twarz napiętą w oczekiwaniu, rozchylone usta i oczy patrzące na mnie błagalnym wzrokiem. Dłoń położyła mi na głowie, palcami zmierzwiła włosy, a drugą gładziła koliście skrawek swego uda. Przyspieszyłem, na co zaczęła poruszać biodrami, wspomagając moje niezdarne poczynania i naprowadzając język na właściwe miejsca. Rozchylała uda i zaciskała je na mojej głowie, wciąż wiercąc pupą, wciąż unosząc głowę i wciąż gładząc dłonią fragment uda. Spróbowałem położyć tam swoją dłoń, ale zostałem odepchnięty, jakby to miejsce na jej ciele było najbardziej intymnym i wstęp tam miała tylko bardzo bliska osoba, którą nie byłem ja. Byłem obcym mężczyzną, którego wybrała na jedną noc, kimś, kto miał jej dać cielesną rozkosz i nic ponadto. Dowodów na tą hipotezę było kilka: nie próbowała poznać mojego imienia, nie pytała o przeszłość, nie interesowała się życiem zawodowym, nie spytała nawet, czy mieszkam w tym mieście. Pasował mi taki układ.

Nagle dziewczyna mocniej przycisnęła mi twarz do swego krocza, poruszyła gwałtownie biodrami i jęknęła przeciągle, zaciskając uda. Chwilę trwała w ekstazie, a ja nie przerywałem pieszczot, aż uniosła mą głowę i spojrzała na mnie ujmująco. Dałem jej szczęście, tego byłem pewny, ale to nie był koniec i ona o tym wiedziała. Zwinnie obróciła się na łóżku i wsunęła pode mnie. Jak kotka wyprężyła ciało niczym strunę i sięgnęła ustami męskości. Szybko poczułem opór, a potem zrobiła coś tajemniczego i bariera w jej gardle zniknęła, pozwalając, bym wszedł w nie cały. Nieznane mi dotychczas uczucie wzmogło apetyt i zacząłem ją pieprzyć powolnymi ruchami. Objęła mi pośladki, co przyjąłem jako znak przyzwolenia, więc przyśpieszyłem i nie zatrzymałbym się szybko, gdyby nie odepchnęła mnie nagle.

Kaszlnęła, przełknęła ślinę, po czym stwierdziła:

– Wybacz kotku, ale jesteś za duży, a ja nie potrafię wstrzymać oddechu w nieskończoność.

– Przepraszam – wydukałem, lecz ona uśmiechnęła się, po czym przewróciła mnie na plecy i usiadła mi okrakiem na biodrach. Wyglądała pięknie i poczułem nagłą dumę, że zostałem wybrany właśnie przez nią. Podparła się jedną nogą, uniosła męskość do pozycji pionowej, a potem wolno opadła, sycząc przez zęby z rozkoszy.

Chwyciłem ją w pasie i dociskając do siebie, wyrzuciłem biodra ku górze. Musiałem dotknąć czułego miejsca, gdyż dziewczyna krzyknęła krótko, a potem opadła na mnie i przytuliła się mocno, obejmując za szyję i dysząc do ucha gorącym oddechem. Pozwoliła bym to ja prowadził. Uniosła lekko biodra i tylko lekkimi ruchami wychodziła naprzeciw moim pchnięciom.

Uderzyłem kilka razy z impetem, a jej oddech stał się szybszy i urywany, a potem wyraźnie zwolniłem i usłyszałem słodkie westchnienie. Podobało jej się, więc na powrót przyśpieszyłem, chwytając ją za pośladki, nie przerywałem galopu, do czasu, gdy opadłem z sił, a wówczas to ona uniosła się i dokończyła to, co zacząłem. Alkohol parował ze mnie, ale wciąż tłumił odczucia i nie pozwolił, bym wraz z nią osiągnął szczyt rozkoszy. Mocno zacisnąłem dłoń na wciąż ukrytej przed mym wzrokiem piersi i dobiłem ostatnie ciosy, gdy orgazm drgał w jej ciele, a usta krzyczały z rozkoszy. Uniosłem się i rozpiąłem haftki na plecach. Przez chwilę podziwiałem odkryte piękno, a potem objąłem ciało dziewczyny, wtulając się twarzą w gorące piersi. Jej głowa opadła na moją, dłonie objęły mnie czule i tak zastygliśmy na długie minuty.

