Basza VIII (AnonimS)  3.16/5 (15)

19 min. czytania

Kamil Porembiński, „Slave”, CC BY-SA 2.0

Spotkanie z R trwało całą noc. Nie działo się nic, czego by wcześniej nie próbował. Nie wprowadzał nowych elementów, bo jego myśli zaprzątała pozostawiona sama sobie B. Poza tym nie chciał dodatkowo dotychczasowej niewolnicy stresować.  I tak musiała pogodzić się z faktem, że nie jest już jedyną.  Zaskoczyła go pozytywnie, obawiał się, że może zareagować płaczem lub histerią.

W niedzielę rano zadzwonił do B.  Miała czekać na jego przyjazd.  O 9.00 pożegnał się z R,  wziął prysznic i pojechał. Zastał B ubraną i spakowaną. Zabrał ją do restauracji na śniadanie.  Ponieważ była w Warszawie pierwszy raz, pojechali na wycieczkę do Wilanowa, a potem do ogrodu botanicznego w Powsinie. Po obiedzie odwiózł ją na dworzec.

Od tej pory spotykał się z obydwiema kobietami. Weekendy dzielił pół na pół, a R wzywał też niekiedy w środku tygodnia. Wszyscy troje bywali również na czacie, w pokoju sadomasoclub. B przyjęła tam nick „niewolna_Baszy”. Powodowało to różne reakcje i padały różne propozycje. Pojawiały się zarzuty, że te trzy nicki to ustawka, a przedstawiana sytuacja jest zmyślona. Otrzymywał propozycje odpłatnego wypożyczenia niewolnic. Rekordzista zaoferował za weekend pięć tysięcy złotych. Niektórzy, bardziej może zdesperowani, proponowali spotkania w jego obecności. Bywali też tacy, którzy pisali bezpośrednio do niewolnic, obiecując im kokosy za przejście do nich. W sumie mieli sporo zabawy, wymieniając się informacjami o otrzymywanych propozycjach.
Wszyscy troje byli niezależni materialnie,  nie brali więc pod uwagę finansowego aspektu uczestnictwa w ewentualnych spotkaniach. Kobiety okazały się lojalne, pomimo tego, że kilka ofert dotyczyło pokrycia całkowitych kosztów utrzymania w zamian za uległość. Przesadą byłoby twierdzić, że na tym czacie pojawiały się tylko takie osoby. Większość stałych nicków aktywnie uczestniczyła we własnych spotkaniach i sesjach bdsm, indywidualnych lub grupowych.  Z czasem poznawał te osoby coraz lepiej, niektóre, w późniejszym okresie, również realnie. Jedną z ciekawszych okazała się kobieta pony.  Szukała trenera lub trenerki do realnych spotkań w terenie.  Oczekiwała szkolenia wg norm PZJ, z prowadzeniem na lonży włącznie. Pojawiały się też masochistki zainteresowane głównie sesjami bólowymi. Zaciekawienie budziła ukierunkowana monotematycznie para poszukująca chętnych obojga płci, uprawiająca namiętnie bastinado*.
Z kolei miłośnikami jednego tylko narzędzia do chłosty okazali się żeglarz, który konsekwentnie używał tylko trzcinki, a także informatyk, wykorzystujący w wiadomym celu  kabla zasilającego komputer.  Pewna kobieta maso pozwalała bić się wyłącznie wojskowym pasem.

Trafiały się też małżeństwa z długim stażem oraz osoby od lat pozostające w związkach partnerskich. Pewną sławę zyskała para małżeńska, której w praktykowaniu BDSM nie przeszkadzał fakt posiadania dzieci. On dominował, ona ulegała. Pod kątem spotkań bdsm przerobił w specjalny sposób przyczepę kempingową, którą udawał się na spotkania z kolejnymi, poznanymi zwykle na necie kobietami.  Ona zajmowała się domem, a aktywnie uczestniczyła w bdsm  tylko w wakacje. Dzieci wysyłali wtedy na kolonie, obozy albo do dziadków, a sami przyjmowali we własnym domu wybrane uprzednio osoby.  Były to wyłącznie kobiety, zazwyczaj w typie switch,  które ulegały panu domu, a dominowały nad jego żoną.  Pamięta, że przez długi czas traktował to jako historię zmyśloną. Dopiero relacje dwóch różnych kobiet, z którymi spotykał się realnie w późniejszych okresie, przekonały go, że była jednak prawdziwa. Jedna z tych pań switch przez kilka kolejnych lat bywała u niego regularnie na sesjach grupowych. Wykazywała się dużą aktywnością, znała wiele bardziej wyszukanych praktyk, jak igły czy używanie prądu. Nie wahała się przed torturowaniem narządów płciowych. Uwielbiała chłostać i robiła to przy każdej okazji. Była bardzo kulturalną i wykształconą osobą, znaną i cenioną w środowisku. Dlatego różne grupki zapraszały ją okazjonalnie na własne spotkania. Opowiadała mu o swoich przygodach, zachowując dyskrecję co do personaliów osób w nich uczestniczących i unikając szczegółów, które mogły by naprowadzić na ich trop. Od lat brała w czasie wakacji dwa tygodnie urlopu i jechała do wspomnianej wyżej pary. W trakcie ich wspólnej znajomości jeździła tam nadal. Przyznała szczerze, że nie potrafi określić, co bardziej ją pociąga, uleganie mężowi, czy upokarzanie i znęcanie się nad  żoną na jego oczach.  Była dość niezależna i trudna do zdominowania, ale jeśli już uległa, to okazywała posłuszeństwo i dawała wiele możliwości masterowi, gdyż znosiła ból na poziomie masochistki.

Osobiście poznał też dominującą, czterdziestoletnią mężatkę,  która oprócz uległego męża, posiadała również innych niewolników. Bardzo ciekawą osobą była właścicielka kilkudziesięciohektarowej posiadłości, położonej na obrzeżu jednej ze znanych puszcz. W parku ze starodrzewem urządzono alejki, po których można było jeździć bryczkami, wolantami albo rikszami. W roli siły pociągowej występowali ludzie. Pani wynajmowała pokoje na dłuższy pobyt. Do zaprzęgu używano własnych niewolników, albo też dostarczała ich za opłatą gospodyni. Oferowała usługi komercyjne i interes szedł zupełnie dobrze.

Przypomniał sobie, jak ważne jest zawsze bezpieczeństwo podczas spotkań z nowo poznanymi osobami.  W tamtym okresie grasowała para przedstawiająca się  jako rodzeństwo.  Ona była uległa i zapraszała panów do domku w jednej z podwarszawskiej miejscowości.  Większość w to wchodziła, zadowolona, że nie musi pokrywać kosztów hotelu. Tymczasem w trakcie pobytu robiono tam delikwentom zdjęcia i filmy,  które potem służyły do szantażu. Sprawa wyszła na jaw gdy próbowali wyłudzić pieniądze od mężczyzny, który zgłosił sprawę na policję. Okazało się przy okazji, że rzekomy brat to w rzeczywistości kochanek uległej. Ujawniła to rozprawa sądowa

Strony internetowe ukierunkowane na tematykę bdsm powstawały w coraz większej liczbie. Miejscami spotkań miłośników sado–maso stały się portale: sadomania.pl czy nimfomanka. W gazetach i internecie pojawiła się bardzo dużą ilość ogłoszeń. Utworzono nawet wirtualną szkołę bdsm imienia Arystypa z Cyreny**. Po zakończeniu szkolenia teoretycznego, kursanci odbywali realny zjazd z wykładowcami.

Mimo tego, że spotykał się z dwoma uległymi, nadal poszukiwał kolejnych. Przez dłuższy czas bez specjalnego efektu.  Pojedyncze wizyty, po których albo on, albo partnerką rezygnowali z kontynuacji, nie były warte wspomnienia, może poza jedną. Na czacie zaczepiła go młoda kobieta, która po kilku rozmowach zgodziła się na zapoznawcze spotkanie w kawiarni. Miał wrażenie, że zlekceważyła informację, iż nie gwarantuje jej wyłączności. Przeczucie go nie zawiodło, ale o tym przekonał się dopiero podczas rozmowy. Kobieta okazała się bardzo atrakcyjna.  Figura modelki, piękna twarz i naturalny wdzięk spowodowały, że gdy weszła na salę, spojrzenia wszystkich obecnych zwróciły się w jej stronę.  Nie speszona,  przywitała się z nim jak ze starym znajomym,  muskając ustami  jego policzek.  Przy okazji przytuliła się mocno, poczuł jej ciepło. Uwodziła go i kusiła, wcale się z tym nie kryjąc. Cel tych zabiegów stał się jasny wkrótce później. Nim przeszli do konkretów, postawiła sprawę jasno.

– Mam nadzieję, że oceniłeś moje walory. Zostanę twoją niewolnicą ale stawiam jeden warunek.  Rozstaniesz się z tymi, z którymi spotykasz się do tej pory. Wybieraj, albo ja, albo one.
Popatrzył na nią i odpowiedział bez chwili zastanowienia.

– Rezygnuję.

Uśmiech zadowolenia pojawił się na jej twarzy.

– Z nich?

– Nie. Ze znajomości z tobą.

