Tradycja zgodnie z którą strażacy polewają domy w lany poniedziałek, sięga w naszej wsi zarania dziejów. Jak również to, że potem chodzą po domach, żeby zbierać pieniądze na Ochotniczą Straż Pożarną.
Marta została w domu sama, jej mama poszła do kościoła. Spodziewała się wizyty strażaków, więc celowo ubrała się ponętnie. Od zawsze ubóstwiała mężczyzn w mundurach. To wręcz rodzaj fetyszu.
Ech, te uniformy, ozdobne sznury, skórzane pasy! Dystynkcje, emblematy, ordery! Dziewczyna na samą myśl poczuła dreszcze na plecach. Zwłaszcza, że panowie ochotnicy podczas takich wizyt oczywiście zwykli mocno polewać, jak to nakazuje dyngusowa tradycja, wszelkie panny na wydaniu… Ani chybi, ją też dziś to spotka.
Założyła białą bluzeczkę, jakże prześwitującą!, a pod nią szykowny, koronkowy staniczek. Oczywiście śnieżnobiały. Wszak, ani chybi, zechcą urządzić śmigusowy „mokry podkoszulek”. Przez zmoczony materiał dostrzegą seksowną koronkę biustonosza… Do tego założyła mocno rozkloszowaną, zieloną minispódniczkę. Zieloną, bo to kolor wiosny. Ze sztywnego materiału, żeby według ostatnich trendów mody sterczała zadziornie. A pod nią? Oczywiście pończoszki samonośne. Cieliste. Z szerokimi koronkowymi manszetami. Żeby czuć się jeszcze bardziej seksownie, założyła koronkowe, skąpe, prześwitujące, różowe stringi. Całość stroju uzupełniły czarne szpilki. Cóż, mimo że w domu, trzeba zadawać szyku.
Wszystko to w modelowo wysprzątanym mieszkanku. Zwyczaj na wsi taki, że trzeba zarobić się, ale wychuchane być musi. Na stole obowiązkowa święconka, gustownie wydrapane pisanki oraz mniej tradycyjny zając z czekolady.
Na komodzie o świętach przypominały kartki z życzeniami. Marta, jako tradycjonalistka, wysyła ich wiele pocztą i dlatego też sama je otrzymuje. Wśród nich dzban z baziami, kolejny symbol wiosny.
Wtem poczuła przyspieszone bicie serca. Są! Wyraźne kroki. Stanowcze. Męskie. To muszą być oni! Podskoczyła jak ukuta szpilką, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Wyjrzała. Tak! To strażacy!
– Zapraszam panów. Ach! To ty Antosiu! – Rozpoznała w młodszym swojego byłego ucznia. – Uśmiecha się szeroko. – Zaraz przyniosę pieniążki, ale może najpierw poczęstują się panowie kieliszeczkiem albo coś przegryziecie?
Strażacy – starszy wielki niczym gladiator, z rogatywką nasuniętą na czoło, pobrzękujący dwoma rzędami orderów strażackich oraz młodszy – niski, chudy blondyn, wpatrywali się w Martę niczym sroka w kość. Omiatali łakomie wzrokiem. Gapili się to na uśmiechniętą, śliczną buzię, to na doskonale wyeksponowany biust, to na długie, zgrabne nogi odsłonięte przez rozkloszowaną spódniczkę.
– A wódeczkę to my chętnie. – Zaświeciły się małe oczka wielkiego strażaka. – Możem i coś przegryźć… O! Widzę, że naszykowała paniusia jaja z kiełbaską! – Rzucił okiem na święconkę, uśmiechając się sprośnie.
Rzeczywiście: dwa jajka i kawał kiełbasy ułożono tak, że przywodziły na myśl męskie przyrodzenie.
Marta zarumieniła się, a strażak szedł za ciosem.
– Wiadomo co głodnemu na myśli… – I patrząc na pisanki, kontynuował: – Ładne! A nam, pani nauczycielka, też by wydrapała jajka?
Rumieniec Marty wzmocnił barwę. Udała, że nie zrozumiała aluzji.
– No tak… czemu nie… wydrapałabym wam… pisanki… – Odczuwała sporą przyjemność z gierek słownych. Peszyły ją, ale to zawstydzenie jeszcze bardziej stymulowało emocje.
– Ha ha ha! Ale my tu gadu, gadu, ale najprzódy, to nasza powinność… – Mówiąc to, wyjął sikawkę w kształcie jaja wielkanocnego. – Od kiedy Żydy polały Matkę Boską, od wtedy jest zwyczaj, żeby oblewać panny na wydaniu!
Martę niezmiernie ekscytowała sytuacja. Polewanie było formą przemocy, więc podniecało ją tym bardziej. Rozpoczął się ceremoniał. Strumień wody, niby przypadkiem, trafił wprost na jej piersi, choć przy okazji ochlapał także twarz.