Odezwała się pierwsza, wprost do mojego ucha wyszeptała, że jest szczęśliwa. Ja też byłem i choć nadal twardo tkwiłem w niej, nie czułem wielkiej potrzeby, by skończyć w tym momencie.

– Muszę do łazienki – szepnęła mi do ucha, ale nie poruszyła się, zapewne  podejrzewając, że nie doszedłem wraz z nią..

– Oczywiście – odrzekłem, delikatnie odsuwając się od niej.

Spojrzała mi w oczy, szukając w nich czegoś, zapewne innej odpowiedzi, a potem ostrożnie uniosła się, patrząc na wysuwającego się z niej, nadal sztywnego członka.

Spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.

– To nic – odparłem – to tylko alkohol.

– Chodź ze mną – powiedziała z ożywieniem i pociągnęła mnie za ramię.

Kochaliśmy się w jej łazience, pod prysznicem, pod strumieniem letniej wody. Kochaliśmy się w kuchni, przy stole i na jego blacie. Kochaliśmy się w salonie, na fotelu, na puszystym dywanie i na długiej kanapie obitej prawdziwą skórą. Kochaliśmy się przy wielkim oknie, opierając dłonie o marmurowy parapet, wpatrzeni w pierwsze promienie wschodzącego słońca.

A potem alkohol wyparował ze mnie całkowicie i powróciły obrazy z poprzedniego dnia.

Na odchodne dostałem mocną kawę, długi pocałunek i tak jak się spodziewałem: żadnej obietnicy, żadnego imienia, żadnego pytania.

Szary dzień wydał mi się jeszcze bardziej posępny niż poprzedni. Czułem się wykończony fizycznie i psychicznie, ale jednak zdecydowałem się stawić czoło nieuniknionemu i poprosiłem taksówkarza, by zawiózł mnie pod domowy adres.

Drzwi do sypialni były uchylone, a z łazienki dochodził szum płynącej wody. Pomyślałem ze złością, że właśnie zmywa z siebie obcy zapach i zrobiło mi się mdło na samą myśl, że wyczułbym na niej obcego mężczyznę. Zdjąłem marynarkę i cisnąłem ją na szafkę, a potem wszedłem do sypialni pełen odwagi, jakiej zabrakło mi poprzedniego wieczoru. Rozgrzebana pościel nie dziwiła mnie wcale. W powietrzu czuć było jej perfumy, ale byłem pewny, że na pościeli jest też jego zapach. Podszedłem do łóżka, przyglądając się każdemu szczegółowi, jakbym chciał odkryć coś w tym nieładzie.

To bez sensu – pomyślałem i nagle dostrzegłem czarną kasetę wideo. Stała na nocnym stoliku żony. Wziąłem ją do ręki i przeczytałem napis na grzbiecie „Walentynki 92”.

Nasze pierwsze walentynki. Pełne szczęścia i pełne nadziei. Nie wiem czemu, ale zapragnąłem nagle zobaczyć tamte szczęśliwe chwile. Możliwe, że ostatni już raz. Obraz na telewizorze wpierw zajaśniał, by nagle sczernieć na dłuższą chwilę. Potem szare paski zjechały w dół i ukazały młodą dziewczynę w narciarskim kombinezonie. Uśmiechała się do kamery, coś powiedziała, ale głos był ściszony, więc odnalazłem pilota i podkręciłem tak, by słyszeć jej głos.

Pamiętałem. To był dzień, w którym się oświadczyłem. Byłem bardzo szczęśliwy. Najcudowniejsza dziewczyna na świecie powiedziała mi „Tak”. Kamera pokazała wpierw jej uśmiechniętą twarz, a potem moją, czerwoną od mrozu i nasze usta spotkały się w długim pocałunku. Zamknęła oczy, a gdy je potem otworzyła, były zamglone i powolne. Dla tych zamglonych oczu całowałem ją wszędzie, gdzie tylko mogłem. Nadal uważam, że to boski widok. Nawet po tym, co się stało. Kamera była przy nas, gdy jedliśmy kolację w góralskiej restauracji. Potem jak bawiliśmy się na dyskotece. Filmowała nas, gdy tańczyliśmy i krzyczeliśmy do kamery „Kooocham cię!!!”. To najczęściej padało z naszych ust. Nagle kadr się urywał i pokazał całkiem inne pomieszczenie. Sufit z jasnych grubych bali, ściana z przybitym do niej dywanem, kominek, a potem nasze twarze. Patrzyliśmy w obiektyw i wyznawaliśmy sobie miłość: prawdziwymi słowami i szczerym spojrzeniem. Kamera oddaliła się gdzieś w róg pokoju. Teraz ukazywała nas klęczących na łóżku. Ona tylko w staniku, ja goły i wstydliwie gotowy i nagle zdałem sobie sprawę, że wiem, co zaraz się zdarzy, ale nie pamiętałem włączonej kamery.