Jeśli nawet odczuła rozczarowanie, to nie dała tego po sobie poznać. Wymienili kilka zdań i rozstali się. Gdy wychodziła, wszyscy ponownie odprowadzili ją wzrokiem. On też. Dopiero po dwóch latach okazało się, że dziewczyna została podstawiona i namówiona do odebrania swojej roli.
To wszystko uświadomiło mu, co już osiągnął. Postanowił skoncentrować się na kobietach, które były mu oddane. Doszedł do wniosku, że najwyższy czas, żeby obie panie wzajemnie się poznały, zamierzał bowiem spotykać się w trójkącie. Uprzedził je wcześniej o swoich zamiarach i zapytał, czy się na to zgadzają.  Obydwie wyraziły chęć uczestnictwa, chociaż R nie wykazywała specjalnego entuzjazmu.  Do tej pory była jedyną, a teraz pojawiła się realna konkurentka. Kazał im przygotować i zabrać z sobą kostiumy kąpielowe, nie informując, do czego będą potrzebne.
Na spotkanie wyznaczył piątek i wybrał tę samą restaurację, w której był swego czasu z K i R. Dobre jedzenie, dancingowa muzyka, oddzielna loża, tworzyły nastrój i sprzyjały dyskretnej rozmowie. Jasno przedstawił swoje oczekiwania. Seks w trójkącie, przydzielanie im ról,  bezwzględne posłuszeństwo. Nie nakazywał koleżeństwa, mogły między sobą rywalizować o jego względy albo własną, wyższą pozycję. Wymagał natomiast, żeby wzajemnie się szanowały i okazywały solidarność wobec osób z zewnątrz. B przyjęła wszystko bardzo spokojnie, na twarzy R ujawniły się emocje. Po rozmowie trochę potańczyli i pojechali do wynajętego pokoju.
Tam oznajmił B, że dzisiaj to ona będzie im usługiwała. Rozebrała się do naga i z obrożą na szyi podeszła bliżej, czekając na rozkazy. Polecił, żeby zdjęła im buty. Uczyniła to na kolanach. Potem przynosiła napoje i jedzenie. Była staranna i uważna. Nie ulegało natomiast wątpliwości, że R czuje się nieswojo. Nie przywykła do roli osoby, której usługiwano. On sam był całą tą sytuacją podniecony. Z uwagą obserwował zachowanie obydwu kobiet. Przypomniał sobie scenę z Faraona. Przygotował grunt pod jej odegranie. Na początek kazał B pościelić łóżko. Następnie rozebrała ich oboje. Na koniec polecił jej przynieść miskę z wodą i umyć nogi R. Gdy to uczyniła, oboje z R położyli się do łóżka. Szepnął jej do ucha, że ma zachowywać się jak kochanka. Wyraźnie się odprężyła. Nie zwracając uwagi na obecność B, zarzuciła mu ręce na kark i zaczęła namiętnie całować. Jej język brutalnie atakował, a wargi przycisnęła do jego ust tak silnie, jak gdyby chciała je zmiażdżyć. Zorientował się, że w ten nerwowy sposób odreagowuje stres związany z dzisiejszym spotkaniem.
Poddawał się pieszczotom, obserwując przy okazji zachowanie obydwu kobiet. B zachowywała spokój i opanowanie. Kolejne polecenia wykonywała jednakowo starannie, nie okazując żadnych emocji. Natomiast R reagowała na każdą zmianę sytuacji. Gdy B usługiwała im przy stole, czuła się nieswojo. To ona pełniła zawsze rolę służącej i nieoczekiwana zamiana miejsc wytrąciła ją z równowagi.  Apogeum zmieszania nastąpiło w chwili, gdy B myła jej stopy. Siedziała sztywno, jakby połknęła kij od szczotki. Odruchowo przytulił R do siebie.

Sytuacja ta uzmysłowiła mu, że teraz, jako przed posiadaczem dwóch niewolnic, rysują się przed nim nowe możliwości. Mógł dowolnie nimi sterować, realizując własne fantazje. Ta myśl wzmogła podniecenie. Kując żelazo póki gorące, zawołał B i kazał jej się położyć między ich nogami, tak, żeby głowa kobiety znalazła się na wysokości jego krocza. Kiedy tam się usadowiła, zajęła się pieszczeniem penisa. On w tym czasie całował się z R. Gdy zabiegi osiągnęły swój skutek, zaspokojony, położył się na wznak. Pozwolił im obu przytulić głowy w zagłębieniach między barkami a torsem. Leżały tak, wtulone w jego ciało, a on rozkazał im masturbować się aż do osiągnięcia orgazmu. Pierwsza doszła B. W nagrodę została na swoim miejscu, a R zsunęła się, by popracować nad kroczem swego Pana. Gdy ponownie doszedł, zajął się niewolnicami. Rozkazał im położyć się na łóżku i przykuł do siebie kajdankami z futerkiem, blokując w ten sposób po jednej ręce każdej z kobiet. W pochwy włożył im wibratory, a w odbyty korki analne. Piersi przyozdobił spinaczami do bielizny. Wziął do ręki krótki bat z kilkoma końcówkami, uruchomił wibratory i przyglądał ich reakcjom. R zamknęła oczy. Smagnął ją niezbyt mocno w krocze i uda, żądając żeby je otworzyła. To samo nakazał przy okazji B. Oznajmił, że zrzucenie klamerek z piersi, wypchnięcie korka analnego albo wibratora zostanie ukarane chłostą. Następnie usiadł wygodnie na krześle i obserwował zachowanie obydwu kobiet. Pierwsza szczytowała B. W nagrodę delikatnie odpiął z jej piersi spinacze, ale nie wyłączył wibratora,  ani nie wyjął korka analnego. Popatrzył zimno na drugą niewolnicę.

– Widzę, że ty potrzebujesz mocniejszych podniet, suko!

Mówiąc to, kilkoma uderzeniami bata zrzucił klamerki z jej sutków. R zaskomlała. Nie miał dla niej litości. Zdawał sobie sprawę, że to dla niej nowe doświadczenie, ale wiedział też,  że jeżeli od razu nie przełamie jej oporów, to w przyszłości pojawi się problem, żeby zabawiać się z nimi równocześnie. A takie miał przecież zamiary.

– Możesz sobie pomagać ręką – zezwolił łaskawie.

– Ty też. – Te słowa skierował do B.

– Dziękuję, Panie –  B zareagowała we właściwy sposób.

Wykorzystał to i kolejny raz smagnął piersi R.

– A ty co? Zapomniałaś języka w gębie? Nie pamiętasz, jak powinnaś się do mnie zwracać?

– Wybacz, mój Panie. To z emocji, pierwszy raz jestem w takiej sytuacji i pogubiłam się.

– Zawsze możesz wypowiedzieć słowo bezpieczeństwa, które zakończy to zdarzenie.

– Pamiętam, mój Panie. Ale pamiętam również, że to zakończy naszą znajomość, a tego nie chcę, Panie.

Wibratory pracowały na pełnych obrotach. Kontynuował swoje obserwacje. R nerwowymi ruchami pobudzała łechtaczkę. Były to bardziej szarpnięcia niż masowanie. Widząc to, nasunęła mu się refleksja, że może ona faktycznie potrzebuje mocniejszych bodźców. B. zachowywała się spokojniej. Łechtaczkę masowała delikatnie, półkolistymi ruchami. Dało to oczekiwany efekt. Szczytowała ponownie prawie równocześnie z R. Tym razem nie użył bata, pomimo tego, że miał ochotę smagnąć B, tylko po to, żeby zobaczyć jej reakcję. Ale skoro miała to być kara, to takie  postępowanie byłoby nie na miejscu. B rozpoczęła trzecią rundę, a R drugą. Obydwie coraz ciężej oddychały. Na ich czołach pojawiły się kropelki potu. Teraz to R doszła szybciej.  Dało to mu pretekst do uderzenia batem piersi B. Smagnął tylko raz, ale jej reakcja okazała się bardziej gwałtowna. Krzyknęła, zaskoczona,  a w oczach pojawiły się łzy. Nie zdziwił się, bo pamiętał jej zachowanie podczas poprzednich spotkań.

Osiągnął swój cel. Zmusił je do rywalizacji, ale nie zamierzał jeszcze kończyć. Za chwilę  B doszła do trzeciego orgazmu. Pogładził ją po twarzy, ale pomimo widocznego zmęczenia kobiety, wibratora nie wyłączył. Ciężko dysząc, zaczęła czwartą rundę. On skupił się na R. Tym razem jej nie bił. Zastosował inną metodę dopingu. Zaczął pieścić piersi. Wykazywały o wiele większą wrażliwość po wcześniejszym ściskaniu spinaczami i kilku uderzeniach batem. Pieszczoty wyraźnie ją podniecały i zmobilizowały do zwiększonych wysiłków. Szybko doszła i rozpoczęła czwarte „kółko”. On ponownie usiadł na krześle i z ciekawością przyglądał się ich wysiłkom. Pozbawiona jego wsparcia, R została w tyle. Gdy B skończyła, podszedł do niej i wyłączył wibrator. Usunął go delikatnie, to samo zrobił z korkiem analnym. Pogładził kobietę po twarzy i pocałował, mówiąc, że zadowoliła swego Pana. Uśmiechnęła się z wdzięcznością. Potem oboje przypatrywali się wysiłkom R. Czując ich spojrzenia, miała większy problem z dojściem. Zdecydował, że trzeba jej pomóc. Kazał B wolną ręką masować łechtaczkę kobiety. Sam wrócił do pieszczot jej piersi. Z takim wspomaganiem, wreszcie doszła. Gdy skończyła, wyjął z jej pochwy i odbytu obydwie zabawki. Niewolnice nadal pozostawały jednak skute.

R doszła do siebie i podniosła rękę, prosząc o pozwolenie zabrania głosu. Wyraził zgodę, a ona zgłosiła potrzebę udania się do ubikacji. Zaskoczył je obie mówiąc, że zarówno do WC jak i do kąpieli mają pójść skute. W ten perfidny sposób zmusił je do współdziałania. Kiedy jedna korzystała z toalety,  druga musiała jej towarzyszyć. Pod prysznicem współpraca układała się jeszcze lepiej. Ponieważ miały po jednej wolnej ręce, zmuszone były wzajemnie się umyć, opłukać i wytrzeć. On z rozbawieniem obserwował ich dość niezdarne wysiłki. Właścicielka mieszkania, pomimo hałasów, przezornie nie wystawiała nosa ze swojego pokoju. Płacił zbyt hojnie, by ryzykowała utratę najmu niepotrzebnym wtrącaniem się. Gdy skończyły, nadal ich nie rozkuwał. Kazał im przed sobą uklęknąć i podsunął swoje, stopy rozkazując lizać je i całować. Dopiero po tym akcie uległości zdjął im kajdanki i pozwolił odpocząć. Polecił, by spały razem, pomimo tego, że R mogła udać się do swojego mieszkania. Chciał, żeby kobiety przyzwyczaiły się do siebie. Umówili się na 7.00 rano i pojechał do domu.