– Oj! Ojej! – piszczała dziewczyna czując zimną wodę. Nie potrafiła ukryć emocji. – Ojej… panowie, urządziliście mi miss mokrego podkoszulka!
Mężczyźni przypatrywali się jak cieniutka bluzeczka przylega do biustu. Dostrzegali wyraźnie wzór bogatej koronki stanika, rysowały się także ciemne zarysy aureoli brodawek.
– W takim konkursie pani na pewno by wygrała!
– Ależ dlaczego ja? – filuternie dopytywała kobieta, świadoma swoich atutów.
Choć zaraz pójdzie zmienić bluzkę, chciała, żeby jak najdłużej patrzyli na zmoczone piersi. Kombinowała jak przedłużać tę chwilę…
– Bo ma paniusia te swoje zalety…
– Och, doprawdy? – Marta załopotała długimi rzęsami, na które naniosła sporo tuszu. Udawała skrajnie zawstydzoną.
– Walory są tak duże, że komisja by się nie zastanawiała nad wyborem miss… Co najwyżej zastanawiałaby się, jak powinna się taka miss podkoszulka im zrewanżować… Ha ha!
Marta przypomniała sobie swój występ ze studenckich lat. Doskonale pamiętała twarze wstawionych mężczyzn gapiących się na nią. A potem garderobę, gdy przebierała się i… ach!
– Ech, wy mężczyźni, myślicie tylko o jednym… – powiedziała spuściwszy głowę. – Przez was muszę iść się przebrać.
– Oj, nie trza! Śmigusowe polanie może panienka śmiało nosić… na piersi… ha ha!
– Niestety za mocno żeście mi panowie na moją bluzeczkę trysnęli… – i tu Marta zakryła usta, jakby coś palnęła. W rzeczywistości celowo dobrała ostatnie słowo tak, żeby pojawiła się aluzja.
– Oj tam trysnęli, trysnęli… trysnąć to my jeszcze możem!
Kobieta spuściła głowę i delikatnie kręcąc tyłkiem, minęła obu mężczyzn, żeby wejść do łazienki. Celowo nie zamknęła drzwi zupełnie, lecz zostawiła uchylone na tyle, żeby można było zaglądać. Strażacy skwapliwie skorzystali i cichutko, na paluszkach, zbliżyli się do szpary.
Marta dostrzegła ich kątem oka.
A jednak podeszliście! Hultaje! Pewnie takie podglądanie dziewczyny, w jej własnej łazience, to dla was nie lada gratka!
Mężczyźni jednocześnie przełknęli ślinę, gdy sięgnęła do guzików bluzeczki. Ale kobieta nie zaczęła jej rozpinać. Celowo chciała się podroczyć. Wypięła piersi przed lustrem. Była ciekawa jak wygląda w przemoczonej bluzeczce. Zdziwiła się, że aż tak dokładnie uwidocznia biust.
To aż tak gruntownie obejrzeliście sobie moje cycki!? No tak, przecież sama się prosiłam… założyłam tę najcieńszą i najbardziej obcisłą z moich bluzeczek… A jaką ja teraz założę? Nie mam więcej aż tak transparentnych… Ale mam tę z dekoltem!
Strażaków aż skręcało: No dalej mała! Zdymaj tę szmatkę! – ponaglali w duchu. Marta jakby odgadła ich polecenia i rozpięła bluzkę.
– Żeby tylko zdjęła stanik! – szepnął młodszy strażak.
Kobieta doskonale wiedziała o co im chodzi im. Nie chciała zmarnować takiej szansy do podroczenia się, więc nie zdejmowała biustonosza, lecz wycierała się ręcznikiem.
– Nie zdejmie cyckonosza – zrezygnowanym tonem wyjaśnił starszy strażak koledze.
Gdy druhowie zdążyli się pogodzić, że nie zobaczą już nagich piersi nauczycielki, ta podeszła do szafki, nachyliła się wypinając pupę i zaczęła grzebać w szufladce. Wyjęła z niej dwa biustonosze. Czarny i fioletowy. Patrzyła to na jeden, to na drugi.
– Zmieni stanik – wyszeptał podekscytowany młody.
Oczywiście Marta postanowiła pograć im jeszcze na nosie. Przykładała do piersi raz jeden, raz drugi biustonosz. Demonstrowała, że jest kobietą, której bardzo trudno podjąć decyzję.
– No dalej paniusiu, pokaż swoje wielkie cyce! – niecierpliwili się strażacy.
Marta wyłowiła w tym szepcie sens słów.
Ha! Napaliliście się… Cierpliwości… Zaraz ujrzycie moje atuty! Ale nie myślcie, że napatrzycie się za długo…
Sięgnęła rękami do tyłu, chwytając zapięcie stanika. Strażacy wpatrywali się jak zaczarowani, gdy rozpinała haftki. Zaraz dosięgną wzrokiem jej okazałe, niczym nie osłonięte balony!