Z łazienki dobiegał mnie dźwięk zbyt twardo stawianej szklanki, a może był to flakonik perfum. Wiedziałem, że zaraz wyjdzie i odnajdzie mnie w sypialni, ale nie przerwałem oglądać filmu.

Przewinąłem taśmę na podglądzie do momentu, w którym stawiam butelkę rosyjskiego szampana na twardym dębowym stoliku. Uświadomiłem sobie, że pamiętam ten dźwięk. Zaraz potem kochamy się w białej pościeli. Ona pojękuje, szepcze mi do ucha miłosne wyznania, a ja dyszę, i odpowiadam, lecz nie rozpoznawałem swego głosu z taśmy. Był mi obcy. Nagle z telewizora dobiegał mnie głos mojej żony „Kochaj mnie. Kochaj mnie mocniej!”.

Zakręciło mi się w głowie, zatoczyłem się i usiadłem na krawędzi łóżka. W tym momencie dostrzegłem żonę stojącą w drzwiach. Mokre po kąpieli włosy spływały jej grubymi kosmykami na ramiona i piersi mocno opatulone podomką. Na koniuszku jej palca wskazującego wisiały damskie bordowe majtki. Z przerażeniem patrzyła mi w oczy.

– Andrzeju, co ty zrobiłeś?

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wejdź na nasz formularz i wyślij je do nas. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Historia z życia wzięta – o człowieku, który tak bardzo bał się konsekwencji domniemanych działań swojej żony, że unieszczęśliwił siebie – i ją – własnym postępowaniem. Pewnie dałoby się tu wyciągnąć jeszcze taki morał, by nie wyciągać pochopnych wniosków, ale myślę, że przede wszystkim stanowi wezwanie do stawiania czoła rzeczywistości – bo tylko wtedy można dowiedzieć się, jaka ona naprawdę jest.

Do tego ciekawa, choć zarysowana ledwie paroma kreskami postać barowej femme fatale.

Tekst krótki, ale pozostawiający Czytelnika z poczuciem fabularnej satysfakcji.

Pozdrawiam
M.A.

Ale zwrot akcji!

Autorze, lubisz znęcać się nad swoim bohaterem, prawda? Najpierw dajesz mu wierzyć w niewierność żony, a potem walisz po głowie prawdą…

Dobra rzecz, psia mać. Przeczytałbym znowu, gdyby fabuła nie opierała się na zaskoczeniu. A tego powtórzyć się nie da…

Thorin

Tak bardzo się starałem zaskoczyć czytelnika, że nie zauważyłem jaką krzywdę robię bohaterowi. Ale, czy nie on sam jest sobie winny? Jak zauważył Megas Alekxandros, bohater powinien przede wszystkim stawić czoła rzeczywistości. Gdyby tak postąpił, uchroniłby siebie od szeru błędów, które doprowadziły do nieszczęścia. Więc umywam ręce od odpowiedzialności za jego czyny. Postąpił tak, jak postąpił. To był on, choć stara się temu zaprzeczać. Kierował się zemstą i moim zdaniem, to jest jego główny grzech, za który został ukarany.

Ależ Maksimie,

bohater literacki istnieje właśnie po to, by cierpieć – bez tego nie ma żadnej opowieści, co najwyżej mdłe romansidło. Nie musisz więc brać na siebie, ani uchylać się od odpowiedzialności. Po prostu uczyniłeś to, co powinieneś – postawiłeś na drodze swej postaci przeszkody, z którymi ona sobie nie poradziła 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Napisz komentarz