Następnego dnia zgodnie z poleceniem czekały na chodniku. Skinieniem głowy i uśmiechem podziękował im za gotowość. Przygotował dla nich niespodziankę. Miesiąc wcześniej stał się posiadaczem kabinowej łodzi motorowej Phoenix 29 SFX  Convertbile o długości 10 metrów, napędzanej dwoma silnikami o łącznej mocy 420 KM. Łódź stała zwodowana w porcie nad Zalewem Zegrzyńskim i tam właśnie zabierał je na dwudniową wycieczkę. Nim pojechali, zrobili solidne zakupy. Obydwie kobiety były bardzo zaskoczone i uradowane. Polecenie zabrania kostiumów sugerowało wprawdzie,  że zamierza wywieźć je nad wodę, ale spodziewały się, że będzie to basen, a nie wyprawa wodniacka. Po przybyciu do portu dzielnie przeniosły wszystkie bagaże i zapasy, podczas gdy on załatwiał formalności w kapitanacie portu. Około godziny 10.00 wypłynęli w rejs po Zalewie. W planach miał nocleg na łodzi, a także przepłynięcie Narwią do Pułtuska. Przed wyruszeniem przeprowadził podstawowe szkolenie BHP oraz naukę manewrów cumowania i odbijania. Rozkazał im założyć kamizelki ratunkowe. Poinstruował  kobiety, w jaki sposób, pełniąc wachtę na „oku”, mają określać odległości oraz kierunek ruchu innych jednostek i przeszkód wodnych.

Dokonał podziału ról. B przypadł obowiązek przygotowania posiłków, a R miała pozostawać w tym czasie do jego dyspozycji. On sam zajął się sterowaniem łodzią, co wymagało sporo uwagi i koncentracji, gdyż motorówka miała zanurzenie do jednego metra, a średnia głębokość Zalewu Zegrzyńskiego waha się między półtora, a trzema metrami. Margines bezpieczeństwa był wąski. Na szczęście łódź wyposażono w echosondę, nie zwalniało to jednak sternika od obowiązku zachowania czujności.

Rejs przebiegał w sielskiej atmosferze. Panie, przebrane w kostiumy kąpielowe, zażywały kąpieli słonecznej. Na wodzie panował ożywiony ruch. Część ludzi, podobnie jak oni sami, oddawała się weekendowemu relaksowi. Niektórzy płynęli na Mazury. Oprócz wszelkiego rodzaju łodzi żaglowych czy motorowych, a także wędkarskich, po Zalewie poruszały się również inne „pływadła”. Deski windsurfingowe, rowery wodne, kajaki czy pontony wymagały od sternika wytężonej uwagi, a zwłaszcza zdolności przewidywania. Szczególnie niebezpieczne okazywały się skutery wodne, kierowane często przez młodych ludzi, dla których liczyła się tylko prędkość. Dlatego polecił B usadowić się na dziobie i meldować o wszystkich jednostkach pozostających w polu widzenia. W szczególności miała uważać na te, które płynęły kursem kolizyjnym. R nakazał obserwować boki, gdyż szybkie przepłynięcie obok „pływadełka” mogło spowodować jego wywrócenie. Ponieważ obie kobiety pierwszy raz pływały po Zalewie, zafundował im wycieczkę. Okrążył cały akwen, docierając do zapory w Dębe. W tej okolicy mógł bezpiecznie pływać z większą prędkością, ponieważ była to najgłębsza część akwenu. Zamierzał częściej urządzać takie rejsy, nauczył więc obydwie kobiety jak mają reagować w przypadku alarmu „człowiek za burtą”. Następnie ruszyli Narwią w stronę Pułtuska. Po drodze zakotwiczyli na skraju toru wodnego. Wszyscy troje skorzystali z kąpieli, a następnie spożyli posiłek. Zarówno szybka łódź, jak i dwie atrakcyjne kobiety na jej pokładzie, budziły zainteresowanie przepływających obok. Musieli zejść do kabiny, żeby zyskać trochę prywatności. W przeciwieństwie do spotkań w mieszkaniu, gdzie niewolnice mogły się odzywać tylko po uzyskaniu jego zgody, na łodzi pozwolił im mówić bez ograniczeń. Wprowadziło to świetną atmosferę. Obydwie tryskały humorem. W kabinie zaczęły mu dziękować za wspólny wypad na wodę. Z uśmiechem na ustach powiedział, że czeka na ich inwencję. Bez słowa porozumiały się wzrokiem. Szybko zrzuciły z siebie stroje kąpielowe i nagie przystąpiły do wykonania polecenia. Usadziły go na środkowej koi, która po złożeniu pełniła funkcję stolika, po czym rozpoczęły masaż. R zajęła się karkiem i barkami, a B stopami i łydkami. Mimo zaangażowania i ochoty obydwu kobiet, dało się zauważyć, że nie mają wprawy. Dlatego szybko zaczęły posiłkować się pocałunkami i lizaniem. R obrała za cel uszy i kark, B szybko przesunęła się wyżej i pieściła wewnętrzną część ud. Robiła to dokładnie, długimi liźnięciami, nie pomijając żadnego skrawka skóry. Zabiegi te odniosły szybki skutek. Kapitańskie spodenki wyraźnie się wybrzuszyły. B zaczęła je ściągać. Pomógł jej, wypychając biodra do góry. Gdy ponownie przycisnęła się do krocza, zarządził zamianę miejsc. R zajęła się penisem, tak jak lubił najbardziej. Najpierw długie, mokre liźnięcia trzonu. Potem zamknęła główkę w ustach  i pieściła sam czubek kolistymi ruchami języka. Palcami uciskała jednocześnie przestrzeń pomiędzy penisem i odbytem. Był to jego ulubiony  sposób i doskonale o tym wiedziała. Następnie, nie przerywając dotychczasowych zabiegów, objęła drugą ręką nasadę trzonu i zaczęła nią rytmicznie poruszać. Po chwili zgrała ruchy ręki z ustami. Zrobiło mu się bardzo przyjemnie. Przyciągnął B za włosy B do własnego torsu, rozkazując, żeby zajęła się sutkami. Ssała je i lizała, a nawet odważyła się przygryzać delikatnie zębami. Nie puszczając B, wolną ręką chwycił z kolei włosy R i mocno szarpnął. Był to sygnał, że jest już bardzo podniecony i niewolnica może kończyć. Przyspieszyła i w finale wytrysk zapełnił jej usta. Nie uroniła ani kropelki, połykając wszystko. Następnie zajęła się dokładnym czyszczeniem kutasa, pachwin i worka.

Odsunął B od torsu i przyciągnął jej twarz do własnej. Tym razem to ona występowała w roli kochanki. Jej pocałunki były inne. Jakby delektowała się chwilą. Miękkie wargi doskonale się dopasowały. Język pląsał i wychodził naprzeciwko jego języka. Wszystko to czyniła finezyjne, łagodnie, ale i z pewną stanowczością. Puścił jej włosy, dając do zrozumienia, że rezygnuje z dominacji i czeka na to, co ona mu zaproponuje. Nie był pewien, czy właściwie odczyta ten gest, ale zrozumiała. Przytuliła się do niego całym ciałem i dała popis swoich umiejętności. Byli tak zajęci sobą, że nie wydał żadnego nowego polecenia R. Mimo to, nie dała o sobie zapomnieć. Usiadła po turecku na ażurowej podłodze i zaczęła pieścić jego stopy. Delikatnie brała po kolei palce do ust, ssała je i całowała. Robiła to metodycznie, bez pośpiechu. Gdy skończyła, zaczęła lizać i całować wierzch stopy. Mimo zainteresowania tym, co robi B, nie uszło to jego uwagi.  Zrozumiał, że R się nie podda i będzie walczyć o swoje miejsce u boku Pana. Zakończył pieszczoty i przytulił kobiety. Dał im w ten sposób do zrozumienia, że obydwie są dla niego ważne.

Ogłosił, że daje im wolne i mogą robić, co zechcą. Sam zamierzał się wykąpać. Tak, jak się spodziewał, chciały mu towarzyszyć. Ale nie zapominał o bezpieczeństwie. Pomimo tego, że było to śródlądzie, do wody wchodzili parami. Jedna osoba zostawała zawsze na pokładzie, żeby w razie potrzeby podać cumę albo rzutkę. Poza tym wiedział, że łatwiej ratować tonącego gdy jest asekuracja z łodzi. Po powrocie na pokład opalali się, prowadząc luźne rozmowy. B powiedziała, że prowadzi własne biuro rachunkowe. Ma certyfikaty księgowego i biegłego rewidenta. Eksperymentować z seksem zaczęła na studiach i tak jej się to spodobało, że nadal jest tym zainteresowana. Na razie nie myśli o stałym związku, tylko chce się dobrze bawić. Potem mówiła o sobie R, nie ukrywając tego, że była mężatką. On też opowiedział o tym, czego oczekuje od swoich kobiet. Następnie rozmowa zeszła na ich zapoznanie się. R, zgodnie z tym, w co wierzyła, uznawała, że ich spotkanie to dar od losu i takie jest ich przeznaczenie. B powiedziała, że szukała w internecie takiego właśnie układu, a oni wydali jej się w rozmowie osobami odpowiedzialnymi i dlatego zdecydowała się na znajomość. On z kolei opowiedział R, jakiej próbie poddał B pierwszego dnia. Zaintrygowana, wypytywała koleżankę, co czuła idąc w kierunku menela i czemu nie zrezygnowała. B wyznała szczerze, że kiedy usłyszała polecenie, przeżyła moment zawahania, ale szybko opanowała strach i rozpoczęła próbę. Dodała, że była tak podniecona, jak nigdy dotąd. Na takich pogaduszkach czas płynął im szybko i miło. Przerwał wreszcie tę sielankę. Tym razem wręczył obydwu kobietom pagaje i nakazał wiosłować. Sam nadzorował naukę, trzymając w ręku bat z kilkoma skórzanymi  końcówkami w kształcie wstążek.  Miał on imitować słynnego „kota o dziewięciu ogonach”, czyli bat do chłostania niezdyscyplinowanych żeglarzy, używany niegdyś na żaglowcach. Oczywiście, było przy tym sporo śmiechu i wzajemnych docinek, gdyż używały trzymetrowych wioseł pychowych z rączką. Dał im trochę luzu i dopiero po chwili zaczął je dyscyplinować. Gdy słowne uwagi  nie skutkowały, używał bata. Uderzał pojedynczymi razami po plecach. Nie czynił tego zbyt mocno, ale na świeżo opalonym ciele smagnięcia zostawiały czerwone ślady i robiły wrażenie na bitych niewolnicach. Żarty się skończyły, dziewczyny gorliwie przyłożyły się do nauki, pilnie słuchając jego wskazówek. Po mniej więcej godzinie nieźle opanowały sztukę wiosłowania i odpychania się od dna. Wreszcie potrafiły utrzymać nakazany kurs i łódź posuwała się rytmicznie. Przestał je chłostać i obserwował jak współdziałają. Pomimo tego, że złapały rytm, nadal musiały wiosłować. Po kolejnej godzinie zauważył, że zaczyna im brakować sił. Ostentacyjnie wziął do ręki bat, co poskutkowało przyspieszeniem tempa. Po następnym kwadransie skierował łódź do brzegu.