Kobieta zdjęła biustonosz. Niestety stanęła tyłem do mężczyzn, więc nie byli w stanie dojrzeć piersi. Ale nawet to, że widzą historyczkę, która właśnie na ich oczach zsuwa stanik, działało nadzwyczajnie. Bacznie się wpatrywali. A nuż odwróci się w ich stronę? Lecz Marta celowo dozowała napięcie.
A niech trochę mają! – Odwróciła się bokiem, ale na krótko. Przez moment śmignęły im nagie piersi. Wbili wzrok, lecz zdołali tylko dostrzec, że są większe niż im się wcześniej wydawało.
– Ale ma cyce! – szepnął były uczeń Marty. – Jak donice!
Starszy nic nie mówił, tylko sapał.
Kobieta nie mogła się jednak powstrzymać. Odwróciła się jakby się za czymś oglądała i… panowie zobaczyli nagi biust w pełnej krasie. Rzeczywiście był imponujący: obfity acz foremny.
– Dorodne cyce! Jakby dojne… – szeptał starszy strażak. – Ech, można by takie podoić.
Długo się nie napatrzyli, bo kobieta szybko założyła biustonosz. Ten fioletowy. Ale i tak delektowali się oglądaniem jak go zakłada. Po czym szybko ewakuowali się spod drzwi, bo nauczycielka już ubierała bluzkę.
Mimo, że ta nie była równie prześwitująca, kobieta wyglądała w niej jeszcze bardziej kusząco. Z dużym dekoltem i stanikiem, który wyraźnie podnosił piersi do góry.
– Przepraszam, że zostawiłam panów, pewnie się panowie w tym czasie nudzili? Jak mogę panom wynagrodzić to, że ich zaniedbałam?
– Jakoś tam paniusia może… He He…
– No tak! Przecież obiecałam, że panom dam… – Historyczka celowo bawiła się słowem.
– Oj, pani nauczycielko! Daj nam!
– Ojej panowie… – Kobieta zawstydziła się przemożnie. – Łapiecie mnie za słówka… swawolnicy z was… Dam wam oczywiście nalewki mojej mamy.
A niech się jeszcze bardziej ośmielą.
Marta stawiając butelkę i kieliszki na niskiej ławie, musiała się mocno nachylić. Przesadnie wydekoltowana bluzeczka ukazała w pełnej krasie to, co było w niej najlepszego. Druhowie podziwiali nie tylko rowek między piersiami, ale też obie półkule, do tego owionął ich intensywny i słodki zapach perfum. Młodszy tak się gapił na biust swojej byłej nauczycielki, że aż rozdziawił gębę.
Starszy nie tracił rezonu.
– Ma paniusia czym oddychać, oj ma!
Kobieta, udając wysoce zawstydzoną, próbowała naciągnąć bluzeczkę na piersi, ale skąpy materiał na to nie pozwalał.
– Oj przestańcie panowie… przez was jestem skonsternowana…
– A co? Nieprawdę mówim? Która kobita we wiesce, albo i w całej okolicy ma większe zderzaki?
Historyczka kraśniała z dumy. Tymczasem Mietek, patrzył na kieliszki z niesmakiem.
– Paniusiu, cóś słaba z ciebie dajka. Takie maluśkie szkiełka… Daj nam normalne szklaneczki. No i sami nie będziem polewać. Ha ha… – Mężczyzna chciał, żeby kobieta znowu pochyliła się nad ławą.
– Ach… przepraszam… – Marta podała tym razem spore szklanki koktajlowe.
– O ma paniusia tam pieprzyk! – Zauważył Mietek, gdy dziewczyna nachyliła się podczas polewania nalewki. Speszyła się, bo nie sądziła, że dekolt odsłania aż tyle.
– A może to nie pieprzyk, tylko malinka? – Ośmielił się spytać Antek, ale zaraz potem oblał się pąsem.
– A może i tak być! – Zarechotał Mietek. – Że narzecony paniusię za mocno tam ugryzł! Ha ha ha!
– Nie mam żadnego narzeczonego… – cicho odrzekła zawstydzona kobieta.
– No to wypijem za to, żeby się taki znalazł. Czas, żeby panna w takim wieku już chodziła z wózeczkiem po wiesce. Ha ha ha!
Marta z żalem, choć ukrywanym, przyjęła przytyk do jej wieku i panieństwa. W tej konserwatywnej wiosce uchodziła za starą pannę.
Nalewka była mocna, ponad osiemdziesięcioprocentowa. Mężczyźni jednym haustem opróżnili szkło.
– Oj, mocne winko! Mocne!
– To ja podam jeszcze ciasteczka… – Marta sięgnęła do niskiej szuflady, wypinając przed nimi pupę. Rozkloszowana spódniczka uniosła się nieco i mężczyźni dostrzegli koronkowe manszety pończoch. Równie erotyczny widok, podziałał na nich piorunująco. Tymczasem Marta długo szukała ciasteczek w szufladzie, coraz bardziej się wypinając.
Ależ to przyjemne… Być przed nimi tak wypiętą… Eksponować wydatny, ale jednak zgrabny tyłek… Stoję tak przed nimi, jakbym się sama prosiła… Ciekawe co widzą? Spódniczka jest sztywna… więc mogli zobaczyć koronkę pończoch…
Strażacy jakby czytali w jej myślach.
– Ja nie mogę! – dyszał Antoni. – Ale ona ma na sobie pończoszki…
– Takie seksowne cóś to noszą chyba tylko dziwki… żeby był dostęp do pizdy… – szeptał starszy strażak.
Marta słyszała te szepty doskonale. Noszą tylko dziwki – sama nie wiedziała dlaczego te słowa podekscytowały ją jeszcze bardziej.
Na komodzie leżała palma wielkanocna. Długa: miała grubo ponad metr. Mieczysław podszedł cichutko, wziął palmę, a następnie spróbował podnieść nią kobiecie spódnicę do góry. Sztywny materiał ułatwił mu zadanie. Mężczyźni zobaczyli pupę Marty w pełnej okazałości. Była spora, ale zgrabna. Biała pupa silnie kontrastowała z ciemniejszym materiałem koronki pończoch. Widać było też wąski paseczek stringów, który chował się między pośladkami.
Marta kątem oka dostrzegła jak Mietek podnosi palmę wielkanocną. Gdy poczuła, że coś się dzieje z jej spódniczką, domyśliła się co jest na rzeczy, jednak postanowiła udawać, że nic nie wie.
A to gnojki! Ale niech mają… Ależ musi ich rajcować takie podglądanie kobiety… Zwłaszcza gdy ma takie siedzenie jak ja… Ciekawe ile pokazują stringi? Ale pewnie całe moje pośladki… Co sobie wyobrażają, gdy już widzą, że mam i pończochy i stringi? Na pewno myślą, że ubrałam się jak na randkę… I to na randkę, która może się skończyć bardzo owocnie… A z drugiej strony, wiedzą, że nie mam narzeczonego… Więc…? Chyba nie pomyślą sobie, że jestem łatwa…?! Że jestem gotowa dać pierwszemu lepszemu?! A jeśli tak pomyślą?! Boże! Dlaczego to jest takie podniecające!
Marta, chcąc jeszcze bardziej sprowokować strażaków, potrzęsła tyłkiem. Obu mężczyzn aż skręcało.
Miecio nie wytrzymał, cicho zakradł się i jedną ręką nadal unosząc spódnicę, drugą siarczyście przyrżnął w pupę palmą wielkanocną.
– Auuaa! Auuuaaa! – wykrzyknęła Marta, udając niepomiernie zaskoczoną.
– Kto wypina, tego wina! – Mietek z lubością przypatrywał się kobiecie. – A jak to gadają we Wielkanoc, palma bije, nie zabije. – Mówiąc to przykropił pannie po pupie jeszcze kilka razy.
– Ach! Auuu! Ależ pastwicie się nad biedną dziewczyną… – Biadolenie rozochociło strażaków. Starszy, niewiele myśląc, chwycił bazie z dzbanka i przylał nimi Marcie po tyłku.
– Auuuuaaaa! – Kobieta sama była zaskoczona, że taki rodzaj przemocy może równie silnie ją podniecić.
Opuściła spódniczkę i przez materiał, dłonią, rozcierała sobie pupę. Czyniła to z premedytacją. Wyobrażała sobie, jaki efekt może wywoływać w mężczyznach widok kobiety masującej sobie pośladki.
– No tak… palma… wielkanocne obyczaje… panny winne się im podporządkować… – Marta mówiła zrezygnowanym tonem, chcąc zaakcentować swoją uległość, co wzbudzało w mężczyznach kreatywność. Obaj szukali w pamięci, jaka tu jeszcze wiejska tradycja pozwoli się popastwić nad kobietą.
– A zwyczaj wielkanocny, to też trochę polać… ha ha – Miecio zaordynował, w sposób, który wydał mu się przednim żartem, napełnienie szklanek.
A więc jeszcze wam mało… kolejna szklanka zwali was z nóg.
Po toaście mężczyźni usadowili Martę na kanapie między sobą. Alkohol coraz bardziej uderzał im do głów. Mietek jedną rękę położył kobiecie na kolanach, a drugą objął ją w talii. Młodszy patrzył na to z zazdrością. Obserwował kolegę, który po przyciągnięciu panny do siebie zyskał doskonały punkt obserwacyjny… i jak zapuszcza żurawia w dekolt. A dało się zauważyć, że wydekoltowana bluzeczka miała dodatkowo jeden guziczek rozpięty.