Zacumował na długiej, piętnastometrowej linie. Nie bał się ewentualnych bandziorów penetrujących brzegi w poszukiwaniu  łupu, ponieważ miał przy sobie broń. Główny powód zachowania takiej odległości stanowiły wahania głębokości akwenu, spowodowane  spuszczaniem wody przez zaporę w Dębem. Cumując przy samym brzegu, można było obudzić się rano na plaży. Nie mieli potrzeby schodzenia na ląd, ponieważ jacht posiadał zarówno WC, jak i prysznic. Kazał obydwu kobietom spać w kabinie, a sobie pościelić w kokpicie. B przygotowała kolację, a R podała napoje i drinki. Dziewczyny były tak zmęczone intensywnym dniem i nowymi wrażeniami, że już o 22.00 poszły spać. On pozostał w kokpicie, sącząc whisky z lodem i rozmyślając o dzisiejszym spotkaniu. W międzyczasie zarzucił dwie wędki na grunt i zanęcił. Świeża ryba stanowiłaby urozmaicenie jutrzejszego posiłku. Długo nie mógł zasnąć, obserwując rozgwieżdżone niebo i spławiające się ryby. Był zadowolony z obydwu kobiet. Ich rywalizacja nie stwarzała poważniejszych problemów. Nie stosowały żadnych sztuczek albo chwytów. Starały się jedynie okazywać swoje większe zaangażowanie. Ważne, że R trochę się wyluzowała i reagowała mniej nerwowo. Tak rozmyślając, nie wiadomo kiedy zasnął.

Około godziny czwartej rano obudził go dźwięk dzwonka wędki. Ryby rozpoczęły żerowanie. Złowił kilka leszczy i płoci. Wrzucił je do siatki przywiązanej do burty łodzi i poszedł do WC, żeby nie sikać do wody. Gdy wychodził, zobaczył klęczącą R. Bez słowa wzięła penisa do ust i zaczęła go czyścić. Pokazał jej, żeby przeszli do kokpitu. Tam usadowił się wygodnie, a ona wróciła do przerwanej czynności. Niejeden już raz zaspokajała  go w ten sposób o poranku i docenił jej oddanie. Po wszystkim chciała wrócić do kajuty. Zatrzymał ją jednak na pokładzie i pomógł ułożyć się na swoim posłaniu. Należała się jej nagroda za inicjatywę. Zaczął pieścić ręką piersi. Krzyknął do B:

– Pobudka. Wstawaj i biegiem na pokład.

Obudzona znienacka, wyszła nago z kabiny.

– Na kolana i liż R. Masz ją zaspokoić, bo inaczej… – Nie dokończył zdania, wymownym gestem wskazując bat. – Tylko delikatnie i z wyczuciem.

Wrócił do R. Językiem drażnił szyję i uszy, dłonią pieścił piersi. B lizała jej clitoris. Obserwował bacznie reakcję podniecanej niewolnicy. Wiedział, że to pierwszy raz, gdy zajmuje się nią inna kobieta i nie chciał, żeby odniosła przykre wrażenia. Chcąc odwrócić jej uwagę, zaczął ją całować. Tak jak przewidział, skoncentrowała się na oddawaniu pocałunków. Zabiegi B zeszły na drugi plan. Kątem oka przyglądał się obydwu uległym. B wykazywała doświadczenie i cierpliwość. Cały czas lizała, czekając na reakcję R. Gdy ta zaczęła poruszać biodrami, B spojrzała pytającym wzrokiem.
– Język do cipki, a łechtaczkę pieść palcami. Tylko delikatnie, z wyczuciem.

B skinęła głową, zachowując koncentrację. Nie ulegało wątpliwości, że bardzo poważnie traktuje otrzymane zadanie. Widząc, jak się stara, powrócił do R. Oderwał wargi od jej ust i szepnął na ucho, żeby ręką wzięła B za włosy i pociągnięciami kierowała jej ruchami. Zajęło to trochę czasu, ale wreszcie doszła. Szczytowała wyginając ciało w łuk, a następnie zacisnęła uda na głowie B. Gdy ta zaczęła się szarpać, a R nie reagowała, rozchylił jej uda na siłę. Dopiero wtedy powróciła do rzeczywistości. Tym razem to B pozostała niezaspokojona. Chciał, żeby zrozumiała, że orgazm otrzyma tylko wtedy, gdy to on o tym zdecyduje. Kazał B przynieść miskę wody i dokładnie umyć ich krocza. Przytulał w tym czasie R żeby pokazać, iż docenia jej zaangażowanie i przekroczenie bariery seksu z kobietą. B musiała posprzątać, a następnie przygotować śniadanie.

*  Falaka, bastonada – pierwotnie perski przyrząd służący do unieruchamiania przestępcy, który następnie mógł być karany przez bicie podeszew stóp kijem. To urządzenie podobne do europejskich dybów: ofiara leżała na plecach z bosymi stopami przymocowanymi pętlą ze skóry lub liny do pala. Pętle tkwiły we właściwym miejscu dzięki przeciągnięciu zakończonego węzłami sznura przez otwory w palu. Przekręcanie pala powodowało zaciśnięcie pętli, co uniemożliwiało uwolnienie się skazańca podczas wykonywania kary.

Bicie tego typu jest bardzo bolesne – podeszwy stóp to jedna z najlepiej unerwionych i najbardziej wrażliwych partii ludzkiego ciała. Karę uważano nadto za upokarzającą i wymierzano głównie wobec członków niższych klas społecznych, chociaż czasami traktowano w taki sposób również niesfornych uczniów. Falaka jest nadal stosowana, np. w Turcji i Syrii. Na początku XX wieku chłostę taką praktykowano także w amerykańskich więzieniach.

Chłosta stóp (zwana również bastinado) jest częstym elementem różnego rodzaju praktyk BDSM. Oprócz samych razów stosuje się również przypalanie stóp partnera/partnerki świeczkami albo nakłuwanie ich igłami

** Szkoła BDSM im. Arystypa z Cyreny. Szkoła działała od 2003 r. Na stronce można znaleźć ciekawe wykłady, opowiadania, jest też forum, czat itp. Oferowane były również publikacje na temat BDSM, które szkoła wydała w limitowanych edycjach – oprawione w skórze. Niestety już nie istnieje.

Sam Arystyp z Cyreny to grecki filozof z V/IV w. p. n. e., uczeń Sokratesa i twórca tzw. szkoły cyrenaików. Głosiła ona, że celem życia ludzkiego jest osiągnięcie szczęścia poprzez doznawanie jak największej przyjemności, w szczególności zmysłowej. Doktryna ta nosi nazwę hedonizmu.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wejdź na nasz formularz i wyślij je do nas. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Kolejny rozdział wspomnień „zimnokrwistego” Baszy. Stopniowo rozbudowywuje on swój harem, wybierając najlepsze „kąski” z netowego najczęściej tortu. Przy okazji opisuje stosunki panujące na wyspecjalizowanych forach erotycznych. Osobiście najbardziej zaintrygował mnie epizod z podstawioną (jak w przyszłości miał dowiedzieć się bohater) kandydatką na niewolnicę, żądającą na wstępie oddalenia dotychczasowych partnerek narratora. Kto i w jakim celu ułożył tę intrygę, oraz w jaki sposób bohater przejrzał następnie podstęp? Liczę, że również czytelnicy poznają z czasem odpowiedzi na te pytania. Pod względem technicznym widziałbym może w tym rozdziale nieco więcej dialogów. W kilku miejscach Autor obszernie relacjonuje treść prowadzonych rozmów w formie opisowej, jedno lub dwa kluczowe zdania z takiej konwersacji skróciłyby opis i ożywiły zarazem nararcję.
Pozdrawiam.