Miecio delektował się pięknym, słodkim zapachem kobiecych perfum. Wciągał go w nozdrza i gapił się w dolinę między pokaźnymi wzgórzami. Dostrzegł tam oryginalny wisiorek. Był to krzyżyk o dość nietypowych kształtach, jakby grecki.
– Co to? Niby krzyżyk, ale jakiś nie nasz…
– To pamiątka z Ziemi Świętej. Przywiozłam go z Jerozolimy, rok temu tam właśnie spędzałam Wielkanoc.
– O! Daj no pani nauczycielko obejrzeć.
Miecio był dumny ze swego pomysłu. Miał świetny pretekst, żeby włożyć kobiecie łapę w dekolt. Co niezwłocznie uczynił, wkładając olbrzymią dłoń między piersi, aby wyłowić krzyżyk. Nie omieszkał długo go łowić… żeby poeksplorować dekolt. Przy okazji rozpiął się kolejny guzik… Martę to niezwykle podniecało. I to, że ją oglądają i że dotykają piersi.
– Antoś, ty też sobie zobacz, jakie insze to cudo…
Antek wstydził się, ale gdy była nauczycielka ochoczo wystawiła biust w jego stronę, alkohol i pożądanie wzięły górę. Chłopiec włożył drżącą rękę między potężne krągłości historyczki, jednak nie tak śmiało jak poprzednik.
– To prawda… cudo… wielkie cudo…
Przeciągał oglądanie w nieskończoność. Zastanawiał się, czy nauczycielce sterczą sutki pod wpływem jego dotyku. Gdy już zabierał rękę, mimo że robił to delikatnie, puścił kolejny guzik bluzeczki.
Mietek był nakręcony, myślał wyłącznie o biuście historyczki. Chciał się nim zająć. Pieścić. Całować. Gotowy na wszystko, byle tylko dosięgnąć celu.
– Pani Marto, z okazji Zmartwychwstania warto by było ucałować zmartwychwstałego…
Kobietę niezwykle podniecały takie podchody. Nie opierała się, gdy mężczyzna pochylił się nad piersiami i ustami przyssał się do rowka.
O tak… piękny to hołd oddajesz mojej kobiecości…
– Ochh… piękny hołd oddaje pan Zmartwychwstałemu…
Mężczyzna był wniebowzięty. Dokumentnie wylizał rowek między jej piersiami.
– Teraz Antoś!
Chłopak pochylił się, natychmiast uderzyła go słodka woń perfum. Zaciągnął się nią, przymknął oczy i ustami szukał krzyżyka. Delikatne dotykanie wargami skóry na biuście pani Marty wywoływało w nim stan najwyższego podniecenia. Celebrował moment składania pocałunku.
Marta była zachwycona, jako ucznia, zawsze darzyła go sympatią, mimo że nieśmiały i niezbyt lotny, to zawsze szczery i życzliwie usposobiony.
Dobrze, że zapisał się do tej straży…
Mietka pobudził widok nauczycielki wypinającej biust i chłoptasia z twarzą w jej dekolcie. Gdy młodzian odsunął się, dało się zauważyć, że kolejne guziczki bluzki puściły.
Pewnie celowo ubrała takie fatałaszki, żeby szybko odsłonić cycki…
– No dobra. Tera czas na dwóch ukrzyżowanych łotrów po prawicy i lewicy…
– Co ma pan na myśli? – Marta wyraziła zaniepokojenie, lecz tak naprawdę przypadł jej do smaku kolejny podstęp Miecia.
Drań chce dalej całować moje piersi… Boże! Dlaczego to takie podniecające…?!
Strażak coś zabełgotał i silnie schwycił kobietę, przysysając się ustami się do lewej piersi.
– Och… nie… niech pan przestanie!
Mężczyzna co prawda nie odważył się na zsunięcie stanika z biustu, ale piersi i tak wystarczająco wyglądały z biustonosza. Odważył się natomiast wsunąć język pod miseczki i ślinił na potęgę cycki Marty.
– Ach… nie… nie… proszę mnie puścić! – błagała nauczycielka, w duchu zaklinając: O tak… jak wspaniale być tak niewoloną…
– Tera czas na drugiego łotra! – Tym razem, podochocony Mietek był o wiele odważniejszy. Jego usta sięgnęły szczególnie wrażliwych krawędzi brodawki.
– Achhhh! Achhh! – wzdychała w egzaltacji.
Mężczyzna przyssał się do piersi i długo jej nie puszczał. Lizał, wreszcie pozorując, że rozpędził się przypadkiem, liznął jej sutek, mocno już nabrzmiały.
– Ojej… nie! Do czego pan się posuwa?!
Podniecona i skonsternowana historyczka odepchnęła nieco strażaka. Ten otrząsł się i upomniał o młodszego kolegę.
– Niech młody też wycałuje obydwu łotrów!
Marta, udając skrajnie zawstydzoną, pokręciła głową, zdając się mówić: no niechże wam już będzie i podstawiła piersi pod twarz młokosa.
Ten znów delektował się długo. Myślał tylko o tym, żeby sięgnąć ustami głębiej pod miseczkę i schwycić sutki ulubionej nauczycielki. Na to się jednak nie zdobył. Za to buszując przy piersiach Marty, spowodował, że jej bluzka rozpięła się niemal zupełnie. Mężczyźni napatrzyli się porządnie, skąpy stanik odsłaniał bardzo dużo. Widzieli kształtne uformowanie jej obfitych piersi, opiętych seksownym biustonoszem. Wydawało się, że niewiele trzeba, żeby wyskoczyły z uwięzi. Marta śledząc ich nienasycony wzrok, uznała że to najwyższy czas, żeby sprowokować druhów swoim rzekomym oporem.
–Ojej! Co za niesforna bluzeczka! Przepraszam panów! – Wstała i zaczęła powoli zapinać guziki.
Na mężczyzn podziałało to jak na psa, któremu wydziera się przed chwilą podarowaną kość. Efekt zwielokrotniał wypity alkohol (gdy młodziak całował piersi, Mietek dolał sobie szklankę). Znów szukali starych zwyczajów, które dałyby im pretekst do kolejnych działań.
Mam! – Uradował się stary strażak.
– W moich czasach, to nie było tak grzeczniutko… Sikaweczka, może jeszcze perfumy?! Lało się dziewusze czy to babie wiadro wody pod spódnicę!
Marta zadrżała, sama nie wiedziała, czy bardziej z przerażenia, czy z podniecenia.
Są tak rozochoceni, że gotowi mi okrutnie polać pod kieckę…
– Panowie, chyba nie użyjecie sikawki pod moją spódnicą?!
To ich sprowokowało, podniecony Mieczysław sięgnął jeszcze raz po sikawkę.
– Patrz młody i ucz się, jak prawdziwie podlewa się panny! Przytrzymaj mi tę gołąbeczkę.
Sam złapał kobietę za jedną rękę, za drugą schwycił ją Antoni. Nauczycielka piszczała w niebogłosy, z wielkim trudem ukrywając, że sprawia jej to nie lada przyjemność. Starszy strażak włożył sikawkę pod spódnicę i patrzył swej ofierze prosto w oczy.
– Nie! Nie! Błagam! – prosiła historyczka.
Miecio był jednak nieprzejednany.
– Żeby rola była płodna, trza ją podlać. Ha ha!
W tym momencie Marta poczuła na udach uderzenie strużki zimnej wody.
– Ojej! – pisnęła przerażona.
– Znaczy się, trafiłem! – Zarechotał strażak. – Zobaczmy! Trzymaj Antoś dobrze naszą sikorkę!
Zadarł dziewczynie spódniczkę do góry. Nie mogła przeciwdziałać, bo młody trzymał jej ręce niczym w imadle. Mężczyźni ujrzeli skąpe, koronkowe stringi opinające krocze dziewczyny. Były tak transparentne, że doskonale widzieli zarys szparki i paseczka włosków nad nią. Starszy strażak siknął strumieniem wody prosto na jej cipkę. Poczuła to intensywnie.
– Auuaa! Och! – Marta udała, że próbuje się wyrwać z uścisku Antoniego, lecz tylko po to, by wykazać, jak bardzo jest zniewolona. – Nie! Przestańcie… już jestem tam mokra…
Mężczyźni z lubością wpatrywali się w to, jak zmoczone majteczki przylegają do łona nauczycielki, idealnie eksponując kształt warg sromowych.
Marta z przemoczoną spódnicą stała zawstydzona, ale też niemożebnie podniecona sytuacją. Czuła, że jest gotowa im ulec. Natychmiast. Tym bardziej podziałały na nią słowa Mietka:
– To jak paniusia jest już mokra, to znaczy się, że gotowa… i potrzebuje innej sikawki!
Z niedowierzaniem patrzyła, jak rozpina spodnie. Z rozporka wyskoczył istny wąż! Mięsisty, gruby, długi i zakręcony. Zadrżała.
– Nie… nie… co pan chce zrobić? – wyszeptała. A pomyślała: O tak… o tak! Fantastyczny! Oszałamiający!
– Tak, tak paniusiu, pewno nie mogłaś się go doczekać?! Widzisz jaki jest? Prawdziwie przeciwpożarowy! Ha ha ha! Nie krępuj się, możesz rozłożyć przed nim nóżki…
– Panie Mieczysławie, jak panu nie wstyd! Wie pan, że jestem porządną dziewczyną… – Droczenie się sprawiało jej równie dużą przyjemność, co zgrywanie cnotki.