Timeo Danaos et dona ferentes (łac. „Obawiam się Greków, nawet gdy niosą dary”). Wygląda na to że bohater wyczuł że to jakiś podstęp. Z reguły najpierw omawia się praktyki i zasady a tu od razu próba usunięcia konkurencji. Poza tym znajomość bardzo krótka tylko netowa i od razu deklaracja o wejściu w układ. No i uroda tej kobiety też była dzwonkiem ostrzegawczym. Co do tego odcinka. Pisałem go na raty , bardzo ciężko mi to szło . I wolałem zastosować opisówkę niż dialogi bo mi dialogi się trudniej piszę. Dziękuję za komentarz i za korektę. Pozdrawiam

Uwielbiam Twój techniczny styl opowiadań i przyznam, że z ogromną niecierpliwością czekam na kolejne części. Inicjały zamiast zmyślonych imion tylko podkręcają styl i dają większe pole dla mojej wyobraźni. Właśnie to emocjonalne ubóstwo, brak ciągniętych na siłę dialogów i nie daj boże-rozmyślań co by było gdyby…jest tak fascynujące. Mój rozum szaleje przekładając sobie to co czytam na obrazy. Moje własne. Jest akcja-reakcja. I chyba o to chodzi w tych jakże wysublimowanych opowiadaniach. Po prostu je uwielbiam, podobnie jak Baszę i Ciebie Autorze za stworzenie tej literackiej perełki. Oczywiście jest to mój subiektywny pogląd. Chętnie bym sobie tę serię wgrała do czytnika, ale nie wiem co na to współpasażerowie pociągu, którym dojeżdżam do pracy, gdybym nagle zaczęła zaciskać uda i wzdychać czytając. Pozdrawiam serdecznie☺

Dzięki za miły komentarz. Brak opisu emocji wynika z pewnych przesłanek. Fabuła jest opisem wspomnień sprzed wielu lat . Bohater wspomina niektóre kobiety i to tylko w tych fragmentach , które utkwiły mu mocno w pamięci. Trudno żeby pamiętał jakie emocje towarzyszyły opisywanej scenie zwłaszcza co czuła w danym momencie osoba uległa. Natomiast bohater ma jeden cel. Znalezienie osób które będą realizowały jego fantazje i pomysły. To jest podstawę kryterium jego wyborów. Nie uroda ,nie wiek ale właśnie totalna uległość. I to realizuję z lepszym lub gorszym skutkiem. Brak dialogów wynika z prostej przyczyny. Kobieta uległa ma potwierdzać zrozumienie polecenia a poza tym milczeć. Dominujący wydaje polecenia i tyle. Nie ma specjalnie o czym rozmawiać. Ewentualne prośby i uwagi niewolnica może opisać w mailu. I tyle. Opis żeglugi na zalewie że szczególnym uwzględnieniem zasad bezpieczeństwa i nauki poruszania się na łodzi , był zamierzony. Jestem zwolennikiem szkolenia laików żeby w sytuacji zagrożenia mieli przynajmniej pojęcie jak się zachować. Bo gdy następuje zagrożenie nie ma czasu żeby tłumaczyć co należy robić. A woda nie wybacza błędów o czym dobitnie świadczą statystyki utonięć. I temat ( moim zdaniem zastępczy ) czyli używanie imion czy inicjałów. W świecie BDSM jednym z elementów jest „odczłowieczanie” niewolnika. Uzyskuje się to w różnoraki sposób. Traktowanie jak zwierzę ( psia obroża , nazewnictwo pies czy suka) , pozbawienie imienia ( nadanie liter czy mówienie w formie bezosobowej, niech zrobi niech poda ) czy uprzedmiotowienie ( rola podnóżka, dywaniku itp). Znam dominę której kolejni niewolnicy nosili oznaczenia X, X1,X2 itd. niektórzy dominujący wogóle nie używają imion czy oznaczeń. W kolejnych rozdziałach pojawia się jak do tej pory niewiele tych oznaczeń . Do tej pory wystąpiły cztery literowe oznaczenia K ,Y, R,B i to w różnych częściach. Czy naprawdę tak trudno to zapamiętać? :). Pozdrawiam

Przeczytałam, bo ciekawi mnie polska „scena” BDSM i historia jej rozwoju. Trochę się dowiedziałam, za co jestem wdzięczna.

Co zaś się tyczy samej narracji, nie zachwyciła mnie. Jak zwrócił uwagę mój przedmówca, bohater jest „zimnokrwisty”, wyzuty z emocji. Jego spotkania z kobietami wydają się chłodne, techniczne, pozbawione namiętności. Nawet gdy przytula którąś po orgazmie, to po to, by sprawić, by ona coś poczuła, a nie po to, by wyrazić własne uczucia. Czyta się to trochę jak opowieść o robocie, który symuluje bycie człowiekiem.

Fakt, że wszyscy bohaterowie są opisani pojedyńczymi literami też nie pomaga w ich bliższym poznaniu.

Bardzo brakuje mi w tym cyklu emocji, które są przecież nieodzownym składnikiem relacji, nawet BDSMowych.

Pozdrawiam
Emilia

Bardzo dziękuję za przeczytanie i komentarz. Nie wiem czy zapoznałaaś się z poprzednimi częściami. Bohater od początku czyli od lat szkolnych i młodzieńczych ma na celu poznanie kobiet do praktyk BDSM. Inny układ go nie interesuje. Wszystko podporządkowuje realizacji tej fantazji. Dlatego zmienia partnerki jak rękawiczki. Robi wszystko żeby wejść w ten hermetyczny wówczas świat. Owszem jest wyrachowanym zimnym draniem. Ale tego nie kryje. Od początku stawia jasno sprawę. Nie obiecuje małżeństwa ani wspólnego mieszkania. Nie obiecuje monogamii. Stawia twarde warunki i jego partnerki mają prosty wybór. Albo je akceptują albo rezygnują. Litery zamiast imion mają chronić prywatność osób , które są opisywane. W tym kręgu ludzie się znają i łatwo by było skojarzyć opisane historie z konkretnymi realnymi osobami. Pozdrawiam

Ochrona prywatności ochroną prywatności, ale można to było załatwić inaczej 🙂 Nazwać Bożenę Wiolą a Justynę Aleksandrą – i byłby taki sam skutek „maskowania tożsamości” jak nadawanie im liter. Ale zupełnie inny byłby odbiór tej opowieści przez nas, Czytelników.

Przyznam, że mi również brak imion w tym tekście (niech będzie, że zmyślonych) przeszkadzał, do tego stopnia, że w pewnym momencie przestałem czytać kolejne rozdziały. Raz, że nie jestem w stanie kojarzyć pojedynczych liter z poszczególnymi osobami, które w innych opowieściach identyfikuję i rozróżniam za pośrednictwem imion. Dwa, że cała opowieść staje się dla mnie bardzo bezosobowa, pozbawiona zapadających w pamięć indywidualności.

A wszystkie te mankamenty można by łatwo rozwiązać, gdyby nie niezrozumiały upór Autora 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Tylko że potem trzeba pamiętać czyje imię do kogo się przypisało. Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam

Przecież z literami jest tak samo.

A jeśli pamięć już nie ta, to wystarczy jedna tabelka w excelu, by wszystko sobie poukładać 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Pozwolę sobie dorzucić swoje trzy grosze. Posiłkuję się raczej aktualnymi statystykami przy założeniu, że od czasu akcji opowiadania nie zmieniły się na tyle znacząco, żeby zmienić moje wnioski. Weźmy pod lupę statystyki imion nadanych dziewczynkom urodzonym w 2018 roku w Polsce (https://www.gov.pl/web/cyfryzacja/najpopularniejsze-imiona-dla-dziewczynek-2018-ranking-ogolnopolski). Mamy tam uwzględnione łącznie 194 754 imiona. Tylko 3 916 z nich zaczyna się na literę B. Oczywiście dokładna popularność poszczególnych imion musiała się w międzyczasie zmienić, ale skoro spośród dziewczynek urodzonych w 2018 roku około 2% nosi imię na literę B., wydaje mi się, że wśród kobiet w wieku odpowiednim, żeby można je było wziąć za bohaterkę tych wspomnień powinno być od jednego do pięciu procent noszących imię na literę B. Zdradzenie więc, że B. to inicjał prawdziwego imienia prawdziwej bohaterki opisywanej historii w najbardziej optymistycznym przypadku zawęża „grono podejrzanych” do jednej z dwudziestu.

Przyjrzyjmy się teraz konkretnym imionom na literę B z tamtej listy. Są to: Bao (2), Balbina (8), Bao Ahn (5), Barbara (1 721), Beata (56), Bella (7), Berenika (21), Bernadeta lub Bernadetta (łącznie 7), Bianca lub Bianka (łącznie 475), Blanca lub Blanka (łącznie 1 568), Bogdana (3), Bogumiła (21), Bogusława (4), Bożena (13), Bronisława (3) i Brygida (5). A więc 16 imion, jeśli traktować alternatywne pisownie jako jedno imię, co wydaje mi się rozsądne. Dwa z nich ewidentnie dotyczą dzieci obcokrajowców będących w Polsce, więc je pomińmy. Barbary i Blanki stanowią odpowiednio około 43% i około 40% wszystkich dziewczynek urodzonych w 2018 roku w Polsce, które otrzymały imię na literę B. Gdybyśmy więc mówili o imionach, które w tamtym okresie były równie popularne, bo Barbara czy Blanka teraz, zdradzenie, że np. B. to Barbara jest podaniem podobnie pomagającej w zidentyfikowaniu informacji, co zdradzenie, że to kobieta o imieniu na literę B, która miała nienaganną figurę, średniej wielkości piersi i długie włosy (a to wiemy z tekstu). Załóżmy, najmniej korzystnie, że było to imię o popularności zbliżonej do popularności Bronisławy w 2018 roku, więc około 0,1% wszystkich kobiet o imionach na literę B. Rzeczywiście, podanie takiego imienia zamiast inicjału mogłoby być uznane za dosyć nierozsądne.

Ale spójrzmy na inne informacje, którymi dysponujemy. B. prowadziła wówczas własne biuro rachunkowe. Wybaczcie dane pochodzące z różnych lat, ale ponieważ chodzi mi wyłącznie o rząd wielkości, nie powinno to mieć wielkiego znaczenia, a do tych udało mi się dotrzeć najszybciej. W 2011 roku mieliśmy w Polsce około 11 mln 768 tys kobiet w wieku produkcyjnym. Strona http://www.ksiegowynastart.pl podaje, że obecnie mamy w Polsce około 40 tys. biur rachunkowych. Nie dotarłam do danych na temat struktury płci i wieku właścicieli, ale teraz szacujemy z góry, więc w szacunkach przyjmiemy taką liczbę, jakby wszystkie te biura były prowadzone przez młode kobiety. Zakładając więc brak korelacji między pierwszą literą imienia a szansą na posiadanie własnego biura rachunkowego, wśród kobiet o imieniu na literę B. jest najwyżej 0,3%. A szacowaliśmy mocno z góry. Wtedy pewnie było nieco niej biur rachunkowych, a po pominięciu tych, które były prowadzone przez mężczyzn, starsze kobiety i mężatki zapewne dostalibyśmy wynik na poziomie 0,1%.

Podsumowując, „B., 28-letnia kobieta prowadząca własne biuro rachunkowe, która nie miała wówczas męża” jest co najmniej równie wrażliwą informacją o bohaterce, jak nawet najmniej popularne imię na literę B. Pragnę też przypomnieć, że znamy markę perfum, jakich wówczas używała. Ani dokładna marka perfum, ani informacja, że prowadziła akurat własne biuro rachunkowe nie poprawiły szczególnie tej historii z punktu widzenia czytelnika, a pole do rozpoznania bohaterki dały mniej-więcej takie, jak dałoby zdradzenie jej pełnego imienia.

Pozostaje mi wyrazić nadzieję, że się mylę i inicjały nie pochodzą jednak od prawdziwych imion, a może od nazwisk, lub jak autorowi było wygodnie dla danej postaci, lub że szczegóły takie jak miejsce pracy, marka perfum lub model jachtu zostały przekręcone. Lub przynajmniej, że o moją prywatność nikt nigdy nie będzie dbał w taki sposób.

Pozdrawiam

Jak zawsze w punktu!!! Chroń nas Opatrzności przed takimi obrońcami! 🙂

Nie licz na Opatrzność tylko sama się chroń . Pozdrawiam

Taki as wywiadu marnuje się w Internecie… 😀

Nawet Ty raczyłaś tu zajrzeć ? 🙂 Pozdrawiam

Ja tu zaglądam kilka razy dziennie… Tylko nie zawsze chce mi się z Wami gadać 😛

Dziękuję za bardzo szczegółowe zajęcie się problem wrażliwych danych osobowych . Dociekliwość godna wybitnego detektywa . Pozdrawiam

Bardzo wnikliwa i drobiazgową analiza. Trzeba by było ustalić jeszcze lata w których odbywały się te spotkania. Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam

Uważam krytykę Anonima z powodu obdarzenia bohaterów opowieści inicjałami zamiast imion za przesadną. Podobne zabiegi stosowali twórcy tej miary co F. Kafka czy S. Mrożek, pozwólmy więc na to również Anonimowi.

Neferze, powołując się na Kafkę i Mrożka sięgasz po argument z autorytetu, czyli metodę, którą Arthur Schopenhauer w swoim dziele „Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów” uznaje za nieuczciwy sposób prowadzenia dyskusji (ha! sam widzisz – też potrafię grać w tą grę 🙂 ).

Z faktu, że dwaj znani i poważani pisarze stosują inicjały (dodałbym jeszcze pisarzy oświeceniowych, jak Choderlos de Laclos) nie wynika, że jest to słuszne i że każdy może tak czynić, bez narażania się na krytykę.

Wygląda na to, że paru Czytelnikom fakt posługiwania się przez AnonimaS inicjałami przeszkadza w lekturze, niekiedy do tego stopnia, że ją zarzucają (bo znacznie trudniej śledzi się akcję i postępowanie bohaterów identyfikowanych pojedynczą literą). Z kolei Czarna Kaczuszka słusznie wskazała, że anonimizacja bohaterów poprzez użycie pierwszych liter ich prawdziwych imion nie przynosi pożądanego skutku. Znacznie lepiej byłoby im przypisać imiona całkowicie fikcyjne. Stąd cała dyskusja. Jestem przekonany, że naszych argumentów nie da się odbić powołaniem się na Kafkę i Mrożka 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Drogi Megasie. Pozwolę sobie odpowiedzieć mimo że to co pisałeś skierowane było do Nefera. Opierasz się na wywodach Czarnej Kaczuszki . Z tym że w świecie BDSM pozbawianie tożsamości to częsta praktyka . Nadaje się cyfry, litery itd. . Jeśli czytałeś Arystokratę to jeden z niewolników nosi nick Drugi. Ja nigdy nie twierdziłem że to są inicjały. Jedna uwaga . Chcę odpowiedzieć na konkretny post a to co piszę ukazuje się w kolejności . Może to powodować zamieszanie z dopasowaniem odpowiedzi do komentarza

MA: Dyskusje w oparciu o Autorytety mają w naszym kręgu kulturowym (a i nie tylko w naszym) bardzo długą tradycję, nigdy jednak nie doprowadziły do zdecydowanych konkluzji, każdemu autorytetowi można bowiem przeciwstawić inny. W szczególności dysputy odwołujące się do autorytetu najwyższego, czyli tekstu „Biblii”, kończyły się zwykle zaognieniem sporów, zwaśnieni oponenci potrafili bowiem znaleźć w „Słowie Bożym” fragmenty pozwalające przy odpowiedniej interpretacji poprzeć dowolną tezę. Dlatego również w naszej obecnej dyskusji, znacznie przecież mniejszego ciężaru gatunkowego, nie jest moim zamiarem przywoływanie takich czy innych autorytetów, z dużej czy małej litery. Wskazuję tylko przykłady autorów stosujących podobny zabieg literacki jak Anonim, czyli obdarzanie bohaterów inicjałami (przykładów tych można wyliczyć znacznie więcej, bywali i tacy, którzy używali np. numerów). Czynili to z różnych powodów, czysto literackich bądź innych. Anonim podał powód własny, głównie pozaliteracki, aczkolwiek sposób określania miana bohaterów tak czy inaczej pozostaje w jego gestii jako autora.
Jeżeli dla części Czytelników postacie wykreowane przez Anonima wydają się odczłowieczone, niezdolne do wzbudzania podczas lektury uczuć i emocji, to jest to kwestia szersza, dla której wspomniane inicjały stanowią tylko ułamek problemu. Postacie przedstawiane są przez pryzmat optyki bohatera-narratora, w taki a nie w inny sposób obserwującego i przyjmującego otaczający go świat. W tym sensie stanowią jak gdyby dopełnienie kreacji protagonisty utworu. Osobiście nie podzielam zresztą zdania, że bohaterowie tej opowieści pozostawiają obojętnymi i emocji nie wzbudzają. Choćby owa niedobrana para: bezlitosna domina K oraz jej przyjmujący okrutne traktowanie niewolnik Y. Opowiedziana w prosty sposób, banalna wręcz i przez to właśnie prawdziwa historia nieudanego życia R też może poruszyć. Brak imion i zastosowanie inicjałów w niczym mi tutaj nie przeszkadzały.

Witam,
Myślę że Dokonałeś spłycenia znaczenia nauk zawartych w Piśmie, wszak nie pierwszy raz Piszesz o niej w sposób lekceważący także to nie dziwi. Czuję się jednak w obowiązku upomnieć Cię że na tym portalu nie są obecni jedynie komuniści i że Dopuściłeś się nadużycia przedstawiając ją jako źródło waśni. To nie Biblia jest problemem, tylko chęć dostosowania jej nauk do własnego uznania. Posługiwanie się Słowem Bożym jako narzędziem w końcu, fasadowa erudycja. Tymczasem Biblia uczy nas jak czynić nie dla tego że jakaś postać Biblijna tak uczyniła, tylko dlatego że jest to dobre. Dla tego w duchu właściwego zrozumienia Biblii nie powinno się używać instrumentalnie autorytetów w niej opisanych.

Pozdrawiam,
Mick

Micku,

nie wydaje mi się, by Nefer pisał o Biblii w sposób lekceważący. Wzięcie w cudzysłów sformułowania „Słowo Boże” to nie jest wyraz lekceważenia, tylko zdrowego dystansu. Domyślam się, że Nefer, podobnie jak ja, nie uważa Biblii (czy Koranu) za tekst podyktowany przez monoteistycznego Boga, tylko za tekst kultury, świadectwo czasów, w jakich powstał, odbicie świadomości jego licznych autorów.

W późniejszych wiekach ludzie próbowali z tego tekstu – stworzonego przez archaicznych przedstawicieli na wpół koczowniczego ludu pasterskiego – wyciągać różne prawdy. Pół biedy, gdy tylko moralne (choć i takie podejście pociągało za sobą tysiące ofiar), gorzej, gdy polityczne. Uważano też niekiedy Biblię za podstawę wiedzy o świecie, co tamowało rozwój naukowy. Nauka w XVIII-XIX wieku wystrzeliła do przodu właściwie we wszystkich dziedzinach (m.in. w medycynie, chemii, fizyce, geografii…) właśnie dlatego, że wraz z Oświeceniem wyzwoliła się spod przemożnego wpływu Kościoła i myślenia religijnego/magicznego.

Co zaś się tyczy sporów wybuchających wokół interpretacji Biblii… historia chrześcijaństwa od chwili legalizacji tej religii w Cesarstwie Rzymskim to historia ostrych debat religijnych, które przeradzały się w wojny i krwawe prześladowania (wcześniejsze prześladowania chrześcijan przez pogan nie miały nigdy podobnej skali oraz poziomu brutalności). Padali ich ofiarą wyznawcy nestorianizmu, monofizyci, diofizyci, arianie, ikonoklaści, czciciele obrazów, a w późniejszych wiekach katarzy, wiklefiści, husyci, różnoracy protestanci. A w krajach, gdzie protestantyzm zwyciężył – również katolicy, zwani niekiedy pogardliwie „papistami”. Jeszcze całkiem niedawno Irlandia Północna była obszarem krwawej konfrontacji między grupami religijnymi, że już nie wspomnę o wojnach bałkańskich czy kaukaskich.

Jest coś takiego w religiach monoteistycznych, że skłaniają ludzi do konfliktu, sporu i przelewania krwi. Wydaje mi się, że czynnikiem tym jest „totalitarny” rys monoteizmu. Sposób myślenia jest mniej więcej taki: mój Bóg jest jedyny i prawdziwy, więc Twoi bogowie są fałszywi i należy ich zniszczyć (a przy okazji Ciebie, jeśli nie zgodzisz się nawrócić). Funkcjonowało to już u starożytnych Hebrajczyków, którzy podbitym ludom oferowali wybór: przyjęcie judaizmu i asymilacja, albo śmierć. Działało to u chrześcijan. Z początku islam był bardziej otwarty (tolerował na swoim terytorium inne „religie księgi”, choć pogaństwo tępił), ale i on w końcu wpadł w te same koleiny.

Nie obrażaj się więc na Nefera za to, że przywołuje owe spory. Dyskusja o tym, czy dzieli sam tekst Biblii, czy jego politycznie motywowane interpretacje jest akademicka – fakt faktem, że religie politeistyczne nie miały tego problemu, współżyjąc ze sobą harmonijnie i pokojowo, a czasem nawet „odsprzedając” sobie wzajemnie bogów, czy też łącząc ich w bóstwa powszechne (Zeus-Ammon, którego czcili i Grecy i Egipcjanie, czy azjatycka Afrodyta-Kybele).