Staremu druhowi brakowało cierpliwości.
– No już damulko! Na wersalkę! Kiecka w górę, majtki w dół!
Przaśny tekst ukuł historyczkę.
– O Boże! Jak pan śmie…
Ale staremu nie uśmiechało się czekać. Rozochocało go, że może użyć wobec nauczycielki przemocy. Ona poudaje, że się opiera, on poudaje, że ją gwałci… Po czym kobieta ulegnie, a on sobie porządnie podupczy. Wszyscy wyjdą zadowoleni.
Marta zamarkowała próbę ucieczki, ale strażak szybko chwycił ją za ramię. I tak w jednej ręce trzymając swoją sikawkę, w drugiej dziewuchę, zmierzał w stronę wersalki.
– Nie, nie… – biadoliła dziewczyna. – Antosiu… ratuj mnie… proszę… przecież byłam twoją nauczycielką… nie pozwól, żeby ten pan pohańbił moją cześć niewieścią…
Młody junak miał zagwozdkę: z jednej strony, lojalność wobec towarzysza, z drugiej rycerskie zapędy. Zastanawiał się czy błagania historyczki to szczera prośba, czy babska gierka…
Zwyciężyła trzecia siła: podniecenie. Scena z wleczoną, na wpół obnażoną, nauczycielką wprawiała go w najwyższy stan ekscytacji. Chciał zobaczyć finał. W tym celu nawet ukuł naiwną teoryjkę.
– Pani Marto… uwielbiam panią… ale… taka tradycja… samotna panna… w pani wieku… przynależy się zasłużonemu strażakowi…
– O Jezuniu! Znikąd pomocy! Och ja bidulka… nie pozostaje mi nic innego, jak tylko ulec! – lamentowała popychana przez starego na wersalkę.
Niemal natychmiast poczuła na sobie wielkie cielsko w mundurze. Dwa rzędy ciężkich pożarniczych orderów uderzyły w jej piersi.
– No damulko… teraz trochę większa sikawka trafi pod twoją spódnicę!
Poczuła mięsistego węża, sunącego po jej udach. Nieubłaganie. W jednym, wiadomym kierunku.
– Nie… nie… proszę… jest… taki duży… za duży… jestem… ach… ciasna…
– Jak ja lubię ciasne! – Mietek naprowadził pytona na cel. – A myślisz paniusiu, że po co my mamy taki porządny sprzęt? – Główką zsunął stringi ze szparki, co wywołało u kobiety dreszcze na plecach. – Żeby torować przejście w trudnych warunkach! Ha ha ha! – I zaczął forsować łbem węża wejście do norki.
– Nie… nie! – Marta czuła bolesne wtargnięcie. – Aaaaa! Ach! – Potężne cielsko bezlitośnie rozpychało ścianki pochwy.
Chciała tego. Chciała zostać wziętą brutalnie i ostro. Bezpardonowo. Chciała czuć w sobie ogromnego drąga i czuć jak się w nią wbija coraz głębiej. Chciała czuć się bezbronną. Nie móc nic innego zrobić, niż tylko przyjmować pchnięcia… i… jęczeć.
Jęczała.
– Aaaaa…. Aaaaa… aaaaaaaaa…
Jęczała, zdając sobie sprawę, jak te dźwięki działają na zmysły obu mężczyzn.
Poczuła, że wtłoczył się do końca. Zdobył ją dokumentnie. A był na tyle długi, że mógłby penetrować dalej… Zdawało się, że dno pochwy nie stanowi dla niego żadnej granicy… Nauczycielkę to ogromnie podniecało. To, że czuje się niczym nadziana na pal… Jak Azja Tuchajbejowicz… Ale Azja na pewno nie miał tak grubego i ostrego pala…
O dziwo, potężnie podniecało ją, że nie ma żadnego zabezpieczenia. Jak również to, że był zwierzęcy i dziki. Do tego stawał się wulgarny.
– No i co cipo? Ciasna? Oszukiwałaś… już ci ją trochę jakieś fagasy rozepchały!
Martę to również podnieciło: sugestia, że jest łatwiejsza niż twierdziła.
– Ochh… ochhh… – wzdychała.
– Ale tę Wielkanoc popamiętasz cholernie! Bo zostaniesz przepchana jak nigdy! I zostaniesz już z rozepchaną porządnie psitą. Tego pewno chciałaś, jak nas wpuszczałaś do środka. Chciałaś strażaków wpuścić nie tylko do domu, ale i do pizdy!