Pozdrawiam
M.A.

A jednak wiele razy wypowiadał się lekceważąco o Biblii w przeszłości łącznie z szydzeniem z religii. W związku z tym, w jego przypadku domniemywanie wrogich zamiarów jest słuszne.

Panowie, Możecie o Biblii mieć swoje mniemanie, nawet wielce oryginalne i to Wasza rzecz. Także nie można Wam nakazać bądź zabronić głoszenia swego zdania na ten temat. Chciałbym jedynie zauważyć że ponoć zależy nam wszystkim tutaj na względnej harmonii. Jeśli tak, to jedynie sugeruję pewną powściągliwość i umiar w pisaniu o pewnych i bardzo w sumie nielicznych, rzeczach. Tylko to.

Dziękuję za Twój wywód Megasie, choć niektóre zagadnienia poruszone przez Ciebie nie są w temacie, w szczególności słowa dotyczące instytucjonalnej roli kościoła którą Raczyłeś opisać, prawdziwe ale znów z jednej strony. Tą garść niepochlebnych opinii oczywiście da się wydestylować z całokształtu oddziaływań kościoła, pomijając istotną w tym przypadku, resztę. Innymi słowy, wypowiedź Twoja … nadaje się do modnego i nowoczesnego pisma o tematyce obyczajowej.

Wiem że stać Cię intelektualnie na dużo więcej, gdyż nie raz się o tym przekonałem. Jednak rozumiem że Nefer nie wymyślił by niczego lepszego i w związku z tym Wystąpiłeś w roli jego adwokata.

A teraz, mam nadzieję przyjemniejsza część. Lektura kolejnego odcinka Twojej powieści :).

Uśmiechy,
Mick

P.S. Wkrótce postaram się zrewanżować i napiszę szerzej o pozytywnych i również oczywistych aspektach działalności kościoła, na razie nie mam na to czasu. Jednak mogę Ci to obiecać bo przecież nie chcemy tylko jednostronnej reprezentacji.

Witaj, Mike.

Ponieważ Twój wpis doczekał się obszernej odpowiedzi MA, odpowiedzi, pod którą mogę się spokojnie podpisać, poruszę tylko kilka wątków pobocznych.
1. Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek wyrażał się lekceważąco na temat „Biblii”, a nawet, bym uprzednio tutaj na jej temat rozmawiał, z Tobą, czy z kimkolwiek innym. Tymczasem zarzucasz mi to lekceważenie wobec „Pisma Świętego” dwukrotnie (ostatnio w odpowiedzi dla MA). Dodając od siebie, że tak czy inaczej posądzasz mnie z góry o najgorsze motywy. Czyli to raczej Twoje domniemania, a nie konkrety. Swoją drogą, bardzo to po chrześcijańsku, nie sądzisz? Przypisywać bliźnim wszystko, co najgorsze.
2. Piszesz, że poczułeś się urażony. Ale czym właściwie urażony? Powołaniem się na powszechnie znane fakty historyczne, powołaniem się bardzo zresztą ogólnikowym i oględnym? Fakty te skonkretyzował w swojej obszernej (ale bynajmniej tematu nie wyczerpującej) odpowiedzi MA. Zwalnia mnie to z zadania ich egzemplifikacji. Zauważę tylko, że ze swojej strony nie krępowałeś się zamieszczaniem na różne tematy opinii ostrych i kontrowersyjnych, które z łatwością mogły bliźnich urazić. Powiem nawet, że z takim zamysłem były one wygłaszane. Wrażliwość masz, jak widać, bardzo wybiórczą.
3. Gdzie Ty widzisz tych „komunistów”, przeważających jakoby na portalu NE? Czy ktoś tutaj szermuje cytatami z Marksa i Engelsa? Czy ktoś postuluje wprowadzenie ustroju „sprawiedliwości społecznej”, domaga się zniesienia własności prywatnej albo przynajmniej uspołecznienia lub upaństwowienia środków produkcji? Nie zauważyłem.
4. Kimże jesteś, by udzielać tutaj komukolwiek „upomnień”? Do takiej postawy można doskonale odnieść pewien (nomen omen) dobrze znany cytat. Jako zelocie cytat ten nie powinien być Ci obcy.
5. Zgadzam się natomiast zupełnie z Twoimi wywodami, iż przyczyną konfliktów wokół „Biblii” była nawet nie tyle jej literalna zawartość, co sposoby interpretacji tejże zawartości. Wszystkie chrześcijańskie wyznania, herezje czy sekty (a można ich na przestrzeni dziejów wyliczyć setki, jeśli nie tysiące) interpretowały różne fragmenty „Pisma” po swojemu, w taki sposób, by interpretacje te wspierały ich poglądy i poczynania. A ponieważ własną interpretację uważały zwykle za jedyną prawdziwą i dopuszczalną, eskalowało to konflikty. Mniej więcej taki był sens mojej, ogólnikowej zresztą, wypowiedzi. W czym więc problem, skoro sam podzielasz to zdanie?
Na koniec życzę więcej spokoju i umiaru w ten urlopowo-wakacyjny czas. Doprawdy, nie musisz wyruszać z krucjatą za każdym razem, gdy ujrzysz termin „Słowo Boże” ujęty w cudzysłów. 🙂

Pozdrawiam

Panowie!

Bardzo proszę o nierozpętywanie na Najlepszej Erotyce wojny religijnej. Są znacznie lepsze miejsca, w których można to czynić – i znacznie lepsze ku temu okazje 😉

Jak sobie życzysz, Ateno. Z mojej strony ani tej dyskusji nie chciałem, ani nie uważam jej za wartą kontynuowania, z wielu powodów. Stanowisko Micke’a, nacechowane prawdziwie chrześcijańską miłością bliźniego, można poznać z jego własnych słów.

Tak. Nie będziemy tego ciągnąć. A co do komentarza na temat mojego szanownego (mimo wszystko) rozmówcy, ja akurat się wstrzymam.

Na drugi raz, to Odpowiadaj sam za siebie a nie Wyręczasz się innymi. Są w historii Twoje komentarze sprzed roku które dają podstawę moim, o ile oczywiście pod jakimś pretekstem ich nie wykasowano. Postaram się w najbliższym czasie odpowiedzieć jeszcze na Twoje „punkty”. Nie chcę znów zaczynać konfliktu ale pewne rzeczy nie mogą być tak po prostu pozostawione.

Co do słów Megasa, mogę tylko dodać (sprostować) że chodziło mi tylko o to że broniąc kogokolwiek, Twoje komentarze stają się stronnicze co trochę im ujmuje. Zrobiłem to w charakterystycznym dla siebie, zaczepnym stylu. Przepraszam Cię za to bo Twoja osoba akurat na to nie zasługuje. Mam nadzieję że nie Będziesz długo chował urazy.

Ateno. Pewnie przyjdzie taki czas, kiedy Mick już niczego nie będzie tu mógł napisać. Gdyż każde jego słowo będzie niczym wbicie kija w mrowisko. Natężenie złych emocji zostanie podkręcone na max, takoż i podejrzliwość. Widzę to po Neferze który każde moje słowo zawsze interpretuje najgorzej jak może.

Pozdrawiam,
Mick

Micku,

Nefer nikim się nie wyręczał. Odpowiedziałem Ci sam i z własnej inicjatywy 🙂

A co do kasowania postów i komentarzy – czynimy to jedynie wtedy, gdy dyskusja zmienia się w pozbawioną sensu, za to nasyconą złymi emocjami gównoburzę. I raczej czynimy to od razu, w sposób jawny, a nie po długim czasie i po tajniacku.

Pozdrawiam
M.A.

Pozdrawiam
M.A.

Oto zapowiadana odpowiedź na „Punkty Nefera”. Układ komentarzy zrobił się chyba trochę mniej czytelny.

Ad.1 Robisz dokładnie tak samo.
Ad.2 Domniemywania. Jestem bardzo wrażliwy na ludzką krzywdę, no na swoją najbardziej ale to chyba jak każdy.
Ad.3 Nie pisałem o proporcjach. Czy to jedyna możliwa interpretacja ? (pyt. retoryczne)
Ad.4 Kim ja jestem ? Czy jestem nikim ? (pyt. retoryczne)
Ad.5 No to chyba mamy wyjaśnione.

Ja nie muszę aż tak dokładnie na to wszystko odpowiadać. Sami wiemy jaki mamy problem i wiedzą to ci co czytają nasze komentarze.

Również życzę więcej umiaru w interpretowaniu słów i mniej jeżenia się przy czytaniu postów. I będzie dobrze.

Uśmiechy,
Mick

Dziękuję za zainteresowanie pobocznym problemem tekstu. Nie bardzo rozumiem czym się różni użycie imienia , litery , pseudonimu , w sytuacji gdy kolejne odcinki jak dotąd dotyczą innych osób i nie ma mowy o ich pomyleniu ze względu na użycie takiej samej litery dla oznaczenia różnych osób. Pozdrawiam serdecznie

Bardzo ciekawe i budujące są te Wasze komentarze. Tylko jak one się mają do opublikowanego przez mnie tekstu? 🙂 Pozdrawiam serdecznie wszystkich i zachęcam do kontynuowania dyskusji.

Mam wrażenie że zadawnione animozje znowu się ujawniły. Pozdrawiam

Na szczęście Panowie już sobie wszystko wyjaśnili i zakończyli dyskusję. Nie obyło się bez drobnych uszczypliwości, ale ostatecznie rozmowa nie wykroczyła poza ramy kulturalnej, merytorycznej dysputy. Bogini lubi to! 😀

Myślę że do następnej okazji. 🙂 . Ja jestem za tym żeby komentarze były tematyczne ale to mój prywatny osąd.

Możesz mi nie wierzyć, ale ja też jestem za tym. Jednak NE nie ma czatu i jedyną możliwością kontaktu komentujących są właśnie komentarze. Dla tego jest jak jest.

Zacząłem już pisać bardziej merytoryczny post do Twojego utworu, jednak musiałem na nieszczęście przerwać. Postaram się go do jutra ukończyć. Niestety będzie prawdopodobnie przydługi. Chyba że nie będę zadowolony ze swojej wypowiedzi i w szale wykasuję wszystko w piii … zostawiając dwa lub jedno zdanie.

Moglibyśmy w zasadzie odkurzyć i przywrócić nasze stare FORUM dyskusyjne… Co o tym sądzicie? 🙂

Jestem za, jednak kim że jestem by wyrażać takie życzenie ? ;).

Ateno. Uważam że każde miejsce do wymiany informacji i opinii jest jak najbardziej wskazane. Pozdrawiam

Nie mam powodu żeby Ci nie wierzyć. Pozdrawiam

Witam,

Przeczytałem z zaciekawieniem chociaż początek nieco mnie rozbawił :D. „Oczekiwała szkolenia wg norm PZJ, z prowadzeniem na lonży włącznie.” :D. Na pewno analityczka w firmie farmaceutycznej lub pracownica Urzędu Skarbowego. Opis przypomina mi filmy z cyklu „Public Disgrace” Znajdziesz je na xhamster.com.

Ciekawi mnie czy postacie opisane przez Ciebie mają jakiś odpowiednik w rzeczywistości ? Jeśli tak to nie spodziewałem się że scena SM może wyglądać w taki sposób. Że organizowane są przedsięwzięcia typu jazdy w plenerze bryczkami itp. i że czyni się tyle zachodu dbając o oprawę. No ale jak do tej pory nie miałem zupełnie rozeznania w tych sprawach. Sam BDSM nie uprawiałem i nie uprawiam i raczej mnie nie ciągnie, ale Opisujesz to ciekawie.

W sprawie stylu. Ten odcinek przypominał trochę „Przygody Roberta SM” ;). Tworzysz piękną idyllę na „Statku miłości”. Mocną stroną jest to że Wybrałeś początkujące, świeżynki zawsze podniecają i to we wszystkich kierunkach erotyki. Drażnią odrobinę drobne szczegóły np. że Basza nie bał się bandziorów bo miał broń, nie wiem czy Orientujesz się w szczegółach prawnych użycia broni w Polsce. Myślę że raczej tak. Ale to są takie drobiazgi. Muszę też wyrazić spostrzeżenie że miejscami tekst jest napisany nieco schematycznie jak na mój gust, tak jak się pisze sprawozdania. Typowym przykładem takiego połączenia jest: „W niedzielę rano zadzwonił do B. Miała czekać na jego przyjazd. O 9.00 pożegnał się z R, wziął prysznic i pojechał. Zastał B ubraną i spakowaną. ” początek jeszcze w porządku ale dalej dwie informacje „wziął prysznic” i „Zastał B ubraną i spakowaną”. To są takie drobne szczegóły które z jednej strony są troszkę truistyczne i brakuje tam tylko „wypróżnił się” przed „wziął prysznic”, było by bardziej dokładnie. Ale z drugiej strony dbałość fabularna typu że zastał B ubraną i spakowaną, na swój sposób urocze ;). Piszę jak to odebrałem, subiektywnie i proszę się nie denerwować bo nie to jest celem.

Napisałeś o technice tortur zwanej „bastonado”. Chyba już kiedyś o tym czytałem, Karol May w swoim cyklu „Przez pustynię” pisze o tzw. bastronadzie lub bastonadzie (czytałem tą książkę ponad 20 lat temu i nie pamiętam dokładnie nazwy), wykonywał ją z upodobaniem Abu Hamsaj Miach (ojciec pięciuset uderzeń) ale przyrząd który do tego stosowano, wyglądał inaczej niż ten opisany przez Ciebie. Była to ławka którą kładło się na plecach skazańca, ręce zawiązywano za deską a łydki dowiązywano do nóg. Skazańca kładziono na ziemi na brzuchu tak że jego nogi dowiązane do nóg, wystawione były podeszwami do góry. Kary tej zaprzestano jeszcze z innych powodów, nie tyle chodziło o upokorzenie co o zwykłe okrucieństwo. Często się zdarzało że skazańcy wariowali po takiej chłoście. Otóż chodzi o to że nerwy które znajdują się w stopach, są jakoby bezpośrednio połączone z mózgiem. Stymulowanie ich dużym bodźcem może prowadzić do nieodwracalnych zmian w mózgu. Swoją drogą powinny być uniwersalnym punktem erogennym, przy odpowiedniej stymulacji.

Z ciekawością przeczytam kolejny odcinek, zwłaszcza rozwiniecie motywu lesbijskiego.

Pozdrawiam,
Mick

Dziękuję za komentarz. Postaram się odpowiedzieć na wszystkie pytania i uwagi.
Kim była z zawodu pani używająca nicka pony girl , natomiast wiem jakie były jej oczekiwania bo rozmawiałem z nią osobiście na czacie i od razu zastrzegła że oczekuje fachowego trenera/tresera . Też byłem zaskoczony ale sądzę że te wymagania miały na celu odstraszenie laików którzy by chcieli pobawić się trzymając kobietę na sznurku i śmigające bacikiem. Ona powiedziała że sama jeździ konno czyli dyletanta od razu by wyczuła. Co do posiadłości z bryczkami i wolantami to o ile wiem to była tylko taka jedna i zorganizowana pod kątem komercji. Do tego wątku wrócę w innym czasie. Kwestia posiadania broni . Mam ją od wielu lat. Użycie broni jest możliwe w dwóch przypadkach ” Art. 25. Obrona konieczna
Dz.U.2018.0.1600 t.j. – Ustawa z dnia 6 czerwca 1997 r. – Kodeks karny
§ 1. Nie popełnia przestępstwa, kto w obronie koniecznej odpiera bezpośredni, bezprawny zamach na jakiekolwiek dobro chronione prawem.
§ 2. W razie przekroczenia granic obrony koniecznej, w szczególności gdy sprawca zastosował sposób obrony niewspółmierny do niebezpieczeństwa zamachu, sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary, a nawet odstąpić od jej wymierzenia.
§ 2a. Nie podlega karze, kto przekracza granice obrony koniecznej, odpierając zamach polegający na wdarciu się do mieszkania, lokalu, domu albo na przylegający do nich ogrodzony teren lub odpierając zamach poprzedzony wdarciem się do tych miejsc, chyba że przekroczenie granic obrony koniecznej było rażące.
§ 3. Nie podlega karze, kto przekracza granice obrony koniecznej pod wpływem strachu lub wzburzenia usprawiedliwionych okolicznościami zamachu.”.

Art. 26. Stan wyższej konieczności – kolizja obowiązków
Dz.U.2018.0.1600 t.j. – Ustawa z dnia 6 czerwca 1997 r. – Kodeks karny
§ 1. Nie popełnia przestępstwa, kto działa w celu uchylenia bezpośredniego niebezpieczeństwa grożącego jakiemukolwiek dobru chronionemu prawem, jeżeli niebezpieczeństwa nie można inaczej uniknąć, a dobro poświęcone przedstawia wartość niższą od dobra ratowanego.
§ 2. Nie popełnia przestępstwa także ten, kto, ratując dobro chronione prawem w warunkach określonych w § 1, poświęca dobro, które nie przedstawia wartości oczywiście wyższej od dobra ratowanego.
§ 3. W razie przekroczenia granic stanu wyższej konieczności, sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary, a nawet odstąpić od jej wymierzenia.
§ 4. Przepisu § 2 nie stosuje się, jeżeli sprawca poświęca dobro, które ma szczególny obowiązek chronić nawet z narażeniem się na niebezpieczeństwo osobiste.
§ 5. Przepisy § 1-3 stosuje się odpowiednio w wypadku, gdy z ciążących na sprawcy obowiązków tylko jeden może być spełniony. I uwierz mi że w sytuacji zagrożenia życia lub zdrowia nie zawahałbym się jej użyć. Brzegami Zalewu Zegrzyńskiego i rzek do niego przylegających poruszały się kilkuosobowe grupy bandziorów które napadały wędkarzy lub osoby biwakujące. Poza tym można używać różnego rodzaju amunicji . Do rewolweru o kalibrze 0,38 amunicja plastykowa zawierająca woreczek że śrutem a do Glocka normalnej ale antyrykoszetowej. Co do odgrywania jak to określałeś scen. Tu byś się zdziwił. Zwłaszcza niektóre dominy komercyjne mają bardzo szeroką gamę gadżetów i urządzeń do różnego rodzaju praktyk i tortur.
Ale i niekomercyjni miłośnicy BDSM mają różnego rodzaju loszki jak mówi Ania wyposażone w zależności od potrzeb i możliwości. Opis takiego pomieszczenia w piwnicy zamieściłem opisując wizytę u K.
Znakomita większość opisanych przeze mnie zdarzeń wydarzyła się naprawdę.
Co do bastonado. Opis wziąłem z wikipedii. Natomiast nawet lekkie uderzenie jest mocno odczuwalne. Co do opisów Karola Maya. Nie jest to najbardziej wiarygodne źródło.
Chłostę stóp stosowano również w Chinach gdzie bito bambusowym kijem. W stopie są końcówki nerwów . ’
Refleksologia zwana też refleksoterapią nie jest zwykłym masażem relaksacyjnym stóp. To starożytna sztuka uzdrawiania poprzez stymulację refleksów zlokalizowane na stopach. Zgodnie z Tradycyjną Medycyną Chińską, każdemu refleksowi odpowiada narząd, układ czy gruczoł. Refleksolog, odblokowując ścieżki energetyczne, poprawia dopływ energii CHI do odpowiadających refleksom narządów.”
A co do stylu pisania. Piszę spontanicznie i jest to moje pierwsze opowiadanie. Postaram się zwrócić uwagę na sposób pisania ale co z tego wyjdzie tego nie wiem. Pozdrawiam

Dziękuję za obszerną i sycącą odpowiedz :). Zwłaszcza za cytaty z tego obszaru prawa karnego. Przeczytałem je z uwagą.

Ja również nie uważam Karola Maya za wiarygodne źródło, przytoczyłem go jako ciekawostkę. Oczywiście znane mi są szczegóły jego życiorysu i tego co widział i kiedy.

Oczywiście że bym się zdziwił, ja w ogóle nie znam tematu. W Twoim opowiadaniu występują elementy które potencjalnie mogły by mnie zafascynować.

Napisz komentarz