Ależ on się rozkręca… Chce dosłownie i w przenośni wyżyć się na mnie…
– Panie Mietku… ależ z pana brutal… nie dość, że tak mocno mnie pan ciemięży… to jeszcze tak się na mnie wyżywa…
– O tak! Tak lubię! Lubię czuć, że suczka jest w mojej władzy! Co pani nauczycielko? Jesteś moją suczką?! – W tym momencie wykonał mocny sztych w jej cipkę, jakby chciał ją przebić.
– Aaach! Ojej… Ależ z pana dzikus! – Ledwie to powiedziała, a kolejne pchnięcie poczuła głęboko w sobie.
– Mów cipo!
– Ach…. Tak… Aaaaa! Jestem… jestem pańską… aaaa… suczką…
Miecio czuł się ukontentowany. W pełni kontrolował sytuację. Ale spełnienie odczuwała też historyczka, stając się skrajnie uległą…
Mieczysław nie na darmo nosił odznakę wzorowego strażaka. Jego moce zdawały się być niewyczerpane. W przeciwieństwie do nadwątlonych sił potwornie skrzypiącej wersalki, konkurującej z Martą na decybele.
– Aaaaa… Panie Mietku… wyeksploatuje mnie pan do cna… aaaaa…
– Sama się o to prosiłaś! Wystroiłaś się po to, żeby ci nie przepuścić! Chciałaś dać… to teraz masz to co chciałaś… chciałaś się puścić! Od początku… Przyznaj to pizdo! – Znów ciężki taran uderzył w dno pochwy.
Zmuszanie do uległości, do takich wyznań, rozpalało Martę do granic.
– Taakk… ach… chciałam dać…
– Powtórz to suczo! Pełnym zdaniem!
Matka Marty zagadała się pod kościołem z koleżankami. Spóźniona pospiesznie wracała do domu. Jakże się zdziwiła, gdy tylko otworzyła drzwi!
Ujrzała swoją córkę z rozpiętym stanikiem, zadartą do góry spódnicą, obściskiwaną przez dwóch mundurowych. Córka jęcząc, wykrzykiwała:
– Tak… aachh… od początku chciałam wam dać… od początku chciałam się puścić…
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wejdź na nasz formularz i wyślij je do nas. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Alladyn
2019-04-22 at 22:01
Kolejne opowiadanie Autorki, która już zdążyła nas przyzwyczaić do bohaterki opowiadań zmuszanej (czyżby?) do seksu przez łasych na jej wdzięki mężczyzn różnych profesji.
Mimo stosunkowo(!) powtarzalnych sytuacji, wyglądu i sposobu ubierania się Marty (alter ego Autorki) i innych szczegółów tych opowiadań, każde z nich ma w sobie to „coś”, co powoduje, że czyta się je z zainteresowaniem, uśmiechem i …podnieceniem. Świadczy to niezbicie o niekwestionowanym talencie pisarskim piszącej.
Nie inaczej jest z powyższym opowiadaniem. Jest tu nawiązanie do polskich tradycji, czasem rubaszny humor, a przede wszystkim dużo podniecających, erotycznych scen. Dlatego czyta się ten tekst z przyjemnością, jest godny polecenia i wysokich ocen.
Pozdrowienia dla Autorki.
XeeleeFirst
2019-04-28 at 14:40
Kolejne dobre opowiadanie autorki „Historyczka”. Opowieść jest sformułowana w jej charakterystycznym stylu. Według mnie: (1) mocne strony stylu P.T. Historyczki to: konsekwencja w opisach przygód jej bohaterki Marty, dialogi pisane mową potoczną, często sceny podniecające, nie pomijanie tematów okolicznościowych takich jak wybory samorządowe, święta, prezentowanie kolorytu małych miasteczek, odwaga w bezpruderyjnych sformułowaniach, odważne słownictwo; (2) pewną niedoskonałością jest natomiast podtrzymywanie 'trudnego do uchwycenia i sprecyzowania zabiegu’ aby owe „wydarzenia seksualne” nie odbierać jako rzeczywiste i możliwe do odtworzenia w praktyce. Tym nie mniej – gratuluję autorce energii i talentu.
MRT_Greg
2019-04-30 at 09:17
Kocham utwory historyczki :* Są przaśne, dowcipne i bardzo proste do łyknięcia. Przewijająca się wszędzie konwencja wiejskiej rozpustnej nauczycielki cieszy moje oko – ileż to miałem niegdyś fantazji o mojej nauczycielce… 😀 Historyczka jest jej bardzo bliskim odzwierciedleniem. Dziękuję za smaczny posiłek 😉
Pozdrawiam
MRT
kitu
2019-05-12 at 16:27
Nudno i wulgarnie pisane opowiastki.Choc sie to niby lekko czyta to nie jest az tak wciągające i ciekawe bo zbyt krotkie i ,,o niczym”tak naprawdę..Pewnie i autorka ma talent,bo pisze ,,ze swadą”,ale ileż tego można mnożyc?Powtarzam:nudne jak flaki z olejem.